Show publication content!

Transkrypt

Show publication content!
Aleksander J a c k o w s k i
MARGINALIA
Zaczynam tę rubrykę z p e w n y m n i e p o k o j e m . J a k ją przyjmą
Czytelnicy? Czy nie będą mieli za złe, że o b o k t e k s t ó w p o w a ż ­
n y c h , ź r ó d ł o w y c h p o j a w i się f e l i e t o n a w najlepszym razie
mini-esej? I d r u g a o b a w a , by t e g o c o piszę nie przyjęto za próbę
k o k i e t o w a n i a czy b a w i e n i a . C h c i a ł b y m b o w i e m rejestrować na
t y m miejscu fakty, luźne m y ś l i , w s p o m n i e n i a , relacje o ludziach
i w y d a r z e n i a c h , szkice i n o t a t k i . Na p r a w a c h dziennika z p a m i ę c i .
Sądzę, że w n a t ł o k u w y d a r z e ń , k t ó r y c h jesteśmy ś w i a d k a m i ,
kiedy nie można ich jeszcze, jak f i g i - u c u k r o w a ć , taka f o r m a
rejestracji zdarzeń i myśli może mieć sens. Zwłaszcza, że pisana
jest przez k o g o ś , k t o s p o r o w i d z i a ł i z a c h o w a ł jeszcze z d o l n o ś ć
d z i w i e n i a się i c i e k a w o ś ć świata.
P o n i e w a ż z a r ó w n o w t y m , jak i w n a s t ę p n y m numerze „ P o l ­
skiej Sztuki L u d o w e j " d o m i n u j e z a i n t e r e s o w a n i e s y m b o l i k ą o j ­
c o w i z n y , d o m u , c h c i a ł b y m d o r z u c i ć kilka w s p o m n i e ń i u w a g , nie
o d o m a c h „ j a k o t a k i c h " , lecz k o n k r e t n y c h , t a k i c h , które stały się
f o r m ą ekspresji ich t w ó r c ó w , w y r a z e m ich o s o b o w o ś c i . Poprze­
dzę je r e f l e k s j ą - w s p o m n i e n i e m .
Serce
domu
Czy d o m ma serce? E t n o l o g p o w i n i e n m n i e w t y m m o m e n c i e
zabić. T a k i m językiem się nie m ó w i , t a k i c h pytań nie zadaje. A l e
skoro zadałem - o d p o w i e m : O c z y w i ś c i e ! T o serce można zresztą
określić inaczej, j a k o c e n t r u m , miejsce w k t ó r y m k o n d e n s u j e się
życie rodziny, ale nie zmienia to f a k t u , że da się o n o dostrzec na
r ó ż n y c h etapach przemian w kulturze. Na k o ń c u tej d r o g i będzie
zwłaszcza u nas, w p o k o l e n i a c h średnich i starszych, miejsce
przed t e l e w i z o r e m . Tam w j e g o zasięgu o g n i s k u j e się życie d o m u .
T a m , jak niegdyś przed k o m i n k i e m , sadza się g o ś c i , r o z m a w i a l u b
milczy, w y m i e n i a k o n w e n c j o n a l n e u w a g i . T e l e w i z o r f a s c y n u j e
jak p ł o m i e ń , w który się w p a t r u j e m y , a jest t o ten rodzaj
fascynacji, który w y d a j e się bliższy hipnozie, w p a t r y w a n i u
w szklaną kulę, niż p o b u d z e n i u myśli.
W erze p r z e d - t e l e w i z o r e m t a k i m miejscem, w k t ó r y m k o n d e n s o w a ł o s i ę życie rodziny była k u c h n i a , p o k ó j przy k u c h n i , p o k ó j ze
s t o ł e m , nad k t ó r y m wisiała duża lampa - jak s y m b o l d o m o w e g o
ogniska. Zawsze w i ę c w y s t ę p o w a ł w kontekście b e z p o ś r e d n i m
l u b u k r y t y m - o g i e ń , ś w i a t ł o i ciepło.
Na w s i sercem k u c h n i był piec, z niszą d o pieczenia chleba.
G o t o w a n o na n i m strawę, siadano, p o l e g i w a n o , spano. I z n ó w
- o g i e ń , p r o m i e n i u j ą c e o d niego ciepło.
