Frassatianum, Kwiecień 2009, nr 1(27) Rok XII
Transkrypt
Frassatianum, Kwiecień 2009, nr 1(27) Rok XII
Frassatianum Gazeta parafii bł. Piotra Jerzego Frassatiego w Lublinie – LSM – kwiecień 2009 1(27) Rok XII „Alleluja, Chrystus żyje, zmartwychwstał, alleluja!” Słowa paschalnej radości, której źródłem jest ZMARTWYCHWSTAŁY, winny przypominać nam potrzebę uwielbienia Boga i wyrażenia Mu wdzięczności za dar naszego odkupienia. To Zmartwychwstały Chrystus pozwala nam ową radość i zarazem wielkość swej Paschy, przeżywać po raz kolejny i celebrować ją w Liturgii, we wspólnocie parafii, a także w naszych rodzinach. Niech zatem ta radość, że On żyje, że „miłość mocniejsza jest od śmierci”, gdyż zwyciężyła i zatriumfowała swoim pełnym blaskiem nad wszelkimi przejawami śmierci, nad szatanem i sprawami jego, będzie również dla każdego z nas źródłem wewnętrznej radości. Niech łaska Jego pokoju zagości w naszych sercach, byśmy i my jego mocą, stali się siewcami Bożego pokoju. Życzymy tego Wszystkim naszym Parafianom, a także wiernym Czytelnikom i Przyjaciołom. Dobrych i błogosławionych owoców świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał! Radujmy się w Panu, alleluja! Redakcja Frassatianum Ks. Jerzy Misiurek PRZEZ KRZYŻ DO CHWAŁY ZMARTWYCHWSTANIA też zdolni do odkrywania również w naszych małych i codziennych sprawach bogatego i pełnego sensu sprawiającego przynoszenie owoców na życie wieczne. Z Chrystusowego krzyża płyną wciąż nowe siły, widoczne w pełnym blasku w czynach świętych, którzy ubogacili dzieje Kościoła. E wangeliczny opis męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa angażuje nasze serca i naszą wiarę. Przede wszystkim jednak z Chrystusowego krzyża promieniują na całe ludzkie cierpienie moc i nadzieja odkupienia: dramat i tajemnica cierpienia, będące w rzeczy samej dramatem i tajemnicą naszego życia, nie zostają tym samym wyeliminowane, ale nie jawią się nam już jako coś mrocznego i bezsensownego. Wobec ukrzyżowanego Jezusa traci rację bytu wszelkie nasze wyobrażenie o niewinności, wszelka myśl o tym, że możemy własnymi siłami zbudować sprawiedliwy i doskonały świat; nie znaczy to wcale, że powinniśmy ulegać przesadnemu pesymizmowi albo też tracić ufność w możliwości naturalne człowieka. Kiedy jednak uznajemy, że jesteśmy słabi i grzeszni, wówczas odczuwamy ogarniającą nas i podtrzymującą miłość Bożą silniejszą od grzechu i śmierci; stajemy się 2 Frassatianum W życiu bł. Piotra Jerzego Frassatiego, patrona naszej wspólnoty parafialnej, podziwiamy jego postawę nacechowaną zwyczajnością i bezpretensjonalnością, nawet w obliczu krzyża, a więc cierpienia i śmierci. Ten młody człowiek ukazał światu, że można być świętym podziwiając piękno gór, służąc z radością innym, przeżywając wielkie i małe sprawy, nieznośne cierpienie, jakie go dotknęło, także cierpienie moralne; wzrastał on przecież w napiętej sytuacji rodzinnej, choć usiłował ratować rodzinę za cenę własnego szczęścia. Po śmierci jednego ze swych kolegów w 1923 r. Piotr Jerzy napisał do Antonia Villaniego: „Człowiek nie wie, kiedy śmierć po niego przyjdzie, toteż bardzo roztropnie będzie przygotowywać się do niej codziennie. A zatem od tej chwili będę się starał każdego dnia czynić małe przygotowanie do śmierci, żeby nie zastała mnie nieprzygotowanego, żebym nie musiał żałować pięknych lat młodości – zmarnowanych duchowo”. Cierpienie i śmierć bł. Piotra Jerzego mieściły w sobie jakąś dziwną tajemnicę. Przede wszystkim bardzo trudno było uwierzyć w to, że w tak młodym wieku, stosunkowo silny i wysportowany człowiek, w ciągu zaledwie kilku dni, od 29 czerwca do 4 lipca 1925 r., znajdzie się w zupełnie innej niż nasza Rzeczywistości. Na różne dolegliwości i cierpienia, które w szybkim tempie go opanowywały, rodzina – zajęta chorobą i śmiercią jego babci Lindy Ametis – nie zwracała uwagi. Z kolei dla Piotra Jerzego, który w ostatnich miesiącach swego życia wiele mówił o śmierci, zwłaszcza przed kolejną wyprawą w góry, była ona normalnym zjawiskiem, do przeżycia którego należy być jednak dobrze przygotowanym. W każdym bądź razie patrzył on na śmierć nie tylko jako na najważniejszy akt, bo zamknięcie jednego etapu życia oraz zadośćuczynienie za swoje i cudze grzechy, ale również jako na akt nadziei, że przyjdzie nowe i bogatsze życie. W tym świetle śmierć przestaje być dramatycznym i bezsensownym końcem. Pierwsze niepokojące objawy choroby, słabość, której dotąd nie doświadczał, spostrzegł Piotr Jerzy w dniu swoich imienin, 29 czerwca. Przed najbliższymi starał się ukryć fakt, że dzieje się z nim kwiecień 2009 coś niepokojącego, swoje jednak myśli niemal instynktownie kierował ku Bogu. Tego dnia odwiedził on swą kuzynkę, zakonnicę Sylwię Torcello, a po Mszy świętej w kościele Zwiastowania, był w szpitalu u chorego kapłana, któremu zwierzał się ze swoich planów związanych ze studiami i górskimi wyprawami; wzmagające się cierpienie, spowodowało wtedy wcześniejszy od zamierzonego powrót do domu od zaprzyjaźnionej rodziny Luottów. Następny dzień przyniósł dalsze nasilenie się objawów choroby, zwłaszcza szybkie zmęczenie i wyczerpanie organizmu, był jedynie na Mszy świętej. Rodzina prawie nie zareagowała na silny ból głowy i wysoką gorączkę; nie rozpoznano jeszcze atakującej go choroby Heinego-Medina, na którą mógł zarazić się od jednego ze swych podopiecznych. Tego rodzaju krzyż będzie towarzyszył Piotrowi Jerzemu do końca jego ziemskiej wędrówki. Pomimo ciężaru tego krzyża, gdy nawet organizm odmawiał przyjmowania pokarmów, czytał on fragmenty pism wielkiej mistyczki włoskiej św. Katarzyny ze Sieny. Cierpienia, a zwłaszcza paraliż sprawiły, że nie mógł znaleźć dla siebie wygodnej pozycji; całymi godzinami rozważał on w ciszy i skupieniu tajemnice różańcowe, powierzając Bogu przez wstawiennictwo Maryi, swoje życie. Łączył on zapewne swój krzyż z cierpieniami Jezusa Chrystusa, Jego męką i osamotnieniem. Kiedy paraliż obejmował całe ciało, wezwano kapłana, który udzielił Piotrowi Jerzemu sakramentów świętych na drogę do wieczności. Przygotowywał się on nieustanną modlitwą, także podczas bezsennych nocy do najważniejszego spotkania ze zwycięskim, zmartwychwstałym Jezusem. Nic dziwnego, że wezwany kapłan wypowiedział przy jego łożu słowa: „Twoja dusza Piotrze Jerzy jest piękna. Chrystus wybrał cię spośród tysięcy i wzywa już do siebie”. Piotr Jerzy Frassati zdał pomyślnie ostatni egzamin w dniu 4 lipca 1925 r. w Turynie. Jego siostra Luciana napisała potem: „Od momentu, w którym brat mój wśród grzmotu wstrząsającego niebem spoczął w piaszczystej ziemi cmentarza w Pollone, przestał należeć do nas, do Frassatich, i stał się jedną z wybranych dusz, należących do całego świata”. 3 Zbigniew Strzałkowski Czekan Pier Giorgia Frassatiego jak wysoko trzeba wbić czekan by móc wydźwignąć się ponad codzienność spojrzeć odważnie w perspektywę nowej teologii znanej tylko szaleńcom bożej naiwności oto otwarta przestrzeń wolności łagodna pora ciszy i piękna codziennie powtarza się przeistoczenie siklawic zmartwychwstanie stalagmitów w ikonne barwy zasłuchujesz się w pogłos gór bielą zmrożonych wokół nas ciężkie odrzwia przemocy i krzyczącego okrucieństwa śmiertelna chwila jest stale w nas najłatwiej jest uciec sprytnie w etos nieliczenia się z życiem oszukać śmierć nadziei wieczności jak przenieść odpowiedzialność za prawdę do wnętrza człowieka chaosem splątanego w nieznaną przestrzeń pozbawionego potrzeby modlitwy chytrze skrytego za podwójną moralnością wiesz że trzeba gwałtownie unieść się wzwyż pokonać wszystkie lęki i kanony nieoznaczoności by porażony stałym bólem niepewności wbić czekan w ostatnią krawędź ufności wokół ciebie łagodny uśmiech mroźnych szczytów gór przed którymi klęczysz mistycznej kontemplacji przeżywając stale imię miłości – imię kosodrzewiny nocą najwyższy wymiar sakralności dotknąć prezbiterium skał – dotknąć dłoni Boga nadzieja powszechnego zbawienia ukryta została w spojrzeniu skał obsypanych deszczem światła wolności 4 Słowa te mają niewątpliwie swą głęboką wymowę, bowiem święci są własnością całego Kościoła. Kiedy w związku z procesem beatyfikacyjnym otwierano w dniu 31 maja 1981 r. trumnę ze szczątkami Piotra Jerzego na cmentarzu w Pollone, dało się zauważyć, że jego ciało nie uległo rozkładowi, a na twarzy widoczny był uśmiech. Piotr Jerzy Frassati spotkał się ze zmartwychwstałym Panem życia i śmierci. Potwierdził to przekonanie Sługa Boży Jan Paweł II, który w dniu 20 maja 1990 r. wyniósł Piotra Jerzego do chwały błogosławionych. Wspominając jego młode życie i odejście do domu Ojca w niebie, powinniśmy za jego przykładem, całkowicie i bezgranicznie zawierzyć się ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu Panu, składając w Jego ręce nasze krzyże i nas samych. Bo do chwały zmartwychwstania dochodzi się przez dobrowolne podjęcie krzyża, miłość zaś jest tą siłą, która sprawia, że każdy krzyż jest łatwy i lekki: „W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka”. Cierpienie ludzkie osiągnęło swój zenit w Jezusie Chrystusie. On to przezwyciężył śmierć swoim zmartwychwstaniem. Dobrze to wyrażają słowa wielkanocnego hymnu z Liturgii Godzin: „Śmierć poniesiona na krzyżu Zgładziła grzechy ludzkości; Bóg swą potęgę ukazał, Gdyż Pokonany zwyciężył”. Dla tych zaś, którzy wznieśli się na wyżyny miłości doskonałej, cierpienie i śmierć są drogą prowadzącą do chwały zmartwychwstania. Tak więc z faktu Chrystusowego zmartwychwstania płynie i dla nas nadzieja przezwyciężenia cierpień i śmierci, nadzieja życia wiekuistego. Wyraża to dobrze wielkanocna pieśń śpiewana od wieków w naszych kościołach: „Chrystus zmartwychwstan jest, Nam na przykład dan jest, Iż mamy zmartwychpowstać, Z Panem Bogiem królować. Alleluja!” Frassatianum „...Miłuj bliźniego swego...” Dlaczego ja? Jest twoim bratem w Chrystusie... miłować? tak „jak siebie samego”. Gdzie szukać? Odwróć głowę, stoi obok ciebie, siedzi za tobą, jest wszędzie w domu, na ulicy... potrąca cię właśnie, przekleństwem obdarza (co się pan pcha!) Ty... ręka sama reaguje... ...czasem opada... Nie! Mnie nie wypada! Tylko dlatego? A miłość? (Nie litość!) To szmatławiec, obdartus, drań... a ty? Masz pieniądze, szafę ubrań, pełną lodówkę, uznanie, ale zostawiłeś rodzinę, dzieciom zabrałeś ojca, żonie męża w swojej osobie, obniżasz zarobki pracownikom... Kim jesteś? Lepszym, godnym podziwu, szacunku, miłości tej prawdziwej? (namiastek ci nie brak) Ucz się myśleć (nie tak, jak myśli świat). Nerwowy kierowca wpada na ciebie, kraksa, rozbity samochód, kwiecień 2009 szpital, życie na włosku... domagasz się od lekarzy: ratujcie życie, służcie mi! A tamten szmatławiec... zapija się..., w rowie jest mróz, koniec...Nie! Jest nadzieja! Ratuje go „bliźni”, wiezie do szpitala... A Bóg Ojciec patrzy – z troską i miłością: to moje dzieci. Pokazałem im dobrą drogę, idą swoimi, najważniejsze przykazania – tworzą własne, na swój użytek... I to wszystko? Nie! Gdy rozum ludzki zawodzi – oczekują pomocy od Stwórcy... Kręte są drogi u ludzi – bez wyjścia, nie u Boga! Posłał Jedynego Syna Jezusa – Światłość Świata! Można iść za tym Światłem Wybieraj! Nie ma przymusu! Pomyśl! Życie jest darem kruchym, twoja „siła” zasługi – bez znaczenia, możesz odejść ze świata z pustymi rękami... (no, może różaniec ktoś ci włoży do ręki) A tylu bliźnich czeka na twój uśmiech, dar ręki, okruszek radości, łyżkę strawy (nie z nadmiaru) ale z tego czego ci nie zbywa... użycz odrobinę serca, dobroci, miłości braterskiej... Chrystus z Krzyża okazał miłość łotrowi, który przejrzał, zrozumiał, ukorzył się. Jezus czeka na każdego z nas, przyjdź z bliźnim – zachęca przez Ewangelię, liturgię, sakrament pokuty i pojednania, Eucharystię... Nawróć się dziś! Miłuj bliźniego swego nie na pokaz, dla chwały (niech ludzie widzą), ale w ukryciu... Bóg widzi i odda tobie w stosownym czasie. I pamiętaj: miłość bliźniego nie jest z nas, ale z Boga – „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12, 30) Wielkopostne zamyślenie Teresy Marzec 2009 5 Ks. Leszek Szuba Z NOTATNIKA PROBOSZCZA... Wkroczyliśmy w nowy rok 2009 wizytą duszpasterską w domach wiernych naszej parafii. Za szczere przyjęcie i gościnność dla każdego kapłana serdecznie Bóg zapłać. Wyrazy wdzięczności składam też na ręce duszpasterzy, bez których wizyta ta nie mogłaby się odbyć: ks. Piotrowi Kawałko – dyrektorowi wydawnictwa archidiecezji lubelskiej „Gaudium” i ks. Grzegorzowi Bogucie za wspólne kolędowanie; ks. dr Adamowi Rybickiemu, ks. prof. Jarosławowi M. Popławskiemu i ks. prof. Marianowi Ruseckiemu za służbę kapłańską w kaplicy podczas całego okresu kolędy. Dziękuję także Wszystkim, którzy przyjęli Matkę Boską Częstochowską w kopii cudownego obrazu, do swych serc i domów. W wigilię 24.12.2008 r. zakończyła się bowiem peregrynacja naszej Matki w naszej parafii. Okres Bożego Narodzenia to czas rodzinnego przebywania ze sobą, wizyty duszpasterskiej i śpiewania kolęd. Można powiedzieć, że tym razem, tak jak Chrystus w kolędzie „Jezus Malusieńki”: „w nóżki zimno, żłóbek twardy, stajenka się chyli”, doświadczaliśmy chłodu szopki w kaplicy, kiedy to w okresie świąteczno-zimowym były problemy grzewcze. 11 stycznia br. nasz kościelny-senior Kazimierz Sasak skończył 80 lat. Z tej okazji otrzymał od ks. abpa Józefa Życińskiego – archidiecezjalny medal „Lumen mundi”. Uroczystości jego wręczenia przewodniczył ks. dziekan Józef Dziduch. Laudację okolicznościową wygłosił natomiast ks. prof. Jarosław M. Popławski. Ten medal jest wyrazem wdzięczności za piękną i bezinteresowną pracę dla parafii bł. Piotra Jerzego Frassatiego, która trwa już 9-ty rok. Mamy nadzieję, że szlachetność postawy pana Kazimierza wskaże drogę dla jego naśladowców, aby mogli w przyszłości doczekać się takiego pięknego podziękowania. 11 stycznia złożył śluby wieczyste w kościele na Poczekajce, a 8 marca przyjął święcenia diako6 natu w kościele Matki Bożej Ostrobramskiej brat Łukasz Szokaluk. Od chwili istnienia parafii to pierwszy owoc naszej modlitwy o powołania kapłańskie i zakonne. Gratulujemy rodzicom brata Łukasza wspaniałego syna i wychowania, które zostało uwieńczone zakonnym powołaniem. Zachęcam także do modlitwy w jego intencji na początku jego drogi ku Bogu. Miło mi też poinformować, że z naszej parafii mamy też dwóch innych kleryków: w zakonie Ojców Kapucynów – brat Borys, oraz w Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie – kleryk Piotr. Jest to owoc pierwszo-czwartkowych czuwań przed Najświętszym Sakramentem, kiedy to modliliśmy się i wciąż modlimy o powołania kapłańskie w naszej wspólnocie. I tak od radości Betlejemskiej Nocy, poprzez Ogrójec i Krzyż przechodzimy do radości paschalnej. Do radości bożonarodzeniowych zaliczyć możemy wcześniej wyliczone uroczystości. Mianem „Ogrójca” natomiast możemy nazwać śmierć ks. kan. Jerzego Mariana Ochalskiego (lat 91), który był związany z naszą wspólnotą poprzez siostrę, która jest naszą parafianką. Niemalże do końca o nas pamiętał, poświęcając swoje cierpienie w intencji naszej parafii. Co miesiąc składał również dar serca na konto budowy naszej świątyni. Odwiedziłem go 10 grudnia 2008 w dzień urodzin. Choć ledwie mnie poznał, był zainteresowany budową kościoła i z radością słuchał sprawozdania z prowadzonych prac. Niech spoczywa w pokoju wiecznym, będziemy pamiętać o nim w modlitwie. Od smutków przeżywania wydarzeń naznaczonych krzyżem przejdźmy jednak do radości Zmartwychwstania Pańskiego. Mamy powody do zadowolenia, ponieważ w ostatnim czasie zakończono prace przy układaniu posadzki w kościele i na prezbiterium, zamontowano drzwi główne i pozostałe drzwi w budynku kościoła. Wkrótce zostanie dostarFrassatianum czona zamówiona ambonka i ołtarz. Projektowane są również kolejne elementy wystroju kościoła. 