K. Stępień, Filozofia i góry. Rozmowa z
Transkrypt
K. Stępień, Filozofia i góry. Rozmowa z
C z ł o w i e k w kulturze 13 Filozofia i góry Rozmowa z Krzysztofem W r o c z y ń s k i m Î Wiem, że od lat wspinał się Pan w różnych górach i interesował alpinizmem. W Himalaje wyjeżdża Pan do dziś. Jak się to ma do zawodu filozofa ? Między pracą intelektualną i sportem nie ma żadnej sprzeczności. Wprost przeciwnie - m o ż n a dostrzec subtelny związek. Sw. Augustyn twierdził, że jeśli ktoś zajmuje się wyłącznie rozwojem duchowym i intelektualnym pomijając rozwój fizyczny, to jest po prostu leniwy. Ja podzielam ten pogląd i wydaje mi się, że praca intelektualna w r ę c z wymaga wysiłku fizycznego. Taki pogląd jest powszechny w wielu kulturach, z w ł a s z c z a Wschodu, a w s p ó ł c z e ś n i e jest raczej powszechny na c a ł y m świecie. Problem, jeżeli jest, to polega na czym innym. A mianowicie, po pierwsze, czy ów wysiłek fizyczny powinien m i e ć charakter wyczynowy i, po drugie, co w a ż n e w m o i m przypadku, dlaczego właśnie alpinizm. Gdy chodzi o pierwsze pytanie, to sądzę, że jest to kwestia i n d y w i dualnego wyboru. Sport wyczynowy wymaga ogromnego wysiłku i czasu, ale ma takie zalety, które wysoko cenią r ó w n i e ż ludzie nauki, pióra, sztuki, a nawet duchowni. Ja z a f a s c y n o w a ł e m się alpinizmem j u ż w szkole, i to za sprawą kilku kolegów-pasjonatów. Nie dokony wałem więc specjalnie świadomego wyboru, ale alpinizm mnie wciąg nął i o d p o w i a d a ł mi psychicznie. Zresztą u p r a w i a ł e m i inne sporty, na przykład szermierkę. 268 Rozmowa Alpinizm to sport bardzo niebezpieczny, dla wielu ludzi wręcz tajem niczy czy wyjątkowy... Owszem, to prawda. A l p i n i z m jest niebezpieczny. A l e o d p o w i e d ź na to pytanie nie jest prosta. M o ż e zacznę od pewnej uwagi. W dawnej terminologii, gdy zaczynałem się wspinać, funkcjonowało jeszcze pojęcie sportów heroicznych i niestadionowych. W tych sportach, jak s ą d z o n o , człowiek walczy sam lub w niewielkiej grupie, gdzie trudno było obserwować wysiłek, który był w dodatku niewymierny. Dziś rzadziej się takich określeń u ż y w a . Po pierwsze, coraz więcej sportów jest stadionowych, nawet tych bardzo elitarnych. Dzieje się tak z przy czyn obiektywnych. Dzięki technice m o ż n a o b s e r w o w a ć zmagania nawet bardzo niedostępne. Z drugiej strony pojecie SDortów heroicz nych, do których zaliczano m i ę d z y innymi alpinizm, baloniarstwo, ż e g l a r s t w o dalekomorskie, zdobywanie nieznanych części globu itd., jest nieco anachroniczne. C h o ć myślę, że sam problem heroizmu walki sportowej w j a k i m ś stopniu istnieje. Na moje pokolenie k o ń c a lat sześćdziesiątych ten aspekt alpinizmu bardzo o d d z i a ł y w a ł . Widoczne to było c h o ć b y w etosie taternika. Gdy chodzi natomiast o n i e b e z p i e c z e ń s t w o , to m y ś l ę , że dzisiaj w i ę k s z o ś ć sportów wyczynowych jest niebezpieczna dla zdrowia, a nawet życia. Trudno więc powiedzieć, aby alpinizm był tu c z y m ś bardzo w y j ą t k o w y m . Jeśli jest taki, to z uwagi na statystyczne wysoki procent ryzyka oraz okoliczności w y p a d k ó w . Są one niekiedy błahe czy wręcz „głupie", nieprzewidywalne, wyjątkowo „ n i e p o t r z e b n e " itd. J e d n a k ż e warto zauważyć, że gdy chodzi o niebezpieczeństwo wy czynowego chodzenia po górach, to zrazu owo n i e b e z p i e c z e ń s t w o nie jest tak widoczne, z w ł a s z c z a że alpinista nie