kwiecień - Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu
Transkrypt
kwiecień - Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu
MAGAZYN Nr 3 (26), kwiecień 2004 STUDENCKI WSB ISSN 1642-8161 Patron merytoryczny: Spis treści: • • • • • • • • • • • • • • • • Tato ABC fotografii Serce na dłoni Między sercem a rozumem Nabór jak do pracy Studia uzupełniające magisterskie w WSB Po co nam studia? SUM - a plusów i minusów E-learning - nowoczesne studiowanie SUM w Bankowej „Czy warto mieć dyplom magistra?” Udogodnienia dla absolwentów licencjatu WSB w Poznaniu Przyjaciel - Gej Jestem na TAK Pomieszanie Ameryka ach Ameryka 3 4 6 7 8 9 10 11 12 14 15 16 17 18 19 20 REDAKTOR NACZELNY Marcin Czyrko ZASTĘPCY REDAKTORA NACZELNEGO Dominik Chuchracki, Łukasz Ratajczak DYREKTOR ARTYSTYCZNY: Agnieszka Michalak DYREKTOR STRATEGII i ROZWOJU: Magda Maludy KOREKTA: Anna Makowiecka Wstępniak ZDJĘCIA: Michał Szafran GRAFIKI: Olgins, jah W sklepie, przed wejściem do którego żaba zielona się uśmiecha, kupuję paczkę z przesłaniem Ministra Zdrowia, gumy – do żucia i Politykę – do czytania. Strona pierwsza: Raport. O kim? O paskowanym krawacie, biało-czerwonym, rzecz jasna. Ciche pomruki, szemrania, a z czasem skowyt i pisk lękliwy, niejako przestraszonych narastającym zagrożeniem. Wieczorem udaję się z wizytą do znajomych. Oni mają tę rzecz ze światem łączącą, czyli telewizor. Program 1 – krawat, Polsat – krawat, TVN – krawat. Wychodzę. Z rana kierowany chęcią przejrzenia poczty odpalam Internet. Po prostu nie do wiary. Główna informacja wirtualnej strony – niezmiennie krawat. Wyłączam. Nawet poczty nie sprawdzam. Na targu, gdzie świeże jaja znaleźć można – słyszę rozmowę dwóch starszych panów, bynajmniej nie z kabaretu. Tematy krawatów w modzie. Oglądając się za siebie odchodzę. Pomału zaczynam czuć się prześladowany. Przypomina to poniekąd czasy Gierka, kiedy to przed każdym dziennikiem Pierwszy Sekretarz był pokazywany z ludem i socjalistycznym dorobkiem w tle. Wszyscy byli szczęśliwi i czyści, pomimo iż pracowali. Za każdym razem akcja miała miejsce gdzieś indziej. Choć pewne wątki się nie zmieniały. Aż do znudzenia. Radość z wyrobów kolektywnej współpracy mogła i zapewne udziela się każdemu widzowi. Udaję się do centrum – może zdołam skryć się w tłumie. Sięgam pamięcią wstecz i coś przypomnieć sobie nie mogę. Takich kolorowych witryn sklepowych kiedyś nie było. Tak właściwie, to kiedyś niczego nie było, może poza kolejkami. Tylko czy ktoś zastanawia się jeszcze nad tym? Chociażby trochę? Zatrzymuję się przed sklepem z garniturami. Na wystawie nagle spostrzegam krawaty. W kropki i kratki, paskowane i cętkowane, no wszystkie. Biało czerwonych jednak nie ma. Jak na razie. Może zmieni się to po wyborach. Kto wie – możliwe, że wtedy będziemy nosić je wszyscy, jak niegdyś mundurki do szkoły. Ustawowo nakazane noszenie biało-czerwonych krawatów pod groźbą chłosty w miejscu publicznym. To może się przyjąć. Dlaczego by nie. A z czasem będziemy prezentować je z dumą. Narodową dumą. Jak przystało na pragnącego najprostszych rozwiązań Polaka. M.Cz. REDAKCJA: Gorski Michał, Kasia Krawczyk, Matysiak Agnieszka, Pierowicz Iwona, Maciej Dolata, Ola Fiałkowska, Magdalena Zwierzyńska, Michał Szafran, Przemysław Soczyński, Aleksandra Fiałkowska, Dariusz Dziamski, Jakub Jóźwiak, Magdalena Komorska, Maciej Borowiak SPECJALNE PODZIĘKOWANIA: Magdalena Podstawek PROJEKT, SKŁAD i ŁAMANIE Jan Ślusarski ADRES REDAKCJI al. Niepodległości 2, 61-874 Poznań Budynek PW 203 e-mail: [email protected] www.zebys-wiedzial.wsb.pl Redakcja nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. Zastrzegamy sobie prawo do adjustacji tekstów. Poglądy wyrażone w tekstach nie muszą odpowiadać poglądom Redakcji i Wydawcy. WYDAWCA Wydawnictwo Wyższej Szkoły Bankowej al. Niepodległości 2, 61-874 Poznań UWAGA!!! KOLEKCJA ZDJĘĆ MICHAŁA SZAFRANA Tato Zapakowawszy do tornistra przygotowane przez mamę kanapki, trochę jeszcze zaspany wyszedłem do szkoły i wolnym krokiem ruszyłem przed siebie. Tego dnia lekcje zdawały nie różnić się jedna od drugiej. Na przerwach dzieci wciąż pełne powakacyjnej energii biegały bez opamiętania. Sam jeden, kierowany wówczas niezrozumiałym dla mnie przeczuciem, stałem na uboczu, przyglądając się wszystkiemu bezmyślnie. Gdy tylko wróciłem do domu, mama niemal w drzwiach przywitała mnie słowami: - Marcin, chodź szybciutko... W trzy godziny później siedzieliśmy razem w pociągu. Poinformowany, iż mam nic nie mówić, w szczelnie upchanym tobołami przedziale przyglądałem się w milczeniu pewnemu pasażerowi, który do złudzenia przypominał aktora z jakiegoś niedawno obejrzanego przeze mnie filmu. Jak miało się później okazać, narastające zdenerwowanie, jakie zaczęło się udzielać owemu panu, nie było bynajmniej spowodowane moim natrętnym weń wpatrywaniem, a jedynie zbliżającą się nieuchronnie granicą. Na której to wyproszono nas z przedziału i przy zasłoniętych kotarach poddano biedaka dogłębnej, a jeszcze bardziej wywrotnej rewizji. Droga do stacji przeznaczenia minęła w ogólnym zamieszaniu i uciskaniu na powrót bestialsko rozprutych bagaży. Jednak moje niemałe całym zajściem zdziwienie, miało dopiero zostać nadszarpnięte. Dworzec w Berlinie Zachodnim w żaden sposób nie przypominał niczego, co dane było mnie do tej pory oglądać. Mojej mamie chyba również. Albowiem po naprawdę wielu wędrówkach, w tą i z powrotem, wzdłuż i w poprzek, zdołaliśmy się w końcu jakoś wydostać. Niestety na zewnątrz sytuacja wcale nie rysowała się bardziej kolorowo, w przeciwieństwie do witryn sklepowych, porażających bujnością barw i całym tym niewysłowionym rozmachem, pochłaniającym bez reszty moją uwagę. Po kilkukrotnym odczytaniu adresu z kartki, nie kryjąc wątpliwości, kierowca kremowej taksówki zdołał pochwycić przekazywaną mu informację. Pod wskazanym adresem, gdzieś, gdzie wszystko co widzieliśmy niespełna pół godziny wcześniej, zdawało się już być tylko pięknym złudzeniem, wątpliwości taksówkarza przeszły ze zdwojoną co najmniej siłą na moją mamę. Budynek z czerwonej cegły o zakratowanych oknach, skrywał się za zardzewiałą bramą, będącą w daleko posuniętym stadium rozkładu. Był to tak zwany Heim – dom dla ubiegających się o azyl. Aczkolwiek goście w nim przebywający, w przeważającej części mężczyźni, swoim bądź co bądź osobliwym wyglądem nie sprawiali wrażenia oczekiwania, ani na pozwolenie dające możliwość przeniesienia się do lepszych krajów ani na cokolwiek innego, wyjąwszy może darmowy obiad. Zszokowani i z przerażeniem zastygłym na ustach zostaliśmy oddelegowani do pokoju. Trzymając się kurczowo za ręce, z trudem przebrnęliśmy korytarz, gęsto zaległy przez nie mogących utrzymać się na nogach podróżników. Po zaryglowaniu krzesłem drzwi, do których nie otrzymaliśmy klucza, uprzątnięciu z grubsza wszechobecnego syfu, zamienieniu koców z powypalanymi od petów dziurami na nasze ciuchy, ułożyliśmy się do snu. Lecz ten, pośród jęków i krzyków oraz daremnych prób wtargnięcia do środka, nie był nam pisany. Z samego rana już nas tutaj nie było. Cały dzień minął na bezowocnym poszukiwaniu innego lokum, aż późno w nocy, za trochę drobnych jakiś kucharz zgodził się przenocować nas na zapleczu. Bez okienne pomieszczenie, gdzie zaledwie cztery kroki dzieliły cię od jego końca, zawierało dwa piętrowe łóżka, z czego trzy legowiska były już zajęte. Nam przypadło górne, pod samym sufitem. Takie, iż położenie się nań wymagało sprawnego w ślizgu. Nie sposób stwierdzić ile tam mogło być stopni, lecz zaczerpnięcie powietrza przychodziło z nielada wysiłkiem, ściskając i dusząc każdy oddech w połowie drogi. Następnego dnia przemierzaliśmy bezkresne ulice na peryferiach Berlina, wypatrując czegoś normalnego do zjedzenia. Bez skutecznie. Po raz wtóry przyszło nam zadowolić się suchymi grzankami. Zanim dotarliśmy do centrum, spędziliśmy jeszcze jedną noc w jakimś podejrzanym miejscu. W pobliżu gigantycznego domu handlowego KDW znaleźliśmy mały hotelik prowadzony przez Polaków. Było to miejsce przelotowe dla azylantów maści wszelkiej. Wprowadziliśmy się do pokoju zamieszkiwanego przez matkę z synem, notabene również z Polski. Rafał jako starszy dostał przyzwolenie na zabranie mnie na spacer. Wybór był prosty: KDW, trzecie piętro, świat zabawek... Los jakby zaczął nam sprzyjać. Zjedliśmy prawdziwy obiad (pieczonego kurczaka z ziemniakami), spaliśmy na czystych materacach, mama znalazła dorywczą pracę i też działo się tam tak wiele. Z okna przyglądałem się prawdziwej bitwie skini kontra punki kontra policja. Widziałem ludzi wdrapujących się po ścianach wieżowców. Innym razem jeszcze, gdy pozostawiony bez opieki na trzecim piętrze bawiłem się zapamiętale udostępnionymi zabawkami, nie spostrzegłem nawet, kiedy wszystkich ewakuowano. W tym czasie Rafał wrócił do hotelu i oznajmił jakby nigdy nic, że w KDW podłożono bombę. Ostatecznie, ponieważ nie rozumiałem treści płynących z głośników, wyprowadziło mnie dwóch ochroniarzy. Dom towarowy otoczony był kordonem policji, odgradzającej żądny tragedii tłum ludzi, z którego nagle wyrwała się jakaś kobieta wykrzykując coś w obcym języku... Chcąc nie chcąc potrafiłem dostarczyć mamie mocnych wrażeń. Choćby rozbijając sobie głowę podczas skakania po drzewach, ale to już było później, kiedy przenieśliśmy się do następnego Heimu, będącego ostatnim przed odlotem. Tak, gdy zajęto się naszą sprawą, mieliśmy polecieć z Berlina do Hannoveru samolotem. W związku z tym zawód spotkał mnie straszny. Jedyne wrażenia, to zatkane uszy i ucisk brzucha przy starcie oraz zatkane uszy i wyparcie brzucha przy lądowaniu – przez okno też niczego, może prócz chmur, nie można było zobaczyć. W niecałe pół godziny byliśmy na miejscu. Przez ten czas i dużo wcześniej już, bardziej niż nad samym lotem, moim myślą przyświecała inna rzecz. A mianowicie zbliżaliśmy się do celu naszej podróży. Po wyjściu czy wręcz wyskoczeniu z rękawa, stając na palcach i podskakując, rozglądałem się dokoła. Jest. Stoi tam, za szybą poczekalni. Tato, tato – krzycząc i ciągnąc mamę za rękaw, nie mogłem powstrzymać się przed napływem łez radości. W chwilę po tym popłakaliśmy się wszyscy. Po kilkunastomiesięcznej rozłące, niezliczonych trudach i całej tułaczce, nareszcie byliśmy razem, i już nic nie mogło nas rozdzielić. Nic, z wyjątkiem administracyjnej decyzji. Skutkiem jakiegoś niedopatrzenia, wskazane nam miejsce zamieszkania znajdowało się w odległości przeszło stu kilometrów od Georgsmarienhütte, czyli miasteczka, w którym mieszkał mój tata. Spędziwszy wieczór pełen wzruszeń, przepełnieni już namacalnym pragnieniem bliskości, przy moim pisku i płaczu musieliśmy się ponownie rozstać. Tym razem na dwa tygodnie, które spędziliśmy na nerwowym oczekiwaniu powtórnego rozpatrzenia decyzji. Wynik był pozytywny. Mogliśmy zamieszkać wspólnie... ReO ABC Fotografii Witam serdecznie! Na samym wstępie przyznam się bez bicia (bo chyba nikt nie lubi być bity), że artykuł w bieżącym numerze nie jest tym czym miał być... Chciałem kontynuować wątek używek i innych tego typu mniej lub bardziej wciągających uciech, ale nie udało mi się wyrobić z czasem. Wszyscy wiedzą jak ciężko jest znaleźć w swoim grafiku odpowiednio duży prześwit, aby coś się w nim zmieściło ;). Poza tym o polskiej młodzieży w związku z powyższym tematem stało się ostatnimi czasy głośno we wszelkich mediach. Nie będziemy więc tacy jak cała reszta i zrobimy coś na opak. Zresztą Naczelny poprosił mnie, abym napisał coś z zupełnie innej beczki. Jak zostało powiedziane, takowo zostało wykonane. Będzie zatem coś o fotografii jako takiej. Chyba każdy z nas miał okazję zrobić w swoim życiu przynajmniej kilka(naście) zdjęć. Jest to duża przyjemność, przyznacie? Na przykład ustawianie ciotek i wujków tak, aby wszyscy wyglądali zdrowo i pogodnie, przestawianie nakrycia na stole w ten sposób, by widać było tylko najlepszą zastawę. Optymalnym momentem na zdjęcie rodzinne jest ten, gdy na stole jest pełno jedzonka, wtedy wszystkim łatwo uśmiechać się do obiektywu (gdy wszyscy są jeszcze w miarę trzeźwi zdjęcia mogą być lekko drętwe, ale efekty można obserwować w mirę upływu czasu i kliszy w aparacie ;). Jest coś niezwykłego w uwiecznianiu ulotnych obrazów. Aaaahhh... jak sobie człowiek siądzie i powspomina to, co się działo wtedy, a to wtedy... (choć czasem wolałby sobie nie przypominać). Można w ten sposób zwrócić uwagę na rzeczy i obrazy, na które zazwyczaj nie mamy nawet czasu spojrzeć. To co napisałem, traktować proszę z lekkim przymrużeniem oka. Nie wszyscy bowiem aż tak infantylnie podchodzą do tematu fotografii. Jest to sztuka i to przez duże S. Dla niektórych może stać się hobby, dla innych sposobem na życie, jeszcze inni używać jej będą w sposób, jaki przedstawiłem powyżej. Nie ulega jednak dyskusji, że najbardziej fascynującą rzeczą w fotografowaniu jest to, że każdy może to robić. Wystarczy jakiś aparat (nie pominę nawet tzw. „głupich jasi”, choć w nich jedyną ingerencją użytkownika często bywa tylko naciśnięcie spustu migawki), klisza w środku i odrobina dobrych chęci, aby znaleźć jakiś element przestrzeni wkoło nas godny uwiecznienia. Jest to skrajne uproszczenie, ale tak właśnie wyglądały moje początki z fotografią. Aparacik marki Yoshica (miał wbudowaną lampę błyskową, co jak na początek lat 90-tych było nie lada powodem do dumy) i heja. Uwieczniałem wszystko, co się ruszało, a w szczególności ciekawostki na wycieczkach szkolnych. Była to świetna zabawa, ale moje fotki zawsze były różne od zdjęć pozostałych dzieciaków (więcej przyrody, mniej klasy). Jakiś czas później miałem okazje dotknąć Zenitha (taki fajny z wbudowanym światłomierzem) i wtedy uznałem, że coś jest nie tak z moim aparacikiem. Tamten to wysokiej klasy ruska optyka, a mój to plastik z Brazylii (choć sama firma jest Japońska ;). No i zaczęło się. Nie będę opisywał tego, jakimi ścieżkami wiodła moja droga do pierwszej lustrzanki, a jej nazwa to Practica L, którą posiadam zresztą do dnia dzisiejszego. Było to tak, jakbym z wiertarki ręcznej dorwał młot pneumatyczny Hilti (i nie chodzi nawet o to, że miałem większe możliwości, ale raczej ile więcej mogłem popsuć :). To było COŚ!! Pierwsze trzy klisze zostały zmarnowane w mniejszym lub większym stopniu. Jaki byłem zdziwiony, gdy po wywołaniu kliszy efekt w niczym nie przypominał tego, co budowałem sobie w wyobraźni. Jednak najlepiej uczyć się na własnych błędach wyciągając wnioski. Od tego czasu miałem kilka różnych aparatów. W międzyczasie wiele się nauczyłem. Lepiej zrozumiałem reguły rządzące kadrem, światłem i perspektywą. Dowiedziałem się coś niecoś o ciemni fotograficznej i całym procesie wywoływania zdjęć. Wiem jednak jak wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej oraz ile pracy mam przed sobą. Najważniejsze jest jednak znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Uchwycenie codziennej sceny w niecodziennym świetle, albo bycie świadkiem czegoś wyjątkowego i uchwycić to na zdjęciu.To, że często mam aparat koło siebie stało się nawykiem. Lustrzanka lub cyfrówka prawie zawsze znajduje się w zasięgu mojej dłoni. Ci, co mnie znają, powiedzą, że czasem jestem nawiedzony, ale każdy ma swojego konika. Nigdy nie wiadomo co możne wyłonić się z szarej codzienności ;). Obecnie technologia poszła strasznie do przodu. Aparaty zmieniły swoje oblicze. Są teraz napchane elektroniką, a wszystko po to, by ułatwić użytkownikowi ich obsługę. Są jednak pewne pojęcia, których znajomość jest przydatna. Wbrew pozorom prawidła działające w świecie lustrzanek znajdują swoje zastosowanie w aparatach cyfrowych (a jeśli ktoś włączył tryb manualny w cyfrowej lustrzance Canon EOS 300 B, ten zgodzi się z tym bardziej niż inni). Oto podstawowe hasła z zakresu optyki i fotografiki. AF - autofocus - system automatycznego nastawiania ostrości obrazu. AE - autoekspozycja - system przeznaczony do automatycznego dobierania wartości liczby przesłony i czasu migawki do zapewnienia prawidłowej ekspozycji obrazu. Aparat kompaktowy (popularnie „kompakt”) - aparat fotograficzny (klasyczny małoobrazkowy lub cyfrowy), charakteryzujący się uproszczoną budową względem na przykład tzw. lustrzanek. Najczęściej kompakty posiadają wbudowany na stałe obiektyw oraz wizjer. Te na ogół niewielkiej wielkości aparaty fotograficzne są przeznaczone głównie dla amatorów, na co wskazuje między innymi duży stopień automatyzacji podstawowych funkcji. Balans bieli - równoważenie barwy światła pochodzącego z różnych źródeł. Na przykład światło żarowe powoduje dominację barwy żółtej. Regulacja balansu bieli niweluje ten efekt. B (bulb) - jeden z czasów otwarcia migawki trwający tak długo, jak długo naciśnięty jest spust migawki. Camera obscura - najprostszy aparat fotograficzny składający się ze skrzynki światłoszczelnej i otworka. Światło padające przez otworek tworzy na przeciwległej ściance skrzynki odwrócony obraz przedmiotu. Inaczej ciemnia optyczna (światłoszczelne pudło) z małym otworem w jednej ze ścian, który może zostać zastąpiony soczewką skupiającą lub układem soczewek - prototyp aparatu fotograficznego; na ścianie przeciwległej otworowi lub soczewce powstaje odwrócony obraz oświetlonych przedmiotów znajdujących się na zewnątrz przed ścianką. Znana w starożytności, używana przez R. Bacona, Witeliusza, Kopernia, della Portę, opisywana przez Leonarda da Vinci - przeszła liczne udoskonalenia: w 1550 roku mediolańczyk G. Cargano zastąpił otwór pojedynczą soczewką skupiającą, wenecjanin D. Barbaro zastosował przysłonę otworkową, następnie udoskonalił ją Ch. Huygens, J. Kepler, J. Kircher, J. Zahn; stosowana również jako laterna magica. Camera obscura stosowali też malarze do dokładnego i precyzyjnego odwzorowania rysunku. Dioptria - jednostka miary zdolności zbierającej układu optycznego. Zdolność zbierająca układu, którego ogniskowa wynosi 1 metr. Liczba dla soczewki skupiającej jest dodatnia, a dla soczewki rozpraszającej ujemna. Dystorsja - wada geometrycznego odwzorowania linii prostych w obrazie optycznym utworzonym przez soczewkę lub przez obiektyw, zależna od miejsca położenia przesłony. „Efekt czerwonych oczu” - efekt pojawiający się na zdjęciach barwnych przy fotografowaniu osób za pomocą lampy błyskowej, umieszczonej blisko osi obiektywu (dotyczy wszystkich lamp wbudowanych do aparatu). Uwidacznia się on w postaci czerwonej plamki w centralnej części oka portretowanej osoby. Istnieje możliwość zredukowania tego efektu, dzięki funkcji tzw. przedbłysku. Polega ona na wstępnym mignięciu lampy błyskowej tuż przed wykonaniem zdjęcia. Silny strumień światła powoduje zwężenie się źrenic fotografowanej osoby, dzięki czemu niepożądany efekt jest minimalizowany. Niestety cała operacja opóźnia moment wykonania właściwego ujęcia (a u fotografowanego istnieje możliwość przybrania dziwnego grymasu twarzy ;). Ekspozycja - ilość światła wpadającego do wnętrza aparatu fotograficznego - zarówno klasycznego jak i cyfrowego - oddziałująca na materiał lub element światłoczuły (film lub matrycę CCD). Parametry ekspozycji reguluje wielkość otworu przysłony obiektywu i czas naświetlania. Filtry fotograficzne - przezroczysty materiał szklany lub wykonany z tworzywa sztucznego, nakładany na obiektyw aparatu fotograficznego po to, by wpłynąć na barwę bądź cechy rejestrowanego obrazu. Flesz - lampa błyskowa. Głębia ostrości – strefa, w której obiekty odwzorowane są z wystarczającą ostrością. Zależy odwrotnie proporcjonalnie od ogniskowej obiektywu i wprost proporcjonalnie od wartości przysłony. A bardziej przystępnie, im większa ogniskowa obiektywu tym mniejsza głębia ostrości (im obiekt jest bliżej aparatu, tym mniejsza jest głębia ostrości). Użycie przysłony o większej liczbie zwiększa zakres ostrości obrazu. Jeśli chcemy zrobić portret i użyjemy długoogniskowego obiektywu oraz małą liczbę przysłony ostra będzie jedynie twarz fotografowanej osoby. Pozostali ludzie bądź przedmioty znajdujące się bliżej czy dalej będą „rozmyte”. Jeśli zaś chcemy sfotografować daną osobę na tle dużego, oddalonego obiektu, używamy optyki standardowej lub szerokokątnej z ustawioną większą wartością przysłony. Inwersja - zamiana obrazu na negatyw (czerń w biel, zieleń w purpurę, niebieski w żółty, czerwony w cyjan i odwrotnie). Jasność obiektywu - zdolność obiektywu do przepuszczania większej lub mniejszej ilości światła; jest kwadratem otworu względnego. Na przykład, przysłonięcie (przysłoną) obiektywu do wartości dwukrotnie mniejszej spowoduje czterokrotne zmniejszenie jego jasności. Wpływ na zwiększenie jasności mają warstwy przeciwodblaskowe, którymi pokryte są soczewki lub człony obiektywu, bowiem obiektyw dzięki tym warstwom przepuszcza dodatkowo część światła, która w przypadku braku warstw przeciwodblaskowych zostałaby odbita i rozproszona. Obiektyw - złożony układ optyczny aparatu, służący do odwzorowania obrazów fotografowanych przedmiotów. Obiektyw zmiennoogniskowy (zoom) - obiektyw, który ma tak zaprojektowany wielosoczewkowy układ optyczny, że możliwa jest zmiana jego odległości ogniskowej. W efekcie można przybliżać i oddalać fotografowany obraz obiektu. Ogniskowa - wielkość odzwierciedlająca stopień powiększenia obiektywu. Jej wartość podawana jest w milimetrach - im większa, tym bardziej obraz jest przybliżany przez obiektyw. Przesłona obiektywu (diafragma) - element mechaniczny umieszczony w obiektywie aparatu fotograficznego regulujący wielkość czynnego otworu obiektywu i tym samym natężenie światła, które po przejściu przez obiektyw pada na film lub matrycę CCD. Wielkość przesłony jest odwrotnie proporcjonalna do ilości wpuszczanego światła do wnętrza aparatu. Za pomocą przesłony reguluje się głębię ostrości obrazu. Prześwietlenie - wystawienie filmu lub matrycy na dłuższe działanie światła powodujące zbyt ciemny obraz. Rybie oko - ekstremalnie szerokokątny obiektyw, w którym znaczna dystorsja (beczkowate zniekształcenie linii w obrazie) jest wynagradzana znacznym kątem widzenia sięgającym ponad 220°. Samowyzwalacz - (ang. self timer) mechanizm, który po ustalonym czasie - zwykle 10 sekund, wyzwala migawkę aparatu fotograficznego. Dzięki niemu fotograf może np. dołączyć do grupy fotografowanych osób. Stopień przysłony - odstęp pomiędzy dwiema sąsiednimi liczbami przysłony, odpowiadający dwukrotnemu zwiększeniu lub zmniejszeniu oświetlenia obrazu fotograficznego. Teleobiektyw - obiektyw lub jego ustawienie przybliżające obraz. Wartość przesłony - stopień otwarcia obiektywu. Np. kiedy samodzielnie reguluje się wartość przesłony, to określa się głębię ostrości. Robienie zdjęć jest czymś niesamowicie kreatywnym ;) UWIERZCIE MI!!! Święta tuż tuż, macie więc okazję wykazać się inwencją. Mogą wyjść niezłe jaja Pozdrawiam serdecznie Michał Szafran [email protected] Serce na dłoni... Nasze życie ma sens tylko wtedy, kiedy mamy świadomość, że jesteśmy potrzebni drugiemu człowiekowi. Jakby na to nie patrzeć, jest to siłą napędową, dodającą energii do podejmowania jakiegokolwiek działania. Samotne egzystowanie, pozbawione możliwości wnoszenia cząstki siebie do życia innych jest bezwartościowe i mało satysfakcjonujące. Bo czymże jest na przykład radość, jeżeli nie mamy