MOJE WIGILIE – WSPOMNIENIA Mam ukończone 86 lat, zatem tyle

Transkrypt

MOJE WIGILIE – WSPOMNIENIA Mam ukończone 86 lat, zatem tyle
MOJE WIGILIE – WSPOMNIENIA
Mam
wydarzenia
ukończone
86
powtarzające
lat,
się
zatem
tyle
rytmicznie
już
jak:
razy
pory
przeżyłam
roku,
różne
rocznice, święta itp. Nie analizując bliżej tego elementu naszego życia
pragnę
tylko
powiedzieć,
że
wymienione
przeżycia,
chociaż
powtarzające się 86 razy miały pewne podobieństwa, ale na pewno
więcej różnic było:
a) przeżywaliśmy je w ciągle rozwijającej się lub starzejącej osobowości,
b) wpływ na przeżywanie aktualnych doznań mają wciąż zmieniające
się warunki zewnętrzne, po których nam pozostają miłe, obojętne lub
bardzo smutne wspomnienia.
W kontekście tych dwóch przyczynków, pragnę dziś przeznaczyć
chwile rozważań moim wspomnieniom przeżywanych pod koniec
każdego roku Świąt Bożego Narodzenia, a szczególnie bardzo głęboko
osadzonym w naszej pamięci wieczoru wigilijnego.
Znaczenie tego wieczoru, jego oprawa i sens wymagają w
zasadzie szerszego wprowadzenia, ale nie czas dziś na to, bo nie
prędko byłby koniec opowieści, a na to dzisiejszy świat już nie pozwala.
Zatem wspomnienia muszą być bardzo ogólnikowe i powierzchowne.
Moje wspomnienia 86 przeżywanych wigilii dzielę na bardzo
radosne rozwijającego się dziecka do lat 13, potem smutne i okrutne do
lat 21, a później refleksyjne, dojrzałe, odpowiedzialne do chwili obecnej.
Te pierwsze do lat 13 są zawsze wspomnieniami radości i
szczęścia powtarzającego się każdego roku.
Dojrzalej
przeżywane
Święta
–
to
wrastanie
małego,
najmłodszego dziecka w atmosferę ciepła, radości, szczęśliwej, dużej
rodziny.
Raptem cios – trzynastolatka wraz z pozostałą rodziną musiała w
1937 r. przeżyć wigilię w obecności trumny z ciałem ukochanej Matki.
Potem w 1938 r. pierwsza bolesna rocznica tego faktu, a następnie rok
1939 – wojna i pierwsza wigilia w okrutnej niewoli. I było 6 kolejnych
przeżyć
wigilijnych
wspomnienia
tych
smutnych,
okrutnych
szczęśliwych
budziły
w
czasie,
bardzo
których
zróżnicowane
doznania – smutek po stracie Bliskich, spotęgowaną tęsknotę za krajem
i domem rodzinnym, lęk i niepokój o swoją najbliższą przyszłość – czy
przeżyję to piekło, czy wytrzymam, czy wrócę do swoich, kogo jeszcze
w domu zastanę? Czy wrócą jeszcze tamte szczęśliwe wigilie?
Na więziennej, czy obozowej ravensbrűckiej pryczy dzieliłyśmy
się kawałkiem chleba z wielkim trudem zaoszczędzonym na ten
wieczór, a łamiąc się tym chlebem życzyłyśmy sobie zawsze tego
samego: doczekania wolności, powrotu do domu, spotkania swych
bliskich i powtarzało się to przez kolejne 6 lat.
Atmosferę przeżywania tego dnia każdego roku pozwolę sobie
przedstawić słowami poetki lagrowej Haliny Golczowej:
Kolęda lagrowa
Jezus malusieńki
Jezu malusieńki,
Leży wśród stajenki
Leżysz uśmiechnięty,
Czuwa nad Nim Matka Boża
A nad Tobą się pochyla
I Opiekun Święty.
Słodka twarz Mateńki.
Jezu malusieńki
W żłobeczku na sianie
Pożałuj nas trocha!
Ubożuchno leżysz,
Ileż naszych polskich dzieci
A my, otośmy biedniejsze
Gorzko dzisiaj szlocha.
Od biednych pasterzy.
Domy nam zburzono,
Wszystko nam zrabował
Ojców wytracono
Okrutny morderca,
I w dalekie, obce kraje
Chyba w darze Ci przyniesiem
Matki wywieziono.
Nasze smutne serca.
I fragment z wiersza „Zaklęte Koło”
….. Nie płacz … Na Boże Narodzenie
Powrócim na ojczystą ziemię!
