Hm. dr Krystyna Czyż – Wilgatowa

Transkrypt

Hm. dr Krystyna Czyż – Wilgatowa
Materiał opracowała: hm. Stanisława Witkowska
Wyd. własne: Komenda Chorągwi ZHP w Lublinie.
Nakład: 50 egz.
Redakcja: Stanisław Tryczyński hm.
Hm. dr Krystyna Czyż – Wilgatowa
więźniarka obozu Ravensbrük w latach 1941-1945
1
Hm. dr Krystyna Czyż – Wilgatowa
Krystyna Czyżów na urodziła się 11 października 1923 r. w Lublinie w rodzinie nauczycielskiej. Jej Ojciec - Tomasz Czyż wywieziony w głąb Rosji, jako jeniec wojenny powrócił
do kraju po 7 latach katorgi uciekając przed egzekucją. Matka - Maria z domu Grzesików w
czasie I wojny światowej uczestniczyła w kobiecych formacjach Legionów Polskich, jako
sanitariuszka.
W okresie międzywojennym Tomasz Czyż pracował w szkolnictwie - był m.in. kierownikiem Szkoły Powszechnej nr 8, która mieściła się wtedy w Lublinie, przy ul. Dolnej Panny
Marii. Matka była kierowniczką Szkoły Ćwiczeń przy Seminarium Nauczycielskim i Pedagogium oraz wykładowczynią metodyki nauczania w tych placówkach.
Krysia ukończyła Szkołę Powszechną nr 5 w 1936 r., a potem uczęszczała do Gimnazjum
im. Unii Lubelskiej - jedynego w Lublinie Państwowego Gimnazjum i Liceum Żeńskiego. W
1939 r. zdała do klasy czwartej, którą ukończyła w okresie okupacji w tajnym nauczaniu.
Od najmłodszych lat Krysia Czyżówna była związana z działalnością harcerską. Do ZHP
należała już w szkole powszechnej, w której drużyną opiekowała się nauczycielka hm. Róża
Błeszyńska (komendantka Chorągwi m.in. w latach 1923 -1924 i 1936-1939), a w Gimnazjum brała czynny udział w pracach XIII LDHŻ (Lubelskiej Drużyny Harcerskiej Żeńskiej)
mającej opinię najlepszej i najaktywniejszej w Lubelskiej Chorągwi. Już tutaj zetknęła się i
była pod wpływem znanych instruktorek, m.in. hm. hm. Marii Walciszewskiej, Danuty Jankowskiej - Magierskiej i Marii Świtalskiej. Uczestniczyła w wielu ćwiczeniach, kursach, biwakach i obozach. W 1939 r. uzyskała stopień drużynowej po próbie.
W roku szkolnym 1938/39 - po wydanym przez Główną Kwaterę rozkazie ogłaszającym
stan Pogotowia Harcerek na wypadek wojny lub klęski żywiołowej - została zarejestrowana
do służby czynnej (podobnie jak Jej rówieśniczki powyżej 15 roku życia) i specjalizowała się
w łączności i terenoznawstwie. Wybuch wojny nie zaskoczył wprawdzie Polaków - mówiło
się o niej, jako nieuniknionej, a większość społeczeństwa była nawet przygotowana na to niebezpieczeństwo - to jednak konfrontacja naszych wyobrażeń o niej z brutalnością okrucieństwem i przewagą militarną agresora była szokująca. Młodzież harcerska, od pierwszych
dni napaści, zdawała trudny egzamin patriotyzmu, odwagi i poświęcenia w warunkach niewyobrażalnie trudnych i niebezpiecznych, zagrażających życiu.
