Pulse Dance nr 3/2014
Transkrypt
Pulse Dance nr 3/2014
Poznań 16-23 sierpnia 2014 Epizody z tańcem Widzowie zapełniali widownię, gdy na scenie rozpoczęła się emisja filmów video pokazująca sylwetki osób w różnym wieku, kłaniających się w sposób charakterystyczny dla tancerzy klasycznych. Przestrzeń wygląda jak zaplecze sceny, na której za chwilę rozpocznie się spektakl taneczny. Na wieszakach kostiumy, obok stoi drążek, kilka krzeseł, pojawiają się tancerze na rozgrzewce, przymiarkach kostiumów, próbach choreograficznych. Taki nieoczywisty początek spotykany jako zabieg inscenizacyjny w teatrze tańca. Nie przez wszystkich widzów jest czytany z jednakową swobodą, jako początek spektaklu. Skoro tancerze dopiero rozgrzewają się, rozciągają, to może się jeszcze nie zaczęło? A więc mamy intensywne ćwiczenia rozgrzewające, podskoki, stretching, ćwiczenia przy drążku i wreszcie wyjście tancerzy na scenę, ukłon i taniec. Ruchy tancerzy nawiązują do baletu klasycznego, ale są bardziej wydłużone, mięsiste. Taniec między nimi nigdy się nie kończy, nie ma póz i bezruchu. Słychać oddechy i liczenie taktów. Tancerze biorą mikrofony z długimi kablami i używają ich do tworzenia na żywo efektów muzycznych: pukają w podłogę lub pociągają sznur po niej. W tle widzimy stary magnetofon szpulowy. Zmiana muzyki, nowa sztuka garderoby dla wzbogacenia kostiumu, nowy rekwizyt czy zmiana wyświetlanego obrazu oznaczają kolejny epizod, który jednocześnie wypełniany jest tańcem solo, w duecie lub większej grupie. Ruch jest gwałtowny, oparty na spiralach, często wirowy. Dla kontrastu w głębi sceny przez cały czas widoczne są ćwiczenia z baletu klasycznego. Wiele z epizodów stanowi cytaty innych spektakli. Także oryginalna muzyka może uważnego widza naprowadzić na trop wcześniej widzianych przedstawień: Morton Feldmann (jedna z najważniejszych postaci XX-wiecznej muzyki współczesnej), Brian Eno, Jacques Brel i inni. Wśród kompozytorów jest także autorka choreografii. To kolejna cecha współczesnych artystów zajmujących się nie jedną, lecz wieloma dziedzinami sztuki. Helena Jónsdóttir jest artystką wszechstronną. Ma doświadczenie nie tylko w tańcu, choreografii czy muzyce. Jest też autorką filmów tanecznych, tele- Episodes – fot. H. Jónsdóttir dysków muzycznych i filmów video dla zastosowań komercyjnych. Ciekawym zabiegiem scenicznym jest utrzymanie kostiumów w trzech kolorach: czerni, bieli i intensywnej czerwieni. Taki wybór podkreśla teatralny charakter sztuki tanecznej, pewną ponadczasowość sytuacji, w której znajdują się tancerze – niezależnie od czasu czy miejsca pracy. Jest też na scenie rekwizyt pozornie zbędny – krzesło z napisem „zarezerwowane”, a przed nim mnóstwo kwiatów. To symbolicznych hołd dla tych tancerzy, którzy zeszli już ze sceny, ale nadal obecni są w sztuce, gdyż bez ich wcześniejszej pracy niemożliwy byłby rozwój sztuki tanecznej. Ważną rolę w spektaklu odgrywa projekcja multimedialna, poprzedza poszczególne epizody, podkreśla ich charakter, rozdziela na etapy pracę tancerzy. Początek i koniec zaznaczają portrety kłaniających się tancerzy, którzy zeszli już ze sceny, ale symbolicznie nadal na niej pozostają. Strona wizualna spektaklu jest jego mocnym atutem. Piękna scena z muślinową przezroczystą tkaniną, unoszącą się w podmuchach wiatru wywoływanego przez wentylatorki – ulotny, wirowy ruch przypomina tancerkę wykonującą piruety. Warto wspomnieć kilka słów o zespole Iceland Dance Company. To narodowy zespół tańca, z siedzibą przy Teatrze Miejskim w stolicy Islandii Rejkiawiku. Zespół w ostatnich latach zdobył uznanie w świecie nie tylko ze względu na poziom swoich spektakli, ale także dzięki rozwijaniu młodych talentów w dziedzinie choreografii. D.P. Episodes Tańczą: Marcia Liu, Pauline De Laet, Tiran Willemse, Tom Baert Choreografia, kostiumy, kompilacja muzyki: Helena Jónsdóttir Video: Arndís Benediktsdóttir Spektakl prezentowany 18.08.2014 w Hali MP2, w ramach XI Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca w Poznaniu. 