Nie ma cudu bez naszego trudu

Transkrypt

Nie ma cudu bez naszego trudu
KZ NSZZ Solidarność przy IC we Wrocławiu
Nie ma cudu bez naszego trudu
11.09.2008.
Takiej manifestacji dawno nie było. Około 50 tysięcy związkowców Solidarności przyjechało do
Warszawy, aby upomnieć się o godną pracę i sprawiedliwą emeryturę dla wszystkich pracowników.
- To nie jest protest przeciw, ale manifestacja za konkretną wizją rozwoju Polski. Za tym, aby w
naszym kraju zaczęto inwestować w ludzi, najcenniejszy kapitał polskich firm - podkreślał Janusz Śniadek
przewodniczący NSZZ Solidarność. Już przed 10 rano pierwsze grupy zbierają się na pl. Piłsudskiego.
Pojawiają się transparenty, rozlegają pierwsze okrzyki, buczenie syren i gwizdy. "Nie ma cudu bez
naszego trudu", "Godna praca, godne życie" - słychać skandowanie. Żyją za 5 zł dziennie
Strugi ulewnego deszczu nie zniechęcają. Plac wypełnia się tysiącami pracowników, którzy zjechali do
stolicy ze wszystkich regionów kraju.
- Nawet niebo płacze nad naszym losem - zauważają nauczycielki z Rybnika, które jako jedne z
pierwszych przychodzą na miejsce rozpoczęcia manifestacji.
- Oświata nie jest traktowana poważnie. Wśród planów jest np. pomysł pozbawienia nauczycieli prawa
do wcześniejszych emerytur. A czy ktoś poważny może sobie wyobrazić, aby ponad 60-letni nauczyciel
wychowania fizycznego prezentował stanie na rękach, skakał przez skrzynię? Przecież jest to nie do
pomyślenia - mówi Urszula Grzonka, przewodnicząca oświatowej "S" z Rybnika.
Jej koleżanka Hanna Grzelec dodaje:
- Przyjechałam tu także w imieniu mojego syna, który jest studentem. Nie chciałabym, aby po uzyskaniu
dyplomu musiał wyjeżdżać z kraju. Przecież w Polsce powinien godnie żyć.
Niektórzy wyjeżdżali w środku nocy, żeby przed południem dotrzeć do stolicy. Nie wszystkim jednak
udało się dojechać na czas. Jeszcze grubo po godzinie 12, gdy na placu przemawiają już szefowie
międzynarodowych organizacji związkowych, ulicami suną autokary z setkami demonstrantów.
- Przyjechaliśmy do Warszawy, by upomnieć się o godziwe warunki zatrudnienia i zamanifestować swój
sprzeciw wobec polityki społecznej i gospodarczej rządu - mówią. Oburzenie wywołały szczególnie plany
ograniczenia liczby osób uprawnionych do wcześniejszych emerytur, przez wiele lat zatrudnionych w
szczególnych warunkach. Rząd chce zawęzić liczbę uprawnionych do emerytur pomostowych z 1,1 mln
osób do 130 tysięcy.
Jadwiga Jóźwiak pracuje w grupie Saint-Gobain Abrasives w Kole. Przyjechała z 50 kolegami i
koleżankami. Jeszcze kilka lat temu jej firma była w 24-tysięcznym mieście potentatem, zatrudniała 2800 pracowników. Dziś pracuje 1000 osób, 1800 musiało
poszukać pracy gdzie indziej. - Jesteśmy w takim wieku, że jeszcze pracujemy, ale za moment będziemy
ubiegać się o emerytury. I chcielibyśmy godnie zarabiać, żeby potem godnie żyć na tej emeryturze mówi. - Mam 30 lat stażu pracy i wyższe wykształcenie, a zarobki grubo poniżej średniej krajowej.
Myślałam, że moje doświadczenie kiedyś zaprocentuje, a okazuje się, że dla ludzi między 50. a 60.
rokiem życia nie ma perspektyw.
