tutaj
Transkrypt
tutaj
Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 www.tekstotekafilozoficzna.pl WSPÓŁCZESNY CZŁOWIEK: PIELGRZYM CZY WŁÓCZĘGA? Uniwersytet Opolski Opole 2016 Rada naukowa Adam Grobler (Uniwersytet Opolski) Irena Jokiel (Uniwersytet Opolski) Leszek Kleszcz (Uniwersytet Wrocławski) Andrzej J. Noras (Uniwersytet Śląski) Reinhard Schulz (Universität Oldenburg) Karsten Weber (BTU Cottbus-Senftenberg) Kazimierz Marek Wolsza (Uniwersytet Opolski) Redakcja tomu Iwona Alechnowicz-Skrzypek Dorota Barcik Redakcja językowa Anna Dymek (język polski) Kathryn Northeast (język angielski) Recenzenci dr hab, prof. UWr Leszek Kleszcz dr hab, prof. PO Henryk Machoń Redakcja techniczna, projekt graficzny i skład tekstu Zbigniew Skrzypek Projekt i administracja strony internetowej www.tekstotekafilozoficzna.pl Zbigniew Skrzypek Zdjęcie na okładce: shutterstock.com Spis treści 4 Słowo od redakcji. Współczesny człowiek: pielgrzym czy włóczęga? (artykuły) 6 Weronika Urban, Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach. 11 Agnieszka Kot, Jedenaście i pól cala ponowoczesnej tożsamości. 18 Iwona Alechnowicz-Skrzypek, Filozof – przewodnik. 26 Dawid Fijoł, Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka. 36 Michał Wróblewski, Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka. 44 Barbara Klimek, Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika. 51 Łukasz Gomułka, Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi. Tłumaczenia 59 Reinhard Schulz (Oldenburg), Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia. Recenzje 72 Mirosław Twardowski, O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie. 78 Iwona Alechnowicz-Skrzypek, Alternatywa dla ateistycznego humanizmu. 81 Robert Szewczyk, Paradoksalna filozofia Sokratesa. 83 Informacje o autorach www.tekstotekafilozoficzna.pl 3 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Słowo od redakcji Zebrane w tomie artykuły stanowią publikowalną wersję wystąpień zaprezentowanych w trakcie konferencji naukowej zatytułowanej „Współczesny człowiek: pielgrzym czy włóczęga?”, która odbyła się w dniach 24–25 września 2015 roku na Uniwersytecie Opolskim. „Pielgrzym” i „włóczęga” potraktowani jako figury ludzkiego losu wskazują na ten jego aspekt, który wiąże się z wędrówką. Pielgrzym podejmuje ją w nadziei dojścia do wyznaczonego celu, włóczęga dla niej samej. Figura pielgrzyma mieści się dobrze w tradycyjnych obrazach świata, w których dane są drogowskazy i punkty orientacyjne. Figura włóczęgi jest odpowiednia dla późnej nowoczesności pozbawionej stałych punktów odniesienia. Nie oznacza to wcale, że pielgrzym stracił dziś moc obrazowania. Uznanie obu figur za odpowiednie do opisu kondycji współczesnego człowieka jest niewątpliwie ukłonem w stronę Zygmunta Baumana. Dla wielu stanowi to wystarczający powód, by uznać rzecz za mało interesującą. Na przekór takiemu przekonaniu prezentację zgromadzonych w tomie artykułów rozpoczynają rozważania Weroniki Urban, która wprost odnosi się do koncepcji płynnej rzeczywistości Baumana. W swoim artykule zatytułowanym Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach pokazuje ona, że współczesny człowiek jest wędrowcem, który przemieszcza się bez celu. Tęskni jednak za stabilnością, choć nie ma szans jej osiągnąć ze względu na fakt, że wszystko jest w ruchu i nie ma nic stałego. Każda namiastka bezpieczeństwa podsyca tylko egzystencjalne nienasycenie. Jeszcze bardziej wyraziście obraz współczesnego człowieka w świecie pozbawionym punktów orientacyjnych nakreśla w swoim artykule Agnieszka Kot. Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości to bardzo oryginalna analiza pragnień i dążeń współczesnego człowieka uosabianych przez lalkę Barbie – jedenasto i pół calowy kawałek plastiku. Barbie jest nie tylko hiperkonsumentką, ale także hiperindywidualistką, dla której potrzeby innych nie mają żadnego znaczenia. Stanowi ona symbol dążeń do posiadania pięknego ciała, które współcześnie, dzięki rozwiniętym technologiom, poddaje się obróbce i kształtuje do woli. Sytuacja zagubienia współczesnego człowieka jest także punktem wyjścia rozważań podjętych przez Iwonę Alechnowicz-Skrzypek będących rodzajem odpowiedzi na diagnozy postawione przez dwie poprzednie autorki. W artykule Filozof-przewodnik ukazuje ona tradycyjną rolę mistrzów duchowych i mędrców w kontekście popularnego dziś doradztwa filozoficznego. Nawiązuje przy tym zarówno do technik obchodzenia się ze sobą wypracowanych w starożytności, jak i do współczesnych sposobów radzenia sobie ze stanem zagubienia oferowanych przez coachów i terapeutów. Jedną z ciekawych współczesnych koncepcji człowieka mających swoje zastosowanie praktyczne w psychoterapii przedstawia Dawid Fijoł w artykule Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka. Koncepcja Grofa – twórcy psychologii transpersonalnej – jest zarówno pewną teoretyczną propozycją rozumienia człowieka, jak i praktyczną drogą jego rozwoju przywodzącą na myśl Platońską drogę wydobywania się z jaskini ku idei Dobra, przystosowaną, rzecz jasna, do współczesnych realiów. Pokrewną tematykę podejmuje Michał Wróblewski w artykule Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hilman. Tytułowi psychoterapeuci przedstawieni zostali jako wędrowcy na szlaku, wpisujący się w kontrkulturowe przemiany kojarzone zarówno z przemianami w kulturze materialnej (przejście od nowoczesnego społeczeństwa produkcyjnego do ponowoczesnego społeczeństwa informacyjnego), lecz także w kulturze duchowej. Obraz wędrowca stał się punktem wyjścia dla rozważań innego typu. Barbara Klimek w artykule Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika przedstawia motyw wędrówki w wybranych www.tekstotekafilozoficzna.pl 4 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Słowo od redakcji pozycjach literackich podejmujących problematykę ważną dla współczesnego człowieka. W nurcie rozważań odwołujących się do literatury pozostaje Łukasz Gomułka, który w artykule Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako «ścieżka» pielgrzyma i włóczęgi dowodzi, że z punktu widzenia praw kosmicznych obie ścieżki nie różną się wcale, wpisując się jednakowo w chaotyczno-probabilistyczną naturę rzeczywistości. Prócz wymienionych tekstów tom zawiera również artykuł Reinharda Schulza w przekładzie Doroty Barcik, pt. Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia. Punktem wyjścia rozważań Schulza jest konstatacja faktu, że relacja między opinią publiczną a nauką coraz bardziej się komplikuje i dochodzi do polaryzacji stanowisk. Mamy więc do czynienia albo z brakiem zaufania do wyników badań naukowych, albo z przesadną wiarą w ich prawdziwość. Obie postawy nie służą stabilnemu rozwojowi zarówno jednostki, jak i społeczeństwa. Schulz analizuje problem z dwóch perspektyw: filozoficznej i socjologicznej. Podnosi również kwestię tego, jaką rolę w tym zmąceniu może pełnić filozofia i odwołuje się tym samym do jej oświeceniowej idei jako tej, która pomaga orientować się w natłoku informacji. Sięga tym samym do filozofii Kanta i Jaspersa, ukazując ich myśl na tle współczesnych problemów społeczno-filozoficznych. Iwona Alechnowicz-Skrzypek, Dorota Barcik www.tekstotekafilozoficzna.pl 5 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Weronika Urban Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach Bez względu na przyjętą strategię życiową, sposobom funkcjonowania w ponowoczesnych realiach towarzyszy tęsknota za stabilizacją. Dzieje się tak dlatego, że niezależnie od momentu historycznego człowiek dąży do ładu ontologicznego, który jest zapewniony przez jednoznaczność zasad rządzących jego światem i życiem. Przez wieki pod sztandarem religii czy też rozumu walczył on o semantyczną precyzję swojego jestestwa. Przeobrażenia, jakie przynosi ponowoczesność, dogłębnie zmieniają dotychczasowe ustalenia, wymuszają zupełnie nowe, niespotykane dotąd strategie życiowe, ponieważ w odmienny sposób definiują cel i zasady nowego układu. Jak pisze Zygmunt Bauman, „zmiana zasad gry” polega głównie na porzuceniu całościowej wizji rzeczywistości i losów człowieka, nie ma już wielkich narracji, pojęć tłumaczących i opisujących przestrzeń społeczno-kulturową. „W społeczeństwie nie ma takiego miejsca, do którego człowiek współczesny należy bez reszty, całym sobą, tak aby móc czerpać z niego tożsamość”1, w taki sposób, w jaki gwarantowało to na przykład nowoczesne, spójne, całościowe, centralnie zarządzane państwo narodowe. Płynne życie, o którym tutaj mowa, „[...] nie potrafi zbyt długo zachować swojego kształtu ani utrzymać stałego kursu”2, przez co wywołuje poczucie niepewności podsycane koncepcją wiecznego postępu. Życie straciło swój kumulatywny, ukierunkowany charakter, ponieważ nowe realia reorganizują dotychczasowe ustalenia, proponują nowe spojrzenie na ludzką rzeczywistość, wolne od dotychczasowych nawyków myślowych. „Ludzie zostali wyzwoleni z form społecznych społeczeństwa przemysłowego – warstwy, rodziny, położenia uwarunkowanego płcią”3, a przynależność do jakichkolwiek struktur społecznych straciła na znaczeniu w „systemie” ciągłej negocjacji, gry i napięć. Ogólna zmiana narracji rzeczywistości społeczno-kulturowej skutkuje również przeobrażeniami na poziomie mikro. Odnoszą się one do sposobu rozumienia i znaczenia tożsamości jednostkowej, która to przestaje być konstruktem społecznie nadawanym, zapewniającym jednoznaczną autoidentyfikację i wynikające z niej położenie społeczne. Chciałabym omówić płynące z tego faktu konsekwencje zarówno dla jednostki jak i systemu, ze szczególnym podkreśleniem problematyki bezpieczeństwa ontologicznego jako zjawiska nieosiągalnego w ponowoczesnych realiach. Można powiedzieć, że człowiek współczesny zostaje wykluczony ze swojego pierwotnego położenia, środowiska mającego wpływ na jego dalsze losy. Zatraca tym samym potrzebę utrzymywania relacji społecznych na poziomie lokalnym, toteż pozostaje sam na polu walki o własną życiową szansę na tożsamość. Tracąc wsparcie rodziny, grupy społecznej, zostaje „skazany na siebie samego, na swój indywidualny los”4. Jak pisze A. Giddens, proces wykorzeniania współczesnego człowieka zachodzi za pośrednictwem środków symbolicznych, które, w zależności od kontekstu, różnie spełniają rolę środków wymiany, są nimi pieniądze czy też transakcje między ludźmi. Nie bez znaczenia dla sytuacji, w jakiej znajduje się człowiek ponowoczesny, są tzw. systemy eksperckie. Funkcjonują one w oparciu o zasadę zaufania, które buduje brak odpowiedniego typu wiedzy. Ufamy ekspertom, choć nie jesteśmy w stanie 1 Z. Bauman, Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, przeł. J. Bauman, Warszawa 1995, s. 220. 2Tenże, Płynne życie, przeł. T. Kunz, Kraków 2007, s. 5. 3 G. E. Kwiatkowska, Jednostka w erze ponowoczesnego społeczeństwa, [w:] Jednostka w ponowoczesnym świecie. Analiza współczesnych zjawisk społecznych, red. G. E. Kwiatkowska, A. Łukasik, Lublin 2011, s. 5. 4Tamże. www.tekstotekafilozoficzna.pl 6 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach zweryfikować ich tez. W ten sposób w pewnym sensie możliwe jest uzyskanie względnego bezpieczeństwa. W ramach zmiennego systemu eksperci zdejmują ciężar interpretacji rzeczywistości w obrębie swoich specjalizacji5. Cały czas pamiętając o efemeryczności „obowiązujących zasad”, mimo pomocy eksperckiej, człowiek współczesny „traci grunt pod nogami”, zmuszony zostaje do pogoni, do pracy nad samym sobą, tj. najważniejszym projektem – swoją tożsamością. Ponowoczesność oznacza nierealne kompromisy. Z jednej strony człowiek stara się zachować stałość ontologiczną na tyle, na ile jest to możliwe w zaistniałej sytuacji, z drugiej zaś, w obawie przed nieadekwatnością, niedopasowaniem do wymaganych standardów, wzorców, rozpoczyna nienasyconą pogoń za wrażeniami, przedmiotami mającymi zapewnić/stworzyć konkretny, oczekiwany na tę chwilę, typ tożsamości. Problem w tym, że wymuszone, „zdeinstytucjonalizowane” sposoby pozyskiwania inspiracji tożsamościowych z aktualnie dostępnych i preferowanych zasobów społeczno-kulturowych oznaczają budowanie, a raczej modelowanie chwilowej tożsamości, takiej która ma określony czas obowiązywania, nie jest jednoznaczna ani stała. Fakt braku odgórnie nadawanej tożsamości przerzuca ciężar odpowiedzialności na jednostkę, jednocześnie nie zapewniając jej poczucia spełnienia. Mówimy o nieustannych próbach zmagania się o samookreślenie, zmagań, których wynik nie jest możliwy z góry ani do przewidzenia, ani do realizacji. Człowiek dysponuje jedynie „wiązką szans notorycznie niedookreślonych i nigdy do końca nie zdeterminowanych”6. Warto podkreślić, że system ponowoczesny sprawnie zabezpiecza się przed próbami odstąpienia od ciągłej pracy nad projektem tożsamościowym. Przywiązuje do siebie człowieka, ujarzmiając jego dążenia za sprawą „syndromu konsumpcyjnego”, postępu, wytresowując w nim niezaspokojone nastawienie na nowe. Obietnica spełnienia pragnień nigdy nie dochodzi do skutku, mimo to bezustannie kusi. Do podążania tym tropem niezbędna jest elastyczność, bo nie można„[...] tkwić w żadnej z przywdziewanych szat zbyt długo, by się do niej zbytnio nie przyzwyczaić [...]”7. Nic nie stoi w miejscu, przez co współczesny człowiek nie może, nie ma czasu niczym się znudzić, również własną tożsamością. Jednocześnie ów ruch, będący przyczyną niedosytu i niespełnienia, gwarantuje jednostce przetrwanie ”jedynym ratunkiem dla jednostki jest ruchliwość – pojmowana jako elastyczność osobowości, pozwalająca przystosować się do panujących warunków [...]”8. Nastawienie na nowość ogranicza zdolności poznawcze, niczego nie można do końca spróbować, dowiedzieć się, zobaczyć. Ograniczony czas pozwala jedynie na powierzchowne użytkowanie. Konsumpcyjna strategia życiowa, od jednej nowości do drugiej, „[...] zastępuje strategie trwałego posiadania i długotrwałego przywiązania i zaangażowania [...]”9, stępia zdolności refleksji życiowej, powoduje że „wszystko jest powierzchowne, nie ma głębi”10. Coraz częściej to zgromadzone rzeczy, nabyte towary, pamiątki, zdobyte i skonsumowane wrażenia decydują o człowieku. Skuszeni iluzją reklamową „kolorowych pudełek”11 podążamy drogą fikcyjnych atrybutów osobowości, wyprodukowanych na potrzeby rynku. Sęk w tym, że brak ciągłości, krótkie chwile obowiązywania trendów, podążanie za nieustannie unowocześnianym światem, popadanie w pułapkę globalnego produktu lokują człowieka w roli włóczęgi, a nie wędrowca chcącego zrozumieć i kreować samego siebie. Tak naprawdę jego podróż to wędrówka bezcelowa, traktująca cel jako wyznaczony moment życiowy, punkt spełnienia, który zdefiniuje tego, kto go osiągnie. Płynne realia nie dają szansy na obranie tak rozumianego, konkretnego celu. Nie tylko z uwagi na fragmentaryczną rzeczywistość, czasowe epizody czy wszechogarniający pęd 5 A. Giddens, Ramy późnej nowoczesności, [w:] A. Jasińska-Kania, L. M. Nijakowski, J. Szacki, M. Ziółkowski, Współczesne teorie socjologiczne, t. 2, Warszawa 2006, s. 689–692. 6 Z. Bauman, Ciało i przemoc w obliczu ponowoczesności, „Wykłady Kopernikańskie w Humanistyce”, Toruń 1995, s. 26. 7 Tamże, s. 85. 8 A. Buczek, Panta rhei w ponowoczesności. O tożsamości człowieka w rzeczywistości opartej na ruchu, Lublin–Poznań 2003, s. 12. 9 Z. Bauman, Płynne życie, s. 131–132. 10 A. Buczek, dz. cyt., s. 11. 11 Tamże, s. 41. www.tekstotekafilozoficzna.pl 7 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach postępu nie można skoncentrować się na przyszłych, wytyczonych „podróżach”. Dla włóczęgi sensem jego życia staje się sam ruch, wędrówka, ponieważ „każde miejsce traktuje jak przystanek w drodze, na którym długo nie zabawi, by przenieść się na inne miejsce, jakie znowu nie będzie niczym więcej niż przystankiem”12. Kolejnym powodem takiego stanu rzeczy, wpływającym na niezdolność uzyskania egzystencjalnej stabilności, jest brak autentyczności. Żyjąc według ponowoczesnych zasad, inscenizujemy własne życie, tworzymy widowisko, wrażenie na temat własnego życia, które chętnie udostępniamy za pomocą np. portali społecznościowych. Powstała sieć wirtualnych kont, choć jest tylko sztucznym tworem, symulacją świata rzeczywistego, wdziera się w sferę realną, narzucając jej swoje zasady gry. Portale społecznościowe pozwalają na swobodną kreację własnej tożsamości, powstały raz profil łatwo podlega modyfikacjom zgodnie z dostępnymi na portalu możliwościami twórczymi. Interpretowanie siebie, przeglądanie się w życiu innych jak w lustrze, porównywanie z tym, co udostępniają inni użytkownicy witryny, pogłębia poczucie nieokreśloności. W ten sposób nie tylko fabrykujemy własny image, ile dokonujemy zachwiania równowagi między tym, co prywatne, a tym, co publiczne. „Kultura odsłaniania prywatności”, nastawienia na ciągłą widzialność jako stały już element struktury rzekomej, wystawia człowieka współczesnego na widok publiczny13, gdzie „prawdziwe ja” zastępuje nowa wyprodukowana na pokaz tożsamość. Oderwanie od ograniczeń społecznych, pochodzenia, rasy czy warstwy może być pozytywnie odbierane, jednakże nie może stanowić podstawy tożsamościowej. Tego typu spojrzenie na świat i miejsce człowieka przypomina grę, w której stawką jest dopasowanie się, poczucie przynależności. Dlatego też, z myślą choćby o chwilowej akceptacji swojej osoby, włączamy się w nieustający ruch, gotowi jesteśmy reagować na zmiany, zdobywamy umiejętności pozwalające w jak największym stopniu podążać za modą. Staramy się spełnić pokładane w nas oczekiwania, dlatego działamy zgodnie ze stwierdzeniem, że „[...] nie można trwać w bezruchu na ruchomych piaskach”14. Nie chcemy wypaść z obiegu, dlatego staramy się przystosować się do „społecznych norm odnoszących się do zachowania i atrybutów osobistych”15, tak aby uniknąć posądzenia o bycie „[...] «rzeczą» jednorazowego użytku”16. Powstająca w myśl ponowoczesnych założeń tożsamość nie zapewnia komfortu bezpieczeństwa, ma hybrydyczny charakter. Oznacza to, że nie ma ona własnego, niepowtarzalnego wzoru, nie umożliwia odróżnienia się od innych, bycia wyjątkową jednostką, wręcz przeciwnie, jest zależna od „całej reszty”. Nie jest indywidualna, ponieważ powstaje, przetwarzając powszechne, masowe wzorce. Traci też swoją celowość. Daje złudnie odczucie wolności, będąc faktycznym obowiązkiem, przymusem korzystania i wybierania przedmiotów, które nadadzą tożsamości aktualny charakter, tak aby nigdy nie była passe17. Bo przecież każda tożsamość kiedyś stanie się niemodna, a jej „historię [...] odmierzają wysypiska śmieci, na które codziennie, jedne po drugich trafiają rzeczy jeszcze przedwczoraj niezbędne, które nie dalej jak wczoraj stały się dla nas nieznośnym ciężarem”18. Człowiek współczesny przestaje pełnić rolę niezależnego kreatora własnej tożsamości. Źródło jego największego dyskomfortu stanowi „prawo wyboru tożsamości” oraz fakt, że owo prawo nie gwarantuje wolności, zawsze jest uzależnione od rynku, „który [...] oferuje też klocki do układanek, zestawy «zrób to sam» – towary/symbole, jakich można użyć na rozmaite sposoby i w różnych kombinacjach w celu komponowania tożsamości «zindywidualizowanej»”19. 12M. Dziura, Człowiek w przestrzeni (ir)realnej, „Czasopismo Filozoficznie” 2006, s. 4, dostępny online: <http://www.filozoficznie.pl/3/32_M_Dziura_ Czlowiek_w_przestrzeni_(ir)realnej.pdf>, [ostatnia wizyta: 16.12.2015]. 13 E. Wąchocka, Intymne – prywatne – publiczne, dostępny online: <http://www.ptbt.e-teatr.pl/files/zjazd_pdf/Wachocka_Intymne-prywatne-publiczne. pdf>, [ostatnia wizyta: 17.12.2015]. 14 Z. Bauman, Globalizacja. I co z tego dla ludzi wynika, przeł. E. Klekot, Warszawa 2000, s. 93. 15 E. Goffman, Piętno. Rozważanie o zranionej tożsamości, przeł. A. Dzierżyński, J. T. Bakir, Gdańsk 2005, s. 21. 16 A. Buczek, dz. cyt., s. 12. 17 Z. Bauman, Płynne życie, s. 53–57. 18 Tamże, s. 55. 19Tenże, Wieloznaczność nowoczesna, s. 227. www.tekstotekafilozoficzna.pl 8 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach „Masowa produkcja niepowtarzalności”20 wybitnie ujawnia nie tylko tragizm współczesnej rzeczywistości, ale i jej zafałszowanie, fasadowość skrywaną pod hasłami lekkości bytu, o której to pisałam wcześniej. Dryfowanie między krótkimi epizodami wrażeń i doznań jest na tyle męczące i niepewne, że człowiek ponowoczesności instynktownie przyjmuje rolę „świeckiego pielgrzyma”, zmierzając do wizji raju, jaką jest stabilizacja. Ten typ osobowościowy sprawdzał się w nowoczesnych realiach zapewniających możliwość obrania celu i zaplanowania trasy pielgrzymki, „[...] jak w każdej pielgrzymce, miejsce dotarcia jest z góry wyznaczone [...]”21. Cel pielgrzymki świeckiej stanowi stabilna, stworzona do końca tożsamość. W ponowoczesnych realiach jest to niemożliwe nie tylko ze względu na to, że tożsamość ponowoczesna nie jest jedna ani możliwa do pełnego stworzenia, ale i dlatego, że życie w ponowoczesnych realiach operuje nieznanymi atrybutami tożsamościowymi, a każda kolejna decyzja nie stanowi fundamentu dla kolejnych działań. W ponowoczesności liczy się tylko „tu i teraz”, przyszłość jest projektem niewiadomym, a ramy tego, co możliwe, prawdopodobne ograniczają się jedynie do chwilowej teraźniejszości22. Podążanie schematem „życia pielgrzymkowego” to oszukiwanie samego siebie wynikające z naiwności człowieka. Czy w tej sytuacji można powiedzieć, że człowiek ponowoczesny nie ma tożsamości? Zdaniem Baumana, „osobowość ponowoczesna wyróżnia się brakiem tożsamości. Jej kolejne wcielenia zmieniają się równie szybko i gruntownie, co obrazy w kalejdoskopie”23. Sadzę, że bardziej odpowiednie jest stwierdzenie, że człowiek nie ma jednej w pełni ukształtowanej tożsamości, w zamian ma ich wiele. Takie ujęcie tematu powoduje, że tożsamość jednostki przestaje być zasadą „porządku świata”, choć w pełni obrazuje istnienie we współczesnej kulturze. Tożsamość nadal porządkuje relacje człowieka, bez niego traci to sens, chociaż w obrębie krótkich epizodów aktualności. Wciąż pełni rolę kategorii charakteryzującej jego i realia, w których żyje, ujawniając ich negocjacyjny i niepewny charakter24. Nie pozwala na opanowanie wieloznaczności, należąc do systemu chaosu „[...] tego, co nieokreślone, nieprzewidywalne”25. Jest odpowiedzią na pytanie, kim jestem: ponowoczesnym „człowiekiem wybierającym”, podatnym na mody, modelującym swoją wizję siebie. Takim, którego obraz siebie nie jest niezmienny i ciągły w czasie, jak również nie jest on za takiego postrzegany. Człowiekiem świadomym faktu niemożności ustanowienia tożsamości „raz na zawsze”, odczuwającym z tego powodu niepokój, mimo tego nieśmiało, nieświadomie dążącym do nierealnego, sprzecznego z ponowoczesnymi ideami celu – własnej stabilizacji. Wszelkie próby zakotwiczenia, choć wynikają z chęci rezygnacji z niekończącego się wyścigu na bieżni, skazane są na niepowodzenie, bo nie sprawdzają się w tak poszatkowanej rzeczywistości. Poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewnia tożsamość, w przypadku ponowoczesności jest złudne, ponieważ tak jak inne pragnienia, podporządkowane jest płynnym zasadom, a więc nie jest możliwe do osiągnięcia. Może być jedynie swoją namiastką. 20Tamże. 21Tenże, Dwa szkice o moralności współczesnej, przeł. J. Bauman, Warszawa 1994, s. 11. 22 Tamże, s. 12–16. 23 Z. Bauman, Dwa szkice, s. 16. 24 M. Golka, Imiona wielokulturowości, Poznań 2010, s. 330–333. 25 Z. Bauman, Wieloznaczność nowoczesna, s. 18. www.tekstotekafilozoficzna.pl 9 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach Streszczenie/Summary Naiwne pragnienie bezpieczeństwa w ponowoczesnych realiach Bez względu na przyjętą strategię życiową sposobom funkcjonowania w ponowoczesnych realiach towarzyszy tęsknota za stabilizacją. Nieśmiałe, czasem nieuświadomione pragnienie bezpieczeństwa przesiąknięte jest naiwnością, bo czymże innym może być chęć zatrzymania się w rzeczywistości zdeterminowanej przez ruch. Współczesność wymusza nierealne kompromisy. Z jednej strony człowiek dąży do zniwelowania lęku przed „nieadekwatnością”, dlatego rozpoczyna nienasyconą pogoń za wrażeniami, z drugiej zaś stara się zachować „stały grunt pod nogami” na tyle, na ile jest to możliwe w zaistniałej sytuacji. Źródło największego dyskomfortu stanowi „prawo wyboru tożsamości”, które to zapewnia ponowoczesne widowisko oparte na iluzji autentyczności. Modelowanie chwilowej tożsamości, tj. takiej, której brak jednoznacznego, pewnego powiązania z miejscem i czasem, wymusza „życie pomiędzy”, co pogłębia istniejący już chaos egzystencjalny. Człowiek ponowoczesny po części jest wędrowcem, ponieważ płynne realia nie dają szansy na obranie konkretnego celu. Nie można skoncentrować się na przyszłych wytyczonych podróżach, najważniejsze jest tu i teraz, które już za chwilę stanie się nieaktualną teraźniejszością, czyli przeszłością passe. Jednakże dryfowanie między krótkimi epizodami wrażeń i doznań jest na tyle męczące i niepewne, że instynktownie przyjmuje się rolę „świeckiego pielgrzyma” zmierzającego do stabilizacji. Lecz dążenie do celu jest działaniem z góry skazanym na niepowodzenie, sprzecznym z ponowoczesnymi ideami. Wszelkie próby zakotwiczenia, choć wynikają ze szczerych pobudek, nigdy nie przyniosą satysfakcjonującego efektu. Poczucie bezpieczeństwa jest zafałszowane, złudne, ponieważ, tak jak inne pragnienia, podporządkowane jest płynnym zasadom. Ponowoczesność oferuje namiastkę stabilności, która jedynie podsyca egzystencjalne nienasycenie. Słowa kluczowe: ponowoczesność, tożsamość, strategie życiowe. The naive desire for security in the post-modern realities Regardless of one’s strategy of life, ways of functioning in the post-modern realities are accompanied by longing for stabilization. The human being always tries to live in ontological harmony. However postmodernism is to change rules of the game, it enforces new life strategies, because there are no great narratives, identity becomes work, the duty of man. Life has lost its cumulative nature. Modern life has become liquid life. Modern man has uprooted from his original environment, he trusts the experts, symbols, goods as means of exchange, however, despite his work he still loses ground. Postmodernism evokes variation, which is why modern man is afraid of inadequacy. He attempts to reach the temporary, current identity, because he is responsible for his being in the world, for his identity. He is the creator of his own identity. Unfortunately, the right to choose one’s identity is the greatest source of discomfort. The human being is not authentic. By living according to the principles of postmodern world, he stages his own life, he creates a drama, a feeling about his own life, which he will be happy to share with, for example via social networks. He fakes his own image in his revealed privacy. He even desires temporary approval. Postmodern identity does not give comfort or safety, it has a hybrid nature, and what is important, its complexity of structure does not allow to distinguish it from other identities. The aim of this secular pilgrimage is stable identity which is impossible in the conditions of post-modernism, because what counts is “here and now”, this very moment. Everything affects the inability to obtain existential stability, although naively we seek it. Keywords: identity, post-modern, liquid life, safety. www.tekstotekafilozoficzna.pl 10 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Agnieszka Kot Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości Nic nie jest na zawsze ...z wyjątkiem Barbie1 Gretchen Morgenson „Barbie nie jest po prostu tym czy tamtym” – głosi jedno z ostatnich zdań w książce Mary F. Rogers, Barbie jako ikona kultury2. Czym zatem jest? Według mnie przedmiotem, w którym odbija się współczesny świat. Nie jest to jednak doskonałe odbicie i każdy musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie – ile ma ono wspólnego z rzeczywistością3? Czy nie jest to kraina marzeń i fantazji ponowoczesnych ludzi? Czy może inaczej – świat ten nie jest prawdziwy, ale na tyle rzeczywisty, że skłonni jesteśmy w niego uwierzyć4. Można to nazwać efektem Barbie – ona urzeczywistnia nasze sny, nawet jeśli trwa to tylko chwilę i pryska, zanim zdążymy zrobić z tego jakikolwiek użytek5. Bez wątpienia jednak, ten jedenasto i pół calowy kawałek plastiku może powiedzieć wiele o nas – o tym kim jesteśmy lub kim pragniemy być. Ukazać nasze najgłębiej skrywane lęki i obawy, czyli strach przed tym, kim stać się nie chcemy...6 Nie zmienia to jednak faktu, że Barbie to przede wszystkim lalka. Sama w sobie nie ma żadnej mocy ani wpływu na człowieka. Wie o tym korporacja Mattel7, której Barbie jest produktem. Wszystko, co Barbie sobą przedstawia, jest kreowane przez tę firmę. Ktoś mógłby w tym momencie rzec: „Lalki? To mnie naprawdę nie dotyczy. Nie mam żadnych doświadczeń z nimi związanych”. Barbie dotyczy każdego, w kim wzbudza refleksje czy ewokuje jakieś skojarzenia...8 Blond lalka zaprasza nas do świata niekończących się konsumpcyjnych możliwości, w którym praktycznie wszystko jest na sprzedaż9. Nabywanie rzeczy materialnych to jedynie wierzchołek tego królestwa, pod którym znajduje się ogromna ilość innego rodzaju dóbr, które po prostu można kupić. W zależności od tego, jak zostały wycenione, będą one dostępne w nieobciążającej zbytnio naszego budżetu formie lub dostaną je tylko ci, których portfele są bardziej zasobne. Do nabycia jest więc np.: miejsce, na którymś z prestiżowych uniwersytetów, uśmiech lub lepsze samopoczucie, uroda. Prócz tego zamówić można dziecko oraz zapłacić za to, by zająć odpowiednie, zadowalające nas miejsce w danej grupie czy stowarzyszeniu i wreszcie, wśród całej tej plątaniny kupna i sprzedaży, usłyszeć można głos człowieka, który zdaje się próbuje oznajmić: „poczułem się kupiony”10. Żeby sprawnie funkcjonować w takiej rzeczywistości, sami musimy stać się towarami. Nie jest to chyba niczym niezwykłym, kiedy zdamy sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy przywiązani do rzeczy11. Wystarczy chociażby przywołać znajome hasła reklamowe: „Always mówi językiem Twojego ciała”, „Ja jestem Sprite, a Ty jesteś Pragnienie”, „muzyka Twojego 1 M. F. Rogers, Barbie jako ikona kultury, przeł. E. Klekot, Warszawa 2003, s. 132. 2 Tamże, s. 224. 3 A. Niesyto, Dom lalki: rzeczywistość w miniaturze, Katowice 2011, s. 42. 4 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 14. 5 Tamże, s. 121. 6 Tamże, s. 15. 7 Mattel Inc. – najbardziej wpływowa firma zabawkarska na świecie. 8 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 16. 9 M. Sandel, Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku, przeł. A. Chromik, T. Sikora, Warszawa 2012, s. 21. 10 Tamże, s. 16–17. 11 Z. Bauman, Konsumowanie życia, przeł. M. Wyrwas-Wiśniewska, Kraków 2009, s. 65. www.tekstotekafilozoficzna.pl 11 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości ciała”, „kuchnia bez tajemnic”, „Lech wzywa”, „Tina czyta w Twoich myślach”. Człowiek natomiast, zostaje wyraźnie uprzedmiotowiony, o czym świadczą wypowiedzi typu: „wyglądasz jak... milion dolarów”, „jesteś zupełnie bezużyteczny”, „dysponuję swoim ciałem”12. W takiej perspektywie sprzedaż–kupno–wymiana są osią, wokół której wszystko się obraca. Barbie jest ewidentnie królową konsumpcyjnego świata. To hiperkonsumentka, a w jej świecie wszystko występuje w nadmiarze. Ma co najmniej kilka rodzajów mieszkań. Listę jej samochodów otwiera czerwony jaguar, a kończy białe porsche. Barbie posiada co najmniej jedno futro, skuter oraz jacht. W swoim przydomowym zoo zdążyła już zgromadzić m. in. kilkanaście koni, kilka kotów i psów. Prócz tego w każdej z jej szaf znajdują się setki ubrań i akcesoriów13. Blond lalka ma również całkowicie konsumpcyjne zainteresowania, które dotyczą np. jazdy szybkimi samochodami, jedzenia w ekskluzywnych restauracjach, gry na skrzypcach14 czy noszenia ubrań od najlepszych projektantów. Wszystko to sprawia, że zostaje ulokowana w luksusowym sektorze gospodarki rynkowej. Każda jej pasja jest kosztowna, a sama najwyraźniej ma spore potrzeby materialne. Barbie ma więc wszystko, na co teoretycznie mógłby sobie pozwolić każdy średniozamożny konsument, a jednocześnie cała reszta zainteresowanych mogłaby sobie o tym jedynie pomarzyć. Sztuczny przepych skrywa jednak w sobie pewną tajemnicę... Ta magiczna kraina jest pełna również (a może przede wszystkim) dlatego, że nigdy nie znajdzie się w niej to, co mogłoby stanowić rysę na jej idealnej konstrukcji15. Niestety nawet osoba niestrudzenie kupująca coraz to nowsze artykuły nie jest po prostu w stanie posiąść takiej ilości rzeczy, jakimi dysponuje Barbie. Z dużym prawdopodobieństwem może się natomiast nabawić choroby, która dotyka ludzi bez względu na ich status społeczny, narodowość, wiek czy płeć. Zakupoholizm (bądź shopinizm), czyli uzależnienie od dóbr materialnych oraz ciągłe pragnienie ich posiadania, objawia się kilkoma specyficznymi cechami. Należą do nich m. in.: bezsensowne błąkanie się po centrach handlowych; zafascynowanie większością towarów napotkanych w czasie wędrówki wśród kolejnych półek w sklepie; nieuzasadnione dążenie do posiadania niepotrzebnych dóbr materialnych; chwiejny nastrój spowodowany czasową nieobecnością w sklepach16. Żebyśmy się mogli jednak dobrze zaaklimatyzować w takich realiach, wpajane jest nam przekonanie, że wartość drugiego człowieka zależy od tego, co właściwie konsumuje17. Parafrazując słowa Zygmunta Baumana, rzec można: „jesteś tym, co kupujesz”18. Jeżeli natomiast z jakichś przyczyn nie możesz zrobić zakupów, to stajesz się bezużyteczny i przestajesz istnieć dla społeczeństwa19. Przychodzi jednak taki moment, gdy ze smutkiem stwierdzamy, że potrafimy wszystkim przedmiotom, które zdążyliśmy posiąść, nadać jakieś znaczenie, sami natomiast pozostajemy wśród nich jedynie bibelotami. Mattel, podobnie jak każda inna światowa korporacja, stanowi bez wątpienia kluczowy element konsumpcjonistycznej krainy. Być może to współczesny odpowiednik arché, które w grece oznacza również to, co ma władzę nad ludźmi20. Współczesne firmy dysponują potężną bronią w postaci reklamy. Jesteśmy nią nieustannie atakowani w gazetach, radiu, telewizji oraz przestrzeni wirtualnej. Jej nośniki, takie jak plakaty i billboardy, afisze czy logo rozpowszechniające produkty różnych korporacji, zajęły już każdy skrawek wolnego miejsca w przestrzeni publicznej. Zostały nimi oklejone samochody, słupy, tablice in12 Hasła pochodzą z Archiwum polskich haseł reklamowych, dostępny online: <http://www.copywriter.pl/base/aphr.php>, [ostatnia wizyta: 20.04.2016]. Marki: Always (kobiece produkty higieniczne), Sprite (napoje bezalkoholowe), Atomic TV (media), Sól i pieprz (wydawnictwa), Lech (napoje alkoholowe), Tina (wydawnictwa). 13 A. V. Dean, Dolls, London 1997, s. 192. 14 „Jesteś tym, co kupujesz”, innymi słowy, mieć znaczy być. Barbie jest doskonałym odzwierciedleniem tych słów. Nabywa rzeczy, które nie są jej do czegoś szczególnie potrzebne (np. nie jest skrzypaczką i nie są jej niezbędne skrzypce). Z gry na skrzypcach robi dokładnie taki sam użytek jak z jazdy szybkimi samochodami. Jest dokładnie tym, czym chce się wydawać być. 15 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 13–17. 16 O. Leszczak, Paradoksy konsumpcjonizmu. Typologia i lingwosemiotyka, „The Peculiarity of Man” 2012, nr 15, s. 3–4. 17 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 202. 18 Z. Bauman, Szanse etyki w zglobalizowanym świecie, przeł. J. Konieczny, Kraków 2007, s. 153. 19Tenże, Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy, przeł. S. Obirek, Kraków 2006, s. 77. 