19 sierpnia 2014 D NCE Nr 3 XI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca A PULSE 2 A 2 P.D XI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca Islandia ma swój kolor O spektaklu Episodes, tańcu i pogodzie w Islandii oraz o tym, że nigdy nie jest za późno, żeby tańczyć – z Heleną Jónsdóttir, choreografką, artystką filmową, tancerką rozmawia Dominika Szala-Wentland. Dominika Szala-Wentland: Co zainspirowało panią do stworzenia spektaklu Episodes? Helena Jónsdóttir: W 2013 roku Iceland Dance Company zaprosił mnie do przygotowania spektaklu na swoje 40lecie. Od dziesiątego roku życia byłam związana z tym teatrem i przez bardzo długi czas przyglądałam się mu z różnych perspektyw. Byłam zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, dlatego z czasem stał się on dla mnie swego rodzaju domem. Kiedy miałam cztery lata zakochałam się w tańcu, więc inspiracją do tego spektaklu było okazanie szacunku i pokazanie innym miłośnikom tańca czym on właściwie jest i jak wygląda praca tancerza. Scenografię stanowi zaplecze sceny (tzw. backstage) i właśnie tam możemy zobaczyć tancerzy w sytuacjach, w których normalnie nie widzimy ich na scenie: w bardziej intymnych dla nich momentach. W spektaklu tańczy czterech tancerzy, ponieważ zależało mi na podkreśleniu jak różni jesteśmy. To czterech utalentowanych ludzi mających zupełnie inne doświadczenia. Zrozumieliśmy pewien mechanizm. W zespołach pracujących na bazie tańca współczesnego bardzo często ma się do czynienia z międzynarodowym składem, dla którego głównym językiem staje się angielski. Ważny staje się wówczas język tańca, język ciała i ruchu. W ITT mieliśmy niewielu rodzimych tancerzy. Czasami musieliśmy zapraszać do współpracy ludzi z zewnątrz. Powoli zaczęło się to zmieniać. Naszym pierwszym dyrektorem artystycznym był Alan Carter z Wielkiej Brytanii. Chcieliśmy tworzyć ambitne spektakle i pracować na bazie contemporary dance. Ale w 1973 roku widownia w Islandii nie wiedziała czym są takie spektakle, więc po prostu nie przychodziła na nie. Zmieniliśmy wtedy swój profil na bardziej klasycyzujący i z czasem zaczęliśmy krok po kroku iść ponownie w stronę tańca współczesnego. Dziś jesteśmy właśnie w tym miejscu, choć publiczność nadal lubi mówić, że idzie obejrzeć balet. Episodes jest rodzajem hołdu złożonego naszemu środowisku, naszej miłości, pokazaniem publiczności, jak wygląda taniec od tej drugiej strony, co robimy poza sceną i jakie są nasze inspiracje. D.Sz.-W.: Jest pani choreografem, autorką kompilacji muzyki oraz projektantką kostiumów. H.J.: Maczałam palce we wszystkim (uśmiech). Przygotowałam także scenariusz. Zajmowałam się muzyką z pomocą kilku kompozytorów. Uważam, że naszym największym partnerem w tańcu jest właśnie muzyka. Wykorzystuję bardzo różne jej rodzaje. Zarówno tę, która czyni mnie szczęśliwą, jak i tę, która mnie zasmuca, utwory, które wszyscy rozpoznajemy i bicie serca, które także pojawia się w spektaklu, niektórzy je słyszą (uśmiech). Bardzo lubię różnego rodzaju klisze, ponieważ mam wrażenie, że pochodzą z czegoś prawdziwego, powodują, że czujemy się razem. Kiedy na przykład jesteśmy wśród przyjaciół i ktoś opowiada o sławnym zespole, wszyscy możemy przyłączyć się do rozmowy, to daje nam coś wspólnego, pewną podstawę, połączenie. Chciałabym, aby publiczność czuła tę wspólnotę i wypełniała ją. D.Sz.