PDF, 396 KB - Nowy Teatr
Transkrypt
PDF, 396 KB - Nowy Teatr
Nie jesteśmy parodystami Strona 1 z 3 Nie jesteśmy parodystami Dorota Jarecka 2009-04-18, ostatnia aktualizacja 2009-04-17 18:51:35.0 Rozmowa z Daną Yahalomi i Omerem Kriegerem z izraelskiej grupy Public Movement Dzisiaj o godz. 18 w Warszawie przy pomniku stojącym w miejscu dawnego Umschlagplatz rozpocznie się akcja izraelskiej grupy Public Movement. Grupę tworzą izraelscy artyści Dana Yahalomi i Omer Krieger. Mieszkają w Tel Awiwie i aranżują niezwykłe akcje w przestrzeni publicznej. Znajdują się na pograniczu performance i tańca. Odbywają się bez słów, ale z użyciem muzyki i śpiewu. Rozgrywają się często z zaskoczenia, jako nagła ingerencja w ruch uliczny, która wygląda na anarchiczne i spontaniczne działanie. Pierwsza ich akcja odbyła się w 2006 r. w Tel Awiwie i polegała na upozorowaniu wypadku samochodowego. Obecnie w wyreżyserowanych przez Yahalomi i Kriegera akcjach bierze dodatkowo udział grupa od sześciu do ośmiu osób ubranych w białe stroje. Poruszają się w sposób zorganizowany, jak oddział wojska, co jakiś czas jednak zaburzając szyk, aranżując sceny przemocy, łamiąc porządek. Interesuje ich to, jak kształtuje się sfera publiczna, jakie miejsce zajmuje w niej jednostka i jak zmienia się jej zachowanie wobec tłumu. W 2008 r. artyści spędzili kilka miesięcy w Polsce. We wrześniu wzięli udział w festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi. Zaprosili przedstawicieli różnych ugrupowań, od anarchistów do skrajnej prawicy, by na specjalnie dla nich przeznaczonych stoiskach rozłożyli swoje druki i ulotki. "Poprawiali" także czarną farbą gwiazdy Dawida na łódzkich murach. Akcja w Warszawie została przygotowana na zaproszenie warszawskiego Teatru Nowego, jej kuratorką jest Joanna Warsza. Dorota Jarecka: Dzisiaj będzie można przyłączyć się do waszego spaceru po terenie getta w Warszawie. Idziecie tzw. Szlakiem Pamięci i Męczeństwa Żydów, od Umschlagplatz, przez Stawki, Miłą, Zamenhofa do pomnika Bohaterów Getta Natana Rappaporta. Czym to się będzie różnić od o trasy, którą robią izraelskie wycieczki przyjeżdżające do Polski, by uczcić pamięć Holocaustu? Dana Yahalomi: Przejdziemy tym samym szlakiem, ale w inny sposób. Są tam kamienie upamiętniające powstanie w getcie i jego uczestników. Będziemy się zatrzymywać przy niektórych, ale nie przy wszystkich. To, co robimy, to rodzaj ceremonii. Ale nie mogę wszystkiego odsłaniać. Każdy będzie mógł się przyłączyć. Jesteśmy przygotowani na to, że przyjdzie nawet kilkaset osób, im więcej, tym lepiej. Będziemy jak zwykle w białych strojach, mamy specjalnie na tę okazję przygotowane bluzy z napisem "Public Movement" i tytułem naszej akcji "Wiosna w Warszawie". Dlaczego wiosna? Chodzi o rocznicę powstania w getcie, która przypada 19 kwietnia? Omer Krieger: Nie tylko. Także właśnie o to, że jest wiosna, jest ładna pogoda, mamy nadzieję, że nie będzie padać i że ten spacer będzie przyjemnym doświadczeniem. Ale poza tym zbiera się więcej okazji naraz. W Izraelu niedługo będzie Dzień Pamięci Holocaustu, który w tym roku przypada kilka dni po rocznicy wybuchu powstania w getcie. Poza tym niedawno była Wielkanoc i Pesach, święta to czas pielgrzymek, to, co robimy, można nazwać turystycznym pakietem wiosennym. Za kilka dni pojawią się też w Polsce grupy Izraelczyków, delegacje młodzieży, wycieczki organizowane przez ministerstwo edukacji Izraela. Odwiedzają obozy śmierci, a potem także Kraków i Warszawę. Odbywają swój rytuał pod szczelną ochroną, oddzielone od możliwości kontaktu z Polakami. To jest ich krytyka? O.K.: Nie, raczej alternatywa. My nie chcemy powiedzieć, że upamiętnianie nie jest potrzebne. Chodzi nam o to, by zastanowić się nad tym, kto tworzy pamięć o Holocauście i w