Na tegorocznym Pyrkonie swoją premierę miała

Transkrypt

Na tegorocznym Pyrkonie swoją premierę miała
Na tegorocznym Pyrkonie swoją premierę miała debiutancka książka fantasy dla dzieci i
młodzieży "Crom i uczeń czarnoksiężnika" pióra Krzysztofa S. Stelmarczyka. Autor ujął
mnie stwierdzeniem, że chciałby kiedyś napisać powieść kultową, ale nie wie jeszcze, jakiego
kultu. Plany na przyszłość ma więc jasno sprecyzowane, a póki co należy mu się uznanie,
gdyż pierwszy tom przygód niepokornej, rudowłosej dziewczynki to debiut wyjątkowo
udany. Cała seria również zapowiada się bardzo interesująco.
Akcja powieści dzieje się na planecie niemal w całości pokrytej wodą. Jedynym kontynentem
jest Wyspa, na której można spotkać zarówno zwykłych ludzi, jak i osoby obdarzone
zdolnościami magicznymi, a nawet baśniowe postacie. Każdy z mieszkańców tego
niezwykłego miejsca ma swoją „iskrę" – większą u osób parających się czarami i mniejszą u
tych, pozbawionych magicznego talentu. Jedynym wyjątkiem jest tytułowa bohaterka, której
iskra jest mała, a jednocześnie niezwykle jasna. Dlaczego? Tego jeszcze nikt nie odkrył.
Crom to rezolutna, odważna i pyskata dwunastolatka, która zdecydowanie nie daje sobie w
kaszę dmuchać. Niestraszny jej ani czarnoksiężnik, czyhający na jej życie na leśnej ścieżce,
ani wilkołak, któremu potrafi publicznie naubliżać od pchlarzy, ani nawet sam Czarny Mistrz.
Dziewczynka mieszka z rodziną w spokojnej wiosce, aż do chwili, gdy pada ofiarą zamachu
na swoje życie ze strony wspomnianego już czarnoksiężnika, Darka von Detha. Zamachu
nieudanego, gdyż ostatecznie napastnik postanawia wymierzyć zabójczy cios we własne
serce. Dlaczego? To także pozostaje na razie tajemnicą.
Babcia dziewczynki, dawniej słynna czarodziejka uznaje, że za napadem stoi ktoś znacznie
potężniejszy, wysyła więc Crom w podróż do stolicy w towarzystwie druida Montgomeryego
P. Bora oraz byłego ucznia czarnoksiężnika, Pera de Mort. Po drodze czeka na nich wiele
niesamowitych przygód. Spotkają też wiele niezwykłych postaci, jak choćby Czerwonego
Kapturka, który okazuje się być sześcioletnim, niestabilnym emocjonalnie chłopcem o
imieniu Harry i Wielkiego Złego Wilka, założyciela stowarzyszenia ZEW (Zreformowanych
Entuzjastycznie Wilkołaków).
Wartka akcja powieści nie pozwala nudzić się nawet przez chwilę. Stelmarczyk zaskakuje
pomysłowością, z jaką bawi się utartymi w literaturze fantasy schematami. Poza
wykorzystaniem bajki o Czerwonym Kapturku, znajdziemy tu również zamierzchłą wojnę
między siłami dobra i zła, miecz wykuty przed wiekami przez krasnoludów, dwie wieże
połączone lustrami, czy dosyć oryginalnie potraktowane prawo niespodzianki. A wszystko to
podane ze świeżością i z przymrużeniem oka. Urzekła mnie m.in. historia gnoma, który
postanawia zostać pierwszym przedstawicielem nowego gatunku – wodnego trolla, problem
w tym, że cierpi na wodowstręt. Cieszę się również z uświadomienia mi, że zawstydzony
krasnolud jest niebezpieczniejszy od rannego Minotaura.
Największą zaletą książki jest zdecydowanie humor, z jakim została napisana. Dowcipne
dialogi i ironiczne uwagi wymieniane między bohaterami nieustannie wywoływały u mnie
szeroki uśmiech. Choć mam wrażenie, że w wielu przypadkach jest to humor bardziej
zrozumiały dla dorosłych niż dla dzieci, do których kierowana jest książka (zgodnie z danymi
podanymi przez Wydawnictwo Zielona Sowa, Crom i uczeń czarnoksiężnika przeznaczona
jest dla czytelników w wieku 10+).
Spodobało mi się wydanie powieści. Przedstawiona na okładce Crom, zawadiacko
uśmiechająca się do czytelnika, idealnie pasuje do stworzonej przez autora postaci. Druk jest
wyraźny i dosyć duży, a dołączona mapka przedstawiająca świat, w którym rozgrywa się
powieść, pozwala na jego lepsze zrozumienie. Uważam jednak, że lepszym rozwiązaniem
byłoby umieszczenie jej na początku książki, a nie na końcu, gdyż sama trafiłam na nią
dopiero po skończonej lekturze.
Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po przygody "Crom i ucznia czarnoksiężnika". Zapewnią
one dobrą rozrywkę zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom.