Górnicy Pietrzak i Sojka spadli z drabiny

Transkrypt

Górnicy Pietrzak i Sojka spadli z drabiny
Górnicy Pietrzak i Sojka spadli z drabiny
Utworzono: czwartek, 13 czerwca 2013
Kopalniana Stacja Ratownictwa Górniczego ruchu Borynia. Do Jastrzębia-Zdroju przyjechali z całej Polski ratownicy medyczni na
otwarte mistrzostwa Śląska. Na miejsce „rozegrania” jednej z konkurencji wybrano, po raz pierwszy w historii takich zawodów,
kopalnię Borynia. Wcześniej trzeba było z grupy ratowników wyłonić dwóch, którzy udawaliby poszkodowanych. Służba nie drużba,
więc ostatecznie role te przypadły Jarosławowi Pietrzakowi i Mariuszowi Sojce.
– W górnictwie pracuję od 1995 r. Trzy lata później zacząłem robić w Stacji jako ślusarz. Byłem na akcji w Krupińskim w 2011 r.
Byłem dwa razy w Pniówku, raz w Zofiówce i raz u nas, w Boryni, i nigdy nic mi się nie stało, a tu teraz ma po mnie przyjechać
pogotowie! – wyjaśnia 38-latek.
Drugi z jednodniowych aktorów ma 27 lat i od prawie siedmiu lat pracuje w Stacji. Uczestniczył w akcji w Boryni w 2008 r. Zginęło
wtedy 6 górników.
– Widziałem kiedyś faceta, któremu urwało rękę. Okropny widok. A teraz ma być tak, że jestem elektrykiem, robię coś z drabiny,
przy lampie. I niby kopnęło mnie tak, że spadłem na posadzkę...
Górnika Pietrzaka będą ratować dziewięć razy i górnika Sojkę również. Tyle ekip walczy o tytuł. Nim pierwsi pojawią się w Stacji,
aktorom-pozorantom kilku wskazówek udzielają sędziowie zawodów.
– Leżycie na kocu, trzymacie się za serce prawą ręką, lewą ręką nie ruszacie. Jak ratownicy będą się pytać, co się stało, to
mówicie, że robiliście przy prądzie, kopnęło i bęc z drabiny na posadzkę. Możecie sobie postękać, żeby było bardziej realnie...
Pozorant Jarosław Pietrzak doskonale udaje elektryka, którego prąd zrzucił z drabiny, ratownicy pozorują prawdziwą akcję, a
sędzia punktuje każdą czynność przez nich wykonaną... Fot.: Andrzej Bęben
Akcja. Zawody ruszyły. Do poszkodowanego prowadzą tylko dwie drogi: pochylnia ze stopniami i pochylnia udająca taśmociąg.
Kilka metrów pod ostrym kątem. Pierwsza ekipa obija się o drewniany szalunek pochylni w stacyjnym trenażerze. Trzech
ratowników taszczy niemałe plecaki, torby ze sprzętem medycznym, przenośny elektrokardiogram i plastikową, dwumetrowej
długości deskę ratowniczą. Sędzia informuje: „Pacjent ma lat 52, upadek z drabiny, z wysokości ok. 1,5 m; uraz głowy, uraz klatki
piersiowej po stronie lewej, złamanie przedramienia prawego”. Podają parametry oddechu poszkodowanego, ciśnienia krwi itd.
Sędziowie zaznaczają, że szczególną uwagę będą przywiązywać do poprawnego wykonania badania urazowego oraz
bezpiecznego transportu poszkodowanych.
Górnik Pietrzak leży na posadzce i stęka.
– Co się stało? – pytają pierwsi zawodnicy.
– Z drabiny spadłem. Łooo, boli mnie, boli mnie łeb, serce, ręka mnie boli, łoooo... – stęka z cicha.
Ratownicy przystępują do akcji. Każdej ich czynności (to się nazywa „procedura medyczna”) towarzyszy pytanie sędziego: „Co
robisz?”. Ratownicy wyjaśniają. Mają 10 minut na udzielenie pomocy rannemu elektrykowi. Powinni z poszkodowanym wyjść ze
