czytaj str. 71 - Dowództwo Garnizonu Warszawa
Transkrypt
czytaj str. 71 - Dowództwo Garnizonu Warszawa
Poszukiwanie Nasza przestrzeni strona 16 strategia strona 47 T Y G O D N I K w w w . p o l s k a - z b r o j n a . p l B E Z P Ł A T N Y D O D A T E K F INANSE ZDROWIE PR AWO Cena 4 zł (w tym 7% VAT) NR 44 (718) 31 października 2010 INDEKS 337 374 ISSN 0867-4523 strona 9 Najtrudniejszy i najdroższy Wielomiliardowa inwestycja w system obrony przeciwlotniczej powinna być tak samo celna jak strzały przeciwlotników. FOT. MAGDALENA KOWALSKA-SENDEK KRAKÓW, 2010 I D E O L O MAREK SARJUSZ-WOLSKI FOT. Z. FURMAN Jedno wesele i czterdzieści pogrzebów Atakujące oddziały potrzebują od wyzwalanych cywilów solidarności w cierpieniu. P rzed tygodniem rozważaliśmy niuanse imperatywu „safety first” w kontekście szkolenia pilotów wojskowych. Warto dodać, że normy „po pierwsze, bezpieczeństwo” nie wynaleziono w Polsce. Jak wiele innych dylematów współczesnej wojny, pojawiła się w dniu lądowania aliantów w Normandii. Supreme Headquarters Allied Expeditionary Force zaplanował D-Day precyzyjnie, jak defiladę. Historycy żartują, że uwzględniono wszelkie okoliczności, z wyjątkiem jednej – że Niemcy także będą strzelać. Zaowocowało to wieloma śmiertelnymi nieporozumieniami, które już w pierwszych minutach desantu kazały porzucić zasadę „safety first” w odniesieniu do własnych oddziałów. W kolejnych dniach z konieczności rozstano się z dyrektywą generała Dwighta Eisenhowera, wedle której nie mogło zginąć więcej niż trzystu francuskich cywilów. W czasie kampanii normandzkiej poległo ich 35 tysięcy, a 50 tysięcy odniosło rany. Osiemdziesiąt tysięcy mieszkańców rejonu Calvados straciło domy i dobytek, a odbudowa stad i sadów trwała dziesięciolecia. W tym kontekście łatwiej zrozumieć oziębłe przyjęcie wyzwolicieli przez część Normandczyków („Pod okupacją mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne”), na które skarżyli się alianccy żołnierze. Naturalnie inne zasady obowiązują, kiedy wyzwala się cy- wilów, którzy wcale tego nie pragną. Doświadczyli tego mieszkańcy wielu miast, wśród nich: Frampola, Wielunia, Rotterdamu, Londynu, Coventry, Belgradu, Hamburga, Drezna czy Tokio. Z wieloma wyjątkami, alianci starali się oszczędzać miasta francuskie, belgijskie i holenderskie. Taktykę zmieniono po sforsowaniu Renu. Wzywano niemiecki garnizon do kapitulacji. Jeśli jednak z miasta padł choćby jeden strzał, kładziono nań ogień artylerii. Przy użyciu artylerii lufowej trudno o precyzyjne „cięcia chirurgiczne”, do których podczas ataku Bagdadu służyły rakiety samosterujące Tomahawk i Cruise. Miały one omijać matki z dziećmi, starców na wózkach oraz rowerzystów i z aptekarską dokładnością trafiać w wybrany cel. Już kilka godzin później iracka telewizja pokazała szpitale pełne dzieci, kobiet i starców, zabitych i okaleczonych. Według różnych szacunków, liczba cywilów, którym przyszło zapłacić życiem za „Iraqi Freedom”, wynosi co najmniej 66 tysięcy. Górnej granicy nikt nie określił. Walec wojny totalnej toczy się w przestrzeni publicznej. Ma ona dwa wymiary: rzeczywisty i elektroniczny. Rebelianci afgańscy radują się z każdej ofiary cywilnej. Zyskują wsparcie środowisk pacyfistycznych oraz łatwiejszego, bo pragnącego zemsty, rekruta. Tak było w przypadku pilota, który strzały w powietrze wiwatu- jących na weselu odebrał zbyt osobiście i sfinalizował przyjęcie za pomocą rakiety Hellfire. Tytuł „Jedno wesele i czterdzieści pogrzebów” obiegł prasę wolnego świata i zamieszkał w kulturze popularnej. Podczas amerykańsko-polskich rozmów o taktyce w Afganistanie padło zapewnienie „my nie strzelamy do kobiet i dzieci”. Dlaczego? Bo takie są nasze „rules of engagement”. To trudne, bo buntownicy nie noszą mundurów i otwierają ogień z cywilnych zabudowań. Nawet armatohaubica Dana (żołnierze nazwali ją Lady Gaga, nie mając świadomości, że Stefani Joanne Angelina Germanotta jest lesbijką) często stoi zimna. A przecież wystarczy uderzyć klawisz enter, gdy zobrazowanie z drona prezentuje afgańskich rolników umacniających nocą pobocze drogi. Nie, Polacy najpierw wysyłają patrol. Jeszcze w 2007 roku zachodnia koalicja odpowiadała za połowę cywilów zabitych w Afganistanie. Dziś prawie 80 procent ofiar to skutek działań rebeliantów. To dowód, że cywile na zawsze pozostaną zakładnikami wojowników. Dlatego w imieniu rodziny, której nie było mi dane osobiście poznać, dziękuję generałowi Zbigniewowi Ścibor-Rylskiemu za przeproszenie mieszkańców Warszawy, pod której gruzami spoczęło 150 tysięcy cywilnych ofiar. To szlachetny i honorowy gest. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 3 ARMIA BEZPIECZEŃSTWO 9 | ARTUR GOŁAWSKI, TADEUSZ WRÓBEL Najtrudniejszy i najdroższy 15 | TADEUSZ WRÓBEL Rakietowa oferta 16 | ARTUR GOŁAWSKI Poszukiwanie przestrzeni TADEUSZ WRÓBEL Rakietowa oferta 22 | PIOTR BERNABIUK Przyjazny wrogi świat 15 FIRMY ZBROJENIOWE oferują dziś sporo systemów rakiet krótkiego i średniego zasięgu. 26 | CEZARY KLUKOWSKI Podróż bez powrotu 30 | TOMASZ GOS Ludzie i dźwięki 32 | PIOTR BERNABIUK Skok w czeluść MILITARIA 35 | MICHAŁ JAROCKI Strażnik z lotniskowca 38 | MICHAŁ NITA W oczekiwaniu na klientów ROBERT CZULDA Wybite zęby 50 42 | MACIEJ SZOPA Polowanie na jastrzębie Niezależnie od tego, w którą stronę pójdzie NATO, najważniejszym problemem pozostanie Afganistan. DYREKTOR REDAKCJI WOJSKOWEJ REDAKTOR NACZELNY Marek Sarjusz-Wolski, tel.: +4822 684 53 65, 684 56 85, faks: 684 55 03; CA MON 845 365, 845 685, faks: 845 503; [email protected] Al. Jerozolimskie 97, 00-909 Warszawa ZASTĘPCA DYREKTORA REDAKCJI WOJSKOWEJ SEKRETARZ REDAKCJI „POLSKI ZBROJNEJ” Wojciech Kiss-Orski, tel.: +4822 684 02 22, CA MON 840 222; [email protected] REDAKTORZY PROWADZĄCY Katarzyna Pietraszek, tel.: +4822 684 02 27, CA MON 840 227; Joanna Rochowicz, tel.: +4822 684 52 30, CA MON 845 230; Aneta Wiśniewska, tel.: +4822 684 52 13, CA MON 845 213; [email protected] 46 | MAREK PIELACH Podchorąży zawsze zdąży KIEROWNICY DZIAŁÓW Anna Dąbrowska, ppłk Artur Goławski, Małgorzata Schwarzgruber, Tadeusz Wróbel, Andrzej Fąfara tel.: +4822 684 03 55, CA MON 840 355; PUBLICYŚCI WARSZAWA: Piotr Bernabiuk, Paulina Glińska, Krzysztof Kowalczyk, Cezary Klukowski, Marek Pielach, Maciej Szopa tel.: +4822 684 52 44, CA MON 845 244; tel.: +4822 684 52 29, CA MON 845 229; BYDGOSZCZ: Krzysztof Wilewski, tel.: +4852 378 52 00, CA MON 415 200; GDYNIA: Tomasz Gos, tel.: +4858 626 24 13, CA MON 262 413; KRAKÓW: Magdalena Kowalska-Sendek, Jacek Szustakowski, tel.: +4812 455 17 80, CA MON 131 780; POZNAŃ: Marceli Kwaśniewski, CA MON 572 446; WROCŁAW: Bogusław Politowski, tel.: +4871 765 38 53, CA MON 653 853; WSPÓŁPRACOWNICY Robert Czulda, Andrzej Garlicki, Janusz Grochowski, Paweł Henski, Mariusz Janicki, Dominik Jankowski, Andrzej Jonas, Marcin 47 | MAREK PIELACH Nasza strategia 50 | ROBERT CZULDA Wybite zęby 52 | TADEUSZ WRÓBEL Zbrojni Celtowie 55 | ARTUR GOŁAWSKI Ulepszanie bitów i krzemu 60 | ANDRZEJ JONAS Francja elegancja WOJNY I POKOJE 61 | FRANCISZEK PUCHAŁA OTK, czyli naród do broni 65 | ŁUKASZ RESZCZYŃSKI Upadek Adrianopola 67 | TADEUSZ WRÓBEL Ostatnia klęska aliantów HORYZONTY 71 | MARIUSZ KUBAREK, JOANNA ZAKRZEWSKA Nasz święty Graal 75 | MACIEJ SZOPA Jak komandosi 82 | MARIUSZ JANICKI Czy politycy mają sumienie? Kaczmarski, Włodzimierz Kaleta, Włodzimierz Kalicki, Zdzisław Kryger, Michał Nita, Tomasz Otłowski, Marek Przybylik, Henryk Suchar, Andrzej Szenajch; Zdjęcie na okładce MARIAN KLUCZYŃSKI FOTOREPORTER Jarosław Wiśniewski, tel.: +4822 684 52 29, CA MON 845 229; DZIAŁ GRAFICZNY tel.: +4822 684 51 70, CA MON 845 170; Marcin Dmowski (kierownik), Paweł Kępka, Monika Siemaszko, Andrzej Witkowski; OPRACOWANIE STYLISTYCZNE tel.: +4822 684 55 02, CA MON 845 502; Renata Gromska (kierownik), Małgorzata Mielcarz, Aleksandra Ogłoza; BIURO REKLAMY I MARKETINGU Adam Niemczak (kierownik), Małgorzata Szustkowska, Anita Kwaterowska (tłumacz), tel. +4822 684 53 87, 684 51 80, 684 55 03, faks: +4822 CA MON 845 387; [email protected] REDAKTOR WYDANIA Aneta Wiśniewska KOLPORTAŻ I REKLAMACJE tel.: +4822 457 04 25, CA MON 879 041 DRUK Interak Drukarnia sp. z o.o., Czarnków Numer zamknięto: 25.10.2010 r. Treść zamieszczanych materiałów nie zawsze odzwierciedla stanowisko redakcji. Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzega sobie prawo do skrótów. 4 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 5 MIĘDZYRZECZ Bezpieczny ratunek EWAKUACJA PŁONĄCEGO RATUSZA, konferencja na temat ratownictwa chemicznego oraz zawody zespołów ratownictwa medycznego – na tym polegały czwarte Międzynarodowe Ćwiczenia Zespołów Ratowniczych „Medline 2010”. Celem ćwiczeń było wzmacnianie systemu bezpieczeństwa poprzez integrację środowisk ratowniczych oraz doskonalenie umiejętności między innymi z ratownictwa medycznego, chemicznego, wodnego, technicznego. Do zawodów zgłosiło się 19 zespołów reprezentujących ochotniczych i zawodowych ratowników medycznych oraz strażaków z Polski i Niemiec. Byli także przedstawiciele 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, 10 Brygady Kawalerii Pancernej, 4 Zielonogórskiego Pułku Przeciwlotniczego i 11 Batalionu Dowodzenia. (ATD) Pożegnanie S ierżanta Adama Szady-Borzyszkowskiego, poległego w Afganistanie, pożegnano w jego rodzinnej Trzebiatkowej. Po nabożeństwie w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła trumnę z ciałem odprowadzono na cmentarz parafialny. Kilka dni wcześniej, gdy samolot, który przywiózł poległego żołnierza, wylądował na płycie wojskowego lotniska Okęcie w Warszawie, minister Bogdan Pomoc dla Ghazni Klich mówił: „To powrót pełen bólu i rozpaczy Twojej rodziny. Wiedziałeś, że zawód żołnierza jest niełatwy i czasem płaci się najwyższą cenę, oddając swoje życie”. Dowódca operacyjny generał broni Edward Gruszka podkreślił, że sierżant był prawdziwym kawalerzystą, który zapłacił najwyższą cenę w walce o bezpieczeństwo swoich najbliższych i swojej ojczyzny. (ATU) W trakcie wrześniowych i październikowych zbiórek zgromadzono kilkanaście ton darów, które trafią do ludności afgańskiej jako pomoc humanitarna. Akcję zainicjowali żołnierze 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu. Przyłączyły się do niej dzieci i młodzież z lubuskiego, Wielkopolski i Dolnego Śląska – regionów, w których znajdują się jednostki dywizji. Pierwszy samolot z darami odle- ciał do Afganistanu z ponad 2,5 tonami rozmaitych przedmiotów, które dostaną mieszkańcy prowincji Ghazni. Ponad połowę ładunku stanowią materiały szkolne. W polskich szkołach i gimnazjach zebrano dla dzieci w Afganistanie zeszyty, plecaki, piórniki, bloki rysunkowe oraz zabawki. Pozostała część transportu to 1633 pary butów podarowanych przez firmę z Czerwieńska, która w sumie przekazała ich już ponad 19 tysięcy. (ATU) ŁOTWA Dwa samoloty F-16 wraz z załogami i personelem z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku uczestniczą w ćwiczeniach „Sabre Strike”, mających na celu sprawdzenie przygotowania sił do operacji ISAF. Organizatorem manewrów są kraje bałtyckie oraz USA. rium Logistyki Wydziału Mechanicznego imienia generała broni Tadeusza Buka, dowódcy Wojsk Lądowych. Rektor uczelni generał brygady profesor Zygmunt Mierczyk mówił, że generał Buk miał wizję szkolnictwa wojskowego opartą na głębokiej wiedzy i bogatym doświadczeniu dowódczym. Podczas uroczystości odsłonięto przy wejściu do laboratorium pamiątkową tablicę poświęconą generałowi Bukowi. (AD,PG) S P O T K A N I A DĘBLIN W Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych odbyła się uroczysta inauguracja roku akademickiego. Indeksy dostało 45 podchorążych I roku oraz 367 studentów cywilnych. LONDYN Ministrowie spraw zagranicznych Radosław Sikorski oraz obrony Bogdan Klich uczestniczyli w kolejnej rundzie polsko-brytyjskich 6 konsultacji politycznych. Dotyczyły one polityki bezpieczeństwa międzynarodowego oraz współpracy dwustronnej, zwłaszcza w dziedzinie obronności. Ministrowie rozmawiali też o szczycie NATO w Lizbonie, który odbył się we wrześniu, a także przygotowywanej nowej koncepcji strategicznej sojuszu. Ze strony brytyjskiej w konsultacjach wzięli udział ministrowie: spraw zagranicznych William Hague i obrony Liam Fox. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 WARSZAWA W Wojskowej Akademii Technicznej oddano do użytku Laborato- Wspólne zakupy Trwają ostatnie ustalenia, ile będzie nowych samolotów dużego i średniego zasięgu do transportu najważniejszych osób w państwie. FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI M M I S J E AFGANISTAN: Polscy żołnierze przechwycili ponad 1,4 tysiąca kilogramów substancji wykorzystywanych do produkcji materiałów wybuchowych. To największy od początku udziału polskich wojsk w Afganistanie sukces kontrwywiadu i jednostki Wojsk Specjalnych w walce z produkcją improwizowanych ładunków wybuchowych. Komandosi w jednym z pomieszczeń odkryli 70 beczek zawierających gotowy do użycia materiał wybuchowy. Rebelianci starali się odbić skład, zostali jednak odparci przez żołnierzy jednostki specjalnej. AFGANISTAN: Afgańczycy mogą teraz za pośrednictwem radia uczyć się języka angielskiego. Grupa Wsparcia Psychologicznego „PSYOPS” założyła w bazach Ghazni i Warrior radio „Hamdard”. Nadaje ono spoty informacyjne, wywiady, ogłoszenia i muzykę. W ostatnim czasie kapitan Sebastian Zgłobicki, dowódca stacji radiowej w bazie Warrior, z wykształcenia filolog angielski, przygotował serię radiowych lekcji z tego języka. (AD) aszyny te mają być pozyskane w jednym postępowaniu. Ustalono tak 21 października na spotkaniu przedstawicieli resortu obrony, który odpowiada za zakup samolotów, oraz kancelarii zajmujących się organizowaniem lotów dla VIP-ów. Niedawno wszystkie kancelarie − prezydenta, premiera, sejmu i senatu − przekazały do resortu pisemne opinie dotyczące wymagań transportowych, między innymi odnośnie do zasięgu samolotów, liczby pasażerów i wyposażenia. Zgłoszone uwagi mają być wykorzystane przy formułowaniu założeń do przetargu na zakup nowych maszyn. „Nowością jest to, że będziemy przeprowadzali jedno postępowanie, którego przedmiotem będzie zakup samolotu dużego i średnich maszyn”, poinformował Marcin Idzik, podsekretarz stanu do spraw uzbrojenia i modernizacji w Ministerstwie Obrony Narodo- wej. Dodał, że kwestia ich liczby jest obecnie przedmiotem finalnych ustaleń. Przypominał, że MON ogrywa jedynie rolę operatora, który kupi samoloty w konfiguracji i liczbie wskazanych przez dysponentów, czyli poszczególne kancelarie. Wiceminister zaprzeczył też, aby MON rozważało przedłużenie czasu eksploatacji Jaków: „Definitywnie one odchodzą, będą zastąpione samolotami średniego zasięgu”. Zapewniający transport lotniczy osobom pełniącym najwyższe funkcje w państwie 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego dysponuje obecnie jednym Tu-154, czterema Jak-40, trzema M-28 Bryza oraz kilkunastoma śmigłowcami. Nie wszystkie maszyny nadają się jednak do transportu VIP-ów. Na ich potrzeby są także dwa wyczarterowane od LOT-u Embraery 175. W 2012 roku kończy się resurs czterech Jaków. (ANN) Świętujemy BIELSKO-BIAŁA. Mszą świętą, apelem poległych oraz pokazem sprzętu podczas dni otwartych koszar uczczono święto 18 Bielskiego Batalionu Powietrznodesantowego. W trakcie głównych uroczystości żołnierzom, którzy brali udział w misjach w Iraku i Afganistanie, wręczono medale. -obronne, turniej halowej piłki nożnej i konkurs historyczny. Na uroczystym apelu żołnierzom wręczono też wyróżnienia. ZEGRZE. Podczas obchodów święta Wojsk Łączności i Informatyki szef WARSZAWA. Obchody święta 3 Warszawskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej trwały kilka dni. Zorganizowano zawody sportowo- L Ą D O W E „Bystrzyca ’10” CHEŁM. Do listopadowych ćwiczeń dowódczo-sztabowych „Pantera” przygotowywali się żołnierze 3 Brygady Zmechanizowanej podczas treningu „Bystrzyca ’10”. Głównym celem było prowadzenie działań obronnych, w tym doskonalenie umiejętności planowania działań taktycznych. Zajęcia ZEGRZE. Umiejętnego posługiwania się sprzętem i środkami obrony przed skażeniami uczyli się żołnierze służby przygotowawczej w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki. W praktycznych zajęciach z obrony przed bronią masowego rażenia na przykoszarowym placu ćwiczeń Skubianka uczestniczyli elewi z 2 Kompanii Szkolnej. M A R Y N A R K A W O J E N N A Akcja KOŁOBRZEG. Żołnierze patrolu rozminowania pod dowództwem bosmana sztabowego Radosława Koronki z 8 Batalionu Saperów z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża podjęli i zabezpieczyli pięć pocisków moździerzowych z II wojny światowej znalezionych na plaży. Zostaną one zniszczone na poligonie drawskim. S I Ł Y P O W I E T R Z N E „Mazury ’10” MIŃSK MAZOWIECKI. Z rąk generała broni rezerwy Lecha Konopki, przedstawiciela prezydenta RP, sztandar dla Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej odebrał jego komendant pułkownik Wiesław Chrzanowski. Rodzicami chrzestnymi sztandaru zostali posłanka Teresa Wargocka i poseł Czesław Mroczek. Gościem honorowym była wdowa po ostatnim prezydencie RP na uchodźstwie Karolina Kaczorowska. W O J S K A sztabu zastępca dowódcy Wojsk Lądowych generał dywizji Andrzej Malinowski podziękował za zaangażowanie w służbie wszystkim łącznościowcom i informatykom − żołnierzom i pracownikom wojska. Dzięki satelitarnemu połączeniu z bazami Ghazni oraz Warrior słowa podziękowania usłyszeli również ci, którzy służą w Afganistanie. (AD, PG) WARSZAWA. Przedstawiciele Dowództwa Sił Powietrznych, Centrum Operacji Powietrznych, jednostek podległych oraz Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej uczestniczyli w szkoleniu − operacyjnej grze wojennej „Mazury ’10”. Jednym z jej celów było doskonalenie procedur planowania użycia Sił Powietrznych w sytuacjach kryzysowych i podczas prowadzenia narodowej operacji obronnej. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 7 S I Ł Y P O W I E T R Z N E Wizyta FOT. A. WEBER Trudny eksperyment czeństwem narodowym i międzynarodowym, obronnością i siłami zbrojnymi. Gospodarz wizyty porucznik Marek Kwiatek zapoznał gości ze specyfiką żołnierskiej służby oraz zadaniami realizowanymi przez żołnierzy 32 Bazy. Studenci obejrzeli też symulator lotu F-16 i sprzęt ratunkowy – life support. Ż A N D A R M E R I A W O J S K O W A Kurs MIŃSK MAZOWIECKI. Kurs kwalifikacyjny dla kandydatów na stanowiska komendantów oddziałów Żandarmerii Wojskowej zorganizowano w Centrum Szkolenia ŻW. Oficerowie uczestniczyli w zajęciach pozwalających doszlifować umiejętności z zakresu między innymi czynności prewencyjnych, operacyjno-rozpoznawczych, dochodzeniowo-śledczych i dowódczosztabowych. L O G I S T Y K A Narada OPOLE. Naradę szkoleniowo-metodyczną dla wykładowców kształcenia obywatelskiego oraz profilaktyki i dyscypliny wojskowej zorganizowano w 10 Opolskiej Brygadzie Logistycznej. Obok teoretycznego doskonalenia umiejętności dydaktycznych uczestnicy odbyli także podróż historyczno-wojskową „Szlakiem Piastów Opolskich”. (PG) 8 Na południu Polski zainteresowanie służbą w NSR jest spore. Za miesiąc zabraknie miejsc w 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich. D otychczasowy nabór do Naro- czas już ponad siedem tysięcy osób. dowych Sił Rezerwowych „Do służby w NSR ustawiają się podsumował minister Bogdan kolejki. Po niespełna czterech mieKlich 22 października w Rzeszo- siącach od ogłoszenia naboru podwie. Podczas oficjalnych uroczysto- pisaliśmy 1280 kontraktów, ści kontrakty z NSR symbolicznie a od 4 października 1,8 tysiąca cypodpisało sześciu żołnierzy rezer- wilów bierze udział w szkoleniu”. wy. Większa grupa ochotników Według oceny Bogdana Klicha (34 osoby) zawierała je kilka go- wyniki są bardzo dobre, zwłaszcza dzin wcześniej w jednostce wojsko- że nabór do NSR trwa od 1 lipca, wej. Minister podkreślił, że NSR to a zakończyć się ma dopiero pod kojeden z najtrudniejszych eksniec 2011 roku. perymentów w historii „Uzupełnienie jednoJak wyliczał polskiej wojskowości. stek wojskowych żołminister, do NSR „Nikt chyba nie wątpi nierzami NSR wzmaczgłosiło się do tej w to, że gdyby NSR nia naszą zdolność repory już ponad dzisiaj nie było, to naleagowania w sytuasiedem tysięcy żałoby je ponownie wycjach kryzysowych na osób. myślić”. Minister zauwaterenie województwa żył, że wojsko zawodowe nie podkarpackiego, i nie tylko. może działać w próżni społecznej. To są wyselekcjonowani ochotni„Musi mieć pośrednika, który wią- cy”, podkreślał dowódca podhalańże go mocno i na stałe ze społe- czyków generał brygady Stanisław czeństwem. Właśnie taką rolę peł- Olszański. Rzecznik brygady kapinią siły rezerwowe”. tan Konrad Radzik poinformował Szef resortu obrony przypomniał zaś, że przyjęła ona już 220 żołnietakże, że NSR jest formą pośrednią rzy NSR. Do obsadzenia pozostało pomiędzy wojskiem w pełni zawo- jedynie 140 miejsc. dowym a cywilną częścią naszego Najwięcej stanowisk jest w 1 Baspołeczeństwa. „To także dowód na talionie Strzelców Podhalańskich to, że profesjonalizacja sił zbrojw Rzeszowie i w 5 Batalionie nych była dobrym pomysłem, że Strzelców Podhalańskich w Przearmię z poboru udało się zastąpić myślu. Prawdopodobnie do końca armią z wyboru. NSR to także listopada wszystkie będą już zajęte. szansa dla tych, dla których wojsko Major Marcin Żal, zastępca kojest pasją, a także dla chcących kie- mendanta WKU w Rzeszowie, podyś służyć w armii zawodowo”, twierdza, że NSR na Podkarpaciu precyzował minister. Jak wyliczał, cieszy się niemałym zainteresowado tej formacji zgłosiło się dotych- niem. To, jak mówi, może wynikać POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 FOT. DOMINIK MYĆKA ŁASK. 32 Bazę Lotnictwa Taktycznego odwiedzili studenci Uniwersytetu Łódzkiego, członkowie Koła Naukowego Politologów UŁ interesujący się bezpie- ze specyfiki regionu, w którym trudno o dobrą pracę. „Kandydaci wiedzą, że NSR mogą być przedsionkiem do zawodowej służby wojskowej. Nigdy nie brakowało nam chętnych do korpusu szeregowych zawodowych. Zawsze, gdy kwalifikacje prowadziła 21 Brygada, o jedno miejsce ubiegało się trzech, czterech kandydatów”. Motywacje wstępujących do NSR są różne. Jedni chcą się sprawdzić, innymi kieruje sentyment do minionych lat i tęsknota za oderwaniem się od szarej codzienności. Sporo żołnierzy NSR przyznaje jednak, że poprzez służbę w tej formacji chcieliby dostać się do zawodowej armii. „Jako młody chłopak należałem do «Strzelca», służbę zawodową odbyłem w Wędrzynie. Czasy te wspominam bardzo dobrze, chciałem wrócić choć na chwilę do munduru”, przyznaje żołnierz NSR Krzysztof Czupski. Z kolei jego kolega, szeregowy NSR Mariusz Zdański, przyznaje, że kiedyś miał okazję zostać żołnierzem nadterminowym, ale z tego nie skorzystał. „Dziś żałuję swojej decyzji. Mam nadzieję, że jak będziemy mieli ćwiczenia, to zostanę zauważony i w końcu przejdę do służby zawodowej”. Tego samego dnia w Dęblinie przysięgę wojskową złożyli pierwsi żołnierze służby przygotowawczej do Narodowych Sił Rezerwowych w Siłach Powietrznych – 53 elewów, w tym trzy kobiety. Przyjął ją pułkownik Zbigniew Ciołek, komendant Centrum Szkolenia Inżynieryjno-Lotniczego. (MKS) Redaktor działu ARTUR GOŁAWSKI ARTUR GOŁAWSKI TADEUSZ WRÓBEL KA JS WO L P O Najtrudniejszy i najdroższy FOT. MARIAN KLUCZYŃSKI Wielomiliardowa inwestycja w system obrony przeciwlotniczej powinna być tak samo celna jak strzały przeciwlotników. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 9 P E R Y S K O P S zacunki przedstawicieli Grupy Bumar liczącej na udział w programie modernizacji systemu obrony przeciwlotniczej polskich sił zbrojnych przewidują konieczność zainwestowania w wymianę arsenału wojsk obrony przeciwlotniczej (OPL) 15 miliardów złotych w ciągu dekady. Z przymiarek analityków resortu obrony sprzed trzech lat wynikało, że w podobnym okresie powinniśmy liczyć się z wydaniem na ten cel 40 miliardów złotych – zapewne dotyczyły one jednak ambitnie zakrojonej modernizacji. Niezależnie od tego, które wyliczenia finalnie okażą się bliższe prawdzie, musimy zadbać o wydanie każdego z miliardów na to, czego potrzebujemy, a nie na to, co chcą wcisnąć nam producenci. Nie stać nas na nietrafioną inwestycję, tak jak nie stać nas na złe wykonanie słusznie wybranej oferty. ZAKLĘCIA NIE POMOGĄ Skalę wyzwania, które stoi przed resortem obrony, celnie ujął Piotr Pacholski, dyrektor Biura Obrony Przeciwrakietowej MON, podczas seminarium zorganizowanego przez „Polskę Zbrojną” 6 października 2010 roku w stołecznym hotelu Sheraton: „Inwestycja w system OPL jest jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym z przewidzianych przez kierownictwo MON programów modernizacyjnych wojska. Jest potencjalnie najbardziej kosztowna, więc najtrudniejsza do realizacji”. Pacholski podkreślił, że nie zniechęciło to kierownictwa MON. „Decydenci są świadomi, że ta zdolność militarna przesądzi o naszym potencjale odstraszania – zniechęcania”. W 2009 roku przyjęto program operacyjny modernizacji uzbrojenia przeciwlotniczego, zakładający pozyskanie przy okazji zdolności przeciwrakietowej. Odnosi się on do sprzętu, zasobów ludzkich, procedur, doktryny użycia, integracji z sojusznikami. Do końca 2010 roku ma powstać pełne studium wykonalności definiujące sposoby pozyskania nowego oręża. Najtrudniejszy i najdroższy Pułkownik Waldemar Babinowski z Szefostwa Obrony Przeciwlotniczej MON wykazał, że zasadniczym czynnikiem wymuszającym modernizację jest zadawnienie modernizacyjne i starzenie się posiadanego systemu OPL, czyli radzieckich jednokanałowych zestawów rakietowych reprezentujących myśl techniczną lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych: „W rozwoju naszych wojsk OPL ominęliśmy jeden etap − technologie zestawów klasy Patriot i S-300”. Innym czynnikiem przymuszającym nas do modernizacji arsenału OPL jest rozwój środków napadu powietrznego. Po 2020 roku samo- 10 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 loty i śmigłowce będą stanowiły 30 procent potencjalnych celów. Wzrośnie rola bezzałogowych środków ataku: rakiet samosterujących i balistycznych oraz aparatów zdalnie sterowanych, które mogą być stosowane masowo. Cezary Szczepański, dyrektor Grupy Bumar do spraw rozwoju, przypomniał, że w tym roku kończy się eksploatacja zestawów Krug, jedynego segmentu średniego zasięgu systemu OPL, a liczba pozostałych zestawów przeciwlotniczych nie pozwoli chronić wszystkich strategicznie ważnych rejonów kraju: „Nie chciałbym być w skórze polityków, którzy decydowaliby, co będzie chronione, a co nie”. Osy, Newy i Kuby nie mają zdolności przeciwrakietowych. Te zestawy rakietowe krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu były modernizowane, ale doszły lub dochodzą do granicy technicznej możliwości ulepszeń, rakiety kończą zaś resursy eksploatacji. Szczepański stwierdził: „Nie mamy C O M M E N T pewności, że ich odpalenie będzie skuteczne. Żadne zaklęcia tu nie pomogą. One pozostaną w arsenale wojska do 2016, może do 2018 roku. Później, jeśli nie będzie zakupu nowej broni, Polakom pozostanie nadzieja, że nic złego się nie stanie”. ZROBIŁA SIĘ DZIURA Dyrektor Pacholski stwierdził, że politycy zdają sobie sprawę z dziury technologicznej w systemie OPL sił zbrojnych, ale potrzebna jest debata przekonująca podatników, że muszą znaleźć się pieniądze na taki program modernizacyjny. „Aby odpowiedź na pytanie, ile pieniędzy trzeba wydać, nie była dla nich zbyt niepokojąca”. Ta deklaracja ucieszyła wiceprezesa Szczepańskiego, który ponagla, by pieniądze na wymianę arsenału OPL zacząć wydawać już WALDEMAR BABINOWSKI W modernizacji obrony przeciwlotniczej zakładamy wykorzystanie narodowego potencjału naukowo-technicznego. To pozwoli znacznie ograniczyć czas, ryzyko i koszty przedsięwzięcia. Pułkownik WALDEMAR BABINOWSKI służy w Szefostwie Obrony Przeciwlotniczej MON. teraz, jeśli rezultaty inwestycji mają być widoczne za pięć−osiem lat. „Proponujemy zastąpienie pięciu systemów używanych przez wojsko dwoma. Uprości to logistykę, obniży koszty”, reklamował koncepcję „Tarczy Polski” opartą na rakietach Mica VL i Aster 30 francu- RYS. MIROSŁAW GRYŃ Zdolność zwalczania taktycznych rakiet balistycznych mogą mieć dopiero zestawy średniego zasięgu sko-brytyjsko-niemiecko-włoskiego konsorcjum MBDA. Pułkownik Babinowski studził zapał kręgów biznesowych. Wskazał, że ze względu na ograniczone zdolności finansowe MON część potrzeb operacyjnych będzie można zaspokoić dopiero po roku 2018. Wydatki majątkowe MON na sprzęt (w tym modernizacyjne i remontowe) to około 5 miliardów złotych rocznie. W większości finansują one projekty rozpoczęte kilka lat wcześniej. Pułkownik wyjaśnił, że wojska OPL mają w tej sytuacji trzy priorytety. Pierwszym jest modernizacja posiadanych zestawów rakietowych dla podtrzymania wartości bojowej i wydłużenia ich eksploatacji do czasu pozyskania nowych. Drugim jest uzyskanie możliwości zwalczania celów aerodynamicznych w całych zakre- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 11 P E R Y S K O P sach prędkości i wysokości lotu oraz taktycznych rakiet balistycznych. Wymaga to pozyskania nowych zestawów rakietowych, zwłaszcza średniego zasięgu. Trzecim jest zapewnienie już na początku eksploatacji nowoczesnego wsparcia technicznego oraz uwzględnienie modernizacji, a w dalszej perspektywie wymiany arsenału OPL. OBOWIĄZEK SPRAWDZENIA Dziś nie wydaje się ważne – tak jak przed rokiem czy dwoma laty – z koncernami których państw będą kooperowały rodzime firmy przy wymianie arsenału OPL. Ważne, żeby politycy zadbali o to, by w ogóle dostały one zlecenia. Miliardowe zamówienia (w Grupie Bumar sza- nych. Pułkownik Babinowski ocenił, że włączenie w unowocześnienie arsenału OPL polskiego przemysłu i ośrodków naukowych powinno obniżyć koszty i zapobiec w przyszłości powstaniu tak dużej luki modernizacyjnej, z jaką borykamy się teraz. Dyrektor Pacholski potwierdził, że w analizach resortu przyjęto, iż jedyną ścieżką pozyskania nowoczesnych zdolności przeciwlotniczych i przeciwrakietowych jest szerokie otwarcie na współpracę z partnerami z zagranicy: „Polski przemysł oraz instytuty naukowo-badawcze mogłyby uczestniczyć w opracowaniu lub opracowaniu i produkcji niektórych komponentów – szczególnie radiolokacyjnych, dowodzenia i łączności”. Mówił też, że gdyby rodzime podmioty włączyć do produkcji lub utrzymania nowego sprzętu i uzbrojenia, z szansą na późniejszą modernizację, pozwoliłoby to na pewną redukcję kosztów. Uczynił jednak stanowcze zastrzeżenie: „Nie zakładamy automatycznie, że wszystko, co będzie produkowane i oferowane MON we współpracy z krajową branżą, automatycznie stanie się najlepszym rozwiązaniem. Każda propozycja będzie wymagała sprawdzenia. To jest obowiązkiem resortu”. RYS. MIROSŁAW GRYŃ CHCĄ PODBIĆ RYNEK C O M M E N T CEZARY SZCZEPAŃSKI B umar jest firmą Skarbu Państwa. Stanowi integralną część systemu bezpieczeństwa i obrony. Jeśli ktoś planuje nas obchodzić, to chce demontować ten system. CEZARY SZCZEPAŃSKI jest dyrektorem do spraw rozwoju Grupy Bumar. cują, że w kraju jesteśmy w stanie wykonać 60 procent wartości „Tarczy Polski”) przysporzą im i instytutom badawczo-rozwojowym nowych zdolności projektowych i wytwórczych. Skorzystają na tym obywatele – eksploatacja i późniejsza modernizacja nowego systemu OPL przy współudziale rodzimych podmiotów powinna obniżyć koszty jego funkcjonowania, które poniosą wszyscy płatnicy PIT-ów, CIT-ów i VAT-ów. Zyska także wojsko – budżet tego jednego programu nie doprowadzi do stagnacji pozostałych programów modernizacyj- 12 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Właśnie na tle pochodzenia dostawcy wyrzutni oraz rakiet krótkiego i średniego zasięgu, których w Polsce nie produkujemy, mogą pojawić się spory polityków z przemysłowcami. Przedstawiciele Grupy Bumar od wielu miesięcy powtarzają, że warunkiem powodzenia programu przeciwlotniczego będzie współpraca z zagranicznym dostawcą rakiet. Cezary Szczepański wskazał: „Bez współpracy międzynarodowej tego systemu się nie zrobi. Potrzebowalibyśmy mniej więcej 15 lat, by stworzyć własny zespół inżynierski, który takie rakiety opracuje”. Bogatsze państwa mogłyby sobie poradzić z takim wyzwaniem same i szybciej, ale one przeznaczają na militarne prace badawczo-rozwojowe 5−10 procent budżetu obronnego. U nas nakłady na to sięgają 0,5 procenta budżetu obronnego państwa. Szczepański zapewnił, że spółki Grupy Bumar chętnie współpracowałyby ze wszystkimi, ale nie wszyscy chcą współpracować z nimi. Dał do zrozumienia, że podmioty pozaeuropejskie (amerykańskie i izraelskie) interesują się samodzielnym zdobyciem polskiego rynku, a nie kooperacją. Nie odpowiedziały na wystosowane przez Grupę, skupiającą większość polskich zakładów zbrojeniowych, zaproszenie do współpracy. CZY POLAK NACIŚNIE GUZIK? Grupa proponuje „Tarczę Polski” jako system narodowy, interoperacyjny z systemami OPL sojuszników. To na stanowisku dowodzenia między Bałtykiem a Tatrami uprawniony oficer naciskałby guzik odpalający rakiety mające zniszczyć powietrznych agresorów. Jerzy Maria Nowak, były ambasador Polski w NATO, zauważył jednak, że nie powinniśmy tworzyć odrębnego narodowego systemu, tylko polski fragment wspólnego systemu alianckiego. Choć nie zdezawuował całkowicie opcji europejskiej, zalecił ostrożność w wiązaniu się z innymi niż Stany Zjednoczone partnerami: „Polska nie może sobie pozwolić na naruszenie strategicznych relacji z USA, na przykład poprzez wybór francuskich koncepcji obrony przeciwrakietowej. W razie potrzeby tylko Amerykanie mogą być dla nas wiarygodnym sojusznikiem”. Według dyplomaty, musimy zabiegać o spoistość więzi transatlantyckiej, by przez nasze działania nie osłabła, lecz zyskała na sile: „Propozycje w sprawie stacjonowania u nas rakiet SM-3 powinniśmy potraktować jako dźwignię umacniania bezpieczeństwa oraz rangi Polski w sojuszu i regionie, a także utwierdzania relacji z USA. W interesie naszego kraju jest integracja tego amerykańskiego systemu z sojuszniczymi. A dopiero uzupełnieniem tego podejścia powinno być inwestowanie we własny system”. Podpułkownik doktor Adam Radomyski z Akademii Obrony Narodowej uspokoił, że nie ma ryzyka, iż własną tarczą zakłócimy funkcjonowanie systemu natowskiego czy amerykańskiego: „Mamy wkomponować się w zintegrowany system natowski NATINADS, ale nie znalazłem nigdzie w dokumentach potwierdzenia, że narzuca się nam konkretne rozwiązania techniczne. Sojusznicy formują wspólny system z elementów narodowych, które w dużym stopniu mogą organizować tak, jak chcą”. Wykładowca nie obawia się kooperacji z zagranicznymi firmami: „Nasze wojska OPL zawsze były uzależnione od dostaw sprzętu lub licencji z zagranicy. Przed II wojną światową mieliśmy francuskie armaty, a po wojnie zdominował nas Związek Radziecki, narzucając swoją broń. Ma to konsekwencje do dziś”. SYRENIE ŚPIEWY Ambasador Nowak zaproponował pozyskanie zestawów rakietowych OPL czterema metodami. Pierwsza to zakup od USA zestawów Patriot, które miałyby być także strażnikami rejonu rozwinięcia rakiet SM-3. Zaletą tego pomysłu jest włączenie Amerykanów do naszego systemu (dyplomata nie wyjaśnił, w jaki sposób) i pozyskanie zdolności obrony przeciwrakietowej, wadą zaś – konieczność wydania dużych pieniędzy. Druga metoda to udział w wielowarstwowym systemie obrony przeciwrakietowej NATO, pod warunkiem przekazania nam przez Amerykanów batalionu PAC-3 jako ich wkładu do tego systemu. Trudność tego pomysłu wynika nie tyle z nikłych szans otrzymania tak drogiego prezentu, co z uwarunkowań systemu do- Prognoza użycia cywilnych statków powietrznych w zamachach terrorystycznych samoloty pasażerskie wysokie samoloty transportowe małogabarytowe samoloty lekkie i bardzo lekkie GRAFIKA: PAWEŁ KĘPKA/©FOTOLIA.COM mikroloty bezzałogowe aparaty latające i modele sterowane radiowo śmigłowce i sterowce niskie zagrożenie współcześnie wodzenia. Kto: Polacy, Amerykanie czy dyżurni w dowództwie NATO mieliby nacisnąć guzik w przypadku konieczności aktywacji polskiej części tarczy? Czy taki system powstanie, dowiemy się na szczycie w Lizbonie. Trzeci sposób to wykorzystanie niemieckich zestawów MEADS w tworzeniu europejskich sił zbrojnych. „Musimy to wiązać z budową europejskiego filaru NATO”, zauważył ambasador. „Nie możemy pozwolić sobie na syrenie śpiewy Francuzów o sile europejskiej”. Czwarta ewentualność to wykorzystanie amerykańskich lub niemieckich Patriotów oraz dodatkowe wzmocnienie „Tarczy Polski” elementami proponowanymi przez Bumar. Według Nowaka, takie rozwiązanie mogłoby być traktowane jako uzupełnienie amerykańskiej instalacji SM-3. „Z powodów politycznych inna możliwość nie wchodzi w grę”. Wiceprezes Szczepański polemizował z poglądami ambasadora. „Gdyby system OPL nie był narodowy, to musielibyśmy skontaktować się z ośrodkiem w USA, by uzyskać zgodę na zestrzelenie. Przecież od wtargnięcia naruszyciela w polską przestrzeń powietrzną do osiągnięcia celu minie kilkadziesiąt sekund, ewentualnie kilka minut. Taki system będzie niefunkcjonalny. Lepiej go w ogóle nie budować – wyjdzie taniej, a skuteczność będzie taka sama”. Dodał, że potrzebujemy systemu spełniającego wymogi współczesnego pola walki: wielowarstwowego, z integracją warstw – zniszczenie jednej z nich (na przykład średniego zasięgu) nie powoduje całkowitego wyłączenia systemu (pozostałych warstw), modułowego (co umożliwi modernizację i wycofywanie dywizjonów w przyszłości C O M M E N T zbudowany rękami własnych obywateli będzie kosztował państwo nie 100, ale 70 procent”. Ponadto włączenie do modernizacji wojsk OPL krajowego przemysłu zapewni utrzymanie kupionego uzbrojenia przez 25−30 lat. „Mając na miejscu zaplecze naukowo-remontowe, będziemy w stanie system nie tylko sprawnie eksploatować, lecz także przedłużać jego użyteczność i unowocześniać. Efektem będą mniejsze wydatki w całym cyklu funkcjonowania w porównaniu z systemem z importu”. Podpułkownik Radomyski dopowiedział, że zakup sprzętu to zaledwie 30 procent kosztów programu, resztę − 70 procent − pochłania późniejsza eksploatacja. „Rodzi się pytanie: czy potencjalny dostawca zagraniczny zapewni rozwój sprzedanego nam systemu, gdy za 10−15 lat pojawią się nowe zagrożenia i trzeba będzie im przeciwdziałać?”