`Wokół`prawdy - Filozofia.org.pl

Transkrypt

`Wokół`prawdy - Filozofia.org.pl
Mateusz Kuc
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
‘Wokół’ prawdy1
Wydaje się, że to utarty, a jeżeli utarty to i stary, filozoficzny zwyczaj komentować to, co zostało powiedziane wzgl. zapisane. Czyniąc to (komentując),
udaje się przeważnie, że nie mówi się nic nowego, tak wprowadzając nowe punkty
widzenia. Zapytam więc od razu:
Kto tu, w tych sytuacjach zwykle jest komentatorem? Ludzie czy może język? I co
się komentuje? Po co? Czy filozofia to komentarz czy zawsze jakiś komentator?
Powiada się, że rodzi się ona ze zdziwienia. Jeśli tak, co jest skutkiem owego
zdziwienia? Czy jest nim prawda? A co to jest prawda?
Odpowiedzieć na to (ostatnie z wyżej postawionych) pytanie to być w pewnej
pozycji. Pozycja została tu nam odgórnie (co nie znaczy, że to jakkolwiek zmienia
postać rzeczy) narzucona. Jesteśmy wokół. Jak to ‘wokół’, ktoś zapyta?
Aby wycisnąć coś z zapytywanego tu ‘wokół’, włóżmy je w imadła różnych wyrażeń
i zobaczmy, co ‘wokół’ - tak a tak ciśnięte - daje, jak się okazuje i jakie się pokazuje.
Wokół tego razem.
Wokół - razem. (Ludzie stoją wokół wyrzutni z rakietą i czekają aż ta ostatnia pójdzie
w górę).
Wokół patrzymy (od siebie). Trwonimy (wzrok).
Wokół drepczemy. Trwonimy, ale coś się dzieje (może coś zyskamy).
Wokół tego coś się dzieje. (Kręcę się wokół kartki).
Wokół równoważne: Ziemia kręci się wokół Słońca (formalnie: wokół tego coś).
Wokół (miejsce). (Wokół stoją drzewa).
Jak możemy być wokół prawdy? W jaki sposób?
Co nam dało rozpisanie pozycji wzgl. stosunków ‘wokół’, ‘wokół’ które arbitralnie
uprzywilejowaliśmy? (Czy rzeczywiście „arbitralnie”, skoro język stworzył nam taką
1
Referat niniejszy jest przedsięwzięciem podjętym ze względu na i w obrębie V Ogólnopolskiego
Filozoficznego Forum Młodych. W treści swej jak i tytule, praca ta nawiązuje do hasła Zjazdu: Wokół
prawdy. Zwrócić powinno się tutaj dodatkowo uwagę na dwie rzeczy: po pierwsze, temat konferencji
został dobrany tak, że osiada (osadza się) w szeroko pojętej tradycji filozoficznej (co zabiegu, gdzie z
pozoru dowolnie dobrany tytuł traktuje się poważnie, nie pozbawia wartości wzgl. znaczenia). Po
drugie, praca wypisuje i otwiera to, co zostało (jej) poddane (i co samo się poddało).
1
możliwość? A może arbitralność zawarta jest niejako w możliwości? Czyż każde
zdanie nie jest zdaniem możliwym, jednym z wielu, zamiennym, wymienialnym i
zarazem - czy nie jest każde zdanie - arbitralnym, w swym byciu zapisanym,
odbytym, położonym?).
Szukaliśmy prawdy. Padło słowo: wokół. Prawda się rozczepiła. Zaczęła gonić się
wokół z nami ‘poprzez’ (tekst, myśl). Czy to źle? Czy zrobiliśmy coś niewłaściwie?
Czemu chcemy wprowadzić etykę w tekst?
(Bo) To Prawda potrzebowała słowa. Była jak gdyby niebyła. Na ducha trzeba
narzucić prześcieradło aby o nim myśleć.
Chcemy tu zatem nadać względną prawomocność naszej chybionej próbie
rozpisania ‘wokół’. Czemu chybionej? Ponieważ hamującej, roz-pisanej, roz-rzuconej
po łące kartki. To, co ‘wokół’ roz-pisało trzeba nawodnić, użyźnić aby coś móc by
można było tam wy-pasać. Kartka nie jest przeto łąką (nawodniona, roz-myje
przecież litery), to ‘wokół’ jest łąką, którą kartka tylko „transcendentalnie umożliwia”
(nie jest odwrotnie).
