czytaj str. 71 - Dowództwo Garnizonu Warszawa

Transkrypt

czytaj str. 71 - Dowództwo Garnizonu Warszawa
Poszukiwanie
Nasza
przestrzeni strona 16 strategia strona 47
T Y G O D N I K
w w w . p o l s k a - z b r o j n a . p l
B E Z P Ł A T N Y
D O D A T E K
F INANSE  ZDROWIE  PR AWO
Cena 4 zł (w tym 7% VAT)
NR 44 (718) 31 października 2010
INDEKS 337 374 ISSN 0867-4523
strona 9
Najtrudniejszy
i najdroższy
Wielomiliardowa inwestycja w system obrony
przeciwlotniczej powinna być tak samo celna
jak strzały przeciwlotników.
FOT. MAGDALENA KOWALSKA-SENDEK
KRAKÓW, 2010
I D E O L O
MAREK SARJUSZ-WOLSKI
FOT. Z. FURMAN
Jedno wesele
i czterdzieści pogrzebów
Atakujące oddziały potrzebują od wyzwalanych
cywilów solidarności w cierpieniu.
P
rzed tygodniem rozważaliśmy niuanse
imperatywu „safety first” w kontekście
szkolenia pilotów wojskowych. Warto
dodać, że normy „po pierwsze, bezpieczeństwo” nie wynaleziono w Polsce. Jak wiele
innych dylematów współczesnej wojny, pojawiła
się w dniu lądowania aliantów w Normandii.
Supreme Headquarters Allied Expeditionary
Force zaplanował D-Day precyzyjnie, jak
defiladę. Historycy żartują, że uwzględniono
wszelkie okoliczności, z wyjątkiem jednej – że
Niemcy także będą strzelać. Zaowocowało to
wieloma śmiertelnymi nieporozumieniami, które już w pierwszych minutach desantu kazały
porzucić zasadę „safety first” w odniesieniu do
własnych oddziałów. W kolejnych dniach z konieczności rozstano się z dyrektywą generała
Dwighta Eisenhowera, wedle której nie mogło
zginąć więcej niż trzystu francuskich cywilów.
W czasie kampanii normandzkiej poległo ich
35 tysięcy, a 50 tysięcy odniosło rany. Osiemdziesiąt tysięcy mieszkańców rejonu Calvados
straciło domy i dobytek, a odbudowa stad i sadów trwała dziesięciolecia. W tym kontekście łatwiej zrozumieć oziębłe przyjęcie wyzwolicieli
przez część Normandczyków („Pod okupacją
mieliśmy wszystko, co było nam potrzebne”), na
które skarżyli się alianccy żołnierze. Naturalnie
inne zasady obowiązują, kiedy wyzwala się cy-
wilów, którzy wcale tego nie pragną. Doświadczyli tego mieszkańcy wielu miast, wśród nich:
Frampola, Wielunia, Rotterdamu, Londynu, Coventry, Belgradu, Hamburga, Drezna czy Tokio.
Z wieloma wyjątkami, alianci starali się oszczędzać miasta francuskie, belgijskie i holenderskie.
Taktykę zmieniono po sforsowaniu Renu. Wzywano niemiecki garnizon do kapitulacji. Jeśli
jednak z miasta padł choćby jeden strzał, kładziono nań ogień artylerii.
Przy użyciu artylerii lufowej trudno o precyzyjne „cięcia chirurgiczne”, do których podczas
ataku Bagdadu służyły rakiety samosterujące
Tomahawk i Cruise. Miały one omijać matki
z dziećmi, starców na wózkach oraz rowerzystów
i z aptekarską dokładnością trafiać w wybrany
cel. Już kilka godzin później iracka telewizja pokazała szpitale pełne dzieci, kobiet i starców, zabitych i okaleczonych. Według różnych szacunków, liczba cywilów, którym przyszło zapłacić
życiem za „Iraqi Freedom”, wynosi co najmniej
66 tysięcy. Górnej granicy nikt nie określił.
Walec wojny totalnej toczy się w przestrzeni
publicznej. Ma ona dwa wymiary: rzeczywisty
i elektroniczny. Rebelianci afgańscy radują się
z każdej ofiary cywilnej. Zyskują wsparcie środowisk pacyfistycznych oraz łatwiejszego, bo
pragnącego zemsty, rekruta. Tak było w przypadku pilota, który strzały w powietrze wiwatu-
jących na weselu odebrał zbyt osobiście i sfinalizował przyjęcie za pomocą rakiety Hellfire. Tytuł „Jedno wesele i czterdzieści pogrzebów”
obiegł prasę wolnego świata i zamieszkał w kulturze popularnej.
Podczas amerykańsko-polskich rozmów o taktyce w Afganistanie padło zapewnienie „my nie
strzelamy do kobiet i dzieci”. Dlaczego? Bo takie
są nasze „rules of engagement”. To trudne, bo
buntownicy nie noszą mundurów i otwierają
ogień z cywilnych zabudowań. Nawet armatohaubica Dana (żołnierze nazwali ją Lady Gaga,
nie mając świadomości, że Stefani Joanne
Angelina Germanotta jest lesbijką) często stoi
zimna. A przecież wystarczy uderzyć klawisz enter, gdy zobrazowanie z drona prezentuje afgańskich rolników umacniających nocą pobocze drogi. Nie, Polacy najpierw wysyłają patrol.
Jeszcze w 2007 roku zachodnia koalicja odpowiadała za połowę cywilów zabitych w Afganistanie. Dziś prawie 80 procent ofiar to skutek
działań rebeliantów. To dowód, że cywile na zawsze pozostaną zakładnikami wojowników.
Dlatego w imieniu rodziny, której nie było mi
dane osobiście poznać, dziękuję generałowi
Zbigniewowi Ścibor-Rylskiemu za przeproszenie mieszkańców Warszawy, pod której gruzami
spoczęło 150 tysięcy cywilnych ofiar. To szlachetny i honorowy gest.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
3
ARMIA
BEZPIECZEŃSTWO
9 | ARTUR GOŁAWSKI,
TADEUSZ WRÓBEL
Najtrudniejszy i najdroższy
15 | TADEUSZ WRÓBEL
Rakietowa oferta
16 | ARTUR GOŁAWSKI
Poszukiwanie
przestrzeni
TADEUSZ WRÓBEL
Rakietowa
oferta
22 | PIOTR BERNABIUK
Przyjazny wrogi świat
15
FIRMY ZBROJENIOWE oferują dziś sporo
systemów rakiet krótkiego i średniego zasięgu.
26 | CEZARY
KLUKOWSKI
Podróż bez powrotu
30 | TOMASZ GOS
Ludzie i dźwięki
32 | PIOTR BERNABIUK
Skok w czeluść
MILITARIA
35 | MICHAŁ JAROCKI
Strażnik z lotniskowca
38 | MICHAŁ NITA
W oczekiwaniu na klientów
ROBERT CZULDA
Wybite
zęby
50
42 | MACIEJ SZOPA
Polowanie na jastrzębie
Niezależnie od tego, w którą stronę
pójdzie NATO, najważniejszym problemem
pozostanie Afganistan.
DYREKTOR REDAKCJI WOJSKOWEJ
REDAKTOR NACZELNY
Marek Sarjusz-Wolski,
tel.: +4822 684 53 65, 684 56 85,
faks: 684 55 03; CA MON 845 365,
845 685, faks: 845 503;
[email protected]
Al. Jerozolimskie 97,
00-909 Warszawa
ZASTĘPCA DYREKTORA
REDAKCJI WOJSKOWEJ
SEKRETARZ REDAKCJI
„POLSKI ZBROJNEJ”
Wojciech Kiss-Orski,
tel.: +4822 684 02 22, CA MON 840 222;
[email protected]
REDAKTORZY PROWADZĄCY
Katarzyna Pietraszek,
tel.: +4822 684 02 27, CA MON 840 227;
Joanna Rochowicz,
tel.: +4822 684 52 30, CA MON 845 230;
Aneta Wiśniewska,
tel.: +4822 684 52 13, CA MON 845 213;
[email protected]
46 | MAREK PIELACH
Podchorąży
zawsze zdąży
KIEROWNICY DZIAŁÓW
Anna Dąbrowska, ppłk Artur Goławski,
Małgorzata Schwarzgruber,
Tadeusz Wróbel, Andrzej Fąfara
tel.: +4822 684 03 55, CA MON 840 355;
PUBLICYŚCI
WARSZAWA: Piotr Bernabiuk,
Paulina Glińska, Krzysztof Kowalczyk,
Cezary Klukowski, Marek Pielach,
Maciej Szopa
tel.: +4822 684 52 44, CA MON 845 244;
tel.: +4822 684 52 29, CA MON 845 229;
BYDGOSZCZ: Krzysztof Wilewski,
tel.: +4852 378 52 00, CA MON 415 200;
GDYNIA: Tomasz Gos,
tel.: +4858 626 24 13, CA MON 262 413;
KRAKÓW: Magdalena Kowalska-Sendek,
Jacek Szustakowski,
tel.: +4812 455 17 80, CA MON 131 780;
POZNAŃ: Marceli Kwaśniewski,
CA MON 572 446;
WROCŁAW: Bogusław Politowski,
tel.: +4871 765 38 53, CA MON 653 853;
WSPÓŁPRACOWNICY
Robert Czulda, Andrzej Garlicki, Janusz
Grochowski, Paweł Henski, Mariusz Janicki,
Dominik Jankowski, Andrzej Jonas, Marcin
47 | MAREK PIELACH
Nasza strategia
50 | ROBERT CZULDA
Wybite zęby
52 | TADEUSZ WRÓBEL
Zbrojni Celtowie
55 | ARTUR GOŁAWSKI
Ulepszanie bitów
i krzemu
60 | ANDRZEJ JONAS
Francja elegancja
WOJNY I POKOJE
61 | FRANCISZEK PUCHAŁA
OTK, czyli naród do broni
65 | ŁUKASZ RESZCZYŃSKI
Upadek Adrianopola
67 | TADEUSZ WRÓBEL
Ostatnia klęska aliantów
HORYZONTY
71 | MARIUSZ KUBAREK,
JOANNA ZAKRZEWSKA
Nasz święty Graal
75 | MACIEJ SZOPA
Jak komandosi
82 | MARIUSZ JANICKI
Czy politycy mają sumienie?
Kaczmarski, Włodzimierz Kaleta,
Włodzimierz Kalicki, Zdzisław Kryger,
Michał Nita, Tomasz Otłowski, Marek
Przybylik, Henryk Suchar, Andrzej Szenajch;
Zdjęcie
na okładce
MARIAN
KLUCZYŃSKI
FOTOREPORTER
Jarosław Wiśniewski,
tel.: +4822 684 52 29, CA MON 845 229;
DZIAŁ GRAFICZNY
tel.: +4822 684 51 70, CA MON 845 170;
Marcin Dmowski (kierownik),
Paweł Kępka, Monika Siemaszko,
Andrzej Witkowski;
OPRACOWANIE STYLISTYCZNE
tel.: +4822 684 55 02, CA MON 845 502;
Renata Gromska (kierownik),
Małgorzata Mielcarz,
Aleksandra Ogłoza;
BIURO REKLAMY I MARKETINGU
Adam Niemczak (kierownik),
Małgorzata Szustkowska,
Anita Kwaterowska (tłumacz),
tel. +4822 684 53 87,
684 51 80, 684 55 03,
faks: +4822 CA MON 845 387;
[email protected]
REDAKTOR WYDANIA
Aneta Wiśniewska
KOLPORTAŻ I REKLAMACJE
tel.: +4822 457 04 25,
CA MON 879 041
DRUK
Interak Drukarnia sp. z o.o., Czarnków
Numer zamknięto: 25.10.2010 r.
Treść zamieszczanych materiałów nie zawsze odzwierciedla stanowisko redakcji. Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzega sobie prawo do skrótów.
4
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
5
MIĘDZYRZECZ
Bezpieczny
ratunek
EWAKUACJA PŁONĄCEGO RATUSZA, konferencja na temat ratownictwa chemicznego oraz zawody zespołów ratownictwa medycznego – na tym polegały
czwarte Międzynarodowe Ćwiczenia Zespołów Ratowniczych „Medline 2010”. Celem ćwiczeń było
wzmacnianie systemu bezpieczeństwa poprzez integrację środowisk ratowniczych oraz doskonalenie umiejętności między innymi z ratownictwa medycznego,
chemicznego, wodnego, technicznego. Do zawodów zgłosiło
się 19 zespołów reprezentujących ochotniczych i zawodowych
ratowników medycznych oraz
strażaków z Polski i Niemiec. Byli
także przedstawiciele 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, 10 Brygady Kawalerii Pancernej, 4 Zielonogórskiego Pułku
Przeciwlotniczego i 11 Batalionu
Dowodzenia. (ATD)

Pożegnanie
S
ierżanta Adama Szady-Borzyszkowskiego, poległego w Afganistanie, pożegnano
w jego rodzinnej Trzebiatkowej.
Po nabożeństwie w kościele
Świętych Apostołów Piotra i Pawła trumnę z ciałem odprowadzono na cmentarz parafialny.
Kilka dni wcześniej, gdy samolot, który przywiózł poległego żołnierza, wylądował na płycie wojskowego lotniska Okęcie
w Warszawie, minister Bogdan
Pomoc dla Ghazni
Klich mówił: „To powrót pełen
bólu i rozpaczy Twojej rodziny.
Wiedziałeś, że zawód żołnierza
jest niełatwy i czasem płaci się
najwyższą cenę, oddając swoje
życie”.
Dowódca operacyjny generał
broni Edward Gruszka podkreślił, że sierżant był prawdziwym
kawalerzystą, który zapłacił najwyższą cenę w walce o bezpieczeństwo swoich najbliższych
i swojej ojczyzny. (ATU)

W
trakcie wrześniowych
i październikowych zbiórek
zgromadzono kilkanaście ton darów, które trafią do ludności afgańskiej jako pomoc humanitarna. Akcję zainicjowali żołnierze
11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii
Pancernej w Żaganiu. Przyłączyły się do niej dzieci i młodzież
z lubuskiego, Wielkopolski i Dolnego Śląska – regionów, w których
znajdują się jednostki dywizji.
Pierwszy samolot z darami odle-
ciał do Afganistanu z ponad 2,5 tonami rozmaitych przedmiotów, które dostaną mieszkańcy prowincji
Ghazni. Ponad połowę ładunku stanowią materiały szkolne. W polskich szkołach i gimnazjach zebrano dla dzieci w Afganistanie zeszyty, plecaki, piórniki, bloki rysunkowe oraz zabawki. Pozostała część
transportu to 1633 pary butów podarowanych przez firmę z Czerwieńska, która w sumie przekazała
ich już ponad 19 tysięcy. (ATU) 
ŁOTWA
Dwa samoloty F-16 wraz z załogami i personelem z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku uczestniczą w ćwiczeniach „Sabre Strike”,
mających na celu sprawdzenie
przygotowania sił do operacji ISAF.
Organizatorem manewrów są kraje
bałtyckie oraz USA.
rium Logistyki Wydziału Mechanicznego imienia generała broni
Tadeusza Buka, dowódcy Wojsk
Lądowych. Rektor uczelni generał
brygady profesor Zygmunt
Mierczyk mówił, że generał Buk
miał wizję szkolnictwa wojskowego
opartą na głębokiej wiedzy i bogatym doświadczeniu dowódczym.
Podczas uroczystości odsłonięto
przy wejściu do laboratorium pamiątkową tablicę poświęconą generałowi Bukowi. (AD,PG)

S P O T K A N I A
DĘBLIN
W Wyższej Szkole Oficerskiej Sił
Powietrznych odbyła się uroczysta
inauguracja roku akademickiego.
Indeksy dostało 45 podchorążych
I roku oraz 367 studentów cywilnych.
LONDYN
Ministrowie spraw zagranicznych
Radosław Sikorski oraz obrony
Bogdan Klich uczestniczyli w kolejnej rundzie polsko-brytyjskich
6
konsultacji politycznych. Dotyczyły one polityki bezpieczeństwa
międzynarodowego oraz współpracy dwustronnej, zwłaszcza
w dziedzinie obronności. Ministrowie rozmawiali też o szczycie NATO w Lizbonie, który odbył się we
wrześniu, a także przygotowywanej nowej koncepcji strategicznej
sojuszu. Ze strony brytyjskiej
w konsultacjach wzięli udział ministrowie: spraw zagranicznych
William Hague i obrony Liam Fox.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
WARSZAWA
W Wojskowej Akademii Technicznej oddano do użytku Laborato-
Wspólne zakupy
Trwają ostatnie ustalenia, ile będzie nowych
samolotów dużego i średniego zasięgu do transportu
najważniejszych osób w państwie.
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
M
M I S J E
AFGANISTAN: Polscy żołnierze
przechwycili ponad 1,4 tysiąca kilogramów substancji wykorzystywanych do produkcji materiałów wybuchowych. To największy od początku udziału polskich wojsk w Afganistanie sukces kontrwywiadu i jednostki Wojsk Specjalnych w walce
z produkcją improwizowanych ładunków wybuchowych. Komandosi
w jednym z pomieszczeń odkryli
70 beczek zawierających gotowy do
użycia materiał wybuchowy. Rebelianci starali się odbić skład, zostali
jednak odparci przez żołnierzy jednostki specjalnej.
AFGANISTAN: Afgańczycy mogą teraz za pośrednictwem radia uczyć
się języka angielskiego. Grupa
Wsparcia Psychologicznego „PSYOPS” założyła w bazach Ghazni
i Warrior radio „Hamdard”. Nadaje
ono spoty informacyjne, wywiady,
ogłoszenia i muzykę. W ostatnim
czasie kapitan Sebastian Zgłobicki,
dowódca stacji radiowej w bazie
Warrior, z wykształcenia filolog angielski, przygotował serię radiowych
lekcji z tego języka. (AD)

aszyny te mają być pozyskane w jednym postępowaniu. Ustalono tak 21 października na spotkaniu przedstawicieli
resortu obrony, który odpowiada
za zakup samolotów, oraz kancelarii zajmujących się organizowaniem lotów dla VIP-ów. Niedawno wszystkie kancelarie − prezydenta, premiera,
sejmu i senatu
− przekazały do
resortu pisemne opinie dotyczące wymagań transportowych, między innymi odnośnie do zasięgu samolotów, liczby pasażerów i wyposażenia. Zgłoszone
uwagi mają być wykorzystane
przy formułowaniu założeń
do przetargu na zakup nowych
maszyn.
„Nowością jest to, że będziemy
przeprowadzali jedno postępowanie, którego przedmiotem będzie
zakup samolotu dużego i średnich
maszyn”, poinformował Marcin
Idzik, podsekretarz stanu do
spraw uzbrojenia i modernizacji
w Ministerstwie Obrony Narodo-
wej. Dodał, że kwestia ich liczby
jest obecnie przedmiotem finalnych ustaleń. Przypominał, że
MON ogrywa jedynie rolę operatora, który kupi samoloty w konfiguracji i liczbie wskazanych
przez dysponentów, czyli poszczególne kancelarie. Wiceminister zaprzeczył też, aby MON
rozważało przedłużenie czasu
eksploatacji Jaków: „Definitywnie
one odchodzą, będą zastąpione
samolotami średniego zasięgu”.
Zapewniający transport lotniczy osobom pełniącym najwyższe funkcje w państwie 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego dysponuje obecnie jednym Tu-154, czterema Jak-40,
trzema M-28 Bryza oraz kilkunastoma śmigłowcami. Nie wszystkie maszyny nadają się jednak do
transportu VIP-ów. Na ich potrzeby są także dwa wyczarterowane
od LOT-u Embraery 175. W 2012
roku kończy się resurs czterech
Jaków. (ANN)

Świętujemy
BIELSKO-BIAŁA.
Mszą świętą,
apelem poległych oraz pokazem
sprzętu podczas dni otwartych koszar uczczono święto 18 Bielskiego
Batalionu Powietrznodesantowego.
W trakcie głównych uroczystości żołnierzom, którzy brali udział w misjach w Iraku i Afganistanie, wręczono medale.
-obronne, turniej halowej piłki nożnej
i konkurs historyczny. Na uroczystym
apelu żołnierzom wręczono też wyróżnienia.
ZEGRZE. Podczas obchodów święta Wojsk Łączności i Informatyki szef
WARSZAWA.
Obchody święta
3 Warszawskiej Brygady Rakietowej
Obrony Powietrznej trwały kilka dni.
Zorganizowano zawody sportowo-
L Ą D O W E
„Bystrzyca ’10”
CHEŁM. Do listopadowych
ćwiczeń dowódczo-sztabowych
„Pantera” przygotowywali się
żołnierze 3 Brygady Zmechanizowanej podczas treningu „Bystrzyca ’10”. Głównym celem
było prowadzenie działań obronnych, w tym doskonalenie umiejętności planowania działań taktycznych.
Zajęcia
ZEGRZE. Umiejętnego posługiwania się sprzętem i środkami obrony przed skażeniami
uczyli się żołnierze służby przygotowawczej w Centrum Szkolenia
Łączności i Informatyki. W praktycznych zajęciach z obrony
przed bronią masowego rażenia
na przykoszarowym placu ćwiczeń Skubianka uczestniczyli
elewi z 2 Kompanii Szkolnej. 
M A R Y N A R K A
W O J E N N A
Akcja
KOŁOBRZEG. Żołnierze patrolu rozminowania pod dowództwem bosmana sztabowego
Radosława Koronki z 8 Batalionu Saperów z 8 Flotylli Obrony
Wybrzeża podjęli i zabezpieczyli
pięć pocisków moździerzowych
z II wojny światowej znalezionych
na plaży. Zostaną one zniszczone na poligonie drawskim.

S I Ł Y
P O W I E T R Z N E
„Mazury ’10”
MIŃSK MAZOWIECKI.
Z rąk
generała broni rezerwy Lecha Konopki, przedstawiciela prezydenta
RP, sztandar dla Centrum Szkolenia
Żandarmerii Wojskowej odebrał jego komendant pułkownik Wiesław
Chrzanowski. Rodzicami chrzestnymi sztandaru zostali posłanka
Teresa Wargocka i poseł Czesław
Mroczek. Gościem honorowym była
wdowa po ostatnim prezydencie
RP na uchodźstwie Karolina
Kaczorowska.
W O J S K A
sztabu zastępca dowódcy Wojsk Lądowych generał dywizji Andrzej
Malinowski podziękował za zaangażowanie w służbie wszystkim łącznościowcom i informatykom − żołnierzom i pracownikom wojska. Dzięki satelitarnemu połączeniu z bazami Ghazni oraz Warrior słowa podziękowania usłyszeli również ci, którzy
służą w Afganistanie. (AD, PG)

WARSZAWA. Przedstawiciele Dowództwa Sił Powietrznych,
Centrum Operacji Powietrznych,
jednostek podległych oraz Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej uczestniczyli w szkoleniu
− operacyjnej grze wojennej
„Mazury ’10”. Jednym z jej celów było doskonalenie procedur
planowania użycia Sił Powietrznych w sytuacjach kryzysowych
i podczas prowadzenia narodowej operacji obronnej.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
7
S I Ł Y
P O W I E T R Z N E
Wizyta
FOT. A. WEBER
Trudny eksperyment
czeństwem narodowym i międzynarodowym, obronnością
i siłami zbrojnymi. Gospodarz
wizyty porucznik Marek Kwiatek
zapoznał gości ze specyfiką żołnierskiej służby oraz zadaniami
realizowanymi przez żołnierzy
32 Bazy. Studenci obejrzeli też
symulator lotu F-16 i sprzęt ratunkowy – life support.

Ż A N D A R M E R I A
W O J S K O W A
Kurs
MIŃSK MAZOWIECKI. Kurs
kwalifikacyjny dla kandydatów
na stanowiska komendantów
oddziałów Żandarmerii Wojskowej zorganizowano w Centrum
Szkolenia ŻW. Oficerowie
uczestniczyli w zajęciach pozwalających doszlifować umiejętności z zakresu między innymi
czynności prewencyjnych, operacyjno-rozpoznawczych, dochodzeniowo-śledczych i dowódczosztabowych.

L O G I S T Y K A
Narada
OPOLE. Naradę szkoleniowo-metodyczną dla wykładowców kształcenia obywatelskiego
oraz profilaktyki i dyscypliny wojskowej zorganizowano w 10 Opolskiej Brygadzie Logistycznej.
Obok teoretycznego doskonalenia umiejętności dydaktycznych
uczestnicy odbyli także podróż
historyczno-wojskową „Szlakiem Piastów Opolskich”. (PG) 
8
Na południu Polski zainteresowanie służbą
w NSR jest spore. Za miesiąc zabraknie miejsc
w 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich.
D
otychczasowy nabór do Naro- czas już ponad siedem tysięcy osób.
dowych Sił Rezerwowych „Do służby w NSR ustawiają się
podsumował minister Bogdan kolejki. Po niespełna czterech mieKlich 22 października w Rzeszo- siącach od ogłoszenia naboru podwie. Podczas oficjalnych uroczysto- pisaliśmy 1280 kontraktów,
ści kontrakty z NSR symbolicznie a od 4 października 1,8 tysiąca cypodpisało sześciu żołnierzy rezer- wilów bierze udział w szkoleniu”.
wy. Większa grupa ochotników
Według oceny Bogdana Klicha
(34 osoby) zawierała je kilka go- wyniki są bardzo dobre, zwłaszcza
dzin wcześniej w jednostce wojsko- że nabór do NSR trwa od 1 lipca,
wej. Minister podkreślił, że NSR to a zakończyć się ma dopiero pod kojeden z najtrudniejszych eksniec 2011 roku.
perymentów w historii
„Uzupełnienie jednoJak wyliczał
polskiej wojskowości.
stek wojskowych żołminister, do NSR
„Nikt chyba nie wątpi
nierzami NSR wzmaczgłosiło się do tej
w to, że gdyby NSR
nia naszą zdolność repory już ponad
dzisiaj nie było, to naleagowania w sytuasiedem tysięcy
żałoby je ponownie wycjach kryzysowych na
osób.
myślić”. Minister zauwaterenie województwa
żył, że wojsko zawodowe nie
podkarpackiego, i nie tylko.
może działać w próżni społecznej. To są wyselekcjonowani ochotni„Musi mieć pośrednika, który wią- cy”, podkreślał dowódca podhalańże go mocno i na stałe ze społe- czyków generał brygady Stanisław
czeństwem. Właśnie taką rolę peł- Olszański. Rzecznik brygady kapinią siły rezerwowe”.
tan Konrad Radzik poinformował
Szef resortu obrony przypomniał
zaś, że przyjęła ona już 220 żołnietakże, że NSR jest formą pośrednią rzy NSR. Do obsadzenia pozostało
pomiędzy wojskiem w pełni zawo- jedynie 140 miejsc.
dowym a cywilną częścią naszego
Najwięcej stanowisk jest w 1 Baspołeczeństwa. „To także dowód na talionie Strzelców Podhalańskich
to, że profesjonalizacja sił zbrojw Rzeszowie i w 5 Batalionie
nych była dobrym pomysłem, że Strzelców Podhalańskich w Przearmię z poboru udało się zastąpić myślu. Prawdopodobnie do końca
armią z wyboru. NSR to także listopada wszystkie będą już zajęte.
szansa dla tych, dla których wojsko Major Marcin Żal, zastępca kojest pasją, a także dla chcących kie- mendanta WKU w Rzeszowie, podyś służyć w armii zawodowo”, twierdza, że NSR na Podkarpaciu
precyzował minister. Jak wyliczał, cieszy się niemałym zainteresowado tej formacji zgłosiło się dotych- niem. To, jak mówi, może wynikać
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
FOT. DOMINIK MYĆKA
ŁASK. 32 Bazę Lotnictwa
Taktycznego odwiedzili studenci
Uniwersytetu Łódzkiego, członkowie Koła Naukowego Politologów UŁ interesujący się bezpie-
ze specyfiki regionu, w którym
trudno o dobrą pracę. „Kandydaci
wiedzą, że NSR mogą być przedsionkiem do zawodowej służby
wojskowej. Nigdy nie brakowało
nam chętnych do korpusu szeregowych zawodowych. Zawsze, gdy
kwalifikacje prowadziła 21 Brygada, o jedno miejsce ubiegało się
trzech, czterech kandydatów”.
Motywacje wstępujących do
NSR są różne. Jedni chcą się sprawdzić, innymi kieruje sentyment do
minionych lat i tęsknota za oderwaniem się od szarej codzienności.
Sporo żołnierzy NSR przyznaje
jednak, że poprzez służbę w tej formacji chcieliby dostać się do zawodowej armii. „Jako młody chłopak
należałem do «Strzelca», służbę zawodową odbyłem w Wędrzynie.
Czasy te wspominam bardzo dobrze, chciałem wrócić choć na
chwilę do munduru”, przyznaje
żołnierz NSR Krzysztof Czupski.
Z kolei jego kolega, szeregowy
NSR Mariusz Zdański, przyznaje,
że kiedyś miał okazję zostać żołnierzem nadterminowym, ale z tego nie skorzystał. „Dziś żałuję swojej decyzji. Mam nadzieję, że jak
będziemy mieli ćwiczenia, to zostanę zauważony i w końcu przejdę do
służby zawodowej”.
Tego samego dnia w Dęblinie
przysięgę wojskową złożyli pierwsi
żołnierze służby przygotowawczej
do Narodowych Sił Rezerwowych
w Siłach Powietrznych – 53 elewów, w tym trzy kobiety. Przyjął ją
pułkownik Zbigniew Ciołek, komendant Centrum Szkolenia Inżynieryjno-Lotniczego. (MKS)

Redaktor działu
ARTUR GOŁAWSKI
ARTUR
GOŁAWSKI
TADEUSZ
WRÓBEL
KA
JS
WO
L
P
O
Najtrudniejszy
i najdroższy
FOT. MARIAN KLUCZYŃSKI
Wielomiliardowa inwestycja w system obrony
przeciwlotniczej powinna być tak samo celna
jak strzały przeciwlotników.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
9
P E R Y S K O P
S
zacunki przedstawicieli Grupy
Bumar liczącej na udział w programie modernizacji systemu obrony
przeciwlotniczej polskich sił zbrojnych przewidują konieczność zainwestowania w wymianę arsenału wojsk obrony
przeciwlotniczej (OPL) 15 miliardów złotych
w ciągu dekady. Z przymiarek analityków resortu obrony sprzed trzech lat wynikało, że
w podobnym okresie powinniśmy liczyć się
z wydaniem na ten cel 40 miliardów złotych
– zapewne dotyczyły one jednak ambitnie zakrojonej modernizacji. Niezależnie od tego,
które wyliczenia finalnie okażą się bliższe
prawdzie, musimy zadbać o wydanie każdego
z miliardów na to, czego potrzebujemy, a nie na
to, co chcą wcisnąć nam producenci. Nie stać
nas na nietrafioną inwestycję, tak jak nie stać
nas na złe wykonanie słusznie wybranej oferty.
ZAKLĘCIA NIE POMOGĄ
Skalę wyzwania, które stoi przed resortem
obrony, celnie ujął Piotr Pacholski, dyrektor
Biura Obrony Przeciwrakietowej MON, podczas seminarium zorganizowanego przez „Polskę Zbrojną” 6 października 2010 roku w stołecznym hotelu Sheraton: „Inwestycja w system
OPL jest jednym z najważniejszych, jeśli nie
najważniejszym z przewidzianych przez kierownictwo MON programów modernizacyjnych wojska. Jest potencjalnie najbardziej kosztowna, więc najtrudniejsza do realizacji”.
Pacholski podkreślił, że nie zniechęciło to kierownictwa MON. „Decydenci są świadomi, że
ta zdolność militarna przesądzi o naszym potencjale odstraszania – zniechęcania”.
W 2009 roku przyjęto program operacyjny
modernizacji uzbrojenia przeciwlotniczego, zakładający pozyskanie przy okazji zdolności
przeciwrakietowej. Odnosi się on do sprzętu,
zasobów ludzkich, procedur, doktryny użycia,
integracji z sojusznikami. Do końca 2010 roku
ma powstać pełne studium wykonalności definiujące sposoby pozyskania nowego oręża.
Najtrudniejszy i najdroższy
Pułkownik Waldemar Babinowski z Szefostwa Obrony Przeciwlotniczej MON wykazał,
że zasadniczym czynnikiem wymuszającym
modernizację jest zadawnienie modernizacyjne
i starzenie się posiadanego systemu OPL, czyli
radzieckich jednokanałowych zestawów rakietowych reprezentujących myśl techniczną lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych: „W rozwoju
naszych wojsk OPL ominęliśmy jeden etap
− technologie zestawów klasy Patriot i S-300”.
Innym czynnikiem przymuszającym nas do
modernizacji arsenału OPL jest rozwój środków napadu powietrznego. Po 2020 roku samo-
10
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
loty i śmigłowce będą stanowiły
30 procent potencjalnych celów.
Wzrośnie rola bezzałogowych środków ataku: rakiet samosterujących
i balistycznych oraz aparatów zdalnie
sterowanych, które mogą być stosowane masowo.
Cezary Szczepański, dyrektor Grupy Bumar do spraw rozwoju, przypomniał, że w tym roku kończy się eksploatacja zestawów Krug, jedynego
segmentu średniego zasięgu systemu
OPL, a liczba pozostałych zestawów
przeciwlotniczych nie pozwoli chronić
wszystkich strategicznie ważnych rejonów kraju: „Nie chciałbym być w skórze polityków, którzy decydowaliby, co
będzie chronione, a co nie”.
Osy, Newy i Kuby nie mają zdolności przeciwrakietowych. Te zestawy
rakietowe krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu były modernizowane, ale
doszły lub dochodzą do granicy technicznej możliwości ulepszeń, rakiety
kończą zaś resursy eksploatacji.
Szczepański stwierdził: „Nie mamy
C O M M E N T
pewności, że ich odpalenie będzie skuteczne.
Żadne zaklęcia tu nie pomogą. One pozostaną
w arsenale wojska do 2016, może do 2018 roku. Później, jeśli nie będzie zakupu nowej broni, Polakom pozostanie nadzieja, że nic złego
się nie stanie”.
ZROBIŁA SIĘ DZIURA
Dyrektor Pacholski stwierdził, że politycy
zdają sobie sprawę z dziury technologicznej
w systemie OPL sił zbrojnych, ale potrzebna
jest debata przekonująca podatników, że muszą
znaleźć się pieniądze na taki program modernizacyjny. „Aby odpowiedź na pytanie, ile pieniędzy trzeba wydać, nie była dla nich zbyt niepokojąca”. Ta deklaracja ucieszyła wiceprezesa
Szczepańskiego, który ponagla, by pieniądze
na wymianę arsenału OPL zacząć wydawać już
WALDEMAR
BABINOWSKI
W
modernizacji obrony przeciwlotniczej
zakładamy wykorzystanie narodowego potencjału naukowo-technicznego. To
pozwoli znacznie ograniczyć czas, ryzyko
i koszty przedsięwzięcia.

Pułkownik WALDEMAR BABINOWSKI służy
w Szefostwie Obrony Przeciwlotniczej MON.
teraz, jeśli rezultaty inwestycji mają być widoczne za pięć−osiem lat. „Proponujemy zastąpienie pięciu systemów używanych przez wojsko dwoma. Uprości to logistykę, obniży koszty”, reklamował koncepcję „Tarczy Polski”
opartą na rakietach Mica VL i Aster 30 francu-
RYS. MIROSŁAW GRYŃ
Zdolność
zwalczania
taktycznych
rakiet
balistycznych
mogą mieć
dopiero zestawy
średniego
zasięgu
sko-brytyjsko-niemiecko-włoskiego konsorcjum MBDA.
Pułkownik Babinowski studził zapał kręgów
biznesowych. Wskazał, że ze względu na ograniczone zdolności finansowe MON część potrzeb operacyjnych będzie można zaspokoić dopiero po roku 2018. Wydatki majątkowe MON
na sprzęt (w tym modernizacyjne i remontowe)
to około 5 miliardów złotych rocznie. W większości finansują one projekty rozpoczęte kilka
lat wcześniej. Pułkownik wyjaśnił, że wojska
OPL mają w tej sytuacji trzy priorytety.
Pierwszym jest modernizacja posiadanych
zestawów rakietowych dla podtrzymania wartości bojowej i wydłużenia ich eksploatacji do
czasu pozyskania nowych.
Drugim jest uzyskanie możliwości zwalczania celów aerodynamicznych w całych zakre-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
11
P E R Y S K O P
sach prędkości i wysokości lotu oraz taktycznych rakiet balistycznych. Wymaga to pozyskania nowych zestawów rakietowych, zwłaszcza
średniego zasięgu.
Trzecim jest zapewnienie już na początku
eksploatacji nowoczesnego wsparcia technicznego oraz uwzględnienie modernizacji, a w dalszej perspektywie wymiany arsenału OPL.
OBOWIĄZEK SPRAWDZENIA
Dziś nie wydaje się ważne – tak jak przed rokiem czy dwoma laty – z koncernami których
państw będą kooperowały rodzime firmy przy
wymianie arsenału OPL. Ważne, żeby politycy
zadbali o to, by w ogóle dostały one zlecenia.
Miliardowe zamówienia (w Grupie Bumar sza-
nych. Pułkownik Babinowski ocenił, że włączenie w unowocześnienie arsenału OPL polskiego przemysłu i ośrodków naukowych powinno obniżyć koszty i zapobiec w przyszłości
powstaniu tak dużej luki modernizacyjnej, z jaką borykamy się teraz.
Dyrektor Pacholski potwierdził, że w analizach resortu przyjęto, iż jedyną ścieżką pozyskania nowoczesnych zdolności przeciwlotniczych i przeciwrakietowych jest szerokie otwarcie na współpracę z partnerami z zagranicy:
„Polski przemysł oraz instytuty naukowo-badawcze mogłyby uczestniczyć w opracowaniu
lub opracowaniu i produkcji niektórych komponentów – szczególnie radiolokacyjnych, dowodzenia i łączności”. Mówił też, że gdyby rodzime podmioty włączyć do produkcji lub utrzymania nowego sprzętu i uzbrojenia, z szansą na
późniejszą modernizację, pozwoliłoby to na
pewną redukcję kosztów. Uczynił jednak stanowcze zastrzeżenie: „Nie zakładamy automatycznie, że wszystko, co będzie produkowane
i oferowane MON we współpracy z krajową
branżą, automatycznie stanie się najlepszym
rozwiązaniem. Każda propozycja będzie wymagała sprawdzenia. To jest obowiązkiem
resortu”.
RYS. MIROSŁAW GRYŃ
CHCĄ PODBIĆ RYNEK
C O M M E N T
CEZARY
SZCZEPAŃSKI
B
umar jest firmą Skarbu Państwa. Stanowi integralną część systemu bezpieczeństwa i obrony. Jeśli ktoś planuje nas
obchodzić, to chce demontować ten system.

CEZARY SZCZEPAŃSKI jest dyrektorem
do spraw rozwoju Grupy Bumar.
cują, że w kraju jesteśmy w stanie wykonać
60 procent wartości „Tarczy Polski”) przysporzą im i instytutom badawczo-rozwojowym nowych zdolności projektowych i wytwórczych.
Skorzystają na tym obywatele – eksploatacja
i późniejsza modernizacja nowego systemu
OPL przy współudziale rodzimych podmiotów
powinna obniżyć koszty jego funkcjonowania,
które poniosą wszyscy płatnicy PIT-ów,
CIT-ów i VAT-ów. Zyska także wojsko – budżet
tego jednego programu nie doprowadzi do stagnacji pozostałych programów modernizacyj-
12
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Właśnie na tle pochodzenia dostawcy wyrzutni oraz rakiet krótkiego i średniego zasięgu,
których w Polsce nie produkujemy, mogą pojawić się spory polityków z przemysłowcami.
Przedstawiciele Grupy Bumar od wielu miesięcy powtarzają, że warunkiem powodzenia
programu przeciwlotniczego będzie współpraca z zagranicznym dostawcą rakiet. Cezary
Szczepański wskazał: „Bez współpracy międzynarodowej tego systemu się nie zrobi. Potrzebowalibyśmy mniej więcej 15 lat, by stworzyć własny zespół inżynierski, który takie rakiety opracuje”.
Bogatsze państwa mogłyby sobie poradzić
z takim wyzwaniem same i szybciej, ale one
przeznaczają na militarne prace badawczo-rozwojowe 5−10 procent budżetu obronnego.
U nas nakłady na to sięgają 0,5 procenta budżetu obronnego państwa.
Szczepański zapewnił, że spółki Grupy
Bumar chętnie współpracowałyby ze wszystkimi, ale nie wszyscy chcą współpracować z nimi. Dał do zrozumienia, że podmioty pozaeuropejskie (amerykańskie i izraelskie) interesują
się samodzielnym zdobyciem polskiego rynku,
a nie kooperacją. Nie odpowiedziały na wystosowane przez Grupę, skupiającą większość polskich zakładów zbrojeniowych, zaproszenie do
współpracy.
CZY POLAK NACIŚNIE GUZIK?
Grupa proponuje „Tarczę Polski” jako system
narodowy, interoperacyjny z systemami OPL
sojuszników. To na stanowisku dowodzenia
między Bałtykiem a Tatrami uprawniony oficer
naciskałby guzik odpalający rakiety mające
zniszczyć powietrznych agresorów.
Jerzy Maria Nowak, były ambasador Polski
w NATO, zauważył jednak, że nie powinniśmy
tworzyć odrębnego narodowego systemu, tylko
polski fragment wspólnego systemu alianckiego. Choć nie zdezawuował całkowicie opcji europejskiej, zalecił ostrożność w wiązaniu się
z innymi niż Stany Zjednoczone partnerami:
„Polska nie może sobie pozwolić na naruszenie
strategicznych relacji z USA, na przykład poprzez wybór francuskich koncepcji obrony
przeciwrakietowej. W razie potrzeby tylko
Amerykanie mogą być dla nas wiarygodnym
sojusznikiem”.
Według dyplomaty, musimy zabiegać o spoistość więzi transatlantyckiej, by przez nasze
działania nie osłabła, lecz zyskała na sile: „Propozycje w sprawie stacjonowania u nas rakiet
SM-3 powinniśmy potraktować jako dźwignię
umacniania bezpieczeństwa oraz rangi Polski
w sojuszu i regionie, a także utwierdzania relacji
z USA. W interesie naszego kraju jest integracja
tego amerykańskiego systemu z sojuszniczymi.
A dopiero uzupełnieniem tego podejścia powinno być inwestowanie we własny system”.
Podpułkownik doktor Adam Radomyski
z Akademii Obrony Narodowej uspokoił, że nie
ma ryzyka, iż własną tarczą zakłócimy funkcjonowanie systemu natowskiego czy amerykańskiego: „Mamy wkomponować się w zintegrowany system natowski NATINADS, ale nie
znalazłem nigdzie w dokumentach potwierdzenia, że narzuca się nam konkretne rozwiązania
techniczne. Sojusznicy formują wspólny system
z elementów narodowych, które w dużym stopniu mogą organizować tak, jak chcą”.
Wykładowca nie obawia się kooperacji z zagranicznymi firmami: „Nasze wojska OPL zawsze były uzależnione od dostaw sprzętu lub licencji z zagranicy. Przed II wojną światową
mieliśmy francuskie armaty, a po wojnie zdominował nas Związek Radziecki, narzucając
swoją broń. Ma to konsekwencje do dziś”.
SYRENIE ŚPIEWY
Ambasador Nowak zaproponował pozyskanie zestawów rakietowych OPL czterema metodami.
Pierwsza to zakup od USA zestawów Patriot, które miałyby być także strażnikami rejonu rozwinięcia rakiet SM-3. Zaletą tego pomysłu jest włączenie Amerykanów do naszego systemu (dyplomata nie wyjaśnił, w jaki sposób)
i pozyskanie zdolności obrony przeciwrakietowej, wadą zaś – konieczność wydania dużych
pieniędzy.
Druga metoda to udział w wielowarstwowym systemie obrony przeciwrakietowej
NATO, pod warunkiem przekazania nam przez
Amerykanów batalionu PAC-3 jako ich wkładu
do tego systemu. Trudność tego pomysłu wynika nie tyle z nikłych szans otrzymania tak drogiego prezentu, co z uwarunkowań systemu do-
Prognoza użycia cywilnych statków powietrznych
w zamachach terrorystycznych
samoloty pasażerskie
wysokie
samoloty
transportowe
małogabarytowe samoloty
lekkie i bardzo lekkie
GRAFIKA: PAWEŁ KĘPKA/©FOTOLIA.COM
mikroloty
bezzałogowe aparaty latające
i modele sterowane radiowo
śmigłowce i sterowce
niskie
zagrożenie
współcześnie
wodzenia. Kto: Polacy, Amerykanie czy dyżurni w dowództwie NATO mieliby nacisnąć guzik w przypadku konieczności aktywacji polskiej części tarczy? Czy taki system powstanie,
dowiemy się na szczycie w Lizbonie.
Trzeci sposób to wykorzystanie niemieckich
zestawów MEADS w tworzeniu europejskich
sił zbrojnych. „Musimy to wiązać z budową europejskiego filaru NATO”, zauważył ambasador. „Nie możemy pozwolić sobie na syrenie
śpiewy Francuzów o sile europejskiej”.
Czwarta ewentualność to wykorzystanie
amerykańskich lub niemieckich Patriotów oraz
dodatkowe wzmocnienie „Tarczy Polski” elementami proponowanymi przez Bumar. Według Nowaka, takie rozwiązanie mogłoby być
traktowane jako uzupełnienie amerykańskiej instalacji SM-3. „Z powodów politycznych inna
możliwość nie wchodzi w grę”.
Wiceprezes Szczepański polemizował z poglądami ambasadora. „Gdyby system OPL nie
był narodowy, to musielibyśmy skontaktować
się z ośrodkiem w USA, by uzyskać zgodę na
zestrzelenie. Przecież od wtargnięcia naruszyciela w polską przestrzeń powietrzną do osiągnięcia celu minie kilkadziesiąt sekund, ewentualnie kilka minut. Taki system będzie niefunkcjonalny. Lepiej go w ogóle nie budować – wyjdzie taniej, a skuteczność będzie taka sama”.
Dodał, że potrzebujemy systemu spełniającego
wymogi współczesnego pola walki: wielowarstwowego, z integracją warstw – zniszczenie
jednej z nich (na przykład średniego zasięgu)
nie powoduje całkowitego wyłączenia systemu
(pozostałych warstw), modułowego (co umożliwi modernizację i wycofywanie dywizjonów
w przyszłości
C O M M E N T
zbudowany rękami własnych obywateli będzie
kosztował państwo nie 100, ale 70 procent”. Ponadto włączenie do modernizacji wojsk OPL
krajowego przemysłu zapewni utrzymanie kupionego uzbrojenia przez 25−30 lat. „Mając na
miejscu zaplecze naukowo-remontowe, będziemy w stanie system nie tylko sprawnie eksploatować, lecz także przedłużać jego użyteczność
i unowocześniać. Efektem będą mniejsze wydatki w całym cyklu funkcjonowania w porównaniu z systemem z importu”.
Podpułkownik Radomyski dopowiedział, że
zakup sprzętu to zaledwie 30 procent kosztów
programu, resztę − 70 procent − pochłania późniejsza eksploatacja. „Rodzi się pytanie: czy
potencjalny dostawca zagraniczny zapewni rozwój sprzedanego nam systemu, gdy za 10−15
lat pojawią się nowe zagrożenia i trzeba będzie
im przeciwdziałać?”. Wykładowca AON ucieszył się, że problem modernizacji OPL staje się
sprawą wagi państwowej: „Chciałbym, aby
w wyborze konkretnych systemów decydentom
przyświecały kwestie merytoryczne, a nie
populizm”.
STANISŁAW
WZIĄTEK
PRZYZWOLENIE
SPOŁECZNE
uzbrojonych w przestarzałe zestawy bez zakłócania pracy całego systemu), kompatybilnego
z systemami państw NATO, sieciocentrycznego. Taki system miałby powstawać stopniowo
do 2022 roku.
STRATEGICZNY NA 30 LAT
Przedstawiciele Bumaru postulowali uczynienie z modernizacji systemu OPL programu
strategicznego nadzorowanego wspólnie przez
polityków, gestorów wojskowych i finansistów.
Wiceprezes Szczepański argumentował, że tak
skomplikowany i ważny projekt nie może pójść
źle i zagrozić finansowemu bezpieczeństwu
państwa. Według niego, inwestycja w system
OPL będzie za droga, by udźwignął ją budżet
MON, więc musi to być program rządowy. Powierzenie jej wykonania podmiotom krajowym
sprawi jednak, że około 30 procent wartości zamówienia ulokowanego w firmach polskich
wróci do budżetu w postaci podatków: „System
N
asze wojska OPL reprezentują technologicznie jedną epokę wstecz w stosunku do potencjału sojuszników. Mają w większości wyposażenie radzieckie, nawet nie
rosyjskie.

