kwiecień - Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu

Transkrypt

kwiecień - Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu
MAGAZYN
Nr 3 (26), kwiecień 2004
STUDENCKI
WSB
ISSN 1642-8161
Patron merytoryczny:
Spis treści:
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
Tato
ABC fotografii
Serce na dłoni
Między sercem a rozumem
Nabór jak do pracy
Studia uzupełniające magisterskie w WSB
Po co nam studia?
SUM - a plusów i minusów
E-learning - nowoczesne studiowanie
SUM w Bankowej
„Czy warto mieć dyplom magistra?”
Udogodnienia dla absolwentów licencjatu WSB w Poznaniu
Przyjaciel - Gej
Jestem na TAK
Pomieszanie
Ameryka ach Ameryka
3
4
6
7
8
9
10
11
12
14
15
16
17
18
19
20
REDAKTOR NACZELNY
Marcin Czyrko
ZASTĘPCY REDAKTORA NACZELNEGO
Dominik Chuchracki, Łukasz Ratajczak
DYREKTOR ARTYSTYCZNY:
Agnieszka Michalak
DYREKTOR STRATEGII i ROZWOJU:
Magda Maludy
KOREKTA:
Anna Makowiecka
Wstępniak
ZDJĘCIA:
Michał Szafran
GRAFIKI:
Olgins, jah
W sklepie, przed wejściem do którego żaba zielona się uśmiecha,
kupuję paczkę z przesłaniem Ministra Zdrowia, gumy – do żucia
i Politykę – do czytania. Strona pierwsza: Raport. O kim? O paskowanym krawacie, biało-czerwonym, rzecz jasna. Ciche pomruki,
szemrania, a z czasem skowyt i pisk lękliwy, niejako przestraszonych narastającym zagrożeniem. Wieczorem udaję się z wizytą do
znajomych. Oni mają tę rzecz ze światem łączącą, czyli telewizor.
Program 1 – krawat, Polsat – krawat, TVN – krawat. Wychodzę. Z
rana kierowany chęcią przejrzenia poczty odpalam Internet. Po prostu nie do wiary. Główna informacja wirtualnej strony – niezmiennie
krawat. Wyłączam. Nawet poczty nie sprawdzam. Na targu, gdzie
świeże jaja znaleźć można – słyszę rozmowę dwóch starszych
panów, bynajmniej nie z kabaretu. Tematy krawatów w modzie.
Oglądając się za siebie odchodzę. Pomału zaczynam czuć się prześladowany. Przypomina to poniekąd czasy Gierka, kiedy to przed
każdym dziennikiem Pierwszy Sekretarz był pokazywany z ludem
i socjalistycznym dorobkiem w tle. Wszyscy byli szczęśliwi i czyści, pomimo iż pracowali. Za każdym razem akcja miała miejsce
gdzieś indziej. Choć pewne wątki się nie zmieniały. Aż do znudzenia. Radość z wyrobów kolektywnej współpracy mogła i zapewne
udziela się każdemu widzowi. Udaję się do centrum – może zdołam
skryć się w tłumie. Sięgam pamięcią wstecz i coś przypomnieć sobie
nie mogę. Takich kolorowych witryn sklepowych kiedyś nie było.
Tak właściwie, to kiedyś niczego nie było, może poza kolejkami.
Tylko czy ktoś zastanawia się jeszcze nad tym? Chociażby trochę?
Zatrzymuję się przed sklepem z garniturami. Na wystawie nagle
spostrzegam krawaty. W kropki i kratki, paskowane i cętkowane,
no wszystkie. Biało czerwonych jednak nie ma. Jak na razie. Może
zmieni się to po wyborach. Kto wie – możliwe, że wtedy będziemy
nosić je wszyscy, jak niegdyś mundurki do szkoły. Ustawowo nakazane noszenie biało-czerwonych krawatów pod groźbą chłosty
w miejscu publicznym. To może się przyjąć. Dlaczego by nie. A
z czasem będziemy prezentować je z dumą. Narodową dumą. Jak
przystało na pragnącego najprostszych rozwiązań Polaka.
M.Cz.
REDAKCJA:
Gorski Michał, Kasia Krawczyk, Matysiak Agnieszka, Pierowicz
Iwona, Maciej Dolata, Ola Fiałkowska, Magdalena Zwierzyńska,
Michał Szafran, Przemysław Soczyński, Aleksandra Fiałkowska,
Dariusz Dziamski, Jakub Jóźwiak, Magdalena Komorska, Maciej
Borowiak
SPECJALNE PODZIĘKOWANIA:
Magdalena Podstawek
PROJEKT, SKŁAD i ŁAMANIE
Jan Ślusarski
ADRES REDAKCJI
al. Niepodległości 2, 61-874 Poznań
Budynek PW 203
e-mail: [email protected]
www.zebys-wiedzial.wsb.pl
Redakcja nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Materiałów nie zamówionych nie zwracamy. Zastrzegamy sobie prawo do adjustacji tekstów.
Poglądy wyrażone w tekstach nie muszą odpowiadać poglądom Redakcji
i Wydawcy.
WYDAWCA
Wydawnictwo Wyższej Szkoły Bankowej
al. Niepodległości 2, 61-874 Poznań
UWAGA!!!
KOLEKCJA ZDJĘĆ
MICHAŁA SZAFRANA
Tato
Zapakowawszy do tornistra przygotowane przez mamę kanapki, trochę jeszcze zaspany wyszedłem do szkoły i wolnym krokiem ruszyłem
przed siebie. Tego dnia lekcje zdawały nie różnić się jedna od drugiej.
Na przerwach dzieci wciąż pełne powakacyjnej energii biegały bez
opamiętania. Sam jeden, kierowany wówczas niezrozumiałym dla
mnie przeczuciem, stałem na uboczu, przyglądając się wszystkiemu
bezmyślnie. Gdy tylko wróciłem do domu, mama niemal w drzwiach
przywitała mnie słowami: - Marcin, chodź szybciutko... W trzy godziny
później siedzieliśmy razem w pociągu. Poinformowany, iż mam nic nie
mówić, w szczelnie upchanym tobołami przedziale przyglądałem się
w milczeniu pewnemu pasażerowi, który do złudzenia przypominał aktora z jakiegoś niedawno obejrzanego przeze mnie filmu. Jak miało się
później okazać, narastające zdenerwowanie, jakie zaczęło się udzielać
owemu panu, nie było bynajmniej spowodowane moim natrętnym weń
wpatrywaniem, a jedynie zbliżającą się nieuchronnie granicą. Na której
to wyproszono nas z przedziału i przy zasłoniętych kotarach poddano
biedaka dogłębnej, a jeszcze bardziej wywrotnej rewizji. Droga do stacji przeznaczenia minęła w ogólnym zamieszaniu i uciskaniu na powrót
bestialsko rozprutych bagaży. Jednak moje niemałe całym zajściem
zdziwienie, miało dopiero zostać nadszarpnięte. Dworzec w Berlinie
Zachodnim w żaden sposób nie przypominał niczego, co dane było
mnie do tej pory oglądać. Mojej mamie chyba również. Albowiem po
naprawdę wielu wędrówkach, w tą i z powrotem, wzdłuż i w poprzek,
zdołaliśmy się w końcu jakoś wydostać. Niestety na zewnątrz sytuacja
wcale nie rysowała się bardziej kolorowo, w przeciwieństwie do witryn
sklepowych, porażających bujnością barw i całym tym niewysłowionym
rozmachem, pochłaniającym bez reszty moją uwagę. Po kilkukrotnym
odczytaniu adresu z kartki, nie kryjąc wątpliwości, kierowca kremowej
taksówki zdołał pochwycić przekazywaną mu informację. Pod wskazanym adresem, gdzieś, gdzie wszystko co widzieliśmy niespełna pół
godziny wcześniej, zdawało się już być tylko pięknym złudzeniem,
wątpliwości taksówkarza przeszły ze zdwojoną co najmniej siłą na moją
mamę. Budynek z czerwonej cegły o zakratowanych oknach, skrywał się za zardzewiałą bramą, będącą w daleko posuniętym stadium
rozkładu. Był to tak zwany Heim – dom dla ubiegających się o azyl.