Krysia od ostatnich dni sierpnia do chwili wkroczenia Niemców na nasz teren pełniła
funkcję łączniczki Komendy Pogotowia Harcerek, która była zlokalizowana przy ul. Zielonej
5. Z poświęceniem wykonywała przydzielone zadania - przenosiła rozkazy, ratowała zagrożonych ludzi i majątek państwowy ze zbombardowanych i palących się obiektów. Duśka
(Wanda) Wojtasik - Półtawska - drużynowa IV LDHŻ w swoich wspomnieniach pisze m.in. i
o tym, jak wspólnie z Krysią przenosiła książki z płonącej księgarni św. Wojciecha do klasztoru OO. Kapucynów przy ul. Krakowskie Przedmieściu.
Po nierównej walce społeczeństwa polskiego z najeźdźcą, przy ogromnej przewadze militarnej agresora, nasze władze państwowe i wojskowe zmuszone były do wycofania się. Do
naszej porażki przyczyniła się też napaść ze strony ZSRR - przysłowiowy „nóż w plecy” i
wydawane rozkazy nie podejmowania walki na dwa fronty.
Od pierwszych dni okupacji Lubelska Komenda Chorągwi Harcerek - nie czekając na rozkazy Głównej Kwatery - podjęła działalność w warunkach konspiracyjnych, podjęła walkę z
2
wrogiem. Krysia Czyżówna była w szeregu pierwszych dziewcząt, które wstępowały do formacji harcersko - wojskowych, m. in. do Szarych Szeregów w ramach Związku Walki Zbrojnej, a później Armii Krajowej. Głębokie tradycje rodzinne i patriotyczne wychowanie w szkole oraz harcerskie przyrzeczenie służenia Ojczyźnie całym życiem ukształtowały bogatą osobowość młodej dziewczyny.
W 1939 r. miała 16 lat, a przy swojej delikatności i subtelnej urodzie wyglądała dużo młodziej. Po zaprzysiężeniu została łączniczką ZWZ podporządkowaną hm. Marii Walciszewskiej (kierowniczce łączności konspiracyjnej kobiet Związku Walki Zbrojnej) a w latach
1939-1941 była jedną z drużynowych w Pogotowiu Lubelskiej Chorągwi szkoląc młode
dziewczęta w zakresie terenoznawstwa, szyfrowania i łączności sygnalizacyjnej.
4 Marca 1941 r. została aresztowana i osadzona w więzieniu Gestapo „Pod Zegarem”. W
okresie tym przeszła przez Lublin fala masowych aresztowań. Wśród zatrzymanych znalazły
się też harcerki m.in. hm. Maria Walciszewska, hm. Maria Apcio - b. drużynowa XIII LDHŻ,
a z tej drużyny Krysia Czyżówna i Roma Sekuła, phm. Wanda Wojtasik - drużynowa IV LDHŻ oraz siostry Apolonia i Grażyna Chrostowskie z II LDHŻ w Gimnazjum H. Czarnieckiej.
Każdy dzień pobytu w kaźni hitlerowskiej - niewyobrażalnie trudne warunki przetrzymywania, przesłuchiwania i tortury nie tylko nie załamywały dziewcząt, ale umacniały ich więzi
i odporność na cierpienia. Wanda Wojtasik (Duśka) - starsza o dwa lata od Krysi, typ wodzowski i opiekuńczy przyjęła za swój obowiązek opiekę nad „małą Krysią" (tak ją nazywała). W swych wspomnieniach pisze o wielu trudnych i niebezpiecznych sytuacjach, w których
jej troską było ratowanie zagrożonego życia Krysi.
Po uciążliwym przetrzymywaniu w więzieniu Gestapo „Pod Zegarem" harcerki zostały
przewiezione na Lubelski Zamek, którego cele przerażały warunkami - brudem, robactwem,
chorobami i zatłoczeniem oraz brakiem choćby minimalnych środków sanitarnych. Upokarzającym był sposób traktowania młodych kobiet - upadlający i poniżający oraz fakt umieszczenia ich - więźniarek politycznych - ze zbrodniarkami, złodziejkami i „paniami lekkich obyczajów”. Przerażające też były stałe egzekucje kobiet. Wywoływane nocą lub w ciągu dnia 3
bez wyroku, aktu oskarżenia i możliwości obrony były rozstrzeliwane na dziedzińcu zamkowym. Nikt nie był pewny przeżycia kolejnego dnia.
