To wspaniałe chwile jak ktoś komuś sprawia radość ! A takie chwile

Transkrypt

To wspaniałe chwile jak ktoś komuś sprawia radość ! A takie chwile
To wspaniałe chwile jak ktoś komuś sprawia radość ! A takie chwile mieliśmy tu w Hong Kongu przed kilkoma godzinami dzięki Pawłowi Spisakowi i Weriuszowi ! Olimpijskie wkkw roku 2008 w gościnnym i egzotycznym (dla nas) Hong Kongu przeszło do historii. Można śmiało powiedzieć PAWEŁ SPISAK – spisał się świetnie !! Suche fakty to: 19-­‐te miejsce Pawła na Weriuszu w końcowej klasyfikacji oraz 52-­‐ie miejsce Artura Społowicza na Wagu. Konkurencję ukończyło 55 par (wystartowało – 70) oraz 11 drużyn, w tym na ostatniej pozycji ekipa Francji, sklasyfikowana w dwu-­‐
osobowym składzie, co dopuszcza olimpijski regulamin. Czy to nie daje do myślenia, kraj o takim potencjale końskim i nieograniczonych możliwościach jeśli chodzi o sferę finansowo – organizacyjną. Gdybyśmy mieli tu w Hong Kongu trójkę zawodników, moglibyśmy powalczyć o całkiem przyzwoitą pozycję ! Polskie wkkw kolejny raz potwierdziło „drzemiący” w nim potencjał. Ile to lat o tym mówimy i prosimy o pomoc…, bo wiemy, że nie wykorzystujemy szans jakie mamy w kraju ! Pytam retorycznie, czy to tylko naszym (PZJ-­‐tu) „interesem” jest zainwestowanie w tę dyscyplinę, ale tak naprawdę, bez pozornych działań ? Proszę sięgnąć pamięcią w cykle olimpijskie ostatnich kilkudziesięciu lat, np. od IO w Moskwie, poprzez Seul, Barcelonę, Atlantę, Ateny i obecny Hong Kong, wkkw-­‐iści zawsze stawali na wysokości zadania i „składali” olimpijską reprezentację pomimo kłopotów z dostępem do koni i braku środków jakimi dysponują ich konkurenci ! Nie piszę tego przeciwko nikomu, ale w dniu radosnym ku zastanowieniu się nad przyszłością… Nie byłoby radości gdyby nie ludzie zaangażowani w to olimpijskie przedsięwzięcie, dlatego też uważam za mój obowiązek (ale i potrzebę serca) na gorąco im podziękować, a więc: Rodzicom Pawła -­‐ Pani Danucie i Leszkowi, Żonie – Izie, kibicującemu Bratu -­‐ Łukaszowi, bo trzeba sobie uświadomić jakich wyrzeczeń wymaga współczesny sport wyczynowy, życzliwość i wyrozumiałość najbliższych to jeden z warunków sukcesu. Ale na to czego już dokonał Paweł w swojej stosunkowo (jak na jeźdźca) krótkiej karierze, nie byłoby możliwe bez innych życzliwych Mu osób. Wybaczą mi Państwo, że wspomnę tylko o tych, którzy w przygotowaniach do Hong Kongu odegrali kluczową rolę, a więc: Panu Tomaszu Treli, który „zawieszając” obowiązki służbowe, w ramach urlopu luzakował Pawłowi (pełniąc też od ponad roku funkcję Jego menadżera), Doktorze Januszu Okońskim, który matkuje polskiemu wkkw od lat i nie wyobrażam sobie jak potoczyłyby się obecne przygotowania gdyby nie Jego oddanie bez reszty temu wyzwaniu. A na szczególne podkreślenie zasługuje pomoc jakiej Pawłowi udzielił Andreas Dibowski (od wczoraj złoty -­‐ drużynowy medalista olimpijski z Hong Kongu). Nie wiem czy w sporcie jest wiele takich przypadków, kiedy potencjalny „przeciwnik” udziela tak dalece idącej pomocy swojemu konkurentowi. A byłem tego świadkiem choćby w dniu wczorajszym, kiedy Andreas mając szanse na medal indywidualny, pomagał Pawłowi w ustalaniu koncepcji jazdy w próbie w skokach i wyraził spontanicznie swój entuzjazm jak Paweł po raz drugi przejechał