Aczkolwiek goście w nim przebywający, w przeważającej części mężczyźni, swoim bądź co bądź osobliwym wyglądem nie sprawiali wrażenia oczekiwania, ani na pozwolenie dające możliwość przeniesienia się
do lepszych krajów ani na cokolwiek innego, wyjąwszy może darmowy
obiad. Zszokowani i z przerażeniem zastygłym na ustach zostaliśmy
oddelegowani do pokoju. Trzymając się kurczowo za ręce, z trudem
przebrnęliśmy korytarz, gęsto zaległy przez nie mogących utrzymać się
na nogach podróżników. Po zaryglowaniu krzesłem drzwi, do których
nie otrzymaliśmy klucza, uprzątnięciu z grubsza wszechobecnego syfu,
zamienieniu koców z powypalanymi od petów dziurami na nasze ciuchy,
ułożyliśmy się do snu. Lecz ten, pośród jęków i krzyków oraz daremnych
prób wtargnięcia do środka, nie był nam pisany. Z samego rana już nas
tutaj nie było. Cały dzień minął na bezowocnym poszukiwaniu innego
lokum, aż późno w nocy, za trochę drobnych jakiś kucharz zgodził się
przenocować nas na zapleczu. Bez okienne pomieszczenie, gdzie zaledwie cztery kroki dzieliły cię od jego końca, zawierało dwa piętrowe
łóżka, z czego trzy legowiska były już zajęte. Nam przypadło górne,
pod samym sufitem. Takie, iż położenie się nań wymagało sprawnego
w ślizgu. Nie sposób stwierdzić ile tam mogło być stopni, lecz zaczerpnięcie powietrza przychodziło z nielada wysiłkiem, ściskając i dusząc
każdy oddech w połowie drogi. Następnego dnia przemierzaliśmy
bezkresne ulice na peryferiach Berlina, wypatrując czegoś normalnego
do zjedzenia. Bez skutecznie. Po raz wtóry przyszło nam zadowolić się
suchymi grzankami. Zanim dotarliśmy do centrum, spędziliśmy jeszcze
jedną noc w jakimś podejrzanym miejscu. W pobliżu gigantycznego
domu handlowego KDW znaleźliśmy mały hotelik prowadzony przez
Polaków. Było to miejsce przelotowe dla azylantów maści wszelkiej.
Wprowadziliśmy się do pokoju zamieszkiwanego przez matkę z synem,
notabene również z Polski. Rafał jako starszy dostał przyzwolenie na
zabranie mnie na spacer. Wybór był prosty: KDW, trzecie piętro, świat
zabawek... Los jakby zaczął nam sprzyjać. Zjedliśmy prawdziwy obiad
(pieczonego kurczaka z ziemniakami), spaliśmy na czystych materacach, mama znalazła dorywczą pracę i też działo się tam tak wiele. Z
okna przyglądałem się prawdziwej bitwie skini kontra punki kontra policja. Widziałem ludzi wdrapujących się po ścianach wieżowców. Innym
razem jeszcze, gdy pozostawiony bez opieki na trzecim piętrze bawiłem
się zapamiętale udostępnionymi zabawkami, nie spostrzegłem nawet,
kiedy wszystkich ewakuowano. W tym czasie Rafał wrócił do hotelu
i oznajmił jakby nigdy nic, że w KDW podłożono bombę. Ostatecznie,
ponieważ nie rozumiałem treści płynących z głośników, wyprowadziło
mnie dwóch ochroniarzy. Dom towarowy otoczony był kordonem policji, odgradzającej żądny tragedii tłum ludzi, z którego nagle wyrwała
się jakaś kobieta wykrzykując coś w obcym języku... Chcąc nie chcąc
potrafiłem dostarczyć mamie mocnych wrażeń. Choćby rozbijając sobie
głowę podczas skakania po drzewach, ale to już było później, kiedy
przenieśliśmy się do następnego Heimu, będącego ostatnim przed
odlotem. Tak, gdy zajęto się naszą sprawą, mieliśmy polecieć z Berlina do Hannoveru samolotem. W związku z tym zawód spotkał mnie
straszny. Jedyne wrażenia, to zatkane uszy i ucisk brzucha przy starcie
oraz zatkane uszy i wyparcie brzucha przy lądowaniu – przez okno
też niczego, może prócz chmur, nie można było zobaczyć. W niecałe
pół godziny byliśmy na miejscu. Przez ten czas i dużo wcześniej już,
bardziej niż nad samym lotem, moim myślą przyświecała inna rzecz. A
mianowicie zbliżaliśmy się do celu naszej podróży. Po wyjściu czy wręcz
wyskoczeniu z rękawa, stając na palcach i podskakując, rozglądałem
się dokoła. Jest. Stoi tam, za szybą poczekalni. Tato, tato – krzycząc
i ciągnąc mamę za rękaw, nie mogłem powstrzymać się przed napływem łez radości. W chwilę po tym popłakaliśmy się wszyscy. Po kilkunastomiesięcznej rozłące, niezliczonych trudach i całej tułaczce, nareszcie
byliśmy razem, i już nic nie mogło nas rozdzielić. Nic, z wyjątkiem
administracyjnej decyzji. Skutkiem jakiegoś niedopatrzenia, wskazane
nam miejsce zamieszkania znajdowało się w odległości przeszło stu kilometrów od Georgsmarienhütte, czyli miasteczka, w którym mieszkał
mój tata. Spędziwszy wieczór pełen wzruszeń, przepełnieni już namacalnym pragnieniem bliskości, przy moim pisku i płaczu musieliśmy się
ponownie rozstać. Tym razem na dwa tygodnie, które spędziliśmy na
nerwowym oczekiwaniu powtórnego rozpatrzenia decyzji. Wynik był
pozytywny. Mogliśmy zamieszkać wspólnie...
ReO
ABC Fotografii
Witam serdecznie!
Na samym wstępie przyznam się bez bicia (bo chyba nikt nie lubi być
bity), że artykuł w bieżącym numerze nie jest tym czym miał być...
Chciałem kontynuować wątek używek i innych tego typu mniej lub
bardziej wciągających uciech, ale nie udało mi się wyrobić z czasem.
Wszyscy wiedzą jak ciężko jest znaleźć w swoim grafiku odpowiednio
duży prześwit, aby coś się w nim zmieściło ;). Poza tym o polskiej
młodzieży w związku z powyższym tematem stało się ostatnimi czasy
głośno we wszelkich mediach. Nie będziemy więc tacy jak cała reszta
i zrobimy coś na opak. Zresztą Naczelny poprosił mnie, abym napisał
coś z zupełnie innej beczki. Jak zostało powiedziane, takowo zostało
wykonane. Będzie zatem coś o fotografii jako takiej.
Chyba każdy z nas miał okazję zrobić w swoim życiu przynajmniej kilka(naście) zdjęć. Jest to duża przyjemność, przyznacie? Na przykład
ustawianie ciotek i wujków tak, aby wszyscy wyglądali zdrowo i pogodnie, przestawianie nakrycia na stole w ten sposób, by widać było tylko
najlepszą zastawę. Optymalnym momentem na zdjęcie rodzinne jest
ten, gdy na stole jest pełno jedzonka, wtedy wszystkim łatwo uśmiechać się do obiektywu (gdy wszyscy są jeszcze w miarę trzeźwi zdjęcia
mogą być lekko drętwe, ale efekty można obserwować w mirę upływu czasu i kliszy w aparacie ;). Jest coś niezwykłego w uwiecznianiu
ulotnych obrazów. Aaaahhh... jak sobie człowiek siądzie i powspomina
to, co się działo wtedy, a to wtedy... (choć czasem wolałby sobie nie
przypominać). Można w ten sposób zwrócić uwagę na rzeczy i obrazy,
na które zazwyczaj nie mamy nawet czasu spojrzeć.
To co napisałem, traktować proszę z lekkim przymrużeniem oka. Nie
wszyscy bowiem aż tak infantylnie podchodzą do tematu fotografii.
Jest to sztuka i to przez duże S. Dla niektórych może stać się hobby,
dla innych sposobem na życie, jeszcze inni używać jej będą w sposób,
jaki przedstawiłem powyżej. Nie ulega jednak dyskusji, że najbardziej
fascynującą rzeczą w fotografowaniu jest to, że każdy może to robić.
Wystarczy jakiś aparat (nie pominę nawet tzw. „głupich jasi”, choć
w nich jedyną ingerencją użytkownika często bywa tylko naciśnięcie
spustu migawki), klisza w środku i odrobina dobrych chęci, aby znaleźć
jakiś element przestrzeni wkoło nas godny uwiecznienia.