. Wykładowca AON ucieszył się, że problem modernizacji OPL staje się sprawą wagi państwowej: „Chciałbym, aby w wyborze konkretnych systemów decydentom przyświecały kwestie merytoryczne, a nie populizm”. STANISŁAW WZIĄTEK PRZYZWOLENIE SPOŁECZNE uzbrojonych w przestarzałe zestawy bez zakłócania pracy całego systemu), kompatybilnego z systemami państw NATO, sieciocentrycznego. Taki system miałby powstawać stopniowo do 2022 roku. STRATEGICZNY NA 30 LAT Przedstawiciele Bumaru postulowali uczynienie z modernizacji systemu OPL programu strategicznego nadzorowanego wspólnie przez polityków, gestorów wojskowych i finansistów. Wiceprezes Szczepański argumentował, że tak skomplikowany i ważny projekt nie może pójść źle i zagrozić finansowemu bezpieczeństwu państwa. Według niego, inwestycja w system OPL będzie za droga, by udźwignął ją budżet MON, więc musi to być program rządowy. Powierzenie jej wykonania podmiotom krajowym sprawi jednak, że około 30 procent wartości zamówienia ulokowanego w firmach polskich wróci do budżetu w postaci podatków: „System N asze wojska OPL reprezentują technologicznie jedną epokę wstecz w stosunku do potencjału sojuszników. Mają w większości wyposażenie radzieckie, nawet nie rosyjskie. STANISŁAW WZIĄTEK jest przewodniczącym sejmowej Komisji Obrony Narodowej. „Przy modernizacji OPL trzeba będzie podejmować decyzje, które zyskają przyzwolenie społeczne. Decyzje jasne, obudowane porozumieniem partyjnym i konsekwentnie wdrażane”, sprowadził dyskusję na właściwe tory poseł Stanisław Wziątek, według którego akceptacja dla koncepcji Grupy Bumar będzie zdecydowanie większa niż dla pomysłu budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 13 P E R Y S K O P RYS. MIROSŁAW GRYŃ Parlamentarzysta przychylił się ku tezie, że optymalnym wyjściem będzie połączenie dorobku naszego przemysłu obronnego z technologiami pochodzącymi z importu. „Jest szansa na modernizację zbrojeniówki. Komisja obrony będzie popierała inicjatywy wzmacniające rodzime firmy”. Poseł Wziątek na naszym seminarium przewidywał, że kierunek i punkty ciężkości, które powinny zdeterminować budowę systemu OPL w Polsce, wskaże nowa koncepcja strategiczna NATO. Pułkownik rezerwy Andrzej Jóźwiak zgodził się, że szczyt NATO w Lizbonie pokaże, w którym kierunku powinniśmy iść z budową systemu OPL. Analityk z Biura Bezpieczeństwa Narodowego nie podzielił optymizmu przewodniczącego KON co do znaczenia rozumienia potrzeb wojska przez parlament. C O M M E N T PIOTR PACHOLSKI N ie możemy założyć, że wszystko, co będzie produkowane i oferowane MON we współpracy z krajową branżą, okaże się automatycznie najlepszym rozwiązaniem. Każda propozycja będzie wymagała sprawdzenia. To obowiązek resortu. PIOTR PACHOLSKI jest dyrektorem Biura Obrony Przeciwrakietowej MON. Przypomniał, że poprzednie składy komisji też popierały modernizację Marynarki Wojennej. „Skończyło się na mówieniu, a programu jak nie było, tak nie ma. Jeśli chcemy modernizować system OPL, to sformułujmy wieloletni program akceptowany społecznie i politycznie. Wzorem jest wdrażanie myśliwców F-16, bez względu na zmiany rządu kontynuowane zgodnie z założeniami”. 14 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Szefostwo Obrony Przeciwlotniczej MON w staraniach modernizacyjnych stawia na jakość uzbrojenia, która musi zrekompensować przewagę ilościową ewentualnego przeciwnika. „Dopiero w następnej kolejności ważna jest dla nas interoperacyjność natowska”, komentował pułkownik Babinowski. Jak ujawnił, priorytetem jest pozyskanie zestawu średniego zasięgu, który dzięki wielokanałowości mógłby zwalczać cele lotnicze, a jednocześnie operacyjne i taktyczne rakiety balistyczne. W takim zestawie na jednej wyrzutni czekają rakiety do niszczenia samolotów, a na drugiej przeciwrakietowe. Pułkownik dodał, że analizy sztabowe skłaniają do zachowania specyfiki jednostek obrony przeciwlotniczej Sił Powietrznych i Wojsk Lądowych przy unifikacji rozwiązań technicznych, a program operacyjny OPL dotyczy trzech głównych rodzajów sił zbrojnych. Przyznał, że w modernizacji OPL istnieje kilka zagrożeń. „Nie możemy oprzeć całego systemu na technologii jednej rakiety. Nie wolno nam też ograniczyć się do technologii jednego radaru lub pasma częstotliwości”. Według oficera, atutami zestawów nowej generacji mają być wielokanałowość oraz organizacja sieciocentryczna – dzięki nim można przezwyciężyć niektóre ograniczenia używanych obecnie zestawów rakietowych. Babinowski wyliczył, że trwa modernizacja wyrzutni rakietowych Osa i zestawów artyleryjskich ZSU-23-4 Szyłka do wersji Biała. Zostały opracowane i uzgodnione założenia taktyczno-techniczne do modernizacji zestawów S-125 Newa SC, która powinna ruszyć w roku 2011. Wtedy zakończy się formułowanie założeń taktyczno-technicznych dla modernizacji zestawów rakietowych Kub. Polska utrzymuje znaczną samodzielność projektowo-wytwórczą w systemach bardzo krótkiego zasięgu. Rakieta Grom będzie rozwijana do wersji Piorun (o wydłużonym zasięgu oraz pułapie rażenia), podobnie jak zestaw bazujący na niej – mobilny Poprad dla wojsk obrony przeciwlotniczej Wojsk Lądowych. „Znaczne są też osiągnięcia rodzimych konstruktorów w dziedzinie radiolokacji. One również będą rozwijane”. Dyrektor Pacholski tłumaczył, że wojsko ulepsza tylko zestawy i stacje radiolokacyjne mające potencjał modernizacyjny: „Robimy tak, by zminimalizować ryzyko ograniczenia zdolności obronnych, nawet wtedy, gdy już planujemy zakupy nowych systemów. To pozwoli zachować doświadczony personel, który przy nagłym wycofaniu starego sprzętu mógłby odejść ze służby”. KAPITAŁ LUDZKI Podpułkownik Radomyski zwrócił uwagę, że decydując się na import zestawów krótkiego i średniego zasięgu, będziemy musieli ich obsługi szkolić za granicą, tak jak to miało miejsce w przypadku pilotów F-16: „Dziś brakuje szkoły oficerskiej o specjalności przeciwlotniczej, która była kiedyś w Koszalinie. Wojskowa Akademia Techniczna przygotuje nam kadry trochę pod względem technicznym, ale szkolenia przeciwlotników dowódców w pozostałych podchorążówkach nie widzę w różowych kolorach. Wszystkie programy nauczania trzeba będzie zmienić”. „Ludzie są kapitałem, którego nie możemy w tym przedsięwzięciu stracić. Bez nich dyskusja o modernizacji wojsk rakietowych nie ma sensu”, skomentował pułkownik Mirosław Bodnar, zastępca dowódcy 3 Warszawskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej. W Siłach Powietrznych, które będą głównym beneficjentem inwestycji, nowe uzbrojenie trafi właśnie do tej brygady, bo będzie ona wkrótce jedyną (dziś mamy dwie). Pułkownik przypomniał, że restrukturyzacja formacji zakończy się w 2012 roku, a ze wszystkich jednostek OPL Sił Powietrznych powstanie brygada z sześcioma dywizjonami rakietowymi i jednym zabezpieczenia. Można by ją skomasować w jednym garnizonie, ale miałoby to dotkliwe konsekwencje dla ludzi. „Żołnierze w piątek po południu rozjeżdżaliby się po kraju, a w poniedziałek rano czy w niedzielę wieczorem wracali do garnizonu”, zauważył pułkownik. Wskazał, że niektóre dywizjony stołeczne będą zgromadzone w Sochaczewie. W kolejnym okresie planistycznym (zapewne po 2018 roku) nie wyklucza się dalszej komasacji, ale pułkownik Bodnar nie chciał mówić o szczegółach. KIEDY DO ZDJĘCIA? Zapytaliśmy prelegentów, kiedy minister obrony sfotografuje się na tle pierwszego nowego rakietowego zestawu przeciwlotniczego. Podpułkownik Radomyski wyraził życzenie, aby stało się to jak najszybciej, ale ważniejsze od tempa wdrożenia jest dokonanie przemyślanego wyboru: „Nie wystarczy kupić. Później trzeba jeszcze skutecznie eksploatować i umieć bojowo wykorzystać”. Przychylił się do poglądu, że od wyboru systemu do czasu jego wdrożenia upływa od pięciu do ośmiu lat. „Dziesięć lat to realny czas. Zatem byłby to rok 2020”. Pułkownik Babinowski okazał się optymistą. Zapowiedział ukończenie w 2010 roku studium wykonalności i dostarczenie decydentom usystematyzowanej wiedzy o tym, jakie zestawy średniego i krótkiego zasięgu są dostępne na rynku. „Rok 2011 byłby rokiem decyzji. Program modernizacyjny OPL nie pozostawia tu niedopowiedzeń. Minister i inne ważne osoby mogłyby zatem pozować do zdjęć na tle naszego nowego oręża w latach 2014−2015”. Pytanie, przy jakim sprzęcie się sfotografują, pozostaje otwarte. „Polska Zbrojna” zamierza organizować kolejne spotkania eksperckie na temat modernizacji systemu obrony przeciwlotniczej. stuje on zmodyfikowane pociski powietrze-powietrze Python 5 oraz Derby. Jak podaje producent, maksymalny zasięg to 50 kilometrów, a pułap przekracza 16 kilometrów. Podobnie jak w SAMP/T, wyrzutnia jest wertykalna. W ofercie znajduje się też wariant krótkiego zasięgu Spyder SR, który ma zasięg ponad 15 kilometrów, a pułap przekracza 9 kilometrów. Tu wyrzutnia jest pochylona. FOT. MBDA Firma MBDA ma w ofercie między innymi system SPADA 2000. KA JS WO TADEUSZ WRÓBEL L P O Rakietowa oferta Firmy zbrojeniowe oferują dziś sporo systemów rakiet krótkiego i średniego zasięgu. N ajpopularniejsze systemy obrony powietrznej średniego zasięgu to rosyjski S-300 i amerykański Patriot. Baterie tego ostatniego zwykle mają w składzie wyrzutnie (od czterech do ośmiu) z dwoma typami pocisków. Ważący 900 kilogramów Patriot Advanced Capability-2 przeznaczony jest do zwalczania statków powietrznych, natomiast około trzy razy lżejszy PAC-3 stworzony został do niszczenia głównie rakiet balistycznych i manewrujących. Podawane są różne dane o zasięgu i pułapie tych pocisków. W przypadku PAC-2 cel może zostać zniszczony, jeśli znajduje się 70 kilometrów (według niektórych źródeł, 160 kilometrów) od wyrzutni. Pułap pocisku to 24 kilometry. W przypadku PAC-3 zasięg to 15−20 kilometrów, a pułap 15 kilometrów. ORYGINALNA WYRZUTNIA Za europejski odpowiednik amerykańskiego Patriota można uznać system opracowany przez MBDA Missile Systems i Thalesa − solair moyenne portée terrestre, znany pod akronimem SAMP/T. Wykorzystano w nim pocisk przeciwlotniczy Aster 30 stworzony dla marynarki wojennej. MBDA pracuje nad jego wersją Block 2, która ma mieć większy zasięg. Aster 30 Block 1 może przechwytywać cele na wysokości od 50 metrów do 20 kilometrów. Od niej też zależy zasięg rażenia − im cel jest niżej, tym zasięg jest krótszy. Na przykład samolot lecący na wysokości 3 tysięcy metrów może zostać trafiony już z odległości 100 kilometrów. Francja postanowiła nabyć tuzin tych systemów, a Włochy połowę tego. Bateria może mieć do sześciu wyrzutni, każda z ośmioma rakietami. Walorem zestawu jest pionowa wyrzutnia pozwalająca odpalać pociski do celów we wszystkich kierunkach. Warto zwrócić uwagę na system Spyder ADS-MR izraelskiej firmy Rafael. WykorzyC O M M E N T JERZY M. NOWAK W kręgach rządowych utrwala się przekonanie, że w perspektywie 10−15 lat Polsce nie zagraża napaść lub wielki konflikt zbrojny. Dlatego następuje modyfikacja polskiej polityki bezpieczeństwa – umacniane są: własny potencjał obronny zintegrowany z sojuszniczym, gwarancje NATO, wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony UE oraz współpraca z USA. Filary te mają dla nas łączne znaczenie, ich oddzielanie nie leży w naszym interesie. JERZY M. NOWAK był ambasadorem Polski w NATO. OWOCNA WSPÓŁPRACA Dzięki amerykańsko-europejskiej współpracy powstał średniego zasięgu Medium Extended Air Defense System (MEADS). W program zaangażowane są Stany Zjednoczone, Niemcy i Włochy. MEADS strzela amerykańskimi pociskami PAC-3. W ubiegłym roku jednak Niemcy postanowili wykorzystać w tym systemie pocisk IRIS-T SL, dostosowaną do odpalania z lądu wersję pocisku powietrze-powietrze IRIS-T. Ma on zasięg 30 kilometrów. Wcześniej prace nad przystosowaniem pocisków powietrze-powietrze na potrzeby naziemnej obrony powietrznej rozpoczęły firmy amerykańska Raytheon i norweska Kongsberg. Ich efektem jest system NASAMS, który bazuje na pocisku AMRAAM AIM-120 i jest w służbie od 1995 roku. Pluton NASAMS składa się z trzech wyrzutni, każda z sześcioma pociskami. Zmodernizowany system otrzymał oznaczenie NASAMS 2. Ma zasięg 25−33 kilometrów, a jego pułap to 15 kilometrów. Należy więc do systemów średniego zasięgu. Raytheon jest firmą wiodącą w programie SL-AMRAAM, także opartym na AMRAAM AIM-120 dla rodzimych sił zbrojnych. Podczas testów sprzed trzech lat pocisk SL-AMRAAM ER doleciał na odległość prawie 40 kilometrów. W tym przypadku w wyrzutni jest ich sześć. Firma MBDA ma w ofercie system SPADA 2000, efekt modernizacji produktu z lat siedemdziesiątych, który kupiły siły zbrojne Włoch i Hiszpanii. Ma on zasięg ponad 20 kilometrów. W podstawowej konfiguracji może mieć od dwóch do czterech sekcji ogniowych, każda po dwie sześciopociskowe wyrzutnie. Nowym produktem jest natomiast lądowy wariant systemu krótkiego zasięgu VL MICA. Zestaw może mieć od trzech do sześciu wyrzutni, każda z czterema pociskami. Jego zasięg wynosi do 20 kilometrów, a pułap dziewięć. Liczącym się graczem na rakietowym rynku jest Rosja. Produkuje ona między innymi system krótkiego zasięgu Tor, dostępny w kilku wariantach. Jest mobilny, a mobilna wyrzutnia z ośmioma pociskami może działać samodzielnie. W baterii są cztery wyrzutnie. Systemem średniego zasięgu jest także Buk. W najnowszej wersji może zwalczać cele odległe o 50 kilometrów do wysokości 25 kilometrów. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 15 C E L O W N I K U KA JS WO L P O Poszukiwanie przestrzeni FOT. EWA KORSAK N A Z pułkownikiem STEFANEM MORDACZEM o reorganizacji jednostek przeciwlotniczych w Siłach Powietrznych i podpatrywaniu obsługi amerykańskich Patriotów rozmawia ARTUR GOŁAWSKI POLSKA ZBROJNA: Odwiedził Pan już wszystkie dywizjony 3 Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej? STEFAN MORDACZ: W Warszawie jestem na co dzień, widzę, co się dzieje w sztabie i 83 Dywizjonie Dowodzenia. Na początek wybrałem się do Sochaczewa, by przyjrzeć się przygotowaniom do mających tam nastąpić zmian oraz zapoznać się z postępami badań systemu Przelot-SAMOC. Do dywizjonów gdyńskich wybiorę się natomiast wkrótce. Chcę zajrzeć w każdy zakątek, niemal do każdego pomieszczenia, Część kadry abym podczas rozmów z podległymi dowódcami 1 BROP będzie wiedział, jakie problemy mamy do rozwiązania. musiała zmienić 16 ży mi na bezpośrednim nadzorze nad nim. Muszę mieć pewność, że podwładni trenują, a nie udają. Ja mam im zapewnić dostęp do placów ćwiczeń, strzelnic, sprawnego sprzętu. cej ludzi. Tymczasem życie w jednostce musi się toczyć swoim trybem – jedni żołnierze mają służby, inni są przed nimi lub po nich, więc część ludzi wypada z bieżącego szkolenia. POLSKA ZBROJNA: W 2012 roku brygada będzie składać się ze sztabu, dywizjonu dowodzenia i sześciu dywizjonów rakietowych. Nie będzie Panu łatwo dowodzić tak rozproszonymi pododdziałami. STEFAN MORDACZ: Największe problemy mogą wystąpić tam, gdzie bamiejsca służby teria − moduł ogniowy − będzie rozi zamieszkania, POLSKA ZBROJNA: Będzie ich sporo… z Górnego Śląska członkowana. Łatwiej się bowiem szkoSTEFAN MORDACZ: Dla mnie szkolenie to przenieść się lić, gdy wszystko jest w jednym miejnajważniejszy element wojskowego życia. Zale- do Skwierzyny. scu, a do zajęć angażuje się jak najwię- POLSKA ZBROJNA: Im więcej jednostek, tym więcej ludzi ze szkolenia wypada. I może się zdarzyć, że nie uda się obsadzić wszystkich stanowisk na sprzęcie. STEFAN MORDACZ: Gdyby do tego doszło, to nie byłoby szkolenia z prawdziwego zdarzenia. Nie możemy trenować, gdy przychodzą kierowcy, a nie ma operatorów, i odwrotnie − są operatorzy, a kierowcy mają służbę. Obsługa zestawów rakietowych musi być POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 kompletna, aby zajęcia miały sens. Dlatego wolałbym, żeby dywizjony stacjonowały w jednym miejscu, bez rozrzucania po dwóch−trzech. Niestety, po 2012 roku trzy przeformowane dywizjony zostaną skazane na rozczłonkowanie – warszawski, gdyński i bytomski. Nie mamy w tych garnizonach koszar, gdzie można pomieścić cały sprzęt i wszystkich ludzi jednocześnie. POLSKA ZBROJNA: Czy reorganizacja pododdziałów 3 BROP już się zaczęła? STEFAN MORDACZ: Mamy już podstawowe dokumenty normujące ten proces – decyzję ministra obrony, rozkaz dowódcy Sił Powietrznych, rozkazy mój, dowódców 1 BROP i pułków obrony przeciwlotniczej. POLSKA ZBROJNA: Co z nich wynika? STEFAN MORDACZ: Pierwszy będzie się przeobrażał 61 Skwierzyński Pułk Rakietowy OP. Zostanie rozwiązany, a na bazie jego oraz dywizjonów 1 BROP powstanie 35 Dywizjon Rakietowy, należący już do 3 BROP. Tym samym z eksploatacji zostaną wycofane zestawy rakietowe średniego zasięgu Krug. POLSKA ZBROJNA: Kiedy ta jednostka osiągnie gotowość operacyjną? STEFAN MORDACZ: Z końcem czerwca 2011 roku. POLSKA ZBROJNA: Stachanowskie tempo! STEFAN MORDACZ: Część kadry 1 BROP będzie musiała zmienić miejsca służby i zamieszkania − z Górnego Śląska przenieść się do Skwierzyny. Żołnierzy ze Skwierzyny natomiast czeka przeszkolenie na nowy sprzęt – oddadzą Krugi, przejmą Newy. Niektórzy odbyli już kursy w WAT, inni będą poznawać zestawy już na miejscu. POLSKA ZBROJNA: I może w przyszłym roku 35 Dywizjon Rakietowy będzie strzelał w Wicku Morskim? STEFAN MORDACZ: W 2011 roku będą strzelały dywizjony dotychczasowej 3 BROP. W nowo formowanych nie będzie eksperymentów, bo na zgranie zespołów powstałych z żołnierzy z różnych jednostek potrzeba minimum dwóch lat. Wcześniejsze wyjście na poligon byłoby zabawą nieprzynoszącą żadnych efektów. Szkoda na to czasu i pieniędzy. POLSKA ZBROJNA: Zwykle przy takich reorganizacjach wielu żołnierzy zwalnia się z wojska. Jakich strat kadrowych się spodziewacie? STEFAN MORDACZ: Wyczuwam niepokój ludzi co do możliwości otrzymania stanowisk w nowym dywizjonie oraz obawy związane z przeprowadzką. Znam dowódców brygady oraz pułku i jestem przekonany, że zrobią solidnie, co do nich należy i nie będzie posądzeń o kumoterstwo, a decyzje kadrowe będą opierały się na ocenie fachowości żołnierzy, a nie na znajomościach. Konkretne wyznaczenia na stanowiska zaczną się niedługo po zakończonych właśnie ćwiczeniach Anakonda, w których uczestniczyła i strzelała 1 BROP. Nie przewiduję jednak zwolnień żołnierzy do stopnia kapitana. Kłopot będzie z zagospodarowaniem wszystkich dowódców dywizjonów – z dziesięciu stanowisk na dziś zostanie siedem, w brygadzie, do której dołączą dywizjony z 1 BROP i dwóch pułków. POLSKA ZBROJNA: Nie pamiętam przypadku, by sto procent żołnierzy, którzy dostali propozycję służby w nowym miejscu, chciało się przenieść. STEFAN MORDACZ: Ludzie różnie układają sobie sprawy rodzinne. Jeśli mają już wysługę uprawniającą do świadczeń emerytalnych, to przejdą do nowego miejsca na rok−dwa lata, zdobędą wyższe stanowisko i w ten sposób zwiększą podstawę wymiaru emerytury. Niektórzy zaś rezygnują od razu, gdy policzą koszty przenosin lub dojazdów. Tak było dotychczas w innych jednostkach i pewnie powtórzy się i u nas. Niektórzy już zapowiadają, że odejdą na emeryturę. Po części problem z oficerami starszymi zatem sam się rozwiąże, a dla pozostałych trzeba będzie poszukać stanowisk w innych jednostkach bądź instytucjach wojskowych. POLSKA ZBROJNA: Entuzjazmu ta przeprowadzka w ludziach nie wywołuje. Dlaczego? STEFAN MORDACZ: Jeśli w Sochaczewie zostanie uruchomione lotnisko pasażerskie, to utrudni nam ono szkolenie. Nasze stacje radiolokacyjne emitują fale elektromagnetyczne, które mogą zakłócać instrumenty pokładowe operujących stamtąd samolotów. Reporterzy telewizyjni mogą to sprawdzić na poligonie – nie sfilmują z bliska naszych radiolokatorów, bo one wyłączą im kamery. A szkolenie nie ogranicza się do włączenia i wyłączenia sprzętu – to także nauka zmiany stanowisk ogniowych, ustawianie i poruszanie się kolumnami wozów. Bez ćwiczenia jazdy i rozwijania stanowisk nie opanujemy całości naszego rzemiosła. Mobilność jest warunkiem przetrwania na współczesnym polu walki – musi być trenowana. A do tego potrzeba przestrzeni. Stosujemy podobną do sojuszników taktykę, choć nasz sprzęt jest starszy, co w jakimś stopniu ogranicza działania POLSKA ZBROJNA: Czy pracownicy wojska będą się z Wami przenosić? STEFAN MORDACZ: Zarabiają mniej niż żołnierze, więc spodziewam się, że nawet przy przeprowadzce sztabu brygady i dywizjonu dowodzenia z warszawskiego Bemowa do Sochaczewa, co ma nastąpić do końca 2012 roku, niektórzy zrezygnują z kontynuowania zatrudnienia w 3 BROP. Niestety, kilkunastu będziemy musieli zwolnić z powodu wprowadzenia nowych limitów zatrudnienia. Będzie to dotyczyło dywizjonów rakietowych znajdujących się koło Warszawy. Nie chcemy się ich pozbywać, ale też nie mamy dla nich miejsc pracy. Mamy nadzieję, że znajdą sobie nowych pracodawców – stolica oferuje w tym względzie większe możliwości niż pozostałe garnizony. POLSKA ZBROJNA: A zmieścicie się w Sochaczewie? STEFAN MORDACZ: Pod warunkiem, że wszystkie przewidziane planem inwestycje zostaną wykonane. POLSKA ZBROJNA: Gdyby sytuacja rozwinęła się nie po Waszej myśli, to może za kilka lat zostaniecie zmuszeni do opuszczenia Sochaczewa. Znajdziecie dla siebie inne lokum? STEFAN MORDACZ: W Skwierzynie jest dość miejsca, by pomieścić ludzi i sprzęt całej brygady. Każdy dywizjon miałby tam jeden koszarowiec. Atutów tej lokalizacji jest więcej – do dyspozycji mamy strzelnicę, duży przykoszarowy plac ćwiczeń, umożliwiający przemieszczanie kolumn pojazdów i rozwijanie stanowisk ogniowych. Są tam garaże, do których można wstawić nowy, wart setki milionów złotych, nasycony elektroniką sprzęt, jaki mamy nadzieję pozyskać. Kwestia garaży, na pozór banalna, jest ważna. Wojsko zawodowe nie ma już czasu na zmaganie się z awariami spowodowanymi złym przechowywaniem − jak udaje się na szkolenie, to ma ćwiczyć pracę bojową, a nie szukać usterek. POLSKA ZBROJNA: Co z pozostałymi jednostkami przeciwlotniczymi Sił Powietrznych? STEFAN MORDACZ: Do końca 2012 roku brygada ma przejąć dywizjon z 78 Pułku Rakietowego OP w Mrzeżynie oraz dywizjon z 1 BROP, a własne dywizjony przeformować na strukturę trzymodułową. Jak już wspomniałem, dowództwo brygady i 83 Dywizjon Dowodzenia przeniosą się wtedy do Sochaczewa. POLSKA ZBROJNA: Czy przeciwlotnicy pozostaną w Bytomiu? STEFAN MORDACZ: Jeden dywizjon rakietowy. Niestety, warunki lokalowe mamy tam takie, że sprzęt znajdzie się w jednym miejscu, a koszary w innym. Czas na przejazdy między obiektami będzie tracony. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 17 N A POLSKA ZBROJNA: Czy coś się zmienia w planach modernizacji arsenału 3 BROP? Dwa dywizjony po 2012 roku, a w praktyce około 2014, miały dostać nowe zestawy rakietowe bliskiego zasięgu i po jednym zestawie artyleryjsko-rakietowym krótkiego zasięgu. STEFAN MORDACZ: Na harmonogram przezbrajania nie mamy wpływu. Decydują o jego tempie możliwości finansowe państwa. Gdyby to było możliwe, a sprzęt byłby gotów do przejęcia, wzięlibyśmy go natychmiast. Obecnie możemy przejąć tylko to, co mamy w jednostkach włączanych do 3 BROP. Wybieramy więc sprzęt najlepszy – jego część już jest wytypowana do modernizacji, która zacznie się w 2012 roku. Spodziewam się, że obniżona zostanie w ten sposób awaryjność zestawów S-125 Newa SC. Do unowocześnienia trafi sprzęt najlepiej utrzymany, a to, czego nie zakwalifikujemy do modernizacji, zużyjemy na części zamienne. Choć mam nadzieję, że zanim skończy się modernizacja New, dostaniemy już nowe zestawy rakietowe i artyleryjsko-rakietowe. C E L O W N I K U STEFAN MORDACZ: Ubolewam nad poślizgiem, bo kontenerowe stanowiska dowodzenia miały być w brygadzie jeszcze wcześniej. Teraz w Sochaczewie są poddawane badaniom zdawczo-odbiorczym. kabinę dla dywizjonu Newa i dwie kabiny dla dywizjonów Krug, które też trafią do dywizjonów Newa, jeśli przeprogramowane zostaną ich komputery i zostanie wymieniony systemu łączności radiowej. POLSKA ZBROJNA: Skąd to opóźnienie? STEFAN MORDACZ: Może wynikało to z uwarunkowań finansowych, a może z mocy przerobowych informatyków wykonawcy. Trudno mi to ocenić. Dla mnie ważne jest, że nikt nie kwestionuje, iż ruchome stanowiska dowodzenia są nam potrzebne. Przelot-SAMOC ma zapewnić odbiór rozkazów i informacji od przełożonego, na przykład z Centrum Operacji Powietrznych, oraz przekazywanie mu informacji zbieranych przez brygadę. Z kolei dowódcy brygady ma umożliwić stawianie zadań podległym dywizjonom, dowódcom dywizjonów − bateriom oraz przekazywanie informacji zwrotnej. W wojskach obrony przeciwlotniczej SP użytkujemy kabiny KK-10 w dywizjonach Krug i wiem, że to bardzo przydatny sprzęt, ułatwiający dowodzenie. Gdybyśmy podłączyli POLSKA ZBROJNA: System dowodzenia do nich łącze wymiany danych Link-11B lub Przelot-SAMOC miał trafić do brygady Link-16, moglibyśmy włączyć się do sojuszniw październiku 2009 roku. Rozmawiamy rok czego systemu obrony NATINADS. Niestety, Wy nie macie jeszcze1nowych kon- 15:09 brakuje 110376 później, Corp Ad aPZ 157.5x410_Layout 26/02/2010 Pagekabin 1 dla stanowisk dowodzenia dywitenerowych stanowisk dowodzenia. zjonów. Na razie mamy prawie odebraną jedną POLSKA ZBROJNA: To będziecie mieć sześć dywizjonów i trzy kabiny dowodzenia. STEFAN MORDACZ: Plany przewidują zakup kolejnych kabin dla dywizjonów trzymodułowych, czyli w pełni przydatnych w dywizjonach z zestawami Newa. Ta obecnie nam oferowana nie odpowiada naszym oczekiwaniom. POLSKA ZBROJNA: Jest za słabo wyposażona? STEFAN MORDACZ: Wyposażona jest dobrze, i pod względem oferowanej funkcjonalności zapewne spełnia pierwotne oczekiwania przeciwlotników. Ale nie daje dowódcy dywizjonu możliwości dowodzenia jednocześnie wszystkimi podległymi bateriami. Można z niej kierować tylko jedną baterią − modułem. Taki układ odpowiada koncepcji organizacji dowodzenia sprzed kilku lat, gdy każdy dywizjon był samodzielny i funkcjonował w trybie jednokanałowym. POLSKA ZBROJNA: Ktoś przegapił zmianę koncepcji organizacji dowodzenia w dywizjo- WASZA PRZYSZŁOSC, NASZA MISJA. 18 A400M POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 airbusmilitary.com A330 MRTT nach i nie zamówił adekwatnej zmiany konfiguracji Przelota? STEFAN MORDACZ: Składam to na karb szybkiego tempa powstania koncepcji nowej organizacji 3 BROP. Nie rozdzieramy z tego powodu szat – postulujemy natomiast przeprojektowanie zainstalowanego w Przelocie oprogramowania. Nie sądzę, by trzeba było ingerować w zamontowane w kabinie urządzenia. Taka modyfikacja jest w zasięgu informatyków – przecież z kabin KK-10 można dowodzić czterema bateriami Krug lub Kub. POLSKA ZBROJNA: Ponieważ gdy nowa wersja będzie gotowa do użytku, Newom pozostanie kilka lat służby, nieprawdaż? STEFAN MORDACZ: Nie dezawuujmy jeszcze Przelot-SAMOC, bo może się okazać, że da się go wykorzystać, po drobnym unowocześnieniu, jako system dowodzenia w dywizjonach przezbrajanych na nowe zestawy bliskiego i krótkiego zasięgu. Jeśli tak miałoby być − wtedy warto weń inwestować. W Skwierzynie jest dość miejsca, by pomieścić ludzi i sprzęt całej brygady POLSKA ZBROJNA: Czy zatem warto kontynuować projekt Przelot-SAMOC? STEFAN MORDACZ: Napisanie i zbadanie nowej wersji oprogramowania na pewno trochę potrwa. Nie widzę niechęci po stronie wykonawcy. Ale warto się zastanowić, ile to by kosztowało i kiedy przyniesie oczekiwane efekty. Jeśli trzeba by zainwestować jeszcze kilku milionów złotych, to warto kontynuować prace. Gdyby należało wydać kilkadziesiąt milionów i czekać kilka lat, może się to okazać nieopłacalne. POLSKA ZBROJNA: Skoro o szkoleniu mowa, czy Pana podwładni zdążyli się już czegoś nauczyć od Amerykanów w Morągu? STEFAN MORDACZ: O korzyściach bojowych trudno mówić, bo na razie zajęcia mają charakter zapoznawczy. Nasi żołnierze poznają amerykańskich przeciwlotników oraz sprzęt, który przywieźli do Morąga. Od dokładnego wzajemnego poznania się dużo zależy – łatwiej wtedy wymieniać się wiedzą i doświadczeniami. Takie poznanie przygotowuje nas także do ewentualnego przyjęcia podobnego sprzętu w przyszłości. POLSKA ZBROJNA: Podobnego czy takiego samego? STEFAN MORDACZ: Chcielibyśmy dostać najnowszy produkowany sprzęt. Ale mamy świadomość, że o tym, co dostaniemy i ile dostaniemy, przesądzi zasobność budżetu państwa. Nie zmienia to faktu, że musimy nauczyć się właściwie obsługiwać nową broń. Najlepiej od tych, którzy już ją mają. Instrukcja to bowiem jedno, a wskazówki praktyków i pokazanie niuansów pracy bojowej – drugie. POLSKA ZBROJNA: Są informacje, których nie znajdzie się w prospektach reklamowych, nie ściągnie z internetu. Przeciwlotnicy to wiedzą najlepiej. STEFAN MORDACZ: Ale nie jest też tak, że wszystkiego musimy się uczyć od nowa. Wiedza i nawyki moich podwładnych nie odbiegają od umiejętności sojuszników. Stosujemy podobną taktykę, choć nasz sprzęt jest starszy i mniej manewrowy, co w jakimś stopniu ogranicza działania. POLSKA ZBROJNA: Czy Morąg jest dogodnym miejscem do szkolenia? Przecież są inne garnizony, gdzie dałoby się ustawić Patrioty. STEFAN MORDACZ: O ulokowaniu amerykańskiej baterii zdecydowali przełożeni. Nie Koncern Airbus Military, produkujący samoloty transportowe na miarę XXI wieku, gwarantuje największą różnorodność w tym zakresie. Nieprzerwanie ustanawiamy nowe standardy mające wychodzić naprzeciw ciągle zmieniającym się potrzebom dzisiejszych misji. Oprócz możliwości taktycznego i strategicznego transportu, posiadamy również zdolność spełniania bieżących wymagań polegających na wypełnianiu ogólnoświatowych zobowiązań. rządowych, Samoloty Airbus Military mogą być wykorzystywane zarówno do zadań militarnych, jak i cywilnych, takich jak transport osobowy lub towarowy, tankowanie paliwa w powietrzu, pomoc po klęskach żywiołowych, pomoc humanitarna, utrzymywanie pokoju, rozwiązywanie konfliktów, monitorowanie, kontrola granic, akcje ratownicze, ochrona środowiska oraz pomoc w nagłych wypadkach. Z produktami wspartymi siłą międzynarodowej sieci Airbus, nikt nie jest lepiej przygotowany na stawianie czoła wyzwaniom lotniczym zarówno dnia dzisiejszego, jak i jutrzejszego. CN235/C295 NEW STANDARDS. TOGETHER POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 19 N A podważam ich wyboru. Dla nas, jako ewentualnych przyszłych użytkowników, liczy się to, by wizyty Amerykanów maksymalnie wykorzystać do szkolenia praktycznego – wejść na sprzęt, dotknąć go, popracować na nim, porozmawiać z użytkownikami, wymienić doświadczenia. Uczyć się możemy od siebie nawzajem – taktyka zastosowana na jednej wojnie nie musi się sprawdzić na innej, prowadzonej z innym przeciwnikiem w innym terenie, dysponującym innym sprzętem i inaczej atakującym. POLSKA ZBROJNA: Dlatego ważne jest, aby nowe systemy rakietowe pojawiły się w brygadzie „na zakładkę”, zanim oddacie Agencji Mienia Wojskowego stare zestawy. Nie utracicie wtedy zdolności szkoleniowych – żołnierze cały czas będą utrzymywać nawyki pracy bojowej. STEFAN MORDACZ: Sprzęt możemy kupić najlepszy, ale jeśli nie będziemy mieć ludzi potrafiących go użyć zgodnie z przeznaczeniem, to będzie nietrafiona inwestycja. Nie możemy doprowadzić do utraty doświadczenia przekazywanego z pokolenia na pokolenie. POLSKA ZBROJNA: Nie ma już podchorążówki w Koszalinie, która kształciła i doskonaliła przeciwlotników. Dziś dowódcy i inżynierowie pochodzą z Wojskowej Akademii Technicznej. Czy poradzą sobie z wdrażaniem nowego sprzętu, gdy do tego dojdzie? STEFAN MORDACZ: Jeśli chcemy mieć żołnierzy przygotowanych do pracy z tak skomplikowanym sprzętem, jakim są współczesne systemy przeciwlotnicze, to oni muszą być absolwentami WAT. POLSKA ZBROJNA: Ale oni będą przede wszystkim inżynierami-eksploatatorami. Skąd brać taktyków? STEFAN MORDACZ: Kiedyś podział zadań edukacyjnych był taki: szkoły oficerskie przygotowywały dowódców, WAT – inżynierów logistyków. Teraz mamy absolwentów WAT, szkoły oficerskiej i studium oficerskiego we Wrocławiu. Problem jest z dalszym kształceniem dowódców, gdyż kursy proponowane obecnie są za krótkie, by ich dobrze przygotować do prowadzenia działań bojowych. Oceniam, że dawne dwuletnie studia operacyjno-taktyczne w AON lepiej przygotowywały oficerów do pracy sztabowej i operacyjnej. Jeśli nie będziemy mieć porządnie wyszkolonych dowódców i operatorów, to nie będziemy potrafili skutecznie walczyć. Nie dotrzemy w odpowiednim czasie na miejsce, nie rozwiniemy się tam gdzie trzeba albo nie opuścimy w ogóle koszar. Czarny scenariusz jest taki, że dysponując sprawnym sprzętem, zapomnimy, jak pokonać drogę, rozwinąć sprzęt i zamaskować go. POLSKA ZBROJNA: Więc nie kursy są potrzebne, tylko studia. STEFAN MORDACZ: Nazwa nie ma znaczenia. Kwintesencją mojej propozycji jest to, że kształcenie operatorów i dowódców powinno być dłuższe i bardziej specjalistyczne; 70−80 procent tematów nauczania powinno dotyczyć taktyki działania oraz strategii opracowania ćwiczeń, zaś pozostałe 20−30 procent spraw ogólnych. Nasi oficerowie powinni się dokształcać na uczelniach, a nie w jednostkach, które szykują się do prowadzenia działań bojowych. Jak to zrobić? Nie ja jestem organizatorem systemu szkolnictwa wojskowego. C E L O W N I K U W I Z Y T Ó W K A STEFAN MORDACZ O d 1 września dowodzi 3 Warszawską BROP. Dwukrotnie był na strzelaniach poligonowych w kazachskim Aszułuku – pierwszy raz w nagrodę jako podchorąży, drugi raz jako dowódca wyrzutni. Po promocji w 1986 roku miał trafić do pułku w Jeleniej Górze, ale szef przeciwlotników w dowództwie okręgu wojskowego zmienił decyzję – podporucznik Mordacz został dowódcą plutonu w 61 Brygadzie Artylerii Wojsk Obrony Przeciwlotniczej. Po dwóch latach objął dowodzenie baterią, później trafił na studia do Akademii Obrony Narodowej, awansował na dowódcę dywizjonu, był oficerem operacyjnym, szefem rozpoznania brygady i szefem wydziału operacyjnego. Następnie został szefem sztabu 61 Brygady Rakietowej OP, przez dwa lata był zastępcą dowódcy 3 Warszawskiej BROP, przez kolejne dwa lata dowodził 61 BROP, zaliczył podyplomowe studia polityki obronnej w AON i przez niecałe dwa lata pełnił funkcję zastępcy szefa Zarządu Rozpoznania – A-2 w Dowództwie Sił Powietrznych. Chciał zostać pilotem, ale komisja lekarska uznała, że nie spełnia warunków zdrowotnych i nie dostał się do liceum lotniczego. O mundurze marzył już od ósmej klasy szkoły podstawowej, więc po maturze w technikum samochodowym wstąpił do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Obrony Przeciwlotniczej. O G Ł O S Z E N I E Zamówienia na prenumeratę „Polski Zbrojnej” w całym kraju przyjmują kolporterzy: ta a r e num Pre RUCH SA www.ruch.com.pl, zakładka PRENUMERATA e-mail: [email protected] Infolinia: 0 804 200 600 Oddział warszawski: tel. +4822 581 98 11 do 15, 581 98 26 do 30 GARMOND PRESS SA www.garmond.com.pl e-mail: prenumerata.gpsa @garmondpress.pl Oddział warszawski: tel. +4822 837 30 08, 817 20 12 GLM KOLPORTER SA w www.kolporter.com.pl ww.g lm.pl Oddz e-mail: prenumerata.warszawa iał wa rszaw tel. + @kolporter.com.pl ski: 4822 6 49 40 w . 