jest bezbronny (ma sprzęt, doświadczenie, p a r t n e r ó w , nadto przyzwyczaja się do tradycyj nych dla tego sportu okoliczności, jak w y s o k o ś ć , zmiany pogody, ryzykowny teren itd.). Góry wydają się przyjazne. Dopiero z biegiem czasu, obserwując statystyki, analizując sytuacje innych alpinistów i w ł a s n e , powiedzmy „ g r a n i c z n e " , n i e b e z p i e c z e ń s t w o zaczyna się w pełni dostrzegać. M o ż e to trochę tak jak z j a z d ą samochodem. Filozofia i góry 269 Alpinizm wiąże się zatem z ryzykiem. Czy to ryzyko tak pociąga? Dla mnie taternik czy alpinista to oczywiście człowiek o d w a ż n y (nie histeryk), zdecydowany, zaradny, ale nie ryzykant. A l p i n i z m nie pole ga na ryzykowaniu, a przeciwnie - na umiejętności unikania ryzyka. A l p i n i z m to sztuka i daje satysfakcję, gdy zna się reguły. Ryzyko przychodzi jakby z zewnątrz, czy to obiektywne, czy subiektywne. Nie ma ryzykantów? Są o c z y w i ś c i e . To sprawa po trosze charakteru. A l e nie na tym polega sztuka. Istnieje opinia, że alpinizm, a zwłaszcza himalaizm wymaga znacznej tężyzny fizycznej, odpowiednich przygotowań. Na czym one polegają? To prawda, że alpinizm wymaga fizycznego przygotowania i o g ó l n e g o zdrowia. S p r a w n o ś c i o w e przygotowanie do wyprawy to na ogół do mena indywidualnej aktywności u c z e s t n i k ó w , a przy w y c z y n o w y m traktowaniu, zwłaszcza himalaizmu, aktywność dość skomplikowana. Przygotowanie obejmuje różne sprawy. Nie tylko siłę mięśni czy w y trzymałość. W k a ż d y m razie jadąc na w y p r a w ę nie m o ż n a być „prze trenowanym". Nigdy nie wiadomo, ile sił trzeba b ę d z i e w y k r z e s a ć . Trzeba m i e ć ich zapas, i to spory. Nie m o ż n a być przygotowanym na 90 czy 120 minut. Wysokogórskie wspinaczki mogą być wspaniałą okazją do pracy nad charakterem. Jaki jest wpływ uprawiania tego typu sportu na kształ towanie charakteru? K a ż d y sport jest szkołą charakteru. Wymaga w y t r w a ł o ś c i , w y r z e c z e ń , u p o r z ą d k o w a n e g o trybu życia itd. Ale też i każdy sport wyrabia cnoty specyficzne; alpinizm, a zwłaszcza himalaizm, r ó w n i e ż takie sprawno ści kształtuje, szczególnie u ludzi młodych. Sądzę, że oprócz oczywis tych sprawności psychicznych i fizycznych, takich jak odpowiedzial ność, w y t r w a ł o ś ć , opanowanie, niepopadanie w histerię w sytuacjach 270 Rozmowa trudnych itd., alpinizm i himalaizm wymaga, co szczególnie chciałbym podkreślić, umiejętności współdziałania w zespole w trudnych warun kach w e w n ę t r z n y c h i z e w n ę t r z n y c h . Od dobrze dobranego zespołu ogromnie dużo zależy. Trudne warunki górskie sprzyjają nieporozu mieniom, niepotrzebnymi kłótniom. Dlatego rola kierownika wyprawy jest tak ważna. Ponadto chciałbym podkreślić o d p o w i e d z i a l n o ś ć i zaufanie. Zwykle bowiem w warunkach górskich jedynym człowie kiem, który m o ż e p o m ó c , jest partner. Tu nie ma lekarzy, m a s a ż y stów, karetki pogotowia. A l e to bardzo łączy ludzi. Mówił Pan o alpinizmie i jego specyfice sportowej. Rozmowa jest „obiektywna". Ale czy można zadać pytanie bardziej osobiste i bardzo banalne: dlaczego Pan chodzi w góry? Wciąż do nich wraca, choćby tylko we wspomnieniach... Dlaczego c h o d z ę w g ó r y ? dlaczego się wspinam? Te sprawy są dla mnie bardzo bliskie, ale nie identyczne. Nieidentyczne dlatego, że wrażenie robią na mnie k a ż d e góry, i to od dziecka. W szkole chodzi ł e m po Beskidach, na