Jak bardzo zakorzenione jest w p o d ś w i a d o m o ś c i istnienie
p i e c a - o g n i a , ś w i a d c z y ć może intuicja j e g o o b e c n o ś c i u dzieci,
mieszkających w miejskich osiedlach, b l o k o w i s k a c h . W latach
sześćdziesiątych dr Izabella Bielicka s t o s o w a ł a przy b a d a n i u
dzieci z r o z b i t y c h małżeństw ( w szpitalu przy ul. N o w o g r o d z k i e j
w W a r s z a w i e ) test r y s u n k o w y . Przed dzieckiem s t a w i a n o mise­
czki z farbami i p r o s z o n o by n a m a l o w a ł o kilka o b r a z ó w , ale direct,
o p u s z k a m i p a l c ó w , bądź całą d ł o n i ą . Niemal wszędzie p o j a w i a ł
się d o m - c h a ł u p a , z k o m i n e m na d a c h u . Dzieci o p s y c h i c e
niezakłóconej m a l o w a ł y d r z w i i biegnącą d o n i c h dróżkę, i c o
szczególnie istotne - zawsze lecący d y m z k o m i n a . T e g o d y m u nie
b y ł o na rysunkach dzieci, p o z b a w i o n y c h n o r m a l n e g o d o m u
rodzicielskiego. D y m okazał się s y m b o l e m życia d o m u . D y m
- p r o d u k t ogniska d o m o w e g o . S p r a w d z a ł e m , powtarzała się ta
konstatacja w d o w o l n i e w y b r a n y c h kilkudziesięciu teczkach
„ p e r s o n a l n y c h " . A b y ł o ich w ó w c z a s p o n a d 7 . 0 0 0 . Skąd ten
d y m - s y m b o l ? T r u d n o uwierzyć, że te dzieci miejskie, kojarzyły na
p o d s t a w i e obserwacji d y m z o b e c n o ś c i ą rodziny. Przecież nie
m o g ł y przeprowadzać r o z u m o w a n i a : dobra rodzina = d y m ;
rozbita, zła = brak d y m u ! P o d e j r z e w a m , że skojarzenia te w i ą z a ł y
się z a r c h e t y p i c z n y m p o d t e k s t e m , a d y m s y m b o l i z o w a ł istnienie
d o m o w e g o ogniska, i t o w sensie d o s ł o w n y m . M i e l i ś m y w i ę c
ciąg skojarzeń: d y m - piec - ogień - a w c z e ś n i e j , o g n i s k o .
P r z y p o m i n a m sobie, jak w p o c z ą t k a c h g r u d n i a 1 9 3 9 r. znalaz-
26
ł e m się na pasie g r a n i c z n y m między N i e m c a m i a S o w i e t a m i . Było
t o k o ł o Z a m b r o w a . T ł u m y przechodziły w o b i e strony, w ę d r o w a ł y
z całym d o b y t k i e m , k t o się k o g o w i ę c e j bał - szedł na drugą
stronę. Jeszcze dobrze nie w i e d z i a n o , k t o i dla k o g o gorszy. Więc
m y akurat na t y m pasie, a i c i , i ci z d e c y d o w a l i zamknąć dotąd
o t w a r t ą ( p ó ł - o t w a r t ą ) granicę. Płacz, s z a m o t a n i n a , ci strzelają,
t a m c i krzyczą i kłują b a g n e t a m i . A t u zima, ś n i e g . T r w a ł o t o k i l k i
d n i , w i ę c rozebraliśmy płoty, zabrali c o się d a ł o d o spalenia
- i każda rodzina miała s w o j e o g n i s k o , przy k t ó r y m można się było
ogrzać, spać na t ł u m o k a c h i w a l i z k a c h . C h o d z i l i ś m y z wizytami,
p o kilku d n i a c h już się znało kitka r o d z i n . I w t e d y późnym
w i e c z o r e m , p o w i e d z i a ł e m d o mojej ż o n y - c h o d ź p ó j d z i e m y de
d o m u . Tak, d o d o m u . Pamiętam d o dziś tę nieoczekiwaną
i naturalną konstatację. D o m t o b y ł y nasze b e t y , nasze miejsc*,
nasze o g n i s k o . Później w i d z i a ł e m tysiące s p a l o n y c h domów.
Wszędzie sterczały k i k u t y k o m i n ó w , p r z e w o d ó w o g n i o w y c h
sięgających d o mniej czy bardziej rozłożystych p i e c ó w . Pogorzel­
cy g r o m a d z i l i się przy n i c h , g o t o w a l i , j e d l i . Taki niezamierzony
s y m b o l - jak już w s z y s t k o uległo zniszczeniu, z o s t a w a ł piec
- serce d o m u .
Dom
-
wizytówka
M ó j d o m - moja t w i e r d z a , p o w i a d a j ą A n g l i c y . D o m zapewnia
b e z p i e c z e ń s t w o , k o m f o r t p s y c h i c z n y bycia sobą i posiadania
Często, a zaczyna się to juz o d d z i e c i ń s t w a , w p o k o j u , domu
t w o r z y m y s w ó j w ł a s n y ś w i a t , s w ó j azyl. D o m staje się miejscem
samorealizacji, ekspresji o s o b o w o ś c i właściciela. W ten sposób
d o m , jak i c z ł o w i e k , ma s w ó j charakter. Pokaż mi s w ó j dom,
p o w i e m c i , kim jesteś, jaki jesteś! Pedant, n i e c h l u j , rozpiera cię
ambicja, nie przywiązujesz w a g i d o t e g o , c o p o w i e d z ą inni, wręcz
p r z e c i w n i e , t o jest dla ciebie najważniejsce - w i d o m e szczebla
sukcesu, a w a n s u ż y c i o w e g o , który u j a w n i a się w stosunku do
d o m u , s a m o c h o d u , psa a n a w e t żony. O t o dzielnica willowa
w S u w a ł k a c h , 1 9 8 8 rok. O d razu w i d a ć zmianę w modzie
a r c h i t e k t o n i c z n e j . Na g ł ó w n y c h u l i c a c h miasta p o w s t a ł y domy,
będące zaprzeczeniem idei f u n k c j o n a l i z m u , zaprzeczeniem także
szarego, b e z o s o b o w e g o b u d o w n i c t w a „ m i e s z k a n i o w e g o " . Na­
zywają je „ M a l b o r k i " , nie g ł u p i o , w t y c h liniach krętych, wklęsło­
ściach i w y k u s z a c h , c y l i n d r y c z n y c h klatkach s c h o d o w y c h , nad­
b u d ó w k a c h , b a l k o n i k a c h jest coś z p y c h y krzyżackiego zamku ale
i z szaleństewa śmietnika p o d n i e s i o n e g o d o rangi dzieła sztuki.
