Wywiad z Alice Miller

Transkrypt

Wywiad z Alice Miller
ALICE MILLER –
najwybitniejsza wspóøczesna my licielka w dziedzinie psychiatrii i
psychoterapii, w wywiadzie z Diane Connors:
ODCZUWAJ CE DZIECKO
Alice Miller
© 1997 Omni Publications International, Ltd.
tøum. Robert TULO Wa kiewicz
„Opisuj obrazy ludzi, u ywam ich historii jak luster. A wtedy wielu przychodzi i mówi: ‘To
wa nie czuøem przez caøe ycie, ale nie mogøem powiedzie .’ Nie chc by jakim guru. Nie
chc , by ludzie mi wierzyli. Jedynie zach cam ich, by powa nie potraktowali wøasne
do wiadczenia – by uwierzyli samemu sobie.”
Ksi ki Alice Miller opisuj wykorzystane i zmuszone do milczenia dzieci, które nast pnie
zaczynaj niszczy samego siebie i/lub innych. „Takim dzieckiem byø Adolf Hitler” – mówi
autorka. Ustawicznie le traktowany przez ojca i porzucony emocjonalnie przez matk , stykaø
si w domu tylko z okrucie stwem. Nauczyø si wi c posøusznego przyjmowania codziennych
kar i nie kwestionuj cej niczego ulegøo ci. Po latach wzi ø rewan . Jako dorosøy powiedziaø
kiedy : „Patrzenie, jak nie wiadomi ludzie staj si tym, co im si przydarza, daje nam
specjaln , ukryt przyjemno .”
Søawna w Europie Alice Miller, opisaøa yciorys Hitlera w ksi ce: „Zniewolone dzieci stwo
– ukryte ródøa tyranii.” W tej samej ksi ce opisuje ona histori Christiany F., która tak
opowiada o swoim dzieci stwie: „Miaøam trudno z odró nieniem liter ‘K’ i ‘H’. Którego
wieczoru matka usilnie staraøa si mi to wytøumaczy . Nie mogøam skupi uwagi na tym, co
do mnie mówiøa, bo zacz øam wyøawia sygnaøy narastaj cej zøo ci u ojca. Zawsze dobrze
wiedziaøam, co nast pi za chwil . I nast piøo. Poszedø po kij od szczotki i spraø mnie. To
miaøo mnie nauczy odró nia ‘K’ od ‘H’. A poniewa nie przybyøo mi od tego wiedzy ani
sprawno ci umysøowej, dostaøam kilka nast pnych kopniaków i odesøano mnie do øó ka.”
Christiana F. poszøa na ulic i staøa si narkomank .
„Nie trzeba nam ksi ek z zakresu psychologii, by my mogli nauczy si szacunku dla
wøasnych dzieci” – mówi Miller. „Potrzeba nam tylko gruntownego zrewidowania naszych
metod wychowawczych i tego, jak hoøubimy je, by zado uczyni tradycji.” W taki sam
sposób, jak byli my traktowani w dzieci stwie, traktujemy potem samych siebie przez reszt
ycia: albo z okrucie stwem albo z ciepøem i ochron . W pierwszym wypadku nasze
najbardziej doøuj ce cierpienia, fundujemy zazwyczaj najpierw sobie, a pó niej naszym
dzieciom.
Pierwsza ksi ka Alice Miller: „Dramat udanego dziecka,” zostaøa wydana w 1979 roku w
Niemczech. Pod pierwotnym tytuøem: „Wi niowie dzieci stwa,” znajdujemy trzy krótkie
eseje opisuj ce, w jaki sposób rodzice projektuj na dzieci swoje uczucia, pomysøy i
marzenia. Aby przetrwa i nie utraci ich miøo ci, dzieci ucz si posøusze stwa, jednak
gasz c wøasne uczucia i potrzeby, gasz swoje próby bycia autentycznym sob . „Rezultatem
jest najcz ciej depresja, odpøyw siø witalnych, utrata swojego ja” – mówi Miller.
„Dramat udanego dziecka” przyci gn ø szerokie rzesze odbiorców w Europie, a pó niej w
Stanach Zjednoczonych. Wkrótce ukazaøy si nast pne dwie ksi ki: „Zniewolone
dzieci stwo” i „Nie b dziesz wiedziaø,” które nadal skupiaøy si na krzywdach dziecka, ale w
pogø bieniu o studia nad nadu yciami, o postawy wychowawcze, teorie psychologiczne oraz
leczenie.
Ostatniego lata (1997) Miller wydaøa „Obrazki z dzieci stwa” – zbiór 66 akwarel
przedstawiaj cych cz stk jej serca. Zacz øa malowa czterna cie lat wcze niej. We wst pie
do albumu pisze: „Po pi ciu latach malowania, które wybuchøo u mnie spontanicznie,
zacz øam pisa ksi ki. Nie byøoby to nigdy mo liwe bez wyzwolenia wewn trznego, jakie
daøo mi malarstwo. Im wi cej wolno ci uzyskiwaøam w zabawie z kolorami, tym wi cej
musiaøam podwa a rzeczy, jakich nauczyøam si dwadzie cia lat wcze niej.”