Co zrobiliśmy? Zwróciliśmy pytanie o „wokół prawdy” w nie samo, po to aby
je samo roz-pytać o sprawy podstawowe. (Tylko pytanie pytając prawdziwie dziwi się
i to właśnie, a nie przedmiot zdziwienia jest tu dla nas podstawowe).
Pytamy zatem o dziwność. Dziwność jest odwróceniem. Odwróciliśmy nasze
„wokół prawdy” na samo tylko ‘wokół’ prawdy.
Zagadnieniem stawać się zaczyna więc ‘wokół’, nie my (ani też „wokół” roz-pisane).
Czego to ‘wokół’ jest? To jest ‘wokół’ prawdy.
Jeżeli tak, to jaka jest teraz nasza sytuacja? Jaka jest nasza sytuacja, jeżeli ‘wokół’
stało się kategorią prawdy? Co to zmienia w naszym pierwotnym nastawieniu?
Odrzuca nas. ‘Wokół’ kręci nami, musimy kręcić się i nadążać za nim. Gdy obroty są
zbyt wysokie, nas odrzuca. Jesteśmy za słabi.
Czy zatem jeżeli powrócimy do klasycznej perspektywy, coś nam to da? Zapytajmy
znowu:
Jak możemy być wokół prawdy? W jaki sposób?
A może jeszcze inaczej: co ‘wokół’ robi z prawdą? Czyż jej nie rozprzestrzenia
„między nas”? Nie o to chodzi?
O to. Wyjaśnijmy.
Klasycznie prawda to adequatio. Adequatio to zgodność. Idealnym stanem
zgodności jest tożsamość. Adequatio dąży przeto do tożsamości elementów, które
2
(próbuje) uzgadnia(ć). Cóż jednak czyni tożsamość? Tożsamość anihiluje elementy,
które uzgadnia i pozoruje zarazem jakąś (jakąkolwiek) „elementowość” w obrębie
samej siebie (w obrębie samej tożsamości).
Konkluzja: język chce (u-siłuje) być rzeczywistością.
Inna wersja, lżejsza, będzie brzmieć inaczej.
Idealnym stanem zgodności jest ciągłe napięcie między elementami uzgadnianymi, a
rudymentarną niezgodą, rozdziałem między nimi (rozdziałem umożliwiającym
zgodę). Tu, prawda jest rozszczepionym napięciem. Napięciem bez-silnym, w sobie
unieruchomionym, ponieważ rozszczepionym na dwie równe moce: do-zgodności
(dążenia) i nie-zgodności. Takie rozczepione napięcie dwóch równych mocy wydaje
się być - i de facto, adequatio, jakoś tak, w ten sposób się przecież pojawia - czymś ustalonym, bez-silnym, żeby nie powiedzieć bez-władnym (nie powiedzieć „bezwładnym”, ponieważ adequatio - jak się zdaje - włada. Włada naszym myśleniem i
próbuje też zawładnąć prawdą. Robi to jednak chytrze, co przecież istotowo
zdawałoby się, kłóci się z tym, do czego charakter, wnętrze prawdy zobowiązuje,
skłania. Czy zatem adequatio chce objąć panowanie? Czyż przeto nie jest tylko
obłudnym uzurpatorem? Czyż bowiem - adequatio - nie włada dzięki sile, której
niebyt pozoruje?). Zwróćmy przecież uwagę, że kiedy dwa bieguny ciągną się
nawzajem - każdy w swoją stronę - z równą mocą, układ między nimi z d a j e s i ę
stabilnieć lub też od razu stabilnieje - niejako na naszych oczach. Siła stabilizująca się
w tym, co stabilnieje, jest jednak (i pozostaje) niewidzialna. Stąd też (w ten sposób)
powstaje pozór bez-silności, pozór braku oddziałujących wzajemnie na siebie sił,
który to właśnie pozór umożliwia bycie (jest byciem) adequatio i (ontologicznie)
zaciera podstawę, prawdę. Adequatio jest wobec tego bez-silne, spetryfikowane,
martwe, a co najgorsze - nie spełnia swojej funkcji tj. nie jest już wskazówką do
prawdy. Zbyt wiele uwagi skupia ono na sobie.
Zrekapitulujmy krótko: prawda to rozszczepione napięcie. Napięcie powoduje
ruch, a adequatio jak kraty ogranicza, zamyka ruch w obrębie jakiegoś pola: jest to
pole pewnej możliwości ‘obok’ (‘obok’ napiętego ciała). ‘Obok’, czyli możliwe pole spacerniak - napiętej prawdy, w więzieniu języka, jest (między innymi) ‘wokół’.