A że w mieście M a l b o r k i , w d z i e l n i c a c h w i l l o w y c h też ta sama
tendencja, każdy d o m nieco inny, prześciga się w bogactwie
dekoracji, brązy szlachetnych t y n k ó w sąsiadują z chropowatoś­
cią b e ż o w y c h płaszczyzn, d a c h y coraz częściej łamane, dziwaczenie ś w i a d c z y o postępie z d u c h e m czasu. N o w e dzielnice И
w i z y t ó w k ą f i n a n s o w y c h karier, pozycji społecznej. T u łączą się ze
sobą g r u p y , t w o r z ą c e a r y w i s t y c z n ą elitę, klasę posiadaczy. Kolej­
n o p y t a m w ł a ś c i c i e l i , k i m są - stolarz, dentysta, były wysoki
dygnitarz, g i n e k o l o g , w ł a ś c i c i e l warsztatu s a m o c h o d o w e g o , byty
sekretarz partii, z n ó w stolarz, o g r o d n i k , z n ó w ktoś z nomenk­
latury. Biedne jest dziecko ze s k r o m n e g o d o m k u wciśniętego
między te w i l l e !
W c h o d z ę d o w n ę t r z a , przyjmuje m n i e pani stolarzowa. Dumna
A t u aż kłuje oczy b o g a c t w o połączone z brakiem smaku. M W r
- kicz. J a k się Panu p o d o b a ? Co m a m powiedzieć? Obrazić в
kobietę z a h a r o w a n ą gorzej niż łódzka w ł ó k n i a r k a . Te dyw*n¥'
tapety, obrazy, żyrandole złocące się m o s i ą d z e m , parkiety płecy"
zyjnie (stolarz!) u ł o ż o n e w brzydkie w z o r y , w ł o s k i e
- przecież t o sukces życia, ś w i a d e c t w o , że się d o czegoś " ° * T
Że się coś z o s t a w i d z i e c i o m , że się będzie „ k i m ś " w ich р а п Ш ^
Zasada t y c h mieszkań i d o m ó w jest taka sama - podobnte|»^
mają zamożni ( b ą d w p ł y w o w i - ale t o przecież znaczy to sarw
sąsiedzi, t y l k o jeszcze f ikuśniej, jeszcze b o g a c i e j . A w i ę c zasada ta
sama, którą w i d a ć w przemianach stroju l u d o w e g o , n p . w haftach
c y f r o w a n y c h portek g ó r a l s k i c h , kiedy t o z a m a w i a j ą c y żąda o d
krawca, by m u h a t f o w a l parzenicę większą i piękniejszą niż zrobił
sąsiadom. C h c i a ł o b y się p o w i e d z i e ć , nie ma niczego gorszego niż
b o g a c t w o p o ł ą c z o n e ze z ł y m s m a k i e m , b o g a c t w o d o k t ó r e g o się
k u l t u r o w o i psychicznie nie d o r o s ł o . W ł a ś c i w i e m o ż n a by o d t e j
strony napisać historię k u l t u r y , „ c y w i l i z o w a n i a s i ę " b o g a t y c h ,
dojrzewania d o s w o j e j k o n d y c j i . D o j r z e w a n i a d o a m b i c j i m e c e nasowskich... M o ż n a b y też i o d tej s t r o n y spojrzeć na historię
chłopskiej sztuki u ż y t k o w e j - w której m o t o r e m r o z w o j u byli
bogaci g o s p o d a r z e ( z w ł . p o u w ł a s z c z e n i u w G a l i c j i ) , m a l e ń c y
medyceusze, z a m a w i a j ą c y i u t r z y m u j ą c y b i e d n y c h a r t y s t ó w - hafciarki, k r a w c ó w , stolarzy, k o w a l i , cieśli... T y l k o , że tak w Renesa­
nsie, jak i kulturze c h ł o p a galicyjskiego s c h y ł k u X I X w . działo się
to w s z y s t k o w ś w i a d o m o ś c i istniejących w z o r c ó w estetycznych
odbiorcy, z g o d n i e z o b o w i ą z u j ą c y m i m o d a m i .
Jeśli dziś p o d z i w i a m y bezbłędną organizację f o r m y w każdym
dziele, czy t o Renesansu, czy d a w n e j sztuki c h ł o p s k i e j , nie
dostrzegając z a k ł ó c e ń , które b y ś m y m o g l i nazwać kiczem, dzieje
się tak z c o najmniej d w ó c h p o d s t a w o w y c h przyczyn. Pierwszą
jest z g o d n o ś ć p o d s t a w o w y c h k a n o n ó w e s t e t y c z n y c h , t w ó r c ó w
i o d b i o r c ó w . Była t o j a k b y przestrzeń, w której realizowały się
zarówno akty t w ó r c z e jak i potrzeby o d b i o r c ó w . I druga przy­
czyna - stabilność t y c h p o d s t a w o w y c h k a n o n ó w , sprawiająca, iż
mimo przemian w szczegółach, sam wzorzec p o s t a w t r w a ł
s t o s u n k o w o d ł u g o , będąc naturalną szkołą „ s m a k u " , o g ó l n i e
zrozumiałego „ s t y l u " .