40 dni Wielkiego Postu przygotowało nas wszystkich do przywitania w naszych sercach Chrystusa, który pokonał śmierć. Dni te są symbolem przebywania i postu Jezusa na pustyni oraz czasem naszego przygotowania, a wręcz uporządkowania naszego wnętrza z balastu grzechu. Robiąc wiosenno-świąteczne porządki: myjemy okna, trzepiemy dywany, odświeżamy zakurzone kąty naszych mieszkań. Uczestniczymy także w wielkopostnych nabożeństwach: Drodze Krzyżowej, Gorzkich Żalach oraz środowych i piątkowych adoracjach Najświętszego Sakramentu, rekolekcjach parafialnych, korzystamy z sakramentu pokuty i pojednania z Bogiem, aby oczyścić nasze dusze do powitania Chrystusa, który przez mękę i ukrzyżowanie odkupił grzechy ludzkości. Za przygotowanie duchowe naszej wspólnoty w czasie rekolekcji wielkopostnych dziękuję serdecznie ks. Piotrowi Patykowi z parafii Św. Rodziny w Lublinie, który pomógł nam zrobić porządki duchowe, abyśmy mogli godnie przeżyć Święta Wielkanocne. „Bóg zapłać” także za przeprowadzenie zbiórki wielkopostnej na budowę naszej świątyni. Każdemu ofiarodawcy dziękuję gorąco, bo wiem jak każdy, nawet najmniejszy dar jest ważny. Mam nadzie- kwiecień 2009 ję, że zauważyliście kochani, że podobnych zbiórek jest coraz mniej w innych parafiach. Z tego powodu ciężar kosztów budowy spoczywa coraz bardziej na nas samych. Dlatego musimy się bardziej mobilizować i aktywizować w poszukiwaniu darczyńców i przyjaciół, którzy chcieliby przekazać swoje fundusze na nasz wspólny cel. W tak złożonej sytuacji szczególnie dziękuję p. Wandzie Gawrońskiej, która w imieniu rodziny bł. Piotra Jerzego Frassatiego przekazała ofiarę na budowę kościoła. Naszą motywację powinna podbudowywać myśl, że rok 2009 jest tym, który wprowadzi nas do nowej świątyni. Im więcej wysiłku na krańcu drogi, tym większa satysfakcja z osiągnięcia celu. Trzeba tylko dołożyć starań, aby to oczekiwane zwieńczenie naszej pracy mogło stać się naprawdę realne. Na najbliższy czas, który niesie z sobą radość ze Zmartwychwstania Pańskiego życzę wszystkim, aby przesłanie tego doniosłego religijnie wydarzenia, było zwiastunem obfitości Bożego dobra w naszych sercach i domach. Niech ten pokój płynący ze źródła Tajemnicy Odkupienia przenika naszą codzienność i motywuje do ciągłego pokonywania siebie. Z Bożym Błogosławieństwem Wasz proboszcz Ks. Leszek Szuba 7 PODZIĘKOWANIA... W imieniu własnym i całej wspólnoty parafialnej bł. Piotra Jerzego Frassatiego składam serdeczne podziękowania czcigodnym księżom proboszczom następujących parafii za możliwość przeprowadzenia zbiórek na budowę naszej świątyni: 18 stycznia 2009 – Ks. Prałat Eugeniusz 22 marca 2009 – Ks. Proboszcz Paweł Kościółko – parafia MB Częstochowskiej w Kazi- Słonopas – parafia Opatrzności Bożej w Bondyrzu mierzówce (Ks. Prob. Leszek Szuba) (Diecezja Zamojsko-Lubaczowska) (Ks. Prob. Leszek Szuba) 1 lutego 2009 – Ks. Kan. Dr Eugeniusz Szymański – parafia Miłosierdzia Bożego w Lubli29 marzec – 1 kwiecień 2009 – Ks. Proboszcz nie przy ul. Nałkowskich 80b Krzysztof Andrzej Szcześniak – Rekolekcje (Ks. Paweł Gredka + wolontariusze) Wielkopostne w parafii Św. Floriana i Św. Urszuli w Wilkowie 8 lutego 2009 – Ks. Kan. Józef Gabriel (Ks. Prob. Leszek Szuba) Brzozowski – parafia Świętego Ducha w Poniatowej przy ul. Lubelskiej 5 (Ks. Prob. Leszek Szuba) Szczególne podziękowanie kieruję pod adresem naszych kapłanów, którzy 22 lutego 2009 – Ks. Kan. Waldemar Antoni w ostatnim czasie niestrudzenie Żyszkiewicz – parafia Świętego Józefa w Puławach pełniąc posługę kapłańską pracowali przy ul. Włostowickiej 61 nad duchowym i materialnym obliczem (Ks. Prob. Leszek Szuba) naszej parafii 26–28 lutego 2009 – Ks. Rektor Kan. Józef Sarzyński – Rekolekcje Wielkopostne dla Zakonu Rycerzy Kolumba i Bractwa Miłosierdzia Bożego Św. Brata Alberta – Kościół Rektoralny Św. Jozafata w Lublinie przy ul. Zielonej 3 (Ks. Dr Adam Rybicki) 1 marca 2009 – Ks. Rektor Kan. Dr Cezary Eugeniusz Kostro – Kościół Rektoralny Wszystkich Świętych w Lublinie przy ul. Lipowej 16 (Ks. Paweł Gredka) 13–15 marca 2009 – Ks. Proboszcz Vicedziekan Antoni Gębala – Rekolekcje Wielkopostne w parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Tereszpolu (Diecezja Zamojsko-Lubaczowska) (Ks. Prob. Leszek Szuba) 8 Ks. Prof. Jerzy Misiurek Ks. Prof. Jarosław M. Popławski Ks. Prof. Marian Rusecki Ks. Dr Adam Rybicki Ks. Dr Marek Grygiel TChr. Ks. Dyr. Piotr Kawałko Ks. Grzegorz Boguta Ks. Radosław Gabrysz Ks. Paweł Gredka Ks. Marcin Sieńkowski Dobry Bóg niech wszystkich naszych darczyńców, wolontariuszy, a także naszych kapłanów obdarza swoim szczodrym błogosławieństwem. Wdzięczny i pamiętający w modlitwie Proboszcz Parafii Bł. Piotra Jerzego Frassatiego Ks. Leszek Szuba Frassatianum Ks. Marian Rusecki W obliczu ikony Częstochowa jest dla katolików duchową stolicą Polski. Przez wieki naród nasz pielgrzymował na Jasną Górę do naszej Królowej i do naszej Matki. Zanosił przed Jej oblicze swoje troski, niepokoje, obawy, zagrożenia, niepewności losu i bytu narodowego. Zanosił błagalne wołania o wolność w czasach zniewolenia, cnoty obywatelskie, zdrowie, nawrócenie i powstanie upadłych, nadzieję dla wątpiących. Ileż łez wylano przed wizerunkiem Czarnej Madonny, która była świadkiem niewzruszonej wiary, niezłomnej nadziei. Ile razy nasz naród wyruszał do Przenajświętszej Panienki z wołaniem wdzięczności, podziękowaniem za wysłuchane modły, łaski, jakich za Jej pośrednictwem doświadczaliśmy. Ona została nam dana jako cudowna pomoc i obrona i nigdy nie zawiedliśmy się. W roku milenijnym z woli episkopatu Polski pod przewodem Stefana Kard. Wyszyńskiego, Prymasa Polski, Jej cudowny Wizerunek zaczął odwiedzać nasze diecezje, by być jeszcze bliżej z nami, polskimi rodzinami. I choć polska Ikona została „aresztowana” przez peerelowskie służby bezpieczeństwa, to same ramy obrazu Matki Bożej Częstochowskiej – jako pewien symbol tej rzeczywistości wraz ze świecą obrazującą Jej Syna, odwieczną światłość, odwiedzały różne tereny Polski. Peregrynacji naszej narodowej Ikony było już kilka. Mały socjologiczny obraz parafii Piotra Jerzego Frassatiego Nasza parafia nie jest duża. Na jej terenie znajduje się około 2 tysięcy mieszkań. Trudno jest dokładnie wskazać, ile osób naszego osiedla jest wierzących (potrzebne byłyby dokładne badania przeprowadzone pod tym kątem). Dane, jakie tu podam, nie obejmują w pełni tego zagadnienia, ale jakąś wymowę mają. Duszpasterze z wizytą pakwiecień 2009 sterską odwiedzają około 1400 mieszkań (w wielu mieszkaniach w tym czasie nie ma nikogo – praca, wyjazdy, pustostany). Ofiary na budowę naszej świątyni dość regularnie składa około 800 rodzin. Przeciętnie niedzielne Msze św. frekwentuje około 1200 osób (niektóre osoby uczęszczają do innych kościołów, jakaś część wyjeżdża na niedziele do swoich rodzin, chorzy, małe dzieci). Socjologowie zaliczają naszą parafię do starzejących się (brzydkie to określenie!). W ciągu ostatnich 10 lat zmarło ponad 500 osób, a narodziło się około 300 dzieci. Następuje pokoleniowa wymiana. Na miejsce stałych „słowacczyków” przybywają inne, często młode małżeństwa i rodziny. To drugie zjawisko cieszy, ale niepokojący nieco jest fakt, że bardzo wolno, jeśli w ogóle – jak dotąd – integrują się one i identyfikują z parafią; być może jest to proces długotrwały. Na przestrzeni wspomnianych 10 lat – jak relacjonuje ks. kan. Leszek Szuba liczba rodzin związanych z parafią zmniejszyła się o około 200. Jest to liczba duża, niepokojąca. W zaciszu domowego kąta Między innymi dla ożywienia życia religijnego i duchowego mieszkańców naszego osiedla odbyła się peregrynacja obrazu Ikony Matki Bożej Częstochowskiej w naszej parafii. Rozpoczęła się ona we wrześniu 2006 roku i trwała ponad 2 lata do Wigilii Bożego Narodzenia 2008. Maryja w tej Ikonie odwiedziła ponad 800 mieszkań, tylu ich właścicieli zaprosiło ją (bez zaproszenia nie odwiedza nikogo). Większość mieszkańców jej nie zaprosiło. Część z nich pewnie należy do niewierzących, część zapewne nie miało czasu, część może nie wiedziała jak i o czym z Nią rozmawiać. Ale zostawmy ten problem im samym, także do przemyślenia. Ci, co Ją przyjęli, byli bardzo zadowoleni, jak się o tym słyszało. Czuli się zaszczyceni, że mogli cieszyć się wizytą tak Dostojnego Gościa, tak jak św. 9 Elżbieta, gdy ją nawiedziła Maryja w Ain-Karin: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1, 43). Radość ta była tym większa, gdy wkraczała w progi mieszkań ludzi samotnych, chorych, zapomnianych przez środowisko. To wyróżnienie dla domu i jego mieszkańców, szczególne Boże błogosławieństwo. Obok tego najważniejsze jest to, co działo się podczas tej wizyty, którą można nazwać naszym małym zwiastowaniem, na wzór Jej Zwiastowania. Ona zwiastuje nam to, co powiedziała w Kanie Galilejskiej: „zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (por. J 2, 5), a więc przyjmijcie Jego całą naukę i do niej się stosujcie. Posłuszeństwo Maryjnemu zaleceniu przyniosło efekt. Efekt pełnienia woli Syna będzie zawsze zbawczo widoczny na każdym polu. Nasza odpowiedź na zalecenie Matki winna być taka, jak Jej podczas zwiastowania: „niech mi się stanie według woli Twojej”. Te ogólne ramy spotkania twarzą w Twarz z Ikoną Maryi zakładają też zupełnie osobisty dialog każdego z nas z Nią, w jakiś duchowy sposób jest Ona obecna w zaciszu naszego mieszkania. Być z nią twarzą w Twarz, to wyjątkowa chwila osobistego intymnego spotkania z Ikoną Matki Bożej. Mieliśmy możliwość powiedzenia Jej wszystkiego, co jest treścią naszej egzystencji; wylania całej „swojej duszy”; trosk, niepokojów, rozterek życiowych, pragnień, dążeń, marzeń, zwątpień, załamań, próśb o zdrowie, powodzenie w życiu dzieci i rodziców, o nawrócenie może najbliższych, także sąsiadów, wyzwolenie z nałogów, porzucenie zgubnych dróg życiowych, o miłość w rodzinie, wierność i zgodę sąsiedzką; były zapewne słowa dziękczynienia za otrzymane łaski, wysłuchanie naszych próśb, które zanosiliśmy może przez długie lata, za zdrowie, pojednanie w rodzinie, sukcesy dzieci czy rodziców, przezwyciężenie kryzysów i zwątpienia, za odzyskanie świadomości bycia dzieckiem Bożym, za nawrócenia, za ..., za ..., za. Każda osoba, która przeżyła osobiste spotkanie z Ikoną Matki Pana i naszej Matki ma tylko sobie właściwe doświadczenia, których nie odda właściwie żaden opis. Są one tak osobiste, intymne, wewnętrzne, że wręcz prawie niewyrażalne, także sumaryczne ich uogólnienia nie są w stanie oddać ich głębi, indywidualności, a nawet społecznego wymiaru. alne doświadczenia każdej osoby, która miała odwagę stanąć twarzą w Twarz z Ikoną. Doświadczane dobra duchowe w spotkaniu z Nią to jest już owoc wspaniały. Może się on wyraża w nawróceniu, porzuceniu grzesznych upodobań, zwalczaniu wad, pojednaniu z Bogiem i bliźnimi, poprawie życia, uwrażliwieniu na braki i potrzeby bliźnich (samotnych, chorych, zaniedbanych społecznie) i przychodzenia im z pomocą, modlitwie za nich i wszystkich innych (u Boga nie ma nic niemożliwego). Gdyby na tym tylko poprzestać to trzeba stwierdzić, że pokłosie wizyty Ikony jest bardzo duże. Ponadto, co trzeba z naciskiem podkreślić, parafianie aktywnie włączają się w akcje pomocowe: charytatywne, misyjne, socjalne, losowe, wolnościowe itp. Świadczy to o ich otwartości na problemy społeczne, a nie tylko czysto kościelne. Tomasz à Kempis pisał kiedyś, że jeśli przezwyciężasz skutecznie swoją wadę (wady), to zyskuje na tym świat, bo staje się „uboższy” o twoją wadę (wady), tym samym zmniejszasz realność zła w świecie. To stwierdzenie wyraźnie potwierdza powyższe sądy, że autentyczni chrześcijanie naszej parafii, między innymi pod wpływem wizytującej nas Ikony, pomniejszają zło wśród nas dziejące się. Od strony pozytywnej trzeba podkreślić, że pomnażają dobro (dobra) wśród nas. Twierdzenie to nie jest bezpodstawne, gdyż według nawet zasad filozoficznych (metafizycznych) i psychologicznych dobro jest rozlewne. Znaczy to, że rzeczywistego dobra nie da się ograniczyć do siebie samego, ono musi emanować i oddziaływać na innych. Mamy nadzieję, że dobra uzyskane przez 800 rodzin mających zaszczyt gościć Ikonę, będą emanować na innych w kierunku nie tylko przezwyciężania zła w naszym otoczeniu, ale krzewienia autentycznych wartości, które wnosi chrześcijaństwo w czasach współczesnych, które w obecnym życiu społeczno-politycznym nie mają żadnej sensownej alternatywy, i mieć nie mogą! Mając na uwadze fakt, jak trudne jest poprawienie własnego życia (eliminowania wad i wypracowywania odpowiednich dobrych sprawności religijno-moralnych) niekoniecznie trzeba oczekiwać natychmiastowych owoców owej wizyty Ikony (choć i takie bywają), ale trzeba ich oczekiwać w dalszej perspektywie. Tak jak każde autentyczne spotkanie międzyosobowe nie pozostaje bez reperkusji między partnerami tego spotkania, tak Tego nikt nie jest w stanie precyzyjnie określić. jest i z moim osobistym spotkaniem z Ikoną Matki Składają się bowiem na nie owe osobiste indywidu- Bożej w naszej parafii. Jakie pokłosie? 