STANISŁAW WZIĄTEK jest przewodniczącym
sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
„Przy modernizacji OPL trzeba będzie podejmować decyzje, które zyskają przyzwolenie
społeczne. Decyzje jasne, obudowane porozumieniem partyjnym i konsekwentnie wdrażane”, sprowadził dyskusję na właściwe tory poseł Stanisław Wziątek, według którego akceptacja dla koncepcji Grupy Bumar będzie zdecydowanie większa niż dla pomysłu budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
13
P E R Y S K O P
RYS. MIROSŁAW GRYŃ
Parlamentarzysta przychylił się ku tezie, że
optymalnym wyjściem będzie połączenie dorobku naszego przemysłu obronnego z technologiami pochodzącymi z importu. „Jest szansa
na modernizację zbrojeniówki. Komisja obrony
będzie popierała inicjatywy wzmacniające rodzime firmy”. Poseł Wziątek na naszym seminarium przewidywał, że kierunek i punkty ciężkości, które powinny zdeterminować budowę
systemu OPL w Polsce, wskaże nowa koncepcja strategiczna NATO.
Pułkownik rezerwy Andrzej Jóźwiak zgodził się, że szczyt NATO w Lizbonie pokaże,
w którym kierunku powinniśmy iść z budową
systemu OPL. Analityk z Biura Bezpieczeństwa Narodowego nie podzielił optymizmu
przewodniczącego KON co do znaczenia rozumienia potrzeb wojska przez parlament.
C O M M E N T
PIOTR
PACHOLSKI
N
ie możemy założyć, że wszystko, co będzie produkowane i oferowane MON
we współpracy z krajową branżą, okaże się
automatycznie najlepszym rozwiązaniem.
Każda propozycja będzie wymagała sprawdzenia. To obowiązek resortu.

PIOTR PACHOLSKI jest dyrektorem Biura
Obrony Przeciwrakietowej MON.
Przypomniał, że poprzednie składy komisji też
popierały modernizację Marynarki Wojennej.
„Skończyło się na mówieniu, a programu jak
nie było, tak nie ma. Jeśli chcemy modernizować system OPL, to sformułujmy wieloletni
program akceptowany społecznie i politycznie. Wzorem jest wdrażanie myśliwców F-16,
bez względu na zmiany rządu kontynuowane
zgodnie z założeniami”.
14
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Szefostwo Obrony Przeciwlotniczej MON
w staraniach modernizacyjnych stawia na jakość uzbrojenia, która musi zrekompensować
przewagę ilościową ewentualnego przeciwnika.
„Dopiero w następnej kolejności ważna jest dla
nas interoperacyjność natowska”, komentował
pułkownik Babinowski. Jak ujawnił, priorytetem jest pozyskanie zestawu średniego zasięgu, który dzięki wielokanałowości mógłby
zwalczać cele lotnicze, a jednocześnie operacyjne i taktyczne rakiety balistyczne. W takim
zestawie na jednej wyrzutni czekają rakiety do
niszczenia samolotów, a na drugiej przeciwrakietowe.
Pułkownik dodał, że analizy sztabowe skłaniają do zachowania specyfiki jednostek obrony
przeciwlotniczej Sił Powietrznych i Wojsk Lądowych przy unifikacji rozwiązań technicznych, a program operacyjny OPL dotyczy
trzech głównych rodzajów sił zbrojnych. Przyznał, że w modernizacji OPL istnieje kilka zagrożeń. „Nie możemy oprzeć całego systemu
na technologii jednej rakiety. Nie wolno nam
też ograniczyć się do technologii jednego radaru lub pasma częstotliwości”. Według oficera,
atutami zestawów nowej generacji mają być
wielokanałowość oraz organizacja sieciocentryczna – dzięki nim można przezwyciężyć niektóre ograniczenia używanych obecnie zestawów rakietowych.
Babinowski wyliczył, że trwa modernizacja
wyrzutni rakietowych Osa i zestawów artyleryjskich ZSU-23-4 Szyłka do wersji Biała. Zostały opracowane i uzgodnione założenia taktyczno-techniczne do modernizacji zestawów S-125
Newa SC, która powinna ruszyć w roku 2011.
Wtedy zakończy się formułowanie założeń taktyczno-technicznych dla modernizacji zestawów rakietowych Kub. Polska utrzymuje znaczną samodzielność projektowo-wytwórczą w systemach bardzo krótkiego zasięgu. Rakieta
Grom będzie rozwijana do wersji Piorun (o wydłużonym zasięgu oraz pułapie rażenia), podobnie jak zestaw bazujący na niej – mobilny
Poprad dla wojsk obrony przeciwlotniczej
Wojsk Lądowych. „Znaczne są też osiągnięcia
rodzimych konstruktorów w dziedzinie radiolokacji. One również będą rozwijane”.
Dyrektor Pacholski tłumaczył, że wojsko
ulepsza tylko zestawy i stacje radiolokacyjne
mające potencjał modernizacyjny: „Robimy
tak, by zminimalizować ryzyko ograniczenia
zdolności obronnych, nawet wtedy, gdy już planujemy zakupy nowych systemów. To pozwoli
zachować doświadczony personel, który przy
nagłym wycofaniu starego sprzętu mógłby
odejść ze służby”.
KAPITAŁ LUDZKI
Podpułkownik Radomyski zwrócił uwagę,
że decydując się na import zestawów krótkiego
i średniego zasięgu, będziemy musieli ich obsługi szkolić za granicą, tak jak to miało miejsce w przypadku pilotów F-16: „Dziś brakuje
szkoły oficerskiej o specjalności przeciwlotniczej, która była kiedyś w Koszalinie. Wojskowa
Akademia Techniczna przygotuje nam kadry
trochę pod względem technicznym, ale szkolenia przeciwlotników dowódców w pozostałych
podchorążówkach nie widzę w różowych kolorach. Wszystkie programy nauczania trzeba będzie zmienić”.
„Ludzie są kapitałem, którego nie możemy
w tym przedsięwzięciu stracić. Bez nich dyskusja o modernizacji wojsk rakietowych nie ma
sensu”, skomentował pułkownik Mirosław
Bodnar, zastępca dowódcy 3 Warszawskiej
Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej.
W Siłach Powietrznych, które będą głównym
beneficjentem inwestycji, nowe uzbrojenie trafi
właśnie do tej brygady, bo będzie ona wkrótce
jedyną (dziś mamy dwie).
Pułkownik przypomniał, że restrukturyzacja
formacji zakończy się w 2012 roku, a ze wszystkich jednostek OPL Sił Powietrznych powstanie brygada z sześcioma dywizjonami rakietowymi i jednym zabezpieczenia. Można by ją
skomasować w jednym garnizonie, ale miałoby
to dotkliwe konsekwencje dla ludzi. „Żołnierze
w piątek po południu rozjeżdżaliby się po kraju, a w poniedziałek rano czy w niedzielę wieczorem wracali do garnizonu”, zauważył pułkownik. Wskazał, że niektóre dywizjony stołeczne będą zgromadzone w Sochaczewie.
W kolejnym okresie planistycznym (zapewne
po 2018 roku) nie wyklucza się dalszej komasacji, ale pułkownik Bodnar nie chciał mówić
o szczegółach.
KIEDY DO ZDJĘCIA?
Zapytaliśmy prelegentów, kiedy minister
obrony sfotografuje się na tle pierwszego nowego rakietowego zestawu przeciwlotniczego.
Podpułkownik Radomyski wyraził życzenie,
aby stało się to jak najszybciej, ale ważniejsze
od tempa wdrożenia jest dokonanie przemyślanego wyboru: „Nie wystarczy kupić. Później
trzeba jeszcze skutecznie eksploatować i umieć
bojowo wykorzystać”. Przychylił się do poglądu, że od wyboru systemu do czasu jego wdrożenia upływa od pięciu do ośmiu lat. „Dziesięć
lat to realny czas. Zatem byłby to rok 2020”.
Pułkownik Babinowski okazał się optymistą. Zapowiedział ukończenie w 2010 roku studium wykonalności i dostarczenie decydentom
usystematyzowanej wiedzy o tym, jakie zestawy średniego i krótkiego zasięgu są dostępne
na rynku. „Rok 2011 byłby rokiem decyzji.
Program modernizacyjny OPL nie pozostawia
tu niedopowiedzeń. Minister i inne ważne osoby mogłyby zatem pozować do zdjęć na tle naszego nowego oręża w latach 2014−2015”. Pytanie, przy jakim sprzęcie się sfotografują, pozostaje otwarte.

„Polska Zbrojna” zamierza organizować
kolejne spotkania eksperckie na temat modernizacji
systemu obrony przeciwlotniczej.
stuje on zmodyfikowane pociski powietrze-powietrze Python 5 oraz Derby. Jak podaje producent, maksymalny zasięg to 50 kilometrów,
a pułap przekracza 16 kilometrów. Podobnie
jak w SAMP/T, wyrzutnia jest wertykalna.
W ofercie znajduje się też wariant krótkiego
zasięgu Spyder SR, który ma zasięg ponad
15 kilometrów, a pułap przekracza 9 kilometrów. Tu wyrzutnia jest pochylona.
FOT. MBDA
Firma
MBDA
ma w ofercie
między innymi
system SPADA
2000.
KA
JS
WO
TADEUSZ WRÓBEL
L
P
O
Rakietowa oferta
Firmy zbrojeniowe oferują dziś sporo
systemów rakiet krótkiego i średniego zasięgu.
N
ajpopularniejsze systemy obrony
powietrznej średniego zasięgu to
rosyjski S-300 i amerykański Patriot. Baterie tego ostatniego zwykle mają w składzie wyrzutnie (od czterech do
ośmiu) z dwoma typami pocisków. Ważący
900 kilogramów Patriot Advanced Capability-2
przeznaczony jest do zwalczania statków powietrznych, natomiast około trzy razy lżejszy
PAC-3 stworzony został do niszczenia głównie
rakiet balistycznych i manewrujących. Podawane są różne dane o zasięgu i pułapie tych
pocisków. W przypadku PAC-2 cel może zostać zniszczony, jeśli znajduje się 70 kilometrów (według niektórych źródeł, 160 kilometrów) od wyrzutni. Pułap pocisku to 24 kilometry. W przypadku PAC-3 zasięg to 15−20
kilometrów, a pułap 15 kilometrów.
ORYGINALNA WYRZUTNIA
Za europejski odpowiednik amerykańskiego Patriota można uznać system opracowany
przez MBDA Missile Systems i Thalesa − solair moyenne portée terrestre, znany pod akronimem SAMP/T. Wykorzystano w nim pocisk
przeciwlotniczy Aster 30 stworzony dla marynarki wojennej. MBDA pracuje nad jego wersją Block 2, która ma mieć większy zasięg.
Aster 30 Block 1 może przechwytywać cele
na wysokości od 50 metrów do 20 kilometrów.
Od niej też zależy zasięg rażenia − im cel jest
niżej, tym zasięg jest krótszy. Na przykład samolot lecący na wysokości 3 tysięcy metrów
może zostać trafiony już z odległości 100 kilometrów. Francja postanowiła nabyć tuzin tych
systemów, a Włochy połowę tego. Bateria może mieć do sześciu wyrzutni, każda z ośmioma
rakietami. Walorem zestawu jest pionowa wyrzutnia pozwalająca odpalać pociski do celów
we wszystkich kierunkach.
Warto zwrócić uwagę na system Spyder
ADS-MR izraelskiej firmy Rafael. WykorzyC O M M E N T
JERZY
M. NOWAK
W
kręgach rządowych utrwala się przekonanie, że w perspektywie 10−15 lat
Polsce nie zagraża napaść lub wielki konflikt zbrojny. Dlatego następuje modyfikacja
polskiej polityki bezpieczeństwa – umacniane są: własny potencjał obronny zintegrowany z sojuszniczym, gwarancje NATO, wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony UE
oraz współpraca z USA. Filary te mają dla
nas łączne znaczenie, ich oddzielanie nie
leży w naszym interesie.

JERZY M. NOWAK
był ambasadorem Polski w NATO.
OWOCNA WSPÓŁPRACA
Dzięki amerykańsko-europejskiej
współpracy powstał średniego zasięgu Medium Extended Air Defense
System (MEADS). W program zaangażowane są Stany Zjednoczone, Niemcy i Włochy. MEADS strzela amerykańskimi pociskami PAC-3. W ubiegłym roku jednak Niemcy postanowili wykorzystać w tym
systemie pocisk IRIS-T SL, dostosowaną do
odpalania z lądu wersję pocisku powietrze-powietrze IRIS-T. Ma on zasięg 30 kilometrów.
Wcześniej prace nad przystosowaniem pocisków powietrze-powietrze na potrzeby naziemnej obrony powietrznej rozpoczęły firmy
amerykańska Raytheon i norweska Kongsberg.
Ich efektem jest system NASAMS, który bazuje na pocisku AMRAAM AIM-120 i jest
w służbie od 1995 roku. Pluton NASAMS
składa się z trzech wyrzutni, każda z sześcioma pociskami. Zmodernizowany system otrzymał oznaczenie NASAMS 2. Ma zasięg 25−33
kilometrów, a jego pułap to 15 kilometrów.
Należy więc do systemów średniego zasięgu.
Raytheon jest firmą wiodącą w programie
SL-AMRAAM, także opartym na AMRAAM
AIM-120 dla rodzimych sił zbrojnych. Podczas testów sprzed trzech lat pocisk
SL-AMRAAM ER doleciał na odległość prawie 40 kilometrów. W tym przypadku w wyrzutni jest ich sześć.
Firma MBDA ma w ofercie system SPADA
2000, efekt modernizacji produktu z lat siedemdziesiątych, który kupiły siły zbrojne
Włoch i Hiszpanii. Ma on zasięg ponad 20 kilometrów. W podstawowej konfiguracji może
mieć od dwóch do czterech sekcji ogniowych,
każda po dwie sześciopociskowe wyrzutnie.
Nowym produktem jest natomiast lądowy wariant systemu krótkiego zasięgu VL MICA.
Zestaw może mieć od trzech do sześciu wyrzutni, każda z czterema pociskami. Jego
zasięg wynosi do 20 kilometrów, a pułap
dziewięć.
Liczącym się graczem na rakietowym rynku jest Rosja. Produkuje ona między innymi
system krótkiego zasięgu Tor, dostępny w kilku wariantach. Jest mobilny, a mobilna wyrzutnia z ośmioma pociskami może działać
samodzielnie. W baterii są cztery wyrzutnie.
Systemem średniego zasięgu jest także Buk.
W najnowszej wersji może zwalczać cele odległe o 50 kilometrów do wysokości 25 kilometrów.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
15
C E L O W N I K U
KA
JS
WO
L
P
O
Poszukiwanie
przestrzeni
FOT. EWA KORSAK
N A
Z pułkownikiem STEFANEM MORDACZEM o reorganizacji jednostek
przeciwlotniczych w Siłach Powietrznych i podpatrywaniu obsługi
amerykańskich Patriotów rozmawia ARTUR GOŁAWSKI
POLSKA ZBROJNA: Odwiedził Pan już
wszystkie dywizjony 3 Brygady Rakietowej
Obrony Powietrznej?
STEFAN MORDACZ: W Warszawie jestem
na co dzień, widzę, co się dzieje w sztabie
i 83 Dywizjonie Dowodzenia. Na początek wybrałem się do Sochaczewa, by przyjrzeć się przygotowaniom do mających tam nastąpić zmian
oraz zapoznać się z postępami badań systemu
Przelot-SAMOC. Do dywizjonów gdyńskich wybiorę się natomiast wkrótce. Chcę zajrzeć w każdy zakątek, niemal do każdego pomieszczenia, Część kadry
abym podczas rozmów z podległymi dowódcami 1 BROP będzie
wiedział, jakie problemy mamy do rozwiązania. musiała zmienić
16
ży mi na bezpośrednim nadzorze nad
nim. Muszę mieć pewność, że podwładni trenują, a nie udają. Ja mam im
zapewnić dostęp do placów ćwiczeń,
strzelnic, sprawnego sprzętu.
cej ludzi. Tymczasem życie w jednostce
musi się toczyć swoim trybem – jedni
żołnierze mają służby, inni są przed nimi lub po nich, więc część ludzi wypada z bieżącego szkolenia.
POLSKA ZBROJNA: W 2012 roku
brygada będzie składać się ze sztabu,
dywizjonu dowodzenia i sześciu dywizjonów rakietowych. Nie będzie
Panu łatwo dowodzić tak rozproszonymi pododdziałami.
STEFAN MORDACZ: Największe
problemy mogą wystąpić tam, gdzie bamiejsca służby
teria − moduł ogniowy − będzie rozi zamieszkania,
POLSKA ZBROJNA: Będzie ich sporo…
z Górnego Śląska członkowana. Łatwiej się bowiem szkoSTEFAN MORDACZ: Dla mnie szkolenie to przenieść się
lić, gdy wszystko jest w jednym miejnajważniejszy element wojskowego życia. Zale- do Skwierzyny.
scu, a do zajęć angażuje się jak najwię-
POLSKA ZBROJNA: Im więcej jednostek, tym więcej ludzi ze szkolenia
wypada. I może się zdarzyć, że nie
uda się obsadzić wszystkich stanowisk na sprzęcie.
STEFAN MORDACZ: Gdyby do tego doszło, to nie byłoby szkolenia
z prawdziwego zdarzenia. Nie możemy
trenować, gdy przychodzą kierowcy,
a nie ma operatorów, i odwrotnie − są
operatorzy, a kierowcy mają służbę. Obsługa zestawów rakietowych musi być
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
kompletna, aby zajęcia miały sens. Dlatego wolałbym, żeby dywizjony stacjonowały w jednym
miejscu, bez rozrzucania po dwóch−trzech.
Niestety, po 2012 roku trzy przeformowane
dywizjony zostaną skazane na rozczłonkowanie
– warszawski, gdyński i bytomski. Nie mamy
w tych garnizonach koszar, gdzie można
pomieścić cały sprzęt i wszystkich ludzi
jednocześnie.
POLSKA ZBROJNA: Czy reorganizacja
pododdziałów 3 BROP już się zaczęła?
STEFAN MORDACZ: Mamy już podstawowe
dokumenty normujące ten proces – decyzję ministra obrony, rozkaz dowódcy Sił Powietrznych,
rozkazy mój, dowódców 1 BROP i pułków obrony przeciwlotniczej.
POLSKA ZBROJNA: Co z nich wynika?
STEFAN MORDACZ: Pierwszy będzie się
przeobrażał 61 Skwierzyński Pułk Rakietowy
OP. Zostanie rozwiązany, a na bazie jego oraz
dywizjonów 1 BROP powstanie 35 Dywizjon
Rakietowy, należący już do 3 BROP. Tym samym z eksploatacji zostaną wycofane zestawy
rakietowe średniego zasięgu Krug.
POLSKA ZBROJNA: Kiedy ta jednostka
osiągnie gotowość operacyjną?
STEFAN MORDACZ: Z końcem czerwca
2011 roku.
POLSKA ZBROJNA: Stachanowskie tempo!
STEFAN MORDACZ: Część kadry 1 BROP
będzie musiała zmienić miejsca służby i zamieszkania − z Górnego Śląska przenieść się do
Skwierzyny. Żołnierzy ze Skwierzyny natomiast
czeka przeszkolenie na nowy sprzęt – oddadzą
Krugi, przejmą Newy. Niektórzy odbyli już kursy w WAT, inni będą poznawać zestawy już na
miejscu.
POLSKA ZBROJNA: I może w przyszłym
roku 35 Dywizjon Rakietowy będzie strzelał
w Wicku Morskim?
STEFAN MORDACZ: W 2011 roku będą
strzelały dywizjony dotychczasowej 3 BROP.
W nowo formowanych nie będzie eksperymentów, bo na zgranie zespołów powstałych z żołnierzy z różnych jednostek potrzeba minimum
dwóch lat. Wcześniejsze wyjście na poligon byłoby zabawą nieprzynoszącą żadnych efektów.
Szkoda na to czasu i pieniędzy.
POLSKA ZBROJNA: Zwykle przy takich
reorganizacjach wielu żołnierzy zwalnia
się z wojska. Jakich strat kadrowych się
spodziewacie?
STEFAN MORDACZ: Wyczuwam niepokój
ludzi co do możliwości otrzymania stanowisk
w nowym dywizjonie oraz obawy związane
z przeprowadzką. Znam dowódców brygady
oraz pułku i jestem przekonany, że zrobią solidnie, co do nich należy i nie będzie posądzeń
o kumoterstwo, a decyzje kadrowe będą opierały się na ocenie fachowości żołnierzy, a nie na
znajomościach.
Konkretne wyznaczenia na stanowiska zaczną się niedługo po zakończonych właśnie
ćwiczeniach Anakonda, w których uczestniczyła i strzelała 1 BROP. Nie przewiduję jednak zwolnień żołnierzy do stopnia kapitana.
Kłopot będzie z zagospodarowaniem wszystkich dowódców dywizjonów – z dziesięciu
stanowisk na dziś zostanie siedem, w brygadzie, do której dołączą dywizjony z 1 BROP
i dwóch pułków.
POLSKA ZBROJNA: Nie
pamiętam przypadku, by
sto procent żołnierzy, którzy dostali propozycję służby w nowym miejscu, chciało się przenieść.
STEFAN MORDACZ: Ludzie różnie układają sobie
sprawy rodzinne. Jeśli mają
już wysługę uprawniającą do
świadczeń emerytalnych, to
przejdą do nowego miejsca
na rok−dwa lata, zdobędą
wyższe stanowisko i w ten
sposób zwiększą podstawę
wymiaru emerytury. Niektórzy zaś rezygnują od razu,
gdy policzą koszty przenosin
lub dojazdów. Tak było dotychczas w innych jednostkach i pewnie powtórzy się i u nas. Niektórzy już zapowiadają, że
odejdą na emeryturę. Po części problem z oficerami starszymi zatem sam się rozwiąże, a dla
pozostałych trzeba będzie poszukać stanowisk
w innych jednostkach bądź instytucjach wojskowych.
POLSKA ZBROJNA: Entuzjazmu ta przeprowadzka w ludziach nie wywołuje. Dlaczego?
STEFAN MORDACZ: Jeśli w Sochaczewie
zostanie uruchomione lotnisko pasażerskie, to
utrudni nam ono szkolenie. Nasze stacje radiolokacyjne emitują fale elektromagnetyczne, które
mogą zakłócać instrumenty pokładowe operujących stamtąd samolotów. Reporterzy telewizyjni
mogą to sprawdzić na poligonie – nie sfilmują
z bliska naszych radiolokatorów, bo one wyłączą
im kamery. A szkolenie nie ogranicza się do włączenia i wyłączenia sprzętu – to także nauka
zmiany stanowisk ogniowych, ustawianie i poruszanie się kolumnami wozów. Bez
ćwiczenia jazdy i rozwijania stanowisk nie opanujemy całości naszego
rzemiosła. Mobilność jest warunkiem przetrwania na współczesnym
polu walki – musi być trenowana.
A do tego potrzeba przestrzeni.
Stosujemy
podobną do
sojuszników
taktykę, choć
nasz sprzęt
jest starszy,
co w jakimś
stopniu
ogranicza
działania
POLSKA ZBROJNA: Czy pracownicy wojska będą się z Wami przenosić?
STEFAN MORDACZ: Zarabiają mniej niż
żołnierze, więc spodziewam się, że nawet przy
przeprowadzce sztabu brygady i dywizjonu dowodzenia z warszawskiego Bemowa do Sochaczewa, co ma nastąpić do końca 2012 roku, niektórzy zrezygnują z kontynuowania zatrudnienia w 3 BROP. Niestety, kilkunastu będziemy
musieli zwolnić z powodu wprowadzenia nowych limitów zatrudnienia. Będzie to dotyczyło dywizjonów rakietowych znajdujących się
koło Warszawy. Nie chcemy się ich pozbywać,
ale też nie mamy dla nich miejsc pracy. Mamy
nadzieję, że znajdą sobie nowych pracodawców
– stolica oferuje w tym względzie większe możliwości niż pozostałe garnizony.
POLSKA ZBROJNA: A zmieścicie się w Sochaczewie?
STEFAN MORDACZ: Pod warunkiem, że
wszystkie przewidziane planem inwestycje zostaną wykonane.
POLSKA ZBROJNA: Gdyby sytuacja rozwinęła się nie po Waszej
myśli, to może za kilka lat zostaniecie zmuszeni do opuszczenia
Sochaczewa. Znajdziecie dla siebie
inne lokum?
STEFAN MORDACZ: W Skwierzynie jest dość miejsca, by pomieścić ludzi i sprzęt całej brygady. Każdy dywizjon miałby tam jeden koszarowiec. Atutów tej lokalizacji jest
więcej – do dyspozycji mamy strzelnicę, duży
przykoszarowy plac ćwiczeń, umożliwiający
przemieszczanie kolumn pojazdów i rozwijanie
stanowisk ogniowych. Są tam garaże, do których
można wstawić nowy, wart setki milionów złotych, nasycony elektroniką sprzęt, jaki mamy nadzieję pozyskać. Kwestia garaży, na pozór banalna, jest ważna. Wojsko zawodowe nie ma już
czasu na zmaganie się z awariami spowodowanymi złym przechowywaniem − jak udaje się na
szkolenie, to ma ćwiczyć pracę bojową, a nie
szukać usterek.
POLSKA ZBROJNA: Co z pozostałymi jednostkami przeciwlotniczymi Sił Powietrznych?
STEFAN MORDACZ: Do końca 2012 roku
brygada ma przejąć dywizjon z 78 Pułku Rakietowego OP w Mrzeżynie oraz dywizjon
z 1 BROP, a własne dywizjony przeformować na
strukturę trzymodułową. Jak już wspomniałem,
dowództwo brygady i 83 Dywizjon Dowodzenia
przeniosą się wtedy do Sochaczewa.
POLSKA ZBROJNA: Czy przeciwlotnicy
pozostaną w Bytomiu?
STEFAN MORDACZ: Jeden dywizjon rakietowy. Niestety, warunki lokalowe mamy tam takie, że sprzęt znajdzie się w jednym miejscu,
a koszary w innym. Czas na przejazdy między
obiektami będzie tracony.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
17
N A
POLSKA ZBROJNA: Czy coś się zmienia
w planach modernizacji arsenału 3 BROP?
Dwa dywizjony po 2012 roku, a w praktyce
około 2014, miały dostać nowe zestawy rakietowe bliskiego zasięgu i po jednym zestawie
artyleryjsko-rakietowym krótkiego zasięgu.
STEFAN MORDACZ: Na harmonogram przezbrajania nie mamy wpływu. Decydują o jego
tempie możliwości finansowe państwa. Gdyby to
było możliwe, a sprzęt byłby gotów do przejęcia,
wzięlibyśmy go natychmiast. Obecnie możemy
przejąć tylko to, co mamy w jednostkach włączanych do 3 BROP. Wybieramy więc sprzęt
najlepszy – jego część już jest wytypowana do
modernizacji, która zacznie się w 2012 roku.
Spodziewam się, że obniżona zostanie w ten sposób awaryjność zestawów S-125 Newa SC. Do
unowocześnienia trafi sprzęt najlepiej utrzymany, a to, czego nie zakwalifikujemy do modernizacji, zużyjemy na części zamienne. Choć mam
nadzieję, że zanim skończy się modernizacja
New, dostaniemy już nowe zestawy rakietowe
i artyleryjsko-rakietowe.
C E L O W N I K U
STEFAN MORDACZ: Ubolewam nad poślizgiem, bo kontenerowe stanowiska dowodzenia
miały być w brygadzie jeszcze wcześniej. Teraz
w Sochaczewie są poddawane badaniom zdawczo-odbiorczym.
kabinę dla dywizjonu Newa i dwie kabiny dla
dywizjonów Krug, które też trafią do dywizjonów Newa, jeśli przeprogramowane zostaną ich
komputery i zostanie wymieniony systemu
łączności radiowej.
POLSKA ZBROJNA: Skąd to opóźnienie?
STEFAN MORDACZ: Może wynikało to
z uwarunkowań finansowych, a może z mocy
przerobowych informatyków wykonawcy. Trudno mi to ocenić. Dla mnie ważne jest, że nikt nie
kwestionuje, iż ruchome stanowiska dowodzenia
są nam potrzebne. Przelot-SAMOC ma zapewnić odbiór rozkazów i informacji od przełożonego, na przykład z Centrum Operacji Powietrznych, oraz przekazywanie mu informacji zbieranych przez brygadę. Z kolei dowódcy brygady
ma umożliwić stawianie zadań podległym dywizjonom, dowódcom dywizjonów − bateriom
oraz przekazywanie informacji zwrotnej.
W wojskach obrony przeciwlotniczej SP
użytkujemy kabiny KK-10 w dywizjonach
Krug i wiem, że to bardzo przydatny sprzęt,
ułatwiający dowodzenie. Gdybyśmy podłączyli
POLSKA ZBROJNA: System dowodzenia do nich łącze wymiany danych Link-11B lub
Przelot-SAMOC miał trafić do brygady Link-16, moglibyśmy włączyć się do sojuszniw październiku 2009 roku. Rozmawiamy rok czego systemu obrony NATINADS. Niestety,
Wy
nie macie jeszcze1nowych
kon- 15:09
brakuje
110376 później,
Corp Ad aPZ
157.5x410_Layout
26/02/2010
Pagekabin
1 dla stanowisk dowodzenia dywitenerowych stanowisk dowodzenia.
zjonów. Na razie mamy prawie odebraną jedną
POLSKA ZBROJNA: To będziecie mieć
sześć dywizjonów i trzy kabiny dowodzenia.
STEFAN MORDACZ: Plany przewidują zakup kolejnych kabin dla dywizjonów trzymodułowych, czyli w pełni przydatnych w dywizjonach z zestawami Newa. Ta obecnie nam oferowana nie odpowiada naszym oczekiwaniom.
POLSKA ZBROJNA: Jest za słabo wyposażona?
STEFAN MORDACZ: Wyposażona jest dobrze, i pod względem oferowanej funkcjonalności zapewne spełnia pierwotne oczekiwania przeciwlotników. Ale nie daje dowódcy dywizjonu
możliwości dowodzenia jednocześnie wszystkimi podległymi bateriami. Można z niej kierować
tylko jedną baterią − modułem. Taki układ odpowiada koncepcji organizacji dowodzenia sprzed
kilku lat, gdy każdy dywizjon był samodzielny
i funkcjonował w trybie jednokanałowym.
POLSKA ZBROJNA: Ktoś przegapił zmianę
koncepcji organizacji dowodzenia w dywizjo-
WASZA PRZYSZŁOSC, NASZA MISJA.
18
A400M
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
airbusmilitary.com
A330 MRTT
nach i nie zamówił adekwatnej zmiany konfiguracji Przelota?
STEFAN MORDACZ: Składam to na karb
szybkiego tempa powstania koncepcji nowej organizacji 3 BROP. Nie rozdzieramy z tego powodu szat – postulujemy natomiast przeprojektowanie zainstalowanego w Przelocie oprogramowania. Nie sądzę, by trzeba było ingerować
w zamontowane w kabinie
urządzenia. Taka modyfikacja
jest w zasięgu informatyków
– przecież z kabin KK-10 można dowodzić czterema bateriami Krug lub Kub.
POLSKA ZBROJNA: Ponieważ gdy nowa
wersja będzie gotowa do użytku, Newom pozostanie kilka lat służby, nieprawdaż?
STEFAN MORDACZ: Nie dezawuujmy jeszcze Przelot-SAMOC, bo może się okazać, że da
się go wykorzystać, po drobnym unowocześnieniu, jako system dowodzenia w dywizjonach przezbrajanych na nowe zestawy bliskiego i krótkiego
zasięgu. Jeśli tak miałoby
być − wtedy warto weń inwestować.
W Skwierzynie
jest dość
miejsca,
by pomieścić ludzi
i sprzęt całej
brygady
POLSKA ZBROJNA: Czy
zatem warto kontynuować
projekt Przelot-SAMOC?
STEFAN MORDACZ: Napisanie i zbadanie
nowej wersji oprogramowania na pewno trochę
potrwa. Nie widzę niechęci po stronie wykonawcy. Ale warto się zastanowić, ile to by kosztowało i kiedy przyniesie oczekiwane efekty. Jeśli
trzeba by zainwestować jeszcze kilku
milionów złotych, to warto kontynuować prace.
Gdyby należało wydać kilkadziesiąt milionów
i czekać kilka lat, może się to okazać nieopłacalne.
POLSKA ZBROJNA:
Skoro o szkoleniu mowa,
czy Pana podwładni zdążyli się już czegoś nauczyć od Amerykanów w Morągu?
STEFAN MORDACZ: O korzyściach bojowych trudno mówić, bo na razie zajęcia mają
charakter zapoznawczy. Nasi żołnierze poznają
amerykańskich przeciwlotników oraz sprzęt,
który przywieźli do Morąga. Od dokładnego
wzajemnego poznania się dużo zależy – łatwiej
wtedy wymieniać się wiedzą i doświadczeniami. Takie poznanie przygotowuje nas także do
ewentualnego przyjęcia podobnego sprzętu
w przyszłości.
POLSKA ZBROJNA: Podobnego czy takiego samego?
STEFAN MORDACZ: Chcielibyśmy dostać
najnowszy produkowany sprzęt. Ale mamy świadomość, że o tym, co dostaniemy i ile dostaniemy, przesądzi zasobność budżetu państwa. Nie
zmienia to faktu, że musimy nauczyć się właściwie obsługiwać nową broń. Najlepiej od tych,
którzy już ją mają. Instrukcja to bowiem jedno,
a wskazówki praktyków i pokazanie niuansów
pracy bojowej – drugie.
POLSKA ZBROJNA: Są informacje, których
nie znajdzie się w prospektach reklamowych,
nie ściągnie z internetu. Przeciwlotnicy to wiedzą najlepiej.
STEFAN MORDACZ: Ale nie jest też tak, że
wszystkiego musimy się uczyć od nowa. Wiedza i nawyki moich podwładnych nie odbiegają
od umiejętności sojuszników. Stosujemy podobną taktykę, choć nasz sprzęt jest starszy i mniej
manewrowy, co w jakimś stopniu ogranicza
działania.
POLSKA ZBROJNA: Czy Morąg jest dogodnym miejscem do szkolenia? Przecież są inne
garnizony, gdzie dałoby się ustawić Patrioty.
STEFAN MORDACZ: O ulokowaniu amerykańskiej baterii zdecydowali przełożeni. Nie
Koncern Airbus Military, produkujący samoloty transportowe na miarę XXI
wieku,
gwarantuje
największą
różnorodność
w
tym
zakresie.
Nieprzerwanie ustanawiamy nowe standardy mające wychodzić naprzeciw
ciągle zmieniającym się potrzebom dzisiejszych misji.
Oprócz możliwości taktycznego i strategicznego transportu, posiadamy
również
zdolność
spełniania
bieżących
wymagań
polegających na wypełnianiu ogólnoświatowych zobowiązań.
rządowych,
Samoloty Airbus Military mogą być wykorzystywane zarówno do zadań
militarnych, jak i cywilnych, takich jak transport osobowy lub towarowy,
tankowanie paliwa w powietrzu, pomoc po klęskach żywiołowych, pomoc
humanitarna,
utrzymywanie
pokoju,
rozwiązywanie
konfliktów,
monitorowanie, kontrola granic, akcje ratownicze, ochrona środowiska
oraz pomoc w nagłych wypadkach.
Z produktami wspartymi siłą międzynarodowej sieci Airbus, nikt nie jest
lepiej przygotowany na stawianie czoła wyzwaniom lotniczym zarówno
dnia dzisiejszego, jak i jutrzejszego.
CN235/C295
NEW
STANDARDS.
TOGETHER
POLSKA
ZBROJNA
NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA
2010
19
N A
podważam ich wyboru. Dla nas, jako ewentualnych przyszłych użytkowników, liczy się to, by
wizyty Amerykanów maksymalnie wykorzystać do szkolenia praktycznego – wejść na
sprzęt, dotknąć go, popracować na nim, porozmawiać z użytkownikami, wymienić doświadczenia. Uczyć się możemy od siebie nawzajem
– taktyka zastosowana na jednej wojnie nie musi się sprawdzić na innej, prowadzonej z innym
przeciwnikiem w innym terenie, dysponującym
innym sprzętem i inaczej atakującym.
POLSKA ZBROJNA: Dlatego ważne jest,
aby nowe systemy rakietowe pojawiły się
w brygadzie „na zakładkę”, zanim oddacie
Agencji Mienia Wojskowego stare zestawy.
Nie utracicie wtedy zdolności szkoleniowych
– żołnierze cały czas będą utrzymywać nawyki pracy bojowej.
STEFAN MORDACZ: Sprzęt możemy kupić
najlepszy, ale jeśli nie będziemy mieć ludzi potrafiących go użyć zgodnie z przeznaczeniem, to
będzie nietrafiona inwestycja. Nie możemy doprowadzić do utraty doświadczenia przekazywanego z pokolenia na pokolenie.
POLSKA ZBROJNA: Nie ma już podchorążówki w Koszalinie, która kształciła i doskonaliła przeciwlotników. Dziś dowódcy
i inżynierowie pochodzą z Wojskowej Akademii Technicznej. Czy poradzą sobie
z wdrażaniem nowego sprzętu, gdy do tego
dojdzie?
STEFAN MORDACZ: Jeśli chcemy mieć żołnierzy przygotowanych do pracy z tak skomplikowanym sprzętem, jakim są współczesne systemy przeciwlotnicze, to oni muszą być absolwentami WAT.
POLSKA ZBROJNA: Ale oni będą przede
wszystkim inżynierami-eksploatatorami.
Skąd brać taktyków?
STEFAN MORDACZ: Kiedyś podział zadań
edukacyjnych był taki: szkoły oficerskie przygotowywały dowódców, WAT – inżynierów logistyków. Teraz mamy absolwentów WAT, szkoły
oficerskiej i studium oficerskiego we Wrocławiu. Problem jest z dalszym kształceniem dowódców, gdyż kursy proponowane obecnie są
za krótkie, by ich dobrze przygotować do prowadzenia działań bojowych. Oceniam, że dawne dwuletnie studia operacyjno-taktyczne
w AON lepiej przygotowywały oficerów do
pracy sztabowej i operacyjnej.
Jeśli nie będziemy mieć porządnie wyszkolonych dowódców i operatorów, to nie będziemy
potrafili skutecznie walczyć. Nie dotrzemy w odpowiednim czasie na miejsce, nie rozwiniemy
się tam gdzie trzeba albo nie opuścimy w ogóle
koszar. Czarny scenariusz jest taki, że dysponując sprawnym sprzętem, zapomnimy, jak pokonać drogę, rozwinąć sprzęt i zamaskować go.
POLSKA ZBROJNA: Więc nie kursy są potrzebne, tylko studia.
STEFAN MORDACZ: Nazwa nie ma znaczenia. Kwintesencją mojej propozycji jest to, że
kształcenie operatorów i dowódców powinno
być dłuższe i bardziej specjalistyczne; 70−80
procent tematów nauczania powinno dotyczyć
taktyki działania oraz strategii opracowania ćwiczeń, zaś pozostałe 20−30 procent spraw ogólnych. Nasi oficerowie powinni się dokształcać na
uczelniach, a nie w jednostkach, które szykują
się do prowadzenia działań bojowych. Jak to zrobić? Nie ja jestem organizatorem systemu szkolnictwa wojskowego.

