www.koniniana.netstrefa.com.pl „Drogi Panie Prezydencie, Najmilsi

Transkrypt

www.koniniana.netstrefa.com.pl „Drogi Panie Prezydencie, Najmilsi
www.koniniana.netstrefa.com.pl
MIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina
lipiec 2011 r.
Nr 7 (103)
„Drogi Panie Prezydencie, Najmilsi Przyjaciele, Szanowni Koninianie ”
Tak właśnie prosiła mnie Weneda, aby zacząć w jej imieniu niniejszy felieton, składając jednocześnie
jak najserdeczniejsze podziękowania
za pamięć wyrażoną z okazji jej 85.
rocznicy urodzin. „Podziękuj wszystDostojna Jubilatko!
Napisałaś w swoim wierszu:
„Wobec ogromu kosmosu
milionów gwiazd, planet i kwazarów
jesteśmy mniej niż drobny pył”
Być może
Ale schodząc z obłoków poezji na Ziemię muszę powiedzieć, Wenedo, że my mieszkańcy Konina postrzegamy
Cię jako wielką, ciekawą osobowość.
Podziwiamy Cię za pracowite lata
w zawodzie nauczycielskim.
Dziękujemy za poezje i prozę, w których
zawarłaś wspomnienia o naszym mieście.
Dziękujemy za miłe, serdeczne rozmowy
z mieszkańcami, szczególnie tymi ze Starówki.
Z okazji jubileuszu życzymy Ci z całego
serca: dużo, dużo zdrowia.
A jeśli jesteś ciekawa, co tam dzieje się na naszej
kochanej Starówce, to powiem krótko:
„Biały koń zeskoczył z wieży”,
Zegar czas szybciej odlicza
Hejnał nutki dziś poplątał Wenedo! Wróć na Staszica!
Maria Cieślak
kim tym, którzy u mnie byli, albo pisali, albo dzwonili, albo
przekazywali życzenia przez innych”. Czynię to z najpraw`
dziwszą przyjemnością.
I choć głównym organizatorem była Miejska Biblioteka
Publiczna w Koninie, to inicjatorem i pomysłodawcą był pan
prezydent Józef Nowicki, którego z powodów losowych godnie zastąpił wiceprezydent pan Dariusz Wilczewski.
Jestem przekonany, że zdjęcia oraz pozostałe materiały
przybliżą Czytelnikom aurę tej naprawdę pięknej i wzruszającej uroczystości. Osobne podziękowania należą się również pracownikom Domu Pomocy Społecznej za ich bezinteresowną pomoc w przygotowaniu imprezy. Wierzcie mi
państwo, że dawno nie widziałem tak autentycznie wzruszonych uczestników spotkania. Dlatego postanowiłem umieścić jak najwięcej zdjęć aby udokumentować ten historyczny
moment. Ale najważniejsze, że Weneda była szczęśliwa!
A była!
Wracając do szarej rzeczywistości, pozostałą część Koninianów poświęcamy trudnym i do końca niewyjaśnionym
sprawom obozu jenieckiego z czasów wojny polsko-bolszewickiej pióra Janusza Gulczyńskiego. Jednocześnie jakby
kontrapunktem artykułu Janusza są wspomnienia dra Tadeusza Łasińskiego. Można śmiało zaryzykować, pewno dość
karkołomną tezę, że były przypadki spłacania tych popełnionych bądź imputowanych nam przewinień. Mówiąc szczerze, jest to pewnie jedyny tego typu dokument na naszym
terenie.
Cieszę się, że mogłem spełnić
powierzone mi przez Wenedę prośby
oraz dołączam wiele ciepłych serdeczności
– Stanisław Sroczyński
Konińska pisarka, Janina Perathoner – Weneda,
obchodziła w ubiegłym tygodniu swoje 85. urodziny.
Na tę uroczystość do Domu Pomocy Społecznej (gdzie
rezyduje) jej przyjaciół i współpracowników zaprosili:
Stowarzyszenie Przyjaciół MBP w Koninie, Miejska
Biblioteka Publiczna w Koninie oraz redakcja „Koninianów”.
