Ostatnia „wojna dżentelmenów”

Transkrypt

Ostatnia „wojna dżentelmenów”
Ostatnia „wojna dżentelmenów”
2015-04-19
W wielu państwach, nie tylko europejskich, trwają obecnie obchody
stulecia wydarzeń związanych z Wielką Wojną, którą po 1945 roku nazywano I wojną światową.
Upamiętniane są wydarzenia drobne, np. mecz bożonarodzeniowy, jak i te znacznie większe, np.
kampania dardanelska nazywana przez Turków bitwą o Çanakkale, a przez świat zachodni –
bitwą o Gallipoli. Pomimo upływu stu lat bitwa ta wciąż znajduje się w pamięci narodów, które
wysłały na nią swoich synów – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów
Sił Zbrojnych, znawca i miłośnik historii.
Bitwa, podczas której pierwsze strzały padły 25 kwietnia 1915 r., trwała aż do 9 stycznia 1916 r.
Państwa ententy liczyły, że stanie się początkiem kampanii mającej na celu zdobycie Stambułu i
wyeliminowanie z I wojny światowej Imperium Osmańskiego. Nie udało się. A straty liczono w
setkach tysięcy. Tylko na polu bitwy śmierć poniosło niemal 130 tysięcy żołnierzy, a dwa razy tyle
zostało rannych.
Wspomnienie o bitwie przy przekąskach
22 marca 2015 roku w Resolute Support HQ w Kabulu kontyngent turecki uroczyście obchodził
setną rocznicę rozpoczęcia bitwy. Turcy zorganizowali w bazach serię wykładów dotyczących
Çanakkale, połączonych z degustacją potraw tradycyjnej kuchni tureckiej. W tym ostatnim
przedsięwzięciu nie do przecenienia był wkład i wysiłek obsady tureckiego DFAC-u (Dinning
Facility) z bazy na HKIA (Hamid Karzai International Airport in Kabul). Pracownicy ci, zgodnie z
zasadami metodyki, ustawili wzdłuż chodnika, na którym wiła się kolejką chętnych do spróbowania
tureckich potraw, plansze z fotografiami ilustrującymi przebieg bitwy. Ostatnim akcentem tureckich
obchodów była projekcja australijskiego filmu o bitwie „The Water Diviner”.
Çanakkale i Gallipoli to jedna z tych bitew w historii wojen, z udziału w której dumne są obydwie
walczące strony. Dla Turków jest to bitwa, w której zabłysnął talent wojskowy pewnego byłego
attaché militaire w Sofii, dowódcy 19 Dywizji Piechoty, podpułkownika Mustafy Kemala, który
potem – jako prezydent Kemal Atatürk – przeprowadził Turków z wieku XVIII w wiek XX i stał się
twórcą nowoczesnego państwa tureckiego.
W bitwie pod Gallipoli, dowodząc nowosformowaną dywizją, ppłk Kemal decyzje podejmował na
podstawie własnych danych z rozpoznania, często wbrew rozkazom przełożonego, niemieckiego
generała Limana von Sanders. Tuż po otrzymaniu informacji o przeprowadzeniu desantu żołnierzy
ANZAC (Australian and New Zealand Army Corps), przekraczając swoje kompetencje, obsadził 57
Autor: ppłk Andrzej Łydka
Strona: 1
pułkiem piechoty strategiczne pozycje na grzbiecie Koja Chemen. Do historii armii tureckiej
przeszedł jego słynny, szczery do bólu rozkaz wydany żołnierzom 57 pułku: „Nie rozkazuję wam tu
atakować. Rozkazuję wam tu umrzeć. W czasie, gdy będziecie umierali, inne oddziały i inni
dowódcy zdążą nadejść i zająć wasze pozycje”.
Ostatnia „wojna dżentelmenów”
W tej bitwie poległo 44 tysiące żołnierzy wojsk sprzymierzonych oraz ponad 86 tysięcy Turków. Do
tego należy doliczyć po obu stronach olbrzymią śmiertelność z powodu panujących chorób
(gorączki, dyzenterii i biegunki). Samych tylko żołnierzy brytyjskich zmarło ponad 145 tysięcy.
Podczas uroczystości w HQ RS Turcy zaznaczali kilkakrotnie, że uważają tę bitwę za ostatnią
„wojnę dżentelmenów” ze względu na przestrzeganie przez obydwie strony zasad prawa
wojennego.
Dla Australijczyków i Nowozelandczyków rocznica bitwy przypada na 25 kwietnia – dzień
rozpoczęcia operacji desantowej przez ANZAC (tzw. ANZAC-Day). Zajmuje ona chyba
najważniejsze miejsce w ich wspólnej pamięci. W tej bitwie odnaleźli swoją tożsamość narodową,
a żołnierze poznali swoją wartość. Okazali się lepszymi żołnierzami od Anglików i Szkotów.
Trzeba pamiętać, że przez długi czas Australia była postrzegana przez mieszkańców Dominium