21 Września 1941 r. nasze koleżanki harcerki, w tym i Krysia Czyżówna, w grupie 150
kobiet, w przeważającej większości aresztowanych za udział w działalności konspiracyjnej
Polski Podziemnej, zostały wywiezione do Ravensbruck. Do pociągu lubelskiego dołączono
w Warszawie wagony z więźniarkami z Pawiaka. Po dwóch dniach męczącej jazdy w zatłoczonych, towarowych wagonach transport dotarł do „Wzorowego Obozu Ravensbruck". Sądziły, że tu w bliskości lasu i jeziora, na łonie natury odetchną po przeżyciach więziennych w
Lublinie. Jakże się myliły...
Trafiły do obozu z określeniem „Sonder – transport”, oznaczało to: transport z karą śmierci. Były tu przywiezione na wykończenie.
Przy ich nazwiskach widniała adnotacja: „powrót do kraju niepożądany”.
Już w pierwszym dniu przyjazdu do obozu były poniżane, bite i policzkowane. Po sześciotygodniowej kwarantannie, ogolone, ubrane w pasiaki otrzymały numery. Krysia - 7708. Stały
się „jednakie" - stały się „kadłubami".
Z dala od ziemi ojczystej, od rodziny i przyjaciół, maltretowane i terroryzowane, przydzielane do ciężkich prac ponad ich siły i możliwości, często też ogłupiających i bezsensownych.
W przygotowywaniu i stosowaniu wyrafinowanych metod niszczenia więzionych w obozie
kobiet pracował cały sztab ludzi, w tym naukowcy i lekarze.
Obdzierane z godności ludzkiej, głodzone, bite i wyczerpane pracą fizyczną - w obliczu
częstych egzekucji - broniły się. Szukały środków pomocnych w przetrwaniu obozowej gehenny. Łączyły się w nieformalne grupy harcerskie - powstała nawet w obozie drużyna „Mury". Uczyły się, korzystały z wiedzy więzionych nauczycielek akademickich, recytowały poezję, omawiały poszczególne okresy literatury polskiej i światowej. Nie poddawały się. Dbały
o siebie -opiekowały się wzajemnie.
Tragicznym przeżyciem dla Lublinianek był dzień 18 kwietnia 1942 r. Rozstrzelano grupę
13 (niektórzy podają 14) Polek z transportu lubelskiego. Wśród nich harcerki: Maria Apcio,
Roma Sekuła, Grażyna i Apolonia Chrostowskie.
Nad pozostałymi zawisło i to niebezpieczeństwo - utraty życia przez rozstrzelanie.
W drugiej połowie 1942 r. Niemcy podjęli nowy rodzaj wyniszczania kobiet. Zaczęli prowadzić pseudo-medyczne operacje nóg zdrowych więźniarek. Jedną z pierwszych operowanych była Wanda (Duśka) Wojtasik. Szczegółowo relacjonuje przebieg tych „naukowych
doświadczeń”, stosowane metody i nieludzkie przeżycia dziewcząt m.in. w wydawnictwie „I
boję się snów...",
prof. Urszula Wińska (nr 7448) przedstawia materiały z tamtego okresu opracowane w
oparciu o wspomnienia ponad 200 operowanych w książce pt. „Zwyciężyły wartości”. To
cenny dokument.
Nie liczono się z cierpieniami kobiet - były tylko królikami doświadczalnymi, które później, jako dowody zbrodni próbowano zlikwidować.