2 Infolinia: 0 801 205 555 01, 6 80 49 41 Oddział warszawski: 61 +4822 355 04 71, 355 04 77 Prenumeraty „Polski Zbrojnej” nie można zamówić bezpośrednio w Redakcji Wojskowej. Egzemplarze tygodnika w wojskowej dystrybucji wewnętrznej są bezpłatne. Informacje: CA MON 840 400 Zamówienia na prenumeratę przyjmowane są w cyklu kwartalnym. 20 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 21 C I M I C M oim zdaniem, jako żołnierza CIMIC (współpraca cywilno-wojskowa), prosty człowiek, udręczony biedą, wojną i bezlikiem nieszczęść, mieszkający gdzieś na krańcu świata, powinien być przekonany, że jestem jeśli już nie przyjacielem, to przynajmniej jego sojusznikiem. Rozmawiam z nim przez tłumacza, bo nie znam przecież jego języka, podobnie jak religii czy obyczajów. Zdaję sobie sprawę, że mój „lepszy świat” jest mu obcy, odległy, a przez to wrogi. Obiecuję świetlaną przyszłość w abstrakcyjnej perspektywie, chociaż raj ma już obiecany przez swoich proroków. Dziś, ponieważ ograbiono go ze wszystkiego, co miał, najbardziej potrzebuje wody, żywności dla siebie i swojej rodziny, podstawowych środków do przeżycia. A zaraz potem bezpieczeństwa, którego nie potrafię mu zapewnić. Uśmiecha się więc niepewnie, dziękuje za dary, obiecuje współpracę, a kątem oka zerka nieustannie na „ganera” siedzącego w wieżyczce naszego wozu bojowego i zakreślającego lufą ciężkiego karabinu szerokie łuki gdzieś po linii horyzontu. Czeka, żebyśmy się w końcu wynieśli do diabła, bo wkrótce zapadnie noc i przyjdą ludzie sprawujący tu rzeczywistą władzę, karzący surowo już za samą myśl o współpracy z niewiernymi. PIOTR BERNABIUK Pułkownik Wiesław Mitkowski, dowódca kieleckiej Centralnej Grupy Wsparcia Współpracy Cywilno-Wojskowej, z którym rozmawiam niemalże na chwilę przed jego odlotem do Afganistanu, uważa, że powyższy tekst pasowałby jak ulał do początków operacji afgańskiej. CIMIC debiutował tam wiosną 2007 roku. Poza kilkoma ludźmi, którzy byli wcześniej w sztabie ISAF, nikt nie znał ani terenu, ani tym bardziej środowiska. Poruszali się jak we mgle, mimo że byli doświadczonymi i nieźle przygotowanymi misjonarzami. Zakładali i urządzali bazę, przyzwyczajali się do nowego miejsca, wreszcie po dwóch miesiącach odbyli pierwsze spotkania z gubernatorem, po czym ruszyli nieśmiało w teren. Przyjazny wrogi świat FOT. US DDOD Afgańczycy pamiętają postaci wyraziste. Tych, którzy zrobili coś dobrego. 22 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Wysłali ludzi na spotkanie z całkowicie nową, dramatyczną sytuacją, setkami tysięcy uchodźców, gdzie skala nieszczęść przekraczała wszelkie wyobrażenia. Popełniali błędy, ale też przysyłali informacje z każdego dnia, o każdym zdarzeniu. Zdawali relacje z pierwszych wyjazdów, kontaktów, omawiali najdrobniejsze szczegóły. Następna zmiana, przygotowywana na podstawie zdobytych doświadczeń, korygowała błędy. Dziś, po trzech i pół roku, niektórzy jadą do Afganistanu jak do siebie. Afgańczycy pamiętają postaci wyraziste, tych, którzy zrobili coś dobrego. Wystarczy powiedzieć: „Znam majora Marka Klimasarę, za pół roku wróci do Afganistanu”, i już jest się wśród swoich. Stąd wielka staran- ność, żeby nie zostawić po sobie bałaganu, niesmaku. Nie można nikogo oszukać, obiecać i nie dotrzymać słowa, bo ktoś taki będzie spalony. To są prości, ale często bardzo mądrzy i ceniący dobre kontakty ludzie. Jeśli więc w wiosce czy urzędzie pojawi się młody porucznik, to lepiej niech będzie z nim dobrze już znany kapitan albo major. Pouczy się przy mistrzu, a na kolejnej zmianie będzie specjalistą. NERWOWA OCHRONA Również żołnierze z grup bojowych długo uważali ich za półcywi- lów, zajmujących się rozdawaniem zabawek, za drugorzędną formację, z którą są same kłopoty. Dziś i oni widzą – szczególnie ci z ochrony zespołu – że dążą do wspólnego celu pokojowymi metodami. Ochrona była newralgicznym punktem w działaniu zespołu CIMIC. Żołnierz stojący za karabinem maszynowym w wieżyczce pojazdu jest gotowy reagować na każde zagrożenie, a przecież oni przyjechali jako przyjaciele i chcą pomagać. We wsi toczą się szczere i otwarte rozmowy, a tu nagle strzelec, bardzo nerwowy, kieruje lufę w stronę kobiet i dzieci, bo coś mu się przewidziało. Dlatego przed wylotem na misję zespół CIMIC ćwiczył na poligonie ze swoim plutonem ochrony, jak stworzyć jeden zgrany element, który się wspiera, a nie psuje sobie nawzajem robotę. Wspólnie wyjeżdżają na patrol, ale jakby co, to razem będą się również wydobywać z zasadzki. Nerwowość eskorty brała się często z niezrozumienia swojej roli. Dla nich było wszystko z pozoru oczywiste – przyjechać, zająć pozycję i czekać, jak najkrócej, najwyżej pół godziny, a potem wyjechać, zanim chmury nadciągną. Żołnierz wie biowiem, że jak wjeżdża do wsi z misją pokojową, to wiadomość o tym idzie w eter i ktoś może mu przyjemność z czynienia dobra zepsuć. W VIII zmianie PKW Afganistan będzie służyło 28 żołnierzy CIMIC. Czwórka z nich, wszyscy z doświadczeniem z dwóch agańskich misji, jako sekcja S-5 10 Brygady Kawalerii Pancernej od maja przygotowywała się w Świętoszowie. Planowali swoją robotę dla sztabu brygady, ale wspierali też swym doświadczeniem dowódców jej plutonów i kompanii. TREND KULTURY P ułkownik Wiesław Mitkowski pełni w Afganistanie obowiązki szefa grupy do spraw zarządzania i rozwoju. Kieruje kilkuosobowym zespołem, złożonym z żołnierzy znających na wskroś poszczególne dystrykty oraz ze specjalistów, między innymi od edukacji i finansów. Wśród nich jest doktor Aleksandra Zamojska,, kulturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, której zadaniem jest przekładanie tamtejszej rzeczywistości na nasz język, nasze rozumienie świata. Dziś wszyscy wiedzą, że sukcesu w tej operacji nie zapewni się za pomocą karabinów. Pułkownik Mitkowski opowiada o tym, jak w kieleckim centrum dużą uwagę poświęca się nie tylko szkoleniu w posługiwaniu się bronią, lecz także pogłębianiu wiedzy na temat obyczajów i kultury. „To dzięki temu procesowi moi żołnierze w Afganistanie są coraz bliżej ludzi. Czy wystarczająco blisko, by odnosić sukcesy? Nikt nie zrobi tego lepiej od nas. Dzięki współpracy ze specjalistami z różnych dziedzin, wchodzeniu głębiej w teren i w mentalność Afgańczyków, coraz lepiej rozumiemy ten kraj, jego religię, kulturę i obyczaje”. Przykładem jest kapitan Marcin Matczak, kulturoznawca biorący udział Matczak w międzynarodowym eksperymencie o nazwie MNE 6, w którym Polska okazuje się krajem wiodącym. Spędził już kilka dni w Hiszpanii, był w Warszawie, w Sztabie Generalnym WP na warsztatach, w których uczestniczyli przedstawiciele wielu nacji, by POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 23 FOT. WOJCIECH MAJERAN C I M I C Żołnierz uczy się tej pracy przez całe służbowe życie, zdobywa wiedzę w kraju i doświadczenie w kolejnych misjach, ale potrzeba lat służby, by nasiąknąć CIMIC-owskim klimatem. dyskutować na temat znaczenia kultury w działaniach wojskowych. Za jego sprawą – bo kapitan jest muzułmaninem – ustalane są właśnie szczegóły wizyty Tomasza Miskiewicza, muftiego Muzułmańskiego Związku Religijnego w Rzeczypospolitej Polskiej. To wszystko zbliża ich do świata, w którym pełnią swą misję. Żołnierze CIMIC uczą się w Kielcach języków dari i pasztu, używanych w „naszej” prowincji. Wszystko w myśl zasady: mówisz moim językiem, jesteś mi bliski. Czasem dwa słowa się wychwyci, pięć powie czy pozdrowi w ich języku i wszystko staje się prostsze. Wbrew opiniom nie oferują Afgańczykom niechcianych prezentów ze swojego świata, nie próbują zmieniać czegoś, co tam powstało przez setki, jeśli nie tysiące lat. KIM ZASTĄPIĆ? Dziś wszyscy wiedzą, że sukcesu w operacji afgańskiej nie osiągnie się za pomocą karabinów Tej pracy człowiek uczy się przez całe służbowe życie, zdobywa wiedzę w kraju i doświadczenie w kolejnych misjach, ale potrzeba lat służby, by nasiąknąć CIMIC-owskim klimatem, uzyskać tę szczególną wrażliwość wyróżniającą spośród innych żołnierzy. Jeśli ktoś znajdzie się tu przypadkowo, może wyrządzić więcej szkód, niż przynieść pożytku. „Kim można ad hoc zastąpić odznaczonego przez prezydenta RP kapitana Grzegorza Kotarskiego, który w latach 2005 i 2007 służył w Iraku, w 2008 roku był dowódcą Tactical Support Team w Afganistanie, a w 2009 i 2010 oficerem Provincial Reconstruction Team?”, pyta retorycznie dowódca. „Albo porucznika Jarosława 24 Raczyńskiego, który wyszedł do mieszkańców wioski Qarabah, w pobliżu polskiej bazy Giro, ostudził emocje, zbudował ścieżkę porozumienia, nakłonił starszyznę dystryktu do uruchomienia szkoły podstawowej? Albo porucznik Agnieszkę Dolatowską, która przez rok pracowała w strukturze PRT, czy starszego sierżanta Artura Opiekę, który zaczynał szlak bojowy w Iraku, następnie był w Libanie, Czadzie, po powrocie pełnił dyżur w grupie bojowej, w kraju, a teraz wyjeżdża do Afganistanu. Albo major Henryk Domański – trzy razy Irak i dwa razy Afganistan, czy kapitanowie Mariusz Migoń i Marcin Matczak… Lista jest długa, ale nie chodzi o to, żeby wywołać wrażenie, że ilość jest ważniejsza od jakości. Wszyscy liczą się tu równo, łącznie ze starszymi szeregowymi, kierowcami, przygotowywanymi w dwunastomiesięcznym cyklu. Ci żołnierze potrafią prowadzić każdy pojazd na misji, działać z zachowaniem procedur bojowych i wyczuciem właściwym dla żołnierzy CIMIC”. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 WYCZUCIE SYTUACJI Co się dzieje, gdy wybucha nowy konflikt, gdzieś w nieprzewidywalnym miejscu, w którym są zupełnie inne warunki? Takim przypadkiem był Czad! Bardzo szybko, niemalże z marszu, przygotowali superzespół, maleńki, bo po czterech ludzi do każdej zmiany, ale znakomicie spełniający swoją rolę. I wysłali ludzi na spotkanie z całkowicie nową, dramatyczną sytuacją, setkami tysięcy uchodźców, gdzie skala nieszczęść przekraczała wszelkie wyobrażenie. Dowódca nasłuchał się potem pochwał, że kapitanowie Robert Żurawski i Arkadiusz Kaźmierczak, a także chorąży Maciej Dusza umieli się znaleźć w każdej sytuacji, podłapali kontakty ze starszyzną, wczuli się w sytuację, rozeznali szybko, czego unikać, a co forsować i jak fachowo wspierać swojego przełożonego. Po wybuchu konfliktu w Gruzji dowódca odebrał telefon z Biura Bezpieczeństwa Narodowego z zapytaniem, ile czasu potrzebuje na przygotowanie kilkunastoosobowego zespołu oficerów. Odpowiedział, że tyle, ile wymaga procedura zdrowotna, więc maksymalnie miesiąc. Niedowierzano, że tak szybko mogą wyruszyć. Mieli tam policzyć straty, monitorować oddziaływanie konfliktu na cywilów. NA CZAS „W” Co się stanie z tą budowaną przez lata strukturą, gdy skończą się misje? W CIMIC twierdzą, że to źle postawione pytanie. Jeśli wycofamy się z Afganistanu, to świat nadal pozostanie wrzącym kotłem, a oni zawsze będą najlepszymi kandydatami do współpracy cywilno-wojskowej, chociażby ze względu na umiejętność bardzo szybkiego przygotowania zespołów do działania. Mają również swoje przeznaczenie i zadania wojenne w przypadku zagrożenia własnego kraju. Przykładem mogą być ćwiczenia „Anakonda”, gdzie w poruszającym wyobraźnię scenariuszu mamy straty wśród wojskowych i cywilów, zaczyna brakować wszystkiego, łącznie z paliwem niezbędnym do prowadzenia działań, blokują się drogi, pozrywane są mosty, w jedną stronę przemieszczają się wojska, w drugą trwa chaotyczny exodus mieszkańców. Na czas „W” CIMIC ma swoje wyznaczone bardzo dokładnie miejsce w szyku. Żołnierzem tej grupy jest się nieustannie i kielczanie mają na to rozliczne przykłady. Pułkownik Wiesław Mitkowski bierze pierwszy z brzegu. Na poligonie w Nowej Dębie czekali na zmrok, by rozpocząć strzelania nocne. Odezwał się telefon: „Potrzebujemy żołnierzy na wały, niech pan da kogoś, bo ludzie się topią. Nie mógł nakazać oficerom noszenia worków z piaskiem. Stanął więc przed szykiem i powiedział, że potrzebuje ochotników. I tak jak stali, wszyscy wystąpili”. „Nie mogli, nie potrafiliby odmówić. Napatrzyli się w służbie na tyle nieszczęść ludzkich, na tyle biedy, że mają dziś szczególną wrażliwość. Nosili wory, dowozili chleb”. Pułkownik kończy rozmowę refleksją: „Od kilku lat mamy aktywny klub honorowych krwiodawców. Mnóstwo tej krwi oddajemy, bo w naszej robocie nigdy nie wiadomo, kiedy i komu będzie potrzebna”. GONIEC PARLAMENTARNY Redaktor: KRZYSZTOF KOWALCZYK edycja 28. e-mail: [email protected] Lekarzy jak na lekarstwo Wojskowa służba zdrowia ma problem z lekarzami. Dlatego zwiększenia wysokości dodatku dla nich domagają się niektórzy posłowie z sejmowej komisji obrony. FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI D odatek dla wojskowych lekarzy w wysokości 450−750 złotych miesięcznie jest śmieszny. Kto się na to skusi? Żeby zatrzymać specjalisów w wojsku, powinien on wynosić dwa, trzy, a nawet cztery tysiące złotych”, przekonywała na październikowym posiedzeniu komisji obrony posłanka Izabela Sierakowska (Socjaldemokracja Polska). Z informacji przedstawionej posłom przez przedstawicieli resortu obrony i Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia wynika, że obecnie wakuje 36 procent stanowisk – na 1631 stanowisk lekarskich w całych siłach zbrojnych brakuje 615 lekarzy. Największe braki są w Wojskach Lądowych, w których obsada jest o ponad połowę mniejsza od stanu etatowego – na 364 stanowisk przypada 173 lekarzy (stan z lipca tego roku). W Siłach Powietrznych na 114 stanowisk wolne są 53, w Marynarce Wojennej na 76 miejsc dla le- medycznych w całym kraju kandydatów na żołkarzy 36 to te bez obsady, a w Wojskach Spe- nierzy zawodowych lekarzy jest 138 osób. cjalnych na 16 stanowisk wakuje Aby usprawnić nabór lekarzy sześć. do wojska, utworzono też cenPrzyczyną takiej sytuacji są Kłopoty z brakiem trum kształcenia podyplomoweprzede wszystkim niższe niż na personelu go w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. „Mamy rynku cywilnym wynagrodze- medycznego nadzieję, że studenci w służbie nia, a także nieuwzględniający specyfiki wojska i tym samym w wojsku kandydackiej zasilą wkrótce nasze szeregi”, przyznał na posieuniemożliwiający lekarzom woj- nie dotyczą misji dzeniu wiceminister obrony skowym podnoszenie kwalifikacji system specjalizacji lekarskich. Młodzi leka- Czesław Piątas. „Ale jeśli wprowadzane przez rze do wojska się nie garną, a starsi odchodzą nas zmiany nie spełnią naszych oczekiwań, trzeba będzie zwiększyć uposażenia dla lekarzy do pracy w cywilu. Resort obrony zapewnia, że stara się pozyskiwojskowych”. wać nowych specjalistów. W tym roku uruchoWojskowe placówki medyczne najmniej służą żołnierzom. Aż 90 procent pacjentów wojmiono nabór do służby kandydackiej studentów pierwszego roku Uniwersytetu Medycznego skowych szpitali to cywile, leczeni za środki w Łodzi oraz innych uczelni. Po raz pierwszy Narodowego Funduszu Zdrowia. Inspektorat udało się wykorzystać prawie wszystkie przeWojskowej Służby Zdrowia na polecenie miniwidziane w korpusie medycznym miejsca dla stra Bogdana Klicha stara się przekazać część przyszłych wojskowych lekarzy – na rok ucywilnionych szpitali poza resort, głównie 2010/2011 jest ich 60, a do służby kandydackiej samorządom terytorialnym. Dotychczas udało wstąpiło 59 studentów pierwszego roku. Wraz się to zrobić ze szpitalem w Olsztynie, a kolejze studiującymi na wyższych latach studiów nych dziewięć jest przeznaczonych do odda- nia, ale przyszli właściciele nie palą się do ich przejęcia. Kłopoty z brakiem personelu medycznego w wojsku nie dotyczą, według przedstawicieli MON, misji. W ostatnim czasie opieka medyczna dla naszych żołnierzy w Afganistanie jest lepsza. Wprowadzono dodatki motywacyjne dla lekarzy kontyngentów i brakuje tam tylko jednego anestezjologa. Znieczulaniem pacjentów zajmuje się medyk amerykański. W Afganistanie jest 18 Rosomaków w wersji wozów ewakuacji medycznej, a kolejne cztery wkrótce zostaną tam wysłane. Do potrzeb ewakuacji medycznej (CASEVAC) dostosowano dwa śmigłowce Mi-17, co może mieć ogromne znaczenie, gdyby rannych i poszkodowanych było wielu. Kontyngent pod względem taktycznej ewakuacji medycznej obsługują też dwa amerykańskie śmigłowce Black Hawk. W Ghazni jest też kontenerowy szpital i sala intensywnej terapii. Powstaje również kontenerowe laboratorium diagnostyczne do badań epidemiologicznych. Dla żołnierzy powracających z misji od nowego roku zostanie uruchomiona nowa placówka, Dom Weterana w Lądku-Zdroju. (KK) POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 25 L U D Z I Podróż bez powrotu FOT. ANNA ZAKRZEWSKA B L I Ż E J Z LUCYNĄ GĄGOR, nie tylko o pierwszym żołnierzu Rzeczypospolitej, sześć miesięcy po tragedii smoleńskiej rozmawia CEZARY KLUKOWSKI POLSKA ZBROJNA: Mąż chętnie wybierał się w tę podróż? LUCYNA GĄGOR: Wszelkie tego typu podróże traktował jak obowiązek. Tak też było i tym razem. To ja nie chciałam, żeby leciał. Wiedziałam, że jest bardzo zmęczony i z pewnością przydałby mu się odpoczynek. Mówię: „Nie leć. Pojedziemy do szpitala, zbadamy oczy”. Mąż miał już dwie operacje przyklejania siatkówki. Ale on na to, że prezydentowi się nie odmawia. Że musi lecieć. Tego ranka prosił, bym nie wstawała. Powiedział: „Śpij, habibi”. Od jakiegoś czasu mówił do mnie „habibi” (z arabskiego: kochanie), a nie, jak dawniej, „Burza”. Wstałam jednak, zjedliśmy razem śniadanie i wyszedł. Samochód już czekał. POLSKA ZBROJNA: Co Pani powiedziała na pożegnanie? 26 LUCYNA GĄGOR: „Grubasku, uważaj na siebie”. On na to: „Niech się pilot stara”. Tak się pożegnaliśmy. Pojechał, a ja poszłam zrobić drobne zakupy. Po powrocie do domu włączyłam telewizor, a tam mówią, że Jak-40 lecący do Smoleńska miał problemy. „Jaki Jak?”, pomyślałam. „Przecież mąż miał lecieć Tupolewem”. Uznałam, że poleciało więcej samolotów. Po chwili nadeszła wiadomość, że chodzi o samolot prezydencki. POLSKA ZBROJNA: Zadzwoniła Pani do męża? LUCYNA GĄGOR: Nie byłam w stanie. Pierwszy telefon wykonałam do córki. „Kasiu, coś się stało z samolotem, którym leciał tata. Błagam cię, przyjedź”. Córka narzuciła kurtkę na pidżamę i po chwili była przy mnie. Słuchałyśmy wiadomości jak zahipno- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 tyzowane. Początkowo podano, że trzy osoby przeżyły wypadek. Zrodziła się nadzieja, że mąż jest wśród nich. Nie docierało do mnie, że samolot prezydencki się rozbił. Coś takiego nie mogło się wydarzyć. Wszystko, tylko nie to. Odkąd został szefem Sztabu Generalnego, najbardziej przeszkadzało mi, że tak dużo pracuje. Wyjeżdżał rano i wracał po 23. Bardzo się wtedy denerwowałam. POLSKA ZBROJNA: Kiedy dotarło do Pani, że nie ma nadziei? LUCYNA GĄGOR: Kiedy w naszych drzwiach pojawili się jeden z jego zastępców, admirał Mathea, szef sekretariatu męża pułkownik Matuszewski i lekarz, uświadomiłam sobie, że to wszystko prawda, i że mój mąż nie żyje. Zaczęli się schodzić znajomi. Jedni zajmowali się mną, inni odbierali telefony i zapisywali numery, aby potem można było oddzwonić. Nie chciałam zostać sama i nie zostałam. POLSKA ZBROJNA: Kto zadzwonił pierwszy? LUCYNA GĄGOR: Pierwszy był admirał Giampaolo Di Paola, przewodniczący Komite- tu Wojskowego NATO. Potem dzwonili z Holandii, USA, Kanady, ministrowie Klich i Sikorski, premier Tusk. Był telefon z ONZ, potem dostałam też list kondolencyjny od sekretarza generalnego. Telefon dzwonił bez przerwy. POLSKA ZBROJNA: Jak ta tragiczna wiadomość dotarła do rodziców pana generała? LUCYNA GĄGOR: Teść o katastrofie dowiedział się najprawdopodobniej z telewizji. To ranny ptaszek, a dzień zaczyna od włączenia telewizora. Matka męża jest bardzo chora. Żyje we własnym świecie. Ale tego wieczora powiedziała: „Franek jest daleko, ale jest mu tam dobrze”. Byliśmy zaskoczeni, bo ona nie ogląda telewizji i nie mogła wiedzieć, że z jej synem coś się stało. POLSKA ZBROJNA: Kto poleciał do Moskwy na identyfikację? LUCYNA GĄGOR: Bracia męża. Miałam ogromne wątpliwości, czy to nie powinnam być ja, ale wszyscy mi to odradzali. Nawet generał Wiśniewski, attaché obrony w Moskwie, nalegał, bym została w Warszawie. Tłumaczył, że będzie dla nas lepiej, jeśli zapamiętamy męża takiego, jakiego go ostatnio widzieliśmy. Bałam się jednak, że szwagrowie nie będą w stanie zidentyfikować męża. Potem to straszne oczekiwanie. Najpierw ciała nie odnaleziono, a później były problemy z identyfikacją. Chciałam lecieć, pomóc. Wielokrotnie dzwoniono do mnie z Moskwy, żeby wypytać o znaki szczególne. Ostatecznie rozpoznano męża po kodzie DNA. POLSKA ZBROJNA: Czy wierzyła Pani w krążące teorie spiskowe o zamachu? LUCYNA GĄGOR: Kiedy patrzę na szczątki samolotu pokazywane w telewizji i na pole, na którym się rozbił, zastanawiam się, gdzie się podział środek tej maszyny? Widziałam skrzydła, silniki, fragmenty ścian z kilkoma oknami. Nie widziałam reszty kadłuba. Czy rozsypał się na miliony malutkich kawałeczków, które rozwiał wiatr? Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale chciałabym wiedzieć, gdzie jest reszta samolotu. Tam, w Smoleńsku, pokazano nam jedynie jego fragment. Powiedziano, że całego nie możemy obejrzeć. POLSKA ZBROJNA: Pamięta Pani oczekiwanie na lotnisku na powrót męża? LUCYNA GĄGOR: Pamiętam, że długo to trwało. Nad Europą wisiał pył wulkaniczny. Do końca nie było wiadomo, czy samolot wystartuje z Moskwy. Wiedzieliśmy tylko, że poleciały dwie Casy i że ma być 16 trumien. Mąż przylatywał w trzeciej turze. Co rusz dostawałam telefon o przełożeniu lotów. POLSKA ZBROJNA: Czy szuka Pani kontaktu z rodzinami innych ofiar? LUCYNA GĄGOR: Stworzyliśmy drugą rodzinę. Spotykamy się na Powązkach, odwiedzamy w domach. Bardzo się wspieramy. POLSKA ZBROJNA: O czym rozmawiacie? LUCYNA GĄGOR: O naszych mężach, rodzinach. Wspominamy, śmiejemy się, czasem płaczemy. Opowiadamy o wspólnych wyjazdach, o zabawnych sytuacjach, które nam się przydarzyły. POLSKA ZBROJNA: Pamięta Pani taką? LUCYNA GĄGOR: Któregoś roku pojechaliśmy do Portugalii w ramach MC Tour. To impreza, na której spotykają się szefowie obrony krajów NATO oraz MILREP-owie z Brukseli. Spotkanie ma charakter prywatny, przyjeżdżają małżeństwa, ale bez dzieci. Było nas około 300 osób. Pobyt miał trwać trzy dni, ale dla nas był nieco dłuższy. Po cichu załatwiłam mężowi urlop. POLSKA ZBROJNA: Jak to: po cichu? LUCYNA GĄGOR: Mąż nic o tym nie wiedział. W porozumieniu z sekretariatem męża uzyskaliśmy zgodę ministra obrony na ten urlop. Pan minister był wtajemniczony w sprawę. Franek dowiedział się o wszystkim, gdy kazałam mu wysłać wniosek o urlop. POLSKA ZBROJNA: Jak Państwo zwracaliście się do siebie? LUCYNA GĄGOR: Od samego początku nazywałam męża „grubas”, chociaż nigdy gruby nie był. Był nawet szczupły. POLSKA ZBROJNA: Czy to znaczy, że jak zadzwonił telefon służbowy i Pani go odebrała, wołała Pani: „grubas, telefon”? LUCYNA GĄGOR: Tak. Przyciskałam jedynie słuchawkę i wołałam „grubas, do Ciebie”. Mam nadzieję, że nikt tego nie słyszał. POLSKA ZBROJNA: Zdarzyło się, że podchodził do telefonu i bez zastanowienia mówił do słuchawki: „halo, tu grubas”? LUCYNA GĄGOR: Nie, tak nie było. Ale kiedy ja dzwoniłam do niego do biura, a on miał akurat gościa, szeptał do niego „cywilna kontrola nad armią dzwoni”. Zobaczyłam wreszcie Katyń. Tam jest bardzo zimno. Dla mnie to miejsce zawsze takie pozostanie POLSKA ZBROJNA: Jak się poznaliście? LUCYNA GĄGOR: Był 1978 rok. Mąż pracował w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu jako wykładowca języka angielskiego i tłumacz. Po dwóch latach znajomości pobraliśmy się. 21 listopada świętowalibyśmy trzydziestą rocznicę ślubu. POLSKA ZBROJNA: Pamięta Pani Wasze pierwsze spotkanie? LUCYNA GĄGOR: Były wakacje. Jechałam do swojej przyjaciółki Basi. Franek podróżował tym samym autobusem. Obserwowaliśmy się. Wysiadł na tym samym przystanku, co ja. Wpadłam do Basi i powiedziałam: „Słuchaj, spotkałam fantastycznego faceta w autobusie”. POLSKA ZBROJNA: Miłość od pierwszego wejrzenia? LUCYNA GĄGOR: Może jeszcze nie miłość, ale serce zadrżało. POLSKA ZBROJNA: Jaką przyjął strategię? Była szarża kawaleryjska czy taktyka drobnych kroków? LUCYNA GĄGOR: Przez następny miesiąc go nie widziałam, chociaż zdawało mi się, że czuję jego obecność. Pewnego sierpniowego, deszczowego dnia jechałam tą samą linią autobusową. Kiedy wysiadłam na przystanku, ktoś do mnie podszedł i zapytał, czy może służyć parasolem. To był on. Chwilę rozmawialiśmy. Potem umówiliśmy się na spotkanie. Tak to się zaczęło. POLSKA ZBROJNA: A mąż jak się do Pani zwracał? LUCYNA GĄGOR: Mówił do mnie „Burza”. Mój ojciec zapytał go kiedyś, dlaczego tak mnie nazywa. Odpowiedział, że jestem jak burza gradowa, po której wychodzi słońce. POLSKA ZBROJNA: Więcej było burzy czy słońca? LUCYNA GĄGOR: Zdecydowanie słońca. On był przekorny, a ja potrafiłam zaleźć za skórę. Znałam jednak granice jego wytrzymałości. Gdy zaciskał szczęki i zaczynały mu drgać policzki, wiedziałam, że trzeba kończyć. POLSKA ZBROJNA: Kiedy pojawiły się pierwsze służbowe rozłąki? LUCYNA GĄGOR: Nie minęły dwa tygodnie od ślubu, kiedy mąż wyjechał na pierwszą misję. Gdy wrócił, córka Kasia miała 1,5 miesiąca. Po 15 miesiącach urodził się syn Michał. Mąż znowu wyjechał na misję i nie było go pół roku. POLSKA ZBROJNA: Czy powiedziała Pani kiedyś mężowi: „Dość! Sama nie dam rady”? LUCYNA GĄGOR: Nigdy nie robiłam mu wyrzutów. Pewnej nocy, kiedy mąż wrócił z kolejnej misji, obudzony z głębokiego snu dwuletni wtedy Michał rozpłakał się i powiedział: „Mamo, to nie mój tata”. Musiałam długo pracować nad obydwoma. Syn przez pierwsze godziny był bardzo nieufny, a mąż zdruzgotany. Na niewiele się zdały moje tłumaczenia, gdy mówiłam mężowi: „Nie bierz tego do siebie. Jest środek nocy, Michał zaspany, a i Ty wyglądasz nieco inaczej. Jesteś opalony. Dajcie sobie czas, a wszystko wróci do nor- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 27 B L I Ż E J L U D Z I FOT. ARCH. RODZINY GĄGORÓW wchodził na górę, by zobaczyć małą. Kiedy spała, całował ją czule i widać było, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam nawet takie zdjęcie, kiedy mąż pochyla się nad jakimiś papierami, a Marta siedzi na stole i „pracuje” razem z dziadkiem. Każdą wolną chwilę starał się spędzać z rodziną. Dom był dla niego azylem. my”. Tak też się stało. Zawsze nam go brakowało, zwłaszcza synowi. Rzadko mógł wyjść z ojcem pograć w piłkę czy pojeździć na rowerze, tak jak robili to jego rówieśnicy. Pełniłam rolę i matki, i ojca. Gdy Franek wracał po misji do domu, całkowitej destrukcji ulegało to, co miesiącami funkcjonowało bez niego. Pojawiała się czwarta osoba, wyczekiwana i wytęskniona, która jednak kompletnie burzyła rozkład dnia. Mieszała w naszych planach i stawiała wszystko na głowie. Dobrze nam z tym było. Tęsknimy do tego. POLSKA ZBROJNA: Jakim człowiekiem był Pan Generał? Czy był zasadniczy, czy raczej skłonny do kompromisu? LUCYNA GĄGOR: Można powiedzieć, że to była siła spokoju. Bardzo trudno było go wyprowadzić z równowagi. Odkąd został szefem Sztabu Generalnego, najbardziej przeszkadzało mi, że tak dużo pracuje. Wyjeżdżał rano i wracał po 23. Bardzo się wtedy denerwowałam. Pamiętam, jak kiedyś byliśmy umówieni do znajomych. Zadzwonił ze sztabu, że już wychodzi. Zniecierpliwiona oczekiwaniem, zadzwoniłam do sekretariatu. Okazało się, że Franek właśnie rozmawia z kimś z zagranicy. Po półgodzinie znowu zatelefonował. „«Burza», już kończę. Zaraz będę w domu”. Wściekłam się. Marzyłam, żeby choć raz był o 17. Franek czasami żartował, że swoją pracę przelicza na metry. POLSKA ZBROJNA: Jak to na metry? LUCYNA GĄGOR: Kiedy dzwoniłam w nadziei, że już kończy, odpowiadał „Mam dwa metry spraw przed sobą”. Chodziło oczywiście o pocztę, którą musiał przejrzeć. 28 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 POLSKA ZBROJNA: Czy musiała Pani chronić męża przed niedzielnymi służbowymi telefonami? LUCYNA GĄGOR: Próbowałam, ale zazwyczaj nic z tego nie wychodziło. Odbierając taki telefon, mogłam co najwyżej zapytać, czy sprawa jest aż taka pilna, że trzeba męża niepokoić w sobotę czy niedzielę? POLSKA ZBROJNA: Znajdowała Pani wtedy zrozumienie u dzwoniących? LUCYNA GĄGOR: Czasami udało mi się przełożyć telefon na później. Tylko tyle mogłam zrobić. POLSKA ZBROJNA: Jakim Generał był ojcem? LUCYNA GĄGOR: Tolerancyjnym i wyrozumiałym, ale słabo zorientowanym w życiu szkolnym dzieci. Raz zdarzyło mu się pójść na wywiadówkę do szkoły Michała. Syn był wtedy w drugiej klasie podstawówki. Franek wrócił po dwóch godzinach i zaczął opowiadać, jak było. „Po zebraniu podeszła do mnie wychowawczyni – relacjonował – i powiedziała, że się cieszy ze spotkania, tym bardziej iż widzi mnie po raz pierwszy. Zapytała, którego dziecka jestem rodzicem. Przedstawiłem się. Ona na to, że to jest wywiadówka dla rodziców uczniów klasy czwartej, nie drugiej, a tamta właśnie się skończyła”. POLSKA ZBROJNA: A jakim był dziadkiem? LUCYNA GĄGOR: Gdy na świat przyszła nasza wnuczka Marta, mąż bardzo się zmienił. Jak wracał z pracy, bez względu na porę, zawsze POLSKA ZBROJNA: Czy wnuczka za nim tęskni? LUCYNA GĄGOR: Marta rozumie, że dziadka już nie ma. Gdy ktoś ją pyta, gdzie jest – pokazuje paluszkiem w górę i mówi, że tam, wysoko. Od jakiegoś czasu, kiedy rodzice czytają jej bajeczki przed snem, stawia sobie zdjęcie dziadka na kolanach. Potem je całuje i odstawia na miejsce. Marta wie, że dziadek świata poza nią nie widział. Kochając ją, był bardzo szczęśliwy. Nawet nie wiedział, że następna wnuczka wkrótce przyjdzie na świat. POLSKA ZBROJNA: Czy wyjazd do Smoleńska Pani pomógł? LUCYNA GĄGOR: Bardzo się bałam tego wyjazdu. Zobaczyłam coś, czego nigdy nie chciałam widzieć – roztrzaskany samolot i tę brzozę. Zobaczyłam wreszcie Katyń. To miejsce ma coś w sobie. Tam jest bardzo zimno. Dla mnie to miejsce zawsze takie pozostanie. POLSKA ZBROJNA: Czy chciała Pani dokończyć tę podróż? LUCYNA GĄGOR: Nie. Nie brałam nawet pod uwagę lądowania w Smoleńsku. Chcę, aby ten lot trwał nadal. POLSKA ZBROJNA: Czy wini Pani kogoś za tragedię smoleńską? LUCYNA GĄGOR: Nikogo nie oskarżam, ale jest wiele elementów, które wykluczają przypadek. Prezydent spóźnił się na samolot. Wszyscy wiedzieli o złych warunkach pogodowych, jakie panowały w Smoleńsku. Kto więc kazał tam lądować? Mogli przecież zaczekać w Witebsku lub na innym lotnisku na poprawę pogody. Wiem, że ludzie czekający na delegację w Katyniu byli święcie przekonani, że samolot w takich warunkach nie będzie lądował. Oni to wiedzieli, a ci, którzy byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo lotu, nie? Dlaczego wszyscy lecieli jednym samolotem? To musiało budzić wątpliwości przed startem. Stawiam masę pytań. POLSKA ZBROJNA: Skąd wziął się wiersz? LUCYNA GĄGOR: Uznaliśmy, że nie wszystko zdążyliśmy sobie powiedzieć. Może tam, gdzie teraz jest, znajdzie czas, aby przeczytać włożone do trumny listy oraz ten wiersz, którego słowa towarzyszyły mu w ostatniej drodze. POLSKA ZBROJNA: Jak udaje się Pani wypełnić pustkę po stracie męża? LUCYNA GĄGOR: Staram się myśleć, że wyjechał w kolejną długą podróż i jeszcze z niej nie wrócił. C H C E S Z Z O S T A Ć Ż O Ł N I E R Z E M ? O D W I E D Ź P O R T A L M A S Z z b r o j n i . p l P Y T A N I A ? z b r o j n i . p l O D P O W I E D Z Ą z b r o j n i @ r e d a k c j a w o j s k o w a . p l POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 29 M A R Y N A R K A W O J E N N A BAŁTYK jest płytkim morzem i poruszanie się po nim bez dokładnej mapy przypomina chodzenie po polu minowym. TOMASZ GOS Ludzie i dźwięki Gdyby nie istniały służby hydrograficzne Marynarki Wojennej, polska część Bałtyku byłaby zamknięta dla żeglugi. Nie byłoby portów, stoczni, rybołówstwa, floty cywilnej i wojennej. S pecjaliści dyskutują o tym, jakie okręty są potrzebne naszej Marynarce Wojennej, rzadko kto natomiast wspomina o konieczności posiadania jednostek hydrograficznych. I słusznie – dyskutować nie ma tu nad czym. Bez tego typu okrętów bezpieczeństwo żeglugi flot wojennej i cywilnej przypominałoby grę w totolotka: albo się uda, albo nie. W tym przypadku nie chodzi jednak o wygranie milionów, lecz o ludzkie życie. MONOPOL NA MAPY Wychodząc w morze na okrętach wyposażonych w echosondy, sonary i inne specjalistyczne urządzenia, marynarze Dywizjonu Zabezpieczenia Hydrograficznego MW badają to, co znajduje się pod powierzchnią wody. Później przesyłają dane do Biura Hydrograficznego MW, gdzie robi się z nich użytek. 