jako teren zamieszkały głównie przez zsyłanych tam przestępców i króliki. I Australijczycy i
Nowozelandczycy byli uważani za tych gorszych poddanych. Należy zaznaczyć, ze Australia
przez całą wojnę nie zdecydowała się na wprowadzenie obowiązkowego poboru do wojska.
ANZAC został sformowany z ochotników.
Russel Crowe pod Gallipoli
Sala kinowa w HQ nie jest zbyt duża. Mieści się w niej około 70 widzów. Podczas projekcji „The
Water Diviner” Russela Crowe sala była wypełniona w połowie. Jak zwykle na film przyszli
żołnierze prawie wszystkich narodowości. Najwięcej było żołnierzy tureckich, lecz ani jednego
Australijczyka.
W filmie Russel Crowe (reżyser oraz odtwórca głównej roli) pokazuje zderzenie dwóch kultur oraz
dwóch mentalności. Pięć lat po bitwie, w 1919 roku grany przez niego farmer wyrusza do Gallipoli,
aby odnaleźć i pochować szczątki swoich trzech synów, którzy zaciągnęli się do ANZAC i polegli
w bitwie. Farmer jest pewien, że mu się uda. Posiada zdolności różdżkarskie, nie do przecenienia
w australijskim stepie. Potrafił również odnaleźć swoich nastoletnich synów zagubionych w burzy
piaskowej.
Po zakończeniu wojny na dawnym pobojowisku pod Gallipoli, które jest obecnie cmentarzyskiem,
pracują zespoły żołnierzy brytyjskich i tureckich ekshumujących szczątki poległych i budujących
cmentarze wojenne. Podczas bitwy ciała poległych żołnierzy zakopywano tam, gdzie padli. Nie
budzą zdziwienia widza równo ułożone pryzmy kości i czaszek z opisem namalowanym na desce,
np. „Turkish bones”. Pomocy farmerowi udzieli turecki weteran bitwy, major Hasan. Ojcu uda się
odnaleźć i wskazać pracującym żołnierzom miejsce spoczynku szczątków synów. Ekshumują
szczątki dwóch, w tym jednego z przestrzeloną czaszką, świadczącą o dobiciu rannego. W filmie,
którego akcja toczy się rok po zakończeniu wojny, pokazane są reminiscencje z okresu bitwy. Nie
Autor: ppłk Andrzej Łydka
Strona: 2
wszystkie sceny można zrozumieć.
O Australijczykach bez Australijczyków
Między innymi pokazany jest atak na bagnety żołnierzy ANZAC, w tym trzech synów bohatera, na
turecki okop. Okop, przykryty żerdziami tworzącymi daszek przeciwszrapnelowy, staje się pułapką
dla walczących bagnetami żołnierzy. Po wykłuciu przeciwnika Australijczycy wracają na własne
pozycje, pozostawiając w okopie rannych. Do okopu wchodzi australijski sierżant i metodycznie,
strzałami z karabinu, po kolei dobija rannych Turków. Działanie nie dość, że zbrodnicze (dobijanie
rannych) to w efekcie zmniejszające koszty bitwy po stronie przeciwnika. Pochowanie zabitych
pochłonie mniej energii i środków niż wielomiesięczne leczenie rannych oraz opieka nad nimi.
Cały ten atak na okop, z którego po zdobyciu go, Australijczycy się wycofują, wydaje się być
bezsensownym. Po oglądnięciu tej sceny zrozumiałem jednak, dlaczego na widowni nie ma ani
jednego australijskiego żołnierza.
Umieszczenie w filmie tej sceny wydaje się być dziwne, tym bardziej, że Russel Crowe dba o
szczegóły, nawet tak drobne, ale uwiarygodniające postać, jak nawykowe poprawienie munduru
przez majora Hasana tuż przed spodziewaną egzekucją. Sądzę, że jest to, niestety, działanie
celowe, uderzające w australijską dumę z tej bitwy. I obawiam się, że nie pomoże mu to w jego
wysiłkach uzyskania obywatelstwa Australii.
Oglądając film mogłem zauważyć, iż wspólna realizacja działań przez żołnierzy koalicji skutkuje
podobnym czy nawet wspólnym tokiem myślenia. Podczas sceny krótkiego odpoczynku po
ucieczce na koniach greckich partyzantów, z równie krótkiej, greckiej niewoli, major Hasan
znajduje w torbie przy siodle płaską, kanciastą butelkę, prawdopodobnie z ouzo (anyżówka), której
zawartością uczciwie, po żołniersku dzieli się z farmerem. Scena była krótka, ale głębokie
westchnienie, które wyrwało się z piersi widzów, było wyjątkowo długie.
Autor: ppłk Andrzej Łydka
Strona: 3

Podobne dokumenty