C E L O W N I K U
W I Z Y T Ó W K A
STEFAN
MORDACZ
O
d 1 września dowodzi 3 Warszawską
BROP. Dwukrotnie był na strzelaniach
poligonowych w kazachskim Aszułuku
– pierwszy raz w nagrodę jako podchorąży, drugi raz jako dowódca wyrzutni. Po
promocji w 1986 roku miał trafić do pułku
w Jeleniej Górze, ale szef przeciwlotników
w dowództwie okręgu wojskowego zmienił
decyzję – podporucznik Mordacz został
dowódcą plutonu w 61 Brygadzie Artylerii
Wojsk Obrony Przeciwlotniczej. Po dwóch
latach objął dowodzenie baterią, później
trafił na studia do Akademii Obrony Narodowej, awansował na dowódcę dywizjonu,
był oficerem operacyjnym, szefem rozpoznania brygady i szefem wydziału operacyjnego. Następnie został szefem sztabu
61 Brygady Rakietowej OP, przez dwa lata
był zastępcą dowódcy 3 Warszawskiej
BROP, przez kolejne dwa lata dowodził
61 BROP, zaliczył podyplomowe studia polityki obronnej w AON i przez niecałe dwa
lata pełnił funkcję zastępcy szefa Zarządu
Rozpoznania – A-2 w Dowództwie Sił Powietrznych. Chciał zostać pilotem, ale komisja lekarska uznała, że nie spełnia warunków zdrowotnych i nie dostał się do liceum lotniczego. O mundurze marzył już
od ósmej klasy szkoły podstawowej, więc
po maturze w technikum samochodowym
wstąpił do Wyższej Szkoły Oficerskiej
Wojsk Obrony Przeciwlotniczej.

O G Ł O S Z E N I E
Zamówienia na prenumeratę „Polski Zbrojnej” w całym kraju przyjmują kolporterzy:
ta
a
r
e
num
Pre
RUCH SA
www.ruch.com.pl,
zakładka PRENUMERATA
e-mail: [email protected]
Infolinia: 0 804 200 600
Oddział warszawski: tel. +4822 581
98 11 do 15, 581 98 26 do 30
GARMOND PRESS SA
www.garmond.com.pl
e-mail: prenumerata.gpsa
@garmondpress.pl
Oddział warszawski:
tel. +4822 837 30 08,
817 20 12
GLM
KOLPORTER SA
w
www.kolporter.com.pl
ww.g
lm.pl
Oddz
e-mail: prenumerata.warszawa
iał wa
rszaw
tel. +
@kolporter.com.pl
ski:
4822
6
49 40
w
.
2
Infolinia: 0 801 205 555
01, 6
80
49 41
Oddział warszawski:
61
+4822 355 04 71, 355 04 77
Prenumeraty „Polski Zbrojnej” nie można zamówić bezpośrednio w Redakcji Wojskowej.
Egzemplarze tygodnika w wojskowej dystrybucji wewnętrznej są bezpłatne. Informacje: CA MON 840 400
Zamówienia na prenumeratę przyjmowane są w cyklu kwartalnym.
20
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
21
C I M I C
M
oim zdaniem, jako żołnierza CIMIC (współpraca cywilno-wojskowa), prosty
człowiek, udręczony biedą,
wojną i bezlikiem nieszczęść, mieszkający gdzieś na krańcu świata, powinien być przekonany, że jestem jeśli
już nie przyjacielem, to przynajmniej jego
sojusznikiem. Rozmawiam z nim przez tłumacza, bo nie znam przecież jego języka, podobnie jak religii czy obyczajów. Zdaję sobie
sprawę, że mój „lepszy świat” jest mu obcy,
odległy, a przez to wrogi. Obiecuję świetlaną
przyszłość w abstrakcyjnej perspektywie,
chociaż raj ma już obiecany przez swoich
proroków.
Dziś, ponieważ ograbiono go ze wszystkiego, co miał, najbardziej potrzebuje wody,
żywności dla siebie i swojej rodziny, podstawowych środków do przeżycia. A zaraz potem bezpieczeństwa, którego nie potrafię mu
zapewnić. Uśmiecha się więc niepewnie,
dziękuje za dary, obiecuje współpracę, a kątem oka zerka nieustannie na „ganera” siedzącego w wieżyczce naszego wozu bojowego i zakreślającego lufą ciężkiego karabinu
szerokie łuki gdzieś po linii horyzontu. Czeka, żebyśmy się w końcu wynieśli do diabła,
bo wkrótce zapadnie noc i przyjdą ludzie
sprawujący tu rzeczywistą władzę, karzący
surowo już za samą myśl o współpracy z niewiernymi.
PIOTR BERNABIUK
Pułkownik Wiesław Mitkowski, dowódca
kieleckiej Centralnej Grupy Wsparcia Współpracy Cywilno-Wojskowej, z którym rozmawiam niemalże na chwilę przed jego odlotem
do Afganistanu, uważa, że powyższy tekst
pasowałby jak ulał do początków operacji afgańskiej. CIMIC debiutował tam wiosną
2007 roku. Poza kilkoma ludźmi, którzy byli
wcześniej w sztabie ISAF, nikt nie znał ani
terenu, ani tym bardziej środowiska. Poruszali się jak we mgle, mimo że byli doświadczonymi i nieźle przygotowanymi misjonarzami.
Zakładali i urządzali bazę, przyzwyczajali się
do nowego miejsca, wreszcie po dwóch miesiącach odbyli pierwsze spotkania z gubernatorem, po czym ruszyli nieśmiało w teren.
Przyjazny wrogi świat
FOT. US DDOD
Afgańczycy pamiętają postaci wyraziste.
Tych, którzy zrobili coś dobrego.
22
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Wysłali ludzi
na spotkanie
z całkowicie
nową,
dramatyczną
sytuacją,
setkami tysięcy
uchodźców,
gdzie skala
nieszczęść
przekraczała
wszelkie
wyobrażenia.
Popełniali błędy, ale też przysyłali
informacje z każdego dnia, o każdym zdarzeniu. Zdawali relacje
z pierwszych wyjazdów, kontaktów,
omawiali najdrobniejsze szczegóły.
Następna zmiana, przygotowywana
na podstawie zdobytych doświadczeń, korygowała błędy.
Dziś, po trzech i pół roku, niektórzy jadą do Afganistanu jak do siebie.
Afgańczycy pamiętają postaci wyraziste, tych, którzy zrobili coś dobrego.
Wystarczy powiedzieć: „Znam majora Marka Klimasarę, za pół roku
wróci do Afganistanu”, i już jest się
wśród swoich. Stąd wielka staran-
ność, żeby nie zostawić po sobie bałaganu, niesmaku. Nie można nikogo
oszukać, obiecać i nie dotrzymać słowa, bo ktoś taki będzie spalony. To są
prości, ale często bardzo mądrzy i ceniący dobre kontakty ludzie. Jeśli
więc w wiosce czy urzędzie pojawi
się młody porucznik, to lepiej niech
będzie z nim dobrze już znany kapitan albo major. Pouczy się przy mistrzu, a na kolejnej zmianie będzie
specjalistą.
NERWOWA OCHRONA
Również żołnierze z grup bojowych długo uważali ich za półcywi-
lów, zajmujących się rozdawaniem zabawek,
za drugorzędną formację, z którą są same kłopoty. Dziś i oni widzą – szczególnie ci z ochrony zespołu – że dążą do wspólnego celu pokojowymi metodami.
Ochrona była newralgicznym punktem
w działaniu zespołu CIMIC. Żołnierz stojący
za karabinem maszynowym w wieżyczce pojazdu jest gotowy reagować na każde zagrożenie, a przecież oni przyjechali jako przyjaciele
i chcą pomagać. We wsi toczą się szczere i otwarte rozmowy, a tu nagle strzelec, bardzo
nerwowy, kieruje lufę w stronę kobiet i dzieci,
bo coś mu się przewidziało. Dlatego przed
wylotem na misję zespół CIMIC ćwiczył na
poligonie ze swoim plutonem ochrony, jak
stworzyć jeden zgrany element, który się
wspiera, a nie psuje sobie nawzajem robotę.
Wspólnie wyjeżdżają na patrol, ale jakby co,
to razem będą się również wydobywać z zasadzki. Nerwowość eskorty brała się często
z niezrozumienia swojej roli. Dla nich było
wszystko z pozoru oczywiste – przyjechać, zająć pozycję i czekać, jak najkrócej, najwyżej
pół godziny, a potem wyjechać, zanim chmury
nadciągną. Żołnierz wie biowiem, że jak wjeżdża do wsi z misją pokojową, to wiadomość
o tym idzie w eter i ktoś może mu przyjemność z czynienia dobra zepsuć.
W VIII zmianie PKW Afganistan będzie
służyło 28 żołnierzy CIMIC. Czwórka z nich,
wszyscy z doświadczeniem z dwóch agańskich misji, jako sekcja S-5 10 Brygady Kawalerii Pancernej od maja przygotowywała
się w Świętoszowie. Planowali swoją robotę
dla sztabu brygady, ale wspierali też swym
doświadczeniem dowódców jej plutonów
i kompanii.
TREND KULTURY
P
ułkownik Wiesław Mitkowski pełni
w Afganistanie obowiązki szefa grupy do
spraw zarządzania i rozwoju. Kieruje kilkuosobowym zespołem, złożonym z żołnierzy
znających na wskroś poszczególne
dystrykty oraz ze specjalistów, między innymi od edukacji i finansów.
Wśród nich jest doktor Aleksandra
Zamojska,, kulturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, której
zadaniem jest przekładanie tamtejszej rzeczywistości na nasz język, nasze rozumienie świata. 
Dziś wszyscy wiedzą, że sukcesu w tej
operacji nie zapewni się za pomocą karabinów. Pułkownik Mitkowski opowiada o tym,
jak w kieleckim centrum dużą uwagę poświęca się nie tylko szkoleniu w posługiwaniu się
bronią, lecz także pogłębianiu wiedzy na temat obyczajów i kultury. „To dzięki temu
procesowi moi żołnierze w Afganistanie są
coraz bliżej ludzi. Czy wystarczająco blisko,
by odnosić sukcesy? Nikt nie zrobi tego lepiej od nas. Dzięki współpracy ze specjalistami z różnych dziedzin, wchodzeniu głębiej
w teren i w mentalność Afgańczyków, coraz
lepiej rozumiemy ten kraj, jego religię, kulturę i obyczaje”.
Przykładem jest kapitan Marcin
Matczak, kulturoznawca biorący udział
Matczak
w międzynarodowym eksperymencie
o nazwie MNE 6, w którym Polska
okazuje się krajem wiodącym. Spędził już kilka dni w Hiszpanii, był
w Warszawie, w Sztabie Generalnym
WP na warsztatach, w których uczestniczyli przedstawiciele wielu nacji, by
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
23
FOT. WOJCIECH MAJERAN
C I M I C
Żołnierz uczy się tej pracy przez całe służbowe życie, zdobywa wiedzę w kraju i doświadczenie w kolejnych misjach, ale potrzeba lat służby, by nasiąknąć CIMIC-owskim klimatem.
dyskutować na temat znaczenia kultury
w działaniach wojskowych. Za jego sprawą
– bo kapitan jest muzułmaninem – ustalane
są właśnie szczegóły wizyty Tomasza
Miskiewicza, muftiego Muzułmańskiego
Związku Religijnego w Rzeczypospolitej Polskiej. To wszystko zbliża ich do świata, w którym pełnią swą misję.
Żołnierze CIMIC uczą się w Kielcach języków dari i pasztu, używanych w „naszej” prowincji. Wszystko w myśl zasady: mówisz moim językiem, jesteś mi bliski. Czasem dwa słowa się wychwyci, pięć powie
czy pozdrowi w ich języku
i wszystko staje się prostsze.
Wbrew opiniom nie oferują Afgańczykom niechcianych prezentów ze swojego świata, nie
próbują zmieniać czegoś, co
tam powstało przez setki, jeśli
nie tysiące lat.
KIM ZASTĄPIĆ?
Dziś wszyscy
wiedzą, że sukcesu
w operacji
afgańskiej nie
osiągnie się za
pomocą karabinów
Tej pracy człowiek uczy się
przez całe służbowe życie, zdobywa wiedzę w kraju i doświadczenie w kolejnych misjach, ale potrzeba lat służby, by nasiąknąć CIMIC-owskim klimatem, uzyskać tę
szczególną wrażliwość wyróżniającą spośród
innych żołnierzy. Jeśli ktoś znajdzie się tu
przypadkowo, może wyrządzić więcej szkód,
niż przynieść pożytku. „Kim można ad hoc
zastąpić odznaczonego przez prezydenta RP
kapitana Grzegorza Kotarskiego, który w latach 2005 i 2007 służył w Iraku, w 2008 roku
był dowódcą Tactical Support Team w Afganistanie, a w 2009 i 2010 oficerem Provincial
Reconstruction Team?”, pyta retorycznie dowódca. „Albo porucznika Jarosława
24
Raczyńskiego, który wyszedł do mieszkańców wioski Qarabah, w pobliżu polskiej bazy
Giro, ostudził emocje, zbudował ścieżkę porozumienia, nakłonił starszyznę dystryktu do
uruchomienia szkoły podstawowej? Albo porucznik Agnieszkę Dolatowską, która przez
rok pracowała w strukturze PRT, czy starszego
sierżanta Artura Opiekę, który zaczynał szlak
bojowy w Iraku, następnie był w Libanie, Czadzie, po powrocie pełnił dyżur w grupie bojowej, w kraju, a teraz wyjeżdża do Afganistanu.
Albo major Henryk Domański – trzy razy
Irak i dwa razy Afganistan, czy kapitanowie Mariusz
Migoń i Marcin
Matczak… Lista
jest długa, ale nie
chodzi o to, żeby
wywołać wrażenie,
że ilość jest ważniejsza od jakości.
Wszyscy liczą się tu
równo, łącznie ze
starszymi szeregowymi, kierowcami, przygotowywanymi
w dwunastomiesięcznym cyklu. Ci żołnierze
potrafią prowadzić każdy pojazd na misji, działać z zachowaniem procedur bojowych i wyczuciem właściwym dla żołnierzy CIMIC”.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
WYCZUCIE SYTUACJI
Co się dzieje, gdy wybucha nowy konflikt,
gdzieś w nieprzewidywalnym miejscu, w którym są zupełnie inne warunki? Takim przypadkiem był Czad! Bardzo szybko, niemalże
z marszu, przygotowali superzespół, maleńki,
bo po czterech ludzi do każdej zmiany, ale
znakomicie spełniający swoją rolę. I wysłali
ludzi na spotkanie z całkowicie nową, dramatyczną sytuacją, setkami tysięcy uchodźców,
gdzie skala nieszczęść przekraczała wszelkie
wyobrażenie.
Dowódca nasłuchał się potem pochwał, że
kapitanowie Robert Żurawski i Arkadiusz
Kaźmierczak, a także chorąży Maciej Dusza
umieli się znaleźć w każdej sytuacji, podłapali
kontakty ze starszyzną, wczuli się w sytuację,
rozeznali szybko, czego unikać, a co forsować
i jak fachowo wspierać swojego przełożonego.
Po wybuchu konfliktu w Gruzji dowódca
odebrał telefon z Biura Bezpieczeństwa Narodowego z zapytaniem, ile czasu potrzebuje na
przygotowanie kilkunastoosobowego zespołu
oficerów. Odpowiedział, że tyle, ile wymaga
procedura zdrowotna, więc maksymalnie miesiąc. Niedowierzano, że tak szybko mogą wyruszyć. Mieli tam policzyć straty, monitorować oddziaływanie konfliktu na cywilów.
NA CZAS „W”
Co się stanie z tą budowaną przez lata strukturą, gdy skończą się misje? W CIMIC twierdzą, że to źle postawione pytanie. Jeśli wycofamy się z Afganistanu, to świat nadal pozostanie wrzącym kotłem, a oni zawsze będą najlepszymi kandydatami do współpracy cywilno-wojskowej, chociażby ze względu na umiejętność bardzo szybkiego przygotowania zespołów do działania.
Mają również swoje przeznaczenie i zadania wojenne w przypadku zagrożenia własnego kraju. Przykładem mogą być ćwiczenia
„Anakonda”, gdzie w poruszającym wyobraźnię scenariuszu mamy straty wśród wojskowych i cywilów, zaczyna brakować
wszystkiego, łącznie z paliwem niezbędnym
do prowadzenia działań, blokują się drogi,
pozrywane są mosty, w jedną stronę przemieszczają się wojska, w drugą trwa chaotyczny exodus mieszkańców. Na czas
„W” CIMIC ma swoje wyznaczone bardzo
dokładnie miejsce w szyku.
Żołnierzem tej grupy jest się nieustannie
i kielczanie mają na to rozliczne przykłady.
Pułkownik Wiesław Mitkowski bierze pierwszy z brzegu. Na poligonie w Nowej Dębie
czekali na zmrok, by rozpocząć strzelania nocne. Odezwał się telefon: „Potrzebujemy żołnierzy na wały, niech pan da kogoś, bo ludzie
się topią. Nie mógł nakazać oficerom noszenia
worków z piaskiem. Stanął więc przed szykiem i powiedział, że potrzebuje ochotników.
I tak jak stali, wszyscy wystąpili”.
„Nie mogli, nie potrafiliby odmówić. Napatrzyli się w służbie na tyle nieszczęść ludzkich, na tyle biedy, że mają dziś szczególną
wrażliwość. Nosili wory, dowozili chleb”.
Pułkownik kończy rozmowę refleksją: „Od
kilku lat mamy aktywny klub honorowych
krwiodawców. Mnóstwo tej krwi oddajemy, bo
w naszej robocie nigdy nie wiadomo, kiedy

i komu będzie potrzebna”.
GONIEC
PARLAMENTARNY
Redaktor: KRZYSZTOF KOWALCZYK
edycja 28.
e-mail: [email protected]
Lekarzy jak na lekarstwo
Wojskowa służba zdrowia ma problem z lekarzami.
Dlatego zwiększenia wysokości dodatku dla nich domagają
się niektórzy posłowie z sejmowej komisji obrony.
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
D
odatek dla wojskowych lekarzy w wysokości 450−750 złotych miesięcznie
jest śmieszny. Kto się na to skusi? Żeby zatrzymać specjalisów w wojsku, powinien
on wynosić dwa, trzy, a nawet cztery tysiące
złotych”, przekonywała na październikowym
posiedzeniu komisji obrony posłanka Izabela
Sierakowska (Socjaldemokracja Polska). Z informacji przedstawionej posłom przez przedstawicieli resortu obrony i Inspektoratu Wojskowej
Służby Zdrowia wynika, że obecnie wakuje
36 procent stanowisk – na 1631 stanowisk lekarskich w całych siłach zbrojnych brakuje
615 lekarzy.
Największe braki są w Wojskach Lądowych,
w których obsada jest o ponad połowę mniejsza
od stanu etatowego – na 364 stanowisk przypada 173 lekarzy (stan z lipca tego roku). W Siłach Powietrznych na 114 stanowisk wolne są
53, w Marynarce Wojennej na 76 miejsc dla le- medycznych w całym kraju kandydatów na żołkarzy 36 to te bez obsady, a w Wojskach Spe- nierzy zawodowych lekarzy jest 138 osób.
cjalnych na 16 stanowisk wakuje
Aby usprawnić nabór lekarzy
sześć.
do wojska, utworzono też cenPrzyczyną takiej sytuacji są Kłopoty z brakiem trum kształcenia podyplomoweprzede wszystkim niższe niż na personelu
go w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. „Mamy
rynku cywilnym wynagrodze- medycznego
nadzieję, że studenci w służbie
nia, a także nieuwzględniający
specyfiki wojska i tym samym w wojsku
kandydackiej zasilą wkrótce nasze szeregi”, przyznał na posieuniemożliwiający lekarzom woj- nie dotyczą misji
dzeniu wiceminister obrony
skowym podnoszenie kwalifikacji system specjalizacji lekarskich. Młodzi leka- Czesław Piątas. „Ale jeśli wprowadzane przez
rze do wojska się nie garną, a starsi odchodzą nas zmiany nie spełnią naszych oczekiwań,
trzeba będzie zwiększyć uposażenia dla lekarzy
do pracy w cywilu.
Resort obrony zapewnia, że stara się pozyskiwojskowych”.
wać nowych specjalistów. W tym roku uruchoWojskowe placówki medyczne najmniej służą żołnierzom. Aż 90 procent pacjentów wojmiono nabór do służby kandydackiej studentów
pierwszego roku Uniwersytetu Medycznego
skowych szpitali to cywile, leczeni za środki
w Łodzi oraz innych uczelni. Po raz pierwszy Narodowego Funduszu Zdrowia. Inspektorat
udało się wykorzystać prawie wszystkie przeWojskowej Służby Zdrowia na polecenie miniwidziane w korpusie medycznym miejsca dla stra Bogdana Klicha stara się przekazać część
przyszłych wojskowych lekarzy – na rok
ucywilnionych szpitali poza resort, głównie
2010/2011 jest ich 60, a do służby kandydackiej samorządom terytorialnym. Dotychczas udało
wstąpiło 59 studentów pierwszego roku. Wraz się to zrobić ze szpitalem w Olsztynie, a kolejze studiującymi na wyższych latach studiów nych dziewięć jest przeznaczonych do odda-
nia, ale przyszli właściciele nie palą się do ich
przejęcia.
Kłopoty z brakiem personelu medycznego
w wojsku nie dotyczą, według przedstawicieli
MON, misji. W ostatnim czasie opieka medyczna dla naszych żołnierzy w Afganistanie
jest lepsza. Wprowadzono dodatki motywacyjne dla lekarzy kontyngentów i brakuje tam tylko jednego anestezjologa. Znieczulaniem pacjentów zajmuje się medyk amerykański.
W Afganistanie jest 18 Rosomaków w wersji
wozów ewakuacji medycznej, a kolejne cztery
wkrótce zostaną tam wysłane. Do potrzeb ewakuacji medycznej (CASEVAC) dostosowano
dwa śmigłowce Mi-17, co może mieć ogromne
znaczenie, gdyby rannych i poszkodowanych było wielu. Kontyngent pod względem taktycznej
ewakuacji medycznej obsługują też dwa amerykańskie śmigłowce Black Hawk. W Ghazni jest
też kontenerowy szpital i sala intensywnej terapii. Powstaje również kontenerowe laboratorium
diagnostyczne do badań epidemiologicznych.
Dla żołnierzy powracających z misji od nowego
roku zostanie uruchomiona nowa placówka,
Dom Weterana w Lądku-Zdroju. (KK)

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
25
L U D Z I
Podróż bez powrotu
FOT. ANNA ZAKRZEWSKA
B L I Ż E J
Z LUCYNĄ GĄGOR, nie tylko o pierwszym żołnierzu Rzeczypospolitej,
sześć miesięcy po tragedii smoleńskiej rozmawia CEZARY KLUKOWSKI
POLSKA ZBROJNA: Mąż chętnie
wybierał się w tę podróż?
LUCYNA GĄGOR: Wszelkie tego
typu podróże traktował jak obowiązek.
Tak też było i tym razem. To ja nie
chciałam, żeby leciał. Wiedziałam, że
jest bardzo zmęczony i z pewnością
przydałby mu się odpoczynek. Mówię:
„Nie leć. Pojedziemy do szpitala, zbadamy oczy”. Mąż miał już dwie operacje przyklejania siatkówki. Ale on na to,
że prezydentowi się nie odmawia. Że
musi lecieć. Tego ranka prosił, bym nie
wstawała. Powiedział: „Śpij, habibi”.
Od jakiegoś czasu mówił do mnie „habibi” (z arabskiego: kochanie), a nie, jak
dawniej, „Burza”. Wstałam jednak,
zjedliśmy razem śniadanie i wyszedł.
Samochód już czekał.
POLSKA ZBROJNA: Co Pani powiedziała na pożegnanie?
26
LUCYNA GĄGOR: „Grubasku, uważaj na siebie”. On na to: „Niech się pilot
stara”. Tak się pożegnaliśmy. Pojechał,
a ja poszłam zrobić drobne zakupy. Po
powrocie do domu włączyłam telewizor, a tam mówią, że Jak-40 lecący
do Smoleńska miał problemy. „Jaki
Jak?”, pomyślałam. „Przecież mąż miał
lecieć Tupolewem”. Uznałam, że poleciało więcej samolotów. Po chwili nadeszła wiadomość, że chodzi o samolot prezydencki.
POLSKA ZBROJNA: Zadzwoniła
Pani do męża?
LUCYNA GĄGOR: Nie byłam w stanie. Pierwszy telefon wykonałam do
córki. „Kasiu, coś się stało z samolotem, którym leciał tata. Błagam cię,
przyjedź”. Córka narzuciła kurtkę na
pidżamę i po chwili była przy mnie.
Słuchałyśmy wiadomości jak zahipno-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
tyzowane. Początkowo podano, że trzy osoby
przeżyły wypadek. Zrodziła się nadzieja, że mąż
jest wśród nich. Nie docierało do mnie, że samolot prezydencki się rozbił. Coś takiego nie mogło
się wydarzyć. Wszystko, tylko nie to.
Odkąd został
szefem Sztabu
Generalnego,
najbardziej
przeszkadzało
mi, że tak dużo
pracuje.
Wyjeżdżał rano
i wracał po 23.
Bardzo się wtedy
denerwowałam.
POLSKA ZBROJNA: Kiedy dotarło do Pani,
że nie ma nadziei?
LUCYNA GĄGOR: Kiedy w naszych
drzwiach pojawili się jeden z jego zastępców, admirał Mathea, szef sekretariatu męża pułkownik
Matuszewski i lekarz, uświadomiłam sobie, że
to wszystko prawda, i że mój mąż nie żyje. Zaczęli się schodzić znajomi. Jedni zajmowali się
mną, inni odbierali telefony i zapisywali numery,
aby potem można było oddzwonić. Nie chciałam
zostać sama i nie zostałam.
POLSKA ZBROJNA: Kto zadzwonił
pierwszy?
LUCYNA GĄGOR: Pierwszy był admirał
Giampaolo Di Paola, przewodniczący Komite-
tu Wojskowego NATO. Potem dzwonili z Holandii, USA, Kanady, ministrowie Klich i Sikorski,
premier Tusk. Był telefon z ONZ, potem dostałam też list kondolencyjny od sekretarza generalnego. Telefon dzwonił bez przerwy.
POLSKA ZBROJNA: Jak ta tragiczna wiadomość dotarła do rodziców pana generała?
LUCYNA GĄGOR: Teść o katastrofie dowiedział się najprawdopodobniej z telewizji. To ranny ptaszek, a dzień zaczyna od włączenia telewizora. Matka męża jest bardzo chora. Żyje we
własnym świecie. Ale tego wieczora powiedziała: „Franek jest daleko, ale jest mu tam dobrze”.
Byliśmy zaskoczeni, bo ona nie ogląda telewizji i
nie mogła wiedzieć, że z jej synem coś się stało.
POLSKA ZBROJNA: Kto poleciał do Moskwy na identyfikację?
LUCYNA GĄGOR: Bracia męża. Miałam
ogromne wątpliwości, czy to nie powinnam być
ja, ale wszyscy mi to odradzali. Nawet generał
Wiśniewski, attaché obrony w Moskwie, nalegał, bym została w Warszawie. Tłumaczył, że
będzie dla nas lepiej, jeśli zapamiętamy męża takiego, jakiego go ostatnio widzieliśmy. Bałam
się jednak, że szwagrowie nie będą w stanie zidentyfikować męża. Potem to straszne oczekiwanie. Najpierw ciała nie odnaleziono, a później
były problemy z identyfikacją. Chciałam lecieć,
pomóc. Wielokrotnie dzwoniono do mnie
z Moskwy, żeby wypytać o znaki szczególne.
Ostatecznie rozpoznano męża po kodzie DNA.
POLSKA ZBROJNA: Czy wierzyła Pani
w krążące teorie spiskowe o zamachu?
LUCYNA GĄGOR: Kiedy patrzę na szczątki
samolotu pokazywane w telewizji i na pole, na
którym się rozbił, zastanawiam się, gdzie się podział środek tej maszyny? Widziałam skrzydła,
silniki, fragmenty ścian z kilkoma oknami. Nie
widziałam reszty kadłuba. Czy rozsypał się na
miliony malutkich kawałeczków, które rozwiał
wiatr? Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale chciałabym wiedzieć, gdzie jest reszta
samolotu. Tam, w Smoleńsku, pokazano nam jedynie jego fragment. Powiedziano, że całego nie
możemy obejrzeć.
POLSKA ZBROJNA: Pamięta Pani oczekiwanie na lotnisku na powrót męża?
LUCYNA GĄGOR: Pamiętam, że długo to
trwało. Nad Europą wisiał pył wulkaniczny. Do
końca nie było wiadomo, czy samolot wystartuje
z Moskwy. Wiedzieliśmy tylko, że poleciały
dwie Casy i że ma być 16 trumien. Mąż przylatywał w trzeciej turze. Co rusz dostawałam telefon o przełożeniu lotów.
POLSKA ZBROJNA: Czy szuka Pani kontaktu z rodzinami innych ofiar?
LUCYNA GĄGOR: Stworzyliśmy drugą rodzinę. Spotykamy się na Powązkach, odwiedzamy w domach. Bardzo się wspieramy.
POLSKA ZBROJNA: O czym rozmawiacie?
LUCYNA GĄGOR: O naszych mężach, rodzinach. Wspominamy, śmiejemy się, czasem płaczemy. Opowiadamy o wspólnych wyjazdach,
o zabawnych sytuacjach, które nam się przydarzyły.
POLSKA ZBROJNA: Pamięta Pani taką?
LUCYNA GĄGOR: Któregoś roku pojechaliśmy do Portugalii w ramach MC Tour. To impreza, na której spotykają się szefowie obrony krajów NATO oraz MILREP-owie z Brukseli. Spotkanie ma charakter prywatny, przyjeżdżają małżeństwa, ale bez dzieci. Było nas około 300 osób.
Pobyt miał trwać trzy dni, ale dla nas był nieco
dłuższy. Po cichu załatwiłam mężowi urlop.
POLSKA ZBROJNA: Jak to: po cichu?
LUCYNA GĄGOR: Mąż nic
o tym nie wiedział. W porozumieniu z sekretariatem męża
uzyskaliśmy zgodę ministra
obrony na ten urlop. Pan minister był wtajemniczony w sprawę. Franek dowiedział się
o wszystkim, gdy kazałam mu
wysłać wniosek o urlop.
POLSKA ZBROJNA: Jak Państwo zwracaliście się do siebie?
LUCYNA GĄGOR: Od samego początku nazywałam męża „grubas”, chociaż nigdy gruby
nie był. Był nawet szczupły.
POLSKA ZBROJNA: Czy to znaczy, że jak
zadzwonił telefon służbowy i Pani go odebrała, wołała Pani: „grubas, telefon”?
LUCYNA GĄGOR: Tak. Przyciskałam jedynie
słuchawkę i wołałam „grubas, do Ciebie”. Mam
nadzieję, że nikt tego nie słyszał.
POLSKA ZBROJNA: Zdarzyło się, że podchodził do telefonu i bez zastanowienia mówił
do słuchawki: „halo, tu grubas”?
LUCYNA GĄGOR: Nie, tak nie było. Ale kiedy ja dzwoniłam do niego do biura, a on miał
akurat gościa, szeptał do niego
„cywilna kontrola nad armią
dzwoni”.
Zobaczyłam
wreszcie Katyń.
Tam jest
bardzo zimno.
Dla mnie to
miejsce zawsze
takie pozostanie
POLSKA ZBROJNA: Jak się
poznaliście?
LUCYNA GĄGOR: Był 1978
rok. Mąż pracował w Wyższej
Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych
we Wrocławiu jako wykładowca języka angielskiego i tłumacz. Po dwóch latach znajomości
pobraliśmy się. 21 listopada świętowalibyśmy
trzydziestą rocznicę ślubu.
POLSKA ZBROJNA: Pamięta Pani Wasze
pierwsze spotkanie?
LUCYNA GĄGOR: Były wakacje. Jechałam
do swojej przyjaciółki Basi. Franek podróżował
tym samym autobusem. Obserwowaliśmy się.
Wysiadł na tym samym przystanku, co ja. Wpadłam do Basi i powiedziałam: „Słuchaj, spotkałam fantastycznego faceta w autobusie”.
POLSKA ZBROJNA: Miłość od pierwszego
wejrzenia?
LUCYNA GĄGOR: Może jeszcze nie miłość,
ale serce zadrżało.
POLSKA ZBROJNA: Jaką przyjął strategię? Była szarża kawaleryjska czy taktyka
drobnych kroków?
LUCYNA GĄGOR: Przez następny miesiąc
go nie widziałam, chociaż zdawało mi się, że
czuję jego obecność. Pewnego sierpniowego,
deszczowego dnia jechałam tą samą linią autobusową. Kiedy wysiadłam na przystanku, ktoś
do mnie podszedł i zapytał, czy może służyć
parasolem. To był on. Chwilę rozmawialiśmy.
Potem umówiliśmy się na spotkanie. Tak to się
zaczęło.
POLSKA ZBROJNA:
A mąż jak się do Pani zwracał?
LUCYNA GĄGOR: Mówił
do mnie „Burza”. Mój ojciec
zapytał go kiedyś, dlaczego tak
mnie nazywa. Odpowiedział,
że jestem jak burza gradowa,
po której wychodzi słońce.
POLSKA ZBROJNA: Więcej było burzy czy
słońca?
LUCYNA GĄGOR: Zdecydowanie słońca. On
był przekorny, a ja potrafiłam zaleźć za skórę.
Znałam jednak granice jego wytrzymałości. Gdy
zaciskał szczęki i zaczynały mu drgać policzki,
wiedziałam, że trzeba kończyć.
POLSKA ZBROJNA: Kiedy pojawiły się
pierwsze służbowe rozłąki?
LUCYNA GĄGOR: Nie minęły dwa tygodnie od ślubu, kiedy mąż wyjechał na pierwszą misję. Gdy wrócił, córka Kasia miała
1,5 miesiąca. Po 15 miesiącach urodził się syn
Michał. Mąż znowu wyjechał na misję i nie
było go pół roku.
POLSKA ZBROJNA: Czy powiedziała
Pani kiedyś mężowi: „Dość! Sama nie dam
rady”?
LUCYNA GĄGOR: Nigdy nie robiłam mu
wyrzutów. Pewnej nocy, kiedy mąż wrócił
z kolejnej misji, obudzony z głębokiego snu
dwuletni wtedy Michał rozpłakał się i powiedział: „Mamo, to nie mój tata”. Musiałam długo pracować nad obydwoma. Syn przez pierwsze godziny był bardzo nieufny, a mąż zdruzgotany. Na niewiele się zdały moje tłumaczenia, gdy mówiłam mężowi: „Nie bierz tego do
siebie. Jest środek nocy, Michał zaspany,
a i Ty wyglądasz nieco inaczej. Jesteś opalony.
Dajcie sobie czas, a wszystko wróci do nor-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
27
B L I Ż E J
L U D Z I
FOT. ARCH. RODZINY GĄGORÓW
wchodził na górę, by zobaczyć małą. Kiedy spała, całował ją czule i widać było, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam
nawet takie zdjęcie, kiedy mąż pochyla się nad
jakimiś papierami, a Marta siedzi na stole i „pracuje” razem z dziadkiem.
Każdą wolną chwilę starał się spędzać z rodziną. Dom był dla niego azylem.
my”. Tak też się stało. Zawsze nam go brakowało, zwłaszcza synowi. Rzadko mógł wyjść
z ojcem pograć w piłkę czy pojeździć na rowerze, tak jak robili to jego rówieśnicy. Pełniłam
rolę i matki, i ojca. Gdy Franek wracał po misji
do domu, całkowitej destrukcji ulegało to, co
miesiącami funkcjonowało bez niego. Pojawiała się czwarta osoba, wyczekiwana i wytęskniona, która jednak kompletnie burzyła rozkład
dnia. Mieszała w naszych planach i stawiała
wszystko na głowie. Dobrze nam z tym było.
Tęsknimy do tego.
POLSKA ZBROJNA: Jakim człowiekiem był
Pan Generał? Czy był zasadniczy, czy raczej
skłonny do kompromisu?
LUCYNA GĄGOR: Można powiedzieć, że to
była siła spokoju. Bardzo trudno było go wyprowadzić z równowagi. Odkąd został szefem Sztabu Generalnego, najbardziej przeszkadzało mi,
że tak dużo pracuje. Wyjeżdżał rano i wracał po
23. Bardzo się wtedy denerwowałam. Pamiętam,
jak kiedyś byliśmy umówieni do znajomych. Zadzwonił ze sztabu, że już wychodzi. Zniecierpliwiona oczekiwaniem, zadzwoniłam do sekretariatu. Okazało się, że Franek właśnie rozmawia
z kimś z zagranicy. Po półgodzinie znowu zatelefonował. „«Burza», już kończę. Zaraz będę
w domu”. Wściekłam się. Marzyłam, żeby choć
raz był o 17. Franek czasami żartował, że swoją
pracę przelicza na metry.
POLSKA ZBROJNA: Jak to na metry?
LUCYNA GĄGOR: Kiedy dzwoniłam w nadziei, że już kończy, odpowiadał „Mam dwa metry spraw przed sobą”. Chodziło oczywiście
o pocztę, którą musiał przejrzeć.
28
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
POLSKA ZBROJNA: Czy musiała Pani
chronić męża przed niedzielnymi służbowymi
telefonami?
LUCYNA GĄGOR: Próbowałam, ale zazwyczaj nic z tego nie wychodziło. Odbierając taki
telefon, mogłam co najwyżej zapytać, czy sprawa jest aż taka pilna, że trzeba męża niepokoić
w sobotę czy niedzielę?
POLSKA ZBROJNA: Znajdowała Pani wtedy zrozumienie u dzwoniących?
LUCYNA GĄGOR: Czasami udało mi się
przełożyć telefon na później. Tylko tyle mogłam
zrobić.
POLSKA ZBROJNA: Jakim Generał był
ojcem?
LUCYNA GĄGOR: Tolerancyjnym i wyrozumiałym, ale słabo zorientowanym w życiu szkolnym dzieci. Raz zdarzyło mu się pójść na wywiadówkę do szkoły Michała. Syn był wtedy
w drugiej klasie podstawówki. Franek wrócił
po dwóch godzinach i zaczął opowiadać, jak
było. „Po zebraniu podeszła do mnie wychowawczyni – relacjonował – i powiedziała, że się
cieszy ze spotkania, tym bardziej iż widzi mnie
po raz pierwszy. Zapytała, którego dziecka jestem rodzicem. Przedstawiłem się. Ona na to,
że to jest wywiadówka dla rodziców uczniów
klasy czwartej, nie drugiej, a tamta właśnie się
skończyła”.
POLSKA ZBROJNA: A jakim był dziadkiem?
LUCYNA GĄGOR: Gdy na świat przyszła nasza wnuczka Marta, mąż bardzo się zmienił. Jak
wracał z pracy, bez względu na porę, zawsze
POLSKA ZBROJNA: Czy wnuczka za nim
tęskni?
LUCYNA GĄGOR: Marta rozumie, że dziadka już nie ma. Gdy ktoś ją pyta, gdzie jest – pokazuje paluszkiem w górę i mówi, że tam, wysoko. Od jakiegoś czasu, kiedy rodzice czytają jej
bajeczki przed snem, stawia sobie zdjęcie dziadka na kolanach. Potem je całuje i odstawia na
miejsce. Marta wie, że dziadek świata poza nią
nie widział. Kochając ją, był bardzo szczęśliwy.
Nawet nie wiedział, że następna wnuczka wkrótce przyjdzie na świat.
POLSKA ZBROJNA: Czy wyjazd do Smoleńska Pani pomógł?
LUCYNA GĄGOR: Bardzo się bałam tego
wyjazdu. Zobaczyłam coś, czego nigdy nie
chciałam widzieć – roztrzaskany samolot i tę
brzozę. Zobaczyłam wreszcie Katyń. To miejsce
ma coś w sobie. Tam jest bardzo zimno. Dla
mnie to miejsce zawsze takie pozostanie.
POLSKA ZBROJNA: Czy chciała Pani dokończyć tę podróż?
LUCYNA GĄGOR: Nie. Nie brałam nawet
pod uwagę lądowania w Smoleńsku. Chcę, aby
ten lot trwał nadal.
POLSKA ZBROJNA: Czy wini Pani kogoś
za tragedię smoleńską?
LUCYNA GĄGOR: Nikogo nie oskarżam, ale
jest wiele elementów, które wykluczają przypadek. Prezydent spóźnił się na samolot. Wszyscy
wiedzieli o złych warunkach pogodowych, jakie
panowały w Smoleńsku. Kto więc kazał tam lądować? Mogli przecież zaczekać w Witebsku
lub na innym lotnisku na poprawę pogody.
Wiem, że ludzie czekający na delegację w Katyniu byli święcie przekonani, że samolot w takich
warunkach nie będzie lądował. Oni to wiedzieli,
a ci, którzy byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo lotu, nie? Dlaczego wszyscy lecieli jednym
samolotem? To musiało budzić wątpliwości
przed startem. Stawiam masę pytań.
POLSKA ZBROJNA: Skąd wziął się wiersz?
LUCYNA GĄGOR: Uznaliśmy, że nie wszystko zdążyliśmy sobie powiedzieć. Może tam,
gdzie teraz jest, znajdzie czas, aby przeczytać
włożone do trumny listy oraz ten wiersz, którego słowa towarzyszyły mu w ostatniej drodze.
POLSKA ZBROJNA: Jak udaje się Pani
wypełnić pustkę po stracie męża?
LUCYNA GĄGOR: Staram się myśleć, że
wyjechał w kolejną długą podróż i jeszcze
z niej nie wrócił.