W spotkaniu udział wzięli: zastępca prezydenta miasta Konina Dariusz Wilczewski, prezes Zarządu Okręgu
Związku Literatów Polskich w Poznaniu Paweł Kuszczyński, przedstawiciele organizatorów, organizacji
społeczno-kulturalnych, przyjaciele i znajomi pisarki.
Było wiele kwiatów i życzeń. Była wystawa jej
twórczości. Nie zabrakło oczywiście okolicznościowego tortu, którego krojenie rozpoczęła jubilatka.
Przypomnijmy, że twórczość Janiny Perathoner
(pseudonim literacki – Weneda) koncentruje się wokół
Konina. Debiutowała powieścią historyczną „Słowiana”,
która wyszła w 1987 r. Do dziś wydała: pięć tomików
opowiadań i fragmentów powieści pod wspólnym tytułem „Opowieści Milowego Słupa”, powieści historyczne
„Zmierzch chwały”, „Doktor Zemelius”, „Miecz i miłość”, „Dla nas nie ma róż”, „Światło w cieniach puszczy”, opracowanie pt. „Dzieje Tadeusza Kościuszki”, powieść opartą na motywach biograficznych pisarki Zofii
Urbanowskiej „Zofia Kamila”, powieść futurystyczną
„Powrót do Enklawy Przeszłości”, powieści „Uwikłani w
cierniach”, „Emigracja”, Miłość po raz drugi” i opowieść
dla dzieci „Przygody Dobrochny i psa Zagraja” oraz
zbiór różnych form literackich „Silva rerum”. Niektóre
wiersze z cyklu „Impresje” znalazły miejsce w albumie
„Mój Konin” Włodzimierza Sznajdra.
W 2003 roku kapituła konkursu statuetki Złotego
Konia przyznała Janinie Parathoner tytuł Człowieka
Roku.
Podczas spotkania pisarka – przez niektórych nazywana drugą Zofią Urbanowską – dziękując wszystkim
obecnym za okazaną życzliwość, powiedziała, że ma
jeszcze plany pisarskie. Zrezygnowała już z większych
form literackich, ale nadal tworzy wiersze.
Pani Janino! Czekamy.
Aleksandra Jurgielewicz
str. 17 (str. I)
Jubileusz konińskiej pisarki
JUBILEUSZOWE IMPRESJE Z OKAZJI 35-LECIA OŚRODKA DPS
SPISANE PRZEZ WENEDĘ ORAZ MAŁGORZATĘ WIATROWSKĄ I TOMASZA TARŁOWSKIEGO
Pierwszy widok to smukłe topole powiewające srebrnymi listkami, połyskującymi w
promieniach złotego słońca. Niżej bukszpany stojące rzędem jak wartownicy wzdłuż pięknej spacerowej alei. Wczesny wiosenny przymrozek sprawił, że nabrały one żółtawego
koloru, jakby to już jesień próbowała ozłocić kiście krzewów. Trawnik, krótko przycięty,
chwali się soczystą zielenią. Do wnętrza prowadzą gościnnie otwarte drzwi, błyszczące
korytarze zapraszają do pokoi, które niczym muzea zawierają najmilszy dorobek i pamiątek całego życia pensjonariuszy. Prawie wszystkie okna wychodzą na balkony, przez
które nieśmiało zagląda słońce. Po alejkach cicho suną wózki z mieszkańcami spragnionymi nasycić oczy zielenią. Malowniczy skwer służy do odpoczynku oraz rozrywki, zaś
czytelnia do intelektualnego wysiłku. Bogactwo rozrywek jest duże, a personel w swoich
białych zgrabnych mundurkach zawsze skory do pomocy. Dziewczęta są ładne, grzeczne i
chętne do spełniania naszych próśb, toteż Ośrodek ciągle się rozrasta i rozwija. Piękne sale
przeznaczone są na stołówkę, kawiarenkę, salę bilardową, szachową, brydżową. Powstają
nowe sale rehabilitacyjne. Mieszkańcy naprawdę tutaj znajdują swój drugi, schludny, czysty i elegancki dom oraz opiekę lekarską.