30 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Bardzo często takie informacje służą do sporządzania map morskich. Marynarka Wojenna to jedyna uprawniona do tego instytucja w Polsce. Dziś oprócz map drukowanych powstają także elektroniczne. Wymagają one nieustannych aktualizacji, bo zarówno ukształtowanie dna morskiego, jak i to, co na tym dnie zalega, bezustannie się zmienia. Bałtyk jest płytkim akwenem i poruszanie się po nim na przykład wielkim zbiornikowcem niewyposażonym w dokładną mapę przypomina chodzenie po polu minowym. DUCHY WRAKÓW Jednym z najbardziej medialnych elementów prac prowadzonych przez dZH MW jest wykrywanie wraków i ich weryfikacja. Niektóre odkrycia są tak spektakularne, że budzą ogromne zainteresowanie nie tylko w Polsce, lecz także za granicą. Cztery lata temu, w lip- cu 2006 roku, okręt hydrograficzny ORP „Arctowski” wysłano do odnalezionego pod wodą, ponad 41 mil morskich na północ od latarni morskiej Rozewie, obiektu. Wrak o długości 257 metrów został odkryty przez statek „St. Barbara”, wykonujący w tym rejonie badania dna morskiego. Po wielu dniach żmudnej pracy przy znalezisku marynarze podzielili się sensacyjnym odkryciem. Okazało się, że na dnie leży niemiecki lotniskowiec „Graf Zeppelin”. Była to sensacja na skalę światową. Szukanie i badanie wraków na dnie morza nie zawsze kończy się tak spektakularnie. Zawsze jednak jest niezmiernie ważne ze względu na bezpieczeństwo żeglugi. Chodzi o lokalizowanie obiektów zalegających na małych głębokościach, na przykład niedaleko podejść do portów. Znajdujące się tuż pod powierzchnią wody maszty i elementy nadbudówek za- ORP „Arctowski” FOT. MWRP W 2006 ROKU ORP „Arctowski” wysłano do odnalezionego pod wodą wraku. Okazało się, że był to niemiecki lotniskowiec „Graf Zeppelin”. Geografia akwenów Locja to dział wiedzy opisujący wody żeglowne oraz wybrzeża z punktu widzenia bezpiecznej i sprawnej żeglugi. FOT. NASA, MARIAN KLUCZYŃSKI S topionych podczas sztormów kutrów rybackich są niebezpieczną pułapką dla żeglujących w okolicy statków. TAJEMNICZE KORYTARZE Dane o Bałtyku są też wykorzystywane przez Marynarkę Wojenną. Ta strona działalności dZH MW nie jest ogólnie znana. Łączy się bowiem z bezpieczeństwem, i to nie tylko żeglugi, lecz także państwa. Informacje zbierane przez dZH MW mogą służyć na przykład do opracowywania map korytarzy akustycznych, które mają znaczenie strategiczne. Do zrozumienia zjawiska ich powstawania, jest potrzebna wiedza o tym, że akweny morskie składają się z wielu warstw łużby hydrograficzne Marynarki Wojennej zajmują się też zbieraniem i opracowywaniem wiadomości z zakresu locji. Przedmiotem zainteresowania tej dziedziny wiedzy są wody morskie oraz śródlądowe drogi żeglowne wraz z otoczeniem. Locja pomaga lub wręcz umożliwia przejście trudnych nawigacyjnie akwenów wody o rozmaitym stopniu zasolenia i różnej temperaturze. Pionowe ruchy morza w zasadzie nie istnieją, dlatego rozkład warstw wody jest w miarę stały. Temperatura i zasolenie zmieniają się natomiast w zależności od pory roku. Do jakiegoś stopnia są one też powtarzalne. Można więc z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jaka temperatura i jakie zasolenie wystąpią w wybranym fragmencie Bałtyku, na przykład latem przyszłego roku. Wyobraźmy sobie, że w październiku jedna z warstw w morzu ma temperaturę i zasolenie znacznie różniące się od tych, które z nią sąsiadują. Oznacza to, że ma ona również inną gęstość. I to ona będzie stanowić rodzaj korytarza. Ponieważ dźwięk w wodzie nigdy nie Poszukiwacze surowców Od pół wieku istnienia dZH MW okręty hydrograficzne brały udział w wielu wyprawach naukowo-badawczych. D ywizjon współpracował między innymi z toruńskim Przedsiębiorstwem Geofizyki Morskiej i Lądowej Górnictwa Naftowego przy badaniu dna Bałtyku, a wynikiem było wykry- i szlaków oraz opisuje miejsca docelowe żeglugi, jak porty wraz z ich otoczeniem i prowadzące do nich tory wodne. Wiedza z zakresu locji morskiej znajduje się w księgach uzupełniających wiadomości podane na mapach. Opisuje się między innymi geografię akwenów (z uwzględnieniem dna, prądów morskich, pły- cie złóż gazu i ropy naftowej eksploatowanych obecnie przez przedsiębiorstwo Petrobaltic. Złoża surowców mają strategiczne znaczenie dla każdego państwa, na którego terenie się znaj- dują. Jednostki dywizjonu brały także dziesięciokrotnie udział w wyprawach na Spitsbergen i trzykrotnie w antarktycznych w ramach międzynarodowego programu badań polarnych. wów), widocznych fragmentów wybrzeża, znaki nawigacyjne, charakterystyczne elementy linii brzegowej mogące pomóc w nawigacji, warunki pogodowe (na przykład wiatry lub możliwe zalodzenia), sposoby komunikacji na danym obszarze, godziny funkcjonowania urządzeń i instytucji związanych z komunikacją wodną. rozchodzi się po linii prostej, zawsze po łuku, w takim korytarzu będzie się odbijał od górnej i dolnej warstwy jak piłka pingpongowa. WIEDZA JEST BRONIĄ Zdarza się, że tego typu korytarze ciągną się przez cały akwen morski. Ponieważ woda bardzo dobrze przenosi dźwięk, może on wędrować w kanale akustycznym przez setki, a nawet tysiące kilometrów. Teoretycznie można więc wyobrazić sobie okręt podwodny zanurzony u wybrzeży Europy, nasłuchujący tego, co dzieje się po drugiej stronie korytarza akustycznego, choćby w… Stanach Zjednoczonych. Badanie korytarzy akustycznych to tylko jeden z wielu przykładów, które świadczą o tym, jak wielkie znaczenie mają dla wszystkich marynarek wojennych na świecie wyspecjalizowane służby hydrograficzne. Bez dogłębnej znajomości środowiska morskiego (zwłaszcza w obrębie własnych wód terytorialnych) nawet najbardziej nowoczesne okręty stają się bezbronne. Warto zastanowić się nad zakupem lub budową w krajowej stoczni nowych jednostek hydrograficznych i wyposażeniem ich w nowoczesny sprzęt. Bo tylko wtedy będziemy mogli być spokojni o bezpieczeństwo żeglugi. Tej cywilnej i tej wojskowej. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 31 Ć W I C Z E N I A PIOTR BERNABIUK Skok w czeluść Prędkość ponad dwieście kilometrów na godzinę, wysokość trzysta metrów. Bardzo nisko. Zarówno na ziemi, jak i na pokładzie rosły emocje. N a pokładzie samolotu CASA z chwili na chwilę robiło się coraz cieplej. Po kilkudziesięciu minutach lotu upał we wnętrzu był już nie do wytrzymania. Wraz z obrotami silnika wzrastało też napięcie, ale nikt nie miał czasu, by koncentrować się na swoich emocjach. Zwiadowcy i żołnierze sekcji zabezpieczenia de- 32 santowania, tworzący razem grupę awangardową, ubierali się i przygotowywali do skoku. Po dwóch godzinach lotu byli nad celem. Lodowaty powiew po otwarciu luku stanowił zapowiedź części tego, co czekało ich na zewnątrz. Nad orzyskim poligonem niebo uginało się od ciężaru gwiazd, zimno do tego było jak wszyscy diabli, a wiatr wiał z prędkością prawie 7 metrów na POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 sekundę. Na skraju zrzutowiska, otwartej przestrzeni rozpoczynającej się tuż pod wioską, a kończącej pod niewidocznym w ciemnościach lasem, trwało pełne napięcia wyczekiwanie, sondowanie pogody, przekazywanie informacji o locie… Samolot usłyszeli wszyscy wyraźnie, mimo iż leciał na wysokości 4 kilometrów. Na gwiezdnym tle przesuwały się światełka pozycyjne w trzech kolorach, i raptem świecący punkt oddzielił się i zaczął spadać ku ziemi. Leciał długo, ponad minutę, po czym zawisł na chwilę i popłynął na tle gwiazd, coraz bliżej i bliżej. Z ogromną prędkością przeleciał patrzącym nad głowami. Ktoś powiedział: „Młodszy Zoń poszedł na sondę”. I znowu cisza. Oddalające się, stroboskopowe światło na kasku chorążego Sławomira Zonia zniknęło nisko pod horyzontem. Co się stało? Opowiedział o tym później: „Nigdy wcześniej nie działaliśmy w tej części poligo- Samolot wracał , zrzucając kolejne grupy skoczków. Niezwykłe widowisko. Kropla w morzu Czy marginalne działania mogą przesądzać o losach wielkich batalii? Ż ołnierze 6 Brygady Powietrznodesantowej uczestniczyli jedynie w epizodzie „Anakondy”, ćwiczeń łączących działania wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Lądujący nocą niewielki zespół awangardowy oraz zrzucona o świcie kompania, w sumie 120 spadochroniarzy, to była kropla w morzu wobec siedmiu tysięcy realnie walczących żołnierzy innych formacji. Zadanie mieli z pozoru wreszcie ustawnie się pod wiatr, uwolnienie zasobnika zawisającego na linie, hamowanie tuż przed ziemią i miękkie lądowanie… FOT. JAROSŁAW WIŚNIESKI (3) SEBASTIAN WALCZY nu, to była dla nas obca ziemia. Przed startem przygotowywaliśmy się na podstawie zdjęć i map. Moment zrzutu, biorąc pod uwagę kierunek i siłę wiatru, wyliczyliśmy na podstawie danych uzyskanych podczas lotu od pilotów. Wyszło na to, że po otwarciu czaszy powinienem się znajdować około tysiąca metrów od planowanego punktu przyziemienia. Wszystko byłoby okej, gdyby nie poniósł mnie wiatr wiejący między wysokością 600 a 100 metrów z prędkością 12 metrów na sekundę. Po wylądowaniu przekazałem na pokład informację, żeby zrzut opóźnić o 15 sekund, co przesuwało odległość o 900 metrów”. Samolot wracał trzykrotnie, zrzucając grupy skoczków w kolejnych najściach. Niezwykłe widowisko, ponad 60 sekund spadania świetlików na tle usianego gwiazdami nieba, zatrzymanie oznaczające otwarcie czasz, a potem kilkadziesiąt sekund krążenia, szalonej jazdy niesionych prądem powietrza spadochroniarzy, Starszemu szeregowemu Sebastianowi Piotrowskiemu spadochron otworzył się na wysokości 3,7 tysiąca metrów, prawie 3 kilometry wyżej niż pozostałym. Nie powinno się to zdarzyć, ale zdarzyło. I teraz mogło stać się wszystko, łącznie z lądowaniem pośrodku nocnego „pola walki” na pasie taktycznym lub w wodach pobliskiego jeziora Śniardwy. A w stuprocentowym realu – w rękach przeciwnika. Tymczasem wykrycie jednego spadochroniarza stanowiłoby sygnał, że w okolicy są też inni. Sebastian, obróciwszy spadochron, „zakontrował” się pod wiatr. Kontrolując na przemian konsolę nawigacyjną przed sobą i światła na ziemi, korzystając z całej wiedzy i doświadczenia, konsekwentnie zmagał się z wiatrem. Sławek Zoń skomentował to potem: „Gdyby nie kilka lat szkolenia, ciężkiej roboty całego sztabu fachowców, ten skok, nie tylko w przypadku Sebastiana, mógłby się zakończyć tragicznie. Szalejąca między wysokością 600 a 100 metrów wichura mogła rozbić szyk, rozrzucić ludzi na wielu kilometrach. Jak potem wykonać robotę bez łączności czy zaplecza meteo? Bez odpowiedniego doświadczenia łatwo byłoby tu przegrać w walce z naturą, z pechem, własnymi niedoskonałościami”. W warunkach bojowych nie byłoby nikogo na dole, ani dowódcy, ani jego zastępcy, speców od desantowania, żadnego z funkcyjnych czy dziennikarzy. Czekałaby na nich pustka, wielka niewiadoma, jakiś mglisty obraz sytuacji sprzed proste – opanować rubież i, prowadząc działania opóźniające, zatrzymać przeciwnika na czas podejścia sił głównych. Ich wynik może jednak przesądzać o losach wielkich batalii. wielu godzin, uzyskany przez agenturalne podglądy i oko satelity. A przecież skok i lądowanie nie były celem samym w sobie, dopiero po zetknięciu z ziemią rozpoczęli trudną, niebezpieczną robotę. Nie było nawet czasu, żeby dobrze ochłonąć. Przodem ruszyli zwiadowcy, a za nimi pathfinder chorążego Pawła Mikulskiego. Po godzinie marszu rozpoczęli przygotowania do przyjęcia porannego desantu. Miejsce wyznaczone na zrzutowisko nie było przyjazne pod żadnym względem. Kilka godzin, które pozostały do świtu, pochłonęły im pomiary i wyższa matematyka, sprawdzanie warunków meteorologicznych i dopasowywanie wszystkiego do siebie – czy przy zakładanej prędkości samolotu, z uwzględnieniem rozrzutu, prawie stuosobowa kompania, desantująca się w trzech nalotach, zmieści się na kawałku niezbyt dogodnego terenu. W tym czasie zwiadowcy sprawdzili dogodność podejścia do rubieży walki. Izolowali teren i blokowali drogi ze świadomością, że w warunkach bojowych cała operacja miałaby sens jedynie dopóty, dopóki ich obecność nie zostałaby wykryta. NAJSTARSZA KOMPANIA Pierwsza kompania 18 Batalionu Powietrznodesantowego dotarła na lotnisko w podkrakowskich Balicach przed drugą w nocy, akurat wtedy, gdy kilkaset kilometrów dalej ich koledzy z grupy awangardowej zbierali się po nocnym skoku na skraju orzyskiego poligonu. Kapitan Paweł Aleksy, dowodzący najstarszym dziś w siłach zbrojnych zawodowym pododdziałem, był spokojny o wykonanie zadania. Powie później: „Część ludzi znam jeszcze sprzed kilku lat, gdy dowodziłem plutonem. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 33 Ć W I C Z E N I A Dziś mają po osiem, dziesięć a nawet więcej lat stażu, i tak jak kaprale Wojciech Janik, Marcin Mroczek, Karol Koszała czy starszy szeregowy Mariusz Skorupa, po kilka ciężkich misji za sobą. Wiedziałem, że nie pogubią się w trudnych sytuacjach”. Nie ukrywał jednak, że ćwiczenie wypadło w nie najlepszym czasie, gdy pododdział po powrocie z Afganistanu odtwarzał zdolność bojową. Żołnierze byli doskonale wyszkoleni, ale zadanie wymagało znakomitego zgrania w ogniu setki ludzi. Po desantowaniu powinni błyskawicznie uderzyć, bez wdawania się w wymianę ognia. Wyciągnął więc żołnierzy na krótki poligon, przećwiczyli kierowanie ogniem drużyny, plutonu, w finale – kompanii. Teraz mógł liczyć na efekt uderzenia wszystkich środków ogniowych jednocześnie, łącznie z karabinami maszynowymi i desantową artylerią – moździerzami L 60. Co do moździerzy… mieli je zrzucać po raz pierwszy na spadochronach, więc sprawność sprzętu po zderzeniu z ziemią pozostawała wielką niewiadomą. Chorąży Paweł Mikulski, przygotowujący ze swoimi ludźmi zrzutowisko, nawiązał łączność z samolotami z 1 Kompanią na pokładzie, gdy tylko znalazły się w powietrzu. Scenariusz naprowadzania maszyn w szyku i kolejności zrzutu rozpisano o wiele wcześniej. Teraz jego zadaniem było perfekcyjne wykonanie planu z uwzględnieniem zmieniających się warunków pogodowych. Na pokładzie samolotu każdy żołnierz wiedział doskonale, przed kim i za kim skacze, w jakim usytuowaniu znajdzie się na ziemi, i w jakim kierunku powinien iść. Po kolejnych trzech nalotach zrzutowisko powinny już opuszczać plutony uformowane i gotowe do walki. Samoloty w szyku weszły „na kurs bojowy”. Prędkość ponad 200 kilometrów na godzinę, wysokość 300 metrów. Bardzo nisko. Zarówno na ziemi, jak i na pokładzie rosły emocje. Strach? Każdy z pewnością coś tam w sobie dusił, ale o zacięciach przy oddzielaniu się od statku powietrznego nie mogło być mowy, gdyż każda sekunda zwłoki przeliczała się na metry, i można by zafundować końcówce desantującej się grupy przyziemienie w kartoflach, daleko poza sprawdzonym terenem ciasnego zrzutowiska. Prawdziwe niebezpieczeństwo zaczynało się dopiero po zetknięciu z ziemią SZYK BOJOWY Gdy świtem upychali się, według precyzyjnie sporządzonego planu, na pokładach trzech samolotów CASA, wiedzieli, że warunki desantowania będą trudne ze względu na teren i pogodę. Komunikaty meteo zapowiadały wprawdzie wiatr przy ziemi w granicach 5 metrów na sekundę. Niewiele brakowało do 7 metrów na sekundę, uniemożliwiających lądowanie na okrągłych czaszach. A poprzedniego dnia wiało tam potężnie i wraz ze wschodem słońca mogło się znowu rozdmuchać. KALAFIOR Kapitan Aleksy powie później: „Emocje, zawsze towarzyszące skokom, nie były większe niż zwykle. Nie jest łatwo rzucić się w przepaść z wysokości 300 metrów ze świa- C O M M E N T A R I U M Sprawdzian dla desantu TOMASZ PIEKARSKI Po raz pierwszy zrzuciliśmy na spadochronach moździerze, chociaż nie byliśmy pewni, czy po spotkaniu z ziemią będą nadawały się nadal do walki. W iele osób, w tym również wojskowi, widzi nasze działanie w uproszczeniu – przyleciał samolot, zrzucił desant i żołnierze poszli do szturmu. Przygotowanie i zabezpieczenie operacji powietrznodesantowej to skomplikowany, bardzo precyzyjny i wymagający współdziałania z Siłami Powietrznymi proces. Zrzucenie grup awan- 34 gardowych i sił głównych desantu z trzech samolotów, w trzech najściach jednej kompanii z miniaturą tary desantowej, i perfekcyjne wykonanie przez spadochroniarzy zadań było efektem ponadkilkuletniej, ogromnej roboty wielu ludzi. W tym niezwykle cennym doświadczeniu, przeprowadzonym w mikroskali, udało nam się POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 sprawdzić elementy rozpatrywane dotąd jedynie teoretycznie. Między innymi po raz pierwszy zrzuciliśmy na spadochronach moździerze, choć nie byliśmy pewni, czy po zderzeniu z ziemią będą nadawały się nadal do walki. Działały bez zarzutu. Pułkownik TOMASZ PIEKARSKI jest zastępcą dowódcy 6 Brygady Powietrznodesantowej. domością, że mimo natychmiastowego otwarcia czaszy bardzo niewiele czasu pozostaje na to, by zrobić coś w powietrzu. Przy tak niskim skoku nie ma mowy o obracaniu spadochronów, ciągnięciu ślizgów, wybieraniu miejsca przyziemienia”. Lot samolotów nisko nad ziemią i szeregi otwierających się czasz… To piękne widowisko! Jeden ze skoczków opadał jednakże znacznie szybciej od pozostałych. Kalafior! Przez czaszę przewinęły się linki, ograniczając powierzchnię nośną. Desantowiec dziesiątki razy ćwiczonym ruchem zerwał uchwyt, zapasowa czasza powoli wypełniła się powietrzem. Żołnierze wiedzieli zawczasu, że na tym skrawku pooranej wybuchami, pełnej karp i pni ziemi oprócz dobrego przygotowania będzie liczył się łut szczęścia. Nie wszyscy go mieli. Jeden z żołnierzy wylądował na pieńku, drugi w leju po pocisku. Z gry wypadło dwóch celowniczych karabinów maszynowych, podstawowej siły ognia plutonu. Broń przejęli koledzy, bo tu wszystko było tak poukładane – każdy człowiek jest cenny, ale nie ma niezastąpionych. Łącznie z dowódcą kapitan, stawiając zadania zgodnie z regułami sztuki wojskowej również wyznaczył swoich zastępców. Po trzecim nalocie, zrzuciwszy ludzi i zasobniki towarowe, samoloty zniknęły za horyzontem. Na zrzutowisku trwały zaś zmagania z wiatrem wypełniającym spadochronowe czasze. Z jednej strony – wyrywający się spadochron, z drugiej – kotwica z zasobnika uwięzionego na linie utrudniały skoczkom swobodę działania. W warunkach bojowych, w których podstawą skuteczności jest efekt zaskoczenia, czasze pozostałyby na zrzutowisku… Wiele spraw przebiegałoby inaczej. Podczas ćwiczeń, szczególnie tak rozbudowanych, z udziałem wielu formacji, podstawowym kryterium sukcesu są warunki bezpieczeństwa. Żołnierze, wymotawszy się z uprzęży i linek, zostawili spadochrony w przygotowanych bramkach i ruszyli w stronę nieodległej rubieży. MALEŃKI ELEMENT Walka trwała krótko, tarcze padały jedna po drugiej. Przez wyłom utworzony przez 1 Kompanię ruszyły na przeciwnika znacznie potężniejsze siły lądowe. Co dalej z desantem? Powinni przejść do działań nieregularnych. Kapitan Paweł Aleksy mówi o wymuszonej przez bezpieczeństwo umowności działania: „Na bojowo nasze działanie wyglądałoby nieco inaczej. Znacznie szybciej, nie szarpiąc się ze spadochronami, opuścilibyśmy zrzutowisko. A o zajęciu rubieży w pewnym stopniu zadecydowało rozmieszczenie urządzeń poligonowych. Skoncentrowany byłem na wykonaniu zadania pod presją czasu i w tej chwili nie potrafię ocenić naszej roboty. Jak emocje opadną, zrobimy analizę i wyciągamy wnioski z ćwiczeń. Byliśmy tu maleńkim elementem, ale zarazem była to dla nas skarbnica doświadczeń”. Redaktor działu TADEUSZ WRÓBEL Strażnik z lotniskowca MICHAŁ JAROCKI Na pokładzie jedynego rosyjskiego lotniskowca stacjonuje pułk śmiertelnie FOT. MAX BRYANSKY niebezpiecznych Su-33. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 35 P R Z E G L Ą D G dy w latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia biuro konstrukcyjne Suchoja opracowywało morską wersję wielozadaniowego samolotu Su-27, istniał jeszcze Związek Radziecki, a nowa maszyna miała służyć na kilku planowanych wówczas lotniskowcach. Pomimo upadku ZSRR prace nad Su-27K, dzisiaj bardziej znanym pod nazwą Su-33, nie ustały. Pierwsze egzemplarze zostały wyprodukowane na początku lat dziewięćdziesiątych, a gdy w 1994 roku jedyny rosyjski lotniskowiec „Admirał Kuzniecow” udał się na pierwszy dalekomorski rejs, na jego pokładzie znajdowało się kilkanaście maszyn tego typu. Dzisiaj w marynarce wojennej Federacji Rosyjskiej jest jeden pułk samolotów Su-33, mający, zależnie od źródeł, od 19 do 24 maszyn. ŚMIERTELNIE NIEBEZPIECZNY Długi na ponad 21 metrów oraz mający rozpiętość prawie 15 metrów Su-33 jest w stanie rozwijać prędkość maksymalną do 2,3 tysiąca kilometrów na godzinę na dużej wysokości (1,9 macha) oraz do 1,3 tysiąca kilometrów na godzinę na poziomie morza (1 mach). Umożliwiają mu to silniki turbowentylatorowe Saturn AL-31 o mocy 125,5 kiloniutonów każdy, zaprojektowane jeszcze w czasach zimnej wojny. Bez dodatkowego tankowania maszyna może pokonać około 3 tysięcy kilometrów. Przy maksymalnym obciążeniu wynoszącym 33 tysiące kilogramów, włączając w to 6,5 tysiąca kilogramów podwieszonego uzbrojenia, samolot jest w stanie skutecznie operować na pułapie do 17 kilometrów. Su-33 jest wyjątkowo groźnym przeciwnikiem. Został wyposażony w radar zdolny do wyszukiwania oraz nakierowywania pocisków na kilka celów jednocześnie oraz sy- Strażnik z lotniskowca stem infra-red search and track (IRST), służący do namierzania samolotów wroga w podczerwieni. Jego częścią jest zamontowane przed kabiną specjalne urządzenie wykrywające oraz zintegrowany z hełmem pilota dalmierz. System identyfikacji „swój–obcy” pomaga uniknąć ostrzelania przez pilota sojuszniczych jednostek. Z kolei w celu umożliwienia pełnego wykorzystania systemów bojowych maszyny samolot został wyposażony w specjalny wyświetlacz przezierny (Head-Up Display, HUD), pokazujący pilotującemu wszystkie niezbędne dane, przy jednoczesnym zachowaniu pełnej przejrzystości kokpitu. Maszyna ma również możliwość prze- 36 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 chwytywania wrogich pocisków lecących w kierunku okrętu nawodnego, który ma bronić. ZABÓJCZY ARSENAŁ Gdy zabraknie już broni rakietowej, pilot zawsze może użyć działka automatycznego kalibru 30 milimetrów GSz-30-1. Nowoczesne systemy elektroniczne byłyby niczym bez odpowiednio groźnego uzbrojenia. Su-33 może przenosić do dwunastu podwieszanych bomb i kierowanych pocisków rakietowych. Różni się tym od lądowej wersji Su-27, która wyposażona jest jedynie w dziesięć pylonów umieszczonych pod skrzydłami. W celu zwalczania samolotów przeciwnika pilot operujący na Su-33 może skorzystać z rakiet powietrze-powietrze krótkiego zasięgu typu Vympel R-27 (AA-10 Alamo), opracowanych jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Dodatkowo do dyspozycji ma pociski Vympel R-73 (AA-11 Archer) oraz R-77 (AA-12 Adder). Wszystkie należą do najpopularniejszych i najczęściej spotykanych w siłach powietrznych Federacji Rosyjskiej. Do niszczenia celów nawodnych służą natomiast lekkie pociski Kh-25 (AS-10 „Karen”), Kh-31 (AS-17 „Krypton”) oraz P-270 „Moskit” (SS-N-22 „Sunburn”). Ponadto samolot przy- Chińska kopia Rosjanie zamierzali sprzedać Chińskiej Republice Ludowej pięćdziesiąt maszyn Su-33. P roblemy, które z czasem zaczęły się pojawiać, zastopowały cały projekt. Moskwa podejrzewa, że w tym samym czasie, kiedy z władzami ChRL negocjowała sprzedaż Su-33, kupiły one dwa egzemplarze tych samolotów od Ukrainy. Maszyny te podobno zostały całkowicie rozebrane i przebadane przez naukowców z Państwa Środka. Stąd Rosjanie oskarżają Pekin o próbę kradzieży własności intelektualnej biura Suchoja oraz wyko- FOT. RUSARMY alnym Przy maksym oszącym yn w iu en ąż obci logramów 33 tysiące ki stanie w st łapie samolot je erować na pu skutecznie op u kilometrów. st do siedemna stosowany jest do przenoszenia wielu innych bomb. Gdy zabraknie już broni rakietowej, pilot zawsze może liczyć na działko automatyczne kalibru 30 milimetrów GSz-30-1. Szybkostrzelność działka wynosząca do 1,5 tysiąca pocisków na minutę pozwala na skuteczne ostrzelanie wrogiej jednostki. Zastosowane w Su-33 systemy nawigacyjne umożliwiają pilotowi skuteczne operowanie maszyną w powietrzu. Samolot wyposażony jest między innymi w radiotechniczny system bliskiej nawigacji RSBN służący do pomiaru azymutu i odległości maszyny od celu. Wbudowany radar dopplerowski pozwala pilotowi na pomiar prędkości przemieszczania się innych samolotów w polu widzenia. Dodatkowo maszyna wyposażona jest w nadajniki GPS oraz system umożliwiający bezpieczne lądowanie na lotniskowcu. W celu umożliwienia szybkiego włączenia się do walki powietrznej z lotniskowca Su-33 został przystosowany do startowania z rampy unoszącej się pod kątem. Przypomina to wyskok ze skoczni narciarskiej i pozwala uniknąć dość niebezpiecznego nurkowania w dół zaraz po starcie, tak charakterystycznego na amerykańskich samolotów wystrzeliwanych ze specjalnej katapulty. Dzięki temu możliwe stało się większe obciążenie samolotu, czyli podwieszenie pod skrzydła bogatszego i liczniejszego uzbrojenia. Aby można było przenosić na pokładzie lotniskowca większą liczbę samolotów, konstruktorzy Su-33 starali się wypracować system składania jak największej części maszyny. Zakończenia skrzydeł, usterzenie poziome, podnoszona do góry osłona radaru oraz belka ogonowa dają się złożyć tak, aby w hangarze można było pomieścić jak najwięcej maszyn. rzystania rozwiązań technicznych zastosowanych w rosyjskich samolotach w celu zbudowania własnej, bliźniaczo podobnej wersji. W ostatnich miesiącach mówiło się jednak o problemach Chińczyków ze skopiowaniem części rosyjskiej technologii, między innymi systemu składania skrzydeł, niezbędnego na lotniskowcach. W związku z tym uważa się, że podpisanie pierwotnego kontraktu z Rosjanami jest możliwe. Podstawowym wyposażeniem każdego samolotu przeznaczonego do lądowania na lotniskowcach jest hak, który umożliwia bezpieczne zatrzymanie maszyny na pokładzie. Su-33 został dodatkowo wyposażony we wzmocnione podwozie o dużym skoku amortyzatorów, podwójne koło przednie oraz przednie usterzenie. Su-33 nie tylko może tankować w powietrzu, lecz także wyposażony jest w specjalny zasobnik UPAZ-A umożliwiający przekazywanie paliwa dla innych sojuszniczych jednostek. Bez możliwości tankowania w locie Su-33 nie byłby zdolny do przenoszenia tak dużej ilości uzbrojenia. NIEPEWNA PRZYSZŁOŚĆ Siły zbrojne tylko jednego państwa mają Su-33 – Federacji Rosyjskiej. Pomimo planów budowy przez Rosję kolejnych lotniskowców, dalszy los tych samolotów nie jest do końca pewny. Portal Barents Observer com. podał za rosyjskim dziennikiem „Wiedomosti”, że zamiast maszyn Suchoja na lotniskowcu „Admirał Kuzniecow” znajdą się samoloty MiG-29K skonstruowane przez konkurencyjne biuro – Mikojana i Guriewicza. Wymiana maszyn powinna potrwać do 2015 roku. Przeprowadzona w ostatnich tygodniach seria testów nowej, udoskonalonej wersji Su-33 wskazuje jednak na to, że konstruktorzy Suchoja nie składają broni i zamierzają w dalszym ciągu ulepszać swój samolot. Nawet jeżeli nie znajdzie się on na nowych lotniskowcach, zawsze może stać się jednym z hitów eksportowych rosyjskiej zbrojeniówki. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 37 T E C H N I K A K ołowy pojazd pancerny (véhicule blindé à roues, VBR) francuska firma Panhard zaprezentowała po raz pierwszy w 2002 roku podczas paryskiej wystawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego Eurosatory. Inspiracją do jego zbudowania był duży sukces opracowanego w latach osiemdziesiątych przez tego producenta lekkiego pojazdu pancernego (véhicule blindé léger, VBL). Pomysł Panharda zrodził się w roku 2000, a w 2001 oficjalnie rozpoczęto prace nad nowym wozem, któremu nadano oznaczenie VBR. Po kolejnych dwunastu miesiącach zademonstrowano pierwszy prototyp. MICHAŁ NITA W oczekiwaniu na klientów Lekki pojazd Panharda, choć pojawił się przed ośmiu laty, nie wszedł do produkcji. LEKKI I MOBILNY 38 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 uzbrojenie – kalibru od 7,62 do 40 milimetrów, w zależności od wyboru danej armii liczba przewożonych żołnierzy – maksymalnie do 9 przestrzeń ładunkowa – 5,2 metra sześciennego całkowita objętość wnętrza wozu – 7,6 metra sześciennego FOT. MICHAŁ NITA Kadłub VBR-a wykonano z kompozytów oraz płyt stalowych łączonych spawaniem. Chroni on przebywających we wnętrzu pojazdu żołnierzy przed pociskami z broni strzeleckiej. Szyby także są odporne na taki ostrzał. Standardowy poziom ochrony balistycznej odpowiada poziomowi 2. według STANAG 4569, czyli VBR jest odporny na ostrzał pociskami przeciwpancerno-zapalającymi kalibru 7,62x39 milimetrów. Istnieje jednak możliwość podniesienia granicy tej ochrony do poziomu 3. lub 4. W pierwszym przypadku oznacza to odporność opancerzenia na trafienia pociskami przeciwpancernymi 7,62x51 milimetrów oraz przeciwpancerno-zapalającymi 7,62x54 z odległości 30 metrów, a w drugim – przed pociskami przeciwpancernymi kalibru 14,5x114 milimetrów. Dno kadłuba ma kształt litery V oraz specjalne wkładki osłabiające skuteczność oddziaływania eksplozji min czy improwizowanych ładunków wybuchowych. Ochrona przeciwminowa jest na poziomie 2B. Oznacza to, że pojazd potrafi wytrzymać eksplozję sześciokilogramowego ładunku lub miny pod centrum kadłuba. Z przodu VBR-a znajduje się przedział silnikowy, w środkowej części wozu są miejsca dla kierowcy i dowódcy, a za nimi – dla przewożonych żołnierzy. Układ kierowniczy ma wspomaganie i obejmuje dwa pierwsze koła, a promień skrętu wozu wynosi osiem metrów. Patrząc na zdjęcia, nietrudno się zorientować, że to pojazd o napędzie 4x4. Podczas jazdy po drodze utwardzonej kierowca VBR-a nie ma możliwości przełączenia go tylko na dwa koła. Osie wozu wyposażono w mechanizmy różnicowe z możliwością blokady, a w piastach kół znajdują się zwolnice. VBR ma hydropneumatyczne niezależne zawieszenie, a maksymalne ugięcie elementu sprężystego dochodzi do 300 milimetrów. skrzynia przekładniowa – sześć przełożeń maksymalna prędkość – 110 kilometrów na godzinę zasięg – 1000 kilometrów Do wnętrza pojazdu żołnierze dostają się przez dwie pary drzwi bocznych. Piąte zamontowano z tyłu kadłuba. Na jego stropie znajduje się również włazy dla kierowcy i dowódcy. Z przodu widoczne są kierunkowskazy i światła główne. Możliwe jest też wyposażenie wozu w sprzęt do prowadzenia obserwacji nocą. W pojeździe Panharda zamontowany został sześciocylindrowy silnik wysokoprężny MTU 4R106 o mocy 240 kilowatów (326 koni mechanicznych) oraz niemiecki układ napędowy ZF 6 HP 502. Współczynnik mocy jednostkowej VBR-a wynosi 30 koni mechanicznych na tonę. W zbiornikach mieści się 230 litrów paliwa XF09. Możliwe jest również stosowanie paliwa… lotniczego. Przy prędkości 60 kilometrów na godzinę można przebyć tysiąc kilometrów. BROŃ WEDŁUG UZNANIA Pojazd VBR nie ma stałego uzbrojenia. Dlatego też można mu zamontować taką broń, jaką sobie życzy zamawiająca go armia. W 2002 roku na wystawie w Paryżu jego prototyp był demonstrowany z wielkokali- długość – 5,45 metra szerokość –2,5 metra wysokość – 1,99 metra masa – 11,5 tony masa przewożonego ładunku – 2,5 tony prześwit – 440 milimetrów (może być regulowany) browym karabinem maszynowym M2HB 12,7 milimetra. Jak zatem nietrudno się domyślić, może być wyposażony w zdalnie naprowadzane na cel karabiny maszynowe różnych typów i kalibrów, a według informacji firmy Panhard, na jego stropie można także zamontować małą wieżę uzbrojoną nawet w armatę kalibru 40 milimetrów! Podczas wielu prób przetestowano opracowaną we Francji małą wieżę ARX20, która może być uzbrojona w armatę 20-milimetrową. W 2004 roku światło dzienne ujrzał prototyp wozu wyposażony w wieżę z armatą kalibru 30 milimetrów. POTRZEBNE ZAMÓWIENIA Na stropie wozu można też zamontować głowicę z dalmierzem laserowym oraz przystosowaną do pracy przy słabym świetle kamerę telewizyjną i kamerę termowizyjną, radar obserwacji i nadzoru pola walki, zestaw przeciwpancernych pocisków kierowanych, jak na przykład Milan, rakietowy zestaw przeciwlotniczy bardzo krótkiego za- Dogonić mniejszego Coraz większa konkurencja na rynku pojazdów pancernych powoduje, że VBR może nie powtórzyć sukcesu mniejszego VBL. VBR uważany jest za wydłużoną wersję wozu VBL, który opracowany został w ostatnich latach zimnej wojny, a wszedł do służby już po jej zakończeniu. Ważący niecałe 4 tony i mieszczący od dwóch do czterech osób opancerzony pojazd zastąpił częściowo w jednostkach francuskich wojsk lądowych samochody terenowo-osobowe. W armii francuskiej VBL występują między innymi w wersjach rozpoznawczej uzbro- jonej w karabin maszynowy 7,62 milimetra i przeciwpancernej z wyrzutnią przeciwpancernych pocisków kierowanych Milan. W sumie Panhard opracował wiele wersji pojazdu z różnym uzbrojeniem. silnik – wysokoprężny sześciocylindrowy MTU 4R106 o mocy 240 kilowatów (326 koni mechanicznych) pojemność – 7,20 litra układ napędu – 4x4 układ napędowy – pochodzący z niemieckiej firmy ZF 6HP 502 zawieszenie – hydropneumatyczne rozmiary ogumienia (opony z wkładkami) – 1200x20 XML możliwości pokonywania przeszkód terenowych: wzniesienie o nachyleniu 60 procent przechylenie boczne – 30 procent brody o głębokości 1 metra We francuskiej lądówce VBL stanowią między innymi wyposażenie brygadowych kompanii rozpoznawczych i przeznaczonych do podobnych zadań pododdziałów w pułkach. Aż 91 wozów ma rozpoznawczy 2 Pułk Huzarów. Jak podaje Panhard, pojazdy VBL trafiły do 15 zagranicznych armii. Wyprodukowano ich 2,3 tysiąca, z czego ponad 1,6 tysiąca dla rodzimych sił zbrojnych. sięgu czy też inną broń. Do zapewnienia osłony producent może wyposażyć VBR-a również w wyrzutnie granatów dymnych. Pojazd oferowany przez Panharda ma też układ ochrony przed bronią masowego rażenia oraz ABS. Na życzenie armii zamawiającej może również zostać wyposażony w ogrzewanie i klimatyzację. VBR pokonuje przeszkody wodne o głębokości nie większej niż metr. Obecnie inżynierowie z firmy Panhard rozważają zamontowanie w pojeździe pędników wodnych i opracowanie wersji pływającej. W odległe rejony konfliktów może on być przewożony samolotami transportowymi C-130 lub A400M. VBR ma cały czas status prototypu. Firma Panhard ma nadzieję, że w przyszłości zamówienia na produkcję złożą nie tylko siły zbrojne Francji, lecz także inne armie, w tym te, które wcześniej używały VBL-a. Z powodzeniem może on być wykorzystywany w wojskach specjalnych, pododdziałach rozpoznania czy ochrony przed bronią masowego rażenia. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 39 Morski e klechdy TOMASZ GOS O tym, jak czapka połączyła dwóch przyjaciół W zbiorach Muzeum Marynarki Wojennej znajduje się czapka porucznika marynarki Jerzego Sosnowskiego. Służył on na okręcie podwodnym ORP „Orzeł”, który zaginął w czasie II wojny światowej w niewyjaśnionych okolicznościach. Ale czapka ocalała. Pięć lat temu przekazał ją do muzeum Olgierd Turek, malarz ka dni przed tym spotkaniem nowy mundur wraz z czapką. Postanowił więc stare umundurowanie pożyczyć Turkowi. Wiedział, że kolega para się żeglarstwem i że taki mundur może mu się przydać. Miesiąc później wybuchła wojna. Sosnowski wypłynął na ORP „Orzeł”, a Turek miał się stawić do jednostki wojskowej w Pińsku. „Zabrałem waliz- marynista, który poznał Sosnowskiego w 1934 roku w Szkole Podchorążych MaryCzap Sosn ka narki Wojennej w Toruniu. Po dwóch latach woje owskieg nauki okazało się, że nie będzie mógł płyprze nne lata o l wać na okrętach, bo miał problemy ze u kra eżała wca słuchem. Zrezygnował więc z podchorążówki i zajął się kreślarstwem technicznym; uprawiał przy okazji żeglarstwo, które stało się jego pasją. Drogi Turka i Sosnowskiego rozeszły się wtedy na kilka lat. Spotkali się znów w sierpniu 1939 roku w Gdyni. Sosnowski dostał kil- kę, w której był zapakowany prawie kompletny mundur Sosnowskiego. Prawie kompletny, bo czapkę miałem na głowie”, wspomina 95-letni malarz marynista. W drodze do Pińska dowiedział się, że miejscowość, do której zmierza, zajęły wojska sowieckie. Wrócił do Torunia, ale po drodze zgubił walizkę z mundurem. Została mu tylko czapka. Przekazał ją na przechowa- nie znajomemu krawcowi z Bydgoszczy i wyjechał do Warszawy, gdzie spędził prawie całą wojnę. Do Torunia wrócił na początku 1945 roku. Czapka Sosnowskiego wojenne lata przeleżała u krawca, który zwrócił ją Olgierdowi Turkowi Turkowi. W 1945 roku Turek został dowódcą kompanii w odradzającej się Marynarce Wojennej. Służył tam do 1948 roku. Potem rozstał się z wojskiem i został w Toruniu inspektorem mleczarstwa. Nie rozstał się jednak z morzem. Przez wiele lat uprawiał żeglarstwo. Zajął się też malarstwem marynistycznym. Podczas oficjalnych uroczystości żeglarskich zakładał zawsze czapkę, która należała do porucznika z „Orła”. Zawsze przypominała mu o koledze ze szkoły podchorążych. Można ją było ostatnio obejrzeć na wystawie poświęconej 70. rocznicy zaginięcia ORP „Orzeł”. Niewielu ze zwiedzających wystawę wiedziało, że historia tej czapki związana jest z przyjaźnią kolegów ze szkoły podchorążych, z których jeden zginął na sławnym polskim okręcie, a drugi, choć nie mógł pływać na okrętach, to również związał się z morzem na całe życie. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 FOT. LECH TRAWICKI Historia czapki porucznika marynarki Jerzego Sosnowskiego to opowieść o wojnie, miłości do morza i przyjaźni. 41 MACIEJ SZOPA Miłośnicy lotnictwa mieli niecodzienną okazję obejrzeć gniazdo polskich Jastrzębi. 