Pobierz album - Paczki wdzięczności
Transkrypt
Pobierz album - Paczki wdzięczności
Paczki Wdzięczności 1 Paczki Wdzięczności Szanowni Państwo! Ż yjemy dziś w czasach demokratycznych, wybieramy w wolnych wyborach powszechnych, mamy dostęp do informacji i nieograniczone możliwości podróży, a w sklepach ogromny wybór produktów. Młode pokolenie z niedowierzaniem przyjmuje fakt, że niecałe 30 lat temu sytuacja w naszym kraju wyglądała diametralnie inaczej. Dostęp do produktów był utrudniony. W sklepach trzeba było stać w długich kolejkach. Kawa była luksusem, na który mogliśmy sobie pozwolić tylko czasem. I właśnie wtedy Świat przyszedł nam z pomocą. Nie politycy, a zwykłe rodziny, obywatele Francji, Włoch, Niemiec, krajów Skandynawii i Beneluksu oraz innych państw spontanicznie przesyłali do Polski niezbędne artykuły spożywcze i chemiczne, a także ubrania i leki. To właśnie dzięki tej pomocy wielu z nas poznało smak dobrej, aromatycznej kawy, szynki i batoników z prawdziwej czekolady. Zawiązały się też międzynarodowe przyjaźnie – na odległość, bo ani Polacy nie mogli bez specjalnych pozwoleń opuszczać kraju, ani też nie mogli przyjmować gości. Z listów uczyliśmy się języków obcych, by móc – choć prowizorycznie – podziękować. Po 25 latach od odzyskania wolności, Prima – równolatka nowej rzeczywistości – stworzyła akcję, do której przyłączyły się tysiące osób. Daliśmy Polakom możliwość odwdzięczenia się za otrzymaną wtedy pomoc. Wysłaliśmy Paczki Wdzięczności, a w nich podziękowania za okazane wsparcie. Przy tej okazji wielu Polaków wróciło pamięcią do tamtych czasów. Ich historie są niezwykle osobiste. To wzruszenie przeplatające się z radością i nadzieją. Odmierzana mroźnymi dniami i nocami samotność z poczuciem wspólnoty i wiary, że tak naprawdę nie zostaliśmy sami ze swoimi problemami i że Świat o nas nie zapomniał. To dla nich jest ten album. A także dla tych, którzy właśnie z niego dowiedzą się, jak wyglądało wtedy życie w Polsce. I jak wiele zawdzięczamy ludziom dobrej woli, którzy uznali, że trzeba pomagać w potrzebie. Po prostu, od serca. Zapraszamy do lektury, Zespół Prima Poland Sp. z o.o. RYS HISTORYCZNY Kto przyjmuje dobrodziejstwo z wdzięcznością, spłaca już pierwszą ratę. Seneka Młodszy RYS HISTORYCZNY Prawdziwych przyjaciół poznaliśmy w biedzie Choć na początku lat 80. większości Polaków wydawało się, że zostali sami na świecie, ten świat o nich nie zapomniał. To właśnie wtedy do Polski zaczęły docierać paczki z podstawowymi produktami żywnościowymi oraz higienicznymi. 8 P o wprowadzeniu stanu wojennego sytuacja w Polsce drastycznie się pogarszała. W sklepach po mąkę i cukier trzeba było godzinami stać w kolejkach. Właśnie wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, ludzie na całym globie zaczęli nam pomagać. Głównie materialnie, ale do paczek często dołączone były słowa otuchy. Najbardziej zaangażowali się Niemcy (z ówczesnej RFN), jednak dary, nazywane przez Polaków „zrzutami”, docierały także z innych krajów Europy Zachodniej, USA, Kanady, a nawet Australii i Japonii. Pomoc budząca nadzieję Szacuje się, że w okresie stanu wojennego do Polski trafiło kilkadziesiąt milionów paczek. Z samych Niemiec przyszło ich ok. 30 milionów. W akcje pomocy włączyły się społeczne organizacje charytatywne, oddziały Czerwonego Krzyża, organizacje kościelne, miasta, gminy, stowarzyszenia, związki zawodowe i osoby prywatne. Choć rządowe media milczały na ten temat, każdy z Polaków mógł wtedy poczuć się częścią większej wspólnoty. Świat ich nie opuścił. Wręcz upominał się o nich, a to budziło nadzieję na lepsze czasy. Ludzie zaczęli wierzyć, że – jak śpiewał Wojciech Waglewski – „Ta zima kiedyś musi minąć”. Od bliskich i dalekich W „zrzutach” znajdowała się żywność (głównie: mleko w proszku, kawa, pomarańcze, żółty ser, cukier, margaryna), odzież, leki, a także artykuły higieniczne. Nie brakowało jednak także specjalistycznego sprzętu medycznego, dzięki czemu szpitale mogły w miarę normalnie funkcjonować. Część polskich rodzin otrzymywała pomoc od swoich bliskich, którzy wyemigrowali wcześniej lub nie wrócili z zagranicy po ogłoszeniu stanu wojennego. Jednak znaczna większość produktów wysyłana była spontanicznie. Darczyńcy liczyli na to, że w Polsce znajdą się organizacje, które sprawiedliwie rozdzielą pomoc. I tak się działo. Dystrybucją darów zajmowały się powstające ad hoc instytucje charytatywne. 9 PACZKI WDZIĘCZNOŚCI Kto z wdzięcznością bierze, daje w obfitości. William Blake PACZKI WDZIĘCZNOŚCI Piękna okazja do wyrażenia wdzięczności Idea akcji „Prima - Paczki Wdzięczności” narodziła się w 25 lat po pierwszych wolnych wyborach, które doprowadziły do zmiany ustroju w Polsce i niemal 34 lata po ogłoszeniu stanu wojennego. Ponad trzy dekady temu zwykli obywatele wielu krajów wsparli udręczonych kryzysem Polaków pomocą materialną i wyrazami otuchy. Nie liczyli na nagrody, dlatego Prima stworzyła okazję, by im za to podziękować, a niektórych nawet wyściskać. Rodacy podeszli do tej akcji z dużym entuzjazmem. 12 W latach 80. wielu Polaków otrzymało bezinteresowną pomoc, często od zupełnie nieznanych sobie osób. Wiążą się z nią wzruszające przeżycia, a także ogromna wdzięczność za wsparcie i zwykłą, podnoszącą na duchu, ludzką solidarność. – Pomysł akcji „Prima – Paczki Wdzięczności” powstał z myślą o tym, aby za tę pomoc podziękować – mówi Marek Ryfka, Dyrektor Marketingu Prima. – Towarzyszyła nam też myśl, że rzadko mamy okazję dowiedzieć się, jak okazane dobro bezpośrednio wpływa na ludzkie życie, jak dzięki niemu może zmienić się bieg historii. 13 PACZKI WDZIĘCZNOŚCI Serce w paczkach A zmieniło się diametralnie. Żeby zatrzymać w pamięci te wszystkie pozytywne historie – w ramach akcji „Prima – Paczki Wdzięczności” – powstała specjalna strona www.paczkiwdziecznosci.pl. Pod tym adresem można obejrzeć trzy wyjątkowe opowieści dokumentujące wsparcie, serdeczność i pozytywne emocje. To filmy, w których bohaterowie prezentują osobiste doświadczenia. Widzimy sportowca, który dzięki paczce z zagranicy mógł trenować do mistrzostw, poznajemy kobietę, która w paczce znalazła szatkę do chrztu dla swoich dzieci, a także kulisy przyjaźni polsko-włoskiej, która trwa do dziś. Dzięki temu, że tak wielu Polaków skorzystało z możliwości wyrażenia wdzięczności, dowiedzieliśmy się więcej o tych dramatycznych czasach, gdy nie tylko walczyliśmy o demokrację, a po prostu… po ludzku, cierpieliśmy nędzę. Nasi rozmówcy wspominają, że w kraju brakowało na- 14 wet podstawowych lekarstw dla dzieci, nie mówiąc już o pełnowartościowych posiłkach. Wiele tych dzieci do dziś pamięta smak kromki chleba posmarowanej darowanym masłem lub ciepłe buty, dzięki którym stopy nie marzły w największe mrozy. O popularności akcji zdecydowało nie tylko to, że Polacy znają i cenią markę Prima, ale także łatwość przyłączenia się do akcji. Po wejściu na stronę www.paczkiwdziecznosci.pl każdy mógł wyrazić wdzięczność za otrzymaną w trudnych czasach paczkę. Wystarczyło wybrać adresata, wpisać osobiste podziękowanie, a organizator wysyłał symboliczną paczkę pod wskazany adres. Każdy też mógł podzielić się wspomnieniami. Opowieści te są wzruszające, zabawne, pełne pozytywnych emocji, na pewno takie, które warto było zebrać i zachować w pamięci. Uczestnicy akcji z rozrzewnieniem wspominają np. pomoc otrzymaną od Niemców, o których w naszym kraju ciągle mówiło się i pi- sało jedynie w kontekście wojny. To, że w ciężkiej sytuacji zwykli obywatele zza zachodniej granicy zadbali o to, byśmy mieli co włożyć do garnka, przełamało wiele stereotypów. A przyjaźnie – zawarte korespondencyjnie, często przy użyciu słownika – wytrzymały próbę czasu. Dziś nasi zagraniczni