1. O kobietach inaczej, czyli dlaczego mężatki nie mogły być
Transkrypt
1. O kobietach inaczej, czyli dlaczego mężatki nie mogły być
O kobietach inaczej, czyli dlaczego mężatki nie mogły być nauczycielkami W dzisiejszych czasach aż trudno uwierzyć, że jeszcze wcale nie tak dawno temu role kobiet w społeczeństwie postrzegano inaczej niż obecnie. Zresztą i one miały w tym temacie inne zapatrywania niż dzisiejsze panie. Oczywiście wyjątkiem nie było tu Leszno. Przykład znajdziemy choćby w „Głosie Leszczyńskim”, największym dzienniku wydawanym w Lesznie w okresie międzywojennym. W 1924 roku zamieszczono tam duży artykuł, dotyczący tego, czy mężatki mogą być nauczycielkami? Przed pierwszą wojną światową nauczycielka traciła prawo wykonywania zawodu z chwilą, gdy wyszła za mąż. Szczupłość kadr pedagogicznych w odrodzonym państwie polskim spowodowała, że pozwolono uczyć także mężatkom. Miało to być rozwiązanie tymczasowe i jak wszyscy wiemy, zostało już na stałe. W pięć lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, publicysta „Głosu Leszczyńskiego”, postanowił zabrać głos w tej sprawie. Jednoznacznie potępił tą jak określał nowość, przeciwstawiał się temu, by mężatki mogły być nauczycielkami. Przy czym swoje argumenty obszernie wyjaśniał. Poniżej przedstawiam ten artykuł. „Owszem kobieta może być nauczycielką, nawet z wielkim pożytkiem pracować dla szkoły, ale tylko tak długo dopóki jest niezamężną. Z chwilą pójścia za mąż ma ona inne obowiązki, którym niepodzielnie oddać się musi. Jak może mężatka, mająca rodzinę, gospodarstwo domowe, nie być całe przedpołudnie w domu, gdzie właśnie w tym czasie dom najwięcej opieki pani domu potrzebuje! W wielu szkołach i po południu kilka godzin nauka się odbywa. Zamężna nauczycielka jest wtedy tylko gościem w domu. Wychowanie własnych dzieci, domowe ognisko, pozostawione wyłącznie na łasce i opiece obcych dziewczyn. Jak w takim domu wygląda, może sobie każda z Was Szanowne Czytelniczki, wyobrazić! Jeśli zamężna jest dobrą nauczycielką, to ognisko domowe zaniedba, jeżeli zaś jest dobrą matką i gospodynią, to znów nie jest w stanie wypełnić obowiązków nałożonych na nią, jako na nauczycielkę. Po części jednak dzieje się tak, że i jedno i drugie tylko połowicznie wykonuje. I cóż za pożytek z tego ma szkoła? Oto zaniedbani w wychowaniu uczniowie i uczennice, a przecie to nasze dzieci, to przyszli obywatele i obywatelki, to przyszłość naszej Polski! A teraz drugi zasadniczy powód, dlaczego zamężna nigdy na stanowisku nauczycielki pozostawać nie powinna. Proszę sobie wyobrazić nauczycielkę w stanie odmiennym, stojącą przed dziećmi blisko czternastoletnimi! Ale nawet w szkołach wyższych zajmują zamężne stanowiska nauczycielek, w których to uczelniach tak chłopcy jak i dziewczęta i po 18 mają lat. Młodzież robi swoje spostrzeżenia; są nawet wypadki, że właśnie na skutek zbyt głośnych uwag młodzieży, dano rychlej wakacje nauczycielce (jakie bezprawia dzieją się właśnie na tle macierzyństwa nauczycielek, wolę tu zamilczeć). Zwykle dostaje nauczycielka płatne wakacje na 6 tygodni, znika wtedy ze szkoły, a gdy na nowo rozpoczyna naukę, daje młodzieży i dzieciom nowy powód do studiów swej figury. Zdaje mi się, że każdy trzeźwo na sprawę patrzący, powie że samo macierzyństwo powinno kobietę zamężną usunąć ze stanowiska nauczycielki! Nie przypuszczam bowiem, ażeby metoda uświadamiania przedwczesnego naszych dzieci, zalecana przez pewne warstwy pedagogów, miała wpływ na dalsze zatrzymanie jej w urzędzie. Nikt nie zaprzeczy, że szkolnictwo w Niemczech stało na wysokości swego zadania. Tam było wykluczone ażeby zamężna nadal sprawowała urząd nauczycielki. W pierwszych latach naszej niepodległości państwowej lud wprost pogodzić się nie mógł z tem skądinąd przyniesionym nowatorstwem. Było jednak tłumaczone, że tylko brak nauczycieli tę zamianę z sobą przyniósł. Dziś po 5 latach bytu państwa rok rocznie całe zastępy młodych nauczycieli i nauczycielek opuszczają seminaria i wypełniają braki w szkolnictwie, ale zamężne jak z początku tak i nadal w charakterze nauczycielek znajdują się w szkołach, a nawet nowe przybywają. Znowu się to tłumaczy