Jóźwiak wskazuje na puste obietnice premiera Tuska. - Społeczeństwo bardzo się rozwarstwiło, są grupy,
które zarabiają horrendalne kwoty i warto byłoby zapytać o wyniki ich pracy. Miesięczne zarobki
prezesów, także w naszej firmie, są 13-krotnie wyższe niż nasze. A pracujemy w warunkach szkodliwych,
mamy styczność z chemikaliami.
Oburzenia nie kryje też Elżbieta Wielg z Gdańska. - Jeżeli ktoś wierzył w cud, to dziś powinien otworzyć
szeroko oczy i być tu z nami. Widać dobitnie, że czego sobie nie wywalczymy, tego nie będziemy mieli.
Na gabinecie Donalda Tuska nie zostawia suchej nitki. - Ten rząd nie zrobił niczego, jeśli chodzi o
politykę społeczną. Wszystko zostało zawieszone w próżni. Oni chyba czekają na koniec kadencji, tylko że
ludzie żyją w tym kraju i nie mogą czekać - ani pracownicy, ani emeryci. Dla nich każdy dzień to często
walka o przetrwanie. Niektórzy żyją za 5 złotych dziennie, a przecież mamy wzrost gospodarczy. 780 zł
emerytury po 38 latach pracy
Oprócz Solidarności w demonstracji uczestniczą związkowcy z krajów Unii Europejskiej.
- Nie może być tak, że w Europie, jednej z najbogatszych części świata, pracownik nie może utrzymać
siebie i swojej rodziny. Nie może być tak, żeby po zakończeniu kariery zawodowej nie mógł spokojnie żyć
za godziwą emeryturę - podkreśla Józef Niemiec z Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych. Europa się bogaci, tylko korzyści z tego bogacenia czerpią ci, którzy dysponują kapitałem.
Sytuacja materialna, w jakiej znajdują się dziś niektóre osoby po przepracowaniu całego życia, woła o
pomstę do nieba.
Mieczysław Sękowski, który na manifestację przyjechał z Głubczyc (woj. opolskie) był zatrudniony jako
kierowca, później jako budowlaniec. Ma 38-letni staż pracy, a dostaje 780 zł emerytury. Choruje na serce
i prostatę, ale nie stać go na wykupienie niezbędnych lekarstw.
- Przeszedłem na wcześniejszą emeryturę, otrzymuję 80 proc. jej nominalnej wysokości. Obiecywano, że
jak skończę 65 lat to dostanę 100 proc., a teraz mówią, że ustawa się zmieniła i dostaję zaledwie 100 zł
więcej. Pobierałem 680, teraz mam 780 zł - opowiada. - Jestem po dwóch zawałach. Do końca życia
powinienem brać trzy rodzaje tabletek, które miesięcznie kosztują 120 złotych. Nie stać mnie na
kupowanie tych leków. Jak już nic nie mam, to czasem idę do opieki społecznej. Przedstawiam rachunki
http://solid.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 21:36
KZ NSZZ Solidarność przy IC we Wrocławiu
na 300 zł, to 100 zł mi nieraz zwrócą. Polityka społeczna to wielkie kłamstwo
O godziwych warunkach zatrudnienia z całą pewnością nie mogą mówić pracownicy Domów Pomocy
Społecznej.
- Rząd nie dostrzega naszych problemów - stwierdza krótko Marian Podkówka z "S" w Domu Pomocy
Społecznej z Klisina, który podczas manifestacji rozwinął transparent z dramatycznym apelem o ratunek. Nasza sytuacja jest bardzo ciężka, pracujemy z osobami chorymi psychicznie, a nasze wynagrodzenia są
znikome. Nakłady przeznaczane na utrzymanie takich placówek jak nasza są bardzo niskie. Najwyższa
pora, by państwo dostrzegło tę dramatyczną sytuację.
Co myśli o realizacji prospołecznych postulatów przez rząd?