“Dopiero gdy zacz øam pisa ksi ki, odkryøam jak wrogie jest dzieciom nasze
spoøecze stwo” – opowiada Alice. „Doszøam do u wiadomienia sobie, e wrogo wobec
dzieci ma niezliczone formy, nie tylko na poziomie obozów zagøady, ale na wszystkich
poziomach spoøecznych i w ka dej intelektualnej dyscyplinie, tak e niestety w wi kszo ci
szkóø i podej terapeutycznych.
Urodzona w 1923 roku w Polsce, Miller uczyøa si i mieszka w Szwajcarii. Uko czyøa studia
psychoanalityczne w Zurychu i jako praktykuj ca analityczka nauczaøa tej metody przez
ponad dwadzie cia lat.
W miar rozwoju pisarskiego, jej spojrzenie na dziecko stawiaøo j w coraz wyra niejszej
opozycji do tradycyjnych teorii Freuda. Zadedykowaøa mu w rezultacie, na sto dwudzieste
szóste urodziny, swoj ksi k „Nie b dziesz wiedziaø.” Mówi: „Odkrycie, e w
nie wiadomo ci dorosøych przetrwaøy ich dzieci ce do wiadczenia, oraz zjawisko ich
støumienia, przez wiele lat wpøywaøo na moje ycie i sposób my lenia. Ale ja doszøam z
czasem do caøkiem innych wniosków ni Freud i nie mog ju døu ej zaprzecza temu, czego
dowiedziaøam si od moich pacjentów na temat wyparcia nadu y z dzieci stwa.
Miller odrzuca dzi tradycyjne podej cie psychoanalityczne w leczeniu, jak i same teorie
Freuda. We wczesnym okresie jego pracy Freud wierzyø, e korzeniem nerwicy jest, cz sto
peøna przemocy i seksualnego charakteru, wczesnodzieci ca trauma, która zostaøa støumiona.
Jednak do szybko zmieniø swoje pogl dy, uznaj c, e dziecko, cho niewinne, rodzi si z
instynktami, które ze swej natury s seksualne i destrukcyjne.
“Dlaczego tyle czasu przetrwaøa teoria Freuda o tzw. kompleksie Edypa?” - pyta Miller. I
odpowiada: „Poniewa , wedøug tej teorii, to nie dziecko, ale rodzice s niewinni. Ten pogl d
po prostu pasowaø spoøecze stwu. Przeocza on jednak w Edypie wykorzystane dziecko,
postrzegaj c go jako kogo posiadaj cego kazirodcze pragnienia, które doprowadziøy go do
zabicia ojca, po lubienia matki i, ostatecznie, pozbawienia si wzroku.”
Tradycyjna psychoanaliza, wedøug Miller, powiela chor dynamik relacji rodzic-dziecko,
stawiaj c analityka w pozycji wøadzy. Nadzieja w leczeniu pojawia si dopiero wtedy, gdy
terapeuta staje si prawdziwym adwokatem pacjenta. Szacunek dla jego wewn trznego
dziecka musi gra gøówn rol w procesie leczenia. Dziecko podlega døugotrwaøemu
wewn trznemu rozdarciu „mi dzy l kiem przed utrat osób, które kocha, je li pozostanie
wierne sobie, i panik wobec perspektywy utraty siebie, je li b dzie musiaøo zaprzecza temu,
kim jest. Nie jest ono w stanie rozwi za konfliktu o tak gø bokim podøo u, ani samo
przetrwa , czuje si wi c zmuszone do konformizmu. Terapia nigdy nie powinna powiela
takich sytuacji.”
Miller u ywa okre lenia „czarna pedagogika” dla zilustrowania, co wskutek naszej hipokryzji
i ignorancji wyrz dzamy dzieciom „dla ich wøasnego dobra.” Pokazuje, e próbuj c je w ten
sposób wychowywa , utrwalamy w nich uczucia poni enia, l ku, wstydu i winy. Skøaniaj c je
do rezygnacji z siebie, ka c im tøumi ciekawo i emocje, rodzice redukuj ich zdolno do
czynienia podstawowych rozró nie w przyszøo ci. „Dzieci s tolerancyjne. Nietolerancji
ucz si od nas.”
O ile Alice Miller jest ignorowana lub atakowana przez ortodoksów, dalekowzroczni
psychoterapeuci cz sto traktuj j jak pomnik obna aj cy i analizuj cy ukryte okrucie stwo i
korzenie przemocy. Antropolog Ashley Montagu twierdzi, e ksi ka „Nie b dziesz wiedziaø”
stanie si bez w tpienia czym w rodzaju dziaøu wód w historii psychoanalizy.
„Moja antypedagogiczna postawa nie jest skierowana przeciw jakie konkretnej szkole
pedagogiki, ale przeciw generalnej ideologii tyranii i zaniedbania, jak posøuguje si
wychowanie, ø cznie z teoriami permisywno ci” – zauwa a Miller. Sprzeciwia si ona
wszelkim aroganckim postawom dorosøych wobec dzieci cych uczu , pokazuj c, jak
wdra anie w ten sposób dzieci do dostosowywania si prowadzi do zakneblowania ich
wewn trznych gøosów i zabicia wiadomo ci, a w efekcie do powstawania nowych rzesz
lepych emocjonalnie i aroganckich dorosøych.
Diane Connors, która równie jest psychoterapeutk , odwiedziøa Alice Miller w jej
mieszkaniu w Zurychu. Maøa wzrostem Miller promienieje uwag , delikatno ci i
niezachwian wiar w to, co odkrywa i przekazuje. Jest wiadoma spoøecznego oporu, jaki
wzbudza jej praca.