Ośrodek położony jest blisko rzeki Warty, dzięki czemu powietrze jest czyste i odpowiednio nawilgocone. Ośrodek chroni swoich pensjonariuszy przede wszystkim przed
samotnością i wyobcowaniem, dając ciepłą aurę domowego ogniska. Z pełnym zaangażowaniem dba o to wszystko zarówno Kierownictwo, jak i Przełożone, Pielęgniarki i pozostali pracownicy.
O życiu człowieka, a szczególnie naszym, poprzez wiersz Bogusława Chmiela zamieszczony w XXXIII Listopadzie Poetyckim, tak przekazuje Weneda:
zdjęcia – A. Jurgielewicz
„ŻYCIE”
Pierwszy krzyk // haust powietrza // widzenie świata // a potem już tylko //
upływający czas // dotyk zdarzeń // spotkanie ludzi // magia miejsc //
radość i smutek // starość i cierpienie // i nieustana walka //
o jak najdłuższą drogę do ostatniego tchnienia
Zebrał StS
str. 18 (str. II)
Obóz jeniecki pod Strzałkowem
Sprawę obozu jenieckiego pod Strzałkowem, poruszano w
mediach w ostatnich
tygodniach wielokrotnie, także i w lokalnej
prasie, np. w „Przeglądzie Konińskim”
– tekst pióra Anny
Dragan. Jednak, jak
myślę, w dalszym ciągu mało znana jest jego
historia. W domowym archiwum odnalazłem
notatki sprzed prawie dziesięciu lat, kiedy to
pisałem o ciekawej książce Bogny Wojciechowskiej „Bolszewicy pod Strzałkowem.
Rzecz o obozie jeńców i internowanych z
czasów wojny polsko-bolszewickiej 1920
roku” (Poznań 2001); recenzja zamieszczona
w „Życiu Konina” z 4 października 2002 r.
Obejrzałem też ostatnio wartościowy dokument filmowy „Co mogą martwi jeńcy” wg
scenariusza i reżyserii Anny Ferens, uhonorowany Nagrodą „Ponad Granicami”, dla
najlepszego filmu dokumentalnego na 7. Nev
York Polish Film Festiwal. Tak więc temat
ten chyba warto jeszcze raz przypomnieć,
chociaż w skromności należy też zaznaczyć
jedną uwagę: poniższe dane faktograficzne,
zwłaszcza odnośnie liczb, być może nie są
– w porównaniu z najnowszymi badaniami
historycznymi – nad wyraz precyzyjne, niemniej jednak tekst, jak myślę, może spełnić
swoją, głównie publicystyczną, rolę.
miejscem koncentracji III baonu 29 pp., noszącego pierwotnie nazwę pułku Ziemi Ka-
Zaistniało tutaj quasi-miasteczko średniej wielkości. Ze znanych materiałów, np.
Z drugiej jednak strony, w różnych materiałach dotyczących obozu (raportach,
***
liskiej, a następnie Strzelców Kaniowskich
(informacje te czekają na swoje gruntowne
zweryfikowanie).
Obóz zaczął funkcjonować po raz wtóry
w czasie ofensywy wojsk polskich na Wileńszczyznę w 1919 r., kiedy to wzięto do
niewoli wielu jeńców. W październiku 1919
r. było pod Strzałkowem przeszło 10 tys. jeńców i internowanych (Rosjanie, Ukraińcy,
Litwini). W wyniku rozszerzenia się konfliktu polsko-bolszewickiego i bitwy warszawskiej, pod koniec 1920 r. było w obozie przeszło 16 tys. jeńców bolszewickich (nie licząc
osób pozostających na robotach rolnych w
różnych folwarkach i majątkach lub w oddziałach robotniczych przypisanych formalnie do obozu). Liczba przetrzymywanych
w tym czasie pod Strzałkowem osiągnęła
szczyt – blisko 37 tys. ludzi (?).
planu sytuacyjnego, sporządzonego na zlecenie Ministerstwa Spraw Wojskowych w
1920 r. dowiadujemy się o istnieniu w obozie kancelarii, magazynów żywnościowych i
odzieżowych, kuchni, rzeźni, stajen, poczty,
centrali telefonicznej, nawet elektrowni – to
po jednej stronie szosy Słupca-Strzałkowo.