Stacji...
– Wzywamy śmigło. Łączymy się z CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego – red.). Mamy pacjenta z urazem głowy,
porażonego prądem...
Sędzia wyjaśnia, że szybciej będzie zawieźć pacjenta do szpitala specjalistycznego w Jastrzębiu – 8 minut jazdy od kopalni.
Ratownicy „łączą się” z CPR i „zamawiają” kardiologa i chirurga. Mieszczą się w czasie. Montują (na raz, dwa, trzy) górnika
Pietrzaka na deskę. Troczą go do niej pasami, chłop stęka. I dawaj, chcą go wynieść na świeże powietrze. Ale to nie takie łatwe.
Bo się klinują z pacjentem. Mają refleks. Dostrzegają wiszącą na pancernych drzwiach linę. Wiążą ją do deski i wnet górnik
Pietrzak opuszczany jest po niby-taśmociągu.
Zawodom przyglądają się ratownicy i kierownik (od 2006 r.) Stacji – Adam Szkołda.
– Jak się w kopalni pojawia pogotowie na sygnale, to wiadomo: coś się stało, więc przez dwa dni informowano, że karetki będą
jeździły „na niby”... U nas stale dyżurują dwa zastępy, mechanicy sprzętu ratowniczego i lekarz. W punkcie opatrunkowym mam
trzy pielęgniarki. Każdy z 44 zastępowych przeszkolony jest w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Co dwa lata uczestniczy w
specjalnym kursie w Centralnej Stacji w Bytomiu. W Stacji mamy do ćwiczeń taki sprzęt, że nie powstydziliby się go w szkołach
ratownictwa medycznego, choćby supernowoczesne fantomy. Jeśli górnik będący na dole potrzebuje pomocy medycznej, to
przede wszystkim staramy się go wywieźć na górę. Ratownicy udzielają pierwszej pomocy...
Pozoranci zaliczyli już po kilka interwencji. Górnika Pietrzaka ratownicy nie zdołali raz wynieść, bo się zaklinowali w pochylni.
Górnik Sojka leży na kocyku i bawi się dobrze. Stęka, jakby naprawdę spadł z drabiny.
– Jest pan uczulony na jakieś leki? – pyta kolejny zawodnik.
– Na leki nie, ale na robotę jestem uczulony – wyjaśnia żartobliwie pacjent, wzbudzając śmiech wśród zawodników, sędziów i
obserwatorów.
Po 8 minutach „elektryk” jest już zespolony z deską. I... pojawia się problem. Ekipa pogotowia widząc, że ciężko będzie
wytransportować pacjenta na zewnątrz (liny jakoś nie dostrzegli), postanawiają...
– Wzywamy ratowników górniczych, niech nam pomogą zejść z pacjentem. Jak będziemy sami schodzili, to jeszcze jemu i sobie
możemy zrobić krzywdę.
Sędzia – ekipa tego nie widzi – nie jest zadowolony z takiej decyzji.
Po 8 godzinach udawania rannych pozoranci są zadowoleni, choćby z tego, że przeżyli cało transport przez pochylnię, czego do
końca nie mogli być pewni.
– Tylko jedno jest mało prawdopodobne – uważają zgodnie Pietrzak i Sojka – ano to, że kopalnianego elektryka może porazić 230
woltów!
Bardzo zadowolona była ekipa z Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu, która okazała się najlepsza w konkurencji górniczej
spośród 18 startujących. Mniej zadowoleni byli sędziowie, bowiem nikt nie zdobył maksimum punktów. Pomimo tego zawodnicy byli
usatysfakcjonowani, bo poza jednym nigdy nie byli w kopalni węgla kamiennego!
Zawody przeprowadzono 28 maja.
Andrzej Bęben

Podobne dokumenty