Pobierz album - Paczki wdzięczności

Transkrypt

Pobierz album - Paczki wdzięczności
Paczki
Wdzięczności
1
Paczki
Wdzięczności
Szanowni Państwo!
Ż
yjemy dziś w czasach demokratycznych, wybieramy w wolnych wyborach powszechnych, mamy dostęp do informacji
i nieograniczone możliwości podróży, a w sklepach ogromny wybór
produktów.
Młode pokolenie z niedowierzaniem
przyjmuje fakt, że niecałe 30 lat temu
sytuacja w naszym kraju wyglądała
diametralnie inaczej. Dostęp do produktów był utrudniony. W sklepach
trzeba było stać w długich kolejkach.
Kawa była luksusem, na który mogliśmy sobie pozwolić tylko czasem.
I właśnie wtedy Świat przyszedł nam
z pomocą. Nie politycy, a zwykłe rodziny, obywatele Francji, Włoch, Niemiec, krajów Skandynawii i Beneluksu oraz innych państw spontanicznie
przesyłali do Polski niezbędne artykuły spożywcze i chemiczne, a także
ubrania i leki.
To właśnie dzięki tej pomocy wielu z nas poznało smak dobrej, aromatycznej kawy, szynki i batoników
z prawdziwej czekolady. Zawiązały
się też międzynarodowe przyjaźnie
– na odległość, bo ani Polacy nie mogli
bez specjalnych pozwoleń opuszczać
kraju, ani też nie mogli przyjmować
gości. Z listów uczyliśmy się języków
obcych, by móc – choć prowizorycznie – podziękować.
Po 25 latach od odzyskania wolności,
Prima – równolatka nowej rzeczywistości – stworzyła akcję, do której przyłączyły się tysiące osób. Daliśmy Polakom możliwość odwdzięczenia się za
otrzymaną wtedy pomoc. Wysłaliśmy
Paczki Wdzięczności, a w nich podziękowania za okazane wsparcie. Przy tej
okazji wielu Polaków wróciło pamięcią do tamtych czasów. Ich historie
są niezwykle osobiste. To wzruszenie
przeplatające się z radością i nadzieją.
Odmierzana mroźnymi dniami i nocami samotność z poczuciem wspólnoty i wiary, że tak naprawdę nie zostaliśmy sami ze swoimi problemami
i że Świat o nas nie zapomniał.
To dla nich jest ten album. A także
dla tych, którzy właśnie z niego dowiedzą się, jak wyglądało wtedy życie
w Polsce. I jak wiele zawdzięczamy
ludziom dobrej woli, którzy uznali, że
trzeba pomagać w potrzebie. Po prostu, od serca.
Zapraszamy do lektury,
Zespół Prima Poland Sp. z o.o.
RYS HISTORYCZNY
Kto przyj­mu­je
dob­rodziej­stwo
z wdzięcznością,
spłaca już
pier­wszą ratę.
Seneka Młodszy
RYS HISTORYCZNY
Prawdziwych
przyjaciół
poznaliśmy
w biedzie
Choć na początku lat 80. większości
Polaków wydawało się, że zostali sami
na świecie, ten świat o nich nie zapomniał.
To właśnie wtedy do Polski zaczęły docierać
paczki z podstawowymi produktami
żywnościowymi oraz higienicznymi.
8
P
o wprowadzeniu stanu wojennego sytuacja w Polsce
drastycznie się pogarszała.
W sklepach po mąkę i cukier
trzeba było godzinami stać w kolejkach. Właśnie wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, ludzie na całym globie
zaczęli nam pomagać. Głównie materialnie, ale do paczek często dołączone
były słowa otuchy. Najbardziej zaangażowali się Niemcy (z ówczesnej RFN),
jednak dary, nazywane przez Polaków
„zrzutami”, docierały także z innych
krajów Europy Zachodniej, USA, Kanady, a nawet Australii i Japonii.
Pomoc budząca nadzieję
Szacuje się, że w okresie stanu wojennego do Polski trafiło kilkadziesiąt milionów paczek. Z samych Niemiec przyszło ich ok. 30 milionów.
W akcje pomocy włączyły się społeczne organizacje charytatywne, oddziały
Czerwonego Krzyża, organizacje kościelne, miasta, gminy, stowarzyszenia,
związki zawodowe i osoby prywatne.
Choć rządowe media milczały na ten
temat, każdy z Polaków mógł wtedy
poczuć się częścią większej wspólnoty. Świat ich nie opuścił. Wręcz upominał się o nich, a to budziło nadzieję
na lepsze czasy. Ludzie zaczęli wierzyć,
że – jak śpiewał Wojciech Waglewski
– „Ta zima kiedyś musi minąć”.
Od bliskich i dalekich
W „zrzutach” znajdowała się żywność (głównie: mleko w proszku,
kawa, pomarańcze, żółty ser, cukier,
margaryna), odzież, leki, a także artykuły higieniczne. Nie brakowało jednak także specjalistycznego sprzętu
medycznego, dzięki czemu szpitale
mogły w miarę normalnie funkcjonować. Część polskich rodzin otrzymywała pomoc od swoich bliskich,
którzy wyemigrowali wcześniej lub
nie wrócili z zagranicy po ogłoszeniu stanu wojennego. Jednak znaczna większość produktów wysyłana
była spontanicznie. Darczyńcy liczyli
na to, że w Polsce znajdą się organizacje, które sprawiedliwie rozdzielą
pomoc. I tak się działo. Dystrybucją darów zajmowały się powstające
ad hoc instytucje charytatywne.
9
PACZKI WDZIĘCZNOŚCI
Kto z wdzięcznością
bie­rze, da­je w obfitości.
William Blake
PACZKI WDZIĘCZNOŚCI
Piękna okazja
do wyrażenia
wdzięczności
Idea akcji „Prima - Paczki
Wdzięczności” narodziła się
w 25 lat po pierwszych wolnych
wyborach, które doprowadziły do
zmiany ustroju w Polsce i niemal
34 lata po ogłoszeniu stanu wojennego.
Ponad trzy dekady temu zwykli
obywatele wielu krajów wsparli
udręczonych kryzysem Polaków
pomocą materialną i wyrazami otuchy.
Nie liczyli na nagrody, dlatego
Prima stworzyła okazję, by im
za to podziękować, a niektórych
nawet wyściskać. Rodacy podeszli
do tej akcji z dużym entuzjazmem.
12
W
latach 80. wielu Polaków otrzymało bezinteresowną pomoc, często
od zupełnie nieznanych
sobie osób. Wiążą się z nią wzruszające przeżycia, a także ogromna
wdzięczność za wsparcie i zwykłą,
podnoszącą na duchu, ludzką solidarność.
– Pomysł akcji „Prima – Paczki Wdzięczności” powstał z myślą
o tym, aby za tę pomoc podziękować – mówi Marek Ryfka, Dyrektor
Marketingu Prima. – Towarzyszyła
nam też myśl, że rzadko mamy okazję dowiedzieć się, jak okazane dobro
bezpośrednio wpływa na ludzkie życie, jak dzięki niemu może zmienić
się bieg historii.
13
PACZKI WDZIĘCZNOŚCI
Serce w paczkach
A zmieniło się diametralnie. Żeby
zatrzymać w pamięci te wszystkie
pozytywne historie – w ramach akcji „Prima – Paczki Wdzięczności” – powstała specjalna strona
www.paczkiwdziecznosci.pl. Pod
tym adresem można obejrzeć trzy
wyjątkowe opowieści dokumentujące wsparcie, serdeczność i pozytywne
emocje. To filmy, w których bohaterowie prezentują osobiste doświadczenia. Widzimy sportowca, który dzięki
paczce z zagranicy mógł trenować do
mistrzostw, poznajemy kobietę, która w paczce znalazła szatkę do chrztu
dla swoich dzieci, a także kulisy przyjaźni polsko-włoskiej, która trwa do
dziś. Dzięki temu, że tak wielu Polaków skorzystało z możliwości wyrażenia wdzięczności, dowiedzieliśmy
się więcej o tych dramatycznych czasach, gdy nie tylko walczyliśmy o demokrację, a po prostu… po ludzku,
cierpieliśmy nędzę. Nasi rozmówcy
wspominają, że w kraju brakowało na-
14
wet podstawowych lekarstw dla dzieci, nie mówiąc już o pełnowartościowych posiłkach. Wiele tych dzieci do
dziś pamięta smak kromki chleba posmarowanej darowanym masłem lub
ciepłe buty, dzięki którym stopy nie
marzły w największe mrozy.
O popularności akcji zdecydowało
nie tylko to, że Polacy znają i cenią
markę Prima, ale także łatwość przyłączenia się do akcji. Po wejściu na
stronę www.paczkiwdziecznosci.pl
każdy mógł wyrazić wdzięczność za
otrzymaną w trudnych czasach paczkę. Wystarczyło wybrać adresata, wpisać osobiste podziękowanie, a organizator wysyłał symboliczną paczkę pod
wskazany adres. Każdy też mógł podzielić się wspomnieniami. Opowieści te są wzruszające, zabawne, pełne
pozytywnych emocji, na pewno takie, które warto było zebrać i zachować w pamięci. Uczestnicy akcji z rozrzewnieniem wspominają np. pomoc
otrzymaną od Niemców, o których
w naszym kraju ciągle mówiło się i pi-
sało jedynie w kontekście wojny. To,
że w ciężkiej sytuacji zwykli obywatele zza zachodniej granicy zadbali
o to, byśmy mieli co włożyć do garnka,
przełamało wiele stereotypów. A przyjaźnie – zawarte korespondencyjnie,
często przy użyciu słownika – wytrzymały próbę czasu. Dziś nasi zagraniczni darczyńcy chętnie przyjeżdżają
jako turyści do wolnego już i demokratycznego kraju. Ta nasza wolność
to także ich zasługa.