jaki sposób ją organizuje. Państwo robi to w specyficzny sposób, który niekoniecznie nam odpowiada. D.Y.: Problemem tych wycieczek jest to, że przekazują zamrożone komunikaty. Odbywają się według powtarzalnego schematu, i to, co się tam dzieje, jest dogmatyczne. Jadą na nie ludzie pod koniec szkoły średniej, na rok przed służbą wojskową. Ale nie wszyscy, tylko ci, których na to stać, więc są w jakiś sposób elitarne. Ciekawe, że początkowo nie jeździli na nie ludzie, którzy są potomkami Żydów, np. pochodzących z Maroka, uważali że nie są częścią tej samej historii. Ostatnio to się zmieniło, Holocaust przestał być historią grupy europejskich Żydów, stał się częścią historii narodowej. Kiedy byliście w szkole, pojechaliście w taką podróż do Polski? D.Y.: Ja i większość mojej klasy pojechaliśmy. Holocaust nie wywołuje jedynie ponurych emocji i nie jestem pierwszą osobą, która to mówi. Np. taki pisarz jak Ka-tzetnik w swojej twórczości mieszał własną biografię i obozową rzeczywistość z erotycznymi fantazjami. Kiedy to czytasz, nie wiesz, co jest realne, a co wymyślone, nastolatki czytające te książki są pod ich silnym wpływem. Część tych opowieści jest odczytywana przy wejściu do 5. sektora w Auschwitz. Autobusy pełne siedemnastolatków są naładowane seksualnie. Mieszają się zabawa, żałoba i sekretne pocałunki. Taka podróż jest ekstatycznym doświadczeniem. O.K.: Ja nie pojechałem. To była moja decyzja, nie chciałem. Rok wcześniej byłem w Niemczech na wymianie młodzieżowej. Odwiedziłem jeden obóz koncentracyjny na terenie Francji. Czułem się przeciążony, poza tym nie podobał mi się edukacyjny obowiązek, który polega na tym, że muszę płakać w tym momencie, w którym ktoś tego ode mnie oczekuje, że moje emocjonalne reakcje są przez kogoś zorganizowane. Jak w Dzień Pamięci o Holocauście wyje http://wyborcza.pl/2029020,76842,6507120.html?sms_code= 2009-04-18 Nie jesteśmy parodystami Strona 2 z 3 syrena i na dwie minuty staje ruch, nieważne gdzie jesteś, musisz się zatrzymać. Ale co można zaproponować w to miejsce? O.K.: Można sobie wyobrazić ceremonię, która nie polega na tym, że wszyscy powtarzają te same gesty, ale że na przykład są trzy grupy i każda robi co innego. My to właśnie chcemy zrobić, zaoferować inną narrację. Mówimy, że bierzemy to w swoje ręce. D.Y.: Chodzi o to, by ludzie mogli się dowiedzieć czegoś, czego wcześniej nie wiedzieli. Będąc wtedy w Polsce przeżywałam te same uczucia, które już znałam, smutek, rozpacz, tylko w ekstremalnej formie. To nie było odkrywanie czegoś nowego, czegoś o czym wcześniej bym nie wiedziała. Kiedy w zeszłym roku robiliśmy akcję w Zachęcie w rocznicę zamordowania Gabriela Narutowicza, chodziło nam o to, by zobaczyć, co może się stać, kiedy uroczystość zostaje wyjęta z państwowej narracji. Chcieliśmy też zapytać, kto jest odpowiedzialny za pamięć, czy zawsze musi to być państwo? Dlaczego takiej akcji upamiętnienia nie mogą przejąć od państwa np. artyści? Od trzech lat organizujecie w Izraelu akcje i performance w przestrzeni publicznej, których ważnym elementem jest choreografia, trochę harcerska, trochę militarna. Jesteście w białych strojach, w szeregu, poruszacie się rytmicznie, pojawia się taniec, ingerencja w ruch uliczny, zainscenizowane sceny przemocy. To parodia oficjalnych świąt? O.K.: Absolutne nie. Nam nie chodzi o parodię, nigdy nie chcieliśmy robić nic satyrycznego. Nie wymyślamy nowego języka, używamy elementów, które znamy z uroczystości państwowych albo np. z wojska, w którym oboje byliśmy, i żonglujemy nimi. Nie chodzi o to, by wyrazić siebie, by to miało jakaś indywidualną ekspresję. Interesuje nas, co się dzieje, gdy jakiś ruch, który nie ma znaczenia jako gest pojedynczej osoby, staje się masowy, powtórzony przez wszystkich. Ale co te