Jest to skrajne uproszczenie, ale tak właśnie wyglądały moje początki
z fotografią. Aparacik marki Yoshica (miał wbudowaną lampę błyskową,
co jak na początek lat 90-tych było nie lada powodem do dumy) i heja.
Uwieczniałem wszystko, co się ruszało, a w szczególności ciekawostki
na wycieczkach szkolnych. Była to świetna zabawa, ale moje fotki
zawsze były różne od zdjęć pozostałych dzieciaków (więcej przyrody,
mniej klasy). Jakiś czas później miałem okazje dotknąć Zenitha (taki
fajny z wbudowanym światłomierzem) i wtedy uznałem, że coś jest nie
tak z moim aparacikiem. Tamten to wysokiej klasy ruska optyka, a mój
to plastik z Brazylii (choć sama firma jest Japońska ;). No i zaczęło
się. Nie będę opisywał tego, jakimi ścieżkami wiodła moja droga do
pierwszej lustrzanki, a jej nazwa to Practica L, którą posiadam zresztą
do dnia dzisiejszego. Było to tak, jakbym z wiertarki ręcznej dorwał
młot pneumatyczny Hilti (i nie chodzi nawet o to, że miałem większe
możliwości, ale raczej ile więcej mogłem popsuć :). To było COŚ!!
Pierwsze trzy klisze zostały zmarnowane w mniejszym lub większym
stopniu. Jaki byłem zdziwiony, gdy po wywołaniu kliszy efekt w niczym
nie przypominał tego, co budowałem sobie w wyobraźni. Jednak najlepiej uczyć się na własnych błędach wyciągając wnioski. Od tego czasu
miałem kilka różnych aparatów. W międzyczasie wiele się nauczyłem.
Lepiej zrozumiałem reguły rządzące kadrem, światłem i perspektywą.
Dowiedziałem się coś niecoś o ciemni fotograficznej i całym procesie
wywoływania zdjęć. Wiem jednak jak wiele rzeczy mógłbym zrobić
lepiej oraz ile pracy mam przed sobą.
Najważniejsze jest jednak znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Uchwycenie codziennej sceny w niecodziennym
świetle, albo bycie świadkiem czegoś wyjątkowego i uchwycić to na
zdjęciu.To, że często mam aparat koło siebie stało się nawykiem.
Lustrzanka lub cyfrówka prawie zawsze znajduje się w zasięgu mojej
dłoni. Ci, co mnie znają, powiedzą, że czasem jestem nawiedzony, ale
każdy ma swojego konika. Nigdy nie wiadomo co możne wyłonić się
z szarej codzienności ;).
Obecnie technologia poszła strasznie do przodu. Aparaty zmieniły swoje oblicze. Są teraz napchane elektroniką, a wszystko po to, by ułatwić
użytkownikowi ich obsługę. Są jednak pewne pojęcia, których znajomość jest przydatna. Wbrew pozorom prawidła działające w świecie
lustrzanek znajdują swoje zastosowanie w aparatach cyfrowych (a jeśli
ktoś włączył tryb manualny w cyfrowej lustrzance Canon EOS 300 B,
ten zgodzi się z tym bardziej niż inni).
Oto podstawowe hasła z zakresu optyki i fotografiki.
AF - autofocus - system automatycznego nastawiania ostrości
obrazu.
AE - autoekspozycja - system przeznaczony do automatycznego
dobierania wartości liczby przesłony i czasu migawki do zapewnienia
prawidłowej ekspozycji obrazu.
Aparat kompaktowy (popularnie „kompakt”) - aparat fotograficzny (klasyczny małoobrazkowy lub cyfrowy), charakteryzujący
się uproszczoną budową względem na przykład tzw. lustrzanek.
Najczęściej kompakty posiadają wbudowany na stałe obiektyw
oraz wizjer. Te na ogół niewielkiej wielkości aparaty fotograficzne są
przeznaczone głównie dla amatorów, na co wskazuje między innymi
duży stopień automatyzacji podstawowych funkcji.
Balans bieli - równoważenie barwy światła pochodzącego
z różnych źródeł. Na przykład światło żarowe powoduje dominację barwy żółtej. Regulacja balansu bieli niweluje ten efekt.
B (bulb) - jeden z czasów otwarcia migawki trwający tak długo, jak
długo naciśnięty jest spust migawki.
Camera obscura - najprostszy aparat fotograficzny składający
się ze skrzynki światłoszczelnej i otworka. Światło padające przez
otworek tworzy na przeciwległej ściance skrzynki odwrócony obraz przedmiotu. Inaczej ciemnia optyczna (światłoszczelne pudło)
z małym otworem w jednej ze ścian, który może zostać zastąpiony
soczewką skupiającą lub układem soczewek - prototyp aparatu
fotograficznego; na ścianie przeciwległej otworowi lub soczewce
powstaje odwrócony obraz oświetlonych przedmiotów znajdujących
się na zewnątrz przed ścianką. Znana w starożytności, używana
przez R. Bacona, Witeliusza, Kopernia, della Portę, opisywana przez
Leonarda da Vinci - przeszła liczne udoskonalenia: w 1550 roku
mediolańczyk G. Cargano zastąpił otwór pojedynczą soczewką skupiającą, wenecjanin D. Barbaro zastosował przysłonę otworkową,
następnie udoskonalił ją Ch. Huygens, J. Kepler, J. Kircher, J. Zahn;
stosowana również jako laterna magica. Camera obscura stosowali
też malarze do dokładnego i precyzyjnego odwzorowania rysunku.
Dioptria - jednostka miary zdolności zbierającej układu optycznego. Zdolność zbierająca układu, którego ogniskowa wynosi 1 metr.
Liczba dla soczewki skupiającej jest dodatnia, a dla soczewki rozpraszającej ujemna.
Dystorsja - wada geometrycznego odwzorowania linii prostych
w obrazie optycznym utworzonym przez soczewkę lub przez obiektyw, zależna od miejsca położenia przesłony.
„Efekt czerwonych oczu” - efekt pojawiający się na zdjęciach
barwnych przy fotografowaniu osób za pomocą lampy błyskowej,
umieszczonej blisko osi obiektywu (dotyczy wszystkich lamp wbudowanych do aparatu). Uwidacznia się on w postaci czerwonej plamki
w centralnej części oka portretowanej osoby. Istnieje możliwość
zredukowania tego efektu, dzięki funkcji tzw. przedbłysku. Polega
ona na wstępnym mignięciu lampy błyskowej tuż przed wykonaniem zdjęcia. Silny strumień światła powoduje zwężenie się źrenic
fotografowanej osoby, dzięki czemu niepożądany efekt jest minimalizowany. Niestety cała operacja opóźnia moment wykonania właściwego ujęcia (a u fotografowanego istnieje możliwość przybrania
dziwnego grymasu twarzy ;).
Ekspozycja - ilość światła wpadającego do wnętrza aparatu
fotograficznego - zarówno klasycznego jak i cyfrowego - oddziałująca na materiał lub element światłoczuły (film lub matrycę CCD).
Parametry ekspozycji reguluje wielkość otworu przysłony obiektywu
i czas naświetlania.
Filtry fotograficzne - przezroczysty materiał szklany lub wykonany z tworzywa sztucznego, nakładany na obiektyw aparatu fotograficznego po to, by wpłynąć na barwę bądź cechy rejestrowanego
obrazu.
Flesz - lampa błyskowa.
Głębia ostrości – strefa, w której obiekty odwzorowane są
z wystarczającą ostrością. Zależy odwrotnie proporcjonalnie od
ogniskowej obiektywu i wprost proporcjonalnie od wartości przysłony. A bardziej przystępnie, im większa ogniskowa obiektywu tym
mniejsza głębia ostrości (im obiekt jest bliżej aparatu, tym mniejsza
jest głębia ostrości). Użycie przysłony o większej liczbie zwiększa
zakres ostrości obrazu. Jeśli chcemy zrobić portret i użyjemy długoogniskowego obiektywu oraz małą liczbę przysłony ostra będzie
jedynie twarz fotografowanej osoby. Pozostali ludzie bądź przedmioty znajdujące się bliżej czy dalej będą „rozmyte”. Jeśli zaś chcemy
sfotografować daną osobę na tle dużego, oddalonego obiektu, używamy optyki standardowej lub szerokokątnej z ustawioną większą
wartością przysłony.
