Zajrzyj do książki

Transkrypt

Zajrzyj do książki
SŁOWO WSTĘPNE
Ta broszurka traktuje o ludziach samotnych i opuszczonych. Są ludzie, którzy nie mają nikogo, którzy nie mogą
dojść do ładu z sobą, z innymi, może też
z Kościołem i z Bogiem. Wielu z nich
znajduje się u granic wytrzymałości i nie
wie, co dalej robić. Najchętniej zaszyliby
się gdzieś, niektórzy chcieliby jak najszybciej z sobą skończyć.
Co można tym ludziom poradzić? Jak
im pomóc? Nie jest to łatwe. Każdy bowiem jest inny, jedyny, niepowtarzalny.
Nie ma dwóch ludzi takich samych.
Każdy ma swoją własną twarz, swoją
własną historię, każdy tkwi w niedostrzegalnym dla ludzkiego oka łańcuchu
zależności. Inny jest człowiek wczesnym
rankiem, inny późnym wieczorem.
Dlatego też ta broszurka jest pewną
próbą dotarcia do ludzi samotnych
i opuszczonych, zatroskanych i zrezygnowanych – po tamtej stronie węższej czy
szerszej przepaści – chciałaby powiedzieć im, że nie są sami, że nie powinni
„tam” zostawać. Są drogi wyjścia z sa7
motności i ścieżki ratunkowe, które – by
zostać przy porównaniu – prowadzą ponad przepaścią.
Nie wszystko, co można by na ten temat powiedzieć, mogło tu zostać napisane. Albowiem to, czy udręczonemu człowiekowi uda się przezwyciężyć nędzę
osamotnienia, zależy od wielu czynników
– od temperamentu, dobrej woli, rozmiarów odosobnienia, wreszcie – od Bożej
pomocy. Nikt nie może przyjść do Pana,
jeżeli go nie pociągnie Ojciec (J 6,44).
Jednocześnie broszurka ta skierowana
jest do wszystkich, którzy powinni starać
się, aby w ich otoczeniu było mniej samotności, opuszczenia, mniej cierpienia
i łez. Na drzwiach pewnego kościoła
można było przeczytać: „Poszukaj kogoś
samotnego”. Zdanie, które dotyczy każdego chrześcijanina – bez wyjątku. Nasz
chory świat potrzebuje wielu ludzi gotowych do niesienia pomocy!
Te wywody są podyktowane szczęśliwym doświadczeniem autorów, że
w ludziach tkwi wiele złota, także tam,
gdzie trudno się go spodziewać. Wciąż
można obserwować, jak ludzie przełamują się, gdy mają bezpośrednio do
8
czynienia z nieszczęściem. Ci ludzie
wiedzą – zazwyczaj na gruncie własnych doświadczeń – jak ważne jest podstawowe wyzwanie ludzkiego współżycia:
Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich (Flp 2,4).
Niech ta broszurka – podyktowana
praktyką i pisana dla potrzeb praktycznych – będzie małym krokiem do tego,
żeby coraz więcej ludzi mogło powiedzieć: „Nie poddam się – wezmę się
znów w garść – warto jest żyć”. Niech
będzie ponadto skromnym, ale uporczywym apelem do wszystkich o wsparcie
pełne siły i odwagi, miłości i oddania –
dla tych, którzy – jak chory przy sadzawce Betesda – nie mają nikogo i potrzebują pomocy.
9
10
I. SAMOTNOŚĆ MA WIELE TWARZY
„Ludzie są bardziej samotni niż się
wydaje”. Ta wypowiedź pewnego doświadczonego duszpasterza może nastroić
melancholijnie. Żyje się tak po prostu,
z dnia na dzień, i sądzi się, że wszystko
jest w najlepszym porządku. Ale pozory
mylą. Od czasu do czasu jest się zaskakiwanym zdarzeniami, które świadczą
o czymś zgoła przeciwnym.
W rubryce „zaginieni” jednego z dzienników można było przeczytać, co następuje: Pan Wagner (nazwisko zmienione)
zalegał z opłatami za gaz i wodę. Nie
płacił także za prenumeratę swojej gazety. Pisemne upomnienia pozostawały bez
odpowiedzi.