10 Frassatianum Matka Boża nawiedza ks. prof. Mariana Ruseckiego Słowa na zakończenie peregrynacji w kopii cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej Błogosławiony czas peregrynacji dobiegł końca Matki Bożej Częstochowskiej – kopii w cudownym obrazie Czas pożegnania zrodził atmosferę gorąca Nasycając wnętrza serc miłością wzniosłych wydarzeń Zanurzone w głębi naszych serc odczucia doznane Potęgują wiarę, miłość i uwielbienie Boga w nas Każde słowo modlitw przez księży wypowiadane Wrosły swą światłością w nasze serca jak w ziemię głaz Zasiane ziarna słów nasączone wiarą, miłością i nadzieją To plon modlitw rodzących moc doskonałości W wierze jak w promieniach słońca pochmurne dni jaśnieją Wiara to fundament, drogi naszego istnienia, jest ziarnem miłości Matko Jasnogórska. Twoje przenajświętsze nawiedzenie Naszych mieszkań to utkany z modlitw błogosławiony czas Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach w hołdzie uwielbienia Peregrynacja jest odnową myśli. To żar co rozpala miłość w nas Krystyna Barańska-Żylińska kwiecień 2009 11 Matka Boża wraca do Kaplicy Przekazywanie Betlejemskiego Światła Pokoju 12 Frassatianum ks. Radosław Gabrysz Pamiętaj, człowiecze! Z prochu powstałeś… Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć świadkowie zbrodni z głębin wychodzą na powierzchnię jedyny pomnik na ich grobie są aby świadczyć Bóg policzy i ulituje się nad nimi lecz jak zmartwychstać mają ciałem kiedy są lepką cząstką ziemi W powyższym fragmencie wiersza Zbigniewa Herberta zatytułowanego „Guziki” pojawia się pytanie o zmartwychwstanie, stawiane w perspektywie zbrodni katyńskiej. Jak to bowiem możliwe by doczesne resztki miały kiedyś zmartwychwstać? Te i tym podobne pytania są często generowane przez ludzi, którzy (po ludzku) pragną pojąć. Tymczasem w chrześcijaństwie istnieje kilka paradoksów, które stanowiąc dla człowieka nieprzekraczalną trudność, mówią za to coś o Bogu i jego przymiotach. Mimo rozwoju techniki i nauki, człowiek wciąż może mało. Można za to ulec wrażeniu, że cokolwiek po ludzku nie da się rozwiązać – tego nie da się rozwiązać wcale. Gdyby wszystko można było rozwiązać po ludzku – to kim w takiej perspektywie byłby Bóg? kwiecień 2009 Zdaniem niektórych, istnieją w Kościele pewne sformułowania, które tzw. współczesnego człowieka mogą porazić albo i zrazić. Kiedy w Środę Popielcową słyszymy zdanie: „Pamiętaj człowiecze, żeś z prochu powstał i w proch się obrócisz”, mogą się w nas obudzić dramatyczne pytania. Kim tak naprawdę jestem? Czy tylko prochem bez znaczenia? I zasmucamy się na rozpoczęcie Wielkiego Postu… A może człowiek potrzebuje trochę smutku, przynajmniej raz na jakiś czas? Może okazyjny smutek czyni człowieka lepszym? A może te słowa – obecne przy posypaniu głów w Popielec – naruszają godność człowieka? Jeżeli będziemy odmierzali fakt ludzki na podobieństwo Protagorasa, tzn. że „człowiek jest miarą wszechrzeczy” – to wówczas stajemy się oprawcami znanymi z Pasji Wielkiego Piątku. Wtedy nie potrzebujemy już Boga, ale w Jego miejsce wprowadzamy Człowieka. Taki Człowiek obraża się, kiedy słyszy, że jest prochem. Taki Człowiek nie szuka nawrócenia, bo musiałby zwrócić Bogu tron i znów Boga uczynić kryterium – miarą wszechrzeczy. Wygodniej samemu być sobie sterem, a może przy okazji posterować innymi. Czasem możemy spotkać ludzi, którzy twierdzą, że religia chrześcijańska za wiele wymaga – czasem niemożliwego. Znam ludzi, którzy sądzą, że religia zasmuca człowieka (por. „prochem jesteś…”), że go straszy, że człowieka pomniejsza. Ciekawe, co ci ludzie 13 odpowiedzą, gdyby ich zapytać, kim tak naprawdę jest człowiek? I czy na pewno zachowają optymizm humanistów ateistycznych, gdy będą mówić o perspektywie życia – niech tam – nawet stu lat. Czy z niezachwianym optymizmem opiszą śmierć? Możemy przyjąć jednak zgoła inną postawę: nie czynić siebie miarą wszechrzeczy, ale pokutować zgodnie z duchem Wielkiego Postu. Wówczas Bóg jest dla nas kryterium. Wówczas mamy cel pokuty. Mamy nadzieję! I nie zamykamy się w smutnych spekulacjach. Jakkolwiek popiół symbolizuje nasze przemijanie, to równocześnie wskazuje na kierunek tego przemijania, który nie jest pesymistyczny. …lecz Pan cię wskrzesi Bóg pragnie wybielić nasze szaty, ale tak, jak żaden człowiek uczynić nie potrafi. Bóg daje nam miłosierdzie – chce nam przebaczyć. Paradoks czerwieni, która nad śnieg wybieleje, staje się zrozumiały tylko w horyzoncie miłosierdzia Bożego. Nawet najlepsze porady, występ w telewizyjnym talk-show nie da nam rozgrzeszenia. Może tylko zwierzymy się wobec przyjaciół, telewidzów… A może raczej ulegniemy złudzeniu, że to jest moment prawdy. Tylko, że Bóg wie „coś więcej” o prawdzie – zna nas lepiej niż telewizyjny wykrywacz kłamstw. Skoro Bóg pragnie nas wskrzesić, tak jak Swojego Syna, to warto pochylić głowę na posypanie popiołem. To gest pokory. To symbol oczyszczenia, ale i niezawodnej nadziei. Już starożytni Grecy posiadali pewną intuicję o odrodzeniu z popiołów – m.in. w podaniu o ptaku Feniksie. Chrystus jest pełnią tych intuicji. Światło zmartwychwstania pragnie rozbłysnąć wszędzie. Natomiast uświadomienie sobie kruchości ludzkiej kondycji, pomaga w otwarciu na rzeczywistość: Pan cię wskrzesi w dniu ostatecznym. Pytanie Herberta jak zmartwychstać mają ciałem, kiedy są lepką cząstką ziemi? (pisownia oryginalna) wydaje się zatem retoryczne. Obrazuje nasz ludzki paradoks, nasze niezrozumienie. Obrazuje wszechmoc Boga, który jest Panem życia. 14 Frassatianum Józef Nowak Palma w tradycji ludowej Lubelszczyzny Szósta niedziela wielkiego postu od XX wieku nazywana jest Niedzielą Palmową (łac. dominica palmarum). Najdawniejszą i przez wieki podstawową nazwą było wyrażenie Niedziela Kwietn(i)a. Jeszcze inna nazwa – Niedziela Wierzbna – wywodzi się z obrzędu święcenia gałązek wierzbowych. U podstaw święcenia palm i wykorzystywania ich w życiu leży biblijne zdanie: „Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw” (J 12, 12–13). Na Lubelszczyźnie do tworzenia palm używano gałązek kwitnącej wierzby (określa się je „baziami” i „kotkami”), gałązek leszczyny, trzciny wodnej, barwinka, jałowca, tui, bukszpanu, widłaka, łozy, oczeretu (Trzeszczany), porzeczek i wiśni. Do palmy wkładano też suszone, świeże (np. przylaszczki) lub bibułkowe kwiaty. Z gałązek tworzono kompozycję (około 60 cm wysokości) obwiązując je nitką, następnie obwijano (białą, różową, niebieską) wstążką lub/i bibułą. Starsze kobiety i dziewczęta z efektownie wykonaną palmą udawały się w gronie rodziny do kościoła na mszę świętą, zwaną sumą. W naszym kraju wierzbę darzono szczególnym uznaniem, uważano ją za „drzewo polskie”, tworzące polski krajobraz. Zwyczaj przystrajania gałęzi wierzbowych lub leszczynowych o rozwiniętych pąkach, gałązkami cisu, jałowca, a także kolorowymi wstążkami odnosi się również do pradawkwiecień 2009 nego święta wiosny obchodzonego przez Słowian koło równonocy wiosennej. Wierzbę stosowano w medycynie ludowej i praktykach rolniczych. Teologiczną interpretację wierzby podaje św. Hilary: „Drzewa wierzbowe mają taką właściwość, że choćby były uschnięte, po podlaniu ich wodą odzyskują zieloność. (…) Powstaje bowiem z martwych każdy, kto przedtem usechł przez grzechy i odcięty od korzenia poprzedniego życia, teraz odżywa dzięki życiodajnym wodom słowa Bożego i sakramentu chrztu”. Legendy ludowe wyjaśniają też stosowanie wierzby jako głównego składnika palmy. Przekaz średniowieczny mówi, że gdy po śmierci Chrystusa cała natura pogrążona była w smutku, wierzba babilońska po usłyszeniu tej strasznej wiadomości westchnęła: „On umarł, teraz smutne moje gałęzie zwieszać się będą zawsze ku wodom Eufratu i płakać łzami Jutrzenki”. Pobłogosławione gałązki wierzby posiadają życiodajną moc. Przez poświęcenie ich w czasie uroczystości kościelnych, zostały niejako zabrane ze sfery życia nieoswojonego, świeckiego i włączone w sferę świętą, potężną, Bożą, stąd ich nadzwyczajne właściwości. Matki po powrocie z kościoła „uderzały” dzieci palmą dla zdrowia. Wypowiadały przy tym przysłowia, np. w Tomaszowskiem: „Palma bije, ja nie biję, za sześć noc wielka noc, za sześć dzień wielki dzień”. Na wsi z uderzaniem palmą łączono przekazywanie pozytywnych mocy spły15 wających na konkretną osobę czy zwierzę, chroniących przed niebezpieczeństwem. Gospodarz, wypędzając wiosną po raz pierwszy bydło na pastwisko, uderzał krowy palmą i kropił wodą święconą. Mieszkańcy wsi gałązkom wierzbowym z palm przypisywali własności lecznicze. Połykano „bazie” z palmy, co miało zapewnić zdrowie gardła i płuc oraz urodę. Zwyczaj ten praktykowano powszechnie od XIV do XIX wieku. W Bełżcu, przed 1939 rokiem, trzy święcone „kotki” mieszano z paszą i dawano krowom, aby zabezpieczyć je przed działaniem złych sił mogących odebrać im mleko. Palmą, święconą wodą i solą błogosławił gospodarz pomieszczenia domu i budynki gospodarcze. W Hrubieszowskiem mężczyzna wypędzając w Wielkanoc złe duchy mówił: „Poświęconą palmą wyganiam was czarty, żebyście nie mieli przystępu do tej chaty”. Na wschodniej Lubelszczyźnie w Poniedziałek Wielkanocny gospodarz wczesnym rankiem jechał na koniu w pole. Święcił ruń zbożową korzystając z palmy i wody poświęconej w Wielką Sobotę. Czynność ta, powtarzana we wszystkich krańcach pola (Lubycza Królewska), miała na celu zapewnienie obfitych plonów i zabezpieczenie zboża przed złą aurą (grad, burza), plagami szkodników i innymi niebezpieczeństwami. W XIX wieku w Krynicach palmę wykorzystywano przy pierwszych pracach na roli. Takie postępowanie rolnika wynikało z pewności, że poświęcona palma, przechowuje i transmituje moc Bożą przez błogosławieństwo, jakie kapłan wypowiedział nad nią w czasie liturgii Niedzieli Palmowej. Zanim gospodarz pokropił zboże, modlił się, a swoje intencje przedstawiał Bogu, ufając Jego opatrzności. Pobłogosławio16 nej palmie lud wiejski przypisuje sakralne znaczenie (ochrona przed złem, burzami i piorunami, chorobą), dlatego przechowywano ją w domu. Zwykle umieszczano ją na ścianie, za świętym obrazem. Pozostawienie jej w widocznym miejscu świadczy o poszanowaniu, jakim cieszyła się palma wśród mieszkańców domu. Równie znanym zwyczajem jest przechowywanie jej we flakonie stojącym na stole lub w ołtarzyku domowym. Palmy wkładano też pod dach wierząc, że będą chronić zabudowania przed piorunami. Wykorzystywano je jako kropidło, np. w czasie wizyty duszpasterskiej, błogosławieństwa narzeczonych przed ślubem. O estymie, jaką darzono palmy, świadczy fakt, że po upływie roku, gdy nadszedł czas wykonania nowej, starą należało spalić. Popiół ze spalonych starych palm wykorzystuje się też do posypywania głów wiernych podczas nabożeństw środy popielcowej. Tradycja wykonywania palm zachowała swą żywotność do dziś. W przedszkolach, szkołach i ośrodkach życia kulturalnego organizuje się konkursy na najwspanialszą palmę. Ich piękne okazy przechowywane są w muzeach regionalnych i diecezjalnych. Palmy są też elementem świątecznego wystroju mieszkań, stołów wielkanocnych, a także stoisk i witryn sklepowych. Palm nie przechowuje się jednak w celach terapeutycznych czy magicznych. Poświęcone zielone gałązki zachowywane są na świadectwo wiary w Chrystusa, Króla mesjańskiego i Jego paschalne zwycięstwo. Obecność palmy przypomina członkom rodziny o działaniu Boga, Jego stałej, troskliwej opiece w codziennej ludzkiej rzeczywistości. Frassatianum „Odwagi, Ja Jestem, nie bójcie się!” (Mk 6,50b) zmartwień jeziora cierpienia które wciąga... Cierpisz – łódź twego życia tonie rozpacz pcha na głębię ogarnia czarnowidztwo rodzina moje dzieci zginą wszechogarniający lęk tracisz pracę nadzieję marzenia o przyszłości... wali się konstrukcja budowli którą tworzyłeś... Tylko zły triumfuje mam go będzie bluźnił jest mój Wokół cisza – zamknięci ludzie wpatrzeni w ekran telewizora komputera omamieni blichtrem świata pustką... nie widzą ciebie twojej rodziny Bo ty nie widzisz Boga rozpacz przesłania obraz Jezusowego Krzyża na Golgocie Miłosierdzia Miłości a On – Jezus patrzy na twoje zmagania bezsilność Jest obok ciebie kroczy po jeziorze – może cię ominąć – wyciągnij ręce krzycz wołaj przebacz Boże w Trójcy Jedyny – przyjdź bo tonę Jezus usłyszy wejdzie do łodzi twojego życia „uciszy wiatr” rozpaczy złości niedowiarstwa wzbudzi nadzieję uleczy pokorą I chociaż milczy mówi do twojej duszy „nie zostawię was sierotami” przychodzę bo cię kocham... zostawiłem kapłanów przez ich posługę i konsekrowane ręce – zawsze czekam na ciebie... Paschalna Noc przed nami – przyjdzie Zmartwychwstały Zwycięski – pokonał śmierć wyjdź Jezusowi na spotkanie witaj jak Maria „Rabbuni” – Nauczycielu... … a sercem zobaczysz Miłość zaprasza Teresa Wielki Post 2009 WIELKANOC Droga, wierzbą sadzona wśród zielonej łąki, Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze. Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze, A pod niebem wysoko śpiewają skowronki. Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste, Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska. Poznała Zbawiciela z świętego obrazka, Upadła na kolana i krzyknęła: „Chryste!” Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy, Drogą, którą co święto szli ludzie ze śpiewką, Idzie sobie Pan Jezus wpół nagi i bosy Z wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką. Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą, A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem I rzeknie: „Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą, Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem”. Jan Lechoń kwiecień 2009 17 Ks. Paweł Gredka ŚWIĘTY NA KRYZYS Potrzebna recepta W czasie egzaminu z ekonomii profesor zapytał studenta – proszę powiedzieć, jaka jest recepta na kryzys światowy? Student świadomy tego, że najgorsze co może zrobić, to powiedzieć, że nie wie, odpowiedział pytającemu – zapomniałem. Profesor spoglądając na studenta powiedział – szkoda, że pan zapomniał, bo byłby pan jedynym człowiekiem na świecie, który to wie. Taki drogowskaz Jak żyć w czasie kryzysu światowego? Jak zaradzić temu, co nas dotyka, czy tego chcemy czy nie? Ale także jak pomóc tym, których skutki recesji dotkną najbardziej? To co dzisiaj zostało nazwane światowym kryzysem, zawsze w jakiś sposób dotykało poszczególne osoby, rodziny i narody i zawsze w takich momentach pojawiały się osoby, które stawały się odpowiedzią i znakiem, osoby pokazujące kierunek. Taką osobą dla naszego narodu był w XIX wieku św. Brat Albert Chmielowski, człowiek o którym możemy powiedzieć – człowiek na kryzys. Św. Brat Albert Adam Chmielowski urodził się w 1845 r. w Igołomi k. Krakowa. W 1853 r. zmarł mu ojciec, a w czternastym roku życia osierociła go matka. Jako osiemnastoletni student Szkoły Rolniczo-Leśnej w Puławach brał udział w powstaniu styczniowym. W przegranej bitwie pod Mełchowem został ranny, w wyniku czego amputowano mu nogę. Wydostawszy się z niewoli, uciekł do Paryża. Po amnestii w 1865 r. przyjechał do Warszawy, gdzie rozpoczął studia malarskie, które kontynuował w Monachium. Wróciwszy do kraju w 1874 r. tworzył dzieła, w których coraz częściej pojawiała się tematyka religijna. W latach 80-tych 18 Frassatianum powstał jego słynny obraz Ecce Homo, znamionujący zachodzące w nim przemiany. Adam Chmielowski postanowił oddać swe życie na wyłączną służbę Bogu. Wstąpił do Zakonu Jezuitów, jednak po pół roku opuścił nowicjat i wyjechał na Podole do swego brata Stanisława. Tam związał się z tercjarstwem św. Franciszka z Asyżu i prowadził pracę apostolską wśród ludności wiejskiej. W 1884 r. wrócił do Krakowa. Powodowany heroiczną miłością Boga i bliźnich poświęcił swe życie służbie bezdomnym i opuszczonym. Otwierał dla nich przytuliska, aby przez stworzenie godziwych warunków życia ratować w nich ludzką godność i kierować ku Bogu. W 1887 r. przywdział habit, a w rok potem złożył śluby, dając początek nowej rodzinie zakonnej. Założone przez siebie Zgromadzenia: Braci Albertynów i Sióstr Albertynek oparł na pierwotnej regule św. Franciszka z Asyżu. Centrum jego działalności stanowiły ogrzewalnie miejskie dla bezdomnych, które pracą apostolską przemieniał w przytuliska. Nie dysponując środkami materialnymi kwestował na utrzymanie ubogich, czasem sprzedawał namalowane przez siebie obrazy. Oddając się z biegiem czasu coraz pełniej posłudze ubogim, odnawiał piękno znieważonego oblicza Chrystusa w człowieku z marginesu społecznego i dna moralnego. Zakładał również domy dla sierot, kalek, starców i nieuleczalnie chorych. Pomagał bezrobotnym, wyszukując dla nich pracę. Słynne są słowa Brata Alberta, że trzeba każdemu dać jeść, bezdomne- mu miejsce, a nagiemu odzież; bez dachu i kawałka chleba może on już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia. Szukać człowieka Postawa i życie Brata Alberta na owe czasy kryzysu, niewoli i zagubienia nie tylko dla narodów, ale dla konkretnego człowieka jest dla nas wszystkich drogowskazem. Albert Chmielowski nie planował w ten sposób swojego życia, to potrzeba stawała się jego przewodnikiem – walczył o wolność narodu, gdy