Powrót pod znakiem rozbitych czołgów

Transkrypt

Powrót pod znakiem rozbitych czołgów
10
G ŁO S LU BAWS K I
LUBAWA WCZORAJ I DZIŚ
Z mojego sztambucha
Dajemy stypendium
i szansę zatrudnienia
Powrót pod znakiem
rozbitych czołgów
P OW I AT I Ł AWS K I .
Ostródzkie Centrum Kształcenia Kadr organizuje szkolenia dla osób bezrobotnych. Dlaczego warto z nich
skorzystać mówi dyrektor
CKK Waldemar Graczyk.
— Centrum rozpoczęło
realizację projektu szkoleniowego kierowanego do
osób bezrobotnych. W jakich kierunkach można się
kształcić?
— Przygotowaliśmy szkolenia zawodowe, których
ukończenie umożliwi znalezienie zatrudnienia przez
osoby bezrobotne. Są to następujące szkolenia: elektryk z uprawnieniami do 1
KV, rzeźnik-wędliniarz, formierz tworzyw sztucznych,
pracownik przetwórstwa
mięsa białego, tapicer, technolog robót wykończeniowych w budownictwie, opiekunka osób starszych i niepełnosprawnych, pracownik
pomocniczy obsługi hotelowej, sprzedawca, florysta,
stolarz, szwaczka.
— Uczestnicy mogą liczyć
na coś więcej niż tylko bezpłatne szkolenie?
— Zadbaliśmy o to by
uczestnicy naszych szkoleń
mieli zapewnione komfortowe warunki do nauki nowego zawodu i nie ponosili żadnych kosztów z tym związanych. Każdemu uczestni-
26 WRZEŚNIA -2 PAŹDZIERNIKA 2008
— Waldemar Graczyk,
dyrektor CKK Fot. Archiwum CKK
kowi szkolenia zapewniamy
stypendium szkoleniowe
w wysokości 432 złotych.
Ponadto: zwrot kosztów
przejazdu, materiały biurowe i szkoleniowe, ubrania
ochronne, obiad i serwis kawowy
— Jakie szanse na zatrudnienie mają uczestnicy po
zakończeniu szkoleń?
— Każdy z absolwentów
otrzyma ofertę pracy. Z dotychczasowych doświadczeń
wynika, że co druga osoba
w okresie trzech miesięcy od
zakończenia szkolenia podejmuje zatrudnienie.
— Do kiedy i gdzie trzeba
się zgłosić?
— Zgłoszenia przyjmujemy
w biurze w Iławie przy ulicy
Jagiellończyka 16 w pokoju
numer 5, a informacje pod
numerem telefonu 089 646
23 96. Czekamy od poniedziałku do piątku w godzinach 8-16.
mart
REKLAMA
Oprócz rodaków spoczywających w szczecińskiej Alei Zasłużonych pozostało wielu
żywych lubawiaków, którzy od wyzwolenia pracowali wraz ze społecznością tego
miasta nad jego rozwojem i rozkwitem.
pomniałem sobie wtedy moje
lata chłopięce, kiedy zaraz po
wojnie wraz z kolegami przyjechałem pociągiem towarowym z ławkami w środku z Lubawy do Iławy „obzorgować“
trochę ryb, bo w Lubawie „tego
za dużo nie było“.
Bernard Jacek Standara
[email protected]
Zamiast śpiewać „O Szczecinie zapomnimy, gdy ujrzymy
miasto swe“ zanućmy „O
Szczecinie przypomnimy, gdy
ujrzymy miasto swe“. Najdłużej, o ile wiem, odwiedzał
Szczecin Władek Dreszler,
nasz kolega z pułkowej szkoły, nagrodzony już na przysiędze jako wzorowy elew.
Gość w koszarach
Był on z zawodu kierowcą, po
wojsku jeździł tam dość często z lubawskimi produktami
mleczarskimi. Tam też wielokrotnie korzystając ze służbowej okazji odwiedzał nasze koszary, które potem przejęła
jedna ze spółdzielni mieszkaniowych. Robił to do czasu, gdy
przeszedł na emeryturę, a później mocą Bożego wyroku przeniósł się do „drugiej Lubawy“
znajdującej się na cmentarzu
parafialnym. Ostatni raz spotkałem go wśród żywych
w pewną jesienną niedzielę
w czasie drogi z kościoła św.
Jana do domu.
Pieszo do Lubawy
Wróćmy jednak do mojej
podróży powrotnej. Gdy tylko
dostałem bezpłatny bilet
z czerwonym paskiem
Pobojowisko przy
dworcu
Pobojowisko rozbitych czołgów, dział pancernych i ciągników
Fot. Archiwum
i wsiadłem do pociągu, to już
z góry wiedziałem, że większość drogi ze Szczecina przejadę bez zmartwień, kłopoty
natomiast mogą mnie spotkać
zaraz po przesiadce w Iławie,
gdy będę musiał na rozkładzie
poszukać połączenia do Lubawy. Jak tylko więc wysiadłem z pospiesznego pociągu
konduktor poinformował
mnie, że połączenie do Lubawy będę miał dopiero rano.
Zaprawiony w wojsku do maszerowania postanowiłem ruszyć do domu pieszo. Cóż bowiem znaczy marne osiemnaście kilometrów wobec
czterdziestokilometrowych,
pieszych ćwiczeń z plecakiem
czyli „skrzynka biegów“ i „gewerą“.
Widok z wiaduktu
Nie namyślając się długo postawiłem kołnierz „podszytej
wiatrem“ marynarki do góry,