jej z kim dzielić? Jeśli dobrze się rozejrzeć, w otoczeniu każdego z nas jest wiele osób, które nie potrafią samodzielnie funkcjonować. Mam tutaj na myśli poszkodowanych w wypadkach samochodowych oraz ludzi, którzy od urodzenia są upośledzeni fizycznie bądź umysłowo. Rodzina, przyjaciele, sąsiedzi są dla nich największym wsparciem, jednakże każda pomoc z zewnątrz jest zawsze mile widziana. W Poznaniu, od kilkunastu już zresztą lat, prężnie działa organizacja pozarządowa zrzeszającą niepełnosprawnych oraz wszystkich tych, którzy chcą przyczynić się do ułatwienia im istnienia w społeczeństwie. Studenckie Stowarzyszenie Pomocy Niepełnosprawnym (SSPN), bo o nim mowa, powstało w 1986 roku, początkowo działając przy Akademii Medycznej jako Neurologiczne Koło Naukowe. W tym czasie opiekunami osób niepełnosprawnych byli tylko studenci tejże uczelni. Jednakże z czasem idea rozprzestrzeniła się na inne uczelnie wyższe, a nawet szkoły średnie. Grupa, zarówno podopiecznych, jak i opiekunów, sukcesywnie z roku na rok zwiększa się, znajdując coraz to szersze grono sympatyków i zainteresowanych niesieniem pomocy drugiemu człowiekowi. Członkowie Stowarzyszenie ma charakter otwarty, więc członkiem może być każdy, kto tylko czuje w sobie chęć zrobienia czegoś pożytecznego dla innych. Można ich podzielić na trzy grupy: podopiecznych, opiekunów oraz wspomagających. Członkowie - podopieczni to niepełnosprawni cierpiący w większości na mózgowe porażenie dziecięce, rozczep kręgosłupa, niedowład kończyn oraz schorzenia powypadkowe. Krótko mówiąc są to wszyscy, dla których powyższa organizacja powstała. Członkowie - opiekunowie to ludzie zajmujący się podopiecznymi. Ich zadaniem jest przede wszystkim bezpośredni kontakt z podopiecznym. W ciągu roku opiera się on na odwiedzinach podopiecznego w jego domu, spacerach oraz uczestnictwie w okolicznościowych imprezach organizowanych przez Stowarzyszenie. Wakacje są zaś czasem wspólnego wyjazdu na obóz rehabilitacyjny, gdzie podopieczny spędza ze swoim opiekunem praktyczne całą dobę, zapewniając mu pełną opiekę i pomoc. Członkowie wspomagający to przede wszystkim rodzice oraz ci, którzy tylko tymczasowo współpracują ze Stowarzyszeniem. W chwili obecnej SSPN zrzesza 39 podopiecznych, 30 opiekunów i 12 osób wspomagających. Najmłodszy podopieczny ma 15 lat, a najstarszy 42, przy czym średnia wieku to 22-26 lat. Cele i działania Zakres działań Stowarzyszenia jest bardzo rozległy. Istnieje jednak kilka celów, które szczególnie mu przyświecają. Do takich należą m.in.: • sprawowanie wychowawczej i opiekuńczej funkcji wobec osób niepełnosprawnych w szczególności dzieci i młodzieży szkolnej, • pomoc w umysłowym i fizycznym rozwoju oraz integracji w środowisku szkolnym, • propagowanie wśród młodzieży szkolnej i studenckiej idei niesienia pomocy sprawnym inaczej, poprzez tworzenie atmosfery akceptacji, • oraz w dużym stopniu zapewnienie bezpośredniej pomocy materialnej najbardziej tego potrzebującym. Cele te realizowane są w zgodzie z obowiązującym Statutem. Stowarzyszenie troszczy się o podopiecznych zapewniając im specjalistyczną pomoc i opiekę medyczną oraz rehabilitacyjną. Oprócz tego organizuje seanse terapeutyczne, różnego rodzaju wycieczki i obozy. Podopieczny może tu również znaleźć pomoc przy doborze właściwego sprzętu rehabilitacyjnego. Stowarzyszenie w ciągu roku, współpracując z różnymi organizacjami turystycznymi, uczestniczy w licznych rajdach i wycieczkach krajoznawczych. Nie brakuje tu również troski o rozwój intelektualny członków. Przejawia się ona w odwiedzinach wszelkiego rodzaju instytucji kulturalnych. Wakacje natomiast to czas wspólnego wyjazdu na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjno-wypoczynkowy w różne części Polski. Dla wielu podopiecznych SSPN-u, okres obozu jest jedyną możliwością otrzymywania właściwie przygotowanych i dobranych posiłków oraz znalezieniu się w miejscu innym niż dom rodzinny. Stowarzyszenie nie prowadzi działalności gospodarczej, a wszystkie prace wykonywane są bezinteresownie. Środki finansowe SSPN-u to przede wszystkim darowizny, spadki, i ofiarność publiczna. Struktura Organizacyjna Walne Zgromadzenie Członków stanowi najwyższą władzę w Stowarzyszeniu. Swoje posiedzenie ma raz w roku, a do jego głównych zadań należą: ustalanie planu działania, przyjmowanie sprawozdań oraz udzielanie absolutorium zarządowi i komisji rewizyjnej. Komisja Rewizyjna jest organem kontrolnym, a jej zadanie opiera się na śledzeniu działalności gospodarczej i finansowej Stowarzyszenia. Zarząd składa się z 8 osób; do jego kompetencji należy śledzenie działalności Stowarzyszenia i realizowanie planu Walnego Zgromadzenia. Stowarzyszenie dla niektórych ludzi niepełnosprawnych jest niemalże jedyna możliwością wyrwania się z szarej rzeczywistości i choć na chwilę zapomnienia o swoim kalectwie. Nawiązują się tutaj wieloletnie znajomości i przyjaźnie, a czas upływa w miłej i sympatycznej atmosferze pełnej integracji. Bezpośredni kontakt z osobami niepełnosprawnym jest na pewno niesamowitym sprawdzianem dla samych opiekunów, dla poznania ich własnych słabości. Bezinteresowne niesienie pomocy innym bez wątpienia dowartościowuje i umożliwia spojrzenia na świat z zupełnie innej perspektywy. Uczy dostrzegania drobiazgów, dzięki którym funkcjonujemy, często nie doceniając faktu, że bez nich nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Podopieczni SSPN-u to ludzie pogodni, potrafiący cieszyć się każdym dniem, pomimo ograniczeń jakie stworzył im los. To, że akurat my jesteśmy sprawni fizycznie, że możemy samodzielnie żyć i działać w społeczeństwie, to naprawdę przypadek. Wciąż gdzieś biegniemy, chcąc coraz więcej osiągnąć - jest to jak najbardziej korzystny proces, wtedy gdy nie zapominamy o tym co już mamy, i że Matka Natura dając nam zdrowie, obdarzyła nas największym skarbem. Wszystkich zainteresowanych działalnością Stowarzyszenia i ewentualnym kontaktem odsyłam na stronkę internetową: www.sspn.poznan.webpark.pl. Magda Komorska Kto może zaprzeczyć, że świat nie jest zbudowany na uczuciach? A może Ktoś potrafi mi racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego w tych uczuciach jest tyle sprzeczności? Wszystko zaczyna się od serca. Niby tłoczy sobie spokojnie krew. Czasami jedynie przypomina nam o swoim istnieniu jakimś delikatnym ukłuciem (o zawałowcach nie wspominam), aż do momentu kiedy coś w nie „strzeli”. Porównując do człowieka, przypomina szaleńca, wariata czy jakkolwiek nie chciałbyś go nazwać. Zachowuje się mało racjonalnie. Impulsywne, choleryczne, w nadmiarze żywiołowe. Podpowiada nielogiczne postępowania. I wtedy niby na pomoc przychodzi rozum. Ten z kolei jest ustabilizowany. Wszystko ma przemyślane. Na kartce rozpisuje plusy i minusy. I zaczyna bezlitośnie spowalniać działanie serca. Wewnętrzna wojna... To jeszcze nie koniec. Jak we wszystkim i tutaj przychodzi do konfrontacji. Na przeciw siebie stają serce i rozum. I pojawia się kilka zasad, którymi kieruje się jedno i drugie. Rzadko idą ze sobą w parze. Przykłady? Hmm... Ile razy coś w Tobie podpowiadało - Pokaż innym co w sobie masz! Uzewnętrzniaj uczucia. Nie bądź introwertykiem. Jeśli masz ochotę to szalej. Nie patrz na konwenanse! Mam wymieniać dalej? No tak, zgadza się. To jest ta jedna strona medalu. Kiedy Ty już chcesz dać upust emocjom, pokazać wszystkim co czujesz, włącza się ten cholernie racjonalnie myślący rozum. Każe Ci wziąć głęboki wdech, policzyć do dziesięciu i jeszcze raz na spokojnie przemyśleć sprawę. Co Ty robisz? No oczywiście siadasz i myślisz. Przeprowadzasz dogłębną analizę. Najpierw sam, później z przyjacielem. Przecież może on na wszystko spojrzy z jeszcze innego punktu widzenia. Zakreślacie plan działania. Przygotowujesz się na ewentualną porażkę. Grunt to nie dać się zaskoczyć. W końcu Twoje serce tego nie wytrzymuje. I chociaż obiecało już milczeć, znowu coś podszeptuje - Nie myśl tyle, tylko działaj. Pamiętaj, że jak Cię coś nie zabije, to Cię wzmocni. A rozum na to - Nie podchodź do sprawy emocjonalnie. Przemyśl to raz jeszcze. Po co masz potem cierpieć. Spektakl Polskiego Teatru Tańca pt. Naszyjnik Między sercem a rozumem... Myśli kłębią się w Tobie. Jakkolwiek silną osobowością jesteś, zaczynasz się w tym gubić. Tysiące obrazów na sekundę. Atakuje Cię setka pomysłów na rozwiązanie danej sytuacji. Połowa z nich rodzi się w sercu, drugą połowę podpowiada rozum. A Ty masz w pewnym momencie wszystkiego dość! Nie wiesz co wybrać. Spokój po burzy Coś Ci powiem. Chyba wiem, jak się z tym czujesz. Żeby nie myśleć dużo, zaczynasz uciekać. Prawda? Chowasz się do jakiejś Tobie tylko znanej enklawy. Odstawiasz na bok przyjaciela. Na pewno nie dlatego, że nie wierzysz, że zrozumie. Tylko co mu tak naprawdę powiesz, że się w Tobie toczy wewnętrzna wojna? Że Cię boli dusza? :) No bo jak to nazwiesz? Kojarzysz Marie-Josee Croze? Zdobyła nagrodę za najlepszą rolę kobiecą w filmie ”Inwazja Barbarzyńców” Denseya Arcanda. W którejś z gazet natknęłam się na jej krótki wywiad. I jedno zdanie gdzieś tam bardzo mocno mi utkwiło: ”Nie da się przedawkować uczuć” - niby nic takiego. Ale w świadomości zostaje. Prawda? Szkoda, że nie da się wyciągnąć serca i rozumu na dobra kawę. W przytulnej scenerii przeprowadzić dojrzałą tzw. męską rozmowę. :) Poprosić, żeby ich poczynania nie były aż tak sprzeczne. Żeby pożądały życia w miarę w tym samym rytmie. Na litość boską! Kto lubi żyć cały czas w kłótni?! Żeby pamiętały, że życie to namiętność. A namiętność to ciekawość świata i ludzi. Jeśli chce się poznawać zaplecze świata, to dobrze by było, aby uczucia i rozum choć trochę ze sobą współpracowały. Magda Maludy Nabór jak do pracy Wiosną wiele firm ogłasza nabór na praktyki studenckie. Procedury rekrutacyjne trwają czasem od lutego do maja, a staż zaczyna się w wakacje. Czemu potrzeba na to aż tyle czasu? Studenci, którzy myślą o praktykach wakacyjnych, muszą liczyć się z tym, że czeka ich ostra walka o wolne miejsce. O jedno miejsce na praktyce może rywalizować kilkudziesięciu studentów. Albo i więcej. – Co roku dostajemy 1500-2000 aplikacji – mówi Monika Misztal, Graduale Activity Manager z Masterfoods Polska – a miejsc dla studentów mamy tylko 15. Firmy organizujące praktyki studenckie chcą wybrać najlepszych stażystów – organizacja dobrej praktyki oznacza bowiem wysokie koszty dla pracodawcy. A żadna firma nie chce inwestować w nieodpowiednią osobę i zlecać jej wykonywanie często ważnych zadań. Jest też druga strona medalu – inwestując w przyjmowanie praktykantów firmy często liczą, że spośród grupy studentów uda im się wyłowić osoby, którym będzie można zaproponować stałą pracę – nawet nie zawsze od razu po praktyce, czasem dopiero po zakończeniu przez nich studiów. Te wszystkie aspekty praktyki powodują, że wybór odpowiedniego studenta często niemal niczym się nie różni od rekrutacji na stanowisko pracy. W większości przypadków nie wystarczy już dzisiaj przesłanie cv i listu motywacyjnego lub wypełnienie zamieszczonej na stronie internetowej aplikacji. Standardem stała się już rozmowa kwalifikacyjna, test językowy, a coraz częściej kandydaci na praktykantów poddawani są wielu sprawdzianom podczas assessement centre. Kandydat na stażystę musi przygotować się na prawdziwą rywalizację, w której obowiązują podobne zasady, jak w ubieganiu się o stałą pracę. Tylko oczekiwania wobec kandydatów są inne – choć i to nie zawsze. Znajdź praktykę Pierwszym krokiem jest oczywiście znalezienie odpowiedniej praktyki. Wbrew pozorom nie jest to proste, ponieważ coraz więcej firm szykuje różne propozycje dla studentów. Szukając czegoś dla siebie warto zwrócić uwagę na takie kwestie, jak: czas trwania stażu, miejsce pracy (czasem może to być miejscowość w okolicy dużego miasta, a nie sama metropolia), wynagrodzenie za praktykę (nie zawsze przysługuje), zakres obowiązków. Warto również wziąć pod uwagę branże, w jakiej firma działa lub dział, w którym ma się odbywać praktykę – im bliższe planowanego zawodu, tym lepiej. Liczy się również oczywiście prestiż firmy, pozycja jej produktów czy usług na rynku. I wymagania stawiane kandydatom. Informacje o praktykach najłatwiej znaleźć w kilku miejscach – na uczelniach – podczas targów Pracy, w biurach karier czy z plakatów reklamowych, w gazetach ogólnopolskich mających dodatki o pracy (np. Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita, Życie Warszawy) i w portalach internetowych skierowanych do studentów i absolwentów, takich jak Pracuj.pl. Czasami praktykodawcy organizują specjalne wydarzenia promujące swoje praktyki, informując o tym z reguły na uczelniach, ale i np. w portalu Pracuj.pl. Aplikacja Drugim etapem starania się o praktykę jest wysłanie zgłoszenia. Może to być cv i list motywacyjny albo aplikacja przygotowana przez konkretną firmę, czasem dostępna on-line. Dokumenty te w niewielkim stopniu różnią się od tych, które trzeba przygotować ubiegając się o pracę. Zwrócić jednak trzeba uwagę, że w przypadku praktyk znacznie większe znaczenie ma działalność „pozazawodowa” kandydata – na ogół nie ma on zbyt dużego doświadczenia w pracy, dlatego ważne jest, aby mógł pochwalić się aktywnością w innych obszarach – działalnością w organizacji studenckiej, instytucji charytatywnej czy nawet ciekawymi zainteresowaniami, zwłaszcza, jeśli ich realizacja wymagała zdolności organizacyjnych czy innych umiejętności. Nie uniknie się jednak odpowiedzi na podstawowe pytania – o wykształcenie, czasem plany zawodowe, a przede wszystkim motywację do praktykowania akurat w tej firmie. To tak naprawdę, według wielu osób prowadzących rekrutację, jedno z ważniejszych pytań, ponieważ udzielona odpowiedź może dużo powiedzieć o kandydacie. Rozmowa kwalifikacyjna Kandydat może być pytany „o wszystko”: doświadczenia z przeszłości, plany zawodowe, silne i słabe strony, sposób spędzania wolnego czasu, gotowość do podróży. Może być poproszony o szczegółowe opisanie swojej ścieżki edukacyjnej lub specyfiki dotychczasowej pracy czy wolontariatu. I oczywiście o powód, dla którego zgłosił się na praktyki, o swoje wyobrażenie stażu, o preferowany styl pracy i zakres obowiązków. Interview to również okazja do omówienia warunków pracy, aczkolwiek trzeba mieć świadomość, że kandydat na praktykanta ma na nie bardzo mały wpływ – największe firmy mają z góry opracowane programy praktyk, a w mniejszych często również nie ma możliwości wyboru. Są oczywiście firmy, które starają się dostosować do oczekiwań kandydatów, jednak nie zdarza się to zbyt często. W dużych, międzynarodowych firmach ważną rolę odgrywa znajomość języka obcego przez kandydata na praktykę. Może być ona sprawdzana testem (jeszcze przed rozmową kwalifikacyjną albo w czasie assessment centre) albo właśnie podczas interview, której część może być prowadzona w obcym języku. Assessment centre Nazywane czasem po polsku – centrum oceny. To jeszcze rzadkość w przypadku rekrutacji na praktyki, ale coraz więcej międzynarodowych firm zaczyna je regularnie stosować. W ten sposób różnymi metodami oceniane mogą być umiejętności, zdolności i kwalifikacje kandydatów - w zależności od potrzeb firmy. W assessment centre bierze udział zwykle około 10 osób, które muszą się zmierzyć z wieloma zadaniami w ciągu kilku, kilkunastu godzin. W ramach centrum oceny przeprowadzone mogą być m.in.: • wywiad biograficzny, podobny do zwykłej rozmowy kwalifikacyjnej, • wywiad behawioralny, który zawiera szereg pytań dotyczących zachowania w konkretnych sytuacjach spotykanych na danym stanowisku, np. „Co byś zrobił, gdyby...”, • studium przypadku lub symulacja, w trakcie której uczestnik ma rozwiązać trudny problem, np. zażegnać konflikt w kierowanym przez siebie zespole, wynegocjować najlepsze warunki kontraktu czy też przywrócić dobre imię firmie w oczach niezadowolonego klienta, • koszyk zadań, który ma na celu sprawdzenie umiejętności zarządzania czasem, ustalania priorytetów i delegowania zadań, np.: „Po powrocie z urlopu zastałeś wiele nie załatwionych spraw. Od czego zaczniesz?”, • zadanie grupowe, mające na celu wyłonienie lidera grupy oraz ustalenie, jakie role w zespole będą odgrywać poszczególni uczestnicy sesji, • prezentacja, a więc sugestywne przedstawienie trudnej do zaakceptowania idei lub rozwiązania problemu; często zadaniem pozostałych uczestników jest wywoływanie w tym samym czasie konfliktów i tworzenie sytuacji stresujących. Nie do uniknięcia? Ten skomplikowany system rekrutacji może zniechęcać potencjalnego kandydata, ale niektórych jego etapów można uniknąć – zwłaszcza centrum oceny. Takiej procedury nie stosują np. urzędy administracji państwowej czy mniejsze firmy. Tam ubieganie się o praktykę jest prostsze (co oczywiście nie oznacza, że łatwiej się dostać). Jednak myśląc o pracy w znanym, międzynarodowym koncernie, już teraz lepiej poznać system selekcji. Lepiej, żeby ten pierwszy raz kontakt z pracodawcą odbył w czasie nauki, niż podczas szukania prawdziwej pracy. Bo nawet niepowodzenie może wiele nauczyć, np. na czym polega rekrutacja i jak się do niej przygotować. Studia uzupełniające magisterskie w Wyższej Szkole Bankowej Rosnąca konkurencja na rynku pracy wymusza dążenie do kształcenia się i doskonalenia. Dla absolwentów licencjatu naturalnym rozwiązaniem gwarantującym większe szanse w oczach pracodawców są studia uzupełniające magisterskie. Korzyści ze studiów uzupełniających magisterskich • • • W toku studiów uzupełniających magisterskich w WSB student ma szansę na pogłębienie i zaktualizowanie wiedzy z zakresu nauk ekonomicznych oraz rozwinięcie zainteresowań profesjonalnych. Po ukończeniu dwuletnich studiów absolwent otrzymuje dyplom magistra finansów i bankowości, dysponując rzetelnym przygotowaniem akademickim. Posiada wiedzę z podstawowych dyscyplin ekonomicznych. Gruntowne wykształcenie ogólne ułatwia mu wybranie i kształtowanie indywidualnej drogi kariery zawodowej. Atrakcyjny program SUM w WSB Wyższa Szkoła Bankowa dba o to, by wykładane przedmioty były interesujące, a zarazem przydatne w przyszłej pracy zawodowej. Proponowany przez WSB program nauczania na studiach uzupełniających magisterskich składa się z przedmiotów wyznaczonych przez MENiS oraz dobranych przez WSB. Te ostatnie są corocznie uaktualniane w zależności od potrzeb studentów i praktyki gospodarczej. • • Elastyczny przebieg studiów Pierwszy semestr studiów uzupełniających magisterskich w WSB jest wspólny dla wszystkich studentów. W tym czasie zdobywają ogólną wiedzę ekonomiczną, niezbędną przed rozpoczęciem nauki przedmiotów specjalizacyjnych. Zajęcia w grupach seminaryjnych i nauczanie przedmiotów specjalnościowych rozpoczyna się w drugim semestrze. Nadal jednak realizowane są przedmioty ogólne i kierunkowe. Specjalności – atut na rynku pracy Decyzję o wyborze specjalności należy podjąć pod koniec pierwszego semestru studiów uzupełniających magisterskich. Wiedza zdobyta dzięki przedmiotom specjalnościowym jest dodatkowym atutem w oczach pracodawcy. Dlatego dokonując wyboru specjalności, warto obserwować zmieniające się potrzeby i tendencje na rynku pracy. SUM w WSB to 9 specjalności dostosowywanych do potrzeb rynku pracy: • Bankowość W ramach tej specjalności studenci poszerzają między innymi wiedzę na temat polskiego systemu bankowego, europejskiego systemu banków centralnych, wybranych systemów bankowych innych krajów UE. Poznają funkcjonowanie banku na rynku usług finansowych, w tym nowe trendy w usługach bankowych. Zdobywają wiedzę i umiejętności w zakresie zarządzania bankiem i jego działalnością. • Finanse i Bankowość UE Studia umożliwiają poszerzenie wiedzy na temat integracji europejskiej, zwłaszcza jej gospodarczego wymiaru. Szczególny nacisk położony jest na finansowych aspektach integracji w ramach Unii Europejskiej: funkcjonowaniu europejskich instytucji finansowych, harmonizacji podatków, ubezpieczeniach. Studenci uzupełniają wiadomości z zakresu prawa, zwłaszcza prawa międzynarodowego, publicznego, prawa Unii Europejskiej, prawa dewizowego. • Finanse Międzynarodowe W trakcie nauki studenci poszerzają między innymi wiedzę na temat międzynarodowych instytucji finansowych, w tym zwłaszcza Unii Europejskiej, finansowania przedsięwzięć inwestycyjnych w skali • międzynarodowej oraz rynku usług finansowych. Uzupełniają wiedzę w zakresie prawa, zwłaszcza prawa międzynarodowego publicznego, prawa Unii Europejskiej, prawa dewizowego. Poszerzają wiadomości i doskonalą umiejętności w zakresie opracowania i realizacji strategii firmy, a także przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji. Finanse Publiczne i Podatki Studia umożliwiają poszerzenie wiedzy na temat polityki państwa, w tym zwłaszcza polityki banku centralnego kształtującej cenę kapitału pożyczkowego. Analizowany jest zwłaszcza wpływ polityki państwa na funkcjonowanie podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych. W kontekście integracji europejskiej analizowane są polskie finanse publiczne. Studenci poszerzają swoje wiadomości na temat polskiego systemu podatkowego oraz systemów podatkowych w innych krajach UE. Marketing Usług Finansowych Studenci na podbudowie wiadomości zgromadzonych na studiach licencjackich poszerzają wiedzę i doskonalą umiejętności w zakresie opracowania i realizacji strategii firmy, w tym zwłaszcza strategii marketingowej oraz przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji. Poszerzają swoją wiedzę z zakresu rynku usług finansowych oraz metod jego analizy. Rachunkowość Specjalność umożliwia poszerzenie wiedzy oraz doskonalenie umiejętności w zakresie zarządzania finansami i rachunkowości przedsiębiorstwa, w tym między innymi bilansu księgowego, analizy kosztów, oceny zdolności kredytowej. Zagadnienia te analizowane są w kontekście integracji Polski z Unią Europejską (Międzynarodowe Standardy Sprawozdawczości Finansowej, Euro). Zakres tematyczny specjalności wyposaża absolwentów w wiedzę umożliwiającą większą kreatywność w postępowaniu i podejmowaniu decyzji nie tylko finansowych, ale i rozwojowych. Samorząd Terytorialny Studenci poszerzają wiedzę prawną i ekonomiczną, a także doskonalą umiejętności, w zakresie funkcjonowania samorządu terytorialnego, w tym między innymi gospodarki komunalnej, rachunkowości budżetowej, przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji. Zagadnienia te analizowane są w kontekście wejścia Polski do Unii Europejskiej, w której samorząd terytorialny odgrywa szczególną rolę. Ubezpieczenia Studenci poszerzają wiedzę na temat polskiego rynku ubezpieczeniowego, zwłaszcza firm i produktów ubezpieczeniowych. Zdobywają wiedzę i doskonalą umiejętności w zakresie wybranych rodzajów ubezpieczeń (ubezpieczenia finansowe) i wybranych funkcji działalności zakładów ubezpieczeń (reasekuracja, marketing, zarządzanie kadrami). Polskie ubezpieczenia analizowane są na tle innych krajów Unii Europejskiej i unijnej polityki w zakresie ubezpieczeń gospodarczych. Zarządzanie i Finanse Przedsiębiorstw Studia umożliwiają poszerzenie wiedzy i doskonalenie umiejętności w zakresie zarządzania przedsiębiorstwem, w tym między innymi analizy, oceny i projektowania struktur