O facecie, który umarł w kościele…

Transkrypt

O facecie, który umarł w kościele…
Ks. Adam Piekarzewski SDB
O facecie, który umarł w kościele…
To żaden prowokacyjny tytuł!
Ten artykuł jest naprawdę o facecie, który umarł w kościele…
z nudów!
Robić, stwarzać, być w ruchu… To cechy mężczyzn, którzy
usadzeni przez swoje żony w kościelnych ławkach, rozglądają się
wokół przed rozpoczęciem nabożeństwa. Przyjrzyjmy się im nieco
bliżej. Niektórzy z pobożnym namaszczeniem zerkają co chwilę na
zegarek, myśląc: „szybciej się zacznie, szybciej się skończy!” U
innych można zauważyć stopniowe obniżanie temperatury ciała,
oddech zwalnia, a wraz z nim praca serca – to mężczyźni, którzy
przygotowują się do stanu uśpienia. Ale nie martwmy się o nich –
koma szybko znika, zwłaszcza po słowach księdza: „Idźcie w
pokoju Chrystusa!”. Startują jak wystrzeleni z procy, tratując przy
wyjściu poczciwe staruszki… Inni rozglądają się po świątyni
szukając usterek, nad którymi mogliby się dłużej mentalnie
zatrzymać i poszukać rozwiązania problemu (jeśli nie można coś
zadziałać fizycznie, to przynajmniej pobawią się umysłowo –
szybciej zleci). To tacy, którzy mają już wszystko „przeliczone”:
ilość ławek, świec, obrazów, żarówek w kościelnych żyrandolach,
a nawet szkiełek w witrażu bocznej okiennicy. Trochę
przesadzona wizja, powiecie. Zgadzam się! Przerysowuję
sytuację, by zadać ważne pytanie:
Co zrobić, by mężczyzna nie nudził się w kościele?!
Ktoś powie: „Co to za pytanie? Przecież jeśli ktoś przychodzi,
by się modlić, by przeżyć spotkanie z Bogiem, jak może się
nudzić?!” Racja, ale tu nie chodzi o nastawienie głęboko
wewnętrzne, które może być najświętsze na świecie… Tu chodzi o
formę – o to, jak to nastawienie wewnętrzne wyrazi się na
zewnątrz w religijnym akcie. Wielu mężczyzn mówi (i czuje), że
religijne ceremonie bardziej odpowiadają żeńskiej części
wiernych. Czy to, że w Kościele mamy mniej mężczyzn niż kobiet,
uczestniczących we Mszy Św., albo w nabożeństwach, można
tłumaczyć tylko psychologicznymi względami większej otwartości
pań na transcendencję? Jeden ksiądz powiedział mi kiedyś:
„Wiesz kiedy zaczęło mi sprawiać wielką przyjemność
uczestnictwo w Eucharystii? Wtedy, gdy zacząłem ją sam
odprawiać!” Coś w tym jest – mężczyzna w działaniu, w
„robieniu” czegoś dla Boga i dla innych… Czuje się spełniony, bo
ma zajęcie! I jego zajęcie coś znaczy!
Pan Adam też miał zajęcie!
Poszukajmy podpowiedzi w Biblii… „Pan Bóg wziął zatem
człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i
doglądał.” (Rdz 2,15) Czy świat stworzony przez Boga nie był
idealny, doskonały? Dlaczego więc Adam musi zakasać rękawy
(przysłowiowe – był przecież nagi!) i wziąć się do roboty? Stwórca
jest wspaniałym pedagogiem, choć lepiej powiedzieć w tym
miejscu: wspaniałym ojcem – wie dobrze, że facet musi mieć coś
do roboty. Inaczej albo zanudzi się na śmierć, albo zacznie
wymyślać głupoty! Skąd my to znamy, panowie, prawda? Praca
zadana Adamowi jest więc nie tyle koniecznością ulepszania
czegoś, co już jest doskonałe, a raczej jest zajęciem. To piękne,
polskie słowo: „zajęcie”, które sprawia, że Adam „jest zajęty”,
stanowi jeden z ważnych elementów dobrego samopoczucia
zdrowego mężczyzny.
Czytamy dalej: „Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta
lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do
mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę.” (Rdz 2,19)
Znowu zadanie do wykonania – zobaczcie, jak pięknie pokrywa
się to z cechą męskiego charakteru: robić, działać, tworzyć.
Wyobrażam sobie ten wspaniały pochód żyraf, słoni, psów,
kotów i wszystkiego innego zwierza, który ukazuje się oczom
wyłożonego w hamaku (oczywiście po dniu pracy!) Adama.
Nawet stworzenie kobiety samo w sobie niesie dla mężczyzny
konkretne zadanie. Bóg przyprowadza Ewę do Adama, oddaje mu
ją pod opiekę. Od teraz nie jest już on odpowiedzialny tylko za
siebie, za ogród, czy zwierzęta, ale staje się odpowiedzialny za
cud stworzenia – za istotę równą sobie w godności. To wielka
odpowiedzialność, która przejawia się w pierwszym rzędzie w
przekazaniu kobiecie całej wiedzy i mądrości, którą posiada.
Mogę to sobie wyobrazić (ponieważ Biblia o tym nie wspomina),
jak Adam bierze swoją żonę za rękę i wyjaśnia jej wszystko…
Opowiada z pasją o nazwach, jakie nadał poszczególnym
zwierzętom i w końcu dociera do sprawy najważniejszej: „Wiesz,
Ewo, jest w naszym ogrodzie takie jedno, szczególne drzewo…”
To moment przekazania życiowej mądrości, tajemnicy trwania
przy sercu Boga!