Harcerka z Chełma, Wacława Andrzejak (nr 7718) we wspomnieniach poświęconych działającej w obozie drużyny „Mury” napisała m.in.: „Koleżanki majaczyły. Zrywały się z pościeli, odzyskiwały na chwilę przytomność i znów zasypiały. Długo nie odzyskiwały przytomności. Wyły z bólu ...”.
Inna operowana pisze: „Mijały dnie za dniami, a my leżałyśmy walcząc ze śmiercią i trawiącą nas gorączką. W dzień robiono nam zastrzyki, które nie przynosiły żadnej ulgi, opieki
4
prawie żadnej. Na noc zamykano okiennice i drzwi zostawiając nas same z naszymi cierpieniami. To był koszmar - duszno, odór ropiejących ran i niesamowite cierpienia operowanych
nóg...".
Krysię Czyżówną operowano 7 października 1942 r. Niechętnie wspomina tamte bolesne
przeżycia i swój pobyt w obozie. To był koszmarny sen. Jej relacje dotyczące okresu okupacji
i wydarzeń, które dziś wydają się niewyobrażalne - zawarte są min. w wydawnictwie Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk „Harcerki 1939 -1945” z roku 1985, mają charakter ogólny i faktograficzny. A fakty i realia obozowe dobitnie obrazują gehennę obozowych lat.
Sytuacja w obozie pogarszała się z każdym rokiem. Stałe egzekucje, nawet operowanych,
dymiące krematorium, szykany, tortury i obciążanie coraz cięższą pracą przy jednoczesnym
głodzeniu zmuszały kobiety do szukania ratunku i metod walki. Nie poddawały się - nie były
bierne, chciały żyć. Interweniowały u komendanta obozu w sprawie pseudo-medycznych operacji na zdrowych kobietach - więźniarkach politycznych bez ich zgody. Ten odsyłał je do
lekarzy twierdząc, że są one tylko wymysłem rozhisteryzowanych kobiet.
Gdy delegacja udała się do lekarzy, ci odsyłali ją do komendanta. Nie ustawały jednak w
swych staraniach o poprawienie losu własnego i współtowarzyszek narażając nawet własne
życie. „Więźniarki polityczne nadawały ton życiu obozowemu, one były reprezentacją Polski.
Polki polityczne były elementem najbardziej ruchliwym i niespokojnym, a przy tym ryzykanckim. Jeżeli dochodziło do jakichś wystąpień przeciwko zarządzeniom niemieckim - to na
pewno z ich udziałem, niejednokrotnie, jako inicjatorek” - pisze Wanda Kiedrzyńska w „Harcerkach 1939 -1945”.
Szukając ratunku w ciągle pogarszającej się sytuacji obozowej lubelskie harcerki wpadły
na prosty zdawałoby się pomysł powiadamiania swoich rodzin o tym, co naprawdę dzieje się
w obozie, co przeżywają i jakie zbrodnicze metody stosują Niemcy na więzionych kobietach.
Z początkiem roku 1943 zaczęły pisać do nich listy tzw. atramentem sympatycznym. Nie mając innych środków pisały je własnym moczem na kartkach oficjalnie wysyłanych z obozu
(pisanych po niemiecku między wierszami tekstów i na stronie tytułowej. Treść wysyłanej
korespondencji ustalały wspólnie w zespole - Krysia Czyżówna (Wilgatowa), Janina i Krystyna Iwańskie i Wanda (Duśka) Wojtasik (Półtawska). Zawiadamiały swoich bliskich w kraju m.in. o pseudo-naukowych doświadczalnych operacjach, podawały listy operowanych i
daty zabiegów, nazwiska lekarzy, którzy je wykonywali opisując warunki, w jakich były wykonywane i warunki życia w obozie. Początkowe trudności w naprowadzeniu na ślad tych
zakonspirowanych treści i ich odczytaniu zostały pokonane dzięki bratu Krysi - Wiesławowi,
młodszemu od niej o 3 lata, z którym wspólnie w dzieciństwie czytali lektury szkolne m.in.