W naszym czasie te trzy estetyki: t w ó r c y , o d b i o r c y i dzieła
uległy z a k ł ó c e n i u . Z m i e n i ł y się autorytety, w z o r c e , migracje
w s p o ł e c z e ń s t w i e przyczyniły się d o p r z e j m o w a n i a , bez zro­
zumienia ich istoty, w z o r c ó w i n n y c h w a r s t w . Kultura stała się
kiczorodna. I w ł a ś n i e d l a t e g o apele w prasie ( b y ł y t a k i e ! ) , by
walczyć z kiczem, trafiały w próżnię. R o z p o z n a w a n o nie kicz
- jako z j a w i s k o - istniejące na r ó ż n y c h p o z i o m a c h kultury, lecz
konkretną, n a z w a n ą i ośmieszoną j e g o postać, np. makatki
z jeleniem na r y k o w i s k u . T u p r z y p o m i n a mi się, jak kiedyś,
w pięćdziesiątych latach zaprosił m n i e d o swej rezydencji nasz
ambasador w Belgradzie. Pan się zna na sztuce, t o Panu coś
pokażę! t o nie moje - m a c h n ą ł ręką - kiedy przechodziliśmy przez
hol i salonik, urządzone „ o f i c j a l n i e " przez architekta z M S Z , ale t u ,
niech Pan patrzy! p o w i e d z i a ł z d u m ą . T o w s z y s t k o urządziła moja
żona, no i j a ! Staliśmy w koszmarnej s y p i a l n i , przybranej w s t ą ż ­
kami, narzutami z frędzlami, w i e l k i e , p o d w ó j n e łoże na ś r o d k u ,
nad nim makatki - na czerni aksamitu białe k o t k i , z r ó ż o w y m i
kokardami, p r a w a nóżka opiera się na piłeczce.
Nie w y t r z y m a ł e m , coś m u s i a ł e m bąknąć nie tak, bo ambasador
(hydraulik z z a w o d u ) z d e n e r w o w a ł się. - Panie! - p o w i e d z i a ł
- kicz to w t e d y , g d y jest jeleń na r y k o w i s k u !
Przydługa ta dygresja miała na celu p o ś w i a d c z y ć , jak bezradni
jesteśmy, walcząc z o b j a w a m i , jak daremne są w y s i ł k i „ o d u c z e ­
nia", g d y istota polega na niskiej kulturze plastycznej, braku
przekonujących i z sensem l a n s o w a n y c h w z o r ó w p o z y t y w n y c h ,
no i na t y m , c o juz p o w i e d z i a ł e m - na charakterze naszej
cywilizacji, na k i c z o r o d n o ś c i r ó ż n y c h f o r m kultury masowej...
Zresztą dla e t n o l o g a istotne jest dostrzeżenie faktu w kontekście
czasowym i przestrzennym, a nie w a r t o ś c i o w a n i e z pozycji innej
Warstwy społecznej, i n n y c h w z o r ó w e t y c z n y c h czy estetycznych.
Wszelkie etykietki - kicz, arcydzieło - m o g ą w r ę c z osłabić
zdolność dostrzeżenia t e g o , c o istotne i c i e k a w e w kontekście
kulturowym, s o c j o l o g i c z n y m czy p s y c h o l o g i c z n y m . Ś w i a d c z y
Otym przykład następny:
Dom jako ekspresja
osobowości
jego
twórcy.
_ Dom ten stał się dziełem życia, ucieleśnieniem marzeń, aktem
t w ó r c z y m . Przed k i l k u n a s t u laty w y w o ł y w a ł duże emocje, d z i e n ­
nikarze osaczyli g o jak psy, pisano o n i m w k o l o r o w y c h t y g o d ­
nikach, gazetach. Pluto, że kicz, d e n e r w o w a n o się, że coś t a k i e g o
*Jdnieje przy w a ż n e j arterii, Szosie Krakowskiej w Ł o d z i . W ł a d z e
""ejskie musiały zakręt na d r o d z e , tuż za d o m e m , w y ł o ż y ć
,°Ponami z c i ę ż a r o w y c h s a m o c h o d ó w , gdyż k i e r o w c y w i d z ą c
**"'lez 1 5 0 0 k o l u m i e n k a m i przestawali uważać na d r o g ę i w y l a t y J* 'i z zakrętu. Kiedy t a m b y ł e m słyszałem o 6 w y p a d k a c h , p e w n o
ich w i ę c e j .
a
D o m z a f r a p o w a ł m n i e , napisałem d o w ł a ś c i c i e l a , z g o d z i ł się na
w i z y t ę . Spędziłem w t y m d o m u cały d z i e ń , ujęty serdecznością
gospodarza, ciągle o d k r y w a j ą c coś n o w e g o dla siebie. N a j w a ż ­
niejszym o d k r y c i e m b y ł o t o , że przestałem w a r t o ś c i o w a ć , n a w e t
t y l k o myśleć w kategoriach „ k i c z - n i e k i c z " . Jeśli n a w e t użyć t e g o
pojęcia, t o ten d o m był p o e m a t e m w y s n u t y m z k i c z u , c z e g o nie
m ó g ł b y m p o w i e d z i e ć o Pałacu Kultury i N a u k i ! B y l p r o d u k t e m nie
tyle czasu, c o o s o b o w o ś c i w ł a ś c i c i e l a . K o n s e k w e n t n ą projekcją
j e g o o s o b o w o ś c i . Delikatny, szlachetny ten c z ł o w i e k nie w o l n y
był o d n a i w n o ś c i , czego p r z e j a w e m b y ł o t o , że s w y c h u p o d o b a ń
nie skrywał, p r z e c i w n i e , chciał by w s z y s c y m o g l i p o d z i w i a ć w i l l ę ,
na której s c h o d a c h , tarasach i d a c h u znalazło się te 1.500
g i p s o w y c h „ t r a l e k " , a w o g r o d z i e k a m i e n n y k o p c z y k z krasnalem,
w o k o ł o zaś inne f i g u r k i , żaby, ptaki. W s z y s t k o k o l o r o w e . B y ł o dla
niego o c z y w i s t e , że t o w s z y s t k o jest piękne, t y m boleśniej
p r z y j m o w a ł kpiące artykuły w prasie. A l e , by zrozumieć j e g o
p o s t a w ę , trzeba b y ł o w e j ś ć d o środka, p o m y ś l e ć , p o m ó w i ć .