darczyńcy chętnie przyjeżdżają jako turyści do wolnego już i demokratycznego kraju. Ta nasza wolność to także ich zasługa. Historia osobista Dlaczego ten temat jest ważny? W latach 80., gdy Polacy stali w kilometrowych kolejkach po najzwyklejsze artykuły pierwszej potrzeby, obywatele krajów utożsamianych z dobrobytem spontanicznie podzielili się z nami tym, co mieli najlepszego. Wtedy nie wszyscy obdarowani mieli możliwość odwdzięczenia się ofiarodawcom i podziękowania za wsparcie. Przypominamy, że granice Polski zamknięto, telefony wyłą- czono, a listy były cenzurowane. Dziś chcemy i możemy to nadrobić. Inspiracja do niesienia pomocy Zebrane opowieści pokazują, że temat paczek otrzymywanych z Zachodu do tej pory wywołuje silne emocje. W trakcie kampanii udało się zebrać kilkadziesiąt historii, których narratorzy ze wzruszeniem i rozrzewnieniem wracają do tamtych chwil. Pragniemy, by ludzie zaangażowani w pomoc dla zwykłych polskich rodzin na zawsze pozostali w naszej wdzięcznej pamięci. Dlatego oddajemy w Państwa ręce ten album. Mamy nadzieję, że także pokolenie młodych ludzi, którzy urodzili się już w wolnej Polsce, znajdzie w nim inspirację do pomagania potrzebującym i do okazywania wdzięczności. 15 25-LECIE MARKI Dobroć serca jest tym, czym ciepło słońca: ona daje życie. Henryk Sienkiewicz 25-LECIE MARKI Ćwierć wieku z Primą i z wolnością Rok 1989 przyniósł bardzo wiele zmian. Opadła dzieląca Europę na dwie części „żelazna kurtyna”i rozpoczął się proces demokratyzacji naszej części Europy. Polacy odetchnęli po latach kryzysu i mogli wreszcie zacząć cieszyć się życiem oraz delektować smakołykami rodzimej produkcji. To także wtedy z linii produkcyjnej Primy zjechała pierwsza kawa tej marki - Robusta. 18 R ok wcześniej trzech absolwentów poznańskiej Akademii Ekonomicznej postanowiło rozpocząć produkcję niezwykle aromatycznej kawy naturalnej, od której miło by było zaczynać każdy nowy dzień. Jej pierwsze opakowanie do dziś zajmuje honorowe miejsce w biurze firmy. Wolność ze smakiem Firma zaczęła się dynamicznie rozwijać, gdy w jej siedzibie pojawił się pierwszy piec do prażenia kawy. W Sułaszewie koło Margonina produkcja ruszyła pełną parą. Równolegle rozpoczęto import meksykańskich ziaren Prima Lavado, od których zaczerpnięto nazwę dla całej marki. Przełom nastąpił na początku ostatniej dekady XX wieku, gdy przedsiębiorstwo dołączyło do Drie Mollen Holding BV – holenderskiego koncernu z ponad dwustuletnią tradycją w prażeniu kawy. Pojawiły się nowoczesne rozwiązania i technologie. 19 25-LECIE MARKI Rozwój jeszcze przyspieszył, gdy w 1995 roku – na fali sukcesów rynkowych – udało się rozbudować oraz zmodernizować palarnię. Dzięki zastosowaniu rozwiązań nowoczesnego systemu jakości kawa Prima stała się synonimem produktów najwyższej klasy i wysublimowanego smaku. Polska unowocześniała się również. W tym roku pojawiła się nowa jednostka monetarna o nazwie „złoty” (PLN), która zastąpiła tzw. „starego złotego” (PLZ), zmienił się prezydent, a Ministerstwo Łączności ogłosiło przetarg związany z możliwością wybudowania dwóch sieci komórkowych w standardzie GSM! Wieści te śledziliśmy w wolnej prasie – przy filiżance aromatycznej rodzimej kawy Prima. Półtora miliarda filiżanek W pierwszych latach nowego tysiąclecia Prima była już znana w 200 krajach na świecie. Gdy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku firma uroczyście obchodziła dwudziestolecie swojego istnienia, marka była jedną z wiodących w Polsce. Miłośnicy tej kawy wypijali 20 aż półtora miliarda jej filiżanek rocznie. Chętnie też dawali ją sobie w prezencie. Do sukcesu rynkowego przyczyniły się: wysoka jakość, doskonały smak oraz sprawna dystrybucja – co przekłada się na dostępność produktu w sklepach. Gdy Prima obchodziła swój jubileusz, Senat RP – w związku z nadchodzącą 20. rocznicą przeprowadzenia pierwszych wyborów do odrodzonego samorządu terytorialnego – nadchodzący rok ogłosił Rokiem Polskiej Demokracji Lokalnej. Kultura picia kawy W 2011 roku smakiem kawy Prima mogły cieszyć się tłumy uczestników pikników rodzinnych organizowanych na terenie całej Polski przez „Lato z Radiem”. Miłośnicy dobrej zabawy na świeżym powietrzu przychodzili całymi rodzinami. Najmłodsze pokolenie, które poznawało smak kawy Prima, nie pamiętało już traumatycznych wydarzeń, które stały się udziałem ich rodziców i dziadków. Rok później rozpoczęła się wyjątkowa akcja „Śniadania świata”, podczas której przedsta- wiciele marki Prima podróżowali po europejskich stolicach. Ich celem było zdobycie nowych, oryginalnych przepisów na parzenie kawy. Świadectwem tych poszukiwań stały się filmiki przedstawiające różne zakątki naszego kontynentu oraz prezentujące obowiązującą tam kulturę picia kawy. W Polsce kultura ta była już bardzo rozwinięta, mogliśmy się więc dzielić także naszymi sposobami. Mogliśmy tę wiedzę przekazywać w trakcie uroczystości rodzinnych, które bez kawy odbyć się przecież nie mogą. W niepamięć odeszło zalewanie wrzątkiem brązowego gorzkiego proszku „wystanego” w kilometrowej kolejce. Mocna, pobudzająca do życia Prima, przygotowywana na wiele sposobów, zawsze inspirowała (i inspiruje) do tego, by spędzać dni aktywnie i ze smakiem. Żeby jak najlepiej korzystać z wywalczonej i pielęgnowanej wolności. Lata wdzięczności Rok 2013 przyniósł nową kampanię reklamową: „Prima. Świeżo palona”. Kawa tworzona z pasją, której świe- żość gwarantuje pełny smak i aromat, od samego początku tworzona jest przez tych samych ludzi i gdy rok później marka obchodziła swoje pierwsze ćwierćwiecze, nie obyło się bez wspomnień i wzruszeń. Z tych wspomnień zrodziła się idea podziękowania ludziom z całego świata, którzy ponad trzy dekady temu, w najtrudniejszych dniach stanu wojennego, słali polskim rodzinom paczki z żywnością, ubraniami i chemią gospodarczą. Kawa była jednym z podstawowych produktów, które owe „dary” zawierały. Dziś marka Prima utożsamiana jest z najbardziej wyrafinowanym smakiem, co znajduje potwierdzenie w wyborach konsumentów i w nagrodach. W Polsce odbywają się kolejne demokratyczne wybory na najwyższe urzędy, a wielu jej obywateli – w ramach swoich codziennych, małych wyborów – sięga po ulubioną kawę Prima. Kawę, która nie tylko pieści kubki smakowe. Ma także smak wolności i wdzięczności. 21 BADANIA WDZIĘCZNOŚCI To małostkowość okazywać wdzięczność z umiarem. Roberto Benigni BADANIA WDZIĘCZNOŚCI Lubię okazywać wdzięczność innym osobom Gdy ktoś mi dziękuje, czuję się lepiej 6,2% 1,7% 3,2% 2,0% 14,2% 22,6% 34,3% 20,7% 45,7% 44,9% Lubię, gdy ktoś mi dziękuje za okazaną wdzięczność lub pomoc Oczekuję podziękowań za okazaną przeze mnie pomoc lub gest 2,9% 7,2% 9,4% 8,9% 22,6% 22,6% 20,6% Dziękuję? To oczywiste! Zdecydowana większość Polaków deklaruje, że wdzięczność utożsamia z okazywaniem szacunku drugiemu człowiekowi. Oznacza to, że traktujemy dziękowanie jako naturalny element relacji międzyludzkich. 24 44,9% Czuję się niezręcznie kiedy ktoś okazuje mi uprzejmość/pomoc K ażdy z nas na pytanie, czy w kontaktach społecznych używa słowa „dziękuję”, odpowie – tak. Bo dziękowanie i okazywanie wdzięczności wydaje się oczywistym odruchem. Potwierdza to raport marki Prima, przygotowany w związku z akcją „Prima – www.PaczkiWdziecznosci.pl”. Wynika z niego, że prawie 98 proc. badanych dziękuje za każdym razem, gdy otrzyma pomoc lub gdy ktoś wyświadczy im przysługę. Aż 85 proc. uczestników badania uważa, że okazywanie wdzięczności umacnia relacje z innymi. Ankietowani deklarują także, że kierowanie się w życiu konkretnymi wartościami jest dla nich ważne. 