-W.: Jak przebiegał proces twórczy spektaklu? H.J.: Jestem chyba dość nietypowym choreografem. Może dlatego, że pracuję także z filmem i sztukami wizualnymi. Cały czas miałam w pamięci, że mamy cztery tygodnie po cztery godziny dziennie. Zaczęłam pracę od scenariusza, do czego tancerze raczej nie są przyzwyczajeni. Spotkanie z nimi rozpoczęłam od przedstawienia skryptu, zanim zaczął jeszcze powstawać jakikolwiek ruch. Stworzyłam cztery rozdziały z konkretnymi postaciami. Chciałam, żeby reszta powstała na bazie ich osobowości, charakterów, indywidualności. Dopiero później zaczęliśmy pracować nad materiałem ruchowym, przestrzenią. Tancerze zaoferowali wspaniałe rozwiązania. Prosiłam ich np. o pokazanie małych gestów, radości. Oni dawali mi to wszystko jako Marcia, Pauline, Tiran i Tom. Omawialiśmy je, wybieraliśmy najlepsze i składaliśmy w całość. Jakiś czas temu miałam w głowie tylko tytuł. Teraz to wszystko wypełnia się. D.Sz.-W.: Co stanowi bazę treningu tancerzy? Mówiła pani, że zespół pracował na bazie tańca współczesnego, baletu. Jak to wygląda teraz? H.J.: W Islandii będąc tancerzem musisz być bardzo wszechstronny. Bazujemy na technice baletu. Jeśli masz szczęście pracujesz z różnymi pedagogami, choreografami i łączysz to z tym, czego potrzebujesz, np. pilatesem czy jogą. Raz możesz tańczyć Cunninghama, innym razem Pinę Bausch. Musisz być jak kameleon, żeby się przystosować. Kiedy byłam młoda uczyłam się baletu, tańca współczesnego, towarzyskiego, afro, żeby poszerzyć swoje słownictwo. Dzięki temu teraz jako choreograf zrozumiałam co tak naprawdę lubię. W tym spektaklu np. lubię fakt, że nie rozliczamy niczego. Słuchamy muzyki, tego gdzie jesteśmy, siebie nawzajem, swojego serca, po prostu jesteśmy razem tu i teraz. Kiedy nie jesteśmy obecni w danym momencie wyglądamy niezręcznie i jesteśmy odbierani w dość dziwaczny sposób. To jest esencja tańca. Obecność, świadomość i zrozumienie tego, kim jesteśmy. Pozwólmy sobie na to. Zamiast brać tabletki po prostu poruszajmy się. D.Sz.-W.: Czy taniec w Islandii ma jakieś cechy specyficzne? H.J.: Każdy kraj jest inny. Jeśli masz przestrzeń, czas, wystarczająco dużo miłości to zawsze będzie ci dobrze, odnajdziesz swój głos i kolor. Polska ma swój kolor, Islandia ma swój kolor. Nie ma czegoś typowego dla tańca islandzkiego. Myślę, że do pewnego stopnia jesteśmy jak pogoda. Żyjemy na wyspie, gdzie deszcz nigdy nie pada z góry, ale zacina z przodu, z tyłu albo z boku. Musisz się wtedy pochylić do przodu – ta pozycja bardzo dobrze opisuje naszą osobowość. Jesteśmy nieśmiali, opiekuńczy, ale też agresywni. Żyjemy w oddaleniu od wszystkich, wśród czynnych wulkanów i trzęsień ziemi. Otoczenie w jakim się wychowujemy powoduje, że musimy być twardzi i odważni. Jesteśmy częścią natury. D.Sz.