Pilsko i Babią Górę, w Gorce, Beskid Sądecki, później w Sudety. Uwielbiam Góry Świętokrzyskie i zawsze gdy je przejeżdżam w drodze do Tatr czy z innych p o w o d ó w mam wrażenie, że z n ó w jestem w górach. A przecież nie ma tam mowy o alpinizmie. To samo oczywiście odczuwam również w górach wysokich. Jest to j a k a ś mistyka gór, o której m ó w i ł o wielu ludzi, poetów, myślicieli, malarzy. Czuję z nimi pewne p o k r e w i e ń s t w o . Jest w górach j a k i e ś piękno, które chce się z d o b y ć , zachować. Inaczej się tam myśli i od czuwa. Nie należę zatem do ludzi, którym góry zasłaniają widok. A l p i n i z m jest j u ż , jak dla mnie, nieodłącznie związany z odkrywa niem i zdobywaniem, z pokonywaniem obiektywnych trudności we wspinaczce i pokonywaniem własnej słabości fizycznej czy psychicz nej. To jest pewna sztuka. M o ż e właśnie ta cecha łączy różne wspom niane postaci alpinizmu, p o c z ą w s z y od wyczynowego zdobywania nowych szczytów i ścian w różnych częściach świata, a skończywszy na wspinaczkach na sztucznych ściankach. O c z y w i ś c i e w pełni reali zuje się to w warunkach górskich. Filozofia i góry 271 Dlaczego się wspinałem, j e ź d z i ł e m w góry i wracam do tego? M o ż e dlatego, że takie wyprawy zawsze t r a k t o w a ł e m serio. To nie była jedynie rozrywka czy rekreacja. O p r ó c z czysto sportowej r y w a l i zacji, zawsze obecnej, k a ż d a górska wyprawa „ n a ś l a d o w a ł a " niejako sytuacje życia codziennego; dawała poznanie siebie, k o l e g ó w , sztukę osiągania celu, a również gorycz porażki. K a ż d a wyprawa to ciąg zdarzeń logicznie powiązanych, począwszy od planów i szczegółowej analizy celu, decyzji, doboru partnerów, trudności związanych z reali zacją, wreszcie analizy tego co się stało i trzeźwej oceny - czasami radosnej a czasami gorzkiej. T r a k t o w a ł e m to serio t y m bardziej, że owo „ n a ś l a d o w n i c t w o " posunięte było do granic... Wiele razy znajdo w a ł e m się w sytuacji „granicznej" i nigdy bym tych sytuacji nie od dał, chociaż czasem się przyśnią i nie są to sny przyjemne. Dla mnie zawsze był to znak, że trzeba wrócić w góry. II W ostatnich latach kilkakrotnie wyjeżdżał Pan na wyprawy w Hima laje, i to odnosząc sukcesy. Czy mógłby Pan coś o nich opowiedzieć? Jak dochodzi do zorganizowania takich wypraw? Przecież jest to zbiorowy wysiłek... Ściśle m ó w i ą c sukcesy odnosi zespół. Konkretny uczestnik niewiele by dokonał bez k o l e g ó w . Tak jest zresztą we wszystkich sportach zespołowych. W przypadku naszych wypraw o taki wysiłek chodziło - właśnie zespołowy. Historia natomiast moich wyjazdów w Himalaje sięga 1982 roku, kiedy to wstąpiłem do Mazowieckiego Klubu Gór skiego „ M a t r a g o n a " , założonego i kierowanego przez Andrzeja Z b o i ń skiego. Od tego czasu uczestniczyłem w k i l k u wyprawach organizo wanych przez Z b o i ń s k i e g o i rzeczywiście odnosiliśmy sukcesy. Gdy chodzi natomiast o zebranie zespołu, to jest zawsze sprawa otwarta. Decyduje kierownik, a członkowie wyprawy m o g ą być z różnych środowisk. I tak faktycznie było. W ostatnich wyprawach c z ł o n k o w i e Klubu stanowili nawet mniejszość na wyprawie. 