widział niewolę, opiekował się ubogimi materialnie i duchowo, ponieważ nie mógł się zgodzić z poniżeniem człowieka przez grzech i brak środków do życia, przez to wszystko, co niszczy obraz Boga w sercu człowieka. Jego dyspozycyjność i wrażliwość staje się dla nas podpowiedzią. Może nie będziemy tymi, którzy rozwiążą kryzys światowy, ale jeśli rozejrzymy się wokół nas, zobaczymy ludzi, którzy są w potrzebie, którzy właśnie teraz przeżywają swój własny kryzys i to my będziemy zaproszeni do tego by w tej konkretnej sytuacji wspierać ubogich. Brat Albert jest dziś patronem wielu dzieł miłosie rdzia, wiele stowarzyszeń charytatywnych nosi jego imię. W czasie, kiedy wielu ekonomistów, polityków szuka recepty na recesję, Bóg stawia przed nami człowieka, który szukał ludzi dotkniętych jej skutkami. MODLITWA DO DOBREGO ŁOTRA O Święty Dobry Łotrze, Ty, który jako jedyny ze wszystkich wielkich świętych pokutników zostałeś kanonizowany przez samego Chrystusa; który otrzymałeś zapewnienie, że znajdziesz się z Jezusem w niebie w dniu swojej śmierci, dzięki szczerej spowiedzi przed Nim na sądzie na Kalwarii i dzięki twojej prawdziwej skrusze, gdy byłeś rozciągnięty na krzyżu u Jego boku jak w otwartym konfesjonale; Ty, który jednym aktem skruchy i miłości otworzyłeś Serce Jezusa dla miłosierdzia i przebaczenia, zanim zrobił to centurion swoją włócznią; Ty, którego głowa była bliżej głowy Jezusa w Jego ostatecznej agonii, ofiarując Mu słowa pocieszenia, bliżej nawet niż głowa ukochanej Matki, Dziewicy Maryi; Ty, który potrafiłeś tak dobrze się modlić – naucz nas słów, jakimi powinniśmy prosić Jezusa o przebaczenie i łaskę wytrwania. Ty, Dobry Łotrze, który teraz jesteś tak blisko Niego w niebie, jak blisko byłeś w Jego ostatnich chwilach tu na ziemi, módl się za mną, bym nie opuścił Go nigdy, a u kresu życia mógł usłyszeć słowa, które kiedyś skierował do Ciebie: „Dziś ze Mną będziesz w raju”. (Modlitwa pochodzi z książki: Andre Daigneault, Dobry łotr, Warszawa 2002. s. 66 kwiecień 2009 19 MODLITWA, NAUKA I PRACA Upłynęło już sześć miesięcy od momentu, gdy przekroczyłem progi Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie i na podstawie dotychczasowego pobytu w tym „miejscu karmienia” chciałbym krótko opisać rzeczywistość oraz cel naszej formacji. Czas przeznaczony na formację w seminarium duchownym przewiduje sześcioletni okres, przygotowujący alumnów do przyjęcia czynnej służby pełnionej przy Chrystusowym Ołtarzu. Cały pobyt w tym miejscu składa się głównie z trzech elementów, mających na celu ukształtowanie w nas ducha chrześcijańskiego, aby w pełni oddać się Bogu i bliźniemu. Oprócz codziennej Eucharystii i modlitw nasze życie związane jest z nauką i pracą. Codzienna modlitwa i poranna Eucharystia napełniają nas potrzebnymi łaskami i błogosławieństwem na dalsze chwile dnia. Napełnieni Słowem Bożym przez medytację Pisma Świętego staramy się postępować zgodnie z ewangeliczną nauką Jezusa Chrystusa. W ciągu dnia modlimy się psalmami i hymnami na brewiarzu, a każdego wieczora wspólnie adorujemy Najświętszy Sakrament do godziny 21.37, wtedy odmawiamy modlitwę o rychłą beatyfikację Sługi Bożego Jana Pawła II. Dzień kończymy poprzez całkowite wyciszenie i skupienie zwane czasem świętej ciszy – „Silentium Sacrum”, aby przy- gotować się na kolejny nadchodzący dzień. Nauka obejmuje okres sześcioletnich studiów magisterskich na Wydziale Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Przez pierwsze dwa lata uczymy się filozofii, która ma nas wprowadzić w kolejny czteroletni okres studiów teologicznych. Na szczęście wykłady oraz wszystkie ćwiczenia odbywają się u nas w seminarium, co umożliwia nam utrzymanie stałego porządku w ciągu dnia. Praca przybiera często różnorakie formy – od sprzątania gmachu i ogrodu po proste czynności na kuchni przy przygotowywaniu posiłków. Dzięki temu możemy sprawdzać swoje umiejętności w różnych dziedzinach, jak również eliminować wszelkie objawy lenistwa. Do pracy trzeba także zaliczyć angażowanie się w kręgi wspólnotowe takie jak Oaza, czy Odnowa w Duchu Świętym, ale również jest to rozwijanie swoich talentów plastycznych, muzycznych a nawet sportowych. Jednak na pierwsze miejsce wysuwa się praca nad samym sobą, która w obecnym okresie liturgicznym – Wielkim Poście powinna szczególnie odgrywać decydującą rolę w naszym życiu, aby pełniej przeżywać zbliżające się Triduum Paschalne oraz Święta Wielkanocne. Należy pamiętać, że kształtowanie się ducha chrześcijańskiego dokonuje się przez nasze wyrzeczenia. Cały ten czas powinien rozpalić nasze serca do służby Bogu oraz do budowania dobrych relacji międzyludzkich, aby miłość do Boga i do bliźniego była nie tylko uważana za najwyższą wartość, ale także wypełniana w życiu codziennym. Na koniec chciałbym gorąco pozdrowić wszystkich czytelników gazety „Frassatianum”, a nawiązując do słów Jezusa Chrystusa chciałbym zachęcić do modlitwy o święte powołania kapłańskie i zakonne: „Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. (Łk 10, 2) alumn Piotr Wnuczek 20 Frassatianum Rycerze Kolumba w Lublinie Wywiad z Wojciechem Bylickim – Wielkim Rycerzem Rady Lubelskiej Zakonu Rycerzy Kolumba Krzysztof Krupa: Zakon Rycerzy Kolumba to dość archaiczna nazwa, czym w istocie jest ta organizacja i jaka jest jej geneza? Wojciech Bylicki: Wszystko zaczęło się wczesną wiosną 1882 r. Wówczas wikary niewielkiego kościoła Najświętszej Maryi Panny w New Haven, niedaleko Nowego Jorku, zebrał w podziemiach świątyni 30 mężczyzn, którzy utworzyli pierwszą Radę Zakonu. Chodziło mu o to, by katolicy, głównie imigranci z Irlandii, świadczyli sobie wzajemnie pomoc i zacieśniali więzi rodzinne w uprzedzonym rasowo i wyznaniowo ówczesnym społeczeństwie amerykańskim. Odwołanie do Krzysztofa Kolumba miało przypominać, że katolicy byli podstawą rozkwitu Ameryki, zaś nawiązanie do ideałów rycerskich – zachęcać do ofiarności i służby. Utworzone wraz z Zakonem towarzystwo ubezpieczeniowe, które miało wspierać członków rodzin zmarłych Rycerzy lub tych, którzy utracili pracę, szybko stało się jednym z największych na świecie. Dziś jego aktywne polisy ubezpieczeniowe grubo przekraczają 70 mld dolarów. Historia Zakonu wskazuje na proroczą wizję księdza McGivneya, którego proces kanonizacyjny jest w trakcie przygotowywania przez Watykan. Wizja księdza McGivneya przyczyniła się do stworzenia organizacji, która stała się wiodącą katolicką, bratnią organizacją wzajemnej pomocy na świecie. Rycerze Kolumba rozwinęli się od jednej rady likwiecień 2009 czącej kilku członków do ponad 12 000 rad i 1,75 miliona członków w USA, Kanadzie, Meksyku, Portoryko, Republice Dominikańskiej, Panamie, Gwatemali, na Filipinach, Bahamach, Wyspach Dziewiczych, Guam i Saipan, oraz w Polsce. Rycerze Kolumba nie noszą zbroi, nie dźwigają tarcz. Nie toczą pojedynków i nie trawią czasu na ostrzeniu mieczy. Jedyne co łączy ich ze średniowiecznym rycerstwem, to ideały: jedność, braterstwo oraz patriotyzm. I najważniejsze: miłosierdzie. Członkowie wraz z rodzinami, pomagają sobie nawzajem w wypadku choroby, kalectwa, a także w każdej potrzebie. Między członkami wytwarza się więź intelektualna i towarzyska poprzez wspólne prace w dziedzinie charytatywnej, wychowawczej, religijnej, społecznej, pomocy bliźnim w wypadku wojny czy katastrofy. Zakon pomaga rodzinom osiągnąć zabezpieczenie finansowe poprzez ubezpieczenie na życie, renty dożywotnie i długoterminowe programy ubezpieczeniowe, a także wszędzie na świecie poświęca wiele czasu i energii służbie społeczeństwu. KK: Skąd wziął się pomysł na rozwój Zakonu w Polsce? WB: Rycerze Kolumba zostali zaproszeni do Polski przez Ojca świętego Jana Pawła II. Następnie realizując wolę Papieża zaproszenie do działania w Polsce ponowił ks. Kardynał Stefan Macharski 21 i ks. Kardynał Stanisław Dziwisz. Rycerze Kolumba rozpoczęli swoją działalność w Polsce w roku 2006. A od roku 2008 działają na terenie Polski jako Stowarzyszenie z główną siedzibą w Krakowie. W Polsce działa 12 Lokalnych Rad, które prowadzą własne inicjatywy. KK: Dlaczego organizacja o rodowodzie z USA ma być dobrym pomysłem dla polskich katolików? WB: Zakon jest organizacją, tak jak już wspomniałem katolickich mężczyzn działających w Kościele dla Kościoła i dla bliźnich. „Specyfiką” Kościoła w Polsce jest to, że większość aktywnych wiernych stanowią kobiety. Mało jest inicjatyw typowo męskich. Obserwując działalność i rozwój Rycerzy w USA, ich dynamiczne zaangażowanie i liczebność, można wysnuć wniosek, że jest to wspaniała i bardzo skuteczna formacja dla mężczyzn w Kościele. Rycerze Kolumba są organizacją osób świeckich i duchownych. Nie ma tu potrzeby rezygnowania ze swoich „pierwotnych powołań” jakim są małżeństwo i rodzina. A wręcz przeciwnie będąc członkiem Zakonu pomagamy sobie nawzajem we wzrastaniu w wierze i stawaniu się coraz lepszym katolikiem, mężem i ojcem rodziny. KK: Czytając dokumenty Zakonu można dojść do wniosku, że jest on dość tajemniczą organizacją o jeszcze bardziej tajemniczych wewnętrznych formułach i obrzędach. Niektórzy porównują was do masonerii? WB: Na pierwszy rzut oka to tak wygląda. – Każdy z czterech stopni rycerskich ma swoje, chronione sankcjami w postaci poważnych kar, tajemne obrzędy inicjacyjne. Każdy ze stopni stawia też nacisk na kolejną zakonną doktrynę: miłosierdzie, jedność, braterstwo i patriotyzm. Właśnie rycerze czwartego stopnia, ubrani w charakterystyczne stroje z pióropuszami, stanowią rozpoznawalną reprezentację Zakonu. Mają w szczególny sposób być świadkami oddania Bogu i opoką umiłowania ojczyzny. Ale – obserwując historię powstania Zakonu zauważamy, że czasy jego powstania i rozwoju to czasy bardzo silnego ataku masonerii na Kościół Katolicki. Zakon miał za zadanie przeciwstawiać się tym atakom i walczyć w obronie Kościoła. Potrzebna więc była formacja bardzo „hermetyczna”, aby obronić się przed atakami wrogów Kościoła od wewnątrz. 22 Wszelkie obrzędy i formuły w istocie stanowią przysięgę oddania i służby złożoną Bogu, Kościołowi i bliźniemu. A kolejne stopnie są jej rozwinięciem. Zakon jest przeciwieństwem masonerii, bo jego celem jest pomoc Kościołowi w głoszeniu Chrystusa Ukrzyżowanego, oraz pomoc każdemu, kto jest w potrzebie. Rycerze Czwartego Stopnia w Warszawie podczas III Krajowego Kongresu Eucharystycznego KK: Jakie są cele i zasady działania Rycerzy w Polsce i w Lublinie? WB: Każda Rada w Polsce podejmuje swoje różnorodne aktywności na rzecz społeczności lokalnej, wspólnoty parafialnej a szczególnie na rzecz osób najbardziej potrzebujących pomocy. Rycerze Kolumba są dumni ze swojej nieugiętej postawy w kwestii obrony życia. W zgodzie z nauczaniem Kościoła Katolickiego, Zakon występuje w obronie życia ludzkiego od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Jednym z najważniejszych celów do których dąży Zakon, jest stworzenie nowej „kultury życia”, w której każde życie ludzkie będzie przyjmowane z radością, szanowane i chronione przez prawo. Temu mają służyć m. innymi konferencje i inne działania, które Rada Lubelska planuje zorganizować. Zaangażowanie społeczne, w duchu wartości chrześcijańskich, jest wyróżniającą cechą Rycerzy Frassatianum Kolumba, którzy swoje talenty i czas poświęcają służbie Kościołowi, lokalnej wspólnocie, rodzinie, młodzieży i braciom Rycerzom. Od 2003 roku Rycerze Kolumba, razem z amerykańską organizacją Wheelchair Foundation, finansują zakup i prowadzą bezpłatną dystrybucję wózków inwalidzkich. Ostatnio 14 lutego br. na światowy dzień chorego w kilku miastach Polski, tam gdzie działają Rady miała miejsce akcja rozdawania wózków inwalidzkich. W sumie Rycerze przekazali ponad 200 wózków inwalidzkich osobom niepełnosprawnym. Nasza Rada również przekazała 16 wózków dla dzieci i młodzieży. Posiadamy jeszcze 14 wózków, które niebawem trafią do osób potrzebujących. Od momentu założenia Zakonu, jednym z głównych zadań Rycerzy Kolumba było wspieranie Kościoła Katolickiego. Rycerze Kolumba na świecie służą Kościołowi w wieloraki sposób: od sponsorowania odnowy fasady Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie, po pomoc w lokalnych parafiach. Co roku, Zakon zbiera i przekazuje na różne cele służące Kościołowi na szczeblu lokalnym, narodowym czy międzynarodowym, ponad 45 milionów dolarów. Co roku Rycerze i ich rodziny przepracowują społecznie w służbie Kościoła ponad 25 milionów godzin. Wspieranie powołań do kapłaństwa i życia zakonnego stanowi również jedno z najważniejszych zadań Rycerzy Kolumba. KK: Czy Lubelskim Rycerzom Kolumba udało się w wymiarze indywidualnym i społecznym wprowadzić swoje zasady w życie i zrobić coś dobrego dla mieszkańców regionu? Chór Iubilaeum po dyrekcją Tomasza Orkiszewskiego – Rycerza Zakonu Kolumba, podczas koncertu charytatywnego w Kościele pod wezwaniem Św. Jadwigi Królowej Polski w Lublinie Trzecich koło Lublina. Bracia Rycerze pracowali przy porządkowaniu terenu przed ośrodkiem. O tym, że przekazujemy wózki dla niepełnosprawnych dzieci to już mówiłem. Ale powiem jeszcze, że ta działalność będzie kontynuowana i w najbliższym czasie otrzymamy nową partię wózków do przekazania dla potrzebujących. W 2008 r. zorganizowaliśmy kilka koncertów chóru „Iubilaeum” w kilku parafiach, których celem była promocja idei Rycerzy Kolumba oraz zebranie środków finansowych dla Sebastiana Szafrańskiego na dofinansowanie zakupu specjalistycz- WB: Bardzo ważną rzeczą dla rozwoju i wzrostu Zakonu jest formacja duchowa rycerzy i dlatego nasza Rada rozpoczęła swoją działalność od spotkań formacyjnych na temat „Duchowości mężczyzny”. Spotkania prowadził ks. dr Adam Rybicki z Katedry Duchowości KUL. Pogłębiona refleksja na temat roli mężczyzny w Kościele w rodzinie i społeczeństwie połączona z otwarciem się na działanie Łaski Bożej przyczyniła się do wzrostu wiary i zaangażowania w działania na rzecz osób potrzebujących. Jednym z tych działań było wsparcie adaptacji Ośrodka Aktywizacji Społecznej i Zawodowej dla osób bezdomnych i bezrobotnych Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Bystrzejowicach kwiecień 2009 23 nego sprzętu komputerowego ułatwiającego pracę. Sebastian jest chory na postępujący zanik mięśni i bez tego sprzętu jego kontakt ze światem jest utrudniony. Udało nam się zebrać 2650 zł. Lubelscy Rycerze Zakonu Kolumba podczas kwesty na rzecz osób niepełnosprawnych rego założycielem był świętej pamięci ks. Jan Mazur. Od 5 lat jestem prezesem Bractwa. W tej służbie osobom ubogim i bezdomnym jaką jest praca w Bractwie, istnieje potrzeba głębokiej formacji duchowej, aby móc dawać siebie tak jak to czynił św. Brat Albert, który jest też patronem naszej Rady. Właśnie udział w Zakonie Rycerzy Kolumba daje mi siłę i moc do dalszej pracy dla osób potrzebujących. Comiesięczne spotkania poprzedzone Mszą świętą, wsparcie i zrozumienie ze strony braci są czynnikiem bardzo budującym i mobilizującym do dalszych działań i stawiania czoła nieraz bardzo trudnym sytuacjom. Ja z kolei służę Braciom Rycerzom i całej naszej Radzie moim wieloletnim doświadczeniem w świadczeniu miłosierdzia dla najuboższych mieszkańców naszego miasta. KK: Dlaczego Pana zdaniem warto zaangażować się w działalność Rycerzy? WB: W pojedynkę człowiek jest słaby. Częsty i zmasowany atak krzykliwych reklam, lansowanie życia