DC: Kiedy zdaøa sobie spraw z tego, e szacunek dla dziecka stanie si centralnym
punktem Twoich prac?
Miller: Od pocz tku. My l , e jeszcze w dzieci stwie szukaøam odpowiedzi, dlaczego ludzie
zachowuj si w tak irracjonalny sposób. Zawsze chciaøam rozumie i przenika zjawiska.
Nie dostawaøam wiele informacji od matki, która by mi mówiøa: „Tak nale y. To jest tak, a
tak.” Nie, ona nigdy nie dawaøa mi wyja nie , gdy prosiøam. Byøam bardzo osamotnionym
dzieckiem.
Miaøam mo e z pi lat, kiedy zobaczyøam jak kobiet z dziewczynk . Miaøa trzy, cztery
latka. Upadøa i potøukøa si . Jej matka, która rozmawiaøa z inn matk , krzycz c, daøa
córeczka klapsa dlatego, e maøa przyszøa do niej z pøaczem i rozkrwawionymi kolanami.
Zapami taøam pytanie, jaka powstaøo w mojej gøowie: „Przecie to dziecko doznaøo
skrzywdzenia podwójnie: po pierwsze, gdy si przewróciøo, po drugie, przez reakcj matki.
Dlaczego ona j karze? Przecie ta maøa jest niewinna – potrzebuje pocieszenia i pomocy, a
nie przemocy…”
DC: Dlaczego tak wielu profesjonalistów zaprzecza temu, co mówisz?
Miller: Poniewa nie wolno im zobaczy rzeczywisto ci. To bardzo ciekawe. Pierwszy raz
mówiøam publicznie o tych moich pogl dach, w ramach mojego wyst pienia na temat
narcyzmu w psychoanalizie, stoj c przed trzystoma analitykami. Byli mocno zaskoczeni,
gdy byøo to czym niezwykøym søysze kole ank po fachu staj c po stronie
skrzywdzonego dziecka. Najpierw zareagowali naturalnie – byli mi wdzi czni i nie
przejawiali widocznego oporu wobec wøasnych uczu . Dzi kowali mi i pytali: „Sk d
wiedziaøa , jak wygl daøo moje ycie?” Odpowiadaøam: „Nie wiedziaøam; opisaøam tylko
moje wøasne ycie.” Wielu m czyzn miaøo øzy w oczach. Potem próbowaøam opublikowa
artykuø o tym w Niemieckim Przegl dzie Psychoanalitycznym, ale wydawcy go odrzucili.
Opór byø ju uksztaøtowany. Odesøali mi tekst, bo czuli si wewn trznie zmuszeni widzie
wszystko tak, jak Freud; w przeciwnym razie byøoby to dla nich gro ne lub niebezpieczne.
Artykuø ten wydrukowaøo Mi dzynarodowe Towarzystwo Psychologiczne w swoim
Dzienniku Psychoanalitycznym, ale niemieckie pismo, Psyche, odmówiøo mi. Dla Niemców
ta idea okazaøa si zbyt prowokuj ca.
DC: Co konkretnie byøo tak prowokuj ce?
Miller: To, e nerwice i psychozy bior si ze støumionych uczu , które s naturaln reakcj
na traum . Fakt, e zøo dziecka i inne jego uczucia, jakich nie lubimy, s jego reakcjami na
doznane nadu ycia. Dzisiaj jeste my ju bardziej wiadomi istnienia mnóstwa nadu y na
dzieciach. Przedtem byøo to negowane i kwitowane milczeniem. Aby móc przetrwa , dziecko
musi wyprze pami tych krzywd, milcze i zanegowa swoje cierpienia; w przeciwnym
razie ten ból by je zabiø.
DC: Czy mo e to dzia si w tak wczesnym okresie rozwoju, e dziecku brakuje søów,
zrozumienia czy zgody na wyra enie swojego bólu?
Miller: Tak, ale w terapii, te søowa, zrozumienie i ekspresja musz by znalezione. Dobra
terapia powinna pomaga pacjentowi zmieni si z „zakneblowanego dziecka” w „mówi ce
dziecko.” Dziecko cz sto nie mogøo znale søów dla nazwania traumy, albo dlatego, e
doznawaøo jej wcze nie, albo dlatego, e otoczenie byøo zbyt wrogie. Ale teraz, je li w
gabinecie trafi na terapeut , który jest jego rzeczywistym adwokatem – jego wiadomym
wiadkiem – i zaczyna do wiadcza emocjonalnie dawnych krzywd, to staje si dzieckiem
mówi cym. Terapia jest po to, by nam pomóc znale søowa, którymi b dziemy mogli
powiedzie naszej matce lub ojcu, jak si czuli my wtedy, gdy nas ranili, wykorzystywali, czy
cho by to, jak si czuli my musz c o tym milcze .
DC: Co rozumiesz przez søowo „adwokat”?