Po drugiej umieszczono m.in. mieszkania
obozowej załogi, kantynę i kasyno, szpital,
łaźnie, pralnie, kaplice religijne, trupiarnię i
cmentarz.
Żyły tutaj przez lata tysiące ludzi. Panowała ogromna bieda, brakowało zaprowiantowania: żywności, odzieży, opału. Szerzyły
się choroby, była duża śmiertelność. Na przykład w wyniku epidemii tyfusu, w czasie od
czerwca 1919 do sierpnia 1920 r., zmarło w
obozie 1636 osób, zanotowano nawet przypadki cholery.
sprawozdaniach, relacjach itp.) zanotowano
obrazy całkiem normalnego, codziennego
życia. Sytuacja w Obozie Jenieckim nr 1
pod Strzałkowem (taka była w tym czasie
oficjalna nazwa placówki) poprawiła się w
końcu 1920 r., kiedy wspierano Strzałkowo
pomocą różnych organizacji charytatywnych. W październiku 1920 r. przybyła delegacja Amerykańskiego Związku Młodzieży Chrześcijańskiej (MYCA), z zadaniem
urządzenia kinematografu, teatru, szwalni,
warsztatów krawieckich, fryzjerni i biblioteki. Wiele z tych zamierzeń udało się zrealizować. Jeszcze w 1920 r. urządzono kino,
w lutym 1921 r. przystąpiono do tworzenia
„orkiestry strunowej” i amatorskiego teatru, który zainaugurował swoją działalność
8 maja. Wcześniej, w marcu, zaczęto wydawać powielaczową gazetę „Poslednije
Novosti”. Wspierał jeńców i internowanych
Radziecki Czerwony Krzyż, wiele innych organizacji i instytucji.
Nie wszyscy przetrzymywani w obozie byli jednakowo traktowani. Były grupy
uprzywilejowane, zwłaszcza wśród osób
internowanych (zdarzało się, że całymi rodzinami), którzy korzystali z przepustek,
wyjść do Strzałkowa czy do Słupcy. Najciężej było bolszewikom wziętym do niewoli,
np. w wyniku bitwy warszawskiej w sierpniu 1920 r., czy też ideowym komunistom,
którzy byli szczególnie infiltrowani i poddawani politycznej indoktrynacji. Przekrój
narodowościowy, polityczny, społeczny w
obozie był szeroki, obok czerwonoarmistów
przetrzymywani byli także białogwardziści,
np. żołnierze armii Denikina, Ukraińcy z Galicji Wschodniej, żołnierze Petlury, Litwini,
Żydzi itd.
Po pokoju ryskim w 1921 r., po układzie
o repatriacji i wymianie jeńców z Rosją Sowiecką, sytuacja uległa zmianie na korzyść
przetrzymywanych. Kontroli nad obozem nie
pełniły już władze wojskowe – w przypadku
Strzałkowa Dowództwo Okręgu Generalnego w Łodzi, a następnie w Poznaniu – a
władze cywilne; sprawy związane z jeńcami
przekazane zostały Ministerstwu Spraw Zagranicznych.
dokończenie na str. 4
Obóz założyli Niemcy na przełomie 1914 i
1915 r. Najpierw zagospodarowano kilka działek w pobliżu wsi Łężec, pomiędzy Słupcą i
Strzałkowem, na pograniczu dwóch zaborów.
Pobudowano baraki, w których umieszczono
jeńców rosyjskich, francuskich i angielskich.
Z czasem Gefangenenlager zajął teren blisko
78 hektarów, z około 220 barakami; znalazło
się w nim około 25 tys. jeńców rosyjskich
oraz około 6 tys. Francuzów i Anglików. Na
obozowym cmentarzu w latach wielkiej wojny pochowano przeszło 500 osób.