organizacyjnych, opracowania i realizacji strategii firmy, przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji, prowadzenia badań marketingowych, analizy strategicznej kosztów, oceny zdolności kredytowej przedsiębiorstwa. Więcej informacji znajdziesz na www.wsb.poznan.pl/sum i w Informatorze studiów uzupełniających magisterskich dostępnym w Biurze Rekrutacji i przez Internet. Po co nam studia? W zamierzchłych już czasach, gdy po ukończeniu liceum wybierałem się na studia, ostatnią rzeczą jaką brałem pod uwagę były perspektywy zawodowe. Dużo ważniejsze wydawało mi się, by studia współgrały z moimi zainteresowaniami i spełniały moje – z perspektywy czasu stwierdzam, że nad wyraz mgliste – wyobrażenia co do „studiowania”. Choć wybrana uczelnia i kierunek sprostały moim oczekiwaniom, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Wiedza jaką zdobyłem na studiach jest bardzo przydatna... w moim hobby. Tymczasem konsekwencję podjętej przed laty decyzji wciąż ciągną się za mną cieniem. W branży w jakiej pracuje brak przygotowania akademickiego nie zawsze można zrekompensować pracowitością czy talentem. Trudno, mogę sobie co najwyżej ponarzekać, jaki to byłem głupi, że nie przewidziałem swej drogi życiowej. I nic już nie da roztrząsanie kwestii, czy dziś też uległbym takiej beztrosce? Obserwując zachowanie ludzi stających przed podobnym, jak ja przed laty, wyborem zauważam w ich decyzjach więcej pragmatyzmu. Wydaje się, że to efekt nie tylko panującego w Polsce bezrobocia i nieustabilizowanej sytuacji rynkowej. Gdy rozpoczynałem studia brak pracy również był problemem. W potocznym wyobrażeniu jednak rezerwowano go dla ludzi z wykształceniem zawodowym i średnim. Bezrobocie wśród absolwentów szkół wyższych było marginalne. Panowało przeświadczenie, iż po studiach ZAWSZE znajdzie się pracę. Dziś ogrom bezrobotnych posiadaczy dyplomów urasta do rangi jednego z kluczowych problemów państwa. Co się zmieniło przez te lata? Przede wszystkim już 10 proc Polaków posiada wyższe wykształcenie i liczba ta nadal rośnie. Studia kończą pokolenia, które aspiracjami edukacyjnymi biją na głowę poprzedników. Przekonanie, że dyplom szkoły wyższej otworzy wszystkie drzwi mija się obecnie z prawdą. Dyplom uczelni, z racji swej powszechności, nie jest już przepustką do kariery. Istotne jest również to, jaki to dyplom. Rządowe Centrum Studiów Strategicznych opublikowało raport z wykazem zawodów o największej dynamice wzrostu popularności do 2010 r. Według tego dokumentu specjaliści do spraw biznesu i finansów oraz pośrednicy handlowi nadal będą poszukiwani. Wbrew opiniom o rzekomym nasyceniu rynku pracy ekonomistami nie jest to kierunek schyłkowy. Niedawny raport GUS nie pozostawia co do tego wątpliwości: od stycznia do listopada ubiegłego roku w badanych średnich i dużych firmach zatrudniono 39,1 tys. pracowników z wyższym wykształceniem. Z tego 21 tys. to specjaliści od biznesu, marketingu i zarządzania. Spośród 5,3 tys. poszukiwanych bezskutecznie pracowników ponad połowa powinna mieć kwalifikacje ekonomiczne - to kolejny dowód, że studia ekonomiczne pozostają dobrą inwestycją. Pracownicy Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i firma doradcza HRK Partners sprawdzili, jakie wymagania stawiane są kandydatom do pracy. W 74% badanych ogłoszeń prasowych pracodawcy poszukiwali specjalistów w określonej dziedzinie. Znaczna część studentów nie posiada doświadczenia, jak zatem mogą być specjalistami? Otóż głównym kryterium określającym specjalistę według badanych pracodawców jest samodzielność i duża wiedza na konkretny temat. Jedynym kryterium, które znalazło się we wszystkich sprawdzanych ogłoszeniach było wykształcenie. Wyniki bezwzględnie pokazują, że szanse na pracę mają prawie wyłącznie osoby po studiach (87% ofert) o ściśle określonym kierunku (61%). Poszukiwani byli głównie ekonomiści, prawnicy i informatycy. Kolejnym arcyważnym wymogiem, bez którego spełnienia nie ma co marzyć o pracy, jest znajomość języka angielskiego (66%). Dalej plasuje się umiejętność obsługi komputera. Ten wymóg przedstawiono kandydatom w 56 % ogłoszeń. Jakie wnioski może z powyższego wyciągnąć student WSB? Z pewnością może sobie pogratulować rozsądnej decyzji wyboru uczelni ekonomicznej i to uczelni o zasłużonej renomie. Nie da się bowiem ukryć, iż warto chwalić się dyplomem prestiżowej, cieszącej się dobrą opinią szkoły wyższej, jaką jest Wyższa Szkoła Bankowa. W czasie procesu rekrutacji liczą się również predyspozycje osobowościowe i umiejętność wykorzystywania wiedzy teoretycznej w praktycznych zadaniach. Tu pomocne mogą być organizowane przez WSB praktyki zawodowe i zagraniczne staże. Rynek pracy jest obecnie tak bardzo konkurencyjny, iż liczy się każdy atut pozwalający wyróżnić się wśród innych. Pracodawca doceni fakt ukończenia dodatkowych kursów, obytych praktyk studenckich i staży. Wyróżnikiem może być również posiadanie kilku specjalności, a w konsekwencji szerszego wachlarzu umiejętności zawodowych. Jednocześnie standardem wymaganym przez pracodawcę staje się dyplom magistra, a jego brak może przeważyć szalę w staraniach o wymarzone stanowisko. Dlatego kończąc studia licencjackie i rozsądnie myśląc o swej przyszłości, warto zainteresować się ofertą studiów uzupełniających magisterskich. Wiedza i umiejętności zdobyte podczas 4 dodatkowych semestrów nauki ułatwią wkroczenie i funkcjonowanie na rynku pracy Na podstawie: „Badanie ogłoszeń o pracę. Czego wymaga się od absolwentów”, Gazeta Wyborcza, dodatek „Praca”, poniedziałek, 06.10.2003 r. „SUM – a plusów i minusów” „Wciąż pamiętam swój pierwszy dzień na studiach. Siedziałam w sali wykładowej jednej z najbardziej znamienitych uczelni w Polsce, co rusz spoglądając na zegarek, który leniwie odmierzał czas do pierwszych zajęć. Oto zaraz miałam faktycznie stać się studentką. Z jednej strony ogarniało mnie podekscytowanie jakie towarzyszy każdej podróży w nieznane rejony. Z drugiej dręczyły mnie pytania – czy dam sobie radę, czy dokonałam trafnego wyboru, czy odnajdę się w tej nowej sytuacji? Twarze blisko czterdziestu nieznajomych osób siedzących wokół mnie, jak lustra odbijały te wątpliwości. Opiekunka naszego roku pragnąc rozładować napiętą atmosferę, powiedziała wówczas: Zobaczycie, następne lata zlecą wam jak beret z głowy. Faktycznie, nim zdałam sobie z tego sprawę, siedziałam w tej samej sali w towarzystwie czterdziestu wypróbowanych znajomych i razem żegnaliśmy się z murami, które przez 3 lata były niemymi świadkami naszych wzlotów i upadków. Ponownie staliśmy przed koniecznością wyboru: co dalej? Z większością mojej grupy spotkałam się podczas studiów uzupełniających magisterskich w tej samej uczelni, część zdecydowała się zmienić profil, a w efekcie i szkołę, kilka osób nie podjęło dalszej nauki. Znów byłam na pierwszym roku. Tym razem jednak, doskonale wiedziałam gdzie zmierzam.” Anita, studentka I roku SUM: Jestem absolwentką licencjatu na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Mile zaskoczył mnie poziom studiów w Wyższej Szkole Bankowej. Byłam sceptyczna wobec szkół prywatnych, tymczasem WSB okazało się bardzo dobrą uczelnią. Żeby zdać egzamin z większości przedmiotów trzeba się dobrze przygotować. Poza tym rzadko zdarza się, żeby jakieś zajęcia się nie odbyły – co w innych szkołach bywa przykrą normą. Moim zdaniem świadczy to o poważnym podejściu samych wykładowców. Również panie w Dziekanacie są bardzo uprzejme, czego nie można powiedzieć o państwowych uczelniach. Łukasz, student II roku SUM: Jestem absolwentem licencjatu w WSB w Gdańsku. Studia uzupełniające magisterskie były dla mnie naturalnym wyborem po licencjacie. Na SUM-ie brakuje mi większej liczby konwersatorium. Kilka godzin więcej ćwiczeń np. z Ekonometrii pozwoliłaby mi czuć się pewniej na egzaminie. Co podoba mi się w WSB to wysoki poziom nauczania, świetne warunki i miła atmosfera. Płacę również niższe czesne niż na licencjacie. Cieszę się z wyboru SUM w WSB i wszystkim moim znajomym polecam te studia. Katarzyna Roszak Część studentów WSB lada chwila znajdzie się w podobnej sytuacji – przed nimi ostatnie egzaminy, obrona prac i odbiór upragnionego dyplomu ukończenia studiów licencjackich. Po trzech latach ciężkiej pracy należą się beztroskie wakacje. By jednak takie były nie może burzyć ich pytanie „Co dalej?”. Dlatego warto już dziś zastanowić się nad wyborem dalszej drogi. Na chcących kontynuować naukę czekają studia uzupełniające magisterskie w Wyższej Szkole Bankowej. Poprosiliśmy kilku studentów SUM o garść refleksji na temat studiów i ich specyfiki: Marcin, student I roku SUM: Po ukończeniu studiów licencjackich zdecydowałem się na kontynuowanie nauki w WSB. Od tego czasu minął już prawie rok, w ciągu którego zdążyłem wyrobić sobie opinię o SUM –ie. To czego mi brakuje to język obcy. Dlatego myślę o zapisaniu się na kurs językowy. Studia uzupełniające magisterskie w każdej szkole wyższej, z racji swego akademickiego charakteru, obejmują przedmioty ogólnoekonomiczne, na ogół mało atrakcyjne dla studentów. WSB oferuje jednak również przedmioty specjalizacyjne, dzięki którym uzupełniam wiedzę z licencjatu. Dodatkowo Biuro Karier WSB pomogło mi znaleźć pracę już na pierwszym roku studiów uzupełniających magisterskich. Z pewnością nie żałuję, że zostałem w WSB. Przemysław, student I roku SUM: Minusy – stara szkoła, to stare nawyki i przyzwyczajenia. Ale z drugiej strony, czy warto zmieniać coś, co sprawdzało się przez 3 lata? Plusy - znajome struktury, wykładowcy i harmonogram studiów. Sensowna kontynuacja i uzupełnienie wiedzy, którą zdobyłem na licencjacie – m.in. dlatego zdecydowałem się na SUM w WSB. Anna, studentka II roku SUM: Wybrałam WSB, bo moja poprzednia uczelnia nie posiadała uprawnień magisterskich. Kierowałam się rankingami, w których w Wielkopolsce Wyższa Szkoła Bankowa wypada najlepiej. Na SUM-ie nie odpowiada mi mało praktyczny charakter części przedmiotów. Ale taka jest cena dyplomu akademickiego. Największa zaleta WSB to moim zdaniem elastyczność – możliwość wyboru specjalności już w trakcie nauki oraz wybory i zmiany sposobu opłat za studia. Karolina, studentka I rok SUM: Nie mam porównania z ofertą innych szkół. Zaraz po skończeniu studiów licencjackich złożyłam papiery na SUM w WSB. Dzięki temu miałam spokojną głowę podczas wakacji, nie musiałam martwić się czy przyjęto mnie na studia, czy też będę musiała na ostatnią chwilę szukać innej szkoły. W WSB są wszyscy moi znajomi i pewnie dzięki temu, decyzja o kontynuowaniu tu nauki przyszła mi naturalnie. Angelika, studentka II roku SUM: Co mogłoby być lepiej? Dostępność informacji o datach i godzinach egzaminów i wpisów, szczególnie tych zmienianych na ostatnia chwilę. Zdarzyło mi się, że przyjechałam na ustaloną godzinę, a ta została w ostatniej chwili zmieniona i wpisu nie dostałam. Co mi się podoba w WSB to możliwość skorzystania ze stypendiów zagranicznych, na które szansę ma każdy ze studentów. Ja dziei pomocy Uczelni przez jeden semestr studiowałam w Berlinie. E-learning – nowoczesne studiowanie Zajęcia z marketingu o północy w Twoim domu? Obecnie nikogo już nie dziwi, że za pomocą Internetu można na przykład robić zakupy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że można w ten sposób również zdobyć wykształcenie. Największą zaletą nauki za pośrednictwem komputera jest to, że uczysz się wtedy, kiedy masz czas. W WSB e-learning, czyli nauczanie na odległość dzięki wykorzystaniu możliwości komputera, dostępny jest na studiach uzupełniających magisterskich. Studenci grupy zaocznej z wykorzystaniem Internetu