42 POLOWANIE NA JASTRZĘBIE POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 FOT. MAREK KOZYRA POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 43 FOT. MAREK KOZYRA (5) Polowanie na jastrzębie N a wyjeździe zorganizowanym przez działaczy forum internetowego Spotter.pl spotkali się przede wszystkim zapaleni fotografowie lotniczy. Ci ludzie nie opuszczą żadnego airshow organizowanego w Polsce lub jej okolicach. Wielu spędza wolny czas, wyczekując pod lotniskami i polując z obiektywem na startujące bądź podchodzące do lądowania maszyny. A najlepsze miejsca do robienia zdjęć są tuż przy lotniskowym płocie. Wycieczka do bazy w Łasku, która jest miejscem stacjonowania i obsługi najnowocześniejszych w Polsce myśliwców, była dla nich nie lada gratką, szczególnie że 19 października tamtejsi piloci pełnili nad Polską dyżur bojowy. Ruch był więc spory. Samoloty opuszczały hangary i kołowały na pasy startowe. Po powrocie jednej pary dyżurnej w powietrze z hukiem wzbijała się kolejna. Pierwszym punktem programu była tak zwana biblioteka celów, czyli plac, na którym 44 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 -16 lskiego F Model po d wieżą rze stojący p w Łasku. kontrolną Niecodzienną atrakcją była możliwość obserwowania szczegółów wyposażenia Jastrzębi i obsługi naziemnej przy pracy. Po oderwaniu się od ziemii F-16 błyskawicznie zakręcały w kierunku celu. Fotografowie lotniczy spędzają wolny czas, wyczekując pod lotniskami i polując z obiektywem na startujące bądź podchodzące do lądowania maszyny zgromadzono wycofane ze służby maszyny różnych typów. Zazwyczaj takie miejsce istnieje po to, aby można było wykorzystać te samoloty do szkolenia przyszłych pilotów. Emerytowani technicy z Łasku poszli jednak dalej. Nieprawdopodobnym wysiłkiem zdołali odrestaurować powierzone im starocie. MiG-29, Iryda, Iskra, MiG-21 czy Su-22 wyglądają tak, jakby dopiero co wyszły z fabryki. Można nawet zasiąść w ich w pełni wyposażonych kabinach. W domku lotnika gości przywitał dowódca 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego pułkownik pilot Dariusz Malinowski. Później zastąpił go jeden z lotników, który zdradził zgromadzonym między innymi takie tajniki swojej służby, jak dieta wysokościowa czy okoliczności powstawania słynnych lotniczych pseudonimów, a także opowiedział o wrażeniach ze szkolenia lotniczego w Stanach Zjednoczonych. Wykład w sali odpraw prowadzony przez jednego z pilotów został nagle przerwany − z pobliskich hangarów wytaczano szykujące się do lotu Jastrzębie. Hałas, zimno i wiatr przestały mieć znaczenie. Sesja Na wyjeździe zorganizowanym przez działaczy forum internetowego Spotter.pl spotkali się zapaleni fotografowie lotniczy. zdjęciowa trwała co najmniej pół godziny. Po zakończonym wykładzie na wycieczkę czekała niespodzianka. W sławnej – opisywanej już przez nas – stołówce zrobionej z fragmentów MiG-21 (PZ 35/2010, „Stołówka pod skrzydłami”), podano wyśmienitą grochówkę, kiełbasę na gorąco i pajdy grubo pokrojonego chleba. Najedzeni goście nabrali sił do poznawania kolejnych tajników pracy pilotów. Nie lada gratką była wizyta na wieży kontrolnej, która właśnie przygotowywała się do powrotu na lotnisko ostatniej dyżurującej pary. Nie dość, że była okazja porozmawiać z kontrolerami i popatrzeć na monitory, to jeszcze uczestnikom pozwolono wejść na balkon. Lądowanie i działanie straży pożarnej oraz obsługi lotniska obserwowano więc z najlepszego możliwego miejsca. Ostatnim punktem wycieczki była wizyta w budynku symulatorów. W jednej z sal znajduje się urządzenie symulujące katapultowanie się z myśliwca odrzutowego. Mechaniczny fotel waży pilota, a następnie wystrzeliwuje go. Wcześniej maszyna ocenia szybkość i dokładność przyjęcia odpowiedniej pozycji bezpieczeństwa w czasie pociągania za dźwignię. Kiedy pierwszy z uczestników został zaproszony na fotel, reszta wstrzymała oddech. Spodziewali się wszystkiego: błysku, huku i szybkiego wyrzucenia w górę. Ku zaskoczeniu jednych i rozczarowaniu drugich fotel powoli ruszył do góry. Każdy pilot przed swoim dniem lotnym przynajmniej raz ma obowiązek przećwiczyć procedurę ewakuacyjną. W sali symulatora goście oglądali wirtualny trening na F-16. Obok stanowiska dla trenujących pilotów znajduje się konsola dla oficera przeprowadzającego bądź oceniającego ćwiczenia. Na jego monitorze można obserwować ich poczynania. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 45 MAREK PIELACH Podchorąży zawsze zdąży Na ćwiczeniach można biegać po leśnych duktach, ale grzechem byłoby nie skorzystać z pobliskiej szosy lub drezyny. Z ajęcia w terenie nie były łatwe. „Dla wielu marsz według azymutu okazał się mordęgą”, wspomina pułkownik Zbigniew Moszumański, absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii imienia generała Józefa Bema w Toruniu z roku 1974. „Nie dość, że trzeba było przejść parę ładnych kilometrów, to jeszcze nie zgubić się w lesie”. Oczywiście, każda drużyna dostawała kartkę z azymutami i liczbą metrów. Trasa marszu przebiegała jednak duktami, oględnie mówiąc, nie najlepszej jakości. Podchorąży spytał więc swoją drużynę, czy chce pokonać drogę w ciągu kwadransa. „Nie ma takiej możliwości”, usłyszał. Ta jednak szybko się pojawiła. „Krąg AK-3 jest?”, zapytał dowódca. Był. „Kartka jest?”. Też była. Dało się więc narysować przebieg trasy. Uzbrojona w tę wiedzę drużyna przeszła zaledwie 300 czy 400 metrów wzdłuż... szosy. Kiedy żołnierze dostrzegli wychodzący z lasu dukt, wiedzieli już, że są u celu. Czekali więc, aż pojawił się star, który miał zabrać wszyst- SPRYTNA DRUŻYNA, korzystając z uprzejmości Polskich Kolei Państwowych, szybko dotarła na miejsce zbiórki w dość komfortowych warunkach. kich z miejsca zbiórki. „Wy już tutaj?”, zdziwił się prowadzący zajęcia. „Melduję, że tak. Oto szkic trasy marszu”, odpowiedział dowódca drużyny. Star ruszył więc szosą dalej, by zabrać mniej kreatywne ekipy, ale nikogo jeszcze nie było. Minęło dobre półtorej godziny zanim pojawiła się pierwsza grupa, mocno zresztą zmęczona. Na ostatnich żołnierzy trzeba było czekać aż cztery godziny. „Epizod z marszem według azymutu był jednak tylko jednym ze sposobów ułatwiania sobie życia podczas ćwiczeń taktycznych na czwartym roku studiów”, wspomina dalej pułkownik Moszumański. Tym razem trzeba było pokonać trasę 15 kilometrów pieszo i ze sporym obciążeniem. Łatwe to było tylko dla dowódcy dywizjonu, który wsiadł w samochód i pojechał. Na początku drużyna dzielnie biegła. Coraz mniej było jednak tej dzielności, a coraz więcej zmęczenia. Wprawne oko podchorążego dostrzegło więc szybko, że wyznaczona trasa biegnie równolegle do torów kolejowych na trasie Toruń–Warszawa. Nadjeżdżająca w blasku słońca drezyna była wybawieniem. Żołnierze energicznie pomachali w jej kierunku i... zatrzymała się. Porozumiewawcze spojrzenie rzucone w kierunku maszynisty wystarczyło, żeby zrozumiał, o co chodzi. Po chwili sprytna drużyna, korzystając z uprzejmości Polskich Kolei Państwowych, szybko dotarła na miejsce zbiórki w dość komfortowych warunkach. Sprawa jednak szybko się wydała, bo żołnierze zostali zauważeni. „Co się nam oberwało, to się oberwało”, wspomina pułkownik Moszumański. „Nie pomogło nawet tłumaczenie, że środek transportu wykorzystaliśmy w celach taktycznych”. I tak sprawdziła się stara wówczas zasada, że podchorąży zrobi wszystko, by nie zrobić nic. Starych i młodych wiarusów poligonowych prosimy o nadsyłanie wspomnień 46 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Redaktor działu MAŁGORZATA SCHWARZGRUBER MAREK PIELACH Nasza strategia FOT. US DOD W projekcie nowej koncepcji strategicznej NATO są niemal wszystkie polskie postulaty. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 47 N A T O P KOLEKTYWNA OBRONA w projekcie nowej koncepcji strategicznej jest główną funkcją NATO. FOT. US DOD olska dyskusja przed szczytem sojuszu w Lizbonie zmierza ku końcowi. Na każdym spotkaniu ekspertów powtarzane są te same postulaty. Chcieliśmy przede wszystkim, żeby NATO pozostało wspólnotą obronną opartą na artykule V traktatu waszyngtońskiego, przygotowało plany ewentualnościowe obrony państw Europy Środkowej i zapewniło nas, że zbliżenie z Rosją nie odbędzie się kosztem naszego bezpieczeństwa. Miało to być niejako potwierdzenie warunków polisy, którą wykupiliśmy w 1999 roku i której składki opłacamy, choćby przez udział w misji afgańskiej. Wszystko wskazuje na to, że polisa nie wygasła, a w Lizbonie możemy spodziewać się nawet nieco korzystniejszych warunków. Tak przynajmniej można odczytywać wystąpienie ministra obrony Bogdana Klicha, który 16 października podczas III Forum Bezpieczeństwa Euroatlantyckiego w Krakowie mówił o efektach spotkania szefów resortów obrony oraz spraw zagranicznych w Brukseli, a także swojej wizyty w Waszyngtonie. Minister zapewniał, że kolektywna obrona w projekcie nowej koncepcji strategicznej jest główną funkcją NATO i że ten postulat wszyscy popierają. Nie jest on przy tym pustym hasłem, bo w projekcie zapisano pla- Nasza strategia nowanie ewentualnościowe (czyli przygotowywanie oraz uaktualnianie planów wzmocnienia krajów członkowskich na wypadek ich zagrożenia) oraz wspólne ćwiczenia wojsk sojuszu. W jedenastostronicowym dokumencie zapewniono również, że NATO utrzyma równowagę między zadaniami wynikającymi z artykułu V a gotowością do udziału w operacjach reagowania kryzysowego poza swoimi granicami. Zadeklarowano jednocześnie politykę otwartych drzwi wraz z konkretnym wskazaniem na Gruzję i Ukrainę. Również reforma struktur NATO nie odbędzie się naszym kosztem. Z dwóch dowództw sił połączonych to dla nas ważniejsze, w Brunssum, ma być zdolne do prowadzenia jednej dużej 48 Niejasne są także losy projektu wspólnej tarczy antyrakietowej. Nie wiadomo, czy ten parasol będzie otwarty nad całą Europą, czy tylko nad jej fragmentami. I choć współpraca operacji obronnej, „w razie gdyby w dziedzinie obrony przeciwrakietowej, obok któryś z krajów Europy Środkowej bezpieczeństwa energetycznego i zapobiegabył zagrożony”. O swoje istnienie nie nia cyberterroryzmowi, zostanie zapisana musi się też obawiać Centrum Szkow nowej koncepcji strategicznej, to wiele lenia Sił Połączonych NATO w Bydwskazuje na to, że na tym deklaratywnym goszczy. zdaniu może się skończyć. Oprócz różnic politycznych bowiem problemem są tu przede KATALOG wszystkim pieniądze. W czasie, gdy niemal KONTROWERSJI wszystkie kraje sojuszu ograniczają wydatki Dalej rozpoczyna się jednak katana własne siły zbrojne, ciężko mówić o ryzylog spraw, które budzą kontrowersje. kownej i kosztownej tarczy antyrakietowej. „Trwa dyskusja na temat sojuszniczej Porzucenie tego projektu z pewnością spodoinfrastruktury. Duża część krajów Tuż przed bałoby się także Rosji. członkowskich uważa, że środki szczytem Francja Kolejny spór w Lizbonie może toczyć się Niemcy podjęły wspólne należy przekazywać na Af- izakulisowe o wpływ Moskwy na politykę NATO. Upraszganistan, nie na infrastrukturę, a ta rozmowy z Rosją, czając, można powiedzieć, że przynajmniej powinna powstawać głównie w Pol- co nie podoba dwa kraje Europy Zachodniej nie widzą sce”, przyznał minister. Oznacza to, się Stanom większych przeciwwskazań do tej współpraże choć pewnie zachowamy Byd- Zjednoczonym cy (słowa: „Gruzja”, „prawa człowieka” i państwom i „reformy” padają wyłącznie machinalnie), goszcz, o kolejne natowskie inwesty- Europy Środkowej. cje będzie trudniej. a kraje Europy Środkowej dążą do określenia POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 T R Z Y P Y T A N I A D O BOGDANA KLICHA Pięć warunków POLSKA ZBROJNA: Jaka jest szansa, że wszystkie korzystne dla nas postanowienia z projektu strategii znajdą się w dokumencie końcowym? BOGDAN KLICH: Będziemy o to oczywiście zabiegać. Przed nami jednak miesięczna dyskusja, podczas której może się jeszcze coś zdarzyć. Wiemy na przykład, że jest taki kraj, który uważa, iż współpraca NATO i Unii Europejskiej jest zbyt strategiczna w tym dokumencie. Wiemy, że jest też inny, uważający, iż zapisy tej doktryny mogą ograniczyć znaczenie potencjału nuklearnego sojuszu. Są zatem przynajmniej dwa państwa, które chciałyby wpro- wadzić poprawki do tego projektu. My powtarzamy, że powinien on zostać przyjęty w takim kształcie, w jakim jest, bo to już jest wynik kompromisu. POLSKA ZBROJNA: Czy zaproponujemy w Lizbonie jakąś konkretną datę wyjścia z Afganistanu? BOGDAN KLICH: Te sprawy są wciąż dyskutowane. Głównymi aktorami szczytu będą prezydenci i premierzy. W naszym przypadku na czele delegacji stanie prezydent Bronisław Komorowski. Uważam, że polskie podejście do Afganistanu powinno zależeć od tego, co uzyskamy w samym NATO. Takich wa- jasnego katalogu spraw, o których można liczniejsze nawet niż w Iraku. Afganistan bęrozmawiać. Na razie lista ta ma trzy ważne dzie angażował NATO jeszcze przez długie punkty: nieproliferację broni masowego ra- lata. Dla polityków ważne jest jednak, aby żenia, zwalczanie terroryzmu oraz współpranie angażował opinii publicznej w takim cę w dziedzinie obrony przeciwrakietowej. stopniu jak dotychczas. Niewykluczone, że na szczycie zostaną dopisane kolejne. BUDOWANIE KOALICJI Tematem najbardziej gorącym politycznie Takie są w skrócie najważniejsze tematy będzie jednak Afganistan. Kreszczytu NATO. I choć przed ślenie planów wyjścia z tego Nasze podejście kamerami odbędzie się on 19 kraju może pochłonąć więcej i 20 listopada, najważniejsze czasu, niż pisanie nowej kon- do Afganistanu negocjacje toczą się teraz. Pańcepcji strategicznej. Głowy powinno stwa budują koalicję, aby jak państw będą z jednej strony pod zależeć od tego, najwięcej ich interesów stało presją własnych społeczeństw, się celami całego sojuszu. które chcą jak najszybszego co uzyskamy Polska ma przyzwoitą pozywycofania wojsk, a z drugiej w samym NATO cję startową. Dzięki raportowi trzeba rozważyć ratowanie słabGrupy Mędrców, do której nanącego przekonania o skuteczności NATO. leżał Adam Daniel Rotfeld, i ich długim Najwięcej do powiedzenia będzie miał prezy- konsultacjom w kolejnych stolicach sekretarz dent USA Barack Obama. Jeśli powtórzy generalny Anders Fogh Rasmussen miał deklarację o wycofaniu wojsk amerykańskich ułatwione zadanie. W efekcie, projekt nowej do końca 2011 roku, to inni przywódcy koncepcji strategicznej przesłany do stolic z ochotą się pod tym podpiszą. Oczywiście państw sojuszu nie budzi gwałtownych protena miejscu zostaną pewnie siły szkoleniowe, stów. Dla nas jest zaś całkiem korzystny. Nie runków naszego bezpieczeństwa jest pięć. Pierwszy to dobry kształt koncepcji strategicznej, drugi – planowanie ewentualnościowe, trzeci – wspólne ćwiczenia Sił Odpowiedzi NATO, czwarty – zdolność dowództwa w Brunssum do prowadzenia jednej dużej operacji wojskowej, a piąty – dalsze częściowe finansowanie infrastruktury wojskowej w krajach Europy Środkowej z NSIP (NATO Security Investment Programme). POLSKA ZBROJNA: Wracając do Afganistanu, nie ma woli, abyśmy wyszli stamtąd przed innymi krajami NATO? BOGDAN KLICH: Ta dyskusja cały czas się toczy. Prezydent Komorowski stwierdził, że po 2012 roku dojdzie do zmiany charakteru naszej misji z bojowej na szkoleniową. Zakładam więc, że z takim przesłaniem, jeśli chodzi o polską obecność w misji ISAF, pojedziemy do Lizbony. BOGDAN KLICH jest ministrem obrony narodowej. oznacza to jednak, że zostanie przyjęty przez aklamację. Tuż przed szczytem Francja i Niemcy podjęły zakulisowe rozmowy z Rosją, co nie podoba się Stanom Zjednoczonym, państwom Europy Środkowej oraz samemu sekretarzowi generalnemu. „Rzeczpospolita” ustaliła, że tak zresztą może wyglądać nasza koalicja − Polska wraz z Rumunią i państwami bałtyckimi ma wspierać dotychczasowy projekt, pod którym podpisał się Rasmussen. Mało mówi się o stanowisku USA, ale wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder krótko je skomentował: „Ten projekt nie wyglądał by tak, gdyby nie miał poparcia w Waszyngtonie”. To poparcie wraz z obowiązującą w NATO zasadą jednomyślności pozwala mieć nadzieję, że nie zostanie uchwalone nic, co byłoby poważnym naruszeniem naszych interesów. Prawdziwa walka może stoczyć się więc już po 20 listopada. Pójdzie o to, aby ambitną strategię NATO wcielać w życie pomimo różnic politycznych i topniejących budżetów obronnych. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 49 N A T O Afganistan skutecznie wybił NATO resztki zębów i potrzeba czasu, by podniosło się ono z kolan. ROBERT CZULDA Wybite zęby Niezależnie od tego, w którą stronę pójdzie NATO po przyjęciu nowej koncepcji strategicznej, najważniejszym problemem pozostanie Afganistan. C hociaż konflikt ten trwa już niemal dekadę, nadal nie widać pozytywnego rozstrzygnięcia. Nie ustaje opór zbrojnych bojówek, głównie islamskich radykałów, wręcz przeciwnie – zdaje się przybierać na sile. Gwałtownie rośnie liczba ofiar po stronie sił NATO, spada poparcie dla tej misji w państwach członkowskich i wśród Afgańczyków. Nie ma wątpliwości – ani relacje z Rosją, ani cyberbezpieczeństwo, ani tym bardziej piractwo morskie nie stanowią tak dużego wyzwania dla przyszłości NATO jak wojna w Afganistanie, będąca największą operacją zbrojną w historii sojuszu. Stany Zjednoczone porzuciły równie ambitną co nierealną wizję zbudo- 50 wania w Afganistanie demokracji i ograniczyły się do prób unormowania sytuacji i rozbicia komórek Al-Kaidy. Pozostali członkowie NATO chcieliby jak najszybciej się wycofać i zakończyć afgańską eskapadę. Jako że wszystkim brakuje już woli walki i determinacji, sojusz jest zmuszony szukać takiego rozwiązania, które okaże się najmniej bolesną i kompromitującą porażką, a jednocześnie będzie mogło zostać przedstaBrak wiary wione społeczeństwom jako sukces. UCIECZKA Z OKRĘTU Kwestia afgańska jest ciągle jedną z dominujących w rozmowach między przedstawicielami NATO. Sekre- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 w sukces misji wpływa negatywnie i demoralizująco na afgańskie władze, które nadal są słabe i skorumpowane. tarz generalny sojuszu, Duńczyk Anders Fogh Rasmussen przyznał niedawno, że nie doceniono w należytym stopniu przeciwnika. Na przykład Niemcy przez długi czas mówili o wysłaniu żołnierzy na misję stabilizacyjną. Dopiero od niedawna używają, choć nadal niechętnie, słowa „wojna”. Coraz więcej państw traci cierpliwość. Na początku roku Holandia potwierdziła wycofanie jednostek bojowych ze względnie spokojnej prowincji Oruzgan. Niewzruszone pozostaje Toronto. Kanadyjscy żołnierze, mimo frustracji Amerykanów, wyjadą w połowie przyszłego roku. Powstaną luki, które trudno będzie wypełnić. Nie trzeba więc dodawać, że jeszcze bardziej utrudni to funkcjonowanie misji ISAF. Na pewno nie pomoże desperacki pomysł Kanady dotyczący uzbrajania zwykłych Afgańczyków, aby mogli bronić się przed talibami. Nawet Brytyjczycy, mimo globalnych ambicji, musieli skapitulować i oddać część niebezpiecznej prowincji Helmand. Wielka Brytania wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony szef obrony FOT. US DOD (2) Wojna w Afganistanie potwierdziła, że Stany Zjednoczone mają coraz mniej wspólnych interesów z Europą. narodowej Liam Fox stwierdził, że Brytyjczycy wycofają się z Afganistanu na końcu. Z drugiej premier David Cameron zapowiedział wyjazd do 2015 roku, niezależnie od planów innych członków NATO. Szef dyplomacji William Hague wskazuje z kolei na rok 2014. Brak wiary w sukces misji wpływa negatywnie i demoralizująco na afgańskie władze, które nadal są słabe i skorumpowane. Prezydent Hamid Karzaj boi się, że siły ISAF wyjadą, zanim powstaną względnie sprawne afgańskie siły bezpieczeństwa (wojsko i policja). Wezwał już podległe sobie jednostki, by były gotowe, bowiem wojska NATO „wyjadą, gdy nie będą miały już tutaj żadnych interesów”. Wobec braku szans na zwycięstwo Karzaj przejawia coraz większą chęć porozumienia z talibami, których niedawno nazwał „towarzyszami”. NATO nie ma jednak pomysłu, jak zapanować nad tym chaosem i uniknąć ucieczki z tonącego okrętu, jakim staje się ISAF. Konflikt w Afganistanie zmienił sojusz – NATO utraciło część wiarygodności i reputa- cję. Zamiast wzmocnić sojusz i pomóc w odbudowie militarnego potencjału, wojna boleśnie obnażyła słabość NATO. Świadom tego faktu Rasmussen przestrzegł, że państwa europejskie nie mogą ograniczać wydatków na zbrojenia i muszą zachować zdolność prowadzenia w przyszłości operacji o podobnym rozmachu co afgańska. „Nie można ciąć w nieskończoność”, ostrzegł Rasmussen, „w pewnym momencie zaczyna ciąć się mięśnie, potem kości”. Niestety, Europa już dawno sama pozbawiła się mięśni, stając się co najwyżej chuderlawym zuchem, który nie jest dla Stanów Zjednoczonych poważnym partnerem. Zbyt mało sprzętu, europejskich żołnierzy oraz instruktorów na misji ISAF jest tego dobitnym przykładem. Stany Zjednoczone postulują dużo śmielsze kroki – chcą włączyć niektóre z tych państw w proces decyzyjny NATO. Według lansowanej przez Waszyngton koncepcji, każde państwo, które nie jest członkiem sojuszu, ale weźmie udział w operacji pod jego egidą i wyśle co najmniej tysiąc żołnierzy, powinno mieć możliwość uczestniczenia w formułowaniu polityki i strategii, choć bez prawa podejmowania decyzji. Amerykanie chcą również, aby takie państwa, jak Australia czy Japonia aktywniej włączyły się w transformację organizacji. Konflikt w Afganistanie to w historii NATO punkt przełomowy. Nie ma jednak zgody, czy to początek nowego etapu, czy gwóźdź do trumny. Rasmussen desperacko stara się przekonać świat, że mocno poobijany sojusz się odrodzi. Jak stwierdził z wiarą i nadzieją, „żadna inna organizacja na świecie nie ma takiej siły militarnej”. Na złość sceptykom dodał: „nie wierzę w stwierdzenia, że po Afganistanie sojusz już nigdy nie przeprowadzi podobnej misji. W przyszłości będą podobne operacje i tylko NATO będzie mogło się nimi zająć”. Mający globalne aspiracje sojusz z pewnością zapisze w nowej koncepcji strategicznej gotowość i wolę działania na całym świecie, ale na operacje o afgańskim rozmachu nie ma co liczyć. Słowa Rasmussena to tylko deklaracje. Konflikt ten skutecznie wybił NATO resztki zębów i potrzeba czasu, by podniosło się ono z kolan. Kiedy minie afgańska trauma? Tego nie wie nikt, ale z pewnością nie będzie to szybki proces. Ponad dwadzieścia lat zajęło Amerykanom zacieranie bolesnych wspomnień z Wietnamu. Amerykanie chcą zinstytucjonalizować relacje między NATO a regionalnymi mocarstwami NIECHCIANA EUROPA Wojna w Afganistanie potwierdziła, że Stany Zjednoczone mają coraz mniej wspólnych interesów z Europą. Waszyngton utwierdził się w przekonaniu, że Stary Kontynent nie jest w stanie dotrzymać tempa amerykańskiej machinie wojennej, która zresztą nie jest tak silna, jak się wydawało. Między innymi z powodu klęski afgańskiej Waszyngton szuka partnerów poza Europą. Amerykanie chcą zinstytucjonalizować relacje między NATO a regionalnymi mocarstwami. Jako pierwszy z takim postulatem wyszedł w 2006 roku ówczesny sekretarz generalny Jaap de Hoop Scheffer, który wezwał do zacieśnienia relacji przede wszystkim z Australią, Finlandią, Japonią, Nową Zelandią, Koreą Południową i Szwecją. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 51 E U R O P A Wojska lądowe 8095 żołnierzy, w tym 462 kobiety 1 południowa brygada – Cork 2 wschodnia brygada – Dublin 4 zachodnia brygada – Athlone centrum szkoleniowe sił obronnych skrzydło rangersów TRZONEM irlandzkich sił obrony są wojska lądowe (Army), mające trzy brygady ogólnowojskowe. szkoła jazdy konnej szkoła muzyczna Służba morska 1037 marynarzy, w tym 72 kobiety dowództwo operacyjne dowództwo zabezpieczenia Naval Service College Korpus lotniczy 801 żołnierzy, w tym 33 kobiety 1 skrzydło operacyjne (samoloty) 1 skrzydło operacyjne (śmigłowce) 4 skrzydło zabezpieczenia 5 skrzydło zabezpieczenia Siły rezerwowe rezerwa pierwszoliniowa rezerwa drugoliniowa rezerwa wojsk lądowych rezerwa służby morskiej TADEUSZ WRÓBEL Zbrojni Celtowie Irlandzkie siły zbrojne odczuwają skutki kryzysu. Władze ograniczają zaangażowanie w misjach zagranicznych i rozważają dalszą redukcję liczebności wojska. W białej księdze obronności z 2000 roku określono liczebność irlandzkich sił obrony (Defense Forces) na 10,5 tysiąca żołnierzy służby czynnej, co oznaczało ich redukcję o tysiąc osób. Ponadto przewidziano 250 dodatkowych etatów 52 dla powoływanych na ćwiczenia rezerwistów. Zaoszczędzone pieniądze miały być przeznaczone na zakupy. Księga zawierała też zalecenie, by wydatki personalne stanowiły nie więcej niż 70 procent budżetu resortu obrony, który oscyluje w granicach ponad miliarda euro. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 W opublikowanym w 2007 roku przeglądzie realizacji zaleceń podano, że do końca 2005 roku zredukowano w resorcie obrony 416 etatów, w tym 250 wojskowych. Było to wykonanie decyzji rządu z lipca 2003 roku o zmniejszeniu zatrudnienia w sektorze publicznym. W strategii ministerstwa obrony na lata 2008−2010 znalazł się jednak zapis o 350 dodatkowych etatach dla rezerwistów. Tymczasem według opublikowanego w sierpniu „Departament of Defence and Defence Forces Annual Report 2009”, w połowie 2009 roku pojawiła się rekomendacja redukcji liczebności siły obrony o pół tysiąca w ciągu dwóch−trzech lat. W zamierzeniach jest dalsze zmniejszenie wydatków osobowych. MAŁE, ALE SPRAWNE Raport podaje, że 31 grudnia 2009 roku w siłach zbrojnych Republiki Irlandzkiej służyło FOT. VESA NIKKANEN Irlandzki arsenał Pojazdy pancerne 65 kołowych transporterów opancerzonych Mowag Pirania IIIH 14 lekkich czołgów Alvis FV101 Scorpion 18 pojazdów pancernych Panhard AML 20 19 pojazdów pancernych Panhard AML 90 Artyleria 24 lekkie armaty Royal Ordnance Factories L118 105mm 6 lekkie armaty Royal Ordnance Factories 25-funtowe (87,6 mm); ceremonialne wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych Saab Bofors Dynamics RBS 70 24−32 armaty przeciwlotnicze Bofors L70 40 mm Samoloty 2 CASA CN-235 5 Cessna FR172H 7 Pilatus PC-9M 1 Gulfstream Aeospace GIV 1 Bombardier Learjet 45 FOT. EUFOR-TCHAD//RCA 1 Beechcraft Kingair 200 9933 żołnierzy, w tym 567 kobiet. Rezerwa sił obronnych (Reserve Defence Forces) liczyła 6644 wojskowych (31 marca 2009 roku było ich 7513), a ubiegłoroczny budżet wyniósł 8,9 miliona euro. Trzonem irlandzkiej armii są wojska lądowe (Army), mające trzy brygady ogólnowojskowe. Każda z nich odpowiada za obronę określonego obszaru kraju. Są w niej między innymi trzy bataliony piechoty, pułk artylerii i szwadron kawalerii (pododdział rozpoznawczy). Irlandczycy dysponują kołowymi pojazdami AML 20, AML 90 i lekkimi czołgami Scorpion. Na początku 2001 roku do służby weszły kołowe transportery opancerzone Piranha – 54 sztuki w wersji bojowej, osiem wozów dowodzenia, dwa ambulanse medyczne i jeden ewakuacyjny. Główna baza logistyczna i centrum szkolenia sił stałych i rezerwowych znajdują się w Courragh. Niewielki korpus lotniczy (Air Corps) jest rozlokowany na lotnisku Casement w Baldonnel. Tworzą go dwa skrzydła operacyjne, dwa skrzydła zabezpieczenia, eskadra służby informacyjnej i łączności oraz szkoła lotnicza (Air Corps College). W skład skrzydła operacyjnego wchodzą eskadry: śmigłowców, patrolowa morska, transportowa oraz szkolno-bojowa. Irlandczycy nie mają bojowych odrzutowców. Posiadane samoloty śmigłowe i helikoptery wykorzystywane są także do wspierania policji. Baza służby morskiej (Naval Sevice) znajduje się na wyspie Haulbowline w porcie Cork. Formacja ma osiem jednostek patrolowych. Okrętem flagowym jest „Eithne” (P31) o wyporności 1760 ton, który wszedł do służby w 1984 roku. Patrolowiec uzbrojony jest 57-milimetrową armatę, dwa działka kalibru 20 milimetrów i karabiny maszynowe. To jedyna ir- 1 Pilatus Britten Norman Defender 4000 Śmigłowce 6 Agusta Westland AW 139 2/2 Eurocopter EC 135P2/T2 1 Eurocopter AS 355N landzka jednostka mająca hangar i lądowisko dla śmigłowca. Nowsze są „Roisin” (P51) i „Niamh” (P51), które weszły do służby w latach 1999−2001. Podstawowym uzbrojeniem 1500-tonowych patrolowców jest 76-milimetrowa armata. Najstarszymi okrętami służby morskiej, które w najbliższych latach zostaną zastąpione nowymi, są „Emer” (P21), „Aoife” (P22) i „Aisling”, które pojawiły się w latach 1978−1980. Uzupełnieniem sił czynnych są rezerwiści. RDF dzielą się na dwie grupy. Pierwszoliniową rezerwę (First Line Reseve) tworzą byli żołnierze służby czynnej. Drugoliniowa ma charakter ochotniczy i również dzieli się na dwie części. Najliczniejsza z nich jest rezerwa wojsk lądowych (Army Reserve), stanowiąca równowartość trzech brygad. Rezerwa służby morskiej (Naval Sernice Reserve) natomiast podzielona POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 53 E U R O P A ska oraz do przeciwdziałania na przykład próbom przemytu narkotyków. Według rządowych zapowiedzi, przygotowywana biała księga na lata 2011−2020 ma wskazywać na wzrost znaczenia flotylli okrętów, a tym samym na jej zwiększenie, oraz na potrzebę rozwoju zdolności transportowych lotnictwa. SETKI NA MISJACH FOT. IRISH NAVY Republika Irlandzka od lat zachowuje neutralność i nie należy do bloków militarnych. Niemniej jednak jest aktywnym uczestnikiem operacji pokojowych pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. W 2008 roku Irlandczycy postanowili dołączyć do Nordyckiej Grupy Bojowej (Nornic Battlegroup). W 2009 roku irlandzcy wojskowi uczestniczyli w unijnej operacji w Bośni i Hercegowinie, a także stanowili jeden z filarów sił wspólnoty w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej (EUFOR Tchad/RCA). Dublin zdecyMODERNIZACJA NAVAL SERVICE jest traktowana w Dublinie priorytetowo, gdyż wybrzeże tego kraju liczy dował się pozostać jeszcze przez ponad rok na ponad 3,5 tysiąca mil morskich. Na zdjęciu: okręt flagowy marynarki wojennej Le Eithne. afrykańskiej misji po przejęciu odpowiedzialności za nią 15 marca 2009 roku przez Narody jest na dwa zgrupowania, każde w sile ama IV, na który przeznaczono blisko Zjednoczone. W końcu tegoż roku w misji dwóch kompanii. Pododdziały grupy 2,8 miliona euro. MINURCAT służyło 419 żołnierzy z Zielonej rozlokowane są w Dublinie i WaterChoć w 2009 roku zakupy dla służford, zaś grupy południowej – w Cork by morskiej (Naval Sevice) były najWyspy, zaś irlandzki generał brygady Gerald Aherne był zastępcą dowódcy tych sił. i Limerick. mniejsze, sytuacja ta zmieni się Kontyngent został wycofany z Czadu w maju w najbliższych latach. Trwa bowiem DWA PRIORYTETY procedura przetargowa związana z za2010 roku. W 2009 roku irlandzki resort obro- mówieniem dwóch dużych patrolowKilku- lub kilkunastoosobowe grupy Irlandny podpisał kontrakt na cztery zestawy ców (Offshore Patrol Vessel, OPV). czyków brały udział (stan na grudzień 2009 rorozpoznania i wykrywania celów, któ- Zdecydowano, że zbuduje je brytyjska ku) również w pięciu innych operacjach pokore mają być montowane na lekkich tak- stocznia Babcock Marine. Jednostki jowych ONZ (łącznie pod błękitną flagą służyło 447 żołnierzy). W związku ze zmianą statusu tycznych pojazdach opancerzonych będą miały 90 metrów długości, a zoRG-32M. Dostawę zamówionych staną uzbrojone w 76-milimetrową armisji w Czadzie liczba Irlandczyków w siłach w Republice Południowej Afryki matę, karabiny maszynowe – dwa kalipod przewodnictwem UE stopniała natomiast 27 wozów zaplanowano na rok następ- bru 12,7 milimetra i cztery 7,62 miliz 469 w styczniu 2009 roku do 47 w grudniu. ny. W 2009 roku irlandzkie wojska lą- metra. Będą mogły rozwinąć maksy- WIOSNĄ Irlandia uczestniczy też w natowskim progradowe wzbogaciły się także o 120 sa- malną prędkość 23 węzłów. Stała zało- 2009 ROKU mie „Partnerstwo dla pokoju”. Duży kontynmochodów patrolowych, a kolejnych ga składać się będzie z 46 osób. Prze- w wyniku korekty gent z tego kraju służy w siłach NATO w Koso45 dotrze tam w 2010. W latach widziano też miejsce dla dziesięciu zmniejszono wie. Kompanijna grupa piechoty była w Wielobudżet 2009−2010 lądówka dostanie też szkolących się marynarzy. W połowie ministerstwa narodowych Siłach Zadaniowych Centrum. 47 minibusów i pierwszy z dwóch lipca 2010 roku doszło do uzgodnień obrony Dublin miał też kilku wojskowych w Międzyciężkich pojazdów ewakuacyjnych. między resortami obrony i finansów o 30 milionów narodowych Siłach Wsparcia Bezpieczeństwa Wśród zakupów znalazł się między w sprawie funduszy na ten zakup. euro. w Afganistanie. W przypadku operacji natowinnymi również sprzęt łączności, syste- Kontrakt powinien zostać zawarty do skich całoroczne zaangażowanie utrzymywało my kierowania ogniem i wyposażenie listopada 2010 roku. Koszt nowych się na mniej więcej tym samym poziomie indywidualne. Zmodernizowano robo- jednostek to 100 milionów euro (dzien240−243 osób. Jeśli poza misjami zagranicznyta saperskiego HOBO, zdalnie stero- nik „Irish Examiner” wymienił kwotę mi uwzględni się także przedstawicielstwa przy takich organizacjach międzynarodowych, jak wany pojazd wykorzystywany od o 2 miliony euro mniejszą). Do służby 30 lat. Dzięki ucyfrowieniu będzie wejdą one w latach 2014−2015. OkręUE, NATO, ONZ czy Organizacja Bezpieczeńmógł nadal służyć. ty będą spłacane do 2017 roku. stwa i Współpracy w Europie, oraz grupę bojoW 2010 roku korpus lotniczy (Air Irlandczycy chcą kupić również wą, poza granicami przebywało średnio ponad Cors) nie wzbogacił się o żaden nowy większy patrolowiec (Extended Patrol 760 wojskowych rocznie. Jak podaje opublikowany w sierpniu „Deparsamolot, ale jest to konsekwencja zaVessel, EPV), z opcją rozszerzenia zatament of Defence and Defence Forces Annual kończenia kilku programów rok wcześ- mówienia o jeszcze jedną lub dwie Report 2009”, w 2009 roku przez różne misje niej. Formacja ta dostała samolot jednostki. Modernizacja Naval Service szkolny Pilatus, dwa śmigłowce jest traktowana w Dublinie priorytetoi przedstawicielstwa zagraniczne przewinęło się EC-135 i sześć AW 139. Zmodernizo- wo, gdyż wybrzeże tego kraju liczy 1888 irlandzkich wojskowych. Wycofanie się wano też dwie patrolowe Casy ponad 3,5 tysiąca mil morskich. Nowe z Czadu w 2010 roku może jednak wskazywać, że szukająca oszczędności finansowych IrlanCH 235. Największym przedsięwzię- patrolowce są potrzebne, by zabezpiedia ograniczy swą aktywność. ciem był remont odrzutowego Gulfstre- czyć strefę wód ekonomicznych i łowi- 54 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI Ulepszanie bitów i krzemu Z DONNĄ KAYE COLLINS o unowocześnianiu najnowocześniejszych polskich myśliwców rozmawia ARTUR GOŁAWSKI POLSKA ZBROJNA: Kiedy powinniśmy zmodernizować nasze Jastrzębie? DONNA COLLINS: W konstrukcji F-16 dla Polski zastosowaliśmy najnowocześniejsze z dostępnych – wówczas, gdy je produkowano – rozwiązania techniczne. To nadal są świetne samoloty, lecz wciąż udoskonalamy ich konstrukcję, głównie awionikę. Sądzę, że za trzy–pięć lat zechcecie skorzystać z możliwości zmodernizowania wyposażenia kabiny pilota F-16. POLSKA ZBROJNA: I mamy na to wydać kilkanaście milionów dolarów?! DONNA COLLINS: Dokładnie na to, by wasi piloci utrzymali zdolność kooperowania z pilotami innych wojsk lotniczych państw NATO. W firmie przyjęliśmy założenie, że co trzy lata należy zapewnić F-16 zdolność przenoszenia nowych lub zmodernizowanych rodzajów broni oraz zwiększyć możliwości operacyjne poprzez modernizację pokładowych systemów teleinformatycznych. Polskie siły zbrojne wybiorą z pakietu modernizacyjnego to, co im potrzebne – stosownie do przewidywanych dla lotnictwa zadań narodowych i sojuszniczych. POLSKA ZBROJNA: A co się stanie, jeśli nie zajmiemy się tak szybko modernizacją F-16? Przecież to praktycznie nowe maszyny, więc podatnicy będą zaskoczeni. Spytają: „Dopiero kupiliście, a już musicie ulepszać?”