10,9% 32,4% Podziękowania to niewiele znaczący, pusty konwencjonalny gest 6,8% 6,9% 24,3% 28,1 % 13,5% 35,2% 15,3% 29,1% 29,9% ■ ■ ■ 28,4% Zdecydowanie się nie zgadzam Raczej się nie zgadzam Trudno powiedzieć ■ ■ W zasadzie - wzajemność Niezależnie od tego, czy to my dziękujemy, czy nam dziękują, czujemy się z tego powodu lepiej. Wdzięczność poprawia naszą samoocenę i pozytywnie wpływa na jakość relacji z innymi. Większość Polaków (85,7 proc.) deklaruje, że utożsamia ją z okazywaniem szacunku – zarówno osobom najbliższym, jak i nieznajomym. – Mimo iż żyjemy w tzw. społeczeństwach kontraktu, w których wartość mierzy się pieniędzmi, a nie w społeczeństwach daru, jakie kiedyś badali antropolodzy, chcemy pamiętać o stosowaniu zasady wzajemności – komentuje wyniki raportu marki Prima, „Prima – www.PaczkiWdziecznosci.pl”, profesor Wojciech Burszta, antropolog kultury. – Niezależnie od wieku, wykształcenia, płci i miejsca zamieszkania badani deklarują, że dary w postaci prezentów, życzeń czy pomocy finansowej, a także rozmaite przysługi ze strony innych ludzi wymagają podziękowań. Można więc domniemywać, że ze strony obdarowanych wcześniej czy później nastąpi rewanż. W ramach takiego „kontraktu wzajemności” pojawiają się kręgi bliskości – najbardziej liczy się rodzina i znajomi. Tylko jedna trzecia badanych dziękuje za pomoc i przysługę osobom spoza tego podstawowego kręgu. Można odnieść wrażenie, że do ugruntowania nawyku okazywania wdzięczności przyczynił się rozwój technologiczny. – Portale społecznościowe upowszechniły obyczaj składania życzeń imieninowych i innych – zauważa prof. Burszta. – To skłania ich użytkowników do pogłębiania w sobie postaw typu „ty mi składasz życzenia, ja też nie zapomnę o podobnych, jak przyjdzie pora, a portal mi o tym przypomni”. Raczej się zgadzam Zdecydowanie się zgadzam Badanie opinii marki Prima „Paczki Wdzięczności - www.PaczkiWdziecznosci.pl”, luty 2015 r. Badanie zostało przeprowadzone w lutym 2015 r. metodą wywiadów on-line (CAWI) na reprezentatywnej próbie osób pamiętających fakt otrzymania paczki w trudnych latach 80. XX wieku. 25 BADANIA WDZIĘCZNOŚCI Tak rodzi się dzisiaj „zasada wirtualnej wzajemności”, która może jest powierzchowna i niezobowiązująca, ale uczy nawyku, że gest innego człowieka wymaga przeciwgestu. Pamiętamy: buty, ubrania, jedzenie Dziś, zmierzając do indywidualnego sukcesu, ścigamy się z czasem, a ludzi, których spotykamy na swojej drodze, często traktujemy jak konkurentów. Pośpiech, rywalizacja i wiążące się z nimi zmęczenie to główne przeszkody w tworzeniu okazji do „niewirtualnego” odwdzięczenia się zarówno bliskim, jak i nieznajomym osobom. Bez tego trudno zacieśniać więzi i budować trwałe społeczne relacje. Za sprawą akcji Primy Polacy mogli zatrzymać się w tym biegu i podziękować za pomoc otrzymywaną z zagranicy w latach 70. i 80. Z raportu „Prima – Paczki Wdzięczności”, dowiadujemy się, że jedna trzecia badanych pamięta, iż otrzymała wtedy paczkę z zagranicy (wśród osób po 35. roku życia fakt ten przypomina sobie aż 40 proc. respondentów). Polacy nie zapomnieli także, co znaj- dowało się w paczkach. Aż 66 proc. badanych odpowiedziała, że obuwie, 52 proc. przypomina sobie ubrania, a 51 proc. – jedzenie. Prawie 40 proc. badanych w momencie otrzymania paczki czuło chęć odwdzięczenia się darczyńcy. Radość, wzruszenie, nadzieja Ponad połowa badanych wskazuje, że paczki przysyłała im rodzina mieszkająca za granicą, jednak aż 20 proc. respondentów odpowiedziało, że przesyłki przyszły od anonimowych darczyńców. W pamięci ankietowanych zachowały się wspomnienia i uczucia, które towarzyszyły tamtym wydarzeniom. Fakt otrzymania paczki wywoływał przede wszystkim radość (72 proc.), ale także wzruszenie (46 proc). Dodatkowo aż 83 proc. badanych wskazuje, że paczki dawały nadzieję i poczucie wspólnoty. – Tamte wydarzenia mają jednoznacznie pozytywną konotację. Polacy zapamiętali je jako przejaw ogólnoludzkiej solidarności. Można wręcz powiedzieć, że słynna akcja paczek dla Polski obrosła własną mitologią. I na- uczyła Polaków, że solidarność z innymi nie jest tylko sloganem – mówi prof. Wojciech Burszta, który sam do dzisiaj ma w domu karton po takiej paczce. Jego ojciec, prof. Józef Burszta, otrzymał ją od niemieckiego kolegi profesora w 1982 roku. – Teraz trzymam w tym kartonie ozdoby świąteczne, ale adres nadawcy i odbiorcy ciągle są czytelne – dodaje nasz ekspert. S Dziś również paczki są ważne Prof. Burszta zwraca uwagę, że 70 proc. badanych dziś także uznałoby za możliwe otrzymywanie i przekazywanie paczek pomocowych. Tego typu przesyłki to zatem swoisty dar tych, którzy mogą coś ofiarować, aby poprzez materialną pomoc zawiązać stosunek bliskości i solidarności z osobami mniej uprzywilejowanymi. – Tym samym paczki nabierają nie tylko wymiaru ekonomicznego, ale są wyrazem upowszechniającej się globalnie zasady życzliwości. Tomasz Jastrun 26 am korzystałem z takiej pomocy i miała ona konkretny wymiar materialny, bo moja rodzina otrzymywała żywność, ubrania i środki czystości, a tego wszystkiego w tamtej Polsce brakowało. Ale miało to też wymiar symboliczny – dowiedzieliśmy się, że ktoś się nami martwi i o nas myśli. Jedna z paczek była tak duża i ciężka, że ledwie mieściła się w moim niewielkim samochodzie. Miałem wtedy malucha, wyniosłem karton z poczty i postawiłem go na dachu. Zamyśliłem się, wsiadłem do auta i odjechałem. Ludzie dziwnie patrzyli na mój samochód, a po chwili paczka ze świstem spadła z dachu, na szczęście nie miało co się w niej stłuc. Nie pamiętam już, czy udało się nam wtedy podziękować, paczki przysyłali często anonimowi darczyńcy, ciekawe, że najczęściej Niemcy. Wtedy zresztą powszechne było bardzo polskie poczucie, że jesteśmy ofiarami historii i że nam się należy. Tym bardziej doceniam akcję, w której po latach Polacy mogą podziękować za okazaną im pomoc. To symboliczna rekompensata za uwagę, którą w odruchu serca nieznajomi ludzie obdarzyli nas w tamtych trudnych latach. 27 BADANIA WDZIĘCZNOŚCI P W Maria Wiernikowska 28 idziałam tę pomoc od środka. Pracowałam wtedy w Paryżu, w biurze Solidarności, przy francuskich związkach zawodowych CFDT. Zajmowałam się wysyłką leków, a konkretnie – w piwnicy budynku przy rue Montholon – przerzucaliśmy tony pigułek z domowych apteczek. W tymże budynku, na piętrze, zajmowaliśmy się tłumaczeniem polskich gazetek podziemnych na francuski, żeby uświadomić Francuzom, co się działo w Polsce stanu wojennego. Obok uzupełnialiśmy kartoteki internowanych i ich rodzin, by dawać Francuzom konkretne adresy, pod które wysyłali paczki. Myślę, że należałoby dziś podziękować księdzu Platerowi z Misji Katolickiej we Francji i ludziom ze wszystkich francuskich związków zawodowych. Sama chciałabym podziękować wielu, wielu osobom... Dorota Wellman omoc docierała do nas z różnych stron. Otrzymywaliśmy paczki prywatnie, od przyjaciół rodziców, głównie z Niemiec, USA, Anglii, Holandii. Zareagowali natychmiast, bo na Zachodzie sądzono, że cierpimy głód. Aż tak źle nie było, ale dary bardzo się przydały. Pamiętam, że wymieniało się je – z innymi obdarowanymi – na to, co komu było potrzebne. A przychodziły głównie: kawa, kakao, czekolada, konserwy rybne, leki. Nadawcom dziękowaliśmy na bieżąco, także wiele lat po tym, jak kryzys się zakończył. Drugi rodzaj pomocy to ten zorganizowany, który docierał np. do kościołów. Jako studentka brałam udział w dystrybucji darów, które były przeznaczone dla internowanych i ich rodzin. W paczkach było dużo rzeczy dla małych dzieci, głównie kaszki, przeciery w słoiczkach, multiwitamina. Ludzie nie spodziewali się, że pojawimy się z darami, więc ktoś ich uprzedzał, że przyjdziemy – ze względów bezpieczeństwa, bo były to czasy ogromnej, uzasadnionej przecież, nieufności. Pamiętam te smutne warszawskie blokowiska: Ursynów, Bemowo. Na Bemowo trzeba było jechać trzema autobusami. Trochę się nadźwigaliśmy, bo niektóre artykuły spożywcze przychodziły w słoikach, np. francuskie pasztety. Mieliśmy takie ogromne torby podróżne i ludzie wpuszczali nas do mieszkań na umówione hasło. Myślę, że to była dobra lekcja pomagania. 