gesty razem znaczą? Np. o co chodziło w akcji "Rally" z 2007 r.? Zaczęła się od złożenia wieńca przed tzw. Salą Niepodległości w Tel Awiwie, a skończyła na placu Rabina, gdzie dokonano zamachu na premiera Izraela. O.K.: Ważne, co to są za miejsca. Mało kto pamięta, że w budynku, w którym 14 maja w 1948 r. ogłoszono niepodległość Izraela, wtedy było muzeum sztuki, które dopiero potem zostało przeniesione do nowego budynku. Interesowało nas to spotkanie polityki i sztuki. Złożyliśmy tam kwiaty, też dlatego, że nie jest to miejsce, w którym zazwyczaj składa się kwiaty. W Dzień Niepodległości główne uroczystości odbywają się na cmentarzu rządowym na wzgórzu Herzla w Jerozolimie. Ważne, że po drodze zrobiliśmy przystanek w jeszcze jednym miejscu - pod budynkiem Likudu, siedzibą izraelskiej prawicy. Stanęliśmy na schodach i zaśpiewaliśmy pieśń, którą w 1934 r. napisał Zeev Żabotyński, jeden z najważniejszych przywódców ruchu syjonistycznego. Była hymnem syjonistycznej młodzieżowej organizacji Betar, i mówi o najważniejszych wartościach tego ruchu: godności, oporze i walce. Odśpiewaliśmy tę pieśń w miejscu, które jest dzisiaj symbolem brudnej polityki. To polityczna demonstracja? Antyrządowa? D.Y.: Nie. To jest raczej posługiwanie się elementami pewnej estetyki, by zderzyć ją ze znaczeniami, jakie są zawarte w tych miejscach. Operowanie symbolami. Niekoniecznie krytyka. Słyszeliśmy też np. głosy, że to, co robimy, kojarzy się z estetyką faszystowską. Gest złożenia kwiatów pod Salą Niepodległości jest gestem patriotycznym? O.K.: Można to tak nazwać. A gdyby zaproponowano wam, by takie akcje jak ta w Warszawie urządzać co roku? D.Y.: Na pewno byśmy się zgodzili. Można je też powtarzać bez nas. Chodzi o to, by zaangażowała się publiczność. Podobnie w akcji w Zachęcie my nie braliśmy bezpośredniego udziału, akcja rozgrywała się pomiędzy widzem, który wchodził do Sali Narutowicza w Zachęcie a ochroniarzami, którzy mu towarzyszyli. Bierzecie udział w demonstracjach w Izraelu? D.Y.: Zawsze chodzę na demonstracje, zarówno te państwowe, jak i niezależne, z tym że raczej przeciw wojnie w Gazie, niż za nią. Nie jesteśmy malarzami zamkniętymi w swojej pracowni, jesteśmy częścią społeczeństwa, interesuje nas to, co się dzieje na ulicy. Lubię się czuć jedną z tłumu, interesuje mnie to, co się dzieje, kiedy człowiek powtarza gesty, które robią jednocześnie inni ludzie. Interesuje mnie zderzenie, np. Dnia Pamięci [żołnierzy poległych w walce o Izrael], które jest bardzo smutną uroczystością, zaczyna się od wycia syren na znak żałoby, a Dniem Niepodległości, który następuje tuż po nim i jest wybuchem radości, zabawy. Ostatni wiec, w którym brałam udział, to było przyjęcie zorganizowane przez partię Hadasz, która grupuje izraelskich Arabów i lewicę, tuż przed wyborami do parlamentu. Odbyło się na dachu jednego z domów w Tel Awiwie, z widokiem na morze, było niezwykle wesoło, ludzie bawili się i tańczyli. A demonstracje w Polsce? W zeszłym roku byliście przez kilka miesięcy w Warszawie na pobycie studyjnym w CSW. D.Y.: Byłam na dwóch manifestacjach antyrządowych. Zdziwiło mnie że było tak mało osób, że na protest przeciwko http://wyborcza.pl/2029020,76842,6507120.html?sms_code= 2009-04-18 Nie jesteśmy parodystami Strona 3 z 3 zamknięciu stoczni przyszło tylko trzydziestu starszych panów. O.K.: Widziałem też manifestację z okazji 11 listopada, z przyjazdem Piłsudskiego do Warszawy i przemarszem wojsk. Różnica jest taka, że my nie urządzamy tzw. rekonstrukcji wydarzeń wojennych. Może dlatego, że te wydarzenia naprawdę się u nas dzieją, że mamy je pod bokiem. Dorota Jarecka Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - www.wyborcza.pl © Agora SA http://wyborcza.pl/2029020,76842,6507120.html?sms_code= 2009-04-18