Historia osobista
Dlaczego ten temat jest ważny? W latach 80., gdy Polacy stali w kilometrowych kolejkach po najzwyklejsze
artykuły pierwszej potrzeby, obywatele krajów utożsamianych z dobrobytem spontanicznie podzielili
się z nami tym, co mieli najlepszego. Wtedy nie wszyscy obdarowani
mieli możliwość odwdzięczenia się
ofiarodawcom i podziękowania za
wsparcie. Przypominamy, że granice Polski zamknięto, telefony wyłą-
czono, a listy były cenzurowane. Dziś
chcemy i możemy to nadrobić.
Inspiracja do niesienia pomocy
Zebrane opowieści pokazują, że temat paczek otrzymywanych z Zachodu do tej pory wywołuje silne emocje.
W trakcie kampanii udało się zebrać
kilkadziesiąt historii, których narratorzy ze wzruszeniem i rozrzewnieniem
wracają do tamtych chwil. Pragniemy, by ludzie zaangażowani w pomoc
dla zwykłych polskich rodzin na zawsze pozostali w naszej wdzięcznej
pamięci. Dlatego oddajemy w Państwa ręce ten album. Mamy nadzieję, że także pokolenie młodych ludzi,
którzy urodzili się już w wolnej Polsce, znajdzie w nim inspirację do pomagania potrzebującym i do okazywania wdzięczności.
15
25-LECIE MARKI
Dobroć serca jest tym,
czym ciepło słońca:
ona daje życie.
Henryk Sienkiewicz
25-LECIE MARKI
Ćwierć wieku
z
Primą i z wolnością
Rok 1989 przyniósł bardzo
wiele zmian. Opadła dzieląca
Europę na dwie części
„żelazna kurtyna”i rozpoczął
się proces demokratyzacji
naszej części Europy. Polacy
odetchnęli po latach kryzysu
i mogli wreszcie zacząć
cieszyć się życiem oraz
delektować smakołykami
rodzimej produkcji.
To także wtedy z linii
produkcyjnej Primy
zjechała pierwsza kawa
tej marki - Robusta.
18
R
ok wcześniej trzech absolwentów poznańskiej Akademii Ekonomicznej postanowiło rozpocząć produkcję
niezwykle aromatycznej kawy naturalnej, od której miło by było zaczynać każdy nowy dzień. Jej pierwsze
opakowanie do dziś zajmuje honorowe miejsce w biurze firmy.
Wolność ze smakiem
Firma zaczęła się dynamicznie rozwijać, gdy w jej siedzibie pojawił
się pierwszy piec do prażenia kawy.
W Sułaszewie koło Margonina produkcja ruszyła pełną parą. Równolegle rozpoczęto import meksykańskich
ziaren Prima Lavado, od których zaczerpnięto nazwę dla całej marki.
Przełom nastąpił na początku ostatniej dekady XX wieku, gdy przedsiębiorstwo dołączyło do Drie Mollen
Holding BV – holenderskiego koncernu z ponad dwustuletnią tradycją w prażeniu kawy. Pojawiły się nowoczesne rozwiązania i technologie.
19
25-LECIE MARKI
Rozwój jeszcze przyspieszył, gdy
w 1995 roku – na fali sukcesów rynkowych – udało się rozbudować oraz
zmodernizować palarnię. Dzięki zastosowaniu rozwiązań nowoczesnego systemu jakości kawa Prima stała
się synonimem produktów najwyższej klasy i wysublimowanego smaku.
Polska unowocześniała się również.
W tym roku pojawiła się nowa jednostka monetarna o nazwie „złoty”
(PLN), która zastąpiła tzw. „starego
złotego” (PLZ), zmienił się prezydent,
a Ministerstwo Łączności ogłosiło
przetarg związany z możliwością wybudowania dwóch sieci komórkowych
w standardzie GSM! Wieści te śledziliśmy w wolnej prasie – przy filiżance
aromatycznej rodzimej kawy Prima.
Półtora miliarda filiżanek
W pierwszych latach nowego tysiąclecia Prima była już znana w 200 krajach
na świecie. Gdy pod koniec pierwszej
dekady XXI wieku firma uroczyście obchodziła dwudziestolecie swojego istnienia, marka była jedną z wiodących
w Polsce. Miłośnicy tej kawy wypijali
20
aż półtora miliarda jej filiżanek rocznie.
Chętnie też dawali ją sobie w prezencie.
Do sukcesu rynkowego przyczyniły się:
wysoka jakość, doskonały smak oraz
sprawna dystrybucja – co przekłada
się na dostępność produktu w sklepach.
Gdy Prima obchodziła swój jubileusz,
Senat RP – w związku z nadchodzącą
20. rocznicą przeprowadzenia pierwszych wyborów do odrodzonego samorządu terytorialnego – nadchodzący
rok ogłosił Rokiem Polskiej Demokracji Lokalnej.
Kultura picia kawy
W 2011 roku smakiem kawy Prima
mogły cieszyć się tłumy uczestników
pikników rodzinnych organizowanych na terenie całej Polski przez „Lato
z Radiem”. Miłośnicy dobrej zabawy
na świeżym powietrzu przychodzili
całymi rodzinami. Najmłodsze pokolenie, które poznawało smak kawy Prima, nie pamiętało już traumatycznych
wydarzeń, które stały się udziałem ich
rodziców i dziadków. Rok później rozpoczęła się wyjątkowa akcja „Śniadania świata”, podczas której przedsta-
wiciele marki Prima podróżowali
po europejskich stolicach. Ich celem
było zdobycie nowych, oryginalnych
przepisów na parzenie kawy. Świadectwem tych poszukiwań stały się filmiki przedstawiające różne zakątki naszego kontynentu oraz prezentujące
obowiązującą tam kulturę picia kawy.
W Polsce kultura ta była już bardzo
rozwinięta, mogliśmy się więc dzielić
także naszymi sposobami. Mogliśmy
tę wiedzę przekazywać w trakcie uroczystości rodzinnych, które bez kawy
odbyć się przecież nie mogą. W niepamięć odeszło zalewanie wrzątkiem
brązowego gorzkiego proszku „wystanego” w kilometrowej kolejce. Mocna,
pobudzająca do życia Prima, przygotowywana na wiele sposobów, zawsze
inspirowała (i inspiruje) do tego, by
spędzać dni aktywnie i ze smakiem.
Żeby jak najlepiej korzystać z wywalczonej i pielęgnowanej wolności.
Lata wdzięczności
Rok 2013 przyniósł nową kampanię
reklamową: „Prima. Świeżo palona”.
Kawa tworzona z pasją, której świe-
żość gwarantuje pełny smak i aromat,
od samego początku tworzona jest
przez tych samych ludzi i gdy rok później marka obchodziła swoje pierwsze
ćwierćwiecze, nie obyło się bez wspomnień i wzruszeń. Z tych wspomnień
zrodziła się idea podziękowania ludziom z całego świata, którzy ponad
trzy dekady temu, w najtrudniejszych
dniach stanu wojennego, słali polskim
rodzinom paczki z żywnością, ubraniami i chemią gospodarczą. Kawa
była jednym z podstawowych produktów, które owe „dary” zawierały.
Dziś marka Prima utożsamiana jest
z najbardziej wyrafinowanym smakiem, co znajduje potwierdzenie
w wyborach konsumentów i w nagrodach. W Polsce odbywają się kolejne
demokratyczne wybory na najwyższe
urzędy, a wielu jej obywateli – w ramach swoich codziennych, małych
wyborów – sięga po ulubioną kawę
Prima. Kawę, która nie tylko pieści
kubki smakowe. Ma także smak wolności i wdzięczności.
21
BADANIA WDZIĘCZNOŚCI
To małostkowość
okazywać wdzięczność
z umiarem.
Roberto Benigni
BADANIA WDZIĘCZNOŚCI
Lubię okazywać
wdzięczność innym
osobom
Gdy ktoś
mi dziękuje,
czuję się lepiej
6,2% 1,7%
3,2% 2,0%
14,2%
22,6%
34,3%
20,7%
45,7%
44,9%
Lubię, gdy ktoś mi
dziękuje za okazaną
wdzięczność lub pomoc
Oczekuję podziękowań
za okazaną przeze mnie
pomoc lub gest
2,9%
7,2% 9,4%
8,9%
22,6%
22,6%
20,6%
Dziękuję?
To oczywiste!
Zdecydowana większość Polaków
deklaruje, że wdzięczność utożsamia
z okazywaniem szacunku drugiemu
człowiekowi. Oznacza to, że traktujemy
dziękowanie jako naturalny element
relacji międzyludzkich.
24
44,9%
Czuję się niezręcznie
kiedy ktoś okazuje mi
uprzejmość/pomoc
K
ażdy z nas na pytanie, czy
w kontaktach społecznych
używa słowa „dziękuję”, odpowie – tak. Bo dziękowanie
i okazywanie wdzięczności wydaje
się oczywistym odruchem. Potwierdza to raport marki Prima, przygotowany w związku z akcją „Prima
– www.PaczkiWdziecznosci.pl”. Wynika z niego, że prawie 98 proc. badanych dziękuje za każdym razem, gdy
otrzyma pomoc lub gdy ktoś wyświadczy im przysługę. Aż 85 proc. uczestników badania uważa, że okazywanie
wdzięczności umacnia relacje z innymi. Ankietowani deklarują także, że
kierowanie się w życiu konkretnymi
wartościami jest dla nich ważne.
10,9%
32,4%
Podziękowania to
niewiele znaczący, pusty
konwencjonalny gest
6,8%
6,9%
24,3%
28,1 %
13,5%
35,2%
15,3%
29,1%
29,9%
■
■
■
28,4%
Zdecydowanie się nie zgadzam
Raczej się nie zgadzam
Trudno powiedzieć
■
■
W zasadzie - wzajemność
Niezależnie od tego, czy to my dziękujemy, czy nam dziękują, czujemy się
z tego powodu lepiej. Wdzięczność
poprawia naszą samoocenę i pozytywnie wpływa na jakość relacji z innymi. Większość Polaków (85,7 proc.)
deklaruje, że utożsamia ją z okazywaniem szacunku – zarówno osobom
najbliższym, jak i nieznajomym.