na czysto olimpijski parkur, mając z pewnością nerwy napięte do granic wytrzymałości przed własnym startem ! Tego wszystkiego nie da się opowiedzieć zwykłymi słowami jak mawiał pewien redaktor sportowy… Jest z pewnością wiele innych osób, którym powinienem podziękować, ale nie czas i miejsce na to. Będą ku temu inne okazje i nie omieszkam do tego tematu powrócić, gdyż hołduję zasadzie, że nigdy nie jest za dużo słowa dziękuję. Paweł po prostu stworzył wokół siebie zalążek profesjonalnego teamu, bez którego w dzisiejszym sporcie wyczynowym (nie tylko we wkkw) nie można marzyc o sukcesach. A jak do tego jeszcze dodamy Jego odpowiedzialne podejście do wielu innych spraw wyłania się obraz tak pozytywny, że aż się boję co z tego wyniknie… Wiem, że znowu niektórzy mi będą zarzucali, że „przynudzam” zamiast mówić /pisać/ o konkretach, no cóż taki już jestem – więc przepraszam, to drugie słowo, wielu niestety trudno przechodzące przez gardło, które „nie kosztuje” a często pomaga ! Teraz na chłodno, bez emocji trochę faktów i informacji o „ostatkach” olimpijskiego wkkw I.O. Pekin /Hong Kong 2008. Do próby terenowej, z której to relacji uprzednio nie dokończyłem z powodu braku czasu, zbyt długo wracać nie będę. Ale niektóre wydarzenia zasługują na krótką wzmiankę. Oba polskie konie ukończyły kros w bardzo dobrym stanie i niezwykle szybko powracały do stanu wyjściowego. Na wadze spadły niewiele, poniesione „straty” po takim wysiłku jaki kosztował je olimpijski kros, mieszczą się w granicach norm fizjologicznych. Zakładane (i zalecane przez olimpijskie służby weterynaryjne) podanie wszystkim koniom po krosie płynów fizjologicznych, w przypadku Waga nie było w ogóle potrzebne, a Weriusz otrzymał dawkę ulgową (ok. 15 litrów). Już w kilka godzin po starcie oba wyglądały naprawdę wspaniale, co dobrze świadczy o kondycyjnym przygotowaniu do startu olimpijskiego. Konie były przygotowywane wg. indywidualnych planów, które zawodnicy konsultowali ze wspomnianymi zagranicznymi szkoleniowcami. Transport powrotny koni (wcześniejszy niż planowano) do „końskiej” wioski olimpijskiej odbył się bez żadnych zakłóceń i zgodnie „ze sztuką” stosowaną po krosie, wieczorem odbyły spacer. Pamiętam z lat minionych w jakim stanie nasze konie, czasami kończyły krosy i ile zabiegów wieczorno -­‐ nocnych trzeba było przeprowadzać, aby nadawały się dnia następnego do przeglądu i startu w próbie w skokach. Tym razem było zupełnie inaczej. O miłym dla nas zdaniu sędziego głównego o Pawle wspomniałem już w poprzedniej korespondencji, ale chcę też zwrócić uwagę na dojrzałą jazdę w krosie Artura Społowicza. Bagaż punktowy „zarobił” Artur pod koniec krosu, na stosunkowo łatwej przeszkodzie (24b), kiedy to Wag z powodu wyślizgnięcia się wodzy nie dał się naprowadzić na drugi element przeszkody, jak to się mówi językiem jeździeckim „spłynął”. Błąd został przez Artura naprawiony, ale skutkowało to również stratą czasu. Pragnę w tym miejscu wyrazić moje uznanie dla Artura, którego drugi w życiu start olimpijski był (bo piszę te słowa po zakończeniu) znacznie pomyślniejszy niż w nieszczęsnej Atlancie (która do dziś śni mi się po nocach). Gdyby Artur wcześniej niż w styczniu br znalazł takiego fachowca jakim jest Rudiger Schwarz, z pewnością efekt