W wolnej Polsce, w grudniu 1918 r.,
baraki obozowe zajęło wojsko polskie, rekrutujące się w dużej mierze z oddziałów
Polskiej Organizacji Wojskowej. W tym czasie, do stycznia 1919 r. Strzałkowo stało się
str. 23 (str. III)
Obóz jeniecki pod Strzałkowem
Lata 1922-1924 to okres stopniowej likwidacji obozu, która ostatecznie nastąpiła
w końcu sierpnia 1924 r. Jeńcy i internowani
opuszczali Strzałkowo i Polskę, były jednak
przypadki pozostania w Rzeczpospolitej;
wiele osób osiedliło się w Strzałkowie, Słupcy, bądź innych miejscowościach, podejmując pracę, żeniąc się, zakładając rodziny. To
jakby jeszcze jedna odsłona historii obozu,
pozostała w pamięci okolicznej ludności.
Dobrym na to przykładem stały są dzieje rodziny Popowów (opowiadał o tym w filmie
Anny Ferens syn jeńca białogwardzisty, Jan
Popow ze Słupcy). Mieszkali całą rodziną w
Słupcy do stycznia 1945 r., kiedy to z nakazu
NKWD ojciec został aresztowany i następnie wywieziony na Syberię. Nie był to bynajmniej przypadek odosobniony. Tak nowa
władza traktowała byłych więźniów obozu w
Strzałkowie, którzy pozostali w Polsce.
I jeszcze jedna refleksja. Obóz jeniecki
pod Strzałkowem od wielu lat wykorzystywany jest politycznie i propagandowo przez
stronę rosyjską. Zawsze traktowany był jako
swoisty „Anty – Katyń”. Co by nie powiedzieć o tysiącach ofiar tego miejsca, zmarłych w wyniku złych warunków, ogólnej nędzy i szerzących się epidemii, jedno można
podkreślić z całą pewnością: w przeciwieństwie do Katynia, pod Strzałkowem nikt nie
strzelał jeńcom w tył głowy (!). To między
Strzałkowem, a Katyniem zasadnicza różnica.
PS 1. Na cmentarzu jenieckim pod Strzałkowem, także w pobliskim Miejscu Pamięci,
gdzie niegdyś przebiegała granica prusko-rosyjska, byłem 10 czerwca br. Na cmentarzu
widnieje już z daleka (chociaż trochę ukryty
między drzewami) ogromny, symboliczny
obelisk z krzyżem prawosławnym na szczycie. Dobrze, że teren jest ogrodzony, ponieważ chodzi się tu po szczątkach ludzkich; jak
głosi informacyjna tablica, spoczywa w tym
miejscu ok. 8 tys. ludzi.
Parę kilometrów dalej, również po prawej stronie od szosy, znajduje się wspo-
Radziecki pacjent
Moje wspominkowe opowiadanie bierze
swój początek w Golinie.
W
południowej części miasta
położony jest malowniczy
park krajobrazowy ze starym i różnorodnym starodrzewem, a w nim parterowy dwór klasycystyczny
z pierwszej połowy XIX
wieku. Od wczesnych lat
60., po opuszczeniu dotychczasowego miejsca
pobytu przy ulicy Wojska
Polskiego w Koninie, do
początku drugiej połowy lat 70., w dworku zakwaterowany był oddział
łącznościowy radzieckiego wojska, obsługujący
własną napowietrzną linię
telefoniczną. Jeżeli dobrze pamiętam, najprawdopodobniej na początku
lipca 1975 roku doszło
do wypadku. Otóż słup
telefoniczny złamał się
u podstawy na wysokości gruntu i runął na ziemię, przygniatając sobą
żołnierza, który w tym
czasie znajdował się na
jego szczycie. Poszkodowanego przywieziono
natychmiast na oddział
chirurgiczny konińskiego
szpitala. W chwili przyjęcia chory był w stanie
bardzo ciężkim, blady,
cierpiący z przyspieszonym tempem i spadkiem
ciśnienia tętniczego krwi.