C H C E S Z
Z O S T A Ć
Ż O Ł N I E R Z E M ?
O D W I E D Ź
P O R T A L
M A S Z
z b r o j n i . p l
P Y T A N I A ?
z b r o j n i . p l
O D P O W I E D Z Ą
z b r o j n i @ r e d a k c j a w o j s k o w a . p l
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
29
M A R Y N A R K A
W O J E N N A
BAŁTYK jest płytkim morzem i poruszanie się po nim bez
dokładnej mapy przypomina chodzenie po polu minowym.
TOMASZ GOS
Ludzie i dźwięki
Gdyby nie istniały służby hydrograficzne Marynarki Wojennej, polska część Bałtyku byłaby
zamknięta dla żeglugi. Nie byłoby portów, stoczni, rybołówstwa, floty cywilnej i wojennej.
S
pecjaliści dyskutują o tym, jakie
okręty są potrzebne naszej Marynarce Wojennej, rzadko kto natomiast
wspomina o konieczności posiadania
jednostek hydrograficznych. I słusznie – dyskutować nie ma tu nad czym. Bez tego typu
okrętów bezpieczeństwo żeglugi flot wojennej
i cywilnej przypominałoby grę w totolotka: albo się uda, albo nie. W tym przypadku nie
chodzi jednak o wygranie milionów, lecz
o ludzkie życie.
MONOPOL NA MAPY
Wychodząc w morze na okrętach wyposażonych w echosondy, sonary i inne specjalistyczne urządzenia, marynarze Dywizjonu Zabezpieczenia Hydrograficznego MW badają
to, co znajduje się pod powierzchnią wody.
Później przesyłają dane do Biura Hydrograficznego MW, gdzie robi się z nich użytek.
30
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Bardzo często takie informacje służą do sporządzania map morskich. Marynarka Wojenna
to jedyna uprawniona do tego instytucja w Polsce. Dziś oprócz map drukowanych powstają
także elektroniczne. Wymagają one nieustannych aktualizacji, bo zarówno ukształtowanie
dna morskiego, jak i to, co na tym dnie zalega,
bezustannie się zmienia. Bałtyk jest płytkim
akwenem i poruszanie się po nim na przykład
wielkim zbiornikowcem niewyposażonym
w dokładną mapę przypomina chodzenie po
polu minowym.
DUCHY WRAKÓW
Jednym z najbardziej medialnych elementów prac prowadzonych przez dZH MW jest
wykrywanie wraków i ich weryfikacja. Niektóre odkrycia są tak spektakularne, że budzą
ogromne zainteresowanie nie tylko w Polsce,
lecz także za granicą. Cztery lata temu, w lip-
cu 2006 roku, okręt hydrograficzny
ORP „Arctowski” wysłano do odnalezionego
pod wodą, ponad 41 mil morskich na północ
od latarni morskiej Rozewie, obiektu. Wrak
o długości 257 metrów został odkryty przez
statek „St. Barbara”, wykonujący w tym rejonie badania dna morskiego. Po wielu dniach
żmudnej pracy przy znalezisku marynarze
podzielili się sensacyjnym odkryciem. Okazało się, że na dnie leży niemiecki lotniskowiec „Graf Zeppelin”. Była to sensacja na
skalę światową.
Szukanie i badanie wraków na dnie morza
nie zawsze kończy się tak spektakularnie. Zawsze jednak jest niezmiernie ważne ze względu na bezpieczeństwo żeglugi. Chodzi o lokalizowanie obiektów zalegających na małych
głębokościach, na przykład niedaleko podejść
do portów. Znajdujące się tuż pod powierzchnią wody maszty i elementy nadbudówek za-
ORP „Arctowski”
FOT. MWRP
W 2006 ROKU
ORP „Arctowski”
wysłano do
odnalezionego
pod wodą wraku.
Okazało się, że
był to niemiecki
lotniskowiec
„Graf Zeppelin”.
Geografia akwenów
Locja to dział wiedzy opisujący wody żeglowne oraz wybrzeża
z punktu widzenia bezpiecznej i sprawnej żeglugi.
FOT. NASA, MARIAN KLUCZYŃSKI
S
topionych podczas sztormów kutrów rybackich są niebezpieczną pułapką dla żeglujących
w okolicy statków.
TAJEMNICZE KORYTARZE
Dane o Bałtyku są też wykorzystywane
przez Marynarkę Wojenną. Ta strona działalności dZH MW nie jest ogólnie znana. Łączy
się bowiem z bezpieczeństwem, i to nie tylko
żeglugi, lecz także państwa.
Informacje zbierane przez dZH MW mogą
służyć na przykład do opracowywania map korytarzy akustycznych, które mają znaczenie
strategiczne. Do zrozumienia zjawiska ich powstawania, jest potrzebna wiedza o tym, że
akweny morskie składają się z wielu warstw
łużby hydrograficzne Marynarki Wojennej zajmują się też zbieraniem i opracowywaniem wiadomości
z zakresu locji. Przedmiotem
zainteresowania tej dziedziny wiedzy są wody morskie
oraz śródlądowe drogi żeglowne wraz z otoczeniem.
Locja pomaga lub wręcz
umożliwia przejście trudnych
nawigacyjnie akwenów
wody o rozmaitym stopniu zasolenia i różnej
temperaturze. Pionowe ruchy morza w zasadzie
nie istnieją, dlatego rozkład warstw wody jest
w miarę stały. Temperatura i zasolenie zmieniają się natomiast w zależności od pory roku. Do
jakiegoś stopnia są one też powtarzalne. Można
więc z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jaka temperatura i jakie zasolenie wystąpią w wybranym fragmencie Bałtyku, na przykład latem przyszłego roku.
Wyobraźmy sobie, że w październiku jedna
z warstw w morzu ma temperaturę i zasolenie
znacznie różniące się od tych, które z nią sąsiadują. Oznacza to, że ma ona również inną
gęstość. I to ona będzie stanowić rodzaj korytarza. Ponieważ dźwięk w wodzie nigdy nie
Poszukiwacze surowców
Od pół wieku istnienia dZH MW okręty hydrograficzne
brały udział w wielu wyprawach naukowo-badawczych.
D
ywizjon współpracował między innymi z toruńskim Przedsiębiorstwem Geofizyki
Morskiej i Lądowej Górnictwa Naftowego przy
badaniu dna Bałtyku,
a wynikiem było wykry-
i szlaków oraz opisuje miejsca docelowe żeglugi, jak
porty wraz z ich otoczeniem
i prowadzące do nich tory
wodne.
Wiedza z zakresu locji morskiej znajduje się w księgach
uzupełniających wiadomości
podane na mapach. Opisuje
się między innymi geografię
akwenów (z uwzględnieniem
dna, prądów morskich, pły-
cie złóż gazu i ropy naftowej eksploatowanych
obecnie przez przedsiębiorstwo Petrobaltic. Złoża surowców mają strategiczne znaczenie dla
każdego państwa, na
którego terenie się znaj-
dują. Jednostki dywizjonu brały także dziesięciokrotnie udział w wyprawach na Spitsbergen
i trzykrotnie w antarktycznych w ramach międzynarodowego programu badań polarnych. 
wów), widocznych fragmentów wybrzeża, znaki nawigacyjne, charakterystyczne elementy linii brzegowej mogące pomóc w nawigacji, warunki pogodowe (na przykład
wiatry lub możliwe zalodzenia), sposoby komunikacji
na danym obszarze, godziny
funkcjonowania urządzeń
i instytucji związanych z komunikacją wodną.

rozchodzi się po linii prostej, zawsze po łuku,
w takim korytarzu będzie się odbijał od górnej
i dolnej warstwy jak piłka pingpongowa.
WIEDZA JEST BRONIĄ
Zdarza się, że tego typu korytarze ciągną
się przez cały akwen morski. Ponieważ woda
bardzo dobrze przenosi dźwięk, może on wędrować w kanale akustycznym przez setki,
a nawet tysiące kilometrów. Teoretycznie
można więc wyobrazić sobie okręt podwodny zanurzony u wybrzeży Europy, nasłuchujący tego, co dzieje się po drugiej stronie korytarza akustycznego, choćby w… Stanach
Zjednoczonych.
Badanie korytarzy akustycznych to tylko
jeden z wielu przykładów, które świadczą
o tym, jak wielkie znaczenie mają dla wszystkich marynarek wojennych na świecie wyspecjalizowane służby hydrograficzne. Bez
dogłębnej znajomości środowiska morskiego
(zwłaszcza w obrębie własnych wód terytorialnych) nawet najbardziej nowoczesne okręty stają się bezbronne.
Warto zastanowić się nad zakupem lub budową w krajowej stoczni nowych jednostek
hydrograficznych i wyposażeniem ich w nowoczesny sprzęt. Bo tylko wtedy będziemy
mogli być spokojni o bezpieczeństwo żeglugi.
Tej cywilnej i tej wojskowej.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
31
Ć W I C Z E N I A
PIOTR BERNABIUK
Skok w czeluść
Prędkość ponad dwieście kilometrów na godzinę, wysokość
trzysta metrów. Bardzo nisko. Zarówno na ziemi, jak
i na pokładzie rosły emocje.
N
a pokładzie samolotu
CASA z chwili na
chwilę robiło się coraz cieplej. Po kilkudziesięciu minutach
lotu upał we wnętrzu był już nie do
wytrzymania. Wraz z obrotami silnika wzrastało też napięcie, ale nikt
nie miał czasu, by koncentrować się
na swoich emocjach. Zwiadowcy
i żołnierze sekcji zabezpieczenia de-
32
santowania, tworzący razem grupę
awangardową, ubierali się i przygotowywali do skoku. Po dwóch godzinach lotu byli nad celem. Lodowaty
powiew po otwarciu luku stanowił
zapowiedź części tego, co czekało
ich na zewnątrz.
Nad orzyskim poligonem niebo uginało się od ciężaru gwiazd, zimno do
tego było jak wszyscy diabli, a wiatr
wiał z prędkością prawie 7 metrów na
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
sekundę. Na skraju zrzutowiska, otwartej przestrzeni rozpoczynającej się tuż pod wioską,
a kończącej pod niewidocznym w ciemnościach
lasem, trwało pełne napięcia wyczekiwanie,
sondowanie pogody, przekazywanie informacji
o locie…
Samolot usłyszeli wszyscy wyraźnie, mimo
iż leciał na wysokości 4 kilometrów. Na gwiezdnym tle przesuwały się światełka pozycyjne
w trzech kolorach, i raptem świecący punkt oddzielił się i zaczął spadać ku ziemi. Leciał długo, ponad minutę, po czym zawisł na chwilę
i popłynął na tle gwiazd, coraz bliżej i bliżej.
Z ogromną prędkością przeleciał patrzącym
nad głowami. Ktoś powiedział: „Młodszy Zoń
poszedł na sondę”.
I znowu cisza. Oddalające się, stroboskopowe światło na kasku chorążego Sławomira
Zonia zniknęło nisko pod horyzontem. Co się
stało? Opowiedział o tym później: „Nigdy
wcześniej nie działaliśmy w tej części poligo-
Samolot wracał ,
zrzucając kolejne
grupy skoczków.
Niezwykłe
widowisko.
Kropla w morzu
Czy marginalne działania mogą przesądzać
o losach wielkich batalii?
Ż
ołnierze 6 Brygady Powietrznodesantowej uczestniczyli jedynie w epizodzie
„Anakondy”, ćwiczeń łączących działania wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Lądujący nocą niewielki zespół
awangardowy oraz zrzucona
o świcie kompania, w sumie
120 spadochroniarzy, to była
kropla w morzu wobec siedmiu tysięcy realnie walczących żołnierzy innych formacji. Zadanie mieli z pozoru
wreszcie ustawnie się pod wiatr, uwolnienie zasobnika zawisającego na linie, hamowanie tuż
przed ziemią i miękkie lądowanie…
FOT. JAROSŁAW WIŚNIESKI (3)
SEBASTIAN WALCZY
nu, to była dla nas obca ziemia. Przed startem
przygotowywaliśmy się na podstawie zdjęć
i map. Moment zrzutu, biorąc pod uwagę kierunek i siłę wiatru, wyliczyliśmy na podstawie
danych uzyskanych podczas lotu od pilotów.
Wyszło na to, że po otwarciu czaszy powinienem się znajdować około tysiąca metrów od
planowanego punktu przyziemienia. Wszystko
byłoby okej, gdyby nie poniósł mnie wiatr
wiejący między wysokością 600 a 100 metrów
z prędkością 12 metrów na sekundę. Po wylądowaniu przekazałem na pokład informację,
żeby zrzut opóźnić o 15 sekund, co przesuwało odległość o 900 metrów”.
Samolot wracał trzykrotnie, zrzucając grupy
skoczków w kolejnych najściach. Niezwykłe
widowisko, ponad 60 sekund spadania świetlików na tle usianego gwiazdami nieba, zatrzymanie oznaczające otwarcie czasz, a potem kilkadziesiąt sekund krążenia, szalonej jazdy niesionych prądem powietrza spadochroniarzy,
Starszemu szeregowemu Sebastianowi
Piotrowskiemu spadochron otworzył się na
wysokości 3,7 tysiąca metrów, prawie 3 kilometry wyżej niż pozostałym. Nie powinno się to
zdarzyć, ale zdarzyło. I teraz mogło stać się
wszystko, łącznie z lądowaniem pośrodku nocnego „pola walki” na pasie taktycznym lub
w wodach pobliskiego jeziora Śniardwy.
A w stuprocentowym realu – w rękach przeciwnika. Tymczasem wykrycie jednego spadochroniarza stanowiłoby sygnał, że w okolicy są
też inni.
Sebastian, obróciwszy spadochron, „zakontrował” się pod wiatr. Kontrolując na przemian
konsolę nawigacyjną przed sobą i światła na
ziemi, korzystając z całej wiedzy i doświadczenia, konsekwentnie zmagał się z wiatrem.
Sławek Zoń skomentował to potem: „Gdyby
nie kilka lat szkolenia, ciężkiej roboty całego
sztabu fachowców, ten skok, nie tylko w przypadku Sebastiana, mógłby się zakończyć tragicznie. Szalejąca między wysokością 600
a 100 metrów wichura mogła rozbić szyk, rozrzucić ludzi na wielu kilometrach. Jak potem
wykonać robotę bez łączności czy zaplecza meteo? Bez odpowiedniego doświadczenia łatwo
byłoby tu przegrać w walce z naturą, z pechem,
własnymi niedoskonałościami”.
W warunkach bojowych nie byłoby nikogo
na dole, ani dowódcy, ani jego zastępcy, speców
od desantowania, żadnego z funkcyjnych czy
dziennikarzy. Czekałaby na nich pustka, wielka
niewiadoma, jakiś mglisty obraz sytuacji sprzed
proste – opanować rubież
i, prowadząc działania opóźniające, zatrzymać przeciwnika na czas podejścia sił głównych. Ich wynik może jednak
przesądzać o losach wielkich
batalii.

wielu godzin, uzyskany przez agenturalne podglądy i oko satelity. A przecież skok i lądowanie
nie były celem samym w sobie, dopiero po zetknięciu z ziemią rozpoczęli trudną, niebezpieczną robotę.
Nie było nawet czasu, żeby dobrze ochłonąć.
Przodem ruszyli zwiadowcy, a za nimi pathfinder chorążego Pawła Mikulskiego. Po godzinie marszu rozpoczęli przygotowania do przyjęcia porannego desantu. Miejsce wyznaczone
na zrzutowisko nie było przyjazne pod żadnym
względem. Kilka godzin, które pozostały do
świtu, pochłonęły im pomiary i wyższa matematyka, sprawdzanie warunków meteorologicznych i dopasowywanie wszystkiego do siebie – czy przy zakładanej prędkości samolotu,
z uwzględnieniem rozrzutu, prawie stuosobowa
kompania, desantująca się w trzech nalotach,
zmieści się na kawałku niezbyt dogodnego terenu. W tym czasie zwiadowcy sprawdzili dogodność podejścia do rubieży walki. Izolowali
teren i blokowali drogi ze świadomością, że
w warunkach bojowych cała operacja miałaby
sens jedynie dopóty, dopóki ich obecność nie
zostałaby wykryta.
NAJSTARSZA KOMPANIA
Pierwsza kompania 18 Batalionu Powietrznodesantowego dotarła na lotnisko w podkrakowskich Balicach przed drugą w nocy, akurat
wtedy, gdy kilkaset kilometrów dalej ich koledzy z grupy awangardowej zbierali się po nocnym skoku na skraju orzyskiego poligonu.
Kapitan Paweł Aleksy, dowodzący najstarszym dziś w siłach zbrojnych zawodowym pododdziałem, był spokojny o wykonanie zadania.
Powie później: „Część ludzi znam jeszcze
sprzed kilku lat, gdy dowodziłem plutonem.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
33
Ć W I C Z E N I A
Dziś mają po osiem, dziesięć a nawet więcej lat
stażu, i tak jak kaprale Wojciech Janik,
Marcin Mroczek, Karol Koszała czy starszy
szeregowy Mariusz Skorupa, po kilka ciężkich misji za sobą. Wiedziałem, że nie pogubią
się w trudnych sytuacjach”.
Nie ukrywał jednak, że ćwiczenie wypadło
w nie najlepszym czasie, gdy pododdział po powrocie z Afganistanu odtwarzał zdolność bojową. Żołnierze byli doskonale wyszkoleni, ale zadanie wymagało znakomitego zgrania w ogniu
setki ludzi. Po desantowaniu powinni błyskawicznie uderzyć, bez
wdawania się w wymianę ognia.
Wyciągnął więc żołnierzy na krótki poligon, przećwiczyli kierowanie ogniem drużyny, plutonu, w finale – kompanii. Teraz mógł liczyć
na efekt uderzenia wszystkich
środków ogniowych jednocześnie,
łącznie z karabinami maszynowymi i desantową artylerią – moździerzami L 60. Co do moździerzy… mieli je zrzucać po raz pierwszy na spadochronach, więc sprawność sprzętu po zderzeniu
z ziemią pozostawała wielką niewiadomą.
Chorąży Paweł Mikulski, przygotowujący
ze swoimi ludźmi zrzutowisko, nawiązał łączność z samolotami z 1 Kompanią na pokładzie,
gdy tylko znalazły się w powietrzu. Scenariusz
naprowadzania maszyn w szyku i kolejności
zrzutu rozpisano o wiele wcześniej. Teraz jego
zadaniem było perfekcyjne wykonanie planu
z uwzględnieniem zmieniających się warunków
pogodowych.
Na pokładzie samolotu każdy żołnierz wiedział doskonale, przed kim i za kim skacze, w jakim usytuowaniu
znajdzie się na ziemi,
i w jakim kierunku
powinien iść. Po kolejnych trzech nalotach zrzutowisko powinny już opuszczać
plutony uformowane
i gotowe do walki.
Samoloty w szyku
weszły „na kurs bojowy”. Prędkość ponad 200 kilometrów na godzinę, wysokość
300 metrów. Bardzo nisko. Zarówno na ziemi,
jak i na pokładzie rosły emocje. Strach? Każdy
z pewnością coś tam w sobie dusił, ale o zacięciach przy oddzielaniu się od statku powietrznego nie mogło być mowy, gdyż każda sekunda
zwłoki przeliczała się na metry, i można by zafundować końcówce desantującej się grupy
przyziemienie w kartoflach, daleko poza sprawdzonym terenem ciasnego zrzutowiska.
Prawdziwe
niebezpieczeństwo
zaczynało się
dopiero
po zetknięciu
z ziemią
SZYK BOJOWY
Gdy świtem upychali się, według precyzyjnie sporządzonego planu, na pokładach trzech
samolotów CASA, wiedzieli, że warunki desantowania będą trudne ze względu na teren
i pogodę. Komunikaty meteo zapowiadały
wprawdzie wiatr przy ziemi w granicach 5 metrów na sekundę. Niewiele brakowało do 7 metrów na sekundę, uniemożliwiających lądowanie na okrągłych czaszach. A poprzedniego
dnia wiało tam potężnie i wraz ze wschodem
słońca mogło się znowu rozdmuchać.
KALAFIOR
Kapitan Aleksy powie później: „Emocje,
zawsze towarzyszące skokom, nie były większe niż zwykle. Nie jest łatwo rzucić się
w przepaść z wysokości 300 metrów ze świa-
C O M M E N T A R I U M
Sprawdzian dla desantu
TOMASZ PIEKARSKI
Po raz pierwszy zrzuciliśmy na spadochronach
moździerze, chociaż nie byliśmy pewni, czy po
spotkaniu z ziemią będą nadawały się nadal do walki.
W
iele osób, w tym również wojskowi, widzi nasze działanie w uproszczeniu
– przyleciał samolot, zrzucił
desant i żołnierze poszli do
szturmu. Przygotowanie i zabezpieczenie operacji powietrznodesantowej to skomplikowany, bardzo precyzyjny
i wymagający współdziałania
z Siłami Powietrznymi proces. Zrzucenie grup awan-
34
gardowych i sił głównych desantu z trzech samolotów,
w trzech najściach jednej
kompanii z miniaturą tary
desantowej, i perfekcyjne
wykonanie przez spadochroniarzy zadań było efektem
ponadkilkuletniej, ogromnej
roboty wielu ludzi. W tym niezwykle cennym doświadczeniu, przeprowadzonym w mikroskali, udało nam się
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
sprawdzić elementy rozpatrywane dotąd jedynie teoretycznie. Między innymi po
raz pierwszy zrzuciliśmy na
spadochronach moździerze,
choć nie byliśmy pewni, czy
po zderzeniu z ziemią będą
nadawały się nadal do walki.
Działały bez zarzutu.

Pułkownik TOMASZ PIEKARSKI
jest zastępcą dowódcy 6 Brygady
Powietrznodesantowej.
domością, że mimo natychmiastowego otwarcia czaszy bardzo niewiele czasu pozostaje na
to, by zrobić coś w powietrzu. Przy tak niskim
skoku nie ma mowy o obracaniu spadochronów, ciągnięciu ślizgów, wybieraniu miejsca
przyziemienia”.
Lot samolotów nisko nad ziemią i szeregi otwierających się czasz… To piękne widowisko!
Jeden ze skoczków opadał jednakże znacznie
szybciej od pozostałych. Kalafior! Przez czaszę
przewinęły się linki, ograniczając powierzchnię
nośną. Desantowiec dziesiątki razy ćwiczonym
ruchem zerwał uchwyt, zapasowa czasza powoli wypełniła się powietrzem.
Żołnierze wiedzieli zawczasu, że na tym
skrawku pooranej wybuchami, pełnej karp i pni
ziemi oprócz dobrego przygotowania będzie liczył się łut szczęścia. Nie wszyscy go mieli.
Jeden z żołnierzy wylądował na pieńku, drugi w leju po pocisku. Z gry wypadło dwóch celowniczych karabinów maszynowych, podstawowej siły ognia plutonu. Broń przejęli koledzy, bo tu wszystko było tak poukładane – każdy człowiek jest cenny, ale nie ma niezastąpionych. Łącznie z dowódcą kapitan, stawiając zadania zgodnie z regułami sztuki wojskowej również wyznaczył swoich zastępców.
Po trzecim nalocie, zrzuciwszy ludzi i zasobniki towarowe, samoloty zniknęły za horyzontem. Na zrzutowisku trwały zaś zmagania
z wiatrem wypełniającym spadochronowe czasze. Z jednej strony – wyrywający się spadochron, z drugiej – kotwica z zasobnika uwięzionego na linie utrudniały skoczkom swobodę
działania. W warunkach bojowych, w których
podstawą skuteczności jest efekt zaskoczenia,
czasze pozostałyby na zrzutowisku… Wiele
spraw przebiegałoby inaczej. Podczas ćwiczeń,
szczególnie tak rozbudowanych, z udziałem
wielu formacji, podstawowym kryterium sukcesu są warunki bezpieczeństwa. Żołnierze,
wymotawszy się z uprzęży i linek, zostawili
spadochrony w przygotowanych bramkach i ruszyli w stronę nieodległej rubieży.
MALEŃKI ELEMENT
Walka trwała krótko, tarcze padały jedna po
drugiej. Przez wyłom utworzony przez 1 Kompanię ruszyły na przeciwnika znacznie potężniejsze siły lądowe. Co dalej z desantem? Powinni przejść do działań nieregularnych. Kapitan Paweł Aleksy mówi o wymuszonej przez
bezpieczeństwo umowności działania: „Na bojowo nasze działanie wyglądałoby nieco inaczej.
Znacznie szybciej, nie szarpiąc się ze spadochronami, opuścilibyśmy zrzutowisko. A o zajęciu
rubieży w pewnym stopniu zadecydowało rozmieszczenie urządzeń poligonowych. Skoncentrowany byłem na wykonaniu zadania pod presją
czasu i w tej chwili nie potrafię ocenić naszej roboty. Jak emocje opadną, zrobimy analizę i wyciągamy wnioski z ćwiczeń. Byliśmy tu maleńkim elementem, ale zarazem była to dla nas
skarbnica doświadczeń”.

Redaktor działu
TADEUSZ WRÓBEL
Strażnik
z lotniskowca
MICHAŁ
JAROCKI
Na pokładzie jedynego rosyjskiego
lotniskowca stacjonuje pułk śmiertelnie
FOT. MAX BRYANSKY
niebezpiecznych Su-33.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
35
P R Z E G L Ą D
G
dy w latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia biuro konstrukcyjne Suchoja opracowywało
morską wersję wielozadaniowego samolotu Su-27, istniał jeszcze Związek
Radziecki, a nowa maszyna miała służyć na
kilku planowanych wówczas lotniskowcach.
Pomimo upadku ZSRR prace nad
Su-27K, dzisiaj bardziej znanym pod nazwą
Su-33, nie ustały. Pierwsze egzemplarze zostały wyprodukowane na początku lat dziewięćdziesiątych, a gdy w 1994 roku jedyny
rosyjski lotniskowiec „Admirał Kuzniecow”
udał się na pierwszy dalekomorski rejs, na
jego pokładzie znajdowało się kilkanaście
maszyn tego typu. Dzisiaj w marynarce wojennej Federacji Rosyjskiej jest jeden pułk
samolotów Su-33, mający, zależnie od źródeł, od 19 do 24 maszyn.
ŚMIERTELNIE NIEBEZPIECZNY
Długi na ponad 21 metrów oraz mający
rozpiętość prawie 15 metrów Su-33 jest
w stanie rozwijać prędkość maksymalną do
2,3 tysiąca kilometrów na godzinę na dużej
wysokości (1,9 macha) oraz do 1,3 tysiąca
kilometrów na godzinę na poziomie morza
(1 mach). Umożliwiają mu to silniki turbowentylatorowe Saturn AL-31 o mocy 125,5
kiloniutonów każdy, zaprojektowane jeszcze
w czasach zimnej wojny. Bez dodatkowego
tankowania maszyna może pokonać około
3 tysięcy kilometrów. Przy maksymalnym
obciążeniu wynoszącym 33 tysiące kilogramów, włączając w to 6,5 tysiąca kilogramów
podwieszonego uzbrojenia, samolot jest
w stanie skutecznie operować na pułapie do
17 kilometrów.
Su-33 jest wyjątkowo groźnym przeciwnikiem. Został wyposażony w radar zdolny
do wyszukiwania oraz nakierowywania pocisków na kilka celów jednocześnie oraz sy-
Strażnik z lotniskowca
stem infra-red search and track (IRST), służący do namierzania samolotów wroga
w podczerwieni. Jego częścią jest zamontowane przed kabiną specjalne urządzenie wykrywające oraz zintegrowany z hełmem pilota dalmierz.
System identyfikacji „swój–obcy” pomaga uniknąć ostrzelania przez pilota sojuszniczych jednostek. Z kolei w celu umożliwienia pełnego wykorzystania systemów bojowych maszyny samolot został wyposażony
w specjalny wyświetlacz przezierny (Head-Up
Display, HUD), pokazujący pilotującemu
wszystkie niezbędne dane, przy jednoczesnym zachowaniu pełnej przejrzystości kokpitu. Maszyna ma również możliwość prze-
36
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
chwytywania wrogich pocisków lecących w kierunku okrętu nawodnego, który ma bronić.
ZABÓJCZY ARSENAŁ
Gdy zabraknie
już broni
rakietowej, pilot
zawsze może
użyć działka
automatycznego
kalibru
30 milimetrów
GSz-30-1.
Nowoczesne systemy elektroniczne byłyby niczym bez odpowiednio
groźnego uzbrojenia. Su-33 może
przenosić do dwunastu podwieszanych bomb i kierowanych pocisków
rakietowych. Różni się tym od lądowej wersji Su-27, która wyposażona
jest jedynie w dziesięć pylonów
umieszczonych pod skrzydłami.
W celu zwalczania samolotów
przeciwnika pilot operujący na
Su-33 może skorzystać z rakiet powietrze-powietrze krótkiego zasięgu
typu Vympel R-27 (AA-10 Alamo),
opracowanych jeszcze w czasach
Związku Radzieckiego. Dodatkowo
do dyspozycji ma pociski Vympel
R-73 (AA-11 Archer) oraz R-77
(AA-12 Adder). Wszystkie należą
do najpopularniejszych i najczęściej
spotykanych w siłach powietrznych
Federacji Rosyjskiej. Do niszczenia
celów nawodnych służą natomiast
lekkie pociski Kh-25 (AS-10 „Karen”), Kh-31 (AS-17 „Krypton”)
oraz P-270 „Moskit” (SS-N-22
„Sunburn”). Ponadto samolot przy-
Chińska kopia
Rosjanie zamierzali sprzedać Chińskiej
Republice Ludowej pięćdziesiąt maszyn Su-33.
P
roblemy, które z czasem
zaczęły się pojawiać, zastopowały cały projekt. Moskwa podejrzewa, że w tym samym czasie, kiedy z władzami
ChRL negocjowała sprzedaż
Su-33, kupiły one dwa egzemplarze tych samolotów od
Ukrainy. Maszyny te podobno
zostały całkowicie rozebrane
i przebadane przez
naukowców z Państwa Środka. Stąd
Rosjanie oskarżają
Pekin o próbę kradzieży własności intelektualnej biura Suchoja oraz wyko-
FOT. RUSARMY
alnym
Przy maksym oszącym
yn
w
iu
en
ąż
obci
logramów
33 tysiące ki stanie
w
st
łapie
samolot je
erować na pu
skutecznie op u kilometrów.
st
do siedemna
stosowany jest do przenoszenia wielu innych
bomb.
Gdy zabraknie już broni rakietowej, pilot
zawsze może liczyć na działko automatyczne kalibru 30 milimetrów GSz-30-1. Szybkostrzelność działka wynosząca do 1,5 tysiąca pocisków na minutę pozwala na skuteczne ostrzelanie wrogiej jednostki.
Zastosowane w Su-33 systemy nawigacyjne umożliwiają pilotowi skuteczne operowanie maszyną w powietrzu. Samolot wyposażony jest między innymi w radiotechniczny system bliskiej nawigacji RSBN
służący do pomiaru azymutu i odległości
maszyny od celu. Wbudowany radar dopplerowski pozwala pilotowi na pomiar prędkości przemieszczania się innych samolotów
w polu widzenia. Dodatkowo maszyna wyposażona jest w nadajniki GPS oraz system
umożliwiający bezpieczne lądowanie na lotniskowcu.
W celu umożliwienia szybkiego włączenia się do walki powietrznej z lotniskowca
Su-33 został przystosowany do startowania
z rampy unoszącej się pod kątem. Przypomina to wyskok ze skoczni narciarskiej i pozwala uniknąć dość niebezpiecznego nurkowania w dół zaraz po starcie, tak charakterystycznego na amerykańskich samolotów wystrzeliwanych ze specjalnej katapulty. Dzięki
temu możliwe stało się większe obciążenie
samolotu, czyli podwieszenie pod skrzydła
bogatszego i liczniejszego uzbrojenia.
Aby można było przenosić na pokładzie
lotniskowca większą liczbę samolotów, konstruktorzy Su-33 starali się wypracować system składania jak największej części maszyny. Zakończenia skrzydeł, usterzenie poziome, podnoszona do góry osłona radaru
oraz belka ogonowa dają się złożyć tak, aby
w hangarze można było pomieścić jak najwięcej maszyn.
rzystania rozwiązań technicznych zastosowanych w rosyjskich samolotach w celu zbudowania własnej, bliźniaczo
podobnej wersji.
W ostatnich miesiącach mówiło się jednak o problemach
Chińczyków ze skopiowaniem części rosyjskiej technologii, między innymi systemu składania
skrzydeł, niezbędnego na
lotniskowcach.
W związku z tym
uważa się, że podpisanie
pierwotnego kontraktu z Rosjanami jest możliwe.

Podstawowym wyposażeniem każdego
samolotu przeznaczonego do lądowania na
lotniskowcach jest hak, który umożliwia
bezpieczne zatrzymanie maszyny na pokładzie. Su-33 został dodatkowo wyposażony
we wzmocnione podwozie o dużym skoku
amortyzatorów, podwójne koło przednie
oraz przednie usterzenie.
Su-33 nie tylko może tankować w powietrzu, lecz także wyposażony jest w specjalny
zasobnik UPAZ-A umożliwiający przekazywanie paliwa dla innych sojuszniczych jednostek. Bez możliwości tankowania w locie
Su-33 nie byłby zdolny do przenoszenia tak
dużej ilości uzbrojenia.
NIEPEWNA PRZYSZŁOŚĆ
Siły zbrojne tylko jednego państwa mają
Su-33 – Federacji Rosyjskiej. Pomimo planów budowy przez Rosję kolejnych lotniskowców, dalszy los tych samolotów nie jest
do końca pewny. Portal Barents Observer
com. podał za rosyjskim dziennikiem „Wiedomosti”, że zamiast maszyn Suchoja
na lotniskowcu „Admirał Kuzniecow” znajdą się samoloty MiG-29K skonstruowane
przez konkurencyjne biuro – Mikojana
i Guriewicza.
Wymiana maszyn powinna potrwać do
2015 roku. Przeprowadzona w ostatnich tygodniach seria testów nowej, udoskonalonej
wersji Su-33 wskazuje jednak na to, że konstruktorzy Suchoja nie składają broni i zamierzają w dalszym ciągu ulepszać swój samolot. Nawet jeżeli nie znajdzie się on na
nowych lotniskowcach, zawsze może stać
się jednym z hitów eksportowych rosyjskiej
zbrojeniówki.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
37
T E C H N I K A
K
ołowy pojazd pancerny (véhicule blindé à roues, VBR)
francuska firma Panhard zaprezentowała po raz pierwszy w 2002 roku podczas
paryskiej wystawy uzbrojenia i sprzętu
wojskowego Eurosatory. Inspiracją do jego
zbudowania był duży sukces opracowanego
w latach osiemdziesiątych przez tego producenta lekkiego pojazdu pancernego (véhicule blindé léger, VBL). Pomysł Panharda zrodził się w roku 2000, a w 2001 oficjalnie
rozpoczęto prace nad nowym wozem, któremu nadano oznaczenie VBR. Po kolejnych
dwunastu miesiącach zademonstrowano
pierwszy prototyp.
MICHAŁ NITA
W oczekiwaniu
na klientów
Lekki pojazd Panharda,
choć pojawił się przed ośmiu laty,
nie wszedł do produkcji.
LEKKI I MOBILNY
38
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
uzbrojenie
– kalibru od 7,62
do 40 milimetrów,
w zależności od
wyboru danej armii
liczba
przewożonych żołnierzy
– maksymalnie do 9
przestrzeń ładunkowa
– 5,2 metra sześciennego
całkowita objętość
wnętrza wozu
– 7,6 metra sześciennego
FOT. MICHAŁ NITA
Kadłub VBR-a wykonano z kompozytów
oraz płyt stalowych łączonych spawaniem.
Chroni on przebywających we wnętrzu pojazdu żołnierzy przed pociskami z broni
strzeleckiej. Szyby także są odporne na taki
ostrzał. Standardowy poziom ochrony balistycznej odpowiada poziomowi 2. według
STANAG 4569, czyli VBR jest odporny na
ostrzał pociskami przeciwpancerno-zapalającymi kalibru 7,62x39 milimetrów. Istnieje
jednak możliwość podniesienia granicy tej
ochrony do poziomu 3. lub 4. W pierwszym
przypadku oznacza to odporność opancerzenia na trafienia pociskami przeciwpancernymi 7,62x51 milimetrów oraz przeciwpancerno-zapalającymi 7,62x54 z odległości
30 metrów, a w drugim – przed pociskami przeciwpancernymi kalibru
14,5x114 milimetrów. Dno kadłuba
ma kształt litery V oraz specjalne
wkładki osłabiające skuteczność oddziaływania eksplozji min czy improwizowanych ładunków wybuchowych. Ochrona przeciwminowa jest
na poziomie 2B. Oznacza to, że pojazd potrafi wytrzymać eksplozję
sześciokilogramowego ładunku lub
miny pod centrum kadłuba.
Z przodu VBR-a znajduje się przedział
silnikowy, w środkowej części wozu są
miejsca dla kierowcy i dowódcy, a za nimi
– dla przewożonych żołnierzy.
Układ kierowniczy ma wspomaganie
i obejmuje dwa pierwsze koła, a promień
skrętu wozu wynosi osiem metrów. Patrząc
na zdjęcia, nietrudno się zorientować, że to
pojazd o napędzie 4x4. Podczas jazdy po
drodze utwardzonej kierowca VBR-a nie ma
możliwości przełączenia go tylko na dwa
koła. Osie wozu wyposażono w mechanizmy różnicowe z możliwością blokady,
a w piastach kół znajdują się zwolnice. VBR
ma hydropneumatyczne niezależne zawieszenie, a maksymalne ugięcie elementu
sprężystego dochodzi do 300 milimetrów.
skrzynia przekładniowa
– sześć przełożeń
maksymalna prędkość
– 110 kilometrów na godzinę
zasięg – 1000 kilometrów
Do wnętrza pojazdu żołnierze dostają się
przez dwie pary drzwi bocznych. Piąte zamontowano z tyłu kadłuba. Na jego stropie znajduje się również włazy dla kierowcy i dowódcy.
Z przodu widoczne są kierunkowskazy
i światła główne. Możliwe jest też wyposażenie wozu w sprzęt do prowadzenia obserwacji nocą.
W pojeździe Panharda zamontowany został sześciocylindrowy silnik wysokoprężny
MTU 4R106 o mocy 240 kilowatów (326
koni mechanicznych) oraz niemiecki układ
napędowy ZF 6 HP 502. Współczynnik
mocy jednostkowej VBR-a wynosi 30 koni
mechanicznych na tonę. W zbiornikach
mieści się 230 litrów paliwa XF09. Możliwe jest również stosowanie paliwa… lotniczego. Przy prędkości 60 kilometrów na
godzinę można przebyć tysiąc kilometrów.
BROŃ WEDŁUG UZNANIA
Pojazd VBR nie ma stałego uzbrojenia.
Dlatego też można mu zamontować taką
broń, jaką sobie życzy zamawiająca go armia. W 2002 roku na wystawie w Paryżu jego prototyp był demonstrowany z wielkokali-
długość – 5,45 metra
szerokość –2,5 metra
wysokość – 1,99 metra
masa – 11,5 tony
masa przewożonego ładunku – 2,5 tony
prześwit – 440 milimetrów (może być
regulowany)
browym karabinem maszynowym M2HB
12,7 milimetra. Jak zatem nietrudno się domyślić, może być wyposażony w zdalnie naprowadzane na cel karabiny maszynowe różnych typów i kalibrów, a według informacji
firmy Panhard, na jego stropie można także
zamontować małą wieżę uzbrojoną nawet
w armatę kalibru 40 milimetrów! Podczas
wielu prób przetestowano opracowaną we
Francji małą wieżę ARX20, która może być
uzbrojona w armatę 20-milimetrową. W 2004
roku światło dzienne ujrzał prototyp wozu
wyposażony w wieżę z armatą kalibru 30 milimetrów.
POTRZEBNE ZAMÓWIENIA
Na stropie wozu można też zamontować
głowicę z dalmierzem laserowym oraz przystosowaną do pracy przy słabym świetle kamerę telewizyjną i kamerę termowizyjną,
radar obserwacji i nadzoru pola walki, zestaw przeciwpancernych pocisków kierowanych, jak na przykład Milan, rakietowy zestaw przeciwlotniczy bardzo krótkiego za-
Dogonić mniejszego
Coraz większa konkurencja na rynku pojazdów pancernych
powoduje, że VBR może nie powtórzyć sukcesu mniejszego VBL.
VBR uważany jest za wydłużoną wersję wozu VBL,
który opracowany został
w ostatnich latach zimnej
wojny, a wszedł do służby już
po jej zakończeniu.
Ważący niecałe 4 tony
i mieszczący od dwóch do
czterech osób opancerzony
pojazd zastąpił częściowo
w jednostkach francuskich
wojsk lądowych samochody
terenowo-osobowe.
W armii francuskiej VBL
występują między innymi w wersjach rozpoznawczej uzbro-
jonej w karabin maszynowy
7,62 milimetra i przeciwpancernej z wyrzutnią przeciwpancernych pocisków kierowanych Milan. W sumie Panhard opracował wiele wersji
pojazdu z różnym uzbrojeniem.
silnik – wysokoprężny
sześciocylindrowy MTU 4R106
o mocy 240 kilowatów (326 koni
mechanicznych)
pojemność – 7,20 litra
układ napędu – 4x4
układ napędowy – pochodzący
z niemieckiej firmy ZF 6HP 502
zawieszenie – hydropneumatyczne
rozmiary ogumienia (opony
z wkładkami) – 1200x20 XML
możliwości pokonywania
przeszkód terenowych:
wzniesienie o nachyleniu 60 procent
przechylenie boczne – 30 procent
brody o głębokości 1 metra
We francuskiej lądówce VBL
stanowią między innymi wyposażenie brygadowych kompanii rozpoznawczych i przeznaczonych do podobnych zadań pododdziałów w pułkach.
Aż 91 wozów ma rozpoznawczy 2 Pułk Huzarów. Jak
podaje Panhard, pojazdy VBL trafiły do
15 zagranicznych armii. Wyprodukowano ich 2,3 tysiąca, z czego
ponad 1,6 tysiąca dla rodzimych
sił zbrojnych. 
sięgu czy też inną broń. Do zapewnienia osłony producent może wyposażyć VBR-a również w wyrzutnie
granatów dymnych.
Pojazd oferowany przez Panharda ma też
układ ochrony przed bronią masowego rażenia oraz ABS. Na życzenie armii zamawiającej może również zostać wyposażony
w ogrzewanie i klimatyzację. VBR pokonuje przeszkody wodne o głębokości nie większej niż metr. Obecnie inżynierowie z firmy
Panhard rozważają zamontowanie w pojeździe pędników wodnych i opracowanie wersji pływającej. W odległe rejony konfliktów
może on być przewożony samolotami transportowymi C-130 lub A400M.
VBR ma cały czas status prototypu. Firma Panhard ma nadzieję, że w przyszłości
zamówienia na produkcję złożą nie tylko siły zbrojne Francji, lecz także inne armie,
w tym te, które wcześniej używały VBL-a.
Z powodzeniem może on być wykorzystywany w wojskach specjalnych, pododdziałach rozpoznania czy ochrony przed bronią
masowego rażenia.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
39
Morski e
 klechdy
TOMASZ GOS
O tym, jak czapka
połączyła dwóch przyjaciół
W
zbiorach Muzeum Marynarki
Wojennej znajduje się czapka
porucznika marynarki Jerzego
Sosnowskiego. Służył on na
okręcie podwodnym ORP „Orzeł”, który zaginął w czasie II wojny światowej w niewyjaśnionych okolicznościach. Ale czapka ocalała.
Pięć lat temu przekazał ją do
muzeum Olgierd
Turek, malarz
ka dni przed tym spotkaniem nowy
mundur wraz z czapką. Postanowił
więc stare umundurowanie pożyczyć
Turkowi. Wiedział, że kolega para
się żeglarstwem i że taki mundur
może mu się przydać. Miesiąc później wybuchła wojna. Sosnowski wypłynął na ORP „Orzeł”, a Turek
miał się stawić do jednostki
wojskowej w Pińsku.
„Zabrałem waliz-
marynista, który poznał Sosnowskiego
w 1934 roku w Szkole Podchorążych MaryCzap
Sosn ka
narki Wojennej w Toruniu. Po dwóch latach
woje owskieg
nauki okazało się, że nie będzie mógł płyprze nne lata o
l
wać na okrętach, bo miał problemy ze
u kra eżała
wca
słuchem. Zrezygnował więc z podchorążówki i zajął się kreślarstwem technicznym;
uprawiał przy okazji żeglarstwo, które stało
się jego pasją.
Drogi Turka i Sosnowskiego rozeszły się
wtedy na kilka lat. Spotkali się znów w sierpniu 1939 roku w Gdyni. Sosnowski dostał kil-
kę, w której był zapakowany prawie kompletny mundur
Sosnowskiego. Prawie kompletny, bo czapkę miałem na głowie”,
wspomina 95-letni malarz marynista. W drodze do Pińska dowiedział
się, że miejscowość, do której zmierza, zajęły wojska sowieckie. Wrócił
do Torunia, ale po drodze zgubił walizkę z mundurem. Została mu tylko
czapka. Przekazał ją na przechowa-
nie znajomemu krawcowi z Bydgoszczy i wyjechał do Warszawy,
gdzie spędził prawie całą wojnę.
Do Torunia wrócił na początku 1945
roku.
Czapka Sosnowskiego wojenne lata przeleżała u krawca, który zwrócił
ją Olgierdowi Turkowi
Turkowi. W 1945 roku Turek został dowódcą kompanii
w odradzającej się Marynarce Wojennej. Służył tam do 1948 roku. Potem rozstał się z wojskiem i został
w Toruniu inspektorem mleczarstwa.
Nie rozstał się jednak z morzem.
Przez wiele lat uprawiał żeglarstwo. Zajął się też malarstwem marynistycznym.
Podczas oficjalnych
uroczystości żeglarskich zakładał zawsze czapkę,
która należała
do porucznika
z „Orła”. Zawsze
przypominała mu
o koledze ze szkoły
podchorążych. Można ją
było ostatnio obejrzeć na wystawie poświęconej 70. rocznicy zaginięcia ORP „Orzeł”. Niewielu ze
zwiedzających wystawę wiedziało,
że historia tej czapki związana jest
z przyjaźnią kolegów ze szkoły podchorążych, z których jeden zginął na
sławnym polskim okręcie, a drugi,
choć nie mógł pływać na okrętach,
to również związał się z morzem na
całe życie.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
FOT. LECH TRAWICKI
Historia czapki porucznika marynarki Jerzego Sosnowskiego to opowieść
o wojnie, miłości do morza i przyjaźni.
41
MACIEJ SZOPA
Miłośnicy lotnictwa mieli
niecodzienną okazję obejrzeć
gniazdo polskich Jastrzębi.
42
POLOWANIE
NA JASTRZĘBIE
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
FOT. MAREK KOZYRA
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
43
FOT. MAREK KOZYRA (5)
Polowanie
na jastrzębie
N
a wyjeździe zorganizowanym
przez działaczy forum internetowego Spotter.pl spotkali się
przede wszystkim zapaleni fotografowie lotniczy. Ci ludzie
nie opuszczą żadnego airshow organizowanego w Polsce lub jej okolicach. Wielu spędza
wolny czas, wyczekując pod lotniskami i polując z obiektywem na startujące bądź podchodzące do lądowania maszyny. A najlepsze
miejsca do robienia zdjęć są tuż przy lotniskowym płocie. Wycieczka do bazy w Łasku, która jest miejscem stacjonowania i obsługi najnowocześniejszych w Polsce myśliwców, była
dla nich nie lada gratką, szczególnie że
19 października tamtejsi piloci pełnili nad Polską dyżur bojowy. Ruch był więc spory. Samoloty opuszczały hangary i kołowały na pasy
startowe. Po powrocie jednej pary dyżurnej w
powietrze z hukiem wzbijała się kolejna.
Pierwszym punktem programu była tak
zwana biblioteka celów, czyli plac, na którym
44
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
-16
lskiego F
Model po d wieżą
rze
stojący p
w Łasku.
kontrolną
Niecodzienną atrakcją była
możliwość obserwowania szczegółów
wyposażenia Jastrzębi i obsługi
naziemnej przy pracy.
Po oderwaniu się od ziemii F-16 błyskawicznie zakręcały w kierunku celu.
Fotografowie lotniczy spędzają wolny czas, wyczekując pod lotniskami
i polując z obiektywem na startujące bądź podchodzące do lądowania maszyny
zgromadzono wycofane ze służby maszyny
różnych typów. Zazwyczaj takie miejsce istnieje po to, aby można było wykorzystać te samoloty do szkolenia przyszłych pilotów. Emerytowani technicy z Łasku poszli jednak dalej.
Nieprawdopodobnym wysiłkiem zdołali odrestaurować powierzone im starocie. MiG-29,
Iryda, Iskra, MiG-21 czy Su-22 wyglądają tak,
jakby dopiero co wyszły z fabryki. Można
nawet zasiąść w ich w pełni wyposażonych
kabinach.
W domku lotnika gości przywitał dowódca
32 Bazy Lotnictwa Taktycznego pułkownik
pilot Dariusz Malinowski. Później zastąpił
go jeden z lotników, który zdradził zgromadzonym między innymi takie tajniki swojej
służby, jak dieta wysokościowa czy okoliczności powstawania słynnych lotniczych pseudonimów, a także opowiedział o wrażeniach
ze szkolenia lotniczego w Stanach Zjednoczonych. Wykład w sali odpraw prowadzony
przez jednego z pilotów został nagle przerwany − z pobliskich hangarów wytaczano
szykujące się do lotu Jastrzębie. Hałas, zimno i wiatr przestały mieć znaczenie. Sesja
Na wyjeździe
zorganizowanym
przez działaczy
forum
internetowego
Spotter.pl
spotkali się
zapaleni
fotografowie
lotniczy.
zdjęciowa trwała co najmniej pół godziny.
Po zakończonym wykładzie na
wycieczkę czekała niespodzianka.
W sławnej – opisywanej już przez nas
– stołówce zrobionej z fragmentów
MiG-21 (PZ 35/2010, „Stołówka pod
skrzydłami”), podano wyśmienitą
grochówkę, kiełbasę na gorąco i pajdy grubo pokrojonego chleba. Najedzeni goście nabrali sił do poznawania kolejnych tajników pracy pilotów.
Nie lada gratką była wizyta na
wieży kontrolnej, która właśnie przygotowywała się do powrotu na lotnisko ostatniej dyżurującej pary. Nie
dość, że była okazja porozmawiać
z kontrolerami i popatrzeć na monitory, to jeszcze uczestnikom pozwolono wejść na balkon. Lądowanie
i działanie straży pożarnej oraz obsługi lotniska obserwowano więc
z najlepszego możliwego miejsca.
Ostatnim punktem wycieczki była
wizyta w budynku symulatorów.
W jednej z sal znajduje się urządzenie symulujące katapultowanie się
z myśliwca odrzutowego. Mechaniczny fotel waży pilota, a następnie wystrzeliwuje go. Wcześniej maszyna
ocenia szybkość i dokładność przyjęcia odpowiedniej pozycji bezpieczeństwa w czasie pociągania za dźwignię. Kiedy pierwszy z uczestników
został zaproszony na fotel, reszta
wstrzymała oddech. Spodziewali się
wszystkiego: błysku, huku i szybkiego wyrzucenia w górę. Ku zaskoczeniu jednych i rozczarowaniu drugich
fotel powoli ruszył do góry. Każdy pilot przed swoim dniem lotnym przynajmniej raz ma obowiązek przećwiczyć procedurę ewakuacyjną.
W sali symulatora goście oglądali
wirtualny trening na F-16. Obok stanowiska dla trenujących pilotów
znajduje się konsola dla oficera przeprowadzającego bądź oceniającego
ćwiczenia. Na jego monitorze można
obserwować ich poczynania.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
45
MAREK PIELACH
Podchorąży
zawsze zdąży
Na ćwiczeniach można
biegać po leśnych duktach,
ale grzechem byłoby nie
skorzystać z pobliskiej
szosy lub drezyny.
Z
ajęcia w terenie nie były łatwe.
„Dla wielu marsz według azymutu okazał się mordęgą”,
wspomina pułkownik Zbigniew
Moszumański, absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych
i Artylerii imienia generała Józefa Bema
w Toruniu z roku 1974. „Nie dość, że trzeba
było przejść parę ładnych kilometrów, to jeszcze nie zgubić się w lesie”. Oczywiście, każda drużyna dostawała kartkę z azymutami
i liczbą metrów. Trasa marszu przebiegała
jednak duktami, oględnie mówiąc, nie najlepszej jakości. Podchorąży spytał więc swoją drużynę, czy chce pokonać drogę w ciągu
kwadransa. „Nie ma takiej możliwości”, usłyszał. Ta jednak szybko się pojawiła. „Krąg
AK-3 jest?”, zapytał dowódca. Był. „Kartka
jest?”. Też była. Dało się więc narysować
przebieg trasy.
Uzbrojona w tę wiedzę drużyna przeszła zaledwie 300 czy 400 metrów wzdłuż... szosy.
Kiedy żołnierze dostrzegli wychodzący z lasu
dukt, wiedzieli już, że są u celu. Czekali więc,
aż pojawił się star, który miał zabrać wszyst-
SPRYTNA
DRUŻYNA,
korzystając
z uprzejmości
Polskich Kolei
Państwowych,
szybko dotarła
na miejsce
zbiórki w dość
komfortowych
warunkach.
kich z miejsca zbiórki. „Wy już tutaj?”, zdziwił się prowadzący zajęcia.
„Melduję, że tak. Oto szkic trasy marszu”, odpowiedział dowódca drużyny.
Star ruszył więc szosą dalej, by zabrać mniej kreatywne ekipy, ale nikogo jeszcze nie było. Minęło dobre
półtorej godziny zanim pojawiła się
pierwsza grupa, mocno zresztą zmęczona. Na ostatnich żołnierzy trzeba
było czekać aż cztery godziny.
„Epizod z marszem według azymutu był jednak tylko jednym ze
sposobów ułatwiania sobie życia
podczas ćwiczeń taktycznych na
czwartym roku studiów”, wspomina
dalej pułkownik Moszumański. Tym
razem trzeba było pokonać trasę
15 kilometrów pieszo i ze sporym
obciążeniem. Łatwe to było tylko dla
dowódcy dywizjonu, który wsiadł
w samochód i pojechał. Na początku
drużyna dzielnie biegła. Coraz mniej
było jednak tej dzielności, a coraz
więcej zmęczenia. Wprawne oko
podchorążego dostrzegło więc szybko, że wyznaczona trasa biegnie równolegle do torów kolejowych na trasie Toruń–Warszawa. Nadjeżdżająca
w blasku słońca drezyna była wybawieniem. Żołnierze energicznie pomachali w jej kierunku i... zatrzymała się. Porozumiewawcze spojrzenie
rzucone w kierunku maszynisty wystarczyło, żeby zrozumiał, o co chodzi. Po chwili sprytna drużyna, korzystając z uprzejmości Polskich Kolei Państwowych, szybko dotarła na
miejsce zbiórki w dość komfortowych warunkach. Sprawa jednak
szybko się wydała, bo żołnierze zostali zauważeni. „Co się nam oberwało, to się oberwało”, wspomina
pułkownik Moszumański. „Nie
pomogło nawet tłumaczenie, że
środek transportu wykorzystaliśmy
w celach taktycznych”. I tak sprawdziła się stara wówczas zasada, że
podchorąży zrobi wszystko, by nie
zrobić nic.

