Drukuj artykuł - Stowarzyszenie Wejhera
Transkrypt
Drukuj artykuł - Stowarzyszenie Wejhera
NIEDZIELA 22.03.2015 Budowa hali warsztatowej Drukuj artykuł W nocy z 21/22 marca odbyły się Nocne Marsze na Orientację organizowane przez Studenckie Koło Przewodników Turystycznych w Gdańsku. To już kolejne "Manewry", w którym wzięli udział członkowie Stowarzyszenia Wejhera. Od kilku lat jest to nasza obowiązkowa Impreza na Orientację, w której uczestniczymy. O miejscu zawodów dowiedzieliśmy się o 10.00 rano w dniu zawodów. Pogoda tego dnia nie rozpieszczała, padał śnieg a silne powiewy wiatry nie zachęcały do leśnych spacerów. Kiedy ogłoszono, że bazą zawodów jest Bolszewo (ha!), nie było dyskusji, spakowaliśmy kompasy, zapas latarek, baterii i o godzinie 19:40 drużyna w składzie Gosia, Beata, Maja, Czarek i Maciej ruszył do lasu. Pierwszy raz organizatorzy mieli w ofercie nowy typ trasy Scorelauf - w tym typie trasy na pokonywanie punktów odbywa się w dowolnej kolejności, więc trzeba obrać najbardziej korzystny wariant przejścia trasy. Tym razem mieliśmy do pokonania 20km w linii prostej (co w większości przejścia jest niewykonalne) i do odnalezienia 20 punktów kontrolnych. Dodatkowym utrudnieniem była aktualność mapy (tzn. jej brak). Trzeba przyznać, że organizatorzy zapewnili uczestnikom dużą różnorodność, więc 8h spędzone na trasie minęły jak mrugnięcie okiem. Były przeprawy przez kanał, moczenie nóg w bagnie (aby nie zostać wciągnięty przez bagno, jeden z kolegów musiał oprzeć się na ramieniu koleżanki, co skwitowała słowami - nigdy nie byliśmy tak blisko), wspinaczki pod wzniesienia, pokonywanie płotów, zagród, nawet przejście nad zepsutym wiaduktem kolejowym, na którym nieostrożne postawienie stopy mogło skończyć się upadkiem z wysokości i kąpielą w kanale. Od początku naszym założeniem było zaliczenie 3/4 trasy przed przerwą na ognisku. Szło nam nieźle, przynajmniej tak nam się wydawało, jakieś niewielkie niezgodności co do odległości do punktu, ale dopóki odnajdowaliśmy lampiony wszystko było w porządku. Po pokonaniu kanału wodnego obraliśmy azymut na kolejny punkt, niestety na drodze stanęło nam nie oznaczone na mapie gospodarstwo, więc trzeba było nadrobić kilkaset metrów i zaryzykować przejście przez pole właściciela obejścia - trzeba więc było zgasić latarki i przemknąć przez pole po ciemku. Przez chwilę czuliśmy się, jak kaczki wystawione na strzelnicy. Na kolejnych punktach szło już nam lepiej i dodatkowo kolega Witek dopingował nas wirtualnie, obserwując nasze poczynania w aplikacji endomondo. Trochę pomagał nam fakt, że to "nasze lasy" i czuliśmy się pewniej. Około godziny pierwszej odpoczęliśmy na ognisku,które było zlokalizowane w Kąpinie, przy okazji zmieniając mokre skarpetki. Teraz teoretycznie mieliśmy już z górki. Zaliczyliśmy jeszcze dwie wspinaczki, chwilę grozy nad popsutym wiaduktem kolejowym oraz przejście koło "wściekłych" psów i ostatnią kąpiel w błocie. O 4:20 zameldowaliśmy się na mecie mieszcząc się w podstawowym limicie czasu. Ostatecznie zajęliśmy 5-tę miejsce, zaliczając cztery punkty stowarzyszone, biorąc pod uwagę trudność trasy - Brawa dla nas. Wyciągnęliśmy też wnioski na następne marsze, do obowiązkowego wyposażenia dorzucamy linijkę z oznaczonym milimetrami - "diabeł tkwi w szczegółach" i będziemy liczyć, że kolejne trasy będą się odbywały na terenie płaskim. Trzeba również zaznaczyć, że był to od dłuższego czasy marsz na orientację, w którym znaleźliśmy (nawet z błędami) wszystkie punkty na trasie. Zapraszamy do udziału w tego typu imprezach. Jak można przeczytać powyżej, super zabawa z nutką przygody.