bez Boga, kult „zdrowia” i młodości, życia bez cierpienia, sprawia, że stajemy się zagubieni i nie potrafimy się przeciwstawić temu co niesie świat. Telewizja i inne media karmią nas różnego rodzaju informacjami, z których wyziera relatywizm i brak wartości. Trudno w tych warunkach samotnie trwać przy wartościach, których sens jest podważany. A jeszcze trudniej walczyć o lepszy świat. Jedno z haseł ostatniego 126 konwentu Rycerzy Kolumba, który miał miejsce w sierpniu w 2008 roku w Kanadzie brzmiało „Razem budujemy lepszy świat”. Myślę, że warto zaangażować się w działalność Rycerzy, bo tylko razem możemy Na co dzień wielu braci Rycerzy jest zaangażo- zrobić dużo dobrego, tylko razem możemy zbudowanych w działania na rzecz osób ubogich i bez- wać lepszy świat. Ojciec święty Jan Paweł II czędomnych podopiecznych Bractwa Miłosierdzia im św. Brata Alberta przy ul. Zielonej 3. Kilku Rycerzy pracuje w Domach Pomocy Społecznej w Lublinie lub innych organizacjach „zawodowo” pomagających osobom potrzebującym. Tak więc Rycerze Kolumba służą w różnych miejscach niosąc pomoc i wsparcie tym, którzy tego potrzebują. KK: Czym dla Pana osobiście, oprócz dodatkowych obowiązków, jest udział w Zakonie Rycerzy Kolumba? WB: Od ponad 9 lat jestem związany z Bractwem Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie, któ24 Frassatianum planuje zorganizować kilka działań skierowanych właśnie do młodzieży. Do bardzo istotnych planów należy zarejestrowanie naszej Rady jako stowarzyszenia. Działania w tym kierunku już zostały podjęte i mam nadzieję, że niebawem nasza organizacja uzyska osobowość prawną. W niedługim czasie ruszy również nasza strona internetowa, na której będzie można przeczytać o naszej działalności, o dalszych planach na przyszłość. Obecnie działa już skrzynka mailowa gdzie pod adresem: [email protected] można kierować wszelkie zapytania o Zakon Rycerzy Kolumba w Lublinie. KK: Czy to oznacza, że jesteście organizacją KK: Jakie są plany Pana organizacji na przyotwartą dla innych? szłość? sto powtarzał „zło dobrem zwyciężaj”. Walka ze złem w pojedynkę jest często skazana na porażkę. Co może uczynić jeden człowiek wobec ogromu nieszczęść takich jak: klęski żywiołowe, choroby i ubóstwo. Tylko „armia” Rycerzy wyćwiczonych w „boju” w braterstwie i jedności, której nauczycielem przewodnikiem i wodzem jest Chrystus, może dobrem zwyciężyć zło i zbudować lepszy świat. Dlatego zapraszamy wszystkich mężczyzn, którym dobro jego własnej rodziny Kościoła i Ojczyzny leży na sercu, do zaangażowania się w działania Zakonu. WB: Przede wszystkim planujemy rozwój liczebny rycerzy na Lubelszczyźnie. Mamy już kilka zgłoszeń z Chełma, Zamościa i innych miejscowości naszego regionu. Lublin jest miastem młodzieży ze względu na wielość uczelni wyższych. Dlatego planujemy zachęcić do współpracy i wstąpienia w nasze szeregi młodych mężczyzn – studentów. Młodość to czas kształtowania postaw i wartości, z tego względu wszelkie działania na rzecz dzieci i młodzieży mają ogromne znaczenie. Nasza Rada WB: Jesteśmy Rycerzami Kolumba. Jest nas 1.750.000 mężczyzn, którzy służą Kościołowi wprowadzając wiarę w czyn. Podam teraz sześć powodów, aby zostać Rycerzem Kolumba 1. Jako członek największej na świecie i najbardziej dynamicznej katolickiej, bratniej organizacji będziesz we wspólnocie z 1,7 miliona braci i ich rodzinami w USA, Kanadzie, Meksyku, na Filipinach, w Ameryce Centralnej, Karaibach i w Polsce. Lubelska Rada Rycerzy Kolumba z Rycerzami Rady Starachowickiej kwiecień 2009 25 Przyjęcie nowych rycerzy 2. Osobiste zaangażowanie w działalność Zakonu dostarczy ci okazji służenia – w duchu braterstwa i miłosierdzia – Kościołowi Rzymsko-Katolickiemu na szczeblu lokalnym, diecezjalnym i uniwersalnym, a także służenia twojej społeczności i tym wśród nas których los najbardziej dotknął. 3. Aktywne uczestnictwo w działalności Rady – duchowej, bratniej, społecznej, sportowej i rozrywkowej – będzie szkołą przewodzenia i da ci szansę rozwoju osobistego. 4. Będziesz miał satysfakcję z przynależności do organizacji podzielającej twoje religijne przekonania, która łączy mężczyzn o wspólnym światopoglądzie w dążeniu do wspólnego celu i stwarza możliwości zawiązania i utrwalania na lata więzów przyjaźni. 5. Odpowiedzią na troskę o rodzinę i lata kiedy będziesz na emeryturze jest tani program ubezpieczeniowy prowadzony przez Braci Rycerzy dla Braci Rycerzy, który zapewnia poczucie bezpieczeństwa i spokój ducha. 6. Słuszna duma, którą będziesz odczuwał jak wszyscy Rycerze wiedząc, że wasza organizacja nie ustępuje nikomu pierwszeństwa w służeniu oparciem Ojcu Świętemu, biskupom i księżom; w służbie bliźnim, szczególnie tym najbardziej po26 trzebującym a także staje zjednoczona w obronie wartości chrześcijańskich wobec ataków na rodzinę i niewinne życie ludzkie. KK: Jakie warunki trzeba spełniać, aby zostać jednym z was? WB: Rycerzem Kolumba może zostać mężczyzna, który ukończył 18 lat, jest głęboko wierzącym i praktykującym katolikiem Kościoła Rzymskokatolickiego, czuje wewnętrzną potrzebę pomocy bliźnim i pogłębiania swojej wiary. Warunkiem udziału w Zakonie jest również zaproszenie przez innego Rycerza lub dostarczenie zaświadczenia od Proboszcza swojej Parafii potwierdzające, że jest się praktykującym katolikiem. Dołącz do najstarszej i największej na świecie katolickiej organizacji charytatywnej – Zakonu Rycerzy Kolumba – Razem zbudujemy lepszy świat. KK: Co zdaniem Wielkiego Rycerza powinno być najważniejszym przesłaniem dla czytelników „Frassatianum” w okresie Świąt Wielkanocnych? Frassatianum Wspólny Opłatek Lubelskiej Rady Rycerzy Kolumba i ich rodzin WB: Święta Wielkanocne to czas wielkiej radości dla nas chrześcijan, bo nasz Pan Jezus Chrystus zmartwychwstał, odkupił nasze winy i pokonał śmierć. Natomiast zaraz w pierwszą niedzielę po zmartwychwstaniu obchodzimy Niedzielę Bożego Miłosierdzia. Św. Siostra Faustyna ukazuje nam Miłosierdzie Boże jako niekończący się ocean. Nie jesteśmy w stanie pojąć jego głębi i wielkości. Ale mimo tych naszych ograniczeń nie możemy zatrzymywać się na etapie brania. Choć bywa i tak czasami, że tej wielkiej miłości Boga nie jesteś w stanie przyjąć. Przeżywając radość odkupienia naszych win i powołania do nowego życia, życzę wszystkim Ks. Michael McGivney czytelnikom „Frassatianum” tego abyśmy nie zapominali o tym, że „droga do Boga prowadzi przez Siedziba Zakonu Rycerzy Kolumba, Bractwo ludzi i to tych, którym najbardziej potrzeba miMiłosierdzia im. Świętego Brata Alberta w Lublinie. łości”. Dzielmy się miłością, dzielmy się chlebem Lublin, ul. Zielona 3, z potrzebującymi, dawajmy siebie samych, tak jak Wielki Rycerz – Wojciech Bylicki. Jezus siebie samego oddał za nas. tel. komórkowy 696-674-323, Na koniec w imieniu Rycerzy naszej Rady pragnę Kapelan Archidiecezjalny – przekazać dla wszystkich czytelników i ich rodzin Ks. Kanonik Leszek Szuba, najserdeczniejsze życzenia, radości i wszelkich tel. komórkowy 604-291-651. Łask Bożych od Jezusa Zmartwychwstałego. www.kofc.org.pl kwiecień 2009 27 Ks. Jarosław M. Popławski Ołtarz czyli znak Bożej obecności Z utęsknieniem, ale i nadzieją, czekamy na możliwość „wejścia” w progi nowej, budowanej tak dużym nakładem sił i energii świątyni. Im bliżej tego momentu, tym ta tęsknota bardziej się uwidacznia. Warto zatem, by do tego, jakże ważnego momentu, dobrze się przygotować. Jest więc naszym zamiarem, by na łamach „Frassatianum” podjąć kilka refleksji, których zamiarem jest przybliżenie tego, czym wypełnione zostanie wnętrze nowego domu Bożego. Poza słowem pojawią się rysunki, projekty, a nawet coś w rodzaju wizualizacji, by każdy lepiej mógł sobie uzmysłowić i wyobrazić zarazem, gdzie będzie np. ołtarz, ambonka, chrzcielnica, czy inne ważne przedmioty religijnego kultu. W tym przed- projekty i konkretne propozycje architektoniczsięwzięciu niezmiernie istotną rolę odgrywać będą nych i artystycznych rozwiązań, naszego Mistrza, pana dra Andrzeja Widelskiego. Pierwszym tematem, który pragniemy zaprezentować jest ołtarz. Warto zatem, by poza zamieszczonymi zdjęciami uzmysłowić sobie, czym w istocie swej jest ołtarz i jaką pełni funkcję w przestrzeni świątyni. Otóż ołtarz, jak podają stosowne źródła encyklopedyczne, „we wszystkich religiach jest ośrodkiem kultu ofiarniczego”; jest on znakiem obecności Bożej. Początkowo, gdy człowiek budował ołtarz, to dlatego, żeby Bogu, który go nawiedzał, dać odpowiedź. Czytamy o tym m. in. w Księdze Rodzaju (12, 7 n; 13, 18, 26). Na ołtarzu składano zatem ofiary z wonności, z czasem także ze zwierząt, a wszystko po to, aby poprzez ten, jakże ważny wymiar kultu, „wejść” w kontakt z Bogiem. W tym kontekście znaczenia szczególnego nabiera także ołtarz zbudowany w świątyni jerozolimskiej. Ten właśnie ołtarz (całopalenia) będzie miejscem krystalizującym życie religijne Narodu Wybranego, o czym wspominają m. in. liczne teksty psalmów (Ps 26, 6; 43, 4; 84, 4; 118, 27). Dla naszej refleksji ważny jest jednak opis przyszłej świątyni z proroctwa Ezechiela, w którym także ołtarz staje 28 Frassatianum się przedmiotem bardzo szczegółowych wskazań (43, 13–17). Istotne jest także to, co starotestamentalny prorok pisze na temat „życiodajnego źródła” (47, 1–12), które związane jest tak z samą świątynią, jak i jej przeznaczeniem. Chodzi mianowicie o wytryskującą wodę, która jest symbolem życia; widać to zresztą wszędzie tam, gdzie brak jest wody i jakie są tego konsekwencje. Dla nas uczniów Chrystusa, ołtarz w perspektywie Jego ofiary nabiera jednak znaczenia wyjątkowego. Z kolei Mistrz z Nazaretu podkreśla, że ołtarz pozostaje „święty”, ale tylko ze względu na to, co oznacza. Mówi o tym wyraźnie w rozmowie z faryzeuszami, krytykując ich drobiazgowość ich prawa (por. Mt 23, 18 nn). Ołtarz tylko wtedy uświęca ofiarę, gdy składa się ją z sercem przepełnionym miłością. W tym kontekście należy spojrzeć także na to, co uczynił ON sam, składając w ofierze siebie samego jako doskonałą „żertwę” (por. J 17, 19). W perspektywie bowiem wydarzeń paschalnych, to Jezus Chrystus jest równocześnie kapłanem i ołtarzem. Każdy zatem kto łączy się z Jego Ciałem i Krwią, łączy się także z ołtarzem, na którym ofiara Nowego Przymierza jest sprawowana. Widzimy więc, że dla dzieci Kościoła świątynia, a zwłaszcza znajdujący się w niej ołtarz ma znaczenie nie tylko symboliczne (choć i ten wymiar jest ważny); ołtarz i sprawowana na nim ofiara, ma nas zawsze jednoczyć z jedyną i doskonałą ofiarą Chrystusa (por. Hbr 10, 14), którą Kościół celebruje, by „głosić Jego śmierć i wyznawać zmartwychwstanie”, co więcej, by także z nadzieją „oczekiwać Jego przyjścia w chwale”. To może nieco obszerne wprowadzenie w zagadnienie ołtarza, ma nam posłużyć jako intelektualno-duchowa „przestrzeń” do tego, by spojrzeć kwiecień 2009 i właściwie ocenić projekt ołtarza, który znajdzie się już niebawem w nowej świątyni. Pomoże nam w tym (choć ze względów technicznych, zamieszczone zdjęcie, nie do końca oddaje głębię idei) dołączona do tekstu fotografia. Jak widać na pierwszy „rzut oka” ołtarz na wygląd monumentalny; w swym charakterze ma bowiem nawiązywać do starych, by nie powiedzieć, pierwotnych wzorców. Jednocześnie ma w sobie łączyć bogactwo symboliki starej tradycji z tym, czym dla nas jest ołtarz postrzegany w perspektywie ofiary Jezusa Chrystusa i tej, którą „na Jego pamiątkę” sprawuje dziś Kościół. Otóż pragniemy nawiązać, tak gdy chodzi o bryłę, jak i o monumentalność kamienia do „mocnych” podstaw budowanych ołtarzy z czasów patriarchów, czasów Abrahama i Mojżesza, czy czasów proroków (por. prorok Ezechiel). Widzimy zatem swoistego rodzaju „surowość”, tak gdy chodzi o formę, jak i umieszczone w ołtarzu symbole. W nawiązaniu do jedynej ofiary Chrystusa, który „daje swoje życie” dla wielu (por. Mk 10, 45) umieszczono w dolnej części ołtarza symbol „fali”, która z jednej strony ma nam przypominać ową „życiodajną wodę”, która wypływała spod świątynnego ołtarza w Jerozolimie; przede wszystkim jednak ma nam przypominać o drogocennej krwi Chrystusa przelanej w takiej obfitości dla naszego zbawienia. To ona właśnie jest tym „nowym” życiodajnym źródłem. Tak, jak woda obmywa i daje potrzebną świeżość, tak ponawiana na ołtarzu paschalna ofiara Chrystusa ma być dla tych, którzy ją celebrują, źródłem siły i życia. Warto także zauważyć, iż „surowość” kamienia zaznaczona jest także w środkowej części ołtarza (zwieńczenie „fali” umieszczonej w części górnej, tuż pod mensą ołtarza). Ten sam element zamieszczony zostanie także w dolnej części ambonki (o czym w następnej refleksji), jak i w ołtarzu głównym, gdzie znajdzie się paschalny krzyż Chrystusa. Niech zatem zamieszczony opis i fotografia ołtarza uzmysłowią nam, czym jest to ważne miejsce w świątyni, w której gromadząca się wspólnota wiernych pragnie poprzez sprawowaną Eucharystię przeżywać obecność Boga, który daje nam siebie w swoim Synu. Jego zaś ofiara przewyższająca swoją godnością wszystkie inne, nam, którzy w niej uczestniczymy, daje nie tylko potrzebne duchowe siły, ale i otwiera nową perspektywę, życie wieczne. 