20 A. Izdebska, Pitagoreizm. Jedno jako arché w metafizyce, antropologii i polityce, Warszawa 2012, s. 13. www.tekstotekafilozoficzna.pl 12 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości formacyjne. Spopularyzowały się podświetlane szyldy, a producenci prześcigają się w pomysłach na to, co jeszcze nie zostało na nich umieszczone21. W Stanach Zjednoczonych pewna firma zadbała o to, by reklama dopadła nas nawet w toalecie jednego z portów lotniczych. Swoje banery umieściła w znajdujących się tuż nad umywalkami lustrach. Wyświetlają się one wtedy, gdy nikt nie znajduje się blisko luster. Zanim jednak ktoś zdąży skorzystać z umywalki, może być przekonany, że zostanie mu zaprezentowany szyld owej firmy22. Reklama dopadnie nas również w sytuacji, gdy już po prostu nie mamy wyjścia i nie możemy jej ominąć, gdy np. stoimy w kolejce do kasy w supermarkecie, przy bankomacie, albo gdy czekamy, aż winda wreszcie przyjedzie. Obecnie czymś zupełnie powszechnym stało się również tzw. lokowanie produktów. Jesteśmy więc skazani na reklamę. Można reklamować wszystko, a jednocześnie nic (nadmiar rodzi brak). Reklama łączy bowiem w sobie to, co jest wyobrażalne, ale niekoniecznie możliwe do spełnienia w rzeczywistości bądź to, co jest owszem możliwe, ale jak najdalsze od codziennego życia23. Rozważmy to na następującym przykładzie: można np. reklamować wspaniałe więzi społeczne. Jakie to jednak będzie miało przełożenie na codzienność, w której zatracona została zdolność do życia we wspólnocie, a prym wiedzie rywalizacja określana także mianem „wyścigu szczurów”?. Z drugiej strony, ta sama reklama (celowo) może po prostu wpajać nam przekonanie, że mamy tak różne światy zabaw (ze sklepowej półki każdy wybiera inne towary), że nie potrzebujemy siebie nawzajem24. Barbie jest kwintesencją zatwardziałego indywidualizmu i płynącego z niego przekonania, że to właśnie jednostka jest centrum rzeczywistości, w której potrzeby, interesy i pragnienia pozostałych ludzi spychane są na margines25. Zresztą Barbie nigdy nie wykazywała większego zainteresowania problemami innych. Nie ma wątpliwości, że jest ona bardziej związana ze swoimi rzeczami niż np. z Kenem. Przywiązanie do własnych interesów materialnych, to znaczy traktowanie konsumpcji na wskroś indywidualistycznie, prowadzi z kolei do tego, że skupiamy się głównie na wyborach. Tak jakbyśmy żyli w świecie przypominającym raczej dom handlowy aniżeli miejsce, w którym ludzie mierzą się z doczesnością26. Z półek znajdujących się w tym hipermarkecie spadają na sam dół wszelkie fundamentalne prawa, gdyż, tak samo jak przebieramy w artykułach – wybierając jedne, a odrzucając drugie – przebieramy we współobywatelach, ignorując lub wręcz „niszcząc” wszystkich tych, którzy znaleźli się na mniej uprzywilejowanej „półce”, ponieważ są np.: w innym wieku, mają inną masę ciała, płeć czy rasę27. Zupełnie nie dostrzegamy przy tym tego, co „nakazuje […] korporacjom określać praktyki i normy konsumpcji”28. Przecież nie mamy wpływu na to, jakie „towary” zalegają na półkach w świecie do złudzenia przypominającym centrum handlowe. Jednocześnie niezależność tak niezależna, że ignorująca wszystkich pozostałych („innych”), zwraca się ku samej sobie. Jedna odrębność pochłania każdą kolejną i w rezultacie wypluwa podmiotowość udawaną29. Patrząc na wytworny świat Barbie, trudno jest nam sobie wyobrazić, że blond lalkę składają w części, ubierają i pakują w opakowania jacyś robotnicy, którzy zupełnie nie pasują nam do krainy, w której rzeczy się nabywa, a nie tworzy. W tej perspektywie wydaje się już być zupełnie zrozumiałym, dlaczego firmie Mattel zarzuca się, że robi zabawki dla dzieci, a nie tworzy miejsc pracy. Korporacja nigdy jednak nie określiła dokładnie, jaką grupę wiekową obejmują owe „dzieci”30. Z własnego doświadczenia wiemy, 21 M. Sandel, dz. cyt., s. 223. 22P. Żmuda, Szczyt bezczelności – reklamy na lustrach w... toalecie, dostępny online: <http://gadzetomania.pl/15344,szczyt-bezczelnosci-reklamy-na-lustrach-w-toalecie>, [ostatnia wizyta: 12.10.2015]. 23 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 133. 24 V. G. Paley, Boys and Girls: Superheroes in the Doll Corner, Chicago 1984, s. 37. 25 Z. Bauman, Dwa szkice o moralności ponowoczesnej, Warszawa 1994, s. 10. 26 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 163–164. 27 Z. Bauman, Praca..., s. 77–78. 28 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 164. 29 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, przeł. S. Królak, Warszawa 2005, s. 26. 30 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 157–158. www.tekstotekafilozoficzna.pl 13 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości że również dorośli bardzo dobrze bawią się w kupowanie przeróżnych dóbr, a jednocześnie realnie te rzeczy po prostu kolekcjonują31. Barbie można określić w trzech słowach: „na zawsze młoda”. To kobieta-dziecko, która nie akceptuje przemijania i starości. Jest wyraźnie zafascynowana ponowoczesną lekkością bytu, czyli życiem bez poczucia winy, bez moralności i bez odpowiedzialności, w którym liczy się przede wszystkim zabawa. Blond lalka nie ma szefa, męża, dzieci – słowem, Barbie nie ma po prostu żadnych problemów. Jest niedojrzała, a jednocześnie bardziej naiwna aniżeli niewinna32. Taką postawą, która właściwa jest dla ludzi młodych, charakteryzuje się coraz więcej współczesnych dorosłych. Być może zwyczajnie nie radzą sobie oni już z zadaniami stawianymi im przez konsumpcjonistyczną krainę33. Dlatego starają się być niedojrzali nie tylko z wyglądu (w ich gładkich twarzach odbija się raczej młodzieńczy wdzięk niż atrakcyjność intelektualna). Brak roztropności cechuje również ich postępowanie – potrafią „zgrabnie” umknąć przed trudnymi dylematami moralnymi. To z kolei ma wiele wspólnego z naiwnością, czyli byciem jak Barbie – osobą niedoświadczoną w świecie dorosłych. Ten problem doskonale nakreślił Bartłomiej Radziejewski, który nasze realia przyrównał do świata starożytnych Greków i wysunął z tego następujący wniosek: „być młodym – znaczyło być jeszcze nieodpowiednim, nieprzystosowanym, być na progu społeczeństwa [...]. Dziś jest odwrotnie: człowiek nabywa wszystkie prawa, zanim zrobi cokolwiek pożytecznego, ba staje się w najbardziej nieodpowiednim momencie swojego życia obiektem powszechnej adoracji. Gdy powinien najciężej pracować nad sobą, dowiaduje się, że jest już kompletny i, co więcej, że wyznacza wzory zachowań w moralności, kulturze i polityce. A świat dorosłych – dawniej świat nauczycieli życia – ugina się za nim i naśladuje go”34. Romans konsumpcji z produkcją ma jednak jeszcze swój inny wymiar. Okazuje się, że jednak coś tworzymy. Produkujemy coś bardzo osobliwego. Głównym wytworem produkcji jest przecież nasze własne „ja”, które zalega na sklepowych półkach i oczekuje na akceptację ze strony współobywateli. Obecnie przedmioty nie są już tylko czymś, co towarzyszy naszemu życiu, pełniąc przy tym np. funkcję użytkową, dekoracyjną, dydaktyczną, kultową czy po prostu ludyczną. One stały się znakami rozmaitych tożsamości35. Reprezentują bądź prezentują nas samych36. Podobnie rzecz ma się z Barbie – bez żadnych dodatków zostaje ona pozbawiona treści37. Blond lalka udaje się więc na zakupy tożsamości. „Ja” stanowi kolejny towar, który najszybciej można znaleźć w którymś z supermarketów, ale nie tylko tam. Barbie zależy przecież na wizerunku. Tego „ja” będzie zatem wypatrywać we wszystkich innych miejscach, które pomogą jej w odnawianiu wyglądu. Wszystkie akcesoria, którymi otacza się Barbie, są zatem pakietem do „odtwarzania tożsamości”, sposobem na „wyrażenie siebie”38. Dzięki nim wiemy, czym zawodowo zajmuje się blond lalka (jest np. lekarką), co lubi robić (jeździć konno), jak wygląda (ma długie, jasne włosy) oraz jaki jest jej ulubiony kolor (np. różowy). W ostatecznym rachunku wiemy jedynie, czym/kim Barbie wydaje się być: „Jest sąsiadką, którą mamy zamiar lepiej poznać; koleżanką z pracy, którą lubimy, ale nie przyjaźnimy się; opiekunką do dziecka, której ufamy, o jej życiu nie wiedząc nic”39. Blond lalka ma więc otwartą tożsamość, której istotą jest dwuznaczność. Ona gra z nami w ciągłe „tak jakby” i jest wyłącznie tym, kim postanawia być. Może w tej zabawie bierze udział również niejeden 31 Tamże, s. 13. Firma Mattel kieruje swoje produkty do wszystkich, którzy są w stanie je nabyć (to znaczy zapłacić za nie). Kolekcjonerzy – to ta szczególna grupa ludzi, którzy niczym Barbie uprawiają konsumpcję przez wielkie „K”. 32 Tamże, s. 189–190. 33 K. Staszak, Przypadkowość i chaos, „Arteon” 2015, nr 8, s. 25. 34 B. Radziejewski, Oswoić barbarzyńców, „Rzeczy wspólne” 2010, nr 2, dostępny online: <http://www.rzeczywspolne.pl/2010/10/oswoic-barbarzyncow/>, [ostatnia wizyta: 15.10.2015]. 35 J. Baudrillard, dz. cyt., s. 203. 36 Tamże, s. 205. 37 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 100. 38 Tamże, 195–198. 39 Tamże, s. 200. www.tekstotekafilozoficzna.pl 14 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości z nas40? Barbie wybiera swoje „ja” zależnie od sytuacji. Jest społecznym kameleonem. Pokazuje, że w człowieku nie ma niczego tak solidnego, co dane by mu było raz na zawsze. Nie możemy przyjąć tylko jednej roli społecznej. Człowiek bezrobotny nie jest samym sobą – jest po prostu człowiekiem bez pracy. Brakuje nam tego heideggerowskiego „spokoju kamienia”, który cały jest zanurzony w sobie. Człowiek nie jest kamieniem, dlatego też musi ciągle przekraczać samego siebie. Rzeczy jedynie pozornie (re)prezentują człowieka, sprawiając, że staje się on quasi-autentyczny. Tak jakby „bycie sobą” wymagało tak dużego nagromadzenia tych wszystkich przedmiotów, bez posiadania których jesteśmy nikim. W konsumpcjonistycznej krainie liczy się jedynie to, „na kogo jesteśmy zrobieni” (np. lekarza, siostrę, sąsiadkę, polityka itd.). Musimy być stale atrakcyjni, inaczej zostaniemy przecenieni i wylądujemy na półce z obniżkami. Blond lalka jest miłośniczką polityki robienia wrażenia. Do perfekcji opanowała tzw. kontrolowanie ekspresji, czyli przekonanie, że każdy z nas ma wyłączny wpływ na to, jak inni będą go postrzegać41. Dotychczas firma Mattel wypuściła na rynek Barbie, która uprawiała już przeróżne zawody (czy jest jeszcze taki, którego nie wykonywała?). Prowadzone przez firmę badania wykazały, że dziewczynki, bawiąc się tą lalką, nie wyobrażały sobie np. że jest ona panią archeolog, niestrudzenie podróżującą po różnorodnych krajach w celu odnalezienia i odnowienia zabytków z dawnych lat, które mają kluczowe znaczenie dla historii; pracującą przy tym w niesprzyjających warunkach atmosferycznych: w skwarze czy w deszczu. Dla dzieci liczy się jedynie atrakcyjny wygląd lalki, a Barbie ma być po prostu „zrobiona na panią archeolog”42. Pupilka Mattel ma więc smukłe, drobne ciało oraz nieskazitelną twarz, na której nigdy nie pojawią się żadne niedoskonałości, ślady zmęczenia czy trosk. Jej usta zdobi wieczny uśmiech43. Ta twarz jest na pewno młoda, przyozdobiona wyrazistym makijażem „nie do zmycia”, który dodaje jej nieco lat i sprawia, że wygląda doroślej. Talia lalki jest wyraźnie zaakcentowana. Ma długie, zgrabne nogi, no i oczywiście stopy przystosowane do noszenia butów wyłącznie na wysokim obcasie. Dodatkowe standardy Barbie to bajecznie długie, gęste i lśniące włosy oraz apetyczny biust. Nasz wizerunek to również potyczka o władzę, której pierwszym etapem jest nabywanie rzeczy. Za pieniądze możemy kupić sobie nowy, lepszy image, odświeżyć garderobę, czy np. zmienić miejsce zamieszkania. Pieniądze pozwalają nam zająć adekwatne miejsce na rynku społecznym, w którym sukces koreluje z naszym wyglądem. Obecnie nie jest już czymś niemożliwym mieć np. talię o szerokości 38 cm, czyli minimalnie większą od średnicy płyty DVD. Wszyscy jednak „wiemy”, że ta talia jest produktem jeśli nie chirurgii plastycznej, to na pewno towarem, który możemy wytworzyć, nosząc stale przez określony czas gorset, który ściska żebra i deformuje organy wewnętrzne. Z medycznego punktu widzenia nasze trzewia dosyć łatwo poddają się takiemu zabiegowi. Możemy ścisnąć organy do takiego stopnia, że nie będą one już w stanie spełniać swoich podstawowych funkcji życiowych44. Ta „wiedza” jest jednak dla nas czymś zupełnie abstrakcyjnym, podobnie jak świadomość własnej śmiertelności. Nie bierzemy tego pod uwagę, gdyż wytworzony przez nas sztuczny wizerunek całkowicie pochłonął nawet te najbardziej instynktowne poczucie „tego, co jest”45. 40 K. Turner, I dream of Madonna: Women’s Dreams of the Goddess of Pop, San Francisco 1993, s. 2. 41 E. Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, przeł. H. Śpiewak, P. Śpiewak, Warszawa 1981, s. 41. 42 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 39–46. 43 Nowe typy korpusów lalek, które firma Mattel wypuściła w ostatnim czasie, dotyczą linii Fashionistas. Barbie jako taka zmienia się, ale nadal pozostaje taka sama. Przykład? Nowy mold Barbie z 2015 r. nasuwa skojarzenie z najbardziej rozpoznawalnym headmoldem tej lalki, czyli Superstar (Barbie po raz pierwszy dociera do Polski z taką twarzą, dlatego właśnie taki jej wizerunek jest tym najbardziej czytelnym). Jest zatem skojarzenie z Superstarem (oczywiście jest różnica między prototypem z lat 70. a późniejszymi Superstarami z lat 80. i 90. XX w.). Jednak przy bliższym oglądzie powstaje już wyraźne rozdzielenie na „tamtą” twarz Barbie i „tę”. To nie-ta-twarz-Barbie, chociaż nadal śliczna, świeża i pozbawiona bagażu trosk. Nowy mold jednak również nie dotyczy Barbie jako takiej, ale tzw. Playline, czyli „uboższej Barbie”. Innymi słowy dokładnie tej, na którą każdy może sobie pozwolić, ponieważ zalega na sklepowych półkach. 44 Cathie Jung – najwęższa talia na świecie, dostępny online: <http://kobieta.wp.pl/gid,16506929,img,16506986,kat,26263,title,Cathie-Jung-najwezszatalia-na-swiecie,galeriazdjecie.html?ticaid=115d80&_ticrsn=3>, [ostatnia wizyta: 15.10.2015]. 45 S. Bordo, Unbearable Weight: Feminism, Western Culture, and the Body, Berkeley 1993, s. 104. www.tekstotekafilozoficzna.pl 15 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości W świecie, w którym wszystko staje się produktem, to właśnie ludzkie ciało stanowi podstawowy towar, który można sprzedać, wymienić czy kupić. Mówienie o pieniądzach i o tym, co można za nie kupić, jest już nieco przestarzałe. Jednak wypowiedzi typu: „sprzedaj nerkę, a kupisz sobie lepszy telewizor” nadal się do nich odnoszą. Zakup nowego telewizora ujawnia wysokość dochodów kupującego, jednak wartość tego zakupu nie jest liczona w złotówkach. W konsumpcjonistycznej krainie żyją także ludzie, którzy nie mogą zaopatrzyć się w daną rzecz. Teoretycznie są niewidzialni dla reszty obywateli. To tzw. ubodzy. Dla współczesnych ludzi słowo „biedny” nie oznacza już bowiem kogoś, kto nie ma gotówki. Biedny to ktoś taki, kto nie zalicza się do towarzystwa konsumentów, słowem – aktywnie w nim nie uczestniczy46. Bez wątpienia Barbie jest odbiciem „plastikowego społeczeństwa”, w którym ludzkie ciało ulega nieustannej obróbce. Intensywnie rozwijające się tzw. technologie obróbki ciała, dają możliwość każdemu, kto dysponuje odpowiednią sumą pieniędzy na zmianę (czasami radykalną) fizycznego kształtu ciała. Przy użyciu pewnych metod nasze korpusy są rozcinane, rozciągane, a następnie ponownie montowane tak, by odtąd mogły być skrojone na miarę naszych oczekiwań. Tym samym technociała, które są przecież zdrowe, silne i wydajne, wydają się być bardziej autentyczne niż to, co rzeczywiste. Nasza cielesność staje się futerałem na wszystko to, co hiperrealne. Jeśli technologie obróbki ciała staną się czymś powszechnym, to nawet nie zauważymy momentu, w którym ludzie zaczną przekształcać własne ciała według wzoru, który narzucą im korporacje. W takiej sytuacji najpełniej możemy doświadczyć mdłego relatywizmu. Chociaż możemy we wszystkim przebierać, to jednak firmy dyktują, co powinniśmy posiadać, reklamując np. konkretny kształt nosa, który niespodziewanie stał się czymś pożądanym. Do tego zaczynają wpajać nam przekonanie, że jest to nowy przepis na „naturalny wygląd”. Ci, którzy jeszcze nie „zachorowali” i nie muszą udać się po receptę, w najlepszym wypadku są ignorowani przez technociała, które stratują każdego, w kim doszukają się jakiejś wady, takiej jak np. starość, bezdomność czy brak kończyn47... Mattel, podobnie jak dowolna inna korporacja na świecie, sprzedaje ludziom ich marzenia i chce, byśmy uwierzyli, że „solidne ja” można zbudować jedynie konsumując coraz to nowsze towary. Pieniądze są tylnym wejściem, które pozwala nam wymknąć się od czego tylko sobie zapragniemy: od nudy, od cierpienia, a nawet od starości. Być może konsumpcjonistyczna rzeczywistość jest tylko i wyłącznie wierzchnim okryciem drzemiącej w nas od dawna rozpaczy. Ten ból przemieszcza się w nas, tak jak my przechadzamy się po kolejnych centrach handlowych. Desperację ponowoczesnego człowieka trafnie ujął w jednym jedynym zdaniu Søren Kierkegaard: „męka polega na tym właśnie, że nie mogę siebie zniszczyć”48. Wśród nas są jednak ludzie, którzy nie dali się omamić korporacjom ani żadnej osobie, która pozostaje pod ich wpływem. Dzięki przedmiotom mamy jedynie jakieś mniemanie o sobie – owszem, rzeczy mogą uczynić nasze życie przyjemniejszym, ale to jednak nie one będą zdobywać wiedzę, dorastać czy popełniać błędy. 46 Z. Bauman, Praca..., s. 77. 47 M. F. Rogers, dz. cyt., s. 180–181; 186. 48 S. Kierkegaard, Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć, przeł. J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1969, s. 155. www.tekstotekafilozoficzna.pl 16 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości Streszczenie/Summary Jedenaście i pół cala ponowoczesnej tożsamości Dbanie o zewnętrzność bez wątpienia dla każdego człowieka jest czymś ważnym. Nabywane przez nas towary stanowią znaki różnorakich tożsamości. (Re)prezentują nas samych. Największe współczesne korporacje, które wmawiają nam nieistniejące potrzeby, stanowią z kolei doskonały ponowoczesny odpowiednik greckiego słowa arché. Celem niniejszego artykułu jest charakterystyka tzw. konsumpcjonistycznego społeczeństwa, opływającego w hiperfałsz, które niczym Barbie jest wyłącznie tym, czym wydaje się być. Słowa kluczowe: lalka, tożsamość, konsumpcjonizm, ciało, plastik, hiperfałsz. Eleven and a half inches of postmodern identities Barbie has long ceased to be only US’ favourite. This piece of plastic (eleven and a half inch tall) since 1959 has continuously been capturing the imagination of people around the world. I would like to propose a journey which will oscillate between fantasy and reality. At some point, it will begin to rub against the hyper-reality. All signposts, which we encounter along the way, will become merchandise goods, according to the consumerist discourse. Barbie will be the bellwether our journey. However this is not a story of the doll, but the human. One who also thinks that this doll is only a toy, is wrong. Unfortunately this is what becomes of popular objects: they begin to live their own lives, and at the same time they move our fantasy extremely deeply... Keywords: doll, identity, consumerism, body, plastic, hyper-false. www.tekstotekafilozoficzna.pl 17 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Iwona Alechnowicz-Skrzypek Filozof-przewodnik Wstęp Rozważania podjęte w niniejszym artykule obracać się będą wokół pytania o współczesnych przewodników mogących prowadzić nas po skomplikowanych życiowych szlakach. Zapotrzebowanie na nich jest dziś większe niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ nie ma już tradycyjnych struktur społecznych, które w przeszłości gwarantowały człowiekowi bezpieczeństwo i oparcie. Z powodu braku punktów orientacyjnych, człowiek współczesny szuka pomocy i wskazówek u trenerów rozwoju osobistego i doradców. Najczęściej są nimi psychologowie oraz mówcy motywacyjni. W ostatnim czasie działalnością doradczą zaczęli zajmować się także filozofowie, którzy często odwołują się do technik obchodzenia się ze sobą rozwijanych w starożytności, w epoce, którą Michel Foucault określa mianem kultury troski o Siebie. Pojawia się pytanie: jak dalece te starożytne techniki mogą być stosowane w dzisiejszych warunkach. Bowiem z faktu, że przed wiekami przynosiły one pożądane efekty nie wynika wcale, że mogą one zostać wprost przeniesione na nasz współczesny grunt. Zdaniem Charlesa Taylora ulegamy złudzeniu, sądząc, że panowanie rozumu w starożytności jest tym samym panowaniem, jakie ukształtowało się w epoce nowożytnej. Zasadnicza różnica między oboma typami panowania rozumu polega na tym, że w starożytnej Grecji wszystkie zabiegi podejmowane przez człowieka, pozwalające mu się doskonalić – ćwiczenia duchowe – osadzone były w porządku kosmicznym, ontycznym logosie, gdy tymczasem w epoce nowożytnej odnoszą się one do podmiotu, któremu brak zakorzenienia, do podmiotu „oderwanego”. Prócz tego, celem starożytnych ćwiczeń duchowych była przemiana siebie, utrzymanie się w stanie skupienia i bycia dla siebie samego centrum działań nakierowanych na prawdę. Dziś próżno szukać jednej prawdy i jednego dobra. Istnienie tej różnicy zdaje się nieco zakłócać optymistyczne i bezkrytyczne traktowanie starożytnych filozofów – przewodników i doradców – jako wzorów do naśladowania w dzisiejszych realiach. Stosowanie wypracowanych przez nich metod nie może być bezproblemowe, jak się to na pierwszy rzut oka wydaje. Można wskazać trzy przeszkody, na jakie napotyka współczesny filozof-doradca pragnący stosować starożytne techniki pracy nad sobą. Pierwsza wynika z przywołanego wyżej braku punktów orientacyjnych, jakie w starożytności wyznaczał kosmiczny ład i porządek, w którym człowiek był zanurzony. Druga przeszkoda wiąże się z charakterem relacji, w jakie wchodzi doradca z osobą, która się do niego zwraca, relacji niemających charakteru przyjacielskiego, jak to miało miejsce u starożytnych doradców egzystencjalnych, a klientystyczny. Natomiast trzecia przeszkoda wynika z pewnej ludzkiej cechy, jaką jest niechęć do wychodzenia ze stanu działania nawykowego i przechodzenia na poziom działania świadomego, z pozycji bycia maszyną, jak to określał Georgij Gurdżijew, na pozycję czynienia. Zaledwie nieliczna część ludzi gotowa jest na długi i mozolny proces pozbywania się złudzeń i iluzji dotyczących siebie i oswajania się z myślą o własnej niedoskonałości. Wiedzieli o tym zarówno Sokrates, jak i Epiktet. Pierwszy uważał, że odkrywanie wiedzy ukrytej w człowieku nie jest zabiegiem łatwym i przyjemnym i z tego powodu nie jest popularne. W świecie znacznie lepiej powodzi się pochlebcom niż tym, którzy mówią prawdę. Drugi zwracał uwagę na to, że mówienie prawdy daje efekt podobny do tego, jaki osiąga się podstawiając człowiekowi szpetnemu lustro, które ukazuje mu jego brzydotę. www.tekstotekafilozoficzna.pl 18 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik W kolejnych krokach niniejszych rozważań omówione zostaną przeszkody niepozwalające na bezrefleksyjnie przenoszenie starożytnych technik obchodzenia się ze sobą na współczesny grunt, a następnie podjęta zostanie próba poradzenia sobie z nimi. 1 Każdy, kto po raz pierwszy spotyka się z tezą Taylora mówiącą o fundamentalnej różnicy między starożytnym a nowożytnym panowaniem rozumu nad namiętnościami, jest zdziwiony. Teza ta sprzeciwia się dość powszechnemu doświadczeniu, polegającemu na odkrywaniu w starożytnej mądrości prawd aktualnych także dla nas. Czyż bowiem nie wydaje nam się oczywiste, że wiele z mądrości starożytnych mędrców nie straciło dziś na swojej aktualności? Weźmy na przykład następującą myśl Solona: „Ostrożnie wobec każdego człowieka, patrz, czy w sercu gniew ukryty tając, wesołym obliczem nie pozdrawia ciebie i czy dwujęzyczna mowa nie wyszła z jego duszy”1 Czy nie można tej myśli potraktować jako użytecznej rady do wykorzystania w naszych realiach? Należy ona do swoistego kanonu prawd o człowieku, których repertuar nie jest zbyt rozległy. Prawdy te odnoszą się do tego rodzaju potrzeb, których nie zmienia rozwój cywilizacji: potrzeby bezpieczeństwa, akceptacji, życiowego spełniania. Choć trudno zakwestionować przystawalności tego rodzaju myśli jak przytoczona wyżej myśl Solona do naszego rozumienia świata, to nie są one w stanie zasłonić istnienia zasadniczych różnic między naszą sytuacją a sytuacją starożytnych. Po pierwsze, człowiekowi współczesnemu brak jest przekonania o istnieniu kosmicznego porządku, który był czymś oczywistym dla człowieka starożytnego. W świecie starożytnym ład wewnętrzny, porządek duszy były odbiciem rozumnego ładu wszechświata. Jak pisze Taylor, starożytne koncepcje przyjmują, że „człowiekiem rządzi rozum, jeśli w jego życiu odzwierciedla się odwieczny ład, znany przez niego i podziwiany”2. Platoński model rozumu odkrywanego w świecie dominował w starożytności. Mieszczą się w nim nawet epikurejczycy, choć głosili oni, że w kosmosie nie ma ładu. Zarówno ład, jak i nieład były odkrywane przez rozum. Odkrywane, a nie ustanawiane3. Z tego punktu widzenia zrozumiałe jest, czym była wiedza, w którą byli brzemienni młodzi ludzie stykający się z Sokratesem. Wiedza o tym, co dobre i piękne, a jednocześnie prawdziwe. Dopiero przyjęcie tej perspektywy pozwala zrozumieć pogląd Sokratesa o tym, że człowiek czyni zło z niewiedzy. Jeśli wiedzę ujmuje się w kategoriach nowożytnych jako to, co stanowi wyposażenie umysłu, wówczas znika najważniejszy moment nauki Sokratesa: potrzeba bycia wiedzącym, a mianowicie nakierowanie na to, co prawdziwe, co jest jednoczenie obiektywne i absolutne. W przeciwnym wypadku, na jakiej podstawie Sokrates mógłby mówić o dobru, ze względu na które należy niekiedy zgodzić się na cierpienie i ból? Dziś tego rodzaju dobrem może być Bóg. Jednak wielu ludzi w niego nie wierzy. Kiedy Sokrates w Platońskim Protagorasie określa cnotę jako umiejętność odróżniania prawdy od pozoru, to prawda jest dla niego czymś zastanym, co można odkryć. Więc jeśli w tym leży nasze powodzenie i szczęście, żeby wielkie długości wybierać i w czyn wprowadzać, a małych unikać i wedle nich nie działać, to co stanowi nasze zbawienie w życiu? Umiejętność mierzenia czy potęga pozoru? Czy też ta musiałaby nas uwodzić tędy i owędy i człowiek by wciąż zmieniać musiał kieru1 Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, przeł. I. Krońska, K. Leśniak, W. Olszewski, B. Kupisa, Warszawa 1982, s. 41. 2 Ch. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przeł. M. Gruszczyński, O. Latek, A. Lipszyc, A. Michalak, A. Rostkowska, M. Rychter, Ł. Sommer, Warszawa 2012, s. 236. 3 Tamże, s. 239. www.tekstotekafilozoficzna.pl 19 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik nek i raz to, raz tamto i znowu to samo chwytać i żałować własnych czynów i tego, że wybrał to, co mniejsze zamiast dobra większego? Natomiast umiejętność mierzenia potrafiłaby odjąć wszelką moc tym pozorom, a objawiając to, co prawdziwe, zapewnić spokój duszy na łonie prawdy i przynieść ocalenie życiu?4. Motyw ocalenia życia czy zbawienia jest bardzo silny u Platona. Na potwierdzenie potrzeby pracy nad sobą, by osiągnąć tego rodzaju cel, przywołuje on w swoich dialogach mity opowiadające o tym, co dzieje się z duszą po śmierci. Mają one uzasadnić, dlaczego tak ważne jest, by dusza w czasie swego ziemskiego życia pozostawała zdrowa i nieporaniona przez złe uczynki. Umiejętność nieulegania namiętnościom i powściągliwość są gwarancją wyboru właściwego losu przez duszę mającą ponownie wejść w ciało, o czym jest mowa w micie o wojowniku Er w dialogu Państwo. Uzasadnia to potrzebę pracy nad sobą i wysiłku kształtowania właściwych nawyków, tak by w decydującym momencie nie ulec pozorom i wybrać dobrze swój los. Tymczasem w epoce nowożytnej panowanie nad sobą oznacza instrumentalne i mechaniczne obchodzenie się z namiętnościami (emocjami), a praca nad sobą ma prowadzić, jak pokazywał Kartezjusz, do samowystarczalności i cnoty szlachetności, która oznacza czynienie dobrego użytku z własnej woli. Czym jest praca nad sobą, gdy brak obecnego w starożytności nakierowania na dobro, którego sami nie ustanawiamy, a jedynie odkrywamy? Praca ta jest rodzajem warunkowania odpowiednich reakcji przez wiązanie ruchów duszy mieszczącej się w małym gruczole w mózgu z odpowiednimi myślami. Pożyteczne będzie również wiedzieć, że chociaż ruchy tak gruczołu, jak i tchnień życiowych przedstawiające duszy pewne przedmioty wiążą się w sposób naturalny z pewnymi uczuciami wywołanymi przez te przedmioty, to wskutek przyzwyczajenia mogą się one od nich oddzielić i związać z innymi, całkiem od nich różnymi, co więcej, przyzwyczajenie to można nabyć za pomocą jednej tylko czynności i nie wymaga ono wcale długich ćwiczeń5. Na inny aspekt tego samego problemu zwraca uwagę Foucault, zastanawiając się nad przyczynami marginalizacji troski o siebie „na gruncie historii, jaką zachodnia myśl czy filozofia opowiada na swój własny temat”, na przeniesieniu punktu ciężkości z epimeleia heautou na gnothi seauton (poznanie samego siebie). Uznaje on, że przejście to dokonało się wraz z Kartezjuszem i polegało na zmianie relacji podmiotu do osiągnięcia prawdy. W epoce starożytnej, aby osiągnąć prawdę, podmiot musiał przejść długą drogę przemiany siebie, tak by mógł doznać oświecenia. Zmiana, która dokonała się wraz z Kartezjuszem, polega tym, że „podmiot taki jaki jest, jest zdolny do prawdy”6. Warunki, które musi spełnić podmiot, aby dojść do prawdy, nie są zależne od tego, jaki on sam jest. Wystarczy, by był dobrze przygotowany do jej osiągnięcia po względem metodycznym. Do tego celu nie są potrzebne zabiegi doskonalenia siebie pod względem moralnym i duchowym. 2 Prócz różnicy między starożytnym i nowożytnym podejściem do prawdy istotne jest także odmienne podejście starożytnych doradców filozoficznych do swoich podopiecznych (uczniów, wychowanków). Zwrócił na to uwagę Foucault, pokazując zmianę znaczenia troski o siebie w różnych okresach rozwoju tej kultury. Wyróżnił trzy jej momenty: moment sokratejsko-platoński, złoty wiek kultury Siebie oraz przejście od pogańskiej ascezy filozoficznej do ascetyzmu chrześcijańskiego. O ile w pierwszym okresie chodziło o wiedzę, a w trzecim o nawrócenie, przemianę siebie, o tyle w okresie rzymskim o to, co można nazwać reformą siebie, staniem się podmiotem. Owa reforma nie może się dokonać siłami samej jed4Platon, Protagoras, przeł. W. Witwicki, Warszawa 1991, s. 79. 5 R. Descartes, Namiętności duszy, przeł. L. Chmaj, Warszawa 1986, s. 98. 6 M. Foucault, Hermeneutyka podmiotu, przeł. M. Herer, Warszawa 2012, s. 40. www.tekstotekafilozoficzna.pl 20 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik nostki. „Do konstytucji Siebie jako przedmiotu, który ma przyciągać wolę, jawić się jako wolny, absolutny i stały przedmiot woli, niezbędne jest pośrednictwo kogoś innego”7. Pojawienie się filozofów doradców było odpowiedzią na tę potrzebę. Zmianie uległa rola filozofa przewodnika, którym był Platon czy Epiktet. Filozof przewodnik to prywatny doradca, jak pisze Foucault, doradca egzystencjalny. O ile dla Platona troska o Siebie oznaczała troskę o duszę i była doskonale odróżniana od troski o ciało – dietetyki, ekonomiki i erotyki, o tyle w okresie rzymskim nakierowana ona była na te trzy wymienione dziedziny życia. „Dietetyka, ekonomika i erotyka jawią się jako dziedziny zastosowania praktyki Siebie”8. Foucault zwraca uwagę na to, że doradcy, którzy byli kierownikami sumienia, nie byli nimi jako zawodowi filozofowie. Z tymi, którym doradzali, łączyły ich więzy społeczne nakładające na nich tego rodzaju zobowiązania. Jako przykład Foucault podaje Senekę. Swoją karierę zaczął na wygnaniu, od pisania traktatów – traktatów filozoficznych. I właśnie jako filozof został ściągnięty z powrotem ze swojego wygnania na Sardynii, by następnie zostać preceptorem, a w każdym razie doradcą Nerona. Nie można jednak porównywać go z nauczycielami filozofii w rodzaju Epikteta albo nawet Eufratesa. Był on bardzo aktywny na arenie politycznej, działał w administracji, a kiedy przyjrzymy się ludziom, do których się zwracał, którym doradzał i wobec których odgrywał rolę kierownika sumienia, dostrzeżemy, że z każdym z nich łączyły go również więzi innego typu9. Więzi te, nawet wówczas gdy zbliżały się do najbardziej neutralnego typu, były więzami opartymi na relacjach bliskości, czy to rodzinnymi czy przyjacielskimi. Wśród nich były także relacje określane mianem klientystycznych, a zatem takie, w które wchodzą ludzie obojętni sobie uczuciowo. Trudno jednak orzec, czy w tych relacjach doradcy egzystencjalni byli nadal filozofami, skoro, jak wcześniej była o tym mowa, kierownikami sumienia byli jako przyjaciele, opiekunowie, a nie jako zawodowi filozofowie. Pojawia się tu wątpliwość, wiążąca się z wątpliwością wyrażoną wyżej, czy istnieją analogie między doradcami działającymi w epoce hellenistycznej a dzisiejszymi filozofami noszącymi to miano? Doradca egzystencjalny, jakim był na przykład Seneka, był przewodnikiem i kierownikiem dla tych, z którymi pozostawał w relacjach będących rodzajem przyjaźni. Nie była to rola zaufanego przyjaciela, lecz, jak pisze Foucault, przyjaciela wyższej rangi. Co to by mogło znaczyć dla współczesnego filozofa-doradcy być przyjacielem wyższej rangi? Być mentorem, mistrzem duchowym? Czy można stać się nim, przechodząc kursy doradztwa, czy kształcąc się w tym kierunku? Droga prowadząca do przemiany duchowej nie jest łatwa. Często podkreślał to Epiktet, występując w swoich Diatrybach przeciwko tym, którym się wydaje, że można stać się przewodnikiem innych, wychowawcą, nauczycielem, wypełniając jedynie zewnętrzne formy tego rodzaju oddziaływań, na przykład zakładając szkołę filozoficzną. A zatem osiągnąć mądrość, imitując tylko pewne zachowania, a nie podlegając procesowi przemiany. Całkiem w inny sposób zabierać się trzeba do tego dzieła. Dzieło to wielkie, dzieło to boże, nie byle jak, nie byle komu przystoi je spełniać. I chyba nie wystarczy nawet być mędrcem, by się zajmować wychowaniem młodzieży. Ale trzeba mieć jeszcze ponadto odpowiednie po temu zamiłowanie i doświadczenie, trzeba mieć jeszcze odpowiednie usposobienie i wyrobienie wewnętrzne, ba! nawet odpowiednie przymioty ciała, a nade wszystko musi bóg natchnąć kogoś tą myślą, żeby się podjął takiego zadania, podobnie jak natchnął Sokratesa, żeby się podjął roli przekonywania ludzi, podobnie jak natchnął Diogenesa, żeby wydawał rozkazy ludziom oraz ich karcił; podobnie jak natchnął Zenona, żeby piastował godność nauczyciela i założyciela szkoły filozoficznej. Ty jednak otwierasz szpital, mając tylko jedno wyposażenie – maści i driakwie, ale 7 Tamże, s. 140. 8 Tamże, s. 167. 9 Tamże, s. 160. www.tekstotekafilozoficzna.pl 21 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik przeciw czemu i w jaki sposób tych maści i driakwi używać, tego ani ty nie wiesz, aniś nigdy nie zatroszczył się o to, by wiedzieć10. Dwa momenty są szczególnie interesujące w zacytowanym fragmencie diatryby Przeciwko tym, którzy lekkomyślnie biorą się do nauczania filozofii. Pierwszy dotyczy boskiego natchnienia. We wcześniejszym fragmencie Epiktet zaleca także, by przed przystąpieniem do działalności wychowawcy, pójść bogom złożyć ofiarę oraz zrozumieć sens rożnego rodzaju rytuałów i obrzędów, które mają prowadzić do uzyskania właściwego gruntu dla zabiegów doskonalących. Drugi moment dotyczy działania mędrca-filozofa, który ma rozkazywać i karcić, a także leczyć. Oba te motywy wskazują na konieczność długiego przygotowania do tego typu działalności, jaką wykonuje filozof. Jeśli jednak za czasów Epikteta byli ludzie, którym spieszno było stać się doradcami i wychowawcami i podejmowali działania bez przygotowania, to co dopiero dziś, gdy wielu powołuje się na Epikteta, ale pomija konieczność uznawania zwierzchniej instancji. W innym fragmencie tej samej diatryby Epiktet poucza kogoś, kto uważa, że może prowadzić szkołę filozoficzną: „Ale nie bez rozwagi! Ale nie na chybił trafił! Ale przy tym musi być i wiek odpowiedni i żywot przykładny i bóg jako przewodnik!”11. Oczywiście trudność w osiągnięciu doskonałości w rozwoju duchowym nie zamyka przed współczesnym filozofem-doradcą możliwości przejęcia technik wykorzystywanych przez starożytnych doradców. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy da się je stosować w relacjach czysto klientystycznych. 3 Trzecią przeszkodą w sprawowaniu dziś przez filozofa roli przewodnika duchowego jest to, że ludzie niechętnie pozbywają się złudzeń. Wolą żyć w przekonaniu, że nic nie da się zmienić. Mówi o tym buddyjska przypowieść o żebraczce, która całe życie spała na poduszce, pod którą miała sztabkę złota, ale o tym nie wiedziała, ponieważ była przekonana, że jest biedna. Mądrość zen uczy, że mamy przed oczami skarby, których nie widzimy, ponieważ ważniejsze niż widzenie rzeczywistości są dla nas nasze przekonania, których nie chcemy się pozbyć. Gurdżijew uważał, że praca nad sobą nie jest trudna, trudne jest podjęcie decyzji, by coś w sobie zmienić. Jak pisał: „Człowiek musi przede wszystkim zrozumieć pewne rzeczy. Ma tysiące fałszywych idei i fałszywych koncepcji, głównie na swój temat, i musi niektórych z nich się pozbyć, jeśli chce dojść do czegoś nowego”12. Nabyte nawyki i przekonania mają wielką moc. Bardzo trudno jest się od nich uwolnić, a najtrudniej, co brzmi paradoksalnie, jest się uwolnić od własnych cierpień. Działanie przez nawyki, przyzwyczajenia, wdrukowane programy, to działanie maszyny, a nie człowieka. Nam się tylko wydaje, że decydujemy o sobie. Tymczasem, jak określał to Gurdżijew, wszystko się zdarza. Człowiek rodzi się, żyje, umiera, buduje domy, pisze książki nie tak jak chce, ale tak, jak to się zdarza. […] Nikt ci jednak nigdy nie uwierzy, jeśli mu powiesz, że nie jest w stanie nic zrobić. To najbardziej obraźliwa i najbardziej nieprzyjemna rzecz, jaką możesz powiedzieć ludziom. Jest to szczególnie nieprzyjemne i obraźliwe, ponieważ to prawda, a nikt nie chce znać prawdy13. Na niechęć człowieka do prawdy zwracał także uwagę Søren Kierkegaard. Według niego, człowiek bardziej lęka się prawdy niż śmierci. A dzieje się tak dlatego, że świadomość prawdy wymaga stanięcia z boku, a człowiek jest zwierzęciem społecznym i szczęśliwy czuje się wraz z innymi. Powtarza nawet największe nonsensy czy absurdalną opinię, jeśli jest to opinia większości. Dopiero odsunięcie się od 10Epiktet, Diatryby. Encheiridion, z dodaniem Fragmentów oraz Gnomologium Epiktetowego, przekł. L. Jachimowicz, Warszawa 1961, s. 272. 11 Tamże, s. 271. 12 P. D. Uspienski, Fragmenty nieznanego nauczania, przeł. M. Złotowska, Warszawa 2010, s. 45. 