Dlaczego Chorwacja?

Transkrypt

Dlaczego Chorwacja?
Chorwacja
Wrażenia z podróży po krainach słowiańskich odbywanych w latach 2000-2001
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Dlaczego Chorwacja?
Od dłuższego już czasu myślałem o podróży do Chorwacji, i z wielu względów
chciałem tam pojechać. Po pierwsze słyszałem, że jest bardzo pięknie. Po drugie jest
tam ciepło, a ja lubię ciepło. Poza tym zafascynowała mnie twórczość Kusturicy i
Bregovica. Jakkolwiek było chciałem poznać kulturę południowych Słowian.
Dojazd
Rok 2000: Zastanawiałem się jak tam dojechać, początkowo chciałem jechać
pociągiem, ale o ile wiem nie ma bezpośredniego pociągu do Chorwacji. Podróż
trwałaby całą dobę, a ja miałem tylko tydzień urlopu więc całe dwa dni miałbym
stracone, a po przyjeździe byłbym wykończony. Zdecydowałem się na samolot, po
całkiem dobrej cenie. Wyjeżdżałem pod koniec sierpnia, bo akurat tak miałem urlop.
Ale sadzę że lepiej jechać we wrześniu lub w czerwcu, ceny noclegów mogą być
niższe. Niczego z góry nie miałem zarezerwowanego, a była to pełnia sezonu to też
trochę się bałem czy znajdę jakieś miejsce na złożenie strudzonej głowy, ale na
szczęście nie było z tym problemu.
Rok 2001: Rok później zdecydowałem się na podróż samochodem, zwiedziłem więcej
miejsc i szybciej, ale podróż dla jednego kierowcy była uciążliwa. Wypad w 2001 był
dłuższy ale i nudniejszy. Zwiedziłem
część północną Chorwacji ale
napotykani ludzie nie byli zbyt
skorzy do rozmowy. Może to i ja
byłem w takim nastroju, a może to
przemęczenie turystami w środku
sezonu.
Udało mi się zwiedzić wyspę
Baśka ale też było to jak dotąd
pierwsze miejsce gdzie nie udało mi
się znaleźć żadnego noclegu.
Pierwszy raz musiałem wyciągnąć
śpiwór i spać pod gwiazdami.
Ponieważ do późna szukałem
noclegu, nie miałem też dużego
wyboru łąki na nocny wypas. Nie
było źle, jedynie łąka była pochyła,
co trochę uwierało.
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Na miejscu
Przyleciałem samolotem w piątek przed południem, i na miejscu niemiła
niespodzianka. Nie ma stałych połączeń z lotniska do Dubrovnika. Lotnisko jest
jakieś 20 km od Dubrovnika. Ponoć za godzinę miał przyjechać jakiś autobus, w
końcu udało mi się wsiąść do jakiegoś gościa, który akurat podwoził na lotnisko jakąś
wycieczkę. Byłem ciekawy czy będę ich rozumiał a oni mnie, okazało się że od biedy
jakoś ich rozumiem, ale raczej kiepsko (może pomogła nauka rosyjskiego w szkole?,
w końcu raz w życiu się to do czegoś przydało). Chorwaci niestety nie rozumieli
mnie. Spotkałem tam dużo Polaków, Słoweńców, Czechów a nawet Rosjan. Niestety
język polski znacznie się różni od typowych języków słowiańskich, ale przynajmniej
był to jakiś powrót do korzeni.
Dubrovnik
Zastanawiam się czy polski odpowiednik nazwy tej miejscowości to nie
Dąbrowa, Dąbrówka. Dubrovnik to przecudne miasto, chyba najładniejsze w
Chorwacji, a na pewno najpiękniejsze jakie kiedykolwiek ujrzałem. Można wędrować
uliczkami starego miasta godzinami, ale na pobieżne zwiedzenie wystarczą dwa dni.
