Tożsamość odnaleziona – recenzja spektaklu „Ja jestem Ja”

Transkrypt

Tożsamość odnaleziona – recenzja spektaklu „Ja jestem Ja”
Tożsamość odnaleziona – recenzja spektaklu „Ja jestem Ja”
Dodano: 2011-12-05, Qulturka
W kameralnym foyer Instytutu Teatralnego gwarno i ciasno. Dzieci i rodzice kręcą się to w jedną, to w
drugą stronę, wykrzykując przy tym rytmicznie: „Hej, to ja, ale nie wiem kto! Kręcę się w tamtą i kręcę w
tę! Kim jestem bardzo dowiedzieć się chcę!". Nagle milkną i na polecenie prowadzącego zaczynają dyszeć
z językami na brodzie, przykucać i podnosić nogę, by już za chwilę podnosić i opuszczać dłonie, w których
trzymają czerwoną tasiemkę... Niezależnie od wieku, niezależnie od stroju i nastroju, szykują się na to, w
czym wezmą udział za moment.
Niewielka scena, a na niej kilkoro aktorów w strojach zwierząt, ciekawa, przykuwająca wzrok, a przy tym skromna
scenografia, stworzona z tysięcy tasiemek-sznurówek, poprzeplatanych jedna przy drugiej. Widownia pełna.
Na początek krótka lekcja wiedzy o zwierzętach. Gdy nie mamy już wątpliwości, z czego składa się krokodyl, czas poznać
głównego bohatera - stwora kolorowego, pogodnego, a jednak nie do końca zadowolonego z życia. Bo jak tu być w
pełni szczęśliwym, jeśli się nie wie, kim się jest?
„Hej, to ja, ale nie wiem kto! Kręcę się w tamtą i kręcę w tę! Kim jestem bardzo dowiedzieć się chcę!" wykrzykuje stwór, a widownia natychmiast podchwytuje jego słowa.
Na drodze w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtującego go pytanie, bohater spotyka różne gatunki zwierząt. Za każdym
razem budzi się w nim nadzieja, że już za moment dowie się, kim jest. Niestety... wszystkie stworzenia po kolei nadzieję
tę rozwiewają.
„Hej, to ja, ale nie wiem kto! Kręcę się w tamtą i kręcę w tę! Kim jestem bardzo dowiedzieć się chcę!" wykrzykuje stwór po raz kolejny, rozczarowany brakiem odpowiedzi.
Koniem nie jest, to pewne, bo nie ma grzywy, hipopotamem też nie, bo za mały, papugą - zdecydowanie nie. Ani psem,
ani żabą... I w tym właśnie momencie, gdy wszystkie możliwości zostają wyczerpane, bohater... Nie, wbrew temu, co
nasuwa się na myśl (dorosłemu widzowi, bo dzieci i tak już od dawna znają tajemnicę), nie załamuje się, nie poddaje.
Właśnie w tym momencie odkrywa prawdę.
„Hej, to ja, teraz wiem już kto! Nie kręcę się w tamtą, nie kręcę w tę, teraz nareszcie już wiem! Ja jestem
ja!"
Tego fragmentu ani rodzice, ani dzieci nie uczyli się w foyer, a jednak z łatwością chwytają, z entuzjazmem wykrzykują
wraz z aktorami, niczym Archimedes swoje „Heureka!".
Odkrycie prawdy, odnalezienie własnego ja, ustalenie swego położenia we wszechświecie to jedno z największych
wyzwań, jakie stoi przed człowiekiem - czy to małym, czy tym nieco starszym; to podstawa osiągnięcia szczęścia i
równowagi. Zadanie bardzo trudne, ale możliwe, o czym wiedzą już wszyscy, którzy stan ten osiągnęli.
Ktoś może pomyśleć, że kwestia poszukiwania własnej tożsamości jest zbyt poważna, by poruszać ją w sztuce dla dzieci.
Z pełną odpowiedzialnością odpowiem, że nie. Wbrew temu, co nam, dorosłym, się zdaje, dzieciom znacznie łatwiej
oderwać się od stereotypowego, schematycznego myślenia, które nakazuje poruszanie się w obszarach znanych,
bezpiecznych. A gdy jeszcze dostaną narzędzia, jakie niesie ze sobą kultura, takie jak spektakl „Ja jestem ja" - z jednej
strony dostosowany do percepcji dziecka (na przykład przez wykorzystanie zwierzęcych bohaterów), z drugiej zaś
wciągający i trafiający w sedno, zagrany przez młodych aktorów z entuzjazmem i charyzmą, świetnie poradzą sobie z
czekającymi na nie wyzwaniami.
Ewa Świerżewska
fot. Paweł Ogrodzki