13 Tamże, s. 46. www.tekstotekafilozoficzna.pl 22 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik innych, izolacja umożliwia zobaczenie siebie samego. Człowiek dostrzega wówczas, że jest zwierzęciem, które może stać się duchem. A tego zwierzę boi się najbardziej14. Dlatego też Kierkegaard zwracał się następująco do młodego, zdolnego człowieka, który chce pomagać innym w odkrywaniu prawdy o sobie: Albo użyjesz swoich talentów, by umocnić ludzi w ich ukochanych głupstwach i błędach – choć warto zauważyć, że musisz to uczynić pod pozorem udzielania im pomocy, kierując ich ku prawdzie i jasności – będziesz ubóstwiany, zasłużysz na cześć i wiele, wiele pieniędzy, będziesz chwalony, a przy twoim grobie wielu pogrążonych w smutku żałobników będzie śliniło pochwały. Albo przed Bogiem, świadom swej odpowiedzialności, zdecydujesz się na każdą ofiarę, by im rzeczywiście pomóc, choćby trochę, w dochodzeniu do jasności – i strzeż się. Bezwarunkowo zostanie to nagrodzone szyderstwem i zniewagami (płynącymi z głupoty i zazdrości – najbardziej niebezpieczną w ziemskim rozumieniu zmową jest, gdy głupi ciebie nie rozumie, a ci, którzy są w stanie cię zrozumieć, przez zawiść umacniają głupich) – być może nawet utratą życia15. W tej nieco przejaskrawianej formie Kierkegaard przedstawia alternatywę będącą wyrazem tego samego problemu, z którym zmagał się Sokrates w dialogu Gorgias: co jest lepsze, pochlebstwa czy mówienie prawdy? Pochlebstwa przysparzają zwolenników, mówienie prawdy przeciwników. Nie jest łatwo wyjść ze świata cieni i spoglądać w światło. Pochlebstwa dają pozycję wśród innych, ale ceną za nią jest popadnięcie w zależności, które pętają naszą wolność i nie pozwalają nam pozbyć się złudzeń. Stan naszego życia porównywał Gurdżijew do snu lub hipnozy. Obudzenie się jest pierwszym i zasadniczym warunkiem podjęcia pracy nad sobą. Jednak człowiek nie jest w stanie obudzić się sam. Do tego potrzebna jest grupa osób, której członkowie będą dla siebie zwierciadłami, dzięki temu łatwiej będzie każdemu z nich przestać się okłamywać i zobaczyć swoją własną niemoc. A tylko to pozwala człowiekowi podjąć decyzję, by wyjść z zależności od nawyków i zacząć wreszcie czynić. Niechęć do słuchania prawdy o sobie wskazuje na problem bardziej zasadniczy. Z jednej strony mamy tych, którzy nie chcą się zmienić, a z drugiej strony tych, którzy twierdzą, że chcą innym pomóc się zmienić. Jakie mają powody, by to robić? Czy prowadzenie innych może być łatwe, jeśli jest mówieniem im prawdy? O tym, jak trudna to sztuka, wiedział już Platon. Rządzić w państwie, być przywódcą, przewodnikiem-królem, można po długiej drodze nauki. Najlepsi rządzący to ci, którzy najmniej tego pragną. Będą oni bowiem rządzili państwem „na jawie, a nie przez sen, jak to dziś w niejednym państwie rządzą ci, co walki ze sobą staczają o cienie i o władzę, jak gdyby władza była jakimś wielkim dobrem”16. Podobnie jest u Gurdżijewa – przewodnik to ktoś, komu inni są podporządkowani. Ktoś ma nad nimi władzę, ale to jednocześnie ktoś, kto wie po co i dlaczego ją ma. Gurdżijew prowadził Instytut Harmonijnego Rozwoju rozwijał wiele metod pracy nad sobą. Był postacią charyzmatyczną. Jak stać się tego rodzaju przywódcą? Nie da się tego nauczyć. Dlatego filozofowi pozostaje co innego. Samemu dążyć do poznania siebie i oddziaływać w ten sposób na innych, na czytelników swoich prac bądź słuchaczy wykładów czy pogadanek. Filozofia tego rodzaju nie ma charakteru czysto teoretycznego, jest refleksją nad własnym doświadczeniem i zmaganiem się z losem. Tego rodzaju filozofię uprawiał Kierkegaard, a także wiele mu zawdzięczający Karl Jaspers. Dla Kierkegaarda filozof spełnia rolę podobną jak Sokrates, rolę majeuty, czyli tego, kto dostarcza wskazówek jednostce poszukującej odpowiedzi na pytanie, kim jest. „Majeuta niczego nie uczy, nie przekazuje żadnej wiedzy wprost, lecz ogranicza się do ukazywania tego, co sam widzi, a czego, być może nie widzą inni, choć mogliby widzieć, gdyby podjęli odpowiednie kroki”17. 14 S. Kierkegaard, Dziennik (wybór), przeł. A. Szwed, Lublin 2000, s. 142. 15 Tamże, s. 165. 16Platon, Państwo, przeł. W. Witwicki, Kęty 2003, s. 226. 17 A. Szwed, Przedmowa, [w:] S. Kierkegaard, Dziennik, s. 12. www.tekstotekafilozoficzna.pl 23 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik Jaspers uważał, że filozofia umożliwia człowiekowi konfrontowanie się z samym sobą i ułatwia mu odsłonięcie egzystencjalnego wymiaru istnienia. Docieranie do niego rozpoczyna się dopiero wraz z doświadczaniem problematyczności i niepewności bytu świata. Dopóki człowiek traktuje świat jako dany i jednoznaczny, dopóty nie filozofuje, a pielęgnuje złudzenia, do czego może wykorzystywać różne poglądy nazywane filozoficznymi. Znakiem wkroczenia na drogę urzeczywistniania siebie jako możliwej egzystencji jest poczucie rozbicia bytu świata. Dane jest ono w sytuacjach granicznych. Sposób, w jaki człowiek się do nich odnosi, decyduje o tym, jakim się staje. Nie można podać mu wówczas dobrego rozwiązania ani podjąć za niego decyzji. Filozoficznie można mu jedynie rozjaśniać sytuację, w jakiej się znalazł i ukazywać ją w różnych perspektywach. Może się to odbywać jedynie wówczas, gdy akceptuje się fakt wolności oraz powiązania egzystencji z transcendencją. Relacje międzyludzkie, w których dochodzi do odsłonięcia samego siebie, muszą być oparte na miłości. Do tego potrzebne jest osobiste zaangażowanie, o które tak trudno w relacjach klientystycznych. Nawet w relacji lekarz–pacjent musi zaistnieć to, co Jaspers nazywa egzystencjalną komunikacją stanowiącą wspólnotę dwóch „ja”, egzystencji, wolności. Jednak tego nie da się zaplanować ani wywołać, co natomiast zachodzi w odniesieniu do innych elementów leczenia czy terapii odnoszących się do zabiegów nieingerujących w ludzkiego ducha. W odróżnieniu od lekarza czy psychoterapeuty posiadającego wiedzę o mechanizmach chorobowych, filozof nie ma takiej wiedzy. Oznacza to, że nie ma podstaw, by prowadzić metodyczne sesje i osiągać dzięki nim zaplanowane rezultaty. Jeśli chciałby to robić, musi zdobyć wiedzę. Skoro jednak w relacji lekarz–pacjent występują także elementy wykraczające poza to, co techniczne, a zatem to, co dokonuje się w chorym, a co można nazwać za Jaspersem „objawieniem się”. Wykracza to poza to, co można osiągnąć w terapii. Zyskiwanie jasności co do siebie samego, objawienie się sobie samemu prowadzi „do filozofującego stawania się sobą człowieka”18. Dochodzimy do najważniejszego punktu rozważań. Jeśli filozoficzne prowadzenie miałoby oznaczać działania zaplanowane i nastawione na osiągnięcie konkretnego celu, to nie będzie ono już w źródłowym sensie filozoficzne, ale terapeutyczne. Filozoficzne prowadzenie bazuje na tym, czego nie da się zaplanować i zrealizować odpowiednimi środkami, ponieważ odwołuje się do ludzkiej wolności. Zakończenie Wydaje się, że wskazanie przeszkód w stosowaniu starożytnych technik obchodzenia się ze sobą nie jest równoznaczne z uznaniem, że współczesny filozof nie powinien zajmować się doradztwem. Chcąc to robić, może czerpać ze starożytnych wzorów przewodników, szczególnie egzystencjalnych doradców, którzy dziali w złotym wieku epoki troski o Siebie. Może to jednak mieć miejsce pod warunkiem świadomości odmienności sytuacji, w jakiej się znajduje. Taki wniosek wynika z rozważania pierwszej i drugiej przeszkody stosowania starożytnych metod w pracy współczesnego filozofa-doradcy. Natomiast trzecia przeszkoda powinna skłaniać filozoficznego doradcę do wniknięcia we własne motywacje i odpowiedzenia sobie na pytanie, co go skłania do pomagania innym oraz czy ma świadomość konsekwencji, jakie wiążą się z wchodzeniem w bezpośrednie relacje z drugim człowiekiem, który oczekuje pomocy. Dokładnie ta sama wskazówka odnosi się także do tych, którzy – jak Kierkegaard i Jaspers – woleli rozjaśniać i apelować do wolności człowieka, a nie być jego przewodnikami. Zaangażowanie się filozofa w sprawę własnego rozwoju, w poznanie siebie jest innym sposobem prowadzenia. Filozof-majeuta przemawia przez swoje dzieło, ale tylko wówczas, gdy nie ma rozbieżności między tym, co robi, a tym, co głosi. Ostatnia uwaga wyrasta z przekonania, że znacznie silniej działa dobry przykład, niż stosowanie wyuczonych technik i zabiegów. 18 K. Jaspers, Istota i krytyka psychoterapii, przeł. D. Lachowska, [w:] Tegoż, Filozofia egzystencji. Wybór pism, przeł. D. Lachowska, A. Wołkowicz, Warszawa 1990, s. 400. www.tekstotekafilozoficzna.pl 24 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Filozof-przewodnik Streszczenie/Summary Filozof-przewodnik Starożytni stoicy uważali siebie za przewodników ludzi w kwestiach dotyczących tego, co zgodne z ich naturą. Udzielali porad, jak postępować w codziennych sprawach. Współcześnie niektórzy filozofowie kontynuują tę starożytną tradycję jako doradcy bądź trenerzy rozwoju osobistego. Czy są przewodnikami w sensie, w jakim byli nimi stoicy? Pytanie to stanie się myślą przewodnią rozważań podjętych w niniejszym wystąpieniu. Problemem podstawowym będzie poszukiwanie właściwej formuły, w jakiej można by było zamknąć współczesne filozoficzne przewodnictwo (kierownictwo duchowe) w sytuacji, gdy uznaje się, że nie może być ono prostym powielaniem starożytnych wzorów. Słowa kluczowe: kultura troski o Siebie, panowanie nad namiętnościami, doradztwo filozoficzne. The Philosopher – The Counselor The ancient Stoics considered themselves as the people's counselors in issues related to whatever remains in accordance with their nature. They provided advice on how to deal with everyday matters. Today, some philosophers continue this ancient tradition as advisors or trainers in personal development. Are they counselors in the same sense that the Stoics were? This question will be the keynote of the considerations made in this presentation. The basic issue will be the search of the right formula, which could describe the contemporary philosophical counseling (spiritual guidance) in situations when this role cannot be a simple reproduction of the ancient models. Keywords: culture of concern with oneself, controlling one's passions, philosophical counseling. www.tekstotekafilozoficzna.pl 25 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Dawid Fijoł Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka Współczesny człowiek – pielgrzym czy włóczęga? Od starożytności aż po czasy współczesne człowiek próbuje odnaleźć swoją drogę. Pomimo to, na pytanie: „kim jest człowiek?” – do dzisiaj nie udało się uzyskać pełnej odpowiedzi. Już w czasach starożytnych rozważano problemy człowieka i stawiano pytania o jego istotę. O człowieka pytał Heraklit, Sokrates, Platon, Arystoteles, stoicy, epikurejczycy, a nawet sofiści. Dalej Plotyn, a po nim św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu, a w renesansie Giovanni Pico della Mirandola, autor słynnej rozprawy Mowa o godności i wolności człowieka. Późniejsi myśliciele, tacy jak np.: Michel de Montaigne, Thomas More, Francis Bacon, Marcin Luter czy też Kartezjusz, również nie uciekali od zagadnień związanych z antropologią filozoficzną. Także pozytywizm rozumiany jako orientacja filozoficzna próbował odpowiedzieć na pytanie: „kim jest człowiek?”. Z czasem pojawił się Henri Bergson, postrzegający człowieka jako istotę przeżywającą, w której uwypukla się nie tylko jego wnętrze, ale gdzie również zarysowują się egzystencjalne rozterki i niepokoje. Następnym myślicielem, dla którego kluczem do pełnego poznania było dotarcie do istoty ludzkiej egzystencji, był Edmund Husserl. Również Martin Heidegger, Max Scheler, Zygmunt Freud czy też Carl Gustav Jung są przykładami myślicieli, którzy człowieka i jego problemy stawiali w centrum swojej uwagi oraz próbowali je we właściwy dla siebie sposób opisać, wytłumaczyć, a często rozwiązać. W tym sensie, jak słusznie zauważył Ernst Cassirer, „jeśli pragniemy uchwycić rzeczywistość i zrozumieć jej znaczenie, musimy zadość uczynić potrzebie autorefleksji”1. Według tego myśliciela samopoznanie jest najwyższym celem filozoficznych dociekań. Jak pokazują dzieje filozofii, nawet najbardziej sceptyczni myśliciele nie zaprzeczali możliwości i konieczności samopoznania. „Wszyscy ludzie z natury pragną poznawać” – twierdzi Cassirer2, a dowodzą tego także wyżej wymienione przykłady. Według Cassirera dzisiejszy człowiek „żyje nie tylko w świecie fizycznym, ale również w świecie symbolicznym”3. Dzieje się tak dlatego, że nie potrafimy odnieść się bezpośrednio do rzeczywistości, w której żyjemy. „Człowiek nie może jak gdyby stanąć z nią twarzą w twarz”4 i dlatego skazany jest na życie w świecie symboli – tzn. na życie w świecie złożonym z języka, mitów, sztuki czy też religii. „Są to różnorakie nici, z których utkana jest owa symboliczna sieć, splątana sieć ludzkiego doświadczenia”5. Współczesny człowiek zamiast zajmować się rzeczami samymi w sobie – powiada Cassirer – „ustawicznie sam ze sobą rozmawia. Tak bardzo owinął się w formy językowe, obrazy artystyczne, mityczne symbole lub religijne obrządki, że nie potrafi już niczego zobaczyć ani poznać inaczej jak za pośrednictwem tego sztucznego środka”6. Czy zatem antropologiczne pytania, takie jak: „dokąd zmierzamy?” oraz „jak i czy możemy rozpoznać swoją naturę?” są w dalszym ciągu aktualne? „Jesteśmy wszyscy pielgrzymami przez życie” – powtarzali 1 E. Cassirer, Esej o człowieku. Wstęp do filozofii kultury, przeł. A. Staniewska, Warszawa 1977, s. 45–46. 2 Tamże, s. 43. 3 Tamże, s. 80. 4Tamże. 5Tamże. 6Tamże. www.tekstotekafilozoficzna.pl 26 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka niegdyś kaznodzieje protestanccy. Zdaniem Zygmunta Baumana postawienie takiej tezy w dzisiejszym świecie nie jest już jednak takie oczywiste. Człowiek wszedł bowiem w nową fazę dziejów – fazę, w której następują fundamentalne przewartościowania. Zdaniem Baumana człowiek nie dąży już do precyzyjnego, racjonalnego czy też naukowego poznania obiektywnej rzeczywistości. Nowożytne pytania postawione przez Immanuela Kanta: „do czego powinienem zmierzać?” lub „na ile jesteśmy w stanie poznać i zrozumieć obiektywną rzeczywistość?” w wymiarze życia osobistego zostały zastąpione przez inne pytania – głównie: „czego jeszcze mógłbym doświadczyć?” bądź: „co jeszcze nowego mógłbym zobaczyć i zrobić?”. Stąd, zamiast dążyć do prawdy i poszukiwać głębi, człowiek ponowoczesny zmuszony jest do nieustannego wypracowywania nowych strategii bycia w świecie7. To między innymi także dlatego człowiek rozmywa się dzisiaj w teraźniejszości i w przeciwieństwie do człowieka epok wcześniejszych nie stawia już sobie za zadanie dotarcia do prawdy o naturze rzeczy. To właśnie w tym sensie, jak twierdzi Bauman, utracił on tożsamość pielgrzyma i przeobraził się w kogoś, kto raczej przypomina włóczęgę – nomadę – charakteryzującego się ruchliwością oraz przemieszczaniem z miejsca na miejsce. Co więcej, człowiek ponowoczesny nie posiada tożsamości, to człowiek anonimowy, rozmyty w doraźności, pozbawiony życiowych zadań, bez długofalowych celów, zmuszony nie tyle do poszukiwań własnego „ja”, co raczej do nieustannego tworzenia nowej – zawsze adekwatnej do danej sytuacji – osobowości8. Próbując oddać najbardziej charakterystyczne cechy ponowoczesnego człowieka, sprowadza go zatem Bauman do czterech symboli: „włóczęgi”, „spacerowicza”, „turysty” i „gracza”9. To właśnie w nich, w każdym z osobna i we wszystkich razem, ma się odzwierciedlać najpełniej oblicze człowieka ponowoczesności. „Zamiast jednego, trzeba nastawić się w przypadku ponowoczesności na kilka wzorów – nie jednak w tym celu, by oddać rozmaitość sposobów życia obieranych odpowiednio do preferencji osobistych czy grupowych, ale po to, aby ukazać niespójność wewnętrzną sposobu, jaki jest w warunkach ponowoczesnych udziałem wszystkich ludzi i każdego człowieka z osobna”10. Każdy jest każdym, a zarazem nikim, gdyż w każdym mieści się każda figura, a w zależności od potrzeb danej chwili znacząco zaczyna dominować jedna z nich. Wybór modelu nigdy nie jest jednak w pełni świadomy. Zmienność, którą człowiek napotyka w świecie ponowoczesnym, może go wytrącić z równowagi w każdej chwili i kazać mu przyjąć całkowicie nową strategię w życiu. Stąd zdaniem Baumana człowiek ponowoczesny to ktoś całkowicie zdezorientowany – ktoś, kto tkwi w ciągłej niekonsekwencji. To człowiek, który z jednej strony z łatwością może przemieszczać się z miejsca na miejsce, z drugiej natomiast niezdolny do odbycia jakiejkolwiek pielgrzymki. Prawda leży poza jego zasięgiem. Pytanie zatem, czy taki człowiek może być szczęśliwy i spełniony? Bez względu na to, na ile poglądy Baumana odzwierciedlają rzeczywistość, warto zaznaczyć, że znaczenie takiej refleksji jest istotne również z innego powodu. Otóż nie polega ono jedynie na zaspokajaniu ciekawości, ale także na dostarczaniu materiału, który może być wykorzystany również na polu terapeutycznym bądź w celach samorealizacji11. Koncepcja Baumana nie jest jednak jedyną podjętą współcześ7 Zob. Z. Bauman, Ponowoczesne wzory osobowe, „Studia Socjologiczne” 1993, nr 2 (129). 8Tamże. 9Tamże. 10 Tamże, s.18. 11 Jak pisze Ireneusz Bittner, „Z perspektywy antropologii w dziejach myśli ludzkiej wyraźnie zarysowuje się przybierający na sile proces samoświadomości człowieka, związany z coraz bardziej krystalizującą się dążnością do nadania mu rangi filozoficznej samowiedzy. Dzieje myśli człowieka, rozpatrywane jako proces stawania się coraz bardziej świadomym siebie, prezentują się jako dzieje samopoznania człowieka, rozpoznawania siebie, ciągłego zadawania pytań o siebie samego. Tego rodzaju pytania wielu myślicieli i historyków myśli filozoficznej uznaje za siłę napędową ludzkiej samoświadomości i wiedzy o świecie. Są to pytania skłaniające do refleksji, jakie warunki życia stwarzają możliwość «bycia» człowiekiem”. I. Bittner, Filozofia człowieka. Zarys dziejów i przegląd stanowisk, Łódź 1997, s. 7. www.tekstotekafilozoficzna.pl 27 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka nie próbą zdiagnozowania aktualnej kondycji człowieka. Dlatego współczesny badacz pragnący udzielić odpowiedzi na pytanie: „kim jest człowiek?”, ma do dyspozycji nie tylko różne, często wykluczające się stanowiska filozoficzne, ale również zasób informacji i wiadomości udzielanych przez nauki szczegółowe. W tym sensie postulowana coraz częściej przez antropologów potrzeba systematycznej i wielostronnej refleksji nad człowiekiem, korzystającej z jednej strony z osiągnięć współczesnych nauk szczegółowych, z drugiej zaś z filozoficznej refleksji nad naturą człowieka, staje się logiczna i zrozumiała. Ponadto coraz wyraźniej zaznacza się, że każda poważna próba zdefiniowania człowieka niemożliwa jest bez uwzględnienia egzystencjalnej perspektywy, która bazowałaby na doświadczeniu wewnętrznym i skupiała się nie tyle na samym opisie człowieka, ile na fenomenologicznym wyjaśnieniu właściwości jego struktury i egzystencji. Przeprowadzone przez Stanislava Grofa badania nad naturą ludzką zdają się odpowiadać na powyższe postulaty. Antropologia Grofa bowiem nie tylko bazuje na filozoficznym i psychologicznym dorobku kultury Wschodu i Zachodu, osiągnięciach nauk szczegółowych, opisach religijnych przeżyć mistycznych, ale także na własnym doświadczeniu i introspekcji. Zakres i osobliwość tych badań czyni z Grofa zarówno psychiatrę, psychologa, filozofa, jak również antropologa, który ujmuje człowieka całościowo i wieloaspektowo. Da się tu zatem zauważyć pewne podobieństwa do poglądów Maxa Schelera, dla którego antropologia filozoficzna to przede wszystkim nauka o istotowej budowie człowieka, której przedmiotem są: (1) bytowa struktura człowieka; (2) jego ontyczny status w świecie oraz (3) siły i moce, które człowiekiem poruszają i które on uruchamia12. Dlatego warto w tym miejscu przybliżyć koncepcję Stanislava Grofa i nie tylko spróbować odpowiedzieć na pytanie, jaki człowiek wyłania się z jego antropologii, ale także mniej więcej zarysować podłoże, z którego jego koncepcja wyrasta, czy też uwypuklić kontekst, w którym najlepiej się unaocznia. W stronę doświadczenia pozaosobowego Odpowiadając na pytanie o naturę człowieka, Grof rozwija nową perspektywę psychologiczną oraz realizuje nakreślony przez Maxa Schelera program antropologii filozoficznej. Mirosław S. Szymański w artykule o antropologii Rudolfa Lassahna wymienia jej główne zadania: (1) analiza sytuacji człowieka w świecie – precyzyjne określenie jego istoty i natury; (2) stworzenie ogólnej podbudowy teoretycznej, na której dałoby się dokonać integracji zdobyczy poznawczych szczegółowych nauk o człowieku; (3) filozoficznej prognozy rozwoju człowieka i świata; (4) zinterpretowania obrazów człowieka odnajdywanych w różnych kulturach i różnych czasach13. Grof uprawia również postać antropologii stosowanej, skupiając się na takich pytaniach, jak: „jak powinienem żyć?”, „co powinienem uczynić ze swoim życiem?” oraz „co mogę uczynić, aby wyzwolić się od cierpienia?”. Wyłamując się w ten sposób z zamykania człowieka w jednej formule, podstawą swojej antropologii i psychologii czyni Grof pojęcie wielowymiarowej i wielopoziomowej rzeczywistości psychicznej, wykraczającej poza personalistyczny i biograficzny model ludzkiej psyche (psychoanaliza, behawioryzm), aż do obszaru poza-osobowego. W obszarze tym – jak twierdzi Grof – nie ma już podmiotu ani przedmiotu, jaźni ani boga, a jedynie pozbawiona formy świadomość sama w sobie, której doświadczenie z jednej strony ma charakter poznawczy, z drugiej zaś – terapeutyczny. Zdaniem Grofa, kiedy człowiek doświadcza obszarów poza-osobowych, ego, które jest nośnikiem cierpienia, ulega całkowitemu zniszczeniu. Doświadczenie tego, co ukryte, posiada potencjał uzdrawiający14. Taka perspektywa doprowadziła Grofa do przyjęcia tezy o realnym istnieniu całej rzeczywistości psychicznej. Jednak pierwsze kroki w kierunku uznania takiej rzeczywistości za realną znajdujemy u Zyg12 M. Scheler, Pisma z antropologii filozoficznej i teorii wiedzy, przeł. S. Czerniak, A. Węgrzycki, Warszawa 1987, s. 150. 13 I. Bittner, dz. cyt., s. 13. 14 S. Grof, Poza mózg. Narodziny, śmierć i transcendencja w psychoterapii, przeł. I. Szewczyk, Kraków 1999, s. 150. www.tekstotekafilozoficzna.pl 28 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka munta Freuda w dziele Objaśnienie marzeń sennych. Zdaniem Freuda realność psychiczna jest szczególną formą istnienia, której nie wolno mylić z realnością materialną15. Teza ta wyrasta z obserwacji nieświadomych fantazji, które w psychice danej osoby posiadają o wiele większe znaczenie niż rzeczywistość fizyczna. Jak z kolei dodaje Mirosław Piróg, wybiegając daleko poza filozoficzne koncepcje Freuda, również jego uczeń, Carl G. Jung, podstawą swojej antropologii uczynił pojęcie rzeczywistości psychicznej16. Jak pisze Jung: „Człowiek powinien uświadomić sobie, że tkwi w ograniczeniu swego umysłu i że nie jest w stanie go przekroczyć nawet w szaleństwie oraz że kształt jego świata i jego bogów w znacznym stopniu zależy od jego własnej formy umysłu”17. Czy zatem struktura umysłu wyznacza ramy odpowiedzi na pytanie o istotę człowieka i odpowiada za każde twierdzenie dotyczące spraw metafizycznych? Zdaniem Junga każde twierdzenie filozoficzne jest produktem określonej osobowości żyjącej w danym czasie i danym miejscu i nie jest wynikiem czysto logicznej i bezosobowej procedury. Takie twierdzenie jest subiektywne, a odpowiedź na pytanie, czy ma ono ważność obiektywną, czy też nie, zależy od tego, czy znajdą się inne osoby, które myślą w taki sam sposób18. W tym sensie każda myśl, każde uczucie, każde twierdzenie czy postrzeżenie składa się z obrazów psychicznych, a świat sam w sobie egzystuje na tyle tylko, na ile człowiek jest w stanie wytworzyć jego wyobrażenie. Podobny sposób rozumowania odnajdujemy na gruncie buddyjskiej koncepcji wizji, według której człowiek kreuje swoją rzeczywistość. Za taki stan rzeczy odpowiada niewiedza, która jest przyczyną dualistycznego postrzegania, a zarazem pierwszym i podstawowym ogniwem każdego, nawet najbardziej złożonego i skomplikowanego doświadczenia. To, jak człowiek postrzega siebie i świat, zależy od tego, w jaki sposób odnosi się do wizji, które napotyka w ciągu swojego życia. Wizja bowiem jest jednym z kluczowych terminów buddyjskiej filozofii i oznacza to wszystko, czego człowiek doświadcza poprzez władzę umysłu. Dotyczy wszystkiego, co można zobaczyć, usłyszeć, powąchać, posmakować, dotknąć – co w ostatecznym rozrachunku staje się wizją pięciu zmysłowych świadomości. Co więcej, wizje zawierają również to, co człowiek myśli i czuje w odniesieniu do tych przedmiotów. Dlatego myśli i emocje z punktu widzenia buddyjskiej filozofii są określane jako wizja umysłu – szczególnie aspektu umysłu określanego jako świadomość mentalna19. Jak podaje Dzogczen Ponlop Rinpocze, jeden z czołowych filozofów i mistrzów medytacji w tradycji ningma i kagju buddyzmu tybetańskiego, analiza pojęcia wizji wskazuje na dwie rzeczy: związek umysłu z wizjami oraz samą naturę umysłu20. Ponlop pisze: „Kiedy przyjrzymy się temu, co widzimy, dźwiękom, odczuciom czy myślom, zauważymy, że wizje są chwilowe i zmienne. Są stwarzane przez wielorakie przyczyny i podlegają wpływom różnorodnych warunków, które same również są przemijające, stworzone i podlegające wpływowi jeszcze innych przyczyn i warunków. To, jak w jednej chwili reagujemy i współdziałamy z fizycznymi, psychologicznymi i emocjonalnymi zjawiskami, zawierającymi przedmioty naszego doświadczenia, warunkuje nasze doświadczenie – lepsze albo gorsze – w następnej chwili, a także w następnej”21. Zdaniem Grofa istotnym elementem powyższej koncepcji, którego nie można pominąć, jest Umysł Bezosobowy Powszechny, który przynajmniej od czasów Buddy Siakjamuniego uważa się za czynnik kos15 S. Freud, Objaśnienie marzeń sennych, [w:] Tegoż, Dzieła, t. 1, przeł. R. Reszke, Warszawa 1996, s. 518. 16 M. Piróg, Psyche i symbol. Teoria symbolu Carla Gustava Junga na tle ujęć porównawczych rzeczywistości symbolicznej, Kraków 1999, s. 18. 17C. G. Jung, Komentarz psychologiczny do Tybetańskiej Księgi Wielkiego Wyzwolenia, [w:] Tegoż, Podróż na Wschód, przeł. W. Chełminski, J. Prokopiuk, E. i W. Sobaszkowie, oprac. L. Kolankiewicz, Warszawa 1989, s. 122. 18Tamże. 19 Dzogczen Ponlop, Umysł poza śmiercią, przeł. Z. Zagajewski, Kraków 2009, s. 64–65. 20 Tamże, s. 65. 21 Tamże, s. 65–66. www.tekstotekafilozoficzna.pl 29 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka miczny, prawdziwą esencję istnienia oraz esencjonalny warunek poznania, cel i powołanie każdego człowieka. Tak zdefiniowanemu umysłowi możemy przypisać liczne atrybuty zbliżone do określonych przez Parmenidesa atrybutów Bytu-Prawdy. Z drugiej strony, jak pokazuje analiza tekstów buddyjskich, na temat umysłu nie możemy nic powiedzieć, gdyż jako zasada rzeczywistości umysł wymyka się wszelkiej konceptualizacji22. Zdaniem Grofa rozpoznanie takiego umysłu jest równoznaczne z samowyzwoleniem. W dzisiejszych czasach zapotrzebowanie na wiedzę o człowieku, podobnie jak to miało miejsce w czasach Buddy, rodzi się z powodu cierpienia. Taki stan rzeczy prowadzi do coraz większego zainteresowania psychologią. Według Grofa, aby naprawdę pokonać egzystencjalne udręki i wyzwolić się od cierpienia w autentyczny, niepowierzchowny sposób, konieczne jest doświadczenie ekspansji świadomości, które zostaje zwieńczone poza-osobowym doświadczeniem prawdy o naturze rzeczywistości. Zanim jednak takie doświadczenie będzie możliwe, człowiekiem musi zawładnąć pragnienie wyzwolenia, które jest wynikiem wnikliwego wsłuchiwania się w heraklitejsko–sokratejskie wezwanie: γνῶθι σαύτόν (poznaj samego siebie). W widnokręgu Platońskiej filozofii – droga wzwyż Zarysowany przez Schelera, a rozwijany w jakimś sensie przez Stanislava Grofa program antropologii filozoficznej nie byłby kompletny, gdyby ograniczał się tylko do samej psychologii, filozofii Wschodu czy też rezultatów badań współczesnych nauk szczegółowych. Grof ma tego pełną świadomość i dlatego stara się nawiązywać również do filozofii greckiej. Widać to najwyraźniej w psychoterapii, którą stworzył. Pomimo początkowej silnej fascynacji koncepcjami Freuda, terapia Grofa wybiega daleko poza ramy Freudowskiej psychoanalizy. Bliżej jej do drogi wzwyż – drogi w rozumieniu starożytnych, głównie Platona, ale także Parmenidesa z Elei23. Zdaniem Platona celem człowieka jest wyzwolenie się z kajdan niewiedzy, poznanie Prawdy/Dobra/ Piękna24. Ten rodzaj poznania, według Platona, jest nie tylko wyzwalający, ale również przekształcający. W Państwie zaznacza on wyraźnie, że kiedy człowiek jest na drodze prawdy, cechą charakterystyczną jego usposobienia stają się: (1) szlachetna postawa wewnętrzna; (2) odwaga oraz (3) panowanie nad sobą25. Dlatego Platońska droga prawdy, droga wzwyż, to nie tylko filozofia, ale sposób życia26. To pragnienie – pisze Platon w Liście VII – najpiękniejszego i najzacniejszego żywota, to życie bez rozlewu krwi, bez ofiar i czynienia innych strasznych rzeczy27. Celem drogi jest zatem według niego szczęśliwe i spokojne życie: „Szczęśliwe nie może być nigdy żadne państwo ani żadna jednostka, jeżeli nie będzie żyć rozumnie i zgodnie z nakazami sprawiedliwości…”28. Z kolei w Państwie czytamy: „Ten, kto się do bytu istotnego zbliży, zespoli się z nim, płodzić zacznie rozum i prawdę, dostąpi poznania i będzie żył naprawdę i tym się karmił. Dopiero wtedy przestanie się męczyć, a prędzej nie”29. Tego typu doświadczenia zarezerwowane są jednak tylko dla tych, którzy zdecydowali się podążać drogą filozofii. Zdaniem Platona istnieje zasadnicza różnica pomiędzy filozofem, a nie-filozofem 22Tamże. 23 Od czasów Parmenidesa droga posiada inny charakter. Już nie wiąże się tylko z samym wysiłkiem, który należy podjąć, aby ją przebyć, ale także z wieczną i niezmienną prawdą. To, co jest prawdą (istotą, naturą rzeczy) – czytamy w Περὶ φύσεως – zakłada określoną drogę prawdy. Dlatego celem każdej podróży – zdaniem Parmenidesa – może być tylko prawda, prawda jest celem wszelkiego wysiłku filozoficznego i celem wszelkiej wiedzy. Zob. D. Kubok, Prawda i mniemania. Studium filozofii Parmenidesa z Elei, Katowice 2004, s. 10. Trzeba jednak dodać, że takie ujęcie nie dotyka tylko problemów ontologicznych, ale jest także osią konstrukcyjną wielu zagadnień antropologicznych i psychologicznych. W tym sensie bazująca na rozróżnieniu dokonanym w prologu poematu Parmenidesa (na wykład drogi prawdy i drogi mniemań) alegoria drogi jest czymś więcej niż tylko środkiem wyrazu artystycznego. Wskazuje bowiem na odmienne sposoby nadawania życiu sensu (dwie drogi badania). 24 Zob. Platon, Państwo, przeł. W. Witwicki, Kęty 2003, fragm. 486 a. 25 Tamże, fragm. 487 a. 26Tenże, List VII, [w:] Tegoż, Listy, przeł. i oprac. M. Maykowska, Warszawa 1997, fragm. 336 c. 27 Zob. Tamże, fragm. 327 b–d. 28 Tamże, fragm. 335 d. 29Tenże, Państwo, fragm. 490 b. www.tekstotekafilozoficzna.pl 30 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka (człowiekiem na drodze wzwyż, a człowiekiem, który na tej drodze nie jest). Filozof poznaje to, co prawdziwie będące – to, co przed nie-filozofem jest ukryte30. Jak czytamy w Teajtecie, zwykły człowiek ma się do filozofa tak, jak niewolnik do człowieka wolnego31. Ci, którzy z prawdziwą filozofią nie mają nic wspólnego, nie dotykają istoty rzeczy – i mówiąc za Teajtetem – „gonią tylko o śmierć lub życie”32. Podążanie drogą wzwyż, to kierowanie się w stronę tego, co ponadczasowe, wieczne i niezmienne. Dla Platona jest to istotne, gdyż, jak twierdzi, w świecie możemy odnaleźć dwie natury: dobrą i złą33. Od złej natury człowiek powinien się wyzwolić i upodobnić do boga, czyli stać się człowiekiem rozumnym i sprawiedliwym34. To, co boskie, zdaniem Platona jest bowiem najszczęśliwsze, a to, co bezbożne – najnędzniejsze. Człowiek, który spędził życie na filozofii – twierdzi Platon – będzie dobrej myśli nawet przed śmiercią35. Według Platona ten, kto zdolny jest przekształcić swoją ψυχη jest na najlepszej drodze do wyzwolenia i oświecenia. Terapia Grofa nawiązuje do tej tradycji i korzysta z tych samych schematów myślenia (por. np. droga wzwyż czy też linia i jaskinia z Państwa), które Grof nazywa modelami: „Sam osobiście w dziedzinie badań nad świadomością opowiadam się za tworzeniem modeli bazujących na faktach z zakresu dyscyplin, których przedmiotem jest ludzkie doświadczenie…”36. Dlatego tam, gdzie Platon sytuuje rodzaj przedmiotów myślowych – świat myśli, tam Grof sytuuje świadomość holotropiczną37. Z kolei tam, gdzie u Platona widzimy świat widzialny, u Grofa zauważamy świadomość hylotropiczną. W stanie świadomości hylotropicznej czy też w rodzaju widzialnym, według poglądów Platona i Grofa, ludzie biorą za prawdę to, co prawdą nie jest, a co tylko do prawdy jest podobne. Problem ten, zdaniem Platona, wynika z faktu, iż większość ludzi ogląda świat za pomocą obrazów – czyli projekcji wyobrażeń na jego temat (είκασια). Człowiek poznaje również świat za pomocą zmysłów, co jeszcze bardziej naraża go na błąd poznawczy. Jak pisze Platon, na skutek tego błędu możemy zobaczyć coś, czego w rzeczywistości nie ma, coś, co – jego zdaniem– nie istnieje. W Teajtecie czytamy: „Więc nie pomijamy tego, czego tu jeszcze brak. A nie mówiło się jeszcze o marzeniach sennych i chorobach różnych, i o obłąkaniu, o tym, co się na przykład nazywa przesłyszeniem się i przywidzeniem, i o innych złudzeniach zmysłowych. Wiesz chyba, że we wszystkich tych przypadkach, wedle powszechnej opinii, zdaje się upadać to twierdzenie, któreśmy dopiero co przeszli, bo przecież raczej fałszywe są spostrzeżenia, które nam się wtedy przytrafiają, i daleko do tego, żeby – co się każdemu wydaje – to też istniało; przecież wprost przeciwnie: nie istnieje nic z tego, co się tylko wydaje […]. Jakiż argument zostaje dla tego, który spostrzeżenie uważa za wiedzę i sądzi, że co się każdemu wydaje, to też istnieje dla tego, komu się wydaje?”38. Zdaniem Platona człowiek na ogół widzi świat w sposób ograniczony, nie uświadamia sobie prawdy, oznacza to, że nie dopuszcza istnienia rzeczywistości innej niż ta, która mu się bezpośrednio przedstawia, a i tak to przedstawienie może być fałszywe. Gdyby przedstawiono przeciętnemu człowiekowi świat przedmiotów myślowych (w terminologii Grofa obszar świadomości holotropicznej): Prawdę, Dobro, Piękno – zaprzeczyłby jego istnieniu. Zwraca uwagę na ten fakt również John Langshaw Austin w Mówienie i poznawanie: „Sądzi on [tj. człowiek w stanie umysłu είκασια – D. F.], że zbiór ten [świat przedmiotów 30 Zob. T. A. Szlezak, O nowej interpretacji platońskich dialogów, przeł. P. Domański, Kęty 2005, s. 41. 31 Zob. Tenże, Teajtet, przeł. i oprac. W. Witwicki, Kety 2002, fragm. 172 d. 32 Zob. Tamże, fragm. 173 a. 33 Zob. Tamże, fragm. 176 a. 34 Zob. Tamże, fragm. 176 b. 35 Zob. Platon, Fedon, przeł. i oprac. W. Witwicki, Kęty 2002, fragm. 64 a. 36 S. Grof, Poza mózg…, s. 158–159. 37Słowo holotropowe, oznacza dosłownie „zorientowane na całość” (od greckiego holos – całość i trepein – poruszać się w stronę czegoś). Jak pisze Grof: „W naszym codziennym stanie świadomości nie jesteśmy całkiem pełni; jesteśmy rozbici i utożsamiamy się tylko z drobnym fragmentem tego, kim naprawdę jesteśmy”. Zob. S. Grof, Kosmiczna gra. O poznawaniu granic ludzkiej świadomości, przeł. M. Lorenc, D. Misiuna, Warszawa 2014, s. 16. 38Platon, Teajtet, fragm. 157 e–158 d. www.tekstotekafilozoficzna.pl 31 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka widzialnych – D.F.] jest tym, co my nazwalibyśmy zbiorem oryginałów [tzn. światem myśli – D.F.]. Przypisuje więc owemu znajdującemu się przed nim zbiorowi, o którym sądzi, że jest jedynym zbiorem, własności, które my przypisalibyśmy oryginałom, a których odmówilibyśmy zbiorowi, jaki on uznaje jako zbiorowi ledwie kopii. O człowieku w tym stanie mówi się – a jest to zwrot stale powracający u Platona – że niczego «nie rozumie z» przedmiotów, które usiłuje opisać, z owych przedmiotów prawdziwie oryginalnych”39. Stanislav Grof zbliża się w tym miejscu do poglądów Platona. Uważa bowiem, że większość ludzi posiada materialnie zorientowaną świadomość – świadomość ograniczoną do codziennego konsensusu rzeczywistości; gdzie doświadcza siebie jako egzystującego wewnątrz fizycznego ciała, a jego percepcja świata ograniczona jest zasięgiem narządów zmysłów. W hylotropicznym stanie świadomości – twierdzi Grof – zarówno postrzeganie zewnętrzne, jak i wewnętrzne wyznaczają granice przestrzenne i czasowe oraz stanowią o zakresie prawdziwości doświadczania. W hylotropicznym stanie świadomości, niczym na dnie jaskini Platona, doświadczamy zdaniem Grofa tylko ograniczonej i specyficznej części świata zjawisk lub tego, co uzgodniliśmy postrzegać jako rzeczywistość. Jak przekonuje, widzenie tego świata i sposób istnienia w nim ograniczone są do informacji pochodzących z fizycznego ciała i materialnego świata, do zasady linearnej przyczynowości oraz do Newtonowskiego rozumienia przestrzeni i czasu40. Zdaniem Grofa ujmowanie świata wyłącznie przez pryzmat świadomości hylotropicznej prowadzi do fałszywych wniosków. To, co postrzegamy bezpośrednio zmysłami i za pomocą przyrządów naukowych, stanowi bowiem zaledwie fragment rzeczywistości, jej rozwinięty, czyli jawny porządek. „Istnieje jednak – pisze Grof – [jeszcze inna – D. F.] szczególna forma zawarta w ogólniejszej całości bytu lub ujawniająca się w nim, która jest jego początkiem i twórczą macierzą: porządek zwinięty lub ukryty”41. Odkrywanie tego porządku jest immanentną częścią terapii Grofa: „Osoby, które przeżywały je wielokrotnie [tzn. miały kontakt z porządkiem niejawnym, ukrytym – D. F.], w tym świetnie wykształceni, wyrafinowani naukowcy z różnych dziedzin, często podają, że dotarły do ukrytych obszarów rzeczywistości, które wydawały im się realne, w pewnym sensie schowane pod codziennością i wobec niej nadrzędne”42. Psychoterapia rozwiązaniem problemów? Tylko taka terapia, która zwraca się ku wartościom ostatecznym, najwyższym zasadom, pozwala zdaniem Grofa szukać jakiegoś trwalszego oparcia, jakiegoś swojego miejsca w świecie. W tym sensie psychoterapia Grofa, jest projektem nawiązującym nie tylko do spuścizny filozoficznej starożytnej Grecji, ale także przykładem antropologii stosowanej i odpowiedzią na egzystencjalne problemy współczesnego człowieka. Widać to wyraźnie na tle rozważań Thomasa Mertona, według którego człowiek współczesny to człowiek bez miejsca43. To człowiek cierpiący, gdyż „nie ma dla niego miejsca w stłoczonym tłumie eschatologicznego społeczeństwa, społeczeństwa końca, w którym wszystkich tych, dla których nie ma miejsca – twierdzi Merton – wrzuca się, popycha i ciska w wir pustych form, ludzkich widm, wirujących bez celu przez miasta, «żałujących, że kiedykolwiek się narodzili»”44. To w końcu człowiek, który stał się wyobcowany, który nie rozumie, że sam odpowiada za taki stan rzeczy, i że sam mógłby go zmienić. To człowiek, który zgotował sobie piekło na Ziemi. Zaprogramował się na śmierć, pozbawił wiary, a co najgorsze – pozbawił się dostępu do prawdy, a tym samym odciął się od wiedzy. Zadaniem terapii Grofa jest ponowne wprowadzenie człowieka na drogę samorealizacji, gdzie ponad swoimi obsesjami – braku czasu, braku przestrzeni, oszczędzania czasu, podboju przestrzeni, rzutowania w czas i przestrzeń udręki wytworzonej w ich wnętrzu przez technologiczną wściekłość rozmiaru, na39 J. L. Austin, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, przeł. B. Chwedeńczuk, 1993, s. 387. 