Spojrzeć na ten d o m przez pryzmat c z ł o w i e k a , który m ó g ł i umiał
g o s t w o r z y ć na miarę s w o i c h życzeń. O w y g l ą d z i e z e w n ę t r z n y m
p o w i e d z i a ł e m już. D o d a m - w i e l k o ś ć sporej w i l l i (na parterze
1 duży i chyba 2 mniejsze p o k o j e , hall, rozłożysta klatka s c h o d o ­
w a ) , t y n k biały w poprzeczne, niebieskie pasy. O g r ó d , zieleń,
k w i a t y . Pierwsze wrażenia g d y się w e s z ł o d o środka - w s p a n i a ł e
trofea m y ś l i w s k i e , na p o l e r o w a n y c h d r e w n i a n y c h kartuszach
o g r o m n e ł b y - j e l e n i , d z i k ó w , czegoś t a m jeszcze. Gospodarz
k u p i ł je zaraz p o w o j n i e , p o c h o d z i ł y z kolekcji Goeringa.
Na piętrze aż lśni o d złota. Figurki p i ę k n e , muzealnej urody
i jarmarczne. Galimatias, różnice klas n i e b o t y c z n e , w a r t o ś c i także,
ale gospodarz zdaje się nie czynić między nimi różnicy. Tłumaczy,
lubi w s z y s t k o złote. Z ł o t o czy t o m b a k , istotne że ma złocisty blask.
Pieniądz nie o d g r y w a tu roli, g o s p o d a r z r ó w n i e c h ę t n i e k u p o w a ł
w Desie jak na o d p u ś c i e . Przyznam, że t y m m n i e ujął, s z a l e ń s t w o
podszyte n a i w n o ś c i ą i szczerym u c z u c i e m potrącają p e w n i e w e
m n i e jakieś w s p ó ł b r z m i ą c e struny. Gospodarz p r o w a d z i , o g l ą d a ­
my figurkę po figurce. Na b i u r k u s t a r o ś w i e c k i kałamarz. N i e c h
Pan patrzy, unosi złocisty kolpaczek, p r z y k r y w a j ą c y naczynie
z atramentem, osadzone w... k o ń s k i m k o p y t k u , o c z y w i ś c i e o b r z e ­
ż o n y m z ł o t y m i l i s t e w k a m i . Też z kolekcji G o e r i n g a , d o d a j e ,
otrzymał ją od króla A n g l i i Jerzego V. Była to pamiątka po
u l u b i o n y m k o n i u . G d y padł, monarcha z m a r t w i ł się w i e l c e i kazał,
by m u na pamiątkę z r o b i o n o z k o p y t kałamarze.
W p i w n i c y o g l ą d a m f o r m ę i prasę d o w y r o b u k o l u m i e n e k . Pani
d o m u w s p o m i n a , ile t o było pracy, sami je odciskali... Pytam
z lekkim z a ż e n o w a n i e m - skąd środki? B i e d n y nie był, a później
założył warsztat, w y r o b y z plastiku, jakieś grzebyki, w i s i o r k i , to
nie temat d o r o z m o w y . Coraz mi bardziej s y m p a t y c z n y ten
gospodarz. O g l ą d a m książki, r o z m a w i a m y o n i c h .
N o i taki jest ten d o m . J e g o d o m . J e g o radość, c h o ć i troska.
M ó w i ą o t y m d o m u kicz. M o ż e . Coraz mniej t o s ł o w o t ł u m a c z y ,
coraz mniej m n i e o b c h o d z i . Kicz jest w i d o c z n y t a m , gdzie
następuje zakłócenie estetyki, jednej k u l t u r y . Kicz jest w i ę c
nieodłączną cechą naszej rzeczywistości, na k a ż d y m „ p i ę t r z e "
- Kicz - g a l o w y koncert „ A r t y ś c i dla R z e c z p o s p o l i t e j " , kicz
w kościele, kicz - piosenkarka, a może nie kicz? b o j a k b y sama się
z siebie śmieje. Taka Danuta Rinn. W i ę c nie kicz. A Violetta Villas
- kicz, bo p o w a ż n a . Na serio się m i o t a , płacze, w ł o s y rozrzuca.
Tysiąc, m i l i o n o b l i c z k i c z u . J a k lustro, które o d b i j a e p o k ę . Kicz
jest wszędzie, w i ę c już j a k b y g o nie b y ł o . W s z y s t k o zależy o d
u m o w y , jak co się odbiera. Na z i m n o , serio - nie ma g o , B a u h a u s
m ó g ł być w czymś zły, ale na myśl nam nie w p a d n i e p o w i e d z i e ć
kicz. K o m a n d o s i , w o j s k o - nie te s p r a w y , ale k o m p a n i a reprezen­
tacyjna, t u p a n i e , unoszenie n ó g , m a r s o w e m i n y , t o aby nie kicz?