Inwersja - zamiana obrazu na negatyw (czerń w biel, zieleń w purpurę, niebieski w żółty, czerwony w cyjan i odwrotnie).
Jasność obiektywu - zdolność obiektywu do przepuszczania większej lub mniejszej ilości światła; jest kwadratem otworu względnego. Na przykład, przysłonięcie (przysłoną) obiektywu do wartości
dwukrotnie mniejszej spowoduje czterokrotne zmniejszenie jego
jasności. Wpływ na zwiększenie jasności mają warstwy przeciwodblaskowe, którymi pokryte są soczewki lub człony obiektywu, bowiem obiektyw dzięki tym warstwom przepuszcza dodatkowo część
światła, która w przypadku braku warstw przeciwodblaskowych
zostałaby odbita i rozproszona.
Obiektyw - złożony układ optyczny aparatu, służący do odwzorowania obrazów fotografowanych przedmiotów.
Obiektyw zmiennoogniskowy (zoom) - obiektyw, który ma tak
zaprojektowany wielosoczewkowy układ optyczny, że możliwa jest
zmiana jego odległości ogniskowej. W efekcie można przybliżać
i oddalać fotografowany obraz obiektu.
Ogniskowa - wielkość odzwierciedlająca stopień powiększenia
obiektywu. Jej wartość podawana jest w milimetrach - im większa,
tym bardziej obraz jest przybliżany przez obiektyw.
Przesłona obiektywu (diafragma) - element mechaniczny
umieszczony w obiektywie aparatu fotograficznego regulujący wielkość czynnego otworu obiektywu i tym samym natężenie światła,
które po przejściu przez obiektyw pada na film lub matrycę CCD.
Wielkość przesłony jest odwrotnie proporcjonalna do ilości wpuszczanego światła do wnętrza aparatu. Za pomocą przesłony reguluje
się głębię ostrości obrazu.
Prześwietlenie - wystawienie filmu lub matrycy na dłuższe działanie światła powodujące zbyt ciemny obraz.
Rybie oko - ekstremalnie szerokokątny obiektyw, w którym znaczna dystorsja (beczkowate zniekształcenie linii w obrazie) jest wynagradzana znacznym kątem widzenia sięgającym ponad 220°.
Samowyzwalacz - (ang. self timer) mechanizm, który po ustalonym czasie - zwykle 10 sekund, wyzwala migawkę aparatu fotograficznego. Dzięki niemu fotograf może np. dołączyć do grupy
fotografowanych osób.
Stopień przysłony - odstęp pomiędzy dwiema sąsiednimi liczbami
przysłony, odpowiadający dwukrotnemu zwiększeniu lub zmniejszeniu oświetlenia obrazu fotograficznego.
Teleobiektyw - obiektyw lub jego ustawienie przybliżające obraz.
Wartość przesłony - stopień otwarcia obiektywu. Np. kiedy
samodzielnie reguluje się wartość przesłony, to określa się głębię
ostrości.
Robienie zdjęć jest czymś niesamowicie kreatywnym ;) UWIERZCIE
MI!!! Święta tuż tuż, macie więc okazję wykazać się inwencją. Mogą
wyjść niezłe jaja
Pozdrawiam serdecznie
Michał Szafran
[email protected]
Serce na
dłoni...
Nasze życie ma sens tylko wtedy, kiedy mamy świadomość, że jesteśmy
potrzebni drugiemu człowiekowi. Jakby na to nie patrzeć, jest to siłą
napędową, dodającą energii do podejmowania jakiegokolwiek działania. Samotne egzystowanie, pozbawione możliwości wnoszenia cząstki
siebie do życia innych jest bezwartościowe i mało satysfakcjonujące. Bo
czymże jest na przykład radość, jeżeli nie mamy jej z kim dzielić? Jeśli
dobrze się rozejrzeć, w otoczeniu każdego z nas jest wiele osób, które
nie potrafią samodzielnie funkcjonować. Mam tutaj na myśli poszkodowanych w wypadkach samochodowych oraz ludzi, którzy od urodzenia
są upośledzeni fizycznie bądź umysłowo. Rodzina, przyjaciele, sąsiedzi
są dla nich największym wsparciem, jednakże każda pomoc z zewnątrz
jest zawsze mile widziana.
W Poznaniu, od kilkunastu już zresztą lat, prężnie działa organizacja
pozarządowa zrzeszającą niepełnosprawnych oraz wszystkich tych,
którzy chcą przyczynić się do ułatwienia im istnienia w społeczeństwie.
Studenckie
Stowarzyszenie
Pomocy
Niepełnosprawnym (SSPN), bo o nim mowa,
powstało w 1986 roku, początkowo
działając przy Akademii Medycznej jako
Neurologiczne Koło Naukowe. W tym
czasie opiekunami osób niepełnosprawnych byli tylko studenci tejże uczelni.
Jednakże z czasem idea rozprzestrzeniła
się na inne uczelnie wyższe, a nawet
szkoły średnie. Grupa, zarówno podopiecznych, jak i opiekunów, sukcesywnie z roku
na rok zwiększa się, znajdując coraz to szersze
grono sympatyków i zainteresowanych niesieniem pomocy drugiemu człowiekowi.
Członkowie
Stowarzyszenie ma charakter otwarty, więc członkiem
może być każdy, kto tylko czuje w sobie chęć zrobienia czegoś pożytecznego dla innych. Można ich podzielić na trzy
grupy: podopiecznych, opiekunów oraz wspomagających.
Członkowie - podopieczni to niepełnosprawni cierpiący w większości na mózgowe porażenie dziecięce, rozczep
kręgosłupa, niedowład kończyn oraz schorzenia powypadkowe. Krótko
mówiąc są to wszyscy, dla których powyższa organizacja powstała.
Członkowie - opiekunowie to ludzie zajmujący się podopiecznymi.
Ich zadaniem jest przede wszystkim bezpośredni kontakt z podopiecznym. W ciągu roku opiera się on na odwiedzinach podopiecznego
w jego domu, spacerach oraz uczestnictwie w okolicznościowych imprezach organizowanych przez Stowarzyszenie. Wakacje są zaś czasem
wspólnego wyjazdu na obóz rehabilitacyjny, gdzie podopieczny spędza
ze swoim opiekunem praktyczne całą dobę, zapewniając mu pełną
opiekę i pomoc.
Członkowie wspomagający to przede wszystkim rodzice oraz ci,
którzy tylko tymczasowo współpracują ze Stowarzyszeniem.
W chwili obecnej SSPN zrzesza 39 podopiecznych, 30 opiekunów i 12
osób wspomagających. Najmłodszy podopieczny ma 15 lat, a najstarszy 42, przy czym średnia wieku to 22-26 lat.
Cele i działania
Zakres działań Stowarzyszenia jest bardzo rozległy. Istnieje jednak kilka
celów, które szczególnie mu przyświecają. Do takich należą m.in.:
• sprawowanie wychowawczej i opiekuńczej funkcji wobec osób niepełnosprawnych w szczególności dzieci i młodzieży szkolnej,
• pomoc w umysłowym i fizycznym rozwoju oraz integracji w środowisku szkolnym,
• propagowanie wśród młodzieży szkolnej i studenckiej idei niesienia
pomocy sprawnym inaczej, poprzez tworzenie atmosfery akceptacji,
• oraz w dużym stopniu zapewnienie bezpośredniej pomocy materialnej najbardziej tego potrzebującym.
Cele te realizowane są w zgodzie z obowiązującym Statutem.
Stowarzyszenie troszczy się o podopiecznych zapewniając im specjalistyczną pomoc i opiekę medyczną oraz rehabilitacyjną. Oprócz tego
organizuje seanse terapeutyczne, różnego rodzaju wycieczki i obozy.
Podopieczny może tu również znaleźć pomoc przy doborze właściwego
sprzętu rehabilitacyjnego.
Stowarzyszenie w ciągu roku, współpracując z różnymi organizacjami
turystycznymi, uczestniczy w licznych rajdach i wycieczkach krajoznawczych. Nie brakuje tu również troski o rozwój intelektualny członków.
Przejawia się ona w odwiedzinach wszelkiego rodzaju instytucji kulturalnych. Wakacje natomiast to czas wspólnego wyjazdu na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjno-wypoczynkowy w różne części Polski.
Dla wielu podopiecznych SSPN-u, okres obozu jest jedyną możliwością
otrzymywania właściwie przygotowanych i dobranych posiłków oraz
znalezieniu się w miejscu innym niż dom rodzinny.
