REPORTAŻ LITERACKI Tytuł pracy: Kościelec zdobyty. Autor

Transkrypt

REPORTAŻ LITERACKI Tytuł pracy: Kościelec zdobyty. Autor
REPORTAŻ LITERACKI
Tytuł pracy: Kościelec zdobyty.
Autor: Przemysław Wróbel klasa 2gB
Szkoła: Zespół Szkół Ogólnokształcących
Gimnazjum Powiatowe
ul. Kościuszki 41/43
23-400 Biłgoraj
Opiekun: Pan Andrzej Szatowski
Dnia 3 sierpnia 2011 roku zdobyliśmy Kościelec.
Naszą wyprawę poprzedziliśmy teoretycznymi przygotowaniami. Za
pomocą przewodników i Internetu zdobyliśmy podstawową dawkę informacji na
temat dróg dojścia do bazy wypadowej, czyli do schroniska na Hali
Gąsienicowej. Odpowiednio przygotowani - z mapą, prowiantem, apteczką
i solidnym ubraniem oraz uzbrojeni w aparat fotograficzny, mknęliśmy
samochodem w kierunku parkingu w Brzezinach.
Po zakupieniu biletów wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego
wyruszyliśmy za czarnymi znakami Doliną Suchej Wody. Droga była szeroka,
wyłożona kamieniami prawie na całej długości, aż do schroniska Murowaniec.
Szliśmy nieznacznie pod górę, trzykrotnie przecinając potok Suchej Wody.
Sceneria wokół drogi była momentami niezwykła - mnóstwo olbrzymich rudych
głazów tworzyło twór na kształt koryta rzeki. Miejscami jednak wody nie było
widać, mimo że wyraźnie szumiał płynący potok. Nazwa Sucha Woda wzięła
się stąd, że potok płynie częściowo na powierzchni, a częściowo zanika płynąc
pod ziemią. Po około 40 minutach od startu w Brzezinach doszliśmy do Psiej
Trawki czyli polanki zarastającej trawą nie nadającą się do wypasu zwierząt.
I od tego miejsca rozpoczęliśmy żmudną wędrówkę, monotonnym szlakiem,
sprawiającym wrażenie nieskończoności. Nie mieliśmy żadnych szans na
1
ciekawe widoki, ponieważ dookoła nas królował potężny i gęsty las.
Z niesmakiem odprowadzaliśmy wzrokiem mijające nas samochody TPN-u,
TOPR-u i innych uprzywilejowanych miejscowych służb, które rycząc
i wypluwając chmury spalin przypomniały nam o cywilizacji.
Po dwóch godzinach intensywnego marszu za drzewami zobaczyliśmy
biały dym, a krótko po tym kamienne schronisko, nie przypadkowo nazwane
Murowańcem. Wysiłek został nagrodzony i naszym oczom ukazała się
malownicza Dolina Gąsienicowa. Tu jednak zdobycie Kościelca stanęło pod
wielkim znakiem zapytania. Rzut oka na potężny, czubaty szczyt tatrzańskiej
piramidy i błyszczące od słońca granitowe ściany, spadające ostro w dół
zmniejszyły nasz zapał na dalszą wędrówkę.
Wstąpiliśmy do tętniącego życiem schroniska na najlepszą w Tatrach
szarlotkę i pospolitą - herbatę z cytryną. Po poprawie nastroju dawką słodkości
podjęliśmy decyzję o wyruszeniu w kierunku Kościelca, chociaż niekoniecznie
na jego szczyt. Nasze marzenia lekko zgasły, postanowiliśmy odwiedzić
chociażby Czarny Staw Gąsienicowy lub zaliczyć wejście na Karb.
Wąską dróżką za niebieskimi znakami szlaku, wśród kosówek
podążaliśmy w kierunku grani Orlej Perci. Obecność stawu za wzniesieniem
zdradzał sączący się wodospad. Niebawem dotarliśmy do podnóża Małego
Kościelca. Po prawej górował nad nami jego wierzchołek, po lewej zaś wśród
kosodrzewiny i zwału kamieni
ujrzeliśmy jakiś obelisk. Widać, że był
postawiony ręką człowieka. Dostrzegliśmy wyryty na nim napis „Mieczysław
Karłowicz tu zginął porwany śnieżną lawiną d. 8 lutego 1909 NON OMNIS
MORIAR (nie wszystek umrę)” i znak odwróconej swastyki. Ogarnęła nas
chwila zadumy. Tu zginął znany polski kompozytor i miłośnik Tatr.
Z kieszonkowego przewodnika uzupełniliśmy swoją wiedzę na temat
tragicznego zdarzenia i ruszyliśmy dalej.