- To jedno wielkie kłamstwo - stwierdza zdenerwowany. - Moje wynagrodzenie nie ma nic wspólnego z
godną płacą i absolutnie nie pozwala mi na utrzymanie rodziny. Jeśli ktoś dostaje 1200 zł i ma dwoje
dzieci, które chcą iść na studia, to już nie mamy o czym rozmawiać. A jako pracownicy DPS-ów nie
możemy strajkować. Przecież nie odejdziemy od ludzi, którymi się opiekujemy. To ciężko chore osoby i
gdyby coś się im stało, my odpowiadalibyśmy przed sądem. Dwa miesiące temu odbyła się manifestacja
pracowników Domów Pomocy Społecznej z całej Polski. Spotkaliśmy się z panią minister, złożyliśmy
petycję. I wciąż czekamy. Minister Kopacz? Nie daj Panie Boże
Demonstranci wyruszają z placu w kierunku Kancelarii Premiera. Idący na czele manifestacji prowadzą
wózki sklepowe z produktami pierwszej potrzeby, na które może sobie pozwolić polski pracownik lub
emeryt po opłaceniu rachunków oraz wykupieniu niezbędnych leków. Doskonale z tej sytuacji zdają sobie
sprawę pracownicy ochrony zdrowia. Irena Gadkowska z "S" Specjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w
Olsztynie mówi, że czują się pokrzywdzoną grupą zawodową:
- Pielęgniarki powyjeżdżały za granicę, często porzucając wykonywany zawód. Wcześniej powinno się
prowadzić politykę płacową zachęcającą do pozostania w kraju i rozpoczynania pracy w pielęgniarstwie.
Jeśli chodzi o
średni personel jest nas zwyczajnie za mało i nie możemy podchodzić do pacjenta tak jak powinnyśmy i
tak jak byśmy chciały. Wykonujemy tylko najpotrzebniejsze czynności. Za chwilę przechodzę na
emeryturę. Naliczono mi jej 1150 zł. Czy to jest godziwa emerytura? - pyta retorycznie i wrzuca jeden
grosz do puszki na wcześniejszą emeryturę dla Donalda Tuska.
W oczy rzucają się transparenty: "Za mało by żyć, za dużo by umrzeć", "Rząd Platformy i PSL-u ,
dziadem Cię zrobi przyjacielu", "Szpital sprywatyzowany, to pacjent bez piżamy".
Jak związkowcy oceniają poczynania minister zdrowia Ewy Kopacz?
- Nie daj Panie Boże! - mówi Gadkowska. - Pani minister wyobraża sobie, że do zwiększenia liczby
pielęgniarek dojdzie na skutek umów kontraktowych. A to oznacza, że dziewczyny będą pracować ponad
200 godzin miesięcznie za śmieszne pieniądze, które nie zrekompensują im rozłąki z domem i rodziną, bo
przy takim obciążeniu godzinowym będą spędzały większość czasu w szpitalu. Mija rok rządów Platformy i
nie ma żadnych reform. Nic.
Nad pochodem unoszą się balony z wypisanymi na nich obietnicami wyborczymi PO dotyczącymi
podwyżek płac, dialogu społecznego, solidarnej polityki gospodarczej.
Słychać okrzyki: "Przeżyliśmy Ruska, przeżyjemy Tuska", "Zanim będzie draka, usuńcie Pawlaka" i
"Platforma złodzieje". Związkowcy stoczni gdańskiej niosą kukłę premiera z hasłem "Słońce Peru za nasze
podatki". Manifestacja kończy się pod Kancelarią Premiera. Delegacja związkowców chce przekazać
petycję szefowi rządu, jednak ten nie znajduje dla nich czasu, mimo wcześniejszych obietnic. Petycję
odbiera minister Boni. - Mimo wszystko mamy nadzieję, że rząd, widząc determinację ludzi, wyciągnie
wnioski i w najbliższym czasie podejmie rzeczowe rozmowy - mówi Andrzej Kropiwnicki, przewodniczący
mazowieckiej "S". TYGODNIK SOLIDARNIŚĆ Współpraca
Paulina Madany, Przemysław Dubiński, Andrzej Jakubik
http://solid.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 21:36