startowy w Hong Kongu byłby znacznie lepszy. Nie chcę już w tym olimpijskim materiale wracać do bliższej i dalszej przeszłości, ale mnie korci i muszę dla czystego sumienia skonkludować. Prawdopodobnie cała dotychczasowa kariera Artura (jeźdźca niezwykle pracowitego i odpowiedzialnego), jak również kilku Jego, nie mniej utalentowanych kolegów, z pewnością potoczyłaby się inaczej, gdybyśmy mieli więcej rodzimych fachowców, uszanowali prawdy oczywiste, że nie ma sukcesów w sporcie bez planowania, systematyczności, odpowiedzialności i tytanicznej pracy ! Obecne nasze doświadczenia ze szkoleniowcami zagranicznymi z pewnością zaprocentują. Szkoda tylko, że przez nasze zapatrzenie w siebie, tak późno dochodzimy do tych prawd oczywistych. Trzeba też umieć cieszyć z tego co zostało osiągnięte, a to dotyczy Artura. Jak już wcześniej pisałem, kwalifikacja olimpijska (osiągalna dla nielicznych) już była Jego sukcesem, a ukończenie I.O. w stylu jakim tego dokonał – wstydu nie przynosi. Wracając do dnia ostatniego, dużą satysfakcje miałem w czasie przeglądu weterynaryjnego, który we wkkw ma duże znaczenie i swoją ugruntowaną tradycję. To nie to samo co przeglądy w skokach, czy też w ujeżdżeniu. Tam doprawdy trudno dziś określić o co tak naprawdę chodzi, czy o zdrowie koni, czy formalność, z założeniem, że i tak wszystkie konie (często kulawe) muszą przegląd przejść, bo….. można się komuś narazić ! Wag i Wierusz zaprezentowały się świetnie, a zawodnicy, w olimpijskich strojach (pomimo piekielnego upału) zrobili doskonałe wrażenie, pokazując ich świeżość, dynamikę, wspaniałą pielęgnację i urodę ! Polskie konie wkkw to jest to….!! Niech się teraz do roboty wezmą ci, którzy ten olimpijski start naszych rodzimych koni powinni przełożyć na sukces ekonomiczny, nie zapominając, że do ich promowania mamy w kraju jeźdźców nie mniej utalentowanych niż ich zagraniczni konkurenci – POLSCY HODOWCY, PROSZĘ POSTAWCIE NA WKKW ! Na zakończenie wątku dotyczącego przeglądu koni chciałbym podziękować tym osobom, które podczas całych Igrzysk się nimi (poza zawodnikami) opiekowali. Więc raz jeszcze chylę czoła przed Panią Renatą Pietruszką, której profesjonalizm w obsłudze koni skokowych, bardzo się nam (ekipie wkkw) przydał, a Wagowi (i Arturowi) chyba ciężko będzie się rozstać po wylądowaniu na lotnisku w Amsterdamie samolotu czarterowego, powracającego z olimpijskiej przygody w Hong Kongu. Dziękuję przy okazji Klubowi Sportowemu „Garo”, który ratując sytuację (po kontuzji podstawowej luzaczki Artura), „użyczył” tak wartościowego fachowca. Panu Tomaszowi Treli już na wstępie dziękowałem, ale to, że konie polskie tak korzystnie się zaprezentowały, nie tylko na przeglądzie weterynaryjnym, jest i Jego zasługą – można być dobrym dyrektorem renomowanej firmy zachodniej, a jednocześnie doskonałym luzakiem -­‐ olimpijskim ! Nie bez przyczyny prowadzący ostatni przegląd weterynaryjny niemiecki Sędzia Martin Plewa, dwukrotnym skinieniem głowy w kierunku Doktora Janusza Okońskiego dał wyraz uznania dla wyglądu, przygotowania i formy polskich koni. Konkurs skoków, jako ostatnia próba wkkw rozgrywany był w przepięknej nocnej scenerii na głównej olimpijskiej arenie, o doskonałym piaszczystym (profesjonalnym) podłożu. Wypełnione po brzegi trybuny