40 Zob. S. Grof, Przygoda odkrywania samego siebie. Wymiary świadomości. Nowe perspektywy w psychoterapii, przeł. K. Azarewicz, Gdynia 2000, s. 62–63. 41 S. Grof, Poza mózg..., s. 152. 42 Tamże, s. 159. 43 „Żyjemy w czasie braku miejsca, który jest czasem końca”. Zob. T. Merton, W natarciu na niewypowiadalne, przeł. E. L. Nowakowska, Kraków 2004, s. 82. 44 Tamże, s. 83–84. www.tekstotekafilozoficzna.pl 32 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka tężenia, ilości, prędkości, liczby, ceny, mocy i przyspieszenia (wylicza Merton)45 – będzie mógł odnaleźć doświadczenia wyższego rodzaju (świadomość holotropiczna), których zwieńczeniem jest zjednoczenie z prawdą, umysłem, bogiem czy też najwyższą zasadą rzeczywistości. Możliwość odbycia tej drogi, jest szczególnie cenna dzisiaj, zwłaszcza dla ludzi, którym niczego nie brakuje, a mimo to przepełnia ich egzystencjalna pustka. Jak pisze Merton: „Czas końca to czas demonów okupujących serce […], w rezultacie czego sam człowiek nie znajduje miejsca dla siebie w sobie. Nie odnajduje w swym sercu przestrzeni na spoczynek, nie dlatego, że jest ono pełne, lecz ponieważ jest w nim próżnia. Gdyby jednak wiedział, że sama próżnia, gdy unosi się nad nią Duch, jest otchłanią twórczych zdolności… Nie może w to uwierzyć. Nie ma miejsca na wiarę”46. Zanim jednak odsłoni się przed człowiekiem możliwość wyjścia poza „ja”, musi on przejść zazwyczaj, niejako wzwyż – twierdzi Grof – przez szereg różnego rodzaju doświadczeń47. W uproszczeniu: od (1) estetycznych (odzwierciedlających wewnętrzną strukturę i niektóre funkcje mózgu) przez (2) psychodynamiczne (które są kolejnym krokiem ku samopoznaniu, gdyż mówią o dziedzinie jednostkowej nieświadomości), aż po (3) doświadczenia okołoporodowe, które stanowią punkt przecięcia pomiędzy psychologią indywidualną, a psychologią transpersonalną, gdzie początek życia jest tym samym co jego koniec i gdzie zetknięcie ze śmiercią równoznaczne jest z otwarciem obszarów duchowych i religijnych. Doświadczenia te są integralną częścią osobowości człowieka, niezależnie od kulturowego i religijnego podłoża: „Każdy kto dochodzi do tego poziomu rozwija przekonywujące wglądy w najwyższy związek duchowego i religijnego wymiaru z uniwersalnym porządkiem rzeczy48. Nie może zatem dziwić fakt, że wielu współczesnych ludzi poddanych przez Grofa terapii psychodelicznej, psycholitycznej czy też holotropicznej, podobnie jak niegdyś mistycy, przechodzi poza bramę narodzin i śmierci do sfer transpersonalnych, gdzie ego ulega całkowitemu zniszczeniu i gdzie perspektywa poznawcza zostaje zupełnie odwrócona49. Taka psychoterapia staje się zatem nie do odróżnienia od duchowego i filozoficznego poszukiwania własnej uniwersalnej tożsamości na drodze prawdy. Jej centralnym zagadnieniem z powrotem zostaje ludzka ψυχη, a jej naczelną maksymą sokratejskie γνῶθι σαύτόν. Kończąc rozważania, można zatem powiedzieć, że współczesny człowiek bez miejsca, opętany poczuciem braku sensu, najczęściej chorujący na depresję, także może odnaleźć swoje miejsce, musi tylko zdecydować się wejść na drogę oświecenia i wyzwolenia, którą kroczy także sam Grof. I w tym sensie na powrót stać się pielgrzymem. Jeśli człowiek chce prawdziwie żyć, („a przecież chodzi nie o byle co, ale 45 Zob. Tamże, s. 82. 46 Tamże, s. 83. 47 Pomimo że termin „doświadczenie” często pojawia się w naszych rozważaniach, to, jak pisał H.‑G. Gadamer w Prawdzie i metodzie, należy do najmniej wyjaśnionych terminów w filozofii. Zob. H.‑G. Gadamer, Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, przeł. B. Baran, Kraków 1993. Warto dodać, że termin „doświadczenie” należy także chyba do najmniej lubianych zwłaszcza w tradycji racjonalistycznej. Niemniej „doświadczenie” może posiadać różne role i funkcje, które można sklasyfikować. Przekonująco zrobiono to w Oxford English Dictionary. Stąd pod owym terminem możemy rozumieć m. in.: (1) próbę; (2) poddawanie próbie; (3) eksperyment; (4) rzeczywistą obserwację faktów i zdarzeń uważanych za źródło wiedzy; (5) fakt bycia świadomie pod wpływem jakiegoś zdarzenia; (6) stan umysłu lub uczucie tworzące część wewnętrznego życia religijnego; (7) to, co doświadczone – wydarzenia zaszłe za wiedzą jednostki, społeczności, całej ludzkości; (8) wiedzę wynikającą z rzeczywistej obserwacji lub czyichś przeżyć; (9) zajęcie się jakąś dziedziną nauki, praktyki czy ogólnie pojętych spraw lub stosunków życiowych; (10) zdolność, umiejętność, sąd zdobyty w ten sposób. Zob. W. H. Halbfass, Indie i Europa. Próba porozumienia na gruncie filozoficznym, przeł. M. Nowakowska, R. Piotrowski, Warszawa 2008, s. 574. 48 S. Grof, Obszary nieświadomości. Raport z badań nad LSD, przeł. A. Szyjewski, Kraków 2012. 49 Przykłady takich doświadczeń, które zmieniają perspektywę patrzenia na rzeczywistość odnajdujemy u Williama Jamesa. Oto jeden z nich: „Uważam za potrzebne dodać, że w moim uniesieniu Bóg nie miał ani kształtu, ani barwy, ani zapachu, ani smaku – jednym słowem, że poczuciu Jego obecności nie towarzyszyło żadne szczególne umiejscowienie Go: było tak, jakby moja osobowość została przemieniona przez obecność jakiegoś duchowego ducha. Atoli im usilniej szukam słów na oddanie tego intymnego obcowania, tym mocniej czuję niemożliwość wyrażenia tego za pomocą zwykłych obrazów. Ostatecznie to, co czułem, można by tak wyrazić: Bóg był obecny, chociaż niewidzialny, chociaż nie podpadał pod żaden zmysł, ale moja świadomość postrzegała Go”. Zob. W. James, Odmiany doświadczenia religijnego. Studium ludzkiej natury, przeł. J. Hempel, oprac. B. Baran, Warszawa 2011, s. 70. www.tekstotekafilozoficzna.pl 33 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka o to, jak właściwie żyć należy” – powiada Platon w Państwie, zabierając się za wykład swojej filozofii50), musi zwrócić się w stronę prawdy. Taki zwrot mogą zrobić także ci – twierdzi Grof – którzy początkowo są ślepi na jakiekolwiek dodatnie strony świata i własnego życia. Ich bolesne poczucie metafizycznej samotności, bezradności i beznadziei, niższości, winy i rozpaczy może zostać całkowicie usunięte. Warunkiem jest jednak uśmiercenie ego, które jest nośnikiem cierpienia w życiu. Śmierć ego oznacza dla jednostki wyzwolenie oraz zdolność lepszego funkcjonowania. Jak pisze Grof: „Doświadczenie totalnego unicestwienia i «dotykania kosmicznego dna», które cechuje śmierć ego, jest bezpośrednio zastępowane przez wizje oślepiającego lub białego światła o nadprzyrodzonym blasku i pięknie. Może być ono odczuwane jako objawienie boskich istot archetypowych, widmowej tęczy, skomplikowanych pawich wzorów lub pierwotnej naturalnej scenerii. Podmiot doświadcza głębokiego wrażenia wyzwolenia, odkupienia i zbawienia51. Czuje się uwolniony z niepokoju, depresji i winy, jest oczyszczony i odciążony. Stan ten związany jest z zalewem pozytywnych emocji wobec siebie, innych ludzi i ogólnie wobec istnienia. Świat jawi się jako piękne i bezpieczne miejsce, a ochota do życia zaś znacznie wzrasta”52. 50Platon, Państwo, op. cit., fragm. 352 d. 51 Por. Tamże: „Człowiek, który się naprawdę całą duszą zwraca do tego, co istnieje – pisze Platon – nawet nie ma czasu patrzeć w dół na to, co tam ludzie robią, i walczyć z nimi, i serce mieć pełne zazdrości, on ma oczy skierowane i patrzy na to, co jest jakoś uporządkowane i zawsze takie samo, co ani krzywd nie wyrządza, ani ich nie doznaje jedno od drugiego, co ma porządek w sobie i sens, on to naśladuje i do tego się jak najbardziej upodabnia. Czy myślisz, że to jest możliwe, żeby się ktoś nie zrobił podobny do tego, co kocha i z czym przystaje?”, fragm. 500 b–c; Tamże: „Więc kiedy filozof obcuje z tym, co boskie i ładne, sam się ładem wewnętrznym napełnia i do boga zbliża o ile to człowiek potrafi”, fragm. 500 d. 52 S. Grof, Przygoda odkrywania samego siebie. Wymiary świadomości. Nowe perspektywy w psychoterapii, przeł. K. Azarewicz, Gdynia 2000, s. 58–59. www.tekstotekafilozoficzna.pl 34 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka Streszczenie/Summary Antropologia filozoficzna Stanislava Grofa wobec problemów współczesnego człowieka Celem artykułu jest przybliżenie podstaw antropologii filozoficznej Stanislava Grofa. Rozważania Grofa koncentrują się wokół próby odpowiedzi na pytanie, jaka jest natura człowieka i jakie jest jego miejsce w świecie. Grof stara się uchwycić istotę człowieka, odwołując się nie tylko do filozoficznego i psychologicznego dorobku kultury Wschodu i Zachodu, ale także do opisów religijnych przeżyć mistycznych, psychoterapii oraz własnego doświadczenia i introspekcji. Propozycja Grofa jest na tyle oryginalna, że nie ogranicza się tylko do samych rozważań teoretycznych. Stanowi ona także propozycję rozwoju i jako terapia – podobnie jak filozofia Platona – może być potraktowana jako swego rodzaju „droga wzwyż”. Słowa kluczowe: Grof, człowiek, antropologia, filozofia, droga, terapia, Platon, Bauman. Problems of the contemporary man according to Stanislav Grof’s Philosophical Anthropology The aim of this article is to demonstrate the basics of Stanislav Grof’s philosophical anthropology. Grof’s reflections are focused on the attempt to answer the question about human nature and human’s place in the world. Grof’s aims to grasp the essence of a human being by referring to the Eastern and Western philosophical and psychological cultural heritage, in addition to religious mystical experiences, psychotherapy, his own experiences and introspection. Grof offers an innovative approach, as his views are not limited merely to theoretical reflections. This is a proposal of self-development and a therapeutic exploration, which, correspondingly to Plato’s philosophy, can be treated as a type of ‘way up’. Keywords: Grof, human being, anthropology, philosophy, way, therapy, Plato, Bauman. www.tekstotekafilozoficzna.pl 35 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Michał Wróblewski Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka Carl Gustav Jung jest razem z Zygmuntem Freudem pionierem psychoanalitycznego myślenia o człowieku, a także prekursorem, opartej na rozmowie, nowoczesnej psychoterapii. Jung w odróżnieniu od Freuda nie sprowadzał nieświadomości do sumy wypartych wspomnień i instynktów w życiu indywidualnym, lecz poszerzał ją o wymiar kolektywny. Według niego, nieświadomość zbiorowa determinowała strukturę psychiczną każdego człowieka poprzez aktywność ponadindywidualnych i transkulturowych wzorców zachowań, jakimi są archetypy. Najważniejszymi archetypami są: archetypy powierzchni (Persona/Cień), archetypy duszy (Anima/Animus), archetypy ducha (Stary Mędrzec/Wielka Matka) oraz Jaźń przeciwstawiana autonomicznemu kompleksowi określanemu mianem ego1. Praktyczny aspekt psychologii Jungowskiej można sprowadzić do następującej formuły: droga rozwoju człowieka wiedzie od Jaźni do ego – i z powrotem – od ego do Jaźni. Świadomość człowieka wyłania się z pierwotnej Jaźni. Ego dzięki świadomości wyodrębnia się z nieświadomości, budując swoją tożsamość w oparciu o jedną z czterech funkcji psychicznych (myślenie, uczucie, percepcja, intuicja), co jest zadaniem pierwszej połowy życia. Druga połowa życia biegnie raczej pod znakiem rozwoju wewnętrznego, określanego mianem indywiduacji. Jednostka wówczas winna skonfrontować się z nieświadomością indywidualną (chociażby niedocenianymi funkcjami psychicznymi), czyli kompleksami – odnoszącymi się do archetypów nieświadomości. Człowiek niepodejmujący trudu indywiduacji próbuje jedynie utrzymywać wypracowany wcześniej status quo, co przeważnie owocuje starczym skostnieniem. Kroczenie ścieżką indywiduacji jest niebezpieczne co najmniej z dwóch względów. Z jednej bowiem strony, jednostce grozi nadmiar świadomości, który prowadzi do alienacji od wartości archetypowych, przemawiających za pośrednictwem symboli religijnych i artefaktów kultury, z drugiej zaś strony grozi jej nadmiar nieświadomości, prowadzący do niekontrolowanej inflacji, niekiedy wywoływanej w sztuczny sposób (na przykład przy pomocy środków odurzających), co grozi dezintegracją tożsamości. Dlatego Jung opracował własną metodę uprawiania terapii, uwzględniającą w pierwszej kolejności rozwój silnego ego, potrafiącego wejść w twórczy dialog z nieświadomością, odnajdując obiektywne centrum życia psychicznego, jakim jest Jaźń. Szwajcarski psychiatra doczekał się licznych następców. Niektórzy z nich, tacy jak Arnold Mindell i James Hillman, wypracowali własne metody terapeutyczne. Indywiduacja a terapia Jung uważał indywiduację za proces jak najbardziej naturalny, co nie znaczy, że pozbawiony trudności, których przezwyciężaniem zajmuje się terapia2. Założenie o teleologiczności psychiki przyczyniło się do pozytywnej waloryzacji wszelakich zjawisk psychicznych. Także tych postrzeganych jako męczące i symptomy nerwic. Zdaniem Junga, dążąca do naturalnego rozwoju psychika poniekąd celowo dezor1 Z. W. Dudek, Podstawy psychologii Junga, Warszawa 2006, s. 157. 2 „Cały proces indywiduacji odbywa się właściwie w sposób samorzutny, naturalny i autonomiczny; potencjalnie dany jest każdemu człowiekowi, chociaż większość ludzi nie uświadamia go sobie. Jeśli nie natrafia on z powodu jakichś szczególnych zakłóceń na przeszkody, zahamowania i wypaczenia, to wówczas jest to «proces dojrzewania do rozwoju», przedstawia psychiczną paralelę wzrostu i starzenia się ciała. W pewnych okolicznościach, na przykład w pracy psychoterapeutycznej, może być on różnymi metodami pobudzany, intensyfikowany, doprowadzony do świadomości i przepracowywany.” – J. Jacobi, Psychologia C. G. Junga, przeł. S. Łypacewicz, Warszawa 1993, s. 148. www.tekstotekafilozoficzna.pl 36 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka ganizuje świadomą postawę, aby poszerzyć tożsamość o treści pochodzące z nieświadomości. W terapii analitycznej nie chodzi więc o to, aby wkładać w pacjenta rzeczy, których przedtem w nim nie było, lecz chodzi o usuwanie przeszkód z naturalnego rozwoju3. Jego droga wiedzie zaś przez aktywność wszystkich funkcji psychicznych, a przede wszystkim przez konfrontację z treściami nieświadomości, takimi jak wyparte aspekty osobowości (archetyp Cienia) czy obraz płci przeciwnej (archetypy płci). Zdaniem Zenona Waldemara Dudka psychoterapia składa się z czterech zasadniczych etapów: wyznania, wyjaśnienia, edukacji oraz transformacji. Wyznanie polega na wyjawieniu problemu, wyrzuceniu go na zewnątrz – co odpowiadałoby funkcji percepcji, której aktywność polega na postrzeganiu. Wyjaśnienie polega na dotarciu do przyczyn zaistniałego problemu, odwołując się najczęściej do redukcyjnych metod analizy freudowskiej, opierających się przede wszystkim na myśleniu oceniającym rzeczywistość ze względu na dwie wartości: prawdę i fałsz. Edukacja z kolei polega na nabyciu nowych umiejętności z uwzględnieniem całości osobowości, opierając się na oceniającym rzeczywistość ze względu na dobro i zło uczuciu. Wreszcie transformacja jest upragnioną zmianą w procesie terapeutycznym. Transformację można bowiem scharakteryzować jako wytworzenie silnej więzi między ego a Jaźnią, a nawet jako swoiste przebiegunowanie aparatu psychicznego z jego subiektywnego centrum do obiektywnego centrum życia psychicznego, znajdującego się w nieświadomości4. Podstawowym źródłem informacji na temat treści nieświadomości są sny. Jung zakładał autonomię nieświadomości od świadomości, a także negatywnie oceniał możliwość kontrolowania marzeń sennych przez świadomość. Dla szwajcarskiego psychiatry sny nie tylko opierały się na odreagowywaniu wydarzeń dnia poprzedniego, odnosząc się do indywidualnej nieświadomości, lecz prowadziły do głębszych, kolektywnych wymiarów psychiki. Dzięki snom świadomość indywidualnego człowieka zyskuje możliwość czerpania z doświadczenia nie tylko swojej tradycji, lecz również odnoszenia się do mądrości nieświadomości zbiorowej, sumującej w postaci obrazów wiedzę gatunku ludzkiego na temat sytuacji granicznych5. Jung w przeciwieństwie do Freuda nie tylko inaczej postrzegał nieświadomość, lecz także oceniał ją w innych sposób. Dla autora Objaśnień marzeń sennych nieświadomość stanowiła w dużej mierze sumę nierealizowanych, indywidualnych pragnień, wypieranych z powodu funkcjonowania społecznych oraz kulturowych tabu, zakazujących niepohamowanego pożądania. Dla Junga nieświadomość nie stanowiła jedynie domeny rugowanych przez życie społeczne instynktów, lecz również inspirujących do aktywności duchowej archetypów, których działanie oceniane było raczej jako ambiwalentne. (Archetypy niczym bóstwa religii antycznych potrafią oddziaływać zarówno pozytywnie, jak i negatywnie). Szwajcarski psychiatra nie tyle odrzucał metody wynalezione nie tylko przez Freuda, nie doceniając znaczenia seksualności w życiu człowieka, ile uważał, że jego redukcyjna psychologia ogranicza się raczej do problematyki pierwszej połowy życia. Mimo tego autor Symboli przemiany, podobnie jak słynny Wiedeńczyk, bazował na metodzie wolnych skojarzeń, którą uzupełnił o inne metody, inspirowane dziełami alchemików. Autor Psychologii a alchemii interpretował bowiem dzieło alchemiczne przede wszystkim jako wyraz archaicznej psychologii, nie badając alchemii jako historyk nauki6. W jego opinii praca nad kamieniem filozoficznym oznaczała wejście na ścieżkę indywiduacji, polegającej na konfrontowaniu się z projektowa3 „[Analiza] jest jedynie środkiem usuwania kamieni z drogi rozwoju, a nie metodą… wkładania w pacjenta rzeczy, których uprzednio w nim nie było.”, cyt. za: D. Sharp, Leksykon pojęć i idei C. G. Junga, Wrocław 1998, s. 26. 4 Z. W. Dudek, dz. cyt., s. 316. 5Tenże, Jungowska psychologia marzeń sennych, Warszawa 2010, s. 28. 6 „Co prawda całkiem na serio zajmowali się procesem produkcji złota, chodziło im jednak o to, by poznać samą istotę przemian chemicznych; była ona dla nich zarazem – i to w większej mierze – odzwierciedleniem równolegle przebiegającego procesu psychicznego, który tym łatwiej można było wyprojektować na nieznaną chemię pierwiastków, ile że jest to nieświadomy proces naturalny – dokładnie taki sam, jak tajemniczy proces przemiany materii. […] problematyka procesu rozwoju osobowości, procesu indywiduacji, jest właśnie tym, co wyraża się w symbolice alchemicznej” – C. G. Jung, Psychologia a alchemia, przeł. R. Reszke, Warszawa 1999, s. 46–47. www.tekstotekafilozoficzna.pl 37 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka nymi na retorty treściami nieświadomości, a także na rozwoju całej osobowości. Alchemicy, oprócz wykonywania różnorakich eksperymentów empirycznych, posiłkowali się wiedzą z napisanych hermetycznym językiem traktatów, stanowiących komentarze do enigmatycznej Szmaragdowej tablicy. Zdaniem Junga alchemicy w ten sposób wprzęgali w proces tworzenia dzieła apercepcję, której odpowiednikiem we współczesnej terapii jest amplifikacja mitologiczna, polegająca na szukaniu analogii pomiędzy życiem i snami pacjentów z treścią mitów oraz innych opowieści o charakterze archetypowym, na przykład baśni terapeutycznych. Tym sposobem świadomość indywidualna poszerza się za pośrednictwem symboli o treści przynależące do wymiaru zbiorowego. Jung w pracy ze snami korzystał oprócz tego z – również znanej alchemikom – aktywnej imaginacji. Aktywna imaginacja jako forma pracy z wyobraźnią wymagała dopuszczenia do głosu nieświadomości przy pomocy wizualizacji lub jakiejś innej formy autoekspresji (malowanie, pisanie, taniec). Aktywna wyobraźnia jednak w odróżnieniu od bezwiednego fantazjowania wymagała od osoby fantazjującej aktywnego i czynnego wzięcia udziału w jej pracy. Dzięki niej ujawniają się silne strony ego oraz zdolności twórcze, przemieniając poniekąd odbiorcę marzeń sennych w ich autora, co przypomina poniekąd praktykowanie świadomego śnienia na jawie. Zalecana jest jednak ona osobom dojrzałym, dysponującym stabilnym ego, gdyż w przeciwnym wypadku ta „antycypowana psychoza” może przynieść niekorzystne skutki. Córka psychologii Junga Psychologia Jungowska, pomimo tego że próbowała docenić pełnię ludzkiej psychiki, nie do końca uwzględniała cielesność człowieka. Stworzona przez Junga terapia w dużej mierze polegała bowiem na rozmowie dwóch osób siedzących naprzeciwko siebie w gabinecie (szwajcarski psychiatra zrezygnował z kozetki, zakładając równorzędną pozycję analizującego i analizowanego). Jednak Arnold Mindell wziął również pod uwagę fakt, że ludzie nie zawsze są zdolni do spokojnej rozmowy w pozycji siedzącej. Przecież psychologia zorientowana na proces zajmuje się ludźmi, którzy dosłownie nie są w stanie „wysiedzieć” całej sesji terapeutycznej, lecz także osobami pogrążonymi w śpiączce7. Psychologia procesu zakłada bowiem, że kluczem do zrozumienia nieświadomości jest analiza symptomów cielesnych, co doprowadziło do koncepcji śniącego ciała. Mindella nie interesuje interpretacja snów czy też teoria snów, lecz proces śnienia. Ciało i sen wzajemnie się tłumaczą, powołują się na siebie. Oznacza to, że język snu daje się przełożyć na język ciała, lecz także odwrotnie – język ciała daje się przetłumaczyć na język snu. Dzięki obserwacji ciała i somatycznych wrażeń można zrozumieć rzeczywistość, poszerzając tym sposobem zakres świadomości. Dzięki temu można również wpływać na procesy ciała, wykorzystując materiał pochodzący z marzeń sennych. Jednak praca nad marzeniami sennymi nie jest koniecznym warunkiem uprawiania psychologii procesu, co jest warunkiem terapii opierającej się na interpretacji marzeń sennych. Proces śnienia jest bowiem permanentny, nie ogranicza się jedynie do snu, lecz do wszelakich symptomów i sygnałów wysyłanych przez ciało, na przykład bólów głowy8. Psychologia procesu zamiast mówić o świadomości i nieświadomości, odwołuje się do kategorii procesu pierwotnego oraz procesu wtórnego. Nie jest to jedynie różnica werbalna. Proces pierwotny wskazuje na proces, z którym się utożsamiamy. Z kolei proces wtórny wskazuje na to, z czym się nie utożsamiamy. Oczywiście trudno mówić o zjawiskach psychicznych, które zasługiwałyby na miano procesu 7 A. Mindell, Każda chwila jest moim nauczycielem, rozmowę przeprowadził T. Stawiszyńśki, dostępny online: <http://deepdemocracyexchange.com/ uploads/media/Mindell__A.__October_2010_._Every_Moment_is_my_Teacher__Interview_with_T._Stawiszynski_._Newsweek__Polish_ed.___Polish_. pdf>, [ostatnia wizyta: 9.09.2015]. 8 „W praktyce praca ze śniącym ciałem zależy od sposobu, w jaki się ono przejawia. Czasami pojawia się jako psyche w formie snów, czasem jako materia w formie ruchów ciała, czasem jako synchroniczności czy wypadki. W ramach każdej sesji terapeutycznej proces śniącego ciała oscyluje między psychiką a materią” – A. Mindell, Śniące ciało, rola ciała w odkrywaniu Jaźni, Opole 1984, s. 67. www.tekstotekafilozoficzna.pl 38 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka pierwotnego (bądź wtórnego) w stanie czystym. Linią graniczną pomiędzy dwoma rodzajami procesu jest próg, czyli taki obszar w życiu, z którym nie sposób się utożsamić, wskazujący na tak zwany problem. Praca terapeutyczna skupia się głównie na pracy z progami jako granicami tożsamości danej osoby. Natomiast Mindell i jego współpracownicy, modyfikując swoje stanowisko, coraz częściej zaczęli określać proces pierwotny mianem uzgodnionej rzeczywistości (intersubiektywnej), a proces wtórny mianem nieuzgodnionej rzeczywistości (subiektywnej)9. Psychologia zorientowana na proces wyróżnia również pojęcie metakomunikatora obdarzonego (przynajmniej w założeniu) tak zwanymi metaumiejętnościami. Mindell określał metakomunikatora jako specyficzną pozycję we wnętrzu człowieka, zdolną do obserwowania reszty życia wewnętrznego i wypowiadania się na jego temat, a także na temat procesu komunikacji. Metakomunikator, posiada zdolność jednoczesnego dystansowania się oraz utożsamiania się z poszczególnymi procesami psychicznymi10. O ile zatem próg wyznacza poniekąd granicę pomiędzy procesem pierwotnym a wtórnym, o tyle metakomunikator zdaje się być tym czynnikiem psychicznym, który być może jest zdolny próg ten przekraczać. Dlatego metakomunikator, analogicznie do Jaźni czy też archetypów ducha, pełni funkcję wewnętrznego uzdrowiciela, obdarzonego metaumiejętnościami. Najważniejszą z nich wydaje się być zdolność podążania za procesem, nawiązująca do Jungowskiej koncepcji teleologiczności procesów psychicznych11. Mindell, nawiązując w swojej psychologii do metod Junga, podkreśla również wagę amplifikacji jako sposobu pracy z progiem. Twórca psychologii procesu zwraca przy tym uwagę na prace z tak zwanymi kanałami. Podstawowymi kanałami są: wzrok, słuch oraz odczucia kinestetyczne. Amplifikacja w przypadku psychologii procesu wskazuje na wzmocnienie sygnału z procesu wtórnego do tego stopnia, aby przekroczył próg i został uświadomiony, czyli stał się częścią procesu pierwotnego. Innymi słowy, amplifikując proces, nie tylko zachowujemy go takim, jakim jest, lecz również pozwalamy mu się rozwinąć w możliwie najpełniejszy sposób, i odsłonić swój ukryty przekaz. Dlatego amerykański psycholog nie bez ironii stwierdza: „Jeśli masz jakiś symptom, cóż za radość, bo będziesz mógł go wzmocnić”12. Niekonwencjonalne metody Mindella spotkały się z różnymi zarzutami. Również ortodoksyjnych jungistów, którzy zarzucili psychologii procesu skupienie się na odmiennych stanach świadomości, co grozi dezintegracją ego. Inny zarzut wskazywał na uprawianie psychologicznej fikcji, polegającej na przezwyciężaniu długoletnich zmagań z własnymi ograniczeniami przy pomocy metod kojarzonych raczej z szamanizmem niż psychologią. Opisy udanych interwencji terapeutycznych psychologów procesu niejednokrotnie sprawiają wrażenie cudownych wydarzeń, podczas których poważne problemy psychiczne rozwiązywane są przy pomocy spontanicznej ekspresji ciała. Mindell, odpowiadając swoim oponentom, powoływał się przede wszystkim na teleologiczność procesu psychicznego. Dlatego autor Psychologii i szamanizmu nie mówi, że pomaga, czy też stara się pomóc, lecz jedynie próbuje podążyć za procesem. Proces niejedno ma imię. Dla niektórych oznacza przekroczenie progu, dla innych zaś zatrzymanie się przed nim, chociażby po to, aby zbudować silne ego. Tak jak to się dzieje w przypadku konserwatywnych jungistów. 9 J. Diamond, L. S. Jones, Droga powstaje, gdy idziesz, przeł. A. Raczyńska, Warszawa 2012, s. 39. 10 A. Mindell, Samodzielna praca nad sobą, przeł. T. Teodorczyk, Warszawa 1995, s. 138. Transformację można bowiem scharakteryzować jako wytworzenie silnej więzi między ego a Jaźnią. 11 „Praca z procesem jest dla mnie nauką naturalną. Psycholog zorientowany na proces bada naturę i podąża za nią, podczas gdy terapeuta programuje to, co jego zdaniem powinno się wydarzyć. Nie wierzę w terapię, ponieważ nie sądzę już, bym wiedział, co jest właściwe dla innych ludzi.” – A. Mindell, O pracy ze śniącym ciałem. Praktyka psychologii zorientowanej na proces, przeł. M. Błasiak, T. Teodorczyk, Warszawa 1991, s. 14. 12 Tamże, s. 56. www.tekstotekafilozoficzna.pl 39 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka Politeistyczne metafory duszy O ile psychologia procesu koncentrowała się na pracy z odczuciami ciała, o tyle psychologia archetypowa Jamesa Hillmana skupiła się przede wszystkim na duszy. Czyżby powrót do duszy oznaczał próbę przywrócenia psychologii jej prawdziwego przedmiotu? Dla Hillmana dusza nie jest przeciwieństwem ciała, ani nie jest też substancją. Jego zdaniem, dusza nie jest definiowalna, gdyż wskazuje na trudną do jednoznacznego określenia funkcję psychiki, umożliwiającą przemianę doświadczeń dnia codziennego w przeżycie. Dzięki duszy życie ludzkie nabiera indywidualnego, a co za tym idzie niepowtarzalnego – w dosłownym znaczeniu tego słowa – charakteru. Według Hillmana dusza przemawia przede wszystkim językiem snu i wyobraźni – przy pomocy metafor. Metaforyczna symbolika marzeń sennych nie wymaga interpretacji. Nie ma potrzeby redukowania jej do znaków wydawanych przez wyparte instynkty, tak jak postrzegał ją Freud. Niepotrzebne również jest przekładanie języka nieświadomości na hierarchiczne i przewidywalne struktury archetypowe, co czynił Jung. Podobny zarzut można postawić psychologom procesu, próbującym przełożyć język marzeń sennych na język symptomów „śniącego ciała”. Dlatego nie ma potrzeby tłumaczenia metaforycznego języka snu na jakikolwiek inny dyskurs. Sens snu nie wyczerpuje się bowiem w jego racjonalnym czy też racjonalizującym objaśnieniu. Sen, podobnie jak dzieło sztuki, jest zawsze bogatszy w sens niż jakakolwiek interpretacja, suma czy też synteza wielu interpretacji. Innymi słowy, interpretacja opowieści jest inną opowieścią13. Metafory zawarte w marzeniach sennych są natomiast specyficznym językiem archetypów, odkrywającym mądrość subiektywnego uczucia. Dzięki metaforom stanowiącym podstawowy język mitów możliwe jest rozumienie różnych tradycji, dając poczucie zrozumienia innego wymiaru rzeczywistości. Metafory również dają poczucie obecności kogoś drugiego, kogo Hillman określa mianem „obserwatora” czy też „dajmona”. Dzięki metaforom zaciera się poniekąd różnica pomiędzy wymiarem indywidualnym i zbiorowym, co jest charakterystyczne dla Jungowskiego sposobu ujmowania psychiki, każącego dostrzegać wspólne motywy łączące ze sobą to, co jednostkowe, z życiem nie tylko danej zbiorowości, lecz także całej ludzkości – a może nawet rzeczywistości jako takiej, co sugeruje teoria synchroniczności. Mówiąc krótko, metafora oraz uczucie stanowią dla Hillmana drogę prowadzącą do rozpoznania duszy, wskazując na kluczowe znaczenie wyobraźni w kształtowaniu psychicznym jednostki. Podstawowy problem w rozumieniu pism Hillmana nie polega na hermetyczności języka, opierającego się na nieznanych dotąd pojęciach czy ekstrawaganckich technikach, lecz przede wszystkim na zmianie sposobu myślenia o psychice. Amerykanin, nazwany przez swojego ucznia „artystą psychologii”14, abstrahuje od kategorii charakteryzujących dyskurs medyczny, skupiony na dążeniu do zdrowia i zachowania życia. Jego celem nie jest uzdrawianie psychiki, a raczej perswadowanie innym, aby porzucili pragnienie wyleczenia się, niezależnie od tego, jak nazwiemy ów pożądany dobrostan. Jednym z takich przeświadczeń jest integracja polegająca na łączności ego i Jaźni. Hillman w przeciwieństwie do nich afirmuje wielość przejawów życia psychicznego, wyznając swoistą odmianę politeizmu i podkreślając kluczowe znaczenie metafor obecnych w mitologii starożytnych Greków15. 13 „Za każdą interpretacją tej opowieści kryje się inna opowieść. Opowieść ta dostarcza czegoś w rodzaju niewidzialnego ekranu, na tle którego każda z analiz prezentuje swoje wspaniałe i dumne oblicze. Za każdą próbą jej interpretacji kryją się mity, których jednak nie dostarczają nam żadnej interpretacji samych siebie. Mity opierają się na tym, co niewidzialne. Pokazują nam one swoje czarujące oblicze, jednak to, co za nimi stoi, ich «za-plecze», znika po dokładniejszym przyjrzeniu się. Nic tam nie ma. Jesteśmy sami, zagubieni w wielkim, gęstym lesie.” – J. Hillman, Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania, przeł. J. Korpanty, Warszawa 2014, s. 154–155. 14K. Dorosz, T. Rosiński, T. Stawiszyński, O. Tokarczyk, Hillman przeciwko Jungowi. Debata, dostępny online: <http://www.kronos.org.pl/index. php?23275,335>, [ostatnia wizyta: 9.09.2015]. 15 „W religioznawstwie znalazł swą bratnią duszę, Waltera Friedricha Otto (1874–1958), głosiciela poglądu, iż człowiek jest jedynie «poletkiem» działających bóstw: «Jeśli sądzisz – pisał – że myślisz, to się mylisz – to Atena myśli w tobie».” – J. Prokopiuk, O Hillmanie – nie bezkrytycznie. Przedmowa do wydania polskiego, [w:] J. Hillman, Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania, s. 12. www.tekstotekafilozoficzna.pl 40 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka Wydaje się przy tym, że tak jak Mindell oparł swoją psychologię procesu na przystosowaniu amplifikacji do pracy ze śniącym ciałem, tak kluczowym zagadnieniem dla psychologii archetypowej jest Jungowska teza o rzeczywistości psychicznej. Dzięki niej zrewolucjonizowano podejście do chorób i zaburzeń psychicznych. Przestano je bowiem traktować jako niezrozumiałe odchylenia od normy, lecz próbowano dotrzeć do ukrytego w tych zjawiskach sensu, (analogicznie Jung traktował wierzenia religijne, lecz również doniesienia na temat niezidentyfikowanych obiektów latających). Jak twierdzi bowiem Tomasz Stawiszyński: „Psychika – dowodzili Freud i Jung – jest rzeczywistością. Rzeczywistością tak jakby, powie później Hillman. Niedosłowną, metaforyczną, rozpuszczającą każdy konkret, niepoznawalną, nieogarnialną, bezdennie głęboką. Ale rzeczywistością. Nie daje jej się sprowadzić do ani do intelektu, ani wyłącznie do fizjologicznych procesów zachodzących w mózgu. I tak jak ciało ma swoją budowę i działa niezależnie od naszej woli, tak i psychika jest czymś niezależnie większym i niezależnym, aniżeli to się wydaje naszym przekonanym o swojej zdolności do samostanowienia «ja». Żeby wejść z nią w kontakt, żeby nie zostać przez nią zagarniętym, musimy dokonać prostego zwrotu poznawczego. Uznać jej autonomiczność. Zrozumieć, że to my nie ją mamy, ale raczej ona nas ma”16. Hillman, podkreślając autonomiczną i nieredukowalną do żadnego innego wymiaru rzeczywistość duszy, odciął się od idei późnego Junga. Amerykanin zakwestionował swoiście monoteistyczną wizję psychiki zaproponowaną przez Junga, a co za tym idzie, traktowanie procesu indywiduacji jako mającego charakter parareligijny, określany niekiedy mianem świeckiego zbawienia, wiodący od ego do archetypu Jaźni pojętej jako psychologiczny odpowiednik Boga. W związku z tym propozycja terapeutyczna autora Samobójstwa i przemiany psychicznej polega w dużej mierze na rezygnacji z medycznych roszczeń psychoterapii, zwłaszcza tych, które upatrują sensowność pracy psychologa w dążeniu do doświadczeń o charakterze parareligijnym (Jungowska koncentracja na Jaźni), czy też w wymiernym sukcesie pacjenta. Mamy tu raczej do czynienia ze swoistą terapią terapii. Nie należy bowiem przeceniać jej możliwości. Terapeuci nie odpowiadają bowiem za warunki życia sprzyjające powstawaniu zaburzeń psychicznych. Nie należy również nie dostrzegać możliwości nadużywania terapii, gotowej zastąpić zwykłą wrażliwość, zdającą się być dla Hillmana czymś najbardziej niezwykłym. Trzy ścieżki indywiduacji Jednym z filarów psychologii Junga jest koncepcja czterech funkcji psychicznych. Funkcje psychiczne dzielą się na dwie pary: funkcje nieracjonalne i racjonalne. Funkcje nieracjonalne postrzegają rzeczywistość, nie oceniając jej, tak jak percepcja (postrzeganie zmysłowe) oraz intuicja (postrzeganie pozazmysłowe). Z kolei funkcje racjonalne oceniają rzeczywistość, tak jak myślenie (ze względu na prawdę i fałsz) oraz uczucie (ze względu na dobro i zło). Psychologia Jungowska, dążąc do integracji całego człowieka, starała się dążyć do pełni ludzkich możliwości, wykorzystując cztery funkcje psychiczne. Jednak najbardziej twórczy, a co za tym idzie niezależni postjungiści oparli swoje koncepcje na podkreślaniu znaczenia czynnika subiektywnego, jakim jest uczucie. Mindell skoncentrował się na powiązanych z percepcją odczuciach „śniącego ciała”. Z kolei Hillman kładł nacisk na metaforyczny wymiar wypowiedzi duszy, odwołujący się do kojarzonej z intuicją pracą wyobraźni. Różnica między perspektywą Mindella oraz Hillmana zdaje się dotyczyć czegoś więcej niż tylko różnicy pomiędzy precyzyjnym postrzeganiem zmysłowym a nieuwzględniającym niekiedy szczegółów postrzeganiem pozazmysłowym. Psychologia Mindella zdawała się w dużym stopniu nastawiać na kontakt z nieświadomością, wzmacniając podprogowe sygnały wysyłane przez proces wtórny „śniącego ciała”, 16 T. Stawiszyński, Potyczki z Freudem, Warszawa 2013, s. 160. www.tekstotekafilozoficzna.pl 41 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka sprawiając wrażenie zaproszenia do współuczestnictwa w inflacji psychicznej. Natomiast psychologia archetypowa Hillmana w większym stopniu zdaje się penetrować stany określane mianem alienacyjnych, na przykład depresji i samobójstwa, dowodząc w ten sposób, że rzeczywistość duszy daje o sobie znać w najmniej przewidywalny dla świadomości sposób. Wreszcie trudno nie mówić o psychologii Jungowskiej bez poruszenia kwestii symboli religijnych. Jung, pisząc swoją Odpowiedź Hiobowi, pokazał, do jakiego stopnia jego spojrzenie na świat zostało ukształtowane przez chrześcijaństwo, chociaż sugerowana biblijnemu bohaterowi odpowiedź sprawiła, iż uznano go za gnostyka wypowiadającego się w bluźnierczy i arogancki sposób na tematy teologiczne. Mindell z kolei chętnie porównywał proces do tao, określając siebie mianem współczesnego taoisty. Natomiast Hillman, podkreślając znaczenie dziedzictwa politeistycznej mitologii starożytnych Greków, dochodzi do wniosku, że ukształtowana przez chrześcijaństwo tożsamość człowieka Zachodu jest bezradna wobec wielości sił tkwiących w nieświadomości. www.tekstotekafilozoficzna.pl 42 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka Streszczenie/Summary Ścieżki psychoterapii: Jung, Mindell, Hillman. Indywiduacja jako wędrówka Carl Gustav Jung porównał ludzkie życie do wędrówki – z Jaźni do ego i z powrotem – od ego do Jaźni. Szwajcarski psychiatra inspirował się alchemią. Dla niego alchemicy, tak jak psychoterapeuci, pracowali z treściami nieświadomości. Wykorzystał on w terapii dwie metody stosowane przez alchemików: amplifikację oraz aktywną imaginację. Oprócz tego Jung doczekał się oryginalnych następców, takich jak Arnold Mindell oraz James Hillman, którzy przekształcili koncepcje swojego mistrza. Mindell skupił się na pracy z ciałem, zwłaszcza śniącym ciałem. Hilmann kładł nacisk na pracę z metaforami jako najlepszą drogę do rozpoznania duszy. Mindell porównywał swoją psychologię procesu do taoizmu. Hillman próbował wrócić do politeistycznych korzeni Zachodniej kultury, czyli do mitologii Greckiej. Słowa kluczowe: C. G. Jung, A. Mindell, J. Hillman, alchemia, psychoterapia. The paths of psychotherapy: Jung, Mindell, Hillman. Individuation as a wandering Carl Gustav Jung compared human life to migration, from Self to ego, and back: from ego to Self. The Swiss psychiatrist was inspired by alchemy. For him, alchemists, similarly to psychotherapists, work with contents of unconsciousness. From alchemists he adapted two methods in his therapy: amplification and active imagination. He also had creative and critical successors like Arnold Mindell and James Hillman. They transformed some conceptions of their master. Mindell focused on work with the body, especially with the sleeping body. Hillman concentrated on work with metaphors as the best way to recognize a soul. Mindell compared his psychology of process to Taoism. Hillman tried to go back to the polytheistic roots of the Western culture – Greek mythology. Keywords: C. G. Jung, A. Mindell, J. Hillman, Self, psychology of process, archetypal psychology, psychology. www.tekstotekafilozoficzna.pl 43 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Barbara Klimek Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika Współczesny człowiek jest osobą stale poszukującą – szczęścia, prawdy, miłości, wiary czy adrenaliny. Wskazówek dotyczących naszego życia często upatrujemy w książkach, a niejednokrotnie wchłaniamy zamieszczoną w nich wiedzę nieświadomie. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z wędrówką, zastanawiamy się, czy bohater zrobił dobrze, opuszczając swój dom, kraj, kontynent. Próbujemy znaleźć się na jego miejscu, pytając: „Co ja bym zrobił w takiej sytuacji?”. Maciej Maryl uważa, że: „[…] głównym postulatem empirycznego badania literatury jest próba zrozumienia, jak czytamy i jaki wpływ ma to na nasze zachowania, gdyż sposób, w jaki czytamy literaturę, zmienia naszą wiedzę o świecie, ale także z niej wyrasta”1. Celem niniejszej pracy jest pokazanie na podstawie opublikowanych w Internecie recenzji książek, że współczesne kreacje bohaterów-wędrowców mają znaczący wpływ na odbiór dzieła przez czytelników, a co za tym idzie, na nich samych. Bohaterowie-wędrowcy są postaciami, których losy stanowią punkt odniesienia czytelników względem ich własnych doświadczeń. To, w jaki sposób autor utworu skonstruuje portret psychologiczny postaci i świat przedstawiony, w którym one literacko egzystują, przekłada się na postrzeganie przez czytelników nie tylko powieści, ale również ich własnego życia. Odbiorcy implikują doświadczenia bohaterów-wędrowców, oceniają, wartościują i wyrażają sądy o postaciach, mając na względzie wpływ, jaki na nich wywarły. Na początku należy zastanowić się, jak zdefiniować bohatera-wędrowca? Oczywiście będzie nim postać wykreowana przez autora książki, która pokonuje jakąś drogę w sensie fizycznym, mając w tym jakiś cel. Tym celem może być podróż sama w sobie, której towarzyszy głównie chęć poznania nieznanego, wkroczenie w inne środowisko. Bohaterowie podróżują również po to, aby zmienić w ten sposób swoje dotychczasowe życie, odnaleźć coś lub kogoś. Taką celową podróż można nazwać pielgrzymką (niekoniecznie o charakterze sakralnym), a ich – pielgrzymami. Każdej wędrówce towarzyszą refleksje. Bohaterowie, opuszczając miejsce, które uznają za swój dom, zaczynają mocniej odczuwać otaczającą ich rzeczywistość, dostrzegają zmiany, jakie zachodzą wokół nich i porównują nowe doświadczenia ze starymi. Czytelnik, biorąc do ręki książkę, ma różne oczekiwania, jednak najważniejszą kwestią w spotkaniu lektura–czytelnik jest to, jaki wpływ owo dzieło na niego wywrze. Michał Głowiński w artykule Świadectwa i style odbioru wymienia siedem rodzajów stylów odbioru dzieła: • mityczny (dzieło literackie jako przekaz religijny, wpisane w światopogląd); • alegoryczny (dwuwymiarowość dzieła, która jest raz na zawsze ustalona, odwołanie do ustabilizowanego systemu poglądów); • symboliczny (styl otwarty, respektujący wielość znaczeń, relacje pomiędzy wymiarami dzieła są niejasne); • instrumentalny (literatura moralizatorska i utylitarna, tekst jako narzędzie dydaktyki); • mimetyczny (dzieło jest obrazem rzeczywistości, relacja podobieństwa między światem realnym a światem literackim); 1 M. Maryl, Interpretator czy czytelnik? Projekt badań empirycznych nad stylami odbioru, [w:] Filozofia i etyka interpretacji, red. A. Szahaj, A. Kola, Kraków 2007, s. 167. www.tekstotekafilozoficzna.pl 44 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika • ekspresyjny (autor jako składnik dzieła, indywidualizacja tekstu); • estetyzujący (lektura autoteliczna, odczytywanie utworu przede wszystkim jako rodzaju sztuki)2. Poza powyższymi M. Głowiński wyróżnia również style ograniczony i wypracowany3. Pierwszy z nich zwraca uwagę czytelnika na dzieło pod kątem tego, co on sam chciałby w nim zobaczyć. Wszelkie związki i następstwa w tekście są łatwe do przewidzenia. Drugi styl „jest otwarty na coraz nowe wartości poznawcze i estetyczne, a więc umożliwia recepcje różnego rodzaju zjawisk”4. Stanisław Bortnowski, przy okazji omawiania stylów odbioru M. Głowińskiego, uzupełnia klasyfikację o styl impresyjny – „dzieło jest ważne dla doświadczeń życiowych i stanu psychicznego człowieka. W utworze dostrzega on siebie, utwór pełni też funkcję kompensacyjną”5. Tak rozumiany styl odbioru będzie charakteryzował wszystkie zaproponowane na potrzeby tego artykułu książki. Zdaniem M. Maryla: „Podział Głowińskiego można tu przyrównać do «przedczytania» czy «horyzontu oczekiwań» – ujawnia nastawienie, z jakim podchodzimy do tekstu. Ważna jest tu także intencja autora, który w jakiś sposób projektuje strategię dla modelowego czytelnika swojego dzieła, związaną najczęściej z sytuacją historyczno-literacką”6. To właśnie intencja autora w projektowaniu akcji utworu oraz bohaterów jest najbardziej istotna. To konstrukcja świata przedstawionego i postaci warunkują styl odbioru książki. Oddziaływanie bohaterów literackich szczególnie widoczne jest w zamieszczanych na portalach internetowych recenzjach7. Czytelnicy niejednokrotnie piszą, że utożsamiają się z bohaterami przeczytanych utworów – często sami wyruszają w podobne podróże, próbują spełnić swoje marzenia, ale równie często przyznają, że zabrakło im odwagi, aby podjąć wyzwanie. Na potrzeby artykułu poddano analizie recenzje czytelników czterech wybranych książek, w których głównymi postaciami są bohaterowie-wędrowcy, odzwierciedlający postawy współczesnych ludzi: 1.Młodego człowieka, który wyjeżdża do Austrii, aby zobaczyć jaki jest Zachód (Lekcje pana Kuki Radka Knappa). 2.Bezdomnego, który podążając ulicami miasta, obserwuje otaczających go ludzi i próbuje zrozumieć współczesny świat (Wędrowiec Barbary Smal). 3.Maturzystki, która w swoim pamiętniku opisuje wrażenia z wyprawy do Londynu i życia na emigracji (Polka w Londynie Justyny Tomańskiej). 4.Podróżniczki, która przemierza świat, aby przeżyć przygodę, poznać najdziksze rejony globu (Zapiski (pod)różne Martyny Wojciechowskiej). W każdej z wybranych książek mamy do czynienia z bohaterami-wędrowcami. Losy tych postaci warunkują odbiór utworu przez czytelników, a szczególnie istotny jest ich wymiar psychologiczny. Na plan pierwszy wysuwają się styl mimetyczny (obraz rzeczywistości) i ekspresyjny (obecność autora w tekście). Lekcje Pana Kuki8 to powieść Radka Knappa, której głównym bohaterem jest dwudziestoczteroletni Waldemar. Chłopak pragnie na własne oczy zobaczyć, jaki tak naprawdę jest Zachód, którym wszyscy się zachwycają. W przygotowaniach do podróży pomaga mu Pan Kuka – dawny turysta zarobkowy, który przemierzył Zachód wzdłuż i wszerz. Cenne rady sąsiada pozwalają Waldemarowi zmierzyć się z obcym światem, stereotypem Polaka za granicą, brakiem jedzenia i dachu nad głową. Recenzenci książki szczególną uwagę zwracają na sam wyjazd bohatera za granicę, traktując go jako pierwszy krok 2 Zob. M. Głowiński, Świadectwa i style odbioru, [w:] Tegoż, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 127–132. 3 Zob. Tamże, s. 133–135. Style odbioru M. Głowińskiego powstały na kanwie kodów językowych Basila Bernsteina, który wyróżnił kody ograniczone i wypracowane. 4 Tamże, s. 135. 5 S. Bortnowski, Lektury w stanie podejrzenia, [w:] Polonista w szkole. Podstawy kształcenia nauczyciela polonisty, red. A. Janus-Sitarz, Kraków 2004, s. 145–146. 6 M. Maryl, dz. cyt., s. 161–162. 7 Wszystkie przytoczone recenzje pochodzą z serwisu www.lubimyczytac.pl, [ostatnia wizyta: 19.09.2015]. W związku z tym pominięto przypisy przy cytowanych fragmentach. Zachowano oryginalną pisownię. Pogrubiono fragmenty ważne z punktu widzenia pracy. 8 R. Knapp, Lekcje Pana Kuki, przeł. S. Lisiecka, Katowice 2013. www.tekstotekafilozoficzna.pl 45 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika w dorosłość:„To była jedna z tych książek, które nabyłam i które czekały na «lepsze czasy», by po nią sięgnąć. Przeczytałam jednym tchem. Przezabawna i przesympatyczna. Przypominały mi się moje własne doświadczenia z szukaniem doświadczeń i dorosłości za granicą”; [visenna88, 2013-07-19].„Książkę polecam nie tylko szukającym pracy za granicą ale także tym, którzy chcieliby zobaczyć jak wyglądają realia związane z życiem, dorastaniem i dokonywaniem wyborów”; [bisou, 2013-11-06]. Dzieło jest otwarte na czytelnika, pozwala mu samodzielnie odczytywać sensy i interpretować przedstawioną rzeczywistość. Szczególnie istotna jest kreacja głównego bohatera-wędrowca, który, podróżując, zmaga się z troskami dnia codziennego, musi przezwyciężać przeciwności losu. W gruncie rzeczy jest symbolem niespełnionych marzeń wielu Polaków. Język tekstu, osobowość głównego bohatera i sytuacje, jakie mu towarzyszą, pobudzają czytelników do działania: „Jedna z tych książek po których chce się żyć i działać ;-)”; [Pat, 2014-10-22]. Świat przedstawiony w powieści jest odzwierciedleniem rzeczywistości końca XX wieku. Autor konstruuje przestrzeń świata przedstawionego na bazie świata realnego, co jest wyznacznikiem mimetycznego stylu odbioru: „Jako emigrantka prawdopodobnie częściej niż inni sięgam po książki poruszające tematy „wyjechanych”. Gdy więc w ręce wpadła mi książka Radka Knappa opisana jako «pełna humoru i ironii powieść Polaka mieszkającego w Wiedniu» wypożyczyłam ją bez wahania. Nie zniechęciła mnie zapowiedź takich wątków jak Polacy trudniący się przemytem i pragnący pracować na czarno, gdyż liczyłam właśnie na ową ironię, na spojrzenie na zjawisko z dystansu, na dobrą dawkę śmiechu”; [fidrygauka, 2014-05-14]. Pewne sytuacje przedstawione w powieści, postać głównego bohatera oraz polskiej społeczności emigracyjnej są zdaniem niektórych czytelników przerysowane: „I właśnie to mierziło mnie w tej książce najbardziej – uwypuklenie wszystkich stereotypów (które, owszem, nie biorą się znikąd) o Polakach na emigracji; pijących, klnących, oszukujących jeden drugiego, żyjących w mizernych warunkach, wykonujących podrzędne, fizyczne prace i nie mających żadnych ambicji, by cokolwiek zwiedzić, zmienić, osiągnąć. Od lat staram się walczyć z takim obrazem Polaka. Od lat staram się szukać ludzi, którzy jadąc do Wiednia, Sztokholmu czy Londynu zachowują się jak obywatele Europy, a nie ‚tani robole’”; [fidrygauka, 2014-05-14]. Recenzja, mimo iż negatywna, tętni próbą zmiany wizerunku współczesnych Polaków na emigracji czy też podczas zwykłych podróży zagranicznych. Kolejna książka, której głównym bohaterem jest wędrowiec, to Wędrowiec9 Barbary Smal. Powieść wydana niedawno, bo w 2014 roku. Opowiada historię bezdomnego człowieka, „filozofa”, który wędruje ulicami miasta i obserwuje kipiące w nim życie. Ta miejska podróż, trwająca od Bożego Narodzenia do Wielkanocy, pozwala dostrzec w bohaterze „obudzenie serca”. Jego wędrówka oraz codzienna refleksja nad otaczającym go światem pomagają mu zmierzyć się z lękami, z traumą i osobistą tragedią. Na okładce książki napisano: „Wędrowiec zaprasza do wędrówki po mieście. Mieście, które zna doskonale. Tu się urodził i tu wychował. Tu przeżył również rodzinną traumę i wyruszył na ulice. Nie jest jednak typowym bezdomnym. Mówi o sobie „filozof”, ponieważ ma skłonność do refleksji nad wszystkim, co widzi i zapamiętuje, spotyka wielu różnych ludzi, których uważnie obserwuje. To właśnie oni będą mieli ogromny wpływ na jego wewnętrzną przemianę, na «obudzenie serca»”10. Główny bohater jest wędrowcem, bezdomnym, który podąża przed siebie właściwie bez celu. Idzie, zagląda do okien domów, czasami zamienia z kimś kilka słów, ale przede wszystkim myśli i kontempluje. 9 B. Smal, Wędrowiec, Kraków 2014. 10 Tamże; [czwarta strona okładki]. www.tekstotekafilozoficzna.pl 46 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika Towarzyszące mu refleksje są kanwą powieści. Na nich opiera się cała akcja, która w gruncie rzeczy jest monologiem człowieka z samym sobą: „[…] Trudno napisać do tego «tradycyjną» recenzję, bo i sama książka jest nietypowa. Nie ma tu jako takiej fabuły, zwłaszcza na początku; nasz bezdomny po prostu spotyka różnych ludzi, co zazwyczaj popycha go do najróżniejszych przemyśleń. Raz są mniej, raz bardziej pozytywne, ale mimo wszystko powieść ma wydźwięk dość optymistyczny, ale rzeczywistość w niej pokazana jest prawdziwa, nie ukrywa brudów – skupia się jednak na zauważaniu tych drobnych sytuacji, które mogą mieć duże znaczenie... Jak już wspomniałam, Wędrowiec ciągle prowadzi swoje rozmyślania […]. Potrafią się zaczynać banalnymi frazami, by rozwinęły się w mniej lub bardziej ciekawe spostrzeżenia. Nawet jak nie są jakieś bardzo odkrywcze, to po prostu poruszają, trafiają swoją prostotą i trafnością prosto w serce […]”; [Aya, 2015-04-25]. Wszystko, co zostaje wypowiedziane w książce, musi być przemyślane przez czytelnika, skonfrontowane z jego światopoglądem: „Od pierwszych przeczytanych słów, wiedziałam już na pewno, że ta książka jest inna niż wszystkie. Każdy wyraz i każde zdanie ma takie znaczenie, że nie mogłam czytać więcej, niż dwa, trzy rozdziały dziennie. Wszystko dokładnie przemyślane i zamierzone – by celnie trafić w samo serce. Na początku czytania napisałam, że jest to książka dla serca i tak też uważam po jej przeczytaniu […]. Jeśli ktoś szuka książki – jako pokarmu dla duszy i serca – polecam”; [Gabriela, 2014-07-11]. Czytelnik, towarzysząc bohaterowi-wędrowcowi w jego podróży, sam włącza się w wewnętrzną polemikę na tematy egzystencjalne: „Wędrowiec, a może lepiej przewodnik i to po nas samych, pokazujący nam, że nie warto bać się myśli i pokazujący, że bezdomny nie znaczy upadły”; [Daniel, 2014-10-19]. Niewymownym atutem są wpisane w monologi bohatera „złote myśli” o człowieczeństwie: „Serce jest najważniejsze. W nim jest środek, a raczej ono jest w samym środku człowieka. I jest jego centrum dowodzenia. Taka jest prawda, chociaż dzisiejsze czasy robią, co mogą, by to obśmiać”11. „Poczuł jak zalewa go fala ciepła. Wierzył w ludzi. W ich dobroć, ciepły odruch serca, mądrość, którą im podarowało życie. W to, że umieją dostrzec coś więcej niż siebie samych i własne sprawy. I w to, że umieją kochać. Wierzył czasem na przekór i wbrew, ale uparcie. Szukał, też uparcie, potwierdzenia swojej wiary. Jakiegokolwiek przejawu pięknego człowieczeństwa. I nigdy jeszcze się nie zawiódł. Nigdy nie doświadczył rozczarowania”12. Książkę charakteryzuje zdecydowanie symboliczny styl odbioru, a bohatera można uznać za pielgrzyma, który porzucił dotychczasowe życie w celu odnalezienia wiary w ludzi i współczesny świat. Wszystkie myśli bohatera należy odczytywać przez pryzmat własnych doświadczeń oraz przyjętego światopoglądu. Kolejna książka, Polka w Londynie13, to tekst, który można by było określić, oczywiście potocznie, jako powieścio-pamiętniko-poradnik. Autorką, a zarazem główną bohaterką książki, jest Justyna Tomańska, która pisze: „Jest rok 1993. Mam 18 lat, mieszkam w Ozimku, małej miejscowości położonej 20 km od Opola. Marzę o tym, by wyrwać się w świat. Odważyć się na coś więcej niż codzienne wyjazdy do Opola, gdzie chodzę do ogólniaka o profilu pedagogicznym Uczę się nawet nieźle, tylko ten angielski [...]. Wiem, że bez znajomości «anglika» czeka mnie nieciekawa przyszłość. Ale wiem też, że w szkole nie jestem w stanie się go nauczyć. To dlatego od dawna marzy mi się podróż do Wielkiej Brytanii albo Stanów Zjednoczonych. Niestety, taki wyjazd jest mało prawdopodobny, bo przecież kosztuje fortunę! A ja jej nie mam”14. 11 Tamże, s. 113. 12 Tamże, s. 180. 13 J. Tomańska, Polka w Londynie, Warszawa 2004. 14 Tamże, s. 7–8. www.tekstotekafilozoficzna.pl 47 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika Młoda dziewczyna wyrusza w świat, aby poznać nie tylko język Szekspira, ale również kulturę i codzienne życie Brytyjczyków. Justyna jako bohater-wędrowiec posiada wszelkie cechy godne naśladowania: odwagę, zdrowy upór, samozaparcie i samodyscyplinę. Jedna z czytelniczek pisze: „Kiedy przeczytałam tą książkę po raz pierwszy to zainspirowała mnie do realizowania swoich marzeń i życiowych celów. Dzięki temu również wyjechałam do Londynu. Po kilku latach z chęcią sięgnęłam po tą książkę i tym razem zaczęłam dostrzegać jak «głupiutka» momentami wydawała się główna bohaterka. Ale tylko momentami. Prawda jest taka, że w obcej metropolii, gdy jest się samemu i trzeba sobie poradzić z wieloma sytuacjami na własną rękę, to kilka przygód można przeżyć. Podziwiam ją za to, że twardo stała przy swoim i że udało jej się wybrnąć ze wszystkich tarapatów […]”; [FraniaS, 2012-08-22]. Odwaga, jaką wykazała się Justyna Tomańska, opuszczając ojczyznę, jest niezwykle doceniana przez czytelników. Należy przypomnieć, że zdarzenie miało miejsce w czasach, gdy Polska nie należała jeszcze do Unii Europejskiej, granice były zamknięte, a wyjazd z kraju nie był czymś tak oczywistym jak dziś. Zamieszczone w pamiętniku wskazówki, które bohaterka zebrała podczas kilkuletniego pobytu w Londynie, mogą stanowić doskonałe źródło informacji dla osób, które planują wyjechać do Wielkiej Brytanii czy innego anglojęzycznego kraju: „Ciekawa opowieść o spełnionych marzeniach z przydatnymi wskazówkami dla wybierających się do UK”; [Elly, 2012-02-20]. „Dziennik szczery, na pewno może posłużyć jako poradnik dla osób wybierających się do Londynu rozpocząć tam nowe życie”; [Katarzyna, 2012-03-21]. Polka w Londynie jest pamiętnikiem młodej kobiety, której przygody stanowią główny temat książki, co oczywiście warunkuje ekspresyjny styl odbioru dzieła przez czytelników. Omawiany pamiętnik należy do literatury faktu – przedstawia prawdziwe sytuacje i zdarzenia, zawiera konkretne daty i rzeczywiście istniejące postaci, co przekłada się na mimetyczny styl odbioru. W recenzjach książki podkreślane jest, że bohaterka może stanowić wzór dla osób marzących o wyjeździe z kraju. Zapiski (pod)różne15 to książka autorstwa Martyny Wojciechowskiej, polskiej podróżniczki i dziennikarki. Cykl krótkich reportaży opowiada o egzotycznych podróżach w najdziksze i zapomniane zakątki świata. Cechuje go styl ekspresyjny, w którym autorka jest nieodzownym składnikiem dzieła. Książka Wojciechowskiej doczekała się wielu recenzji, głównie tych pozytywnych, których autorzy zwracają uwagę na wielką odwagę podróżniczki, siłę do ciągłych wędrówek, jaką w sobie ma, a także umiejętność poruszenia emocjonalnego odbiorców: „Ta kobieta mnie inspiruje. Nie przejmuje się niebezpieczeństwem, tylko wsiada samolot i ląduje w jakimś miejscu, gdzie nikt normalny nie wybrałby się na wakacje. Jak ja bym chciała tak zrobić! Czytam jej książki i jestem tam razem z nią – przynajmniej na chwilę, dopóki nie zmienimy miejsca, a książka się nie skończy. Mam wtedy od razu ochotę sama wyruszyć. Dokądkolwiek. Niech mnie zabierze ze sobą. Obiecuję nie narzekać, gdy pożre mnie rekin […]”; [Alina, 2011-07-21]. Czytelnicy identyfikują się z podróżniczką, która jest mostem pomiędzy kulturą europejską a innymi kulturami. „Tyle historii, tyle podróży, tyle ludzi spotkanych na swojej drodze życiowej, tyle przygód, tyle szczęścia, tyle barier do pokonania! I ciągle gna przed siebie. Ciągle pokonuje swoje ograniczenia, niemożliwości swojego organizmu […]”; [PrzyAromacieKawy, 2011-07-09]. Zapiski pod(różne) stanowią również źródło inspiracji dla odbiorców: „[…] lubię podróże wg Martyny i podobały mi się jej zapiski. Ta książka podsunęła mi nawet pomysł, żeby od mojej kolejnej podróży też zacząć prowadzić taki zeszyt z zapiskami o wrażeniach i miejscach. To moja największa korzyść z przeczytania tej książki”; [BeataBe, 2012-07-15]. 15 M. Wojciechowska, Zapiski (pod)różne, Warszawa 2011. www.tekstotekafilozoficzna.pl 48 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika Są również zbiorem informacji na temat odległych kultur, których przeciętny człowiek nie zobaczy na własne oczy. Ilość wiadomości, jakie bohaterka przekazuje czytelnikom, wzbogaca ich wiedzę na temat świata: „Książka obfituje w przeróżne ciekawostki geograficzne, zoologiczne, antropologiczne... Informacje te podane są lekko, ale nie bezmyślnie. Z każdej przygody autorka wysnuwa jakiś wniosek i wyciąga uniwersalne nauki, nie kreując się jednocześnie na mentorkę czy moralizatorkę”; [allison, 2012-04-29]. „[…] Bardzo mnie cieszy, że ta książeczka jest bardziej osobista, ponieważ przywiązuję się do Martyny – zarówno osoby jak i pisarki – o wiele mocniej. Podziwiam ją jeszcze bardziej, a historie, które snuje, sprawiają, że jestem wręcz chora z zazdrości. Dowiaduję się tutaj nie tylko o świecie, ale też o niej”; [Alina, 2011-07-21]. „Kolejna przeczytana książka Martyny Wojciechowskiej za mną. Jak poprzednie, i ta dostarczyła mi kolejnej dawki informacji o ludziach i zwyczajach z całego świata. Zarówno tych szokujących dla mnie, osoby żyjącej w innej szerokości geograficznej, jak i tych, które budziły mój podziw”; [Apikati, 2014-0816]. Książka M. Wojciechowskiej jako ta z gatunku literatury faktu najsilniej ze wszystkich przedstawionych działa na emocje czytelników: „Są też w tej książce przygnębiające fragmenty, gdy Wojciechowska pokazuje bezradność reportera. Może on zrelacjonować rzeczywistość, ale nie może jej zmienić”; [allison, 2012-04-29]. „opowiadania są bardzo ciekawe, wywołują wiele emocji, niektóre śmieszą niektóre smucą a inne zmuszają do zastanowienia ogólnie bardzo polecam”; [anius, 2013-07-14]. „Po przeczytaniu książki mogę powiedzieć krótko, zwięźle i na temat: WOW! «Zapiski (pod)różne» to nie tylko zlepek informacji o innych krajach czy kulturach. To przede wszystkim dowód na to, że człowiek jest w stanie pokonać samego siebie i spełnić swoje marzenia. Nie wiem skąd w Martynie tyle samozaparcia i wytrwałości w dążeniu do celu. Skąd znalazła w sobie tyle sił: przede wszystkim jako kobieta...”; [zapach wiosny, 2013-01-24]. Zapiski pod(różne) Martyny Wojciechowskiej to zdecydowanie książka, która wpływa na czytelnika. Nie tylko pozwala mu przenieść się w odległe miejsca, poznać geograficzne i społeczne uwarunkowania egzotycznych krajów, ale przede wszystkim wywołuje w człowieku chęć refleksji nad codziennym życiem, na które z reguły narzekamy, a które trudno porównywać z opisywaną przez Wojciechowską biedą, wykorzystywaniem i nieakceptowalnymi przez naszą kulturę zwyczajami. Niniejsza praca pokazuje, że autorzy współczesnych książek mają doskonałe środki do tego, aby pobudzać w swoich czytelnikach chęć do działania i zastanowienia się nad własnym życiem. Wykreowane przez nich postaci, tak jak i my, mają swoje słabości, chwile zwątpienia, ale również możliwość podjęcia odpowiednich kroków – bycia pielgrzymem lub włóczęgą. Zbudowany przez autorów świat pokazuje ludziom wszelkie za i przeciw pójścia w nieznane, wkroczenia w coś, co wydaje się obce, nieosiągalne, straszne. W przypadku książek podróżniczych mamy od podszewki pokazany świat wędrówki, zmagań z przyrodą i z ludzkimi słabościami, zderzenie z rzeczywistością, o której tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia. Bohaterowie stają się wzorem do naśladowania, pokazują, że każdy może, w odpowiedni dla siebie sposób, dążyć do odnalezienia odpowiedzi na nurtujące pytania, realizować swoje marzenia i pasje. Bohaterowie-wędrowcy stanowią swoistą grupę postaci literackich, których funkcja to nie tylko bawić, ale również uczyć. Współcześni ludzie, tak jak bohaterowie wybranych na potrzeby tej pracy książek, wciąż stoją przed jakimś wyborem, pytanie tylko, czy postawią sobie cel i będą dążyli, jak pielgrzym, do jego realizacji, czy też ruszą w nieznane, czekając po prostu na to, co przyniesie dzień? www.tekstotekafilozoficzna.pl 49 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika Streszczenie/Summary Współczesny bohater-wędrowiec i jego wpływ na czytelnika Celem pracy jest pokazanie, że współczesne kreacje bohaterów-wędrowców mają znaczący wpływ na odbiór dzieła przez czytelników, a tym samym na nich samych. Oddziaływanie bohaterów literackich szczególnie widoczne jest w zamieszczanych na portalach internetowych recenzjach, których przykłady pozwoliły zbadać wpływ bohatera-wędrowca na czytelników. Wpisy przeanalizowano według teorii stylów odbioru Głowińskiego. Empiryczne badanie literatury pokazuje, że czytelnicy identyfikują się z bohaterami-wędrowcami. Artykuł dowodzi, że autorzy współczesnych książek, dzięki odpowiedniej kreacji bohatera, pobudzają czytelników do działania i refleksji. Słowa kluczowe: bohater-wędrowiec, style odbioru, wpływ dzieła, recepcja dzieła, empiryczne badanie literatury. The modern vagabond hero and his influence on the reader The purpose of this paper work is to show the significant impact which vagabond heroes have both on the reception of book and on the reader himself. The influence of literacy heroes is particularly seen in reviews which can be found on internet websites, and whose examples allowed to examine the vagabond hero’s impact on readers. The entries were described by M. Glowinski’s styles of reception. The empirical study of literature shows that readers identify with vagabond heroes. The article indicates that authors of contemporary books encourage readers to action and reflection due to a competent creation of the hero. Keywords: vagabond hero, the styles of creation, the impact of the work, the reception of the work, empirical study of literature. www.tekstotekafilozoficzna.pl 50 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Łukasz Gomułka Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi Chaos to partytura będąca zapisem rzeczywistości. [Henry Miller, Zwrotnik raka] Austezaus głosi, że mędrzec zadaje pytania, aby na nie odpowiedzieć. Tak nie jest: zadaje pytania, a odpowiada na nie świat. [Xirax] 1. Wstęp, czyli o pielgrzymowaniu i wałęsaniu się Narodziny i śmierć są granicami naszego życia, pomiędzy którymi rozciąga się jego teatr wydarzeń. Spektakle, podczas których odgrywamy swoje kolejne role, są w istocie wędrówkami. Każda wędrówka zaś składa się ze ścieżki i wędrowca, który nią podąża. W tej dwuelementowej układance ścieżka jest elementem najstarszym, gdyż wiemy, że istniała na długo, zanim pojawili się na niej pierwsi wędrowcy. Moment pojawienia się wędrowca w postaci człowieka był jednak momentem przełomowym, gdyż obdarzony jest on zdolnością poznawania ścieżki jako takiej, jak i swojej własnej niepowtarzalnej drogi, i stawiania w związku z nimi licznych pytań. Jednym z nich jest pytanie o kondycję samego wędrowca. Tekst ten jest próbą analizy zagadnień związanych właśnie z kondycją ludzką, które rozpatrywał Stanisław Lem w swoich licznych pracach beletrystycznych i esejach. Dwa podstawowe pojęcia, które będą towarzyszyć mojej analizie, to koncepcja ścieżki i podążającego nią wędrowca. Pierwsza kwestia, która wymaga rozważenia, dotyczy relacji pomiędzy ścieżką i wędrowaniem, a zachodzeniem w obrębie ścieżki zmian. Już samo pojawienia się na niej człowieka niesie za sobą pewne novum, które świadczy o twórczym i nieprzewidywalnym charakterze samej ścieżki. Ścieżka się zmienia i nie jest czymś do końca stabilnym, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Człowiek również podlega wewnętrznym zmianom, a dzieje się tak, ponieważ taka jest jego natura. Tak jak kamień przyjmuje wyroki ścieżki z nieświadomą sobie pokorą, tak człowiek nieustannie miota się pomiędzy tą a inną decyzją, modyfikując w ten sposób swoje wędrowanie. Obraz, jaki się nam rysuje, jest zatem następujący: ścieżka wywiera presję na wędrowca i jest w tym zasadniczo statystycznie nieprzewidywalna. Wywiera tym samym stały wpływ na wędrowanie – stanowiąc jego zasadniczy trud, gdyż musi ono ugiąć się przed wyrokami ścieżki (tak jak nasz metaforyczny wędrowiec, musi szukać innej drogi, kiedy szlak przegrodzi mu lawina). Na tym jednak zmienność samego wędrowania się nie wyczerpuje, gdyż dodatkową jego komplikację stanowią same decyzje ludzkie, niejednokrotnie pozostające ze sobą w sprzeczności. One to są dodatkowym czynnikiem wpływającym na wędrowanie (korzystając z przykładu metaforycznego wędrowca, chodzi po prostu o sytuacje, w których, zmierzając w jednym kierunku, decyduje się on nagle sam z siebie iść w innym kierunku). Wędrówki nie wydają się tożsame ze sobą. Wydaje się, że można wskazać ich dwa zasadnicze typy. Pierwszym rodzajem są wędrówki, w których wędrującemu przyświeca wewnętrzny cel, tj. cel wybrany sobie przez wędrowca samodzielnie w wyniku jednej z wewnętrznych decyzji. Wędrowanie takie to piel- www.tekstotekafilozoficzna.pl 51 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi grzymowanie. Z kolei inne wędrówki są wyłącznie bezcelowym wałęsaniem się, tj. podążaniem przed siebie bez jasno wytyczonego celu. Wędrowanie takie to włóczęga1. Pielgrzymowi w jego wędrówkach przyświeca zawsze jakiś cel. Oczywiście pielgrzymka jest dla nas jedynie metaforą oznaczającą po prostu wszelkie zachowania ludzi podejmowane ze względu na pewien określony cel. Tym samym pielgrzymką będzie zarówno droga ucznia dążącego do zostania zwycięzcą olimpiady matematycznej, jak i kobiety, której kierunek życiu nada idea macierzyństwa. Cel jest pewnym lokalnym kresem drogi pielgrzyma. Nieustannie towarzyszy mu cicha, nierzadko utajona nadzieja na jego zrealizowanie. Stanie się to jasne, gdy rozważymy ją w kontekście obiektywnych trudów samego wędrowania w postaci np. możliwości uderzenia meteorytu w planetę Ziemię. Przeciwieństwem pielgrzyma jest włóczęga wałęsający się zasadniczo bez celu. Włóczęga prze zatem nieustannie przed siebie, a gdy się zmęczy, to po prostu przystaje, niegoniony wewnętrznie żadną pilną sprawą. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak jak dla pielgrzyma charakterystyczna jest nadzieja, tak dla włóczęgi beztroska. Czy nie można jednak wyobrazić sobie zatroskanego włóczęgi? Wydaje się, że nie jest to szczególnie trudne [patrz przyp. 1.], w związku z tym dla włóczęgi charakterystyczne wydaje się raczej niezdecydowanie. Zapytać można, czy te dwie podstawy są w istocie całkowicie rozłączne? Nie wydaje się, aby tak było, gdyż na przestrzeni życia każdego z nas czasami bywamy pielgrzymami, czasami zaś włóczęgami, zależnie od okoliczności zewnętrznych, jak i naszych wewnętrznych decyzji. Tym, co łączy obie postawy, są z pewnością towarzyszące każdej podróży trudy wynikające z tożsamości istoty ścieżki, którą podąża zarówno pielgrzym, jak i włóczęga. Tożsamość owa oznacza, że miejsce naszego zachowania, jak i towarzyszącego mu podejmowania decyzji jest jedno. Charakterystyczna zaś jest dla niej statystyczna losowość. W tekście uzasadnię zatem przekonanie, że – z punktu widzenia myśli Lema – konieczną ścieżką pielgrzyma i włóczęgi jest chaos probabilistyczny. Ten ostatni jest opracowaną przez Lema koncepcją statystycznej losowości Wszechświata. W zakończeniu spróbuję na tej bazie zbudować kilka wniosków co do natury ludzkiej oraz sensu ludzkiego istnienia jako takiego. Zanim jednak to uczynimy, niezbędne jest wprowadzenie zarysu lemowskiej ontologii, gdyż całość rozważań tak naprawdę z niej wyrasta i jest jej porządkowana. 2. Podstawy Lemowskiej ontologii Początki Wszechświata giną w mroku dziejów. Próbujemy je rekonstruować, opierając się na przesłankach, takich jak np. istnienie mikrofalowego promieniowania kosmicznego (Cosmic Microwave Background), które uważa się za pozostałość pierwszego etapu istnienia Wszechświata i jego ewolucji. Niemniej odległość czasowa i ilość przemian, jakim podlegał Wszechświat na kolejnych etapach swojej ewolucji, nie mogą nas nastrajać zbyt optymistycznie w kwestii otrzymania ostatecznej rekonstrukcji początków. Wydaje się oczywiste, że w tej materii jesteśmy skazani raczej na mniej lub bardziej twórcze domysły. Podczas wspomnianych ewokacji pojawił się pomysł określany mianem zasady antropicznej. Głosi on, że życie bazujące na białku, które pojawiło się na pewnym etapie ewolucji Wszechświata, wymaga, aby istniała pewna sztywność parametrów tego właśnie Wszechświata (stałych fizycznych, praw przyrody, etc.). Przykładowo „«wzmocnienie» silnego oddziaływania jądrowego o zaledwie 2 proc. spowodowałoby «spalenie» całego obecnego we Wszechświecie gazu wodorowego w ciągu pierwszych chwil po Wielkim Wybuchu i, co za tym idzie, niepowstawanie gwiazd i układów planetarnych”2. Jak wiadomo, 1 Czy po bliższym przyjrzeniu się nie powinniśmy uznać bezcelowości za pewien ukryty zamiar wędrowca, a więc za coś, co jest powodowane jego świadomą decyzją? Świadczyłoby to o tym, że mamy do czynienia jednak z pewnym rodzajem pielgrzymowania. Wydaje się jednak, że odpowiedź na nurtujące nas pytanie powinna być przecząca, gdyż, choć taka sytuacja może mieć miejsce (nihilizm), to wydaje się, że najczęściej włóczęga spowodowana jest raczej niemożnością podjęcia decyzji i związaną z tym niejasnością co do swojego życia, losu i miejsca na świecie. 