mocno wcisnąłem na głowę
wiosenną szyberkę zwaną popularnie „lujmycą“ i ruszyłem
w drogę. Do wiaduktu szedłem
jeszcze miarowym i raźnym
krokiem. Ponieważ w nos uderzył mnie chłodniejszy idący od
lasu wiaterek, zatrzymałem się
na wiadukcie, aby jakoś do
nowej sytuacji się przyzwyczaić, oparłem się o poręcz obserwując z góry żmijki wagonów
ciągnione przez dyszące siłą
i wilgotną parą lokomotywy.
Dążyły w kierunku wiaduktu
i błyskały parowozowymi latarniami i gwiazdkami okien
oświetlonych wagonów. Przy-
Tu na placu przed dworcem
zamiast ryb zobaczyłem pobojowisko rozbitych czołgów,
dział pancernych i ciągników,
świecących dziurami wypalonymi w stali. Trupy żołnierzy
widocznie już z nich wydobyto i oddano matce ziemi. Gdzie
niegdzie jednak można było
dostrzec wypaloną zastygłą
krew. Kiedy już ze strachem
pooglądaliśmy ten obraz zniszczonej techniki wojskowej, podobnej do cmentarza, ruszyliśmy na peron, tam gdzie byli
żywi, gdzie właśnie przyjechali osiedleńcy ze wschodu. Głosy z wagonów odzywały się po
naszemu, jednak z innym niż
pomorski akcentem, choć równie smutnie podobnym jak
nasz, nie tak dawno, gdy niejaki pan Hitler wywłaszczał
nas z zagrabionej ojcowizny. —
Jula, Jula — odzywał się tkwiący do dziś w mojej pamięci
śpiewny głos — klampa się cieli, a powroza nie ma... Cdn.
GAWĘ DY KLIM K A Z DY Z BAK A
Paradny mostek
Bejotes
[email protected]
Paradny mostek,
A wody do kostek.
Wszystkiego genau się dowieta,
Jak tamój kiedyś wlezieta.
Ajwtego nie napisał poeta,
Eno zwykły wierszokleta.
Jo, powiedział Klimek, kiedy wej dowiedzieliśwa się
z gazety, że jakiś człowiek
z Susza chciał zgruntować
wodę pod nowym mostkiem, prowadzącym do
Świńskiego Rynku, to aż
nóm się nie chciało wierzyć.
Wiarygodne ludziska powiedali równak, że onego
218008STZO-a -F
człowieka z Susza tak suszyło, że wej dał się do knajpy
na Świńskim Rynku i wytutkał całką halbę od szyjki aż
do dupki, coby wej dobrze
potoknąć suchą jak pruchniata wierzba kiele Drewency gardziel. — Patrzta eno,
dziwował się stary Borus
z Grabowskiego Przedmieścia, ale wyklarujta mi co
onego człowieka tak suszyło.
— Nie wiem, odpowiedział
Klimek, widzi mi się wszystko bez ajwto, że boł z Susza.
Tamój bodaj tak lejdują
sznapsa, że już wszystko wychlali więc ten isty dał się aż
do Lubawy. Tu wej widać
spotkał jeszcze parę dycht
takich samych ochlapusów
co wej już dawno zabaczyli
do czego mają łapy i klepki
pod deklem. Każdy bowiem
ochlapus myśli, że łapy są
do podnoszenia flachy,
a klepki pod deklem do zalewania coby się nie rozeschły. Powiedają, że nawet
najgłupszy goryl z małpiego
gaju ma więcej drygu do ro-
boty niż ochlapus. On suszak widać po onym chlaniu
chciał się ochłodzić, równak
boł tak zalany, że całkiem
zabaczoł, co pod onym
mostkiem zamiast głębiawy
je eno miałka Sandela. Więc
trafnął zadkiem na kamole,
bo tamój nawet brei knap.
Potem kiedyśwa już zmiarkowali, że suszaka wykurowali w iławskim szpitalu
spotkaliśwa na Świńskim
Rynku jednego rejzendra, co
jechał maluchem z letniska.
Ajwten jak nas obaczoł to
zaczon nas wypytywać co
wej wiewa o lubawskim
stroju ludowym, bo wej on
na dniach będzie szrejbował
pracę dyplomową o lubawskim narodzie. Boł już wej
nawet kiele domu kultury,
równak tamtejszy dyrektor
postawioł drewnianiego
chłopa z karą, ale bez żadnego stroju, widać wej zabrakło mu forsy na chały.
Jeden chłop to ajwtemu rejzenderowi nawet powiedział, że lubawiaki mieli na-
Słowniczek
halba — pół litra
knap — mało
zgruntować — sprawdzić głębokość
wet muzejum, równak go
bodaj gdzieś wej przepukali.
Picek ostało się eno w Nowym Mieście też lubawskim. Słyszał też, że nowy
derechtor miał w naszym
domu kultury uczyć nawet
tańca lubawskiego, ale zara
po pierwszej wypłacie zabaczoł, którą nogą on taniec
się zaczyna i sprawa się rypła. Za to w Kurzętniku jakieś iste widzieli bodaj na
własne oczy, że cała dożynkowa parada była ubrana po
lubawsku. Widać kurzętniczaki siedząc na górce lepiej
wiedzą, jak idzie moda, a lubawiaki jak zawdy włożyli
w kieszenie od buksów łapy
i czekają, kiedy kulturą będzie regerować nowy obiecajda — zakończoł Klimek.

Podobne dokumenty