Polska samorządna

Transkrypt

Polska samorządna
Od kilku lat realizuję programy profilaktyczne i szkoleniowe dla gmin. Kilka
miesięcy temu zadzwonił telefon. Czas był trudny finansowo. Początek roku. Samorządy
zagubione po ostatnich wyborach wciąż jeszcze przebudowywały swoje Komisje PiRPA i
zleceń na zadania gminne nie było wiele. Znajomy głos z zaprzyjaźnionej gminy rodził
nadzieję na rzadkie o tej porze roku zlecenie.
- Możesz nam pomóc? Brzmiało pytanie. - Oczywiście! Co jest Wam potrzebne?
- Mamy nowego wójta. Wyrzucili wszystkich członków Komisji, a do nowej weszli
ludzie ze zwycięskiej ekipy. Nie mam jak się dogadać. Chcą przeznaczyć pieniądze na zakup
komputerów do gimnazjum.
Poczułem uderzenie adrenaliny. Jak to komputery?
- Zgłosiła się firma z ofertą. Napisali, że zainstalowanie komputerów może być
sfinansowane ze środków na profilaktykę alkoholowa.
- Izba obrachunkowa im tego nie przepuści – stwierdziłem z przekonaniem.
- Dogadali się. Maja opinię Dyrekcji
Negatywną?
szkoły. Możesz napisać swoja opinię?
Napisałem. Od miesiąca komputery są instalowane w gimnazjum a programy
profilaktyczne w szkole (sporadycznie) realizuje miejscowy matematyk. Jakie programy?
Np. Debata, ale nie cała, tylko w wersji uproszczonej w kampanii Alkohol kradnie wolność.
Efekty? Nieznane - na ewaluację nie starczy środków. Domyslnie? Żadne. Bo realizatorzy
nie wiedzą nawet, co to jest strategia profilaktyczna. A ich argumentacja dotycząca mitów
znika w gruzach po wybuchu pytania-pułapki: A Pan pije?
Jakie są kompetencje i przygotowanie profilaktyczne realizatorów? Jakie są ich
osobiste postawy? Jakie mają ukończone szkolenia dot. uzależnień? A po co to komu? Jest
scenariusz i „się leci”. Rzecz nie w tym, czy ktoś tych nauczycieli przygotował. Rzecz w
tym, że nikogo to w urzędzie nie interesuje. Dlaczego?... Są tani lub wręcz nic nie kosztują.
Zresztą:, Po co zatrudniać specjalistę „z miasta”. A co to nie mamy tu
specjalistów? I za chwile okazuje się, że miejscowy pedagog napisał „znakomity” program
profilaktyczny. 4 strony maszynopisu, zabawy integracyjne, trochę rozmów o alkoholu, nie
za dużo żeby nie ranić i nie drażnić.
Ewaluacja?” Panie! Wymyślacie ankiety. Ja tam wiem, co ludziom tu potrzebne.
Strategie? Panie najlepsza strategia, to niech się zapiją na śmierć. To się rodzina uwolni”. I
znów stereotypy, brak wykształcenia, bezradność i oszczędność. OSZCZĘDNOŚĆ raz
jeszcze: bo bieda aż piszczy. W gminnej kasie, w miejskiej kasie, w państwowej kasie. A to
rodzi bylejakość i pozoranctwo.
...Coś tam było. Co my tu robiliśmy? Acha : trzy teatrzyki i jeszcze dwie
pogadanki.
- Jak to nic z profilaktyki? Były programy. Jakie? Tak był Spójrz Inaczej? A,
robimy. Tu jest taka Pani na emeryturze to za 5 zł na godzinę prowadzi program dla dzieci
po południu. Mamy świetlicę terapeutyczną. Czy po przeszkoleniu? Ma książkę... Panie!
wymyślają sobie takie stawki, że nikogo tu nie stać. Ja mam Panie 1500 brutto na miesiąc...,
A jak przyjechał specjalista z Warszawy to chciał tyle za dwa dni. W głowach im się
poprzewracało. Przewodniki wypisują, że niby stawka za wykład 120,- a sami chcą dwa razy
tyle.