Starych i młodych wiarusów poligonowych prosimy o nadsyłanie wspomnień
46
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Redaktor działu
MAŁGORZATA SCHWARZGRUBER
MAREK
PIELACH
Nasza
strategia
FOT. US DOD
W projekcie nowej koncepcji
strategicznej NATO są niemal
wszystkie polskie postulaty.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
47
N A T O
P
KOLEKTYWNA OBRONA
w projekcie nowej
koncepcji strategicznej
jest główną funkcją NATO.
FOT. US DOD
olska dyskusja przed
szczytem sojuszu w Lizbonie zmierza ku końcowi. Na każdym spotkaniu
ekspertów powtarzane są
te same postulaty. Chcieliśmy przede
wszystkim, żeby NATO pozostało
wspólnotą obronną opartą na artykule V traktatu waszyngtońskiego,
przygotowało plany ewentualnościowe obrony państw Europy Środkowej
i zapewniło nas, że zbliżenie z Rosją
nie odbędzie się kosztem naszego
bezpieczeństwa. Miało to być niejako
potwierdzenie warunków polisy, którą wykupiliśmy w 1999 roku i której
składki opłacamy, choćby przez
udział w misji afgańskiej.
Wszystko wskazuje na to, że polisa
nie wygasła, a w Lizbonie możemy
spodziewać się nawet nieco korzystniejszych warunków. Tak przynajmniej można odczytywać wystąpienie ministra obrony Bogdana
Klicha, który 16 października podczas III Forum Bezpieczeństwa Euroatlantyckiego w Krakowie mówił
o efektach spotkania szefów resortów
obrony oraz spraw zagranicznych
w Brukseli, a także swojej wizyty
w Waszyngtonie.
Minister zapewniał, że kolektywna
obrona w projekcie nowej koncepcji
strategicznej jest główną funkcją
NATO i że ten postulat wszyscy popierają. Nie jest on przy tym pustym
hasłem, bo w projekcie zapisano pla-
Nasza strategia
nowanie ewentualnościowe (czyli
przygotowywanie oraz uaktualnianie
planów wzmocnienia krajów członkowskich na wypadek ich zagrożenia) oraz wspólne ćwiczenia wojsk
sojuszu.
W jedenastostronicowym dokumencie zapewniono również, że
NATO utrzyma równowagę między
zadaniami wynikającymi z artykułu V
a gotowością do udziału w operacjach reagowania kryzysowego poza
swoimi granicami. Zadeklarowano
jednocześnie politykę otwartych
drzwi wraz z konkretnym wskazaniem na Gruzję i Ukrainę. Również
reforma struktur NATO nie odbędzie się naszym kosztem. Z dwóch
dowództw sił połączonych to dla nas
ważniejsze, w Brunssum, ma być
zdolne do prowadzenia jednej dużej
48
Niejasne są także losy projektu wspólnej
tarczy antyrakietowej. Nie wiadomo, czy ten
parasol będzie otwarty nad całą Europą, czy
tylko nad jej fragmentami. I choć współpraca
operacji obronnej, „w razie gdyby
w dziedzinie obrony przeciwrakietowej, obok
któryś z krajów Europy Środkowej
bezpieczeństwa energetycznego i zapobiegabył zagrożony”. O swoje istnienie nie
nia cyberterroryzmowi, zostanie zapisana
musi się też obawiać Centrum Szkow nowej koncepcji strategicznej, to wiele
lenia Sił Połączonych NATO w Bydwskazuje na to, że na tym deklaratywnym
goszczy.
zdaniu może się skończyć. Oprócz różnic politycznych bowiem problemem są tu przede
KATALOG
wszystkim pieniądze. W czasie, gdy niemal
KONTROWERSJI
wszystkie kraje sojuszu ograniczają wydatki
Dalej rozpoczyna się jednak katana własne siły zbrojne, ciężko mówić o ryzylog spraw, które budzą kontrowersje.
kownej i kosztownej tarczy antyrakietowej.
„Trwa dyskusja na temat sojuszniczej
Porzucenie tego projektu z pewnością spodoinfrastruktury. Duża część krajów Tuż przed
bałoby się także Rosji.
członkowskich uważa, że środki szczytem Francja
Kolejny spór w Lizbonie może toczyć się
Niemcy podjęły
wspólne należy przekazywać na Af- izakulisowe
o wpływ Moskwy na politykę NATO. Upraszganistan, nie na infrastrukturę, a ta rozmowy z Rosją, czając, można powiedzieć, że przynajmniej
powinna powstawać głównie w Pol- co nie podoba
dwa kraje Europy Zachodniej nie widzą
sce”, przyznał minister. Oznacza to, się Stanom
większych przeciwwskazań do tej współpraże choć pewnie zachowamy Byd- Zjednoczonym
cy (słowa: „Gruzja”, „prawa człowieka”
i państwom
i „reformy” padają wyłącznie machinalnie),
goszcz, o kolejne natowskie inwesty- Europy
Środkowej.
cje będzie trudniej.
a kraje Europy Środkowej dążą do określenia
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
T R Z Y
P Y T A N I A
D O
BOGDANA
KLICHA
Pięć
warunków
POLSKA ZBROJNA: Jaka
jest szansa, że wszystkie korzystne dla nas postanowienia z projektu strategii
znajdą się w dokumencie
końcowym?
BOGDAN KLICH: Będziemy o to oczywiście zabiegać.
Przed nami jednak miesięczna dyskusja, podczas której
może się jeszcze coś zdarzyć.
Wiemy na przykład, że jest taki kraj, który uważa, iż współpraca NATO i Unii Europejskiej jest zbyt strategiczna
w tym dokumencie. Wiemy,
że jest też inny, uważający, iż
zapisy tej doktryny mogą
ograniczyć znaczenie potencjału nuklearnego sojuszu. Są
zatem przynajmniej dwa państwa, które chciałyby wpro-
wadzić poprawki do tego projektu. My powtarzamy, że powinien on zostać przyjęty
w takim kształcie, w jakim
jest, bo to już jest wynik kompromisu.
POLSKA ZBROJNA: Czy
zaproponujemy w Lizbonie
jakąś konkretną datę wyjścia z Afganistanu?
BOGDAN KLICH: Te sprawy są wciąż dyskutowane.
Głównymi aktorami szczytu
będą prezydenci i premierzy.
W naszym przypadku na czele delegacji stanie prezydent
Bronisław Komorowski.
Uważam, że polskie podejście
do Afganistanu powinno zależeć od tego, co uzyskamy
w samym NATO. Takich wa-
jasnego katalogu spraw, o których można liczniejsze nawet niż w Iraku. Afganistan bęrozmawiać. Na razie lista ta ma trzy ważne dzie angażował NATO jeszcze przez długie
punkty: nieproliferację broni masowego ra- lata. Dla polityków ważne jest jednak, aby
żenia, zwalczanie terroryzmu oraz współpranie angażował opinii publicznej w takim
cę w dziedzinie obrony przeciwrakietowej. stopniu jak dotychczas.
Niewykluczone, że na szczycie zostaną dopisane kolejne.
BUDOWANIE KOALICJI
Tematem najbardziej gorącym politycznie
Takie są w skrócie najważniejsze tematy
będzie jednak Afganistan. Kreszczytu NATO. I choć przed
ślenie planów wyjścia z tego Nasze podejście
kamerami odbędzie się on 19
kraju może pochłonąć więcej
i 20 listopada, najważniejsze
czasu, niż pisanie nowej kon- do Afganistanu
negocjacje toczą się teraz. Pańcepcji strategicznej. Głowy powinno
stwa budują koalicję, aby jak
państw będą z jednej strony pod zależeć od tego,
najwięcej ich interesów stało
presją własnych społeczeństw,
się celami całego sojuszu.
które chcą jak najszybszego co uzyskamy
Polska ma przyzwoitą pozywycofania wojsk, a z drugiej w samym NATO
cję startową. Dzięki raportowi
trzeba rozważyć ratowanie słabGrupy Mędrców, do której nanącego przekonania o skuteczności NATO.
leżał Adam Daniel Rotfeld, i ich długim
Najwięcej do powiedzenia będzie miał prezy- konsultacjom w kolejnych stolicach sekretarz
dent USA Barack Obama. Jeśli powtórzy generalny Anders Fogh Rasmussen miał
deklarację o wycofaniu wojsk amerykańskich ułatwione zadanie. W efekcie, projekt nowej
do końca 2011 roku, to inni przywódcy koncepcji strategicznej przesłany do stolic
z ochotą się pod tym podpiszą. Oczywiście państw sojuszu nie budzi gwałtownych protena miejscu zostaną pewnie siły szkoleniowe, stów. Dla nas jest zaś całkiem korzystny. Nie
runków naszego bezpieczeństwa jest pięć. Pierwszy to dobry kształt koncepcji strategicznej, drugi – planowanie
ewentualnościowe, trzeci
– wspólne ćwiczenia Sił Odpowiedzi NATO, czwarty
– zdolność dowództwa
w Brunssum do prowadzenia
jednej dużej operacji wojskowej, a piąty – dalsze częściowe finansowanie infrastruktury wojskowej w krajach Europy Środkowej z NSIP
(NATO Security Investment
Programme).
POLSKA ZBROJNA: Wracając do Afganistanu, nie
ma woli, abyśmy wyszli
stamtąd przed innymi krajami NATO?
BOGDAN KLICH: Ta dyskusja cały czas się toczy. Prezydent Komorowski stwierdził, że po 2012 roku dojdzie
do zmiany charakteru naszej
misji z bojowej na szkoleniową. Zakładam więc, że
z takim przesłaniem, jeśli
chodzi o polską obecność
w misji ISAF, pojedziemy do
Lizbony.

BOGDAN KLICH jest ministrem
obrony narodowej.
oznacza to jednak, że zostanie przyjęty przez
aklamację.
Tuż przed szczytem Francja i Niemcy podjęły zakulisowe rozmowy z Rosją, co nie podoba się Stanom Zjednoczonym, państwom
Europy Środkowej oraz samemu sekretarzowi generalnemu. „Rzeczpospolita” ustaliła,
że tak zresztą może wyglądać nasza koalicja
− Polska wraz z Rumunią i państwami bałtyckimi ma wspierać dotychczasowy projekt,
pod którym podpisał się Rasmussen.
Mało mówi się o stanowisku USA, ale wiceminister spraw zagranicznych Jacek
Najder krótko je skomentował: „Ten projekt
nie wyglądał by tak, gdyby nie miał poparcia
w Waszyngtonie”.
To poparcie wraz z obowiązującą w NATO
zasadą jednomyślności pozwala mieć nadzieję, że nie zostanie uchwalone nic, co byłoby
poważnym naruszeniem naszych interesów.
Prawdziwa walka może stoczyć się więc już
po 20 listopada. Pójdzie o to, aby ambitną
strategię NATO wcielać w życie pomimo różnic politycznych i topniejących budżetów
obronnych.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
49
N A T O

Afganistan
skutecznie wybił
NATO resztki
zębów i potrzeba
czasu, by podniosło
się ono z kolan.
ROBERT CZULDA
Wybite zęby
Niezależnie od tego, w którą stronę pójdzie NATO
po przyjęciu nowej koncepcji strategicznej,
najważniejszym problemem pozostanie Afganistan.
C
hociaż konflikt ten trwa
już niemal dekadę, nadal
nie widać pozytywnego rozstrzygnięcia. Nie ustaje opór
zbrojnych bojówek, głównie islamskich
radykałów, wręcz przeciwnie – zdaje
się przybierać na sile. Gwałtownie rośnie liczba ofiar po stronie sił NATO,
spada poparcie dla tej misji w państwach członkowskich i wśród Afgańczyków. Nie ma wątpliwości – ani relacje z Rosją, ani cyberbezpieczeństwo,
ani tym bardziej piractwo morskie nie
stanowią tak dużego wyzwania dla
przyszłości NATO jak wojna w Afganistanie, będąca największą operacją
zbrojną w historii sojuszu.
Stany Zjednoczone porzuciły równie ambitną co nierealną wizję zbudo-
50
wania w Afganistanie demokracji
i ograniczyły się do prób unormowania sytuacji i rozbicia komórek
Al-Kaidy. Pozostali członkowie
NATO chcieliby jak najszybciej się
wycofać i zakończyć afgańską eskapadę. Jako że wszystkim brakuje już
woli walki i determinacji, sojusz jest
zmuszony szukać takiego rozwiązania, które okaże się najmniej bolesną
i kompromitującą porażką, a jednocześnie będzie mogło zostać przedstaBrak wiary
wione społeczeństwom jako sukces.
UCIECZKA
Z OKRĘTU
Kwestia afgańska jest ciągle jedną
z dominujących w rozmowach między przedstawicielami NATO. Sekre-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
w sukces misji
wpływa
negatywnie
i demoralizująco
na afgańskie
władze, które
nadal są słabe
i skorumpowane.
tarz generalny sojuszu, Duńczyk Anders Fogh
Rasmussen przyznał niedawno, że nie doceniono w należytym stopniu przeciwnika. Na
przykład Niemcy przez długi czas mówili
o wysłaniu żołnierzy na misję stabilizacyjną.
Dopiero od niedawna używają, choć nadal niechętnie, słowa „wojna”.
Coraz więcej państw traci cierpliwość. Na
początku roku Holandia potwierdziła wycofanie jednostek bojowych ze względnie spokojnej
prowincji Oruzgan. Niewzruszone pozostaje Toronto. Kanadyjscy żołnierze, mimo frustracji
Amerykanów, wyjadą w połowie przyszłego roku. Powstaną luki, które trudno będzie wypełnić.
Nie trzeba więc dodawać, że jeszcze bardziej
utrudni to funkcjonowanie misji ISAF. Na pewno nie pomoże desperacki pomysł Kanady dotyczący uzbrajania zwykłych Afgańczyków, aby
mogli bronić się przed talibami.
Nawet Brytyjczycy, mimo globalnych ambicji,
musieli skapitulować i oddać część niebezpiecznej prowincji Helmand. Wielka Brytania wysyła
sprzeczne sygnały. Z jednej strony szef obrony
FOT. US DOD (2)
Wojna w Afganistanie potwierdziła, że Stany Zjednoczone mają coraz mniej wspólnych interesów z Europą.
narodowej Liam Fox stwierdził, że Brytyjczycy
wycofają się z Afganistanu na końcu. Z drugiej
premier David Cameron zapowiedział wyjazd
do 2015 roku, niezależnie od planów innych
członków NATO. Szef dyplomacji William
Hague wskazuje z kolei na rok 2014.
Brak wiary w sukces misji wpływa negatywnie i demoralizująco na afgańskie władze, które
nadal są słabe i skorumpowane. Prezydent
Hamid Karzaj boi się, że siły ISAF wyjadą, zanim powstaną względnie sprawne afgańskie siły
bezpieczeństwa (wojsko i policja). Wezwał już
podległe sobie jednostki, by były gotowe, bowiem wojska NATO „wyjadą, gdy nie będą miały już tutaj żadnych interesów”. Wobec braku
szans na zwycięstwo Karzaj przejawia coraz
większą chęć porozumienia z talibami, których
niedawno nazwał „towarzyszami”. NATO nie
ma jednak pomysłu, jak zapanować nad tym chaosem i uniknąć ucieczki z tonącego okrętu, jakim staje się ISAF.
Konflikt w Afganistanie zmienił sojusz
– NATO utraciło część wiarygodności i reputa-
cję. Zamiast wzmocnić sojusz i pomóc w odbudowie militarnego potencjału, wojna boleśnie
obnażyła słabość NATO. Świadom tego faktu
Rasmussen przestrzegł, że państwa europejskie
nie mogą ograniczać wydatków na zbrojenia
i muszą zachować zdolność prowadzenia w przyszłości operacji o podobnym rozmachu co afgańska. „Nie można ciąć w nieskończoność”,
ostrzegł Rasmussen,
„w pewnym momencie zaczyna ciąć się mięśnie, potem kości”. Niestety, Europa już dawno sama pozbawiła się mięśni, stając
się co najwyżej chuderlawym zuchem, który nie
jest dla Stanów Zjednoczonych poważnym partnerem. Zbyt mało sprzętu,
europejskich żołnierzy
oraz instruktorów na misji ISAF jest tego dobitnym przykładem.
Stany Zjednoczone postulują dużo śmielsze
kroki – chcą włączyć niektóre z tych państw
w proces decyzyjny NATO. Według lansowanej
przez Waszyngton koncepcji, każde państwo,
które nie jest członkiem sojuszu, ale weźmie
udział w operacji pod jego egidą i wyśle co najmniej tysiąc żołnierzy, powinno mieć możliwość
uczestniczenia w formułowaniu polityki i strategii, choć bez prawa podejmowania decyzji. Amerykanie chcą również, aby
takie państwa, jak Australia czy Japonia aktywniej
włączyły się w transformację organizacji.
Konflikt w Afganistanie to w historii NATO
punkt przełomowy. Nie
ma jednak zgody, czy to
początek nowego etapu,
czy gwóźdź do trumny. Rasmussen desperacko
stara się przekonać świat, że mocno poobijany
sojusz się odrodzi. Jak stwierdził z wiarą i nadzieją, „żadna inna organizacja na świecie nie
ma takiej siły militarnej”. Na złość sceptykom
dodał: „nie wierzę w stwierdzenia, że po Afganistanie sojusz już nigdy nie przeprowadzi podobnej misji. W przyszłości będą podobne operacje
i tylko NATO będzie mogło się nimi zająć”.
Mający globalne aspiracje sojusz z pewnością zapisze w nowej koncepcji strategicznej gotowość i wolę działania na całym świecie, ale
na operacje o afgańskim rozmachu nie ma co liczyć. Słowa Rasmussena to tylko deklaracje.
Konflikt ten skutecznie wybił NATO resztki
zębów i potrzeba czasu, by podniosło się ono
z kolan. Kiedy minie afgańska trauma? Tego
nie wie nikt, ale z pewnością nie będzie to szybki proces. Ponad dwadzieścia lat zajęło Amerykanom zacieranie bolesnych wspomnień
z Wietnamu.

Amerykanie chcą
zinstytucjonalizować
relacje między
NATO
a regionalnymi
mocarstwami
NIECHCIANA EUROPA
Wojna w Afganistanie potwierdziła, że Stany Zjednoczone mają coraz mniej wspólnych
interesów z Europą. Waszyngton utwierdził
się w przekonaniu, że Stary Kontynent nie jest
w stanie dotrzymać tempa amerykańskiej machinie wojennej, która zresztą nie jest tak silna, jak się wydawało. Między innymi z powodu klęski afgańskiej Waszyngton szuka partnerów poza Europą.
Amerykanie chcą zinstytucjonalizować relacje między NATO a regionalnymi mocarstwami. Jako pierwszy z takim postulatem wyszedł w 2006 roku ówczesny sekretarz generalny Jaap de Hoop Scheffer, który wezwał
do zacieśnienia relacji przede wszystkim z Australią, Finlandią, Japonią, Nową Zelandią,
Koreą Południową i Szwecją.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
51
E U R O P A
Wojska lądowe

8095 żołnierzy, w tym 462 kobiety
1 południowa brygada – Cork
2 wschodnia brygada – Dublin
4 zachodnia brygada – Athlone
centrum szkoleniowe sił obronnych
skrzydło rangersów
TRZONEM irlandzkich sił
obrony są wojska lądowe
(Army), mające trzy
brygady ogólnowojskowe.
szkoła jazdy konnej
szkoła muzyczna
Służba morska
1037 marynarzy, w tym 72 kobiety
dowództwo operacyjne
dowództwo zabezpieczenia
Naval Service College
Korpus lotniczy
801 żołnierzy, w tym 33 kobiety
1 skrzydło operacyjne (samoloty)
1 skrzydło operacyjne (śmigłowce)
4 skrzydło zabezpieczenia
5 skrzydło zabezpieczenia
Siły rezerwowe
rezerwa pierwszoliniowa
rezerwa drugoliniowa
rezerwa wojsk lądowych
rezerwa służby morskiej
TADEUSZ WRÓBEL
Zbrojni Celtowie
Irlandzkie siły zbrojne odczuwają skutki kryzysu.
Władze ograniczają zaangażowanie w misjach zagranicznych
i rozważają dalszą redukcję liczebności wojska.
W
białej księdze obronności z 2000 roku
określono liczebność
irlandzkich sił obrony
(Defense Forces) na 10,5 tysiąca żołnierzy służby czynnej, co oznaczało
ich redukcję o tysiąc osób. Ponadto
przewidziano 250 dodatkowych etatów
52
dla powoływanych na ćwiczenia rezerwistów. Zaoszczędzone pieniądze miały być przeznaczone na zakupy. Księga zawierała też zalecenie, by wydatki
personalne stanowiły nie więcej niż
70 procent budżetu resortu obrony,
który oscyluje w granicach ponad miliarda euro.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
W opublikowanym w 2007 roku przeglądzie
realizacji zaleceń podano, że do końca 2005 roku zredukowano w resorcie obrony 416 etatów,
w tym 250 wojskowych. Było to wykonanie decyzji rządu z lipca 2003 roku o zmniejszeniu zatrudnienia w sektorze publicznym. W strategii
ministerstwa obrony na lata 2008−2010 znalazł
się jednak zapis o 350 dodatkowych etatach dla
rezerwistów. Tymczasem według opublikowanego w sierpniu „Departament of Defence and Defence Forces Annual Report 2009”, w połowie
2009 roku pojawiła się rekomendacja redukcji
liczebności siły obrony o pół tysiąca w ciągu
dwóch−trzech lat. W zamierzeniach jest dalsze
zmniejszenie wydatków osobowych.
MAŁE, ALE SPRAWNE
Raport podaje, że 31 grudnia 2009 roku w siłach zbrojnych Republiki Irlandzkiej służyło
FOT. VESA NIKKANEN
Irlandzki arsenał
Pojazdy pancerne
65 kołowych transporterów opancerzonych
Mowag Pirania IIIH
14 lekkich czołgów Alvis FV101 Scorpion
18 pojazdów pancernych Panhard AML 20
19 pojazdów pancernych Panhard AML 90
Artyleria
24 lekkie armaty Royal Ordnance Factories
L118 105mm
6 lekkie armaty Royal Ordnance Factories
25-funtowe (87,6 mm); ceremonialne
wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych Saab
Bofors Dynamics RBS 70
24−32 armaty przeciwlotnicze Bofors L70
40 mm
Samoloty
2 CASA CN-235
5 Cessna FR172H
7 Pilatus PC-9M
1 Gulfstream Aeospace GIV
1 Bombardier Learjet 45
FOT. EUFOR-TCHAD//RCA
1 Beechcraft Kingair 200
9933 żołnierzy, w tym 567 kobiet. Rezerwa sił
obronnych (Reserve Defence Forces) liczyła
6644 wojskowych (31 marca 2009 roku było ich
7513), a ubiegłoroczny budżet wyniósł 8,9 miliona euro.
Trzonem irlandzkiej armii są wojska lądowe
(Army), mające trzy brygady ogólnowojskowe.
Każda z nich odpowiada za obronę określonego
obszaru kraju. Są w niej między innymi trzy bataliony piechoty, pułk artylerii i szwadron kawalerii (pododdział rozpoznawczy).
Irlandczycy dysponują kołowymi pojazdami
AML 20, AML 90 i lekkimi czołgami Scorpion.
Na początku 2001 roku do służby weszły kołowe
transportery opancerzone Piranha – 54 sztuki
w wersji bojowej, osiem wozów dowodzenia, dwa
ambulanse medyczne i jeden ewakuacyjny. Główna baza logistyczna i centrum szkolenia sił stałych i rezerwowych znajdują się w Courragh.
Niewielki korpus lotniczy (Air Corps) jest
rozlokowany na lotnisku Casement w Baldonnel. Tworzą go dwa skrzydła operacyjne, dwa
skrzydła zabezpieczenia, eskadra służby informacyjnej i łączności oraz szkoła lotnicza (Air
Corps College). W skład skrzydła operacyjnego wchodzą eskadry: śmigłowców, patrolowa
morska, transportowa oraz szkolno-bojowa. Irlandczycy nie mają bojowych odrzutowców.
Posiadane samoloty śmigłowe i helikoptery wykorzystywane są także do wspierania policji.
Baza służby morskiej (Naval Sevice) znajduje się na wyspie Haulbowline w porcie Cork.
Formacja ma osiem jednostek patrolowych.
Okrętem flagowym jest „Eithne” (P31) o wyporności 1760 ton, który wszedł do służby
w 1984 roku. Patrolowiec uzbrojony jest 57-milimetrową armatę, dwa działka kalibru 20 milimetrów i karabiny maszynowe. To jedyna ir-
1 Pilatus Britten Norman Defender 4000
Śmigłowce
6 Agusta Westland AW 139
2/2 Eurocopter EC 135P2/T2
1 Eurocopter AS 355N
landzka jednostka mająca hangar i lądowisko
dla śmigłowca.
Nowsze są „Roisin” (P51) i „Niamh” (P51),
które weszły do służby w latach 1999−2001.
Podstawowym uzbrojeniem 1500-tonowych patrolowców jest 76-milimetrowa armata. Najstarszymi okrętami służby morskiej, które
w najbliższych latach zostaną zastąpione nowymi, są „Emer” (P21), „Aoife” (P22) i „Aisling”,
które pojawiły się w latach 1978−1980.
Uzupełnieniem sił czynnych są rezerwiści.
RDF dzielą się na dwie grupy. Pierwszoliniową
rezerwę (First Line Reseve) tworzą byli żołnierze służby czynnej. Drugoliniowa ma charakter
ochotniczy i również dzieli się na dwie części.
Najliczniejsza z nich jest rezerwa wojsk lądowych (Army Reserve), stanowiąca równowartość trzech brygad. Rezerwa służby morskiej
(Naval Sernice Reserve) natomiast podzielona
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
53
E U R O P A
ska oraz do przeciwdziałania na przykład próbom przemytu narkotyków. Według rządowych
zapowiedzi, przygotowywana biała księga na
lata 2011−2020 ma wskazywać na wzrost znaczenia flotylli okrętów, a tym samym na jej
zwiększenie, oraz na potrzebę rozwoju zdolności transportowych lotnictwa.
SETKI NA MISJACH
FOT. IRISH NAVY
Republika Irlandzka od lat zachowuje neutralność i nie należy do bloków militarnych.
Niemniej jednak jest aktywnym uczestnikiem
operacji pokojowych pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. W 2008 roku Irlandczycy postanowili dołączyć do Nordyckiej Grupy Bojowej (Nornic
Battlegroup).
W 2009 roku irlandzcy wojskowi uczestniczyli w unijnej operacji w Bośni i Hercegowinie, a także stanowili jeden z filarów sił wspólnoty w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej (EUFOR Tchad/RCA). Dublin zdecyMODERNIZACJA NAVAL SERVICE jest traktowana w Dublinie priorytetowo, gdyż wybrzeże tego kraju liczy
dował się pozostać jeszcze przez ponad rok na
ponad 3,5 tysiąca mil morskich. Na zdjęciu: okręt flagowy marynarki wojennej Le Eithne.
afrykańskiej misji po przejęciu odpowiedzialności za nią 15 marca 2009 roku przez Narody
jest na dwa zgrupowania, każde w sile ama IV, na który przeznaczono blisko
Zjednoczone. W końcu tegoż roku w misji
dwóch kompanii. Pododdziały grupy 2,8 miliona euro.
MINURCAT służyło 419 żołnierzy z Zielonej
rozlokowane są w Dublinie i WaterChoć w 2009 roku zakupy dla służford, zaś grupy południowej – w Cork by morskiej (Naval Sevice) były najWyspy, zaś irlandzki generał brygady Gerald
Aherne był zastępcą dowódcy tych sił.
i Limerick.
mniejsze, sytuacja ta zmieni się
Kontyngent został wycofany z Czadu w maju
w najbliższych latach. Trwa bowiem
DWA PRIORYTETY
procedura przetargowa związana z za2010 roku.
W 2009 roku irlandzki resort obro- mówieniem dwóch dużych patrolowKilku- lub kilkunastoosobowe grupy Irlandny podpisał kontrakt na cztery zestawy ców (Offshore Patrol Vessel, OPV).
czyków brały udział (stan na grudzień 2009 rorozpoznania i wykrywania celów, któ- Zdecydowano, że zbuduje je brytyjska
ku) również w pięciu innych operacjach pokore mają być montowane na lekkich tak- stocznia Babcock Marine. Jednostki
jowych ONZ (łącznie pod błękitną flagą służyło 447 żołnierzy). W związku ze zmianą statusu
tycznych pojazdach opancerzonych
będą miały 90 metrów długości, a zoRG-32M. Dostawę zamówionych staną uzbrojone w 76-milimetrową armisji w Czadzie liczba Irlandczyków w siłach
w Republice Południowej Afryki matę, karabiny maszynowe – dwa kalipod przewodnictwem UE stopniała natomiast
27 wozów zaplanowano na rok następ- bru 12,7 milimetra i cztery 7,62 miliz 469 w styczniu 2009 roku do 47 w grudniu.
ny. W 2009 roku irlandzkie wojska lą- metra. Będą mogły rozwinąć maksy- WIOSNĄ
Irlandia uczestniczy też w natowskim progradowe wzbogaciły się także o 120 sa- malną prędkość 23 węzłów. Stała zało- 2009 ROKU
mie „Partnerstwo dla pokoju”. Duży kontynmochodów patrolowych, a kolejnych ga składać się będzie z 46 osób. Prze- w wyniku korekty gent z tego kraju służy w siłach NATO w Koso45 dotrze tam w 2010. W latach widziano też miejsce dla dziesięciu zmniejszono
wie. Kompanijna grupa piechoty była w Wielobudżet
2009−2010 lądówka dostanie też szkolących się marynarzy. W połowie ministerstwa
narodowych Siłach Zadaniowych Centrum.
47 minibusów i pierwszy z dwóch lipca 2010 roku doszło do uzgodnień obrony
Dublin miał też kilku wojskowych w Międzyciężkich pojazdów ewakuacyjnych.
między resortami obrony i finansów o 30 milionów
narodowych Siłach Wsparcia Bezpieczeństwa
Wśród zakupów znalazł się między w sprawie funduszy na ten zakup. euro.
w Afganistanie. W przypadku operacji natowinnymi również sprzęt łączności, syste- Kontrakt powinien zostać zawarty do
skich całoroczne zaangażowanie utrzymywało
my kierowania ogniem i wyposażenie listopada 2010 roku. Koszt nowych
się na mniej więcej tym samym poziomie
indywidualne. Zmodernizowano robo- jednostek to 100 milionów euro (dzien240−243 osób. Jeśli poza misjami zagranicznyta saperskiego HOBO, zdalnie stero- nik „Irish Examiner” wymienił kwotę
mi uwzględni się także przedstawicielstwa przy
takich organizacjach międzynarodowych, jak
wany pojazd wykorzystywany od o 2 miliony euro mniejszą). Do służby
30 lat. Dzięki ucyfrowieniu będzie wejdą one w latach 2014−2015. OkręUE, NATO, ONZ czy Organizacja Bezpieczeńmógł nadal służyć.
ty będą spłacane do 2017 roku.
stwa i Współpracy w Europie, oraz grupę bojoW 2010 roku korpus lotniczy (Air
Irlandczycy chcą kupić również
wą, poza granicami przebywało średnio ponad
Cors) nie wzbogacił się o żaden nowy większy patrolowiec (Extended Patrol
760 wojskowych rocznie.
Jak podaje opublikowany w sierpniu „Deparsamolot, ale jest to konsekwencja zaVessel, EPV), z opcją rozszerzenia zatament of Defence and Defence Forces Annual
kończenia kilku programów rok wcześ- mówienia o jeszcze jedną lub dwie
Report 2009”, w 2009 roku przez różne misje
niej. Formacja ta dostała samolot jednostki. Modernizacja Naval Service
szkolny Pilatus, dwa śmigłowce
jest traktowana w Dublinie priorytetoi przedstawicielstwa zagraniczne przewinęło się
EC-135 i sześć AW 139. Zmodernizo- wo, gdyż wybrzeże tego kraju liczy
1888 irlandzkich wojskowych. Wycofanie się
wano też dwie patrolowe Casy ponad 3,5 tysiąca mil morskich. Nowe
z Czadu w 2010 roku może jednak wskazywać,
że szukająca oszczędności finansowych IrlanCH 235. Największym przedsięwzię- patrolowce są potrzebne, by zabezpiedia ograniczy swą aktywność.

ciem był remont odrzutowego Gulfstre- czyć strefę wód ekonomicznych i łowi-
54
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
Ulepszanie bitów i krzemu
Z DONNĄ KAYE COLLINS o unowocześnianiu najnowocześniejszych
polskich myśliwców rozmawia ARTUR GOŁAWSKI
POLSKA ZBROJNA: Kiedy powinniśmy
zmodernizować nasze Jastrzębie?
DONNA COLLINS: W konstrukcji F-16
dla Polski zastosowaliśmy najnowocześniejsze z dostępnych – wówczas, gdy je produkowano – rozwiązania techniczne. To nadal
są świetne samoloty, lecz wciąż udoskonalamy ich konstrukcję, głównie awionikę. Sądzę, że za trzy–pięć lat zechcecie skorzystać
z możliwości zmodernizowania wyposażenia kabiny pilota F-16.
POLSKA ZBROJNA: I mamy na to wydać
kilkanaście milionów dolarów?!
DONNA COLLINS: Dokładnie na to, by
wasi piloci utrzymali zdolność kooperowania
z pilotami innych wojsk lotniczych państw
NATO. W firmie przyjęliśmy założenie, że co
trzy lata należy zapewnić F-16 zdolność przenoszenia nowych lub zmodernizowanych rodzajów broni oraz zwiększyć możliwości operacyjne poprzez modernizację pokładowych
systemów teleinformatycznych. Polskie siły
zbrojne wybiorą z pakietu modernizacyjnego
to, co im potrzebne – stosownie do przewidywanych dla lotnictwa zadań narodowych i sojuszniczych.
POLSKA ZBROJNA: A co się stanie, jeśli
nie zajmiemy się tak szybko modernizacją
F-16? Przecież to praktycznie nowe maszyny, więc podatnicy będą zaskoczeni. Spytają: „Dopiero kupiliście, a już musicie ulepszać?”. Niektórych utwierdzi to w przekonaniu, że kupiliśmy złom.
DONNA COLLINS: Możecie się obejść
bez modernizacji – samoloty jeszcze pachną
nowością, a ich awionika jest znakomita.
Musicie jednak pamiętać, że z każdym upływającym rokiem będzie wam coraz trudniej
zaopatrywać się w starszej generacji części
zamienne do awioniki. Postęp technologiczny w elektronice jest tak szybki, że po pięciu
latach wciąż sprawne komputery stają się
w zasadzie zabytkami, a jeśli coś w nich się
zepsuje, niełatwo znaleźć zamiennik. Dlatego zachęcamy do regularnej wymiany
osprzętu elektronicznego.
POLSKA ZBROJNA: Jakie nowe elementy będziemy mogli zamontować w F-16 za
pięć lat? Wasi inżynierowie na pewno mają
takie pomysły. Wiecie, czego będą potrzebowali piloci w drugiej połowie tej dekady?
DONNA COLLINS: Koncentrujemy się na
ulepszaniu „bitów” i „krzemu” – oprogramowania i elektroniki pokładowej. W „metalu” nie chcemy wiele zmieniać. Teraz jest
zapotrzebowanie na broń o zwiększonym
zasięgu, która może być użyta spoza zasięgu
rażenia arsenału przeciwnika. W przypadku
F-16 cennym orężem w przyszłości będą
bomby o małej średnicy, SDB, zapewniające
podwyższoną precyzję rażenia, a więc ograniczające uboczne skutki ataku. Inwestujemy w systemy ochrony przed zakłóceniami
sygnałów nawigacji GPS i lepsze stacje radiolokacyjne – one mogłyby się znaleźć na
pokładzie polskich F-16. Spodziewam się
ponadto, że w kokpitach będą montowane
większe niż obecne monitory LCD, oferujące lepszą percepcję zobrazowania sytuacji
taktycznej. Konkretna oferta modernizacji
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
55
S T R A T E G I A
F-16 uzależniona jest jednak od otrzymania
zgody eksportowej rządu Stanów Zjednoczonych. Takie mamy przepisy handlowe.
POLSKA ZBROJNA: Czy ulepszenia F-16
mogą być dokonywane hurtem, przez kilka państw razem, co obniży koszty? Pomysł nie do pogardzenia zwłaszcza przez
te kraje, które mają wiele innych pilnych
wydatków.
DONNA COLLINS: Na tym polega korzyść bycia członkiem klubu
użytkowników F-16. Zabiegamy o to, by samoloty używane
przez klientów miały jak najwięcej podobnych komponentów – wówczas mogą oni dzielić się kosztami projektowania,
rozwijania i badania nowinek
sprzętowych. Korzystniej jest,
gdy te badania i rozwój finansuje 20 państw, niż gdy rachunki opłaca tylko jedno.
Kluczowym graczem pozostaje rząd Stanów Zjednoczonych, bo amerykańskie siły
powietrzne są największym użytkownikiem
F-16 i siłą rzeczy to my kreujemy kierunki
modernizacji.
dów, by pomóc i pokazać technikom użytkownika, jak unowocześnić dwa pierwsze samoloty. Później prace mogą być kontynuowane bez naszego udziału.
POLSKA ZBROJNA: Czy żeby uprościć
logistykę, nasze Siły Powietrzne powinny
ulepszać wszystkie posiadane maszyny
w jednym cyklu modernizacji?
DONNA COLLINS: Nie warto modernizować jedynie kilku. Na pewno będziecie
chcieli utrzymywać
wszystkie 48 maszyn na
tym samym poziomie zaawansowania technicznego. Inni użytkownicy
F-16 tak postępują. To
upraszcza logistykę.
Koncentrujemy
się na ulepszaniu
„bitów”
i „krzemu” –
oprogramowania
i elektroniki
pokładowej
POLSKA ZBROJNA: Jak długo Departament Obrony USA jest skłonny utrzymywać F-16 w służbie operacyjnej?
DONNA COLLINS: Teraz jest mowa o latach 2020–2025, później zastąpić miałyby je
F-35. Terminarz może się nieco zmienić, ale
jako producenci szacujemy, że F-16 polatają
jeszcze w amerykańskich barwach 10–15 lat.
Inni będą eksploatować je dużej. Lockheed
Martin zamierza wspierać ich w tym do ostatniego wylotu – oferując modernizacje, serwis
naprawczy, części zapasowe.
POLSKA ZBROJNA: Jeśli zechcemy modernizować nasze myśliwce, czy będziemy
mogli to zrobić w kraju?
DONNA COLLINS: Będzie to uzależnione
od stopnia technicznego skomplikowania wybranej przez was modernizacji. Są użytkownicy, którzy wymianę okablowania, komputerów i oprogramowania wykonują u siebie,
w kraju. Ale jeśli trzeba zrobić coś bardziej
skomplikowanego, wymagającego projektowania, prac badawczo-rozwojowych i testów,
to trzeba wykonać je już w Stanach Zjednoczonych, w naszej firmie, za zgodą naszego
rządu. Gdy projekt takiej modernizacji jest
gotowy, możemy przekazać stosowną dokumentację i komponenty lub oprogramowanie
użytkownikowi bądź wskazanym przez niego
podwykonawcom, aby unowocześnili samoloty własnymi siłami. Z reguły jest tak, że
ekipa techników Lockheeda Martina przybywa wtedy do wybranych jednostek lub zakła-
56
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
POLSKA ZBROJNA:
Czy producent interesuje się stanem sprzedanych polskim Siłom Powietrznym myśliwców?
Wiecie, kiedy będą musiały przylecieć do zakładów w Stanach Zjednoczonych na remont, przegląd bądź obsługę?
DONNA COLLINS: To zawsze zależy od
tego, jak intensywnie samoloty są eksploatowane i jak fachowo utrzymywane. Nie widzę
powodu, dla którego Polska musiałaby wysyłać Jastrzębie do Stanów Zjednoczonych na
naprawy bądź obsługi. Wasi technicy wykonują stosowne przeglądy. Gdy samoloty uzyskają nalot po 4 tysiące godzin na egzemplarz
– co wszak nie nastąpi tak szybko – i okaże
się, że należy wykonać remont skrzydeł, będziemy mogli ich nauczyć, jak to zrobić.
Uzgadniamy właśnie z Wojskowymi Zakładami Lotniczymi numer 2 w Bydgoszczy zakres prac, które w ramach offsetu będą przy
F-16 wykonywane w Polsce. Katalog tych
prac, związany z transferem technologii
o charakterze militarnym, muszą zaaprobować rządy USA i Polski.
POLSKA ZBROJNA: Jaka usługa ma szanse być pierwszą wykonywaną w Polsce?
DONNA COLLINS: Malowanie płatowca.
Jeśli polskie lotnictwo wojskowe nabierze
więcej doświadczenia w użytkowaniu F-16,
a przemysł uzyska zdolności techniczne do
wykonywania innych prac, to nie sądzę, by
nie można było rozszerzyć katalogu prac
wykonywanych u was, waszymi siłami.
Wysyłanie F-16 za ocean na remonty jest
rzadko praktykowane przez użytkowników,
a my staramy się pomóc im osiągnąć samowystarczalność w tej kwestii.
POLSKA ZBROJNA: Prowadzicie już jakieś negocjacje z naszym resortem obrony
w sprawie modernizacji F-16?
DONNA COLLINS: Za wcześnie na negocjacje. Na razie są to rozmowy prezentacyjne – pokazujemy urzędnikom i dowódcom, jakie nowinki techniczne są dostępne
już dziś i informujemy, jakie będą w najbliższej przyszłości. Zabiegamy o to, by
Polska wiedziała, jak ewoluuje technicznie
rodzina samolotów F-16. Ja nie jestem handlowcem, lecz dyrektorem programu F-16
dla kilku państw i odpowiadam nie za
sprzedaż, lecz za pomoc sojusznikom
w utrzymaniu ich eskadr myśliwskich
w gotowości operacyjnej.
POLSKA ZBROJNA: Nasze siły zbrojne
zamierzają kupić samoloty szkolno-bojowe,
bardzo nowocześnie wyposażone. Może się
okazać, że w pewnych aspektach będą nowocześniejsze od kupionych przez nas F-16,
co jest o tyle prawdopodobne, że w momencie dostawy będą technicznie o siedem lat
młodsze. Co Pani na to?
DONNA COLLINS: To byłoby zaskakujące, choć niektóre technologie rozwijają się
w tempie błyskawicznym. Oceniam, że
F-16 w zastosowaniach bojowych zawsze
będą lepsze niż samoloty szkolno-bojowe,
na przykład dlatego, że ciągle, w cyklu
trzyletnim, projektujemy dla nich pakiety
modernizacyjne. Ale jeśli nie będziecie
chcieli unowocześniać Jastrzębi, to może
się okazać, że nowo kupione maszyny LIFT
pod pewnymi względami będą od nich lepsze. Na pewno zaś będą one miały lepsze
parametry szkoleniowe.
POLSKA ZBROJNA: Wspieracie ofertę
jednego z wytwórców, który będzie się ubiegał o kontrakt na dostawy LIFT. Czy uważacie, że pozostali oferenci samolotów szkolno-bojowych nie mają maszyn odpowiadających polskim potrzebom?
DONNA COLLINS: Jesteśmy tylko kooperantem Korea Aerospace Industries, producenta T-50. Nie zajmuję się tą częścią działalności
naszej korporacji, ale uważam, że wszystkie
oferowane wam samoloty są nowoczesne. To
komisja przetargowa wskaże, które najlepiej
odpowiadają potrzebom lotnictwa bojowego
waszych Sił Powietrznych.

W I Z Y T Ó W K A
DONNA
K. COLLINS
W
korporacji Lockheed Martin jest dyrektorem programu F-16 dla Grecji,
Polski, Włoch i Chile. Zajmuje się kreowaniem relacji z użytkownikami myśliwców oraz organizacją pomocy w zakupach i wsparcia technicznego.

FOT. ANTON HARISOV
ŁOTWA
Incydent nad Bałtykiem
D
wa rosyjskie bombowce Su-24 lecące nad Bałtykiem nie zareagowały na sygnał wzywający do identyfikacji, co spowodowało start dwóch myśliwców NATO. Zdarzenie miało miejsce co prawda na neutralnych wodach, ale w ich pobliżu znajdowały się dwa łotewskie miasta ‒ Lipawa
i Windawa. Ministerstwo obrony Łotwy było oczywiście mocno zaniepokojone tym wydarzeniem. Można podejrzewać, że testowano w ten sposób
gotowość NATO – od 1 września w ramach misji Air Policing przestrzeni powietrznej nad państwami bałtyckimi strzegą samoloty z amerykańskimi
załogami. (MP)

Wciąż przecieka
Rzecznik WikiLeaks zapowiedziała, że w sieci pojawi się
wkrótce kolejnych 15 tysięcy tajnych dokumentów.
USA/WIELKA BRYTANIA tortur. Sami także zabijali cywiWojsko USA ignorowało stosowa- lów na punktach kontrolnych
nie tortur przez władze irackie. i podczas operacji. Żołnierze koZaniżano liczbę ofiar, a na punk- alicji kłamali również, twierdząc,
tach kontrolnych zabijano kobiety że nie ma oficjalnych danych do‒ takie rewelacje przynosi ponad tyczących zabitych w Iraku.
391 tysięcy tajnych dokumentów Z materiałów wynika, że takie
ujawnionych przez portal
statystyki prowadzono,
WikiLeaks. Najwczea liczba ta, za lata 2004
2004‒
Raporty
śniejsze z nich pocho––2009, wynosi 109 tyWikiLeaks
dzą z 2004 roku,
sięcy. Tylko niecałe
donoszą o biciu
najświeższe – z koń24 tysiące osób zaklawięźniów oraz
oblewaniu ich
ca 2009 roku.
syf ikowano
jako
kwasem.
Można dowiedzieć
„wróg”, 15 tysięcy stasię z nich, że Irakijczycy
nowili członkowie irackich
potrafili 95 zatrzymanych
sił bezpieczeństwa, a 3771 to
umieścić w jednym małym poko- zabici żołnierze USA. Reszta,
ju, gdzie siedzieli z przepaskami 66 tysięcy osób, to cywile.
na oczach. Byli przypalani papie„To jest prawda o wojnie w Irarosami i bici. Dwunastu z nich ku”, mówił podczas konferencji
zmarło w wyniku chorób. Żołnie- prasowej Julian Assange, założyrze amerykańscy i brytyjscy, choć ciel WikiLeaks. Na konferencji
wiedzieli o tym, nie powstrzymali w Londynie prawnik Phil Shiner
powiedział z kolei, że przedstawione w raportach niektóre zabójstwa z udziałem brytyjskich
żołnierzy mogą być podstawą
wszczęcia postępowania przed
tamtejszymi sądami.
Wicepremier Wielkiej Brytanii
Nick Clegg powiedział w wywiadzie dla BBC, że te oskarżenia są
bardzo poważne, ale „powinny
zostać zbadane”. Wezwał też władze amerykańskie do odpowiedzi
na te zarzuty. Pentagon jednak,
tak jak ostatnim razem, przypomniał, że publikacja takich materiałów naraża życie żołnierzy oraz
współpracujących z nimi Irakijczyków. Podobne oświadczenie
wydał też w czerwcu, kiedy to po
raz pierwszy WikiLeaks opublikowało 92 tysiące tajnych dokumentów z Afganistanu. Rzecznik
portalu Kristinn Hrafnsson zapowiedziała zresztą, że na tym się
nie skończy i wkrótce w sieci pojawi się kolejnych 15 tysięcy tajnych dokumentów dotyczących
afgańskiej operacji. (MPIE)

Jest następca
Już w 2012 roku
Chińczycy będą mieli
nowego przywódcę.
ChRL. Xi Jinping – tak brzmi
nazwisko przyszłego przywódcy
Chin. Podczas zjazdu partii został
on wiceszefem Centralnej Komisji Wojskowej Komunistycznej
Partii Chin, która de facto stanowi
centrum chińskiej władzy. Jest
więc niemal pewne, że zastąpi
z czasem dotychczasowego lidera
Hu Jintao. Przewiduje się, że może to nastąpić już pod koniec 2012
roku. Taka droga w przypadku
Hu Jintao trwała bowiem niecałe
trzy lata. O nowym przywódcy
niewiele wiadomo, poza tym, że
ma 57 lat i nie naraził się żadnej
z frakcji partii komunistycznej.
Nie jest jednak człowiekiem znikąd – jego ojciec też należał do
partii i był jednym z pionierów
wolnorynkowych reform. (PMI) 
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
57
NIEMCY
M
am nadzieję, że na szczycie
w Lizbonie przywódcy państw
NATO zadecydują o budowie zdolności sojuszu pozwalających chronić mieszkańców i terytorium Europy przed atakiem rakietowym oraz
że ta decyzja będzie związana
z ofertą współpracy dla Rosji”, po-
Groźnie
w Groznym
ROSJA. Dziewięć osób zginęło,
a kilkanaście zostało rannych
w wyniku ataku terrorystów na parlament w Groznym w Czeczenii.
Jeden z bandytów wysadził się
w powietrze. Między trzema pozostałymi a ochroną parlamentu doszło do strzelaniny. Zginęli terroryści oraz czterech milicjantów i szef
administracji parlamentu. Komentatorzy podkreślają, że atak przeprowadzono już po tym, jak Rosjanie ogłosili sukces operacji antyterrorystycznej w Czeczenii i uznali ją
za bezpieczne miejsce. Bojownicy
coraz częściej przedostają się jednak do niej z sąsiednich republik
– Inguszetii i Dagestanu. (MP) 
58
wiedział Anders Fogh Rasmussen
w Berlinie. Jego zdaniem, ponad
30 państw może pozyskać rakiety
przenoszące głowice nuklearne,
więc „nie możemy zamykać oczu
na ten problem”.
Zarówno szef NATO, jak i kanclerz
Niemiec Angela Merkel nie mówili
FOT. NATO
Tarcza z Rosją
jednak o pełnym członkostwie
Rosji w NATO, ale o „strategicznym
partnerstwie”. Mimo wszystko sam
pomysł budzi zastrzeżenia. Minister Bogdan Klich po polsko-brytyjskich konsultacjach w Londynie powiedział, że zgadzamy się na współpracę z Rosją dotyczącą obrony
Cięcia na wyspach
Strategiczny przegląd sił zbrojnych przewiduje
największe cięcia na obronność od czasów zimnej wojny.
WIELKA BRYTANIA. Został
on upubliczniony 19 października przez premiera Davida
Camerona. Wydatki spadną
o 8 procent przez kolejne cztery lata. Jak podaje portal Defensenews.
com, zakłada się, że Wielka Brytania nie będzie w przyszłości utrzymywać poza granicami więcej niż
30 tysięcy żołnierzy (dwie trzecie
liczby wojskowych wysłanych do
Iraku w 2003 roku). Muszą się jednak znaleźć pieniądze na nowe programy wieloletnie, w tym sztandarowy program cyberbezpieczeństwa, lepszą logistykę i medyczne
wsparcie sił specjalnych.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Ze służby wycofanych zostanie
pięć prawie nowych samolotów
rozpoznawczych Sentinel R1, po
tym, jak wrócą z Iraku. Skasowany
będzie też program samolotu Nimrod MRA4, zaczęty jeszcze w 1996
roku. Zamiast 22 dodatkowych
śmigłowców Chinook zostanie zamówionych dwanaście. Modernizowane będą za to śmigłowce Puma. Królewskie Siły Lotnicze zwolnią 5 tysięcy osób i zamkną część
baz. Flota myśliwców wielozada-
przeciwrakietowej, ale „na obecnym etapie nie ma powodu, by integrować Rosję z nowo powstającym systemem natowskim”. Swoje
uwagi dodała również Turcja, której
nie podoba się publiczne mówienie
o tym, że system skierowany jest
przeciwko Iranowi. (PM)

niowych będzie się opierać na
EuroTyphoonach i F-35.
Cięcia objęły także marynarkę.
Ona również zwolni 5 tysięcy osób.
Lotniskowiec „Ark Royal” zostanie
wycofany z eksploatacji. Wkrótce
ten sam los spotka HMS „Ocean”
i HMS „Illustrious”. Do 2028 roku
opóźni się dostawa nowych okrętów podwodnych. W ciągu dziesięciu lat 3 miliardy funtów zostanie
także zaoszczędzone na okrętach
typu Trident.
Armia planuje także sprzedać
zbędne wyposażenie, co powinno
przynieść 500 milionów funtów
wpływów.

Impas trwa
Tel Awiw-Jafa chce dalszych
rozmów z Palestyńczykami.
IZRAEL. Premier Izraela
Beniamin Netanjahu ostrzegł Palestyńczyków, by jednostronnie
nie proklamowali niepodległości
swojego państwa. Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud
Abbas zadeklarował, że wróciłby
do dwustronnych negocjacji, ale
nie po tym, jak Izrael nie przedłużył memorandum zakazującego
osadnictwa na spornych terenach.
Palestyńczycy myślą bowiem
o zwróceniu się do Rady Bezpieczeństwa ONZ z wnioskiem
o zgodę na powstanie państwa palestyńskiego. Abbas zapewnia
równocześnie, że Palestyńczycy są
gotowi zrezygnować z historycznych roszczeń wobec Izraela, jeśli
powstanie ich własne państwo.
Tel Awiw-Jafa nawet na to nie
chce się jednak zgodzić i sugeruje
powrót do rokowań. (MP)

FOT. US DOD
Chavez
się cieszy
KOLUMBIA. Prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos zrezygnował z zatwierdzenia układu
pozwalającego wojskom USA
korzystać z kolumbijskich baz
wojskowych ‒ podaje Polska
Agencja Prasowa. Układ ten był
podpisany przez jego poprzednika w warunkach ostrego konfliktu z sąsiadem ‒ rządzoną przez
Hugo Chaveza Wenezuelą. Nowy prezydent doprowadził jednak do przywrócenia stosunków
dyplomatycznych między obu
krajami. Chavez skomplementował zaś jego decyzję o odrzuceniu obecności Amerykanów.
„Większość społeczeństw regionu przyjmie to z ulgą. Górę wziął
rozsądek i poczucie odpowiedzialności”, powiedział w niedawnym wywiadzie. (MAP)

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
59
Protokół dyplomatyczny
Protokół
dyplomatyczny
ANDRZEJ JONAS
Społeczne rozgoryczenie to woda
na młyn demagogii, populizmu i ekstremizmu.
Francja elegancja
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
P
60
odczas starań Polski o przyjęcie do Unii Europejskiej istotne
znaczenie miał również głos
zachodniej opinii publicznej,
bynajmniej nienastawionej do
pomysłu entuzjastycznie, przede wszystkim ze względu na koszty. Gdy mówiłem
kilkakrotnie moim tamtejszym rozmówcom, że te koszty rzeczywiście będą i stanowią one równowartość filiżanki kawy
dziennie na jednego obywatela starej Unii,
otwierali szeroko oczy (zyski dla Unii to
już zupełnie inna sprawa).
Przypominam sobie te rozmowy, gdy
słyszę o francuskich protestach
przeciw podniesieniu minimalnego wieku emerytalnego dla mężczyzn z 60 na 62 lata. Ma to być
pierwsze w historii Francji podniesienie tego progu, dotąd był
tylko obniżany. I wszyscy
Francuzi protestują. Protest
jest tak powszechny, że czekam, kiedy przyłączą się do
niego podopieczni żłobków,
przecież i oni mają przed
sobą perspektywę emerytury. Uczniowie i studenci
w demonstracjach protestacyjnych już biorą udział.
Rosjanie mawiają „s żyru biesitsa”, co w wolnym
przekładzie mogłoby
brzmieć „wariują z przejedzenia”, ale może to nadmierna złośliwość. Ostatecznie każde pogorszenie jest pogorszeniem,
bez względu na to, na
jakim poziomie zamożności do niego dochodzi, a konieczność pracy o dwa lata dłużej
może być przykra.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
I właśnie tu dochodzimy do sedna
sprawy. Nie idzie o sztukę rezygnacji, zrozumienie dobra
wspólnoty, rozsądek
czy obywatelską dyscyplinę. Nie idzie też
o zaufanie do rządzących bądź jego
brak. To wszystko
są kwestie niewydumane i ważne. Ale
najważniejsze jest życie ponad stan.
Europejczycy w latach prosperity
nabrali socjalnego rozpędu. Nie ma
w tym nic dziwnego, że chce się żyć
bezpieczniej i lepiej. Chodzi o edukację, ochronę zdrowia, opiekę nad
dzieckiem, zabezpieczenie na starość
lub w przypadku choroby. Proszę
wskazać mi tego, komu te dobra są
obojętne i kto nie sięgnie po nie, jeśli
jest taka możliwość. Obserwujemy
nie raz takie roszczenia, nawet twardo
wyrażane; także tam, gdzie takich
możliwości nie ma, na przykład
w Polsce, nie dziwią więc w państwach naprawdę zamożnych.
Pytanie tylko, co zrobić, gdy okazuje się, że sytuacja gospodarcza nie
pozwala na korzystanie z takich dóbr
tanio bądź bezpłatnie. To jedno z najważniejszych pytań naszej dostatniej
cywilizacji. I odpowiedź na nie rodzić
będzie wielorakie skutki.
A zatem czy mamy wspinać się po
tej drabinie jak najwyżej, a w razie
konieczności schodzić o kilka szczebli? Czy lepiej będzie wspinać się
z umiarem, zostawiając jakąś rezerwę, by nie przeżywać goryczy cofania
się? Czy też, jak pokazują Francuzi
i Grecy, nie cofać się ani o szczebel
za cenę wielkich napięć, a może i czegoś gorszego?
Potężne społeczne rozgoryczenie to
woda na młyn demagogii, populizmu
i ekstremizmu. To ona napędza antyromską politykę Paryża, wejście
szwedzkiej partii antyimigranckiej do
parlamentu czy niedawną przygnębiającą wypowiedź pani kanclerz Merkel
o nieudanym eksperymencie tworzenia w Niemczech społeczeństwa wielokulturowego. Podobne zjawiska widać w wielu krajach naszej wspaniałej
Europy. Którą pójdziemy drogą? 
Redaktor działu
ANDRZEJ FĄFARA
FRANCISZEK
PUCHAŁA
OTK, czyli naród
do broni
Powstały w latach sześćdziesiątych w PRL system obrony
terytorialnej kraju nie miał odpowiednika w żadnym
z państw tworzących Układ Warszawski.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
61
L U D O W E W O J S K O
P O L S K I E
OTK, czyli naród do broni
W
1946 roku na ustny rozkaz
marszałka Michała Roli-Żymierskiego zespół oficerów pod kierownictwem zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP generała
brygady Stefana Mossora opracował „Wstępne rozważania strategiczne nad geopolitycznym
położeniem Polski”. Generał Mossor przewidywał, że „Polska, stojąc jako straż przednia naprzeciw ewentualnego bloku zachodniego, może być
zmuszona stawić pierwszy
opór znacznej przewadze
przeciwnika i stanowić
podstawę wyjściową dla
ewentualnej ofensywnej akcji prewencyjnej przeciwko
blokowi”. Stąd też zaproponowano formowanie
frontu polskiego w składzie: dwie armie ogólnowojskowe, armia obrony Wybrzeża, cztery dywizje przeciwlotnicze obrony kraju, sześć brygad zaporowych mobilizowanych na bazie
Wojsk Ochrony Pogranicza oraz dwie dywizje
i sześć brygad zapasowych jako odwód naczelnego dowództwa WP.
Dokumenty opracowane przez komisję posłużyły do stworzenia programu rozwoju wojska
i przemysłu zbrojeniowego, którego realizacja
miała kosztować około 300 milionów dolarów
w ciągu siedmiu lat. W zmieniającej się sytuacji
politycznej projekt ten uznano jednak w 1948
roku za nierealny. Była to porażka marszałka
Roli-Żymierskiego, który 3 marca ów program
zaakceptował, a 6 listopada 1948 roku przedstawiał na posiedzeniu Biura Politycznego KC PPR.
W uchwale Biura Politycznego zapisano:
„Polityka oszczędnościowa państwa spowodowała czterokrotne redukcje, które zmniejszyły stan liczebny wojska
z 430 tysięcy w maju do
153 tysięcy w listopadzie 1948 roku. Ograniczenia budżetowe nie pozwalały na pożądaną
wymianę sprzętu w drodze poważniejszych zakupów za granicą ani na dotacje umożliwiające
odbudowę i rozbudowę przemysłu zbrojeniowego i na szerzej pomyślaną organizację badań
w dziedzinie techniki wojennej. Biuro Politycz-
Po śmierci Stalina
i zakończeniu
wojny koreańskiej
budżet MON został
radykalnie
zmniejszony
62
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
ne, wychodząc z założenia, że Wojsko Polskie
będzie walczyć we wspólnym froncie sił demokratycznych i antyimperialistycznych, nie stawia
samodzielnych zadań dla Wojska Polskiego”.
W tym samym czasie generał Mossor został
przeniesiony na stanowisko dowódcy Okręgu
Wojskowego w Krakowie, a jeszcze w kwietniu
1947 roku był brany pod uwagę jako kandydat
na stanowisko szefa SGWP. Biuro Polityczne
KC PPR uznało jednak, że ta kandydatura jest
nieodpowiednia, gdyż „szef naszego Sztabu
musi korzystać z zaufania Związku Radzieckiego, a Mossor nie może tego zdobyć (…) ze
względu na przeszłość”. W nowej sytuacji przygotowaniem projektu planu rozwoju wojska kierował następca Mossora, generał brygady Józef
Kuropieska. Obu generałów spotkał później
podobny los − więźniów politycznych.
SZEŚCIOLETNI PLAN ROZWOJU
Projekt przekonsultowano oczywiście w radzieckim sztabie generalnym, a następnie poprawiono − dostosowano go do możliwości zakupu sprzętu i uzbrojenia. Został przyjęty jako
sześcioletni plan rozwoju wojska na lata
1950−1955. Przy jego opracowaniu kierowano
się jednak generalnymi założeniami planu pier-
Sdziełano w...
W latach 1947−1956 podejmowano liczne działania
zmierzające do rozwoju polskiej zbrojeniówki.
1
grudnia 1947 roku generał
Stefan Mossor na posiedzeniu
mieszanej komisji ministrów obrony
narodowej oraz przemysłu i handlu referował: „Problem dozbrojenia wojska
po konferencji z ministrem Mincem
stał się przyczyną stworzenia mieszanej komisji dla spraw dozbrojenia.
Prowizoryczne obliczenia wykazały, że
koszt potrzebnego sprzętu będzie wynosił co najmniej 300 milionów dolarów. Ponieważ suma taka mogłaby
podciąć gospodarcze możliwości
rozwoju państwa, projektuje się
wyprodukowanie znacznej części
(co najmniej 60 procent) potrzebnego sprzętu w kraju”.
Opracowany w końcu 1949 roku
przez Biuro Wojskowe Państwowej
Komisji Planowania Gospodarczego
(PKPG) sześcioletni plan rozwoju
przemysłu zbrojeniowego został
uwzględniony w sześcioletnim planie
rozwoju gospodarczego na lata
1950−1955,
1955, zatwierdzonym przez
Sejm PRL 21 lipca 1950 roku. Z różnych przyczyn nie wszystkie zamierzenia udało się zrealizować.
Głównym źródłem zaspokajania potrzeb wojska, zwłaszcza w latach
wotnego. Rozszerzono natomiast zakres przedsięwzięć dotyczących Wojsk Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju (WOPLOK), zwiększenia możliwości bojowych jednostek piechoty
i wojsk pancernych, rozwoju lotnictwa oraz rozbudowy szkolnictwa wojskowego.
W Wojskach Lądowych zamierzano sformować między innymi dwa korpusy pancerne,
a część dywizji piechoty przekształcić w dywizje terytorialne, przystosowane do szkolenia
rezerw osobowych w czasie pokoju. Przewidziano dwukrotne zwiększenie jednostek artylerii naziemnej i sześciokrotne artylerii przeciwlotniczej. W Wojskach Lotniczych miała
powstać struktura dywizyjna z jednoczesnym
zwiększeniem etatów pokojowych o ponad
100 procent. W Marynarce Wojennej planowano skupić się na rozbudowie baz morskich
i sformowaniu trzech dywizjonów lotniczych.
W WOPLOK głównym elementem miały być
dywizje lotnictwa myśliwskiego i pułki artylerii przeciwlotniczej.
W ciągu pięciu lat (1950−1955) wartość produkcji krajowego przemysłu zbrojeniowego
miała osiągnąć 245 miliardów złotych (z 1949
roku), a importu – około 32,5 miliarda złotych.
Gwałtowne zaostrzenie sytuacji międzynarodo-
1951−1952, był więc import. Dostawy z ZSRR odegrały wtedy – szczególnie w kwestii modernizacji technicznej wojsk pancernych i zmechanizowanych oraz lotniczych – decydującą
rolę. W formowaniu jednostek artylerii
naziemnej
i przeciwlotniczej większość uzbrojenia dostarczył przemysł krajowy. Zaczął on także całkowicie zaspokajać
zapotrzebowanie Wojska Polskiego
na uzbrojenie strzeleckie, niektóre rodzaje amunicji i inne produkty.

wej spowodowało, że około 50 procent planowanych zamierzeń organizacyjnych postanowiono
zrealizować już w latach 1949−1950. Nastąpił
w tym czasie dynamiczny wzrost liczebny armii, w tym wojsk pancernych, artylerii, czołgów
i lotnictwa, które już w 1954 roku w 60 procentach było wyposażone w samoloty odrzutowe.
Powstały wspomniane WOPLOK, brygady
obrony Wybrzeża (później niestety rozformowane) i dywizja powietrznodesantowa. Zwiększono stan osobowy Marynarki Wojennej.
Uległy zmianie proporcje między rodzajami
sił zbrojnych. Udział Wojsk Lotniczych zbliżył
się do 30 procent (3,8 procent w 1939 roku),
a Wojsk Lądowych zmniejszył się do około
63 procent (88,6 procent w 1949 roku). Mimo
licznych trudności modernizacją w latach
1950−1954 objęto wszystkie rodzaje wojsk
i służb − doprowadzono siły zbrojne do średniego poziomu europejskiego. Wyrażało się to
zwłaszcza w zmotoryzowaniu części dywizji
piechoty oraz utworzeniu dywizji zmechanizowanych i jednostek pancernych.
POD NADZOREM BIERUTA
W warunkach zaostrzonej sytuacji międzynarodowej w latach 1951−1952 Stany Zjedno-
czone odebrały Polsce klauzulę najwyższego
uprzywilejowania. Dokonano więc wielu istotnych zmian w planie sześcioletnim, wyrażających się zwiększeniem wydatków na wojsko,
a zmniejszeniem nakładów na przemysł lekki,
konsumpcyjny oraz obsługujący rolnictwo.
Na podstawie rekomendacji przywiezionych
z Moskwy przez marszałka Konstantego
Rokossowskiego w połowie 1951 roku drastycznie ograniczono program rozwoju gospodarczego i ogromne nakłady skierowano na
przemysł zbrojeniowy, budowę strategicznych
dróg i kolei, lotnisk oraz wojskowych systemów
łączności. Ocenia się, że część tych inwestycji
przyniosła również pożytek w określonych
dziedzinach gospodarki. Kwestiom związanym z rozwojem sił zbrojnych nadano
w latach 1951
1951−1953 niezwykle wysoką
rangę. Realizację niektórych zadań osobiście nadzorował Bolesław Bierut.
Tymczasem w 1953 roku umarł
Józef Stalin i nastąpiło zakończenie wojny koreańskiej. Pojawiające się symptomy odprężenia międzynarodowego spowodowały, że zrewidowano wiele planów
dotyczących wojska. 7 marca 1955 roku
Biuro Polityczne KC PZPR uznało za celowe
dążenie do zmniejszenia budżetu MON
o 300 milionów złotych i upoważniło marszałka
Rokossowskiego do powtórnego zbadania możliwości przesunięć w poszczególnych jego pozycjach i przedstawienia wniosków w tej sprawie.
Zmiany w ZSRR, spotkanie szefów rządów
wielkich mocarstw w lipcu 1955 roku i przeobrażenia zachodzące w Polsce po przełomie
październikowym w 1956 roku umożliwiły rozpoczęcie przez Sztab Generalny nowych prac
nad koncepcją systemu obronnego kraju. W coraz szerszym zakresie starano się w nich
uwzględnić interes narodowy Polski. W 1959
roku na łamach „Myśli Wojskowej” rozpoczęto
dyskusję na temat konieczności przeciwstawienia się wszelkim formom zbrojnego działania
przeciwnika na obszarze całego kraju oraz zapewnienia warunków do funkcjonowania państwa w czasie wojny. Był to pierwszy publiczny
sygnał o rodzącej się koncepcji obrony terytorium kraju (OTK).
Z oficjalną inicjatywą utworzenia OTK wystąpiło kierownictwo MON. Jej gorącym zwolennikiem był minister obrony generał Marian
Spychalski. Zyskała szansę na rychłą realizację
przy okazji omawiania projektu powołania Komitetu Obrony Kraju (KOK) oraz Terenowej
Obrony Przeciwlotniczej (TOPL). Na posiedzeniu tak zwanego Centralnego Zespołu Partyjnego MON z udziałem I sekretarza KC PZPR
Władysława Gomułki minister obrony narodowej wysunął propozycję dotyczącą utworzenia
naczelnego organu państwa do spraw obronnych. 18 lutego 1959 roku Rada Ministrów podjęła uchwałę numer 66 o ponownym powołaniu
do życia Komitetu Obrony Kraju − motywował
to koniecznością „zapewnienia sprawnego kie-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
63
L U D O W E W O J S K O
P O L S K I E
rowania działalnością organizacyjną państwa
w zakresie obronności kraju”.
W grudniu 1959 roku na podstawie ówczesnej oceny zagrożenia bezpieczeństwa Polski
KOK przyjął uchwałę w sprawie organizacji
systemu obrony terytorium kraju (OTK). Załączony do niej ogólny zarys organizacji tego systemu uznano za podstawę do opracowania planu
obrony na wypadek konfliktu zbrojnego.
Pierwsze miarodajne informacje o istnieniu
tej części systemu obronnego zostały przedstawione publicznie przez generała dywizji
Bolesława Chochę pod koniec 1963 roku. Pisał
on, że na system OTK składają się dwa elementy: pierwszy – powszechne obronne przygotowanie społeczeństwa i drugi – przygotowanie
odpowiednich sił i środków. Obronne przygotowanie społeczeństwa miało polegać na zapoznaniu się ze skutkami działania środków rażenia i sposobami ochrony przed nimi. Siły i środki OTK natomiast dzielono na siły
regularne, to znaczy wojska OTK, czyli pułki i bataliony przeznaczone do
likwidacji skutków działania broni masowego rażenia, ochrony ważnych
obiektów i zwalczania desantów, oraz jednostki zmilitaryzowane mające
charakter odwodów i oddziały samoobrony.
W systemie tym zostało wyznaczone także
miejsce dla społecznych organizacji paramilitarnych, które miały koncentrować wysiłki na tworzeniu oddziałów samoobrony i propagowaniu
obronności w społeczeństwie.
Ten nowy element w systemie obronnym państwa, o charakterze czysto narodowym, nie miał
wówczas odpowiednika w żadnym z pozostałych państw Układu Warszawskiego. Organizacja systemu miała charakter dwuwarstwowy:
militarny i cywilny. W warstwie militarnej znalazła się część sił zbrojnych niewchodząca
w skład frontu (początkowo siedemnaście brygad i trzy pułki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przeformowane w 1968 roku na
Wojska Obrony Wewnętrznej, oraz akademie
wojskowe i szkoły oficerskie, część sił WOP,
a także niewielkie jednostki podległe etatowym
komendantom garnizonów).
Utworzono nowy rodzaj wojsk – jednostki
obrony terytorialnej (pułki i samodzielne bataliony, z czasem nawet brygady OT, a także wyspecjalizowane jednostki przeprawowo-mostowe, drogowe i kolejowe).
Powołano terenowe (wojewódzkie, powiatowe i miejskie) sztaby wojskowe.
Wspomagały one działalność komitetów obrony powołanych na tych poziomach. W systemie OTK
znalazły się początkowo
WOPLOK przekształcone
w 1962 roku w samodzielny rodzaj sił zbrojnych pod
nazwą Wojska Obrony Powietrznej Kraju
(WOPK). W warstwie cywilnej, zwanej też
układem pozamilitarnym, znalazły się nieomal
wszystkie struktury organizacyjne państwa, poczynając od władz naczelnych po gminne
i „obronnie zorganizowane społeczeństwo”.
Prace koncepcyjne Sztabu Generalnego
związane z powołaniem OTK trwały około
pięciu lat (1959−1964). Ostatecznie w OTK
wyodrębniono część wojskową i cywilną.
W tej drugiej ważną rolę przypisano Terenowej Obronie Przeciwlotniczej (TOPL), której
cele, program działania i zadania pasowały do
funkcji, które przewidywano dla OTK. Występowało w niej bowiem wiele służb specjalistycznych, jak na przykład: łączności, medyczno-sanitarna, ratownictwa technicznego, radiologiczna, ratownictwa technicznego, odkażania i dezaktywacji, energetyczna, przeciwpożarowa, weterynaryjna, na których bazie
można było utworzyć formacje obrony przed
skutkami broni masowego rażenia.
W kwietniu 1964 roku Rada Ministrów PRL
wyłączyła TOPL z podległości MSW i podporządkowała ją ministrowi obrony narodowej.
W połowie września tego samego roku decyzją ministra obrony komendant główny TOPL
został podporządkowany wraz z podległą komendą bezpośrednio szefowi Sztabu Generalnego. Komendy wojewódzkie TOPL weszły
w skład wojewódzkich sztabów wojskowych,
a komendy powiatowe i miejskie TOPL stały
się zawiązkami powiatowych i miejskich sztabów wojskowych.
W 1964 roku
Spychalski obwieścił
istnienie
kompleksowego
systemu obrony
terytorium kraju
PODEJRZLIWOŚĆ ZSRR
Autonomiczne czynności związane z przygotowaniem struktury państwa i sił zbrojnych do
działań w okresie wojny, zwłaszcza podejmowane przez Sztab Generalny w dziedzinie OTK,
budziły wyraźną niechęć, a nawet podejrzliwość
kierownictwa ZSRR i Dowództwa Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego
(DZSZUW). Jednak już pod koniec lutego
1964 roku na specjalnej naradzie prezes Rady
Ministrów zapoznał przewodniczących wojewódzkich rad narodowych z koncepcją OTK.
W czerwcu tego samego roku marszałek
Spychalski publicznie obwieścił: „Został zorganizowany, rozwija się i podnosi swoją gotowość
jednolity, kompleksowy system obrony terytorium kraju, sięgający od szczebla centralnego,
poprzez wojewódzki, do najniższych terenowych ogniw, tak w układzie kierowania-dowodzenia, jak i przygotowania niezbędnych sił
i środków, w tym jednostek obrony terytorialnej
i oddziałów samoobrony. W rozwój tego powszechnego systemu wnoszą skoordynowany
wkład wszystkie organizacje społeczne związane charakterem swojej działalności z obronnością kraju, jak LOK, TOPL i inne”.
64
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
W NA
STĘP
NYM
NUM
Bez r
ERZE
akiet
:
n
Wojs
i
e
ma a
k
mode o Polskie
r
m
ii
na rnizowa cały cza
zak
ło.
ss
rozwią up nowe Gdy nie b ię
yło śr
zania go sprz
od
ę
racjo
naliza tu, stosow ków
cyjne
ano
.
Zaraz po tym
szef Sztabu Generalnego WP ustalił zakres zadań i strukturę TOPL w MON. Komendę Główną TOPL
oddano pod bezpośredni nadzór zastępcy szefa
SGWP. W ten sposób TOPL została zintegrowana z systemem obronnym kraju, wnosząc do
OTK swój potencjał w postaci sił i środków, wypełniający pozamilitarną część tego systemu. Jej
cele i zadania zostały w OTK utrzymane, a nawet rozszerzone. Wyeksponowano zwłaszcza
zadania TOPL mające na celu przygotowanie
społeczeństwa do obrony przed skutkami broni
masowego rażenia.
TOPL ulegała dalszym przekształceniom
i w grudniu 1965 roku główny inspektor OT
wydał zarządzenie o powołaniu Powszechnej
Samoobrony (PS) i utworzeniu jej inspektoratu.
Po ośmiu latach funkcjonowania oddziałów PS
została powołana Obrona Cywilna (OC).
Pod koniec lat siedemdziesiątych podejście
do OTK uległo istotnym przewartościowaniom.
Odchodzono stopniowo od jej strukturalnego
pojmowania, zanikało pojęcie „system OTK”,
eksponowano zaś funkcje rzeczowe OTK jako
kompleks zadań obronnych realizowanych przez
określone struktury państwa. Sprowadzał się on
do następujących działów obronności państwa:
militarnego, politycznego, gospodarczego, bezpieczeństwa wewnętrznego i Obrony Cywilnej.
Podłożem przewartościowań był nie tyle zanik niektórych struktur OTK z lat sześćdziesiątych, ile założenie, że państwo za pośrednictwem swoich organów realizuje nie tylko ciążące na nim funkcje okresu pokojowego, lecz także dodatkowe, narzucane przez bieg wydarzeń
w okresie zagrożenia i wojny. Uznano, że OTK
jest połączeniem kilku rodzajów działań ukierunkowanych pod względem zadaniowo-funkcjonalnym, których wspólnym celem jest obrona
kraju. Pod względem rzeczowym również Obrona Cywilna należała do OTK.