. Niektórych utwierdzi to w przekonaniu, że kupiliśmy złom. DONNA COLLINS: Możecie się obejść bez modernizacji – samoloty jeszcze pachną nowością, a ich awionika jest znakomita. Musicie jednak pamiętać, że z każdym upływającym rokiem będzie wam coraz trudniej zaopatrywać się w starszej generacji części zamienne do awioniki. Postęp technologiczny w elektronice jest tak szybki, że po pięciu latach wciąż sprawne komputery stają się w zasadzie zabytkami, a jeśli coś w nich się zepsuje, niełatwo znaleźć zamiennik. Dlatego zachęcamy do regularnej wymiany osprzętu elektronicznego. POLSKA ZBROJNA: Jakie nowe elementy będziemy mogli zamontować w F-16 za pięć lat? Wasi inżynierowie na pewno mają takie pomysły. Wiecie, czego będą potrzebowali piloci w drugiej połowie tej dekady? DONNA COLLINS: Koncentrujemy się na ulepszaniu „bitów” i „krzemu” – oprogramowania i elektroniki pokładowej. W „metalu” nie chcemy wiele zmieniać. Teraz jest zapotrzebowanie na broń o zwiększonym zasięgu, która może być użyta spoza zasięgu rażenia arsenału przeciwnika. W przypadku F-16 cennym orężem w przyszłości będą bomby o małej średnicy, SDB, zapewniające podwyższoną precyzję rażenia, a więc ograniczające uboczne skutki ataku. Inwestujemy w systemy ochrony przed zakłóceniami sygnałów nawigacji GPS i lepsze stacje radiolokacyjne – one mogłyby się znaleźć na pokładzie polskich F-16. Spodziewam się ponadto, że w kokpitach będą montowane większe niż obecne monitory LCD, oferujące lepszą percepcję zobrazowania sytuacji taktycznej. Konkretna oferta modernizacji POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 55 S T R A T E G I A F-16 uzależniona jest jednak od otrzymania zgody eksportowej rządu Stanów Zjednoczonych. Takie mamy przepisy handlowe. POLSKA ZBROJNA: Czy ulepszenia F-16 mogą być dokonywane hurtem, przez kilka państw razem, co obniży koszty? Pomysł nie do pogardzenia zwłaszcza przez te kraje, które mają wiele innych pilnych wydatków. DONNA COLLINS: Na tym polega korzyść bycia członkiem klubu użytkowników F-16. Zabiegamy o to, by samoloty używane przez klientów miały jak najwięcej podobnych komponentów – wówczas mogą oni dzielić się kosztami projektowania, rozwijania i badania nowinek sprzętowych. Korzystniej jest, gdy te badania i rozwój finansuje 20 państw, niż gdy rachunki opłaca tylko jedno. Kluczowym graczem pozostaje rząd Stanów Zjednoczonych, bo amerykańskie siły powietrzne są największym użytkownikiem F-16 i siłą rzeczy to my kreujemy kierunki modernizacji. dów, by pomóc i pokazać technikom użytkownika, jak unowocześnić dwa pierwsze samoloty. Później prace mogą być kontynuowane bez naszego udziału. POLSKA ZBROJNA: Czy żeby uprościć logistykę, nasze Siły Powietrzne powinny ulepszać wszystkie posiadane maszyny w jednym cyklu modernizacji? DONNA COLLINS: Nie warto modernizować jedynie kilku. Na pewno będziecie chcieli utrzymywać wszystkie 48 maszyn na tym samym poziomie zaawansowania technicznego. Inni użytkownicy F-16 tak postępują. To upraszcza logistykę. Koncentrujemy się na ulepszaniu „bitów” i „krzemu” – oprogramowania i elektroniki pokładowej POLSKA ZBROJNA: Jak długo Departament Obrony USA jest skłonny utrzymywać F-16 w służbie operacyjnej? DONNA COLLINS: Teraz jest mowa o latach 2020–2025, później zastąpić miałyby je F-35. Terminarz może się nieco zmienić, ale jako producenci szacujemy, że F-16 polatają jeszcze w amerykańskich barwach 10–15 lat. Inni będą eksploatować je dużej. Lockheed Martin zamierza wspierać ich w tym do ostatniego wylotu – oferując modernizacje, serwis naprawczy, części zapasowe. POLSKA ZBROJNA: Jeśli zechcemy modernizować nasze myśliwce, czy będziemy mogli to zrobić w kraju? DONNA COLLINS: Będzie to uzależnione od stopnia technicznego skomplikowania wybranej przez was modernizacji. Są użytkownicy, którzy wymianę okablowania, komputerów i oprogramowania wykonują u siebie, w kraju. Ale jeśli trzeba zrobić coś bardziej skomplikowanego, wymagającego projektowania, prac badawczo-rozwojowych i testów, to trzeba wykonać je już w Stanach Zjednoczonych, w naszej firmie, za zgodą naszego rządu. Gdy projekt takiej modernizacji jest gotowy, możemy przekazać stosowną dokumentację i komponenty lub oprogramowanie użytkownikowi bądź wskazanym przez niego podwykonawcom, aby unowocześnili samoloty własnymi siłami. Z reguły jest tak, że ekipa techników Lockheeda Martina przybywa wtedy do wybranych jednostek lub zakła- 56 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 POLSKA ZBROJNA: Czy producent interesuje się stanem sprzedanych polskim Siłom Powietrznym myśliwców? Wiecie, kiedy będą musiały przylecieć do zakładów w Stanach Zjednoczonych na remont, przegląd bądź obsługę? DONNA COLLINS: To zawsze zależy od tego, jak intensywnie samoloty są eksploatowane i jak fachowo utrzymywane. Nie widzę powodu, dla którego Polska musiałaby wysyłać Jastrzębie do Stanów Zjednoczonych na naprawy bądź obsługi. Wasi technicy wykonują stosowne przeglądy. Gdy samoloty uzyskają nalot po 4 tysiące godzin na egzemplarz – co wszak nie nastąpi tak szybko – i okaże się, że należy wykonać remont skrzydeł, będziemy mogli ich nauczyć, jak to zrobić. Uzgadniamy właśnie z Wojskowymi Zakładami Lotniczymi numer 2 w Bydgoszczy zakres prac, które w ramach offsetu będą przy F-16 wykonywane w Polsce. Katalog tych prac, związany z transferem technologii o charakterze militarnym, muszą zaaprobować rządy USA i Polski. POLSKA ZBROJNA: Jaka usługa ma szanse być pierwszą wykonywaną w Polsce? DONNA COLLINS: Malowanie płatowca. Jeśli polskie lotnictwo wojskowe nabierze więcej doświadczenia w użytkowaniu F-16, a przemysł uzyska zdolności techniczne do wykonywania innych prac, to nie sądzę, by nie można było rozszerzyć katalogu prac wykonywanych u was, waszymi siłami. Wysyłanie F-16 za ocean na remonty jest rzadko praktykowane przez użytkowników, a my staramy się pomóc im osiągnąć samowystarczalność w tej kwestii. POLSKA ZBROJNA: Prowadzicie już jakieś negocjacje z naszym resortem obrony w sprawie modernizacji F-16? DONNA COLLINS: Za wcześnie na negocjacje. Na razie są to rozmowy prezentacyjne – pokazujemy urzędnikom i dowódcom, jakie nowinki techniczne są dostępne już dziś i informujemy, jakie będą w najbliższej przyszłości. Zabiegamy o to, by Polska wiedziała, jak ewoluuje technicznie rodzina samolotów F-16. Ja nie jestem handlowcem, lecz dyrektorem programu F-16 dla kilku państw i odpowiadam nie za sprzedaż, lecz za pomoc sojusznikom w utrzymaniu ich eskadr myśliwskich w gotowości operacyjnej. POLSKA ZBROJNA: Nasze siły zbrojne zamierzają kupić samoloty szkolno-bojowe, bardzo nowocześnie wyposażone. Może się okazać, że w pewnych aspektach będą nowocześniejsze od kupionych przez nas F-16, co jest o tyle prawdopodobne, że w momencie dostawy będą technicznie o siedem lat młodsze. Co Pani na to? DONNA COLLINS: To byłoby zaskakujące, choć niektóre technologie rozwijają się w tempie błyskawicznym. Oceniam, że F-16 w zastosowaniach bojowych zawsze będą lepsze niż samoloty szkolno-bojowe, na przykład dlatego, że ciągle, w cyklu trzyletnim, projektujemy dla nich pakiety modernizacyjne. Ale jeśli nie będziecie chcieli unowocześniać Jastrzębi, to może się okazać, że nowo kupione maszyny LIFT pod pewnymi względami będą od nich lepsze. Na pewno zaś będą one miały lepsze parametry szkoleniowe. POLSKA ZBROJNA: Wspieracie ofertę jednego z wytwórców, który będzie się ubiegał o kontrakt na dostawy LIFT. Czy uważacie, że pozostali oferenci samolotów szkolno-bojowych nie mają maszyn odpowiadających polskim potrzebom? DONNA COLLINS: Jesteśmy tylko kooperantem Korea Aerospace Industries, producenta T-50. Nie zajmuję się tą częścią działalności naszej korporacji, ale uważam, że wszystkie oferowane wam samoloty są nowoczesne. To komisja przetargowa wskaże, które najlepiej odpowiadają potrzebom lotnictwa bojowego waszych Sił Powietrznych. W I Z Y T Ó W K A DONNA K. COLLINS W korporacji Lockheed Martin jest dyrektorem programu F-16 dla Grecji, Polski, Włoch i Chile. Zajmuje się kreowaniem relacji z użytkownikami myśliwców oraz organizacją pomocy w zakupach i wsparcia technicznego. FOT. ANTON HARISOV ŁOTWA Incydent nad Bałtykiem D wa rosyjskie bombowce Su-24 lecące nad Bałtykiem nie zareagowały na sygnał wzywający do identyfikacji, co spowodowało start dwóch myśliwców NATO. Zdarzenie miało miejsce co prawda na neutralnych wodach, ale w ich pobliżu znajdowały się dwa łotewskie miasta ‒ Lipawa i Windawa. Ministerstwo obrony Łotwy było oczywiście mocno zaniepokojone tym wydarzeniem. Można podejrzewać, że testowano w ten sposób gotowość NATO – od 1 września w ramach misji Air Policing przestrzeni powietrznej nad państwami bałtyckimi strzegą samoloty z amerykańskimi załogami. (MP) Wciąż przecieka Rzecznik WikiLeaks zapowiedziała, że w sieci pojawi się wkrótce kolejnych 15 tysięcy tajnych dokumentów. USA/WIELKA BRYTANIA tortur. Sami także zabijali cywiWojsko USA ignorowało stosowa- lów na punktach kontrolnych nie tortur przez władze irackie. i podczas operacji. Żołnierze koZaniżano liczbę ofiar, a na punk- alicji kłamali również, twierdząc, tach kontrolnych zabijano kobiety że nie ma oficjalnych danych do‒ takie rewelacje przynosi ponad tyczących zabitych w Iraku. 391 tysięcy tajnych dokumentów Z materiałów wynika, że takie ujawnionych przez portal statystyki prowadzono, WikiLeaks. Najwczea liczba ta, za lata 2004 2004‒ Raporty śniejsze z nich pocho––2009, wynosi 109 tyWikiLeaks dzą z 2004 roku, sięcy. Tylko niecałe donoszą o biciu najświeższe – z koń24 tysiące osób zaklawięźniów oraz oblewaniu ich ca 2009 roku. syf ikowano jako kwasem. Można dowiedzieć „wróg”, 15 tysięcy stasię z nich, że Irakijczycy nowili członkowie irackich potrafili 95 zatrzymanych sił bezpieczeństwa, a 3771 to umieścić w jednym małym poko- zabici żołnierze USA. Reszta, ju, gdzie siedzieli z przepaskami 66 tysięcy osób, to cywile. na oczach. Byli przypalani papie„To jest prawda o wojnie w Irarosami i bici. Dwunastu z nich ku”, mówił podczas konferencji zmarło w wyniku chorób. Żołnie- prasowej Julian Assange, założyrze amerykańscy i brytyjscy, choć ciel WikiLeaks. Na konferencji wiedzieli o tym, nie powstrzymali w Londynie prawnik Phil Shiner powiedział z kolei, że przedstawione w raportach niektóre zabójstwa z udziałem brytyjskich żołnierzy mogą być podstawą wszczęcia postępowania przed tamtejszymi sądami. Wicepremier Wielkiej Brytanii Nick Clegg powiedział w wywiadzie dla BBC, że te oskarżenia są bardzo poważne, ale „powinny zostać zbadane”. Wezwał też władze amerykańskie do odpowiedzi na te zarzuty. Pentagon jednak, tak jak ostatnim razem, przypomniał, że publikacja takich materiałów naraża życie żołnierzy oraz współpracujących z nimi Irakijczyków. Podobne oświadczenie wydał też w czerwcu, kiedy to po raz pierwszy WikiLeaks opublikowało 92 tysiące tajnych dokumentów z Afganistanu. Rzecznik portalu Kristinn Hrafnsson zapowiedziała zresztą, że na tym się nie skończy i wkrótce w sieci pojawi się kolejnych 15 tysięcy tajnych dokumentów dotyczących afgańskiej operacji. (MPIE) Jest następca Już w 2012 roku Chińczycy będą mieli nowego przywódcę. ChRL. Xi Jinping – tak brzmi nazwisko przyszłego przywódcy Chin. Podczas zjazdu partii został on wiceszefem Centralnej Komisji Wojskowej Komunistycznej Partii Chin, która de facto stanowi centrum chińskiej władzy. Jest więc niemal pewne, że zastąpi z czasem dotychczasowego lidera Hu Jintao. Przewiduje się, że może to nastąpić już pod koniec 2012 roku. Taka droga w przypadku Hu Jintao trwała bowiem niecałe trzy lata. O nowym przywódcy niewiele wiadomo, poza tym, że ma 57 lat i nie naraził się żadnej z frakcji partii komunistycznej. Nie jest jednak człowiekiem znikąd – jego ojciec też należał do partii i był jednym z pionierów wolnorynkowych reform. (PMI) POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 57 NIEMCY M am nadzieję, że na szczycie w Lizbonie przywódcy państw NATO zadecydują o budowie zdolności sojuszu pozwalających chronić mieszkańców i terytorium Europy przed atakiem rakietowym oraz że ta decyzja będzie związana z ofertą współpracy dla Rosji”, po- Groźnie w Groznym ROSJA. Dziewięć osób zginęło, a kilkanaście zostało rannych w wyniku ataku terrorystów na parlament w Groznym w Czeczenii. Jeden z bandytów wysadził się w powietrze. Między trzema pozostałymi a ochroną parlamentu doszło do strzelaniny. Zginęli terroryści oraz czterech milicjantów i szef administracji parlamentu. Komentatorzy podkreślają, że atak przeprowadzono już po tym, jak Rosjanie ogłosili sukces operacji antyterrorystycznej w Czeczenii i uznali ją za bezpieczne miejsce. Bojownicy coraz częściej przedostają się jednak do niej z sąsiednich republik – Inguszetii i Dagestanu. (MP) 58 wiedział Anders Fogh Rasmussen w Berlinie. Jego zdaniem, ponad 30 państw może pozyskać rakiety przenoszące głowice nuklearne, więc „nie możemy zamykać oczu na ten problem”. Zarówno szef NATO, jak i kanclerz Niemiec Angela Merkel nie mówili FOT. NATO Tarcza z Rosją jednak o pełnym członkostwie Rosji w NATO, ale o „strategicznym partnerstwie”. Mimo wszystko sam pomysł budzi zastrzeżenia. Minister Bogdan Klich po polsko-brytyjskich konsultacjach w Londynie powiedział, że zgadzamy się na współpracę z Rosją dotyczącą obrony Cięcia na wyspach Strategiczny przegląd sił zbrojnych przewiduje największe cięcia na obronność od czasów zimnej wojny. WIELKA BRYTANIA. Został on upubliczniony 19 października przez premiera Davida Camerona. Wydatki spadną o 8 procent przez kolejne cztery lata. Jak podaje portal Defensenews. com, zakłada się, że Wielka Brytania nie będzie w przyszłości utrzymywać poza granicami więcej niż 30 tysięcy żołnierzy (dwie trzecie liczby wojskowych wysłanych do Iraku w 2003 roku). Muszą się jednak znaleźć pieniądze na nowe programy wieloletnie, w tym sztandarowy program cyberbezpieczeństwa, lepszą logistykę i medyczne wsparcie sił specjalnych. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Ze służby wycofanych zostanie pięć prawie nowych samolotów rozpoznawczych Sentinel R1, po tym, jak wrócą z Iraku. Skasowany będzie też program samolotu Nimrod MRA4, zaczęty jeszcze w 1996 roku. Zamiast 22 dodatkowych śmigłowców Chinook zostanie zamówionych dwanaście. Modernizowane będą za to śmigłowce Puma. Królewskie Siły Lotnicze zwolnią 5 tysięcy osób i zamkną część baz. Flota myśliwców wielozada- przeciwrakietowej, ale „na obecnym etapie nie ma powodu, by integrować Rosję z nowo powstającym systemem natowskim”. Swoje uwagi dodała również Turcja, której nie podoba się publiczne mówienie o tym, że system skierowany jest przeciwko Iranowi. (PM) niowych będzie się opierać na EuroTyphoonach i F-35. Cięcia objęły także marynarkę. Ona również zwolni 5 tysięcy osób. Lotniskowiec „Ark Royal” zostanie wycofany z eksploatacji. Wkrótce ten sam los spotka HMS „Ocean” i HMS „Illustrious”. Do 2028 roku opóźni się dostawa nowych okrętów podwodnych. W ciągu dziesięciu lat 3 miliardy funtów zostanie także zaoszczędzone na okrętach typu Trident. Armia planuje także sprzedać zbędne wyposażenie, co powinno przynieść 500 milionów funtów wpływów. Impas trwa Tel Awiw-Jafa chce dalszych rozmów z Palestyńczykami. IZRAEL. Premier Izraela Beniamin Netanjahu ostrzegł Palestyńczyków, by jednostronnie nie proklamowali niepodległości swojego państwa. Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas zadeklarował, że wróciłby do dwustronnych negocjacji, ale nie po tym, jak Izrael nie przedłużył memorandum zakazującego osadnictwa na spornych terenach. Palestyńczycy myślą bowiem o zwróceniu się do Rady Bezpieczeństwa ONZ z wnioskiem o zgodę na powstanie państwa palestyńskiego. Abbas zapewnia równocześnie, że Palestyńczycy są gotowi zrezygnować z historycznych roszczeń wobec Izraela, jeśli powstanie ich własne państwo. Tel Awiw-Jafa nawet na to nie chce się jednak zgodzić i sugeruje powrót do rokowań. (MP) FOT. US DOD Chavez się cieszy KOLUMBIA. Prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos zrezygnował z zatwierdzenia układu pozwalającego wojskom USA korzystać z kolumbijskich baz wojskowych ‒ podaje Polska Agencja Prasowa. Układ ten był podpisany przez jego poprzednika w warunkach ostrego konfliktu z sąsiadem ‒ rządzoną przez Hugo Chaveza Wenezuelą. Nowy prezydent doprowadził jednak do przywrócenia stosunków dyplomatycznych między obu krajami. Chavez skomplementował zaś jego decyzję o odrzuceniu obecności Amerykanów. „Większość społeczeństw regionu przyjmie to z ulgą. Górę wziął rozsądek i poczucie odpowiedzialności”, powiedział w niedawnym wywiadzie. (MAP) POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 59 Protokół dyplomatyczny Protokół dyplomatyczny ANDRZEJ JONAS Społeczne rozgoryczenie to woda na młyn demagogii, populizmu i ekstremizmu. Francja elegancja FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI P 60 odczas starań Polski o przyjęcie do Unii Europejskiej istotne znaczenie miał również głos zachodniej opinii publicznej, bynajmniej nienastawionej do pomysłu entuzjastycznie, przede wszystkim ze względu na koszty. Gdy mówiłem kilkakrotnie moim tamtejszym rozmówcom, że te koszty rzeczywiście będą i stanowią one równowartość filiżanki kawy dziennie na jednego obywatela starej Unii, otwierali szeroko oczy (zyski dla Unii to już zupełnie inna sprawa). Przypominam sobie te rozmowy, gdy słyszę o francuskich protestach przeciw podniesieniu minimalnego wieku emerytalnego dla mężczyzn z 60 na 62 lata. Ma to być pierwsze w historii Francji podniesienie tego progu, dotąd był tylko obniżany. I wszyscy Francuzi protestują. Protest jest tak powszechny, że czekam, kiedy przyłączą się do niego podopieczni żłobków, przecież i oni mają przed sobą perspektywę emerytury. Uczniowie i studenci w demonstracjach protestacyjnych już biorą udział. Rosjanie mawiają „s żyru biesitsa”, co w wolnym przekładzie mogłoby brzmieć „wariują z przejedzenia”, ale może to nadmierna złośliwość. Ostatecznie każde pogorszenie jest pogorszeniem, bez względu na to, na jakim poziomie zamożności do niego dochodzi, a konieczność pracy o dwa lata dłużej może być przykra. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 I właśnie tu dochodzimy do sedna sprawy. Nie idzie o sztukę rezygnacji, zrozumienie dobra wspólnoty, rozsądek czy obywatelską dyscyplinę. Nie idzie też o zaufanie do rządzących bądź jego brak. To wszystko są kwestie niewydumane i ważne. Ale najważniejsze jest życie ponad stan. Europejczycy w latach prosperity nabrali socjalnego rozpędu. Nie ma w tym nic dziwnego, że chce się żyć bezpieczniej i lepiej. Chodzi o edukację, ochronę zdrowia, opiekę nad dzieckiem, zabezpieczenie na starość lub w przypadku choroby. Proszę wskazać mi tego, komu te dobra są obojętne i kto nie sięgnie po nie, jeśli jest taka możliwość. Obserwujemy nie raz takie roszczenia, nawet twardo wyrażane; także tam, gdzie takich możliwości nie ma, na przykład w Polsce, nie dziwią więc w państwach naprawdę zamożnych. Pytanie tylko, co zrobić, gdy okazuje się, że sytuacja gospodarcza nie pozwala na korzystanie z takich dóbr tanio bądź bezpłatnie. To jedno z najważniejszych pytań naszej dostatniej cywilizacji. I odpowiedź na nie rodzić będzie wielorakie skutki. A zatem czy mamy wspinać się po tej drabinie jak najwyżej, a w razie konieczności schodzić o kilka szczebli? Czy lepiej będzie wspinać się z umiarem, zostawiając jakąś rezerwę, by nie przeżywać goryczy cofania się? Czy też, jak pokazują Francuzi i Grecy, nie cofać się ani o szczebel za cenę wielkich napięć, a może i czegoś gorszego? Potężne społeczne rozgoryczenie to woda na młyn demagogii, populizmu i ekstremizmu. To ona napędza antyromską politykę Paryża, wejście szwedzkiej partii antyimigranckiej do parlamentu czy niedawną przygnębiającą wypowiedź pani kanclerz Merkel o nieudanym eksperymencie tworzenia w Niemczech społeczeństwa wielokulturowego. Podobne zjawiska widać w wielu krajach naszej wspaniałej Europy. Którą pójdziemy drogą? Redaktor działu ANDRZEJ FĄFARA FRANCISZEK PUCHAŁA OTK, czyli naród do broni Powstały w latach sześćdziesiątych w PRL system obrony terytorialnej kraju nie miał odpowiednika w żadnym z państw tworzących Układ Warszawski. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 61 L U D O W E W O J S K O P O L S K I E OTK, czyli naród do broni W 1946 roku na ustny rozkaz marszałka Michała Roli-Żymierskiego zespół oficerów pod kierownictwem zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP generała brygady Stefana Mossora opracował „Wstępne rozważania strategiczne nad geopolitycznym położeniem Polski”. Generał Mossor przewidywał, że „Polska, stojąc jako straż przednia naprzeciw ewentualnego bloku zachodniego, może być zmuszona stawić pierwszy opór znacznej przewadze przeciwnika i stanowić podstawę wyjściową dla ewentualnej ofensywnej akcji prewencyjnej przeciwko blokowi”. Stąd też zaproponowano formowanie frontu polskiego w składzie: dwie armie ogólnowojskowe, armia obrony Wybrzeża, cztery dywizje przeciwlotnicze obrony kraju, sześć brygad zaporowych mobilizowanych na bazie Wojsk Ochrony Pogranicza oraz dwie dywizje i sześć brygad zapasowych jako odwód naczelnego dowództwa WP. Dokumenty opracowane przez komisję posłużyły do stworzenia programu rozwoju wojska i przemysłu zbrojeniowego, którego realizacja miała kosztować około 300 milionów dolarów w ciągu siedmiu lat. W zmieniającej się sytuacji politycznej projekt ten uznano jednak w 1948 roku za nierealny. Była to porażka marszałka Roli-Żymierskiego, który 3 marca ów program zaakceptował, a 6 listopada 1948 roku przedstawiał na posiedzeniu Biura Politycznego KC PPR. W uchwale Biura Politycznego zapisano: „Polityka oszczędnościowa państwa spowodowała czterokrotne redukcje, które zmniejszyły stan liczebny wojska z 430 tysięcy w maju do 153 tysięcy w listopadzie 1948 roku. Ograniczenia budżetowe nie pozwalały na pożądaną wymianę sprzętu w drodze poważniejszych zakupów za granicą ani na dotacje umożliwiające odbudowę i rozbudowę przemysłu zbrojeniowego i na szerzej pomyślaną organizację badań w dziedzinie techniki wojennej. Biuro Politycz- Po śmierci Stalina i zakończeniu wojny koreańskiej budżet MON został radykalnie zmniejszony 62 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 ne, wychodząc z założenia, że Wojsko Polskie będzie walczyć we wspólnym froncie sił demokratycznych i antyimperialistycznych, nie stawia samodzielnych zadań dla Wojska Polskiego”. W tym samym czasie generał Mossor został przeniesiony na stanowisko dowódcy Okręgu Wojskowego w Krakowie, a jeszcze w kwietniu 1947 roku był brany pod uwagę jako kandydat na stanowisko szefa SGWP. Biuro Polityczne KC PPR uznało jednak, że ta kandydatura jest nieodpowiednia, gdyż „szef naszego Sztabu musi korzystać z zaufania Związku Radzieckiego, a Mossor nie może tego zdobyć (…) ze względu na przeszłość”. W nowej sytuacji przygotowaniem projektu planu rozwoju wojska kierował następca Mossora, generał brygady Józef Kuropieska. Obu generałów spotkał później podobny los − więźniów politycznych. SZEŚCIOLETNI PLAN ROZWOJU Projekt przekonsultowano oczywiście w radzieckim sztabie generalnym, a następnie poprawiono − dostosowano go do możliwości zakupu sprzętu i uzbrojenia. Został przyjęty jako sześcioletni plan rozwoju wojska na lata 1950−1955. Przy jego opracowaniu kierowano się jednak generalnymi założeniami planu pier- Sdziełano w... W latach 1947−1956 podejmowano liczne działania zmierzające do rozwoju polskiej zbrojeniówki. 1 grudnia 1947 roku generał Stefan Mossor na posiedzeniu mieszanej komisji ministrów obrony narodowej oraz przemysłu i handlu referował: „Problem dozbrojenia wojska po konferencji z ministrem Mincem stał się przyczyną stworzenia mieszanej komisji dla spraw dozbrojenia. Prowizoryczne obliczenia wykazały, że koszt potrzebnego sprzętu będzie wynosił co najmniej 300 milionów dolarów. Ponieważ suma taka mogłaby podciąć gospodarcze możliwości rozwoju państwa, projektuje się wyprodukowanie znacznej części (co najmniej 60 procent) potrzebnego sprzętu w kraju”. Opracowany w końcu 1949 roku przez Biuro Wojskowe Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego (PKPG) sześcioletni plan rozwoju przemysłu zbrojeniowego został uwzględniony w sześcioletnim planie rozwoju gospodarczego na lata 1950−1955, 1955, zatwierdzonym przez Sejm PRL 21 lipca 1950 roku. Z różnych przyczyn nie wszystkie zamierzenia udało się zrealizować. Głównym źródłem zaspokajania potrzeb wojska, zwłaszcza w latach wotnego. Rozszerzono natomiast zakres przedsięwzięć dotyczących Wojsk Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju (WOPLOK), zwiększenia możliwości bojowych jednostek piechoty i wojsk pancernych, rozwoju lotnictwa oraz rozbudowy szkolnictwa wojskowego. W Wojskach Lądowych zamierzano sformować między innymi dwa korpusy pancerne, a część dywizji piechoty przekształcić w dywizje terytorialne, przystosowane do szkolenia rezerw osobowych w czasie pokoju. Przewidziano dwukrotne zwiększenie jednostek artylerii naziemnej i sześciokrotne artylerii przeciwlotniczej. W Wojskach Lotniczych miała powstać struktura dywizyjna z jednoczesnym zwiększeniem etatów pokojowych o ponad 100 procent. W Marynarce Wojennej planowano skupić się na rozbudowie baz morskich i sformowaniu trzech dywizjonów lotniczych. W WOPLOK głównym elementem miały być dywizje lotnictwa myśliwskiego i pułki artylerii przeciwlotniczej. W ciągu pięciu lat (1950−1955) wartość produkcji krajowego przemysłu zbrojeniowego miała osiągnąć 245 miliardów złotych (z 1949 roku), a importu – około 32,5 miliarda złotych. Gwałtowne zaostrzenie sytuacji międzynarodo- 1951−1952, był więc import. Dostawy z ZSRR odegrały wtedy – szczególnie w kwestii modernizacji technicznej wojsk pancernych i zmechanizowanych oraz lotniczych – decydującą rolę. W formowaniu jednostek artylerii naziemnej i przeciwlotniczej większość uzbrojenia dostarczył przemysł krajowy. Zaczął on także całkowicie zaspokajać zapotrzebowanie Wojska Polskiego na uzbrojenie strzeleckie, niektóre rodzaje amunicji i inne produkty. wej spowodowało, że około 50 procent planowanych zamierzeń organizacyjnych postanowiono zrealizować już w latach 1949−1950. Nastąpił w tym czasie dynamiczny wzrost liczebny armii, w tym wojsk pancernych, artylerii, czołgów i lotnictwa, które już w 1954 roku w 60 procentach było wyposażone w samoloty odrzutowe. Powstały wspomniane WOPLOK, brygady obrony Wybrzeża (później niestety rozformowane) i dywizja powietrznodesantowa. Zwiększono stan osobowy Marynarki Wojennej. Uległy zmianie proporcje między rodzajami sił zbrojnych. Udział Wojsk Lotniczych zbliżył się do 30 procent (3,8 procent w 1939 roku), a Wojsk Lądowych zmniejszył się do około 63 procent (88,6 procent w 1949 roku). Mimo licznych trudności modernizacją w latach 1950−1954 objęto wszystkie rodzaje wojsk i służb − doprowadzono siły zbrojne do średniego poziomu europejskiego. Wyrażało się to zwłaszcza w zmotoryzowaniu części dywizji piechoty oraz utworzeniu dywizji zmechanizowanych i jednostek pancernych. POD NADZOREM BIERUTA W warunkach zaostrzonej sytuacji międzynarodowej w latach 1951−1952 Stany Zjedno- czone odebrały Polsce klauzulę najwyższego uprzywilejowania. Dokonano więc wielu istotnych zmian w planie sześcioletnim, wyrażających się zwiększeniem wydatków na wojsko, a zmniejszeniem nakładów na przemysł lekki, konsumpcyjny oraz obsługujący rolnictwo. Na podstawie rekomendacji przywiezionych z Moskwy przez marszałka Konstantego Rokossowskiego w połowie 1951 roku drastycznie ograniczono program rozwoju gospodarczego i ogromne nakłady skierowano na przemysł zbrojeniowy, budowę strategicznych dróg i kolei, lotnisk oraz wojskowych systemów łączności. Ocenia się, że część tych inwestycji przyniosła również pożytek w określonych dziedzinach gospodarki. Kwestiom związanym z rozwojem sił zbrojnych nadano w latach 1951 1951−1953 niezwykle wysoką rangę. Realizację niektórych zadań osobiście nadzorował Bolesław Bierut. Tymczasem w 1953 roku umarł Józef Stalin i nastąpiło zakończenie wojny koreańskiej. Pojawiające się symptomy odprężenia międzynarodowego spowodowały, że zrewidowano wiele planów dotyczących wojska. 7 marca 1955 roku Biuro Polityczne KC PZPR uznało za celowe dążenie do zmniejszenia budżetu MON o 300 milionów złotych i upoważniło marszałka Rokossowskiego do powtórnego zbadania możliwości przesunięć w poszczególnych jego pozycjach i przedstawienia wniosków w tej sprawie. Zmiany w ZSRR, spotkanie szefów rządów wielkich mocarstw w lipcu 1955 roku i przeobrażenia zachodzące w Polsce po przełomie październikowym w 1956 roku umożliwiły rozpoczęcie przez Sztab Generalny nowych prac nad koncepcją systemu obronnego kraju. W coraz szerszym zakresie starano się w nich uwzględnić interes narodowy Polski. W 1959 roku na łamach „Myśli Wojskowej” rozpoczęto dyskusję na temat konieczności przeciwstawienia się wszelkim formom zbrojnego działania przeciwnika na obszarze całego kraju oraz zapewnienia warunków do funkcjonowania państwa w czasie wojny. Był to pierwszy publiczny sygnał o rodzącej się koncepcji obrony terytorium kraju (OTK). Z oficjalną inicjatywą utworzenia OTK wystąpiło kierownictwo MON. Jej gorącym zwolennikiem był minister obrony generał Marian Spychalski. Zyskała szansę na rychłą realizację przy okazji omawiania projektu powołania Komitetu Obrony Kraju (KOK) oraz Terenowej Obrony Przeciwlotniczej (TOPL). Na posiedzeniu tak zwanego Centralnego Zespołu Partyjnego MON z udziałem I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki minister obrony narodowej wysunął propozycję dotyczącą utworzenia naczelnego organu państwa do spraw obronnych. 18 lutego 1959 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę numer 66 o ponownym powołaniu do życia Komitetu Obrony Kraju − motywował to koniecznością „zapewnienia sprawnego kie- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 63 L U D O W E W O J S K O P O L S K I E rowania działalnością organizacyjną państwa w zakresie obronności kraju”. W grudniu 1959 roku na podstawie ówczesnej oceny zagrożenia bezpieczeństwa Polski KOK przyjął uchwałę w sprawie organizacji systemu obrony terytorium kraju (OTK). Załączony do niej ogólny zarys organizacji tego systemu uznano za podstawę do opracowania planu obrony na wypadek konfliktu zbrojnego. Pierwsze miarodajne informacje o istnieniu tej części systemu obronnego zostały przedstawione publicznie przez generała dywizji Bolesława Chochę pod koniec 1963 roku. Pisał on, że na system OTK składają się dwa elementy: pierwszy – powszechne obronne przygotowanie społeczeństwa i drugi – przygotowanie odpowiednich sił i środków. Obronne przygotowanie społeczeństwa miało polegać na zapoznaniu się ze skutkami działania środków rażenia i sposobami ochrony przed nimi. Siły i środki OTK natomiast dzielono na siły regularne, to znaczy wojska OTK, czyli pułki i bataliony przeznaczone do likwidacji skutków działania broni masowego rażenia, ochrony ważnych obiektów i zwalczania desantów, oraz jednostki zmilitaryzowane mające charakter odwodów i oddziały samoobrony. W systemie tym zostało wyznaczone także miejsce dla społecznych organizacji paramilitarnych, które miały koncentrować wysiłki na tworzeniu oddziałów samoobrony i propagowaniu obronności w społeczeństwie. Ten nowy element w systemie obronnym państwa, o charakterze czysto narodowym, nie miał wówczas odpowiednika w żadnym z pozostałych państw Układu Warszawskiego. Organizacja systemu miała charakter dwuwarstwowy: militarny i cywilny. W warstwie militarnej znalazła się część sił zbrojnych niewchodząca w skład frontu (początkowo siedemnaście brygad i trzy pułki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przeformowane w 1968 roku na Wojska Obrony Wewnętrznej, oraz akademie wojskowe i szkoły oficerskie, część sił WOP, a także niewielkie jednostki podległe etatowym komendantom garnizonów). Utworzono nowy rodzaj wojsk – jednostki obrony terytorialnej (pułki i samodzielne bataliony, z czasem nawet brygady OT, a także wyspecjalizowane jednostki przeprawowo-mostowe, drogowe i kolejowe). Powołano terenowe (wojewódzkie, powiatowe i miejskie) sztaby wojskowe. Wspomagały one działalność komitetów obrony powołanych na tych poziomach. W systemie OTK znalazły się początkowo WOPLOK przekształcone w 1962 roku w samodzielny rodzaj sił zbrojnych pod nazwą Wojska Obrony Powietrznej Kraju (WOPK). W warstwie cywilnej, zwanej też układem pozamilitarnym, znalazły się nieomal wszystkie struktury organizacyjne państwa, poczynając od władz naczelnych po gminne i „obronnie zorganizowane społeczeństwo”. Prace koncepcyjne Sztabu Generalnego związane z powołaniem OTK trwały około pięciu lat (1959−1964). Ostatecznie w OTK wyodrębniono część wojskową i cywilną. W tej drugiej ważną rolę przypisano Terenowej Obronie Przeciwlotniczej (TOPL), której cele, program działania i zadania pasowały do funkcji, które przewidywano dla OTK. Występowało w niej bowiem wiele służb specjalistycznych, jak na przykład: łączności, medyczno-sanitarna, ratownictwa technicznego, radiologiczna, ratownictwa technicznego, odkażania i dezaktywacji, energetyczna, przeciwpożarowa, weterynaryjna, na których bazie można było utworzyć formacje obrony przed skutkami broni masowego rażenia. W kwietniu 1964 roku Rada Ministrów PRL wyłączyła TOPL z podległości MSW i podporządkowała ją ministrowi obrony narodowej. W połowie września tego samego roku decyzją ministra obrony komendant główny TOPL został podporządkowany wraz z podległą komendą bezpośrednio szefowi Sztabu Generalnego. Komendy wojewódzkie TOPL weszły w skład wojewódzkich sztabów wojskowych, a komendy powiatowe i miejskie TOPL stały się zawiązkami powiatowych i miejskich sztabów wojskowych. W 1964 roku Spychalski obwieścił istnienie kompleksowego systemu obrony terytorium kraju PODEJRZLIWOŚĆ ZSRR Autonomiczne czynności związane z przygotowaniem struktury państwa i sił zbrojnych do działań w okresie wojny, zwłaszcza podejmowane przez Sztab Generalny w dziedzinie OTK, budziły wyraźną niechęć, a nawet podejrzliwość kierownictwa ZSRR i Dowództwa Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego (DZSZUW). Jednak już pod koniec lutego 1964 roku na specjalnej naradzie prezes Rady Ministrów zapoznał przewodniczących wojewódzkich rad narodowych z koncepcją OTK. W czerwcu tego samego roku marszałek Spychalski publicznie obwieścił: „Został zorganizowany, rozwija się i podnosi swoją gotowość jednolity, kompleksowy system obrony terytorium kraju, sięgający od szczebla centralnego, poprzez wojewódzki, do najniższych terenowych ogniw, tak w układzie kierowania-dowodzenia, jak i przygotowania niezbędnych sił i środków, w tym jednostek obrony terytorialnej i oddziałów samoobrony. W rozwój tego powszechnego systemu wnoszą skoordynowany wkład wszystkie organizacje społeczne związane charakterem swojej działalności z obronnością kraju, jak LOK, TOPL i inne”. 64 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 W NA STĘP NYM NUM Bez r ERZE akiet : n Wojs i e ma a k mode o Polskie r m ii na rnizowa cały cza zak ło. ss rozwią up nowe Gdy nie b ię yło śr zania go sprz od ę racjo naliza tu, stosow ków cyjne ano . Zaraz po tym szef Sztabu Generalnego WP ustalił zakres zadań i strukturę TOPL w MON. Komendę Główną TOPL oddano pod bezpośredni nadzór zastępcy szefa SGWP. W ten sposób TOPL została zintegrowana z systemem obronnym kraju, wnosząc do OTK swój potencjał w postaci sił i środków, wypełniający pozamilitarną część tego systemu. Jej cele i zadania zostały w OTK utrzymane, a nawet rozszerzone. Wyeksponowano zwłaszcza zadania TOPL mające na celu przygotowanie społeczeństwa do obrony przed skutkami broni masowego rażenia. TOPL ulegała dalszym przekształceniom i w grudniu 1965 roku główny inspektor OT wydał zarządzenie o powołaniu Powszechnej Samoobrony (PS) i utworzeniu jej inspektoratu. Po ośmiu latach funkcjonowania oddziałów PS została powołana Obrona Cywilna (OC). Pod koniec lat siedemdziesiątych podejście do OTK uległo istotnym przewartościowaniom. Odchodzono stopniowo od jej strukturalnego pojmowania, zanikało pojęcie „system OTK”, eksponowano zaś funkcje rzeczowe OTK jako kompleks zadań obronnych realizowanych przez określone struktury państwa. Sprowadzał się on do następujących działów obronności państwa: militarnego, politycznego, gospodarczego, bezpieczeństwa wewnętrznego i Obrony Cywilnej. Podłożem przewartościowań był nie tyle zanik niektórych struktur OTK z lat sześćdziesiątych, ile założenie, że państwo za pośrednictwem swoich organów realizuje nie tylko ciążące na nim funkcje okresu pokojowego, lecz także dodatkowe, narzucane przez bieg wydarzeń w okresie zagrożenia i wojny. Uznano, że OTK jest połączeniem kilku rodzajów działań ukierunkowanych pod względem zadaniowo-funkcjonalnym, których wspólnym celem jest obrona kraju. Pod względem rzeczowym również Obrona Cywilna należała do OTK. W I Z Y T Ó W K A Generał dywizji FRANCISZEK PUCHAŁA U kończył OSArt w Toruniu, Akademię SGWP oraz Akademię SG Sił Zbrojnych ZSRR. W Wojsku Polskim służył 42 lata, z czego ponad 20 lat w Sztabie Generalnym WP jako szef Zarządu Operacyjnego, a następnie zastępca do spraw operacyjnych oraz pierwszy zastępca szefa SGWP. ŁUKASZ RESZCZYŃSKI Upadek Adrianopola Twierdza w Adrianopolu pozostawała najsilniejszym punktem obrony imperium osmańskiego. Jej zdobycie otworzyło Bułgarom drogę do Konstantynopola. T o miasto (obecnie Edirne, znajdujące się w granicach Turcji) odegrało dość ważną rolę w tragicznej historii wielkich imperiów. Porażka z Wizygotami w tym miejscu w znaczny sposób przyczyniła się do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Nauczeni tym doświadczeniem Ottomanowie stworzyli z tej twierdzy żelazną bramę strzegącą dostępu do stolicy imperium – Konstantynopola. Dzięki rozciągnięciu swoich wpływów na państwa bałkańskie Porta przez długi okres nie musiała się martwić o jedną z najpotężniejszych strażnic swoich europejskich włości. Układ polityczny w Europie na początku XX wieku zmienił tę sytuację diametralnie. DYPLOMATYCZNY KONTRATAK Do gry weszła Rosja, która zaczęła obawiać się rosnącej potęgi Austro-Węgier, a także szukała szansy na poprawienie swojego wizerunku nadszarp- i wyraźnie wymknęły się spod kontroli ówczesnym mocarstwom europejskim. 