272 Rozmowa A więc wyprawy w Himalaje organizuje jakiś ośrodek czy klub jak ten wspomniany wyżej? Niekoniecznie. Dzisiaj jest d u ż a swoboda w organizowaniu wypraw. M o g ą być wyprawy całkiem prywatne, organizowane przez alpinistów, którzy się znają i chcą coś zdobyć. Decydują pieniądze. To prawda, że czasem łatwiej zdobyć sponsorów przez instytucje. Z w ł a s z c z a gdy cel jest bardzo ambitny i wykupienie zezwolenia na zdobywanie szczytu jest wysokie. P r z e w a ż n i e jest to w ó w c z a s najdroższy element wyprawy. No, ale pieniądze to inna sprawa... A jakie były cele członków klubu? Himalaje są ogromne. To są tysiące kilometrów gór. Istnieje przekona nie, że ciekawych i oryginalnych celów (również pierwszych wejść) starczy na wiele lat. Ilość szczytów ośmiotysięcznych jest o c z y w i ś c i e ograniczona (czternaście), ale gdy policzyć wierzchołki ośmio tysięczne, to jest ich więcej (około dwudziestu dwu). M o ż n a więc sobie wyobrazić, ile jest siedmiotysięczników i sześciotysięczników. I ile jeszcze niezdobytych... A przecież himalaizm to nie tylko szczyty do zdobycia, to ściany, granie, filary itd. M ó w i ę o tym dlatego, że wybór celów m o ż e być różnorodny. We dług różnych kryteriów. Czasem bywa przypadkowy. Jest po prostu taka okazja. Nasz w y b ó r padł na niewielki masyw w Himalajach zachodnich o nazwie Lahul w Himachal Pradesh, czyli hinduskim stanie o nazwie Himalah. Ja nie uczestniczyłem w t y m wyborze, g d y ż Andrzej Zboiński z „ M a t r a g o n ą " rozpoczął eksplorację tego rejonu j u ż w latach siedemdziesiątych, ale po tragicznej p r ó b i e polskiej penetracji tego całkiem nieznanego rejonu przez w y p r a w ę z Lublina (1977) to zostało zaniechane. Zginęło w ó w c z a s dwóch u c z e s t n i k ó w wyprawy. M a j ą oni dzisiaj symboliczne pomniki we wsi Bathal w Lahul. P a m i ę ć o nich jest do dziś bardzo żywa. My podczas jednej z wypraw także odwiedziliśmy Bathal. Filozofia i góry 273 A więc Lahul był masywem nieznanym? Zupełnie. Żaden z kilkunastu sześciotysięczników masywu nie był zdobyty, a o tym, że w ogóle istnieje, wiedzieli tylko miejscowi. Po nadto Brytyjczycy, którzy próbowali przeprowadzić tamtędy s w ą drogę imperialną jeszcze przed wojną (do Afganistanu prawdopodob nie), i Amerykanie ze zdjęć satelitarnych. Z d o b y ć informacje o masy wie było bardzo trudno. T r o c h ę p o m a g a ł o szczęście. Obecnie, po dwudziestu latach wiedza jest bez p o r ó w n a n i a większa, a w Lahul przed dwoma laty spotykaliśmy j u ż grupy H o l e n d r ó w i Brytyjczyków na rowerach górskich. Gdy chodzi o alpinizm, to Polacy mają tu s w ą piękną kartę. Nie przegraliśmy rywalizacji. A zatem Pan włączył się do tej rywalizację? Tak. M i a ł e m spory staż górski i doświadczenie (ale nie himalajskie) i zespół przyjął mnie z zadowoleniem. Przez te lata z a w a r ł e m tam wiele przyjaźni, p o z n a ł e m oczywiście zachodnie Himalaje i W s c h ó d . To w a ż n e . Nie jedzie się tak po prostu w Himalaje. Jedzie się do krajów Wschodu, które mają swój koloryt i zapach. Oprócz alpinizmu wszyscy p o z n a w a l i ś m y z emocją Indie. A l e tak robią wszystkie wyprawy. U r o k o w i Wschodu trudno się oprzeć. Czy mógłby Pan coś bliżej o tych wyprawach powiedzieć? M ó g ł b y m , ale tego numeru pisma by nie starczyło, a m o ż e i n a s t ę p nego. Wyprawa to ogromne przeżycie. K a ż d y szczegół wart jest opo wieści: czy to karawana i jej organizacja, czy to p o d r ó ż w same góry, życie w bazie, zabawne i smutne momenty przy drodze na szczyt, aklimatyzacja. A dla fachowców dochodzi jeszcze wiele, wiele infor macji o sprzęcie, warunkach, topografii. 