Dlaczego adequatio zostawia skrawek wolnego pola? Dlaczego nie więzi
konsekwentnie?
3
Nie może. Gdyby uwięziło konsekwentnie, samo zniknęłoby - uwaga! - przed samym
sobą.
Miejsce zatem, do którego przychodzi wolna myśl jest okratowanym skrawkiem
jakiegoś pola. Po co myśl tam się zapuszcza?
Na to pytanie, pytanie o niesforność myśli samej, nie będziemy tu próbowali
udzielić odpowiedzi. Chcielibyśmy jednak powrócić do pytań, które już padły.
Zadajmy je jeszcze raz.
Otóż, po pierwsze, jaka jest nasza sytuacja, jeżeli ‘wokół’ stało się kategorią prawdy?
Po drugie natomiast i trochę inaczej: co ‘wokół’ robi z prawdą? Czyż jej nie
rozprzestrzenia „między nas”?
‘Wokół’, to brak dostępu do…, czy może raczej nie kierowanie się w stronę
środka. ‘W środku’ natomiast, filozofowie od zawsze widzieli istotę, rzecz samą w
sobie, jądro, pień, rdzeń.
Czy będąc więc ‘wokół’ i zarazem będąc przesiąkniętymi owym „od zawsze”
filozofów, widzimy jaki nasze ‘wokół’ ma charakter i w jakiej sytuacji stawia
prawdę? Jak prawda może bowiem odnaleźć się wśród nas, skoro założyliśmy jej
centryczność, sami umieszczając się na obwodzie (centr)o-kręgu?
Prawda oddala się sama, obierając za swoją kategorię ‘wokół’.
Dobrze, to jeden punkt widzenia. Zwróćmy jednak uwagę na pewną
oczywistość, fakt, banał wręcz. ‘Wokół’, mianowicie, toczy się, przetacza w
przestrzeni. Co z tego wynika? Ano to, że rysuje powierzchnię, zostawia ślady, ubiera
się, tańczy. Z tych możliwości korzysta prawda. Tak ‘wokół’ rozprzestrzenia prawdę
między nas.
Jaki jest tu problem? Pogodzenie dwóch perspektyw. Czym jest pogodzenie?
Zacieśnieniem
więzów,
zbliżeniem,
odrzuceniem
uprzedzeń,
a
czasem
zapomnieniem.
Czy ‘wokół’ musi zapomnieć o swoim środku, aby odnaleźć się w
przestrzenności?
Czy może to przestrzenność ma nie dopuszczać, aby ‘wokół’ rozstawiało widzów po
kantach kreślonych przez siebie linii cyrkularnych?
Czyż znowu nie próbujemy jedynie rozpisywać ‘wokół’? A jeśli tak, to
prawda miałaby leżeć w środku wzgl. po środku owego rozpisu?
4
Ależ o środek właśnie pytamy. Chcemy przecież o-środek ‘wokół’ przenieść w
miejsce gdzie stanie się on widoczny i nie będzie można tworzyć na jego temat
legend.
Prawda sama sobie jest bowiem legendą.
A jaka jest legenda środka?
Środek skupia w sobie, zbiera do siebie otoczenie, jest zezem perspektyw, martwym
punktem odniesienia. Środek jest otoczony, kondensuje w sobie przestrzeń (jak każde
centrum).
„Od środka”, „do środka”, „w środku”, „na środku”, „pośrodku”, „przez środek” czy
są to miejsca prawdy, które wyznacza jej ‘wokół’?
Czemu, mając ‘wokół’ środka i ‘wokół’ przestrzeni, jako modi owego ‘wokół’
prawdy, chcemy je jeszcze godzić? Po co i w jakim celu?
Powiedzieliśmy już, że prawda nie jest dla nas zgodnością.
Czym więc jest i jak ją powiedzieć?
Zastanówmy się, o co pytamy: jak o niej (prawdzie) powiedzieć czy jak powiedzieć
prawdę?
Czy pytając dwuznacznie, dys-kursywnie „jak ją (tj. prawdę) powiedzieć?”, chcemy
pytanie rozznaczyć na dwa, tak aby zniknęła podwójność w jedności, a pojawiły się
w jej miejsce dwie jedności?
W co chcemy ubrać prawdę pytając?
W pytanie (wątpliwość), a może w słowa?
Czemu prawda musi być ubrana? Czyż nie wie, że nagość się nudzi? Czyż nie wie, że
nagość nudzi się sobą i pragnie innego odzienia siebie?