walką o byt! Ale o ile inni mężowie dostatecznie zapracowują na utrzymanie żony i rodziny, dlaczego właśnie nie starczy ten zarobek ich mężów – przeważnie nauczycieli i innych urzędników, nawet na wysokich urzędach państwowych – których żony są nauczycielkami?!! Ze względu na dobro wychowania szkolnego jako i ze względu unormowania życia rodzinnego, zmiana nastąpić musi i z tych to powodów nauczycielki mężatki z posad usunięte być muszą. Jeżeli już koniecznie zamężne mają pozostać na stanowiskach, niechże tedy wysłane zostaną wraz z rodzinami na Kresy Wschodnie, gdzie jest ogromny brak sił nauczycielskich; tam wyżej podane powody nie będą prawdopodobnie ludności tamtejszej tak bardzo raziły, jak rażą w naszych kulturalnych dzielnicach.” Inną, interesującą informację historyczną znajdujemy w Archiwum Państwowym w Lesznie. Dotyczy budynku szkoły, w którym obecnie mieści się Gimnazjum numer 1 przy placu Komeńskiego. Po pierwszej wojnie znajdowała się tam Państwowa Szkoła Przemysłowo-Handlowa. Miała to być placówka wyłącznie dla dziewcząt. Obejmowała działy: handlowy, krawiecki, gospodarstwa domowego. Lecz uczyli się tam także chłopcy-w zawodach budowlanych. Spowodowane to było zbyt mała liczbą szkół w mieście, po prostu nie miano ich gdzie umieścić. Nic więc dziwnego, że polskie władze zastanawiały się jak rozwiązać ten problem? Koncepcje były dwie: dobudowanie nowych pomieszczeń do już istniejącego budynku oraz budowa zupełnie nowego obiektu. Zwyciężyła koncepcja pierwsza. 12 marca 1925 roku na posiedzeniu Magistratu (Zarządu Miejskiego) podjęto uchwałę o rozbudowie istniejącego budynku szkoły. Następnego dnia odbyła się sesja Rady Miejskiej. Przesłano tam uchwałę Magistratu, radni zaaprobowali ją jednomyślnie. W planowym do budowy skrzydle miały mieścić się cztery sale lekcyjne, aula oraz kilka gabinetów. Do prac chciano przystąpić jak najszybciej, tak by nowy obiekt oddać do użytku wiosną 1926 roku. 26 marca Magistrat wysłał do Ministerstwa Skarbu, wniosek o kredyt na budowę. Do tego dołączono informację o ciasnocie w ówczesnym budynku, jako uzasadnienie jego dalszej rozbudowy. Lecz te plany zmieniło pismo, nadesłane 10 kwietnia do Magistratu. Jego autorką była Stanisława Orłowska, kierowniczka żeńskiej części szkoły. Prosiła, by placówki nie rozbudowywać, a wybudować zupełnie nowy budynek. Uzasadniała to tym, że szkoła pozostanie koedukacyjna, tymczasem według niej dziewczęta absolutnie nie powinny uczyć się wraz z chłopcami. W liście pisała na ten temat: „Rozważałam z dyrekcją szkoły i władzami miejskimi, który z tych projektów byłby ze względów pedagogiczno-wychowawczych bardziej racjonalny. Po tej konsultacji doszli do wniosku, że większe korzyści da przeniesienie szkoły”. Twierdziła, że nie jest przeciwniczką szkół koedukacyjnych, lecz powinny do nich uczęszczać dzieci do trzynastego roku życia, później już powinni kształcić się oddzielnie. Jak uzasadniała „W okresie dojrzewania wpływ szkoły koedukacyjnej jest z rozmaitych względów zgubny, a skutki tego są aż nadto widoczne i przez rodziców i wychowawców”. Dalej obszernie wyjaśniała, że te zgubne skutki to przede wszystkim narażanie uczennic na zaczepki ze strony uczniów, złośliwości z ich strony, a nawet erotyczne propozycje jakie chłopcy składają dziewczętom. Członkowie Magistratu i Rady Miejskiej jej argumenty przyjęli. Poparł ją także dyrektor szkoły, Władysław Blarowski. 22 kwietnia dostarczył do Magistratu pismo, w którym napisał, że po „ostatecznem przewentylowaniu sprawy i z władzami szkolnymi w kuratorium w Poznaniu, ze względu na uniknięcie trudności w sprawach wychowawczych młodzieży, wskazanem byłoby wyeliminowanie oddziału żeńskiego do nowego budynku”. I tak się stało. Zaczęto budować nowy budynek, przy ulicy Karola Kurpińskiego 2. Obecnie mieści się w nim Liceum Ogólnokształcące numer 4. Budynek w trudach, z przerwami i różnymi korektami już w trakcie prac, powstawał aż dwanaście lat. To już jednak inna historia. Ważne, że kierowniczka Orłowska, dopięła swego. Damian Szymczak Źródła: Głos Leszczyński z 17 czerwca 1924 r. Archiwum Państwowe w Lesznie; „Akta miasta Leszna”, sygnatura 1490