Kornela Makuszyńskiego „Szatan z siódmej klasy”, w którym jest mowa o podobnych formach porozumiewania się. Listy przesyłane do rodzin zostały wykorzystane już po pierwszych otrzymywanych wiadomościach.
Mama Krysi - nauczycielka, referentka Wojskowej Służby Kobiet Okręgu Lubelskiego Armii Kraj
- mjr Maria Czyżowa (ps. „Józefa" i „Agnieszka") przekazywała je ówczesnemu szefowi Sztabu
Franciszkowi Żakowi (ps. „Wir" i „Ignacy"), a ten z kolei wysyłał je natychmiast do Głównego Sztabu w Warszawie, skąd drogą radiową nadawano je do Londynu. W ten sposób świat
dowiedział się o losie więzionych kobiet i pseudo-medycznych eksperymentalnych operacjach na zdrowych więźniarkach bez ich zgody.
*
*
*
5
Hm. Danuta Jankowska - Magierska zbierała po wojnie wspomnienia harcerek z okresu
okupacji.
Krystyna Czyż - Wilgatowa złożyła na jej ręce swoisty raport - relację na temat „Organizacji tajnej korespondencji w obozie kobiecym w Ravensbruck”. Relacja ta została opublikowana w bieżącym roku w wydawnictwie „Lubelska Chorągiew Harcerek 1939-1944”. Zawiera
opis egzystencji obozowej, imienny spis operowanych więźniarek, pomysł i realizację tajnej
korespondencji oraz treść 19 listów. Krysia podkreśla, że pisanych listów nie traktowały, jako
osobistej korespondencji - pisały wspólnie. Często przekazywane w nich wiadomości były
pisane częściami do poszczególnych rodzin. W Lublinie rodziny dziewcząt; p. p. Czyżowie,
Wojtasikowie i Iwańscy- utrzymywali ze sobą ścisły kontakt, wspólnie czytali listy. Zdarzało
się czasem, że w jednym liście był początek, a w innych dalszy ciąg tej samej treści.
Krysia we wspomnieniach swych pisze też o innym sposobie przekazywania wiadomości
do kraju. Krysi i Duśce - w czasie pracy poza terenem obozu - udało się nawiązać kontakt z
jeńcem Offlagu II A w Neustrelitz, Eugeniuszem Świderskim, który korespondował z prof.
Anielą Chałubińską, zaprzyjaźnioną z rodziną Krysi. Przekazał on wiele cennych wiadomości
o obozie w Ravensbrück.
Portrecik Krysi wykonany w obozie 26 VIII.1941r. przez Grażynę Chrostowską.
*
*
*
Porażki Niemców na froncie wschodnim i wiadomości o zbliżającym się końcu wojny budziły w więźniarkach nadzieję na oswobodzenie. Tymczasem terror w obozie nie ustawał, a
raczej się nasilał. Widoczne były starania zatarcia śladów dokonywanych zbrodni. Najbardziej odczuły to „króliki" (tak nazywano operowane tu kobiety). Ukrywały się. Inne więźniarki (nie tylko Polki) pomagały im. heroiczne były wysiłki podejmowane dla ich ratowania.
Wyjeżdżały nawet w grupach innych kobiet, a właściwie uciekały z Ravensbrück z wywożo6
nymi do innych, mniejszych obozów często pod innymi nazwiskami, przyjmowanymi niejednokrotnie po zmarłych, czy zamordowanych. Krysia z Duśką Wojtasik dojechały do obozu w
Neustadt Gleve.
5 Maja 1945 roku obóz ten został wyzwolony. Wracały do kraju w kilkuosobowej grupie.
Powrót różnymi środkami lokomocji, a nawet piechotą był pełen niebezpieczeństw. Trwały
niekiedy jeszcze walki, przemieszczały się przez te tereny grupy wojskowe różnych narodowości, nie zawsze ludzi życzliwych i przyjaznych dla młodych Polek. Na szczęście znaleźli
się życzliwi i pomocni, nawet wśród żołnierzy radzieckich i tacy, którzy obronili kobiety
przed napastnikami.