-W.: W Episodes spotyka się kilka generacji tancerzy. Myślą przewodnią Dancing Poznań są Znaki czasu. H.J.: Podczas spektaklu możemy zobaczyć projekcje video z tancerzami i choreografiami sprzed 40, 30 i 20 lat. W tańcu współistnieje przeszłość i teraźniejszość. Chodzi tu także o wiek tancerzy na scenie. W Le vieu Jacques Brel śpiewa o starości, czas biegnie niebłaganie. Wiek w świecie tańca jest bezwzględny. Kiedy masz 30 lat jesteś już stary. Dlatego zestawiłam na scenie te dwa wyobrażenia. Przeszłość i czas tańczą z teraźniejszością a projekcje, które możemy oglądać w danym momencie za chwilę stają się już przeszłością. D.S-W., M.S. 3 O inspiracjach, znakach czasu i „wchodzeniu” na pointy... Sopocki Teatr Tańca w rozmowie z Martą Zawadzką Marta Zawadzka: Chciałabym się was spytać o inspiracje – dlaczego wybraliście Wariata i zakonnicę Witkacego? Jacek Krawczyk: Fascynują mnie twórcy z pogranicza, można powiedzieć: wariaci. Genialni, ale którzy bywają szaleni. Dotarłem do takich artystów jak Kantor, Salvador Dali no i oczywiście Witkacy, który chodził mi po głowie wiele lat. Pomyślałem, że mogłoby być interesujące przetworzyć jego twórczość na ruch. Padło na Wariata i zakonnicę. W tym dramacie występuje wiele postaci, ale chcieliśmy przetworzyć go na niewielką przestrzeń, bardzo czysto, wręcz sterylnie i bardzo małymi, ale wieloznacznymi środkami. Nie wprost, posługując się metaforami, bez słów, z użyciem nowoczesnych form teatralnych, jakimi są wizualizacje i oprzeć scenariusz przedstawiania na dwóch postaciach: wariacie – Mieczysławie Walpurgu i zakonnicy Annie. Zależało nam na tym, żeby choreografia była estetyczna, ale wieloznaczna, wymowna, ale nie wprost, czytelna dla widzów niezależnie od dramatu. M.Z.: Tegoroczny festiwal ma swoje motto: Znaki czasu. Jak z waszej perspektywy wyglądają zmiany w tańcu na przestrzeni lat, w końcu twoje doświadczenia, Jacku, sięgają czasów Teatru Ekspresji Wojciecha Misiury... J.K.: Wiele się zmienia. Na szeroką skalę łączy się wszelkie estetyki i formy artystyczne. Używa się wielu różnych technik tanecznych łącząc je ze sobą. Pojawiają się też eksperymenty, często ciekawe. Młodzi tancerze są odważni i ryzykują, eksperymentują ze swoim ciałem. Czasami chodzi tylko o to, żeby szokować widza, co nie zawsze mi się podoba, ale myślę, że to też bywa potrzebne. Joanna Czajkowska: Chciałam tylko dodać à propos Wariata i zakonnicy – u nas też charakterystyczne jest łączenie stylów i technik. W oryginale rolę zakonnicy tańczyła tancerka klasyczna, Izabela Sokołowska i w tej choreografii widać wpływy myślenia klasycznego. Podczas pracy przy spektaklu spotkały się osoby z różnych środowisk tanecznych. Oboje z Jackiem myślimy współcześnie, ale jednocześnie bardzo estetycznie. Spotkały się dwie myśli taneczne. Jest to zabieg celowy, chodziło o pokazanie tego języka tańca klasycznego, który jest skodyfikowany – podobnie jak życie zakonnicy i również tancerki klasycznej. Aktualnie w rolę zakonnicy weszła Dorota Zielińska, która tańczy tę ułożoną wcześniej choreografię, ale przetwarza to przez siebie a Dorota jest tancerką tańca współczesnego. I to też jest ciekawy zabieg, że klasyka, która pojawiła w procesie twórczym i już wówczas została przetworzona obecnie została przetransformowana po raz kolejny przez Dorotę. I mamy zupełnie inną, nową jakość. M.Z.: Wejście w czyjeś buty (żeby nie powiedzieć: „pointy”...) nie jest proste, zwłaszcza jeśli się ma inną bazę techniczną. Jak tobie, Doroto, pracowało się, jak się w tym odnalazłaś, z czym się musiałaś zmierzyć? Dorota Zielińska: Na szczęście w pointy nie musiałam wchodzić, nie chciałabym tego robić, nie chciałabym udawać kogoś, kim nie jestem. Było parę trudnych dla mnie momentów, kiedy czułam, że to kompletnie mi nie pasuje i miałam też duże problemy z początkiem, kiedy Iza chodziła