274 Rozmowa Powiedział Pan, że Polacy w masywie Lahul mają swoją kartę i osią gnięcia... Polacy mają swoją kartę i pozycję wszędzie w Himalajach. Istnieje nawet anegdota, że gdy wypowie się n a z w ę n a r o d o w o ś c i „Polak", to m o ż n a dołączyć do każdej wyprawy. Ale m ó w i ą c serio, w Lahul rywalizowały ze sobą wyprawy hinduskie, brytyjskie, polskie i j a p o ń skie - wymieniając zresztą informacje i zdjęcia. W 1994 roku ciepło witaliśmy w namiocie J a p o ń c z y k ó w , którzy wysłali delegację, a nastę pnie przyjęli nas z kurtuazją u siebie kilka razy, dzieląc się wszystkim i dając próbkę japońskich obyczajów. Ale oczywiście była i korespon dencja, wymiana d o ś w i a d c z e ń . Ostatecznie zdobyliśmy dotychczas trzy z jedenastu szesciotvsieczn i k ó w (ja w s z e d ł e m na dwa - w 1984 i w 1998 roku) i około siedem nastu szczytów niższych. Pod w z g l ę d e m pierwszych wejść chyba wyprzedzamy innych, ale to się zmienia i dziś j u ż m o ż e być inaczej. Do rywalizacji włączyli się i inni. Spotykaliśmy N o w o z e l a n d c z y k ó w , Austriaków, którzy uczestniczyli we Mszach świętych w bazie i b y l i zaskoczeni, że m o ż n a mieć na wyprawie kapłana Kościoła katoli ckiego. A m y ś m y w zespole mieli księdza, i to d o s k o n a ł e g o himalai stę, który wszedł na szczyt jako pierwszy - ks. Krzysztof Gardyna wraz z Ryszardem W r o n ą . Jakie warunki panują w Lahul? Powszechnie wiadomo, że załamania pogody, mróz, lawiny to największe niebezpieczeństwa? K a ż d a część Himalajów ma swoją specyfikę. I trzeba ją znać. Są o c z y w i ś c i e prawdy generalne. A więc takie jak, na przykład, w jakich miesiącach jest monsun, a w jakich nie; kiedy najlepiej j e c h a ć , jakie są warunki lodowcowe itd. Gdy chodzi o Lahul, to jest on w strefie, gdzie monsun nie jest j u ż silny (wytraca wilgoć wiejąc od wschodu). A l e bywają zmiany i niespodzianki. W k a ż d y m razie m o ż n a do masy wu dotrzeć w ó w c z a s , gdy w Nepalu i Garwalu na w s p i n a c z k ę za w c z e ś n i e . To powoduje, że idzie się w pełni lata i niezłych warun kach. Ale na przykład w 1994 roku warunki były fatalne i zdobyliśmy szczyt ostatnim wysiłkiem (Jan Duszczyk, Ravi Kumar). Ja wycofałem Filozofia i góry 275 się w ó w c z a s 150 m przed szczytem przez błąd techniczny (to też się zdarza). Gdy chodzi o lawiny śnieżne, to na ogół niebezpieczeństwo jest niewielkie, c h o ć lawiny zawsze są m o ż l i w e . Natomiast lawiny lodowe są intensywne, ale j a k się wie, gdzie iść - nie zagrażają. Gorzej ze szczelinami. B y w a j ą ukryte i bardzo g ł ę b o k i e (kilkadziesiąt m e t r ó w co najmniej), a ponadto trzeba przez nie p r z e c h o d z i ć . M o g ą być zdra dliwe i - szczęśliwie! - wyciągaliśmy j u ż z nich kolegów. Wspomniał Pan o bazie, w której była celebrowana ofiara Mszy świę tej. Rozumiem, że każda wyprawa musi mieć bazę. Oczywiście. W góry niesie się m n ó s t w o sprzętu (jest wieziony na mułach, jak w naszych wyprawach, lub n i o s ą go tragarze, tak j a k w Nepalu). G d z i e ś to trzeba złożyć. Zdobywanie szczytu trwa, g d y ż trzeba c h w y c i ć aklimatyzację. Baza musi b y ć wygodna: z d o s t ę p e m do wody, nie za wysoko. Życie w bazie to o d r ę b n a o p o w i e ś ć . Jest to centrum życia wyprawy. Czy w czasie tych wypraw przeżywaliście sytuacje szczególnie trudne? K a ż d a wyprawa ma swoją dramaturgię i momenty trudne są zawsze. Ja na każdej z wypraw miałem chwile ciężkie. To normalne. Wszyscy je mają. Jest jednak faktem, iż nie było ż a d n e g o ciężkiego wypadku - a to jest osiągnięcie. Duża, tak myślę, zasługa w tym dobrze dobra nych zespołów, atmosfery pozbawionej przesadnych ambicji itd. To zależy od kierownika. A l e oczywiście i inne sprawy w c h o d z ą w grę. Lahul nie jest tak ryzykowny jak inne góry, było trochę szczęścia itd. Myślę, że największe zasługi ma tu Andrzej Zboiński, który kierował wszystkimi wyprawami i zdobywał szczyty. 