Szczerze
mówiąc
przygotowałem
kompletnie
do
wycieczki
się nie
i
nie
miałem przewodnika, musiałem kupić na
miejscu po angielsku. Dubrovnik ma
kilka kościołów, miłą starówkę, warte
polecenia mury obronne, z których jest
niezły widok na miasto. W ciągu dnia
niewiele
się
działo
i
byłem
trochę
rozczarowany, ale musiałem poczekać
do wieczora.
Po zapadnięciu zmroku dopiero wylegają
tłumy!!!
A
jakie
kobiety,
mniam,
mniam... Jeśli lubisz robić zdjęcia to
warto wziąć statyw, wieczorem są niezłe
klimaty. Tłumy ludzi wylegają na ulice,
kobiety
wabią
swymi
wdziękami,
mieszkańcy robią codzienne zakupy a
turyści wałęsają się bez celu.
W sobotę zrobiłem sobie małą wycieczkę statkiem do Cavtat, mała milutka mieścina,
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
ale o bodajże długiej historii sięgającej Rzymian. Zdarzyło się, iż powróciłem do
Cavatu tuż przed odlotem, jako że był najbliżej lotniska. Ale był to już początek
września, inna pogoda, inny nastrój, deszcz, chmury, wiatr, zimno, groźnie.
Cavtat, wrześniową porą
Wieczorem chciałem zobaczyć coś z ichniej kultury i poszedłem na coś w rodzaju
występów ludowych (wstęp był dość drogi). Nie było to rewelacyjne ale nie takie złe.
W sumie warto było. Generalnie trochę się rozczarowałem co do muzyki, którą
słyszałem na ulicach.
Właściwie
były
chorwackie
to
kopie
wytworów zachodniej
pop-kultury,
zwłaszcza
a
włoskich
muzykantów. Jest to
muzyka,
da
się
przy
której
wysiedzieć,
popijając
colę
nad
brzegiem
błękitnego
Adriatyku, patrząc na
przechodzące
śliczne
kobiety.
Gdzieś w siną dal, patrzy mój i twój wzrok ...
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Split
W niedzielę rano wyjechałem autobusem do Splitu. Podróż autobusem była
męcząca, autobus był bardzo stary, był upał. Wszyscy się umęczyli, jedyną rozrywką
była jakaś nieznajoma Hiszpanka, która całą podróż przespała na moim ramieniu.
Potem bardzo mnie przepraszała, ale co ja jej będę żałował ramienia.
Split był jedynym miastem przemysłowym jakie widziałem po drodze, Chorwaci
żyją chyba jedynie z turystyki. Jest tam niezły pałac Dioklecjana, przez chwilę była to
nawet stolica cesarstwa rzymskiego. Po rozlokowaniu się w niedzielę i obejrzeniu
wieczorem starówki, następnego dnia pojechałem autobusem do Salony. Są to
resztki
rzymskiego
miasta
parę
kilometrów
od
Splitu.
Kiedyś
musiało
być
imponujące, ale przyszli Słowianie i wycięli wszystko.
Próbowałem kupić parę płyt z typowo chorwacką muzyką, miałem duże kłopoty
i nic ciekawego nie kupiłem.
Zachód słońca w Splicie
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Sibenik
We wtorek rano wyruszyłem w dalszą podróż. W moich planach był Zadar, ale
szczerze mówiąc byłem tak bardzo zmęczony tymi znanymi turystycznymi miejscami
i tym tłumem turystów, że postanowiłem wysiąść w jakimś małym miasteczku.
Wysiadłem w Sibeniku. Mam także lekkie wrażenie, że w typowych turystycznych
miejscach tylko czekają aby cię oskubać. W Sibeniku było inaczej. To malutkie
miasto o 1000 letniej historii tak bardzo mi się podobało, że stwierdziłem, że jest to
jedno z niewielu miejsc jakie do tej pory widziałem, w którym mógłbym się osiedlić.