na pointach – potem znalazłam sobie na to sposób, ale zastanawiałam się, czy idę w dobrym kierunku. Muszę przyznać, że zastępstwo w tym spektaklu było dla mnie naprawdę dużym wyzwaniem, ciekawą, choć trudną rolą, ale bardzo się z tej szansy cieszę. I choć początkowo próbowałam naśladować moją poprzedniczkę, udało mi się znaleźć swój język ruchu, odnaleźć się w tej roli. M.Z. A Poznań 16-23 sierpnia 2014 P.D Wolność czy zniewolenie Ubrani na czarno mężczyzna i kobieta, każde zajęte sobą. On ma spętane ręce, ona zaś długi czarny welon. Ich zainteresowanie sobą wzrasta z każdą minutą. Mężczyzna prowokuje, zaprasza kobietę, by wkroczyła w jego świat, ona obserwuje go z ciekawością i wydaje się z czułością. Światło jest coraz silniejsze i okazuje się, że jego krępuje kaftan bezpieczeństwa, a ją zakonny habit. Spektakl jest obrazem relacji pomiędzy postaciami, których powstanie zainspirowało dzieło Witkacego Wariat i zakonnica. Zwraca szczególną uwagę na kwestię zniewolenia i wolności człowieka. Choreograf posłużył się niezwykle czytelnymi środkami. Przestrzeń, w której znalazł się wariat zostaje ograniczona białym kwadratem podłogi. Bohater praktycznie z niego nie wychodzi. To zakonnica przekracza magiczną białą linię, przedostając się do jego świata. Bohaterowie uwalniają się wzajemnie. Ona zdejmuje z niego niewygodny kaftan, on ośmiela ją by zrzuciła habit. To wszystko jest tylko jedną strona medalu. Mamy nieustanne wrażenie, że tak jak bohaterowie siebie uwalniają, tak samo próbują siebie ograniczać. Wydaje się także, że w sytuacji zniewolenia czują się dużo pewniej niż po uwolnieniu, kiedy muszą funkcjonować w obcym dla siebie świecie. Ruch został zaprojektowany tak, że widać, kto akurat „wypowiada” swoją rację na scenie. Dostrzegamy różnicę w jakości ruchu prezentowanego przez tancerzy. Ona jest łagodna, miękka, gładka, on nieco kanciasty, gwałtowny. Klimat spektaklu potęgowany jest poprzez projekcje na białym horyzoncie. Koła zębate wpisane w sylwetki człowieka, a szczególnie często pojawiające się w jego głowie potęgują psychodeliczny witkiewiczowski nastrój. Wariat i zakonnica jest interpretacją tekstu Witkacego, ale ponieważ autor skupił się na wielowymiarowym zagadnieniu wolności, nie czytamy spektaklu jak przekładu literatury na język tańca. Literackie konotacje mogą być pomocne, ale nie wydają się konieczne by odnaleźć się w świecie stworzonym przez Sopocki Teatr Tańca. I.S. Wariat i zakonnica Tańczą: Jacek Krawczyk, Dorota Zielińska Reżyseria i choreografia: Jacek Krawczyk, Izabela Sokołowska Scenariusz na podstawie dramatu Witkacego: Joanna Czajkowska Spektakl prezentowany 18.08.2014 na Scenie Wspólnej Teatru Łejery i Centrum Sztuki Dziecka, w ramach XI Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca w Poznaniu. 3 4 A 4 P.D XI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca Doom Doom Land , Wariat i zakonnica – sonda „Podobało mi się: muzyka, operowanie głosem w duecie, kiedy jedna osoba podaje równocześnie głos do ruchu.” Beata z Poznania „Bardzo podobała mi się użyta forma, można zadać sobie pytanie, co powstało pierwsze: ruch czy głos, staramy się być indywidualni a okazuje się, że jesteśmy do siebie podobni; ciekawe partnerowania.” Nina z Poznania „Nie da się tego porównać z „minusem” (minus 2 ; Ohad Naharin. przyp. red.) Ta propozycja mnie nie wzięła. Spodziewałam się czegoś innego. Za mało ruchu, za mało tańca, za dużo „gadania” i przede wszystkim brak muzyki.” Marzena z Poznania „Odebrałam to