Przychodzi Gwiazdka – śniegiem bielą
Świat się otulił i oddzielił.
Przez dalekie śnieżne drogi
Myśl biegnie hen pod domu progi.
Wieczór, wigilia, krąg rodzinny,
Choinka, jasny śmiech dziecinny,
Jakaś kolęda dobrze znana,
A pod obrusem garstka siana,
I to wspomnienie jasne, czyste...
Ach nie, nie myśleć, Jezu Chryste!
Sen ześlij, sen i zapomnienie,
Że to dziś Twoje Narodzenie.
Poprzez baraku cienkie ściany
Słychać jęk wichru rozszlochany....
Nie płacz, już wkrótce koniec zimy,
Na wiosnę pewno powrócimy...
I wreszcie nadeszła taka wiosna. Wiosna 1945 r. kiedy we
wszystkich obozach rozwarły się bramy z napisem „Arbeit macht frei”
i wyszły niedobitki z obozu i biegły pieszo do Polski, do swoich bliskich,
nie dowierzając wciąż jeszcze, że „piekło” za nami.
I mnie też pozwolił Dobry Bóg przeżyć tamte dni i wrócić do
wytęsknionego rodzinnego domu. Dom był, ale jakże okaleczona
rodzina. Nie wrócili z kazamatów niewolniczych Ojciec i najstarszy
brat. Szybko zrozumiałam, że mogę liczyć tylko na siebie.
Do domu wróciłam 9 maja 1945 r. Za kilka dni odwiedził mnie
mój przedwojenny nauczyciel – nawiązał do moich przedwojennych
marzeń – być nauczycielką i wskazał drogę do Rogoźna. Przybyłam tu i
kogo spotkałam – większość to podobni jak ja tułacze wojenni prawie z
całej
Polski.
Wracając
do
swych
rodzin
z
katorżniczej
Ziemi
Niemieckiej, z niewolniczej pracy, z obozów pracy z stalagów – lagrów
wojskowych, z więzień lub z zdemobilizowanych z Armii Andersa,
bądź pierwszej i drugiej Armii Wschodniej, w których poczuli już smak
prochu frontowego, a nie mieli jeszcze przed wojną zdobytego zawodu
czy ukończonej szkoły średniej. Ich droga prowadziła okolicami
Rogoźna, gdzie mieli okazję dowiedzieć się, że tu się organizuje szkołą
średnią przygotowującą chętnych do pracy w zawodzie nauczycielskim.
Zostawali tu by zostać nauczycielami i uczyć oraz wychowywać
polskie dzieci. Że nauczycieli bardzo brakuje, wiedzieli już wszyscy.
Pamiętam kolegów w ubraniach wojskowych mundurów wyniesionych
z ugrupowań partyzanckich oraz z różnych armii wojskowych.
Jadąc pierwszy raz do Rogoźna czułam się skrępowana moim
siermiężnym ubiorem, ale rychło zorientowałam się, że większość
koleżanek była w podobnej sytuacji. Zmuszone do niewolniczej pracy u
Niemców, za głodowe wynagrodzenie na nie wiele stać je było i często
tego zabrać nie mogły, bo działania frontowe wszystko zniszczyły.
Ale byłyśmy wolne, uczyć się mogłyśmy, polską, a nie niemiecką
mowę wzbogacałyśmy i to było naszą wartością.
Naukę rozpoczęłyśmy 1 sierpnia 1945 r. Szybko mijały nam dni,
tygodnie, miesiące, ale jarzmo wojennych lęków wciąż jeszcze gniotło. I
przyszedł grudzień i nastrój gwiazdkowy się rozpoczął. Nie do wiary.
Jakże ochocze było wcześniejsze ranne wstawanie i biegi na roratnie
msze św. w lichych pantofelkach i mocno przewiewnych odzieniach.
Ale
to
nic;
przecież
byliśmy
wolni,
mogliśmy
chłonąć
cudowną
gwiazdkową atmosferę. W kościele adwentowe pieśni, w oknach
wystawowych świerkowe dekoracje, a wśród nich cudem zdobytych
materiałów gwiazdorki, aniołki, choinki,
łańcuchy,
przedwojenne
świecidełka, bombki. Jakiż inny, zaczarowany świat, 6 lat tego nie
widzieliśmy. I odżyły wspomnienia lat dziecinnych – kiedy myśmy z
tego wyrośli? Jesteśmy już wszyscy bardzo dorosłymi i obciążeni
bagażem okrutnych wspomnień. A gdzie nasza młodość się podziała?
Kto nas z niej odarł? Przecież myśmy dziećmi byli gdy ten koszmar
wojenny nas objął.