hipodromu, otoczonego kilkudziesięciopiętrowymi budynkami mieszkalnymi, pięknie z elementami chińskiej (azjatyckiej) ornamentyki przeszkody tonące w kwiatach – wszystko to stworzyło niepowtarzalną atmosferę, do której dostosowali się jeźdźcy i konie olimpijskiego wkkw. A konkurs był ciekawy i pomyślny, zwłaszcza dla Pawła i Weriusza. Przed rozpoczęciem konkursu zajmował On miejsce 30 (trzy konie nie zostały przedstawione do przeglądu, stąd „awans” Pawła o trzy miejsca po próbie terenowej). Widząc dość wyrównany poziom jeźdźców startujących w IO, nikt z nas raczej nie przewidywał awansu Pawła i Weriusza do finałowej 25-­‐ki par drugiego konkursu, który miał przede wszystkim wyłonić medalistów indywidualnych. W konkursie skoków z naszych zawodników wystartował jako pierwszy Artur z Wagiem, którego mało aktywna jazda na początku parkuru kosztowała wyłamanie i dwie zrzutki, co skutkowało 23 punktami karnymi (w tym 11 za przekroczony czas). Artur tłumaczy te początkowo popełnione błędy „uśpieniem” Waga podczas rozprężania (rozgrzewki). Trzeba wiedzieć, że Wag to bardzo idący do przodu koń (niezwykle ambitny o rzadko spotykanej woli walki) i cały problem (w krosie i na parkurze) polega na takim panowaniu nad nim, by dał się prowadzić tam gdzie jeździec planuje jechać. Rozgrzewka, którą z Arturem przeprowadził R.Schwarz (i dzięki mu za to) polegała właśnie na uspokojeniu, aby Artur mógł precyzyjniej najeżdżać na przeszkody. Jak widać metoda rozgrzewki okazała się aż za skuteczna ! Artur sam stwierdził, że był na parkurze (do wyłamania) zbyt bierny i nie obarcza winą Waga, a siebie (to też świadczy dobrze o Nim). Jako ósmy w konkursie wystartował Paweł (w pierwszej kolejności startowali jeźdźcy indywidualni, w dalszej ekipowi) i po pięknej, stylowej jeździe, jako pierwszy pokonał parkur bezbłędnie, otrzymując wielki aplauz publiczności. Po przejeździe Pawła Sędzia Główny dokonał korekty normy czasu, bo prawie wszystkie konie dotychczas startujące ją przekraczały. Tym samym niektórym skorygowano wyniki (co jest zgodne z przepisami). Ogólnie można stwierdzić, że dla większości zawodników i ich koni parkur nie był zbyt trudny (pomimo zmeczenia dniem próby terenowej), ale jak to zwykle bywa walka o medale w klasyfikacji drużynowej, spowodowała sytuacje stresujące, co skutkowało w kilku przypadkach popełnieniem błędów -­‐ zrzutkami. Więcej odporności wykazali Niemcy (którym zresztą kibicowaliśmy z racji pomocy, której doznajemy z ich strony) i oni w pięknym stylu wywalczyli złote medale w drużynowej klasyfikacji. Największymi przegranymi, jeżeli takiego określenia można tu użyć zostali Włosi, którzy z czwartego (doskonałego) miejsca po krosie, po popełnionych błędach na parkurze spadli na miejsce szóste. Ale co dopiero mają powiedzieć Amerykanie (7 miejsce) i Francuzi 11 miejsce), dla nich to klęska. A my siedząc sobie spokojnie na trybunie po przejazdach naszych zawodników nie przypuszczaliśmy, co nas czeka. Paweł siedząc obok nas, już przebrany w „cywilne” stroje, nie dopuszczał myśli, że zrobi Wieruszowi takie „świństwo” … Po zakończeniu swojego podstawowego przejazdu, pięknym gestem (całując Wierusza w pyszczek) podziękował za wspaniały start olimpijski, obiecał, że już w Hong Kongu na niego więcej nie wsiądzie. A