Miller: Tego, kto stoi po stronie dziecka. Zawsze. Terapeucie nie wolno mówi pacjentowi,
e jego rodzice byli zaburzeni ale mieli dobre intencje, czy e sami byli ofiarami nadu y , bo
w ten sposób staje on po ich stronie, stronie dorosøych. Kiedy dziecko wierzy, e rodzice,
którzy przejawiali wobec niego niezrozumiaøe i poni aj ce zachowania, mieli dobre zamiary,
nie mo e odczu swojej krzywdy i zamiast z ni , identyfikuje z nimi. Bicie i
wykorzystywanie dziecka, poniewa niszczy je, jest przest pstwem kryminalnym i adnymi
zabiegami nie zmienimy tej prawdy. Maltretowane, odczuwa poni enie, zam t, izolacj , l k,
win i wstyd. Odbiera faøszywy przekaz, e jest zøe. Boimy si jednak powiedzie , e
nadu ycia na dzieciach s przest pstwem, gdy chcemy ochroni naszych wøasnych rodziców
przed obarczeniem ich win . Ale w rzeczywisto ci wcale im nie pomagamy, bo wspieramy
tym ich emocjonaln lepot i tym samym zdradzamy tkwi ce w nich skrzywdzone dziecko.
DC: Jak radzi sobie z bólem w procesie zdrowienia?
Miller: Ból jest drog do prawdy. Zaprzeczaj c temu, e nie byli my kochani w dzieci stwie,
odsuwamy si od jakiego cierpienia, ale zarazem odsuwamy si od prawdy. A potem przez
caøe ycie b dziemy starali si zasøu y sobie na miøo . Unikanie bólu w terapii tworzy i
wzmacnia blokady. Nikt nie mo e skonfrontowa si z wøasnym porzuceniem lub nienawi ci
bez poczucia si winnym. „To moja wina, e mama jest okrutna” – my li dziecko.
„Doprowadziøem j do furii; co mog zrobi , aby mi okazaøa miøo ?”
Nie ustajemy wi c w wysiøkach zaskarbienia sobie miøo ci rodziców. Poczucie winy wobec
nich chroni przed u wiadomieniem sobie przera aj cej prawdy, e caøy nasz los zale y od
osób, które nas nie kochaj . Taka wiadomo jest o wiele bole niejsza ni wytøumaczenie
sobie: „Ona jest dobr mam , to ja tutaj jestem zøy.” Wtedy czujemy, e co od nas zale y, e
mo emy co zrobi w kierunku uzyskania miøo ci. Jednak to nieprawda, bo na miøo nie
mo na sobie zapracowa . A obwinianie si za to, co nam wyrz dzono, umacnia tylko nasz
emocjonaln lepot i znerwicowanie.
S pewne formy leczenia, gdzie pacjenci wprawdzie wiele pøacz , ale nic nie mówi o swoich
krzywdach. Widziaøam zapis video z sesji, jak m czyzna przez godzin uwalniaø ból swoich
narodzin, ale nie werbalizowaø tego. Dopiero pó niej relacjonowaø, co czuø. Moim zdaniem
wa ne jest, by od pocz tku móc mówi , by werbalizowa uczucia ju w trakcie
do wiadczania dawnego bólu. Nawet, je li pacjent odczuwa siebie takim, jakim byø jeszcze w
øonie matki, powinien móc i próbowa mówi jej, co czuje.
Poø czenie odzyskiwanych uczu z ich ekspresj søown ma zasadnicze znaczenie dla procesu
zdrowienia. Pacjent jednak nie mo e robi tego samotnie; musi czu , e ma przy sobie kogo ,
kto go wspiera, rozumie jego uczucia, podziela je i potwierdza. Je li jako dziecko byø
molestowany, a terapeuta nie kwestionuje tego, tylko mu wierzy, mo e si w nim otworzy
wiele dalszych rzeczy. Terapeucie nie wolno wzywa do przebaczenia, gdy støumi tym jego
ból i pacjent nie dozna przemiany, a wyparte cierpienie zacznie szuka sobie kozøa ofiarnego.
DC: Czy uwa asz, e dziecko rodzi si bez historii, jak tabula rasa, a dopiero do wiadczenia
okre laj jego charakter?
Miller: Nie, nie uwa am tak. Dziecko wychodzi z øona matki ju z pewn histori , z
do wiadczeniami prenatalnymi. Nie rodzi si tylko z projekcjami. Rodzi si niewinne i
gotowe do miøo ci. Bo dziecko umie kocha , o wiele bardziej ni umiej doro li. Jednak
prawda o dziecku jako istocie wra liwej i bardzo kochaj cej napotyka na silny opór, który
pochodzi st d, e nauczyli my si stawa po stronie wøasnych rodziców i obwinia siebie o
wszystko, co nam zrobili.
DC: W ksi ce „Dramat udanego dziecka” ø czysz støumienie uczu z utrat witalno ci. Czy
masz tutaj jakie wøasne do wiadczenia?
Miller: Istotnie. Do wiadczenie bólu mojego ycia przywróciøo mi witalno . Najpierw
przyj cie cierpienia, potem witalno . Cen za støumienie uczu jest depresja. Musiaøam
równie przeciwstawi si tradycyjnym formom nauczania. Zmuszanie do robienia czego
odbiera nam rado . A dla mnie rado jest podstawowym warunkiem kreatywno ci.
Ogromnie wiele si nauczyøam maluj c, bawi c si kolorami. Ale zawsze czuøam opór wobec
uczenia si z ksi ek o teoriach barw.
Dla mnie malarstwo, nienie i pisanie maj ze sob wiele wspólnego. Maluj tak, jak ni .
Mam wiele impulsów i skojarze . Nigdy nie mam planu, nie zakøadam z góry, co chc zrobi .