Stowarzyszenie nie prowadzi działalności
gospodarczej, a wszystkie prace wykonywane są bezinteresownie. Środki
finansowe SSPN-u to przede wszystkim darowizny, spadki, i ofiarność
publiczna.
Struktura
Organizacyjna
Walne Zgromadzenie Członków
stanowi najwyższą władzę w Stowarzyszeniu. Swoje posiedzenie ma raz w roku,
a do jego głównych zadań należą: ustalanie
planu działania, przyjmowanie sprawozdań
oraz udzielanie absolutorium zarządowi i komisji rewizyjnej.
Komisja Rewizyjna jest organem kontrolnym, a jej
zadanie opiera się na śledzeniu działalności gospodarczej
i finansowej Stowarzyszenia.
Zarząd składa się z 8 osób; do jego kompetencji należy śledzenie działalności Stowarzyszenia i realizowanie planu Walnego
Zgromadzenia.
Stowarzyszenie dla niektórych ludzi niepełnosprawnych jest niemalże
jedyna możliwością wyrwania się z szarej rzeczywistości i choć na chwilę zapomnienia o swoim kalectwie. Nawiązują się tutaj wieloletnie znajomości i przyjaźnie, a czas upływa w miłej i sympatycznej atmosferze
pełnej integracji. Bezpośredni kontakt z osobami niepełnosprawnym
jest na pewno niesamowitym sprawdzianem dla samych opiekunów,
dla poznania ich własnych słabości. Bezinteresowne niesienie pomocy
innym bez wątpienia dowartościowuje i umożliwia spojrzenia na świat
z zupełnie innej perspektywy. Uczy dostrzegania drobiazgów, dzięki
którym funkcjonujemy, często nie doceniając faktu, że bez nich nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Podopieczni SSPN-u to ludzie
pogodni, potrafiący cieszyć się każdym dniem, pomimo ograniczeń
jakie stworzył im los. To, że akurat my jesteśmy sprawni fizycznie,
że możemy samodzielnie żyć i działać w społeczeństwie, to naprawdę
przypadek. Wciąż gdzieś biegniemy, chcąc coraz więcej osiągnąć - jest
to jak najbardziej korzystny proces, wtedy gdy nie zapominamy o tym
co już mamy, i że Matka Natura dając nam zdrowie, obdarzyła nas największym skarbem.
Wszystkich zainteresowanych działalnością Stowarzyszenia i ewentualnym kontaktem odsyłam na stronkę internetową: www.sspn.poznan.webpark.pl.
Magda Komorska
Kto może zaprzeczyć, że świat nie jest zbudowany na uczuciach? A może Ktoś potrafi mi racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego w tych uczuciach jest tyle sprzeczności?
Wszystko zaczyna się od serca. Niby tłoczy sobie spokojnie krew.
Czasami jedynie przypomina nam o swoim istnieniu jakimś delikatnym
ukłuciem (o zawałowcach nie wspominam), aż do momentu kiedy coś
w nie „strzeli”. Porównując do człowieka, przypomina szaleńca, wariata
czy jakkolwiek nie chciałbyś go nazwać. Zachowuje się mało racjonalnie. Impulsywne, choleryczne, w nadmiarze żywiołowe. Podpowiada
nielogiczne postępowania. I wtedy niby na pomoc przychodzi rozum.
Ten z kolei jest ustabilizowany. Wszystko ma przemyślane. Na kartce
rozpisuje plusy i minusy. I zaczyna bezlitośnie spowalniać działanie
serca.
Wewnętrzna wojna...
To jeszcze nie koniec. Jak we wszystkim i tutaj przychodzi do konfrontacji. Na przeciw siebie stają serce i rozum. I pojawia się kilka zasad, którymi kieruje się jedno i drugie. Rzadko idą ze sobą w parze. Przykłady?
Hmm... Ile razy coś w Tobie podpowiadało - Pokaż innym co w sobie masz! Uzewnętrzniaj uczucia. Nie bądź introwertykiem.
Jeśli masz ochotę to szalej. Nie patrz na konwenanse! Mam
wymieniać dalej? No tak, zgadza się. To jest ta jedna strona medalu.
Kiedy Ty już chcesz dać upust emocjom, pokazać wszystkim co czujesz,
włącza się ten cholernie racjonalnie myślący rozum. Każe Ci wziąć głęboki wdech, policzyć do dziesięciu i jeszcze raz na spokojnie przemyśleć
sprawę. Co Ty robisz? No oczywiście siadasz i myślisz. Przeprowadzasz
dogłębną analizę. Najpierw sam, później z przyjacielem. Przecież może
on na wszystko spojrzy z jeszcze innego punktu widzenia. Zakreślacie
plan działania. Przygotowujesz się na ewentualną porażkę. Grunt to nie
dać się zaskoczyć. W końcu Twoje serce tego nie wytrzymuje. I chociaż
obiecało już milczeć, znowu coś podszeptuje - Nie myśl tyle, tylko
działaj. Pamiętaj, że jak Cię coś nie zabije, to Cię wzmocni. A
rozum na to - Nie podchodź do sprawy emocjonalnie. Przemyśl
to raz jeszcze. Po co masz potem cierpieć.
Spektakl Polskiego Teatru Tańca pt. Naszyjnik
Między sercem
a rozumem...
Myśli kłębią się w Tobie. Jakkolwiek silną osobowością jesteś, zaczynasz
się w tym gubić. Tysiące obrazów na sekundę. Atakuje Cię setka pomysłów na rozwiązanie danej sytuacji. Połowa z nich rodzi się w sercu,
drugą połowę podpowiada rozum. A Ty masz w pewnym momencie
wszystkiego dość! Nie wiesz co wybrać.
Spokój po burzy
Coś Ci powiem. Chyba wiem, jak się z tym czujesz. Żeby nie myśleć
dużo, zaczynasz uciekać. Prawda? Chowasz się do jakiejś Tobie tylko
znanej enklawy. Odstawiasz na bok przyjaciela. Na pewno nie dlatego,
że nie wierzysz, że zrozumie. Tylko co mu tak naprawdę powiesz, że
się w Tobie toczy wewnętrzna wojna? Że Cię boli dusza? :) No bo jak
to nazwiesz?
Kojarzysz Marie-Josee Croze? Zdobyła nagrodę za najlepszą rolę kobiecą w filmie ”Inwazja Barbarzyńców” Denseya Arcanda. W którejś
z gazet natknęłam się na jej krótki wywiad. I jedno zdanie gdzieś tam
bardzo mocno mi utkwiło: ”Nie da się przedawkować uczuć” - niby nic
takiego. Ale w świadomości zostaje. Prawda?
Szkoda, że nie da się wyciągnąć serca i rozumu na dobra kawę. W przytulnej scenerii przeprowadzić dojrzałą tzw. męską rozmowę. :)
Poprosić, żeby ich poczynania nie były aż tak sprzeczne. Żeby pożądały życia w miarę w tym samym rytmie. Na litość boską! Kto lubi żyć
cały czas w kłótni?! Żeby pamiętały, że życie to namiętność. A namiętność to ciekawość świata i ludzi. Jeśli chce się poznawać
zaplecze świata, to dobrze by było, aby uczucia i rozum choć
trochę ze sobą współpracowały.
Magda Maludy
Nabór jak do
pracy
Wiosną wiele firm ogłasza nabór na praktyki studenckie.
Procedury rekrutacyjne trwają czasem od lutego do maja, a staż
zaczyna się w wakacje. Czemu potrzeba na to aż tyle czasu?
Studenci, którzy myślą o praktykach wakacyjnych, muszą liczyć się
z tym, że czeka ich ostra walka o wolne miejsce. O jedno miejsce na
praktyce może rywalizować kilkudziesięciu studentów. Albo i więcej.
– Co roku dostajemy 1500-2000 aplikacji – mówi Monika Misztal,
Graduale Activity Manager z Masterfoods Polska – a miejsc dla studentów mamy tylko 15.
Firmy organizujące praktyki studenckie chcą wybrać najlepszych stażystów – organizacja dobrej praktyki oznacza bowiem wysokie koszty
dla pracodawcy. A żadna firma nie chce inwestować w nieodpowiednią
osobę i zlecać jej wykonywanie często ważnych zadań. Jest też druga
strona medalu – inwestując w przyjmowanie praktykantów firmy często
liczą, że spośród grupy studentów uda im się wyłowić osoby, którym
będzie można zaproponować stałą pracę – nawet nie zawsze od razu po
praktyce, czasem dopiero po zakończeniu przez nich studiów.