W końcu przy użyciu siły wyłamano
drzwi do jego mieszkania. Wtedy milczenie tego człowieka wyjaśniło się. Pan
Wagner leżał martwy na kanapie. Nikt
za nim nie tęsknił, nikt nie zwrócił uwagi na jego nieobecność.
Pan Wagner nie mógł dojść do ładu
ze swoim życiem. Żonę stracił jakiś
czas temu, syn mieszkał daleko i nie
11
troszczył się o ojca. W wielkim domu
czynszowym 70-letni rencista nie miał
nikogo, z kim mógłby porozmawiać.
Samotność, lodowaty chłód otoczenia, milczące mijanie się w pośpiechu –
staruszek nie mógł już tego wszystkiego
wytrzymać. Nerwy nie wytrzymały, zaszył się w swoim mieszkaniu. Doświadczył na własnej skórze tego wszystkiego,
co pewien samotny człowiek wyraził
kiedyś tymi słowami: „Nigdzie człowiek
nie jest tak samotny, jak pomiędzy
ludźmi”.
Jak zmarł – nie wiadomo. Gdy wdarła
się do niego policja, był już martwy.
Urzędy zwróciły na niego uwagę, ponieważ nie płacił rachunków. Pan Wagner
został przez swoje otoczenie całkowicie
zapomniany.
To wydarzenie nie jest niczym wyjątkowym. Ciągle zdarza się, że ludzie leżą
gdzieś całe tygodnie, nawet miesiące, aż
natkną się na nich przedstawiciele prawa. Na cmentarzach są groby bez nazwisk, bez daty urodzenia i śmierci – i to
wszystko w wieku kartotek i formularzy,
komputerów i elektronicznego przetwarzania danych.
12
Można popaść w przerażenie czytając w gazecie, co następuje: gdzieś na
nasypie kolejowym znaleziono zwłoki
mężczyzny. Policja ocenia jego wiek na
18–20 lat. Żadnych dokumentów! Do
dziś nie wiadomo, kim jest, czy stał się
ofiarą wypadku, czy samobójstwa. Pochowano go na małym wiejskim cmentarzyku, jak chrześcijanina. Policja nie
mogła ustalić jego nazwiska. Sprawdzono wszystkie meldunki o zaginionych,
żaden nie dotyczył nieznajomego.
Człowiek może żyć, umrzeć, zniknąć
bez śladu w aktach, nie będąc przez nikogo zauważony ani opłakiwany. W naszych czasach – z ich pośpiechem i zabieganiem – gdy tak się przyzwyczajamy
do niezwykłych zdarzeń, że przestają
zwracać naszą uwagę, kusi, żeby szybko
zapomnieć o tego rodzaju wypadkach
i przejść do porządku dziennego. Ale tego nam nie wolno. Jest niezmiernie ważne, żeby zastanawiać się nad takimi wydarzeniami.
1. LUDZIE SKAZANI NA MILCZENIE
Śmierć 70-letniego rencisty albo młodego mężczyzny na nasypie kolejowym
to alarmujące sygnały, świadczące o czę13
sto nieznośnej i niewyobrażalnej wręcz
samotności, w jakiej dziś żyje wielu ludzi. Samotność przybrała obecnie przerażające rozmiary.
Fizycznie ludzie przybliżają się coraz
bardziej, ich serca jednak oddalają się od
siebie. Znajomości się urywają. Wprawdzie każdy człowiek żyje wśród wielu innych, ale pomiędzy nimi może być bardzo samotny i nawet nie ma z kim porozmawiać.
Phil Bosmans, flamandzki ksiądz-zakonnik i duszpasterz pracujący w poradni
telefonicznej, opisuje współczesną samotność w ten sposób: „Czujesz się samotny,
pozbawiony kontaktu z ludźmi. Żyjesz jak
na wyspie, bez jakiejkolwiek łączności ze
stałym lądem, gdzie są ludzie. Nie ma mostów, kursujących regularnie statków
z przyjaciółmi na pokładzie. Masz wprawdzie najemcę, który przychodzi czasem
w sprawie czynszu. Masz piekarza, mleczarza, sprzedawczynię w sklepie, żeby nie
umrzeć z głodu. Masz listonosza z twoją
rentą i z rachunkami za gaz i prąd. Ale nie
masz przyjaciół”1.