– Mimo iż żyjemy w tzw. społeczeństwach kontraktu, w których wartość mierzy się pieniędzmi, a nie w społeczeństwach daru,
jakie kiedyś badali antropolodzy,
chcemy pamiętać o stosowaniu zasady wzajemności – komentuje wyniki raportu marki Prima, „Prima
– www.PaczkiWdziecznosci.pl”, profesor Wojciech Burszta, antropolog
kultury. – Niezależnie od wieku, wykształcenia, płci i miejsca zamieszkania badani deklarują, że dary w postaci
prezentów, życzeń czy pomocy finansowej, a także rozmaite przysługi ze
strony innych ludzi wymagają podziękowań. Można więc domniemywać, że
ze strony obdarowanych wcześniej czy
później nastąpi rewanż. W ramach takiego „kontraktu wzajemności” pojawiają się kręgi bliskości – najbardziej
liczy się rodzina i znajomi. Tylko jedna trzecia badanych dziękuje za pomoc i przysługę osobom spoza tego
podstawowego kręgu.
Można odnieść wrażenie, że do
ugruntowania nawyku okazywania
wdzięczności przyczynił się rozwój
technologiczny.
– Portale społecznościowe upowszechniły obyczaj składania życzeń imieninowych i innych – zauważa prof.
Burszta. – To skłania ich użytkowników do pogłębiania w sobie postaw
typu „ty mi składasz życzenia, ja też nie
zapomnę o podobnych, jak przyjdzie
pora, a portal mi o tym przypomni”.
Raczej się zgadzam
Zdecydowanie się zgadzam
Badanie opinii marki Prima „Paczki Wdzięczności - www.PaczkiWdziecznosci.pl”, luty 2015 r.
Badanie zostało przeprowadzone w lutym 2015 r.
metodą wywiadów on-line (CAWI) na reprezentatywnej
próbie osób pamiętających fakt otrzymania paczki
w trudnych latach 80. XX wieku.
25
BADANIA WDZIĘCZNOŚCI
Tak rodzi się dzisiaj „zasada wirtualnej wzajemności”, która może jest powierzchowna i niezobowiązująca, ale
uczy nawyku, że gest innego człowieka wymaga przeciwgestu.
Pamiętamy: buty, ubrania, jedzenie
Dziś, zmierzając do indywidualnego
sukcesu, ścigamy się z czasem, a ludzi, których spotykamy na swojej drodze, często traktujemy jak konkurentów. Pośpiech, rywalizacja i wiążące się
z nimi zmęczenie to główne przeszkody w tworzeniu okazji do „niewirtualnego” odwdzięczenia się zarówno bliskim, jak i nieznajomym osobom. Bez
tego trudno zacieśniać więzi i budować trwałe społeczne relacje. Za sprawą akcji Primy Polacy mogli zatrzymać się w tym biegu i podziękować
za pomoc otrzymywaną z zagranicy
w latach 70. i 80.
Z raportu „Prima – Paczki Wdzięczności”, dowiadujemy się, że jedna trzecia badanych pamięta, iż otrzymała
wtedy paczkę z zagranicy (wśród osób
po 35. roku życia fakt ten przypomina sobie aż 40 proc. respondentów).
Polacy nie zapomnieli także, co znaj-
dowało się w paczkach. Aż 66 proc.
badanych odpowiedziała, że obuwie,
52 proc. przypomina sobie ubrania,
a 51 proc. – jedzenie. Prawie 40 proc.
badanych w momencie otrzymania
paczki czuło chęć odwdzięczenia się
darczyńcy.
Radość, wzruszenie, nadzieja
Ponad połowa badanych wskazuje, że paczki przysyłała im rodzina
mieszkająca za granicą, jednak aż
20 proc. respondentów odpowiedziało, że przesyłki przyszły od anonimowych darczyńców. W pamięci ankietowanych zachowały się wspomnienia
i uczucia, które towarzyszyły tamtym
wydarzeniom. Fakt otrzymania paczki wywoływał przede wszystkim radość (72 proc.), ale także wzruszenie (46 proc). Dodatkowo aż 83 proc.
badanych wskazuje, że paczki dawały
nadzieję i poczucie wspólnoty.
– Tamte wydarzenia mają jednoznacznie pozytywną konotację. Polacy zapamiętali je jako przejaw ogólnoludzkiej solidarności. Można wręcz
powiedzieć, że słynna akcja paczek dla
Polski obrosła własną mitologią. I na-
uczyła Polaków, że solidarność z innymi nie jest tylko sloganem – mówi
prof. Wojciech Burszta, który sam do
dzisiaj ma w domu karton po takiej
paczce. Jego ojciec, prof. Józef Burszta, otrzymał ją od niemieckiego kolegi profesora w 1982 roku.
– Teraz trzymam w tym kartonie
ozdoby świąteczne, ale adres nadawcy i odbiorcy ciągle są czytelne – dodaje nasz ekspert.
S
Dziś również paczki są ważne
Prof. Burszta zwraca uwagę, że
70 proc. badanych dziś także uznałoby za możliwe otrzymywanie i przekazywanie paczek pomocowych. Tego
typu przesyłki to zatem swoisty dar
tych, którzy mogą coś ofiarować, aby
poprzez materialną pomoc zawiązać stosunek bliskości i solidarności
z osobami mniej uprzywilejowanymi. – Tym samym paczki nabierają
nie tylko wymiaru ekonomicznego,
ale są wyrazem upowszechniającej się
globalnie zasady życzliwości.
Tomasz
Jastrun
26
am korzystałem z takiej pomocy i miała ona konkretny wymiar materialny, bo moja rodzina otrzymywała żywność, ubrania
i środki czystości, a tego wszystkiego
w tamtej Polsce brakowało. Ale miało
to też wymiar symboliczny – dowiedzieliśmy się, że ktoś się nami martwi
i o nas myśli. Jedna z paczek była tak
duża i ciężka, że ledwie mieściła się
w moim niewielkim samochodzie.
Miałem wtedy malucha, wyniosłem
karton z poczty i postawiłem go na
dachu. Zamyśliłem się, wsiadłem do
auta i odjechałem. Ludzie dziwnie patrzyli na mój samochód, a po chwili
paczka ze świstem spadła z dachu, na
szczęście nie miało co się w niej stłuc.
Nie pamiętam już, czy udało się nam
wtedy podziękować, paczki przysyłali
często anonimowi darczyńcy, ciekawe,
że najczęściej Niemcy. Wtedy zresztą
powszechne było bardzo polskie poczucie, że jesteśmy ofiarami historii
i że nam się należy. Tym bardziej doceniam akcję, w której po latach Polacy mogą podziękować za okazaną im
pomoc. To symboliczna rekompensata za uwagę, którą w odruchu serca nieznajomi ludzie obdarzyli nas
w tamtych trudnych latach.
27
BADANIA WDZIĘCZNOŚCI
P
W
Maria
Wiernikowska
28
idziałam tę pomoc od środka. Pracowałam wtedy w Paryżu, w biurze Solidarności,
przy francuskich związkach zawodowych CFDT. Zajmowałam się wysyłką
leków, a konkretnie – w piwnicy budynku przy rue Montholon – przerzucaliśmy tony pigułek z domowych apteczek. W tymże budynku, na piętrze,
zajmowaliśmy się tłumaczeniem polskich gazetek podziemnych na francuski, żeby uświadomić Francuzom,
co się działo w Polsce stanu wojennego. Obok uzupełnialiśmy kartoteki internowanych i ich rodzin, by
dawać Francuzom konkretne adresy, pod które wysyłali paczki. Myślę,
że należałoby dziś podziękować księdzu Platerowi z Misji Katolickiej we
Francji i ludziom ze wszystkich francuskich związków zawodowych. Sama
chciałabym podziękować wielu, wielu osobom...
Dorota
Wellman
omoc docierała do nas z różnych stron. Otrzymywaliśmy
paczki prywatnie, od przyjaciół
rodziców, głównie z Niemiec, USA,
Anglii, Holandii. Zareagowali natychmiast, bo na Zachodzie sądzono, że
cierpimy głód. Aż tak źle nie było, ale
dary bardzo się przydały. Pamiętam, że
wymieniało się je – z innymi obdarowanymi – na to, co komu było potrzebne. A przychodziły głównie: kawa, kakao, czekolada, konserwy rybne, leki.
Nadawcom dziękowaliśmy na bieżąco, także wiele lat po tym, jak kryzys
się zakończył. Drugi rodzaj pomocy
to ten zorganizowany, który docierał
np. do kościołów. Jako studentka brałam udział w dystrybucji darów, które były przeznaczone dla internowanych i ich rodzin. W paczkach było
dużo rzeczy dla małych dzieci, głównie
kaszki, przeciery w słoiczkach, multiwitamina. Ludzie nie spodziewali się,
że pojawimy się z darami, więc ktoś ich
uprzedzał, że przyjdziemy – ze względów bezpieczeństwa, bo były to czasy
ogromnej, uzasadnionej przecież, nieufności. Pamiętam te smutne warszawskie blokowiska: Ursynów, Bemowo.
Na Bemowo trzeba było jechać trzema autobusami. Trochę się nadźwigaliśmy, bo niektóre artykuły spożywcze
przychodziły w słoikach, np. francuskie pasztety. Mieliśmy takie ogromne
torby podróżne i ludzie wpuszczali nas
do mieszkań na umówione hasło. Myślę, że to była dobra lekcja pomagania.
29
PRAWDZIWE HISTORIE
Jest taka wdzięczność,
Kiedy chcesz dziękować,
Lecz przystajesz, jak gapa,
Bo nie widzisz, komu (…).