2 Ł. Lamża, Dlaczego musiał powstać człowiek?, „Tygodnik Powszechny” 2014, nr 19, s. 10. www.tekstotekafilozoficzna.pl 52 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi zasada ta posiada dwie interpretacje. Słaba interpretacja głosi, że musi istnieć pewien przedział sztywności parametrów, aby życie oparte na związkach węgla mogło się pojawić. Z kolei mocna interpretacja (celowościowa) zakłada, że istniejące precyzyjne dostrojenie (fine-tuning) ma swojego autora w postaci jakieś inteligencji, wyklucza się więc w tym wypadku przypadek. Cała Lemowska ontologia sytuuje się na antypodach mocnej interpretacji zasady antropicznej, a przypadek i związana z nim losowość jest jedną z centralnych kategorii myśli Stanisława Lema. W tekście apokryfu pt. De Impossibilitate Vitae. De Impossibilitate Prognoscendi Lem porusza problem faktycznego zajścia zdarzenia, którego kalkulowane prognozy zajścia są bliskie zeru, a mimo to takie zdarzenie ma miejsce. Bohater wspomnianego apokryfu – Benedykt Kouska – przychodzi na świat w wyniku ogromnej liczby przypadkowych, ale uporządkowanych w ciąg wydarzeń. Co więcej, każde wydarzenie wydaje się być poprzedzone przez innego rodzaju wydarzenie, co prowadzi nas wprost do wydarzenia zerowego, którym było powstanie Wszechświata w wyniku wielkiej erupcji. A zatem powstanie życia opartego na białku jest – siłą rzeczy – częścią łańcucha wypadków, który doprowadził do pojawienia się na świecie Benedykta Kouski. Jak zatem – w świetle myśli Lema – coś tak nieprawdopodobnego, jak powstanie życia, mogło się ziścić? Czy kryją się za tym jakieś tajemnicze siły? Otóż według Lema czym innym jest fizyka, a czym innym probabilistyka. Fizycy są niejako ślepi na zagadnienie prawdopodobieństwa… i słusznie3. Błędem jest spoglądanie na losowość z absolutnego punktu widzenia, gdyż z tego punktu widzenia „historia nie zawiera żadnych innych faktów oprócz najzupełniej nieprawdopodobnych”4. Właściwie nawet, to z absolutnego punktu widzenia (tj. według rachuby maksymalnych szans) zaszło wszystko, co jest najbardziej nieprawdopodobne, (choć każdy inny wariant byłby równie nieprawdopodobny). Innymi słowy, powinniśmy prawdopodobieństwo liczyć inaczej, w sposób szczątkowy. Jeżeli podzielimy proces ewolucji Wszechświata na pewną liczbę etapów, to prawdopodobieństwo przekształcenia się pierwszego etapu w kolejny, o jeden większy, charakteryzowało się z pewnością pewnym wariabilizmem, co oznacza, że istniały pewne potencjalne możliwości. Możemy przyjąć, że prawdopodobieństwo zajścia możliwości, która faktycznie się skonkretyzowała, było niewielkie… ale z fizycznego punktu widzenia musiało być większe niż pozostałych możliwości, dlatego to nie one zaistniały. W naszym myśleniu popełniamy błąd symetrii, polegający na tym, że postrzegamy świat jako w pełni regularny. Przykładowo prawdopodobieństwo wyrzucenia jednej z wartości kostki oceniamy na 1/6, ale zakładamy przy tym, że zajście każdego ze zdarzeń jest tak samo prawdopodobne, stąd otrzymujemy: 1/6 + 1/6 + 1/6 + 1/6 + 1/6 + 1/6 = 1 Jednak świat nie jest czymś w rodzaju idealnej kostki do gry, lecz asymetrycznym konglomeratem sił fizycznych. Naszą kostkę musimy wyobrażać sobie zatem jako zniekształconą w taki sposób, że niektóre z jej ścian są rozciągnięte, inne zaś zwężone. W takiej sytuacji rozkład prawdopodobieństwa zajścia danej możliwości nie może być symetryczny i może wyglądać np. tak: 3/6 + 0,5/6 + 1/6 + 0,3/6 + 1,1/6 + 0,1/6 = 1 Ponadto prawdopodobieństwo zajścia możliwości na określonym etapie jest większe niż iloczyn prawdopodobieństw zajść możliwości skonkretyzowanych na kolejnych etapach ewolucji Wszechświata (traktowanych jako czynniki wspomnianego absolutnego iloczynu). Wynika to z rachunku matematycznego, 3 S. Lem, Doskonała próżnia. Wielkość urojona, Kraków–Wrocław 1974, s. 165–166. 4 Tamże, s. 162. www.tekstotekafilozoficzna.pl 53 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi w którym prawdopodobieństwo zajścia iloczynu zdarzeń niezależnych (choć następujących po sobie) będzie zawsze mniejsze niż zajście pojedynczego zdarzenia z ciągu zdarzeń5. Takie ujęcie prawdopodobieństwa stanowi swego rodzaju brzytwę Ockhama i pozwala stwierdzić, że w istocie do urodzenia się Benedykta Kouski niezbędny był, tylko i wyłącznie, akt prokreacji pomiędzy jego rodzicami. To, jak doszło do samego aktu, jest już inną sprawą, podobnie jak konkretyzacja wszelkich pozostałych wydarzeń z ciągu. Uogólniając, powiedzieć należy, że w celu poprawnego wyliczenia prawdopodobieństwa dla danego zdarzenia Y należy wziąć pod uwagę tylko zdarzenie X je poprzedzające. To ostatnie traktujemy jako przyczynowy warunek fizyczny (okoliczności materialne) zajścia zdarzenia Y. Przykładowo, dla powstania wody (H2O), potrzebne jest istnienie dwóch atomów wodoru i jednego atomu tlenu, nie jest zaś potrzebne istnienie protonu i neutronu, które to zaistnienie jest z kolei potrzebne do powstania atomu wodoru itd. Takie rozumienie prawdopodobieństwa zdejmuje nam z głowy problem tajemniczej siły, gdyż tajemnicza byłaby dla nas jedynie taka sytuacja, w której po zdarzeniu numer 1 (np. powstaniu białek) pojawiłoby się nagle zdarzenie numer 566 890 (np. powstanie człowieka), czyli, mówiąc bardziej obrazowo, gdyby z przysłowiowej „zupy” wyskoczyłaby nam nagle mityczna Ewa. Nic takiego jednak miejsca nie ma i mieć nie może z przyczyn fizycznych. Prowadzi nas to tym samym do wniosku, że materialnie realizuje się to, co jest lokalnie, w określonych warunkach fizycznych najbardziej prawdopodobne. Jeżeli zatem my znajdujemy się w tego rodzaju warunkach i stawiamy prognozę, która następnie się nie sprawdza, to znaczy, że założenia prognozy były niewłaściwe. Rozwijając swoją myśl, Lem nie wyklucza zatem innych ścieżek ewolucji Wszechświata prowadzących do powstania życia i rozumu. W ujęciu autora Maski nie są one czymś jedynie ziemskim, gdyż to, co ziemskie, jest tylko jednym z przypadków kosmicznej ewolucji, tj. takim, w którym obowiązuje słaba zasada antropiczna. Lem jednak nadaje jej charakter lokalny, gdyż w innym miejscu Wszechświata być może powstało życie oparte na krzemie, tam więc obowiązywałaby lokalna zasada „krzemiantyczna” (analogiczna do naszej antropicznej). Z tego powodu Lem twierdzi, że nie ma powodu wyróżniać specjalnie Ziemi na tle całego Wszechświata. Na innych ciałach niebieskich, w innych okolicznościach, mogły (mogą) powstać inne formy życia, charakteryzujące się rozumem zbliżonym lub odmiennym od naszego. Lem rozważania nad innymi formami inteligencji, powstałymi w wyniku różnych ciągów wydarzeń, zawarł m. in. w powieściach takich jak Niezwyciężony (ewolucja martwej materii), Solaris (myślący ocean), Bajki robotów (sztuczna inteligencja), Wizja lokalna (cywilizacje Kurdlandii i Luzanii) czy Fiasko (cywilizacja planety Kwinta). 3. Chaos probabilistyczny jako ścieżka pielgrzyma i włóczęgi Swoiście pojętej grze sił losowych [patrz punkt 2.] Lem nadaje status głównej zasady metafizycznej konstytuującej Wszechświat. Historia, upływ czasu, mierzona jest ukonkretnieniem jednej nitki możliwych wydarzeń. W ten sposób Wszechświat nieustannie się materializuje. Jego natura jest chaotyczna, ale chodzi tutaj o pewien określony rodzaj chaosu, a mianowicie chaos probabilistyczny6. Według definicji Lema z chaosem mamy do czynienia wówczas, gdy dla pewnego wypadku X w zbiorze wypadków A wszelkie możliwe wypadki mogą zajść w zbiorze wypadków B. Mamy wówczas do czynienia z niezależnością pomiędzy zbiorami wypadków A i B oraz pomiędzy wypadkami ze zbiorów A i B. Zbiory te są zatem rozłączne, a ponadto niezależne. Chaos probabilistyczny jest rozwinięciem prostej koncepcji chaosu, jest chaosem, w którym istnieją pewne statystyczne zależności pomiędzy wypadkami ze wspomnianych zbiorów, (a tym samym pomiędzy zbiorami). Chaos probabilistyczny jest zatem takim stanem, w którym spełniona jest zależność taka, że X w zbiorze A ogranicza zbiór wypadków 5 Przykładowo jest bardziej prawdopodobne, że Adam się urodzi, niż to, że Adam się urodzi i będzie matematykiem i filozofem. 6 S. Lem, Summa technologiae, Lublin 1984, s. 136. Lem odróżnia trzy stopnie chaosu: (1) chaos prosty nazwany po prostu chaosem, (2) chaos deterministyczny oraz (3) chaos probabilistyczny. Każdy stopień posiada definicję formalną. www.tekstotekafilozoficzna.pl 54 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi zbioru B w ten sposób, że po zajściu wypadku X w A mogą zajść wypadki Y lub Z w zbiorze B, przy czym wypadek Y zachodzi n razy na 100 po zajściu wypadku X, natomiast wypadek Z zachodzi 100n razy (po zajściu wypadku X)7. Przykładowo, jeżeli przyjmiemy, że zbiorem wypadków A jest możliwy stan fizyczny pewnej góry, wypadkiem X jest zejście jej zboczem lawiny, zbiorem B jest zbiór możliwych zachowań wędrujących w pobliżu góry ludzi, to po zejściu lawiny (zajściu wydarzenia X) możemy mieć do czynienia z ucieczką ludzi z miejsca zdarzenia (wydarzenie Y), co wydarzy się 90 razy na 100, czyli z 90% prawdopodobieństwem. Jednak pozostałe 10% (wydarzenie Z) obejmowałoby wydarzenia innego rodzaju niż ucieczka ludzi z miejsca zdarzenia, np. zachowanie szaleńca, który pobiegnie ku lawinie, akcję ekipy ratunkowej, pracę wykwalifikowanych pracowników czy przejście ekipy alpinistów. W wypadku chaosu probabilistycznego mamy więc do czynienia ze związkami względnie deterministycznymi. Przywodzi to na myśl teorię chaosu deterministycznego, w której uznaje się, że w układach deterministycznych występują zachowania natury stochastycznej8. Istnieje także wyraźne podobieństwo pomiędzy Lemowskim ciągiem wydarzeń, a charakterystycznym dla teorii chaosu deterministycznego zjawiskiem efektu motyla („[…] trzepot skrzydeł motyla na alpejskiej hali wywoła prąd powietrza, który stanie się wiatrem, który z kolei stanie się cyklonem, a ten zatopi statek w Zatoce Meksykańskiej”9). Obie koncepcje zakładają prawdziwość zegarowej koncepcji świata, ale wyłącznie w formie rozmytej. Świat zatem podlega określonym prawidłowościom, ale nie są to prawidłowości prostej i sztywnej natury. W ujęciu Lema Wszechświat to chaos probabilistyczny (resp. chaos probabilistyczny jest jedyną trwałą i niezmienną własnością świata). To oznacza, że pewne typy wydarzeń pociągają za sobą inne. Mówiąc inaczej, akt prokreacji rodziców Benedykta Kouski był podstawą zaistnienia Benedykta Kouski, tak jak sam fakt jego zaistnienia był podstawą dla innego zdarzenia, jakim było napisanie przez Benedykta książki. Jednak sam w sobie ten cały ciąg wydarzeń jest jedynie wynikiem działania chaosu probabilistycznego (konkretyzacji możliwości). Dlatego właśnie chaos probabilistyczny jest naczelną zasadą metafizyczną konstytuującą Wszechświat. Chaos probabilistyczny jest zatem siecią możliwości i ich konkretyzacji i w tę grę sił losowych człowiek jest z konieczności – jako byt fizyczny zbudowany z atomów – uwikłany. W związku z takim stanem rzeczy ścieżka pielgrzyma i włóczęgi jest tą samą ścieżką, co oznacza, że samo poruszanie się po niej, jak i trudy podróży z nią związane są wyłącznie konsekwencją chaotyczno-probabilistycznej natury rzeczywistości, której ścieżka ta jest częścią. Musi tak być i tak jest, gdyż człowiek i wszystko, co go otacza, jest zbudowane z atomów i podlega tym samym grze możliwości i konkretyzacji. W przypadku naszych pielgrzymek i włóczęg często dochodzi na ścieżce do zderzenia postaw i ideałów, podczas którego każda ze stron próbuje narzucić swój styl myślowy drugiej stronie. Należy podkreślić, że inicjacja przemocy i konflikt są czymś – z punktu widzenia chaosu probabilistycznego – nieracjonalnym, gdyż powodują wzrost nieładu. Jest to tylko jeden z przejawów trudnej sytuacji człowieka w świecie, jego ponurej kondycji, czym zajmę się w kolejnym punkcie. 4. Życie jako epizod Każdy człowiek jest niepowtarzalną naturalną maszyną zbudowaną z atomów. Geneza powstania każdego z nas jest jedynie losowym epizodem, tak zresztą, jak i nasze całe życie. Z antropocentrycznego punktu widzenia nasze pielgrzymki i nasze włóczęgi wydają się niezmiernie realne, ale w perspektywie kosmocentrycznej, która zasysa antropocentryzm bez reszty, są niezauważalnym i nic nieznaczącym wkładem w rzeczywistą grę przypadku. Cała historia ludzkości to tylko jedno mgnienie sekundy na geologicznym zegarze… 7 Tamże, s. 136. 8 I. Stewart, Czy Bóg gra w kości? Nowa matematyka chaosu, Warszawa 1994, s. 23. 9 I. Ekeland, Chaos, Katowice 1999, s. 55–56. www.tekstotekafilozoficzna.pl 55 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi Nie jest istotne, czy jest się pielgrzymem, czy włóczęgą, gdyż los każdego z nas może się ukonkretnić w przykry dla nas sposób. Los całej ludzkości jest także przesądzony. A zatem jeżeli nasze życie może skończyć się w dowolnym momencie w sposób nagły i nieprzewidywalny, to czy warto być pielgrzymem i ponosić związane z tym trudy, np. układania dalekosiężnych planów, czy nie lepiej zostać włóczęgą? Stanisław Lem ustami jednego z bohaterów Wizji lokalnej – filozofa Xiraxa – wykłada teorię Trzech Światów (obojętnego, życzliwego i nieżyczliwego). Doktryna Xiraxa nosi miano ontomizji i głosi, że „Natura jest zasadniczo nieżyczliwa […]. Świat nie jest sprawiedliwy, bo: Łatwiej w nim niszczyć, niż tworzyć; Łatwiej dręczyć, niż uszczęśliwić; Łatwiej zgubić, niż ocalić; Łatwiej zabić, niż ożywić”10. Z tego wynika, że zarówno bycie pielgrzymem, jak i włóczęgą jest tak samo zależne od chaosu probabilistycznego, a przez to oba te style wędrówki są tak samo traktowane przez Wszechświat. Z punktu widzenia fizyki nie ma różnicy pomiędzy ludźmi a ścieżką, po której podróżują. Podział na ścieżkę pielgrzyma i włóczęgi jest zasadny jedynie z ludzkiego punktu widzenia i ma służyć człowiekowi w opisywaniu jego zmagań z rzeczywistością... ale czy nie jest jedynie iluzją? Xirax stwierdza, że „żywi dręczą, gubią i zabijają żywych, a więc nie świat jest im nieprzychylny, lecz oni wzajem. Lecz i ten, kogo nikt nie zabije, musi umrzeć, zabity przez własne ciało, które jest ze świata, bo skądże? Powiemy zatem: świat jest niesprawiedliwy dla życia”11. 5. Podsumowanie – o kondycji człowieka Każdy z omawianych Lemowskich „etosów” podlega chaosowi probabilistycznemu w jednakowy sposób. Niezależnie od tego, którą ścieżką zdecydujemy się podążać, będziemy jednakowo przystosowani do życia w nim z kosmicznego punktu widzenia. Spojrzenie z takiej perspektywy na czas naszego życia może uczynić nas bardziej pokornymi wobec otaczającej nas rzeczywistości. Odnalezienie w niej sensu życia jest zadaniem człowieka, sens jest własnością życia z ludzkiego punktu widzenia i każdy musi, i może szukać go lub odmawiać mu racji istnienia wedle własnego uznania. Za pewnością z punktu widzenia fizyki ani pielgrzymka, ani włóczęga nie są przez Wszechświat w żaden sposób uprzywilejowane. Bycie pielgrzymem lub włóczęgą to oddanie na wskroś ludzkiego podejścia do życia i jest wyrazem ludzkiego sposobu bycia. Świat w wizji Lema pozostaje tak samo nieprzychylny dla włóczęgów, jak i dla pielgrzymów. Wobec tego zapytać można o to, czy życie w chaosie probabilistycznym ma jakikolwiek sens? Wydaje się, że dla nas są tylko dwa wyjścia z tej sytuacji: wiara w godziwe życie po śmierci (nadzieja) albo konsekwentny antynatalizm (pesymizm). Jeżeli Bóg istnieje, to wówczas mamy do czynienia z rzeczywistą tajemnicą, a śmierć nie będzie kresem naszej wędrówki. Koncepcja ta wydaje się znajdować bliżej pielgrzymowania, gdyż jest niejako przedłużeniem drzemiącej w pielgrzymie nadziei wykraczającej poza jego życie w kierunku eschatologicznego punktu omega. Xirax zauważa jednak, że „jeśli Bóg istnieje i stworzył świat, to wiadomo, KTO uczynił go niesprawiedliwie stronnym, takim, w którym nie możemy być szczęśliwi […]. Bóg mógł stworzyć poza światem szczęśliwy zaświat. Jeśli tak, to po co stworzył ten świat?”12. 10 S. Lem, Wizja lokalna, Kraków 1983, s. 134. 11Tamże. 12 Tamże, s. 134–135. www.tekstotekafilozoficzna.pl 56 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi Być może wyjściem jest zatem pesymistyczny antynatalizm13 wyrastający z niezdecydowania i trzeźwego empirycznego oglądu świata? Skoro ludzie cierpią niezależnie od tego, którą ze ścieżek postępowania wybiorą, to po co w ogóle się rodzić? Czy istnienie człowieka w świecie chaosu probabilistycznego nie wydaje nam się groteską, przypadkową aberracją? Podejście antynatalistyczne rozwiązuje ten problem raz na zawsze, gdyż chce przywrócić światu przynajmniej częściowy ład, usuwając zeń ziemskie istoty rozumne. Aby urzeczywistnić ten projekt, wystarczy przestać się rozmnażać (antynatalizm nie ma nic wspólnego z przemocą czy genocydem14), a skoro ludzie to istoty rozumne, to można je do tego przekonać argumentacją. Problematyczność antynatalizmu polega na tym, że człowiek (i to nie każdy) dość późno zaczyna orientować się w życiu. Płodzić dzieci można zaś już w młodym wieku, a moment zrozumienia, że życie niesie cierpienie, pojawia się w naszej refleksji wówczas, gdy do aktu prokreacji już doszło. Dlatego proces starzenia się i umierania nie ma końca. Celem konsekwentnego antynatalizmu jest zatem rezygnacja z prokreacji, ale czy jest to projekt wykonalny? Inną stroną tej argumentacji jest fakt, że istotą etycznego postępowania jest współczucie wobec innych ludzi, również tych, którzy jeszcze się nie narodzili. Prokreacja przyczynia się do powstania osoby, bez zgody tej osoby, a która ponosi konsekwencje aktu osób trzecich. Prokreacja jest zatem tym czynnikiem, który przedłuża cierpienie z pokolenia na pokolenie. Dla antynatalistów chcących spełnić się jako rodzice możliwością pozostaje adopcja jako alternatywa dla prokreacji. W ten sposób można zrealizować się, nie zwiększając liczby ludności, a być może wychować kolejne pokolenie antynatalistów (sic!). Koronnym jednak argumentem przeciwko antynatalizmowi jest charakter włóczęgi, który mógłby być ewentualnym stronnikiem tego stanowiska. Przecież wprowadzenie takiego programu w życie wymaga opracowania sobie jasnych priorytetów i konsekwentnego im służenia, a na to włóczęgi nie stać. Podsumowując, kondycja zarówno pielgrzyma, jak i włóczęgi jest ze względu na chaotyczno-probabilistyczną naturę świata do siebie podobna. To, że możemy o tym pisać i myśleć, tylko pogarsza naszą sytuację. Być może pozostaje nam po prostu przywołać czasem w duchu słowa z Księgi Koheleta: „Więc za szczęśliwych uznałem umarłych, którzy dawno już zeszli, od żyjących, których życie jeszcze trwa; za szczęśliwszego zaś od jednych i drugich uznałem tego, co jeszcze wcale nie istnieje”15. 13 Stanowisko filozoficzne, które przypisuje negatywną wartość narodzinom. 14 Określenie wprowadzone w 1944 roku przez wybitnego polskiego prawnika Rafała Lemkina (1900–1959): genocyd [ang. Genocide] od greckiego słowa genos – „rasa”, „plemię” i łacińskiego caedere – „zabijać”. 15 Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 2003, Koh 4:1–3. www.tekstotekafilozoficzna.pl 57 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi Streszczenie/Summary Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi W artykule pt. Chaos probabilistyczny według Stanisława Lema jako „ścieżka” pielgrzyma i włóczęgi wyjaśniam, czym jest chaos probabilistyczny i co to znaczy, że jest on naczelną zasadą metafizyczną konstytuującą wszechświat. Pokazuję także, że ścieżka pielgrzyma i włóczęgi jest tą samą ścieżką, co oznacza, że samo poruszanie się po niej, jak i trudy podróży z nią związane są wyłącznie konsekwencją chaotyczno-probabilistycznej natury rzeczywistości, której ścieżka ta jest częścią. Słowa kluczowe: kondycja ludzka, Stanisław Lem, chaos probabilistyczny, ontologia. Probabilistic chaos according to Stanisław Lem as an essential path of a pilgrim and vagabond In the article I explain both what the probabilistic chaos is, as well as what it means that this chaos is, according to Stanislaw Lem, the leading metaphysical rule forming the universe. In the article it is shown that the pilgrim's and vagabond’s path is the same path. This means that only the fact of moving along it and the hardships of this journey are solely the consequence of the chaotic-probabilistic nature of reality, a part of which is the path. Keywords: Human Condition, Stanisław Lem, probabilistic chaos, ontology. www.tekstotekafilozoficzna.pl 58 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Reinhard Schulz (Oldenburg) Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Nowoczesne społeczeństwo wchodzi w ścisłą interakcję z nauką, a jego przyszłość jest zależna w dużej mierze od postępu nauk przyrodniczych i techniki. Jak to się jednak ma do akceptacji nauk przyrodniczych w społeczeństwie? Badania pokazują, że im więcej opinia publiczna wie o naukach przyrodniczych, tym mniej ufa ich wynikom. W obliczu tego pozornego paradoksu instytucje naukowe i naukowcy sami coraz częściej zadają sobie pytanie, co można zrobić, aby nie stracić „zaufania” opinii publicznej cechującej się coraz większym sceptycyzmem. Znaczenie zaufania do badań prowadzonych przez przedstawicieli nauk przyrodniczych staje się szczególnie wyraźne, kiedy opinia publiczna zostaje skonfrontowana z realnym, bądź postrzeganym jako realne, ryzykiem. Wszyscy naukowcy, chcący uchodzić za wiarygodnych i przekazujący informacje na temat jakiegoś ryzyka politykom, sektorowi związanemu z gospodarką, mediom i opinii publicznej, poruszają się po bardzo wąskim polu znajdującym się między niedocenianiem a przecenianiem ryzyka, jak pokazują to dyskutowane na całym świecie przykłady świńskiej grypy czy debaty o zmianach klimatycznych. Dodatkowo wiarygodność wypowiedzi na temat publicznie dyskutowanego ryzyka zależy w istotny sposób od reputacji naukowca lub instytucji, dla której dany naukowiec pracuje. Czy w takim razie, w obliczu złożoności wiedzy w obrębie nauk przyrodniczych, naprawdę możliwe jest wytworzenie związku między naukami przyrodniczymi a opinią publiczną opartego w jednakowym stopniu na poważaniu i zaufaniu? A może jeszcze inne czynniki odgrywają w nim jakąś rolę? Niniejsze rozważania zmierzają do pokazania, że odpowiedź na to pytanie możliwa jest w bardzo ograniczonym zakresie. Dzieje się tak dlatego, że z jednej strony uporządkowane współistnienie nie jest dzisiaj w ogóle możliwe bez podstawowego zaufania do naukowo-technicznie zorganizowanych systemów zaopatrzeniowych nowoczesnego społeczeństwa (np. związanych z energią, zdrowiem, transportem), z drugiej strony zbyt duże zaufanie w stosunku do ekspertów oraz irracjonalna wiara w wiedzę naukowo-techniczną mogą prowadzić do dużego niebezpieczeństwa. Aby sprostać tej ambiwalencji, potrzebna jest pomoc w wyrabianiu sobie umiejętności orientowania się w odniesieniu do związku nauk przyrodniczych i filozofii. Na końcu tego artykułu pokazane zostanie, że Immanuel Kant i Karl Jaspers nadal mogą być ważnymi partnerami w dyskusji na temat określania tego związku. www.tekstotekafilozoficzna.pl 59 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Carl Friedrich von Weizsäcker: wiara naukowa W 1964 roku Carl Friedrich von Weizsäcker zajmował się w swojej książce Die Tragweite der Wissenschaft1 [Doniosłość nauki] powiązaniami wiary i nauki2. Autor ten ukazał najpierw paralele między naukami przyrodniczymi a religią. Z socjologicznego punktu widzenia religia charakteryzuje się trzema cechami: wspólną wiarą, zorganizowanym kościołem i określonym systemem zachowań. Weizsäcker postawił pytanie, czy te cechy da się odnieść również do nauk przyrodniczych. W pierwszym odruchu to porównanie wydaje się być paradoksalne, gdyż nauki przyrodnicze w przeciwieństwie do wiary mają swój fundament w naukowej racjonalności. Weizsäcker posłużył się rozróżnieniem między intelektualnym uznawaniem za prawdę a egzystencjalnym zaufaniem, które jest istotnym elementem wiary, ale, według Weizsäckera, można odnaleźć je również w stosunku do nauk przyrodniczych. Intelektualne uznawanie za prawdę oznacza przyjmowanie wiedzy bez sprawdzania jej, taka wiedza nie ma relatywnie większego znaczenia dla człowieka jako osoby, bo niewiele od niej zależy. Egzystencjalne zaufanie jest natomiast czymś, co dotyczy całej osoby, co należy odnieść nie tylko do świadomego zachowania. I tym właśnie jest wiara według Weizsäckera. To, czego można się wyuczyć podczas naukowych studiów, jest z reguły intelektualnym uznawaniem za prawdę. By móc np. jechać autostradą nocą potrzeba egzystencjalnego zaufania3, że właściwie wykorzystano nauki przyrodnicze i technikę podczas produkcji samochodów, by taka podróż była w ogóle możliwa. To egzystencjalne zaufanie odgrywa również istotną rolę przy decyzjach politycznych, (np. dotyczących transportu substancji radioaktywnych, ryzyka zdrowotnego lub badań zmian klimatycznych). Przy takich decyzjach politycy ufają w znacznym stopniu ekspertom z dziedziny nauk przyrodniczych, chociaż to nie wydaje się całkowicie uzasadnione, ponieważ stale postępująca wiedza nauk przyrodniczych ogranicza się tylko do jednego, częściowego obszaru rzeczywistości poznawanego naukowo oraz jakiegoś jego wycinka. Weizsäcker uważa, że duchowa sytuacja, w której znajduje się członek nowoczesnej cywilizacji w odniesieniu do nauk przyrodniczych jest bardzo zbliżona do sytuacji wierzącego w odniesieniu do wiedzy objawionej. Dla zobrazowania swojej myśli nawiązuje do analogii między atomem i „światem po tamtej stronie” oraz matematyczną formułą i tekstem świętym, które mogą być zrozumiałe dla eksperta w obu tych dziedzinach, a które muszą pozostać tajemnicą dla laika. Cuda, które są rozumiane jako manifestacja ponadludzkiej władzy, są nam znane zarówno z religii chrześcijańskiej (głodnych nakarmić, chromych uleczyć), jak również z nauk przyrodniczych (nowoczesna medycyna i technika wojenna). Wierzymy w nauki przyrodnicze i ich techniczne rezultaty, nie umiejąc nawet przez moment zyskać wglądu w poszczególne naukowe systemy, a przez to w „wiedzę”. W każdym naukowym badaniu mogą być poznane jedynie fragmenty, lecz nigdy całość. Znaczące przy tym jest to, że gdy jakiś sprzęt przestaje funkcjonować, nigdy nie wątpimy w techniczny system jako taki, lecz jedynie szukamy oczywistych przyczyn usterki. Podsumowując, można stwierdzić, że zarówno religijne zachowanie, jak również stosunek do nauk przyrodniczych charakteryzują się niejasnym, bezrefleksyjnym zaufaniem. Taka sytuacja prowadzi do tego, że nauki przyrodnicze i technika z zasady nigdy nie są podawane w wątpliwość, należy wręcz „wierzyć” w ich osiągnięcia i postęp. Patrząc z innego punktu widzenia, nauki przyrodnicze nie posiadają wprawdzie kościoła jak religia, ale posiadają, według Weizsäckera, kapłaństwo naukowej religii, które jest związane wspólną prawdą. Polega ona na tym, że naukowcy wywodzący się z całkiem różnych systemów politycznych, wbrew różnym społecznym i kulturowym uwarunkowaniom, mają być w stanie dochodzić do takich samych wy1 C. F. Weizsäcker, Die Tragweite der Wissenschaft, Stuttgart 1990. 2 Rozważania dotyczące osoby Carla Friedricha von Weizsäckera zostały napisane na podstawie istniejącej wcześniej części książki pt.: Naturwissenschaft und Glaube. Zob. R. Schulz, Naturwissenschaftshermeneutik. Eine Philosophie der Endlichkeit in historischer, systematischer und angewandter Hinsicht, Würzburg 2004, s. 175–178. 3 W takim sensie, że jest się zdanym na nauki przyrodnicze i zastosowanie techniki [przyp. tłum.]. www.tekstotekafilozoficzna.pl 60 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia ników w swoich projektach badawczych. Przez to wspólne posiadanie prawdy naukowcy są wepchnięci w rolę kapłańską. Jednakże w odniesieniu do wiary naukowej doświadczenie sukcesów i porażek nauk przyrodniczych doprowadziło nas do dwuznacznej sytuacji. Polega ona na tym, że nauki przyrodnicze, w obrębie których rozwiązuje się jakiś jeden problem, stwarzają ciągle nowe problemy, które wraz z postępem nauk przyrodniczych mogłyby przecież również prowadzić do niebezpieczeństwa. Obie tezy Weizsäckera, mianowicie z jednej strony istnienie zaufania do nauki, a z drugiej dwuznaczność skutków nauk przyrodniczych, zależą ściśle od siebie. Sama dwuznaczność wyników nauk przyrodniczych prowadzi już przez wiarę w naukę do poważnego zagrożenia dla ludzkiej cywilizacji. Kolejny aspekt tej wiary w nauki przyrodnicze polega na powszechnym poglądzie, że cała możliwa do zdobycia wiedza w ogóle, a w szczególności nauk przyrodniczych, przypada w udziale naukom, przede wszystkim naukom empirycznym. Działamy tak, jak gdyby poza metodycznie postępującymi naukami empirycznymi nie mogło być dane żadne inne poznanie. Prawdziwe „rozumienie”, niezależnie od uprawianych nauk, jest jednak możliwe jedynie w kontekście. Ponieważ te konteksty poddawane są stałym przemianom, zmienia się również w określony sposób rozumienie nauk przyrodniczych. Dlatego, przykładowo, teoria ewolucji jest dzisiaj ogólnie akceptowalnym faktem, ale w momencie jej powstania w XIX w. była postrzegana jako niesamowita wręcz prowokacja w stosunku do religijnego obrazu świata tamtych czasów. Uzupełniając rozważany przez Weizsäckera temat powiązań wiary z naukami przyrodniczymi, należy podkreślić, że omawiana dwuznaczność nie odnosi się jedynie do związanych z niebezpieczeństwami następstw postępu naukowo-technicznego. Prawdziwe niebezpieczeństwo, które może pochodzić z określonych wyników nauk szczegółowych, nie polega jedynie na dwuznaczności rezultatów, lecz na dwuznaczności ich struktury ograniczonej zawsze do wycinka rzeczywistości i do badań określonego systemu modelowego. Ta struktura jest niewidoczna z powodu wiary w naukę, co prowadzi do błędnej oceny zasięgu metodyki nauk przyrodniczych, a przez to do bezpodstawnych oczekiwań wobec tych nauk, mających mieć wręcz uzdrowicielską moc. Te wstępne uwagi o naukach przyrodniczych i wierze powinny uświadomić, że tym, co należy teraz rozpatrzyć, nie jest wiedza „o” naukach przyrodniczych i technice czy też kontekst tej wiedzy. Należy się zastanowić nad postawami i nastawieniami wobec nauk przyrodniczych i techniki. Te okazują się być z reguły zdecydowanie dużo bardziej odporne na krytyczne argumenty niż to ma miejsce w stosunku do obecnego stanu wiedzy. Kiedy Weizsäcker przed laty opublikował swoją książkę Die Tragweite der Wissenschaft, uświadamiano sobie już stopniowo dwuznaczność postępu naukowego (np. nagły szybki wzrost demograficzny jako następstwo polepszającej się higieny oraz postępu medycznego). Ta fatalna w skutkach ambiwalencja stała się dzisiaj oczywista na podstawie wielu przykładów, nie była jednak w stanie zachwiać w decydujący sposób wiary w naukę. Stało się wręcz przeciwnie: ta wiara jest dzisiaj jeszcze bardziej zintensyfikowana, do tego stopnia, że z nauk przyrodniczych wyewoluowała nośna medialnie nauka popularna. Przedstawiając sytuację skrajnie, można powiedzieć, że w tej mierze, w jakiej maleje wiara w nauki przyrodnicze, rośnie wiara w naukę popularną. Pozostając przy Weizsäckerze: wierni opuścili kościół (mówi odbiorca nauk przyrodniczych) i dołączyli do różnych „sekt”. Liczba sprzedanych książek na rynku popularno-naukowym mocno wzrosła przy jednoczesnym obniżeniu się liczby uczniów4 wybierających przedmioty nauk szczegółowych. Te „sekty” posługują się określonymi wycinkami wiedzy z dziedzin nauk przyrodniczych po to, aby móc w bardziej przekonywający sposób przekazywać swoje „przesłania”. Abstrahując od różnorakich ezoteryków, którzy zawsze byli obecni, w ostatnim czasie 4 W niemieckich szkołach, na poziomie odpowiadającym w polskim systemie szkolnictwa liceum, można wybrać przedmioty fakultatywne, np. fizykę, biologię, chemię, co skutkuje tym, że można ukończyć szkołę średnią bez wiedzy podstawowej z zakresu któregoś z wymienionych przedmiotów [przyp. tłum.]. www.tekstotekafilozoficzna.pl 61 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia również terapeuci i doradcy przedsiębiorstw korzystają z tego, że mogą wzmocnić swoją siłę przekazu, stosując fragmenty teorii zaczerpniętych np. z badań w zakresie zarządzania, teorii chaosu, badań mózgu i genu czy też socjobiologii. Dzięki rzekomemu namaszczeniu ich wyglądu przez przybranie ich w formę prawa, daje się wiarę w to, że nie można zbyt wiele zarzucić twardym faktom zaczerpniętych z nauk przyrodniczych, co można byłoby uczynić w przypadku, gdyby były one pozbawione tej podbudowy. W obliczu nauk przyrodniczych i przemian, jakich dokonują w naukowo-technicznej cywilizacji, nauka popularna miałaby w międzyczasie przejąć charakter religii zastępczej. Dowolność w popularno-naukowym doborze przykładów zaczerpniętych z nauk przyrodniczych spowodowałaby dalsze rozprzestrzenianie się zaniżonej oceny naukowych metod i treści oraz oddziaływałaby nadal na nastawienia i postawy jej odbiorczyń i odbiorców. Doszliśmy do momentu, w którym wymagana jest krytyczna praca polegająca na oświeceniu, przez co filozofia postawiona jest przed dużym wyzwaniem. Już w 1948 roku Karl Jaspers wnikliwie i przewidująco dostrzegł to nadchodzące zjawisko i w całej okazałości zanalizował je w Wierze filozoficznej: Trzeba prześwietlić i przezwyciężyć zabobonną wiarę w naukę. W naszych czasach nieustannej niewiary sięgnięto po naukę, bo rzekomo dawała mocne oparcie, wierzono w tak zwane wyniki nauki, ślepo podporządkowywano się ludziom uznanym za fachowców, wierzono, że dzięki nauce i planowaniu można będzie uporządkować świat w całości, oczekiwano wyznaczenia życiu celów, których nauka przecież nigdy dać nie może, oraz nieosiągalnego dla nauki poznania bytu w całości5. Nowoczesne zarządzanie naukami do dzisiaj nie jest gotowe, aby zaakceptować tę, analizowaną przez Jaspersa, brakującą funkcję orientującą w naukach. Wręcz przeciwnie, wspólnymi siłami najbardziej znaczących niemieckich organizacji naukowych intensyfikuje się dialog z opinią publiczną pod hasłem „nauka w przestrzeni publicznej”. Zakłada się, że to powinno „umożliwić wszystkim obywatelkom i obywatelom zdobycie samodzielnie wypracowanego i wolnego od przesądów obrazu na temat etycznych, politycznych, gospodarczych i społecznych rezultatów naukowych odkryć i naukowej aktywności”6. Do zaplanowanych działań należą: zwiększenie entuzjazmu młodych ludzi odnośnie robienia kariery naukowej, zorientowana na osiągnięcie celu koncepcja dotycząca włączenia grup poniżej wymaganego poziomu wiedzy do systemu kształcenia akademickiego, szersze korzystanie z nowych mediów, współtworzenie społecznych procesów kształcenia opinii i decyzji, a odnośnie opinii publicznej na pierwszy plan powinny zostać wysunięte nie wyniki badań, lecz raczej procesy poznawania [Erkenntnissprozesse]. Ujawniająca się na wielu polach tendencja do unaukowienia wspólnego życia społecznego jest niewątpliwie związana z tymi postulatami. „Wiary” w naukę i w badania szuka się przede wszystkim u potencjalnych sponsorów w świecie polityki i gospodarki, a ambiwalencja związana z naukowym postępem lub granica poznania nauk przyrodniczych nie są podejmowane jako tematy dyskusji. Stąd wynika zadanie filozofii, aby te strategicznie pominięte, ale dla orientacji opinii publicznej tym bardziej ważne pytania uczynić tematem debaty. 5 K. Jaspers, Wykład szósty, przeł. J. Garewicz, [w:] Wiara filozoficzna, red. J. Rolewski, Toruń 1995, s. 120. 6 Perspektivenpapier Wissenschaft im öffentlichen Raum der Deutschen Forschungsgemeinschaft (DFG), Bonn–Bad–Godesberg 2009, s. 1. www.tekstotekafilozoficzna.pl 62 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Niklas Luhmann: zaufanie do systemów Jednym z ważniejszych pytań będzie to, jak mogłoby wyglądać zaufanie do nauk przyrodniczych, nie popadając jednocześnie w krytykowane przez Jaspersa naukowe przesądy. W tym celu pomocne okazuje się nieuwzględniające kwestii moralnych rozpatrzenie rozróżnienia pomiędzy zaufaniem osobistym a zaufaniem w funkcjonowanie społecznych systemów, takich jak właśnie nauka, którego to rozróżnienia dokonał socjolog Niklas Luhmann w 1973 roku7. Zaufanie osobiste rozumie on jako zaufanie do określonych osób – przykładem może być przyjaźń. Jej warunkiem jest możliwość samoprzedstawienia w sposób ciągły osób postrzeganych jako godne zaufania. W relacji takiej istnieje możliwość niwelowania różnicy w postrzeganiu przez siebie samego oraz odbiorze przez innych. Jeśli chodzi o zaufanie do systemów, to mamy do czynienia z abstrakcyjnymi rezultatami jako przedmiotami zaufania. Te obiekty, w formie ekspertyz, symbolicznie generowanych mediów komunikacyjnych lub umów, funkcjonują jako oczywiste odpowiedniki możliwości oczekiwania konkretnych rezultatów, jak np. wyników postępu naukowo-technicznego. Jednakże każde zaufanie wymaga konkretnych gwarancji zabezpieczających. W ten sposób zaufanie osobiste jest związane z działaniem konkretnej osoby, a zaufanie do systemu ze zdolnością do dochodzenia do konkretnych rezultatów poszczególnych mediów. Tak jak system ekonomiczny potrzebuje relatywnie stabilnej wartości pieniądza, aby zbudować zaufanie inwestycyjne, a system polityczny nie powinien doprowadzać do nadużyć władzy, tak system naukowy jest zdany na niezawodność swoich wyników badań. Wszystkim tym rodzajom zaufania wspólne jest to, że przyjmują one możliwą do zaakceptowania niepewność, ponieważ długotrwała pewność nie może być zagwarantowana. Wraz z tym jednak zwiększa się tolerancja na nieufność. Jak na początku zostało powiedziane i teraz podkreślone, jeśli się uwzględni paradoksalność zjawiska, zgodnie z którym wraz z powiększającą się wiedzą o nauce wzrasta również nieufność wobec nauki, to powstaje w istocie podstawowa trudność. Trudność polega na tym, że zaufanie i nieufność […] przekazywane symbolicznie są postawami ogólnymi, które nie zmieniają się wraz z danymi w specyficzny sposób dającymi się stwierdzić obiektywnymi przyczynami, lecz są regulowane poprzez subiektywne procesy upraszczającego przetwarzania przeżyć. W uproszczeniu, w redukcji złożoności widoczny jest zawsze niejednorodny moment prowadzący do nieprzewidywalnych skutków. Jeśli pytanie o zaufanie i nieufność stanie się palącą kwestią, wtedy sytuacja zmieni się poprzez to z jednej strony na bardziej problematyczną, złożoną, bogatszą w możliwości interpretacyjne, z drugiej strony wkroczą procesy upraszczające redukcję, orientację na mniejszą ilość istotnych przeżyć kluczowych w funkcji8. Ta socjologiczna diagnoza dokonana przez Luhmanna może zostać bez wątpienia odniesiona również do doświadczenia ambiwalencji związanej z postępem nauk przyrodniczych, gdyż z jednej strony każdy postęp prowadzi do nowych niespotykanych do tej pory możliwości, które z pewnością nie mogłyby zaistnieć w żadnym z ich technicznych, gospodarczych, politycznych czy kulturowych wymiarów, z drugiej jednak strony, dla interpretacji tych postępów przywołuje się przykłady („kluczowe przeżycia”) z przeszłości, które mają na celu „pokazać” coś określonego lub że coś się „udaje” bądź też „nie udaje”. Kluczowe przeżycia „z wczoraj” przejmują w związku z tym ważną rolę orientacyjną, która polega na tym, że z naukowego postępu wynikają jakieś oczekiwania w stosunku do „jutra”, gdyż nikt nie może przewidzieć przyszłości. Ze względu na występowanie tego nieuniknionego ukierunkowania, nazwijmy go „kitem” nowoczesnego wysoko stechnicyzowanego społeczeństwa, stało się zwyczajem rozmawianie o cnocie i wartościach oraz nadawanie całej tej debacie charakteru etycznego. Z tego też powodu Francis 7 N. Luhmann, Vertrauen. Ein Mechanismus der Reduktion von sozialer Komplexität, Stuttgart 1973. 