Znalazłem bardzo komfortowy nocleg za bardzo dobrą cenę 90 Kun. Miasteczko to
ma małą ale bardzo śliczną starówkę. Życie toczy się powoli, własnym spokojnym
rytmem, to nie Warszawa czy Gdańsk. Byłem zdziwiony, że przy wysokim
bezrobociu,
Chorwaci
w
nie
widziałem
porównaniu
z
zbyt
nami
wielu
podejrzanie
wyglądają
na
wyglądających
bardziej
osobników.
porządnych,
trochę
przypominają mi Czechów.
Tego samego dnia pojechałem do Parku Narodowego Krka. Nie wiem co to
znaczy krka po chorwacku, ale po czesku jest to kark. Zdaje się, że po celtycku
brzmi to podobnie. Jest tam kilka urzekających wodospadów i chyba ten największy
rzeczywiście przypomina grzbiet lub kark. Można się tam kąpać, woda jest bardzo
ciepła. Następnego dnia wybrałem się na całodniową wycieczkę statkiem do wysp
Kornaty. Gołe skały, robią wrażenie, ale podróż była długa i zanudziłbym się na
śmierć gdyby nie towarzystwo uroczej i pięknej przewodniczki, bardzo dobrze mówiła
po angielsku i niemiecku. Do dziś pamiętam smak jej ust. Następnego roku
powróciłem do Sibenika, może szukałem smaku tych ust, a może ciągnęła mnie
tęsknota za urokliwymi wodospadami. Sam już nie wiem, Ale to już było inne lato,
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
inny czas i inne miejsce, ja także byłem inny.
Lubiłem wieczorami wędrować po
Vodicach, małej wypoczynkowej mieścinie koło Sibenika, słuchać gwaru ludzi, czuć
smak i zapach zachodzącego słońca, dotykać ciepła morskiego wiatru. Przebywałem
w Sibeniku prawie tydzień, chciałem odpocząć, i przy okazji obejrzałem Zadar, Trogir
i Primosten.
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Powrót
Niestety tydzień minął tak szybko, że nie zauważyłem kiedy. Musiałem wracać
do pracy i do deszczowego chłodnego klimatu. Autobusem wróciłem do Dubrownika,
a potem do Cavtatu (niedaleko lotniska).
Rok później, wracając samochodem, postanowiłem oderwać się od wybrzeża i
pojechać w głąb lądu, przez Góry Dynarskie. To co zobaczyłem było zupełnie różne
od pobrzeża, kraina tam dzika i niedostępna, ale także ze swoistym urokiem. Góry,
śnieg, dzicz, ciągle zniszczenia wojenne. Na tych górskich niwach zapewne mogłaby
moja dusza wypocząć. Nie ma tam tak pięknych zabytków jak w nadmorskich
miastach. Ludzie troszkę inni, surowi, po drodze zatrzymałem się w karczmie Lijevo
a później zwiedziłem też Plitvickie Jeziora. Nie widziałem piękniejszego dzikiego
parku. Niestety pogoda niezbyt sprzyjała, mżyło, była mgła, padało. Znużony jestem
Chorwacją, na razie to tyle.
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Czego się nauczyłem
•
warto pamiętać o przewodniku po polsku
•
komunikacja publiczna jest kiepska, warto jechać do Chorwacji samochodem,
nie wymęczysz się tak bardzo i będziesz bardzo ruchliwy, ale jedź ze
zmiennikiem, jazda samemu to prawie samobójstwo
•
najwięcej kosztowały mnie noclegi, jadąc samochodem możesz pojechać poza
centra, znaleźć coś tańszego lub wziąć namiot
•
Chorwacja jest to tak cudowny kraj, że na pewno wrócę tam jeszcze. Już
myślę o następnych wakacjach w Chorwacji. W przeciwieństwie do Włochów
czy Hiszpanów, Chorwaci oprócz tego samego ciepłego klimatu mają podobną
do nas mentalność, co sobie bardzo cenię
•
chciałem iść do kina na chorwacki film, niestety królowała amerykańska
produkcja - małe rozczarowanie
Chorwacki strój ludowy, a może piękna kobieta ?
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com
Plitvickie Jeziora
© Waldemar Kokorzycki
[email protected]
www.waldemar.kokorzycki.com

Podobne dokumenty