W i e m , te parady może k o g o ś - gdzieś wzruszą, ale kicz jest
właśnie wtedy! w tanim wzruszeniu, w fabrykowaniu wzruszeń.
Dość o kiczu. D o m , o k t ó r y m piszę, który był przed 2 0 laty, bo
dziś już i inni ludzie w n i m mieszkają, i w s z y s t k o już nie takie, otóż
ten d o m w s p o m i n a m c i e p ł o , serdecznie. T o b y ł o dzieło życia
c z ł o w i e k a , który bardzo, ale to bardzo k o c h a ł w y k w i n t , a s y m ­
b o l e m elegancji b y ł o dla niego w s z y s t k o c o złociście się lśniło.
Ryszard b u d u j e s w ó j d o m już 12 lat. Z i m ą w K a t o w i c a c h
maluje, w y k o n u j e prace graficzne, c h a ł t u r y , jakieś kalendarze - t o
m u daje środki na b u d o w ę . B u d o w i e p o d p o r z ą d k o w a ł w s z y s t k o ,
27
n a w e t miał się przenieść na zimę bliżej, może d o S u w a ł k , Sejn?
O d w i o s n y d o późnej jesieni mieszka w m a l e ń k i m baraczku, o b o k
d o m u . W t y m czasie urodziło m u się dziecko, d o s z ł o d o 5 r o k u
życia, b a w i ą c się w ś r ó d bali m o d r z e w i o w y c h , strużyn i kamieni.
Ryszard nie miał d o m u r o d z i n n e g o , w y c h o w y w a ł się w d o m u
dziecka, jest ś r e d n i e g o w z r o s t u , ale bardzo silny. J a k coś p o ­
s t a n o w i , t o z r o b i , c h o ć b y t o miało t r w a ć nie w i e m jak d ł u g o . Jest
prosty w najpiękniejszym sensie t e g o s ł o w a , bez pozy, fałszu.
T r o c h ę jak w i e l k i e dziecko. M ą d r e , u c z c i w e , u f n e m i m o d o ś w i a d ­
c z e ń , k t ó r y c h życie n i k o m u nie skąpi. M e ż o n ę , też z branży
jrtyttyeznej, o w i e l k i m uroku, spokojną, wyrozumiałą i dumną
z Ryszarda. D o rodziny należy j a m n i k - Figa. W lecie o b o k
izby-baraczka zawsze t ł u m g o ś c i . Przyjaciele, z n a j o m i . O b o k
Ewy, t o jej d o m e n a . Cały w i ę c dzień - g o t o w a n i e , m y c i e n a c z y ń ,
robienie z a k u p ó w , szukanie g r z y b k ó w , z n ó w g o t o w a n i e , roz­
m o w y . . . Czasem już w n o c y nad jeziorem niesie d ź w i ę k i f o r ­
t e p i a n u . Ryszard gra. Fortepian stoi w t y m baraczku! T o n i e p r a w ­
d o p o d o b n e , że w s z y s c y się w n i m mieszczą. B u j n e życie, a o n
j a k b y w y i z o l o w a n y , pracuje. W s z y s t k o , c o się da, robi sam. A l e
j a k ! precyzyjnie, pasując belki tak jak przy stolarskiej r o b o c i e .
Kliny, rygle, z a m k i , ż a d n y c h g w o ź d z i , w s z y s t k o „ n a p a s " . D r e w n o
suche, przecież g r o m a d z o n e i suszone przez lata, żadnej szczeli­
ny, którą się zatka m c h e m . Ryszard nie b u d u j e c h ł o p s k i e j c h a ł u p y ,
bele o c i o s u j e d o kształtu p r o s t o p a d ł o ś c i a n u , zestawia mierząc
d o k ł a d n i e , żadnej f u c h y , jak k o l b u s z o w s k i e k o m o d y czy jak k l o c k i
Lego. Tyle że t r w a ł e , tu już niczego nie rozerwiesz. Ryszard
b u d u j e d o m , który jest zaprzeczeniem naszego czasu. Ś m i e j m y
się, b o nie w i e m y , czy ś w i a t p o t r w a trzy t y g o d n i e - m a w i a ł
Baumarchais. M o ż e i nie p o t r w a , ale d o m zostanie. Na p o d ­
m u r ó w c e z g ł a z ó w , kamieni p o l n y c h . Całe piętro t y c h g ł a z ó w , też
p a s o w a n y c h j e d e n d o d r u g i e g o . Sam je t u przytaszczył, gdzieś
miesiącami w y p a t r y w a ł , p o t e m sam ustawiał. Jak? w y m y ś l i ł
proste i skuteczne m e t o d y , przecież k o p u ł ę Ś w . Piotra też
b u d o w a n o bez d ź w i g ó w ! Ryszard by p e w n i e sam tę k o p u ł ę
z b u d o w a ł , ale t o by m u zajęło całe życie, a zresztą urodził się za
p ó ź n o . W y w a ż a belki, d ł u g i e na 1 0 m e t r ó w , ciężkie, nie d o
uniesienia, p o t e m „ s p o s o b e m " u n o s i , klinuje, p o d p i e r a , z n ó w
w a g a , k l i n , podpora... Z t y c h lat 1 2 , c o najmniej 6 zabrała sama
b u d o w a , o d p a d a zima, deszcze, okresy g d y był zagranicą ze
s w y m i obrazami. M ó g ł zrobić d a w n o d o m , który by przetrwał
kilkadziesiąt, n o - sto lat. Bez tej katorżnej, zegarmistrzowskiej
pracy. A l e Ryszard p o s t a n o w i ł , że będzie miał d o m , który z o ­
stanie, g d y się już d a w n o rozpadną bloki mieszkalne i w i e ż o w c e .