Po około 40 minutach od schroniska dotarliśmy do Czarnego Stawu
Gąsienicowego. Cudo! Lśniąca tafla wody, w niezwykłym otoczeniu Żółtej
Turni, Granatów, Koziego Wierchu i Kościelca. Piękna słoneczna aura,
2
mnóstwo turystów wypoczywających na brzegu stawu i ten niesamowity widok
groźnego Kościelca, zatopionego w czarnym obłoku. Każde spojrzenie na jego
wierzchołek powodował dreszcz na plecach. Znaleźliśmy odpowiedni do
odpoczynku głaz. Wyciągnęliśmy z plecaków zapasy prowiantu i posilając się
chłonęliśmy otaczające nas piękno. Ładowaliśmy akumulatory. Po krótkiej
przerwie na posiłek dla duszy i ciała oraz po sfotografowaniu pięknych
widoków ruszyliśmy na Karb. Pomimo wcześniejszych wątpliwości nie
zrezygnowaliśmy z zaplanowanego na dziś Kościelca. Rozpoczęła się
wspinaczka. Tłum turystów, który wędrował nad Czarny Staw niepostrzeżenie
się stopił. Tylko pojedyncze osoby zdecydowały się na zdobycie tatrzańskiej
piramidy. Ostrymi zakosami, trawersując zboczem Małego Kościelca z każdym
krokiem wchodziliśmy coraz wyżej i wyżej. Wytchnienie dawały nam przerwy
fotograficzne na kolejnych zakrętach. Nie można było tego nie zatrzymać
w kadrze. Widok zapierał dech w piersiach. Czarny Staw Gąsienicowy z
każdym krokiem stawał się coraz mniejszy, bawiąc się z nami w „ciuciubabkę”,
odsłaniał - to znów chował swe błyszczące lustro, z finezyjną wyspą w kształcie
żubra.
Po osiągnięciu garbu, przez około 200 metrów wędrowaliśmy jego granią,
aż dotarliśmy do niewielkiej przełęczy Karb. Rozchmurzył się nam czubek
Kościelca i wyglądał jak ostry, niedostępny wierzchołek piramidy. Początkowo
wędrowaliśmy kamienistym chodnikiem, wspinając się po skosie ostro
nachylonej ściany Kościelca. Kręty szlak cały czas prowadził nas w kierunku
wierzchołka. Pokonywaliśmy system półek i rynien w granitowych ścianach,
a w niektórych miejscach kilkumetrowe kominki, które mogliśmy przejść tylko
z pomocą rąk. Podciągaliśmy się na kolejne stopnie, które trzeba było
w cyrkowy sposób znaleźć w gładkiej skale. Po pokonaniu ostatnich trudnych
metrów półek skalnych znaleźliśmy się na niezbyt rozległym wierzchołku.
Czarny obłok widoczny z poziomu stawu rozpłynął się bezpowrotnie,
a przepiękna pogoda dała nam szansę na podziwianie naszych pięknych gór.
3
Zamurowało nas! Stąd otworzył nam się widok na przepiękną panoramę.
Jak na dłoni mieliśmy Świnicę, Kozi Wierch, Granaty, Żółtą Turnię oraz
w oddali Kasprowy Wierch, Czerwone Wierchy i Giewont. Na północy
rozciągał się widok na całe Podhale i Spisz, aż po Gorce. Kościelec to jedyne
miejsce skąd rozciąga się malowniczy widok na wszystkie bez wyjątku stawy
w Dolinie Suchej Wody Gąsienicowej. Wyjątkowo pięknie wyglądał Czarny
Staw Gąsienicowy, którego widok towarzyszył nam przez większość drogi.
Wbrew nazwie oko stawu nie było czarne, lecz soczyście niebieskie i uroczo
poprzecinane drobnymi kreskami, utworzonymi przez pływające kaczki.
Byliśmy 530 metrów ponad zwierciadłem Czarnego Stawu, a on nadal zdawał
się być potężnym.
We wschodniej części Doliny Gąsienicowej zwanej
potocznie Czarną Doliną Gąsienicową błyszczał pośród kamieni jeszcze jeden
mniejszy - Zmarzły Staw, którego wody zamarzają już we wrześniu. Po
przeciwnej stronie masywu Kościelców znajdowała się tak zwana zielona część
Doliny Gąsienicowej. Ilość stawów była oszałamiająca. Piękne oka górskich
jezior lśniły pośród soczystej zieleni kosówek i zwałów kamiennych lawin. To
był zachwycający widok. Fotografowaniu nie było końca. Zatrzymywaliśmy
w kadrze piękne widoki, aby móc do nich wracać w zimowe wieczory.
Wewnętrzne uczucia mieszały się, rozpierała nas radość i zachwyt.
Zatrzymaliśmy ten widok na długo w naszej pamięci.
Po niesamowitych wrażeniach, z wielką dumą wyruszyliśmy w drogę
powrotną. Tym razem maszerowaliśmy kamienną śnieżką po zachodniej stronie
masywu Kościelców, wśród stawów w zielonej części doliny, podziwiając
oddalający się od nas zdobyty szczyt z zupełnie innej perspektywy. Przed
ponownym wejściem w gęsty las Doliny Suchej Wody po raz ostatni
spojrzeliśmy na czubaty Kościelec. Nasza wycieczka zakończyła się w miejscu
startu, czyli na parkingu w Brzezinach.
Wróciliśmy bogatsi.
4