Pobierz dokument
Transkrypt
Pobierz dokument
Teksty gdańskich legend wykorzystane na zbiórce. Legenda powstania nazwy ulicy Żabi Kruk. Legenda opowiada o Flisaku i pięknej dziewczynie imieniem Róża, która jest córką bogatego kupca. Miłość ta nie pozwala im wziąć ślubu ze względu na brak zgody Ojca. Jednakże flisak nazywający się Wojtek Kruk postanawia przedstawić się bogato Ojcu ukochanej, aby zyskać jego aprobatę na ślub. Długo pracował przy ścince drzew. Kilka lat tak minęło widując się z ukochana Różą skrycie. Po tych latach udało mu się odłożyć wystarczająco dużo, aby zakupić szaty godne dobrego mieszczanina. Wojtek kupiwszy szaty mieszczanina przyodział je, przyjechał do Gdańska by przedstawić się Ojcu Róży. Jednakże Róża nie zabrała flisaka przedstawić Ojcu tylko na wielki bal, który właśnie odbywał się w Dworze Artusa. Na balu tańczyli i balowali aż do momentu, kiedy przyszedł po zapadnięciu zmroku nikomu nieznany człowiek. Porwał on do tańca piękną Róże i tańczyli na parkiecie jak nikt inny. Wojtek to widząc upomniał obcego, iż Róża przyszła z nim i zapytał, kim jest zuchwalec. Obcy przyodziany na czarno spojrzał na Wojtka groźnym spojrzeniem i odrzekł złowieszczo „i tak byś nie uwierzył” Porywając do dalszego tańca Różę. Wojtek przyjrzał się bliżej obcemu i spostrzegł, iż to nie człowiek tylko sam diabeł. Krzyknął do Róży, aby nie tańczyła z nim gdyż to diabeł przebrany za Gdańszczanina. Po tym zatoczyli dwa koła na Sali i tańcząc coraz szybciej i szybciej oddalili się. Róża usłyszawszy słowa Wojtka odpowiedziała mu, że nie boji się go i By nie krakał złowieszczych słów. Wojtek po tych słowach zamienił się w Kruka. Nie umiejąc latać Kruk zahaczył o wierzę kościoła i spadł do bajora w rejonie Starego Przedmieścia. Rannego Kruka znalazły żaby z owego bajora, które opatrzywszy go zapytały, kim jest oraz jak się znalazł w ich bajorze. Kruk doszedłszy do siebie opowiedział im swoją historię. Żaby wysłuchawszy historię Kruka podniosły wrzawę, iż chcą się rozprawić z diabłem. Jednakże król żab w swojej koronie ogłosił, iż najpierw Kruk musi dojść do siebie zanim cokolwiek zostanie uczynione. Kruk w ramach podzięki dla żab za opatrzenie jego ran i doprowadzenie do zdrowia ostrzegał żaby przed nadlatującym pobliskim bocianem. Bocian ten po nieudanych łowach zrezygnował z polowań w tej okolicy. W między czasie Król żab dowiedział się od swojej kumy gdzie diabeł się ukrywa wraz z Wojtka piękną Różą. Król żab powiedział Krukowi, iż diabeł nie mogąc znieść płaczu Róży zamienił ją w kwiat i trzyma w pieczarze gdzie mieszka. Przekazał też Krukowi eliksir z ziół, dzięki któremu Czart będzie mocno spał. Kruk poleciał w wskazane miejsce i zastał diabła śpiącego jak i obok niego jego kwiat róży, w którym rozpoznał ukochaną. Wlał do ust śpiącego diabła podany przez króla eliksir by diabeł jeszcze mocniej zasnął. Kruk widząc, iż diabeł jeszcze mocniej zasnął wziął w swoje szpony wielki głaz i zrzucił na otwarte usta diabła. Czartowi złamał się wielki diabelski trzon i spadł na ziemię. W tym samym czasie Wojtek wraz z Różą odzyskali swoje ludzkie postacie. Uciekli przed diabłem do Gdańska zabierając diabelski trzon. Ojciec Róży po powrocie córki wydał zgodę na ślub z flisakiem. A czarci ząb na tę okoliczność do dziś wisi po prawej stronie głównego wejścia do Dworu Artusa wraz z wmurowaną rzeźbą czarta. Na pamiątkę tamtym wydarzeniom. Tekst legendy pochodzi ze strony: http://www.mojgdansk.com/legendy-gdanskie/zabi-kruk str. 1 Lwy gdańskie Gdańsk słynął niegdyś z wybitnych kamieniarzy, jednak żaden z nich nie był tak zdolny i tak znany jak Daniel. To spod jego ręki wychodziły