jako rzecz o mechanizacji życia, myślę o interpretacji tego, co przestawili aktorzy-tancerze. Jestem pod wrażeniem pracy, jaką włożono w ten taniec pomimo, że niewiele było w nim „fajerwerków”.” Paulina z Poznania „Fantastyczny spektakl Wariat i zakonnica, pełen artyzm. Zadziwiające jak można ruchem opowiedzieć historię, a ruch pana Krawczyka – nieprzeciętny.” Kiara z Poznania „Spektakl bardzo szybko minął, były zachowane podstawy klasyki – wykręcenie i podbicie, skupiali na sobie uwagę.” Szecherezada z Poznania M.S. Poznań od innej strony vol. 2 W pierwszym odcinku zaprosiliśmy do odwiedzenia Bramy Poznania ICHOT. Dziś przedstawiamy bardziej szczegółowo tę ekspozycję. Symbolicznym przewodnikiem Bramy Poznań jest światło. Każdy jego kolor jest wizytówką innej sali i jednocześnie prezentuje dany okres w historii Ostrowa Tumskiego. Ekspozycja podzielona jest chronologicznie i tematycznie pomiędzy cztery przestrzenie ekspozycyjne. Sala GRÓD prezentuje pierwsze lata funkcjonowania wspólnoty poddanych Mieszka na Ostrowie. Sala WODA skupia się na przełomowym zdarzeniu historycznym jakim była decyzja Mieszka I-go w 966 roku o przyjęciu przez Polskę chrztu. W ten umowny sposób Polska dołączyła do cywilizowanej Europy. Terminale dotykowe i multimedialne przestrzenie ekspozycyjne dają możliwość zapoznania się ze skutkami decyzji pierwszego władcy Polski. Sala ZŁOTO przedstawia okres pomiędzy symbolicznymi punktami: Złotym Wiekiem – okresem rozkwitu kultury w Polsce i na Ostrowie Tumskim, a Złotą Kaplicą – pomnikiem pierwszych władców Polski, który podczas zaborów stał się umownym znakiem tożsamości Polaków. Sala WITRAŻ ukazuje Ostrów Tumski w kontekście wydarzeń XX wieku. Ekspozycję wieńczy sala projekcyjna. Film wyświetlany na ścianach tunelu w kształcie falującej wstęgi, opowiada o obecnych wyzwaniach i nowych możliwościach. W ten sposób wprowadza widza w XXI wiek. Z sali WITRAŻ zwiedzający kieruje się na kładkę, która łączy multimedialną historię z autentyczną przestrzenią dziedzictwa (fragmenty wałów i inne znaleziska archeologiczne). Osobne słowa warto poświęcić architekturze Bramy Poznań. Mieści się ona w specjalnie zaprojektowanym kompleksie budowli usytuowanych nad rzeką. Budynek główny ma kształt przeciętego prostopadłościanu zawieszonego nad rzeką Cybiną, po stronie Śródki. Jego surowa, betonowa bryła mocno kontrastuje z zabytkowymi budynkami zlokalizowanymi na Ostrowie Tumskim. Szklana szczelina przecinająca budynek pozwala spojrzeć na najstarszą w Polsce katedrę. Wnętrze utrzymane jest w minimalistycznym stylu. Bryła otwiera się na otoczenie poprzez oszkloną przestrzeń kawiarni w hallu głównym, natomiast na dachu znajduje się taras widokowy. Architektura Bramy Poznania została doceniona – budynek zajął drugie miejsce w plebiscycie Bryła Roku 2013 na najlepszy budynek roku w Polsce. D.P. „Pulse Dance” redagują absolwenci Podyplomowych Studiów Teorii Tańca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie: Dorota Popińska, Małgorzata Skusa, Izabela Stańdo (red. nacz.), Dominika Szala-Wentland, Marta Zawadzka, Hanna Raszewska (współpraca) Redaktor techniczny: Bartłomiej Bosek Opieka redakcyjna: Jagoda Ignaczak Wydawca: Polski Teatr Tańca
Podobne dokumenty
Wieczór w czterech aktach z Kieleckim Teatrem
By się rozwijać, człowiek potrzebuje dotyku – tak mówi współczesna psychologia. Wczorajsza propozycja Polskiego Teatru Tańca przesycona była dotykiem o różnorodnych odcieniach. Touch me to spektakl...
Bardziej szczegółowo