8 Tamże, s. 83. www.tekstotekafilozoficzna.pl 63 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Fukuyama, który uchodzi za proroka „końca historii”9, wydał w 1995 roku książkę na temat zaufania do związków między ludźmi i instytucjami10. Zgodnie z reprezentowanym w niej stanowiskiem, jeśli relacje wewnątrz jakiejś grupy ludzi oparte są na zaufaniu, to gospodarcza wymiana, a w związku z tym rozwój kapitalizmu, zostają mocno przyspieszone. Fukuyama mówi o spontanicznej zdolności tworzenia społeczności [Soziabilität] i ma na myśli ogólną zdolność do tworzenia grup lub zbitek związków, których podstawa nie polega na zawieraniu traktatów, lecz w pierwszym rzędzie na kultywowaniu tradycyjnych wartości i cnót. Autor ten badał, w jakim stopniu istnienie tej spontanicznej zdolności do tworzenia społeczności jako kapitału społecznego wpłynęło na rozwój zachodniego i azjatyckiego społeczeństwa przemysłowego oraz jak wpływa na nie do dziś. Powstanie spontanicznej zdolności do tworzenia społeczności jest utrudnione w tradycyjnych społeczeństwach, w których najważniejszym elementem tworzenia wszystkich społecznych organizacji jest rodzina. Przyznanie rodzinie centralnej pozycji, polegające na tym, aby ufać jedynie własnym krewnym, ogranicza lub też często uniemożliwia tworzenie się większych społecznych jedności, a w społeczeństwach cechujących się niskim zaufaniem do siebie nawzajem w ogóle nie doszło do powstania dużych firm. W ten sposób, zdaniem Fukuyamy, ukształtował się obraz wpływu różnych sił zaufania społecznego na rozwój gospodarczy. Obraz ten zaprzecza twierdzeniu zakładającemu istnienie społeczno-kulturowej jedności w opozycyjności Zachodu i Dalekiego Wschodu. Można z tego wyciągnąć wniosek, że analogicznie również zaufanie do nauk przyrodniczych i techniki może być wielorako uwidocznione, a duże różnice w akceptacji kluczowych technologii na terenie Europy (np. energia atomowa we Francji i Niemczech) są tego dobitnym przykładem. Postulat Fukuyamy, aby wzmocnić liberalną demokrację typu zachodniego zwiększeniem wartości i cnót w celu osłabienia dominującego indywidualizmu, wydaje się jednakże mało przekonywający, gdyż na nic się zda moralizatorski apel skierowany przeciwko zanikowi społecznego zaufania, jak również przeciwko ambiwalencji technicznego postępu i pokusie związanej z ciągle rozwijającą się konsumpcją. Jeśli każdy z osobna członek nowoczesnego społeczeństwa zostałby wezwany do odnalezienia swojej osobistej „prawdy” w nieskończonych możliwościach wyboru na rynku kapitalistycznym, szybko stałyby się widoczne granice debaty o cnocie i wszyscy byliby koniec końców długotrwale zdani na wykazaną przez Luhmanna dialektykę zaufania i nieufności. Społeczne postrzeganie wartości dokonuje się zawsze w ścisłym związku z socjalnymi, ekonomicznymi, politycznymi i naukowymi warunkami ogólnymi. Dopóki się tych związków nie rozważa, to dyskusja o „zaufaniu” i „orientowaniu” nie przynosi raczej skutków. Również etyczne pytanie, w jakich okolicznościach powinno się kogoś darzyć zaufaniem, a w jakich nie, wcale nie jest pomocne, ponieważ problem zaufania przemienia się wtedy w problem poznawczy, chociaż akurat tam, gdzie mamy do czynienia z brakiem wystarczającego poznania (np. o skutkach naukowego postępu) należy szukać korzeni nieufności. Nic innego nie pozostaje, jak nadanie nowego wymiaru zagadnieniu orientacji i zaufania, skoro ani apel o nowe wartości i cnoty, ani ograniczone zaufanie do systemów poprzez, przykładowo, współczesny kryzys finansowy, klimatyczny czy energetyczny nie wskazują na rozwiązanie. Ogólne doświadczenie życiowe uczy, że ludzie, tak samo jak systemy socjalne, są bardziej gotowi zaufać, jeśli dysponują wewnętrzną pewnością, jeśli ich nieodłączną częścią jest jakiś rodzaj pewności siebie, który dopuszcza możliwość, że zostanie ewentualnie naruszone ich zaufanie, nie czyniąc od razu jej jako tylko możliwą do wyobrażenia ewentualnością podstawą swojego działania11. 9 F. Fukuyama, Koniec historii, przeł. T. Bieroń, M. Wichrowski, Kraków 2009. 10Tenże, Konfuzius und die Marktwirtschaft, München 1995. 11 N. Luhmann, dz. cyt., s. 86. www.tekstotekafilozoficzna.pl 64 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia A więc wymagany jest tu jakiś rodzaj wewnętrznej ufności, który ma na uwadze najgorsze i mimo to może zrezygnować z pewności na podstawie bardziej lub mniej rzetelnej informacji o świecie. Chodzi o poczucie zaufania, zgodnie z którym problemy da się rozwiązać zawsze, gdy tylko się pojawią. Ze względu na to, że, jak pisze Luhmann, „Każde załamanie uczuciowe skutkuje przytłoczeniem złożonością świata. U podłoża uczuć czai się więc strach, który podtrzymuje ciągłość splotu uczuć, jeśli tylko w jakiś sposób zdoła przetrwać”12, strach i gotowość do zaufania wydają się być dwoma ściśle ze sobą związanymi stanami uczuć, które zwracają uwagę na to, że zaufanie nie może być bezwarunkowo obowiązującą maksymą zachowania, a w związku z tym nie może zostać zbudowany żaden długotrwały system zaufania, przykładowo w stosunku do nauk przyrodniczych i techniki. W zależności od sytuacji w grę może wchodzić raz zaufanie, a raz nieufność. Jednak do oceny sytuacji wymagane jest zdolne do oceny „Ja”. Sytuacyjność oraz zdolność do oceny zwracają uwagę nie tylko na ważne założenie w odniesieniu do samozaufania dla wcześniej dyskutowanego zaufania do osoby i systemu, lecz ukazują również łączący z tym tematem związek między teorią systemów a filozofią egzystencji. Karl Jaspers: zaufanie do rozumu Filozofia egzystencji, poczynając od wczesnego okresu mającego miejsce u Sørena Kierkegaarda, powołuje się na dialektykę strachu i wolności, która jest w ścisłym związku z kształtowaniem się zagadnienia zaufania. Nie bez powodu Kierkegaard odnosi się do bajki braci Grimm Strach13. Robi to po to, aby dojść do wniosku, że „[...] nauczyć się odczuwania lęku, aby nie pójść na zatracenie, już to nigdy nie przeżywając lęku, już to zanurzając się w nim. Dlatego ten, kto nauczył się odczuwania lęku we właściwy sposób, nauczył się rzeczy najważniejszej […]. Jeśli mój rozmówca sądzi, że jego wielkość polega na tym, iż nigdy nie przeżywał lęku, to z radością wykażę mu w swoim wyjaśnieniu, że wynika to stąd, iż w znacznym stopniu jest on pozbawiony ducha”14. Kierkegaard wnikliwie zanalizował problem polegający na tym, że żaden świecki dręczyciel nie jest w stanie pokonać lęku rodzącego się we własnym wnętrzu. Stąd nie dziwi, że znaczący filozofowie XX wieku (Heidegger, Jaspers, Sartre) umieścili strach w centrum swojej filozofii. Ponieważ lęk jako podstawowy nastrój człowieka nieustannie idzie w parze ze świadomością nieuchronności własnej śmierci, to czasowość i historyczność istnienia ludzkiego w „epoce bezustannych wątpliwości” (Jaspers) ciągle zyskuje na znaczeniu. Jednakże ten stan rzeczy w ogóle nie zostaje uwzględniony w wynikach i produktach nowoczesnych nauk przyrodniczych i techniki, przez co dochodzi do „rzekomego mocnego wsparcia” w postaci naukowego przesądu zauważonego i omówionego przez Karla Jaspersa i Carla Friedricha Weizsäckera. Ale czy ten lęk może być również twórczy w takim sensie, w jakim przedstawił to Kierkegaard? Jaspers w nawiązaniu do Kierkegaarda pisał w taki oto sposób: „Lęk powoduje zawroty głowy i zachwianie wolności tych, którzy muszą dokonać jakiegoś wyboru […]. Tam, gdzie zanika strach, tam człowiek staje się płytki”15. W teorii systemów oraz w filozofii egzystencji mamy więc do czynienia pozornie z dwiema różnymi tendencjami pod względem oceny konsekwencji lęku powstającego we wnętrzu człowieka. Z perspektywy teorii systemów gotowość do zaufania bądź nieufności w odniesieniu do stabilizujących systemów, jak nauki przyrodnicze i technika, wobec ogromnej złożoności otaczającego nas świata, służy do przezwyciężenia wzmagającego się bez nich wewnętrznego lęku. Natomiast zgodnie z przesłaniem filozofii egzystencji otwarcie na lęk w „sytuacjach granicznych” (Jaspers) prowadzi do właściwego człowieczeństwa. W takim razie, w jakim związku pozostają do siebie te dwa stanowiska, zważywszy na nadrzędne w tym wywodzie pytanie o „zaufanie” i „wiarę” w stosunku do nauk przyrodniczych i techniki? 12 Tamże, s. 90. 13 Niemiecki tytuł bajki to Märchen von einem, der auszog, das Fürchten zu lernen, jej nazwę zmienił Ludwig Bechstein na Gruseln, czyli strach. 14 S. Kierkegaard, Pojęcie lęku, przeł. A. Szwed, Kęty 2000, s. 157–159. 15 K. Jaspers, Philosophie II, Berlin–Göttingen–Heidelberg 1956, s. 265. www.tekstotekafilozoficzna.pl 65 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Bez wykorzystania intelektu i bez naukowo-technicznego postępu nie przyszłoby nam na myśl, według Jaspersa, że niebezpieczeństwo naszej epoki wygląda w ten sposób. Jednakże ratunek nie nadchodzi od strony samej tylko nauki czy techniki, lecz do nich musi dołączyć przewodnictwo etosu i chęć niczym nieograniczonej komunikacji. Na tym polega, według Jaspersa, sens zwrotu. To, że powinien panować rozum jest wiarą filozoficzną, do której nawołuje Jaspers16. Jasnym jest, że nauka i technika, również dla Jaspersa, są nieodzownymi elementami nowoczesnego społeczeństwa – że zarówno teraz, jak i w przyszłości nie można się obejść bez pewnego „zaufania do systemów” nowoczesnej nauki. Jasne jest również, że to zaufanie zakłada posługiwanie się rozumem, a przez to prowadzi do filozofii. Należy przy tym podkreślić, że Jaspers mówi o dwóch rodzajach „wiary” w odniesieniu do nauki: w negatywnym sensie wcześniej już wspomnianego „naukowego przesądu” oraz w pozytywnym sensie „wiary filozoficznej”. Jednakże aby móc ocenić, z jakim społecznym oporem w stosunku do tej rozumowej wiary trzeba się liczyć, warto powołać się na tekst, który powstał mniej więcej w tym samym czasie, co Die Tragweite der Wissenschaft Weizsäckera, a mianowicie Technika i nauka jako „ideologia” Jürgena Habermasa. Habermas w nawiązaniu do Dialektyki oświecenia17 rozwinął tam swoją słynną koncepcję społeczeństwa odniesioną do dwóch wymiarów – systemu i świata przeżywanego [Lebenswelt], która to koncepcja doprowadziła go w dalszej konsekwencji do napisania najważniejszego dzieła pt. Teoria działania komunikacyjnego18. Według Habermasa technika i nauka zostają utożsamione z nowymi obszarami konfliktu „w systemie opinii publicznej zarządzanej przez media”19. „Unaukowienie techniki”20 idzie w parze z rozwojem, który powoduje, że wszystkie badania koncentrują się w coraz większym stopniu na wiedzy wykorzystywanej technicznie, a w związku z tym nie można już bez przeszkód zharmonizować naukowego postępu z określonymi celami cywilizacyjnymi. Polityka „zmuszających okoliczności” stanie się więc techniką socjalną, a komunikacyjnie pośrednicząca racjonalność wartości zatraci swoją legitymizację. Przy tym wszystkim z jednej strony powstają rozprzestrzeniające się bezkrytyczne tendencje polegające na dopasowaniu się do „manipulującego przymusu techniczno-operacyjnego zarządzania”21, z drugiej strony poważnym problemem jest to, że ludzie nie są już w stanie rozpoznać różnicy między działaniem operacyjno-racjonalnym i technicznym a przekazywanym przez język, ponieważ „Ideologiczna siła świadomości technokratycznej opiera się na zignorowaniu tej różnicy”22. Habermas, przy okazji krytyki, jaką wystosował w stronę Maxa Webera i Herberta Marcusego, zastępuje wzięty od Marksa tradycyjny związek między siłą roboczą a stosunkami produkcji „bardziej abstrakcyjnym rozróżnieniem na pracę i interakcję”23. Pod pojęciem pracy Habermas rozumie racjonalne, zorientowane na cel bądź instrumentalne działanie, które kieruje się technicznymi zasadami i bazuje na wiedzy empirycznej. Natomiast pod pojęciem interakcji, względnie działania komunikacyjnego, rozumie symbolicznie przekazywane współdziałanie, które zależy od społecznych norm i może zostać zrozumiane na drodze wzajemnej subiektywnej akceptacji. Tej dokonanej przez Habermasa w 1968 roku, a dzisiaj nadal bezsprzecznie aktualnej analizie „technokratycznej świadomości” zawdzięczamy dwa ważne punkty zaczepienia dotyczące pytania o naukową i filozoficzną wiarę. Przez to, że owa technokratyczna świadomość ma tendencję do „zasłaniania” zdolności do komunikacji, tym bardziej wyraźny staje się opór, z którym musi liczyć się przeciwstawiona mu 16 A. Grieder, Philosoph in wissenschaftlich-technischen Zeitalter, [w:] „Wahrheit ist, was uns verbindet“. Karl Jaspers’ Kunst zu philosophieren, red. R. Schulz, G. Bonnani, M. Bormuth, Göttingen 2009, s. 453–454. 17 M. Horkheimer, T. W. Adorno, Dialektyka oświecenia, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 1994. 18 J. Habermas, Teoria działania komunikacyjnego. Przyczynek do krytyki rozumu funkcjonalnego, przeł. A. Kaniowski, Warszawa 2002. 19 Tamże, s. 100. 20 Tamże, 79. 21 Tamże, s. 83. 22 Tamże, s. 92. 23Tamże. www.tekstotekafilozoficzna.pl 66 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia wiara rozumowa w sensie, jaki nadał jej Jaspers. Ze względu na zbawienną moc, jaką Habermas przypisuje „symbolicznej interakcji”, można zapytać, czy ta motywująca moc nie wymaga wiary filozoficznej, o którą apeluje Jaspers. Chociaż zarówno Jaspers, jak i Habermas wpisują się w tradycję filozofii transcendentalnej Kanta, to ich punkty wyjścia są przecież bardzo odmienne. Istnieje między nimi ważna różnica odnośnie rozróżnienia wiary i wiedzy dotycząca związku nauk przyrodniczych i filozofii. Habermas zgodnie z „transcendentalnie ukształtowaną rolą języka” ma przed oczami wizję modelu obiektywizującego [Objektivierungsmodell] stosownie do nauk przyrodniczych wraz z „metodycznym priorytetem odnośnie filozofii subiektywnej”24. Natomiast Jaspersa należy widzieć nie jako filozofa nawiązującego do Kanta ze względu na język, metodę czy też zagadnienie wiedzy, lecz przede wszystkim ze względu na „bezwarunkowość powinności doświadczonej w wolności oraz w tym ugruntowanej odwagi w niewiedzy”25. Wszelkie próby uczynienia z filozofii nauki podkopują, według Jaspersa, możliwość prawdziwego filozofowania. Wobec hipotetycznego charakteru nauk przyrodniczych filozofująca jednostka poczuwa się do wymagania wiary i doświadcza przez to zawrotu głowy i strachu związanego z pobudzającą świadomością własnej niewiedzy, ale również podejmowania decyzji, które, biorąc pod uwagę relatywność wiedzy naukowej, mogą jako jedyne przedstawiać jakąś trwałą wartość. Wiara nie jest wiedzą, dlatego wyrażona w konstrukcjach całości wiara powoduje, że taka wiedza jest bezużyteczna w przestrzeni politycznej. Odpowiedź Kanta: Całości toku historii nie potrafimy w naszej ludzkiej sytuacji ani zrozumieć teoretycznie, ani praktycznie zaplanować. Potrafimy ją jedynie przedstawić w idei. Myślenie konstytuujące wiarę nie służy użyteczności, lecz upewnianiu się. Ono nie polega na przydatności dostępnej wiedzy, lecz na skuteczności dla mojej całej postawy, w której biorą swój początek określone polityczne myślenie i działanie26. Nigdy wcześniej nowoczesne społeczeństwo nie oddaliło się bardziej od tej przywołanej przez Jaspersa postawy, jak w dzisiejszych czasach. Działalność naukowa i badawcza w przeważającej większości zostały wspólnie przestawione na „zastosowalność” i „użyteczność” na wzór nauk przyrodniczych. Studiujący są poddani skutkowym strukturom studiów, w ramach których brakuje czasu na „filozofowanie”, a zależność uniwersytetów od polityki i gospodarki staje się z dnia na dzień większa. Na tym tle rozwija się wiara filozoficzna, którą Jaspers uzasadniał w książkach: Wiara filozoficzna (1948), Wprowadzenie do filozofii (1950), Szyfry transcendencji (1961) oraz Wiara filozoficzna wobec objawienia (1962), już wtedy ujawniając ogromny krytyczny potencjał. Inaczej niż cytowana na wstępie opisana przez Weizsäckera wiara w naukę, wiara filozoficzna nie posiada kultu, pewności oraz wspólnoty wyznaniowej i jest możliwa jedynie jako filozoficzne „upewnienie”. Ta wiara, inaczej niż chrześcijańska wiara w objawienie, nie może być ustalona w sposób pewny, za to utrzymuje wolność i myślenie w pozornie paradoksalnej niekończącej się pewności i przez to może prowadzić do właściwego człowieczeństwa: Lecz owe zbyt pochopne alternatywy: albo wiara objawiona, albo nihilizm; albo nauka wszeogarniająca, albo iluzja, przydają się jako oręż, by zastraszyć dusze, ograbić je z boskiego daru samoodpowiedzialności i podporządkować je sobie. Rozdzierają one ludzkie możliwości na opozycje, między którymi gubi się prawdziwe bycie człowiekiem27. 24Habermas pisze, że „o intersubiektywnym obowiązywaniu obserwacji można się upewnić dzięki praktyce eksperymentalnej, a więc dzięki zawartej w danych transformacji postrzegania. Podobna obiektywizacja wydaje się być udana, kiedy przeprowadzi się analizę przedstawień i myśli na podstawie gramatycznych struktur za pomocą których są one wyrażane. Gramatyczne wyrażenia są czymś w jakimś sensie ogólnie dostępnym, można z nich odczytać pewne struktury, bez których musiałoby się odnosić do czegoś w sposób jedynie subiektywny. Zresztą przykład matematyki i logiki właśnie do tego dąży, aby filozofię ogólnie zepchnąć do powszechnego obszaru przedmiotowego gramatycznych wypowiedzi. Frege i Peirce oznaczają punkt zwrotny”. J. Habermas, Nachmetaphysisches Denken, Frankfurt am Main 1988, s. 53–54. 25 K. Jaspers, Die großen Philosophen, München 1988, 6, Auflage 1991, s. 581. 26 Tamże, s. 580. 27 K. Jaspers, Wiara filozoficzna, s. 9–10. www.tekstotekafilozoficzna.pl 67 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Lęk i rozdarcie są dwiema stronami tego samego medalu, gdyż całkowicie zindywidualizowane społeczeństwo, jak określa się nowoczesne społeczeństwo, podlega dyktatowi konkurencji, komercji i konsumpcji, również społeczeństwo, w którym istnieje duży poziom strachu, gdyż strach przed brakiem powodzenia i przed różnymi formami nieudanych przedsięwzięć stały się stałym akompaniamentem w przemierzaniu tej drogi. Nic dziwnego, że pod wpływem strachu przed konkurencją na globalnym rynku naukowej wiedzy coraz większą rolę odgrywają stanowiące element współzawodnictwa strategiczne zasoby i dobro zbyteczne, a sposób mówienia „społeczeństwa wiedzy” może przez to rozwijać swoją propagandową siłę w każdej części społeczeństwa. Łatwy dostęp do informacji oraz interdyscyplinarny charakter nowoczesnej wiedzy sugerują ciągłe zbliżanie się do siebie członków nowoczesnego społeczeństwa oraz świadomość narastającej obustronnej zależności. Jednakże ta zależność nie jest wybierana w sposób wolny, lecz jest strukturą narzuconą przez kapitalistyczne warunki społeczne. Poza wymianą wiedzy, zorientowaną na wydajność i zastosowanie oraz kultywowania stanu wiedzy w światowych sieciach danych, warto dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek nie tracić z oczu intelektualnej samodzielności oraz samokształcenia. Ponieważ tylko w ten sposób mamy możliwość bez strachu zagwarantować sobie na dłużej zajęcie się różnymi ideami i formami myślenia, kulturowymi formami religii oraz sztuką, jak również możliwością krytyki i sądzenia, samoodpowiedzialnością, kompetencją społeczną, wzajemnym postrzeganiem innych i samych siebie, międzykulturowym rozumieniem oraz akceptacją innych. Wszystkie te wymagania można połączyć bez problemu w filozoficznej wierze, jak ją rozumiał Jaspers, ponieważ „Wiara filozoficzna towarzyszy nieograniczonej gotowości do komunikacji”28. W ten sposób komunikacja staje się jedynym środkiem przeciwko każdej formie strachu, przemocy, nieufności, rozdarcia i beznadziei oraz poprzez swoją jednoczącą siłę tworzy konieczne zaufanie do pozornej bezsensowności rezultatów wynikających w życiu codziennym. „Bez tej wiary sama tylko empiryczna obserwacja staje w całości w obliczu bezsensowności”29. Wierzyć filozoficznie oznacza wierzyć rozumowo, to znaczy wraz ze zrozumieniem, że człowiek, jako istota, która jest ograniczona przez swój sposób doświadczenia czasowości i w swoim czasie, nie może być panem całości absolutu, na którym się opiera. To oznacza – ograniczyć się do czasowości człowieka, patrząc na niego własnym rozumem, który jako jedyny scala w jedność i potrafi widzieć związki między rzeczami30. Należy się obawiać, że w naukowo-technicznej dobie brakuje zasadniczo takiej właśnie skromności, ponieważ rozumową wiarę w człowieka i jego uzależnienie od czasu zastępuje się rzekomymi naukowymi „prawdami”. Jak inaczej można wyjaśnić to, że nauki o życiu w zakresie biotechnologii, inżynierii genetycznej, sztucznej inteligencji, implantologii nerwowej i „human enhancement technologies” (HET – technologia ulepszania ludzi) są na ambitnej drodze poszukiwania przejścia z biotechnologii do technologii świadomości i pracują nad transhumanistycznym przezwyciężeniem człowieka? Przy tym wszystkim pozostaje całkowicie niewyjaśnione to, jaką cenę trzeba będzie w pewnym momencie zapłacić za taką zmianę. Wraz ze zniesieniem wszelkich granic uniemożliwiających manipulację w badaniach nie bierze się prawdopodobnie pod uwagę rozumowej umiejętności rozróżnienia między prawdziwą a fałszywą wiedzą, prawdziwym i fałszywym działaniem, całkiem przemilczana zostaje różnica między tymi, którzy decydują, a osobami dotkniętymi zmianami, manipulującymi i manipulowanymi. W trosce o tę różnicę Jurgen Habermas w Die Zukunft der menschlichen Natur. Auf dem Weg zu einer liberalen Eugenik? wrócił do motywów filozofii egzystencji (Kierkegaard), antropologii (Plessner) i etyki odpowiedzialności (Jonas), które uważał wcześniej za dawno rozwiązane i zwrócił uwagę na skutki zacierania się granic między 28 Tamże, s. 118. 29 K. Jaspers, Die großen Philosophen, s. 576. 30 L. H. Ehrlich, Die Glaubensfrage und die Zukunft des Menschen..., G. Bonanni & M. Bormuth & R. Schulz (Hrsg.), Wahrheit ist, was uns verbindet. Karl Jaspers’ Kunst zu philosophieren, Göttingen 2009, s. 204. www.tekstotekafilozoficzna.pl 68 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia tym, co powstało samo, a tym, co zostało wytworzone dla moralnego samorozumienia pojedynczego człowieka. Ponieważ, gdyby np. nastolatek został przez swoich rodziców powiadomiony o własnym genetycznym zaprogramowaniu, to jego własna natura przedstawiałaby mu się jako coś, co zostało zaprojektowane przez obce osoby jako design. „Ingerencje w eugenikę, mające służyć poprawieniu człowieka, zagrażają etycznej wolności, gdyż utrwalają wizerunek osób poddanych takim zabiegom jako nieakceptujących wprowadzonych zmian, które jednocześnie są nieodwracalną ingerencją osób trzecich, co sprawia, że nie mogą bez popadania w konflikt ze sobą widzieć samych siebie jako właściwego autora własnego życia”31. Następnie taka możliwość hodowania ludzi skutkowałaby dotychczas nieznanym asymetrycznym stosunkiem między osobami, ponieważ dla tych, na których dokonano tej genetycznej manipulacji jest nie do wyobrażenia sobie, aby móc dokonać takiego designu dla własnych designerów. To tylko jeden przykład z całego mnóstwa innych delimitacji, które mogą w przyszłości przyczynić się do upadku nauk biologicznych. Przy tym nie można wykluczyć, że podstawowe doświadczenia naszego człowieczeństwa, jak śmierć, cierpienie, walka, przypadek i wina, które, według Jaspersa, w sytuacjach granicznych „pobudzają podmiot poprzez radykalny wstrząs swojego istnienia do egzystencji”32 mogą stać się w niedalekiej przyszłości niezrozumiałe dla ludzi, ponieważ jesteśmy poskramiani zaopatrzeniowo-technicznie, a potem jeszcze mielibyśmy wiedzieć, na czym polega różnica między dostosowanym i niedostosowanym dostrojeniem naszego ciała i świadomości. Sytuacje graniczne mogłyby jeszcze tylko tam być zauważane, „gdzie ukazuje się egzystencjalny brak jako skutek wadliwego fizycznego i psychicznego programowania”33. Dramaturgia takiego właśnie scenariusza ujawnia się tam, gdzie szuka się zainspirowanej Kantem Jaspersowskiej wiary w człowieka i jego rozum. Przy czym nie chodzi o człowieka rozumianego w duchu nauk empirycznych, na temat którego nauki biologiczne dzień w dzień wyciągają na światło dzienne nowe naukowe specjalistyczne informacje, nie chodzi również o realnego człowieka, który bardziej lub mniej wykazuje każdego dnia na całym świecie, że potrafi sprostać polityczno-społecznym wyzwaniom i nie chodzi również o społeczne elity, które pomimo wielorakich kryzysów sądzą, że mogą kierować losem ludzkości poprzez naukę, gospodarkę i politykę, i ich „istnienie w sieci”. To, o co naprawdę chodzi, to „idea człowieka w każdym człowieku” w jego ograniczonych możliwościach danych mu wraz z posiadaną historią, ponieważ „Wiara w człowieka jest konieczna, aby wierzyć w sens historii i co za tym idzie, aby móc postępować etyczno-politycznie”34. Jaspers jako lekarz i psychiatra miał bardzo drobiazgowe wyobrażenie różnicy między wiedzą naukową a egzystencjalną. Filozof ten wiedział, że nawet tak skuteczne naukowe panowanie nad naturą pozostawia siłą rzeczy bez odpowiedzi pytania egzystencjalne pozwalające zyskać myślową orientację. Im więcej można dowiedzieć się w naukowym obszarze o człowieku, tym bardziej trzeba wierzyć w człowieka, jeśli nie chce się ulec mylnym przekonaniom kierującej nami funkcji bazującej na naukowo-technicznym sposobie poznania. Prawda ma albo ogólnie obowiązujący charakter i jest dla każdego człowieka taka sama, czyli jest naukową prawdą, która jednak odnosi się zawsze tylko do określonych przedmiotów, pod określonymi warunkami, poprzez określoną metodę, a więc jest wtedy relatywną prawdą, albo też prawda jest nieuwarunkowana i wynika z człowieka żyjącego zgodnie z treściami wiary urzeczywistniając ją. Jej cena jednak polega na tym, że racjonalnie przekazywalna treść nie oznacza dla każdego z osobna tego samego. To znaczy: nieuwarunkowana prawda jest historyczna. Ponieważ my, jako możliwa egzystencja, jesteśmy po prostu historyczni35. 31 J. Habermas, Die Zukunft der menschlichen Natur. Auf dem Weg zu einer liberalen Eugenik?, Frankfurt am Main 2001, s. 112. 32 K. Jaspers, Philosophie I, Berlin–Göttingen–Heidelberg 1956, s. 56. 33 G. Hartung, Philosophische Anthropologie, Stuttgart 2008, s. 120. 34 K. Jaspers, Die großen Philosophen, s. 576. 35 K. Jaspers, Philosophie und Welt. Reden und Aufsätze, München 1963, s. 165. www.tekstotekafilozoficzna.pl 69 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia Jaspers nadał zaczerpniętemu od Kanta przeciwstawieniu wiedzy i wiary egzystencjalno-filozoficzny i historyczny charakter. Kant rozwinął figurę myślową „subiektywnego brania za prawdę” w rozdziale O mniemaniu, wiedzy i wierze36 omawiającym transcendentalną naukę o metodzie Krytyki czystego rozumu oraz w Co oznacza orientować się w myśleniu? podjął ją jeszcze raz. Tutaj wiara w rozum posiada swoje ważne, również dla Jaspersa, określenie stojące w opozycji do wiedzy: „Wprawdzie każda wiara, nawet wiara historyczna musi być rozumna (ponieważ ostatecznym kamieniem probierczym prawdy zawsze jest rozum), jednakże tylko wiara rozumowa jest tą wiarą, która nie opiera się na innych danych, oprócz tych, zawierających się w czystym rozumie. Wszelka wiara jest zatem podmiotowo wystarczającym uznawaniem czegoś za prawdę, choć obiektywnie uświadamiamy sobie niewystarczalność owego czegoś, a więc sprzeciwia się ona wiedzy”37. To, co można rozpoznać jako określenie negatywne w odniesieniu do obiektywnej wiedzy nauki, staje się jako prawda czymś całkowicie innym niż powstałe przez nauki przyrodnicze ogólne obowiązywanie ukształtowane przez prawo. Obowiązywanie to posiada wprawdzie roszczenie, aby uczynić mierzalnymi coraz większe obszary rzeczywistości, ale przecież w żadnym wypadku nie może zostać unieważniony partykularny charakter prawdziwości naukowo-technicznej wiedzy. Jaspers ciągle zwracał uwagę na „związek rozumu”, aby móc połączyć partykularną prawdziwość nauki i techniki z naszą egzystencją. Tutaj swoją rolę odgrywa niedające się oddzielić od rozumu pojęcie komunikacji. W tym momencie na pierwsze miejsce wkracza pośredniczenie [Mitteilbarkeit] zamiast ogólnego obowiązywania. Rozum jest niezbędnym warunkiem wiary filozoficznej […]. Rozum zaostrza słuch, wzmaga giętkość, gotowość do komunikacji, zdolność przemiany w toku nowych doświadczeń, ale tylko wówczas, gdy wszystko to jest niezawodnie ugruntowane, niezachwianie wierne, żywe w czynnym obecnie wspomnieniu o wszystkim, co kiedyś bywało dla niego rzeczywistością […]. Rozum domaga się porozumienia bez granic, jest sam całkowicie wolą porozumienia, postacią przejawiania się prawdy w czasie […]. Jest filozoficzną wiarą, którą można również nazwać wiarą w komunikację38. Kończąc, chciałbym jeszcze raz przypomnieć rozróżnienie Carla Friedricha von Weizsäckera między „intelektualnym uznawaniem za prawdę” a „egzystencjalnym zaufaniem”, które Weizsäckerowi służy jako diagnoza „wiary w naukę” na podstawie egzystencjalnego zaufania. „Intelektualne uznawanie za prawdę” oznacza ograniczenie do wiedzy, z czym nie zgodziliby się Kant i Jaspers, ponieważ w pismach obu tych filozofów wiara, jako wiara rozumowa w przeciwieństwie do negatywnego jej znaczenia jako wiary w naukę, posiada znaczenie pozytywne. Patrząc z punktu widzenia Kanta i Jaspersa, wiary w rozum nie można oddzielić od wiary w człowieka. Akurat w czasach światowego przyspieszenia badań nauk biologicznych wraz z, do tej pory niemożliwymi do wyobrażenia, oczekiwaniami względem szczęśliwego życia, ale również wraz z zagrożeniami, jakie czekają człowieka w przyszłości, przypomnienie wiary rozumowej, która nie może mieć swoich podstaw „w żadnych innych danych” jest szczególnie aktualne dla wszystkich tych, którym będzie chodziło o to, że jesteśmy stworzeni, posiadamy historię i wolność. Ponieważ naukowo-techniczny sposób myślenia powiązany zawsze z określonym założeniem pobocznym w związku ze znanym na całym świecie sloganem „społeczeństwa wiedzy” musi pozostać całkowicie obcy tej pochodzącej od Kanta i Jaspersa figurze myślowej nieuwarunkowanej filozoficznej wiary rozumowej. W 1983 roku socjolog Norbert Elias, w trakcie poszukiwań odpowiednich środków orientacyjnych, aby poradzić sobie z już wtedy widocznymi wielorakimi zagrożeniami i konfliktami naszej cywilizacji, zwrócił uwagę na to, że zawyżony prestiż nauk przyrodniczych prowadzi do tego, że ich modele i metody 36 I. Kant, Kritik der reinen Vernunft, Hamburg 1976, B848-859, s. 739–748. 37 I. Kant, Co oznacza: orientować się w myśleniu, przeł. T. Kupś, [w:] I. Kant, Dzieła zebrane. Tom VI. Pisma po roku 1781, Toruń 2012, s. 148. 38 K. Jaspers, Wiara..., s. 34–46. www.tekstotekafilozoficzna.pl 70 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Wiara, nauki przyrodnicze i filozofia zostały uznane, jak na początku była o tym mowa, zgodnie z przytaczanym stanowiskiem Carla Friedricha Weizsäckera, jako właściwość nauki w ogóle, przez co socjologowie, którzy chcą nadać swojej pracy naukowy charakter, kopiują wzory przejęte z nauk przyrodniczych. Ten proces jest dokładnie pożądaną naukowo-polityczną zmianą socjologii dokonywaną dzisiaj w dużej części Niemiec, polegająca na tym, że dawną krytyczną teorię społeczną przeobraża się w mającą nadejść, prestiżową i przynoszącą zyski pieniężne, empiryczno-eksperymentalną technologię socjalną. Jednocześnie, zdaniem Eliasa, przede wszystkim zapomina się, że model związku przyczynowego i metody bazujące na wymiernym obliczaniu w naukach przyrodniczych są opracowane dla wąskiego obszaru badań, który nie jest w ogóle kompatybilny z badaniami problemów społecznych. Elias wprowadził interdyscyplinarnie rozumiane pojęcie „nauk o człowieku”39, aby oddzielić się od tego rodzaju naukowo-wierzących nauk socjologicznych swoich czasów. Jak można by właściwie zastosować dzisiaj przeciwko wcześniej opisanym niebezpieczeństwom zaprogramowanej i stechnicyzowanej przyszłości ludzkości przez naukowo-techniczny postęp rozwiniętą przez Kanta i Jaspersa „ideę człowieczeństwa” oraz jak można w przyszłości, krytykując „społeczeństwa wiedzy”, mówić o „społeczeństwie ludzkim”? W obliczu ogromnej siły oddziaływania takiej właśnie krytyki nie należy robić sobie oczywiście żadnych złudzeń, pomimo wspomnianej na początku tego artykułu nieufności dobrze poinformowanych kręgów społeczeństwa wobec nauki i techniki. Jaspers już pół wieku temu miał świadomość, że filozofię można kierować tylko do jednostek i również w przyszłości nie ma co się łudzić, że w nowoczesnym społeczeństwie uda się oświecić większą liczbę ludzi. Przesłanką techniki, która przeobraża nasz byt, jest nauka. Ale nauka ta sięga znacznie dalej. Ta nauka – w przeciwieństwie do techniki – wrzyna się głęboko w ludzką historię, a tylko niewielu ludzi zdaje sobie z tego w pełni sprawę i w tym uczestniczy, natomiast masa ludzka tkwi nadal w formach myślenia przednaukowego i czyni z nauki taki użytek, jaki niegdyś prymitywne ludy z europejskich cylindrów, fraków i szklanych paciorków40. Przeł. Dorota Barcik 39 N. Elias, Engagement und Distanzierung, [w:] Arbeiten zur Wissenssoziologie I, Frankfurt am Main 1983. 