- Ja też jestem specjalista. Władza jestem to znaczy wiem, co ludziom potrzebne,
bo mnie wybrali.”
Gorzki cytat. Jak ten cytat się komuś wydaje gorzki, to dodam, że to nie
wypowiedź wójta tylko wiceprezydenta dużego miasta i to z doktoratem. I jeszcze puenta
dotycząca sprzedaży alkoholu na festynach: trzeba ludziom coś dać za ich trud...
A co gorsze, wszyscy wiemy, ile w tych słowach o stawkach jest prawdy. I tej
gminnej, i tej z parpowskiego przewodnika, którego w samej PARP-ie się nie przestrzega.
(Jeden z pracowników PARPA, za szkolenie dla sprzedawców alkoholu zażądał potrójnej
stawki) Plus dojazd i utrzymanie. To także sprawia, że w gminie coraz ciężej się rozmawia o
przyzwoitym wynagrodzeniu za pracę. I o korzystaniu z ofert przygotowanych przez dobrych
profilaktyków.
Mieszkam w całkiem sporym mieście. Ok. 130 tys. mieszkańców. Niedawno
nastąpiły tu radykalne zmiany. Na stanowisku prezydenta zasiadł przedstawiciel dawnej
opozycji. Rozpoczęły się rządy nowej opcji.
Z poprzednią ekipą udało się stworzyć całkiem nieźle działający ośrodek
profilaktyczny. Powołano pełnomocnika Zarządu, który sprawnie uporządkował
finansowanie programów. Działała też Komisja. W nowej Radzie Miasta nadal rządzą
współtwórcy tych dokonań (w opozycji do Prezydenta), co tworzy nadzieje na kontynuacje
zamierzeń.
Tymczasem członkowie Komisji na swych posiedzeniach zaczynają negować
swoje dotychczasowe dokonania. Jeden z nich stwierdził wręcz podczas posiedzenia. Nie
nie.... Nie będziemy tego rozwijać. Niech się nowa władza postara. Teraz jesteśmy opozycja
to przeczekamy, aż się wysypią. Będziemy wiedzieć jak to naprawić, kiedy wrócimy do
ratusza.
Krótkowzroczność czy cynizm?
Czy ktoś w samorządach boi się nowej ustawy o zatrudnieniu socjalnym? Tak na
stronach portalu NGO sugerują lansujący ustawę przedstawiciele „Barki”. Tymczasem w
terenie niewielu rozumie, o co w ogóle chodzi. Przecież i tak zrobimy po swojemu. Zresztą
bezrobocie ważniejsze niż jakaś tam profilaktyka...
Tylko, co jest najpierw. Bezrobocie, czy bezmyślność. Brak perspektyw, czy brak
moralnej odpowiedzialności za władzę i przyszłość?
I to już nie problem sytuacji sprzed kilku lat, kiedy podczas trzydniowego
szkolenia dla członków Komisji z jednej z zachodniopomorskich gmin wójt na każdej
przerwie pomiędzy wykładami o uzależnieniach zapraszał mnie: ”To co, Panie Mareczku
skoczymy na jednego?” A gdy zwracałem uwagę na dysonans sytuacyjny uśmiechał się
jowialnie i dodawał: Panie Mareczku, ja wiem ze Pan tak musi, ale u nas nie musimy
udawać. To jest dla innych...
Pan wójt dalej jest wójtem. Gmina ma swój zatwierdzony program.
Uzależnionych jakby nieco więcej. Czasem piją wspólnie z władzą, bo przecież nie trzeba
udawać... O przeznaczeniu środków w praktyce decyduje tam wójt jednoosobowo. Jak w
większości małych gmin...
Powie ktoś. Nie wszędzie tak jest. Oczywiście, że nie wszędzie jest tak
drastycznie. Są gminy gdzie terapeuci, pedagodzy znajdują wspólny język z władzą. Na rok,
na kadencje, na dwie...