29 PRAWDZIWE HISTORIE Jest taka wdzięczność, Kiedy chcesz dziękować, Lecz przystajesz, jak gapa, Bo nie widzisz, komu (…). Jan Twardowski PRAWDZIWE HISTORIE ANNA POPEK Stara przyjaźń nie rdzewieje Ta historia zaczęła się wiele lat temu, kiedy mama Anny Popek, znanej dziennikarki i prezenterki telewizyjnej, jako mała dziewczynka zaprzyjaźniła się z Niemką - rówieśniczką i sąsiadką - której rodzina przez jakiś czas mieszkała w Bytomiu. A nna Popek wychowywała się na Śląsku, w Bytomiu. W kamienicy, w której mieszkali jej dziadkowie, żyła także rodzina niemiecka, która miała córkę o imieniu Trautka – rówieśniczkę mamy Anny. Dziewczynki zaprzyjaźniły się i dziecięce lata spędziły na wspólnych zabawach. Po kilku latach rodzina Trautki przeprowadziła się na stałe do Niemiec. Kontakt się urwał, ale – jak pokazała historia – tylko na kilkanaście lat. Przyjaźń na odległość Po kilkunastu latach do mamy Anny przyszedł list z Niemiec. Od Trautki, która postanowiła odnowić znajomość z dzieciństwa. Tak zaczęła się wymiana pozdrowień i listów, w których przyjaciółki opowiadały o swoich rodzinach i życiu. W momencie, 30 kiedy na świat przyszła pierwsza córka pani Teresy – Ania – nieoczekiwanie zamiast listu przyszła paczka. – Paczka wypełniona była niemieckimi produktami. Na początku Trautka wysłała moim rodzicom wyprawkę dla mnie – mleko w proszku, odżywki dla dzieci, ubranka. Mama opowiadała mi, że te paczki były dla niej ogromną pomocą. Kryzysowy kurs niemieckiego – W miarę, jak razem z siostrą dorastałyśmy, zmieniały się także przysyłane nam produkty. Miejsce mleka i odżywek zajęły słodycze – w tym znakomite marcepany – oraz zabawki i kolorowe ubranka. Kiedy w Polsce wybuchł stan wojenny, Trautka, z charakterystyczną dla Niemców praktycznością, wysyłała nam mąkę, cukier, pyszne niemiec- kie śledzie, których smak pamiętam do dziś, konserwy mięsne, a także… piękną koronkową bieliznę, o której w Polsce nie można było marzyć. W mojej pamięci najbardziej utkwiła zabawka – lalka niemowlak ze smoczkiem, w ślicznym niebieskim ubranku. Pamiętam, że przez wiele lat ta właśnie zabawka była moją ulubioną. Co ciekawe, paczki miały dla mnie i mojej siostry także wymiar edukacyjny. Czytałyśmy każdą etykietę, każde opakowanie. Ponieważ ojciec znał język niemiecki, wspólnie siadaliśmy i on nam tłumaczył, co oznaczają poszczególne słowa. Tak poznałam podstawowe słowa z języka niemieckiego. Warto wyrażać wdzięczność Paczki przychodziły przez wiele lat. – Zbieraliśmy się całą rodziną, wspólnie otwieraliśmy paczkę i oglądaliśmy produkty, które Trautka zapakowała z myślą o nas. Oczywiście, wysyłaliśmy Trautce listy z podziękowaniami, a w późniejszych latach także zdjęcia i album o Bytomiu. Chcieliśmy jej pokazać, że pomoc i wsparcie, których nam udzielała przez te wszystkie lata, wiele dla nas znaczą. Bardzo dobrze, że powstała taka akcja jak „Paczki Wdzięczności”. Nie wszyscy mieli możliwość podziękowania wtedy za pomoc. A przecież wdzięczność jest wspaniałym uczuciem i ważne, aby umieć i móc ją wyrazić. 31 PRAWDZIWE HISTORIE BEATA SAŁACIŃSKA La grande bellezza Beata Sałacińska z nostalgią wspomina dzieciństwo. Czasów stanu wojennego, kolejek w sklepach i utrudnionego dostępu do podstawowych produktów nie pamięta, bo była za mała. D oskonale jednak pamięta smak włoskich smakołyków i radość z otrzymania zabawek. Pamięta też, że od zawsze w jej rodzinie był on – Antonio z Włoch. Przyjaciel, który wspierał jej rodziców w najtrudniejszych chwilach. Włoski Mikołaj Na początku lat 80. matka chrzestna Beaty wyszła za mąż za Włocha i wyemigrowała. Przyjacielem ich rodziny był Antonio, maszynista z Sorrento, który bardzo interesował się sytuacją w Polsce. Antonio wspierał działalność Solidarności, a ponieważ jest osobą wierzącą, bardzo cenił papieża Jana Pawła II. Gdy tylko Antonio dowiedział się o stanie wojennym, postanowił pomóc i zaczął wysyłać paczki do rodziców Beaty. Tak właśnie rozpoczęła się wieloletnia przyjaźń polsko-włoska. – Odkąd pamiętam, w naszym domu regularnie pojawiały się paczki, w których były kolorowe ubrania, zabawki i słodycze – wspomina Beata Sałacińska. – Pamiętam, jak bardzo się cieszyłam, kiedy otwierałam pierwszą z nich. To było jak… otwieranie prezentów świątecznych – dodaje. Do każdej paczki dołączony był list. Antonio opowiadał o swojej rodzinie 32 i kraju. Pisał, co się dzieje w jego życiu. Wspominał o swoich córkach. Pytał o sytuację w Polsce. Pisał po włosku. – Kolejne wspomnienie, jakie mam, jest związane z samymi listami. Pamiętam, jak z mamą siedziałyśmy ze słownikiem i tłumaczyłyśmy słowa Antonia. W podobny sposób pisałyśmy listy do niego. Opowiadałyśmy mu o naszej rodzinie, o najbliższych i o tym, co się dzieje w Polsce – mówi Beata. Nowy rozdział – Paczki i listy od Antonia były dla naszej rodziny bardzo ważne. Dzięki nim mieliśmy świadomość, że nie jesteśmy sami, że ktoś o nas pamięta. Jego listy dodawały sił moim rodzicom. A mnie, jako dziecku, dostarczały niesamowitych emocji. Moment otwierania kolejnych pakunków od Antonia traktowaliśmy jak święto. Tak naprawdę nie liczyła się zawartość pudełka – ważny był gest, który stanowił symbol solidarności z Polakami – opowiada Beata Sałacińska. Pomoc, którą Antonio ofiarował rodzinie Beaty, wynikała z dobroci jego serca. – Zawsze wiedziałam, że chciałabym mu podziękować za to wszystko. Dlatego ucieszyłam się bardzo, że mogę wziąć udział w akcji „Paczki Wdzięczności”, pojechać do niego i osobiście mu podziękować za całe lata pomocy i przyjaźni. Powiedzieć, że przez te wszystkie lata stał się częścią naszej rodziny. Moje dzieci znały Antonia tylko z opowiadań, dlatego ucieszyłam się, że mogą pojechać razem ze mną. Nie mogliśmy doczekać się spotkania. Wiedziałam, że słowami nie będę w stanie wyrazić emocji i uczuć, które się we mnie kumulowały. Moment, kiedy zobaczyliśmy Antonia na stacji, jest nie do opisania. Padliśmy sobie w ramiona. Słowa okazały się zbędne. Mimo że staliśmy przed sobą po raz pierwszy, czuliśmy, jak otwiera się przed nami nowy rozdział naszej wyjątkowej przyjaźni. 33 PRAWDZIWE HISTORIE ANDRZEJ WROŃSKI WIKTORIA BOCHEŃSKA Przyjaźń wagi ciężkiej Aria dla wolności Chór Politechniki Gdańskiej od kilkudziesięciu lat koncertuje w Europie. Wychował kolejne pokolenia śpiewaków, którzy mieli okazję rozwijać tu swoje umiejętności, zdobywać nagrody oraz podróżować. Jedną z chórzystek jest Wiktoria Bocheńska. Złoty medalista igrzysk olimpijskich w Seulu i w Atlancie, mistrz świata z Tampere, wielokrotny mistrz Polski wagi ciężkiej w zapasach zaczynał karierę w latach 80. XX wieku. K iedy w polskich sklepach kolejki ustawiały się po najbardziej potrzebne produkty spożywcze, my, młodzi sportowcy, mogliśmy jedynie pomarzyć o profesjonalnym sprzęcie do ćwiczeń – mówi Andrzej Wroński. Uprawianie sportu na poziomie zawodowym wymagało od młodych sportowców, poza zaangażowaniem, dyscypliną i wytrwałością, także zmierzenia się z przeciwnościami losu. – Jednak nikt nie narzekał. Robiliśmy to, co kochaliśmy. Wiem, że sukcesy osiągnąłem ciężką i systematyczną pracą podczas lat spędzonych na macie. Jednak do mojego sukcesu na początku kariery przyczynił się także Thomas – wspomina Andrzej Wroński. Szwedzkie buty W tym samym czasie, w oddalonym o prawie 2 tys. kilometrów szwedzkim miasteczku Haparanda, zapaśniczą karierę sportową zaczynał Thomas Johansson. Podobnie jak Andrzej Wroński