W I Z Y T Ó W K A
Generał dywizji
FRANCISZEK
PUCHAŁA
U
kończył OSArt w Toruniu, Akademię
SGWP oraz Akademię SG Sił Zbrojnych
ZSRR. W Wojsku Polskim służył 42 lata,
z czego ponad 20 lat w Sztabie Generalnym
WP jako szef Zarządu Operacyjnego, a następnie zastępca do spraw operacyjnych
oraz pierwszy zastępca szefa SGWP.

ŁUKASZ RESZCZYŃSKI
Upadek Adrianopola
Twierdza w Adrianopolu pozostawała najsilniejszym
punktem obrony imperium osmańskiego. Jej zdobycie
otworzyło Bułgarom drogę do Konstantynopola.
T
o miasto (obecnie Edirne,
znajdujące się w granicach
Turcji) odegrało dość ważną rolę w tragicznej historii
wielkich imperiów. Porażka z Wizygotami w tym miejscu w znaczny sposób przyczyniła się do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Nauczeni tym doświadczeniem Ottomanowie stworzyli z tej twierdzy żelazną bramę strzegącą dostępu do stolicy imperium –
Konstantynopola. Dzięki rozciągnięciu swoich wpływów na państwa bałkańskie Porta przez długi okres nie
musiała się martwić o jedną z najpotężniejszych strażnic swoich europejskich włości. Układ polityczny w Europie na początku XX wieku zmienił
tę sytuację diametralnie.
DYPLOMATYCZNY
KONTRATAK
Do gry weszła Rosja, która zaczęła
obawiać się rosnącej potęgi Austro-Węgier, a także szukała szansy na poprawienie swojego wizerunku nadszarp-
i wyraźnie wymknęły się spod kontroli ówczesnym mocarstwom europejskim. 8 października
niewielka Czarnogóra wypowiedziała wojnę imperium osmańskiemu, a za jej przykładem podążyli pozostali bałkańscy sojusznicy. Tak rozpoczęła się I wojna bałkańska.
WSPARCIE BALONOWE
Tajny protokół marcowej umowy z 1912 roku
pomiędzy Serbią a Bułgarią przewidywał, że
kraje te wystawią do walki z Turkami 150-tyniętego przegraną wojną z Japonią. Gdy
sięczną (Serbia) oraz 200-tysięczną (Bułgaria)
Wiedeń, nie bacząc na międzynarodoarmię. Te dwa państwa przyjęły na siebie najwe konsekwencje, zaanektował Bośnię
większy ciężar wypierania Imperium Osmańi Hercegowinę, Moskwa przystąpiła do
skiego z Europy.
dyplomatycznego kontrataku. Bez truW tym czasie Porta borykała się z wieloma
du znalazła sprzymierzeńców wśród
problemami wewnętrznymi i zewnętrznymi.
państw bałkańskich, które przez wieki
Włączenie się do wojny greckiej flotylli skuteczżyły w habsbursko-osmańskim ucisku.
nie sparaliżowało możliwości logistyczne tureDodatkowo aneksja Bośni i Hercegowi- 26 marca
ckiej armii, szybki zaś przerzut wojsk z innych
ny rozwścieczyła Serbię, która miała 1913 roku
części imperium na Bałkany nie służył ich jakoMehmet Sükür
nadzieję na przyłączenie tych ziem; Pasza poddał
ści bojowej. Problem stanowiła również młoda
traktowała je jako pierwotnie własne.
Adrianopol. Dzień i niedoświadczona kadra oficerska, co było wiDziałania Rosji, które w założeniu później na czele doczne zwłaszcza podczas starć artyleryjskich.
miały osłabić cesarstwo Habsburgów, zwycięskiej
Działania wojenne w Tracji, gdzie operowały
parady do
przyniosły jednak zupełnie inny skutek. miasta wjechał
głównie wojska bułgarskie, przebiegały gładko
Inspirowane przez nią bałkańskie soju- bułgarski car
i po myśli bałkańskich sojuszników. Po dotarciu
sze (Serbii z Bułgarią, Grecji z Bułgarią Ferdynand I.
Bułgarów do rzeki Ardas stało się jasne, że ostatoraz Czarnogóry z Serbią i Bułgarią)
nią szansą Porty na powstrzymanie zwycięskiego
podpisane na początku 1912 roku, mamarszu wroga stanie się twierdza w Adrianopolu.
jące charakter stricte militarny, zostały
W tamtym czasie uchodziła ona za najlepiej uforwykorzystane w zupełnie nieprzewityfikowaną w całym imperium, jej podstawowym
dzianym przez Rosjan celu – przeciwko
zadaniem było zaś związanie możliwie jak najimperium osmańskiemu. Szczególnie
większych sił wroga, a tym samym obrona przedsilne antytureckie nastroje były wyczupola stolicy.
walne w Sofii oraz Belgradzie. WypadGarnizon twierdzy został wzmocniony już
ki potoczyły się niemal błyskawicznie
w pierwszych dniach wojny bałkańskiej. Ogółem
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
65
W O J N Y
B A Ł K A Ń S K I E
Turecka piechota pod Tumanowem
do obrony Adrianopola przeznaczono około
60 tysięcy żołnierzy, w tym ponad tysiąc oficerów (tworzyli oni dywizje piechoty, pułk strzelców, brygadę kawalerii, brygadę kawalerii lekkiej; wyposażeni byli w około 250 dział różnego
kalibru). Obrona twierdzy składała się z kilku linii sięgających promieniem nawet do ośmiu kilometrów. Wokół rozlokowano kilkanaście fortów, które poza oddziałami piechoty wyposażone były w karabiny maszynowe, działa i haubice.
Obroną twierdzy dowodził
Mehmet Sükür Pasza.
W sytuacji gdy Turcy zgromadzili tak znaczne siły
w Adrianopolu, Bułgarzy
zmuszeni zostali do całkowitego wyizolowania tamtejszych oddziałów, gdyż
stanowiły one zbyt duże
zagrożenie dla tyłów armii
bułgarskich podążających
dalej na południe.
Siły bułgarskie dowodzone przez generała
Nikołę Iwanowa (liczebnością zbliżone do załogi tureckiego garnizonu) przekroczyły rzekę Ardas 27 października i w ciągu kilku dni utworzyły niemal pełny pierścień wokół twierdzy. Już
dwa dni później bułgarska artyleria rozpoczęła
regularny ostrzał, dławiąc tym samym wszelkie
tureckie próby uzyskania choćby wąskiego korytarza zapewniającego zaopatrzenie. Artyleria
odegrała zresztą decydującą rolę w oblężeniu
Adrianopola (początkowo były to trzy bataliony
120 milimetrowych haubic), Bułgarzy wspierali
zaś jej skuteczność dzięki balonom, z których
obserwatorzy podawali dokładne współrzędne
jednostek wroga.
wokół Adrianopola były niewielkie. Sytuacja
odmieniła się pod koniec października, kiedy
zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami w rejon
przybyła prawie pięćdziesięciotysięczna armia
serbska dowodzona przez generała Stepana
Stepanovicia. Dodatkowym wzmocnieniem
okazały się przybyłe wraz z Serbami potężne
haubice o kalibrach 120 milimetrów i 150 milimetrów. Niezwykle skuteczny ostrzał artyleryjski stwarzał idealne warunki dla bułgarskiej
i wspierającej ją serbskiej
piechoty. Bułgarscy piechurzy zdobyli zresztą podczas
tej wojny bojową sławę dzięki brawurowym atakom na
bagnety i charakterystycznym okrzykom bojowym.
Zbliżająca się zima ostudziła zapał zarówno atakujących, jak i obrońców. Na początku grudnia obie strony
podpisały zawieszenie broni,
które zaczęło obowiązywać
po kilku dniach. Przerwa
w walkach stała się okazją dla przeglądu sytuacji i stworzenia nowych planów wojennych
przez władze w Sofii. Bułgarzy, zwłaszcza dowódcy w Sztabie Generalnym, nie do końca byli przekonani o potrzebie całkowitego zdobycia
Adrianopola. Zajęcie twierdzy stwarzało co
prawda otwartą drogę do Konstantynopola, jednak to wyzwanie znacznie przewyższało militarne, a co ważniejsze – polityczne możliwości
Bułgarii. Obawy te podzieliły bułgarskich wojskowych, ale dzięki skutecznemu lobbingowi
generała Iwanowa zapadła decyzja o zajęciu
twierdzy.
Tymczasem sytuacja po drugiej stronie barykady nie wyglądała dobrze. Turcy niemal z miejsca przystąpili do odbudowy zniszczonych
umocnień twierdzy, jednak coraz bardziej zaczęła dawać się im we znaki trudna sytuacja zaopa-
Zajęcie twierdzy
znacznie
przewyższało
militarne,
a co ważniejsze
– polityczne
możliwości Bułgarii
BUŁGARSKIE BAGNETY
W sumie jednak postępy wojsk bułgarskich
w pokonywaniu kolejnych linii tureckiej obrony
66
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
trzeniowa. Dodatkowo w imperium osmańskim
nastąpiły dość poważne zawirowania polityczne
związane z przejęciem władzy przez młodoturków, co wpływało na obniżanie poziomu morale
załogi Adrianopola.
Na początku lutego, gdy minął termin zawieszenia broni, sojusznicze siły bułgarsko-serbskie
przystąpiły do zmasowanej ofensywy. Dodatkowo Belgrad przysłał w rejon kolejne 17 baterii
artylerii, co wydatnie wzmocniło siłę ognia
sprzymierzonych. Ostateczna ofensywa na adrianopolską twierdzę rozpoczęła się 24 marca 1913
roku. Zaskoczone oddziały tureckie systematycznie uginały się pod zmasowanym ogniem artylerii i piechoty. Ataki organizowane były głównie
nocą, co okazało się znacznym utrudnieniem dla
obrońców.
W kilka dni wojska bałkańskie zdobyły główne forty wokół twierdzy (Bađlarönü, Cevizlik,
Ayvasbaba i Taş Ocak), co praktycznie przesądziło o jej przyszłym losie. W beznadziejnym
położeniu oraz wobec braku informacji o ewentualnej odsieczy dla walczącej załogi Adrianopola Mehmed Sükür Pasza 26 marca 1913 roku
poddał twierdzę. Dzień później na czele zwycięskiej parady do miasta wjechał bułgarski car
Ferdynand I. Według informacji badaczy,
w trakcie oblężenia Turcy stracili około 13 tysięcy żołnierzy, pozostała zaś część dostała się do
bułgarskiej niewoli. Znacznie dotkliwsze w tym
względzie były straty bułgarskie, które wyniosły
ponad 18 tysięcy żołnierzy.
POCZĄTEK
KOŃCA IMPERIUM
Upadek twierdzy adrianopolskiej był punktem
zwrotnym I wojny bałkańskiej, stał się także początkiem końca osmańskiej obecności na kontynencie europejskim. Zaniepokojone rosnącą siłą
Bułgarii mocarstwa europejskie zainterweniowały dość szybko – zmuszając bałkańską koalicję
do podjęcia rozmów pokojowych. Osłabienie imperium osmańskiego nie leżało w ówczesnym
interesie Rosji, która nastawiała się głównie na
rywalizację z Austro-Węgrami.
W maju 1913 roku podpisany został traktat
londyński, który kończył zmagania państw bałkańskich z wielowiekowym okupantem. Bułgarska obecność w Adrianopolu nie trwała jednak zbyt długo. Wobec napięć z dotychczasowymi sojusznikami, wynikających z walki
o dominację w regionie oraz sporów terytorialnych (dotyczących głównie Macedonii), jeszcze
w tym samym roku wybuchł drugi konflikt bałkański. Tym razem poprzednią rolę Porty przejęła Bułgaria i walczyła ze sprzymierzonymi
Serbami, Grekami, Rumunami, Czarnogórcami
oraz Turkami. Kończący konflikt traktat bukareszteński przywrócił Porcie twierdzę w Adrianopolu. Nie odzyskała już ona jednak swojej
świetności, podobnie jak całe Imperium
Osmańskie. Oblężenie tureckiej twierdzy stało
się swoistym preludium dla przyszłych działań
na frontach I wojny światowej.

TADEUSZ WRÓBEL
Ostatnia klęska aliantów
Flaga ze swastyką powiewała nad częścią
greckich wysp do końca wojny.
P
o zawarciu zawieszenia broni z nowym włoskim rządem marszałka
Pietra Badoglia Brytyjczycy
i Grecy podjęli próbę przejęcia
kontroli nad częścią wysp Morza
Egejskiego. We wrześniu 1943 roku wysłali
oddziały na leżący w pobliżu tureckiego wybrzeża archipelag Dodekanez. Od 1912 roku
był on włoską kolonią.
Już 8 września 1943 roku alianci bez walki
przejęli wysepkę Kastelorizo. Następnego dnia
brytyjska misja z dowódcą jednostki Special Boat Service majorem George’em Jellicoem przybyła na Rodos, największą wyspę archipelagu,
by nawiązać kontakt z miejscowymi włoskimi
dowódcami, w tym gubernatorem Dodekanezu
admirałem Inigiem Campionim. Włosi mieli
tam około 40 tysięcy żołnierzy. Kolejne ponad
15 tysięcy stacjonowało na innych wyspach.
Na Rodos skoncentrowana była większość
jednostek 50 Dywizji Piechoty Regina – pułk
artylerii oraz 9 (bez jednego batalionu) i 309
pułki piechoty – którymi dowodził generał dywizji Michele Scaroina.
Całością włoskich sił lądowych dowodził
generał korpusu Arnaldo Forgiero. Poza dywizją były jeszcze trzy zgrupowania artylerii
z działami kalibrów 105, 149 i 210 milimetrów, a także jedno zgrupowanie przeciwlotnicze. Do tego dochodziło osiem baterii nadbrzeżnych marynarki wojennej, mających po
cztery–pięć dział kalibrów 120- i 152-milimetrowe lub rzadziej armaty 76-milimetrowe. Na
Rodos stacjonowały niszczyciel „Crispi”, eskadra ścigaczy torpedowych i III Flotylla Jednostek Szturmowych (Mezzi d’Assalto). Włosi
posiadali również barki desantowe i starą
kanonierkę. Na wyspie bazowało 40
myśliwców, 12 bombowców, 5 samolotów
transportowych i kilka wodnosamolotów.
Od lutego 1943 roku stacjonowali tam też
Niemcy. W marcu utworzyli Brygadę
Szturmową Rodos (Sturmbrigade Rhodos),
którą w maju przekształcili w dywizję w sile 6–8 tysięcy żołnierzy pod dowództwem
generała porucznika Ulricha Kleemanna.
W źródłach istnieją pewne rozbieżności co do
składu Dywizji Szturmowej Rodos (Sturm-Division Rhodos). We wrześniu 1943 roku gros
jej sił stanowiły cztery bataliony grenadierów
pancernych i batalion pancerny wyposażony
w czołgi i działa samobieżne oraz jednostka
rozpoznawcza (Panzer-Aufklärungs-Abteilung
999) z motycyklami i kilkudziesięcioma
pojazdami opancerzonymi.
Była też kompania saperów, cztery baterie artylerii z działami 105 i 150 milimetrów oraz pięć
baterii przeciwlotniczych z armatami 88-milimetrowymi. Włoskie publikacje podają, że w skład
dywizji wchodził trzystuosobowy pododdział
Greków w niemieckich mundurach.
Niemcy nie zamierzali przyglądać się bezczynnie, jak alianci tworzą na wyspie przyczó-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
67
I I W O J N A
Ś W I A T O W A
Historia według MacLeana
K
ampania dodekanezka 1943 roku
i działania podczas niej sił specjalnych
zainspirowały szkockiego pisarza Alistaira
MacLeana, który w 1957 roku opublikował
powieść „Działa Navarony”. Na jej podstawie
powstał film, który należy do klasyki kina wojennego. Część scen nakręcono na Rodos. 
Żołnierze z Dywizji
Specjalnej
Branderburg
NIemiecki okręt UJ2104
Generał major Otto Wagener
Samoloty Ju-88 nad Leros
łek, z którego mogą podjąć próbę lądowania
na Bałkanach. Siły Grupy Armii E, którą dowodził generał Alexander Löhr, szybko rozpoczęły kontrakcję.
BITWA O RODOS
Ich pierwszym celem, już 9 września, stała
się właśnie ta część Rodos, którą zajmowali
alianci. Włosi skapitulowali 11 września. Decyzja dowództwa była zaskoczeniem dla wielu
żołnierzy, gdyż częściowo udało się im powstrzymać nacierających Niemców. Wpływ
na szybkie złamanie włoskiego oporu miała
przewaga wroga jeśli chodzi o lotnictwo i broń
pancerną. Niemcy mieli 17 czołgów Panzer IV.
Poza tym Wehrmacht posiadał 15 dział samobieżnych i około 150 innych pojazdów
opancerzonych. Nie bez znaczenia było też
opanowanie przez nich sztabu 50 DP, co sparaliżowało włoski system dowodzenia. Co
prawda na wyspie znajdowała się wspomniana
brytyjska grupa łącznikowa, ale alianci nie
mogli udzielić Rodos szybkiego i skutecznego
wsparcia. W walkach zginęło 447 Włochów.
Po stronie niemieckiej było 66 zabitych i jeden
zaginiony.
Znamienne jest, że w dniu upadku Rodos
Adolf Hitler wydał rozkaz rozstrzeliwania
68
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
włoskich oficerów, którzy zwrócą broń przeciwko Niemcom. Mimo że masowe represje nie
dotknęły jeńców z tej wyspy, Włosi podają, że
90 spośród nich rozstrzelano. Tysiące ze schwytanych żołnierzy zginęły, gdy przewożono ich
drogą morską na kontynent. 23 września 1943
roku brytyjskie niszczyciele zatopiły statek
„Gaetano Donizetti”, z 1835 włoskimi jeńcami
na pokładzie. Jeszcze tragiczniejsze było
zatonięcie 12 lutego 1944 roku koło Przylądka
Sunion norweskiego parowca „Oria” z 4046
Włochami. Uratowano tylko 21 z nich.
Niezrażeni upadkiem Rodos Brytyjczycy
14 września 1943 roku rozpoczęli przerzut
drogą lotniczą żołnierzy na Kos. Dzień wcześniej kilkadziesiąt amerykańskich bombowców
zbombardowało rodyjskie lotniska, utrudniając Niemcom przeciwdziałanie akcji aliantów.
Na Kos przerzucono z Syrii 1 Batalion Pułku
Durham Light Infantry. Zrzucono też kompanię spadochroniarzy z 11 Batalionu Pułku
Spadochronowego. W składzie zgrupowania
znaleźli się też żołnierze Królewskich Sił Powietrznych z dziewięcioma działkami prze-
Force 292
Z myślą o operacji w rejonie Morza Egejskiego Dowództwo
Bliskowschodnie wydzieliło do działań 234 Brygadę Piechoty.
J
ednostka ta powstała
1 kwietnia 1943 roku
w wyniku przeformowania
4 BP stacjonującej na Malcie. Po przeniesieniu na Bliski Wschód weszła w skład
indyjskiej 10 Dywizji Pancernej. Dowodził nią generał major Francis G. R. Brittorous.
W momencie rozpoczęcia
kampanii na wyspach greckich miała sześć batalionów
piechoty. Force 292 podporządkowano dodatkowo
11 batalion spadochronowy
i pododdziały z Pułku RAF.
Znaczący element zgrupowania stanowiły siły specjalne.
Składały się one z 12 zespołów (160 żołnierzy) z SBS.
Druga jednostka, Long Range Desert Group, reprezentowana była przez dwa szwadrony liczące w sumie 130
ludzi. Byli też komandosi
z 30 Comando Royal Navy
(jednostka wywiadowcza)
oraz grecki Święty Zastęp.
W sumie Force 292 liczyło ponad pięć tysięcy żołnierzy. 
Desanty, których nie było
Amerykanie uważali, że dla Brytyjczyków
liczą się tylko własne korzyści polityczne.
hftghfgjfgj
Kontradmirał
Luigi Mascherpa
Podpułkownik
John Richard
Easonsmith
Grecki niszczyciel „Vasilissa Olga”
ciwlotniczymi HS.404 kalibru 20 milimetrów
oraz jednostki specjalnej SBS. Siły brytyjskie
przerzucone na Kos szacowane były na około
1,6 tysiąca ludzi.
Włoski garnizon dowodzony przez pułkownika Felice’a Leggia liczył od 3,5 do 4 tysięcy
żołnierzy i opierał się na 10 Pułku Piechoty
z 50 Dywizji Regina. Na lotnisku w Anitimachii bazowały cztery samoloty myśliwskie
z 396 Eskadry z Rodos. Jednym z nich był
przestarzały dwupłatowiec Fiat C.R.42, ale
niewiele większą wartość miały słabo uzbrojony (w dwa karabiny maszynowe kalibru 12,7
milimetra) Fiat G.50 Freccia oraz nowsze
Macchi M.C.202 Folgore.
DESANT
BRANDENBURCZYKÓW
Brytyjczycy wylądowali na Astipalei, Kos,
Kalymnos, Leros i Simi. Za to Niemcy opanowali do 19 września, nie napotykając oporu,
Karpathos, Kasos, a także Cyklady i Sporady.
Kontrolowane przez siły brytyjsko-włoskie
wyspy były atakowane przez Luftwaffe, która
po wzmocnieniu dysponowała na początku
października, zależnie od źródeł, 362–396 samolotami. Tymczasem alianckie lotnictwo liczące na początku kampanii 260 maszyn top-
N
a początku 1943 premier
Winston Churchill polecił
brytyjskim dowódcom przygotować dużą operację desantową pod kryptonimem „Accolade”. Jej celem miały być Rodos
i Karpathos. Brytyjscy sztabowcy uznali, że dotarcie na włoskie wyspy będzie łatwiejsze
niż na obsadzoną przez Niemców Kretę. W desancie miały
wziąć udział trzy dywizje piechoty i brygada pancerna oraz
jednostki wsparcia.
Największym problemem był
10 Korpus Lotniczy Luftwaffe,
który miał bazy w pobliżu rejonu operacji. Tymczasem
najbliższe alianckie lotniska
znajdowały się na Cyprze.
Ostatecznie zdecydowano się
na lądowanie na Sycylii, gdzie
łatwiej było zapewnić desantowanym wojskom wsparcie lotnictwa bazującego w Afryce
Północnej i Malcie. Nie bez
znaczenia był też sceptycyzm,
czy wręcz niechęć Amerykanów do działań w rejonie Mo-
niało z każdym dniem. Jednocześnie
Wehrmacht przygotowywał się do operacji desantowych.
Trzy tygodnie po opanowaniu Rodos niemieckie oddziały rozpoczęły nad ranem 3 października 1943 roku lądowanie na Kos. Większość sił inwazyjnych stanowili żołnierze
22 Dywizji Piechoty z Krety. W składzie zgrupowania były też dwie kompanie z dywizji specjalnej „Brandenburg”. Operacją dowodził generał porucznik Friedrich-Wilhelm Müller
nazywany Rzeźnikiem z Krety. Za popełnione
zbrodnie wojenne został skazany na śmierć
i rozstrzelany przez Greków w 1947 roku.
Pierwsze 1,2 tysiąca Niemców wylądowało
na północnym wybrzeżu Kos w Marmari
i Tingahi, a także w rejonie Zatoki Camare na
południowym zachodzie. Niebawem w rejonie
Antimachii zrzucono desant spadochronowy
brandenburczyków. Przed końcem dnia pod
kontrolą Niemców znalazło się centrum wyspy, a oddziały brytyjsko-włoskie wycofały się
w rejon miasta Kos. Ich zorganizowany opór
zakończył się wczesnym rankiem 4 października. Dwa dni później, zgodnie z wydanym
przez Hitlera rozkazem, Niemcy rozstrzelali
wziętych do niewoli 103 włoskich oficerów,
w tym pułkownika Leggia. Część żołnierzy
rza Egejskiego. Uważali oni, że
Brytyjczycy promują je ze względu na własne powojenne korzyści polityczne. Wysuwali też argument, że należy skoncentrować się na Półwyspie Apenińskim, by wyeliminować z wojny
Włochy. Jankesi ostrzegli Brytyjczyków, że jeśli zdecydują się na
jakąś akcję na wschodzie Morza
Śródziemnego, to nie mają co liczyć na ich wsparcie.
Niemniej jednak Churchill nie
chciał zrezygnować z uderzenia na Bałkany. W sierpniu
1943 roku polecił przygotować
mniejszą operację desantową.
W jej ramach indyjska 8 Dywizja Piechoty miała wylądować
na Rodos. W październiku
1943 roku zaniechano jednak
tego planu. Nie bez wpływu
była szybka kontrakcja Niemców, którzy opanowali większość greckich wysp, a także
to, że Amerykanie znowu odmówili pomocy. Brytyjczycy
zwrócili do nich o myśliwce

dalekiego zasięgu.
brytyjskich uciekła na inne wyspy, skąd później komandosom SBS udało się ewakuować
105 osób. Tu niezwykle ważne okazało się ciche przyzwolenie Turcji na korzystanie przez
aliantów z jej terytorium i wód.
16 września 1943 roku oddziały brytyjskie
wylądowały na Leros. To właśnie tam skoncentrowano większość sił Force 292. Były to
trzy bataliony piechoty plus kompania 2 Batalionu Pułku Queen’s Own Royal West Kent
w ramach 234 Brygady Piechoty, którą od 5 listopada dowodził brygadier Robert Tilney.
Na wyspie znaleźli się też żołnierze sił specjalnych. Siły brytyjskie na Leros oceniane były
na mniej więcej trzy tysiące ludzi.
Kontradmirał Luigi Mascherpa miał pod
swą komendą ponad osiem tysięcy Włochów,
głównie marynarzy. W jego zgrupowaniu był
między innymi jeden batalion piechoty i dwie
kompanie karabinów maszynowych. Włosi
posiadali wodnosamoloty, niszczyciel, kilka
ścigaczy torpedowych oraz kilkanaście jednostek pomocniczych. W ufortyfikowanych stanowiskach rozmieszczone było ponad sto dział
różnego kalibru.
Niemcy planowali rozprawić się z Leros tuż
po zajęciu Kos. Początek operacji „Leopard”
wyznaczono na 9 października. Plany te po-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
69
I I W O J N A
Ś W I A T O W A
Święty Zastęp
Nazwa tej jednostki nawiązywała do elitarnego oddziału
tebańskich hoplitów z IV wieku przed naszą erą.
P
oczątek greckiej jednostce specjalnej Ieros Lochos
(Święty Zastęp) dała utworzona w sierpniu 1942 roku
w Palestynie Kompania Nieśmiertelnych, która u zarania
była kompanią karabinów maszynowych mającą wejść
w skład formowanej 2 Brygady Greckiej. 15 września tegoż roku nowy dowódca, pułkownik Christodous Tsigantes, zmienił jednak nazwę jednostki i jej charakter. Początkowo Święty Zastęp był kompanią, ale z czasem został
rozbudowany do batalionu,
a potem pułku. Komandosi
greccy walczyli w ostatnich
miesiącach kampanii północnoafrykańskiej w Tunezji.
W momencie jej zakończenia
zastęp liczył 314 ludzi. W październiku 1943 roku na spa-
dochronach i statkami greccy
żołnierze dotarli do Samos.
Operowali stamtąd do czasu
nadejścia rozkazu ewakuacji.
Święty Zastęp ponowił działania w rejonie Morza Egejskiego
i Dodekanezu już na początku
1944 roku. Jednocześnie rozrósł się do tysiąca żołnierzy.
Po powrocie do ojczyzny
w październiku 1944
krzyżowało jednak zniszczenie 7 października przez flotę brytyjską niemieckiego konwoju. Utrata setek żołnierzy i wielu barek desantowych wymusiła przesunięcie terminu lądowania na Leros.
POGROM KOMANDOSÓW
W nocy 23 października 1943 roku
żołnierze Long Range Desert Group
przeprowadzili rajd na wyspę Levitha,
w którym ponieśli duże straty. Zginęło lub trafiło do niewoli 41 z 50 jego
uczestników. Oznaczało to, że w ciągu kilku godzin LRDG straciła niemal jedną trzecią swych sił na greckich wyspach. Zarazem były to największe straty tej jednostki podczas
całej wojny. Prawdopodobnie była to
konsekwencja tego, że komandosi
działali w czasie rajdu wbrew mottu
swej jednostki – Nie siłą, lecz sprytem (Non vi, sed arte).
Reszta LRDG stacjonowała na wyspie Leros, gdzie wraz z SBS pełniła
rolę sił szybkiego reagowania, które
miały zwalczać niemieckie desanty
spadochronowe w trakcie oczekiwanej inwazji. Brytyjczycy spodziewali
się ataku, bo wiedzieli, że z Kos i Kalymnos wypłynęły niemieckie konwoje. Wskazywały na to także wzmożone od 26 października naloty.
70
roku przyszło im walczyć z komunistyczną partyzantką
o kontrolę nad Atenami. Niebawem jednak komandosi
wznowili działania nękające
niemieckie garnizony na wyspach, które trwały do maja
1945 roku. Pułkownik
Tsigantes miał satysfakcję, że
wraz z Brytyjczykami w imieniu Grecji przyjął kapitulację
Niemców na Dodekanezie. Jego obecność miała znaczenie
polityczne. Stanowiła potwierdzenie greckich roszczeń do tych wysp.

16 listopada o godzinie 18.30 siły brytyjskowłoskie otrzymały rozkaz zaprzestania walki.
Brytyjczycy, Grecy i Włosi stracili 419 ludzi.
Niemców zajęcie Leros kosztowało 520 zabitych. Część alianckich żołnierzy, w tym jeden
ze współtwórców LDRG pułkownik Guy
Lenox Prendergast i major George Jellicoe,
znalazła schronienie w Turcji. Około 8,5 tysiąca aliantów trafiło jednak do niewoli.
Schwytani przez Niemców na Leros admirałowie Mascherpa i Campioni zostali wydani marionetkowej Włoskiej Republice Socjalnej. 22 maja 1944 roku stanęli przez Trybunałem Specjalnym w Parmie, który skazał ich na
śmierć. Obu rozstrzelano dwa dni po wydaniu
wyroku.
LICZENIE STRAT
Po katastrofie na Leros Brytyjczycy ewakuowali pozostałe na wyspach greckich wojska.
Za koniec kampanii w rejonie Dodekanezu
uważany jest 22 listopada 1943 roku, gdy skapitulował pozostawiony sam sobie 2,5 tysięczny włoski garnizon na Samos, aczkolwiek wyspa ta nie należy do archipelagu. Wcześniej
Niemcy zajęli wyspy Fournoi, Ikaria i Patmos.
Ich rządy oznaczały eksterminację zamieszkujących tam Żydów Sefardyjskich. W lipcu
1944 roku aresztowano około 1,8 tysiąca
z nich i zesłano do obozów. Zaledwie 151
przetrwało tę gehennę.
Podczas kampanii dodekanezkiej BrytyjNiemcy załadowali wojska na pięć
czycy stracili około 4,8 tysiąca żołnierzy (zostatków pasażerskich i 13 barek destali zabici, ranni lub wzięci do niewoli). Na
santowych oraz dziewięć ścigaczy. Sidno poszło sześć niszczycieli, dwa okręty podły inwazyjne złożone z żołnierzy
wodne, dziesięć trałowców i barek. Dodatko22 DP podzielono na cztery grupy bowo uszkodzone zostały cztery krążowniki i tyjowe (Kampfgruppen).
le samo niszczycieli. Lotnictwo brytyjskie staInwazja na Leros nosząca kryptoło się uboższe o 115 samolotów. Straty ponienim „Operacja Tajfun”, którą dowośli też Grecy: 26 października Junkersy zatodził wspomniany wcześniej generał
piły ich niszczyciel „Vasilissa Olga”. Zginęło
Müller, rozpoczęła się 12 listopada.
około 1,5 tysiąca Włochów, a ponad 44 tysiące
Poza desantami morskimi na wyspę
dostało się do niewoli. Szacuje się, że aż 13,5
zrzucono batalion spadochroniarzy. Przegrana
tysiąca włoskich jeńców z Dodekanezu zginęW operacji wykorzystano też koman- kampania
ło podczas przewożenia do obozów. Znacznie
dosów z dywizji „Brandenburg”. Są dodekanezka
mniejsze, ale też znaczące były straty Niemopinie, że dowódca 234 BP popełnił oznaczała
ostateczny
błąd, decydując się na obronę wy- koniec koncepcji ców. Mieli oni 4 tysiące zabitych, rannych
brzeża, zamiast, jak zakładały wcześ- Churchillowskiej i jeńców. Stracili też kilka okrętów, statki handlowe. Alianci zniszczyli 45‒100 samolotów
niejsze plany, walczyć w głębi wyspy. lądowania na
Luftwaffe.
Doprowadziło to do rozproszenia sił Bałkanach.
Mieszkańcy wysp
Dodekanez pozostał pod kontrolą niemieobrońców. Niewiele zmieniło prze- czekali zaś
cką do końca wojny. Od jesieni 1944 roku, po
rzucenie 14 i 15 listopada na Leros na wyzwolenie
wycofaniu się Niemców z Grecji, archipelag
z Samos trzech kompanii 2 Batalionu do końca
wojny.
stracił strategiczne znaczenie. Blokowany
Pułku Queens Own Royal West Kent.
przez aliantów stał się swoistym obozem jePo nieudanym kontrataku 15 listopada
nieckim, gdzie Niemcy pilnowali się sami.
następnego dnia dowództwo brytyjskie
Dowódca sił niemieckich na Dodekanezie gepostanowiło, że należy rozpocząć ewanerał major Otto Wagener podpisał kapitulakuację, ale było na to za późno.
cję na Simi 8 maja 1945 roku. Następnego
16 listopada niemieccy komandosi
dnia Grecy i batalion hinduski wylądowali na
wzięli do niewoli brygadiera
Rodos. A że Dodekanez był kolonią włoską,
Tilneya i jego sztab. W ręce wroga
znalazł się pod okupacją brytyjską. Archipewpadł też kontradmirał Mascherpa.
lag został przyłączony oficjalnie do Królestwa
W walce zginął dowódca LRDG podGrecji 7 marca 1948 roku.
pułkownik John Richard Easonsmith.

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Redaktor działu
ANNA DĄBROWSKA
JOANNA
ZAKRZEWSKA
MARIUSZ
KUBAREK
FOT. SYLWIA GUZOWSKA
Nasz święty
Graal
Mimo że miejsce to zmieniało swój wygląd
z powodów ideologicznych, cały czas stanowiło
fundament wiary w niepodległą Polskę.
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
71
P O W R Ó T
D O P R Z E S Z Ł O Ś C I
Nasz święty Graal
żne
ę brano ró
Pod uwag między innymi
je,
lokalizac stu
o
okolice m iego, Fort
sk
w
to
ia
n
o
P
Cytadeli.
czy stoki
Legionów wybrano
ie
Ostateczn i.
Pałac Sask
P
omysł oddania hołdu poległym
w walkach nieznanym żołnierzom
narodził się po I wojnie światowej
we Francji. Pierwszy grób nieznanego żołnierza powstał w Paryżu
w 1920 roku. W Polsce zabiegi o wybudowanie takiego pomnika-grobu podjęto rok później. W Warszawie powstał Komitet Uczczenia Poległych 1914−1921, który postanowił
zbudować pomnik-kapliczkę w katedrze
Świętego Jana. Polakom pomysł nie przypadł
jednak do gustu, ponieważ pragnęli bardziej
monumentalnego obelisku.
wał zbyt intensywnie. Do czasu, aż
2 grudnia 1924 roku pod pomnikiem
księcia
J ó z e fa
Poniatowskiego na
placu Saskim pojawiła się płyta z napisem
„Nieznanemu Żołnierzowi poległemu za ojczyznę”. Dopiero cztery lata później okazało
się, że jej ofiarodawcą było Zjednoczenie
Polskich Stowarzyszeń Rzeczypospolitej.
Zamontowanie tej „dziTAJEMNICZA PŁYTA
kiej” tablicy zmobilizowaW tym samym czasie sto- W protokole
ło komitet do działania.
warzyszenie Polski Żałobny
Pod uwagę brano różne loKrzyż oraz grupa oficerów dyplomatycznym
kalizacje, między innymi
zaproponowali wzniesienie znalazł się zapis
okolice mostu Poniatowpomnika na placu obok parku o obowiązku
skiego, Fort Legionów czy
Skaryszewskiego. Zgromastoki Cytadeli. Ostatecznie
dzono na ten cel blisko odwiedzenia grobu
zadecydowano, że Grób
118 milionów marek polskich przez delegacje
Nieznanego Żołnierza poze składek społecznych. Kam- zagraniczne składające wstanie w kolumnadzie
panię popierał dziennik „PolPałacu Saskiego, choć proska Zbrojna”, któremu udało wizyty w Polsce
testował magistrat. Twiersię zebrać 11 milionów poldził, że to miejsce jest arteskich marek od czytelników.
rią komunikacyjną i sąsiaduje z terenami ogroPod koniec 1923 roku powstał też Tymcza- du przeznaczonymi do zabawy i rozrywki.
sowy Komitet Organizacyjny Budowy PoProjekt płyty i napisu zlecono profesorowi
mnika Nieznanego Żołnierza, ale nie praco- Ludwikowi Gradowskiemu z Akademii
72
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Sztuk Pięknych. Pierwotnie napis miał brzmieć „Nieznanemu Żołnierzowi Polskiemu poległemu za Ojczyznę”,
ale trzy dni przed odsłonięciem grobu zmieniono go na: „Tu leży Żołnierz Polski poległy
za Ojczyznę”.
CHŁOPAK Z MACIEJÓWKĄ
Kolejnym problemem był wybór pobojowiska, z którego będą pochodziły zwłoki
bezimiennego żołnierza. W grę wchodziły
tylko pola bitew, gdzie poległo wielu żołnierzy. Wyeliminowano też tereny ówczesnego
wroga. W końcu zostało 15 pobojowisk,
między innymi Wólka Radzymińska, Lida,
Komarów czy Hrubieszów. Spośród nich
4 kwietnia 1925 roku najmłodszy na sali kawaler orderu Virtuti Militari ogniomistrz
Józef Buczkowski z 14 Pułku Artylerii Polowej wylosował Lwów.
Na cmentarzu Orląt ekshumowano trzy groby.
W jednym znaleziono zwłoki sierżanta,
w drugim kaprala, a w trzecim osobę bez stopni
W nowym świetle
P
odczas zakończonego właśnie
remontu Grobu Nieznanego Żołnierza wykonano nie tylko izolację filarów, uszczelniono dach, naprawiono tynki, przeprowadzono konserwację elementów kamiennych i metalowych. Zamontowano także po raz
pierwszy iluminacje. Do gzymsów
grobu przymocowano 68 lamp typu
LED, a w nawierzchni wokół pomnika zainstalowano dodatkowo 12 reflektorów. Prace prowadziła wybrana
w przetargu Pracownia Konserwacji
Zabytków „Mateusz”. (AD)

Kompania honorowa Kolejowego Przysposobienia
Obronnego przy Grobie Nieznanego Żołnierza, 1930 rok.
FOT. IKC
Grób Nieznanego Żołnierza przed wojną
Resztki kolumnady Pałacu Saskiego wysadzonej przez Niemców, 1945 rok
wojskowych, ale z maciejówką z orzełkiem. Jedną spośród zamkniętych trumien wybrała Jadwiga Zarugiewiczowa, matka żołnierza pochowanego
w nieznanym miejscu. Po otwarciu okazało się, że wybór padł na ochotnika
z maciejówką.
Pierwsza warta przy trumnie stanęła już 29 października 1925 roku,
Ostatnie prace przed odsłonięciem grobu w 1925 roku
zaraz po jej przeniesieniu do kaplicy
na cmentarzu Orląt. Wystawili ją żołnierze 40 Pułku Piechoty. Kiedy
trumnę złożono na karabinach maszynowych w salonie recepcyjnym
Dworca Głównego we Lwowie, żołnierzom towarzyszyli też kolejarze
z pochodniami. W Warszawie natomiast, 2 listopada, gdy odsłonięto
Trzy strzały
W
Sporna jest liczba salw armatnich, które zostały wystrzelone
podczas złożenia do grobu nieznanego żołnierza.
edług przewodników
1 Dywizjon Artylerii
Konnej oddał wtedy 24 salwy armatnie. W Polsce
przedwojennej panował jednak zwyczaj oddawania 21
salw podczas najważniejszych wydarzeń państwowych, a 24 wystrzały także
oddano po raz pierwszy
3 maja 1945 roku w Warszawie z okazji zdobycia Berlina.
Wszyscy autorzy powołują
się jednak na „Polskę Zbrojną” z 3 listopada 1925 roku.
Major Władysław Dunin-
-Wąsowicz pisał w niej:
„Strzałów takich padło 24”,
ale wcześniej podał również:
„Dudnią koła baterji 1 d. a. k.,
która też w czasie składania
zwłok odda 21 strzałów”.
O 21 salwach można było
w tamtym okresie przeczytać także w innych gazetach
i doniesieniach Polskiej
Agencji Telegraficznej. Dlaczego więc wzmianka z „Polski Zbrojnej” przyćmiła resztę dokumentacji?
Gazeta jako najważniejsza
ówczesna prasa wojskowa
była od samego początku zaangażowana w budowę Grobu Nieznanego Żołnierza,
a jej korespondenci relacjonowali przebieg prac. Nie było więc lepszego źródła. Ponadto w Polsce po II wojnie
światowej właśnie 24 salwy
były oddawane przy okazji
najważniejszych świąt, więc
informacja nie budziła wątpliwości. Ponieważ dziś do ceremoniału wojskowego powróciła salwa 21 wystrzałów armatnich, warto wyjaśnić tamto nieporozumienie.