Jan Twardowski
PRAWDZIWE HISTORIE
ANNA POPEK
Stara przyjaźń
nie rdzewieje
Ta historia zaczęła się wiele lat temu,
kiedy mama Anny Popek, znanej
dziennikarki i prezenterki telewizyjnej,
jako mała dziewczynka zaprzyjaźniła
się z Niemką - rówieśniczką
i sąsiadką - której rodzina przez
jakiś czas mieszkała w Bytomiu.
A
nna Popek wychowywała się
na Śląsku, w Bytomiu. W kamienicy, w której mieszkali
jej dziadkowie, żyła także
rodzina niemiecka, która miała córkę o imieniu Trautka – rówieśniczkę
mamy Anny. Dziewczynki zaprzyjaźniły się i dziecięce lata spędziły
na wspólnych zabawach. Po kilku
latach rodzina Trautki przeprowadziła się na stałe do Niemiec. Kontakt
się urwał, ale – jak pokazała historia
– tylko na kilkanaście lat.
Przyjaźń na odległość
Po kilkunastu latach do mamy Anny
przyszedł list z Niemiec. Od Trautki,
która postanowiła odnowić znajomość z dzieciństwa. Tak zaczęła się
wymiana pozdrowień i listów, w których przyjaciółki opowiadały o swoich rodzinach i życiu. W momencie,
30
kiedy na świat przyszła pierwsza córka pani Teresy – Ania – nieoczekiwanie zamiast listu przyszła paczka.
– Paczka wypełniona była niemieckimi produktami. Na początku Trautka
wysłała moim rodzicom wyprawkę
dla mnie – mleko w proszku, odżywki dla dzieci, ubranka. Mama opowiadała mi, że te paczki były dla niej
ogromną pomocą.
Kryzysowy kurs niemieckiego
– W miarę, jak razem z siostrą dorastałyśmy, zmieniały się także przysyłane nam produkty. Miejsce mleka
i odżywek zajęły słodycze – w tym
znakomite marcepany – oraz zabawki i kolorowe ubranka. Kiedy
w Polsce wybuchł stan wojenny,
Trautka, z charakterystyczną dla
Niemców praktycznością, wysyłała
nam mąkę, cukier, pyszne niemiec-
kie śledzie, których smak pamiętam
do dziś, konserwy mięsne, a także…
piękną koronkową bieliznę, o której
w Polsce nie można było marzyć.
W mojej pamięci najbardziej utkwiła zabawka – lalka niemowlak ze
smoczkiem, w ślicznym niebieskim
ubranku. Pamiętam, że przez wiele lat ta właśnie zabawka była moją
ulubioną. Co ciekawe, paczki miały
dla mnie i mojej siostry także wymiar edukacyjny. Czytałyśmy każdą
etykietę, każde opakowanie. Ponieważ ojciec znał język niemiecki,
wspólnie siadaliśmy i on nam tłumaczył, co oznaczają poszczególne
słowa. Tak poznałam podstawowe
słowa z języka niemieckiego.
Warto wyrażać wdzięczność
Paczki przychodziły przez wiele lat.
– Zbieraliśmy się całą rodziną, wspólnie otwieraliśmy paczkę i oglądaliśmy
produkty, które Trautka zapakowała
z myślą o nas. Oczywiście, wysyłaliśmy Trautce listy z podziękowaniami,
a w późniejszych latach także zdjęcia
i album o Bytomiu. Chcieliśmy jej
pokazać, że pomoc i wsparcie, których nam udzielała przez te wszystkie lata, wiele dla nas znaczą. Bardzo
dobrze, że powstała taka akcja jak
„Paczki Wdzięczności”. Nie wszyscy
mieli możliwość podziękowania wtedy za pomoc. A przecież wdzięczność
jest wspaniałym uczuciem i ważne,
aby umieć i móc ją wyrazić.
31
PRAWDZIWE HISTORIE
BEATA SAŁACIŃSKA
La grande
bellezza
Beata Sałacińska z nostalgią wspomina
dzieciństwo. Czasów stanu wojennego, kolejek
w sklepach i utrudnionego dostępu do podstawowych
produktów nie pamięta, bo była za mała.
D
oskonale jednak pamięta smak włoskich smakołyków i radość z otrzymania zabawek. Pamięta też,
że od zawsze w jej rodzinie był on
– Antonio z Włoch. Przyjaciel, który
wspierał jej rodziców w najtrudniejszych chwilach.
Włoski Mikołaj
Na początku lat 80. matka chrzestna
Beaty wyszła za mąż za Włocha i wyemigrowała. Przyjacielem ich rodziny
był Antonio, maszynista z Sorrento,
który bardzo interesował się sytuacją
w Polsce. Antonio wspierał działalność Solidarności, a ponieważ jest
osobą wierzącą, bardzo cenił papieża
Jana Pawła II. Gdy tylko Antonio dowiedział się o stanie wojennym, postanowił pomóc i zaczął wysyłać paczki
do rodziców Beaty. Tak właśnie rozpoczęła się wieloletnia przyjaźń polsko-włoska.
– Odkąd pamiętam, w naszym domu
regularnie pojawiały się paczki, w których były kolorowe ubrania, zabawki
i słodycze – wspomina Beata Sałacińska. – Pamiętam, jak bardzo się cieszyłam, kiedy otwierałam pierwszą
z nich. To było jak… otwieranie prezentów świątecznych – dodaje.
Do każdej paczki dołączony był list.
Antonio opowiadał o swojej rodzinie
32
i kraju. Pisał, co się dzieje w jego życiu.
Wspominał o swoich córkach. Pytał
o sytuację w Polsce. Pisał po włosku.
– Kolejne wspomnienie, jakie mam,
jest związane z samymi listami. Pamiętam, jak z mamą siedziałyśmy ze słownikiem i tłumaczyłyśmy słowa Antonia. W podobny sposób pisałyśmy listy
do niego. Opowiadałyśmy mu o naszej
rodzinie, o najbliższych i o tym, co się
dzieje w Polsce – mówi Beata.
Nowy rozdział
– Paczki i listy od Antonia były dla
naszej rodziny bardzo ważne. Dzięki nim mieliśmy świadomość, że nie
jesteśmy sami, że ktoś o nas pamięta. Jego listy dodawały sił moim rodzicom. A mnie, jako dziecku, dostarczały niesamowitych emocji. Moment
otwierania kolejnych pakunków od
Antonia traktowaliśmy jak święto.
Tak naprawdę nie liczyła się zawartość
pudełka – ważny był gest, który stanowił symbol solidarności z Polakami
– opowiada Beata Sałacińska.
Pomoc, którą Antonio ofiarował rodzinie Beaty, wynikała z dobroci jego
serca. – Zawsze wiedziałam, że chciałabym mu podziękować za to wszystko. Dlatego ucieszyłam się bardzo,
że mogę wziąć udział w akcji „Paczki Wdzięczności”, pojechać do niego
i osobiście mu podziękować za całe
lata pomocy i przyjaźni. Powiedzieć,
że przez te wszystkie lata stał się częścią naszej rodziny. Moje dzieci znały
Antonia tylko z opowiadań, dlatego
ucieszyłam się, że mogą pojechać razem ze mną. Nie mogliśmy doczekać
się spotkania. Wiedziałam, że słowami nie będę w stanie wyrazić emocji
i uczuć, które się we mnie kumulowały. Moment, kiedy zobaczyliśmy
Antonia na stacji, jest nie do opisania. Padliśmy sobie w ramiona. Słowa
okazały się zbędne. Mimo że staliśmy
przed sobą po raz pierwszy, czuliśmy,
jak otwiera się przed nami nowy rozdział naszej wyjątkowej przyjaźni.
33
PRAWDZIWE HISTORIE
ANDRZEJ WROŃSKI
WIKTORIA BOCHEŃSKA
Przyjaźń
wagi ciężkiej
Aria dla wolności
Chór Politechniki Gdańskiej
od kilkudziesięciu lat koncertuje
w Europie. Wychował kolejne
pokolenia śpiewaków, którzy
mieli okazję rozwijać tu swoje
umiejętności, zdobywać
nagrody oraz podróżować.
Jedną z chórzystek jest
Wiktoria Bocheńska.
Złoty medalista igrzysk olimpijskich
w Seulu i w Atlancie, mistrz świata
z Tampere, wielokrotny mistrz Polski
wagi ciężkiej w zapasach zaczynał
karierę w latach 80. XX wieku.
K
iedy w polskich sklepach kolejki ustawiały się po najbardziej potrzebne produkty
spożywcze, my, młodzi sportowcy, mogliśmy jedynie pomarzyć
o profesjonalnym sprzęcie do ćwiczeń
– mówi Andrzej Wroński.
Uprawianie sportu na poziomie zawodowym wymagało od młodych
sportowców, poza zaangażowaniem,
dyscypliną i wytrwałością, także zmierzenia się z przeciwnościami losu.
– Jednak nikt nie narzekał. Robiliśmy
to, co kochaliśmy. Wiem, że sukcesy osiągnąłem ciężką i systematyczną pracą podczas lat spędzonych na
macie. Jednak do mojego sukcesu
na początku kariery przyczynił się
także Thomas – wspomina Andrzej
Wroński.
Szwedzkie buty
W tym samym czasie, w oddalonym
o prawie 2 tys. kilometrów szwedzkim
miasteczku Haparanda, zapaśniczą
karierę sportową zaczynał Thomas Johansson. Podobnie jak Andrzej Wroński wybrał zapasy. On jednak, trenując w Szwecji, miał swobodny dostęp
do wszelkiego sprzętu. Podczas międzynarodowych zawodów, które od-
34
bywały się w jego rodzinnym mieście,
poznał grupę młodych polskich zapaśników. Był rok 1981. W Polsce właśnie ogłoszono stan wojenny.