D o m Ryszarda jest s y m b o l e m , celem w ż y c i u . Czasem, p e w n i e
szczerze, narzeka, że stał się n i e w o l n i k i e m t e g o d o m u , że by t o
sprzedał, zostawił... Tak m ó w i , p o c z e m robi dalej. Kiedy patrzę na
n i e g o p r z y c h o d z i mi na myśl c h ł o p - J a n S t a c h , który p o k ł ó t n i
z sąsiadem o drogę, p o s t a n o w i ł w y b u d o w a ć most na rzeczce,
i przez kilkanaście lat - k r o w ą taszczył kamienie, sam je układał
i nie w i e d z ą c n a w e t o t y m w y b u d o w a ł most, jota w j o t ę , jak
d a w n e romańskie. W i d z i a ł e m kronikę f i l m o w ą - z a b a w a , stół
z a s t a w i o n y j a d ł e m , ludzie ze w s i , dziennikarze, w ł a d z e , toasty
a o n s m u t n y , bez u ś m i e c h u . No, skończył. I c o dalej? C h c i a ł e m
n a w e t d o n i e g o pojechać, zobaczyć, c o r o b i , c o m y ś l i , czy ma
teraz p o c o żyć?
T o p r o b l e m : zrealizować cel życia i jak żyć dalej? J a c e k Olędzki
opisał w art. Dywan
na suficie
( P S L 1 9 7 7 nr 2 ) m ł o d e g o
c z ł o w i e k a - Waldemara Paciuka, dekoratora, który p o przejściu na
rentę n a j p i e r w w y r e m o n t o w a ł zamek - pałac w Krzeszowie,
a później w y n a l a z ł k o ł o W a ł b r z y c h a , w Strudze, z d e w a s t o w a n y
pałac. Zamieszkał w n i m . Założył h o d o w l ę przepiórek, by mieć
pieniądze na remont, sprzedawał jajka, p ó k i była na nie m o d a , za
uzyskane pieniądze k u p o w a ł szyby i oszklił kilkaset o k i e n , załatał
d a c h , o d n o w i ł p o k o j e , salę b a l o w ą a p o n i e w a ż na ścianie została
w i e l k a rama - n a m a l o w a ł obraz, najpiękniej jak u m i a ł (łabędzie
ciągną jak r y d w a n - g o n d o l e z p i ę k n y m i d z i e w c z y n a m i w p o ­
w ł ó c z y s t y c h szatach...), żyrandole w y m y ś l i ł o z d o b n e , błyszczące
inkrustacją, szkiełkami - a g d y już pałac był u r a t o w a n y przyszli
działacze z m i e j s c o w e g o koła Z M P , uważając, że będzie t o dla
n i c h s t o s o w n a siedziba. W t e d y bez skargi, s p o k o j n i e - w y j e c h a ł ,
by z n ó w sobie coś znaleźć d o o d b u d o w y . Z n ó w mieć cel
i satysfakcję. A może już t y l k o gorycz?
znamię t r w a ł o ś c i . S a m o c h ó d , j a c h t - t o w a r t o ś c i nietrwale,
k o n s u m p c y j n e . A d o m jest f u n d a m e n t e m rodziny. Małą ojczyzną.
O j c o w i z n ą . Jak i ziemia rodzinna. A l e kult ziemi przeminął (nie
t y l k o z w i n y ustroju) natomiast d o m jest t y m , c o p o w i n n o trwać,
łączyć. Co się przekaże d z i e c i o m .
M i m o p o w o j e n n y c h migracji w c i ą ż w y c z u w a się u nas po­
trzebę posiadania d o m u - k o t w i c y . D o m u , który w i ą ż e pokolenia,
który jest pamięcią i inicjacją.
Inaczej jest w s p o ł e c z e ń s t w a c h k o c z o w n i c z y c h , inaczej również w c y w i l i z a c j a c h c h a r a k t e r y z u j ą c y c h się dużą labilnością
r o d z i n . Tak n p . w Startach Z j e d n o c z o n y c h d o m i miejsce zamiesz­
kania staje się ś w i a d e c t w e m a w a n s u s p o ł e c z n e g o . Dzielnice
deklasują się, w l e d y zamożniejsi przenoszą się d o i n n y c h . Ar­
c h e t y p d o m u zostaje w ó w c z a s s t ł u m i o n y , z w i ą z a n y z n i m krąg
s y m b o l i s p ł y c o n y , r e a l i z o w a n y inaczej.
Dom
-
ideologia
N a z y w a j ą g o S ł o m a . O c z y w i ś c i e ma imię, n a z w i s k o , ale zawsze
się słyszy - b ę b n y S ł o m y , Słoma t o , t a m t o . Teraz Słoma buduje
s w ó j d o m . S t u d i o w a ł na A k a d e m i i Sztuk P i ę k n y c h w Warszawie,
bodajże rzeźbę. J u ż w t e d y w i e d z i a ł , że t o t y l k o jakiś etap,
o t w a r c i e okienka, p u n k t w y j ś c i a . M o g ł o być t o , m o g ł o inne.