po 2 przedmioty w każdym z semestrów realizują przez Internet. Wraz z wykładowcami tworzą internetową społeczność współpracującą ze sobą. Razem rozwiązują ćwiczenia i wymieniają się opiniami, również na temat formuły swojej nauki. Oto wybrane wypowiedzi: Nauka przez Internet jest bardzo dogodnym rozwiązaniem. O dowolnej porze, przez siedem dni w tygodniu mogę zapoznać się z materiałami dydaktycznymi, uwagami od wykładowców i zadaniami do realizacji. Dzięki temu mogę bardziej dokładnie przygotować się do zajęć. Wydaje mi się, iż czas jaki poświęcam na naukę przez Internet to tylko część tego, który poświęciłbym na uczestnictwo w normalnych wykładach. Bardzo dużo podróżuję zawodowo i taka forma studiów daje mi możliwość pogodzenia pracy z nauką. Naprawdę nie jest trudno kilka razy w tygodniu przez kilkanaście czy kilkadziesiąt minut online uczestniczyć w zajęciach. Mieszkam w małej miejscowości, z której mam nienajlepsze połączenia. Dojeżdżanie na zajęcia zawsze było dla mnie problemem. Nie chciałam jednak by ograniczało to mój wybór i uniemożliwiło mi studiowanie na renomowanej uczelni. Dzięki zajęciom w grupie zaocznej z wykorzystaniem Internetu mogę się uczyć w dogodny sposób w prestiżowej szkole wyższej. Podejrzewam, iż wiele osób nabierze innego stosunku do tej formy studiów po przeczytaniu uwagi, iż dzięki aktywności w sieci istnieje możliwość zwolnienia z egzaminu. W moim przypadku system punktacji działa bardzo mobilizująco. Co do intensywności nauki, sądzę że program jest napięty, ale nie uciążliwy. Łączę pracę zawodową ze studiami i wystarcza mi czasu na oba te zajęcia. Wydaje mi się, że ten tryb nauki jest bardziej praktyczny i jednocześnie pozwala na lepsze poznanie danej dziedziny. Zauważyłam, że podchodzę do nauki z większą pasją i zaangażowaniem. Każdy kogo wciągnie „studiowanie przez Internet” z pewnością wyniesie z omawianej dziedziny dużo więcej, niż z tradycyjnych wykładów. Dzięki takiej formie nauki naprawdę zainteresowałem się tematyką podatków. Nauka na tradycyjnych wykładach to raczej wsłuchiwanie się w to co jest nam przedstawiane. W Internecie wygląda to inaczej. Szczególnie chwalę sobie fora dyskusyjne. Studenci są bardzo różni, także ich poglądy są często odmienne. Na wykładach nie zawsze jest się dopuszczonym do głosu. Na forum wchodzi każdy kto chce poznać poglądy innych. Może zastanowić się nad nimi, a także wygłosić swoje zdanie na dany temat. Ta forma nauki ma duży plus: prowadzący są do naszej dyspozycji. Dzięki temu czuję się, jakbym był „osobistym” studentem danego wykładowcy, a on ma wpływ na kształtowanie mojej ścieżki nauki. Studia w takim trybie bardzo mi odpowiadają choć przyznam się iż początkowo byłam pełna obaw. Teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, że otrzymuję więcej korzyści niż studiujący zwykłym trybem. Uczestnicząc w tradycyjnych wykładach często siedzę znudzona patrząc na zegarek. Tutaj uczę się, kiedy mam na to ochotę, czuje się indywidualnym studentem i mam tę świadomość, iż w każdej chwili mogę się zwrócić z problemem czy pytaniem do wykładowcy. Intensywność nauki jest spora, czasem trudno znaleźć czas i siły po pracy na wykonanie zadania czy udzielanie się na forum. Jednak chęć aktywnego udziału w dyskusjach sprawia, że sięgam do podręcznika bez przymusu i w chwili dla mnie odpowiedniej. Często też z czystej ciekawości sama doszukuje się w Internecie innych wiadomości na dany temat. Wszystkim moim znajomym polecam tą formę nauki. W moim przypadku system punktacji i ocen jest bardzo mobilizujący i mimo tego, że wszystko zostawiam na ostatnią chwilę, to staram się wykazać choćby najmniejszą aktywnością na kursie. Nie wyobrażam sobie dalszej edukacji bez możliwości korzystania z takiej formy nauki. Studia w grupie z wykorzystaniem Internetu Po zalogowaniu się na platformie widzisz, kto wraz z Tobą bierze udział w kursie i z kim będziesz mógł porozmawiać na jego temat. Jest to możliwe dzięki profilowi uczestnika, który zawiera informacje o studencie. W swoim profilu możesz zmieścić nie tylko adres mailowy, ale i swoje zdjęcie, krótką charakterystykę, itp. Po wejściu do kolejnego bloku materiału widzisz np. że prowadzący zajęcia pozostawił uczestnikom decyzję co do terminu kolejnego czatu z wykładowcą. Oddajesz swój głos i oglądasz zbiorcze wyniki – wraz z innymi uczestnikami decydujesz, iż wirtualne konsultacje odbędą się w przyszły czwartek. Przechodzisz do merytorycznej części kursu. Tu czekają na Ciebie materiały przygotowane przez dydaktyka, linki do innych serwisów, odwołania do podręcznika. Po opanowaniu materiału – w czym pomocne są konsultacje na czacie - czytasz opis pierwszego ćwiczenia. Twoim zadaniem jest np. przygotowanie dokumentu według wymogów omawianych na poprzednim wykładzie. Gotowy projekt przesyłasz prowadzącemu. Wkrótce otrzymasz ocenę Twojej pracy wraz z uwagami wykładowcy. Przystępujesz do kolejnego ćwiczenia. Tym razem musisz rozwiązać test. Wynik otrzymujesz automatycznie. Widzisz, gdzie popełniłeś błędy i jakie powinny być prawidłowe odpowiedzi. Tymczasem na forum toczy się zainicjowana przez prowadzącego dyskusja uczestników kursu, omawiających materiał z ostatniego wykładu. Bierzesz udział w rozmowie wymieniając opinie ze studentami. Na koniec sprawdzasz swoje oceny i uwagi, jakie przesyła Ci prowadzący, który monitoruje Twoje postępy w nauce i aktywność na kursie. W opisany powyżej sposób realizujesz po dwa przedmioty w semestrze. Wykładowca weryfikuje Twoją wiedzę na podstawie zadań i testów rozwiązywanych na odległość oraz egzaminu końcowego, który odbywa się w tradycyjny sposób, w siedzibie Uczelni. Studiując w grupie z wykorzystaniem Internetu masz dokładnie takie same prawa jak inni studenci. Dostajesz indeks, legitymację studencką, możesz korzystać z programu VIS i bazy dydaktycznej WSB. SUM w Bankowej Rozmowa z dr Grażyną Nowaczyk „Żebyś wiedział”: Dla kogo są przeznaczone studia uzupełniające magisterskie w WSB? dr Grażyna Nowaczyk: Są to studia dla wszystkich, którzy chcą uzupełnić swoje wykształcenie o magisterium i jednocześnie są zainteresowani kierunkiem Finanse i Bankowość. „ŻW”: Jak długo trwa nauka na studiach uzupełniających i jak wygląda na nich organizacja nauki? GN: Nauka trwa dwa lata. Pierwszy semestr jest wspólny dla wszystkich. Oznacza to, że studenci mają te same przedmioty. Jest to szansa na wyrównanie wiedzy ogólnej, niezbędnej przed rozpoczęciem nauki przedmiotów specjalnościowych. Jest to także czas na zastanowienie się, jaką wybrać specjalność. Warto w tym czasie obserwować rynek pracy, czytać ogłoszenia pracodawców i firm zajmujących się doborem personelu zarówno w prasie, jak i na stronach internetowych oraz rozmawiać ze znajomymi i rodziną. Sytuacja na rynku pracy jest w tej chwili bardzo trudna, warto zatem uważnie obserwować wszelkie zmiany i rozważyć, jaką specjalność wybrać i na jakie seminarium się zapisać. Decyzję należy podjąć pod koniec pierwszego semestru. Od drugiego semestru rozpoczyna się już praca w grupach seminaryjnych i nauczanie przedmiotów specjalnościowych. Nadal jednak realizowane są także przedmioty ogólne i kierunkowe. „ŻW”: Czym różni się studiowanie na SUM-ie od nauki na studiach licencjackich? GN: Studia uzupełniające magisterskie wymagają niewątpliwie dużego wysiłku. Studenci sporo czasu muszą poświęcić nauce. Wiele osób spodziewa się, że SUM będzie kontynuacją studiów licencjackich, pogłębieniem ich wiedzy specjalistycznej. W praktyce wygląda to trochę inaczej. Na studiach licencjackich proponujemy studentom dużo przedmiotów, które gwarantują dobre przygotowanie zawodowe oraz specjalistyczną wiedzę. Zaś na SUM-ie kładziemy nacisk na przedmioty o charakterze ogólnym i kierunkowym. Jest to konieczne, gdyż naukę podejmują nie tylko absolwenci kierunku Finanse i Bankowość, ale także Zarządzania i Marketingu oraz Ekonomii. Program jest tak przygotowany by nie tylko dawać studentom gruntowne podstawy, ale umożliwiać także pogłębianie tej wiedzy i zdobywanie nowych umiejętności. „ŻW”: Jak powstaje program studiów? Każda wyższa uczelnia zobowiązania jest do spełnienia wymogów programowych, które ustala Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Proponowany przez Wyższą Szkołę Bankową program nauczania na uzupełniających studiach magisterskich składa się w dużej części z przedmiotów wyznaczonych przez Ministerstwo. Jednak ze swojej strony uczelnia dodaje przedmioty, które urozmaicają i uatrakcyjniają program. Są to przede wszystkim ciekawe przedmioty specjalizacyjne oraz przedmioty do wyboru. Ich dobór uzależniony jest od potrzeb studentów i praktyki gospodarczej. Dbamy o to by proponowane przez Uczelnię przedmioty do wyboru były interesujące a zarazem przydatne w przyszłej pracy zawodowej. Dlatego też wśród naszych propozycji jest miejsce zarówno dla „Komunikacji w biznesie”, „Innowacyjności, konkurencyjności i przedsiębiorczości polskiej gospodarki” czy też „Jak inwestować inaczej?”. „ŻW”: Jak studenci mogą pogłębiać swoją wiedzę specjalistyczną? GN: Wyższa Szkoła Bankowa stwarza kilka możliwości. Pierwszą z nich jest wybór specjalności. W tej chwili studenci SUM-u mogą wybierać spośród dziewięciu specjalności, wśród których największym zainteresowaniem wśród studentów pierwszego roku cieszyły się: Rachunkowość, Zarządzanie i Finanse Przedsiębiorstw oraz Finanse Publiczne i Podat- ki. Następnym ze sposobów na pogłębienie wiedzy są proponowane przedmioty do wyboru i seminaria magisterskie. Uważam, że atutem naszej uczelni są jej wykładowcy, specjaliści w swoich dziedzinach i często znakomici praktycy. Studenci, którym rzeczywiście zależy na pogłębianiu wiedzy oraz na zdobywaniu praktycznych umiejętności uważnie dobierają swoich promotorów, wiedzą bowiem, iż są bezcennym źródłem wiedzy, z którego warto czerpać dobrze wykorzystując czas na studiach. „ŻW”: Co wyróżnia studia uzupełniające magisterskie w Wyższej Szkole Bankowej? GN: Wyróżnia nas wszystko co wykracza poza rozporządzenia Ministerstwa. Są to: oferta specjalności, co roku modyfikowane propozycje przedmiotów do wyboru oraz coroczna ocena kadry dydaktycznej. Wszystko to ma służyć celom podnoszenia jakości kształcenia. Wyróżnia nas także przyjazna studentom obsługa zaczynając od Biura Rekrutacji, Dziekanatu, Biblioteki wykładowców a na Biurze Karier skończywszy. Od przyszłego roku pragniemy także ułatwić studentom kontakt z Uczelnią poprzez wprowadzenie ekstranetu studenckiego. Doktor Grażyna Nowaczyk jest Prodziekanem Wydziału Finanse i Bankowość Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu „Czy warto mieć dyplom magistra ?” O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy Magdalenę Gracz, dyrektora Biura Karier WSB w Poznaniu. M.G.: Oczywiście, że warto. Jednakże teraz, aby znaleźć pracę to już niestety nie wystarczy. Ważne jest umiejętne poruszanie się na rynku pracy – staranne przygotowanie dokumentów aplikacyjnych i „przejście rozmowy kwalifikacyjnej” oraz doświadczenie zawodowe. „ŻW”: Absolwent studiów licencjackich decydujący się na kontynuowanie nauki staje przed dylematem, jaki wybrać kierunek. Czy biorąc pod uwagę wymagania rynku pracy, lepiej kontynuować naukę na specjalności zdobytej podczas studiów licencjackich, czy też wybrać nową specjalność? M.G.: Ważne jest, aby wybór specjalności nie był przypadkowy. Studia mają ułatwić start do kariery zawodowej. Pracodawcy coraz częściej zatrudniają osoby, które oprócz dobrych wyników na studiach, prezentują prawdziwą pasję do pracy. Pasja nieoderwanie łączy się z naszymi zainteresowaniami, dlatego ważne jest, aby