Niestety – nam nie wolno było cieszyć się wiekiem młodzieńczym,
nie dla nas były słowa Mickiewicza „... Młodzieży, ty nad poziomy
wylatuj a okiem słońca ogromy cale ludzkości przeniknij z końca do
końca...”
Zbliżyły się święta i coraz więcej oznak tego się pojawiło. A nam
różnie było. Jedni cieszyli się, że krótka przerwa w nauce, że spotkanie
rodzinne zamiast internatowe już blisko, że wigilia wreszcie w wolnej
Polsce. Ale nie brakowało i tych którzy nie odnaleźli jeszcze swej
rodziny ani domów, w których tą rodzinę mogliby spotkać. Kilkoro nie
miało gdzie wyjechać. Dyrektor zapewnił im możliwość pozostania w
internacie. Nie pamiętam ilu zostało, ale wiem, że większość tych,
którzy nie mieli gdzie wyjechać została zaproszona do dobrze już
zorganizowanych domów koleżanek i kolegów. A kilka dni przez
wyjazdem
na
święta
niespodzianka.
Dyrektor
Józef
Malcer
zapowiedział, że w przeddzień naszego wyjazdu (21.12) będzie miał w
godzinach późno-popołudniowych spotkanie z wszystkimi uczniami ,
tymi z internatu i dochodzącymi z miasta. Nie może nikogo brakować.
Domyślaliśmy się, że będzie to kilka wskazań odnośnie podróży i
zachowań w czasie zimowych ferii. Tylko dziwiliśmy się, dlaczego
mamy w jadalni się spotkać, a nie w auli. W jadali się nie pomieścimy.
A
jednak
pomieściliśmy
się,
uczniowie,
profesorowie
z
chociaż
było
Dyrektorem
i
ciasno.
prof.
Byli
ks.
wszyscy
Wacławem
Przyniczyńskim i był cały personel administracyjno- gospodarczy.
W stołówce dostawiono stoły i krzesła z klas. wszystko czyściutko
wymyte, ale bez obrusów, bo tam towar jeszcze nie był do zdobycia a i
funduszu na to nie starczyłoby. Na środku wyrosła nagle piękna
choinka ślicznie ubrana przedwojennymi ozdobami i łańcuchami,
koszyczkami, gwiazdorkami itd. Na stołach zastawy gotowe do
posiłku. Wazy ze wspaniałą zupą grzybową, jakieś pierogi, kluski z
makiem. A największe wrażenie zrobił na mnie na każdym stole
bialusieńki, prawdziwy opłatek. Najpierw Dyrektor oznajmił cel
spotkania i w bardzo serdecznych, ciepłych słowach złożył nam
życzenia świąteczne – pierwsze w wolnej Polsce. Potem ks. Prefekt
podjął składanie życzeń i rozpoczął dzielenie się opłatkiem dając hasło do
dzielenia się przy wszystkich stołach – co za piękna chwila. Wielu z
nas nie zapanowało nad łzami szczęścia i wzruszenia. A gdy gwar
dzielenia się opłatkiem i składania życzeń ucichł, gruchnęła kolęda „Bóg
się rodzi” - nie wiem czy komuś udało się powstrzymać łzy. A mnie na
chwilę ogarnął obozowy lęk – czy nie czai się wróg. Nie czaił się, to już
nie obóz, nie zbolała wigilia na „trzeciaku” (trzy łóżka w pionie) z
kromką chleba do podziału. To już wolność, to Polska, jesteśmy u siebie.
Przystąpiliśmy do spożywania smacznych choć bardzo skromnych
potraw przygotowanych przez personel kuchenny pod kierownictwem
wspaniałej gospodyni pani Borysiakowej.
Po potrawach konkretnych było pyszne ciasto wyczarowane
przeze ówczesne kucharki naszej szkoły. Równocześnie rozbrzmiewały
piękne nasze kolędy oraz smutne były wspomnienia. Wzruszenie nie
jestem w stanie opisać. Dodam tylko, że było to najpiękniejsze przeżycie
wigilijne wprowadzające mnie w świat dorosłych w wolnej Polsce.
Ten dzień pomógł mi uwierzyć, że koszmar przeżytej wojny na trwale
już minął chociaż blizny niestety pozostały. Późniejsze wigilie były już
ciche, spokojne, refleksyjne i w gronie najbliższej rodziny.
Te
wzruszające
wspomnienia
napisała
więźniarka
obozu
w
Ravensbrück, zasłużona nauczycielka szkół rogozińskich Władysława
Lewandowska, przekazując ich treść na spotkaniu 11 stycznia 2011
roku.

Podobne dokumenty