276 Rozmowa Ostatnia wyprawa była w 1998 roku. Ma ją więc Pan na pewno w ży wej pamięci. Na czym polegała główna trudność dla Pana subiekty wnie? Gdzie był ten moment trudny? To jest bardzo subiektywne. Z a p a m i ę t a ł e m wiele takich m o m e n t ó w . Na przykład noc przed atakiem na szczyt. Atmosfera była ciężka. Jeden z k o l e g ó w dostał niebezpiecznych o b j a w ó w choroby wysoko ściowej. Trzeba było sprowadzić go na dół. Poszedł na ochotnika Grzegorz Siekierski - d o ś w i a d c z o n y himalaista. N a s t ę p n e g o dnia m i e l i ś m y atakować szczyt. C z e k a l i ś m y na powrót Grzegorza Siekier skiego. W nocy temperatura g w a ł t o w n i e spadała. D o s ł o w n i e z minuty na m i n u t ę (z dziesięciu stopni w dzień, do minus siedemnastu stopni w nocy). P r z y m a r z l i ś m y do p o d ł o ż a leżąc w namiocie. Bez Siekier skiego byłoby nam bardzo trudno i fizycznie, i psychicznie. Dopiero p ó ź n o w nocy usłyszeliśmy chrupot r a k ó w po lodowcu. Trudno takie chwile zapomnieć, choć przecież nic się nie wydarzyło. Następnego dnia musiałem kilka godzin iść sam granią. Nie była łatwa ta samot ność. Ale wyprawa zakończyła się sukcesem? Tak, nawet sporym. Na szczyt weszło sześciu u c z e s t n i k ó w . To bardzo d u ż o . Ambicją każdej wyprawy jest, aby jak najwięcej osób zdobyło szczyt. Najpierw weszli ks. Krzysztof Gardyna i Ryszard Wrona, a później mój brat Piotr, jego córka Kasia, ja i Grzegorz Siekierski. To bardzo ciekawy szczyt. M i e l i ś m y niezłe rozpoznanie, ale było też wiele niewiadomych. C h o c i a ż znajduje się w grani g ł ó w n e j , jest nie nazwany. Po powrocie w s z c z ę l i ś m y starania, aby Parlament Indii nadał mu n a z w ę Urusvati, co znaczy w tłumaczeniu na j ę z y k polski Ś w i a t ł o Jutrzenki i pochodzi od nazwy muzeum fundacji i m . Mikołaja Roericha (1874-1947), rosyjskiego malarza, który m i e s z k a ł i tworzył w wiosce himalajskiej w pobliżu Kulu w zachodnich Himalajach. Nadanie nazwy to nie jest łatwa sprawa, ale mamy poparcie wysoko postawionych osób. Filozofia i góry 277 Czy alpinizm jest u Pana rodzinny, sądząc po składzie zespołu? Tak m o ż n a p o w i e d z i e ć . Trzech braci wspinało sie bardzo aktywnie. Michał miał duże osiągnięcia w latach siedemdziesiątych. Teraz na w y p r a w ę wzięliśmy dziewiętnastoletnią Kasię. D a w a ł a sobie radę bardzo dobrze (była w Himalajach pierwszy raz). Ś m i a ł e m się tylko, że „pod okiem stryjów". Ale rodzinne jest u nas chodzenie po górach. To Ojciec był naszym pierwszym przewodnikiem. Na koniec dwa pytania. Czy Pana fdozoficzne zainteresowania mają jakiś styk z Himalajami i czy ma Pan jeszcze jakieś nowe plany w gó rach wysokich? Dzięki g ó r o m więcej rozumiem. Tam jest czas na z a d u m ę i czas na działanie. Ż y c i e jest w pewnym sensie prostsze. M o g ę też spokojnie p o r o z m a w i a ć w namiocie z kolegami. D u ż o z tego w y n o s z ę , bo sytu acja jest n i e z w y k ł a . Poza t y m w zespole przydaje się filozof. Czy pojadę? Nie w y o b r a ż a m sobie życia bez gór... Dziękuję serdecznie za rozmowę. Rozmawiała Katarzyna Stępień