8 października niewielka Czarnogóra wypowiedziała wojnę imperium osmańskiemu, a za jej przykładem podążyli pozostali bałkańscy sojusznicy. Tak rozpoczęła się I wojna bałkańska. WSPARCIE BALONOWE Tajny protokół marcowej umowy z 1912 roku pomiędzy Serbią a Bułgarią przewidywał, że kraje te wystawią do walki z Turkami 150-tyniętego przegraną wojną z Japonią. Gdy sięczną (Serbia) oraz 200-tysięczną (Bułgaria) Wiedeń, nie bacząc na międzynarodoarmię. Te dwa państwa przyjęły na siebie najwe konsekwencje, zaanektował Bośnię większy ciężar wypierania Imperium Osmańi Hercegowinę, Moskwa przystąpiła do skiego z Europy. dyplomatycznego kontrataku. Bez truW tym czasie Porta borykała się z wieloma du znalazła sprzymierzeńców wśród problemami wewnętrznymi i zewnętrznymi. państw bałkańskich, które przez wieki Włączenie się do wojny greckiej flotylli skuteczżyły w habsbursko-osmańskim ucisku. nie sparaliżowało możliwości logistyczne tureDodatkowo aneksja Bośni i Hercegowi- 26 marca ckiej armii, szybki zaś przerzut wojsk z innych ny rozwścieczyła Serbię, która miała 1913 roku części imperium na Bałkany nie służył ich jakoMehmet Sükür nadzieję na przyłączenie tych ziem; Pasza poddał ści bojowej. Problem stanowiła również młoda traktowała je jako pierwotnie własne. Adrianopol. Dzień i niedoświadczona kadra oficerska, co było wiDziałania Rosji, które w założeniu później na czele doczne zwłaszcza podczas starć artyleryjskich. miały osłabić cesarstwo Habsburgów, zwycięskiej Działania wojenne w Tracji, gdzie operowały parady do przyniosły jednak zupełnie inny skutek. miasta wjechał głównie wojska bułgarskie, przebiegały gładko Inspirowane przez nią bałkańskie soju- bułgarski car i po myśli bałkańskich sojuszników. Po dotarciu sze (Serbii z Bułgarią, Grecji z Bułgarią Ferdynand I. Bułgarów do rzeki Ardas stało się jasne, że ostatoraz Czarnogóry z Serbią i Bułgarią) nią szansą Porty na powstrzymanie zwycięskiego podpisane na początku 1912 roku, mamarszu wroga stanie się twierdza w Adrianopolu. jące charakter stricte militarny, zostały W tamtym czasie uchodziła ona za najlepiej uforwykorzystane w zupełnie nieprzewityfikowaną w całym imperium, jej podstawowym dzianym przez Rosjan celu – przeciwko zadaniem było zaś związanie możliwie jak najimperium osmańskiemu. Szczególnie większych sił wroga, a tym samym obrona przedsilne antytureckie nastroje były wyczupola stolicy. walne w Sofii oraz Belgradzie. WypadGarnizon twierdzy został wzmocniony już ki potoczyły się niemal błyskawicznie w pierwszych dniach wojny bałkańskiej. Ogółem POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 65 W O J N Y B A Ł K A Ń S K I E Turecka piechota pod Tumanowem do obrony Adrianopola przeznaczono około 60 tysięcy żołnierzy, w tym ponad tysiąc oficerów (tworzyli oni dywizje piechoty, pułk strzelców, brygadę kawalerii, brygadę kawalerii lekkiej; wyposażeni byli w około 250 dział różnego kalibru). Obrona twierdzy składała się z kilku linii sięgających promieniem nawet do ośmiu kilometrów. Wokół rozlokowano kilkanaście fortów, które poza oddziałami piechoty wyposażone były w karabiny maszynowe, działa i haubice. Obroną twierdzy dowodził Mehmet Sükür Pasza. W sytuacji gdy Turcy zgromadzili tak znaczne siły w Adrianopolu, Bułgarzy zmuszeni zostali do całkowitego wyizolowania tamtejszych oddziałów, gdyż stanowiły one zbyt duże zagrożenie dla tyłów armii bułgarskich podążających dalej na południe. Siły bułgarskie dowodzone przez generała Nikołę Iwanowa (liczebnością zbliżone do załogi tureckiego garnizonu) przekroczyły rzekę Ardas 27 października i w ciągu kilku dni utworzyły niemal pełny pierścień wokół twierdzy. Już dwa dni później bułgarska artyleria rozpoczęła regularny ostrzał, dławiąc tym samym wszelkie tureckie próby uzyskania choćby wąskiego korytarza zapewniającego zaopatrzenie. Artyleria odegrała zresztą decydującą rolę w oblężeniu Adrianopola (początkowo były to trzy bataliony 120 milimetrowych haubic), Bułgarzy wspierali zaś jej skuteczność dzięki balonom, z których obserwatorzy podawali dokładne współrzędne jednostek wroga. wokół Adrianopola były niewielkie. Sytuacja odmieniła się pod koniec października, kiedy zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami w rejon przybyła prawie pięćdziesięciotysięczna armia serbska dowodzona przez generała Stepana Stepanovicia. Dodatkowym wzmocnieniem okazały się przybyłe wraz z Serbami potężne haubice o kalibrach 120 milimetrów i 150 milimetrów. Niezwykle skuteczny ostrzał artyleryjski stwarzał idealne warunki dla bułgarskiej i wspierającej ją serbskiej piechoty. Bułgarscy piechurzy zdobyli zresztą podczas tej wojny bojową sławę dzięki brawurowym atakom na bagnety i charakterystycznym okrzykom bojowym. Zbliżająca się zima ostudziła zapał zarówno atakujących, jak i obrońców. Na początku grudnia obie strony podpisały zawieszenie broni, które zaczęło obowiązywać po kilku dniach. Przerwa w walkach stała się okazją dla przeglądu sytuacji i stworzenia nowych planów wojennych przez władze w Sofii. Bułgarzy, zwłaszcza dowódcy w Sztabie Generalnym, nie do końca byli przekonani o potrzebie całkowitego zdobycia Adrianopola. Zajęcie twierdzy stwarzało co prawda otwartą drogę do Konstantynopola, jednak to wyzwanie znacznie przewyższało militarne, a co ważniejsze – polityczne możliwości Bułgarii. Obawy te podzieliły bułgarskich wojskowych, ale dzięki skutecznemu lobbingowi generała Iwanowa zapadła decyzja o zajęciu twierdzy. Tymczasem sytuacja po drugiej stronie barykady nie wyglądała dobrze. Turcy niemal z miejsca przystąpili do odbudowy zniszczonych umocnień twierdzy, jednak coraz bardziej zaczęła dawać się im we znaki trudna sytuacja zaopa- Zajęcie twierdzy znacznie przewyższało militarne, a co ważniejsze – polityczne możliwości Bułgarii BUŁGARSKIE BAGNETY W sumie jednak postępy wojsk bułgarskich w pokonywaniu kolejnych linii tureckiej obrony 66 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 trzeniowa. Dodatkowo w imperium osmańskim nastąpiły dość poważne zawirowania polityczne związane z przejęciem władzy przez młodoturków, co wpływało na obniżanie poziomu morale załogi Adrianopola. Na początku lutego, gdy minął termin zawieszenia broni, sojusznicze siły bułgarsko-serbskie przystąpiły do zmasowanej ofensywy. Dodatkowo Belgrad przysłał w rejon kolejne 17 baterii artylerii, co wydatnie wzmocniło siłę ognia sprzymierzonych. Ostateczna ofensywa na adrianopolską twierdzę rozpoczęła się 24 marca 1913 roku. Zaskoczone oddziały tureckie systematycznie uginały się pod zmasowanym ogniem artylerii i piechoty. Ataki organizowane były głównie nocą, co okazało się znacznym utrudnieniem dla obrońców. W kilka dni wojska bałkańskie zdobyły główne forty wokół twierdzy (Bađlarönü, Cevizlik, Ayvasbaba i Taş Ocak), co praktycznie przesądziło o jej przyszłym losie. W beznadziejnym położeniu oraz wobec braku informacji o ewentualnej odsieczy dla walczącej załogi Adrianopola Mehmed Sükür Pasza 26 marca 1913 roku poddał twierdzę. Dzień później na czele zwycięskiej parady do miasta wjechał bułgarski car Ferdynand I. Według informacji badaczy, w trakcie oblężenia Turcy stracili około 13 tysięcy żołnierzy, pozostała zaś część dostała się do bułgarskiej niewoli. Znacznie dotkliwsze w tym względzie były straty bułgarskie, które wyniosły ponad 18 tysięcy żołnierzy. POCZĄTEK KOŃCA IMPERIUM Upadek twierdzy adrianopolskiej był punktem zwrotnym I wojny bałkańskiej, stał się także początkiem końca osmańskiej obecności na kontynencie europejskim. Zaniepokojone rosnącą siłą Bułgarii mocarstwa europejskie zainterweniowały dość szybko – zmuszając bałkańską koalicję do podjęcia rozmów pokojowych. Osłabienie imperium osmańskiego nie leżało w ówczesnym interesie Rosji, która nastawiała się głównie na rywalizację z Austro-Węgrami. W maju 1913 roku podpisany został traktat londyński, który kończył zmagania państw bałkańskich z wielowiekowym okupantem. Bułgarska obecność w Adrianopolu nie trwała jednak zbyt długo. Wobec napięć z dotychczasowymi sojusznikami, wynikających z walki o dominację w regionie oraz sporów terytorialnych (dotyczących głównie Macedonii), jeszcze w tym samym roku wybuchł drugi konflikt bałkański. Tym razem poprzednią rolę Porty przejęła Bułgaria i walczyła ze sprzymierzonymi Serbami, Grekami, Rumunami, Czarnogórcami oraz Turkami. Kończący konflikt traktat bukareszteński przywrócił Porcie twierdzę w Adrianopolu. Nie odzyskała już ona jednak swojej świetności, podobnie jak całe Imperium Osmańskie. Oblężenie tureckiej twierdzy stało się swoistym preludium dla przyszłych działań na frontach I wojny światowej. TADEUSZ WRÓBEL Ostatnia klęska aliantów Flaga ze swastyką powiewała nad częścią greckich wysp do końca wojny. P o zawarciu zawieszenia broni z nowym włoskim rządem marszałka Pietra Badoglia Brytyjczycy i Grecy podjęli próbę przejęcia kontroli nad częścią wysp Morza Egejskiego. We wrześniu 1943 roku wysłali oddziały na leżący w pobliżu tureckiego wybrzeża archipelag Dodekanez. Od 1912 roku był on włoską kolonią. Już 8 września 1943 roku alianci bez walki przejęli wysepkę Kastelorizo. Następnego dnia brytyjska misja z dowódcą jednostki Special Boat Service majorem George’em Jellicoem przybyła na Rodos, największą wyspę archipelagu, by nawiązać kontakt z miejscowymi włoskimi dowódcami, w tym gubernatorem Dodekanezu admirałem Inigiem Campionim. Włosi mieli tam około 40 tysięcy żołnierzy. Kolejne ponad 15 tysięcy stacjonowało na innych wyspach. Na Rodos skoncentrowana była większość jednostek 50 Dywizji Piechoty Regina – pułk artylerii oraz 9 (bez jednego batalionu) i 309 pułki piechoty – którymi dowodził generał dywizji Michele Scaroina. Całością włoskich sił lądowych dowodził generał korpusu Arnaldo Forgiero. Poza dywizją były jeszcze trzy zgrupowania artylerii z działami kalibrów 105, 149 i 210 milimetrów, a także jedno zgrupowanie przeciwlotnicze. Do tego dochodziło osiem baterii nadbrzeżnych marynarki wojennej, mających po cztery–pięć dział kalibrów 120- i 152-milimetrowe lub rzadziej armaty 76-milimetrowe. Na Rodos stacjonowały niszczyciel „Crispi”, eskadra ścigaczy torpedowych i III Flotylla Jednostek Szturmowych (Mezzi d’Assalto). Włosi posiadali również barki desantowe i starą kanonierkę. Na wyspie bazowało 40 myśliwców, 12 bombowców, 5 samolotów transportowych i kilka wodnosamolotów. Od lutego 1943 roku stacjonowali tam też Niemcy. W marcu utworzyli Brygadę Szturmową Rodos (Sturmbrigade Rhodos), którą w maju przekształcili w dywizję w sile 6–8 tysięcy żołnierzy pod dowództwem generała porucznika Ulricha Kleemanna. W źródłach istnieją pewne rozbieżności co do składu Dywizji Szturmowej Rodos (Sturm-Division Rhodos). We wrześniu 1943 roku gros jej sił stanowiły cztery bataliony grenadierów pancernych i batalion pancerny wyposażony w czołgi i działa samobieżne oraz jednostka rozpoznawcza (Panzer-Aufklärungs-Abteilung 999) z motycyklami i kilkudziesięcioma pojazdami opancerzonymi. Była też kompania saperów, cztery baterie artylerii z działami 105 i 150 milimetrów oraz pięć baterii przeciwlotniczych z armatami 88-milimetrowymi. Włoskie publikacje podają, że w skład dywizji wchodził trzystuosobowy pododdział Greków w niemieckich mundurach. Niemcy nie zamierzali przyglądać się bezczynnie, jak alianci tworzą na wyspie przyczó- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 67 I I W O J N A Ś W I A T O W A Historia według MacLeana K ampania dodekanezka 1943 roku i działania podczas niej sił specjalnych zainspirowały szkockiego pisarza Alistaira MacLeana, który w 1957 roku opublikował powieść „Działa Navarony”. Na jej podstawie powstał film, który należy do klasyki kina wojennego. Część scen nakręcono na Rodos. Żołnierze z Dywizji Specjalnej Branderburg NIemiecki okręt UJ2104 Generał major Otto Wagener Samoloty Ju-88 nad Leros łek, z którego mogą podjąć próbę lądowania na Bałkanach. Siły Grupy Armii E, którą dowodził generał Alexander Löhr, szybko rozpoczęły kontrakcję. BITWA O RODOS Ich pierwszym celem, już 9 września, stała się właśnie ta część Rodos, którą zajmowali alianci. Włosi skapitulowali 11 września. Decyzja dowództwa była zaskoczeniem dla wielu żołnierzy, gdyż częściowo udało się im powstrzymać nacierających Niemców. Wpływ na szybkie złamanie włoskiego oporu miała przewaga wroga jeśli chodzi o lotnictwo i broń pancerną. Niemcy mieli 17 czołgów Panzer IV. Poza tym Wehrmacht posiadał 15 dział samobieżnych i około 150 innych pojazdów opancerzonych. Nie bez znaczenia było też opanowanie przez nich sztabu 50 DP, co sparaliżowało włoski system dowodzenia. Co prawda na wyspie znajdowała się wspomniana brytyjska grupa łącznikowa, ale alianci nie mogli udzielić Rodos szybkiego i skutecznego wsparcia. W walkach zginęło 447 Włochów. Po stronie niemieckiej było 66 zabitych i jeden zaginiony. Znamienne jest, że w dniu upadku Rodos Adolf Hitler wydał rozkaz rozstrzeliwania 68 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 włoskich oficerów, którzy zwrócą broń przeciwko Niemcom. Mimo że masowe represje nie dotknęły jeńców z tej wyspy, Włosi podają, że 90 spośród nich rozstrzelano. Tysiące ze schwytanych żołnierzy zginęły, gdy przewożono ich drogą morską na kontynent. 23 września 1943 roku brytyjskie niszczyciele zatopiły statek „Gaetano Donizetti”, z 1835 włoskimi jeńcami na pokładzie. Jeszcze tragiczniejsze było zatonięcie 12 lutego 1944 roku koło Przylądka Sunion norweskiego parowca „Oria” z 4046 Włochami. Uratowano tylko 21 z nich. Niezrażeni upadkiem Rodos Brytyjczycy 14 września 1943 roku rozpoczęli przerzut drogą lotniczą żołnierzy na Kos. Dzień wcześniej kilkadziesiąt amerykańskich bombowców zbombardowało rodyjskie lotniska, utrudniając Niemcom przeciwdziałanie akcji aliantów. Na Kos przerzucono z Syrii 1 Batalion Pułku Durham Light Infantry. Zrzucono też kompanię spadochroniarzy z 11 Batalionu Pułku Spadochronowego. W składzie zgrupowania znaleźli się też żołnierze Królewskich Sił Powietrznych z dziewięcioma działkami prze- Force 292 Z myślą o operacji w rejonie Morza Egejskiego Dowództwo Bliskowschodnie wydzieliło do działań 234 Brygadę Piechoty. J ednostka ta powstała 1 kwietnia 1943 roku w wyniku przeformowania 4 BP stacjonującej na Malcie. Po przeniesieniu na Bliski Wschód weszła w skład indyjskiej 10 Dywizji Pancernej. Dowodził nią generał major Francis G. R. Brittorous. W momencie rozpoczęcia kampanii na wyspach greckich miała sześć batalionów piechoty. Force 292 podporządkowano dodatkowo 11 batalion spadochronowy i pododdziały z Pułku RAF. Znaczący element zgrupowania stanowiły siły specjalne. Składały się one z 12 zespołów (160 żołnierzy) z SBS. Druga jednostka, Long Range Desert Group, reprezentowana była przez dwa szwadrony liczące w sumie 130 ludzi. Byli też komandosi z 30 Comando Royal Navy (jednostka wywiadowcza) oraz grecki Święty Zastęp. W sumie Force 292 liczyło ponad pięć tysięcy żołnierzy. Desanty, których nie było Amerykanie uważali, że dla Brytyjczyków liczą się tylko własne korzyści polityczne. hftghfgjfgj Kontradmirał Luigi Mascherpa Podpułkownik John Richard Easonsmith Grecki niszczyciel „Vasilissa Olga” ciwlotniczymi HS.404 kalibru 20 milimetrów oraz jednostki specjalnej SBS. Siły brytyjskie przerzucone na Kos szacowane były na około 1,6 tysiąca ludzi. Włoski garnizon dowodzony przez pułkownika Felice’a Leggia liczył od 3,5 do 4 tysięcy żołnierzy i opierał się na 10 Pułku Piechoty z 50 Dywizji Regina. Na lotnisku w Anitimachii bazowały cztery samoloty myśliwskie z 396 Eskadry z Rodos. Jednym z nich był przestarzały dwupłatowiec Fiat C.R.42, ale niewiele większą wartość miały słabo uzbrojony (w dwa karabiny maszynowe kalibru 12,7 milimetra) Fiat G.50 Freccia oraz nowsze Macchi M.C.202 Folgore. DESANT BRANDENBURCZYKÓW Brytyjczycy wylądowali na Astipalei, Kos, Kalymnos, Leros i Simi. Za to Niemcy opanowali do 19 września, nie napotykając oporu, Karpathos, Kasos, a także Cyklady i Sporady. Kontrolowane przez siły brytyjsko-włoskie wyspy były atakowane przez Luftwaffe, która po wzmocnieniu dysponowała na początku października, zależnie od źródeł, 362–396 samolotami. Tymczasem alianckie lotnictwo liczące na początku kampanii 260 maszyn top- N a początku 1943 premier Winston Churchill polecił brytyjskim dowódcom przygotować dużą operację desantową pod kryptonimem „Accolade”. Jej celem miały być Rodos i Karpathos. Brytyjscy sztabowcy uznali, że dotarcie na włoskie wyspy będzie łatwiejsze niż na obsadzoną przez Niemców Kretę. W desancie miały wziąć udział trzy dywizje piechoty i brygada pancerna oraz jednostki wsparcia. Największym problemem był 10 Korpus Lotniczy Luftwaffe, który miał bazy w pobliżu rejonu operacji. Tymczasem najbliższe alianckie lotniska znajdowały się na Cyprze. Ostatecznie zdecydowano się na lądowanie na Sycylii, gdzie łatwiej było zapewnić desantowanym wojskom wsparcie lotnictwa bazującego w Afryce Północnej i Malcie. Nie bez znaczenia był też sceptycyzm, czy wręcz niechęć Amerykanów do działań w rejonie Mo- niało z każdym dniem. Jednocześnie Wehrmacht przygotowywał się do operacji desantowych. Trzy tygodnie po opanowaniu Rodos niemieckie oddziały rozpoczęły nad ranem 3 października 1943 roku lądowanie na Kos. Większość sił inwazyjnych stanowili żołnierze 22 Dywizji Piechoty z Krety. W składzie zgrupowania były też dwie kompanie z dywizji specjalnej „Brandenburg”. Operacją dowodził generał porucznik Friedrich-Wilhelm Müller nazywany Rzeźnikiem z Krety. Za popełnione zbrodnie wojenne został skazany na śmierć i rozstrzelany przez Greków w 1947 roku. Pierwsze 1,2 tysiąca Niemców wylądowało na północnym wybrzeżu Kos w Marmari i Tingahi, a także w rejonie Zatoki Camare na południowym zachodzie. Niebawem w rejonie Antimachii zrzucono desant spadochronowy brandenburczyków. Przed końcem dnia pod kontrolą Niemców znalazło się centrum wyspy, a oddziały brytyjsko-włoskie wycofały się w rejon miasta Kos. Ich zorganizowany opór zakończył się wczesnym rankiem 4 października. Dwa dni później, zgodnie z wydanym przez Hitlera rozkazem, Niemcy rozstrzelali wziętych do niewoli 103 włoskich oficerów, w tym pułkownika Leggia. Część żołnierzy rza Egejskiego. Uważali oni, że Brytyjczycy promują je ze względu na własne powojenne korzyści polityczne. Wysuwali też argument, że należy skoncentrować się na Półwyspie Apenińskim, by wyeliminować z wojny Włochy. Jankesi ostrzegli Brytyjczyków, że jeśli zdecydują się na jakąś akcję na wschodzie Morza Śródziemnego, to nie mają co liczyć na ich wsparcie. Niemniej jednak Churchill nie chciał zrezygnować z uderzenia na Bałkany. W sierpniu 1943 roku polecił przygotować mniejszą operację desantową. W jej ramach indyjska 8 Dywizja Piechoty miała wylądować na Rodos. W październiku 1943 roku zaniechano jednak tego planu. Nie bez wpływu była szybka kontrakcja Niemców, którzy opanowali większość greckich wysp, a także to, że Amerykanie znowu odmówili pomocy. Brytyjczycy zwrócili do nich o myśliwce dalekiego zasięgu. brytyjskich uciekła na inne wyspy, skąd później komandosom SBS udało się ewakuować 105 osób. Tu niezwykle ważne okazało się ciche przyzwolenie Turcji na korzystanie przez aliantów z jej terytorium i wód. 16 września 1943 roku oddziały brytyjskie wylądowały na Leros. To właśnie tam skoncentrowano większość sił Force 292. Były to trzy bataliony piechoty plus kompania 2 Batalionu Pułku Queen’s Own Royal West Kent w ramach 234 Brygady Piechoty, którą od 5 listopada dowodził brygadier Robert Tilney. Na wyspie znaleźli się też żołnierze sił specjalnych. Siły brytyjskie na Leros oceniane były na mniej więcej trzy tysiące ludzi. Kontradmirał Luigi Mascherpa miał pod swą komendą ponad osiem tysięcy Włochów, głównie marynarzy. W jego zgrupowaniu był między innymi jeden batalion piechoty i dwie kompanie karabinów maszynowych. Włosi posiadali wodnosamoloty, niszczyciel, kilka ścigaczy torpedowych oraz kilkanaście jednostek pomocniczych. W ufortyfikowanych stanowiskach rozmieszczone było ponad sto dział różnego kalibru. Niemcy planowali rozprawić się z Leros tuż po zajęciu Kos. Początek operacji „Leopard” wyznaczono na 9 października. Plany te po- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 69 I I W O J N A Ś W I A T O W A Święty Zastęp Nazwa tej jednostki nawiązywała do elitarnego oddziału tebańskich hoplitów z IV wieku przed naszą erą. P oczątek greckiej jednostce specjalnej Ieros Lochos (Święty Zastęp) dała utworzona w sierpniu 1942 roku w Palestynie Kompania Nieśmiertelnych, która u zarania była kompanią karabinów maszynowych mającą wejść w skład formowanej 2 Brygady Greckiej. 15 września tegoż roku nowy dowódca, pułkownik Christodous Tsigantes, zmienił jednak nazwę jednostki i jej charakter. Początkowo Święty Zastęp był kompanią, ale z czasem został rozbudowany do batalionu, a potem pułku. Komandosi greccy walczyli w ostatnich miesiącach kampanii północnoafrykańskiej w Tunezji. W momencie jej zakończenia zastęp liczył 314 ludzi. W październiku 1943 roku na spa- dochronach i statkami greccy żołnierze dotarli do Samos. Operowali stamtąd do czasu nadejścia rozkazu ewakuacji. Święty Zastęp ponowił działania w rejonie Morza Egejskiego i Dodekanezu już na początku 1944 roku. Jednocześnie rozrósł się do tysiąca żołnierzy. Po powrocie do ojczyzny w październiku 1944 krzyżowało jednak zniszczenie 7 października przez flotę brytyjską niemieckiego konwoju. Utrata setek żołnierzy i wielu barek desantowych wymusiła przesunięcie terminu lądowania na Leros. POGROM KOMANDOSÓW W nocy 23 października 1943 roku żołnierze Long Range Desert Group przeprowadzili rajd na wyspę Levitha, w którym ponieśli duże straty. Zginęło lub trafiło do niewoli 41 z 50 jego uczestników. Oznaczało to, że w ciągu kilku godzin LRDG straciła niemal jedną trzecią swych sił na greckich wyspach. Zarazem były to największe straty tej jednostki podczas całej wojny. Prawdopodobnie była to konsekwencja tego, że komandosi działali w czasie rajdu wbrew mottu swej jednostki – Nie siłą, lecz sprytem (Non vi, sed arte). Reszta LRDG stacjonowała na wyspie Leros, gdzie wraz z SBS pełniła rolę sił szybkiego reagowania, które miały zwalczać niemieckie desanty spadochronowe w trakcie oczekiwanej inwazji. Brytyjczycy spodziewali się ataku, bo wiedzieli, że z Kos i Kalymnos wypłynęły niemieckie konwoje. Wskazywały na to także wzmożone od 26 października naloty. 70 roku przyszło im walczyć z komunistyczną partyzantką o kontrolę nad Atenami. Niebawem jednak komandosi wznowili działania nękające niemieckie garnizony na wyspach, które trwały do maja 1945 roku. Pułkownik Tsigantes miał satysfakcję, że wraz z Brytyjczykami w imieniu Grecji przyjął kapitulację Niemców na Dodekanezie. Jego obecność miała znaczenie polityczne. Stanowiła potwierdzenie greckich roszczeń do tych wysp. 16 listopada o godzinie 18.30 siły brytyjskowłoskie otrzymały rozkaz zaprzestania walki. Brytyjczycy, Grecy i Włosi stracili 419 ludzi. Niemców zajęcie Leros kosztowało 520 zabitych. Część alianckich żołnierzy, w tym jeden ze współtwórców LDRG pułkownik Guy Lenox Prendergast i major George Jellicoe, znalazła schronienie w Turcji. Około 8,5 tysiąca aliantów trafiło jednak do niewoli. Schwytani przez Niemców na Leros admirałowie Mascherpa i Campioni zostali wydani marionetkowej Włoskiej Republice Socjalnej. 22 maja 1944 roku stanęli przez Trybunałem Specjalnym w Parmie, który skazał ich na śmierć. Obu rozstrzelano dwa dni po wydaniu wyroku. LICZENIE STRAT Po katastrofie na Leros Brytyjczycy ewakuowali pozostałe na wyspach greckich wojska. Za koniec kampanii w rejonie Dodekanezu uważany jest 22 listopada 1943 roku, gdy skapitulował pozostawiony sam sobie 2,5 tysięczny włoski garnizon na Samos, aczkolwiek wyspa ta nie należy do archipelagu. Wcześniej Niemcy zajęli wyspy Fournoi, Ikaria i Patmos. Ich rządy oznaczały eksterminację zamieszkujących tam Żydów Sefardyjskich. W lipcu 1944 roku aresztowano około 1,8 tysiąca z nich i zesłano do obozów. Zaledwie 151 przetrwało tę gehennę. Podczas kampanii dodekanezkiej BrytyjNiemcy załadowali wojska na pięć czycy stracili około 4,8 tysiąca żołnierzy (zostatków pasażerskich i 13 barek destali zabici, ranni lub wzięci do niewoli). Na santowych oraz dziewięć ścigaczy. Sidno poszło sześć niszczycieli, dwa okręty podły inwazyjne złożone z żołnierzy wodne, dziesięć trałowców i barek. Dodatko22 DP podzielono na cztery grupy bowo uszkodzone zostały cztery krążowniki i tyjowe (Kampfgruppen). le samo niszczycieli. Lotnictwo brytyjskie staInwazja na Leros nosząca kryptoło się uboższe o 115 samolotów. Straty ponienim „Operacja Tajfun”, którą dowośli też Grecy: 26 października Junkersy zatodził wspomniany wcześniej generał piły ich niszczyciel „Vasilissa Olga”. Zginęło Müller, rozpoczęła się 12 listopada. około 1,5 tysiąca Włochów, a ponad 44 tysiące Poza desantami morskimi na wyspę dostało się do niewoli. Szacuje się, że aż 13,5 zrzucono batalion spadochroniarzy. Przegrana tysiąca włoskich jeńców z Dodekanezu zginęW operacji wykorzystano też koman- kampania ło podczas przewożenia do obozów. Znacznie dosów z dywizji „Brandenburg”. Są dodekanezka mniejsze, ale też znaczące były straty Niemopinie, że dowódca 234 BP popełnił oznaczała ostateczny błąd, decydując się na obronę wy- koniec koncepcji ców. Mieli oni 4 tysiące zabitych, rannych brzeża, zamiast, jak zakładały wcześ- Churchillowskiej i jeńców. Stracili też kilka okrętów, statki handlowe. Alianci zniszczyli 45‒100 samolotów niejsze plany, walczyć w głębi wyspy. lądowania na Luftwaffe. Doprowadziło to do rozproszenia sił Bałkanach. Mieszkańcy wysp Dodekanez pozostał pod kontrolą niemieobrońców. Niewiele zmieniło prze- czekali zaś cką do końca wojny. Od jesieni 1944 roku, po rzucenie 14 i 15 listopada na Leros na wyzwolenie wycofaniu się Niemców z Grecji, archipelag z Samos trzech kompanii 2 Batalionu do końca wojny. stracił strategiczne znaczenie. Blokowany Pułku Queens Own Royal West Kent. przez aliantów stał się swoistym obozem jePo nieudanym kontrataku 15 listopada nieckim, gdzie Niemcy pilnowali się sami. następnego dnia dowództwo brytyjskie Dowódca sił niemieckich na Dodekanezie gepostanowiło, że należy rozpocząć ewanerał major Otto Wagener podpisał kapitulakuację, ale było na to za późno. cję na Simi 8 maja 1945 roku. Następnego 16 listopada niemieccy komandosi dnia Grecy i batalion hinduski wylądowali na wzięli do niewoli brygadiera Rodos. A że Dodekanez był kolonią włoską, Tilneya i jego sztab. W ręce wroga znalazł się pod okupacją brytyjską. Archipewpadł też kontradmirał Mascherpa. lag został przyłączony oficjalnie do Królestwa W walce zginął dowódca LRDG podGrecji 7 marca 1948 roku. pułkownik John Richard Easonsmith. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Redaktor działu ANNA DĄBROWSKA JOANNA ZAKRZEWSKA MARIUSZ KUBAREK FOT. SYLWIA GUZOWSKA Nasz święty Graal Mimo że miejsce to zmieniało swój wygląd z powodów ideologicznych, cały czas stanowiło fundament wiary w niepodległą Polskę. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 71 P O W R Ó T D O P R Z E S Z Ł O Ś C I Nasz święty Graal żne ę brano ró Pod uwag między innymi je, lokalizac stu o okolice m iego, Fort sk w to ia n o P Cytadeli. czy stoki Legionów wybrano ie Ostateczn i. Pałac Sask P omysł oddania hołdu poległym w walkach nieznanym żołnierzom narodził się po I wojnie światowej we Francji. Pierwszy grób nieznanego żołnierza powstał w Paryżu w 1920 roku. W Polsce zabiegi o wybudowanie takiego pomnika-grobu podjęto rok później. W Warszawie powstał Komitet Uczczenia Poległych 1914−1921, który postanowił zbudować pomnik-kapliczkę w katedrze Świętego Jana. Polakom pomysł nie przypadł jednak do gustu, ponieważ pragnęli bardziej monumentalnego obelisku. wał zbyt intensywnie. Do czasu, aż 2 grudnia 1924 roku pod pomnikiem księcia J ó z e fa Poniatowskiego na placu Saskim pojawiła się płyta z napisem „Nieznanemu Żołnierzowi poległemu za ojczyznę”. Dopiero cztery lata później okazało się, że jej ofiarodawcą było Zjednoczenie Polskich Stowarzyszeń Rzeczypospolitej. Zamontowanie tej „dziTAJEMNICZA PŁYTA kiej” tablicy zmobilizowaW tym samym czasie sto- W protokole ło komitet do działania. warzyszenie Polski Żałobny Pod uwagę brano różne loKrzyż oraz grupa oficerów dyplomatycznym kalizacje, między innymi zaproponowali wzniesienie znalazł się zapis okolice mostu Poniatowpomnika na placu obok parku o obowiązku skiego, Fort Legionów czy Skaryszewskiego. Zgromastoki Cytadeli. Ostatecznie dzono na ten cel blisko odwiedzenia grobu zadecydowano, że Grób 118 milionów marek polskich przez delegacje Nieznanego Żołnierza poze składek społecznych. Kam- zagraniczne składające wstanie w kolumnadzie panię popierał dziennik „PolPałacu Saskiego, choć proska Zbrojna”, któremu udało wizyty w Polsce testował magistrat. Twiersię zebrać 11 milionów poldził, że to miejsce jest arteskich marek od czytelników. rią komunikacyjną i sąsiaduje z terenami ogroPod koniec 1923 roku powstał też Tymcza- du przeznaczonymi do zabawy i rozrywki. sowy Komitet Organizacyjny Budowy PoProjekt płyty i napisu zlecono profesorowi mnika Nieznanego Żołnierza, ale nie praco- Ludwikowi Gradowskiemu z Akademii 72 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Sztuk Pięknych. Pierwotnie napis miał brzmieć „Nieznanemu Żołnierzowi Polskiemu poległemu za Ojczyznę”, ale trzy dni przed odsłonięciem grobu zmieniono go na: „Tu leży Żołnierz Polski poległy za Ojczyznę”. CHŁOPAK Z MACIEJÓWKĄ Kolejnym problemem był wybór pobojowiska, z którego będą pochodziły zwłoki bezimiennego żołnierza. W grę wchodziły tylko pola bitew, gdzie poległo wielu żołnierzy. Wyeliminowano też tereny ówczesnego wroga. W końcu zostało 15 pobojowisk, między innymi Wólka Radzymińska, Lida, Komarów czy Hrubieszów. Spośród nich 4 kwietnia 1925 roku najmłodszy na sali kawaler orderu Virtuti Militari ogniomistrz Józef Buczkowski z 14 Pułku Artylerii Polowej wylosował Lwów. Na cmentarzu Orląt ekshumowano trzy groby. W jednym znaleziono zwłoki sierżanta, w drugim kaprala, a w trzecim osobę bez stopni W nowym świetle P odczas zakończonego właśnie remontu Grobu Nieznanego Żołnierza wykonano nie tylko izolację filarów, uszczelniono dach, naprawiono tynki, przeprowadzono konserwację elementów kamiennych i metalowych. Zamontowano także po raz pierwszy iluminacje. Do gzymsów grobu przymocowano 68 lamp typu LED, a w nawierzchni wokół pomnika zainstalowano dodatkowo 12 reflektorów. Prace prowadziła wybrana w przetargu Pracownia Konserwacji Zabytków „Mateusz”. (AD) Kompania honorowa Kolejowego Przysposobienia Obronnego przy Grobie Nieznanego Żołnierza, 1930 rok. FOT. IKC Grób Nieznanego Żołnierza przed wojną Resztki kolumnady Pałacu Saskiego wysadzonej przez Niemców, 1945 rok wojskowych, ale z maciejówką z orzełkiem. Jedną spośród zamkniętych trumien wybrała Jadwiga Zarugiewiczowa, matka żołnierza pochowanego w nieznanym miejscu. Po otwarciu okazało się, że wybór padł na ochotnika z maciejówką. Pierwsza warta przy trumnie stanęła już 29 października 1925 roku, Ostatnie prace przed odsłonięciem grobu w 1925 roku zaraz po jej przeniesieniu do kaplicy na cmentarzu Orląt. Wystawili ją żołnierze 40 Pułku Piechoty. Kiedy trumnę złożono na karabinach maszynowych w salonie recepcyjnym Dworca Głównego we Lwowie, żołnierzom towarzyszyli też kolejarze z pochodniami. W Warszawie natomiast, 2 listopada, gdy odsłonięto Trzy strzały W Sporna jest liczba salw armatnich, które zostały wystrzelone podczas złożenia do grobu nieznanego żołnierza. edług przewodników 1 Dywizjon Artylerii Konnej oddał wtedy 24 salwy armatnie. W Polsce przedwojennej panował jednak zwyczaj oddawania 21 salw podczas najważniejszych wydarzeń państwowych, a 24 wystrzały także oddano po raz pierwszy 3 maja 1945 roku w Warszawie z okazji zdobycia Berlina. Wszyscy autorzy powołują się jednak na „Polskę Zbrojną” z 3 listopada 1925 roku. Major Władysław Dunin- -Wąsowicz pisał w niej: „Strzałów takich padło 24”, ale wcześniej podał również: „Dudnią koła baterji 1 d. a. k., która też w czasie składania zwłok odda 21 strzałów”. O 21 salwach można było w tamtym okresie przeczytać także w innych gazetach i doniesieniach Polskiej Agencji Telegraficznej. Dlaczego więc wzmianka z „Polski Zbrojnej” przyćmiła resztę dokumentacji? Gazeta jako najważniejsza ówczesna prasa wojskowa była od samego początku zaangażowana w budowę Grobu Nieznanego Żołnierza, a jej korespondenci relacjonowali przebieg prac. Nie było więc lepszego źródła. Ponadto w Polsce po II wojnie światowej właśnie 24 salwy były oddawane przy okazji najważniejszych świąt, więc informacja nie budziła wątpliwości. Ponieważ dziś do ceremoniału wojskowego powróciła salwa 21 wystrzałów armatnich, warto wyjaśnić tamto nieporozumienie. Grób Nieznanego Żołnierza, pierwszą wartę wystawili kombatanci powstania styczniowego. Po uroczystości zastąpili ich żołnierze 36 Pułku Legii Akademickiej. NIEMAL ZAPOMNIANY Na początku warta nie ograniczała się tylko do roli reprezentacyjnej. Dwa dni po odsłonięciu grobu musiała interweniować, gdy napierający tłum uszkodził łańcuchy okalające pomnik. Ale już w grudniu z powodu silnych mrozów zaniechano wystawiania wart, a w następnym roku opadło zainteresowanie grobem. „Kurier Warszawski” pisał: „Niemal już zapomniany przez społeczeństwo Grób Nieznanego Żołnierza. Zaniechano warty honorowej. Często daje się zauważyć fakty zdradzające brak kultury, ludzie zbliżają się do samej płyty z papierosem w ustach i kapeluszach na głowie”. Wówczas z inicjatywy majora Władysława Dunin-Wąsowicza z Ministerstwa Spraw Wojskowych w rocznice bitew upamiętnionych na płytach pomnikowych organizacje skupiające byłych wojskowych zaciągały dwunastogodzinne warty. Przywrócono też stałe, niewojskowe warty honorowe, które wystawiała Komisja Ładu i Porządku, a w 1936 roku warty pełnione całodobowo i jednoosobowo przejął Batalion Stołeczny. W czasie okupacji okolice grobu były tere- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 73 P O W R Ó T D O P R Z E S Z Ł O Ś C I nem tylko dla Niemców. Pod koniec 1944 roku, wycofując się z Warszawy, niemieckie oddziały wysadziły w powietrze Pałac Saski. Kolumnada nad grobem nie runęła jednak w całości. Przy ponownym wysadzaniu sklepienie arkad zapadło się, a płyta nagrobna została przysypana gruzem. Ocalały jednak trzy arkady od strony placu Saskiego i dwie od strony ogrodu. MROŹNA WARTA Już 17 stycznia 1945 roku w miejscu dawnego znicza przy płycie nagrobnej nieznanego bohatera rozpalono ognisko i jako pierwsze wartę honorową pełniły wartowniczki z 1 Samodzielnego Batalionu Kobiecego imienia Emilii Plater. Z powodu dwudziestostopniowego mrozu trwała ona zaledwie kilka godzin, po czym została zastąpiona ruchomymi patrolami. Po wojnie zdecydowano się też na odbudowę grobu jako ruiny symbolu i odnowiono trzy środkowe arkady. Dodano tablice upamiętniające walki II wojny światowej, usunięto natomiast przedwojenne płyty z nazwami pól bitew z lat 1914−1918 oraz 1918−1920. Grób Nieznanego Żołnierza został odsłonięty powtórnie 9 maja 1946 roku. Na początku odpowiedzialna za wartę przy grobie Komenda Garnizonu miasta stołecznego Warszawy nie dysponowała pododdziałem przeznaczonym wyłącznie do zadań reprezentacyjnych. Potem sformowano 14 Batalion Wartowniczy, w którego składzie była 1 Kompania Reprezentacyjna. Wartę honorową pełnił wówczas jeden żołnierz. W 1954 roku powstała Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego i wprowadzono honorowy posterunek dwuosobowy. 