Grób Nieznanego Żołnierza, pierwszą wartę
wystawili kombatanci powstania styczniowego. Po uroczystości zastąpili ich żołnierze
36 Pułku Legii Akademickiej.
NIEMAL ZAPOMNIANY
Na początku warta nie ograniczała się tylko do roli reprezentacyjnej. Dwa dni po odsłonięciu grobu musiała interweniować, gdy
napierający tłum uszkodził łańcuchy okalające pomnik. Ale już w grudniu z powodu silnych mrozów zaniechano wystawiania wart,
a w następnym roku opadło zainteresowanie
grobem. „Kurier Warszawski” pisał: „Niemal
już zapomniany przez społeczeństwo Grób
Nieznanego Żołnierza. Zaniechano warty honorowej. Często daje się zauważyć fakty
zdradzające brak kultury, ludzie zbliżają się
do samej płyty z papierosem w ustach i kapeluszach na głowie”.
Wówczas z inicjatywy majora Władysława
Dunin-Wąsowicza z Ministerstwa Spraw
Wojskowych w rocznice bitew upamiętnionych na płytach pomnikowych organizacje
skupiające byłych wojskowych zaciągały
dwunastogodzinne warty. Przywrócono też
stałe, niewojskowe warty honorowe, które
wystawiała Komisja Ładu i Porządku,
a w 1936 roku warty pełnione całodobowo
i jednoosobowo przejął Batalion Stołeczny.
W czasie okupacji okolice grobu były tere-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
73
P O W R Ó T
D O P R Z E S Z Ł O Ś C I
nem tylko dla Niemców. Pod koniec 1944 roku, wycofując się z Warszawy, niemieckie
oddziały wysadziły w powietrze Pałac Saski.
Kolumnada nad grobem nie runęła jednak
w całości. Przy ponownym wysadzaniu sklepienie arkad zapadło się, a płyta nagrobna
została przysypana gruzem. Ocalały jednak
trzy arkady od strony placu Saskiego i dwie
od strony ogrodu.
MROŹNA WARTA
Już 17 stycznia 1945 roku w miejscu dawnego znicza przy płycie nagrobnej nieznanego bohatera rozpalono ognisko i jako pierwsze wartę honorową pełniły wartowniczki
z 1 Samodzielnego Batalionu Kobiecego
imienia Emilii Plater. Z powodu dwudziestostopniowego mrozu trwała ona zaledwie kilka godzin, po czym została zastąpiona ruchomymi patrolami.
Po wojnie zdecydowano się też na odbudowę grobu jako ruiny symbolu i odnowiono
trzy środkowe arkady. Dodano tablice upamiętniające walki II wojny światowej, usunięto natomiast przedwojenne płyty z nazwami pól bitew z lat 1914−1918 oraz
1918−1920. Grób Nieznanego Żołnierza został odsłonięty powtórnie 9 maja 1946 roku.
Na początku odpowiedzialna za wartę przy
grobie Komenda Garnizonu miasta stołecznego Warszawy nie dysponowała pododdziałem przeznaczonym wyłącznie do zadań reprezentacyjnych. Potem sformowano 14 Batalion Wartowniczy, w którego składzie była
1 Kompania Reprezentacyjna. Wartę honorową pełnił wówczas jeden żołnierz. W 1954
roku powstała Kompania Reprezentacyjna
Wojska Polskiego i wprowadzono honorowy
posterunek dwuosobowy. 17 stycznia 1982
roku natomiast, w trakcie uroczystej zmiany
warty przed grobem, Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego po raz pierwszy po
wieloletniej przerwie wystąpiła w tradycyjnej
polskiej rogatywce.
Grób Nieznanego Żołnierza po raz kolejny
zmienił się po 1989 roku. Złożono w nim ziemię z mogił katyńskich, odsłonięto przedwojenne tablice pól bitew i dodano 14 nowych
tablic upamiętniających miejsca walk z lat
972−1683, 1768−1921 i 1939−1945. Ponadto
w protokole dyplomatycznym znalazł się zapis o obowiązku odwiedzenia grobu na placu
marszałka Józefa Piłsudskiego przez delegacje zagraniczne składające wizyty w Polsce.
Poza oficjalnymi gośćmi, na grobie złożyć
kwiaty i oddać honor nieznanemu żołnierzowi może każdy. Wartownicy mają w takiej
chwili obowiązek zaprezentować broń.
Żołnierze Batalionu Reprezentacyjnego
Wojska Polskiego pełniący wartę przy grobie
nazwali siebie w wywiadzie dla jednej z gazet
strażnikami świętego Graala. Uważają bowiem, że strzegą miejsca niezwykłego
− symbolu wiary w niepodległą Polskę.

74
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Panu ppłk. dr. Romanowi
KOZŁOWSKIEMU
szczere kondolencje
oraz wyrazy głębokiego współczucia
z powodu śmierci
OJCA
składają
senat, rektor-komendant, kadra,
pracownicy i podchorążowie
Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił
Powietrznych.
Panu kpt. Mariuszowi CZERNIKOWI
wyrazy głębokiego współczucia
z powodu śmierci
OJCA
Tadeusza CZERNIKA
składają
szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego,
kadra zawodowa i pracownicy wojska,
Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego
w Rzeszowie
i podległych Wojskowych
Komend Uzupełnień.
Panu st. chor. Pawłowi
GRUBECKIEMU
oraz Jego RODZINIE i NAJBLIŻSZYM
w trudnych chwilach słowa wsparcia
oraz wyrazy głębokiego współczucia
i szczere kondolencje z powodu śmierci
OJCA
składają
kierownictwo, kadra i pracownicy wojska
Zarządu Planowania Operacyjnego – P3
Sztabu Generalnego WP.
st. chor. sztab. Robertowi SUCHEMU
wyrazy szczerego współczucia
oraz kondolencje
z powodu śmierci
OJCA
składają
dowódca, kadra oraz pracownicy wojska
Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.
„A śmierć tak ważna,
bo się nie powtórzy”.
ks. Jan Twardowski
Panu Feliksowi SAWICKIEMU
i MAŁŻONCE
wyrazy szczerego żalu i współczucia
z powodu śmierci
CÓRKI – IWONY
składają szef, kadra zawodowa
i pracownicy wojska
Biura Koordynacyjnego Sztabu
Generalnego WP.
Pani Teresie KORUSIEWICZ
oraz Jej NAJBLIŻSZYM
wyrazy głębokiego żalu
i szczerego współczucia
z powodu śmierci
MATKI
składają
dowódca, żołnierze i pracownicy wojska
1 Mazurskiej Brygady Artylerii
w Węgorzewie.
Panu ppłk. Wojciechowi BYŚ
wyrazy żalu i głębokiego współczucia
z powodu śmierci
TEŚCIA
składają
kierownictwo, kadra zawodowa
i pracownicy wojska
12 Terenowego Oddziału Lotniskowego.
Naszej Koleżance
Pani Annie IGNATOWSKIEJ
w tych trudnych chwilach
wyrazy głębokiego współczucia
i szczerego żalu
z powodu śmierci
MATKI
składają
kierownictwo, kadra i pracownicy
Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
MACIEJ SZOPA
Jak komandosi
Dwudziestowieczne grupy rekonstrukcyjne nie poprzestają na roku
1945. Coraz częściej odtwarzają formacje z czasu zimnej wojny.
Z
a granicą rekonstrukcje historyczne dotyczą nie tylko dawnych dziejów, lecz także czasów najnowszych. Pasjonatów zajmują okres
zimnej wojny czy operacja „Pustynna burza”. Wydarzenia z drugiej połowy XX wieku od niedawna są w kręgu zainteresowań
także polskich rekonstruktorów. Kinematografia wykorzystywała już ich członków
przebranych za ZOMO, łatwe do odwzorowania są też oddziały polskiej piechoty
z czasów PRL. Niektórym to nie wystarcza
i biorą się za owiane tajemnicą oddziały
specjalne.
„DESZCZYKI” Z NRD
62 Kompania Specjalna Commando w powszechnej świadomości przez lata była jeszcze jednym oddziałem „czerwonych beretów”. Nikt nie wiedział, że do ich zadań należały atak na silnie strzeżone instalacje atomowe NATO, rozbrajanie min atomowych
na terenie RFN, likwidowanie nuklearnych
pocisków wycelowanych w polskie miasta
lub skupiska wojsk Układu Warszawskiego.
Żołnierzy kompanii nigdy nie było wielu,
toteż niemałe zdziwienie budzi to, że tą jednostką zainteresowały się w kraju aż dwie
grupy rekonstrukcyjne. Komandosów z Bo-
Elita armii
W
lesławca odtwarzają byli członkowie świdnickiego Strzelca oraz ludzie związani
z Jednostką Poszukiwawczo-Ratowniczą ze
Złotoryi.
Pomysł rekonstrukcji elitarnej formacji
PRL-u pojawił się w Świdnicy wraz ze
zniknięciem z tego miasta organizacji
Strzelec. Jej byli członkowie zwrócili uwagę na rozwijający się bujnie w Polsce ruch
rekonstrukcyjny i postanowili zbudować
oddział podobny do tamtej, peerelowskiej
formacji. Dzisiaj Grupę Rekonstrukcji Historycznej Commando 62 tworzy ośmiu rekonstruktorów.
„Staraliśmy się odtworzyć wygląd kompanii
z czasów, kiedy była nowo utworzoną jednostką, czyli z przełomu lat sześćdziesiątych i sie-
Żołnierze kompanii uczestniczyli w misjach pokojowych Organizacji
Narodów Zjednoczonych między innymi w Egipcie, Namibii i Iraku.
Bolesławcu została
sformowana 62 Kompania Specjalna rozkazem
szefa Inspektoratu Szkolenia z 10 listopada 1967 roku jako kompania rozpoznania specjalnego. Jej trzon
stanowiła grupa kadry zawodowej i żołnierzy służby za-
sadniczej wydzielona ze składu 1 Batalionu Szturmowego z Dziwnowa. Decyzją ministra obrony narodowej
z 14 września 1993 roku
62 ks przejęła dziedzictwo
1 Samodzielnej Kompanii
Commando (1942−1944)
i przyjęła nazwę wyróżniającą
„Commando”. Jednostkę rozformowano rozkazem szefa
Sztabu Generalnego Wojska
Polskiego 31 sierpnia 1994
roku. Osiem lat później powołano Stowarzyszenie 62 Kompanii Specjalnej Commando,
które pielęgnuje tradycje tej
jednostki. (AD)

POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
75
P O W R Ó T
D O P R Z E S Z Ł O Ś C I
magają im weterani z 62 Kompanii. „Kiedy
spotykamy się na dorocznym święcie bądź
przy innych okazjach, radzą nam, co i jak
powinniśmy poprawić w naszym wyglądzie”. Grupa ze Świdnicy używa przede
wszystkim airsoftowych replik kałasznikowów. Do tej kategorii należy też karabin
snajperski Dragunowa. Prawdziwą dumę
stanowią za to ćwiczebny kałasznikow, wypożyczany z muzeum w Świdnicy rkm i oryginalny pistolet maszynowy wzór 63. Z tym
ostatnim były w czasach PRL same kłopoty.
Nie dość, że sam potrafił się przeładować, to
jeszcze za noszenie go na luźnym pasie komandosi często byli karceni przez oficerów
innych formacji. Tłumaczenia, że tak jest
wygodniej i szybciej można użyć tej broni,
na nic się zdawały. Liczył się regulamin
– żołnierz musiał wyglądać porządnie.
Grupa posiada również noże wzory 55
i 69 oraz wyposażenie spadochroniarskie
z hełmami włącznie. W sferze marzeń pozostaje natomiast na razie radiostacja R-354.
W planach jest także terenowy samochód
typu GAZ-69.
W przeciwieństwie do niektórych grup rekonstruujących wydarzenia z XIX i XX wieku w świdnickim oddziale dba się także
o kondycję. „Byłoby wstyd przebierać się za
komandosa i nie móc, przynajmniej częściowo, do niego się porównać”, tłumaczy
Grzegorzewski. „Dlatego często organizujemy marsze kondycyjne i wypady w teren,
staramy się żyć w sposób czynny”.
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
DELIKATNY TŁUMIK
REKONSTRUKTORZY często organizują marsze kondycyjne i wypady w teren.
demdziesiątych”, mówi jeden z członków grupy Tomasz Grzegorzewski.
„Żołnierzowi nie było wtedy łatwo.
Nosił na sobie sprzęt, który nie miał
popularnych dzisiaj lekkich elementów plastikowych i kewlarowych,
a drewno i stal sporo ważyły”.
Okazało się, że bardzo trudno jest
wyposażyć się w mundury z lat
sześćdziesiątych. Zakamuflowane
popularnym w krajach Układu Warszawskiego „deszczykiem” są nie do
dostania albo kosztują ogromne pieniądze. Z tym problemem grupa poradziła sobie, idąc tropem polskich
rozwiązań z tamtych lat. Polskie
„deszczyki” były wtedy szyte z ener-
76
dowskiej tkaniny mundurowej, takiej
samej, jakiej używała armia naszego
zachodniego sąsiada. „Materiał sprowadziliśmy więc z niemieckiego demobilu, a na podstawie zdjęć krawcowa uszyła nam idealne repliki
munduru komandosa”.
PROBLEM Z PISTOLETEM
Także zebranie odpowiedniego
sprzętu nie należało do rzeczy łatwych. „Wszystko na temat 62 Kompanii było kiedyś tajne i nawet dzisiaj nie da się po prostu kupić książek, w których znaleźlibyśmy opisane potrzebne szczegóły”, wyjaśnia
Grzegorzewski. Na szczęście po-
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
Innymi rekonstruktorami 62 Kompanii są
członkowie Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej ze Złotoryi. Grupa ta, na co dzień
zajmująca się ratowaniem ludzkiego życia,
na doroczne święto kompanii przyjeżdża
wyposażona w sprzęt tej jednostki z lat
osiemdziesiątych. „Pozyskujemy go głównie
z demobilu armijnego”, tłumaczy Marek
Zemła. „Zazwyczaj stosunkowo niedrogo
i nie mamy z nim kłopotów”. Sam marzył
kiedyś o dostaniu się do bolesławieckiej elity, ale – podobnie jak wielu innym – nie
udało mu się zakwalifikować. Udział w grupie rekonstrukcyjnej jest dla niego swego
rodzaju formą spełnienia dawnych marzeń.
Dodaje też, że niektóre elementy wyposażenia są naprawdę unikatowe i mogą z nich
korzystać tylko dzięki uprzejmości stowarzyszenia byłych żołnierzy 62 Kompanii.
Mają między innymi: używaną wyłącznie
przez jednostki specjalne radiostację R-354,
miny ćwiczebne, a także karabiny AK-47 ze
składanymi kolbami i charakterystycznymi
wielkimi tłumikami. PBS-1, czyli „przyrząd
bezgłośnego strzelania”, był wypełniony gumowymi wkładkami i aby go nie uszkodzić,
kałasznikow musiał strzelać specjalną amunicją z mniejszym ładunkiem prochowym. 
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
77
K R Ó T K A
S E R I A
Pokojowe UFO
Z
nany badacz UFO, Robert
Hastings, i zaproszeni przez
niego wojskowi uważają, że w czasie zimnej wojny niezidentyfikowane obiekty rozbrajały gotowe do
startu rakiety z głowicami atomowymi. Emerytowany oficer, Robert
Jamison, opowiedział o tym, jak
dziesięć podlegających
mu rakiet
TOMASZ GOS
Przedsiębiorczy
kapitan
Miłość do munduru może być bezgraniczna
i czasami zgubna. Udowodnił to pewien
oficer mieszkający we Władysławowie.
B
ył akurat środek lata.
Oficer na jesieni miał
być przeniesiony do
jednostki w innej części
kraju. Resztę czasu przed zmianą
miejsca służby postanowił wykorzystać na poznawanie uroków
małego miasteczka. Władysławowo latem jest piękne, więc przyciąga wielu turystów. A tam, gdzie są
turyści, są też handlarze gotowi
sprzedać turystom morskie powietrze zamknięte w butelce, piasek
z plaży w hermetycznym woreczku
czy oryginalną ciupagę znad morza. Władze miasta też muszą dbać
o budżet, dlatego pobierają od handlarzy opłaty targowe. Wojsko nie
czerpie zysków z turystyki, chyba
że ma w szeregach tak przedsiębiorczą osobę jak ów kapitan.
Kluczem do sukcesu (niestety
krótkotrwałego) oficera okazał się
mundur. Nie wojskowy, lecz policyjny. Kapitan miał je bowiem oba,
choć nie jest do końca jasne, w jaki
sposób wszedł w posiadanie tego
drugiego. Skłonność do przesiadywania w miejscowym pubie również przydała się w jego karierze biznesowej, bo kiedy tam siedział, zauważył pewną prawidłowość: zawsze o określonej porze dnia przez
targowisko przechodził miejski inkasent i pobierał opłaty targowe od
handlarzy. Potem pojawiała się policja i sprawdzała, czy wszyscy uiścili
78
opłaty. Jak ktoś nie zapłacił, dostawał mandat. A jak już było po kontroli, ze swoimi bibelotami rozkładali się pozostali handlarze, którzy
nie mieli zamiaru ani uiszczać opłat,
ani płacić mandatów.
W tym właśnie momencie, już jako policjant, do akcji postanowił
wkroczyć kapitan. Podchodził
w niebieskim mundurze do tych
wszystkich, którzy myśleli, że już
im się upiekło, i żądał pokwitowania od miejskiego inkasenta. Potem
groził palcem i mówił: To co, mandacik czy się dogadamy? No i się
dogadywali. Żołnierz-policjant brał
haracz w wysokości 10 złotych
i obiecywał, że będzie ostrzegał
przed policyjną kontrolą. Jednego
z handlarzy zapewnił nawet, że anuluje mu mandat.
Po miesiącu czuł się już chyba
w połowie policjantem. W końcu
ktoś na niego doniósł. W takich sytuacjach mówi się, że brał za mało
albo za dużo. Policja (tym razem
prawdziwa) znalazła nawet przy
nim mandat, który miał anulować.
Stwierdzono, że mundur faktycznie
powinien nosić, ale zupełnie innej
formacji. Sprawę przekazano żandarmerii. Finał był taki, że przedsiębiorczy kapitan nie założył już
żadnego munduru.

Żołnierzu, pamiętaj, od
nadmiaru, zwłaszcza
mundurów, głowa czasem jednak boli…
MORAŁ:
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
wyłączyło stan gotowości, kiedy
na niebie pojawiły się zagadkowe, niezidentyfikowane światła.
Inni oficerowie opowiedzieli o podobnych zdarzeniach, które podobno zaobserwowano w rożnych
miejscach i w różnym czasie.
Zdaniem Roberta
Hastingsa, obcy
Hastingsa
chcieli pokazać ludziom, że popełniają
błąd, budując broń, która
może zniszczyć całą planetę,
i uchronić nas przed zagładą atomową. (AD)

Wojskowy kamuflaż
W
łaściciele luksusowych nieruchomości w Bułgarii sięgnęli po wojskowy kamuflaż – postanowili „opakować” budynki,
uczynić je niewidocznymi, donosi
dziennik „Trud”. Inspiracją były
prace słynnego artysty bułgarskiego pochodzenia Christo, znanego
z kamuflowania różnych budynków, w tym Reichstagu. Cel, jaki
im przyświecał, był jednak bardziej
przyziemny: chodziło o ukrycie nielegalnych posesji przed urzędem
skarbowym, który postanowił filmować je z powietrza. Na podstawie tych zdjęć ma powstać mapa
nielegalnych posiadłości. Właściciele poprosili o pomoc w „pakowaniu” ekspertów wojskowych
i zaczęli masowo kupować kamuflażowe materiały, przede wszystkim sieci. (MS)

K A L E N D A R I U M
H I S T O R Y C Z N E
25.10.1867
Urodził się generał broni Józef Dowbor-Muśnicki, dowódca powstania wielkopolskiego, głównodowodzący
polskimi siłami zbrojnymi w byłym zaborze pruskim.
26.10.1941
Do kraju powrócił marszałek Edward Rydz-Śmigły
z zamiarem rozbudowania organizacji Obóz Polski
Walczącej i podjęcia walki z okupantem niemieckim.
26.10.1945
Powróciły do kraju internowane w czasie wojny
w Szwecji okręty podwodne OORP „Ryś”, „Sęp”
i „Żbik”.
26.10.1940
Odbył się pierwszy lot amerykańskiego myśliwca
P-51 Mustang. Używany był przez USA i ich sojuszników podczas II wojny światowej i wojny koreańskiej
jako samolot szturmowy.
27.10.1924
Pierwsze trzy brygady Korpusu Ochrony Pogranicza
zostały rozmieszczone na granicy wschodniej, na
Wołyniu i Białorusi.
29.10.1914
Pod Mołotkowem doszło do jednej z najkrwawszych
bitew Legionów Polskich z Rosjanami. 2 Brygada Legionów Polskich walczyła z przeciwnikiem, który miał
dwukrotną przewagę w ludziach i trzykrotną w sile
ognia. Niektóre nasze kompanie
straciły połowę swego stanu bojowego.
29.10.1944
1 Dywizja Pancerna generała broni Stanisława Maczka wyzwoliła
Bredę.
23 PAŹDZIERNIKA 1926
P O L S K A
FOT. SIŁY POWIETRZNE
PORUCZNIK JAN
MARCHELEWSKI
„Przeważnie małżeństwa wojskowe gnieździć się muszą w jednopokojowych mieszkaniach razem
z dziećmi, rodziną, a nawet służbą. Żona, jak to żona, cały czas
gdera, dziecko płacze, a w najlepszym razie hałasuje, garkotłuk po
wszystkich kątach się szwenda,
Bajkowy lot
D
zięki fundacji Bajkowa Fabryka Nadziei oraz pomocy
Dowództwa Sił Powietrznych
i 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego chorzy na
białaczkę limfoglastyczną
12-letni Piotruś Świderski oraz
9-letni Michałek Sawicki polecieli wojskowym śmigłowcem
Mi-8 do Krakowa. Obaj chłopcy
od dawna pasjonują się lataniem. Zawsze marzyli, aby zobaczyć Polskę z lotu ptaka i odwiedzić wawelskiego smoka. (AD) 
Ratunek w MON
Rada krakowskiego Muzeum Armii Krajowej zabiega
o wsparcie tej placówki przez ministra obrony narodowej.
W
ładze muzeum wystąpiły do
prezydenta i Rady Miasta
Krakowa oraz marszałka, zarządu i Sejmiku Województwa Małopolskiego z apelem w sprawie
rozszerzenia kręgu
organizatorów Muzeum AK, co zapewniłoby mu stabilność finansową.
„Dotychczas roczny
budżet muzeum wynosił około miliona złotych. Po
modernizacji placówka powiększy się jednak dwukrotnie i auto-
matycznie wzrosną też koszty
jej utrzymania”, tłumaczył przewodniczący Rady Muzeum AK
Kazimierz Barczyk. Dyrekcja muzeum boi się, że budżet samorządu nie udźwignie
wydatków na utrzymanie placówki.
Dlatego konieczne
jest poszerzenie
kręgu odpowiedzialnych za nią instytucji. Remont muzeum, trwający od sierpnia 2009, zakończy
się w maju 2011 roku. (AD)

Hitler na wystawie
Dlaczego reżim Hitlera, odpowiedzialny za wojnę
i ludobójstwo, popierało tak wielu Niemców?
N
a to pytanie próbuje odpowiedzieć wystawa „Hitler i Niemcy” w berlińskim Muzeum Historycznym. To pierwsza
w powojennych Niemczech tak duża ekspozycja poświęcona przywódcy III Rzeszy i mechani-
zmom, które wyniosły go do władzy. Obala ona tezę, że Hitler zdołał uwieść czy zahipnotyzować miliony obywateli.
„Reżim miał masowe poparcie, bo
Niemcy, którzy w większości mieli
podobne oczekiwania, obawy
i problemy, szukali takiego führe-
Z B R O J N A
wreszcie jak kto ma teściową, to
już w ogóle spokoju nie ma. Do tego dołączyć trzeba jeszcze wizyty
krewnych i znajomych, i masz człowieku raj małżeński w pełnym tego słowa znaczeniu. Czy w warunkach takich praca po godzinach
jest możliwa? Dlatego małżeństwo przeszkadza nam w naszej
pracy zawodowej”.

Geje w armii
Po raz pierwszy w historii armia USA zaczęła
przyjmować jawnych homoseksualistów.
J
est to efekt decyzji sądu
w Kalifornii. Sędzia Virginia
A. Phillips, która wydała orzeczenie, argumentowała, że dotychczasowa zasada „Nie pytaj, nie
mów” narusza konstytucyjną zasadę równości wobec prawa
i pierwszą poprawkę do konstytucji o wolności wypowiedzi. Zasada zakazuje pytania żołnierzy
o ich orientację seksualną, a im
z kolei zabrania zdradzać się
z nią w jakikolwiek sposób w wojsku. Na jej podstawie dowództwo
armii odrzuca corocznie wnioski
o przyjęcie tysięcy kandydatów
homoseksualistów. Sędzia nakazała armii zaprzestanie wprowadzania w życie tej polityki.
Pentagon rozesłał więc instrukcje do punktów werbunkowych,
aby przyjmowały do armii lesbijki
i gejów nieukrywających swej
orientacji seksualnej. (AD)

Kocki z Kleebergiem
Z
aledwie w dwóch tysiącach egzemplarzy wydrukowano bon
miejski Kocka promujący historię
miasta. Na jego awersie znajduje
się widok rynku miejskiego z akwareli XVIII-wiecznego malarza
Zygmunta Vogla.
Na rewersie, obok wizerunku generała Franciszka Kleeberga, widnieje krzyż Virtuti Militari oraz mapa
pokazująca przebieg bitwy pod Kockiem. W produkcji bonu zastosowano profesjonalne zabezpieczera. Jednocześnie usiłowali znaleźć
kozłów ofiarnych winnych ich niedoli. Hitler dał to Niemcom, wskazując wrogów: Żydów i marksistów”, mówił jeden z kuratorów
Hans-Ulrich Thamer.
Wśród eksponatów na wystawie
są między innymi okładki 46 numerów tygodnika „Der Spiegel”,
na których znalazła się twarz dyktatora. „Jeszcze długo nie zamkniemy tematu Hitlera”, oceniła
druga kurator wystawy Simone
Erpel. Jej zdaniem, każde pokole-
nia – chroniony papier
wartościowy, znaki wodne oraz
specjalne włókna świecące w promieniach ultrafioletowych. Bony są
pamiątką numizmatyczną i kolekcjonerską, można nimi jednak płacić w wybranych miejscach w Kocku – 20 kocków to równowartość
20 złotych. (AD)

nie Niemców
musi stawiać
pytania na ten
temat. Wystawę można oglądać do 6 lutego
przyszłego
roku. (MS) 
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
79
P O

KSIĄŻKA
S Ł U Ż B I E

Heretycy
DVD
Przewodnik po świecie błądzących.
H
erezje najczęściej kojarzą się
nam z odstępstwem od wiary,
inkwizycją i śmiercią na stosie. Dlatego uznajemy je za
relikt przeszłości.
Tymczasem mniej lub
bardziej kontrowersyjne idee co jakiś czas
pojawiają się współcześnie przy okazji
różnych walk ideologicznych. Bo czymże
jest herezja? Dzisiaj
to słowo ma tak pejoratywny wydźwięk, że
zapominamy o jego
pierwotnym znaczeniu. A to nic innego jak „wybór”.
Niespodziewanie po latach odnaleziono teksty szesnastu wykładów Leszka Kołakowskiego wygłoszonych na przełomie lat 1982
i 1983 dla polskiej rozgłośni radia
Wolna Europa i wydano je w formie książki zatytułowanej „Herezje”. Kołakowski nie tylko w bardzo przystępny sposób przedstawia, jak
kształtowała się doktryna Kościoła katolickiego, między innymi przez odrzucanie obrazoburczych
idei, lecz także pokazuje cienką granicę
między dogmatem
a herezją. Co zatem
decydowało o uznaniu jakiegoś poglądu
za niezgodny z nauką Kościoła? Objawienie? Głosowanie duchownych? A może przypadek? (AWIS)

Leszek Kołakowski, „Herezje”,
Znak, 2010
Pan Brown
W morzu wulgaryzmów i przemocy śmierć
bywa cicha i spokojna.
O
powiadanie o mieście jak
o nieprzychylnej człowiekowi
przestrzeni to w kinie stary motyw.
Jednak u Daniela Barbera ten temat nabiera nowego wyrazu, bo
widzimy go z perspektywy starych
ludzi. I pokazanie ich dezorientacji
jest w filmie „Harry Brown” chyba
najmocniejsze.
Tytułowy bohater (Michael Caine)
to stary człowiek. Tak stary, że już
nic mu się nie chce. Jego życie wyznaczają wizyty w szpitalu u chorej żony. No i codzienne partyjki
szachów z równie starym przyjacielem. Wkrótce żona umiera,
a przyjaciel Harry’ego pada ofiarą
młodocianych bandytów, którzy
kontrolują teren starych blokowisk
otaczających zewsząd miasto. Tu
każdy robi interes. Tu każdy karmi
swoją biedę, własne kompleksy

KSIĄŻKA
Trudne partnerstwo
Niezależnie od rodowodu politycznego w ostatnich dwóch dekadach
główne siły w Polsce konsekwentnie popierają Izrael.
W
czerwcu 1967 roku Polska
zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Ponad 30 lat
później, 27 lutego 1990 roku, został podpisany protokół o ich
wznowieniu. W następnym roku
prezydent Lech Wałęsa w czasie
swojej wizyty w Izraelu wypowiedział krótkie, lecz wyczekiwane
przez środowiska żydowskie słowo „przepraszamy”. W tamtym
czasie Polska była postrzegana
w Izraelu jako kraj szary i brzydki, ale też bliski zarówno kulturowo, jak i emocjonalnie, chociażby z uwagi na tysiącletnią
tradycję współistnienia obu
narodów. Samych relacji między nimi nie sposób ocenić
jednoznacznie.
Patrząc z perspektywy na
wydarzenia ostatnich dziesięcioleci, nie trudno o refleksję, jak konkluduje
Joanna Dyduch,, autorka
książki „Stosunki pol-
80
sko-izraelskie w latach 1990–
–2009”, dotyczącą niezwykle ważnej roli, jaką w stosunkach polsko-izraleskich wciąż odgrywa
„żydowska pamięć o tragedii Holokaustu, która dokonała się na terenie okupowanej przez Niemców
Polski. (…) Nie ma bowiem takich
słów i gestów, które mogłyby raz na
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
zawsze zamknąć rozrachunki z historią obu narodów”.
Jak wskazuje autorka, prawie
milion obywateli dzisiejszego
Izraela ma polskie korzenie i, coraz częściej, podwójne obywatelstwo. Co ciekawe, jeszcze kilka
lat temu ogromne było w tym
kraju zainteresowanie obywatelstwem polskim.
W 2003 roku uzyskało je 101 Izraelczyków, natomiast w roku
2004 – 162 osoby. W Izraelu
pojawiły się
nawet fir-
my wyspecjalizowane w załatwianiu wszelkich potrzebnych w tym
wypadku formalności.
i nienawiść. W takie środowisko
wkracza Harry, stary wyjadacz
z piechoty morskiej, z zamiarem
pomszczenia przyjaciela. Powoli
infiltruje środowisko handlarzy
narkotyków, sutenerów, gdzie jedyną alternatywą dla przeżycia
staje się postępowanie zgodnie
z zasadą „oko za oko, ząb za ząb”.
Staje się sędzią i katem, naznaczając swój szlak zemsty kolejnymi trupami. Akompaniują mu syreny policyjne i nieudolne działania stróżów porządku, których akcje obliczone są na poklask. Z tego obrazu wyłamują się jedynie
młoda policjantka. Drogi naszych
bohaterów w pewnym momencie
się skrzyżują… (KP)

„Harry Brown”, reż. Daniel Barber,
dystr.: Monolith Films, 2009
Autorka książki wiele miejsca poświęca nie tylko stosunkom dyplomatycznym i polityce międzynarodowej, lecz także współpracy
gospodarczej oraz kulturalnej
obu krajów. Pisze między innymi
o działalności Towarzystwa Przyjaźni Izraelsko-Polskiej i innych
instytucji oraz organizacji promujących kulturę izraelską w Polsce,
a także o funkcjonowaniu umów
o miastach partnerskich.
Joanna Dyduch jest doktorem
nauk humanistycznych, adiunktem w Zakładzie Europeistyki Instytutu Politologii Uniwersytetu
Wrocławskiego. Swoją niezmiernie ciekawą książkę kończy konkluzją: „Niezależnie od rodowodu
politycznego w ostatnich dwóch
dekadach główne siły w Polsce
konsekwentnie popierają Izrael.
Nawet w chwilach przesilenia na
Bliskim Wschodzie Polacy stają
po stronie Państwa Żydowskiego,
często wbrew stanowisku innych
państw UE”. (JR)

Joanna Dyduch, „Stosunki
polsko-izraelskie w latach
1990–2009. Od normalizacji
do strategicznego partnerstwa”,
Wydawnictwo TRIO, 2010.

DVD
O smutnym facecie
aczyna się w sumie nieźle.
Główny bohater idzie ulicą przy
dźwiękach piosenki Johnny’ego
Casha „Solitary Man” (taki jest
też oryginalny tytuł filmu, u nas,
chyba przewrotnie, nazwanego
„Człowiek sukcesu”). Właśnie dowiedział się, że ma problemy
z sercem, i zamiast zrobić badania i położyć się do łóżka postanawia jeszcze w życiu zaszaleć.
Mało odkrywcze? To prawda.
A dalej jest jeszcze gorzej.
Ben Kalmen to facet, który przestał myśleć racjonalnie. I można
mu to wybaczyć, podobnie jak
kompletny brak wyobraźni i sentencje typu: „Kochanie, żadna
kobieta po czterdziestce nie jest
szczupła”. Można też współczuć
Michaelowi Douglasowi, któremu reżyser przez ponad godzinę
filmu każe bezustannie kręcić
szyją i oglądać się za spódniczkami. On naprawdę stara się
nadać postaci Kalmena choćby
odrobinę innego wymiaru, trochę go uczłowieczyć, udowodnić, że to choroba stała się przyczyną skoku w bok, a nie odwrotnie. Niestety, do samego
końca swojej historii Ben pozostaje tym samym, irytującym,
niesympatycznym starszym panem, który wciąż nie może uwie-
FOT. ROBERT SIEMASZKO
Z
Wczasy za granicą
rzyć, że wyrósł ponad wiek studenta z college’u.
Niewątpliwym atutem filmu jest
obsada aktorska. Douglasowi
partnerują Susan Sarandon,
Mary-Louise Parker i przesympatyczny Danny DeVito, który jest
wzruszający w roli starego przyjaciela z college’u. Świetna jest też
Jenna Fisher jako córka Kalmena,
wykorzystywana przez niego
i emocjonalnie, i finansowo. Dla
nich można obejrzeć „Człowieka
sukcesu”. I to oni dostają dwie
gwiazdki. (JR)

Oferta wypoczynku zimowego dla żołnierzy
i pracowników wojska na zbliżający się sezon zimowy.
D
yrektor Departamentu Spraw
Socjalnych MON informuje,
że Oddział Organizacji Wypoczynku jak co roku przygotował dla środowiska wojskowego ofertę wakacji zagranicznych na zbliżający się
sezon zimowy 2010/2011. Osoby
z resortu obrony mogą skorzystać
zarówno z indywidualnych wczasów w ściśle określonych terminach ferii zimowych, jak i wyjazdów nielimitowanych, na przykład
w okresach świątecznym i noworocznym.
Ofertę wypoczynku zimowego przygotowano na podstawie propozycji złożo-
„Człowiek sukcesu”, reż. Brian
Koppelman i David Levien, dystr.:
Monolith Video.

KSIĄŻKA
Jak kosmos podbijano
K
tóż lepiej i bardziej wyczerpująco opowie o początkach
amerykańskiego programu kosmicznego, jeśli nie szef kontroli
lotów NASA? Po lekturze Gene’a
Kranza można zaryzykować odpowiedź, że nikt. „Porażka nie wchodzi w grę” to ponad 400-stronnicowa, niezwykle interesująca i dobrze napisana książka.
Co łączyło pracowników NASA
z wojną w Wietnamie i hipisami?
Tego dowiemy się między innymi
z licznych anegdot przybliżających
specyfikę tamtych czasów i z opisu
sylwetek ludzi pracujących w programie. Każdy, kto pasjonuje się
Nie przegap
podbojem kosmosu, będzie zachwycony nawet nie opisem pierwszego lądowania na Księżycu,
o którym powiedziano i napisano
już wiele. Znacznie ciekawsze są
bowiem opisy chociażby kolejnych,
mniej znanych misji i okoliczności,
w jakich program „Apollo” został
zamknięty. Epilog książki jest
oskarżeniem wobec amerykańskich decydentów, którzy, zdaniem
Kranza, odwrócili się od idei podboju kosmosu i w ten sposób pogrążyli kraj w stagnacji. (SZP)

Gene Kranz, „Porażka nie wchodzi
w grę”, Prószyński i S-ka, 2010
Warto
Niezłe
nych przez przedstawicieli
państw NATO – członków Międzynarodowego Komitetu Koordynacyjnego Wojskowych Służb Socjalnych (CLIMS). Wczasy zorganizowano w wojskowych ośrodkach
wypoczynkowych bądź szkoleniowych, hotelach i pensjonatach prowadzonych, nadzorowanych lub
dzierżawionych przez armie. Proponowane ceny obejmują zakwaterowanie i wyżywienie, natomiast
dojazd, skipassy i inne opłaty pozostają w gestii wyjeżdżających.
Z pełną ofertą wypoczynku zimo-
wego (miejscowości, terminy, ceny) można się zapoznać na stronie
internetowej: www.mon.gov.pl (zakładki: baza teleadresowa 
ośrodki wypoczynkowe  oferta
zagranicznego wypoczynku zimowego 2010/2011). Na powyższej
stronie zamieszczone są również
stosowne formularze wniosków
zgłoszeniowych i aplikacyjnych,
które w zależności do potrzeb
można modyfikować.
W najbliższym czasie będzie również przygotowana wakacyjna
oferta zagranicznych wczasów
organizowanych w formie
wyjazdów zarówno grupowych,
jak i indywidualnych. Dla młodzieży w wieku 13−18 lat
zostaną przedstawione
propozycje spędzenia
letnich wakacji
na międzynarodowych obozach
IC CLIMS, MNYC
i MYC, współorganizowanych z armiami państw NATO w Czechach,
Niemczech, we Francji, w Hiszpanii
oraz Polsce.

Szczegółowe informacje
tel.: (22) 687 48 04,
CA MON 874 804,
(22) 687 40 35,
CA MON 874 035
faks: (22) 687 43 16,
CA MON 874 316
e-mail: [email protected]
Nie warto
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
81
na pewno
Prawie Prawie
na pewno
MARIUSZ JANICKI
Jakimi motywami kierują się politycy,
kiedy podejmują w sejmie setki i tysiące decyzji?
Czy politycy mają sumienie?
82
storycznej. Czy w tych przypadkach
wyłącza się u polityków, posłów, urzędników przycisk „sumienie”, a włącza
„dyscyplina”?
Pojawia się pytanie ogólniejsze: jakimi motywami kierują się politycy, jakie
myśli chodzą im po głowie, kiedy podejmują w sejmie setki i tysiące decyzji?
Program ugrupowania? Wolne żarty.
Życie koryguje je na wiele sposobów już
wkrótce po ich uchwaleniu. Partie socjalne głosują za obniżeniem podatków,
a liberałowie za wzmocnieniem sektora
państwowego w gospodarce, bo takie są
wymogi chwili. Czy decyduje zimne,
logiczne rozumowanie? Niespecjalnie,
bo kraj to nie idealnie sterylne laboratorium, gdzie można przeprowadzać eksperymenty bez oglądania się na skutki.
Kalkulacja polityczna? Najczęściej. To
ona decyduje o większości decyzji posłów i senatorów, partyjnych liderów,
działaczy władzy i opozycji.
Tym bardziej jednak nie warto lekceważyć sumienia. To delikatny instrument. Jego kształtowanie rozpoczyna
się bardzo wcześnie, w dzieciństwie.
Mają na to wpływ wychowanie,
religijność, poszukiwanie
absolutu, życiowe doświadczenia. W wyborach nie
wskazujemy nazwiska
z książki telefonicznej, ale
żywego człowieka. Wybieramy nie tylko partyjne
logo, lecz także kogoś, od
kogo mamy prawo oczekiwać własnych, a nie
zbiorowych odruchów;
namysłu, a nie tylko posłuszeństwa; odwagi,
a nie wszechobecnego konformizmu.
Posła w sprawowaniu mandatu nie obowiązują żadne wytyczne wyborców. Jest wybrany w określonym
POLSKA ZBROJNA NR 44 | 31 PAŹDZIERNIKA 2010
okręgu, ale nie ma żadnego obligu, aby reprezentować jego interesy. Jest wolnym człowiekiem,
ma się kierować rozumem i sumieniem właśnie.
Jeśli nawet wyborcy, demokratyczni suwereni,
nie mogą nic posłowi nakazać i muszą pukać po
prośbie do jego biura, to tym bardziej absurdalna
wydaje się ślepa partyjna podległość, gdzie słowo wodza jest ponad sumieniem.
Polska polityka, tak podzielona i skonfliktowana, potrzebuje dzisiaj samodzielnie myślących
ludzi. Kierujących się szlachetnymi odruchami,
potrafiących oddzielić dobro publiczne od bieżących interesów i sondaży, rozumiejących, że władza, opozycja i instytucje są
opłacane z kieszeni ludzi,
którzy oczekują takich samych ludzi w polityce. Uruchamiających sumienie nie
tylko na rozkaz, lecz także na co dzień.

Autor jest
komentatorem „Polityki”.
FOT. JAROSŁAW WIŚNIEWSKI
P
rzywódcy partii politycznych zapowiedzieli, że
w sprawie ustawy
o sztucznym zapłodnieniu,
tak zwanym in vitro, pozostawiają posłom wolną rękę w głosowaniu, bo to kwestia sumienia, w które nie
wolno ingerować. Można powiedzieć,
paniska. Pozwalają kierować się sumieniem i nie będzie za to organizacyjnych
szykan. Niezwykle zabawne jest to, że
kryterium sumienia uruchamia się rzadko, właściwie tylko przy okazji spraw,
do których jakieś pretensje zgłasza kościół, kiedy chodzi o biologię, aborcję
i tym podobne. Tak jakby sumienie polityka odzywało się tylko w takich przypadkach i tylko wówczas należało je
szanować i uwzględniać.
Można to rozumieć tak, że w setkach
innych sejmowych głosowań sumienie
powinno być wyłączone – nie ma znaczenia, a już na pewno nie będzie respektowane, a ten, kto podporządkuje
się dyscyplinie, zostanie ukarany. Małe
to zatem sumienie, wąziutkie i wybiórcze. Przy in vitro może się odezwać,
wodzowie pozwalają na szaleństwa
i etyczne rozpasanie, ale poza tym – cicho, sumienie, spocznij, wolno palić!
Przekomiczne jest to ograniczenie
znaczenia słowa „sumienie”, podobnie
zresztą jak „moralność”, do sfery seksu,
zarodków, rozmnażania, obyczaju. Jak
gdyby nie było innych kontrowersyjnych
spraw, gdzie sumienie polityka mogłoby
i powinno być używane w szerokim zakresie. Jest tyle kwestii społecznych,
kiedy trzeba zabrać budżetowe pieniądze jednym, aby dać drugim, gdzie nie
da się obyć bez refleksji etycznej, bez
poczucia sprawiedliwości przy rozstrzyganiu kwestii prawnych, choćby przepisów dotyczących rodziny, dzieci (już
tych narodzonych), prawa dotyczącego
równości, mniejszości, tolerancji. Ale
także choćby przy rozliczaniu przeszłości kraju, ludzi, w kontekście polityki hi-
o
LINK 16: SIECIONCENTRYCZNOŚĆ W AKCJI… TERAZ!
WYMIANA INFORMACJI - DANE, OBRAZ, GŁOS >> ŚWIADOMOŚĆ SYTUACYJNA.
PEŁNA INTEROPERACYJNOŚĆ.
Small
Tactical
Terminal
(KOR-24)
» Terminal Link 16 oraz wzmocniona,
dwukanałowa radiostacja VHF/UHF
» Transmisja danych i głosu
» Małe rozmiary, waga i pobór mocy
» Dla zespołów FAC/JTAC,
śmigłowców, platform
bezzałogowych oraz szybkich łodzi
przechwytujących.
LVT-2/11
(ASQ-140)
» Terminal Link 16 multi-host
» dla platform powietrznych, lądowych
i morskich
» Złącze Ethernet - IP over Link 16
» Streaming video
» Praca w sieciach rozległych, zdalne
zarządzanie
» transmisja głosu – wersja LVT(11)
»
System Link 16 zapewnia pełną współpracę sił powietrznych, marynarki
wojennej oraz wojsk lądowych, w tym także specjalnych grup TZKOP.
Wymiana informacji obejmujących dane systemów dowodzenia,
identyfikacji sił własnych, danych rozpoznawczych oraz implementacja
łączności głosowej pozwalają na pełną interoperacyjność na
polu walki, teraz i w przyszłości. Jako autoryzowany dystrybutor
i przedstawiciel mamy zaszczyt współpracować z firmą ViaSat
producentem najszerszej gamy terminali systemu Link 16 używanych
przez wszystkie rodzaje Sił Zbrojnych USA oraz państw sojuszniczych.
Dzięki konkurencyjnym cenom, oraz bezkonkurencyjnej jakości
i kompleksowej ofercie firma stała się wiodącym dostawcą
zintegrowanych systemów naziemnej infrastruktury Link 16 dla
obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.
Więcej na: www.viasat.com
Cenrex sp. z o.o. • ul. Podwale 23 • 00-952 Warszawa
tel.: +48 (0)22-332-7200 • fax: +48 (0)22-332-7222 • e-mail: [email protected] • www.cenrex.pl

Podobne dokumenty