Letnie oskrobywanie

Transkrypt

Letnie oskrobywanie
Juozas Šikšnelis.
Letnie oskrobywanie
Próbując odnowić stare meble znajduję polskie i rosyjskie gwoździe. Jedne
burżuazyjne, inne socjalistyczne. Jedne wbite ręką zatwardziałego komunisty-bohatera
socjalistycznej pracy, inne przez katolika, legionistę Piłsudskiego. Zarówno jedne, jak i drugie
jednakowo łatwo poddają się silnym obcęgom, które pochodzą z Chin. Zostały kupione w
centrum handlowym, gdzie kraj pochodzenia co drugiej rzeczy to Chiny.
Stare meble są malowane i przemalowywane: oto ,,Singer” pokryty lakierem, który
przy pocieraniu zaczyna pachnieć tanią wodą kolońską.
W dzieciństwie taką wodą pachniała jedna wiejska piękność. Pracowała na lotnisku w kasie,
nosiła niebieski mundur, który jeszcze bardziej podkreślał jej nieziemskie piękno. Prawda,
mówiono, że nie odmówiła żadnemu lotnikowi. Nie byłem lotnikiem, dlatego przechodziła
dumnie obok, zostawiając przezornie (zwłaszcza teraz, gdy możesz nawąchać się zapachów
samego Paryża) zapach wody kolońskiej, który powrócił z pamięci przy pocieraniu maszyny
do szycia pokrytej przedwojennym lakierem. Ale lakier był przez ojca, a może przez matkę
pokryty jasnoszarymi olejnymi farbami. Przypominam sobie, że tylko dopiero co
pomalowana maszyna do szycia cieszyła oczy i serce. Dlaczego teraz chce się wszystko
oskrobać do drzewa?
Może to próba u progu starości powrócić do kolorów dzieciństwa?
Letnia mania skrobania zaczęła się od domu, w którym szalówka była malowana na
czerwono, brązowo, później na zielono. Inaczej mówiąc, kolor zmieniał się jak współczesne
partie polityczne i ideologie. Radzieckie farby miały przyczynę – przyćmiewały słońce,
moczyły deszcz, zawiewały wiatry, a politykom wciskały w oczy tylko prawdę, która
niejednego nie obchodziła. Spostrzeżenie: wcześniej nikt nie zawracał sobie głowy –
pokrywali stare farby, czy lakier, sądząc, że stare farby będą gruntem dla nowych. Mieli rację.
Teraz częściej stare chcemy wyrwać z korzeniami, żeby ani zapachu, ani smaku, ani cienia
nie zostało, tak zachowuję się również ja – skrobię, chcąc dotrzeć do drewna, jakby szukając
sedna, kamienia filozoficznego?
Czyste wiejskie powietrze, którego tak zazdroszczą duszący się w mieście przyjaciele,
zanieczyszczone jest pyłem z farb i smrodem wypalanych ściernisk. Pięknie, mówi człowiek
zeskoczywszy z roweru przy pochłanianym przez płomienie polu, na którym jeszcze
niedawno szumiały zboża, dojrzałe płody.
,,A co robić?” – usprawiedliwia się świeżo upieczony gospodarz. Czy wypalać ścierniska
nakazuje dyrektywa UE? Czy to powrót do naturalnego rolnictwa?
A co robić? Jak ładniej?
Niekarmione psy wyją chórem i unisonem. Sąsiedzi są litościwi. Gdy Dżina
przyprowadziła pięcioro szczeniąt, jeden zaraz zdechł, naprawdę bardzo zaniedbany
gospodarz powiedział: ręce opadają, gdy chce się je utopić, oddałbym, lecz nikt nie bierze. A
dlaczego teraz pięć psów jest morzonych głodem – ręce opadają, gdy chce się o tym pisać.
Uszy przyzwyczajają się do ich szczekania, ujadania i innych odgłosów, ale szkoda.
Sąsiadka staruszka za wysokim płotem uczy wilczura zasad dobrego zachowania. Nie
psich, ludzkich. Ach, czasami ludziom przydałoby się trochę pouczyć, czy poduczyć.
Lecz zwykle ludzie są uczeni albo nie w czas, albo nie tym tonem. Czasem bywa za późno,
jak musztarda po obiedzie.
Ostatnio na ekranie pamięci pojawia się wiele zmarłych ludzi. Bliskich i obcych.
Jeszcze ziemia pachnie jabłkami, które obficie rodzi dzika jabłoń, posadzona przed
domem. I nikt nie zapyta, dlaczego przed domem trzeba było posadzić dziką jabłoń. Nie
oliwkę.
Czujne spojrzenie księżyca przez dziurkę w firance powoduje bezsenność, albo
prorocze sny. Bierze sen. Zachodzi w nim były sąsiad, który kiedyś doszedł do wysokiego
stanowiska Przewodniczącego Rady Ministrów. Wtedy był wielkim człowiekiem. Nigdy nie
zaszedł, a teraz wystarczy tylko śnić.
Deszcz przestrzega zasad dobrego zachowania: pozwala wykonać część dziennych
prac, dopiero wtedy zaczyna kropić.
Płody w tym roku są słabe: grzybów, zboża, kartofli. Nagłówek artykułu w Internecie:
,,Gospodarze nie wiedzą, gdzie podziać płody”. Może dlatego, że są słabe? To nieurodzajny
rok również dla idei. Kryzys. Totalny. Tak upadają imperia, socjalistyczny ustrój. Na
początku nieurodzajny rok, poczym kryzys. Albo odwrotnie.
Kryzys nie zmniejszył migracji. Prasa myli się, że z pól masowo migrują myszy i
stonki ziemniaczane, a stały stróż sklepowych fundamentów Sigutis 1 pełną gębą gada o
wyjeździe zarobkowym do Norwegii, choć tam butelka wódki kosztuje sto litów.
Lato to pora, gdy zmienia się zwykła rutyna, dlatego człowiek rzuca się, by odnowić
stare meble, dom, rzeczy, sądząc, że zatrzyma nieubłagalnie upływający czas. Malujesz na
inne kolory, farbami o nowym składzie.
Dziurki korników w pokrywie maszyny do szycia pomalowane jeszcze za czasów
zastoju Breżniewa, ozdobiono siedmioma dziureczkami, których rozmieszczenie przypomina
gwiazdozbiór Oriona. Ślady zostają. Do następnego skrobania i malowania. Dla innych.
Tłumaczyła Elżbieta Ślązek
1
Sigutis – imię własne