Te wszystkie aspekty praktyki powodują, że wybór odpowiedniego studenta często niemal niczym się nie różni od rekrutacji na stanowisko
pracy. W większości przypadków nie wystarczy już dzisiaj przesłanie cv
i listu motywacyjnego lub wypełnienie zamieszczonej na stronie internetowej aplikacji. Standardem stała się już rozmowa kwalifikacyjna,
test językowy, a coraz częściej kandydaci na praktykantów poddawani
są wielu sprawdzianom podczas assessement centre. Kandydat na
stażystę musi przygotować się na prawdziwą rywalizację, w której
obowiązują podobne zasady, jak w ubieganiu się o stałą pracę. Tylko
oczekiwania wobec kandydatów są inne – choć i to nie zawsze.
Znajdź praktykę
Pierwszym krokiem jest oczywiście znalezienie odpowiedniej praktyki.
Wbrew pozorom nie jest to proste, ponieważ coraz więcej firm szykuje
różne propozycje dla studentów. Szukając czegoś dla siebie warto zwrócić
uwagę na takie kwestie, jak: czas trwania stażu, miejsce pracy (czasem
może to być miejscowość w okolicy dużego miasta, a nie sama
metropolia),
wynagrodzenie
za praktykę (nie zawsze przysługuje), zakres obowiązków.
Warto również wziąć pod uwagę
branże, w jakiej firma działa lub
dział, w którym ma się odbywać
praktykę – im bliższe planowanego zawodu, tym lepiej. Liczy się
również oczywiście prestiż firmy,
pozycja jej produktów czy usług
na rynku. I wymagania stawiane
kandydatom.
Informacje o praktykach najłatwiej znaleźć w kilku miejscach
– na uczelniach – podczas
targów Pracy, w biurach karier
czy z plakatów reklamowych,
w gazetach
ogólnopolskich
mających dodatki o pracy (np. Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita, Życie
Warszawy) i w portalach internetowych skierowanych do studentów
i absolwentów, takich jak Pracuj.pl. Czasami praktykodawcy organizują
specjalne wydarzenia promujące swoje praktyki, informując o tym z reguły na uczelniach, ale i np. w portalu Pracuj.pl.
Aplikacja
Drugim etapem starania się o praktykę jest wysłanie zgłoszenia. Może
to być cv i list motywacyjny albo aplikacja przygotowana przez konkretną firmę, czasem dostępna on-line. Dokumenty te w niewielkim
stopniu różnią się od tych, które trzeba przygotować ubiegając się
o pracę. Zwrócić jednak trzeba uwagę, że w przypadku praktyk znacznie większe znaczenie ma działalność „pozazawodowa” kandydata – na
ogół nie ma on zbyt dużego doświadczenia w pracy, dlatego ważne
jest, aby mógł pochwalić się aktywnością w innych obszarach – działalnością w organizacji studenckiej, instytucji charytatywnej czy nawet
ciekawymi zainteresowaniami, zwłaszcza, jeśli ich realizacja wymagała
zdolności organizacyjnych czy innych umiejętności.
Nie uniknie się jednak odpowiedzi na podstawowe pytania – o wykształcenie, czasem plany zawodowe, a przede wszystkim motywację
do praktykowania akurat w tej firmie. To tak naprawdę, według wielu
osób prowadzących rekrutację, jedno z ważniejszych pytań, ponieważ
udzielona odpowiedź może dużo powiedzieć o kandydacie.
Rozmowa kwalifikacyjna
Kandydat może być pytany „o wszystko”: doświadczenia z przeszłości,
plany zawodowe, silne i słabe strony, sposób spędzania wolnego czasu,
gotowość do podróży. Może być poproszony o szczegółowe opisanie
swojej ścieżki edukacyjnej lub specyfiki dotychczasowej pracy czy wolontariatu. I oczywiście o powód, dla którego zgłosił się na praktyki, o swoje
wyobrażenie stażu, o preferowany styl pracy i zakres obowiązków.
Interview to również okazja do omówienia warunków pracy, aczkolwiek
trzeba mieć świadomość, że kandydat na praktykanta ma na nie bardzo
mały wpływ – największe firmy mają z góry opracowane programy
praktyk, a w mniejszych często również nie ma możliwości wyboru. Są
oczywiście firmy, które starają się dostosować do oczekiwań kandydatów, jednak nie zdarza się to zbyt często.
W dużych, międzynarodowych firmach ważną rolę odgrywa znajomość
języka obcego przez kandydata na praktykę. Może być ona sprawdzana
testem (jeszcze przed rozmową kwalifikacyjną albo w czasie assessment centre) albo właśnie podczas interview, której część może
być prowadzona w obcym języku.
Assessment centre
Nazywane czasem po polsku – centrum oceny. To jeszcze rzadkość
w przypadku rekrutacji na praktyki, ale coraz więcej międzynarodowych
firm zaczyna je regularnie stosować. W ten sposób różnymi metodami
oceniane mogą być umiejętności, zdolności i kwalifikacje kandydatów
- w zależności od potrzeb firmy.
W assessment centre bierze udział zwykle około 10 osób, które muszą się zmierzyć z wieloma zadaniami w ciągu kilku, kilkunastu godzin.
W ramach centrum oceny przeprowadzone mogą być m.in.:
• wywiad biograficzny, podobny do zwykłej rozmowy kwalifikacyjnej,
• wywiad behawioralny, który zawiera szereg pytań dotyczących zachowania w konkretnych sytuacjach spotykanych na danym stanowisku, np. „Co byś
zrobił, gdyby...”,
• studium przypadku lub symulacja,
w trakcie której uczestnik ma rozwiązać
trudny problem, np. zażegnać konflikt
w kierowanym przez siebie zespole, wynegocjować najlepsze warunki kontraktu czy
też przywrócić dobre imię firmie w oczach
niezadowolonego klienta,
• koszyk zadań, który ma na celu sprawdzenie umiejętności zarządzania czasem,
ustalania priorytetów i delegowania zadań,
np.: „Po powrocie z urlopu zastałeś wiele nie
załatwionych spraw. Od czego zaczniesz?”,
• zadanie grupowe, mające na celu wyłonienie lidera grupy oraz ustalenie, jakie
role w zespole będą odgrywać poszczególni
uczestnicy sesji,
• prezentacja, a więc sugestywne przedstawienie trudnej do zaakceptowania idei lub rozwiązania problemu;
często zadaniem pozostałych uczestników jest wywoływanie w tym
samym czasie konfliktów i tworzenie sytuacji stresujących.
Nie do uniknięcia?
Ten skomplikowany system rekrutacji może zniechęcać potencjalnego
kandydata, ale niektórych jego etapów można uniknąć – zwłaszcza centrum oceny. Takiej procedury nie stosują np. urzędy administracji państwowej czy mniejsze firmy. Tam ubieganie się o praktykę jest prostsze
(co oczywiście nie oznacza, że łatwiej się dostać). Jednak myśląc o pracy w znanym, międzynarodowym koncernie, już teraz lepiej poznać
system selekcji. Lepiej, żeby ten pierwszy raz kontakt z pracodawcą
odbył w czasie nauki, niż podczas szukania prawdziwej pracy. Bo nawet
niepowodzenie może wiele nauczyć, np. na czym polega rekrutacja i jak
się do niej przygotować.
Studia
uzupełniające
magisterskie
w Wyższej
Szkole
Bankowej
Rosnąca konkurencja na rynku pracy wymusza dążenie do kształcenia
się i doskonalenia. Dla absolwentów licencjatu naturalnym rozwiązaniem gwarantującym większe szanse w oczach pracodawców są studia
uzupełniające magisterskie.
Korzyści ze studiów
uzupełniających magisterskich
•
•
•
W toku studiów uzupełniających magisterskich w WSB student ma
szansę na pogłębienie i zaktualizowanie wiedzy z zakresu nauk ekonomicznych oraz rozwinięcie zainteresowań profesjonalnych. Po ukończeniu dwuletnich studiów absolwent otrzymuje dyplom magistra finansów
i bankowości, dysponując rzetelnym przygotowaniem akademickim.