40 K. Jaspers, Wiara filozoficzna, s. 119. www.tekstotekafilozoficzna.pl 71 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Mirosław Twardowski O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie Recenzja książki: Evolution, Games and God: The Principle of Cooperation, ed. by Sarah Coakley, Martin A. Nowak, Harvard University Press Cambridge, Massachusetts 2013. Z Wprowadzenia (s. 1–34) do Evolution, Games and God: The Principle of Cooperation dowiadujemy się, że niniejsza książka zajmuje się zjawiskiem kooperacji. Tradycyjnie słowo „kooperacja” oznacza dowolny rodzaj współpracy, której przyświeca jakiś wspólny cel. Biolodzy ewolucyjni precyzują znaczenie tego słowa, wskazując nie tylko na wspólne zobowiązanie, lecz także chęć uczestników do rezygnacji z osobistych korzyści na jego rzecz. Autorzy dostrzegają interdyscyplinarne, m.in. biologiczne i kulturowe, „poziomy” w opisie kooperacji. Proponują następującą roboczą definicję tego pojęcia: „Kooperacja jest formą współpracy, w której jedna osoba płaci cenę (w kontekście fitness czy genetycznym lub kulturowym), by druga mogła zyskać w efekcie korzyść”1. Autorzy przekonują, że badacze, którzy dokładniej rozumieją, na czym dokładnie polega kooperacja – zarówno ta biologiczna, jak i kulturowa – są w stanie poszerzać zakres jej skuteczności. Jest to wyzwanie, które redaktorzy tej książki rzucają jej czytelnikom. Recenzowany tom, oprócz wprowadzenia, składa się z sześciu części, dwudziestu rozdziałów, listy współautorów (s. 387-388) i indeksu rzeczowego (s. 389-400). Część pierwsza, zatytułowana Ewolucyjna kooperacja w perspektywie historycznej (s. 35-95), zajmuje się historią samego pojęcia „kooperacja”. W rozdziale pierwszym, Darwin o przyrodzie, Bogu i kooperacji (s. 37-59), John Hedley Brooke wyjaśnia słynną intuicję Darwina zawartą w O pochodzeniu człowieka, która zakładała, że plemię, którego członkowie byli zawsze gotowi do pomocy sobie nawzajem i poświęcali się dla wspólnego dobra, mieli przewagę nad większością innych plemion. Darwin odczytywał tę skłonność do „poświęceń” w sposób naturalistyczny. Kluczowe dla tej analizy było pojęcie rozwiniętej zdolności „współczucia”. Darwin nie posiadał jednak odpowiednich narzędzi do zrozumienia zjawiska kooperacji od strony matematycznej. Postrzegał je jako troskę o dobro innych, będącą ściśle związaną z rozkwitem społeczeństwa i pojawieniem się wrażliwości moralnej. W kolejnym rozdziale, Altruizm z perspektywy historycznej (s. 60-81), Thomas Dixon przypomina, że altruizm był pierwotnie terminem ukutym przez Augusta Comte’a w wyraźnie świeckim wymiarze, obierając za fundament optymistyczne przeczucia Darwina odnośnie moralnego rozwoju i hipotezę powstawania uniwersalnej moralności bez udziału religii. Dla Kevina C. Nixona naiwne i mylące jest, by zakładać, że kooperacja powinna mieć z założenia pozytywny wydźwięk, a jej przeciwieństwo jest automatycznie moralnie niepoprawne. W trzecim rozdziale, Ewolucja i „kooperacja” pod koniec XIX i w początkach XX w. w nauce i teologii amerykańskiej (s. 82-95), Heather D. Curtis podkreśla, że niektórzy liberalni duchowni w Stanach Zjednoczonych i Europie głosili nową wersję darwinizmu, w pełni kompatybilną z myślą chrześcijańską. Dzięki temu altruizm na nowo zagościł w kościelnym słowniku, a wraz z nim odpowiednio postrzeganie płci z czasów romantyzmu, w których to kobietom przypadała główna rola w „altruistycznym przedsię1 Evolution, Games and God: The Principle of Cooperation, ed. by Sarah Coakley, Martin A. Nowak, Harvard University Press Cambridge, Massachusetts 2013, s. 4. www.tekstotekafilozoficzna.pl 72 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie wzięciu”. To beztroskie i malierystyczne krzyżowanie darwinizmu, liberalnego chrześcijaństwa i romantycznej teorii płci nie miało jednak szans przetrwać w obliczu barbarzyńskich wydarzeń pierwszej wojny światowej. Druga część książki, Matematyka, teoria gier i biologia ewolucyjna. Zjawisko kooperacji w perspektywie ewolucyjnej (s. 97-149), przenosi czytelnika do wieku XX, gdzie dokonane zostały jedne z najbardziej znaczących postępów w zrozumieniu dynamiki ewolucyjnej, mające swoje korzenie w zastosowaniu technik gier teoretycznych. W rozdziale czwartym, Pięć zasad ewolucyjnej kooperacji (s. 99-114), Martin A. Nowak gromadzi spostrzeżenia wybitnych prekursorów teorii gier ewolucyjnych, dodając opracowane przez siebie „mechanizmy” odnoszące się do procesów ewolucyjnych prowadzących do powstania zjawiska kooperacji. Na mechanizmy te składają się: „selekcja rodu”, „bezpośrednia wzajemność”, „pośrednia wzajemność”, „sieciowa wzajemność” i „grupowa selekcja”. „Mechanizmy” Nowaka stanowią coś w rodzaju struktur interakcyjnych, które definiują, kto współdziała z kim i z jaką opłacalnością oraz kto konkuruje z kim pod względem reprodukcji genetycznej lub kulturowej. Nowak twierdzi, że „kooperacja” jest trzecią, obok mutacji i selekcji, „zasadą ewolucji”. Te trzy „zasady” mają jednak swoją hierarchię: mutacja jest „numerem jeden” ze względu na potrzebę wytworzenia różnorodności, na której oparta może zostać selekcja; mutacja i selekcja tworzą razem procesy ewolucyjne, które z czasem prowadzą do kooperacji – pod warunkiem jednak, że funkcjonować będzie jeden lub więcej z pięciu wspomnianych wcześniej „mechanizmów”. Christoph Hauert w rozdziale piątym, Matematyczne modele kooperacji (s. 115-131), skupia się na Snowdrift Game (SG) – grze, która nawiązuje do zjawiska kooperacji biologicznej. Eksperyment myślowy SG wygląda następująco: dwóch kierowców utknęło razem w zaspie, a najlepsza strategia zależy od decyzji drugiej osoby – jeżeli drugi kierowca weźmie się za odśnieżanie, mi uda się od tego wymigać, jednak, gdy kierowca okaże się leniwy, lepiej, żebym sam zaczął odgarniać śnieg, zamiast tkwić w zaspie. Kiedy SG jest wielokrotnie przeprowadzane, gracze mogą dodatkowo korzystać z tego, co Hauert nazywa „inwestycją” w kierunku przyszłego celu, która nasila również skłonność do podjęcia współpracy. Hauert jest zdania, że analiza SG pozwala wyciągnąć daleko idące wnioski w wyjaśnianiu długotrwałego przetrwania i proliferacji cech kooperacyjnych. W rozdziale szóstym, Ekonomiczna i ewolucyjna komplementarna perspektywa dla kooperacji (s. 132-149), Johan Almenberg i Anna Dreber badają, jak teoria gier jest wykorzystywana przez ekonomistów w sposób, który często nie potwierdza spostrzeżeń biologii ewolucyjnej na temat relacji między kooperacją ludzi i zwierząt. Zasadniczym problemem jest to, jak wiele z naszych strategii gier dotyczy tak naprawdę chłodnego „racjonalnego wyboru”, a ile zawdzięczać należy ewolucji i instynktowi. Jeśli odziedziczyliśmy po naszych ewolucyjnych przodkach silną pierwotną skłonność do współpracy w pewnych okolicznościach, wówczas umyślny egoizm nie będzie u nas tak oczywisty ani pierwotny, jak mogłoby się wydawać, ani też nie będzie zawsze opierał się na naszym ostatecznym dobru. Ostatnie eksperymenty z udziałem gier teoretycznych przeprowadzane w warunkach laboratoryjnych pokazują – zdaniem Almenberga i Dreber – że ludzie bardzo chętnie, pozornie nawet „naturalnie”, rozważają inne warianty niż tylko te leżące w ich szeroko pojętym interesie. Część trzecia recenzowanego tomu, Psychologia, neuronauka i intencjonalność ewolucji kulturowej kooperacji (s. 151-197), zawiera sporo współczesnych spekulacji z dziedziny nauk społecznych na temat tego, co czyni ludzką kooperację lub altruizm unikalnymi. W rozdziale siódmym, Społeczne prostetyczne systemy i ludzka motywacja. Powód, dlaczego kooperacja jest typowo ludzka (s. 153-167), Stephen M. Kosslyn sugeruje, że to nasza zdolność do „pożyczania” sobie nawzajem pomysłów w celu uzyskania obopólnych korzyści wyróżnia nas jako gatunek ludzki. Nasze mózgi są już na stałe zaprogramowane do współpracy poprzez wykorzystywanie „neuro- www.tekstotekafilozoficzna.pl 73 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie nów lustrzanych”, jednak tylko ludzie potrafią dzielić się swoimi zdolnościami umysłowymi. To z kolei, jak przypuszcza Kosslyn, może być neurofizjologicznym fundamentem ludzkiego altruizmu. W następnym rozdziale, Wyjątkowość ludzkiej kooperacji. Poznanie, kooperacja i religia (s. 168185), Dominic D. P. Johnson przekonuje, że pojawienie się specyficznej dla ludzi kooperacji jest bardzo ściśle związane z rozwojem religii. Według opracowanej przez niego Teorii Nadprzyrodzonej Kary, bogowie są wytworem ludzkiej wyobraźni, celem stworzenia systemu nagród i kar potrzebnego do realizacji postulatów etycznych, które zaistnieć mogą tylko wtedy, gdy ludzki język i poznanie umysłowe intuicyjnie są w stanie wyczuć zamiary innych ludzi, a tym samym przypisywać im winę. Według teorii Johnsona, przedludzka kooperacja mogła mieć charakter wyłącznie egoistyczny. W rozdziale dziewiątym, Wyrzeczenie i jego niezadowolenie. W kierunku wyjaśniania międzyosobowego konfliktu między „egoizmem” i „altruizmem” (s. 186-199), Maurice Lee, korzystając z różnych narzędzi metodologicznych, mierzy się z problemem, jak wyjaśnić psychologiczną trudność towarzyszącą podejmowaniu prawdziwie altruistycznych decyzji. Lee postrzega rozwój innych altruistycznych zachowań jako dalekie od „zabawy”, zastanawiając się, co dzieje się w ludzkim mózgu podczas walki o osiągnięcie takich postaw bezinteresowności. Badając zjawisko „dobrowolnego wycofania się lub odrzucenia własnych interesów” dla dobra innych, Lee stawia neurobiologiczną hipotezę, że wewnętrzny konflikt między odczuwaną satysfakcją natychmiastowego pragnienia a bezinteresowną miłością może sam w sobie mieć charakter adaptacyjny. Lee przyjmuje w swej pracy rygorystyczną definicję altruizmu. Dla niego musi to być wyraźna, jednoznaczna troska wobec drugiej osoby, bez uwzględniania własnych korzyści. Czwarta część książki, Filozofia biologii i filozofia umysłu. Rozstrzygnięcie znaczenia ewolucyjnej kooperacji (s. 199-250), zajmuje się analizą kategorii „wyjaśniania” i „przyczyny” w celu uzyskania jaśniejszego obrazu relacji między kooperacją a altruizmem. W rozdziale dziesiątym, Nieprzewidywalny wynik w grze życia (s. 201-219), Jeffrey P. Schloss podkreśla, że matematyczne rachunki ewolucyjnej kooperacji są w najlepszym razie wyższymi formami wyrafinowanego egoizmu, co z kolei jest równoznaczne z rzuceniem poważnego „wyjaśnieniowego” wyzwania filozoficznego, a mianowicie: jakiego rodzaju „wyjaśnienia” mają miejsce w grach teoretycznych oraz ile jest w nich prawdy? Czy cała „naukowa” historia ewolucji jest jedną z form egoizmu czy też konfliktu, podwiązaną pod inne redukcjonistyczne i utylitarne normy? W swym artykule Schloss udziela odpowiedzi na powyższe pytania. W kolejnym rozdziale, Czego teoria gier może nas nauczyć o ludziach? (s. 220-233), Justin C. Fisher stawia sobie za cel określenie rodzaju i zakresu wyjaśnienia, do jakiego mógłby aspirować matematyczny opis kooperacji. Uważa, że istnieją co najmniej trzy powody, dla których można być sceptycznym wobec przesadnych wyjaśnieniowych ambicji w teoretycznych modelach kooperacji i altruizmu: w filozofii umysłu, gdzie człowiek dąży do przeznaczenia pewnej przestrzeni na „niefizyczne” rozważania umysłu; w obszarze wolności, gdzie człowiek nie wybiera „fizycznej” czy też „deterministycznej” opcji w zakresie filozoficznych opisów wolności; oraz w ogólnym obszarze tego, co nazywamy „złożonością”: zachowania człowieka są bardzo złożone, dlatego powinniśmy patrzeć z dużym przymrużeniem oka na wszystkie próby ich wyjaśnienia za pomocą matematycznych opisów. W rozdziale dwunastym, Jak niemożliwa do wyeliminowania jest kooperacja (s. 234-250), Ned Hall przeprowadza eksperyment myślowy, będący wyimaginowaną debatą między „wyedukowanym chrześcijańskim teistą” i „redukcjonistycznym ateistą-fizykalistą”, który ma na celu utemperować jakiekolwiek dalsze, nazbyt uproszczone definicje kooperacji oparte na wynikach gier teoretycznych. Hall nazywa poważnym błędem „wykroczeniowym” ideę, że ewolucyjna teoria gier może w jednolity sposób wyjaśnić rozwój kooperacyjnych i altruistycznych zachowań w społeczeństwach ludzkich. www.tekstotekafilozoficzna.pl 74 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie Części piąta omawianego tomu, Kooperacja, etyka i metafizyka (s. 251-325), poświęcona jest debacie na temat możliwych etycznych implikacji ewolucyjnej kooperacji. W rozdziale trzynastym, Moralny organ. Profilaktyka przeciwko fanaberii kultury (s. 253-272), Marc Hauser twierdzi, że ludzie na całym świecie wykorzystują powstałe na drodze moralnej ewolucji „zasady” i „intuicje”, które są dla nas tak kluczowe, jak sama zdolność porozumiewania się za pomocą języka mówionego. Te intuicje nie są jednak wyraźnymi etycznymi dyrektywami, a raczej mniej lub bardziej nieświadomymi wrażliwości etycznych, które w pewnym stopniu są nawet izolowane od lokalnych wpływów kulturowych lub religijnych. Są one po prostu „podstawowe” z punktu widzenia ewolucji. W praktyce generują one ocenę moralną. Jednak ani „rozum”, ani „emocje”, ani też kalkulacje typu „środek-cel” nie są bazowe w etyce w opinii Hausera. Bardziej fundamentalną jest dla niego dziedziczna i intuicyjna „gramatyka moralna”, która napędza wszystkie konkretne osądy etyczne. Hauser uważa, że „lustrzane neurony” i zdolność „filozofii umysłu” mają kluczowe znaczenie w procesie przejścia do „wzajemności pośredniej” i altruistycznych strategii motywacyjnych w grach teoretycznych. Artykuł Friedrica Lohmanna w rozdziale czternastym, Nowy przypadek dla kantyzmu. Ewolucja, kooperacja, deontologiczne twierdzenia w społeczności ludzkiej (s. 273-288), cechuje podejście kantowskie do omawianych tematów. Lohmann oddziela od siebie nienormatywny behawioryzm ekonomicznych teoretyków gier i zasadniczo normatywną strukturę kantowskiej idei moralnego obowiązku w obliczu dobrej woli. To pierwsze wyróżnienie pozwala Lohmannowi dowieść istotnego punktu etycznego, który jest często pomijany przez biologów teoretycznych: kooperacja może zaistnieć, lecz nie może wywodzić się z fałszywej motywacji, np. przez próżność, pychę lub po prostu niewłaściwe cele. Jean Porter w rozdziale piętnastym, Natura, gramatyka normatywna i osąd moralny (s. 289-306), cofa się do czasów Arystotelesa, by w ten sposób na nowo ożywić kwestię teleologii w ewolucji na dwóch najważniejszych rozpoznawalnych poziomach. Po pierwsze, Porter pyta: co, jeśli zjawiska ewolucyjne przedstawiają coś więcej niż tylko „gołe” fakty i zachowania, na podstawie których naukowcy nieco arbitralnie narzucają później interpretacje? Co, jeśli sama ewolucja ujawnia nam to, co Arystoteles nazywa „naturalnymi rodzajami” – istoty i grupowania poddane normatywnej analizie spełniane przez naszą własną, naturalną zdolność do wyciągania wniosków z obserwacji świata rzeczywistego? Samo zjawisko kooperacji może sugerować taką właśnie interpretację ewolucyjnych wzorców rzeczywistości, a tym samym skutecznie pobudzać do normatywnej refleksji. Drugą kwestią jest fakt istnienia osobnego poziomu teleologii w ludzkim etycznym świecie, który może wskazywać, w jaki sposób ewolucyjne wzorce są spełniane poprzez odpowiednie ludzkie motywy o charakterze moralnym. Opis normatywności w królestwie ludzi, o jakim mówi Arystoteles, czerpie z idei tego, czym jest „rozkwit” z ludzkiego punktu widzenia – być i robić to, co jest dobre i naturalne. Tak przedstawiony stan rzeczy niekoniecznie jest czymś, z czym bezpośrednio można by utożsamiać reprodukcyjny sukces. Dlatego też teleologiczny opis ewolucji musi, według takiej teorii, ponownie wyłonić się na drugim poziomie: nie tylko odzwierciedlając cele odrębnych jednostek biologicznych, lecz także warunki rozwoju człowieka w stosunku do nich. Interpretacja ta nie widzi większego konfliktu między pojęciami współpracy i altruizmu, a raczej ich wzajemne uzupełnianie się. W rozdziale szesnastym, Chrześcijańska etyka miłości i ewolucyjna „kooperacja”. Lekcje i ograniczenia eudajmonizmu i teorii gier (s. 307-325), Timothy P. Jackson ostro krytykuje utylitarną metaetykę, tak często stosowaną w teorii gier w celu nadania jej moralnego uzasadnienia. Powodem jej odrzucenia przez Jacksona jest to, że jego własne metaetyczne stanowisko cechuje zachwyt dla chrześcijaństwa, zgodnie z którym wszelkiego rodzaju interesowność bądź kalkulacje muszą zostać rygorystycznie usunięte z wyjątkiem tych nieskażonych. Nawet najdrobniejsza sugestia korzyści nie może mieć racji bytu, jeśli człowiek ma zamiar w sposób etyczny spełniać radykalne postulaty ofiarne Jezusa. „Nadstawiać www.tekstotekafilozoficzna.pl 75 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie drugi policzek” i „kochać swoich wrogów” jest równoznaczne z przyjęciem upokorzenia, a nawet śmierci w razie potrzeby dla osiągnięcia właściwych celów. W części szóstej recenzowanej książki, Kooperacja, metafizyka i Bóg (s. 327-385), czytelnik zapoznaje się z debatą na temat możliwych implikacji teologicznych ewolucyjnej kooperacji. W rozdziale siedemnastym, Altruizm, normalność i Bóg (s. 329-342), Alexander Pruss, powołując się na arystotelesowską ideę „naturalnych rodzajów”, obstaje przy stwierdzeniu, że niektóre fakty – nawet te empiryczno-naukowe – są z natury rzeczy „normatywne”. Jak ujmuje to Pruss, skoro altruizm jest normatywny dla ludzi, nie oznacza to, że intencje z nim związane są zawsze czyste. Tak więc, aby być odpowiednio altruistycznym – zdaniem Prussa – liczyć powinny się nie tylko motywy danej osoby, lecz także ich obiektywna poprawność. Nauka sama w sobie nie może jednoznacznie wyjaśnić istnienia tego, co Pruss nazywa „nadprzyrodzonymi” altruistami, których przejawy ofiarnej miłości daleko wyprzedzają wszelkiego rodzaju opłacalność. Zdaniem Prussa, takie radykalne formy altruizmu mogą być wyjaśnione zadowalająco tylko wtedy, gdy przyjmiemy, że pochodzą od Boga. Philip Clayton w rozdziale osiemnastym, Ewolucja, altruizm i Bóg. Dlaczego poziomy wynurzają się z materialnej złożoności (s. 343-361), zajmuje się metafizyczną relacją różnych rodzajów kooperacji i altruizmu na różnych płaszczyznach ewolucyjnego spektrum. Co dokładnie łączy, a co dzieli, różne płaszczyzny kooperacyjnych zachowań ewolucyjnych? Clayton w swojej hipotezie „emergentystycznej” sugeruje, że chociaż sama ewolucja ma zdolność do tworzenia nowych poziomów złożoności w niektórych ważnych momentach swoich zmian i transformacji, jednak pełne wyjaśnienie emergentnych złożoności może być dostarczone jedynie przez odwołanie się do hipotezy boskiego planu stwórczego. W rozdziale dziewiętnastym, Problem zła i kooperacja (s. 362-374), Michael Rota omawia problem nadmiaru cierpienia zwierząt w ewolucyjnej historii i zauważa, że istnieją dwa powody, dla których Bóg może tolerować ten stan rzeczy. Po pierwsze, gra pomiędzy kooperacją i jej zaprzeczeniem może być interpretowana jako konieczne cierpienie potrzebne do ostatecznego pojawienia się prawdziwej ludzkiej wolności, która przyczyni się od szerzenia dobra. Po drugie, boskie pragnienie stworzenia racjonalnych istot posiadających wolną wolę nie jest osiągalne bez uwzględnienia jednocześnie znaczącego cierpienia zwierząt. W ostatnim w tym tomie rozdziale dwudziestym, zatytułowanym Ewolucja, kooperacja i Boska Opatrzność (s. 375-385), Sarah Coakley koncentruje się na klasycznej chrześcijańskiej doktrynie opatrzności i zastanawia się, czy jest ona kompatybilna z zasadami działania ewolucji. Wymienia trzy problemy, które trapią osobę wierzącą podczas rozważania doktryny opatrzności w związku z ewolucją: pozorna „przypadkowość” przedludzkiej ewolucji; kwestia ewolucyjnej transformacji z przedczłowieka do człowieka; redukcyjne opisy ludzkiej wolności w teoriach fizykalistów, a także problem zła. W każdym przypadku Coakley uważa, że kooperacja ma znaczenie dla właściwego naświetlenia tych problemów, pod warunkiem, że (1) status Boga jako sui generis Stwórcy ex nihilo jest właściwie rozumiany teologicznie; (2) doktryny Wcielenia i Trójcy Świętej nie są od początku pomijane jako niepotrzebna komplikacja; (3) relacja ludzkiej wolności względem Bożej Opatrzności jest starannie wyjaśniona; (4) fizykalny i genetyczny redukcjonizm współczesnej teorii ewolucji jest odpowiednio skontrastowany. Zakończenie Książka Evolution, Games and God: The Principle of Cooperation zgodnie z intencją jej autorów ma zachęcić czytelnika do dalszej dyskusji i rozważań w obrębie niezwykle ekscytującej dziedziny badań nad kooperacją, która bardzo szybko się rozwija i ulega ciągłym przekształceniom. Każdy rozdział zorganizowany jest w taki sposób, aby sprowokować czytelnika do krytycznego dialogu nad treścią i znaczeniem kluczowych pojęć kooperacji i altruizmu. Recenzowany tom z pewnością może być wykorzystany w ramach zajęć dydaktycznych ze studentami biologii czy filozofii. Zaprezentowany w omawianej książce szcze- www.tekstotekafilozoficzna.pl 76 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 O kooperacji wieloaspektowo i interdyscyplinarnie gółowy opis szeregu naukowych i filozoficznych interpretacji zjawisk kooperacji i altruizmu uzupełniony o perspektywę teologiczną może być owocnie wykorzystany w ramach naukowej dyskusji, w którą włączyć się mogą zarówno przyrodnicy, jak i filozofowie. Zaprezentowane w poszczególnych sekcjach książki różnorodne głosy i opinie na temat kooperacji i altruizmu, pozwalają dostrzec czytelnikowi mocne i słabe strony każdego z rozbieżnych stanowisk przywoływanych autorów, co może zaowocować wypracowaniem własnego przemyślanego stanowiska w tym gorącym, wciąż dyskutowanym w środowisku uczonych i filozofów, temacie. Zachęcam wszystkich do lektury Evolution, Games and God: The Principle of Cooperation. www.tekstotekafilozoficzna.pl 77 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Iwona Alechnowicz-Skrzypek Alternatywa dla ateistycznego humanizmu Recenzja książki: Michel Houellebecq, Uległość, przeł. B. Geppert, Warszawa 2015, ss. 288. Jak przed wiekami, gdy spod zburzonej Bastylii wyruszył pochód wolności, równości i braterstwa, także współcześnie Francja stała się areną zmian prowadzących do powstania imperium muzułmańskiego, nowego Cesarstwa Rzymskiego. Mówienie o tym procesie w czasie teraźniejszym jest lekką przesadą, bo stać się to ma w niedalekiej przyszłości, kiedy to prezydentem Francji zostanie muzułmanin. Michel Houellebecq swojej najnowszej powieści Uległość, w której rozgrywają się te hipotetyczne wydarzenia, dokonuje rozrachunku z ideami oświecenia na trwałe wrośniętymi w naszą europejską świadomość. Przekonanie o możliwościach ludzkiego rozumu, dzięki któremu na ziemi powstanie kraina wiecznej szczęśliwości, nie ma już dziś mocy sprawczej – wyczerpało się. Przeżywamy dziś kryzys duchowości. Wielu sądzi, że to kryzys liberalnej demokracji i w związku z tym oczekuje (znów w tym samym oświeceniowym duchu), że trzeba zmienić stosunki społeczno-ekonomiczne, uczynić je bardziej sprawiedliwymi. Niestety, na niewiele się to zda, bo człowiek potrzebuje dziś ożywienia duchowego. Społeczeństwa oderwane od źródeł zasilających ich rozwój stają się martwe. „Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy”, jak mówi poeta lub „zombi”, jak mówi Houellebecq. W Uległości, której premiera zbiegła się z atakiem fundamentalistów islamskich na redakcję „Charlie Hebdo” w styczniu 2015 roku, zarysowany został pustynny krajobraz duchowości francuskiego społeczeństwa; zatomizowanego, pozbawionego punktów oparcia, zeświecczonego i pustego. Społeczeństwa, w którym nie ma już tradycyjnych więzi rodzinnych, a większość ludzi żyje samotnie. W jednej ze scen główny bohater powieści François staje na balkonie swojego mieszkania i opisuje krajobraz tego pustego świata: „Przez okno dawało się dostrzec kilkanaście wieżowców i setki niższych budynków. Kilka tysięcy mieszkań i kilka t y s i ę c y o g n i s k d o m o w y c h , które w Paryżu składają się zazwyczaj z dwóch, ale najczęściej z jednej osoby” (s. 199). Zgorzkniały François pewnie przesadza, bo patrzy na Paryż z perspektywy własnego pustego życia. Nie ma kontaktu z rodzicami, a ich odejście niemal wcale go nie wzrusza. Nie ma żony bądź choćby partnerki, ani dzieci. Czym w takim razie żyje bohater Uległości? Najważniejsze są dla niego rozkosze podniebienia. Z potraw, które zjada w rożnych sytuacjach rozgrywających się na kartach powieści, można by zapełnić menu niewielkiej restauracji. Jedzenie jest dla niego tak ważne, że stanowi papierek lakmusowy efektywności spotkań towarzyskich, te, w których jedzenie jest doskonałe, uważa za udane, te, w których coś nie gra pod tym względem, uznaje za porażkę. Drugie miejsce pod względem atrakcyjności i wszelkiego rodzaju użyteczności zajmują rozkosze cielesne lub, mówiąc dobitnej, wyrafinowany seks. Czy literatura mieści się na tej skali na trzecim miejscu, trudno powiedzieć, choć wszystko na to wskazuje. François jest profesorem jednego z oddziałów paryskiej Sorbony. Przedmiotem jego pracy doktorskiej był francuski dziewiętnastowieczny pisarz – skandalista i dekadent Joris-Karl Huysmans. Życie i twórczość tego pisarza są tłem wydarzeń rozgrywających się w powieści. A wydarzenia te są zaskakujące. Zwycięzcą wyborów prezydenckich we Francji w 2022 roku został reprezentant Bractwa Muzułmańskiego Mohammed Ben Abbes. Choć Uległość jest fikcją i fantazją literacką, to możliwość takiego rozwoju wypadków wcale nie jest mało prawdopodobna. Słyszy się przecież głosy, że współczesny kryzys imigracyjny jest www.tekstotekafilozoficzna.pl 78 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Alternatywa dla ateistycznego humanizmu celowym działaniem Bractwa Muzułmańskiego, które chce w ten sposób podbić Europę. Houellebecq analizuje w swojej powieści wnikliwie sytuację polityczną, która ma wiele cech wspólnych z realną sytuacją we Francji. Bohaterowie wydarzeń rozgrywających się na kartach powieści mają swoje rzeczywiste odpowiedniki. W rozmowach czy w programach telewizyjnych oglądanych przez bohaterów pojawiają się Marine Le Pen, François Hollande czy Francis Bayrou. Mohammed Ben Abbes przejął władzę dzięki sprytnym taktycznym zagraniom. W drugiej turze wyborów poparły go ugrupowania tworzące szeroki front republikański. „Ale prawdziwy geniusz muzułmańskiego kandydata ujawnił się, kiedy zdał on sobie sprawę, że wybory nie rozegrają się wokół gospodarki, tylko wartości, że tutaj prawica również wygra wojnę ideologiczną, i to bez żadnej walki” (s. 149). Przejęcie władzy przez muzułmanów nastąpiło dzięki dobremu rozpoznaniu sytuacji francuskiego społeczeństwa, całkowicie duchowo wypalonego. To bardzo dobre rozpoznanie, walka toczy się faktycznie dziś o wartości. Gdzie jest ich głód, tam łatwo się wkraść w łaski wyborców. Odwrotnie niż widział to Nietzsche, dla którego fakt, że Bóg umarł, oznaczał możliwość wzięcia przez człowieka spraw w swoje ręce, zapanowania pełnej wolności. Zmiany dokonujące się we Francji po tym zaskakującym zwycięstwie następują stopniowo, ale nieuchronnie. Z galerii handlowych znikają w pierwszym rzędzie butiki z modnymi ubraniami. Na ich miejscu lokują się stoiska ze zdrową żywnością lub produktami regionalnymi. Zmienia się także wygląd ulic, z których zniknęły krótkie spódniczki i odsłonięte nogi. „Pojawił się za to nowy strój: luźna bluza bawełniana do połowy uda, odejmująca rację bytu obcisłym spodniom, które część kobiet mogłaby ewentualnie nosić; no i oczywiście nie było już mowy o szortach. Kontemplacja kobiecych tyłeczków, marna pociecha marzyciela, stała się tym samym niemożliwa” (s. 173). Nie ma tego, co wcześniej budziło u François chęć do działania, napędzało go i motywowało. Sytuacja kobiet ulega zmianie bardziej zasadniczej. Kobiety zaczęły masowo odpływać z rynku pracy, ponieważ wypłata świadczeń rodzinnych oferowanych przez nową władzę uzależniona została od zaprzestania przez nie jakiejkolwiek działalności zawodowej. Jednak w życiu François zmienia się znacznie więcej, konsekwencją wygranej muzułmanina było przejecie Sorbony przez Saudyjczyków i przekształcenie jej w uniwersytet islamski. „Z zewnątrz na uczelni nic się nie zmieniło – tylko przy wejściu, obok tablicy z napisem «Uniwersytet Nowej Sorbony Paris III», zawisły gwiazda i półksiężyc ze złoconej blachy; wewnątrz gmachu administracji zmiany były jednak wyraźnie widoczne. W holu na honorowym miejscu umieszczono fotografię pielgrzymów wędrujących wokół Al-Kaby, a w każdym pokoju wisiały plakaty z wykaligrafowanymi wersetami z Koranu” (s. 175). Jeśli chce się być wykładowcą islamskiego uniwersytetu, trzeba przejść na islam. Ci, którzy się na to nie decydują, otrzymują wysoką emeryturę i ich związki z uniwersytetem się kończą. Obojętny religijnie François wybiera tę drugą opcję. Jednak wraz z utratą obowiązków, a przede wszystkim możliwości poznawania studentek umożliwiających mu zaspokajane głodu seksu, jego samotność bardzo się pogłębia. „Święta minęły mi bez szczególnego pogrążania się w rozpaczy. Rok wczesnej dostałem jeszcze kilka maili z życzeniami, od Alice i od paru kolegów z wydziału. W tym roku po raz pierwszy od nikogo” (s. 201). Szukając ratunku, François próbuje iść tropem Huysmansa, który nawrócił się pod koniec życia na katolicyzm i został obiatem w jednym z klasztorów zakonu benedyktynów. Jedzie do opactwa Ligugé próbuje odnaleźć choćby cień entuzjazmu swojego idola. Życie zakonne ma wprawdzie wiele estetycznego uroku, ale całkowicie nie odpowiada potrzebom zblazowanego bohatera Uleglości. W klasztornym pokoju, który zajmuje, zainstalowany jest czujnik dymu. Musi palić w oknie, co źle na niego wpływa, bo marznie. Nauki zakonnika, które powinien studiować, odczytuje wprost. Kiedy jest mowa o miłości, François użala się, że nie ma z nim nikogo, kiedy jest mowa o podróży w głąb siebie, myśli o chęci zapalenia papierosa. To prawidłowość, niechęć do zmian u człowieka, który nie jest w stanie odkryć duchowego wymiaru istnienia i wszystko przekłada na język zmysłowości. Ostatecznie François uznaje, że w przeci- www.tekstotekafilozoficzna.pl 79 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Alternatywa dla ateistycznego humanizmu wieństwie do Huysmansa nie ma chyba jeszcze serca „skamieniałego i osmalonego od rozpusty”, a zatem nie jest jeszcze gotów na nawrócenie się i na zamkniecie w klasztorze. Jemu wciąż za mało doznań, wciąż ich pragnie, bo choć wie, że to droga donikąd, to nie może z niej zejść. Człowiek, żyjąc tylko zmysłowością, nie tylko nie jest w stanie rozbudzić w sobie potrzeb duchowych, ale nie umie nawet ich zobaczyć. Ratunek widzi w tym, co zapewni mu dostawę narkotyku. Nowy rektor Sorbony, konwertyta, wie o tym dobrze. Dlatego nie jest mu trudno przekonać François do powrotu na uczelnię. Wie, jak ułatwić mu zaakceptowanie warunku, jakim jest przejście na islam. Po pierwsze przedstawia dobrodziejstwa bycia muzułmaninem, jakie są jego udziałem. Wygodny piękny dom, lokaj w liberii, dwie żony: piętnastoletnia i czterdziestoletnia, pierwsza od rozkoszy cielesnych, druga od rozkoszy podniebienia. Po drugie wygłasza pochwałę islamu jako jedynej religii, która nie ma problemu ze światem. „Widzi pan, islam akceptuje świat, akceptuje go w jego integralności, świat j a k o t a k i, używając języka Nietzschego. Według buddyzmu świat to dukkha, niedopasowanie, cierpienie, Co do chrześcijaństwa nie ma w nim już takiej pewności – czyż Szatan nie jest nazywany księciem tego świata? Dla islamu dzieło boże jest doskonałe, to wręcz arcydzieło absolutne. Czym w gruncie rzeczy jest Koran, jeśli nie mistyczną pieśnią pochwalną?” (s. 249). W tej pochwale islamu jako religii jest wszystko prócz ducha – światopogląd, właściwy porządek życia. Nie ma za to wiary, postawy, zasad, nie ma nawet praktyk religijnych. W każdym razie z perspektywy François nie są one wcale ważne. Nie wiadomo, czy po przejściu na islam, które dokona się prawdopodobnie w Wielkim Meczecie Paryża, będzie musiał modlić się pięć razy dziennie i przestrzegać postu. Nie wiadomo, jak poradzi sobie z obowiązkiem pielgrzymowania do Mekki, dawania jałmużny itd. Dlatego z jego punktu widzenia stanie się muzułmaninem jest proste, oznacza ubranie się w nowy strój. Być może nie jest on tak atrakcyjny jak dotychczasowy, ale za to jego noszenie zapewnia dostęp do pożądanych dóbr. Wyjście z ateistycznego humanizmu oznacza dla bohatera Uległości zmianę jednej formy życia na inną, ale to nadal jest życie bez Boga. Stając się muzułmaninem, może paradoksalnie pozostać ateistą. Prawdziwa zmiana, nawrócenie, o którym pisał William James w Doświadczeniach religijnych oznacza duchowe odrodzenie. Człowiek nawrócony widzi wszystko w innym świetle i nie tęskni za starym życiem. Obumiera ono dla niego jak ziarno, z którego może wyrosnąć roślina. Dopóki ziarno nie obumrze, nie wyda plonu. Słowa te mają głęboki sens, ale tylko dla kogoś, kto rozumie, na czym polega proces duchowej przemiany. Dla takiego kogoś nie jest obojętne, jaką religię wyznaje. To nie kwestia stroju i zewnętrznych praktyk, tylko pokarmu duchowego. Podąża za tym, kto taki pokarm daje. Obraz przedstawiony w Uległości pokazuje, jak bardzo mylił się Nietzsche, ciesząc się z tego, że Bóg jest martwy. Okazuje się, że człowiek zamiast rosnąć i rozwijać się, przechodzić przez most nad przepaścią, by stać się nadczłowiekiem, szuka pana, który mógłby nim kierować i dawać poczucie bezpieczeństwa. Wolność, jeśli nie umie się nią posługiwać, jest dla człowieka wielkim ciężarem. www.tekstotekafilozoficzna.pl 80 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Robert Szewczyk Paradoksalna filozofia Sokratesa Recenzja książki: Ryszard Legutko, Sokrates, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2013. Obszerna monografia o Sokratesie pióra Ryszarda Legutki – profesora filozofii, tłumacza i komentatora dialogów platońskich – to efekt jego dwudziestoletniej pracy nad myślą Sokratesa. Choć samych opracowań, analiz i interpretacji na temat jego życia i filozofii powstało już naprawdę wiele, zdaniem autora recenzowanej książki starożytne teksty mają to do siebie, że można odkrywać je wciąż na nowo, przy każdym czytaniu wychwytując wcześniej pomijane treści. Z drugiej strony Legutko jest świadom ryzyka swojego przedsięwzięcia. Każda nowa interpretacja tekstów omawianych już przecież od stuleci, aby miała rację bytu, nie może być tylko innowacyjna, ale musi także zachowywać rygory badawcze. Na polskim rynku, przed recenzowaną pracą, w 2011 roku ukazało się bliźniacze tematycznie dwutomowe opracowanie Jacka Sieradzana, Sokrates nieznany. Studia o recepcji postaci Sokratesa i Sokrates magos. Zdaniem Legutki najważniejszą pobudką do napisania książki było to, że, korzystając z różnych znanych wątków z refleksji sokratejskiej, stworzył całość, która nie zawsze pokrywa się z przyjętymi, najczęściej używanymi ogólnymi ustaleniami interpretacyjnymi. I właśnie to świeże spojrzenie, zaraz obok przystępnego, merytorycznego wyłożenia koncepcji Sokratesa, stanowi o sile tej książki. Jak sam autor przyznaje, „Dość szybko, już na wczesnym etapie badania filozofii Sokratesa pojawiły się trzy intuicje, nie całkiem oryginalne, lecz nie całkiem banalne. To one wyznaczyły dalszy kierunek i zrodziły kolejne, bardziej szczegółowe hipotezy. Były wystarczająco silnym sygnałem niezgody, by skłonić do podjęcia ryzyka szukania własnych odpowiedzi”1. Pierwsza główna hipoteza zakłada klęskę edukacyjną Sokratesa, widzianego jako nauczyciela moralności. Zdaniem Legutki, z tekstów, w których występuje postać filozofa, wynika, że ludzie, którymi się ówcześnie otaczał niewiele zrozumieli z jego nauki. Pomimo częstej aprobaty, nie brali sobie jego nauki do serca i nie wdrażali jej w życie. Konieczność kultywowania cnoty i siły moralnej – klucz wychowawczy, który proponował społeczeństwu ateńskiemu, nie sprawdził się. Kontrowersyjnym jest tutaj nie tylko to, że Sokrates poniósł klęskę jako filozof-wychowawca, ale również to, że był w ogóle nauczycielem. To jest druga hipoteza. Jednym z bardziej znanych cytatów z Obrony Sokratesa Platona jest ten, w którym Sokrates kategorycznie sprzeciwia się określaniu siebie jako czyjegokolwiek nauczyciela. On tylko zadawał pytania, stosując swoje metody prowadzenia dyskusji (elektyczną i majeutyczną) był raczej towarzyszem w trakcie filozoficznej dysputy. Autor omawianej monografii przeciwstawia się takiej interpretacji działalności Sokratesa. Jego zdaniem postawa intelektualna antycznego filozofa nie była ani szczególnie dialogiczna, ani on sam zbytnio nie inspirował swoich rozmówców do intelektualnego wysiłku, a wszystkie znane metafory na ten temat niestety nie mają wielkiego związku z rzeczywistością. „Był umysłem dominującym i mimo przybierania maski prostaczka doskonale kontrolował przebieg wymiany zdań oraz jej plan […]. Podstawowe przesłanki całego rozumowania, które prowadzą do takiego, a nie innego wniosku, nie powstały w głowach rozmówców w wyniku intelektualnej akuszerii, lecz zostały tam włożone przez Sokratesa”2. 1 R. Legutko, Sokrates, Poznań 2013, s. 11. 2 Tamże, s. 13. www.tekstotekafilozoficzna.pl 81 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Paradoksalna filozofia Sokratesa Ostatnia z trzech głównych hipotez dotyczy stosunku filozofa do demokracji. Legutko przeciwstawia się tutaj tendencji, aby łagodzić, z domniemaną korzyścią dla Sokratesa, jego krytyczne podejście do tego ustroju. Nowa interpretacja polskiego badacza wskazuje na to, że spór Sokratesa z demokracją był „głęboki i zasadniczy”, ale sama niechęć ugruntowana była na innego rodzaju argumentach niż te zwykle dotąd przyjmowane. Atakowany zostaje tutaj związek między rozwojem filozofii a demokracją, która rzekomo miałaby ten rozwój zapewnić. „Sokrates nie lubił człowieka demokratycznego, ponieważ odnajdował w nim głęboką niechęć do filozofii, do refleksji i autorefleksji, do poszukiwania prawdy. Dlatego uleganie demosowi stanowiło śmiertelne zagrożenie dla duszy”3. To, że ateński myśliciel negował demokrację, nie oznaczało jednak, że nie doceniał wolności, jaka jej towarzyszyła. Widział w niej wartość, ale z drugiej strony był świadom i obawiał się tego, do czego paradoksalnie, nieodpowiednio użyta, może doprowadzić: apatii, pustego samozadowolenia, apodyktyczności wypowiadanych sądów, a także porzucenia kontroli nad swoim umysłem i postępowaniem. Jak widać, Legutko kreuje filozofię Sokratesa jako system pełen paradoksów. Nie tyle zewnętrznych – sprzecznych z potocznym doświadczeniem czy występujących wbrew zdrowemu rozsądkowi, co wewnętrznych – charakteryzujących się brakiem spójności całej koncepcji. Autor nie zadowala się popularnym, ustalonym już obrazem Sokratesa. Próbuje po raz kolejny w historii filozofii na nowo przyjrzeć się jego działalności. Robi to jednak nie po to, aby zdyskredytować myśl Sokratesa, lecz po to, by znaleźć odpowiednie rozwiązania, interpretacje dla wyżej wymienionych paradoksów, tak aby znieść ich pozorną sprzeczność, a zatem i je same. 3 Tamże, s. 16. www.tekstotekafilozoficzna.pl 82 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152 Informacje o autorach Alechnowicz-Skrzypek Iwona – dr hab., pracuje na stanowisku profesora w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Opolskiego, gdzie kieruje Zakładem Historii Filozofii. Była stypendystką DAAD. Zajmuje się XX-wieczną filozofią niemiecką. Interesują ją spory o przedmiotowość poznania toczące się na gruncie tej filozofii, a także dyskusje dotyczące wzajemnych relacji między filozofią a psychologią. Fijoł Dawid. Doktorant w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Opolskiego. Interesuje się filozofią człowieka, problematyką doświadczenia oraz buddyzmem. Gomułka Łukasz, zajmuje się wybranymi aspektami myśli Stanisława Lema m.in. wybranymi kwestiami związanymi z kondycją ludzką oraz relacjami między filozofią a literaturą w myśli Stanisława Lema. Klimek Barbara – w 2014 roku ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Zielonogórskim. Obecnie jest doktorantką II roku literaturoznawstwa UZ, gdzie pisze rozprawę doktorską pt. Lwówecki Agat. O poezji Wojciecha Izaaka Strugały. Interesuje się kreatywnym nauczaniem języka polskiego i literaturą popularną. Kot Agnieszka – magister sztuki, doktorantka w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Opolskiego. Natrętnie i namiętnie zafascynowana lalkami (w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu i w całym wachlarzu kategorii: historycznych, semantycznych, rytualnych, magicznych, artystycznych, ludycznych, antropomorficznych, estetycznych, filozoficznych itd). Urban Weronika, doktorantka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, absolwentka socjologii oraz kulturoznawstwa. Zajmuje się głównie tematyką związana z płciowością, w tym granicami narzucanymi jakie kultura i społeczeństwo narzuca cielesnej ekspresji. W pracy doktorskiej koncentruje się na zagadnieniu płci, jako „elementu” determinującego przebieg i charakter codziennych interakcji. Michał Wróblewski (1980) – magister filozofii oraz kulturoznawstwa, obecnie student Filologicznego Studium Doktoranckiego. Zainteresowania: psychologia Jungowska, współczesna myśl filozoficzna, studia nad zachodnim ezoteryzmem. Publikował między innymi w „Gdańskich Zeszytach Kulturoznawczych”, „Masce” oraz „Studiach z historii filozofii”. www.tekstotekafilozoficzna.pl 83 Nr 5 (2016) ISSN 2299-8152