29 Ks. Adam Rybicki OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE KRÓLA Rozważanie na Wielki Czwartek W Wielki Czwartek jeszcze raz staje nam przed oczami wieczerza Pańska i to wszystko, co się tam stało: ustanowienie sakramentu kapłaństwa i Eucharystii. Jezus czyni tam kilka gestów, których ówcześni obserwatorzy nie bardzo rozumieli. Czy my dzisiaj rozumiemy? A czy rozumiemy, co Jezus chciał i co chce nadal powiedzieć nam o Sobie, gdy klęka przed uczniami i umywa im nogi lub wtedy gdy bierze do ręki chleb i podaje im jako swoje Ciało? Jezus jest Kapłanem i Królem, widać to nie tylko wtedy, gdy jest wywyższany, lecz również wtedy, gdy jest poniżany i wzgardzony. To prawdziwy Król, który jednak nie przyszedł żeby mu służono, lecz aby służyć. Jego Królestwo jest Królestwem nie z tego świata, nie można go porównywać do dawnych królestw czy obecnych państw. Jest On królem o wiele większym, o wiele bardziej „możnym” i potężnym niż każdy z tych władców, których znamy z historii. Jest królem innym, zadziwiającym, musimy się potrudzić, żeby chociaż trochę zbliżyć się do tej tajemnicy „Króla, który daje się poniewierać”. Jeszcze jedna ważna rzecz: Jezus jest królem wiecznym, a to znaczy, że króluje również teraz, w roku 2009 jest On Tym najważniejszym, któremu mamy służyć. Gdy uczniowie zostali przez Niego powołani do specjalnej zażyłości i bliskości z Jezusem nie od razu rozumieli co to oznacza, co w przyszłości będą mieli robić i co ich spotka. Powoli jednak docierało do nich, że służyć Królowi-Jezusowi to wielka 30 przygoda życia, to wielki zaszczyt ale i wielki wysiłek. Gdy Kościół się rozrastał, przybywało tych, którzy – w różny sposób – odkrywali, że chcą służyć Królowi. Kapłaństwo zatem to służba temu Jedynemu Królowi, ale o tym mają pamiętać nie tylko ci, którzy zostali do jego kapłaństwa włączeni, lecz wszyscy, bo za wszystkich przecież umierał Król. Warto sobie o tym przypomnieć również dzisiaj. W tym roku hasłem duszpasterskim Kościoła w Polsce jest „otoczmy troską życie”. A odnosząc to do Wielkiego Czwartku, możemy dodać: „otoczmy troską życie Króla-Kapłana”. Zadbajmy, by żył On w nas, a także by nie umierał w swoich wybranych kapłanach. Ta służba Królowi dotyczy przecież wszystkich włączonych w Jego Królestwo, wszystkich, którzy z tego Królestwa korzystają, poprzez sakramenty czy słuchanie Słowa Bożego. Niech pośród nas Jego życie będzie jak najpełniejsze, abyśmy widzieli Jego majestat coraz wyraźniej. Życie w parafii jest bardzo dobrym przykładem tej powszechnej służby Królowi. Inaczej proboszcz, inaczej wikariusz, inaczej organista, inaczej murarz, ale wszyscy mają służyć Królowi. Wszyscy mają służyć Jemu bezpośrednio, ale też służyć sobie nawzajem. Gdy tylko jedno ogniwo niedomaga, gdy tylko ktoś zaczyna o tym zapominać, zaczyna służyć sobie, wszystko zaczyna gnić. Jezus-Kapłan w Wielki Czwartek ukląkł przed uczniami umywając im nogi. Czyli to nie była służba „z wysokości” lecz „z niskości”. Przypomnijmy, Jezus umył nogi również Judaszowi, chociaż wiedział dokładnie, kim Judasz jest i co ma zaraz zamiar zrobić. Czy Frassatianum my kiedykolwiek będziemy w stanie tak służyć? Nie „z wysokości” lecz „z niskości”? Czy będziemy w stanie „otaczać troską” naszych „Judaszów”? Jednak na razie – być może – Jezus prosi nas o rzecz prostszą: abyśmy służyli sobie nawzajem. Kapłan ma służyć ludowi, a lud kapłanowi, wszyscy tak jak potrafią. Nie wolno kapłana zostawiać samego. Nie wolno mówić, że On, ponieważ ma specjalną władzę od Boga, na pewno da sobie ze wszystkim radę. Jeśli oglądamy film „Popiełuszko”, to widzimy, jak w pewnym momencie robotnicy, zorientowawszy się, że ks. Jerzy jest zagrożony, zaczynają go pilnować, wyznaczają sobie dyżury, w dzień i w nocy. Nie zostawiają go samego. On służy im, a oni służą jemu. Jednak obie strony muszą pamiętać: poprzez służbę i „pilnowanie” się nawzajem chodzi o służbę Jedynemu Kapłanowi i Królowi. Gdy Kain zabił Abla, a Bóg pytał, gdzie on jest, bratobójca odpowiedział: czy ja jestem stróżem mego brata? Można to przetłumaczyć: a co, ja mam go pilnować? A Abel wtedy już nie żył… Tak więc, gdyby Bóg nas zapytał o naszych księży, nie możemy powiedzieć: czy ja jestem jego stróżem? Powinniśmy powiedzieć wtedy: on jest w moich modlitwach, jest „przyczepiony” do mojego różańca, jest razem ze mną przy ołtarzu, chociaż ja jestem po jednej, on po drugiej stronie, jesteśmy kwiecień 2009 razem, blisko. To właśnie oznacza, że realizujemy hasło „otoczmy troską życie”. Podobnie kapłan nie może powiedzieć: nie jestem stróżem moich parafian, czy ja wiem, co robią, co myślą, nie obchodzi mnie to, czy się gdzieś nie pogubili? Kapłan-król musi nieustannie spoglądać szeroko i głęboko, widzieć wszystkich, ale i umieć dostrzec każdego pojedynczego człowieka, podobnie jak Jezus-Król, który mówił do tłumów, ale dostrzegł np. Zacheusza w gałęziach drzewa. W naszej parafii jest bogaty przegląd kapłanów: starsi i młodsi, chudsi i grubsi, włosy krótkie i długie, podobnie jak kazania. Można powiedzieć, co jeden, to bardziej oryginalny. Jeśli ktoś chciałby zatrzymać się na tych cechach, niczego nie zrozumie. Podobnie kapłan z ambony nie może patrzeć na ludzi pod kątem tego, co widzi: ich ubrań, fryzur i makijażu. Wielki Czwartek – prowokuje nas do głębszego spojrzenia na siebie nawzajem i na to, że każdy z nas pod ubraniem i wyglądem nosi ŻYCIE KRÓLEWSKIE, CZYLI NALEŻĄCE DO KRÓLA. Otoczmy je troską. To jest życie, które otrzymaliśmy nie tylko po to, by mieć je tutaj, na ziemi, lecz również po to, bo ono przetrwało w nas także wtedy, gdy nasze ciała zostaną złożone do grobu. A w Wielki Czwartek uczcijmy Chrystusa Kapłana i Króla, bo to On obdarzył nas takim zaufaniem 31 Śluby wieczyste naszego parafianina br. Łukasza Szokaluka „W imię Pańskie zaczyna się sposób życia braci mniejszych. Reguła Życia braci mniejszych polega na zachowywaniu świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa poprzez życie w posłuszeństwie bez własności i w czystości. Brat Franciszek przyrzeka posłuszeństwo papieżowi Honoriuszowi i jego prawnym następcom i kościołowi Rzymskiemu. A inni bracia mają obowiązek słuchać brata Franciszka i jego następców”. Pierwszy rozdział Reguły braci mniejszych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim im. Jana Pawła II. Obok niego w tym dniu stanęli bracia: Br. Adam Zwierz, Br. Piotr Gudalewski, Br. Michał Kulczycki, Br. Wojciech Głowacki, Br. Piotr Owczarz i Br. Zbigniew Fryska. Na początku roku tj. 11 stycznia bieżącego roku w naszej sąsiedniej parafii braci mniejszych Kapucynów na Poczekajce miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Niezwykłe szczególnie dla nas z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że siedmiu braci z tego zakonu złożyło swoje śluby wieczyste, a po drugie to to, że wśród tych braci znalazł się i nasz parafianin zamieszkujący na terenie naszej parafii br. Łukasz Szokaluk, który przez szereg lat wychoDzień ten był jednym z najważniejszych dni wywał się pod skrzydłami naszej wspólnoty, przy- w ich życiu, ponieważ tego dnia na zawsze oddali chodził tu posługiwać czy pomagać i czyni to do się Bogu na służbę w Zakonie Kapucyńskim potej pory w trakcie trwania sześcioletnich studiów przez profesję rad ewangelicznych. Ich śluby przy- Brat Łukasz w otoczeniu rodziny i przyjaciół 32 Frassatianum jął najwyższy przełożony w Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych brat Prowincjał, Sławomir Maria Siczek, w obecności licznie zgromadzonych braci kapłanów, najbliższej rodziny i gości. W wigilię swoich ślubów Bracia neoprofesi, w tym także i nasz parafianin zrzekli się jakichkolwiek praw do majątku, który przypadał im, lub mógłby przypadać w przyszłości. Tym samym oddali się całkowicie w opiekę Boga, który ubiera nawet lilie polne. W Niedzielę Chrztu Pańskiego, podczas uroczystej Eucharystii zobowiązali się Bogu wobec Kościoła żyć do końca życia w posłuszeństwie, bez własności i w czystości. Tym samym oddali chwałę Panu, świadcząc swym życiem, że to On jest Panem ludzkich losów. I choć ogołocili się ze wszystkiego z ich twarzy promieniował nie strach, lecz entuzjazm, zakorzeniony w wierze. Po uroczystościach w Kościele, brać kapucyńska oraz licznie zaproszeni goście udali się na obiad, aby wspólnie radować się z daru tych siedmiu braci, którzy zaufali Panu. Tym bardziej cieszy że to właśnie nasz parafianin stał się już zakonnikiem. Kiedy tylko mógł – w czasie przerwy czy podczas uroczystości przychodził służyć i do naszej parafii by tu propagować radość i pokorę św. Franciszka i rozkrzewiać pomiędzy naszymi parafianami charyzmat franciszkański. Po przyjęciu ślubów wieczystych br. Łukasz stał się pełnoprawnym członkiem instytutu, do którego należy, przed nim otwiera się teraz droga do przyjęcia posługi diakonatu oraz święceń prezbiteratu, do których się przygotowuje. Warto tu zaznaczyć iż my parafianie cieszymy się z tego, że to właśnie z naszej parafii w takich czasach powstało i wyszło nowe powołanie zakonne, ponieważ jak czytamy w Piśmie Świętym: „Kapłan z ludzi wzięty, dla ludzi zostaje ustanowiony”. Łukasz – bo tak można o nim napisać, nie wychowywał się gdzieś daleko – na innym osiedlu, ale tu na miejscu pośród nas, bawił się w tej piaskownicy, chodził do szkoły przy naszej parafii, tu pośród nas dorastał i tu odkrył powołanie do życia zakonnego i kapłańskiego, patrząc na nas, na nasze rodziny, na nasz sposób bycia, zachowania i postępowania. Powinniśmy być dumni i jeszcze usilniej modlić się o nowe, liczne i przede wszystkim święte powołania kapłańskie i zakonne. Święcenia diakonatu br. Łukasza Nasza parafia przeżywała w dniu 8 marca br. radość z powodu przyjęcia przez parafianina Łukasza Szokaluka, Brata Mniejszego Kapucyna, święceń diakonatu. Święcenia odbyły się podczas niedzielnej Eucharystii w kościele Braci Mniejszych Kapucynów w Olsztynie. Licznie zgromadzili się tamtejsi parafianie, którzy chcieli być świadkami tego nieczęstego u nich wydarzenia, zaproszeni goście, rodziny jak i bracia zakonni, kapłani, księża – kwiecień 2009 goście. Szafarzem święceń diakonatu był J. E. Ks. Bp Jacek Jezierski, Biskup pomocniczy archidiecezji warmińskiej. Tak się złożyło, że Ks. Biskup w dniach poprzedzających to wielkie święto w życiu Seminarium i Zakonu, obchodził 15-lecie sakry biskupiej, na co zwrócił uwagę we wprowadzeniu o. Gwardian z Olsztyna. Dziewięciu kandydatom do święceń w stopniu diakona tak m. in. mówił Ks. Biskup w homilii: „Młodzi mężczyźni odczytując swoje powołanie życiowe, postanowili ofiarować swe życie, siły, umiejętności – Jezusowi Chrystusowi, Kapłanowi i Pasterzowi, Jezusowi Chrystusowi – Słudze. (...) Diakon ma być przede wszystkim człowiekiem religijnym i mężem Bożym, człowiekiem Kościoła w najlepszym rozumieniu tego słowa. (...) Trzeba stawać się eschatos – ostatnim, tj. sługą i niewolnikiem. Świadomie żyć dla innych a nie dla siebie. (...) Dla innych w szerokim znaczeniu tego słowa. 33 Ci inni, to przede wszystkim słabsi, zmarginalizowani, przeciętni, szarzy, niezamożni. (...) Ofiarujcie swoje życie Jezusowi Chrystusowi i Jego Królestwu”. Po uroczystej mszy św. zaproszeni goście udali się do sali w klasztorze, gdzie był przygotowany obiad. Po obiedzie, wspólnych chwilach radości, goście wraz z rodzinami udali się w drogę powrotną. Bratu Łukaszowi, życzymy, odwagi, wytrwałości oraz wielu łask Bożych w posłudze diakońskiej. Teksty opracował: Maciej Kowalski Ten, kto wierzy – nie umiera Ten, kto wierzy – nie umiera, Ale żyje życiem wiecznem, Śmiało patrzy w przyszłość swoją, Która światłem lśni słonecznem; Jemu znana jest nadziemska Dni pośmiertnych gwiezdna sfera, Ten, kto wierzy – żyje wiecznie, Ten, kto wierzy – nie umiera. Nic mu zdrady i zasadzki, Co czyhają wciąż z ukrycia, On w pancerzu chodząc wiary Pewny duszy jest i życia; Szatan nigdy go nie znęci, Choć w strój złudny się ubiera, Ten, kto wierzy – żyje wiecznie, Ten, kto wierzy – nie umiera! Żadne troski go nie złamią, Żadne bóle nie upodlą, Bo się modli jego serce, Chociaż usta się nie modlą. W jego piersi straż trzymają: Miłość czysta, wiara szczera, – Ten, kto wierzy – żyje wiecznie, Ten, kto wierzy – nie umiera! Autor nieznany 34 Frassatianum Ks. Jarosław M. Popławski „Lumen Mundi” dla Pana Kazimierza SASAKA Parafia nasza w krótkiej swej historii miała już okazję przeżywać różne wydarzenia, uroczystości i jubileusze. W ten niepowtarzalny „klimat” ważnych zdarzeń wpisuje się także uroczystość z 4 stycznia br. To właśnie wtedy w niedzielne popołudnie, w gronie Rodziny Różańcowej, pragnęliśmy uhonorować i podziękować zarazem Dostojnemu Jubilatowi, a od początku istnienia naszej wspólnoty pełniącemu posługę kościelnego, Panu Kazimierzowi Sasakowi. Okolicznością zaś stały się „okrągłe”, bo 80-te urodziny. Eucharystii przewodniczył ks. Kanonik Józef Dziduch, Dziekan naszego Dekanatu, okolicznościową homilię wygłosił ks. Proboszcz, kanonik Leszek Szuba, zaś koncelebrantem był także piszący te słowa. Warto również zaznaczyć, iż na zakończenie Mszy św. Jubilat odznaczony został medalem „Lumen Mundi”. Dla niewtajemniczonych, warto dodać, że medal „Lumen Mundi” (Światło świata) ustanowił ks. abp Józef Życiński, Metropolita Lubelski. Otrzymują go ludzie zaangażowani w działania społeczne lub duszpasterskie; a więc osoby dające szczególny przykład postaw życiowych, będących syntezą wartości duchowych, humanistycznych i ewangelicznych. Dotychczas wyróżnienie to otrzymali m. in. prof. Stefan Stuligrosz, dyrygent chóru chłopięcego „Poznańskie Słowiki”, śp. Jan Nowak Jeziorański, prof. Jan Oleszczuk (Uniwersytet Medyczny w Lublinie), dr Elżbieta Starosławska (Dyr. Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej w Lublinie), jak również „nasz” Artysta, dr Andrzej Widelski. kwiecień 2009 Przy okazji podobnych do naszej uroczystości, wygłasza się stosowną „laudację”, która jest możliwością prezentacji osoby dekorowanej. W przypadku Pan Kazimierza, w rolę laudatora „wcielił się” ks. Popławski. Starał się przybliżyć najistotniejsze momenty z życia Jubilata, jak i Jego samego. Wprawdzie P. Sasak mieszka na Osiedlu Słowackiego, a więc wśród nas, prawie od półwiecza, mamy możliwość oglądać go krzątającego się wokół ołtarza czy podejmującego inne inicjatywy związane z funkcjonowaniem parafii, jednak dla wielu jest nadal człowiekiem nieco „anonimowym”. Na prośbę piszącego P. Kazimierz „odsłonił” jednak nieco faktów ze swego życia, które dają możliwość stworzenia pięknego „portretu” człowieka, chrześcijanina, męża, ojca rodziny, przyjaciela, parafianina… Warto zauważyć, iż życiowa dewiza Jubilata brzmi następująco: „Przez życie z Maryją i różańcem w ręku”. Jak się wydaje, świadomość obecności w życiu Najlepszej z Matek, formowała i kształ- 35 towała osobowość P. Kazimierza, tak zresztą jest po dzień dzisiejszy. KAZIMIERZ SASAK, urodził się 11.01.1929 roku w Głowaczowej k/Dębicy. Rodzice, ojciec Franciszek i mama Maria oprócz Jubilata, który był najstarszym z trojga rodzeństwa, wydali na świat siostrę śp. Janinę i brata śp. Stanisława, który zmarł przed paroma tygodniami w Warszawie. Okres edukacji podstawowej przypadł na trudny czas wojny i okupacji, jednak pomimo wspomnianych trudności Kazimierz zdobywał pierwsze „szlify” intelektualne w rodzinnej miejscowości (Głowaczowa), a jego najbardziej ulubionym przedmiotem była matematyka. Uzupełnienie programu nauczania z zakresu szkoły podstawowej miało miejsce już po wyzwoleniu, zaś dalsze kształcenie odbywało się najpierw w gimnazjum, a potem także w Liceum im. Władysława Jagiełły w Dębicy, gdzie P. Kazimierz uzyskał świadectwo dojrzałości. Z kolei w roku 1952 Jubilat rozpoczął studia na Wydziale Filozofii KUL na specjalizacji „Filozofia teoretyczna”. Od tego też czasu związał się z Lublinem, a także poprzez pracę zawodową, i z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim; najpierw pracował bowiem w Towarzystwie Przyjaciół KUL w charakterze pracownika administracyjnego, by następnie objąć stanowisko „asystenta technicznego” w Zakładzie Biologii kierowanym przez o. doc. Włodzimierza Kałkowskiego. Ważnym wydarzeniem w życiu P. Kazimierza był dzień 15 sierpnia 1957 roku, kiedy to odbył się ślub z Marianną Heleną Tuszyńską, absolwentką historii KUL; małżeństwo to w kościele akademickim KUL pobłogosławił ówczesny duszpasterz akademicki KUL, o. Stefan Miecznikowski. Rodzina Sasaków doczekała się dwóch potomków: w roku 1958 na świat przyszedł pierworodny syn Stanisław, a dwa lata później młodszy Krzysztof. Kolejnym ważnym etapem w życiu Jubilata był rok 1961, kiedy to rozpoczął on pracę zawodową w Wyższej Szkole Rolniczej – później Akademii Rolniczej, a dziś jest to Uniwersytet Przyrodniczy. P. Kazimierz zatrudnienie uzyskał w Zakładzie Botaniki (później przekształconym w Instytut) w charakterze „asystenta technicznego”. Owocem zawodowych wysiłków były m. in. częste i liczne wyjazdy naukowe w plener, tj. na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie, z którymi łączyły się badania jezior, a więc stanu wód, jak i zamieszkującej ją fauny i flory. Jubilat będąc ważnym „ogniwem” w zespole naukowym, do którego należał, przyczynił się do powstania i opublikowania licznych, 36 ciekawych i ważnych, gdy chodzi o naukę, opracowań. Za swoją sumienną i odpowiedzialną pracę był wielokrotnie nagradzany i odznaczany, mimo, iż w tych trudnych ideologicznie czasach nie należał, tak do „postępowej siły narodu”, czyli partii, jak i innych organizacji związanych i promujących ówczesny system komunistyczny. We wspomnianym środowisku Akademii Rolniczej doczekał zasłużonego stanu „emeryta”. Jednak ze względu na fakt, iż pasją Jubilata, i to od czasu dzieciństwa, była przyroda, nie narzekał na brak zajęć, czy nudę, pracował na działce (mimo nagabywań, że już czas przekazać ją „komuś innemu”, posiada ją do dzisiaj). Tu z dala od zgiełku miasta, lubił nie tylko obserwować przyrodę, ale poprzez pracę aktywnie uczestniczył w „cudzie” rodzenia i „upiększania”, co więcej, pasjonował się śpiewem ptaków, dla których „skonstruował” także nie jedną budkę lęgową, czego dowody widoczne są także na drzewach rosnących wokół kaplicy. Przejawem wspomnianej pasji była także hodowla królików. Jubilat pytany o hobby, wymienia śpiew; ok. 20 lat był członkiem chóru parafialnego. Przejawem religijnej aktywności P. Kazimierza jest także jego udział w różnych wspólnotach religijnych i kościelnych. Wymienić tu należy przede wszystkim Oazę Rodzin, z którą związał się już od ponad 20 lat (najpierw z żoną); następnie Koło Żywego Różańca Świętego – od 1986 r. Jubilat jest członkiem Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej, a poza tym należy do Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa i Straży Honorowej Niepokalanego Serca Maryi; od lat poświęcił się także idei Adopcji Dziecka Poczętego. W roku 1998 r. Pan powołał do siebie żonę Jubilata, śp. Helenę, z którą wspólnie przeżyli 40 lat w małżeństwie. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż rodzina miała dla P. Kazimierza zawsze priorytet. Za największy sukces w życiu uważał rozwój wiary. Te wartości, które sam wyniósł z rodzinnego domu, starał się również przekazać swoim synom i uczynić je fundamentem swojej rodziny. Pielęgnował w niej zatem ducha modlitwy, ze szczególnym wskazaniem na modlitwę różańcową, której umiłowanie zawdzięcza, jak sam podkreśla, swojej mamie Marii. Zatem w tym klimacie przenikniętym duchem modlitwy, szacunku i wzajemnego zatroskania, starał się Jubilat, wespół z małżonką, stworzyć właściwą atmosferę, która miała sprzyjać dobremu i szlachetnemu wychowaniu synów. Dziś najstarszy Stanisław, jest prof. Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, a młodszy Krzysztof, absolwent Politechniki Lubelskiej (dwóch kierunFrassatianum Ad Multos Annos Drogi Jubilacie Foto.: Stanisław Sadowski kwiecień 2009 37 Ad Multos Annos Drogi Jubilacie 38 Frassatianum ków), spełnia się zawodowo jako specjalista ds. urządzeń elektrycznych. Dla wspólnoty parafialnej osoba P. Kazimierza ma znaczenie wyjątkowe, gdyż od początku funkcjonowania naszej kaplicy, a więc od roku października 2000, Jubilat pełni tu funkcję kościelnego. Swoje obowiązki spełnia z niezwykłym poświęceniem i oddaniem, a wszystko, co warto podkreślić, czyni bezinteresownie. Do tego warto jeszcze wspomnieć angażowanie się na rzecz budującego się kościoła poprzez zbieranie ofiar. Widzimy zatem, że ta krótka i pobieżna prezentacja osoby Jubilata tworzy ciekawą ikonę człowieka, który w pełni zasłużył na przyznane przez Pasterza naszej archidiecezji wyróżnienie. W imieniu ks. Arcybiskupa, medalem „Lumen Mundi” udekorował P. Kazimierza ks. Dziekan Kanonik Józef Dziduch, który pogratulował Jubilatowi i życzył, by w zdrowiu nadal mógł służyć Kościołowi; parafii zaś życzył, aby w ślady Jubilata podążali inni. Na zakończenie przemówił także P. Kazimierz. Wyraźnie wzruszony ale i radosny zarazem, podziękował Bogu za dar życia i Matce Najświętszej za opiekę i prowadzenie przez życie. Wyraził także wdzięczność Ks. Arcybiskupowi za wyróżnienie, którego się nie spodziewał. Słowa podziękowania skierował także do obecnych kapłanów, dziękując szczególnie ks. Dziekanowi za wręczenie medalu, jak i ks. Proboszczowi za wszelką życzliwość i okazane zaufanie oraz ks. Jarosławowi za wieloletnią przyjaźń. Należy zatem mieć nadzieję, i tego życzymy, by Jubilat z Bożą pomocą nadal cieszyć się mógł dobrym zdrowiem, pogodą ducha i ludzką życzliwością. Ad multos annos i Szczęść Boże Panie Kazimierzu! Jeszcze tylko zdążyć wymieść z duszy pychę i próżność i głośne nazywanie rzeczy potem z ufnością na krzyż podnieść oczy gdzie miłość ukryta pod ciężarem powiek wśród tych ran co jeszcze krwią cieczą za naszą zwyczajność tak Konał za kruchość i trwogę człowieczą Andrzej Namiota kwiecień 2009 HOSANNA Nie w tym pierwsza chwała Panu, Że mu dzwonią z Watykanu, Że w Piotrowej bazylice Pyszną ma stolicę. I nie temu Pan odwdzięczy, Co nad świętą księgą ślęczy, I nie temu się pokaże Matka Boska w tęczy. Ale temu, który w trwodze Widzi ciemność na swej drodze, Temu wskaże srebrną gwiazdę, Temu poda wodze. Bo dopiero niebo pęka, Kiedy wielki grzesznik klęka; Wtedy radość wśród aniołów, Wtedy Pańska ręka. Jan Lechoń 39 Żyją wśród nas... To inny świat Żyją pośród nas, spotykamy ich na Mszy świętej, osiedlowej uliczce, w sklepie. Znamy z widzenia, ale nie wiemy, czym się zajmują. A niektórzy mają niezwykłe zajęcia. Swoje serce i czas poświęcają słabszym i potrzebującym. Pani Anna Prokopiak z naszej parafii do takich osób należy. rych dzieci dotknął ten problem stawali wobec nieznanego, co budziło lęk. Dziś większość z nich postanawia wziąć przysłowiowego byka za rogi i dowiedzieć o problemie jak najwięcej. Efekt jest taki, że rodzina zaczyna inaczej funkcjonować. Pewne zachowania i reakcje dziecka, które do tej pory były zaskakujące i niezrozumiałe, dają się wyjaśnić a podjęta z nim odpowiednia praca przynosi zaskakujące efekty. Nie da się jednak ukryć, że to ciężka praca i spore wyzwanie. Najlepiej wiedzą o tym ci, którzy doświadczyli takich trudów na własnej skórze. Rafał Motriuk, tata autystycznego Bartka, na swoim blogu przyznaje, że łatwo nie jest, ale i czasami jest cudnie. – Dziewiątego stycznia 2006 roku jechałem autobusem, w trzęsących się rękach trzymałem lekarski raport i dzwoniłem do Oli. To już było oficjalne. Diagnoza – autyzm. To były ciężkie trzy lata. Były jednak lżejsze niż mogłyby być, dzięki tym wszystkim wspaniałym ludziom, którym nigdy nie będę mógł równoważnie się odwdzięczyć. Więc dziś, proszę, przyjmijcie ode mnie wielkie dzięki – pisze Rafał Motriuk. Pani Anna pracuje z dziećmi z autyzmem. Żeby dotrzeć do ich świata, trzeba znaleźć odpowiedni klucz. W zasadzie nie jeden klucz, ale tysiące kluczy, bo każdy przypadek autyzmu jest jedyny w swoim rodzaju. Fundacja Alpha jest jedną z nielicznych na Lubelszczyźnie, która pomaga dostać się do tego zamkniętego świata. Zazwyczaj nie patrzą ludziom w oczy, mają problemy w relacjach społecznych, trudno im się porozumieć z otoczeniem, denerwują ich inni ludzie, bawią się w tylko jeden ściśle określony sposób. W wielu przypadkach oznacza to autyzm. Na czym on polega, wie coraz więcej osób. – Rodzice, którzy zgłaszają się do nas najczęściej, nie szukają informacji tylko potwierdzenia diagnozy postawionej przez siebie na podstawie informacji wyczytanych w internecie – mówi Anna Prokopiak szefowa lubelskiej fundacji Alpha. Ile dzieci na Lubelszczyźnie dotyka autyzm Im wcześniej zdiagnozuje się autyzm, tym lepsze nie wiadomo. Na pewno bardzo dużo, bo w niewie- efekty można osiągnąć. Nie jest to jednak sprawa lu placówkach, które zajmują się tym problemem nie prosta. W niektórych przypadkach dziwne zachoma miejsc i tworzą się kolejki oczekujących. Funda- wania dzieci przejawiają już od samego początku, cja Alpha, która prowadzi poradnię dla osób z autyzmem działa od marca 2008 roku. Od tego czasu po pomoc zgłosiło tutaj 150 rodzin. – Większość z nich to mieszkańcy Lublina, ale i zdarzają się przypadki z innych miejscowości, a nawet województw. Obecnie pod naszą opieką znajduje się 72 dzieci będących w trakcie terapii. Cały czas prowadzimy także badania diagnostyczne, które potwierdzają kolejne przypadki autyzmu – mówi szefowa Fundacji. Im wcześniej tym lepiej Oswoić byka Jeszcze kilka lat temu diagnoza autyzm była czymś przerażającym i nieznanym. Rodzice, któ40 Im wcześniej zacznie się pracę z dziećmi autystycznymi, tym większe szanse na sukces Frassatianum ale są i takie przypadki, gdzie nagle po kilku latach wydarza się coś, co uaktywnia autyzm. Mówi się, że najwięcej objawów widać około 5 roku życia, jednak w Alphie diagnozowane są już także trzylatki. Jeśli pracę zacznie się z trzylatkiem to np. jako dziesięciolatek będzie on miał znacznie lepsze efekty niż jego rówieśnik, z którym nie prowadzono terapii. Im wcześniej się zacznie, tym większe są szanse na przygotowanie dobrego indywidualnego programu pracy i postępy dziecka są najbardziej widoczne. – Od samego początku, czyli od marca ubiegłego roku jest z nami Antoś, z którym wydarzyło się tak coś bardzo dobrego, że rodzice zastanawiają się nawet czy to dalej jest jeszcze autyzm – mówią terapeuci. Autyzmu nie da się jednak wyleczyć, ale można nauczyć się tak z nim funkcjonować, że jest on niemal niezauważalny. Wymaga to jednak wiele pracy, terapii, ćwiczeń i specjalnej diety. Maszyna do przytulania Na świecie są osoby z autyzmem, które ukończyły studia, pracują. Taki przykładem jest Raun Kaufmann. Został zdiagnozowany w wieku 18 miesięcy jako autysta cofnięty w rozwoju, z IQ poniżej 30. Nie załamując się jego rodzice Barry i Samahria Kaufmann, stworzyli unikalny program terapeutyczny, dzięki któremu Raun funkcjonuje dziś zupełnie normalnie. Jego niezwykła historia została zrelacjonowana w filmie nakręconym przez telewizję NBC Son-Rise; A Miracle of Love. Raun udokumentował ją ukończywszy na Ivy League University etykę biomedyczną. Jest teraz jednym z dyrektorów Score Educational Center. Sam przyznaje, że ma swoje kłopoty. Generalnie nie lubi ludzi, ale przyzwyczaił się, że nie patrzy na nich, kiedy do nich mówi. Autyzm to nie choroba, to określony sposób funkcjonowania kwiecień 2009 Drugim najbardziej znanym na świecie przypadkiem osoby z autyzmem, która funkcjonuje normalnie jest Templa Grandin – weterynarz. Templa pracuje głównie z krowami, które sobie upodobała. Zdaje sobie sprawę z tego, że ma kilka dziwnych zachowań, które muszą się wydarzyć, aby mogła dobrze funkcjonować. Skonstruowała maszynę do uspokajania bydła, a także swoją własną „maszynę do przytulania”. Co jakiś czas musi do niej wejść i zostać w odpowiedni sposób ściśnięta, by mogła dobrze sobie radzić. Jasno określone zasady Autyzm to nie choroba, to określony sposób funkcjonowania. Każdy organ badany przez lekarza wydaje się być zdrowy, a jednak ci ludzie widzą trochę inaczej, słyszą inaczej, inaczej się porozumiewają. W lubelskiej Alphie każdego dnia trwa żmudna praca. Zajęcia z psychologiem, logopedą, fizjoterapeutą. – Każdemu dziecku stworzyliśmy określony plan terapii, który ono na swój sposób rozumie. Gdy jest inaczej, dzieci autystyczne się gubią, stają się niespokojne, trudno do nich dotrzeć. U nas każdy, kto przychodzi, dostaje swoją kartę ze zdjęciem, na której ma wypisany na dany dzień plan zajęć w sposób dla niego czytelny. W wolne miejsca przyklejane są zdjęcia osób, z którymi danego dnia dziecko ma zajęcia. Wiedzą wtedy, że najpierw spotkają się z tą panią, potem z tym panem itp. Prosty porządek pozwala im funkcjonować – wyjaśnia Anna Prokopiak. Przed ludźmi z autyzmem długa i trudna droga. Jaka będzie ich przyszłość? Tata autystycznego Bartka pisze „Czasem wydaje mi się, że przyszłość jest trudniejsza od teraźniejszości. Bezustannie powraca pytanie: „Co będzie?”. Moje spekulacje bywają bardzo różne, w zależności od nastroju. Prawdopodobnie okres szkolny będzie bardzo trudny – życie i literatura pełna jest opisów, z których wynika, że dzieci szkolne są dla „tych innych” w najlepszym wypadku bezwzględne, w najgorszym okrutne. Czy uda się Bartka odpowiednio zabezpieczyć? A potem? Czy będą znajomi, praca, narzeczona?”. Na te pytania odpowie czas. I choć przyszłość jest niepewna, warto podjąć nawet najcięższą pracę by była najlepsza z możliwych. Agnieszka Gieroba 41 Renata Krupa Świętość czy jakość życia? 25 marca w uroczystość Zwiastowania Pańskiego obchodzimy Dzień Świętości Życia. Kościół Katolicki głosi, że źródłem świętości życia człowieka jest jego genealogia, Boże pochodzenie człowieka. Bóg-Stwórca, obdarzając człowieka istnieniem i życiem obdarza go podobieństwem do siebie, obdarza go nieśmiertelną duszą, która ciało ludzkie uświęca. To Boże pochodzenie nadaje właściwy wymiar człowiekowi i życiu człowieka. Ta wartość świętości nie odnosi się do człowieka, ale do jego życia. Niezależnie od tego, w jakim stadium rozwoju człowiek się znajduje i niezależnie od tego, jaki jest, człowiek-stworzenie Boże otrzymuje tchnienie życia od Boga i ma powrócić do Stwórcy. I choć człowiek może nie osiągnąć świętości, życie jego jest święte – nietykalne. Fakt uznania świętości życia ludzkiego pociąga za sobą konkretne następstwa – zobowiązuje do uznania nietykalności ludzkiego życia.1 Współczesny świat zamiast świętości życia proponuje nam pojęcie jakości życia”, według którego, życie posiada swoje uzasadnienie oraz swój sens, jeżeli reprezentuje „odpowiednią jakość”. Na temat tej sytuacji papież Jan Paweł II stwierdza: „Dzisiaj w wyniku postępu medycyny i w kontekście kulturowym zamkniętym często na transcendencję […] zaczyna przeważać tendencja do uznawania życia za wartościowe tylko w takiej mierze, w jakiej jest ono źródłem przyjemności i dobrobytu, cierpienie jawi się jako nieznośny ciężar, od którego trzeba się za wszelką cenę uwolnić” (Evangelium vitae, nr 64).2 Wiele osób może postawić pytanie czy zasada świętości życia nie dotyczy tylko katolików? Godząc się na jakieś działania akceptujemy również jego skutki. Nikt, niezależnie od wyznawanej wiary, swojego światopoglądu; nie ma prawa decydować o tym, kiedy życie drugiego człowieka ma 1 Wanda Półtawska. Świętość życia. Wychowawca III/2005 Ks. Artur Katolo. Wartość życia ludzkiego w bioetyce teologicznej http://apologetyka.katolik.net.pl/content/view/922/85/ 2 42 się skończyć, ani oceniać, czyje życie jest bardziej wartościowe. Jeżeli damy sobie takie prawo, życie żadnego człowieka nie będzie bezpieczne. Zalegalizowanie eutanazji w Holandii spowodowało, że niektórzy lekarze nie podejmują leczenia starszych osób z góry zakładając, że nie warto. Przewlekła choroba, niepełnosprawność, wady wrodzone coraz częściej spostrzegane są z perspektywy kosztów ekonomicznych dla społeczeństwa. Wprowadza się kategorię niechcianych dzieci w miejsce nieplanowanych. Dzięki temu terminowi podnoszone są głosy, że gdyby nie rodziły się niechciane dzieci, nie byłoby dzieci maltretowanych i porzuconych. Eutanazja i aborcja ukazywane są jako jedyne remedium na te problemy. Świat nauki proponuje niepłodnym osobom metodę in vitro, przy czym już nawet nie zważa się na to, czy są małżonkami i osobami o różnej płci. Zarodkowi odmawia się człowieczeństwa, poddaje się go selekcji i jeśli spełni określone normy (płeć, wielkość, nie posiadanie pewnych wadliwych genów itp.) ma szanse na wszczepienie do macicy i dalszy rozwój. W przeciwnym razie ginie. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w ciągu ostatnich kilku tygodni mamy do czynienia w polskich mediach ze zmasowaną próbą przekonania odbiorców do słuszności tych działań. Być może odbywa się to na zasadzie: skoro nie wychodzi nam dyskusja na temat kryzysu, to porozmawiajmy o aborcji, o eutanazji i in vitro. Wszystkie te „newsy” mają wspólne cechy: – opierają się na wywołaniu u odbiorcy współczucia, aborcja, eutanazja i in vitro przedstawione są jako jedyne (choć trudne) rozwiązanie problemu. Trudno nie współczuć ciężko chorym osobom – pytanie czy rzeczywiście eutanazja to jedyne wyjście by ulżyć czyjemuś cierpieniu? Dramatyczny apel o eutanazję własnego syna Barbary Jackiewicz spowodowany był jej potwornym zmęczeniem wieloletnią, całodobową opieką nad chorym. Frassatianum Janusz Świtaj prosił o eutanazję dla siebie, bo nie widział sensu swojego bezproduktywnego życia. Wystarczyła pomoc Fundacji Anny Dymnej, by sam zaczął pomagać innym. Również w wypadku p. B. Jackiewicz okazało się, że możliwa jest pomoc. Smutne jest to, że przez wiele lat nikt z tą pomocą nie śpieszył i to, że sytuacje te stanowią zamiast do dyskusji na temat usprawniania form pomocy powód do dyskusji na temat jak zalegalizować eutanazję. – atakują tych, którzy ośmielają się bronić świętości życia ukazując ich jako agresorów. Przykładem jest nowy proces pani Alicji Tysiąc, który tym razem wytoczyła Wydawnictwu „Gość Niedzielny” jako wydawcy i księdzu Markowi Gancarczykowi jako redaktorowi naczelnemu tygodnika „Gość Niedzielny”. Kobieta chciała usunąć ciążę, bo urodzenie dziecka mogło grozić jej nawet utratą wzroku. Po porodzie jej wzrok pogorszył się. Przyznano jej pierwszą grupę inwalidzką. Na brak możliwości aborcji poskarżyła się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który przyznał jej 25 tys. euro odszkodowania. Sprawę kilkakrotnie opisywał „Gość Niedzielny”. Pani A. Tysiąc poczuła się dotknięta sugestiami, że usiłowała dopuścić się zabójstwa, że nie chciała swojego dziecka, uważa za bezprawne ingerowanie w sferę życia prywatnego poprzez opublikowanie jej zdjęcia bez jej zgody. Ponadto p. A. Tysiąc uznała, że zostały naruszone jej dobra osobiste i że używano wobec niej języka nienawiści. Mamy tu do czynienia z sytuacją postawienia problemu do góry nogami. Ksiądz, który opisywał tę sytuację z perspektywy obrony życia musi bronić się oskarżany o używanie „języka nienawiści” (skojarzenia z „seansami nienawiści” jakie wg J. Urbana miał odprawiać Ks. Jerzy Popiełuszko kwiecień 2009 nasuwają się same). „Napisałem coś takiego: pani Tysiąc otrzymała 25 tys. euro odszkodowania plus koszty postępowania za to, że nie mogła zabić swojego dziecka. Mówiąc inaczej, żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono. Taką sytuację rozważał trybunał w Strasburgu. Czy w tych słowach jest jakaś przesada? Ja tylko i wyłącznie opisałem sytuację” – mówi ksiądz3. Pani Alicja Tysiąc chciała dokonać aborcji. Nikt nie może zaprzeczyć, że w trakcie tej procedury życie traci człowiek na etapie swojego rozwoju płodowego. Rozumiem, że p. A. Tysiąc bała się utraty swojego wzroku, ale decydując się na ten krok decydowała się na zabicie dziecka (czy też jak wolą inne środowiska płodu). Pozywając rząd polski do Strassburga i godząc się na nagłośnienie medialne sprawy przez popierająca ją Federację na rzecz Kobiet i Planowanego Rodzicielstwa upubliczniła swój wizerunek (publikowały je wszystkie liczące się dzienniki w Polsce). Czyli problemem nie jest to, że dziecko mogło stracić życie, ale to, że o tym się pisze a prawo do publikacji zdjęć mają tylko te media, które wypowiadają się neutralnie lub pozytywnie. Biskup Tadeusz Pieronek w wywiadzie dla Onet. pl powiedział: „Rodzice będą wybierać płeć, kolor oczu, włosów, wzrost, geny geniusza lub zbrodniarza. Będą jak twórcy Frankensteina. Czymże jest literackie wyobrażenie Frankensteina, czyli istoty powołanej do życia wbrew naturze, jak nie pierwowzorem in vitro? To makabryczna perspektywa, ale ona istnieje”. Został za to medialnie zlinczowany, chociaż taka selekcja genetyczna niektórych cech już się odbywa. W swojej wypowiedzi nie zaatakował dzieci poczętych w ramach procedury 3 http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,5435676,_ Gosc_Niedzielny__ws__Alicji_Tysiac__Potepiamy_grzech_.html 43 in vitro. Również Kościół w żadnej swojej wypowiedzi nigdy nie określał tych dzieci jako gorsze, potępiał natomiast samą technikę, jako godzącą w świętość życia. Reakcją na to działanie Kościoła jest takie przedstawienie sprawy przez zwolenników in vitro, jakby dzieci były przedmiotem ataku. „Chcę, aby moja córka miała prawo do godnego życia. Aby jej rówieśnicy nie wytykali jej palcami. By nie musiała słuchać dłużej, że jej rodzeństwo zostało zamordowane – tłumaczy inicjatorka stowarzyszenia Małgorzata Saramonowicz, mama 11-letniej Konstancji, która przyszła na świat po czterech latach starania właśnie dzięki in vitro – Co mam jej odpowiedzieć, gdy słyszy, że pierwowzorem in vitro jest Frankenstein? – pyta”4. Podczas procedury in vitro giną ludzkie embriony, przeżywa zaledwie ok. 20–30% z nich. Wiele tzw. nadliczbowych embrionów jest zamrażanych, nie wszystkie, doczekają się rozmrożenia i ponownego wszczepienia – w samych Stanach Zjednoczonych jak podaje amerykańskie centrum ds. kontroli schorzeń (Center for Disease Control) rocznie zostaje zniszczonych ok. 170 000–200 0005. Wynika z tego, że dziecko, które przychodzi na świat, rodzi się kosztem życia swojego rodzeństwa. Oczywiście to nie ono ponosi za to winę i to nie ono powinno ponosić tego ciężar. Nikt nie ma prawa ich za to obwiniać, są to takie same dzieci jak wszystkie inne i takie same prawa jak innym im przynależą. Ale to nie znaczy, że w imię dobrego samopoczucia (i to raczej rodziców i lekarzy przeprowadzających te procedury) mamy przemilczeć fakty o in vitro. – tezy świadczące na korzyść eutanazji, aborcji i in vitro prezentowane są jako niepodważalne i uzasadnione naukowo choć autorzy nie podają na to żadnych dowodów. Na stronie http://www.proinvitro.pl prowadzonej przez Stowarzyszenie Nasz Bocian czytamy; »iż z całą stanowczością „zarodek nie jest osobą”.. Ale naukowych dowodów nie przedstawiono…« „Są jakieś powikłania po in vitro? To pytanie zadała B. Pietkiewicz panu prof. Marianowi Szamotowiczowi (Polityka 10.03.2009) Jednym z powikłań jest brak ciąży. Nie wszystkim parom możemy pomóc”. Pan Profesor M. Szamotowicz – „twórca” pierwszego polskiego dziecka „z probówki” w tej odpowiedzi pominął wiele konsekwencji medycznych opisanych w międzynarodowej literaturze medycznej: • ryzyko śmiertelności noworodka poczętego metodą „in vitro” jest dwukrotnie wyższe niż dziecka poczętego naturalnie, • 9% dzieci z „in vitro” rodzi się z wadami wrodzonymi, u pozostałych dzieci odsetek ten wynosi 4,2%, • procedura „in vitro” obarczona jest 2,6krotnym wzrostem ryzyka urodzenia się dziecka z niską masą urodzeniową (w przypadku ciąży mnogiej ryzyko to wzrasta jeszcze bardziej), • 8,8% dzieci „z probówki” rodzi się jako wcześniaki, gdy tylko 4,1% pozostałych dzieci, • ryzyko ciąży pozamacicznej przy jednej z technik „in vitro” wzrasta dwukrotnie, • występowanie syndromu Beckwitha-Wiedermana prowadzącego do powstawania guzów u dzieci jest 9 razy częstsze niż u dzieci poczętych w sposób naturalny, • ryzyko mózgowego porażenia dziecięcego jest 60% większe niż u pozostałych dzieci (gdy przy „in vitro” stosowana jest procedura zamrażania embrionów ryzyko wzrasta o kolejne 23%)6 25 marca obchodzimy Dzień Świętości Życia. Módlmy się aby, nikt nie godził w jego świętość. 4 Ewa Zwierzchowska In vitro to nie wstyd. Życie Warszawy 06.03.09. 5 Dane za: Medyczne konsekwencje in vitro. Służba życiu I/20008, s. 17 44 Dane za: Medyczne konsekwencje in vitro. Służba życiu I/20008, s. 16–17 6 Frassatianum Nasza parafia jak co roku w uroczystość Zwiastowania Pańskiego przystąpiła do dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Serdecznie dziękujemy tym, którzy podjęli się tego ważnego dzieła i życzymy im aby wytrwali w swym postanowieniu. Co to jest Duchowa Adopcja? Jest to modlitewne zobowiązanie, podjęte przez konkretną osobę, w celu uratowania jednego dziecka, zagrożonego zabiciem w łonie matki. Imię tego dziecka znane jest jedynie Panu Bogu – On powierza modlitewnej opiece konkretne dziecko. Przez dziewięć miesięcy, każdego dnia, ogarniamy modlitwą dziecko i jego rodziców, prosząc Boga nie tylko o jego szczęśliwe narodzenie, ale i prawe wychowanie i życie po urodzeniu. Na modlitwę duchowej adopcji składają się: • jedna tajemnica (dziesiątek) Różańca św. • specjalna modlitwa, której tekst otrzymuje się podczas składania przyrzeczenia, • dodatkowa dobrowolna modlitwa lub inne postanowienie (Komunia i Msza św., post, zyskanie odpustu, walka z nałogiem, pomoc bliźniemu itp.). Można podejmować ją wielokrotnie, pod warunkiem wypełnienia poprzednich zobowiązań, za każdym razem trzeba składać przyrzeczenie. Naszą pewność tego, że Bóg wysłucha naszej modlitwy opieramy na wierze we Wszechmoc i nieograniczone Miłosierdzie Boże. Bóg jest Dawcą Życia i Jego wolą jest, by każde poczęte dziecko żyło i było otoczone miłością rodziców. Jakie są owoce duchowej adopcji? Wielostronne. Oprócz uratowania życia dziecka, duchowa adopcja wyprasza modlącemu się liczne łaski, uczy ofiarności i odpowiedzialności za drugiego człowieka, leczy głębokie zranienia, wywołane grzechem aborcji, może się stać czynnikiem odrodzenia wspólnej modlitwy i miłości w rodzinie. Świadectwa wielu kobiet ukazują, że poprzez podjęcie duchowej adopcji, Bóg pomaga im uwolnić się od bólu i ciężaru popełnionego grzechu aborcji. Owoce te mają także wymiar społeczny, przynosząc pokój i pogłębienie więzi społecznych, wpływając na stan świadomości w odniesieniu do ludzkiego życia. I ty możesz uratować dziecko – wystarczy tylko kilka minut modlitwy dziennie… Michał Kotyra Zabić wolność, „zabić księdza” Gdy w mrok wieczorny, północ wybiła, w wielu mieszkaniach rozległo się walenie do drzwi. I krzyk: „stan wojenny, ubrać się i wychodzimy”. Mężowie internowani. Nie wiadomo gdzie ich miejsce pobytu, miejsce kaźni, opozycjonista zamordowany przez niewiadomych sprawców. Czołgi wyjeżdżają na ulice miast. Szara milicja ruszyła spokojnym krokiem, waląc pałkami w tarcze, chcą tym zgiełkiem wykurzyć odwagę i męstwo wrogów-rodaków. Lecz to nic nie pomaga, trzeba przyłożyć po plecach, aż ofiara padnie pod nogi oprawcy. Ostatnio nasz KSM „Pulsare Deum” przygotował koncert z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Dziękuję Wam wszystkim za liczne przybycie na uroczystość. Wspominaliśmy czasy „oblężonej ojczyzny” przy archiwalnych zdjęciach, kwiecień 2009 45 piosenkach i balladach Jacka Kaczmarskiego oraz różnych wspomnieniach i poezji. Nie chcemy by bogata i bolesna historia naszego kraju była zapomniana. Chcemy świadczyć o dawnych bohaterach, którzy są dla nas wspaniałym przykładem walki o wolność. Pragnę również wspomnieć o kapłanie, który na podobieństwo Chrystusa, przelał swą krew, abyśmy mogli żyć w wolnej ojczyźnie – o księdzu Jerzym Popiełuszce. Byliśmy z naszym parafialnym oddziałem KSM na filmie „Popiełuszko – wolność jest w nas”. Pomimo, że film trwa dość długo (ponad 2 godziny) w ogóle nie odczuwałem płynącego czasu. Polecam szczerze obejrzenie dzieła Wieczyńskiego. Film jest pełen, ciekawostek i anegdot z życia kapelana Solidarności – tych smutnych i wesołych, radosnych i tragicznych. Niewiele wiedziałem o tym wielkim człowieku przed pójściem do kina na film, lecz teraz mam wymalowaną postać tego skromnego a zarazem wielkiego bohatera, męczennika. Ukazanie postaci Popiełuszki, jest wyważone i zwyczajne tzn.: przedstawiony jest jak normalny człowiek, ze swoimi słabościami i strachem przed śmiercią, nie jak jakiś odległy heros. Jedna z najbardziej wzruszających scen to jak ks. Jerzy zanosi w termosie ciepłą herbatę „tajniakom”, którzy non stop obserwują go i śledzą. Następną wymowną sceną jest ta, gdzie Popiełuszko prosi pewnych ludzi, aby modlili się o naocznego świadka, gdy on będzie umierał. A scena mordu... Wiele mógłbym przytaczać tutaj wzruszających i ciekawych chwil z filmu, ale nie będę zdradzał fabuły i psuł przyjemności z oglądania. Sami zobaczcie, naprawdę warto! Zainteresowany postacią księdza, zacząłem sięgać do jego kazań i ogólnie materiałów o nim. Znalazłem w jednym z jego przemówień litanię Solidarności, piękną modlitwę, której większość wezwań również teraz jest aktualnych, a oto jej fragment: Matko oszukanych, módl się za nami. Matko zdradzonych, módl się za nami. Matko w nocy pojmanych, módl się za nami. Kancelaria Parafii pw. bł. Piotra Jerzego Frassatiego czynna codziennie: godz. 17.00-18.00 Ks. Proboszcz Leszek Szuba tel. (0-81)5263987, 0604291651 Ks. Wikariusz Grzegorz Boguta tel. (0-81)5265666, 0721145246 46 Matko uwięzionych, módl się za nami. Matko na mrozie trzymanych, módl się za nami. Matko przerażonych, módl się za nami. Matko przesłuchiwanych, módl się za nami. Matko niesłusznie skazanych, módl się za nami. Matko prawdomównych, módl się za nami. Matko nieprzekupnych, módl się za nami. Matko niezłomnych, módl się za nami. Matko osieroconych, módl się za nami. Matko bitych w dniu Twojego święta Królowej Polski, módl się za nami. Matko zmuszanych do podpisywania deklaracji niezgodnych z sumieniem, módl się za nami. Matko dzieci tęskniących za uwięzionymi matkami i ojcami, módl się za nami. Matko matek płaczących, módl się za nami. Matko ojców zatroskanych, módl się za nami. Matko poniżanych uczonych i pisarzy, módl się za nami. Królowo Polski cierpiącej, módl się za nami. Królowo Polski walczącej, módl się za nami. Królowo Polski niepodległej, módl się za nami. Królowo Polski zawsze wiernej, módl się za nami. Módlmy się czasem tą litanią za naszą ojczyznę, ale również za kraje teraz okupowane, najeżdżane, bombardowane, aby wszystkie narody w końcu usłyszały dzwon wolności. A gdy przyjdą znów czasy nienawiści, zwracajmy się do Matki, Królowej polskiego narodu, Wolności w czasie niewoli i Nadziei, gdy w sercach jej brak. Na koniec chciałbym przytoczyć jeszcze słowa ks. Popiełuszki: „Prawda ma w sobie znamię trwania i wychodzenia na światło dzienne, nawet, gdyby starano się ją skrupulatnie i planowo ukrywać. Kłamstwo zawsze kona szybką śmiercią. Prawda zawsze jest zwięzła, a kłamstwo owija się w wielomówstwo. Korzeniem wszelkich kryzysów jest brak prawdy”. Walczmy o tę prawdę, bowiem, „Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, stalibyśmy się narodem wolnym już teraz”. P.S. Polecam stronę internetową: www.popieluszko.pl Ofiary na budowę kościoła można wpłacać na konto: Parafia pw. bł. Piotra Jerzego Frassatiego 20-601 Lublin, ul. Skierki 12 Bank PKO BP Oddział VI w Lublinie nr konta PLN: 73102031760000540200442475 nr konta USD: 77102031760000580200145193 Frassatianum Prace kamieniarskie przy układaniu posadzki i prezbiterium Foto: Stanisław Sadowski kwiecień 2009 47 Z placu budowy... (zima 2008/2009) Montaż zewnętrznych drzwi w kościele. Projekt: Andrzej Widelski. Wykonawca: Jan Pietras Foto: Stanisław Sadowski w 48 w w . f r a s s a t i . k u r i a . l u b l i n . p l Frassatianum
Podobne dokumenty
zbroja - Rycerze Kolumba
koncentrujemy się dzisiaj. Nie chodzi
więc o deprecjację ziemskiego zaangażowania „zwykłych” ludzi (ani tym mniej
o uznawanie jej za coś złego) ale o pokazywanie, że poza sprawami nawet dobrymi i b...
zbroja - Rycerze Kolumba
w domu Ojca. Wniebowzięcie Maryi
jest konsekwencją Niepokalanego
Poczęcia. "Coś", co jest bez grzechu,