największe arcydzieła, a rzeźbione w kamieniu przedmioty wyglądały jak żywe. Najchętniej Daniel rzeźbił lwy. Uwielbiał to do tego stopnia, że mieszkańcy miasta żartowali, że mistrz ma szczęście do tych zwierząt niczym jego biblijny imiennik, który wtrącony do jamy pełnej lwów zaprzyjaźnił się z nimi. Gdy rada miejska uchwaliła, by przyozdobić ratusz nowym herbem, zwrócono się z tym zadaniem do Daniela. Nie zdziwiło to nikogo, bo kto inny mógłby lepiej wyrzeźbić herbowe lwy, które strzegły korony i dwóch krzyży? Były to niespokojne czasy. Polska chyliła się ku upadkowi, nękana ze wszystkich stron przez wrogo nastawionych sąsiadów. Zwłaszcza pruski król spoglądał na Gdańsk, chcąc przyłączyć go do swych ziem. Rozwinięte, portowe miasto było dla niego łakomym kąskiem. Daniel nieraz rozmyślał o tym w czasie pracy, był jednak przekonany, że lwy pilnują polskiej korony, którą nad dwoma herbowymi krzyżami zawiesił kiedyś Kazimierz Wielki. Niebawem mistrz skończył pracę i zorganizowano wielkie święto z okazji odsłonięcia nowo wyrzeźbionego herbu. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali na moment, w którym ujrzą dzieło. Kiedy odsłonięto herb, przez tłum przebiegł szmer zachwytu. Jednak po chwili zabrzmiały zdumione głosy. - Mistrz musiał się pomylić! - Zakpił z nas! - Czyżby nie znał herbu własnego miasta? Ludzie zaczęli się przekrzykiwać i powstał jeden wielki hałas i zamieszanie. I rzeczywiście, nowy herb różnił się od tego, który widniał na wszystkich chorągwiach i pieczęciach. Tam lwy były zwrócone ku sobie, a ich wzrok spotykał się nad trzymaną w łapach tarczą. Ale wtedy z tłumu wystąpił starzec z długą, siwą brodą. Zgromadzeni rozpoznali w nim sławnego niegdyś mistrza kamieniarstwa, Krzysztofa. - Nie ma tu żadnej pomyłki - powiedział donośnym głosem. - Mistrz Daniel dobrze wiedział co robi. Spójrzcie na te lwy, ich wzrok biegnie ku Złotej i Wyżynnej Bramie, a tam zaczyna się królewska droga. Gdańskie lwy patrzą ku Rzeczpospolitej, oczekując od niej opieki i pomocy dla naszego miasta, gdy zajdzie taka potrzeba. Tłum ucichł. Ludzie w zadumie kiwali głowami, podążając za spojrzeniem lwów. Pomoc jednak nie nadeszła. Rozdarta Polska znikła z mapy Europy, a Gdańsk znalazł się na ziemiach pruskich. Jednak po ponad stu latach lwy gdańskie doczekały się powrotu Gdańska do Polski, a Polski nad Morze Bałtyckie. Test legendy pochodzi ze strony: http://www.bajkowyzakatek.eu/2010/12/polskie-legendy-lwygdanskie.html str. 2 Wizyta ostatniego Stolema w Gdańsku Dawno, bardzo dawno temu, na ziemi Kaszubskiej żył liczny ród Stolemów. Mimo, że byli oni olbrzymi – tak ze sto razy więksi od ludzi – z ludźmi żyli w zgodzie, częstokroć im pomagając. Z czasem jednak ludzi przybywało coraz więcej i Stolemom – którzy choćby ze względu na swoją wielkość potrzebowali dużo miejsca – zaczęło być za ciasno. Przenieśli się więc do dalekiej Skandynawii, na północ od Stavager. Przez jakiś czas żyli tam spokojnie, ale wkrótce i stamtąd musieli uciekać jeszcze dalej na północ, aż pod sam Nordkaap. Równocześnie ich liczba coraz bardziej malała, aż w końcu został na świecie jeden, jedyny Stolem. W 1454 r. Gdańszczanie przystąpili do podwyższania wieży kościoła Mariackiego. 