1
14
Ich hab’ dich gern, Freiburg/Basel/Wien 1986, 68.
Jakże wielu ludzi ma wrażenie, jakby
brakowało im gruntu pod nogami! Kto
wiele przebywa z ludźmi, może zaobserwować, jak niektórzy siedzą w swoich
pokojach, czekają, wciąż czekają, czy
przypadkiem ktoś sobie o nich nie przypomni, nie zadzwoni do drzwi albo nie
wykręci ich numeru telefonu. Ale zazwyczaj nikt nie przychodzi. Słuchawka
spoczywa na widełkach. Nie ma nikogo,
kto chciałby się z nimi zadawać, nikogo,
kto chciałby okazać im trochę serca.
Ci ludzie popadają powoli, ale nieubłaganie w izolację. Telewizja może wprawdzie przepędzić nudę na parę godzin, ale
człowiek potrzebuje więcej niż tylko obrazów i rozrywki. Któż mógłby mieć tym
ludziom za złe, że któregoś dnia zaczynają
szukać ucieczki w alkoholu, który obiecuje chwilowe szczęście, znieczulając i pozwalając na zapomnienie.
Ale te próby powodują zamiast upragnionego szczęścia – lukę w doznaniach.
Każda z nich jest bolesna i pozostawia po
sobie głód zmian i jeszcze silniejszych
bodźców. Zrozumiałe, że ci udręczeni ludzie pewnego dnia spuszczają żaluzje i siedzą zamknięci na cztery spusty. Nic o nich
nie słychać, nic do nich nie dociera.
15
Ten bieg rzeczy może mieć różne przyczyny. U współmałżonków zazwyczaj zaczyna się od tego, że jedno nie mówi
drugiemu o tym, co go nurtuje. Dlaczego?
Może on czuje się lepiej w kręgu znajomych niż w domu, a ona przyzwyczaja się
z czasem do tego, że ciągle zostaje sama
w domu. W pewnym momencie obojgu
wydaje się, że już nie potrafią się kochać.
Cóż za fatalny bieg rzeczy!
Są ludzie, którym samotność tak dokuczyła, że ich siły są na wyczerpaniu,
a w głowie kołacze im się już tylko jedna
myśl: żeby tak już skończyć z tym życiem! Nie mogą i nie chcą dłużej znosić
tego stanu i wielu z nich rzeczywiście ze
sobą kończy! Samotność stała się raną
w ich sercu.
W Ulm przed paru laty pewna 54-letnia
kobieta, pielęgniarka z zawodu, rzuciła się
z siedemdziesięciometrowej wieży katedry.
Przyjechała z prowincji i miała zamiar, jak
donosiła prasa, wybrać się do psychiatry.
Na ten krok już się nie zdobyła. Była przygnębiona i nie widziała wyjścia z sytuacji.
Nikt nie wie, co się w niej działo, gdy kupowała bilet wstępu na wieżę.
16
Są – jak można by wnioskować – sytuacje w życiu, które człowieka przerastają. Rozum przestaje dyktować postępowanie, wola jest sparaliżowana. Dociekliwe badania psychologiczne z pewnością mogą rzucić nieco światła na łańcuch przyczyn, który prowadzi do tego
stanu. Ale nie wszystko da się naświetlić
za pomocą diagnoz i analiz. Osamotnienie doprowadziło wielu ludzi do ostateczności. Samotność ich zrujnowała,
sprawiła, że ich życie stało się jałowe
i nieznośne. Musieli znosić samych siebie
bez możliwości porozmawiania z kimkolwiek. Ponieważ w sobie nie znajdowali
ukojenia, szukali go u innych, ale bezskutecznie. Ilu próbowało odebrać sobie
życie, ale w ostatnim momencie odstąpiło od zamiaru – nie wiadomo.
„Jestem zrozpaczona – napisała pewna kobieta – świetnie mi szło, przeszłość
jak w powieściach. A teraz? Samotna,
opuszczona, nie nadająca się do niczego.
Moim pocieszeniem są myśli samobójcze. Nie mam nikogo. A ci, których
mam, troszczą się tylko o pieniądze”. Życie stało się dla tej kobiety – i wielu innych – drogą krzyżową!
17