SPRAWOZDANIE z wyjazdu na BABIĄ GÓRĘ i do GRYWAŁDU 20.IX.

Transkrypt

SPRAWOZDANIE z wyjazdu na BABIĄ GÓRĘ i do GRYWAŁDU 20.IX.
SPRAWOZDANIE
z wyjazdu na BABIĄ GÓRĘ i do GRYWAŁDU
20.IX.(sobota)-28.IX.(niedziela) 2014 r. – 9 dni.
Organizator – Klub Turystów Górskich „KOSÓWKA” z OŁ PTTK
Kierownik – Janusz Żurkowski
Uczestnicy:
3 osoby z Klubu „Kosówka” – byli to: Hanna Mielczarek, Barbara i Janusz Żurkowscy
2 osoby z Klubu „Stonoga”
5 osób z Stołecznego Klubu Tatrzańskiego z Warszawy
6 osób – sympatycy obu łódzkich Klubów.
To jeszcze nie koniec wyjazdów górskich organizowanych w tym roku przez Klub „Kosówka”.
W dniach od 20 do 28 września wybraliśmy się zdobyć Babią Górę i przejść uroczymi
szlakami w Pieninach. Popatrzeć z Sokolicy na pięknie wijący się Dunajec. Na tę wyprawę
wybraliśmy się w 16 osób.
Nasza przygoda rozpoczęła się o godz. 8-ej na Dworcu Kaliskim. Dojazd do Wadowic
upłynął spokojnie. Tu zgodnie z planem zwiedziliśmy Muzeum J.P.II, które zostało otwarte
8.04. tego roku. Czas zwiedzania z przewodnikiem to około 1 godzina. Wyposażenie
Muzeum i zastosowane efekty medialne to naprawdę XXI wiek. Starczyło też czasu na
spróbowanie słynnych kremówek papieskich, które oferowano w licznych kawiarniach
i cukierniach na placu w pobliżu Muzeum.
Do Zawoi na kwaterę u Pana Wojtka dojechaliśmy na godz. 18-tą. Po zakwaterowaniu
wyruszyliśmy busem na obiadokolację. Wieczorem ok. 20-tej odbyło się oficjalne
rozpoczęcie naszej wyprawy połączone z zapoznaniem się uczestników.
Następny dzień przywitał nas lekkim kapuśniaczkiem i chmurami płynącymi nisko po niebie.
Temperatura też była w okolicy 80C – zimno. Cała grupa postanowiła jednak wybrać się
zgodnie z planem na Przełęcz Jałowiecką i Małą Babią Górę. Okazało się, że była to dobra
decyzja, bo były chwilami przebłyski słońca, za bardzo nie zmokliśmy a w schronisku na
Markowych Szczawinach odpoczynek wzmocnił nasze siły. Zeszliśmy do Zawoi Policzne
skąd zabrał nas bus na obiadokolację i później dojazd na kwaterę.
Wieczorem o 20-tej tradycyjnie – spotkanie aby omówić plan na dzień następny.
Pogoda zweryfikowała ten plan. Już od rana mocno padał deszcz. Zamiast w góry udaliśmy
się więc na pyszne śniadanie z grzybów, które przygotowali Ela i Bogdan – koledzy
z Warszawy. Grzyby były własnoręcznie uzbierane przez Elę poprzedniego dnia podczas
powrotu do Zawoi Policzne.
Deszcz przestał padać około 11-tej. Tym razem już tylko część grupy zdecydowała się na
zrealizowanie planu, tj. przejście z Przełęczy Krowiarki gdzie dojechaliśmy busem, na Halę
Krupową. Jest tu piękne, drewniane, małe schronisko. Brakowało nam tylko kominka bo
znowu zaczęło padać i dokuczał nam po drodze chłodny wiatr. Po odpoczynku zeszliśmy do
Skawiny skąd zabrał nas bus na obiadokolację.