Uskarżał się na bóle lewej połowy klatki piersiowej i brzucha, oraz duszności. Po
zbadaniu pacjenta i wykonaniu niezbędnych
badań pracownianych rozpoznano uraz lewej
połowy ciała, skutkujący złamaniem żeber
z krwiakiem i odmą opłucnej po stronie lewej oraz podejrzeniem krwawienia do jamy
brzusznej. Chorego zakwalifikowano pilnie
do leczenia operacyjnego. Do lewej jamy
opłucnej założono dwa dreny połączone z
urządzeniem ssącym. Z tego co pamiętam, a
mam nadzieję, że się nie mylę (od opisanych
wydarzeń minęło 36 lat, a podobnych poura-
str. 24 (str. IV)
zowych chorych leczyłem wielu), otwarto
również jamę brzuszną, stwierdzając rozległe pęknięcie śledziony, którą wycięto. Na
drugi dzień po zabiegu operacyjnym zgłosiło się do mnie dwóch oficerów, z których
jeden był lekarzem, i po uzyskaniu ode mnie
informacji o rodzaju przeprowadzonych
operacji i aktualnym stanie chorego, zaproponowali przewiezienie pacjenta do szpitala
w Legnicy, gdzie stacjonowało Dowództwo
Północnej Grupy Wojsk Radzieckich. Odpowiedziałem, że ze względu na rozległe
obrażenia, jakich doznał chory, i wczesny
okres pooperacyjny, jestem stanowczo przeciwny takiej propozycji. Upłynęło kilka dni,
po których młody żołnierz zaczął wracać do
mniane Miejsce Pamięci. Kamienny obelisk z orłem i patriotyczną sentencją: „W
90-TĄ ROCZNICĘ/ ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI/ NA PAMIĄTKĘ PRZEKREŚLENIA GRANIC
ZABORÓW/
STRZAŁKOWO 11. XI. 2008”. Obok powiewa na maszcie biało-czerwona flaga, a
na obrzeżach miejsca, które spełnia również
rolę parkingu, ustawiono kilka atrap budek
strażniczych, właściwie tylko stelaży, jakby
drzwi wejściowych do wartowni, z wylepionymi zestawami fotografii i tekstami
informacyjnymi. Znajdują się też w tym
miejscu, co chyba ważne dla podróżnych
i turystów, dwa solidne drewniane stoły z
krzesłami – siedziskami, na których można
chwilę odpocząć.
Może niezbyt stosowne jest porównywanie, ale nie mogę nie wspomnieć w tym
miejscu o Borzykowie pod Pyzdrami. Tam
też, już w 2004 r., zrobiono scenografię
przejścia granicznego między zaborem pruskim i rosyjskim. Stoją tam „całe” (nie tylko
szkielety) budki wartownicze, usytuowane
są symboliczne słupy graniczne, jest wreszcie dobra, dokładna mapa granicy zaborów,
między Wielkim Księstwem Poznańskim a
Królestwem Kongresowym, z zaznaczonymi
punktami przejść, punktami – urzędami celnymi itp. Borzykowo stanowi nie tylko dobrą
lekcję historii, ale i atrakcję turystyczną. Odbywają się w tym miejscu corocznie imprezy
kulturalne organizowane przez Towarzystwo
Kulturalne „Echo Pyzdr”. O Borzykowie
coraz głośniej w całej Wielkopolsce, i nie
tylko.
2. Jeszcze o części ikonograficznej,
która, jak myślę, może wzbogacić prezentowany artykuł. Przedstawiam awersy dwu
kart pocztowych zakupionych przez konińskie muzeum na aukcji filokartystycznej
Korporacji Polonia w Warszawie. Są to
prawdziwe filokartystyczne rarytasy. Obie
karty pochodzą z okresu I wojny światowej. Na pierwszej widnieje Teilanschicht
vom Lager Stralkowo (częściowe ujęcie/
widok obozu w Strzałkowie). Na drugiej
przejście graniczne w Strzałkowie (Stralkowo/Grenze).
Janusz Gulczyński
zdrowia. Przestał gorączkować, dolegliwości
bólowe zaczęły ustępować, był wydolny krążeniowo i oddechowo, a przede wszystkim
demonstrował dobre samopoczucie. Gdy byliśmy tylko sami, bardzo mnie prosił, że jak
zjawią się ponownie jego przełożeni, abym
nie wyraził zgody na jego przewiezienie do
szpitala wojskowego, ponieważ chciałby być tutaj
leczony do końca. Faktycznie za niedługi czas złożyli choremu i mnie wizytę
dwaj znani mi już oficerowie. Byli mile zaskoczeni,
tak dobrym przebiegiem
pooperacyjnym pacjenta.