dokonać wyboru specjalności właśnie pod tym kątem. Tylko taka praca będzie sprawiała nam satysfakcję. Decydując się na konkretną specjalność studiów powinno brać się pod uwagę nie tylko obecną, ale i przyszłą sytuację na rynku pracy. Jeśli obecnie poszukiwani są specjaliści z danej dziedziny to nie jest to jednoznaczne z tym, że taka sama sytuacja będzie miała miejsce za kilka lat. Należy próbować przewidzieć (np. śledząc codzienną prasę, czytając opracowania instytucji powołanych do badania rynku pracy), które gałęzie gospodarki będą się dynamicznie rozwijać, a absolwenci, jakich kierunków będą poszukiwani przez pracodawców. Kolejnym czynnikiem wpływającym na wybór specjalności powinny być predyspozycje do wykonywania określonego zawodu (stopień komunikatywności, zdolność rozumienia biznesu i wolnego rynku oraz zdolności takie jak: techniczne, liczbowe, abstrakcyjno – logiczne itp.). „ŻW”: Coraz częstsze jest przekonanie, że na rynku pracy dość już jest ekonomistów. Czy to prawda? M.G.: Ekonomiści mogą liczyć na duże zainteresowanie ze strony pracodawców, jednakże zmieniająca się rzeczywistość wymusza ciągłą aktualizację wiedzy i podnoszenie kwalifikacji zawodowych. W ocenie specjalistów z Międzyresortowego Zespołu do Prognozowania Popytu na Pracę pojawią się nowe zawody w sektorze usług finansowych związane z rozwojem techniki i technologii informatycznych. Wzrost znaczenia produktów bankowych elektronicznych na rynku będzie rodził zapotrzebowanie na określone kwalifikacje pracowników, którzy będą się zajmowali sprzedażą tych produktów. „ŻW”: Jakie jest główne kryterium stawiane przyszłym pracownikom przez pracodawców? M.G.: Coraz częściej pracodawcy poszukują osób, które oprócz wyższego wykształcenia mogą się „pochwalić” doświadczeniem zawodowym, czyli osób, które umieją wykazać się nie tylko znajomością zagadnień teoretycznych, ale również praktyki gospodarczej. Praktyki zawodowe (obowiązkowe na studiach licencjackich) to pierwszy krok w tym kierunku. Zachęcam również do odbywania staży podnoszących kwalifikacje zawodowe. Udogodnienia dla absolwentów licencjatu WSB w Poznaniu Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu dla swych tegorocznych absolwentów studiów licencjackich przygotowała pakiet udogodnień ułatwiających przejście na studia uzupełniające magisterskie w WSB. Jeśli do 31 lipca zdecydujesz się na kontynuowanie nauki na SUM – ie w WSB zyskasz: • zwolnienie z opłaty rekrutacyjnej, • zwolnienie z opłaty dyplomowej, • możliwość zatrzymania legitymacji studenckiej do momentu odbioru dyplomu ukończenia studiów licencjackich, najpóźniej 1 października 2004 r., • możliwość uczestniczenia w kursach językowych na preferencyjnych warunkach – tylko 3 złote za godzinę lekcyjną zajęć. Jeśli po 1 sierpnia podejmiesz decyzję o kontynuowaniu nauki na studiach uzupełniających magisterskich w WSB otrzymujesz: • zniżkę w opłacie rekrutacyjnej - płacisz tylko 50 zł, • zwolnienie z opłaty dyplomowej, • możliwość zatrzymania legitymacji studenckiej do momentu odbioru dyplomu ukończenia studiów licencjackich, najpóźniej 1 października 2004 r., • możliwość uczestniczenia w kursach językowych na preferencyjnych warunkach – tylko 3 złote za godzinę lekcyjną zajęć. Powyższe zasady dotyczą wyłącznie tegorocznych absolwentów studiów licencjackich (którzy ukończą naukę w roku akademickim 2003/2004), a którzy ponadto przystąpią do obrony pracy licencjackiej w czerwcu lub lipcu 2004. Przyjaciel – Gej Robert był dzisiaj zupełnie inny niż zwykle. Zadzwonił rano i przywitał mnie słowami „Cześć Agnieszko”. „Cześć Agnieszko”?? Nigdy tak do mnie nie mówił. Zawsze jego powitanie brzmiało: „Witaj Maleńka”, „Cześć Królewno” lub inne temu podobne. Już to powinno dać mi do myślenia. Robert zadzwonił i powiedział, że koniecznie musi się ze mną spotkać, że potrzebuje pobyć przez chwile z kimś. Hmm… Umówiliśmy się jak zwykle w „naszym” pubie na 17. Zaczęliśmy rozmawiać o niczym ważnym. O pogodzie, o tym, że idzie wiosna i trzeba się wybrać na zakupy, odwiedzić fryzjera, pójść do Empiku po nowe płyty. Takie normalne „babskie rozmowy”. Dopiero po 3 piwie zaczął mówić o tym co się stało. Ania zrobiła to samo co Iza, a wcześniej Kasia i Dorota. kolejny się zawiódł. Ania żyła obok Roberta, słuchała jego zwierzeń, jego intymnych spraw, cały czas myśląc, że pewnego dnia spojrzy na nią jak „zdrowy” mężczyzna patrzy na kobietę. Robert… Czy będzie znów umiał zaufać? Czy po raz kolejny zaryzykuje i znów podejmie kolejną próbę zaprzyjaźnienia się z kobietą? Jak teraz patrzy na mnie? Czy myśli, że jestem kolejną „uzdrowicielką”? Przyjaźń kobiety z gejem jest bardzo trendy ostatnio. Tak jak wypada nosić bluzeczki zakupione w Starym Browarze, tak też wypada mieć znajomych w środowisku gejowskim! Jeśli chcemy to robić na siłę, to Drogie Panie, darujmy sobie. Prędzej czy później bardzo się rozczarujemy. Możemy się przecież bardzo szybko zakochać w takiej osobie, która będzie nas doskonale rozumiała jako kobieta, a jednocześnie będzie cudownie pachnącym, zadbanym mężczyzną. Pamiętajmy tylko, że ta osoba nigdy nie odwzajemni naszych uczuć. Nigdy nas nie pokocha, nie pożąda. Zranimy w ten sposób siebie i jego! Jeśli zaś chcemy przyjaźnić się z kimś, kto z jednej strony będzie umiał nam pomóc w doborze makijażu na sobotnie wyjście, a z drugiej bę- Robert mówi: „Czuję, że nigdy do końca nie będę mógł być sobą. Nikt w pełni nie zaakceptuje mnie takim, jakim jestem”. Myślę sobie: „Chwileczkę, a ja?!”, jednak nie mówię nic. dzie umiał naprawić nam cieknący w domu ciągle kran, to przyjaciel – homoseksualista spełni nasze oczekiwania. Będzie bratem i siostrą w jednym!! Ania, Iza, Kasia, Dorota – każda z tych dziewczyn uważała Roberta za przyjaciela. Kogoś, kto zawsze ma czas, kto zawsze jest, gdy go potrzeba, kto poda pomocną dłoń, okryje kocem gdy zimno, poda Aspirynę, gdy męczy ją kac, kto pomoże dobrać bluzkę do spodni i wybierze odpowiedni lakier do paznokci do koloru torebki! Tak przynajmniej uważał Robert. Dlaczego więc ja przyjaźnię się z Robertem? No cóż, nie wiem czy lepiej mi w różu, czerni czy w błękicie. No i kran w moim domu co jakiś czas wymaga naprawy… One miały chyba jednak inny pogląd na tę „przyjaźń”. Może za cel obrały sobie wyrwanie Roberta z „choroby” i sprowadzenie go na „dobrą ścieżkę”. Tak niestety w naszym nadal bardzo ograniczonym społeczeństwie traktuje się homoseksualizm. Jako chorobę, zboczenie, coś, co można wyleczyć, wyprostować… Robert po raz kolejny zaufał i po raz Agnieszka Paciorkowska Jestem na TAK Oddał za mnie życie... „Bo nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś życie oddaje, bym ja mógł żyć”... Tyle mówię o przyjaźni i miłości moim znajomym, a tak naprawdę chyba gdzieś zagubiłam jej prawdziwy sens. Tak sobie myślę, kierując swoje kroki w stronę Olszynek (plac w moim rodzinnym mieście). Dobrze, że nie poszłam do baru na kolejne piwo. Dobrze, że nie wybrałam kolejnego filmu o niczym. Dobrze, że jestem tu. Może coś zrozumiałam. Może już wiem, że nie jestem sama, że ktoś mnie jednak kocha... Może... Ma się tutaj odbyć Misterium Męki Pańskiej. Jestem na TAK!!! Jestem na NIE... Wroniecka młodzież wraz z braćmi zakonnymi przygotowała inscenizację, która ma przedstawiać ostatnie godziny z życia Chrystusa. Jestem na NIE... Jest piątek wieczorem. Wszystkie wronieckie bary świecą pustkami. TV wieje nudą. Myślę sobie, pójdę. A co mi szkodzi. Ciepło się ubiorę. Może spotkam jakiś znajomych, później pójdziemy na piwo. A co mi tam... Nadal jestem na NIE... Tak jak w przypadku „Pasji”. „Kolejne przedsięwzięcie nastawione na zysk” - myślę sobie mijając rozpadające się kamienice i odnowiony most nad Wartą. W Olszynkach ciemno i zimno. Też wieje nudą. Podchodzę i widzę w ciemnościach tłumy ludzi. Spotykam znajome twarze. W większości starszyzna mojego miasta, kilku księży i dyrektorów ważniejszych urzędów. Amfiteatr wypełniony po brzegi. Z tyłu tłum młodzieży. Wielu znajomych. Zastanawiam się, po co tu przyszli. Czy tak jak ja szukają tu towarzystwa na resztę wieczoru? Nadal jestem na NIE... Siadam jednak z przodu - żeby lepiej widzieć. Zaczyna się. Pojawia się blade światło. Muzyka w tle. Ciepły głos Chrystusa kontrastuje z bardzo zimną temperaturą powietrza. Jest około 0o C. Wieje zimny wiatr od Warty. Na scenie amfiteatru coś się dzieje... Zaczyna się ruch. Widzę te same twarze, które spotykam na ulicy każdego dnia. Te same, ale jakże inne. Nie śmieją się, nie gadają jak najęte. Są poważne. Zasmucone. Skupione. Zziębnięte. Nie wiem czy jestem na NIE... Ostatnia wieczerza. Łamanie chleba, lodowata woda obmywające zmarznięte nogi, peruki na głowach, sztuczne brody... Światło, muzyka. To robi wrażenie. Jezus w Ogrójcu... Rozmawia z Tatą. Boi się? Chce się wycofać? „Ojcze, jeśli możliwe oddal ode mnie ten kielich, ale jeżeli trzeba chcę Twoją wolę wypełnić”. Jezus pojmany, zdradzony przez „przyjaciela”. Szturchany, popychany, znieważony... Jezus u Kajfasza i Annasza... Czy oni nie rozumieją, kogo mają przed sobą? Czyżby byli ślepi? Ogłupieni? Jezus u Piłata. Zapada wyrok. „Ukrzyżuj”... Zabierają Go. Biczują, na głowę wkładają cierniową koronę, plują na Niego… szydzą… okrywają purpurą nagiego Człowieka. Zabierają Go w ostatnią drogę. Idzie dźwigając na ramionach ciężki krzyż. Pod jego ciężarem upada. Trzykrotnie. W końcu jest tylko Człowiekiem. Na swojej ostatniej drodze spotyka ukochaną Matkę, Weronikę, Szymona... Umęczony, na wpół przytomny dociera na Golgotę. Jego ręce i stopy przybijają do krzyża. Z zimna i bólu trzęsie się całe ciało Jego. „Wykonało się”... Jezus umiera. Bok przebija włócznia. Kości zostają nietknięte... Agnieszka Paciorkowska POMIESZANIE Prostym językiem Zadziwiające jak wiele w naszym kraju się dzieje. Rząd się rozpada, Lepper cichcem po władzę się skrada. Media wyją na alarm. Wszyscy oskarżają się wzajem. Doprawdy, w tej dziedzinie mamy już prawdziwie wybitnych specjalistów. Działających na zasadzie, którą dobrze obrazuje pewna anegdota. Na łożu śmierci Chruszczow przekazał Breżniewowi dwie koperty z zastrzeżeniem, iż ten ma zachować je na czarną godzinę. Przy czym pierwszą może otworzyć, jeśli sytuacja nie pozostawi mu innego wyjścia. Drugiej natomiast nie powinien w ogóle otwierać, chyba że zrobi się już gorzej niż być może. W jakiś czas później sprawy obierają naprawdę zły obrót, Breżniew otwiera kopertę i czyta: zgoń wszystko na swojego poprzednika. Efekt okazuje się zadowalający, bunt przycicha. Oczywiście nie na długo. W końcu wszystko zaczyna się walić, na łeb, na szyję. Zdesperowany Breżniew w poczuciu ślepego zaułka decyduje się na otwarcie drugiej i czyta: weź dwie koperty... Bynajmniej, demagogia w polityce nie stanowi o niespójności poglądów, lecz zwyczajnie jest jednym ze sposobów sięgania po władzę. Bowiem samo ukierunkowanie naszej myśli nie jest przyczynowo zależne od wyznaczników naszego postępowania. Co mniej więcej oznacza, iż myślimy jedno, a robimy drugie. Nie jest tajemnicą, że ludziom mówi się tyle, ile są w stanie zrozumieć i zaakceptować. Wiedziano już o tym w starożytności – mundus vult decipi, ergo decipiatur (łac., świat chce być oszukiwany, niechże będzie) i po dziś dzień nie zapomniano. Że aż pozwolę sobie zacytować pana, który udowodnił nam już kiedyś „własną rację”: „Szerokie masy ludu łatwiej ulegają większemu kłamstwu niż małemu”. Tak, Adolf Hitler znał się na tym. W niespełna kilka lat zdołał „uświadomić” naród niemiecki, iż jest „Lepszą Rasą”, „Narodem Panów”, i że jako taki zasługuje na wszystko – czego on (czyt. Adolf, nie naród) potrzebuje. Ludzkie