Życie naszych koleżanek - harcerek w obozie, ich niewyobrażalne cierpienia i przeżycia
oraz męczeńską drogę - powrót do kraju - opisuje bardzo dokładnie Wanda (Duśka) Wojtasik
(Półtawska) w książce „I boję się snów...". Ta książka to rodzaj pamiętnika - dokumentu. Została przetłumaczona na kilka języków m.in. niemiecki, francuski i włoski. Każdy powinien
się z nią zapoznać.
*
* *
W maju 1945 roku Krystyna, ze swą przyjaciółką Duśką, powróciła do Lublina, do swego
domu i rodziców. W czerwcu, w Ochronce nr 1 przy ul. Narutowicza 8, odbyło się harcerskie
spotkanie - powitanie naszych umęczonych bohaterek z komendantką Lubelskiej Chorągwi
ZHP hm. Hanną Bulewską i członkiniami Komendy m.in. Danutą Magierską, Różą Błeszyńską i Anną Krzymowską.
* * *
W lipcu tegoż roku Krystyna Czyżówna wraz z innymi „królikami” doświadczeń pseudomedycznych w Ravensbrück, była poddana badaniom lekarskim przez komisję Akademii
Medycznej w Gdańsku - Wrzeszczu. Szczegółowe sprawozdanie z wyników badań zostało
opublikowane w jednym z tomów Biuletynu Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich w Polsce.
W roku szkolnym 1945/46 Krysia podjęła społeczną działalność w Związku Harcerstwa
Polskiego. Młodzież bardzo licznie wstępowała w szeregi ZHP. Brakowało wyszkolonych
instruktorek. Krystyna została przyboczną komendantki II Hufca Harcerek hm. Magdy Czerwińskiej i członkiem Referatu Kształcenia w Komendzie Chorągwi.
Hufiec II był liczny i bardzo prężny pod doświadczonym kierownictwem Magdy i Krysi.
Organizowano wiele specjalistycznych kursów i obozów oraz wiele prac społecznoużytecznych. Hufce współpracowały ze sobą.
Niektóre działania podejmowały wspólnie, m.in. sypanie kopca na Majdanku dla uczczenia
pamięci pomordowanych w obozie. W 1948 roku w mieście były cztery hufce żeńskie.
Krystyna Czyżówna pierwszy stopień instruktorski - drużynowa po próbie, otrzymała w
1939 r., stopień podharcmistrzyni w 1946 r., a harcmistrzyni w 1948 r.
W roku 1949 wycofała się z czynnej służby i przynależności do ZHP. Decyzję taką podjęła
- podobnie, jak wiele instruktorek z uwagi na niekorzystne zmiany ideowo-wychowawcze i
organizacyjne w naszej organizacji. Zmiany te zdążały m.in. do likwidacji Związku Harcerstwa Polskiego. Nastąpiło to ostatecznie w 1950 r., gdy zjednoczono wszystkie organizacje
młodzieżowe w jedną pod nazwą Związek Młodzieży Polskiej.
Aktywna działalność harcerska nie przeszkodziła dh. Krysi w uzupełnianiu i podnoszeniu
swego wykształcenia. W 1946 roku zdała maturę w Liceum im. Unii Lubelskiej. Jeszcze
7
przed jej uzyskaniem rozpoczęła studia geograficzne w Uniwersytecie Marii CurieSkłodowskiej. W okresie powojennym dawano taką możliwość tym, którym wojna i okupacja
przerwały naukę.
Studia ukończyła w 1950 r. uzyskując stopień magistra. Już w okresie studiów pracowała
w zakładzie Geografii UMCS, jako asystent.