Czasem mam jak ogóln koncepcj , ale zwykle i tego nie udaje mi si zrealizowa , bo w
czasie malowania zaczynam ni inny sen i zapominam mój plan. Pocz tkowo miaøam bardzo
narracyjny styl. Chciaøam opowiada histori , czy te historia we mnie chciaøa opowiada
siebie. Teraz bardziej to przypomina potrzeb koloru, potrzeb formy, linii. Improwizuj .
Mówi nieraz, e maluj tak, jak muzyk jazzowy.
Wcale nie pragn stworzy arcydzieøa, ani nawet poprawnego obrazka. Na szcz cie nie
musz y ze sprzeda y moich prac. Czuj si tylko przynaglana do coraz dalszej pracy,
id cej w stron tego, co prawdziwe. Czasem niszcz moje obrazy. Lub zmieniam je i
zmieniam, mimo e byøy øadniejsze na pocz tku. Ale na ko cu jestem szcz liwa, bo oddaj
to, co chciaøam powiedzie . Nie obchodzi mnie, czy kto oceni je jako dobre lub zøe. Maluj c,
czuj si absolutnie wolna. Tylko farby, paleta, papier i ja. Nikt nie mo e mi mówi , co jest
tak, a co nie.
DC: Czy odbiór twoich ksi ek ró ni si w zale no ci od kraju?
Miller: Tak. Kraje skandynawskie, Holandia i Stany Zjednoczone s najbardziej liberalne i
otwarte. Najwi cej moich ksi ek sprzedaje si w Niemczech, ale wielu Niemców wci jest
uformowanych przez toksyczn pedagogik . Lecz tak e Szwedów. Tak wi c, wielu z nich
czuje wewn trzny zakaz krytykowania rodziców oraz dostrzegania toksyczno ci ich metod
wychowawczych. Ludzie ci twierdz , e moje prace opisuj system edukacyjny z
dziewi tnastego wieku. Nie zdaj sobie sprawy, e wci
yj wedøug tych
dziewi tnastowiecznych postaw.
Ta reakcja jest tak e reakcj na czasy Hitlera. Zaprzeczanie hitleryzmowi jest w ród
Niemców tak silne, e wci nie s w stanie uczy si ze swojej historii. Hitler nie miaø w
dzieci stwie adnego empatycznego wiadka. Jego ojciec niszczyø wszystko, cokolwiek robiø
syn. Maøy Adolf nikomu nie mógø powiedzie o cierpieniach, jakich do wiadczaø. Na
podstawie rozdziaøu jednej z moich ksi ek wystawiono w Szwecji sztuk : „Dzieci stwo
Hitlera.” Scenariusz pokazuje, w jaki sposób ten maøy chøopiec szukaø ciepøa i kontaktu,
zabiegaø cho by o spojrzenie, i byø niezmiennie traktowany jak pies.
Podobnie jak Niemcy reaguje wielu Japo czyków, cho jednocze nie spora ich cz
odbiera
moje prace z du ego poziomu wiadomo ci i wra liwo ci. Ich mentalno nie jest wypaczona
przez ró ne teorie, jak teoria instynktów Freuda, wi c Japo czykom generalnie øatwiej jest
przyjmowa to, o czym pisz i stosowa to w ich rzeczywisto ci. Potrafi zobaczy
wszechobecne nadu ycia na dzieciach i naprawd umiej pomóc.
Pod ka dym aktem przemocy kryje si jaka historia z dzieci stwa. Historia molestowania,
historia zaprzeczania. Zaprzeczanie jest rz dz cym nami prawem, ale jest ignorowane przez
spoøecze stwo i ci gle nie uwzgl dniane przez profesjonalistów. Jednak ono wøa nie
tøumaczy, dlaczego w naszej kulturze wci mog by popierane oczywiste nonsensy, jak
pogl d Freuda, e dzieci fantazjuj , czyli wymy laj sobie traum .
DC: Czy s na wiecie kultury, maj ce inne podej cie do rodzicielstwa?
Miller: Pomimo ró norodno ci kultur, nadu ycia na dzieciach znajdujemy niemal w ka dej.
Ale s takie, które si ró ni . Na przykøad na wyspie Malezja yje plemi Senoi, o kulturze
caøkowicie wolnej od przemocy. Nigdy nie byøo tam wojny. Ludzie ci co rano rozmawiaj z
dzie mi o swoich snach z nocy i o uczuciach. Nasza kultura jest trawiona przemoc dlatego,
e od pocz tku uczymy dzieci nie czu .
DC: Czy terapia mo e to zmieni ?
Miller: Tak, ale tylko pod warunkiem, e dotrze ona do bólu, który blokowany jest przez
poczucie winy. Tak blokad jest na przykøad przekonanie: „Ja ponosz win za to, co mi
zrobiono.” Od kiedy odkryøam, e teoria instynktów Freuda nieprzypadkowo i nieodwoøalnie
ukrywa rzeczywisto wykorzystywania dzieci, zacz øam szuka nowej formy psychoterapii,
skutecznej dlatego, e opartej na caøej dost pnej nam dzi wiedzy na temat nadu y . A w
ko cu znalazøam. Zamierzam opisa j w mojej nast pnej ksi ce. Ten rodzaj leczenia
pozwala, pacjentowi i terapeucie, na systematyczne kontaktowane si z ich urazami i bólem.