niedowidzenie wespół z ulotną pamięcią i przemożną chęcią słuchania tylko tego, co się chce usłyszeć, zapoczątkowało fale terroru, jakiego nie widział świat. To przecież za jego chorych rządów przerabiano tysiące ludzi na mydło! Na mydło, i co? Dalej mydlić oczy sobie dajemy! Praktyka rodem zza wschodniej granicy. Rosjanie bardzo sprawnie potrafili uśmierzać bolączki ludu przezroczystym trunkiem i zdaje się, nadal doskonale potrafią. Prosta zasada – napij się, a zapomnisz. Będzie ci łatwiej. Prędzej pogodzisz się z losem. Zaakceptujesz spotykające ciebie i twoich rodaków niesprawiedliwości. Koniec końców uśmierzysz ból, jaki niesie ze sobą życie w świecie, gdzie na śniadanie serwuje się informacje o niegodziwości, skorumpowaniu i aferach najrozmaitszych. Nawet przegryźć dobrze nie zdążysz, a już pora obiadowa, relacji kilka o szerzącym się zewsząd zagrożeniu, falach terroru wypełniających jeszcze podwieczorek. Nadchodzi kolacja, kolejna polityczna deprawacja, jakiś drobny wypadek z paroma śmiertelnymi personami i oczywiście apel do narodu, żebyśmy kierowali się strachem, gdyż wtedy będziemy bardziej czujni – to tak na dokładkę. Teraz, na zakończenie, możemy napić się z czystym sumieniem – przecież to tylko na lepsze trawienie. Paranoja? Ciebie to nie dotyczy? Możliwe, że nie bezpośrednio. Lecz zdaj sobie sprawę, w jakim kraju żyjesz. Nie trzeba się upijać, żeby poczuć narodowe więzi. Zresztą picie nie jest tutaj największym dylematem. Picie jest tylko pochodną eskapizmu – ucieczki od problemów współczesności. Ucieczki, której prędzej czy później podejmują się wszyscy. Krecia mentalność Społeczeństwo polskie, o zgrozo, ze swoimi średniowiecznymi przyzwyczajeniami, prehistorycznymi fobiami i niezmierzonymi pokładami ślepej wiary we własną rację – objawiającą się wszędzie tam, gdzie albo nikt nas o zdanie nie pyta, albo gdzie zwyczajnie być nie może żadnej, przynajmniej zdroworozsądkowej racji – nie jest, gdyż naturalnie, tak jak naturalnym jest zjawisko umysłowej tępoty w każdej bramie, świadome całej gammy narodowych słabości i (bez)kulturowych niepoprawności, ujawniających się indywidualnie, u każdej jednostki na swój wyjątkowy sposób. Jednakże, w ujęciu tego osobliwego zjawiska, z konieczności poprzez tożsamość grupową, cechy charakterystyczne u jednostek tworzą odbicie w miarę spójnej całości, której oblicze w swym ubogim kolorycie niejako tłumaczy dzieje naszego narodu zapisane w kartach historii, zarówno tej zamierzchłej, jak i współczesnej. Smutnej historii narodu, który identyfikuje się w chwilach skrajnego kryzysu. Kiedy zagrożenie zaczynamy odczuwać na własnej skórze, kiedy w niebezpieczeństwie staje zacisze naszego domowego ogniska, przypominamy sobie nagle o wspólnocie, narodowej przynależności. Wtedy biada tym, co chcą odebrać nam spokój. Gdy już dojdzie do powstańczego zrywu pękną najtwardsze mury i opadną wszelkie dogmatyczne kurtyny. Nigdy jednak wcześniej. Jeśli nad naszymi głowami nie zawisną czarne chmury, nikt nie wystawi nosa z własnej dziury. Czas najwyższy Defekt krajobrazu Problem tkwi jednak nie tylko w politykach i ich rozgrywkach. Tu rozchodzi się o znacznie więcej. Tu chodzi o rzeczywistość i nasze jej postrzeganie. Ostatecznie wszystko jest wiadome, ponieważ chcemy wierzyć, że wiemy. I tak, jak kiedyś dawno temu w Ameryce, dla świętego spokoju zamkniętych w rezerwatach Indian upijano niemiłosiernie, zalewając ich ogromną ilością alkoholu – przecież nikt nie kazał im pić, tak i u nas nikt nikomu nic nie każe, tylko się zalewa. Nic nie mówi, nic nie robi, ach, ja roztargniony zapomniałem, ceny alkoholu się obniża – przecież jesteśmy humanitarni – tym co piją, musi starczyć jeszcze na jedzenie. Co znaczy fakt, iż od momentu kiedy państwo obniżyło akcyzę na alkohole spirytusowe, ich spożycie wzrosło bagatela o 30%? Buddyści uważają, że jeśli problem jest do rozwiązania, nie należy się nim przejmować, a jeśli rozwiązanie jest nie możliwe, tym bardziej nie należy się nim przejmować. My jednak przejmowanie się mamy we krwi. Przejmowanie się jest naszą zasadniczą cechą, dziedziczoną niejako z pokolenia na pokolenie, a objawiającą się w formie gorzkiej krytyki. Krytykujemy wszystkich i narzekamy na wszystko. Sama krytyka natomiast może przynieść jak najbardziej pożądane skutki, lecz dopiero wówczas, gdy będzie krytyką konstruktywną, niosącą ze sobą rozwiązania, a nie gdy jest jedynie krytyką dla samej krytyki, sposobem na odreagowanie i podtrzymanie babcinej rozmowy. I właśnie teraz, w obliczu kampanii głupoty z jednej strony i nadchodzących szans w związku z przystąpieniem do europejskiej wspólnoty z drugiej, nadszedł najwyższy czas, ażeby przystanąć na chwilę w tym niekończącym się pędzie, prowadzącym do nikąd właściwie. Gdyż gdzie jest to miejsce, do którego wszyscy zmierzają? Czyż od samego początku nie jesteśmy na miejscu? A cel nie jest w zasięgu ręki? Ostatecznie przyszliśmy na świat w tym kraju, a nie w innym i od nas zależy czy będziemy się wszystkiemu biernie przyglądać, czy, zaryzykuję, przeciwstawimy się wszelkim przejawom prymitywizmu społecznego. To nasze działania kształtują rzeczywistość, w której egzystujemy. Może zamiast nakręcania rozdmuchanych pragnień zastanówmy się, co tak naprawdę jest niezbędne w naszym życiu. Bez czego życie traci sens i kogo do pełni szczęścia nam potrzeba. Marcin Czyrko AMERYKA ACH AMERYKA Nasza kultura ma już ponad tysiącletnią tradycję. Wieki temu odgrywała znaczącą rolę w ówczesnej Europie. Dzisiaj naszej obyczajowości zagrażają kultura masowa oraz wpływy amerykańskie. Czy potrafimy jednak się przeciwstawić tej tendencji? Po roku 1989 załamał się, wraz systemem komunistycznym, model rozpowszechniania kultury. Czy model ten był lepszy czy gorszy, można by nad tym dyskutować, ale jakiś był. Na jego miejscu nie został wykształcony żaden nowy. Wiele instytucji kulturalnych upadło, wiele znalazło się w trudnej sytuacji finansowej. Przez cały ten czas, aż do dzisiaj, w Polsce praktycznie nie było ani partii, ani rządu, które uczyniłyby z kwestii kultury sprawę priorytetową. Po przeszło 10 latach wolności forma naszej kultury uległa znacznej poprawie, ale cały czas pozostawia wiele do życzenia. Dbajmy o słowo Bardzo dobrze da się zauważyć jak media kreują i szerzą zachodnie typy zachowań, które objawiają się między innymi w potocznym słownictwie. Wystarczy przejść się ulicą, aby usłyszeć jak naszą bogatą polszczyznę kaleczą nie wyrafinowane zwroty w języku angielskim. Możemy mieć tylko nadzieję, że doczekamy się kiedyś kultu dobrego wychowania. Taki kult mógłby zrobić wiele pożytecznego. Mógłby na przykład nauczyć Polaków poprawnego wysławiania się, a przede wszystkim ludzi młodych, których język jest niesłychanie plastyczny i stanowi podatny grunt na naleciałości amerykańskie. Na ostudzenie tych obaw, warto jednak podkreślić, że nie wszyscy w tym dostrzegają zło społeczne. Liberałowie twierdzą, że w tym zjawisku nie ma nic niepokojącego, ponieważ każdy język jest formą dynamiczną i musi czerpać, żeby się rozwijać. Poloniści natomiast uspakajają faktem, że w niedalekiej przeszłości w języku polskim były już mody na zapożyczenia z rosyjskiego (i nie wcale dlatego, że komuniści rządzili), a także na zapożyczenia z języka francuskiego i niemieckiego. Pomimo tego, że mody te bardzo głęboko tkwiły w słownictwie Polaków, okazały się być przejściowe. Sam profesor Miodek oznajmił, że ma zaufanie do języka polskiego, który na pewno poradzi sobie z naleciałościami amerykańskimi. Jednak te wszystkie optymistyczne prognozy nie zaprzeczają faktowi, że stan naszego języka jest poważnym problemem, a jego pielęgnacja, dla dobra naszej kultury, jest niezwykle potrzebna. Sztuka filmowa Tradycja Nasza obyczajowość od długiego czasu stoi przed zagrożeniem płynącym ze strony niezwykle komercyjnej kultury amerykańskiej, która przejawia się między innymi w zachowaniach międzyludzkich, szeroko rozumianym stylu życia, słownictwie, czy także sztuce, przede wszystkim filmowej. Wiele osób zgodziłoby się z faktem, że obyczajowość amerykańska, tak odmienna od naszej, nie jest dobrym źródłem, z którego moglibyśmy czerpać „wysokie” korzyści. Państwowość amerykańska istnieje zaledwie ponad 200 lat. Rzeczą więc nie racjonalną jest wypieranie naszej niezwykle bogatej tradycji, przez mniej doświadczoną, bardziej powierzchowną i płytką kulturę amerykańską. Oczywiście nie chodzi o to, żeby zamknąć polskie granice na zachodnie wpływy i odrzucać wszystko to, co niepolskie. Według mnie należy jednak weryfikować to, co do nas napływa, a jeżeli coś już mamy czerpać z obcej kultury, to niech czerpane będą jedynie jej pozytywne aspekty. Inną sprawą, na którą należałoby również zwrócić uwagę to hollywoodzkie produkcje, które są głównym i niepodważalnym motorem rozpowszechniania kultury amerykańskiej. Nie da się ukryć, że są to filmy znakomite, skutecznie przyciągające liczne rzesze widzów, czy to przed telewizory, czy też do sal kinowych. Ale gdzie w tym wszystkim znajduje się kino polskie? Oczywiście na chwile obecną nie możemy mieć już tyle pretensji o brak naszych rodzimych produkcji, jak to miało miejsce jeszcze parę lat temu, tym bardziej, że nasze ekranizacje coraz bardziej w swojej oprawie przypominają kino zza oceanu. Nie będzie jednak przesadnym stwierdzenie, że to właśnie film amerykański ożywił naszą kinematografię i to właśnie dzięki niemu milionowa publiczność chodzi na polskie filmy. Produkcje te zrobione są naprawdę dobrze i konsekwentnie nawiązują do polskiej kultury, ale zarazem ich twórcy posługują się amerykańskimi środkami. Za przykład może posłużyć film „Ogniem i mieczem”, co do którego jakości wykonania zdania są podzielone. Wielu kinomanów zdążyło zauważyć, iż dawne hoffmanowskie produkcje pozbawione były tej jaskrawości i kolorów, jakie obserwujemy dzisiaj, a twarze aktorów nie były tak przesadnie wymalowane. Właśnie dzięki temu, kino sprzed 20 lat znacznie wierniej oddawało historyczne obrazy. Warto też zwrócić uwagę na kadry, które zmieniają się niezwykle dynamicznie, a przecież to nie jest teledysk. Pan Hoffman powiedział, że takie są oczekiwania widza i za takimi oczekiwaniami trzeba nadążać. Należałoby się jednak zastanowić, o jakim widzu pan Hoffman mówił. Czy o takim, który przez lata wiernie oczekiwał na pojawienie się w kinach sienkiewiczowskiej ekranizacji, czy o takim, który o filmie dowiedział w dniu premiery z telewizyjnych fleszów, czy też o takim, który pierwsze kroki, po zakończonym seansie filmowym, skierował w kierunku McDonalda. Łatwo dojść do wniosku, że „Ogniem i mieczem” jest owocem kultury masowej, czyli kultury kreowanej przez pieniądz. Niestety. Takie są wymogi biznesu, a poza rynkiem żyć nie można. Oczy szeroko otwarte Dokąd zatem zmierzamy? Wielu socjologów uważa, że stan świadomości narodowej Polaków oraz stan tego, co się dzieje w Polsce to rewolucyjna faza globalizacji, płytka, która pewnie niewielu się podoba. Po tym jednak nadejdzie faza odnajdywania własnej narodowości. Należy zatem oczekiwać reakcji, która przyjdzie, ale już na wyższym piętrze. Nie będziemy już mieli tego zakorkowanego stosunku do ciała, do siebie, do życia. Nie należy się martwić zanadto faktem, że nasza kultura w konkurencji z kulturą światową, w tym amerykańską, teraz przegrywa, bo to nie znaczy, że za parę lat nie będziemy jej wygrywać. Wystarczy mieć tylko oczy szeroko otwarte i permanentnie obserwować to wszystko, co dzieje się wokół nas, aby w porę zareagować, kiedy przyjdzie czas odnajdywania naszej własnej tożsamości. Łukasz Ratajczak