Wiktor – bo tak miał sołdat na imię, był już chorym
chodzącym, ale wymagającym jeszcze obserwacji i
leczenia szpitalnego. Obaj
oficerowie
oświadczyli,
ale nie nalegali, że gotowi
są chorego przewieźć do
swojego szpitala, ale jeżeli nie mam nic przeciwko
temu, to niech pozostanie
tutaj aż do końca kuracji.
I tak też się stało. Drugiego
sierpnia Wiktor z nieskrywaną łezką w oku, żegnał
się z całym zespołem lekarsko-pielęgniarskim naszego oddziału, dziękując
za uratowanie życia. Kiedy
zmienił już postawę „na
spocznij” dodał jeszcze, że
Konin pozostanie w jego
sercu na wsiegda. Tego samego, wyjątkowo upalnego
sierpniowego popołudnia
poszedłem z trzyletnim
synkiem na plac zabaw, w
okolicach ulicy Przyjaźni
i kard. St. Wyszyńskiego
oraz ulicy 11 Listopada.
W pewnym momencie syn
kopnął piłkę, która zamiast
do mnie, potoczyła się wprost pod koła wolno nadjeżdżającej czarnej wołgi. Jeden z
siedzących w samochodzie radzieckich wojskowych wysiadł i oświadczył mi, że drzwi
mojego mieszkania zastali zamknięte, ale od
sąsiadów dowiedzieli się, gdzie można mnie
znaleźć. Zaproponował, abyśmy udali się do
mieszkania. Żona jeszcze nie wróciła, więc
podejmowałem niespodziewanych gości
sam, nie licząc dziecka. Byli to znani mi już
dwaj oficerowie i trzeci najstarszy stopniem,
którego widziałem po raz pierwszy. On właśnie stanął w środku całej trójki, trzymając
w ręku kolorowy, wielobarwny dyplom, a
pozostali koniak i bombonierkę. Istotną
część dyplomu, którą oficer odczytał powoli
i dobitnie, przytaczam w całości: „Nagradza
się Kierownika Oddziału chirurgicznego
szpitala miasta Konina t. Łasińskiego Tadeusza i cały personel obsługujący za w porę
udzieloną pomoc medyczną, troskę i uwagę
okazane wojskowemu służby czynnej Armii
Radzieckiej tow. Matrosienko W. L. Wasz
szlachetny uczynek na zawsze pozostanie
w sercach ludzi radzieckich Komendant Radzieckiej Jednostki Wojskowej – Śnieżkow.
2 sierpnia 1975 r.”
Teraz koniak powędrował na stół, a bombonierka do rąk syna. Potem oficerowie zasalutowali i wyszli. Nigdy Wiktora więcej w
życiu nie spotkałem, jego macierzysty oddział opuścił dworek w Golinie następnego
roku, a ostatnie garnizony krasnoarmiejców
wycofały się z naszego kraju we wrześniu
1993 r.
Na koniec krótkie résumé. Wyłuszczę je
w trzech punktach.
1. Z górą 35 lat temu w konińskim szpitalu chirurdzy operowali z powodzeniem ciężkie, wielonarządowe obrażenia ciała.
2. W mojej długoletniej pracy zawodowej
nigdy nie otrzymałem oficjalnego podziękowania z rąk przedstawiciela jakiejkolwiek
instytucji, tym bardziej za leczenie pojedynczego pacjenta. Nigdy też takiego podziękowania nie oczekiwałem.
3. Był to epizod nierozerwalnie związany
z długim, bo 48-letnim pobytem czerwonoarmistów w Polsce, którego z naszej powojennej historii – jakby na to nie patrzeć – wymazać się nie da.
PS Jedynym niezbitym dowodem opisanych wydarzeń pozostał dyplom, który wraz
z niniejszym tekstem przesyłam naczelnemu
„Koninianów”.
Tadeusz Łasiński
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania
ADRES REDAKCJI:
62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9,
tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03
ISSN 0138-0893
[email protected]
Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, Zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st),
Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł), (Internet)

Podobne dokumenty