– Ruszaliśmy właśnie w drogę powrotną do kraju, gdy Thomas niespodziewanie zatrzymał nasz autokar.
Zorganizował pomoc. Wraz z całym miasteczkiem przygotował paczki, w których były nie tylko produkty
pierwszej potrzeby, ale także profesjonalny sprzęt sportowy. To dzięki niemu
dostałem pierwsze buty do ćwiczeń na
macie, które bardzo pomagały w treningach – mówi Wroński. Losy Andrzeja Wrońskiego splotły się z losami
Thomasa. Nasz mistrz regularnie otrzymywał paczki ze Szwecji wypełnione
żywnością, kawą i sprzętem sportowym. Do każdej przesyłki dołączone
były krótkie listy z życzeniami.
– Bardzo potrzebowaliśmy tej pomocy, jednak najważniejsze było wsparcie. To poczucie, że nie jesteśmy sami,
że na świecie ludzie wiedzą, co się
dzieje w naszym kraju i że chcą nam
pomóc, tak od serca. Paczki i listy,
które dostawaliśmy, dawały nadzieję i były dla mnie dodatkową moty-
wacją. Thomas i ja rywalizowaliśmy
w sporcie, ale połączyła nas wielka
przyjaźń, która trwa do dziś – mówi
Andrzej Wroński.
Medal wdzięczności
Po latach sytuacja w Polsce wróciła
do normy. Zapaśnicy osiągali kolejne
sukcesy sportowe, ale w pamięci Andrzeja Wrońskiego pozostała ta pierwsza paczka od Thomasa. Paczka, która była przepustką do lepszego świata.
– Nigdy nie miałem możliwości odwdzięczenia się Thomasowi za pomoc, którą wtedy od niego otrzymałem. Dlatego teraz ja przygotowałem
dla niego paczkę wdzięczności. Pojechałem do Szwecji na spotkanie,
pierwsze od wielu lat. Zabrałem swój
pierwszy olimpijski medal. Chciałem,
żeby go przyjął, bo także dzięki niemu
osiągnąłem sukces. Nasze spotkanie
było bardzo emocjonujące. Przez wiele godzin wspominaliśmy czasy naszej
młodości, kiedy jako młodzi chłopcy
dawaliśmy z siebie wszystko podczas
treningów, rozmawialiśmy o sporcie,
naszej wspólnej pasji – dodaje Andrzej Wroński.
J
eszcze w latach 70. XX wieku Wiktoria, wraz z chórem Politechniki Gdańskiej, pojechała na tournée do Francji. I właśnie tam jej
losy splotły się z losami Danielle, Francuzki, która także śpiewała w chórze.
W trakcie 10-dniowego pobytu we
Francji chórzystki zdążyły się lepiej
poznać i polubić. Wydawać by się mogło, że na tym ta historia się zakończy.
Jednak los chciał inaczej.
Wiara w listach
W Polsce rozpoczął się stan wojenny.
– Wtedy, zupełnie niespodziewanie,
dostałam paczkę z Francji. Dostarczył
mi ją znajomy, który właśnie wracał
do kraju. Byłam kompletnie zaskoczona, ponieważ nie przypuszczałam, że
Danielle pamięta o naszym krótkim
spotkaniu kilka lat wcześniej – mówi
Wiktoria Bocheńska.
W liście dołączonym do paczki Wiktoria przeczytała, że Danielle na bieżąco śledzi sytuację w Polsce. Sądząc, że
nasz kraj jest na krawędzi wojny, postanowiła pomóc koleżance poznanej w trakcie tournée koncertowego.
Stąd paczka.
– Tak zaczęła się nasza wieloletnia
przyjaźń. Danielle regularnie przysyłała nam paczki. Wkładała do nich jedzenie, leki, ubrania, ale także rzeczy
niespotykane. W jednej z paczek był
np. porcelanowy serwis do kawy, którego używam do dziś. Innym razem
Danielle wysłała świecę, którą zapala
się w każdą rocznicę ślubu, jako symbol szczęścia. Do każdej paczki dołączała list i życzenia. W korespondencji wymieniałyśmy się informacjami
o naszych rodzicach i dzieciach. Z jej
listów biła pozytywna energia, która bardzo mi pomagała w tych trudnych czasach. Czasami nawet bardziej
niż zawartość paczek. Czytając listy,
wiedziałam, że nie jesteśmy sami. Że
Danielle o nas myśli, pamięta i wspiera swoją wiarą – opowiada Wiktoria
Bocheńska.
Łzy na progu
– Przez wszystkie lata naszej przyjaźni miałam poczucie, że powinnam
się odwdzięczyć. Oczywiście w każ-
dym liście dziękowałam za podarunki, ale marzyłam o spotkaniu. Właśnie
udział w akcji „Paczki Wdzięczności”
pozwolił mi spełnić to marzenie. Teraz ja otrzymałam możliwość przygotowania specjalnej paczki dla Danielle. Chciałam jej pokazać zdjęcia
dzieci, gdy jeszcze były małe, ofiarować jakiś symbol naszej przyjaźni. Do
Francji poleciałam z najmłodszym synem, Kamilem. Bardzo się denerwowałam przed spotkaniem. W końcu
ostatni raz widziałam się z Danielle kilkadziesiąt lat temu. Gdy tylko ją
zobaczyłam na progu jej domu, padłyśmy sobie w ramiona. Ani ja, ani ona
nie mogłyśmy powstrzymać łez. Kiedy
emocje trochę opadły, wręczyłam jej
paczkę i zaczęłyśmy rozmawiać o naszym życiu. Pokazywałam zdjęcia mojej rodziny, ona opowiadała o swoich
dzieciach. To były niesamowite chwile i jestem niezmiernie wdzięczna, że
mogłam wyruszyć w taką sentymentalną podróż i spotkać się z moją przyjaciółką – dodaje Wiktoria Bocheńska.
35
PRAWDZIWE HISTORIE
Dary, dary, dary
ELŻBIETA SAENGER
nauczycielka chemii i fizyki
w Społecznym Gimnazjum nr 2
STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego
w Poznaniu
Elżbieta najbardziej
zapamiętała paczki,
które przychodziły
do jej parafii. Mówiło
się na nie „dary”.
Rozdzielali je ksiądz
i członkowie
rady parafialnej.
Zawsze brali pod
uwagę, kto
czego akurat
potrzebował.
Zapach Zachodu
Z
wracali uwagę na to, czy
rodzina miała małe dzieci albo czy brakowało jej
jedzenia. Czasem najważniejsze było ubranie na zimę.
– Nas też nie pomijano – wspomina
Elżbieta Saenger. – Pamiętam smakołyki, których w Polsce w ogóle
nie produkowano. Takie jak konserwy z szynką czy parówki w zalewie. Pierwszy raz miałam w ustach
takie specjały.
Świat po drugiej stronie
Paczek do parafii Elżbiety przychodziło bardzo dużo. Jej znajomi,
którzy mieli rodziny i przyjaciół za
granicą, otrzymywali z kolei dary
prywatnie. Z Niemiec, ze Stanów
Zjednoczonych, ze Szwecji...
– Ubrania były najczęściej używane,
ale czyste i bardzo ładne, a żywność
na ogół w puszkach. I jeszcze pamiętam buty. Dostałam takie do połowy łydki, „włochate”. Teraz, po trzydziestu paru latach, znów są modne,
ale wtedy wyróżniały mnie z tłumu. Otwierając te paczki, czułam,
że tam, po drugiej stronie, istnieje
inny świat. Te paczki jakby oczy mi
Autorzy: uczniowie i uczennice Społecznego Gimnazjum nr 2 STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego w Poznaniu.
Opiekunka projektu: Agnieszka Pernak.
36
HANNA DUDARSKA
nauczycielka historii
w Społecznym Gimnazjum
nr 2 STO im. Edwarda
hr. Raczyńskiego w Poznaniu
Brat babci Hanny
Dudarskiej
był Polakiem
mieszkającym
w Niemczech.
Po wojnie, gdy
zamierzał wrócić do
kraju, dowiedział się, że
aby zostać
uznanym za
prawowitego Polaka,
musi zapłacić duży
podatek. Żył ze
skromnej pensji
nauczycielskiej,
więc nie było
go na to stać.
Postanowił zatem
zostać w Niemczech.
P
rzez lata wspierał naszą rodzinę i przysyłał co miesiąc paczkę z salami, szynką
w puszce, parówkami w słoiczkach, czekoladami i cukierkami
miętowymi w polewie czekoladowej.
Takie smakołyki, które dziś można
znaleźć w supermarketach, były wtedy w Polsce niedostępne – wspomina
Hanna Dudarska.
Prezenty mieniły się kolorami i uwodziły zapachami. Niektóre paczki zawierały proszki do prania.
– Dzieci mówiły, że „pachnę Zachodem”. Rzeczywiście zapach tych proszków był zupełnie inny niż polskich
– dodaje Hanna.
Człowiek nie chodził głodny
Po dwóch latach rodzina Hanny Dudarskiej nie mogła już patrzeć na
szynkę z puszki i salami.
– Często wpadały koleżanki i pytały:
„Haniu, poczęstujesz nas?” – wspomina nasza bohaterka. – A niedawno przyznały: „Słuchaj, my do ciebie
przychodziłyśmy, bo nam wszystko
tak bardzo smakowało”. Oczywiście
dzieliliśmy się też z dalszą rodziną
i przyjaciółmi. Te paczki to była wielka pomoc, wielka ulga, bo człowiek
nie chodził głodny.
Autorzy: uczniowie i uczennice Społecznego Gimnazjum nr 2 STO im. Edwarda hr. Raczyńskiego w Poznaniu.
Opiekunka projektu: Agnieszka Pernak.
37
PRAWDZIWE HISTORIE
Pierwszorzędne ciuchy
ANDRZEJ BORUCKI
dyrektor Muzeum na Zamku
w Łęczycy
Na moją uczelnię
docierały m.in.
płaskie konserwy
z mielonką marki
Tulip. Bardzo
nam smakowały.