Czwartego dnia mieliśmy pójść na Markowe Szczawiny i dalej czerwonym szlakiem przez
Perć Akademicką na Babią Górę i zejść do Przełęczy Krowiarki. Pogoda była niesprzyjająca,
1
mimo to postanowiliśmy nie rezygnować i spróbować zrealizować nasz plan. Po dotarciu do
schroniska na Markowych Szczawinach 3 osoby wybrały wersję polegającą na zejściu do
Zawoi a pozostałe 10 osób podzieliło się na 2 grupy: 6 osób które miały dotrzeć na Babią
Górę Percią Akademicką i 4 osoby przez przełęcz Brona. Szliśmy cały czas w deszczu, raz
większym, raz mniejszym. Wiatr z początku niezbyt mocny zaczął się wzmagać.
Szczyt przywitał nas huraganowym wiatrem, niską temperaturą opadami gradu i śniegu
(naprawdę Diablok).
Na szczycie wytrzymaliśmy tylko krótką chwilę za kamienną ścianką aby wypić trochę
gorącej herbaty, spotkać się z czwórką osób z drugiej grupy (tych od Przełęczy Brona),
jeszcze tylko kilka zdjęć i szybkim krokiem ruszyliśmy przemarznięci i przemoknięci (wiatr
rozrywał peleryny) granią w kierunku Przełęczy Krowiarki. Gdy osiągnęliśmy las było trochę
spokojniej ale deszcz nie przestawał padać.
Na szczęście nie czekaliśmy zbyt długo na busa, bo tego dnia zmienialiśmy kwaterę
i kierowca tylko czekał na naszą dyspozycję żeby podjechać. Co z tego, gdy się okazało, że
nie mamy ze sobą łączności (brak zasięgu). Na szczęście nie wszyscy w grupie o tym
wiedzieli. Gdy zmieniliśmy wreszcie ubrania na suche i ogrzaliśmy się w busie, to kieliszek
alkoholu po drodze potraktowaliśmy jak lekarstwo i taki też odniósł skutek bo nikt nawet
później nie kichał.
Pomimo tak nieprzychylnego przyjęcia nas przez Diabloka, planujemy odwiedzić go znowu.
Może okaże się łaskawszy?
Do Grywałdu przyjechaliśmy ok. 17-tej. Obiadokolacja była zamówiona wcześniej więc
wystarczyło się zakwaterować i zejść do gospodarzy na posiłek.
Jeszcze tylko spotkanie organizacyjne i czas na zasłużony odpoczynek.
Piątego dnia nareszcie powitała nas piękna, słoneczna pogoda. Zrobiło się też trochę cieplej.
Nasza trasa rozpoczynała się na zielonym szlaku, po minięciu Tylmanowej. Tu natknęliśmy
się na prawdziwy skansen z drewnianymi domami przepięknie malowanymi, z kwiatowymi
ogródkami. Dalej poszliśmy przez Dzwonkówkę do schroniska na Przechybie i stąd zejście
do Szczawnicy. Po drodze na Dzwonkówkę przystawaliśmy aby podziwiać na horyzoncie
znakomicie widoczne zaśnieżone szczyty Tatr.
Dzień szósty to przejście granią od Szczawnicy przez Wysoką do Wąwozu Homole
i Jaworek. Kilka osób na Górę Parkową wjechało wyciągiem i dopiero z tego miejsca
dołączyli do reszty grupy. Pogoda dopisała, było dosyć ciepło.
W siódmym dniu pobytu pogoda znowu się popsuła, padał chłodny deszczyk a nasz bus
musiał wykorzystać dzień wolny. Na planowaną wycieczkę z Grywałdu przez Lubań i powrót
do Grywałdu wybrało się tylko 5 osób.
Reszta grupy pokonała 2 km aby skorzystać z komunikacji lokalnej i pojechać bądź do
Szczawnicy, bądź do Krościenka.
Tego dnia mieliśmy obiad o 15-tej, bo wieczorem było zaplanowane ognisko z muzyką
i śpiewami. Wieczorem było chłodno ale deszcz już nie padał. Zasiedliśmy przy stołach
w bacówce zajadając smażoną kaszankę, popijając grzane piwo i piekąc kiełbaski. Było
jednak dość zimno i mimo palącego się ogniska biesiadę zakończyliśmy około 22-ej.
W ostatnim dniu pobytu w Grywałdzie jak zwykle o 8:30, wyjechaliśmy do Krościenka. Tu
wysiadło 6 osób, 7 osób pojechało do Szczawnicy a dwie osoby tego dnia zrobiły sobie dzień
wolny.