wybrał zapasy. On jednak, trenując w Szwecji, miał swobodny dostęp do wszelkiego sprzętu. Podczas międzynarodowych zawodów, które od- 34 bywały się w jego rodzinnym mieście, poznał grupę młodych polskich zapaśników. Był rok 1981. W Polsce właśnie ogłoszono stan wojenny. – Ruszaliśmy właśnie w drogę powrotną do kraju, gdy Thomas niespodziewanie zatrzymał nasz autokar. Zorganizował pomoc. Wraz z całym miasteczkiem przygotował paczki, w których były nie tylko produkty pierwszej potrzeby, ale także profesjonalny sprzęt sportowy. To dzięki niemu dostałem pierwsze buty do ćwiczeń na macie, które bardzo pomagały w treningach – mówi Wroński. Losy Andrzeja Wrońskiego splotły się z losami Thomasa. Nasz mistrz regularnie otrzymywał paczki ze Szwecji wypełnione żywnością, kawą i sprzętem sportowym. Do każdej przesyłki dołączone były krótkie listy z życzeniami. – Bardzo potrzebowaliśmy tej pomocy, jednak najważniejsze było wsparcie. To poczucie, że nie jesteśmy sami, że na świecie ludzie wiedzą, co się dzieje w naszym kraju i że chcą nam pomóc, tak od serca. Paczki i listy, które dostawaliśmy, dawały nadzieję i były dla mnie dodatkową moty- wacją. Thomas i ja rywalizowaliśmy w sporcie, ale połączyła nas wielka przyjaźń, która trwa do dziś – mówi Andrzej Wroński. Medal wdzięczności Po latach sytuacja w Polsce wróciła do normy. Zapaśnicy osiągali kolejne sukcesy sportowe, ale w pamięci Andrzeja Wrońskiego pozostała ta pierwsza paczka od Thomasa. Paczka, która była przepustką do lepszego świata. – Nigdy nie miałem możliwości odwdzięczenia się Thomasowi za pomoc, którą wtedy od niego otrzymałem. Dlatego teraz ja przygotowałem dla niego paczkę wdzięczności. Pojechałem do Szwecji na spotkanie, pierwsze od wielu lat. Zabrałem swój pierwszy olimpijski medal. Chciałem, żeby go przyjął, bo także dzięki niemu osiągnąłem sukces. Nasze spotkanie było bardzo emocjonujące. Przez wiele godzin wspominaliśmy czasy naszej młodości, kiedy jako młodzi chłopcy dawaliśmy z siebie wszystko podczas treningów, rozmawialiśmy o sporcie, naszej wspólnej pasji – dodaje Andrzej Wroński. J eszcze w latach 70. XX wieku Wiktoria, wraz z chórem Politechniki Gdańskiej, pojechała na tournée do Francji. I właśnie tam jej losy splotły się z losami Danielle, Francuzki, która także śpiewała w chórze. W trakcie 10-dniowego pobytu we Francji chórzystki zdążyły się lepiej poznać i polubić. Wydawać by się mogło, że na tym ta historia się zakończy. Jednak los chciał inaczej. Wiara w listach W Polsce rozpoczął się stan wojenny. – Wtedy, zupełnie niespodziewanie, dostałam paczkę z Francji. Dostarczył mi ją znajomy, który właśnie wracał do kraju. Byłam kompletnie zaskoczona, ponieważ nie przypuszczałam, że Danielle pamięta o naszym krótkim spotkaniu kilka lat wcześniej – mówi Wiktoria Bocheńska. W liście dołączonym do paczki Wiktoria przeczytała, że Danielle na bieżąco śledzi sytuację w Polsce. Sądząc, że nasz kraj jest na krawędzi wojny, postanowiła pomóc koleżance poznanej w trakcie tournée koncertowego. Stąd paczka. – Tak zaczęła się nasza wieloletnia przyjaźń. Danielle regularnie przysyłała nam paczki. Wkładała do nich jedzenie, leki, ubrania, ale także rzeczy niespotykane. W jednej z paczek był np. porcelanowy serwis do kawy, którego używam do dziś. Innym razem Danielle wysłała świecę, którą zapala się w każdą rocznicę ślubu, jako symbol szczęścia. Do każdej paczki dołączała list i życzenia. W korespondencji wymieniałyśmy się informacjami o naszych rodzicach i dzieciach. Z jej listów biła pozytywna energia, która bardzo mi pomagała w tych trudnych czasach. Czasami nawet bardziej niż zawartość paczek. Czytając listy, wiedziałam, że nie jesteśmy sami. Że Danielle o nas myśli, pamięta i wspiera swoją wiarą – opowiada Wiktoria Bocheńska. Łzy na progu – Przez wszystkie lata naszej przyjaźni miałam poczucie, że powinnam się odwdzięczyć. Oczywiście w każ- dym liście dziękowałam za podarunki, ale marzyłam o spotkaniu. Właśnie udział w akcji „Paczki Wdzięczności” pozwolił mi spełnić to marzenie. Teraz ja otrzymałam możliwość przygotowania specjalnej paczki dla Danielle. Chciałam jej pokazać zdjęcia dzieci, gdy jeszcze były małe, ofiarować jakiś symbol naszej przyjaźni. Do Francji poleciałam z najmłodszym synem, Kamilem. Bardzo się denerwowałam przed spotkaniem. W końcu ostatni raz widziałam się z Danielle kilkadziesiąt lat temu. Gdy tylko ją zobaczyłam na progu jej domu, padłyśmy sobie w ramiona. Ani ja, ani ona nie mogłyśmy powstrzymać łez. Kiedy emocje trochę opadły, wręczyłam jej paczkę i zaczęłyśmy rozmawiać o naszym życiu. Pokazywałam zdjęcia mojej rodziny, ona opowiadała o swoich dzieciach. To były niesamowite chwile i jestem niezmiernie wdzięczna, że mogłam wyruszyć w taką sentymentalną podróż i spotkać się z moją przyjaciółką – dodaje Wiktoria Bocheńska. 35 PRAWDZIWE HISTORIE Dary, dary, dary ELŻBIETA SAENGER nauczycielka chemii i fizyki w Społecznym Gimnazjum nr 2 STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego w Poznaniu Elżbieta najbardziej zapamiętała paczki, które przychodziły do jej parafii. Mówiło się na nie „dary”. Rozdzielali je ksiądz i członkowie rady parafialnej. Zawsze brali pod uwagę, kto czego akurat potrzebował. Zapach Zachodu Z wracali uwagę na to, czy rodzina miała małe dzieci albo czy brakowało jej jedzenia. Czasem najważniejsze było ubranie na zimę. – Nas też nie pomijano – wspomina Elżbieta Saenger. – Pamiętam smakołyki, których w Polsce w ogóle nie produkowano. Takie jak konserwy z szynką czy parówki w zalewie. Pierwszy raz miałam w ustach takie specjały. Świat po drugiej stronie Paczek do parafii Elżbiety przychodziło bardzo dużo. Jej znajomi, którzy mieli rodziny i przyjaciół za granicą, otrzymywali z kolei dary prywatnie. Z Niemiec, ze Stanów Zjednoczonych, ze Szwecji... – Ubrania były najczęściej używane, ale czyste i bardzo ładne, a żywność na ogół w puszkach. I jeszcze pamiętam buty. Dostałam takie do połowy łydki, „włochate”. Teraz, po trzydziestu paru latach, znów są modne, ale wtedy wyróżniały mnie z tłumu. Otwierając te paczki, czułam, że tam, po drugiej stronie, istnieje inny świat. Te paczki jakby oczy mi Autorzy: uczniowie i uczennice Społecznego Gimnazjum nr 2 STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego w Poznaniu. Opiekunka projektu: Agnieszka Pernak. 36 HANNA DUDARSKA nauczycielka historii w Społecznym Gimnazjum nr 2 STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego w Poznaniu Brat babci Hanny Dudarskiej był Polakiem mieszkającym w Niemczech. Po wojnie, gdy zamierzał wrócić do kraju, dowiedział się, że aby zostać uznanym za prawowitego Polaka, musi zapłacić duży podatek. Żył ze skromnej pensji nauczycielskiej, więc nie było go na to stać. Postanowił zatem zostać w Niemczech. P rzez lata wspierał naszą rodzinę i przysyłał co miesiąc paczkę z salami, szynką w puszce, parówkami w słoiczkach, czekoladami i cukierkami miętowymi w polewie czekoladowej. Takie smakołyki, które dziś można znaleźć w supermarketach, były wtedy w Polsce niedostępne – wspomina Hanna Dudarska. Prezenty mieniły się kolorami i uwodziły zapachami. Niektóre paczki zawierały proszki do prania. – Dzieci mówiły, że „pachnę Zachodem”. Rzeczywiście zapach tych proszków był zupełnie inny niż polskich – dodaje Hanna. Człowiek nie chodził głodny Po dwóch latach rodzina Hanny Dudarskiej nie mogła już patrzeć na szynkę z puszki i salami. – Często wpadały koleżanki i pytały: „Haniu, poczęstujesz nas?” – wspomina nasza bohaterka. – A niedawno przyznały: „Słuchaj, my do ciebie przychodziłyśmy, bo nam wszystko tak bardzo smakowało”. Oczywiście dzieliliśmy się też z dalszą rodziną i przyjaciółmi. Te paczki to była wielka pomoc, wielka ulga, bo człowiek nie chodził głodny. Autorzy: uczniowie i uczennice Społecznego Gimnazjum nr 2 STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego w Poznaniu. Opiekunka projektu: Agnieszka Pernak. 