Jak przemienić ołów w złoto
Transkrypt
Jak przemienić ołów w złoto
© ZamKor Jak przemienić ołów w złoto J aka jest różnica między dwoma zjawiskami: fizycznym i chemicznym? Na poziomie mikrostruktury materii, w świecie cząstek elementarnych i atomów, nie ma żadnej. Dopiero w makroświecie można wprowadzić rozróżnienie między zjawiskami, w ramach których wewnętrzna struktura substancji pozostaje bez zmiany (zjawiska fizyczne), oraz takimi, które modyfikują własności samej substancji (zjawiska chemiczne). Uderzenie kijem mieści w sobie długość ramienia pomnożoną przez siłę zamachu. Czego tu nie ma z teoretycznego punktu widzenia? Dynamika i kinematyka, grawitacja, siła odśrodkowa, akcja i reakcja. Ale kij jest kijem. Pozostajemy więc na gruncie fizyki. Dopiero gdy wrzucimy ten kij do ogniska, zamieni się on w kupkę popiołu. I to fascynowało naszych przodków. No bo jeżeli drewno może się stać popiołem, to dlaczego ołów nie miałby stać się złotem? Może wystarczy tylko znaleźć czynnik przyspieszający odpowiednią reakcję (zwany dziś katalizatorem). Sposób pozwalający przemienić ołów w złoto zasługuje na zaszczytne miano. Stanowił on tzw. kamień filozoficzny. Tego kamienia poszukiwali alchemicy, którzy mieszali magię z nauką. Nie potrafili ich od siebie odróżnić, póki u zarania rewolucji naukowej w XVII wieku Kartezjusz i Francis Bacon nie sformułowali odpowiedniej metody naukowej. Uzbrojony w tę metodę angielski uczony Robert Boyle zainicjował nowoczesną chemię (tak jak Galileusz zainicjował nowoczesną fizykę). W 1661 roku Boyle opublikował dzieło, które było nie mniej przełomowe dla chemii niż Zasady matematyczne filozofii naturalnej Newtona, opublikowane ćwierć wieku później, dla fizyki. Boyle zatytułował swą epokową pracę: The Sceptical Chymist (Chemik sceptyczny). Wobec czego sceptyczny? Wobec alchemicznej Nauka i świat © ZamKor szarlatanerii pomieszanej z autentycznymi osiągnięciami eksperymentalnymi, które miały prowadzić do utopijnych celów: do znalezienia kamienia filozoficznego lub eliksiru młodości. Kartezjusz analizował dotychczasową wiedzę: odrzucał wszelkie mętne twierdzenia, aż doszedł do jasnych i niepodważalnych stwierdzeń, na których można dopiero wznosić gmach prawdziwej wiedzy. Boyle zastosował zasadę analizy nie tylko do idei, ale też do materii. Rozkładał substancje bardziej złożone na substancje mniej złożone. Te, które dawały się rozłożyć, nazwał związkami chemicznymi, a te, które jawiły się jako dalej nierozkładalne, nazwał pierwiastkami (później Dymitr Mendelejew uporządkował je w swej genialnej tablicy). Analiza aż do poziomu podstawowych elementów, a potem ich ujęcie w porządkującym schemacie. To inspiruje także humanistów, którzy borykają się z nieogarnionym chaosem świata. Chemia wskazuje także, że czasami tam, gdzie na oko mamy do czynienia z rozkładem, czyli z analizą, tak naprawdę zachodzi synteza. No bo gdy coś się pali, to paliwo pozornie rozkłada się na popiół, dym i energię unoszącą się w gorącym płomieniu. Tak pomyśli człowiek nieuzbrojony w naukową wiedzę. Za to człowiek uzbrojony już wie, że zachodzi synteza substancji palnej z tlenem. To zasługa Antoine’a Lavoisiera. Przy okazji odkrył on coś jeszcze: to, że z pracy intelektualnej trudno wyżyć. Zajął się więc poborem podatków i to zaprowadziło go na gilotynę w czasie rewolucji francuskiej. Geniusz w jednej dziedzinie może być zupełnie nieporadny w innej. I to dla nas, humanistów, też jest jakieś pocieszenie. Jerzy Pilikowski Fizyka • Metoda naukowa i wyjaśnianie świata