Było pochmurnie, niski pułap chmur ale deszcz na szczęście nie padał. Poszliśmy żółtym
szlakiem, mijając po drodze około 200 osobową pielgrzymkę. Z Przełęczy Szopa skręciliśmy
2
w kierunku Wąwozu Szopczańskiego a dalej do schroniska Trzy Korony. Po drodze
wspaniałe widoki łącznie z widocznym stąd szczytem Trzech Koron.
Po odpoczynku w schronisku, zapadła decyzja, żeby na Sokolicę udać się zielonym szlakiem
wiodącym przez góry a nie wzdłuż Dunajca od strony Szczawnicy. Z zielonego szlaku
zeszliśmy na niebieski przechodząc koło ruin Zamku Pienińskiego – tu krótki odpoczynek
i zapoznanie się z historią tego miejsca. Idąc dalej niebieskim szlakiem doszliśmy do mini
Orlej Perci poprowadzonej na Sokolicę. Pod samym szczytem zaskoczenie: wejście na
szczyt (ok.10 min drogi) jest płatne.
Widok ze szczytu na dziko wijący się Dunajec, po którym płynęły tratwy – niesamowity.
Miejsca na górze jak to na skałkach, nie za dużo. Przytrafiła nam się też bardzo liczna
wycieczka ze Śląska co tym bardziej komplikowało sprawę przy ruchu właściwie
jednokierunkowym.
Pogoda robiła się coraz lepsza więc zejście niebieskim szlakiem wzdłuż Dunajca do centrum
Krościenka było bardzo miłe.
Z Krościenka busem pojechaliśmy do Szczawnicy po pozostałą grupę i dalej na kwaterę i na
obiadokolację.
W niedzielę 28.09. wyjazd do Łodzi o 9-tej.
Mieszkaliśmy w Grywałdzie w typowym gospodarstwie agroturystycznym (były kury, świnki,
krowy i owce), co zapewniało nam spróbowanie własnych wyrobów gospodyni. Wyżywienie
było tak smaczne i w takich ilościach, że mocno przekraczało nasze możliwości i potrzeby.
Umawiając się na pobyt w tym miejscu nie wierzyliśmy, że wystarczy dokupować w sklepie
chleb, bo reszta produktów jest do nabycia w gospodarstwie.
Przed wyjazdem każdy zaopatrzył się w wyroby Państwa Knutelskich : nabiał i wędzonki.
Gospodarze zapewnili nam duże, wygodne pokoje, pomagali wysuszyć przemoczone
ubrania, w pokojach codziennie było ogrzewanie z własnej kotłowni.
Trudno było się rozstawać z tak miłymi i życzliwymi ludźmi, dlatego pożegnanie się
przeciągało a nam oczy wilgotniały. Z całą odpowiedzialnością możemy polecać to miejsce
innym, chociaż za dojazd tu należą się słowa uznania kierowcy naszego busa. Miejsce to
jest położone tak wysoko, że górowało nad całą wsią. Dzięki temu z naszych okien było
widać przy lepszej pogodzie pasmo Tatr.
Po drodze do Łodzi było jeszcze zaplanowane przejście Drogi Krzyżowej na Górę Miejską
w Limanowej. Na szczycie jest ogromny krzyż podświetlany w nocy – przygotowany z okazji
planowanego przyjazdu papieża J.P.II.- ale plany uległy zmianie. Pogoda tego dnia była
ładna a ze szczytu rozciąga się wspaniała panorama na pasmo Gór Gorczańskich.
Do Łodzi wróciliśmy wyjątkowo wcześnie bo przed godz. 20-tą.
Dziękujemy wszystkim uczestnikom za miłą i sympatyczną atmosferę, przepraszamy za
wybryki natury, na które nasz wpływ był „bardzo mały”.
Żegnamy się turystycznym pozdrowieniem i zapraszamy z nami w przyszłym roku na piękne
szlaki po Polskich Górach.
Organizatorzy wyjazdu: Barbara i Janusz Żurkowscy
16.10.2014r.
3

Podobne dokumenty