37 PRAWDZIWE HISTORIE Pierwszorzędne ciuchy ANDRZEJ BORUCKI dyrektor Muzeum na Zamku w Łęczycy Na moją uczelnię docierały m.in. płaskie konserwy z mielonką marki Tulip. Bardzo nam smakowały. Teraz pewnie nie wzbudziłyby sensacji, ale wtedy to był prawdziwy rarytas. Był jeszcze żółty ser w dużych blokach, a właściwie to nie był on żółty, tylko pomarańczowy. Autorzy: uczniowie i uczennice Gimnazjum im. Czesława Miłosza w Topoli Królewskiej. Opiekunka projektu: Aleksandra Bednarska. 38 D wa razy w roku przyjeżdżał transport odzieży. I te ubrania cieszyły się największym wzięciem. – Były to pierwszorzędne ciuchy. Sztruksowe spodnie marki Lee i Levis można było wtedy dostać tylko w Peweksie, za dolary. Wiele tych rzeczy mam do dziś, na przykład ulubiony wełniany krawat w szkocką kratę. Trzymam też smoking i marynarkę… chyba z sentymentu, bo już w nich nie chodzę. Wielki dar serca Andrzej Borucki chciałby też wspomnieć o pomocy otrzymywanej od osób, które wyemigrowały przed wprowadzeniem stanu wojennego. – Kolega taty, Andrzej Korsak, który był lekarzem i pisarzem, zszedł w Hamburgu ze statku, na którym służył. Nie mógł już wrócić do Polski, ale pisał do nas listy i przysyłał paczki. Nie były to zatem dary tylko od Niemców, ale również od Polaków z zagranicy. Zachowałem obrus, który dostaliśmy od niego na Boże Narodzenie. Także dziś, od czasu do czasu, kładziemy go na nasz rodzinny stół świąteczny, choć jest troszkę zużyty, bo służył nam przez bardzo wiele lat. Traktujemy go jako symbol, wielki dar serca. Pomoc na wyższym poziomie ANDRZEJ OLSZEWSKI burmistrz Łęczycy Andrzej Olszewski od 1983 roku pełnił funkcję naczelnego lekarza szpitala. Przez jego ręce przechodziło bardzo wiele paczek, które napływały do szpitala z zagranicy. T rudno mówić o pojedynczych przesyłkach, bo trafiały do nas całe kontenery wypełnione sprzętem jednorazowego użytku, czyli igłami, strzykawkami, rękawiczkami, zestawami do przetaczania płynów infuzyjnych, samymi płynami, a także lekami i drobnym sprzętem chirurgicznym. Zdarzały się również różnego rodzaju chodziki i wózki dla pacjentów, którzy cierpieli na schorzenia narządów ruchu – mówi. Dary te – głównie z Niemiec, Francji, Holandii, Danii i Szwecji – sprawiały, że szpital mógł w miarę normalnie funkcjonować. – Pacjenci czuli się bezpieczniej. Także dlatego, że my, lekarze, dzięki tym darom oferowaliśmy usługę medyczną na dość wysokim poziomie. Autorzy: uczniowie i uczennice Gimnazjum im. Czesława Miłosza w Topoli Królewskiej. Opiekunka projektu: Aleksandra Bednarska. 39 PRAWDZIWE HISTORIE Godzina dla Polski JAN STRĘKOWSKI Kawa z grzałką Do miejsca internowania Zenona Jachimowicza paczki z zagranicy przywiózł sam biskup gorzowski. Duża furgonetka, z której wysiadł, wypełniona była po brzegi pakunkami. ZENON JACHIMOWICZ – Rzeczy, jakie wtedy otrzymaliśmy, widywaliśmy jedynie w telewizji – dodaje Zenon Jachimowicz. T Ludzie dobrej woli Darczyńcy nie zapomnieli oczywiście o kawie, a nawet dołączyli grzałki, żeby internowani mogli zagotować wodę i tę kawę zaparzyć. – Doświadczyliśmy wydatnej pomocy ze strony ludzi dobrej woli, którzy mieli trochę serca. I za to tym niemieckim, i pewnie nie tylko niemieckim, obywatelom chciałbym dziś gorąco podziękować. internowany w czasie stanu wojennego e dary były dla nas totalnym zaskoczeniem, wiedzieliśmy przecież, że granice zamknięto, nadawcą był więc najprawdopodobniej niemiecki Caritas (chrześcijańska organizacja dobroczynna) – wspomina były internowany. Po otwarciu kartonów wysypały się z nich niemieckie, angielskie i francuskie papierosy. Były też konserwy i dżemy w maleńkich opakowaniach, a także miód oraz pasztet. W polskich sklepach można było wówczas kupić tylko musztardę, olej i ocet, a ze słodyczy – pseudoczekoladę. Autorzy: uczniowie i uczennice Zespołu Szkół im. gen. Sylwestra Kaliskiego w Górze. Opiekunka projektu: Teresa Witkowska. 40 Do gdańskiej stoczni, która pełniła rolę symbolu Solidarności, zjeżdżali się goście z całego świata. - Przyjechali kiedyś norwescy tramwajarze. Prosto z Berlina, gdzie wcześniej załatwili wizy - wspomina Jan Strękowski. G oście od razu zorientowali się, że Polacy potrzebują pomocy. Po powrocie do Oslo zorganizowali akcję ,,Ofiaruj godzinę pracy dla Polski”. Efektem tych działań było zebranie około 200 tys. dolarów amerykańskich, za które kupili sprzęt drukarski: farby, maszyny do pisania oraz odczynniki chemiczne potrzebne do drukowania ulotek. W Oslo i innych miastach Norwegii organizowano też koncerty charytatywne. Wystawiano ,,Halkę” Moniuszki, śpiewano „Bogurodzicę”. Po polsku. Fundusze uzyskane w ten sposób Norwegowie przeznaczyli na ratowanie polskich dzieci przebywających w szpitalach. Pieniądze poszły na zakup lekarstw, waty czy strzykawek. Z kolei norwescy chłopi zorganizowali akcję, w ramach której do polskich rolników miało trafić tysiąc krów. Na pomoc rolnikom – Miało, bo przed wprowadzeniem stanu wojennego udało się dostarczyć tylko dwieście. Następne osiemset „dojechało” już po 1981 roku. Ale przejęli je partyjnych dygnitarze – wspomina Jan Strękowski. W trakcie innej akcji, „Traktor dla Polski”, Norwegowie zbierali fundusze na zakup ciągników. Pomoc organizowały też związki zawodowe. Tworzono różne organizacje, wśród nich Pomoc Norwesko-Polską, która liczyła około 100 tys. członków. Autorzy: uczniowie i uczennice Prywatnego Gimnazjum nr 8 im. Astrid Lindgren w Miedzeszynie. Opiekun projektu: Piotr Ulatowski. 41 PRAWDZIWE HISTORIE Pomarańcze i powielacze W tamtym okresie jednym z największych problemów było dopilnowanie tego, by paczki trafiły do właściwych odbiorców. Wszelkie pozapartyjne instytucje, które mogły w tym pomóc, zostały jednak zdelegalizowane. TOMASZ KOSEŁA W padliśmy na pomysł, że można naszą działalność dotyczącą rozdawania paczek kontynuować poprzez kontakty ze Związkiem Harcerstwa Polskiego – mówi Tomasz Koseła. Tak się złożyło, że to Hufiec Warszawski ZHP był właścicielem Pałacu Młodzieży. To właśnie na parking przed „Darem Stalina” przyjeżdżały TIR-y z darami, ogromne samochody ciągnące 24-tonowe przyczepy, załadowane po dach. – Nasza działalność polegała na rozładowywaniu samochodów, przepakowywaniu darów oraz dostarczaniu ich pod wskazane adresy – dodaje Koseła. Tajne informacje Listy osób potrzebujących dostarczali działacze opozycji. Od nich, tajnymi kanałami, kolporterzy otrzymywali także informacje, w których ładunkach – wśród olbrzymich ilości środków czystości i żywności – ukryte są farby drukarskie i części zamienne do powielarek. – Zapamiętałem duże bloki pomarańczowego sera, który porcjowaliśmy i roznosiliśmy do potrzebujących, oraz kostki serków topionych. Nigdy nie zapomnę też zapachu tamtych pomarańczy i prawdziwej czekolady. Autorzy: uczniowie i uczennice Prywatnego Gimnazjum nr 22 Lauder-Morasha w Warszawie. Opiekun projektu: Piotr Ulatowski. 