Odbywa si to krok po kroku, bez wstrz sowego przeøamywania obron, bez moralizuj cych i
wychowuj cych postaw, oraz bez wtr cania ludzi w niebezpieczne stany, w których
do wiadczaliby chaotycznych uczu , przywi zuj c si do nich.
Mo emy spotka wiele nieodpowiedzialnych i szkodz cych technik oraz ich kompozycji,
które nie prowadz do systematycznej konfrontacji z przeszøo ci . Jedne wiod w stron
ró nych mistycznych propozycji, inne pozostawiaj ludzi z otwartym i nie rozwi zanym
bólem. Pacjenci ci s najpierw ofiarami nadu y w dzieci stwie, potem swoich sposobów
przetrwania, by w ko cu sta si ofiarami nadu y terapeutycznych. Próbuj wi c poradzi
sobie sami, si gaj c po narkotyki, wpadaj c w sidøa ró nych sekt i guru, czy wynajduj c inne
sposoby zaprzeczania rzeczywisto ci i zabijania bólu. Jednym z takich sposobów mo e by
aktywno polityczna.
DC: Jakiej rady udzieliøaby dzisiaj szkol cym si terapeutom?
Miller: Najpierw postaraj si odkry prawd o wøasnym dzieci stwie, a potem potraktuj to
do wiadczenie powa nie. Søuchaj pacjenta, a nie jakiejkolwiek teorii. Zapomnij o niej, bo gdy
si jej trzymasz, nie jeste wolny w søuchaniu. Nie analizuj pacjenta jako przypadku czy
obiektu. Staraj si czu i pomagaj pacjentowi czu , zamiast mówi mu o uczuciach innych.
Dziecko potrzebuje fantazji, by przetrwa , by nie cierpie . Dorosøy – nie. Nikt nie wymy la
sobie traumy, bo nie jest to nikomu potrzebne do przetrwania. Wierz wi c w to, co pacjent ci
mówi i pami taj, e wyparta rzeczywisto zawsze jest ostrzejsza od fantazji. Bez traumy,
nikt te nie potrzebuje zaprzeczania. Wielu z nas pøaci za zaprzeczanie powa nymi
symptomami. Badaj z pacjentem histori dzieci stwa. Terapia musi otworzy zarówno ciebie,
jak i jego, na odczuwanie do wiadcze z caøo ci ycia. Musi zbudzi ze snu.
Tragedi jest trafi na terapi i zamiast pomocy zazna jeszcze wi kszego zam tu.
Przechowuj list od siedemdziesi ciodziewi cioletniej kobiety, która pisze do mnie:
„Czterdzie ci lat ycia straciøam na chodzenie do psychoanalityków. O miu. Dopiero po
lekturze twoich ksi ek pierwszy raz przestaøam czu si winna temu, co mi zrobiono.
Zawsze staraøam si dostosowa . Analitycy to bardzo mili ludzie. I chcieli mi pomóc. Ale
nigdy nie mieli w tpliwo ci, e moi rodzice byli dla mnie dobrzy. Dzi jestem taka
wdzi czna, e od kiedy zacz øam czyta twoje prace, nie czuj tego ci aru winy. Dzi widz ,
jak oni wszyscy strasznie mnie nadu yli. Najpierw rodzice, a potem ci analitycy, którzy
wbijali mnie we wstyd, e jestem zøa, i w poczucie winy.”
Te wgl dy pochodz od prawie osiemdziesi cioletniej kobiety! Zamyka ona swój list cytuj c
ko cowe zdanie z mojej ksi ki „Dla twojego wøasnego dobra”: „Gdy duch ludzki jest ze
swej istoty niezniszczalny, a jego zdolno do podnoszenia si z popioøów trawa tak døugo jak
døugo ciaøo jest zdolne oddycha .”
DC: Czy przemoc w telewizji dotyka dzieci?
Miller: Dzieci, które byøy i s naprawd kochane, nie b d gustowa w takich filmach i
programach, ani nie s nimi zagro one. Ale dziecko, które byøo ranione i poni ane – cho by
w szkole, niekoniecznie przez rodziców – szuka tego materiaøu. Szuka obiektów, na które
mogøoby skierowa swoj nienawi i zemst . Jest oczywi cie na wiecie masa ludzi, którzy
zbijaj maj tek na cierpieniach dzieci. Ale przemoc nie pochodzi z filmów w telewizji. Jej
ródøa s du o gø bsze. Chronione i kochane dzieci nie staj si mordercami. Nie znalazøam
ani jednego czøowieka, który biøby dzieci nie b d c samemu bitym w dzieci stwie.
DC: Dlaczego przemoc odradza si w ka dym nowym pokoleniu?
Miller: Je li si cofniemy wystarczaj co, zobaczymy, e ka dy krzywdziciel sam doznaø
krzywd. Ale w wi kszo ci przypadków nie usøyszysz o tym od niego, ze wzgl du na
zaprzeczanie. Je li pójdziesz do wi zienia i zapytasz morderc , jakie miaø dzieci stwo,
odpowie: „O, caøkiem niezøe. Mój ojciec wprawdzie byø surowy i karaø mnie, bo byøem zøy,
ale matka byøa caøkiem miø kobiet .” To jest problem: nie mo esz odkry prawdy, gdy sam
gwaøciciel, morderca czy inna dana osoba, zrobi wszystko, by ochroni ci przed obrazem jej
okrutnego dzieci stwa, jakie miaøa w istocie. Sama go nie widzi. A poniewa nie jest w stanie
znie tego bólu, to aby nie czu tego, co czuøa w dzieci stwie, gwaøci, zabija lub w inny
sposób niszczy ludzi.