W 1949 r. wyszła za mąż za znanego w Lublinie pedagoga i działacza Związku Harcerstwa
Polskiego phm. Tadeusza Wilgata. Było to wzorowe, harcerskie małżeństwo oparte o najwyższe wartości - moralno-ideowe.W roku 1950 urodziła córkę - Marię, a w 1952 syna - Jana.
Przerwała wtedy pracę zawodową w celu podchowania małych dzieci. Do pracy powróciła w
1955 r. W 1968 r. uzyskała stopień doktora i pełniła funkcję adiunkta w katedrze Geografii
Regionalnej przez okres 11 lat.
W 1978 r. przeszła na wcześniejszą emeryturę. Dzieci przejęły zainteresowania naukowe
rodziców. Córka Maria skończyła studia geologiczne na Uniwersytecie Warszawskim i pracuje na UMCS. Syn Jan jest magistrem geofizyki.
Phm. prof. Tadeusz Wilgat
(1917-2005)
Tadeusz Wilgat syn Bolesława i Marii z Życińskich urodził się 16 lutego 1917 r. na dalekiej Ukrainie w naddnieprzańskim Jekaterinosławiu (obecnie Dniepropietrowsk). Ojciec Tadeusza z żoną i córką, Krystyną był ewakuowany na Wschód wraz z fabryką, w której pracował. Wywieziono wtedy całe rodziny polskich pracowników.
Do kraju, do Lublina powrócili p. Wilgatowie w 1919 r. Ojciec, jako ochotnik brał udział
w wojnie polsko-bolszewickiej. Rodzina żyła w bardzo skromnych warunkach materialnych.
8
Tadeusz skończył szkołę powszechną, a następnie Państwowe Męskie Gimnazjum i Liceum im. Stanisława Staszica w Lublinie.
Już w szkole podstawowej został harcerzem, a w szkole średniej przez szereg lat kierował
pracami słynnej drużyny „Błękitnej Jedynki”. Zdobywał kolejne stopnie młodzieżowe, w tym
najwyższy Harcerza Orlego, następnie instruktorskie. Podharcmistrza zdobył w 1946 r. po
kursie, który był zorganizowany w Turawie (woj. opolskie) w ramach Centralnej Akcji Szkoleniowej.
Pełnił różne funkcje m.in. drużynowego i komendanta hufca. Po wojnie młodzież licznie
wstępowała w szeregi ZHP. Szukała „wielkiej przygody”, wzorców osobowych, działania w
oparciu o wypróbowane formy pracy wychowawczej i rekreacji sportowo-turystycznej. Hufiec „Błękitna Jedynka” liczył kilka drużyn. Phm. T. Wilgat - pełen inicjatywy i pomysłów,
konsekwentny w działaniu - miał nie tylko zaangażowaną młodzież w „Staszicu”, ale także
życzliwych kolegów - pedagogów w gronie, a wśród nich m.in. harcerzy, dyrektora hm. Tadeusza Lewackiego - przedwojennego komendanta hufca „Błękitna Jedynka", a po wojnie zcę komendanta Chorągwi i kierownika Wydziału Programowego oraz hm. Aleksandra Strycharzewskiego - znanego na Lubelszczyźnie działacza sportowego, a przed wojną zasłużonego instruktora Chorągwi Wileńskiej ZHP.
Na początku roku szkolnego 1946/47 Hufiec „Błękitna Jedynka" - posiadał rozkazem Komendy Chorągwi L. 11/1946, kilka drużyn. Rozwijał energiczną, przykładową dla innych
działalność harcerską. Wycieczki, biwaki, rajdy, a przede wszystkim praca samokształceniowa były stałymi jej formami pracy. W pamięci harcerzy „Staszica” na zawsze pozostały
wspomnienia m.in. z obozu wędrownego prowadzonego przez dh. Tadeusza w lipcu i sierpniu
1947 r.