Jak myślicie? Które wydarzenie, albo inaczej: które działanie
w życiu Adama przybrało największe znaczenie do tej chwili
historii zbawienia? Czy było to uprawianie ogródka? Nadawanie
nazw zwierzakom? A może porządna drzemka, po której zniknęło
żebro, ale za to pojawiła się Ewa? Myślę, że najważniejszym w
życiu Adama do tej pory było to, że wziął żonę za rękę i
opowiedział jej o tajemnicy Bożej miłości i tym, jak tej tajemnicy
nie popsuć! Przekazanie mądrości w klimacie pełnym miłości to
„stwarzanie”, które w życiu mężczyzny ma największy sens…
Trzy motywy męskich spotkań...
Jaki jest więc sposób na kościelną „nudę”, panowie? Zostać
ministrantem-seniorem i „coś robić” przy ołtarzu? Zostać
księdzem? (U niektórych żona mogłaby się nie zgodzić…) Dalej
przeliczać żarówki w świątyni? Rozwiązaniem jest zmiana
wewnętrznego nastawienia! Przychodzę tu po coś! Po coś
konkretnego! Mówi się: „Punkt widzenia zmienia się wraz z
punktem siedzenia.” To prawda… trzeba się przesiąść zupełnie!
Może niekoniecznie na miejsce kapłana sprawującego
Eucharystię, albo do ławki ministrantów. Trzeba się przesiąść w
sercu i w głowie z ławki „biernie przyjmujących uczestników” do
ławki „ludzi celu”. Co to znaczy? Prawdziwy facet nie chodzi na
ploty, nie spija herbatki z kolegą, opowiadając jak mu minął
nudny dzień w pracy… Zauważcie, panowie, że zazwyczaj
spotykamy się ze sobą albo by coś wspólnie zrobić (stworzyć coś),
albo by rozwiązać jakiś problem, albo po prostu by się
zrelaksować (np. obejrzeć mecz). Jeśli w kościelnym
nabożeństwie nie znajdziemy przynajmniej jednej z tych rzeczy,
włączają nam się mechanizmy obronne: spanie, rozglądanie i inne
wcześniej wspomniane. Zmiana nastawienia to postawienie sobie
celu i jego realizacja.
Weźmy pierwszy argument: „coś wspólnie zrobić”. Wiecie
ile może zrobić facet wspólnie z Bogiem i Jego
błogosławieństwem? Pismo Święte pełne jest przykładów, a na
dodatek Kościół dorzuca wszystkich świętych mężczyzn na
przełomie wieków… Tylko dzisiejszy facet często zadowala się
rolą ciepłej kluski i wygrzewa kościelną ławkę „skazanych”
godzinkę tygodniowo. Nie ma dialogu z Bogiem, nie ma
„wspólnie zrobić”. Powiedziałbym, że nie ma życia… Przykład
walki Jakuba (Izraela) z aniołem Bożym zawsze mnie budził z
duchowej ospałości. „Nie puszczę cię, dopóki mi nie
pobłogosławisz!” (Rdz 32,27) Czy kiedyś zdobędziemy się na taką
modlitwę?!
Drugi argument: „by rozwiązać problem”. Lubimy radzić
sobie sami, w końcu jesteśmy facetami! Ale przychodzą takie
momenty, kiedy trzeba udać się do specjalisty: mechanika
samochodowego, dentysty, prawnika. Przychodzimy z
problemem i ufamy, że drugi facet, który „zjadł na tym zęby”
pomoże nam go rozwiązać. Dlaczego przed Bogiem nie stajemy z
takim zaufaniem? Gdy Abraham idzie na górę złożyć w ofierze
swojego syna, ten pyta się ojca: „Oto ogień i drwa, a gdzież jest
jagnię na całopalenie?” Odpowiedział mu Abraham: „Bóg upatrzy
sobie jagnię na całopalenie, synu mój.” (Rdz 22,7-8) Myślę, że ta
odpowiedź nie była zamaskowaniem okrutnej prawdy, ale raczej
płynącym prosto z serca ojca zaufaniem, że w sytuacji bez wyjścia
Bóg i tak znajdzie wyjście…
Trzeci argument: „relaks”. O to najtrudniej w kościelnej
ławce… Dla mężczyzn relaks bynajmniej nie kojarzy się ze
śpiewem nabożnych pieśni albo słuchaniem (nawet ciekawego)
kazania. Relaks to odzyskanie sił, „naładowanie akumulatorów”. I
taki też jest „Boży relaks”. Polega na przyjęciu od Boga mocy!
Wystarczy wiara w Eucharystię – w realną obecność Jego Ciała i
Krwi na ołtarzu… Wtedy duchowy „akumulator” gotowy jest na
kolejny tydzień zmagań!
Na koniec…
Facet, który umarł w kościele z nudów to ten który
przestał walczyć o swoje życie duchowe. Przestał się starać, bo
może stracił sens, może siły… Na pewno utracił niestety coś ze
swojej męskości, która jest przecież trochę dzika, niespokojna i
jak to mówiła mama: „nie usiedzi!” Nie dajcie się, panowie!
Szukajcie, walczcie jak Jakub… Ufajcie jak Abraham, a swoje Ewy
uczcie życiowej mądrości, której najpierw nauczycie się u Ojca,
gdy tylko z innym celem zasiądziecie w kościelnej ławce…
Copyright © by Adam Piekarzewski
[email protected]