Prawda ma zatem charakter językowej cebuli czy raczej jest pojęciem?
A może to i to?
Czemu prawda ubrała się w-oku?
W oku czy wokół?
Jaka jest różnica, czy leży ona w prawdzie?
Czy prawda różni prawdę, czy może różnica jest prawdą jako strojem, różnym od
każdego innego stroju?
A czy ciało prawdy nie jest strojem uprzywilejowanym?
Zdaje się, że tylko negatywnie.
Co to miałoby z kolei znaczyć: uprzywilejować strój tylko negatywnie?
Jak to jest, zrobić coś negatywnie?
5
Czy negatywność nie znosi tu, w naszym przypadku, tak przywileju, jak i faktu, że
coś jest strojem? Negatywność nie jest bowiem sobą ograniczona, znosi więc
wszystko co może.
Ciało prawdy to negatywnie uprzywilejowany strój. Czy znaczy to to samo, co
‘brak stroju’? A czy brak stroju to nie nieskrytość?
Zastanówmy się.
Brak stroju jest nudną nagością, nagością jako nagością, zgodą na siebie. Adequatio
takiej nagości jest bezwładne.
Nieskrytość z kolei, to rozbieranie, ciągłe rozbieranie skrytości tajemnicy, która jest
fascynująca.
Mamy przeto dwa bieguny, na jednym osiadła zgodność, na drugim nieskrytość. Co
stanowi tu problem, czy nic?
Czy jednak dwubiegunowość jako fakt, nie jest przeoczeniem, „przejściem mimo”
(obojętnym na) subtelności?
Jak między dwoma biegunami znaleźć subtelności?
Czy trzeba ich szukać, czy może zawsze jakoś subtelnym się jest?
Inaczej mówiąc: czy prawdy trzeba szukać, czy może prawdziwym (lub: w prawdzie)
zawsze jakoś już się jest (wzgl. tkwi)?
Powiedzieliśmy, że prawda jest (sama sobie) legendą.
Zastanawialiśmy się nad strojami. Czy legenda ma swój strój?
Jeżeli tak, to czyż nie jest to strój tradycyjny, ludowy?
A czy ten, teraz, w tych czasach, nie jest zakładany (przeważnie) tylko na okoliczność
tańca?
Czym jest taniec? Czym jest taniec prawdy jako legendy?
Nie jestże szalonym ruchem i zarazem (przeciw) biegunem tego, czym nie jest?
Powraca nam zatem sprawa dwóch biegunów (zgodność i nieskrytość) prawdy.
Pojęcia biegunów zdają się z kolei odnosić zawsze jakoś do kuli, koła, sfery. Te
ostatnie, poza swoimi biegunami, sztywnieją dookoła swego środka. Są ‘wokół’
środka. To ‘wokół’ przypomina nam, że kule, koła, sfery nie tylko są ześrodkowane,
ale również ześrodkowują tj. są przekształceniem, odkształceniem pozytywnym,
dokształtowaniem środka, którego są powiększeniem.
Powiększenie dokonuje się w-oku. W-oku ogniskuje się to, co widać. Ale w-oku
może również zakręcić się łza, łza o kolistej strukturze.
Bo czyż prawda nie zadaje bólu? Nie jest bólem ‘wokół’ koła łzy?
6
Bywa też radością ‘wokół’ tejże.
Zwróćmy znowuż uwagę, że w płaczu, prawdziwym płaczu, a nie egzaltacji, nie ma
miejsca na subtelność.
Prawda miałaby więc nie być subtelna?
Wróćmy do płaczu. Czy nie płaczemy zawsze ze względu na jakąś dwoistość, rozłam,
pęknięcie (szeroko pojętej) rzeczywistości? Płacz - czy to radosny, czy rzewny spaja, klei, scala w sobie okrągłych łez, to co rozłupane. Pęknięcie, rozłam
powodujący łzy, wywołujący płacz, nie skrywa się sobie ani płaczącemu.
Dostrzec to, to być subtelnym, widzieć tradycję (wzgl. legendę) jako rzeczywistość,
rzeczywistość jako tradycję, a te - obie - brać za prawdę.
Kiedy prawda się kończy? Czy ‘wokół’ się wyczerpuje?
Prawda się wyczerpuje. ‘Wokół’, naokrągło i na różne inne sposoby (np. zgodności).
Widzieć, że prawda się wyczerpała możemy dopiero wówczas, gdy dostrzeżemy
trupiość i zastygłość elementów rzeczywistości, kategorii które ona (prawda)
wyeksploatowała jako swoją szatę.
7