więcej - ISP Modzelewski

Transkrypt

więcej - ISP Modzelewski
instytut studiów podatkowych
http://ksiegowosc.infor.pl/wiadomosci/739324,Dlaczego-w-resorcie-finansow-jako-jedynym-nie-bylo-dotychczas-audytu-otwarcia.html
Dlaczego w resorcie finansów (jako jedynym?) nie
było dotychczas audytu otwarcia?
Ostatnia aktualizacja: 2016-03-21
Odwołanie wiceministra finansów, który zajmował się podatkami, jest zawsze ważnym wydarzeniem uzasadniającym
sformułowanie ocen dotyczących polityki podatkowej każdego rządu. Być może Czytelnicy nie zdają sobie w pełni sprawy z
faktycznej władzy osoby, która pełni tę funkcję (wiem, bo byłem wiceministrem od podatków w pięciu rządach – od
prawicy do lewicy) - pisze profesor Witold Modzelewski.
Istotą współczesnego rządzenia („demokracji parlamentarnej”) jest czysty formalizm procesu decyzyjnego: uchwala lub zatwierdza się to, co
ktoś napisał – rządzi ten, kto ma prawo do przedłożenia projektów. W przypadku polityki podatkowej stan ten jest dodatkowo spotęgowany
tym, że, po pierwsze, szef resortu z zasady nie zna się na podatkach i woli chować się za swojego zastępcę, po drugie, rząd i parlament boi
się tu cokolwiek zmienić w przedłożonych projektach. Dlaczego?
Przecież dobrze wiemy, że istotą „sprawowania władzy” w III RP jest ucieczka od rządzenia i odpowiedzialności: lepiej klepnąć cudze
pomysły, bo w razie wpadki (a tu o nią nie trudno) winny będzie ten, kto przedłożył projekt (a on „zawiódł zaufanie”).
Co to oznacza? Taka jest polityka podatkowa, jaki stan wiedzy i rzetelności wiceministra do spraw podatków: on tu faktycznie
rządzi. Jeśli jest kompetentny, uczciwy, patrzy na to, co mu „podkładają” podwładni, a przede wszystkim działa w interesie publicznym
(jakkolwiek go rozumiejąc), jest w stanie zapewnić wzrost dochodów budżetowych, zachować lub zwiększyć efektywność fiskalną systemu
oraz obronić przed wrogimi działaniami, zwłaszcza że tych, którzy go na co dzień psują, jest i będzie wielu.
Gdy politycy wyznaczą tu kogoś bez pojęcia (np. przekonanego, że podatki muszą być „uproszczone”, albo liberała, który z istoty zna się na
wszystkim), to katastrofa jest tuż za drzwiami: podatkami zaczynają rządzić lobbyści, biznes optymalizacyjny, jacyś „eksperci”, a przede
wszystkim urzędnicy, bo – jak wiemy – władzę ma ten, kto pisze projekty. Dlaczego w latach 2008-2015 nastąpił trwały spadek realny, a
nawet nominalny dochodów budżetu państwa, a utracone bezpowrotnie pieniądze szacuje się na ponad 100 mld zł?
Bo podatkami „rządził” wiceminister, który przejdzie do historii dzięki pewnej odpowiedzi udzielonej publicznie na spotkaniu z
przedsiębiorcami: na pytanie o pogląd rządu w dość prostej sprawie podatkowej stwierdził, że pytający może zwrócić się z pytaniem do …
izby skarbowej, bo on się chyba na tym nie zna. Tyle w tym dobrego, że przynajmniej był szczery. Kim był z zawodu i jakie miał
doświadczenia podatkowe – zmilczę. Powiem tylko jedno – był liberałem.