tu tymczasem im bliżej końca pierwszego konkursu, Paweł z Weriuszem przesuwali się do przodu klasyfikacji. Nie byliśmy pewni co dalej będzie, bo zawiłości regulaminowe olimpijskiej rywalizacji (których tu nie ma sensu teraz wyłuszczać), budziły nie tylko w nas wątpliwości. Jedno wiedzieliśmy, że do ostatecznej rozgrywki o medale i dalsze indywidualne lokaty do miejsca 25-­‐go, nie może przystąpić z jednego kraju więcej niż 3-­‐ch zawodników. Wg. prowizorycznych wyliczeń wychodziło nam, że Paweł awansował na 26 miejsce i może z trybun oglądać drugi konkurs. A tu za chwilę po zakończeniu pierwszego konkursu na tablicy wynikowej ukazuje się lista finalistów i Paweł wchodzi jako 25-­‐ty ! Szybkie decyzje i dyspozycje, na szczęście z racji przebudowy parkuru i konieczności dania oddechu bardzo już zmęczonym koniom, początek konkursu ma nastąpić za ok. godzinę – to nam (a przede wszystkim Pawłowi i Weriuszowi) pozwoliło w spokoju przygotować się do trochę niespodziewanego, aczkolwiek radosnego dla nas startu (łatwo mi pisać, bo nie byłem w skórze Pawła). A swoją drogą to jestem dla Niego pełen uznania, z jakim spokojem ten człowiek realizował ostatni swój start w Hong Kongu. Byłem przy nim na parkurze, obserwowałem i oczom nie wierzyłem, że można być tak opanowanym – to już dużej klasy Profesjonalista. A pomoc i uwagi przed tym ostatnim startem Andreasa Dibowskiego, walczącego w końcu o życiowy sukces, to też znak jak poważnie traktuje Pawła, czując się za Niego odpowiedzialnym – to fakty dobrze wróżące na sportową przyszłość Pawła. Wszystko w drugim konkursie potoczyło się znowu wspaniale dla Pawła i Weriusza. Parkur podniesiony o 10 cm pokonali bezbłędnie w nienagannym technicznie stylu i ostatecznie awansowali na 20 miejsce, bo inni ich konkurenci nie wytrzymali presji olimpijskiego startu do końca (lub zabrakło im sił, co nie trudno zrozumieć). Ale to nie koniec awansów Pawła i Weriusza, dyskwalifikacja amerykańskiego jeźdźca (P.Dutton – Connaught) za start w nieprzepisowych ochraniaczach spowodowała przesunięcie się Pawła na miejsce 19-­‐te. Walka o olimpijskie medale do ostatniego konia była pasjonująca, a symulacja podziału medali zmieniała się co chwilę im bliżej było końca konkursu. Niemcy mieli szanse nawet na trzy medale indywidualnie (po pierwszym konkursie zajmowali dwie czołowe lokaty, a nasz Przyjaciel A,Dibowski, w razie czystego przejazdu miał w pewnym momencie konkursu również szansę na medal (ostatecznie uplasował się na 8 miejscu). Zwycięzcą został inny niemiecki jeździec H.ROMEIKE (Marius), o którym usłyszałem, że jest jedynym amatorem w tym towarzystwie, bo na co dzień pracuje jako lekarz dentysta. Wielki sukces niemieckiego wkkw – są wspaniali i dobrze, mieć Ich za nauczycieli !. To tyle na gorąco, po niewątpliwym – olimpijskim sukcesie polskiego wkkw. Na bardziej wnikliwą analizę przyjdzie jeszcze czas, w ferworze pisania już poruszyłem kilka spraw do dalszego -­‐ spokojnego „rozpracowania”. Ciekaw tylko jestem, czy ten wynik zostanie przez innych oceniony jako sukces, czy porażka ? Bo niestety nie zawsze ludzie są w stanie chodzić po ziemi, niejednokrotnie nie potrafiono nas ocenić sprawiedliwie (wiem, że to słowo historyczne, ale może zostanie mu przywrócone pierwotne znaczenie).