Teraz pewnie nie
wzbudziłyby sensacji,
ale wtedy to był
prawdziwy rarytas.
Był jeszcze
żółty ser
w dużych blokach,
a właściwie to nie
był on żółty, tylko
pomarańczowy.
Autorzy: uczniowie i uczennice Gimnazjum im. Czesława Miłosza w Topoli Królewskiej.
Opiekunka projektu: Aleksandra Bednarska.
38
D
wa razy w roku przyjeżdżał
transport odzieży. I te ubrania cieszyły się największym
wzięciem.
– Były to pierwszorzędne ciuchy. Sztruksowe spodnie marki Lee
i Levis można było wtedy dostać tylko
w Peweksie, za dolary. Wiele tych rzeczy mam do dziś, na przykład ulubiony wełniany krawat w szkocką kratę.
Trzymam też smoking i marynarkę…
chyba z sentymentu, bo już w nich
nie chodzę.
Wielki dar serca
Andrzej Borucki chciałby też wspomnieć o pomocy otrzymywanej od
osób, które wyemigrowały przed
wprowadzeniem stanu wojennego.
– Kolega taty, Andrzej Korsak, który był lekarzem i pisarzem, zszedł
w Hamburgu ze statku, na którym
służył. Nie mógł już wrócić do Polski,
ale pisał do nas listy i przysyłał paczki.
Nie były to zatem dary tylko od Niemców, ale również od Polaków z zagranicy. Zachowałem obrus, który dostaliśmy od niego na Boże Narodzenie.
Także dziś, od czasu do czasu, kładziemy go na nasz rodzinny stół świąteczny, choć jest troszkę zużyty, bo służył
nam przez bardzo wiele lat. Traktujemy go jako symbol, wielki dar serca.
Pomoc na
wyższym poziomie
ANDRZEJ OLSZEWSKI
burmistrz Łęczycy
Andrzej Olszewski
od 1983 roku pełnił
funkcję naczelnego
lekarza szpitala.
Przez jego ręce
przechodziło
bardzo wiele
paczek, które
napływały do
szpitala z zagranicy.
T
rudno mówić o pojedynczych przesyłkach, bo trafiały
do nas całe kontenery wypełnione sprzętem jednorazowego użytku, czyli igłami, strzykawkami,
rękawiczkami, zestawami do przetaczania płynów infuzyjnych, samymi
płynami, a także lekami i drobnym
sprzętem chirurgicznym. Zdarzały
się również różnego rodzaju chodziki i wózki dla pacjentów, którzy cierpieli na schorzenia narządów ruchu
– mówi.
Dary te – głównie z Niemiec, Francji,
Holandii, Danii i Szwecji – sprawiały, że szpital mógł w miarę normalnie
funkcjonować.
– Pacjenci czuli się bezpieczniej. Także dlatego, że my, lekarze, dzięki tym
darom oferowaliśmy usługę medyczną na dość wysokim poziomie.
Autorzy: uczniowie i uczennice Gimnazjum im. Czesława Miłosza w Topoli Królewskiej.
Opiekunka projektu: Aleksandra Bednarska.
39
PRAWDZIWE HISTORIE
Godzina dla Polski
JAN STRĘKOWSKI
Kawa
z grzałką
Do miejsca
internowania
Zenona
Jachimowicza
paczki z zagranicy
przywiózł sam
biskup gorzowski.
Duża furgonetka,
z której wysiadł,
wypełniona była
po brzegi
pakunkami.
ZENON JACHIMOWICZ
– Rzeczy, jakie wtedy otrzymaliśmy,
widywaliśmy jedynie w telewizji – dodaje Zenon Jachimowicz.
T
Ludzie dobrej woli
Darczyńcy nie zapomnieli oczywiście
o kawie, a nawet dołączyli grzałki, żeby
internowani mogli zagotować wodę
i tę kawę zaparzyć.
– Doświadczyliśmy wydatnej pomocy ze strony ludzi dobrej woli, którzy
mieli trochę serca. I za to tym niemieckim, i pewnie nie tylko niemieckim,
obywatelom chciałbym dziś gorąco
podziękować.
internowany w czasie
stanu wojennego
e dary były dla nas totalnym
zaskoczeniem, wiedzieliśmy
przecież, że granice zamknięto, nadawcą był więc najprawdopodobniej niemiecki Caritas (chrześcijańska organizacja dobroczynna)
– wspomina były internowany.
Po otwarciu kartonów wysypały się
z nich niemieckie, angielskie i francuskie papierosy. Były też konserwy
i dżemy w maleńkich opakowaniach,
a także miód oraz pasztet. W polskich
sklepach można było wówczas kupić
tylko musztardę, olej i ocet, a ze słodyczy – pseudoczekoladę.
Autorzy: uczniowie i uczennice Zespołu Szkół im. gen. Sylwestra Kaliskiego w Górze.
Opiekunka projektu: Teresa Witkowska.
40
Do gdańskiej stoczni,
która pełniła rolę
symbolu Solidarności,
zjeżdżali się goście
z całego świata.
- Przyjechali kiedyś
norwescy tramwajarze.
Prosto z Berlina, gdzie
wcześniej załatwili
wizy - wspomina
Jan Strękowski.
G
oście od razu zorientowali się,
że Polacy potrzebują pomocy. Po powrocie do Oslo zorganizowali akcję ,,Ofiaruj godzinę pracy dla Polski”. Efektem tych
działań było zebranie około 200 tys.
dolarów amerykańskich, za które kupili sprzęt drukarski: farby, maszyny
do pisania oraz odczynniki chemiczne potrzebne do drukowania ulotek.
W Oslo i innych miastach Norwegii organizowano też koncerty charytatywne. Wystawiano ,,Halkę” Moniuszki, śpiewano „Bogurodzicę”. Po
polsku. Fundusze uzyskane w ten sposób Norwegowie przeznaczyli na ratowanie polskich dzieci przebywających w szpitalach. Pieniądze poszły na
zakup lekarstw, waty czy strzykawek.
Z kolei norwescy chłopi zorganizowali akcję, w ramach której do polskich
rolników miało trafić tysiąc krów.
Na pomoc rolnikom
– Miało, bo przed wprowadzeniem
stanu wojennego udało się dostarczyć tylko dwieście. Następne osiemset „dojechało” już po 1981 roku.
Ale przejęli je partyjnych dygnitarze
– wspomina Jan Strękowski.
W trakcie innej akcji, „Traktor dla Polski”, Norwegowie zbierali fundusze na
zakup ciągników. Pomoc organizowały też związki zawodowe. Tworzono
różne organizacje, wśród nich Pomoc
Norwesko-Polską, która liczyła około
100 tys. członków.
Autorzy: uczniowie i uczennice Prywatnego Gimnazjum nr 8 im. Astrid Lindgren w Miedzeszynie.
Opiekun projektu: Piotr Ulatowski.
41
PRAWDZIWE HISTORIE
Pomarańcze
i powielacze
W tamtym
okresie jednym
z największych
problemów było
dopilnowanie tego,
by paczki trafiły
do właściwych
odbiorców.
Wszelkie pozapartyjne
instytucje, które
mogły w tym pomóc,
zostały jednak
zdelegalizowane.
TOMASZ KOSEŁA
W
padliśmy na pomysł, że
można naszą działalność dotyczącą rozdawania paczek kontynuować poprzez kontakty ze Związkiem
Harcerstwa Polskiego – mówi Tomasz
Koseła.
Tak się złożyło, że to Hufiec Warszawski ZHP był właścicielem Pałacu Młodzieży. To właśnie na parking przed
„Darem Stalina” przyjeżdżały TIR-y
z darami, ogromne samochody ciągnące 24-tonowe przyczepy, załadowane po dach.
– Nasza działalność polegała na rozładowywaniu samochodów, przepakowywaniu darów oraz dostarczaniu ich
pod wskazane adresy – dodaje Koseła.
Tajne informacje
Listy osób potrzebujących dostarczali
działacze opozycji. Od nich, tajnymi
kanałami, kolporterzy otrzymywali
także informacje, w których ładunkach – wśród olbrzymich ilości środków czystości i żywności – ukryte są
farby drukarskie i części zamienne do
powielarek.
– Zapamiętałem duże bloki pomarańczowego sera, który porcjowaliśmy i roznosiliśmy do potrzebujących,
oraz kostki serków topionych. Nigdy
nie zapomnę też zapachu tamtych pomarańczy i prawdziwej czekolady.
Autorzy: uczniowie i uczennice Prywatnego Gimnazjum nr 22 Lauder-Morasha w Warszawie.
Opiekun projektu: Piotr Ulatowski.
42
Rodzina - opiekunka
Na początku lat 80.,
kiedy po okresie
kilkunastu miesięcy
wielkiej nadziei
ogłoszono w Polsce
stan wojenny, świat
wydawał się walić
w gruzy.
Matka Pawła
Szablowskiego,
wraz z grupą
zaprzyjaźnionych
Belgów, postanowiła
wówczas
zorganizować pomoc
humanitarną, której
przyświecała idea
zawiązywania
więzi osobistych
pomiędzy darczyńcą
a obdarowanym.
PAWEŁ SZABLOWSKI
L
atem 1981 roku mama wybrała się do Belgii na spotkanie ze
środowiskiem tamtejszej inteligencji, skupionej wokół państwa Zofii i Leona Komorowskich
– mówi Paweł Szablowski.
Zofia Komorowska i matka Pawła
znały się od czasów szkolnych. Zadaniem organizacji belgijskiej, której
przewodziły Joland Donceel i Sabine
de Schatzen, było stworzenie grupy
rodzin, chętnych do niesienia pomocy konkretnym osobom. Listę potrzebujących miały z kolei stworzyć
Polki. Obie listy, belgijska i polska,
zostały następnie ze sobą powiązane
w ten sposób, że każdej rodzinie polskiej przydzielono rodzinę – opiekunkę w Belgii.