Posiada wiedzę z podstawowych dyscyplin ekonomicznych. Gruntowne
wykształcenie ogólne ułatwia mu wybranie i kształtowanie indywidualnej drogi kariery zawodowej.
Atrakcyjny program SUM w WSB
Wyższa Szkoła Bankowa dba o to, by wykładane przedmioty były
interesujące, a zarazem przydatne w przyszłej pracy zawodowej.
Proponowany przez WSB program nauczania na studiach uzupełniających magisterskich składa się z przedmiotów wyznaczonych przez
MENiS oraz dobranych przez WSB. Te ostatnie są corocznie uaktualniane w zależności od potrzeb studentów i praktyki gospodarczej.
•
•
Elastyczny przebieg studiów
Pierwszy semestr studiów uzupełniających magisterskich w WSB jest
wspólny dla wszystkich studentów. W tym czasie zdobywają ogólną
wiedzę ekonomiczną, niezbędną przed rozpoczęciem nauki przedmiotów specjalizacyjnych. Zajęcia w grupach seminaryjnych i nauczanie
przedmiotów specjalnościowych rozpoczyna się w drugim semestrze.
Nadal jednak realizowane są przedmioty ogólne i kierunkowe.
Specjalności – atut na rynku pracy
Decyzję o wyborze specjalności należy podjąć pod koniec pierwszego
semestru studiów uzupełniających magisterskich. Wiedza zdobyta dzięki przedmiotom specjalnościowym jest dodatkowym atutem w oczach
pracodawcy. Dlatego dokonując wyboru specjalności, warto obserwować zmieniające się potrzeby i tendencje na rynku pracy.
SUM w WSB to 9 specjalności dostosowywanych do potrzeb rynku
pracy:
• Bankowość
W ramach tej specjalności studenci poszerzają między innymi wiedzę
na temat polskiego systemu bankowego, europejskiego systemu
banków centralnych, wybranych systemów bankowych innych krajów UE. Poznają funkcjonowanie banku na rynku usług finansowych,
w tym nowe trendy w usługach bankowych. Zdobywają wiedzę
i umiejętności w zakresie zarządzania bankiem i jego działalnością.
• Finanse i Bankowość UE
Studia umożliwiają poszerzenie wiedzy na temat integracji europejskiej, zwłaszcza jej gospodarczego wymiaru. Szczególny nacisk
położony jest na finansowych aspektach integracji w ramach Unii
Europejskiej: funkcjonowaniu europejskich instytucji finansowych,
harmonizacji podatków, ubezpieczeniach. Studenci uzupełniają
wiadomości z zakresu prawa, zwłaszcza prawa międzynarodowego,
publicznego, prawa Unii Europejskiej, prawa dewizowego.
• Finanse Międzynarodowe
W trakcie nauki studenci poszerzają między innymi wiedzę na temat
międzynarodowych instytucji finansowych, w tym zwłaszcza Unii
Europejskiej, finansowania przedsięwzięć inwestycyjnych w skali
•
międzynarodowej oraz rynku usług finansowych. Uzupełniają wiedzę
w zakresie prawa, zwłaszcza prawa międzynarodowego publicznego,
prawa Unii Europejskiej, prawa dewizowego. Poszerzają wiadomości
i doskonalą umiejętności w zakresie opracowania i realizacji strategii
firmy, a także przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji.
Finanse Publiczne i Podatki
Studia umożliwiają poszerzenie wiedzy na temat polityki państwa,
w tym zwłaszcza polityki banku centralnego kształtującej cenę kapitału pożyczkowego. Analizowany jest zwłaszcza wpływ polityki państwa na funkcjonowanie podmiotów gospodarczych i gospodarstw
domowych. W kontekście integracji europejskiej analizowane są
polskie finanse publiczne. Studenci poszerzają swoje wiadomości na
temat polskiego systemu podatkowego oraz systemów podatkowych
w innych krajach UE.
Marketing Usług Finansowych
Studenci na podbudowie wiadomości zgromadzonych na studiach
licencjackich poszerzają wiedzę i doskonalą umiejętności w zakresie
opracowania i realizacji strategii firmy, w tym zwłaszcza strategii
marketingowej oraz przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji.
Poszerzają swoją wiedzę z zakresu rynku usług finansowych oraz
metod jego analizy.
Rachunkowość
Specjalność umożliwia poszerzenie wiedzy oraz doskonalenie
umiejętności w zakresie zarządzania finansami i rachunkowości
przedsiębiorstwa, w tym między innymi bilansu księgowego, analizy
kosztów, oceny zdolności kredytowej. Zagadnienia te analizowane są
w kontekście integracji Polski z Unią Europejską (Międzynarodowe
Standardy Sprawozdawczości Finansowej, Euro). Zakres tematyczny
specjalności wyposaża absolwentów w wiedzę umożliwiającą większą kreatywność w postępowaniu i podejmowaniu decyzji nie tylko
finansowych, ale i rozwojowych.
Samorząd Terytorialny
Studenci poszerzają wiedzę prawną i ekonomiczną, a także doskonalą
umiejętności, w zakresie funkcjonowania samorządu terytorialnego,
w tym między innymi gospodarki komunalnej, rachunkowości budżetowej, przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji. Zagadnienia
te analizowane są w kontekście wejścia Polski do Unii Europejskiej,
w której samorząd terytorialny odgrywa szczególną rolę.
Ubezpieczenia
Studenci poszerzają wiedzę na temat polskiego rynku ubezpieczeniowego, zwłaszcza firm i produktów ubezpieczeniowych. Zdobywają
wiedzę i doskonalą umiejętności w zakresie wybranych rodzajów
ubezpieczeń (ubezpieczenia finansowe) i wybranych funkcji działalności zakładów ubezpieczeń (reasekuracja, marketing, zarządzanie
kadrami). Polskie ubezpieczenia analizowane są na tle innych krajów
Unii Europejskiej i unijnej polityki w zakresie ubezpieczeń gospodarczych.
Zarządzanie i Finanse Przedsiębiorstw
Studia umożliwiają poszerzenie wiedzy i doskonalenie umiejętności
w zakresie zarządzania przedsiębiorstwem, w tym między innymi
analizy, oceny i projektowania struktur organizacyjnych, opracowania i realizacji strategii firmy, przygotowania i wdrożenia zmian w organizacji, prowadzenia badań marketingowych, analizy strategicznej
kosztów, oceny zdolności kredytowej przedsiębiorstwa.
Więcej informacji znajdziesz na www.wsb.poznan.pl/sum i w Informatorze studiów uzupełniających magisterskich dostępnym
w Biurze Rekrutacji i przez Internet.
Po co nam
studia?
W zamierzchłych już czasach, gdy po ukończeniu liceum wybierałem
się na studia, ostatnią rzeczą jaką brałem pod uwagę były perspektywy
zawodowe. Dużo ważniejsze wydawało mi się, by studia współgrały
z moimi zainteresowaniami i spełniały moje – z perspektywy czasu
stwierdzam, że nad wyraz mgliste – wyobrażenia co do „studiowania”.
Choć wybrana uczelnia i kierunek sprostały moim oczekiwaniom, nigdy
nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Wiedza jaką zdobyłem na
studiach jest bardzo przydatna... w moim hobby. Tymczasem konsekwencję podjętej przed laty decyzji wciąż ciągną się za mną cieniem. W
branży w jakiej pracuje brak przygotowania akademickiego nie zawsze
można zrekompensować pracowitością czy talentem. Trudno, mogę sobie co najwyżej ponarzekać, jaki to byłem głupi, że nie przewidziałem
swej drogi życiowej. I nic już nie da roztrząsanie kwestii, czy dziś też
uległbym takiej beztrosce?
Obserwując zachowanie ludzi stających przed podobnym, jak ja przed
laty, wyborem zauważam w ich decyzjach więcej pragmatyzmu. Wydaje
się, że to efekt nie tylko panującego w Polsce bezrobocia i nieustabilizowanej sytuacji rynkowej. Gdy rozpoczynałem studia brak pracy również
był problemem. W potocznym wyobrażeniu jednak rezerwowano go
dla ludzi z wykształceniem zawodowym i średnim. Bezrobocie wśród
absolwentów szkół wyższych było marginalne. Panowało przeświadczenie, iż po studiach ZAWSZE znajdzie się pracę. Dziś ogrom bezrobotnych posiadaczy dyplomów urasta do rangi jednego z kluczowych
problemów państwa. Co się zmieniło przez te lata? Przede wszystkim
już 10 proc Polaków posiada wyższe wykształcenie i liczba ta nadal rośnie. Studia kończą pokolenia, które aspiracjami edukacyjnymi biją na
głowę poprzedników. Przekonanie, że dyplom szkoły wyższej otworzy
wszystkie drzwi mija się obecnie z prawdą. Dyplom uczelni, z racji swej
powszechności, nie jest już przepustką do kariery. Istotne jest również
to, jaki to dyplom.