42 Rodzina - opiekunka Na początku lat 80., kiedy po okresie kilkunastu miesięcy wielkiej nadziei ogłoszono w Polsce stan wojenny, świat wydawał się walić w gruzy. Matka Pawła Szablowskiego, wraz z grupą zaprzyjaźnionych Belgów, postanowiła wówczas zorganizować pomoc humanitarną, której przyświecała idea zawiązywania więzi osobistych pomiędzy darczyńcą a obdarowanym. PAWEŁ SZABLOWSKI L atem 1981 roku mama wybrała się do Belgii na spotkanie ze środowiskiem tamtejszej inteligencji, skupionej wokół państwa Zofii i Leona Komorowskich – mówi Paweł Szablowski. Zofia Komorowska i matka Pawła znały się od czasów szkolnych. Zadaniem organizacji belgijskiej, której przewodziły Joland Donceel i Sabine de Schatzen, było stworzenie grupy rodzin, chętnych do niesienia pomocy konkretnym osobom. Listę potrzebujących miały z kolei stworzyć Polki. Obie listy, belgijska i polska, zostały następnie ze sobą powiązane w ten sposób, że każdej rodzinie polskiej przydzielono rodzinę – opiekunkę w Belgii. Gdańsk pod opieką Dla rodzin z Gdańska szczególnie zasłużyli się państwo Jadot. Oprócz pomagania osobom ze swojej listy, wyposażyli oni gdańską stację dializ w sprzęt medyczny. Sprowadzili kilka używanych dializerów wraz z częściami zamiennymi. – Przedsięwzięcie to wymagało załatwienia wielu formalności. Trudno wyliczyć wszystkich dobroczyńców, bo po stronie belgijskiej zaangażowało się około stu rodzin. Objęły one swoją opieką znacznie większą liczbę Polaków. Przyjaźń międzynarodowa kwitła. Belgowie coraz częściej byli zapraszani na uroczystości rodzinne. Brali udział w komuniach, chrztach, ślubach i jubileuszach. Bardzo dobrze się czuli w Polsce i niektórzy nawet spędzali tu urlop. Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku. Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska. 43 PRAWDZIWE HISTORIE Na medal JOANNA PENSON Na wieść o tym, że w Polsce dzieje się coś złego, przyjechali dziennikarze z zagranicy. Mieli swoje sposoby, by tu dotrzeć. I właśnie oni rozgłosili na świecie, że w Polsce brakuje podstawowych artykułów. Uruchomili wielką międzynarodową pomoc. Piękna przyjaźń P o miesiącu od wprowadzenia stanu wojennego szpital, w którym pracowałam, funkcjonował już właściwie tylko dzięki tym darom – wspomina Joanna Penson. – Paczki przychodziły głównie z pobliskich Niemiec, gdzie żyło wiele polskich rodzin. Ci ludzie otrzymali później medal wdzięczności, który wybiło Europejskie Centrum Solidarności. – Trzeba jednak zaznaczyć, że nie tylko Niemcy, ale też Francuzi ogromnie pomagali Polsce. Poza tym pomoc nadchodziła również z krajów północnych, głównie z Holandii i Danii. Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku. Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska. 44 STEFANIA MAZURKIEWICZ Córka Stefanii Mazurkiewicz w 1982 roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, przyniosła ze szkoły dar z USA - ogromnego indyka. Powiedziała: „Mamo, martwiłaś się, że to będą biedne święta, a sama zobacz!”. W spominaliśmy później nieraz, że w najgorszym – zdawałoby się – okresie wyprawiliśmy piękne polskie święta dzięki amerykańskiemu indykowi – mówi nasza bohaterka. Jej rodzina dostawała też paczki z odzieżą. W ubraniach często były adresy osób, które chciały nawiązać kontakt osobisty, żeby później pomagać indywidualnie. – My też znaleźliśmy taki adres w spodniach dziewczęcych, ale nie skorzystaliśmy. To był adres z Norwegii. Przekazaliśmy go naszym sąsiadom, którzy nawiązali bliższy kontakt z tamtą rodziną. Gdy czasy się zmieniły, chłopcy odwiedzili tych Norwegów i mogę dziś powiedzieć, że pomoc otrzymywana w tamtych latach zaowocowała piękną przyjaźnią. Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku. Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska. 45 PRAWDZIWE HISTORIE Nawet z Bułgarii EWA WILCZYŃSKA Każdemu według potrzeb W pewnym momencie dary z zagranicy przychodziły w takich ilościach, że wymagały magazynowania. Był więc magazyn żywnościowy, magazyn odzieżowy, magazyn leków. ANDRZEJ KOPEĆ O dwiedzaliśmy proboszczów poszczególnych parafii i od nich otrzymywaliśmy adresy osób potrzebujących – mówi Andrzej Kopeć. – Kierowaliśmy się zasadą, że co miesiąc każda potrzebująca rodzina powinna otrzymać paczkę żywnościową. Jej wielkość zależała od liczby osób w rodzinie, czy są w niej małe dzieci, czy też tylko dorośli. Najwięcej było konserw, głównie mięsnych, ale także sporo słodyczy: batoników, czekolad. Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku. Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska. 46 Zaświadczenie od biskupa Najwięcej kłopotów było z dostaniem się do mieszkania Lecha Wałęsy. – Akurat ten rejon na Zaspie był pod moją opieką – mówi Andrzej Kopeć. – Paczki były ciężkie, bo dla siedmiorga dzieci, więc ledwo mogłem je udźwignąć. Gdy zapukałem, pani Wałęsowa tylko uchyliła drzwi. Powiedziałem, że jestem z komisji charytatywnej i przyniosłem paczkę. Popatrzyła na mnie podejrzliwie, ale wtedy pokazałem zaświadczenie od biskupa. I wtedy pani Wałęsowa zdjęła łańcuch. Od razu zbiegły się dzieci, zadowolone ze słodyczy. Zaczęliśmy rozmawiać, no i zaprzyjaźniliśmy się. Potem już nigdy nie miałem kłopotów z wejściem do domu Wałęsów. Gdy rozpoczął się stan wojenny, Ewa Wilczyńska właśnie zaczęła pracować w Państwowym Domu Dziecka im. Stanisława Jachowicza w Łodzi. Wspomina ten czas jako wyjątkowo trudny dla podopiecznych. O trzymywaliśmy pomoc z Niemiec – mówi Ewa Wilczyńska. – Rozpakowując paczki, dzieci znajdowały adresy nadawców. Pamiętam też, że kiedyś przyjechał do naszej placówki ogromny TIR. Był załadowany nawet nie paczkami, a workami. Tę pomoc zorganizował niemiecki kościół. Zwykli ludzie w Niemczech przynosili odzież, żywność, koce, kołdry, poduszki, buty, czyli wszystko to, co mogło się przydać. Później paczki przychodziły jeszcze z Austrii, Czechosłowacji i raz nawet z Bułgarii. Autorzy: uczniowie i uczennice Publicznego Gimnazjum nr 5 im. króla Władysława Jagiełły w Łodzi. Opiekunka projektu: Barbara Kotynia. 47 PRAWDZIWE HISTORIE Nadzieja na lepszą przyszłość Słodkie wspomnienie TAMARA POTASIAK Wszystko zaczęło się 1982 roku. Tamara Potasiak wypoczywała na obozie młodzieżowym pod Berlinem. Tam poznała chłopca o imieniu Thomas. Jego turnus skończył się wcześniej i chłopak wyjechał do rodzinnego Magdeburga. W ymieniliśmy się grzecznoś ciowo adres ami i obiecaliśmy sobie, że będziemy utrzymywać kontakt – mówi Tamara Potasiak. – Czas płynął i nagle do moich drzwi zapukał listonosz z wielką paczkę. Byłam zdziwiona, bo nie spodziewałam się od nikogo przesyłki. Paczkę nadał Thomas. Obozowy kolega przesłał Tamarze czekoladę, gumy do żucia, kakao rozpuszczalne, ryż, mąkę, cukier i makaron. Dołączył też maskotkę. – Napisałam do Thomasa, że bardzo gorąco i serdecznie dziękuję za pamięć, za to, że zadał sobie tyle trudu i zorganizował taką miłą niespodziankę. Autorzy: uczniowie i uczennice Publicznego Gimnazjum nr 5 im. króla Władysława Jagiełły w Łodzi. Opiekunka projektu: Barbara Kotynia. 48 ALICJA GARDJEW nauczycielka przedmiotów zawodowych w ZSP nr 2 w Jędrzejowie Pierwsze paczki pojawiły się w jakiś czas po wprowadzenia stanu wojennego. Alicja Gardjew nie pamięta dokładnie kiedy. Nigdy jednak nie zapomni smaku żółtego sera, który przyszedł w pierwszej przesyłce. D ostawaliśmy też konserwy, cukier, mąkę i masło. Masło było solone. Nie mogłam zrozumieć dlaczego. W Polsce takiego nie produkowano – mówi Alicja Gardjew. Paczki przychodziły przez kilka lat. Rozdzielał je Urząd Gminy, konkretnie ludzie z działu zajmującego się pomocą socjalną. Dary docierały też do parafii i te rozdzielał ksiądz. – Dla nas to było naprawdę bardzo wiele. Paczki pomagały przeżyć i niosły nadzieję na lepszą przyszłość. Autorzy: uczniowie i uczennice Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. gen. Stefana Roweckigo „Grota” w Jędrzejowie. Opiekunka projektu: Bożena Wojtanowska. 