Gdańsk pod opieką
Dla rodzin z Gdańska szczególnie
zasłużyli się państwo Jadot. Oprócz
pomagania osobom ze swojej listy,
wyposażyli oni gdańską stację dializ
w sprzęt medyczny. Sprowadzili kilka używanych dializerów wraz z częściami zamiennymi.
– Przedsięwzięcie to wymagało załatwienia wielu formalności. Trudno
wyliczyć wszystkich dobroczyńców,
bo po stronie belgijskiej zaangażowało się około stu rodzin. Objęły one
swoją opieką znacznie większą liczbę
Polaków. Przyjaźń międzynarodowa
kwitła. Belgowie coraz częściej byli
zapraszani na uroczystości rodzinne.
Brali udział w komuniach, chrztach,
ślubach i jubileuszach. Bardzo dobrze
się czuli w Polsce i niektórzy nawet
spędzali tu urlop.
Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku.
Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska.
43
PRAWDZIWE HISTORIE
Na medal
JOANNA PENSON
Na wieść o tym, że
w Polsce dzieje się
coś złego, przyjechali
dziennikarze
z zagranicy. Mieli
swoje sposoby,
by tu dotrzeć.
I właśnie oni
rozgłosili
na świecie, że
w Polsce brakuje
podstawowych
artykułów.
Uruchomili wielką
międzynarodową
pomoc.
Piękna przyjaźń
P
o miesiącu od wprowadzenia stanu wojennego szpital,
w którym pracowałam, funkcjonował już właściwie tylko dzięki tym darom – wspomina Joanna Penson. – Paczki przychodziły
głównie z pobliskich Niemiec, gdzie
żyło wiele polskich rodzin. Ci ludzie
otrzymali później medal wdzięczności, który wybiło Europejskie Centrum
Solidarności.
– Trzeba jednak zaznaczyć, że nie tylko Niemcy, ale też Francuzi ogromnie pomagali Polsce. Poza tym pomoc
nadchodziła również z krajów północnych, głównie z Holandii i Danii.
Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku.
Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska.
44
STEFANIA
MAZURKIEWICZ
Córka Stefanii
Mazurkiewicz
w 1982 roku, tuż przed
Bożym Narodzeniem,
przyniosła ze
szkoły dar z USA
- ogromnego indyka.
Powiedziała: „Mamo,
martwiłaś się, że to
będą biedne święta,
a sama zobacz!”.
W
spominaliśmy później
nieraz, że w najgorszym
– zdawałoby się – okresie wyprawiliśmy piękne
polskie święta dzięki amerykańskiemu indykowi – mówi nasza bohaterka.
Jej rodzina dostawała też paczki
z odzieżą. W ubraniach często były
adresy osób, które chciały nawiązać
kontakt osobisty, żeby później pomagać indywidualnie.
– My też znaleźliśmy taki adres
w spodniach dziewczęcych, ale nie
skorzystaliśmy. To był adres z Norwegii. Przekazaliśmy go naszym sąsiadom, którzy nawiązali bliższy kontakt
z tamtą rodziną. Gdy czasy się zmieniły, chłopcy odwiedzili tych Norwegów i mogę dziś powiedzieć, że pomoc otrzymywana w tamtych latach
zaowocowała piękną przyjaźnią.
Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku.
Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska.
45
PRAWDZIWE HISTORIE
Nawet
z Bułgarii
EWA WILCZYŃSKA
Każdemu
według potrzeb
W pewnym momencie
dary z zagranicy
przychodziły
w takich ilościach,
że wymagały
magazynowania.
Był więc magazyn
żywnościowy,
magazyn odzieżowy,
magazyn leków.
ANDRZEJ KOPEĆ
O
dwiedzaliśmy proboszczów
poszczególnych parafii i od
nich otrzymywaliśmy adresy
osób potrzebujących – mówi
Andrzej Kopeć. – Kierowaliśmy się zasadą, że co miesiąc każda potrzebująca rodzina powinna otrzymać paczkę
żywnościową. Jej wielkość zależała od
liczby osób w rodzinie, czy są w niej
małe dzieci, czy też tylko dorośli.
Najwięcej było konserw, głównie mięsnych, ale także sporo słodyczy: batoników, czekolad.
Autorzy: uczniowie i uczennice Szkoły Podstawowej nr 82 w Gdańsku.
Opiekunki projektu: Teresa Jaszewska, Anna Przewłócka, Justyna Uszlińska.
46
Zaświadczenie od biskupa
Najwięcej kłopotów było z dostaniem
się do mieszkania Lecha Wałęsy.
– Akurat ten rejon na Zaspie był pod
moją opieką – mówi Andrzej Kopeć.
– Paczki były ciężkie, bo dla siedmiorga dzieci, więc ledwo mogłem
je udźwignąć. Gdy zapukałem, pani
Wałęsowa tylko uchyliła drzwi. Powiedziałem, że jestem z komisji charytatywnej i przyniosłem paczkę. Popatrzyła na mnie podejrzliwie, ale
wtedy pokazałem zaświadczenie od
biskupa. I wtedy pani Wałęsowa zdjęła łańcuch. Od razu zbiegły się dzieci,
zadowolone ze słodyczy. Zaczęliśmy
rozmawiać, no i zaprzyjaźniliśmy się.
Potem już nigdy nie miałem kłopotów z wejściem do domu Wałęsów.
Gdy rozpoczął się
stan wojenny, Ewa
Wilczyńska właśnie
zaczęła pracować
w Państwowym
Domu Dziecka im.
Stanisława Jachowicza
w Łodzi. Wspomina
ten czas jako
wyjątkowo trudny dla
podopiecznych.
O
trzymywaliśmy pomoc z Niemiec – mówi Ewa Wilczyńska. – Rozpakowując paczki, dzieci znajdowały adresy
nadawców. Pamiętam też, że kiedyś
przyjechał do naszej placówki ogromny TIR. Był załadowany nawet nie
paczkami, a workami. Tę pomoc zorganizował niemiecki kościół. Zwykli
ludzie w Niemczech przynosili odzież,
żywność, koce, kołdry, poduszki, buty,
czyli wszystko to, co mogło się przydać. Później paczki przychodziły jeszcze z Austrii, Czechosłowacji i raz nawet z Bułgarii.
Autorzy: uczniowie i uczennice Publicznego Gimnazjum nr 5 im. króla Władysława Jagiełły w Łodzi.
Opiekunka projektu: Barbara Kotynia.
47
PRAWDZIWE HISTORIE
Nadzieja na
lepszą przyszłość
Słodkie
wspomnienie
TAMARA POTASIAK
Wszystko
zaczęło się 1982 roku.
Tamara Potasiak
wypoczywała
na obozie
młodzieżowym
pod Berlinem. Tam
poznała chłopca
o imieniu Thomas.
Jego turnus skończył
się wcześniej
i chłopak wyjechał
do rodzinnego
Magdeburga.
W
ymieniliśmy się grzecznoś ciowo adres ami i obiecaliśmy sobie, że będziemy
utrzymywać kontakt – mówi Tamara Potasiak. – Czas płynął i nagle do moich drzwi zapukał listonosz
z wielką paczkę. Byłam zdziwiona,
bo nie spodziewałam się od nikogo
przesyłki.
Paczkę nadał Thomas. Obozowy kolega przesłał Tamarze czekoladę, gumy
do żucia, kakao rozpuszczalne, ryż,
mąkę, cukier i makaron. Dołączył też
maskotkę.
– Napisałam do Thomasa, że bardzo gorąco i serdecznie dziękuję za
pamięć, za to, że zadał sobie tyle
trudu i zorganizował taką miłą niespodziankę.
Autorzy: uczniowie i uczennice Publicznego Gimnazjum nr 5 im. króla Władysława Jagiełły w Łodzi.
Opiekunka projektu: Barbara Kotynia.
48
ALICJA GARDJEW
nauczycielka przedmiotów
zawodowych w ZSP nr 2
w Jędrzejowie
Pierwsze paczki
pojawiły się
w jakiś czas po
wprowadzenia stanu
wojennego. Alicja
Gardjew nie pamięta
dokładnie kiedy.
Nigdy jednak nie
zapomni smaku
żółtego sera, który
przyszedł
w pierwszej
przesyłce.
D
ostawaliśmy też konserwy,
cukier, mąkę i masło. Masło było solone. Nie mogłam
zrozumieć dlaczego. W Polsce takiego nie produkowano – mówi
Alicja Gardjew.
Paczki przychodziły przez kilka lat.
Rozdzielał je Urząd Gminy, konkretnie ludzie z działu zajmującego się pomocą socjalną. Dary docierały też do
parafii i te rozdzielał ksiądz.
– Dla nas to było naprawdę bardzo
wiele. Paczki pomagały przeżyć i niosły nadzieję na lepszą przyszłość.
Autorzy: uczniowie i uczennice Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. gen. Stefana Roweckigo „Grota” w Jędrzejowie.
Opiekunka projektu: Bożena Wojtanowska.
49
PRAWDZIWE HISTORIE
Wzruszona
i szczęśliwa
Dary przychodziły
do klasztoru
cystersów. Ojciec
Aleksy ogłosił
na kazaniu, że każdy,
kto potrzebuje pomocy
- otrzyma ją. Trzeba
tylko się zgłosić
do budynku
parafialnego.
Wybrałam się
z sąsiadką. Do
domu wróciłam
obdarowana serem
i słodyczami.
DANUTA
SKRZYPCZYŃSKA
pielęgniarka ZSP
nr 2 w Jędrzejowie
P
aczki przychodziły również
do szpitala, w którym wtedy
pracowałam. Otrzymałam
jedną, a w niej: proszek do
prania, słodycze i mleko w proszku.
Miałam wtedy małe dziecko. Pamiętam, że byłam wzruszona i szczęśliwa
– opowiada Danuta Skrzypczyńska.