6 lat później Mistrz Ertmann wykonał prowizoryczne zadaszenie podwyższonej o 36 m wieży, a tuz przed Wielkanocą 1466 r., Mistrz Andrzej i Mistrz Hinrik zakończyli osadzanie okien. Prace trwające 12 lat zbliżały się do końca. W drugi dzień Wielkanocy Gdańszczan obudził potężny prysznic. Strugi wody wdzierały się do domu przez wszystkie otwory i szpary. Na ulicy woda zmyła nawet dwie przekupki, które akurat prowadziły zażartą dyskusję. Wszyscy rzucili się do okien, aby zobaczyć skąd bierze się ten niespodziewany, gigantyczny prysznic. Ku swojemu zdziwieniu i przerażeniu zobaczyli olbrzymią postać, kroczącą strumieniem Motławy. Była ona tak wielka, że prawie przesłaniała słońce a ziemia drżała pod jej stopami. Gdańszczanie zrozumieli, że to ich miasta zbliża się ostatni Stolem. Przerażeni mieszkańcy grodu zaczęli chować się, gdzie kto mógł; np. rajcy miejscy ukryli się w piwnicy Dworu Artura, w umieszczonych tam beczkach po winie. Tymczasem Stolem znajdował się już na Głównym Mieście. Gdy zobaczył nową wieżę Mariacką, roześmiał się i powiedział: - Ale ładny stołeczek zbudowały te maleństwa. Wprawdzie mógłby być szerszy, alem zmęczony daleka podróżą i chętnie sobie tutaj przysiądę. Szczyt wieży zasłał olbrzymią kurtką i rozsiadł się wygodnie. Wieża zatrzeszczała pod nim, nawet w jednym miejscu zarysowała się – co do dziś jest dobrze widoczne – ale ostatecznie wytrzymała to olbrzymie obciążenie. Stolem odpoczywał spokojnie przez chwilę, po czym zawołał swoim donośnym głosem: - Hej ludzie! Panie burmistrzu! Panowie rajcy! Wyjdźcie ze swoich kryjówek! Nie zrobię wam żadnej krzywdy. Chciałem tylko odwiedzić ziemię swoich przodków. – Tutaj Stolem bardzo się rozczulił (bo Stolemowie, mimo swojej wielkości byli bardzo wrażliwymi istotami) i uronił łzę, która potoczyła się w kierunku Starego Przedmieścia, tworząc Żabie Bajorko. Ośmieleni ludzie opuszczali swoje kryjówki i zbierali się wokół Stolema, zasiadającego na wieży Mariackiej. Zaczęli też z nim rozmawiać, wypytując o jego losy, wspominając dawne czasy. W pewnym momencie olbrzym powiedział: - Mam pewne drobiazgi, które sam zrobiłem specjalnie dla was. Weźcie je dla swoich dzieci, do zabawy. Ze swoich przepastnych kieszeni zaczął wyjmować kamienne rzeźby: ptaków, żółwi, ryb, przeróżnych zwierząt, figury rycerzy i świętych. - Drogi i szanowny Stolemie – w imieniu Gdańszczan głos zabrał burmistrz – Szczerze dziękujemy ci za tak wspaniałe dary. Niestety nie tylko nasze dzieci, ale również i my, dorośli jesteśmy zbyt słabi i nie będziemy w stanie udźwignąć tych rzeczy. Chcielibyśmy natomiast, aby twoje piękne zabawki ozdobiły szczyty naszych kamienic, gdzie każdy mógłby je oglądać i podziwiać. Jeżeli możemy cię jeszcze o coś poprosić, to pomóż nam je poustawiać, bo my do tej roboty musielibyśmy zatrudnić ze stu ludzi. str. 3 Stolem szybciutko porozstawiał kamienne figury na kamieniczkach Głównego Miasta, gdzie można je oglądać do dzisiaj, po czym zaczął zbierać się do dalszej drogi. Mieszkańcy Gdańska żegnali go bardzo hucznie: kwiecistymi przemówieniami, dzwonami, salwami armatnimi. Właściciel restauracji „Pod łososiem” wytoczył ze swoich piwnic beczkę goldwassera, zawartość której olbrzym wychylił niby naparstek. Zachciało mu się jednak na pożegnanie spłatać jakiegoś figla. Niewiele myśląc zaczerpnął garść wody z Motławy i chlusnął nią z góry na zebranych mieszkańców. Na ulicach miasta powstał niesamowity galimatias i zamieszanie, bo wraz z wodą na ulicę poleciały ryby, a mieszczanie rzucili się, aby je zbierać. Gdy wszystkie wyzbierali Stolema już nie było. Podobno udał się na południe w kierunku Tatr, gdzie – jak niektórzy mówią – zapadł w długi, bardzo długi sen. Na pamiątkę tych niezwykłych odwiedzin Gdańszczanie postanowili pozostawić wieże Mariacką w takim kształcie, w jakim zastał ją Stolem. Bo wieść niesie, że kiedyś olbrzym obudzi się ze swojego snu i znowu przybędzie do Gdańska, aby pomóc jego mieszkańcom przywrócić dawną świetność miasta. Legenda pochodzi ze strony: http://www.rzygacz.webd.pl/index.php?id=35,195,0,0,1,0 str. 4