DC: Czy uwa asz, e dziecko mo e zosta nadu yte jeszcze w øonie matki?
Miller: Oczywi cie, e tak. Ka de dziecko ma swoje wøasne do wiadczenia. Niektóre z nich
to m cze stwo od samego pocz tku. Na przykøad dziecko, które urodziøo si z trzema
wrzodami. Zmarøo. Matka miaøa pi tna cie lat. Byøa bita w czasie ci y i przyjmowaøa
narkotyki. Nikt nie wie dobrze, co musiaøo przej to male stwo w jej øonie. Tak bardzo
tkwimy w ignorancji, e zwyczajnie nie chcemy tego wiedzie .
Søyszaøa pewnie o przeszkolu McMartin w Los Angeles? Ponad trzysta dzieci zostaøo tam
wykorzystanych seksualnie, tyle doniesie otrzymaøy søu by. Przez siedem miesi cy prawnicy
przesøuchiwali dzieci, wypytuj c, co i jak im tam robiono. Te przesøuchania byøy dla maøych
ofiar psychiczn tortur . Niektóre z nich mówiøy, e musiaøy pomaga w zabiciu jakiego
dziecka. Doro li zbadali, e to nie byøa prawda, wi c nazwali ofiary køamcami. W rezultacie
zwolniono pi cioro z siedmiorga oskar onych napastników seksualnych. Lecz oczywi cie byø
to dzieci cy symboliczny przekaz: „Kiedy zgodziøem si na wykorzystanie seksualne, zabiøem
dziecko w sobie.”
Chc pokaza , w jaki sposób spoøecze stwo reaguje na dzieci ce doniesienia. Wykorzystanie
seksualne dziecka oznacza zabicie w nim jego duszy. Poniewa nie umiemy zrozumie
symbolicznego j zyka dziecka, wi c mówimy, e ono køamie. Wtedy wykorzystuj ce je
osoby odchodz wolne, a my my limy, e wszystko jest w zgodzie z prawem. Problem tkwi w
tym, e dziecko chroni swojego oprawc . Lub czasem sprawca w zeznaniach dziecka jest
zamieniany na jak inn osob . Mo e to wygl da tak: „Boj si listonosza, bo on byø dla
mnie niedobry.” Rodzice tymczasem s pewni, e listonosz nie miaø adnego fizycznego
kontaktu z ich dzieckiem. Jednak za „sfabrykowan ” postaci kryje si dziadek, ojciec lub
wujek. „Køamstwo” takie søu y ochronie bliskiej osoby przy jednoczesnym wyra eniu l ków.
Doro li traktuj to jednak jako przykøad niewiarygodno ci dzieci. Ale historia nie jest
wymysøem; stoi za ni prawdziwe zdarzenie.
DC: Czy spoøecze stwo mo e nauczy si odcyfrowywania j zyka dzieci?
Miller: Mam tak nadziej . W przeciwnym razie popeønimy zbiorowe samobójstwo za
pomoc medycznych technologii. J zyk dziecka jest cz sto bardzo przejrzysty, ale to my
odmawiamy søuchania i rozumienia przekazu. Dzi ki technologii szpitalnej, dzieci mog
prze y skrajnie okrutne nadu ycia od swych pierwszych chwil, ale wykorzystanie jest
przechowywane w umy le i stamt d dziaøa aktywnie na caøe ycie. Dlatego matka
maltretuj ca swoje niemowl mo e, bez jakiejkolwiek wiedzy czy wiadomego wspomnienia,
powtórzy dokøadnie te same zachowania, jakich ofiar sama padøa w niemowl ctwie.
Zmagazynowane w jej ciele wspomnienia zmuszaj j bowiem do powtarzania identycznej
traumy.
Je li dziecko otrzyma ciepøe ramiona osoby, która je pocieszy i powie mu nimi, e szok
porodu si sko czyø, sko czy si on tak e w jego gøowie. Inaczej b dzie ono caøe ycie
oczekiwaøo powtórzenia tego szoku. Pierwsza lekcja, jak odbieramy na ziemi, mówi nam, e
jeste my sami, w niebezpiecznym otoczeniu, i nikt nie dostrzega naszego bólu. Ta sytuacja
jednak zmieni si radykalnie, gdy dopu cimy do naszej wiadomo ci fakt, i noworodek jest
w peøni czuj cym i niesamowicie wra liwym czøowiekiem.
Cz sto dziecko przychodzi na wiat po ci kich zmaganiach, a my nie zdajemy sobie sprawy
z tego, jak bardzo potrzebuje ono natychmiastowego pocieszenia w ramionach matki.
Stosujemy wi c leki, hospitalizacje i wysoko zaawansowane technologie, my l c, e to jest
dla niego dobre, poniewa sami mieli my podobne prze ycia po narodzeniu, wi c oderwanie
od matki uwa amy za norm . Dramat, jaki naprawd rozgrywa si wtedy w noworodku,
wi kszo ci ludzi kompletnie nie interesuje. Dlatego udzielam tego wywiadu.