Kolorowe
mydła
N
a paczkę z Francji zapisała moją
rodzinę ciocia, która mieszkała wówczas w Paryżu. Pierwsza
paczka przyszła do prababci Broni.
W kartoniku było mnóstwo czarnej
kawy, herbata, cukier, czekolady, kasze i inne artykuły spożywcze. Prababcia zebrała to wszystko i zaniosła do
tajnego schowka „na wypadek wojny”. Wtedy okazało się, jakie są zapasy
prababci: leżało tam co najmniej 30 kg
cukru, 10 kg mąki, 6 paczek herbaty,
4 paczki kawy, kilka kilogramów kasz,
szare mydło i wiele innych produktów.
Wszystko było poowijane w poszewki
od poduszek i robiło wrażenie ułożonych w tapczanie śpiących niemowląt. Dzięki paczce z Francji prababcia
ujawniła swoje zapasy, ale paczka ta
pozwoliła też mojej rodzinie uświadomić sobie, że gdzieś żyje się inaczej, lepiej, a produkty są pachnące
i łatwo dostępne. Najcenniejszą zdobyczą były kolorowe mydła, używane
tylko na specjalne okazje.
Smaki
Zachodu
W
śród smaków mojego peerelowskiego dzieciństwa, jak
budyń waniliowy z sokiem
wiśniowym, lepki, lekko chropawy kisiel do picia czy krem sułtański, zapamiętało mi się też kilka „lepszych”
smaków z Zachodu; smaków, na które czekaliśmy jak na Świętego Mikołaja. Te „smaki” przychodziły do
nas w paczkach. Przesyłki z Ameryki
zawierały pomarańczowy ser, który
zwaliśmy pieszczotliwie „reaganem”.
Cieszyły się nim wszystkie dzieci chodzące na religię i jeżdżące na obozy
Przymierza Rodzin. Był takim rarytasem, że gdy kanapki z nim wjeżdżały
na stół, nikt już nie zdążył wypowiedzieć przed posiłkiem sakramentalnego „amen” – wszystkie ręce sięgały po
pajdy z serem. W paczkach z Ameryki przychodziły też batoniki Twix. Wychowawcy naszych obozów wydzielali nam je skrzętnie raz na tydzień
albo mogliśmy je wygrywać w podchodach. Pamiętam też paczki z Francji z chlorofilowymi gumami do żucia.
Wszystkie te smaki pozwalały nam się
poczuć wybrańcami losu. A co ważniejsze, mówiły nam, że świat jest bogaty i różnorodny.
Zamiast
„Teleranka”
P
aczki kojarzą mi się z dwoma
rzeczami: najpierw zabrakło
w telewizji „Teleranka”, a potem
rodzice coś szeptali o wojnie i właściwie to nie były dobre wiadomości. Nie bardzo wtedy rozumiałem,
co się dzieje, za to doskonale wiedziałem, że paczki z Zachodu to było coś
dużo fajniejszego niż plastikowe grzyby z cukierkami, którymi obdzielali nas sąsiedzi ze Wschodu. Wtedy te
paczki były czymś naturalnym, dopiero teraz, patrząc wstecz, zastanawiam
się, czy my dzisiaj potrafilibyśmy latami wysyłać komuś konserwy, kawy
i kolorowe puszki, które bardzo poprawiały moją pozycję w szkole. Nie
pamiętam imion ani nazwisk tamtych ludzi z Niemiec, ale pamiętam
do dziś, jaka to była frajda. Jeśli będziecie to czytać – bardzo dziękujemy!
Autorzy: uczniowie i uczennice Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. gen. Stefana Roweckigo „Grota” w Jędrzejowie.
Opiekunka projektu: Bożena Wojtanowska.
50
51
PRAWDZIWE HISTORIE
Anyżkowe
ciągutki
N
ajbardziej zapamiętałam słodycze. Dostawaliśmy paczki
z Holandii, Tata wyjechał tam
na chwilę robić doktorat z fizyki, ale
cała ta wiedza była niczym w porównaniu z dobrami jakimi byliśmy potem obdarowywani przez lata – najbardziej zadziwiały mnie anyżkowe
ciągutki, równie chyba paskudne jak
krajowe wyroby czekoladopodobne, ale przecież z Zagranicy :) Dzięki, Anno i Larsie! Przez wiele lat ratowaliście mnie przed wyjadaniem
mamie z szuflady cukru waniliowego!
52
Coś
ekstra
M
oja rodzina dostawała głównie specjalistyczne książki.
Tata pracował naukowo i ta
literatura była mu bardzo potrzebna. Książki po niemiecku i angielsku i specjalistyczne czasopisma pozwalały mu rozwijać się zawodowo.
Tata jeździł czasami za granicę i tam
nawiązywał kontakty z ludźmi, którzy później pomagali mu, wysyłając
te publikacje. Czasami dodawali do
przesyłki coś ekstra, np. czekoladę.
Oczywiście, paczki czasami nosiły ślady otwierania, ale niestety takie były
czasy, że nie sposób było sprawdzić,
czy coś nie zostało z paczki zabrane.
Kolorowe
opakowania
J
a z paczek najlepiej pamiętam opakowania – czegoś takiego u nas nie
było. U nas pakowało się produkty w byle co, a czasem nawet zawijało
w gazetę. W paczce każda z przesłanych rzeczy była opakowana w piękne kolorowe pudełka, puszki, torebki.
W czasach, kiedy kolorowa reklamówka była luksusem, taka feeria
kolorów robiła wrażenie. Nie wyrzucało się tych opakowań, tylko potem
trzymało w nich różne rzeczy, także
jeszcze wiele lat po otrzymaniu paczki puszka po kawie służyła innym celom i przypominała swoją obecnością
o darczyńcach z przeszłości.
Dziękuję
Holandii
M
oja historia zaczyna się na
początku lat 80., kiedy zaczęliśmy dostawać paczki
z żywnością od rodziny Van Hunnik z Holandii. Po śmierci pani van
Hunnik pomocą dla nas zajęła się
kolejne rodziny: Herman i Miep van
de KAA. Po śmierci mojej mamy
w 1983 roku przysyłali nam paczki
z ubraniami i kawą jeszcze przez kilka lat. Największy dług wdzięczności
mam u nich, od kiedy w 1988 roku
urodziłam dziecko z fenyloketonurią
i utrzymywanie odpowiedniej diety
bez pomocy z zagranicy byłoby bardzo trudne. Ta rodzina przez kolejne
18 lat przysyłała mi specjalną żywność
dla dziecka i gdyby nie to, że nawiązaliśmy kontakt podczas stanu wojennego, nie miałabym do kogo zwrócić
się o pomoc. Moja córka wyrosła na
piękną, mądrą kobietę, która ukończyła studia i radzi sobie bardzo dobrze, a przy tej chorobie to wcale nie
jest takie oczywiste.
Zupełnie obcy
ludzie
N
ie przepadałam za Niemcami. Wiadomo – złe, wojenne
skojarzenia, wiele bólu i strat
rodzinnych, żal za krzywdy doznane
przez przodków i dorastanie w komunistycznej rzeczywistości w małym
dwupokojowym mieszkanku w bloku
we Wrocławiu. W pokoju trójka dzieci w zbliżonym wieku. Ciągle czegoś
brakowało. I nagle, „jak z nieba”, przyszła do nas paczka z Niemiec, z dalekiego Osnabrück. OD ZUPEŁNIE
OBCYCH NAM LUDZI. Koleżanka
mamy ze studiów wyjechała tam na
zawsze i na prośbę rodziny Liedtke
podała nasz adres, bo w rodzinie było
troje dzieci. Państwo Liedtke wspierali
nas przez wiele, wiele lat. Nas i praktycznie całą naszą rodzinę oraz sąsiadów. Przysyłali jedzenie, kosmetyki, ubrania, buty, pościel, czasem
pieniądze. Do dziś mam wiele listów.
Nauczyłam się niemieckiego, niestety
na razie tylko w podstawowym zakresie. Wiem, że Otti i Hermann Liedtke
są już starsi, mają dzieci oraz wnuki
i mieszkają w Osnabrück. Ja jestem
najstarsza z rodzeństwa, mam już
40 lat i swoje dzieci.
Smak
Ameryki
M
oja rodzina dostawała paczki z USA. Wiedzieliśmy, kto
je przysyła i bardzo docenialiśmy tę pomoc, która trwała całymi
latami. Dzięki rzeczom przesyłanym
w paczkach, jak masło orzechowe,
szynka w puszce, kawa czy herbata,
mieliśmy lepsze jedzenie. Do dziś pamiętam, jak przez cały rok, raz w tygodniu, kiedy szłam z koleżanką na
basen, brałam ze sobą dwie kanapki
z masłem orzechowym posypanym
cukrem. Do tej pory pamiętam ten
smak. W tamtych czasach to był rarytas. Dzięki paczkom w przedszkolu i w szkole podstawowej miałam
piękne ubranka, którymi zachwycały
się wszystkie nauczycielki. Pamiętam
na przykład białą bluzeczkę z krótkim rękawkiem obszytym kordonkiem w malutkie kwiatuszki. Tak bardzo nie chciałam z niej wyrosnąć... Za
tę wielką radość, jaką sprawiały paczki, z całego serca dziękuję!
53
PODSUMOWANIE AKCJI
Człowiek jest wielki
nie przez to, co ma,
nie przez to, kim jest,
lecz przez to,
czym dzieli się
z innymi.
Jan Paweł II
Podsumowanie
akcji „Prima - Paczki
Wdzięczności”
3 miesiące akcji.
Ponad 1000 paczek wdzięczności wysłanych do darczyńców.
Kilkadziesiąt historii i wspomnień.
Tysiące osób zaangażowanych w kanałach social media.
foto w albumie: East News, Shutterstock.com
56

Podobne dokumenty