49 PRAWDZIWE HISTORIE Wzruszona i szczęśliwa Dary przychodziły do klasztoru cystersów. Ojciec Aleksy ogłosił na kazaniu, że każdy, kto potrzebuje pomocy - otrzyma ją. Trzeba tylko się zgłosić do budynku parafialnego. Wybrałam się z sąsiadką. Do domu wróciłam obdarowana serem i słodyczami. DANUTA SKRZYPCZYŃSKA pielęgniarka ZSP nr 2 w Jędrzejowie P aczki przychodziły również do szpitala, w którym wtedy pracowałam. Otrzymałam jedną, a w niej: proszek do prania, słodycze i mleko w proszku. Miałam wtedy małe dziecko. Pamiętam, że byłam wzruszona i szczęśliwa – opowiada Danuta Skrzypczyńska. Kolorowe mydła N a paczkę z Francji zapisała moją rodzinę ciocia, która mieszkała wówczas w Paryżu. Pierwsza paczka przyszła do prababci Broni. W kartoniku było mnóstwo czarnej kawy, herbata, cukier, czekolady, kasze i inne artykuły spożywcze. Prababcia zebrała to wszystko i zaniosła do tajnego schowka „na wypadek wojny”. Wtedy okazało się, jakie są zapasy prababci: leżało tam co najmniej 30 kg cukru, 10 kg mąki, 6 paczek herbaty, 4 paczki kawy, kilka kilogramów kasz, szare mydło i wiele innych produktów. Wszystko było poowijane w poszewki od poduszek i robiło wrażenie ułożonych w tapczanie śpiących niemowląt. Dzięki paczce z Francji prababcia ujawniła swoje zapasy, ale paczka ta pozwoliła też mojej rodzinie uświadomić sobie, że gdzieś żyje się inaczej, lepiej, a produkty są pachnące i łatwo dostępne. Najcenniejszą zdobyczą były kolorowe mydła, używane tylko na specjalne okazje. Smaki Zachodu W śród smaków mojego peerelowskiego dzieciństwa, jak budyń waniliowy z sokiem wiśniowym, lepki, lekko chropawy kisiel do picia czy krem sułtański, zapamiętało mi się też kilka „lepszych” smaków z Zachodu; smaków, na które czekaliśmy jak na Świętego Mikołaja. Te „smaki” przychodziły do nas w paczkach. Przesyłki z Ameryki zawierały pomarańczowy ser, który zwaliśmy pieszczotliwie „reaganem”. Cieszyły się nim wszystkie dzieci chodzące na religię i jeżdżące na obozy Przymierza Rodzin. Był takim rarytasem, że gdy kanapki z nim wjeżdżały na stół, nikt już nie zdążył wypowiedzieć przed posiłkiem sakramentalnego „amen” – wszystkie ręce sięgały po pajdy z serem. W paczkach z Ameryki przychodziły też batoniki Twix. Wychowawcy naszych obozów wydzielali nam je skrzętnie raz na tydzień albo mogliśmy je wygrywać w podchodach. Pamiętam też paczki z Francji z chlorofilowymi gumami do żucia. Wszystkie te smaki pozwalały nam się poczuć wybrańcami losu. A co ważniejsze, mówiły nam, że świat jest bogaty i różnorodny. Zamiast „Teleranka” P aczki kojarzą mi się z dwoma rzeczami: najpierw zabrakło w telewizji „Teleranka”, a potem rodzice coś szeptali o wojnie i właściwie to nie były dobre wiadomości. Nie bardzo wtedy rozumiałem, co się dzieje, za to doskonale wiedziałem, że paczki z Zachodu to było coś dużo fajniejszego niż plastikowe grzyby z cukierkami, którymi obdzielali nas sąsiedzi ze Wschodu. Wtedy te paczki były czymś naturalnym, dopiero teraz, patrząc wstecz, zastanawiam się, czy my dzisiaj potrafilibyśmy latami wysyłać komuś konserwy, kawy i kolorowe puszki, które bardzo poprawiały moją pozycję w szkole. Nie pamiętam imion ani nazwisk tamtych ludzi z Niemiec, ale pamiętam do dziś, jaka to była frajda. Jeśli będziecie to czytać – bardzo dziękujemy! Autorzy: uczniowie i uczennice Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. gen. Stefana Roweckigo „Grota” w Jędrzejowie. Opiekunka projektu: Bożena Wojtanowska. 50 51 PRAWDZIWE HISTORIE Anyżkowe ciągutki N ajbardziej zapamiętałam słodycze. Dostawaliśmy paczki z Holandii, Tata wyjechał tam na chwilę robić doktorat z fizyki, ale cała ta wiedza była niczym w porównaniu z dobrami jakimi byliśmy potem obdarowywani przez lata – najbardziej zadziwiały mnie anyżkowe ciągutki, równie chyba paskudne jak krajowe wyroby czekoladopodobne, ale przecież z Zagranicy :) Dzięki, Anno i Larsie! Przez wiele lat ratowaliście mnie przed wyjadaniem mamie z szuflady cukru waniliowego! 52 Coś ekstra M oja rodzina dostawała głównie specjalistyczne książki. Tata pracował naukowo i ta literatura była mu bardzo potrzebna. Książki po niemiecku i angielsku i specjalistyczne czasopisma pozwalały mu rozwijać się zawodowo. Tata jeździł czasami za granicę i tam nawiązywał kontakty z ludźmi, którzy później pomagali mu, wysyłając te publikacje. Czasami dodawali do przesyłki coś ekstra, np. czekoladę. Oczywiście, paczki czasami nosiły ślady otwierania, ale niestety takie były czasy, że nie sposób było sprawdzić, czy coś nie zostało z paczki zabrane. Kolorowe opakowania J a z paczek najlepiej pamiętam opakowania – czegoś takiego u nas nie było. U nas pakowało się produkty w byle co, a czasem nawet zawijało w gazetę. W paczce każda z przesłanych rzeczy była opakowana w piękne kolorowe pudełka, puszki, torebki. W czasach, kiedy kolorowa reklamówka była luksusem, taka feeria kolorów robiła wrażenie. Nie wyrzucało się tych opakowań, tylko potem trzymało w nich różne rzeczy, także jeszcze wiele lat po otrzymaniu paczki puszka po kawie służyła innym celom i przypominała swoją obecnością o darczyńcach z przeszłości. Dziękuję Holandii M oja historia zaczyna się na początku lat 80., kiedy zaczęliśmy dostawać paczki z żywnością od rodziny Van Hunnik z Holandii. Po śmierci pani van Hunnik pomocą dla nas zajęła się kolejne rodziny: Herman i Miep van de KAA. Po śmierci mojej mamy w 1983 roku przysyłali nam paczki z ubraniami i kawą jeszcze przez kilka lat. Największy dług wdzięczności mam u nich, od kiedy w 1988 roku urodziłam dziecko z fenyloketonurią i utrzymywanie odpowiedniej diety bez pomocy z zagranicy byłoby bardzo trudne. Ta rodzina przez kolejne 18 lat przysyłała mi specjalną żywność dla dziecka i gdyby nie to, że nawiązaliśmy kontakt podczas stanu wojennego, nie miałabym do kogo zwrócić się o pomoc. Moja córka wyrosła na piękną, mądrą kobietę, która ukończyła studia i radzi sobie bardzo dobrze, a przy tej chorobie to wcale nie jest takie oczywiste. Zupełnie obcy ludzie N ie przepadałam za Niemcami. Wiadomo – złe, wojenne skojarzenia, wiele bólu i strat rodzinnych, żal za krzywdy doznane przez przodków i dorastanie w komunistycznej rzeczywistości w małym dwupokojowym mieszkanku w bloku we Wrocławiu. W pokoju trójka dzieci w zbliżonym wieku. Ciągle czegoś brakowało. I nagle, „jak z nieba”, przyszła do nas paczka z Niemiec, z dalekiego Osnabrück. OD ZUPEŁNIE OBCYCH NAM LUDZI. Koleżanka mamy ze studiów wyjechała tam na zawsze i na prośbę rodziny Liedtke podała nasz adres, bo w rodzinie było troje dzieci. Państwo Liedtke wspierali nas przez wiele, wiele lat. Nas i praktycznie całą naszą rodzinę oraz sąsiadów. Przysyłali jedzenie, kosmetyki, ubrania, buty, pościel, czasem pieniądze. Do dziś mam wiele listów. Nauczyłam się niemieckiego, niestety na razie tylko w podstawowym zakresie. Wiem, że Otti i Hermann Liedtke są już starsi, mają dzieci oraz wnuki i mieszkają w Osnabrück. Ja jestem najstarsza z rodzeństwa, mam już 40 lat i swoje dzieci. Smak Ameryki M oja rodzina dostawała paczki z USA. Wiedzieliśmy, kto je przysyła i bardzo docenialiśmy tę pomoc, która trwała całymi latami. Dzięki rzeczom przesyłanym w paczkach, jak masło orzechowe, szynka w puszce, kawa czy herbata, mieliśmy lepsze jedzenie. Do dziś pamiętam, jak przez cały rok, raz w tygodniu, kiedy szłam z koleżanką na basen, brałam ze sobą dwie kanapki z masłem orzechowym posypanym cukrem. Do tej pory pamiętam ten smak. W tamtych czasach to był rarytas. Dzięki paczkom w przedszkolu i w szkole podstawowej miałam piękne ubranka, którymi zachwycały się wszystkie nauczycielki. Pamiętam na przykład białą bluzeczkę z krótkim rękawkiem obszytym kordonkiem w malutkie kwiatuszki. Tak bardzo nie chciałam z niej wyrosnąć... Za tę wielką radość, jaką sprawiały paczki, z całego serca dziękuję! 53 PODSUMOWANIE AKCJI Człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi. Jan Paweł II Podsumowanie akcji „Prima - Paczki Wdzięczności” 3 miesiące akcji. Ponad 1000 paczek wdzięczności wysłanych do darczyńców. Kilkadziesiąt historii i wspomnień. Tysiące osób zaangażowanych w kanałach social media. foto w albumie: East News, Shutterstock.com 56