Efekty są wtedy widoczne gołym okiem. Ale o systematyczności i trwałości
działań trudno mówić. Bo najczęściej to, co się dzieje jest zasługa ludzi pełnych wyrzeczeń,
ale walczących na ugorze stereotypów i głupoty. Coraz częściej niestety także na ugorze
wyrachowania.
Czasem, a to jest najtrudniejsze, na ugorze dramatycznych kompromisów władzy.
Kompromisów między tym, co dozwolone, a tym, co kusi. Pomiędzy tym,co doraźne, a co na
lata. I jakże często wygrywa to, co doraźne. Jakże często to, co kusi. Bo przyjdą wybory. A
wtedy nie widać tych wyleczonych, nie widać ofiar, które przetrwały dzięki pomocy gminy.
Widać natomiast komputery, kamery, bruki. Do legendy przeszła historia burmistrza, który
przekonywał na sesji Rady Miejskiej, że trzeba z kapslowego opłacić poszerzanie
chodników, bo dzięki temu pijani nie będą tak często wpadać na latarnie.
To dramatyczne koszty decentralizacji i demokratyzacji, jakie ponosimy także
my, profilaktycy, próbujący kształtować inną rzeczywistość. Widzący precyzyjnie cel i
metody, ale dość osamotnieni w zmaganiach. Byłoby nam pewnie łatwiej gdybyśmy żyli w
państwie prawa, a gminą rządzili ludzie światli i otwarci. Czasem to się zdarza, ale jakże
rzadko.
Po co kreślę ten gorzki obraz, który wszyscy znamy? Nic tu odkrywczego.
Codzienny trud, czasem udręka.
Jest jednak optymistyczny akcent.
To wśród członków gminnych Komisji, wśród pełnomocników gminnych ds.
PiRPA, wśród terapeutów i profilaktyków coraz więcej fachowców. Profesjonalistów nie
tylko w pracy terapeutycznej czy profilaktycznej. Profesjonalistów z powodu swojego
nonkonformizmu, odwagi i wytrwałości. Coraz więcej też takich, którzy staja się ostatnim
sumieniem gminy. To Komisja PiRPA często staje się ostatnim bastionem dbałości o
przyszłość miejscowej ludności. O rozwój nie tylko materialny, ale i etyczny. Może to trudy
codziennych wyborów, a może doświadczenie odpowiedzialności za klienta, za ludzkie życie
sprawia, że mimo piętrzących się trudności nie poddają się.
To dzięki środkom z tzw. kapslowego wielu nauczycieli pierwszy raz ma okazje
zetknąć się z profesjonalnym kształceniem umiejętności komunikacji, pojmowania rodziny
dysfunkcyjnej czy z możliwością weryfikacji własnej bezradności i błędnych przekonań.
Gminne wydziały Oświaty rozliczają ich raczej z zaświadczeń niż z umiejętności. Dzięki
szkoleniom finansowanym przez „alkoholówkę” zyskują umiejętności przydatne na co dzień.
Efektem jest szacunek, jakim są obdarzani w środowisku.
Bo samorządowe ośrodki terapii czy profilaktyki są także coraz częściej ostatnim
miejscem gdzie korupcja i koniunkturalizm nie znajdują miejsca. I nawet nie dlatego, że tu
pracują inni, jacyś lepsi ludzie. W moim przekonaniu dlatego, że Ci ludzie przez lata
trenowali odpowiedzialność za każde swoje słowo, za każdy krok. Trenowali czujność by nie
ranić, by pomagać. Dlatego kiedy patrzę na Polskę samorządową doznaje sprzecznych uczuć.
Przerażenie i złość mieszają mi się z dumą i podziwem. I kiedy na kolejne szkolenie
członków kolejnej Komisji przychodzi burmistrz miasta, człowiek, który nie chce być w
Komisji malowanym przewodniczącym; człowiek, który chce rozumieć, dlaczego te „łatwe”
gminne pieniądze powinny trafić właśnie do ośrodka, do szkoły, i dlaczego profilaktyk ma
dostać więcej za godzinę niż przeciętny nauczyciel... Wtedy wierze, że ta wytrwałość ma
sens, a nasza praca pozostawia trwały ślad. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu
Marek Jeżak