Sądzę, że z d a w a ł sobie s p r a w ę z t e g o , iż inaczej się startuje
w jakiejś dziedzinie sztuki, kiedy się ma za sobą doświadczenie
innej dziedziny. P e w n i e t o sprawa s a m o ś w i a d o m o ś c i , dystansu
d o t e g o , c o robią i robili inni, zrozumienia roli struktury dzieła,
o b o j ę t n e jakiego. S ł o m a jest także m u z y k i e m , gra na różnych
i n s t r u m e n t a c h , ś p i e w a piosenki, które sam układa - z filozofią
rastafariańską i j e g o w ł a s n ą . Realizuje się w życiu i sztuce,
w ł a ś c i w i e granice zostały t u zatarte, życie kształtuje jak sztukę.
J e d n o ś ć . T o jest założenie, ale i naturalna droga życia. Mieszka
w osadzie, można ją tak nazwać, p o n i e w a ż w p r o m i e n i u kilku
k i l o m e t r ó w mieszkają rodziny j e g o przyjaciół, czujących i żyją­
c y c h p o d o b n i e . Osadzie jakiej? Boję się, że każde nazwanie
przyniesie fałsz, nazwa jest precyzyjna i skuteczna kiedy coś się
s k o ń c z y ł o , da d o czegoś p r z y r ó w n a ć , czymś w y o d r ę b n i ć . A tu
- życie. O t w a r t e . Na ludzi, myśl, w i a r ę , d o z n a n i a , wzruszenia.
W i ę c i nazwać t r u d n o , a p e w n i e i nie trzeba. S ł o m a , j e g o żona,
o t o c z e n i e - są w s z y s t k i m ż y c z l i w i . Przychodzą d o ludzi, sąsiadów
z u ś m i e c h e m na twarzy. T o im bardzo p o m a g a , t r u d n o bowiem
być u nas „ i n n y m " , mała jest tolerancja n a w e t na tę zewnętrzną,
niegroźną Inność. Trzeba ludzi o s w o i ć , przyzwyczaić, uszano­
w a ć . W ł a ś n i e t o - u s z a n o w a ć . Nie łazić g o ł o po ł ą k a c h , nie gzić
się na w i d o k u w s z y s t k i c h , nie p r a c o w a ć w dzień święty..,
Tolerancja jest procesem o s w a j a n i a , t o jak z w i e w i ó r k ą , trzeba
s p o k o j n i e , trzeba coś dać z siebie, w z b u d z i ć ufność, wtedy
przyjdzie, w s k o c z y ci na ramiona, szturchnie w i l g o t n y m noskiem.
Słoma chce żyć w zgodzie z naturą, w n i e u s t a n n y m zachwycie.
N a j p i e r w g d y przyjechali z żoną nie mieli gdzie mieszkać, więc
zaczął b u d o w a ć dom-szałas. Prowizorkę. Z czego żył? Jak od lat
z w y r o b u i sprzedaży b ę b n ó w . D u ż y c h , m a ł y c h , drążonych'
w p n i a c h d r e w n a , z d o b i o n y c h na w z ó r afrykańskich. Bębny mają;
duszę, kiedy się z nimi o b c u j e w i d z i się różnice - w tonie, t o .
o c z y w i s t e , w charakterze d ź w i ę k u , c h c i a ł o b y się powiedzieć;
- w z a c h o w a n i u . O c z y w i ś c i e nakłada się t u p r y m i t y w n a wiedza;
0 magicznej roli b ę b n ó w , c h o ć może i d z w o n n i c y mogliby
podobnie powiedzieć o swych dzwonach? Ale wróćmy
t e m a t u . Kiedy już Słoma zamieszkał w s w y m domu-szałasie,-!
p r z y p o m i n a j ą c y m s t ó g siana zaczął kreślić plan trwałej budowli*;
d o m u , o k t o g o n a l n e g o . T r u d n o p o w i e d z i e ć , czy na początku byłe*
idea filozoficzna, czy - c h y b a prędzej - intuicja, ale jak juz б№w e s z ł o w b u d o w ę , s w o j e prawa d y k t o w a ł materiał, logika*
1 konkret w a r u n k ó w . D o m p o w s t a j e , t o już ze 3 lata trwa
b u d o w a . D o m , który ma w sobie jakiś w y m i a r sacrum, dom.
w k t ó r y m się mieszka, g o t u j e , ale i myśli, k o n t e m p l u j e . Dom, ktćflK
jest zaprzeczeniem C o r b u s i e r o w s k i e j „ m a s z y n y d o m i e s z k a n M Ł j .
D o m , który sprzyja życiu w e w n ę t r z n e m u , jest w i ę c funkcjonaMftSj "
ale nie jak w Bauhauzie.
W e w s z y s t k i c h p r z y k ł a d a c h , na które się p o w o ł u j ę , współ
jest j e d n o - w i ę ź między o s o b o w o ś c i ą c z ł o w i e k a a j e g o dorneflV
D o m jest t u f o r m ą emanacji o s o b o w o ś c i , przedłużeniem my*"*idei, u p o d o b a ń . P o d o b n i e jak u w i e l u ludzi, którzy d o m u nie • S j L щ
i nie będą mieli - taką emanacją o s o b o w o ś c i może być I w ^ - J . ,
mieszkanie, p o k ó j , a n a w e t kąt.
t
l l
e
B u d o w a może dać satysfakcję w y j ą t k o w ą . Jest c e l e m n a j ­
w s p a n i a l s z y m , jaki sobie można p o s t a w i ć . Przez t o , że ma w sobie
28

Podobne dokumenty