17 stycznia 1982 roku natomiast, w trakcie uroczystej zmiany warty przed grobem, Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego po raz pierwszy po wieloletniej przerwie wystąpiła w tradycyjnej polskiej rogatywce. Grób Nieznanego Żołnierza po raz kolejny zmienił się po 1989 roku. Złożono w nim ziemię z mogił katyńskich, odsłonięto przedwojenne tablice pól bitew i dodano 14 nowych tablic upamiętniających miejsca walk z lat 972−1683, 1768−1921 i 1939−1945. Ponadto w protokole dyplomatycznym znalazł się zapis o obowiązku odwiedzenia grobu na placu marszałka Józefa Piłsudskiego przez delegacje zagraniczne składające wizyty w Polsce. Poza oficjalnymi gośćmi, na grobie złożyć kwiaty i oddać honor nieznanemu żołnierzowi może każdy. Wartownicy mają w takiej chwili obowiązek zaprezentować broń. Żołnierze Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego pełniący wartę przy grobie nazwali siebie w wywiadzie dla jednej z gazet strażnikami świętego Graala. Uważają bowiem, że strzegą miejsca niezwykłego − symbolu wiary w niepodległą Polskę. 74 POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Panu ppłk. dr. Romanowi KOZŁOWSKIEMU szczere kondolencje oraz wyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierci OJCA składają senat, rektor-komendant, kadra, pracownicy i podchorążowie Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych. Panu kpt. Mariuszowi CZERNIKOWI wyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierci OJCA Tadeusza CZERNIKA składają szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego, kadra zawodowa i pracownicy wojska, Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Rzeszowie i podległych Wojskowych Komend Uzupełnień. Panu st. chor. Pawłowi GRUBECKIEMU oraz Jego RODZINIE i NAJBLIŻSZYM w trudnych chwilach słowa wsparcia oraz wyrazy głębokiego współczucia i szczere kondolencje z powodu śmierci OJCA składają kierownictwo, kadra i pracownicy wojska Zarządu Planowania Operacyjnego – P3 Sztabu Generalnego WP. st. chor. sztab. Robertowi SUCHEMU wyrazy szczerego współczucia oraz kondolencje z powodu śmierci OJCA składają dowódca, kadra oraz pracownicy wojska Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. „A śmierć tak ważna, bo się nie powtórzy”. ks. Jan Twardowski Panu Feliksowi SAWICKIEMU i MAŁŻONCE wyrazy szczerego żalu i współczucia z powodu śmierci CÓRKI – IWONY składają szef, kadra zawodowa i pracownicy wojska Biura Koordynacyjnego Sztabu Generalnego WP. Pani Teresie KORUSIEWICZ oraz Jej NAJBLIŻSZYM wyrazy głębokiego żalu i szczerego współczucia z powodu śmierci MATKI składają dowódca, żołnierze i pracownicy wojska 1 Mazurskiej Brygady Artylerii w Węgorzewie. Panu ppłk. Wojciechowi BYŚ wyrazy żalu i głębokiego współczucia z powodu śmierci TEŚCIA składają kierownictwo, kadra zawodowa i pracownicy wojska 12 Terenowego Oddziału Lotniskowego. Naszej Koleżance Pani Annie IGNATOWSKIEJ w tych trudnych chwilach wyrazy głębokiego współczucia i szczerego żalu z powodu śmierci MATKI składają kierownictwo, kadra i pracownicy Naczelnej Prokuratury Wojskowej. FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI MACIEJ SZOPA Jak komandosi Dwudziestowieczne grupy rekonstrukcyjne nie poprzestają na roku 1945. Coraz częściej odtwarzają formacje z czasu zimnej wojny. Z a granicą rekonstrukcje historyczne dotyczą nie tylko dawnych dziejów, lecz także czasów najnowszych. Pasjonatów zajmują okres zimnej wojny czy operacja „Pustynna burza”. Wydarzenia z drugiej połowy XX wieku od niedawna są w kręgu zainteresowań także polskich rekonstruktorów. Kinematografia wykorzystywała już ich członków przebranych za ZOMO, łatwe do odwzorowania są też oddziały polskiej piechoty z czasów PRL. Niektórym to nie wystarcza i biorą się za owiane tajemnicą oddziały specjalne. „DESZCZYKI” Z NRD 62 Kompania Specjalna Commando w powszechnej świadomości przez lata była jeszcze jednym oddziałem „czerwonych beretów”. Nikt nie wiedział, że do ich zadań należały atak na silnie strzeżone instalacje atomowe NATO, rozbrajanie min atomowych na terenie RFN, likwidowanie nuklearnych pocisków wycelowanych w polskie miasta lub skupiska wojsk Układu Warszawskiego. Żołnierzy kompanii nigdy nie było wielu, toteż niemałe zdziwienie budzi to, że tą jednostką zainteresowały się w kraju aż dwie grupy rekonstrukcyjne. Komandosów z Bo- Elita armii W lesławca odtwarzają byli członkowie świdnickiego Strzelca oraz ludzie związani z Jednostką Poszukiwawczo-Ratowniczą ze Złotoryi. Pomysł rekonstrukcji elitarnej formacji PRL-u pojawił się w Świdnicy wraz ze zniknięciem z tego miasta organizacji Strzelec. Jej byli członkowie zwrócili uwagę na rozwijający się bujnie w Polsce ruch rekonstrukcyjny i postanowili zbudować oddział podobny do tamtej, peerelowskiej formacji. Dzisiaj Grupę Rekonstrukcji Historycznej Commando 62 tworzy ośmiu rekonstruktorów. „Staraliśmy się odtworzyć wygląd kompanii z czasów, kiedy była nowo utworzoną jednostką, czyli z przełomu lat sześćdziesiątych i sie- Żołnierze kompanii uczestniczyli w misjach pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych między innymi w Egipcie, Namibii i Iraku. Bolesławcu została sformowana 62 Kompania Specjalna rozkazem szefa Inspektoratu Szkolenia z 10 listopada 1967 roku jako kompania rozpoznania specjalnego. Jej trzon stanowiła grupa kadry zawodowej i żołnierzy służby za- sadniczej wydzielona ze składu 1 Batalionu Szturmowego z Dziwnowa. Decyzją ministra obrony narodowej z 14 września 1993 roku 62 ks przejęła dziedzictwo 1 Samodzielnej Kompanii Commando (1942−1944) i przyjęła nazwę wyróżniającą „Commando”. Jednostkę rozformowano rozkazem szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego 31 sierpnia 1994 roku. Osiem lat później powołano Stowarzyszenie 62 Kompanii Specjalnej Commando, które pielęgnuje tradycje tej jednostki. (AD) POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 75 P O W R Ó T D O P R Z E S Z Ł O Ś C I magają im weterani z 62 Kompanii. „Kiedy spotykamy się na dorocznym święcie bądź przy innych okazjach, radzą nam, co i jak powinniśmy poprawić w naszym wyglądzie”. Grupa ze Świdnicy używa przede wszystkim airsoftowych replik kałasznikowów. Do tej kategorii należy też karabin snajperski Dragunowa. Prawdziwą dumę stanowią za to ćwiczebny kałasznikow, wypożyczany z muzeum w Świdnicy rkm i oryginalny pistolet maszynowy wzór 63. Z tym ostatnim były w czasach PRL same kłopoty. Nie dość, że sam potrafił się przeładować, to jeszcze za noszenie go na luźnym pasie komandosi często byli karceni przez oficerów innych formacji. Tłumaczenia, że tak jest wygodniej i szybciej można użyć tej broni, na nic się zdawały. Liczył się regulamin – żołnierz musiał wyglądać porządnie. Grupa posiada również noże wzory 55 i 69 oraz wyposażenie spadochroniarskie z hełmami włącznie. W sferze marzeń pozostaje natomiast na razie radiostacja R-354. W planach jest także terenowy samochód typu GAZ-69. W przeciwieństwie do niektórych grup rekonstruujących wydarzenia z XIX i XX wieku w świdnickim oddziale dba się także o kondycję. „Byłoby wstyd przebierać się za komandosa i nie móc, przynajmniej częściowo, do niego się porównać”, tłumaczy Grzegorzewski. „Dlatego często organizujemy marsze kondycyjne i wypady w teren, staramy się żyć w sposób czynny”. FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI DELIKATNY TŁUMIK REKONSTRUKTORZY często organizują marsze kondycyjne i wypady w teren. demdziesiątych”, mówi jeden z członków grupy Tomasz Grzegorzewski. „Żołnierzowi nie było wtedy łatwo. Nosił na sobie sprzęt, który nie miał popularnych dzisiaj lekkich elementów plastikowych i kewlarowych, a drewno i stal sporo ważyły”. Okazało się, że bardzo trudno jest wyposażyć się w mundury z lat sześćdziesiątych. Zakamuflowane popularnym w krajach Układu Warszawskiego „deszczykiem” są nie do dostania albo kosztują ogromne pieniądze. Z tym problemem grupa poradziła sobie, idąc tropem polskich rozwiązań z tamtych lat. Polskie „deszczyki” były wtedy szyte z ener- 76 dowskiej tkaniny mundurowej, takiej samej, jakiej używała armia naszego zachodniego sąsiada. „Materiał sprowadziliśmy więc z niemieckiego demobilu, a na podstawie zdjęć krawcowa uszyła nam idealne repliki munduru komandosa”. PROBLEM Z PISTOLETEM Także zebranie odpowiedniego sprzętu nie należało do rzeczy łatwych. „Wszystko na temat 62 Kompanii było kiedyś tajne i nawet dzisiaj nie da się po prostu kupić książek, w których znaleźlibyśmy opisane potrzebne szczegóły”, wyjaśnia Grzegorzewski. Na szczęście po- POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 Innymi rekonstruktorami 62 Kompanii są członkowie Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej ze Złotoryi. Grupa ta, na co dzień zajmująca się ratowaniem ludzkiego życia, na doroczne święto kompanii przyjeżdża wyposażona w sprzęt tej jednostki z lat osiemdziesiątych. „Pozyskujemy go głównie z demobilu armijnego”, tłumaczy Marek Zemła. „Zazwyczaj stosunkowo niedrogo i nie mamy z nim kłopotów”. Sam marzył kiedyś o dostaniu się do bolesławieckiej elity, ale – podobnie jak wielu innym – nie udało mu się zakwalifikować. Udział w grupie rekonstrukcyjnej jest dla niego swego rodzaju formą spełnienia dawnych marzeń. Dodaje też, że niektóre elementy wyposażenia są naprawdę unikatowe i mogą z nich korzystać tylko dzięki uprzejmości stowarzyszenia byłych żołnierzy 62 Kompanii. Mają między innymi: używaną wyłącznie przez jednostki specjalne radiostację R-354, miny ćwiczebne, a także karabiny AK-47 ze składanymi kolbami i charakterystycznymi wielkimi tłumikami. PBS-1, czyli „przyrząd bezgłośnego strzelania”, był wypełniony gumowymi wkładkami i aby go nie uszkodzić, kałasznikow musiał strzelać specjalną amunicją z mniejszym ładunkiem prochowym. POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 77 K R Ó T K A S E R I A Pokojowe UFO Z nany badacz UFO, Robert Hastings, i zaproszeni przez niego wojskowi uważają, że w czasie zimnej wojny niezidentyfikowane obiekty rozbrajały gotowe do startu rakiety z głowicami atomowymi. Emerytowany oficer, Robert Jamison, opowiedział o tym, jak dziesięć podlegających mu rakiet TOMASZ GOS Przedsiębiorczy kapitan Miłość do munduru może być bezgraniczna i czasami zgubna. Udowodnił to pewien oficer mieszkający we Władysławowie. B ył akurat środek lata. Oficer na jesieni miał być przeniesiony do jednostki w innej części kraju. Resztę czasu przed zmianą miejsca służby postanowił wykorzystać na poznawanie uroków małego miasteczka. Władysławowo latem jest piękne, więc przyciąga wielu turystów. A tam, gdzie są turyści, są też handlarze gotowi sprzedać turystom morskie powietrze zamknięte w butelce, piasek z plaży w hermetycznym woreczku czy oryginalną ciupagę znad morza. Władze miasta też muszą dbać o budżet, dlatego pobierają od handlarzy opłaty targowe. Wojsko nie czerpie zysków z turystyki, chyba że ma w szeregach tak przedsiębiorczą osobę jak ów kapitan. Kluczem do sukcesu (niestety krótkotrwałego) oficera okazał się mundur. Nie wojskowy, lecz policyjny. Kapitan miał je bowiem oba, choć nie jest do końca jasne, w jaki sposób wszedł w posiadanie tego drugiego. Skłonność do przesiadywania w miejscowym pubie również przydała się w jego karierze biznesowej, bo kiedy tam siedział, zauważył pewną prawidłowość: zawsze o określonej porze dnia przez targowisko przechodził miejski inkasent i pobierał opłaty targowe od handlarzy. Potem pojawiała się policja i sprawdzała, czy wszyscy uiścili 78 opłaty. Jak ktoś nie zapłacił, dostawał mandat. A jak już było po kontroli, ze swoimi bibelotami rozkładali się pozostali handlarze, którzy nie mieli zamiaru ani uiszczać opłat, ani płacić mandatów. W tym właśnie momencie, już jako policjant, do akcji postanowił wkroczyć kapitan. Podchodził w niebieskim mundurze do tych wszystkich, którzy myśleli, że już im się upiekło, i żądał pokwitowania od miejskiego inkasenta. Potem groził palcem i mówił: To co, mandacik czy się dogadamy? No i się dogadywali. Żołnierz-policjant brał haracz w wysokości 10 złotych i obiecywał, że będzie ostrzegał przed policyjną kontrolą. Jednego z handlarzy zapewnił nawet, że anuluje mu mandat. Po miesiącu czuł się już chyba w połowie policjantem. W końcu ktoś na niego doniósł. W takich sytuacjach mówi się, że brał za mało albo za dużo. Policja (tym razem prawdziwa) znalazła nawet przy nim mandat, który miał anulować. Stwierdzono, że mundur faktycznie powinien nosić, ale zupełnie innej formacji. Sprawę przekazano żandarmerii. Finał był taki, że przedsiębiorczy kapitan nie założył już żadnego munduru. Żołnierzu, pamiętaj, od nadmiaru, zwłaszcza mundurów, głowa czasem jednak boli… MORAŁ: POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 wyłączyło stan gotowości, kiedy na niebie pojawiły się zagadkowe, niezidentyfikowane światła. Inni oficerowie opowiedzieli o podobnych zdarzeniach, które podobno zaobserwowano w rożnych miejscach i w różnym czasie. Zdaniem Roberta Hastingsa, obcy Hastingsa chcieli pokazać ludziom, że popełniają błąd, budując broń, która może zniszczyć całą planetę, i uchronić nas przed zagładą atomową. (AD) Wojskowy kamuflaż W łaściciele luksusowych nieruchomości w Bułgarii sięgnęli po wojskowy kamuflaż – postanowili „opakować” budynki, uczynić je niewidocznymi, donosi dziennik „Trud”. Inspiracją były prace słynnego artysty bułgarskiego pochodzenia Christo, znanego z kamuflowania różnych budynków, w tym Reichstagu. Cel, jaki im przyświecał, był jednak bardziej przyziemny: chodziło o ukrycie nielegalnych posesji przed urzędem skarbowym, który postanowił filmować je z powietrza. Na podstawie tych zdjęć ma powstać mapa nielegalnych posiadłości. Właściciele poprosili o pomoc w „pakowaniu” ekspertów wojskowych i zaczęli masowo kupować kamuflażowe materiały, przede wszystkim sieci. (MS) K A L E N D A R I U M H I S T O R Y C Z N E 25.10.1867 Urodził się generał broni Józef Dowbor-Muśnicki, dowódca powstania wielkopolskiego, głównodowodzący polskimi siłami zbrojnymi w byłym zaborze pruskim. 26.10.1941 Do kraju powrócił marszałek Edward Rydz-Śmigły z zamiarem rozbudowania organizacji Obóz Polski Walczącej i podjęcia walki z okupantem niemieckim. 26.10.1945 Powróciły do kraju internowane w czasie wojny w Szwecji okręty podwodne OORP „Ryś”, „Sęp” i „Żbik”. 26.10.1940 Odbył się pierwszy lot amerykańskiego myśliwca P-51 Mustang. Używany był przez USA i ich sojuszników podczas II wojny światowej i wojny koreańskiej jako samolot szturmowy. 27.10.1924 Pierwsze trzy brygady Korpusu Ochrony Pogranicza zostały rozmieszczone na granicy wschodniej, na Wołyniu i Białorusi. 29.10.1914 Pod Mołotkowem doszło do jednej z najkrwawszych bitew Legionów Polskich z Rosjanami. 2 Brygada Legionów Polskich walczyła z przeciwnikiem, który miał dwukrotną przewagę w ludziach i trzykrotną w sile ognia. Niektóre nasze kompanie straciły połowę swego stanu bojowego. 29.10.1944 1 Dywizja Pancerna generała broni Stanisława Maczka wyzwoliła Bredę. 23 PAŹDZIERNIKA 1926 P O L S K A FOT. SIŁY POWIETRZNE PORUCZNIK JAN MARCHELEWSKI „Przeważnie małżeństwa wojskowe gnieździć się muszą w jednopokojowych mieszkaniach razem z dziećmi, rodziną, a nawet służbą. Żona, jak to żona, cały czas gdera, dziecko płacze, a w najlepszym razie hałasuje, garkotłuk po wszystkich kątach się szwenda, Bajkowy lot D zięki fundacji Bajkowa Fabryka Nadziei oraz pomocy Dowództwa Sił Powietrznych i 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego chorzy na białaczkę limfoglastyczną 12-letni Piotruś Świderski oraz 9-letni Michałek Sawicki polecieli wojskowym śmigłowcem Mi-8 do Krakowa. Obaj chłopcy od dawna pasjonują się lataniem. Zawsze marzyli, aby zobaczyć Polskę z lotu ptaka i odwiedzić wawelskiego smoka. (AD) Ratunek w MON Rada krakowskiego Muzeum Armii Krajowej zabiega o wsparcie tej placówki przez ministra obrony narodowej. W ładze muzeum wystąpiły do prezydenta i Rady Miasta Krakowa oraz marszałka, zarządu i Sejmiku Województwa Małopolskiego z apelem w sprawie rozszerzenia kręgu organizatorów Muzeum AK, co zapewniłoby mu stabilność finansową. „Dotychczas roczny budżet muzeum wynosił około miliona złotych. Po modernizacji placówka powiększy się jednak dwukrotnie i auto- matycznie wzrosną też koszty jej utrzymania”, tłumaczył przewodniczący Rady Muzeum AK Kazimierz Barczyk. Dyrekcja muzeum boi się, że budżet samorządu nie udźwignie wydatków na utrzymanie placówki. Dlatego konieczne jest poszerzenie kręgu odpowiedzialnych za nią instytucji. Remont muzeum, trwający od sierpnia 2009, zakończy się w maju 2011 roku. (AD) Hitler na wystawie Dlaczego reżim Hitlera, odpowiedzialny za wojnę i ludobójstwo, popierało tak wielu Niemców? N a to pytanie próbuje odpowiedzieć wystawa „Hitler i Niemcy” w berlińskim Muzeum Historycznym. To pierwsza w powojennych Niemczech tak duża ekspozycja poświęcona przywódcy III Rzeszy i mechani- zmom, które wyniosły go do władzy. Obala ona tezę, że Hitler zdołał uwieść czy zahipnotyzować miliony obywateli. „Reżim miał masowe poparcie, bo Niemcy, którzy w większości mieli podobne oczekiwania, obawy i problemy, szukali takiego führe- Z B R O J N A wreszcie jak kto ma teściową, to już w ogóle spokoju nie ma. Do tego dołączyć trzeba jeszcze wizyty krewnych i znajomych, i masz człowieku raj małżeński w pełnym tego słowa znaczeniu. Czy w warunkach takich praca po godzinach jest możliwa? Dlatego małżeństwo przeszkadza nam w naszej pracy zawodowej”. Geje w armii Po raz pierwszy w historii armia USA zaczęła przyjmować jawnych homoseksualistów. J est to efekt decyzji sądu w Kalifornii. Sędzia Virginia A. Phillips, która wydała orzeczenie, argumentowała, że dotychczasowa zasada „Nie pytaj, nie mów” narusza konstytucyjną zasadę równości wobec prawa i pierwszą poprawkę do konstytucji o wolności wypowiedzi. Zasada zakazuje pytania żołnierzy o ich orientację seksualną, a im z kolei zabrania zdradzać się z nią w jakikolwiek sposób w wojsku. Na jej podstawie dowództwo armii odrzuca corocznie wnioski o przyjęcie tysięcy kandydatów homoseksualistów. Sędzia nakazała armii zaprzestanie wprowadzania w życie tej polityki. Pentagon rozesłał więc instrukcje do punktów werbunkowych, aby przyjmowały do armii lesbijki i gejów nieukrywających swej orientacji seksualnej. (AD) Kocki z Kleebergiem Z aledwie w dwóch tysiącach egzemplarzy wydrukowano bon miejski Kocka promujący historię miasta. Na jego awersie znajduje się widok rynku miejskiego z akwareli XVIII-wiecznego malarza Zygmunta Vogla. Na rewersie, obok wizerunku generała Franciszka Kleeberga, widnieje krzyż Virtuti Militari oraz mapa pokazująca przebieg bitwy pod Kockiem. W produkcji bonu zastosowano profesjonalne zabezpieczera. Jednocześnie usiłowali znaleźć kozłów ofiarnych winnych ich niedoli. Hitler dał to Niemcom, wskazując wrogów: Żydów i marksistów”, mówił jeden z kuratorów Hans-Ulrich Thamer. Wśród eksponatów na wystawie są między innymi okładki 46 numerów tygodnika „Der Spiegel”, na których znalazła się twarz dyktatora. „Jeszcze długo nie zamkniemy tematu Hitlera”, oceniła druga kurator wystawy Simone Erpel. Jej zdaniem, każde pokole- nia – chroniony papier wartościowy, znaki wodne oraz specjalne włókna świecące w promieniach ultrafioletowych. Bony są pamiątką numizmatyczną i kolekcjonerską, można nimi jednak płacić w wybranych miejscach w Kocku – 20 kocków to równowartość 20 złotych. (AD) nie Niemców musi stawiać pytania na ten temat. Wystawę można oglądać do 6 lutego przyszłego roku. (MS) POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 79 P O KSIĄŻKA S Ł U Ż B I E Heretycy DVD Przewodnik po świecie błądzących. H erezje najczęściej kojarzą się nam z odstępstwem od wiary, inkwizycją i śmiercią na stosie. Dlatego uznajemy je za relikt przeszłości. Tymczasem mniej lub bardziej kontrowersyjne idee co jakiś czas pojawiają się współcześnie przy okazji różnych walk ideologicznych. Bo czymże jest herezja? Dzisiaj to słowo ma tak pejoratywny wydźwięk, że zapominamy o jego pierwotnym znaczeniu. A to nic innego jak „wybór”. Niespodziewanie po latach odnaleziono teksty szesnastu wykładów Leszka Kołakowskiego wygłoszonych na przełomie lat 1982 i 1983 dla polskiej rozgłośni radia Wolna Europa i wydano je w formie książki zatytułowanej „Herezje”. Kołakowski nie tylko w bardzo przystępny sposób przedstawia, jak kształtowała się doktryna Kościoła katolickiego, między innymi przez odrzucanie obrazoburczych idei, lecz także pokazuje cienką granicę między dogmatem a herezją. Co zatem decydowało o uznaniu jakiegoś poglądu za niezgodny z nauką Kościoła? Objawienie? Głosowanie duchownych? A może przypadek? (AWIS) Leszek Kołakowski, „Herezje”, Znak, 2010 Pan Brown W morzu wulgaryzmów i przemocy śmierć bywa cicha i spokojna. O powiadanie o mieście jak o nieprzychylnej człowiekowi przestrzeni to w kinie stary motyw. Jednak u Daniela Barbera ten temat nabiera nowego wyrazu, bo widzimy go z perspektywy starych ludzi. I pokazanie ich dezorientacji jest w filmie „Harry Brown” chyba najmocniejsze. Tytułowy bohater (Michael Caine) to stary człowiek. Tak stary, że już nic mu się nie chce. Jego życie wyznaczają wizyty w szpitalu u chorej żony. No i codzienne partyjki szachów z równie starym przyjacielem. Wkrótce żona umiera, a przyjaciel Harry’ego pada ofiarą młodocianych bandytów, którzy kontrolują teren starych blokowisk otaczających zewsząd miasto. Tu każdy robi interes. Tu każdy karmi swoją biedę, własne kompleksy KSIĄŻKA Trudne partnerstwo Niezależnie od rodowodu politycznego w ostatnich dwóch dekadach główne siły w Polsce konsekwentnie popierają Izrael. W czerwcu 1967 roku Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Ponad 30 lat później, 27 lutego 1990 roku, został podpisany protokół o ich wznowieniu. W następnym roku prezydent Lech Wałęsa w czasie swojej wizyty w Izraelu wypowiedział krótkie, lecz wyczekiwane przez środowiska żydowskie słowo „przepraszamy”. W tamtym czasie Polska była postrzegana w Izraelu jako kraj szary i brzydki, ale też bliski zarówno kulturowo, jak i emocjonalnie, chociażby z uwagi na tysiącletnią tradycję współistnienia obu narodów. Samych relacji między nimi nie sposób ocenić jednoznacznie. Patrząc z perspektywy na wydarzenia ostatnich dziesięcioleci, nie trudno o refleksję, jak konkluduje Joanna Dyduch,, autorka książki „Stosunki pol- 80 sko-izraelskie w latach 1990– –2009”, dotyczącą niezwykle ważnej roli, jaką w stosunkach polsko-izraleskich wciąż odgrywa „żydowska pamięć o tragedii Holokaustu, która dokonała się na terenie okupowanej przez Niemców Polski. (…) Nie ma bowiem takich słów i gestów, które mogłyby raz na POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 zawsze zamknąć rozrachunki z historią obu narodów”. Jak wskazuje autorka, prawie milion obywateli dzisiejszego Izraela ma polskie korzenie i, coraz częściej, podwójne obywatelstwo. Co ciekawe, jeszcze kilka lat temu ogromne było w tym kraju zainteresowanie obywatelstwem polskim. W 2003 roku uzyskało je 101 Izraelczyków, natomiast w roku 2004 – 162 osoby. W Izraelu pojawiły się nawet fir- my wyspecjalizowane w załatwianiu wszelkich potrzebnych w tym wypadku formalności. i nienawiść. W takie środowisko wkracza Harry, stary wyjadacz z piechoty morskiej, z zamiarem pomszczenia przyjaciela. Powoli infiltruje środowisko handlarzy narkotyków, sutenerów, gdzie jedyną alternatywą dla przeżycia staje się postępowanie zgodnie z zasadą „oko za oko, ząb za ząb”. Staje się sędzią i katem, naznaczając swój szlak zemsty kolejnymi trupami. Akompaniują mu syreny policyjne i nieudolne działania stróżów porządku, których akcje obliczone są na poklask. Z tego obrazu wyłamują się jedynie młoda policjantka. Drogi naszych bohaterów w pewnym momencie się skrzyżują… (KP) „Harry Brown”, reż. Daniel Barber, dystr.: Monolith Films, 2009 Autorka książki wiele miejsca poświęca nie tylko stosunkom dyplomatycznym i polityce międzynarodowej, lecz także współpracy gospodarczej oraz kulturalnej obu krajów. Pisze między innymi o działalności Towarzystwa Przyjaźni Izraelsko-Polskiej i innych instytucji oraz organizacji promujących kulturę izraelską w Polsce, a także o funkcjonowaniu umów o miastach partnerskich. Joanna Dyduch jest doktorem nauk humanistycznych, adiunktem w Zakładzie Europeistyki Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Swoją niezmiernie ciekawą książkę kończy konkluzją: „Niezależnie od rodowodu politycznego w ostatnich dwóch dekadach główne siły w Polsce konsekwentnie popierają Izrael. Nawet w chwilach przesilenia na Bliskim Wschodzie Polacy stają po stronie Państwa Żydowskiego, często wbrew stanowisku innych państw UE”. (JR) Joanna Dyduch, „Stosunki polsko-izraelskie w latach 1990–2009. Od normalizacji do strategicznego partnerstwa”, Wydawnictwo TRIO, 2010. DVD O smutnym facecie aczyna się w sumie nieźle. Główny bohater idzie ulicą przy dźwiękach piosenki Johnny’ego Casha „Solitary Man” (taki jest też oryginalny tytuł filmu, u nas, chyba przewrotnie, nazwanego „Człowiek sukcesu”). Właśnie dowiedział się, że ma problemy z sercem, i zamiast zrobić badania i położyć się do łóżka postanawia jeszcze w życiu zaszaleć. Mało odkrywcze? To prawda. A dalej jest jeszcze gorzej. Ben Kalmen to facet, który przestał myśleć racjonalnie. I można mu to wybaczyć, podobnie jak kompletny brak wyobraźni i sentencje typu: „Kochanie, żadna kobieta po czterdziestce nie jest szczupła”. Można też współczuć Michaelowi Douglasowi, któremu reżyser przez ponad godzinę filmu każe bezustannie kręcić szyją i oglądać się za spódniczkami. On naprawdę stara się nadać postaci Kalmena choćby odrobinę innego wymiaru, trochę go uczłowieczyć, udowodnić, że to choroba stała się przyczyną skoku w bok, a nie odwrotnie. Niestety, do samego końca swojej historii Ben pozostaje tym samym, irytującym, niesympatycznym starszym panem, który wciąż nie może uwie- FOT. ROBERT SIEMASZKO Z Wczasy za granicą rzyć, że wyrósł ponad wiek studenta z college’u. Niewątpliwym atutem filmu jest obsada aktorska. Douglasowi partnerują Susan Sarandon, Mary-Louise Parker i przesympatyczny Danny DeVito, który jest wzruszający w roli starego przyjaciela z college’u. Świetna jest też Jenna Fisher jako córka Kalmena, wykorzystywana przez niego i emocjonalnie, i finansowo. Dla nich można obejrzeć „Człowieka sukcesu”. I to oni dostają dwie gwiazdki. (JR) Oferta wypoczynku zimowego dla żołnierzy i pracowników wojska na zbliżający się sezon zimowy. D yrektor Departamentu Spraw Socjalnych MON informuje, że Oddział Organizacji Wypoczynku jak co roku przygotował dla środowiska wojskowego ofertę wakacji zagranicznych na zbliżający się sezon zimowy 2010/2011. Osoby z resortu obrony mogą skorzystać zarówno z indywidualnych wczasów w ściśle określonych terminach ferii zimowych, jak i wyjazdów nielimitowanych, na przykład w okresach świątecznym i noworocznym. Ofertę wypoczynku zimowego przygotowano na podstawie propozycji złożo- „Człowiek sukcesu”, reż. Brian Koppelman i David Levien, dystr.: Monolith Video. KSIĄŻKA Jak kosmos podbijano K tóż lepiej i bardziej wyczerpująco opowie o początkach amerykańskiego programu kosmicznego, jeśli nie szef kontroli lotów NASA? Po lekturze Gene’a Kranza można zaryzykować odpowiedź, że nikt. „Porażka nie wchodzi w grę” to ponad 400-stronnicowa, niezwykle interesująca i dobrze napisana książka. Co łączyło pracowników NASA z wojną w Wietnamie i hipisami? Tego dowiemy się między innymi z licznych anegdot przybliżających specyfikę tamtych czasów i z opisu sylwetek ludzi pracujących w programie. Każdy, kto pasjonuje się Nie przegap podbojem kosmosu, będzie zachwycony nawet nie opisem pierwszego lądowania na Księżycu, o którym powiedziano i napisano już wiele. Znacznie ciekawsze są bowiem opisy chociażby kolejnych, mniej znanych misji i okoliczności, w jakich program „Apollo” został zamknięty. Epilog książki jest oskarżeniem wobec amerykańskich decydentów, którzy, zdaniem Kranza, odwrócili się od idei podboju kosmosu i w ten sposób pogrążyli kraj w stagnacji. (SZP) Gene Kranz, „Porażka nie wchodzi w grę”, Prószyński i S-ka, 2010 Warto Niezłe nych przez przedstawicieli państw NATO – członków Międzynarodowego Komitetu Koordynacyjnego Wojskowych Służb Socjalnych (CLIMS). Wczasy zorganizowano w wojskowych ośrodkach wypoczynkowych bądź szkoleniowych, hotelach i pensjonatach prowadzonych, nadzorowanych lub dzierżawionych przez armie. Proponowane ceny obejmują zakwaterowanie i wyżywienie, natomiast dojazd, skipassy i inne opłaty pozostają w gestii wyjeżdżających. Z pełną ofertą wypoczynku zimo- wego (miejscowości, terminy, ceny) można się zapoznać na stronie internetowej: www.mon.gov.pl (zakładki: baza teleadresowa ośrodki wypoczynkowe oferta zagranicznego wypoczynku zimowego 2010/2011). Na powyższej stronie zamieszczone są również stosowne formularze wniosków zgłoszeniowych i aplikacyjnych, które w zależności do potrzeb można modyfikować. W najbliższym czasie będzie również przygotowana wakacyjna oferta zagranicznych wczasów organizowanych w formie wyjazdów zarówno grupowych, jak i indywidualnych. Dla młodzieży w wieku 13−18 lat zostaną przedstawione propozycje spędzenia letnich wakacji na międzynarodowych obozach IC CLIMS, MNYC i MYC, współorganizowanych z armiami państw NATO w Czechach, Niemczech, we Francji, w Hiszpanii oraz Polsce. Szczegółowe informacje tel.: (22) 687 48 04, CA MON 874 804, (22) 687 40 35, CA MON 874 035 faks: (22) 687 43 16, CA MON 874 316 e-mail: [email protected] Nie warto POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 81 na pewno Prawie Prawie na pewno MARIUSZ JANICKI Jakimi motywami kierują się politycy, kiedy podejmują w sejmie setki i tysiące decyzji? Czy politycy mają sumienie? 82 storycznej. Czy w tych przypadkach wyłącza się u polityków, posłów, urzędników przycisk „sumienie”, a włącza „dyscyplina”? Pojawia się pytanie ogólniejsze: jakimi motywami kierują się politycy, jakie myśli chodzą im po głowie, kiedy podejmują w sejmie setki i tysiące decyzji? Program ugrupowania? Wolne żarty. Życie koryguje je na wiele sposobów już wkrótce po ich uchwaleniu. Partie socjalne głosują za obniżeniem podatków, a liberałowie za wzmocnieniem sektora państwowego w gospodarce, bo takie są wymogi chwili. Czy decyduje zimne, logiczne rozumowanie? Niespecjalnie, bo kraj to nie idealnie sterylne laboratorium, gdzie można przeprowadzać eksperymenty bez oglądania się na skutki. Kalkulacja polityczna? Najczęściej. To ona decyduje o większości decyzji posłów i senatorów, partyjnych liderów, działaczy władzy i opozycji. Tym bardziej jednak nie warto lekceważyć sumienia. To delikatny instrument. Jego kształtowanie rozpoczyna się bardzo wcześnie, w dzieciństwie. Mają na to wpływ wychowanie, religijność, poszukiwanie absolutu, życiowe doświadczenia. W wyborach nie wskazujemy nazwiska z książki telefonicznej, ale żywego człowieka. Wybieramy nie tylko partyjne logo, lecz także kogoś, od kogo mamy prawo oczekiwać własnych, a nie zbiorowych odruchów; namysłu, a nie tylko posłuszeństwa; odwagi, a nie wszechobecnego konformizmu. Posła w sprawowaniu mandatu nie obowiązują żadne wytyczne wyborców. Jest wybrany w określonym POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010 okręgu, ale nie ma żadnego obligu, aby reprezentować jego interesy. Jest wolnym człowiekiem, ma się kierować rozumem i sumieniem właśnie. Jeśli nawet wyborcy, demokratyczni suwereni, nie mogą nic posłowi nakazać i muszą pukać po prośbie do jego biura, to tym bardziej absurdalna wydaje się ślepa partyjna podległość, gdzie słowo wodza jest ponad sumieniem. Polska polityka, tak podzielona i skonfliktowana, potrzebuje dzisiaj samodzielnie myślących ludzi. Kierujących się szlachetnymi odruchami, potrafiących oddzielić dobro publiczne od bieżących interesów i sondaży, rozumiejących, że władza, opozycja i instytucje są opłacane z kieszeni ludzi, którzy oczekują takich samych ludzi w polityce. Uruchamiających sumienie nie tylko na rozkaz, lecz także na co dzień. Autor jest komentatorem „Polityki”. FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI P rzywódcy partii politycznych zapowiedzieli, że w sprawie ustawy o sztucznym zapłodnieniu, tak zwanym in vitro, pozostawiają posłom wolną rękę w głosowaniu, bo to kwestia sumienia, w które nie wolno ingerować. Można powiedzieć, paniska. Pozwalają kierować się sumieniem i nie będzie za to organizacyjnych szykan. Niezwykle zabawne jest to, że kryterium sumienia uruchamia się rzadko, właściwie tylko przy okazji spraw, do których jakieś pretensje zgłasza kościół, kiedy chodzi o biologię, aborcję i tym podobne. Tak jakby sumienie polityka odzywało się tylko w takich przypadkach i tylko wówczas należało je szanować i uwzględniać. Można to rozumieć tak, że w setkach innych sejmowych głosowań sumienie powinno być wyłączone – nie ma znaczenia, a już na pewno nie będzie respektowane, a ten, kto podporządkuje się dyscyplinie, zostanie ukarany. Małe to zatem sumienie, wąziutkie i wybiórcze. Przy in vitro może się odezwać, wodzowie pozwalają na szaleństwa i etyczne rozpasanie, ale poza tym – cicho, sumienie, spocznij, wolno palić! Przekomiczne jest to ograniczenie znaczenia słowa „sumienie”, podobnie zresztą jak „moralność”, do sfery seksu, zarodków, rozmnażania, obyczaju. Jak gdyby nie było innych kontrowersyjnych spraw, gdzie sumienie polityka mogłoby i powinno być używane w szerokim zakresie. Jest tyle kwestii społecznych, kiedy trzeba zabrać budżetowe pieniądze jednym, aby dać drugim, gdzie nie da się obyć bez refleksji etycznej, bez poczucia sprawiedliwości przy rozstrzyganiu kwestii prawnych, choćby przepisów dotyczących rodziny, dzieci (już tych narodzonych), prawa dotyczącego równości, mniejszości, tolerancji. Ale także choćby przy rozliczaniu przeszłości kraju, ludzi, w kontekście polityki hi- o LINK 16: SIECIONCENTRYCZNOŚĆ W AKCJI… TERAZ! WYMIANA INFORMACJI - DANE, OBRAZ, GŁOS >> ŚWIADOMOŚĆ SYTUACYJNA. PEŁNA INTEROPERACYJNOŚĆ. Small Tactical Terminal (KOR-24) » Terminal Link 16 oraz wzmocniona, dwukanałowa radiostacja VHF/UHF » Transmisja danych i głosu » Małe rozmiary, waga i pobór mocy » Dla zespołów FAC/JTAC, śmigłowców, platform bezzałogowych oraz szybkich łodzi przechwytujących. LVT-2/11 (ASQ-140) » Terminal Link 16 multi-host » dla platform powietrznych, lądowych i morskich » Złącze Ethernet - IP over Link 16 » Streaming video » Praca w sieciach rozległych, zdalne zarządzanie » transmisja głosu – wersja LVT(11) » System Link 16 zapewnia pełną współpracę sił powietrznych, marynarki wojennej oraz wojsk lądowych, w tym także specjalnych grup TZKOP. Wymiana informacji obejmujących dane systemów dowodzenia, identyfikacji sił własnych, danych rozpoznawczych oraz implementacja łączności głosowej pozwalają na pełną interoperacyjność na polu walki, teraz i w przyszłości. Jako autoryzowany dystrybutor i przedstawiciel mamy zaszczyt współpracować z firmą ViaSat producentem najszerszej gamy terminali systemu Link 16 używanych przez wszystkie rodzaje Sił Zbrojnych USA oraz państw sojuszniczych. Dzięki konkurencyjnym cenom, oraz bezkonkurencyjnej jakości i kompleksowej ofercie firma stała się wiodącym dostawcą zintegrowanych systemów naziemnej infrastruktury Link 16 dla obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Więcej na: www.viasat.com Cenrex sp. z o.o. • ul. Podwale 23 • 00-952 Warszawa tel.: +48 (0)22-332-7200 • fax: +48 (0)22-332-7222 • e-mail: [email protected] • www.cenrex.pl