W roku 1950 phm. T. Wilgat wycofał się z czynnej służby w ZHP z uwagi na niekorzystne
zmiany ideowo-wychowawcze i organizacyjne w ZHP. W okresie tzw. „odwilży politycznej”
w 1956 r. powrócił do pracy w Komendzie Chorągwi, podobnie jak wielu innych instruktorów m.in. hm. hm. Danuta Magierska, Małgorzata Szewczykówna i Anna Krzymowska. Nie
trwało to jednak długo z uwagi na dążenia do likwidacji wartości ideowych, zmiany wzorców
osobowych i podporządkowania organizacji nowemu systemowi politycznemu.
Ogromne zaangażowanie społeczne w harcerstwie nie hamowało pracy zawodowej i naukowej Tadeusza Wilgata. Miał uzdolnienia artystyczne, ale wybrał studia geograficzne.
Rozpoczął je na Uniwersytecie Warszawskim w latach 1934-1936, a ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w 1939 r. Tam też podjął pracę w 1937 r. w Studium Turyzmu i w Komisji Studiów Ligi Popierania Turystyki.
Okres okupacji niemieckiej spędził w Lublinie. Tu uczył geografii w Szkole Handlowej
Arciszowej, następnie w Szkole Budowlanej, a przede wszystkim na kompletach tajnego nauczania.
Po wojnie pracował w Gimnazjum i Liceum im. Stanisława Staszica, a od 1945 r. równocześnie na UMCS. Zaczynał pracę, jako st. asystent, a od 1948 r - po doktoracie - na stanowisku adiunkta w Katedrze Geografii. Z Uniwersytetem M. Curie - Skłodowskiej związał się na
stałe w 1949 r. po odejściu ze szkolnictwa średniego.
W 1955 r. otrzymał tytuł docenta, a rok później został kierownikiem zorganizowanego przez
siebie Zakładu Hydrografii przy Katedrze Geografii Fizycznej. Tytuł profesora nadzwyczajnego otrzymał w 1967 r., a zwyczajnego w 1974 r.
9
Cieszył się opinią dobrego, ale bardzo wymagającego wykładowcy. Pod jego kierunkiem
wykonano wiele prac doktorskich, kilka habilitacji, opiniował również wnioski na profesora.
Opracował kilka skryptów i podręczników. Liczba jego publikacji obejmuje ponad 210 pozycji.
Prof. Tadeusz Wilgat był naukowcem cenionym nie tylko w naszym regionie. Lubelszczyznę
i Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej reprezentował m.in. w wielu komisjach Polskiej
Akademii Nauk, w Radzie Głównej Nauki Szkolnictwa Wyższego, w Radzie Naukowej Instytutu Geograficznego PAN i w wielu instytucjach wojewódzkich.
Godnym podkreślenia jest fakt uczestniczenia Profesora w pracach naukowych poza granicami kraju. W 1972 r. brał udział w Międzynarodowym Kongresie Geograficznym w Kanadzie. W tym tez roku wykładał hydrologię na uniwersytecie w Ottawie.
Duży rozgłos polskiej geografii i prof. Tadeuszowi Wilgatowi przyniosła zorganizowana
przez Niego wyprawa Polskiego Towarzystwa Geograficznego jachtem „Śmiały” do Ameryki
Południowej.
Wykorzystywał w tych - na szeroką skalę podejmowanych przedsięwzięciach - sprawności
zdobyte w pracy harcerskiej. A w pracy z młodzieżą wcielał w życie ideały wychowawcze
polskiego skautingu zgodnie ze złożonym przed laty przyrzeczeniem służenia Bogu i Ojczyźnie oraz niesienia pomocy bliźnim.
Źródła:
1. Materiały udostępnione przez dr Marię Wilgat.
2. Wanda Półtawska „I boję się snów..."
3. „Lubelska Chorągiew Harcerek…", 2007.
4. Wspomnienia własne autorki opracowania.
10

Podobne dokumenty