DC: Co chciaøaby robi w yciu dalej?
Miller: Chciaøabym wspiera ludzi, którzy decyduj si konfrontowa z prawd o
wykorzystywaniu dzieci. Dostaøam list od pewnego terapeuty dzieci cego z Kalifornii.
Pracowaø jako konsultant w jednej ze szkóø. Jedna z dziewczynek opowiedziaøa mu o „gor cej
celi” (hot box) w szkole – ciasnym pomieszczeniu bez okien, gdzie zamykano dzieci za kar .
Uwierzyø jej i przeprowadziø ledztwo, ale gdy napisaø raport, wyrzucono go z pracy. Mimo to
terapeuta ten prowadziø dalej swoje ledztwo, odkrywaj c podobne „gor ce cele” w innych
szkoøach.
Gazety rozpisaøy si o tym przypadku, a gøos terapeuty, jak i jego do wiadczenie, zostaøy
dostrze one. Dzi kowaø mi w li cie, bo dziaøaj c caøy czas czuø si wspierany przez moje
ksi ki. Przykøad ten pokazuje, e jedna osoba mo e u wiadomi spoøecze stwu, e metody
nigdy wcze niej nie kwestionowane, s w istocie niszcz ce. Ka dy obro ca dziecka ratuje
ycie. Obro cyi ci mówi , e zbrodnia jest zbrodni i nie tuszuj prawdy nazywaj c j
„ambiwalentn miøo ci rodzica.”
Empatyczni, o wieceni wiadkowie mog uchroni dziecko przed staniem si przest pc .
Uczy si ono od nich rozpoznawa okrucie stwo, odrzuca je, broni si przeciw niemu, jak i
nie zadawa go. Do wiadczenia dowodz , e stosuj c kary, nikogo nie da si czego nauczy .
Poza tym, e ucz , jak unika kary køami c i jak kara wøasne dzieci w dwadzie cia czy
trzydzie ci lat pó niej. A mimo to ludzie wci wierz , e kary s skuteczne.
DC: Czy mo esz zmieni to przekonanie?
Miller: Mam nadziej , e tak, przynajmniej cz ciowo. Moje ycie i praca od lat skupia si
na problemie wykorzystywania dzieci i pytaniu, w jaki sposób to, czego si nauczyøam, mog
przekaza inny profesjonalistom, rodzicom i ludziom odpowiadaj cym za prawo i przepisy.
Nie jest to øatwe, gdy wi kszo ludzi nauczyøa si od pocz tku ycia, e dziecko nale y
kara i bi , aby staøo si dobre, ludzkie, uczciwe i tolerancyjne – czyli takie, jakimi my l , e
s , jego zn caj cy si wychowawcy, rodzice, ksi a i inni ludzie z otoczenia.
W Anglii, gdzie braøam udziaø w kliku audycjach radiowych, prowadz cy cz sto mówili:
„Piszesz o powa nych formach przemocy, brutalno ci i nadu y w rodzinach, ale s przecie
inne, øagodne metody – klapsy, zamykanie lub krzyki.” Zarzekali si , e te formy
sprawowania wøadzy nie s szkodliwe, argumentuj c tym, e sami byli bici w dzieci stwie, a
nie stali si hitlerowcami.
Uwa am to za moje zadanie powtarza bez ko ca, e ka dy rodzaj bicia, zamykania, klapsów
i krzyku jest poni aniem dziecka i powoduje w nim powa ne szkody na caøe ycie. Dziecko
mo e unikn stania si przest pc , je li uda mu si spotka cho jedn osob , która nie
b dzie dla niego okrutna i która mo e okaza mu, e go lubi i rozumie. Do wiadczenie
miøo ci, wspóøczucia czy sympatii pomo e mu zobaczy okrucie stwo takim, jakie jest.
Dzieci, którym brak takich do wiadcze , gdy nie spotkaøy w swoim otoczeniu adnego
wspóøczuj cego wiadka, b d postrzega zn canie si jako normalny sposób traktowania
innych, a wi c przekazywa dalej to traumatyczne brzemi . B d stawa si nowymi
Hitlerami, Eichmanami, Pol-Potami czy doø cza do milionowych rzesz ich na ladowców,
którzy w dzieci stwie nie zaznali niczego poza okrucie stwem.
DC: Wi c jak to wøa ciwie jest z tymi øagodniejszymi metodami, jak klapsy, krzyki i
poni anie søowne?
Miller: Tragedia polega na tym, e ludzie traktowani w ten sposób – nawet je li daleko im do
Hitlera – udaj , e taki rodzaj wychowywania byø konieczny. Zastrzegaj sobie w ten sposób
prawo robienia tego samego swoim dzieciom i stawiaj opór inicjatywom wprowadzenia
prawa zakazuj cego bicia dzieci. W Wielkiej Brytanii udaøo si takie prawo wprowadzi
dopiero w 1986 roku i uwa am to opó nienie za jedn z konsekwencji tego procederu.
Ignorancja naszego spoøecze stwa jest wynikiem nadu y . Byli my karani klapsami i
stali my si lepi jak Edyp. Musimy jednak przejrze , aby da wøasnym dzieciom szans
wzrastania w wi kszej odpowiedzialno ci i wiadomo ci ni ten, jaki byø dost pny naszemu
pokoleniu – pokoleniu, które zajmuje si produkcj bomb j drowych.

Podobne dokumenty