A jakie były rządy odwołanego niedawno nowego wiceszefa resortu? Oficjalny powód jego dymisji jest oczywiście drugorzędny: wyleciał
raczej nie za to, co powiedział o kondycji banków. O jego sukcesach w polityce podatkowej trudno tu mówić, ale czas jego rządów był
bardzo krótki. Do Sejmu trafił tylko „poselski projekt” ustawy o tzw. podatku bankowym, który uchwalono, lecz jakość tego pomysłu jest
zdecydowanie „w dobrych strefach sterów niskich”, bo formalnie opodatkowano kredyt kupiecki udzielany konsumentom, a potem
interpretacją ogólną „uchylono” to opodatkowanie. Ale to tylko początek działalności, który – jak dotąd - był jedynym sukcesem. Potem
przyszła katastrofa „podatku od handlu detalicznego”, który skompromitował nie tylko resort finansów, ale rząd jako całość, co pisze ze
smutkiem, bo jestem jego czynnym sympatykiem. Ponoć ten projekt napisał szef gabinetu politycznego ministra finansów, a odwołany szef
nie miał z tym gniotem nic wspólnego, ale w sensie politycznym za podatki odpowiada ten, kto ma je w swojej właściwości.
Ze znanych publicznie dokumentów autorstwa byłego wiceministra można wymienić tylko krótkie założenia nowelizacji ustawy o VAT, z
których wynikało tylko tyle, że program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości w tym zakresie został wyrzucony do kosza. Przypomnę, że projekt
ten miał stać się prawem z dniem 1 kwietnia tego roku. Nikt nie widział niczego więcej poza kilkoma ogólnikami, a opinię publiczną – dla
odwrócenia uwagi – zaczęto szokować bzdurami na temat „rewolucji w stawkach” (tylko 5% i 20%), co przecież świadczy m.in. o tym, że
istotną część artykułów spożywczych musiałaby dramatycznie zdrożeć w wyniku podwyższenia stawki o 12% (z 8% na 20%) – kompletny
Materia³y prasowe
instytut studiów podatkowych
idiotyzm. Ale szkoda na to czasu. Dobrze się stało, że owe niezbyt mądre założenia nowelizacji ustawy o VAT nie stały się formalnym
projektem ustawy, bo groziła nam większa wpadka niż w przypadku „podatku od handlu detalicznego”.
Odwołany wiceminister był zwolennikiem jakichś „instrumentów informatycznych”, które miały same wykrywać wyłudzenia VAT-u. Nikt nie
wie, co się pod tym miało kryć, bo przecież czegoś takiego nie ma, a „centralny rejestr faktur” nie jest nikomu potrzebną - poza firmami
informatycznymi – zabawką, na której dziś (co zupełnie zrozumiane) chcą zarobić grube pieniądze. Miał powstać jakiś dokument, który miał
opisywać pomysły na owo „informatyczne” uszczelnienie, padła nawet ilość jego stron (około 500!), ale jeśli on naprawdę istnieje, to nikt
(chyba słusznie) nie odważył się go pokazać opinii publicznej.
Prawdopodobnie do swoistych osiągnięć odwołanego wiceministra należy zaliczyć zablokowanie uchwalenia opracowanej przez Prawo i
Sprawiedliwość projektu nowej ustawy o VAT. Dlaczego? Nie wiem, ale mogę domyślać się przyczyn jego wyborów: projekt ten likwidował
napisane przez zagraniczny biznes doradczy luki w tym podatku, a zwłaszcza stawkę 0% dla wyrobów stalowych (pod nazwą „odwrotnego
obciążenia”), a swego czasu były wiceminister, jeszcze za czasów rządów liberalnych, był publicznym orędownikiem tego pomysłu będącego
przecież jednym z największych sukcesów lobbystycznych w historii podatku (utrata już ponad 15 mld zł dochodów budżetowych).
Zablokowanie naprawy podatku od towarów i usług nawet tylko na cztery miesiące kosztowało budżet dużo – nawet bardzo dużo. Wciąż
jesteśmy tu w punkcie startu. W resorcie finansów – jak dotąd – nie zmieniło się nic: być może rządziła i rządzi ta sama partia, która
przegrała wybory. Zastanawiające jest to, dlaczego nie zrobiono tam audytu otwarcia? Może już czas go przeprowadzić, aby wynik wyborów
obowiązywał również na ulicy Świętokrzyskiej?
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
Materia³y prasowe