Głos niesiony po łąkach i... piętrach wieżowca

Transkrypt

Głos niesiony po łąkach i... piętrach wieżowca
Głos niesiony po łąkach i... piętrach wieżowca
Panią Stanisławą Miśkiewicz (zdobywczynię I nagrody na 33 Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą) poznałam 10 lat temu na spotkaniu tancerzy, śpiewaków i instrumentalistów
ludowych gminy Sieradz. Była to pierwsza tego typu impreza poprzedzona dokładną penetracją gminy pod kątem wyszukiwania samorodnych artystów ludowych, którzy w nawale codziennych trosk zapomnieli, że mają talent i że kiedyś świetnie śpiewali, tańczyli czy grali
na skrzypcach.
Dzięki tym penetracjom (które prowadzimy obie z instruktorką tańca
ludowego, a które do ubiegłego roku obejmowały całe byłe województwo
sieradzkie) udało się pozyskać wielu znakomitych skrzypków, śpiewaczek i
tancerzy ludowych - zdobywców nagród w Kazimierzu i Rzeszowie.
Penetracje nasze dotyczą głównie wsi, więc pani Stasi nie spotkałyśmy w terenie, bowiem od 1945 r. jest ona mieszkanką Sieradza.
Na wspomniane wyżej spotkanie przyprowadził ją brat Stanisław Pryk
- świeżo odkryty wówczas przez nas skrzypek z Dzigorzewa.
Właśnie w tej podsieradzkiej wsi w 1922 r. urodziła się pani Stasia.
W domu było ich dziesięcioro, ale mieli trochę ziemi i dwa konie, więc
kartofli i chleba nie brakowało. Nie brakowało też w rodzinie utalentowanych ludzi - ojciec grał na klarnecie, brat matki był wziętym skrzypkiem wiejskim, siostra pełniła rolę głównego kantora w kościele, a brat
Stanisław jest nie tylko skrzypkiem ale też świetnym bębnistą - od 1993
gra w dwuosobowej kapeli (II nagroda w Kazimierzu w 1997 r.).
Pani Stasia od dziecięcych lat lubiła śpiewać - najpierw pasąc gęsi,
potem krowy - chodziła samotnie po nadwarciańskich łęgach, wyśpiewując różne, zasłyszane od babci i mamy śpiewki.
Głos jej rozchodził się daleko po polach i łąkach. Niektórzy we wsi
do dziś wspominają, że specjalnie kładli się na granicach pól. by posłuchać jej śpiewu. Jako panna znana była we wsi z pięknego śpiewania,
więc zapraszano ją chętnie na „pirzoki" czy na wesela ,,za druhnę".
Nigdy nie bała się śpiewać solo - grupowy śpiew jej nie pociągał,
a głos ma silny, głęboki, ale ciepły - bo i pani Stasia jest osobą miłą,
sympatyczną, ale z lekkim dystansem. Kiedy ją poznałyśmy, swoim zachowaniem przypominała raczej damę, a nie wiejską kobietę. Zawsze
jednak chętnie uczestniczyła we wszystkich spotkaniach podsieradzkich
artystów, a także brała udział w przeglądach wojewódzkich. Na początku czuła się trochę nieswojo, później powróciła dawna maniera śpiewacza, a także umiejętność posługiwania się gwarą: powoli już w pełni
mogła prezentować swoje dawne śpiewanie.
Od kilku lat mieszka w wieżowcu na osiedlu. Nieraz myjąc naczynia lubi sobie pośpiewać - nie zdawała sobie jednak sprawy z tego,
że przewody wentylacyjne bardzo przenoszą głos. Któregoś dnia mieszkająca nad nią sąsiadka zachwyciła się jej śpiewem. Zawstydzona pani
Stasia zaczęła przepraszać za zakłócanie spokoju. Wówczas kobieta pocałowała ją mówiąc: „Proszę nadal śpiewać, ja tak lubię słuchać pani śpiewu..."
Małgorzata Dziurowicz-Kaszuba