Rządowe Centrum Studiów Strategicznych opublikowało raport
z wykazem zawodów o największej dynamice wzrostu popularności do
2010 r. Według tego dokumentu specjaliści do spraw biznesu i finansów
oraz pośrednicy handlowi nadal będą poszukiwani.
Wbrew opiniom o rzekomym nasyceniu rynku pracy ekonomistami nie
jest to kierunek schyłkowy. Niedawny raport GUS nie pozostawia co do
tego wątpliwości: od stycznia do listopada ubiegłego roku w badanych
średnich i dużych firmach zatrudniono 39,1 tys. pracowników z wyższym wykształceniem. Z tego 21 tys. to specjaliści od biznesu, marketingu i zarządzania. Spośród 5,3 tys. poszukiwanych bezskutecznie pracowników ponad połowa powinna mieć kwalifikacje ekonomiczne - to
kolejny dowód, że studia ekonomiczne pozostają dobrą inwestycją.
Pracownicy Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i firma
doradcza HRK Partners sprawdzili, jakie wymagania stawiane są kandydatom do pracy. W 74% badanych ogłoszeń prasowych pracodawcy
poszukiwali specjalistów w określonej dziedzinie. Znaczna część studentów nie posiada doświadczenia, jak zatem mogą być specjalistami?
Otóż głównym kryterium określającym specjalistę według badanych
pracodawców jest samodzielność i duża wiedza na konkretny temat.
Jedynym kryterium, które znalazło się we wszystkich sprawdzanych
ogłoszeniach było wykształcenie. Wyniki bezwzględnie pokazują, że
szanse na pracę mają prawie wyłącznie osoby po studiach (87% ofert)
o ściśle określonym kierunku (61%). Poszukiwani byli głównie ekonomiści, prawnicy i informatycy.
Kolejnym arcyważnym wymogiem, bez którego spełnienia nie ma
co marzyć o pracy, jest znajomość języka angielskiego (66%). Dalej
plasuje się umiejętność obsługi komputera. Ten wymóg przedstawiono
kandydatom w 56 % ogłoszeń.
Jakie wnioski może z powyższego wyciągnąć student WSB?
Z pewnością może sobie pogratulować rozsądnej decyzji wyboru uczelni ekonomicznej i to uczelni o zasłużonej renomie. Nie da się bowiem
ukryć, iż warto chwalić się dyplomem prestiżowej, cieszącej się dobrą
opinią szkoły wyższej, jaką jest Wyższa Szkoła Bankowa.
W czasie procesu rekrutacji liczą się również predyspozycje osobowościowe i umiejętność wykorzystywania wiedzy teoretycznej w praktycznych zadaniach. Tu pomocne mogą być organizowane przez WSB
praktyki zawodowe i zagraniczne staże.
Rynek pracy jest obecnie tak bardzo konkurencyjny, iż liczy się każdy atut pozwalający wyróżnić się wśród innych. Pracodawca doceni
fakt ukończenia dodatkowych kursów, obytych praktyk studenckich
i staży. Wyróżnikiem może być również posiadanie kilku specjalności,
a w konsekwencji szerszego wachlarzu umiejętności zawodowych.
Jednocześnie standardem wymaganym przez pracodawcę staje się
dyplom magistra, a jego brak może przeważyć szalę w staraniach
o wymarzone stanowisko. Dlatego kończąc studia licencjackie i rozsądnie myśląc o swej przyszłości, warto zainteresować się ofertą studiów
uzupełniających magisterskich. Wiedza i umiejętności zdobyte podczas
4 dodatkowych semestrów nauki ułatwią wkroczenie i funkcjonowanie
na rynku pracy
Na podstawie: „Badanie ogłoszeń o pracę. Czego wymaga się od
absolwentów”, Gazeta Wyborcza, dodatek „Praca”, poniedziałek,
06.10.2003 r.
„SUM –
a plusów
i minusów”
„Wciąż pamiętam swój pierwszy dzień na studiach. Siedziałam w sali
wykładowej jednej z najbardziej znamienitych uczelni w Polsce, co rusz
spoglądając na zegarek, który leniwie odmierzał czas do pierwszych
zajęć. Oto zaraz miałam faktycznie stać się studentką. Z jednej strony ogarniało mnie podekscytowanie jakie towarzyszy każdej podróży
w nieznane rejony. Z drugiej dręczyły mnie pytania – czy dam sobie
radę, czy dokonałam trafnego wyboru, czy odnajdę się w tej nowej
sytuacji? Twarze blisko czterdziestu nieznajomych osób siedzących
wokół mnie, jak lustra odbijały te wątpliwości. Opiekunka naszego
roku pragnąc rozładować napiętą atmosferę, powiedziała wówczas:
Zobaczycie, następne lata zlecą wam jak beret z głowy. Faktycznie, nim
zdałam sobie z tego sprawę, siedziałam w tej samej sali w towarzystwie czterdziestu wypróbowanych znajomych i razem żegnaliśmy się
z murami, które przez 3 lata były niemymi świadkami naszych wzlotów
i upadków. Ponownie staliśmy przed koniecznością wyboru: co dalej? Z
większością mojej grupy spotkałam się podczas studiów uzupełniających magisterskich w tej samej uczelni, część zdecydowała się zmienić
profil, a w efekcie i szkołę, kilka osób nie podjęło dalszej nauki. Znów
byłam na pierwszym roku. Tym razem jednak, doskonale wiedziałam
gdzie zmierzam.”
Anita, studentka I roku SUM: Jestem absolwentką licencjatu na
Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Mile zaskoczył mnie poziom
studiów w Wyższej Szkole Bankowej. Byłam sceptyczna wobec szkół
prywatnych, tymczasem WSB okazało się bardzo dobrą uczelnią. Żeby
zdać egzamin z większości przedmiotów trzeba się dobrze przygotować. Poza tym rzadko zdarza się, żeby jakieś zajęcia się nie odbyły – co
w innych szkołach bywa przykrą normą. Moim zdaniem świadczy to
o poważnym podejściu samych wykładowców. Również panie w Dziekanacie są bardzo uprzejme, czego nie można powiedzieć o państwowych uczelniach.
Łukasz, student II roku SUM: Jestem absolwentem licencjatu
w WSB w Gdańsku. Studia uzupełniające magisterskie były dla mnie
naturalnym wyborem po licencjacie. Na SUM-ie brakuje mi większej
liczby konwersatorium. Kilka godzin więcej ćwiczeń np. z Ekonometrii
pozwoliłaby mi czuć się pewniej na egzaminie. Co podoba mi się w WSB
to wysoki poziom nauczania, świetne warunki i miła atmosfera. Płacę
również niższe czesne niż na licencjacie. Cieszę się z wyboru SUM
w WSB i wszystkim moim znajomym polecam te studia.
Katarzyna Roszak
Część studentów WSB lada chwila znajdzie się w podobnej sytuacji
– przed nimi ostatnie egzaminy, obrona prac i odbiór upragnionego dyplomu ukończenia studiów licencjackich. Po trzech latach ciężkiej pracy
należą się beztroskie wakacje. By jednak takie były nie może burzyć ich
pytanie „Co dalej?”. Dlatego warto już dziś zastanowić się nad wyborem
dalszej drogi. Na chcących kontynuować naukę czekają studia uzupełniające magisterskie w Wyższej Szkole Bankowej. Poprosiliśmy kilku
studentów SUM o garść refleksji na temat studiów i ich specyfiki:
Marcin, student I roku SUM: Po ukończeniu studiów licencjackich
zdecydowałem się na kontynuowanie nauki w WSB. Od tego czasu
minął już prawie rok, w ciągu którego zdążyłem wyrobić sobie opinię
o SUM –ie. To czego mi brakuje to język obcy. Dlatego myślę o zapisaniu się na kurs językowy. Studia uzupełniające magisterskie w każdej
szkole wyższej, z racji swego akademickiego charakteru, obejmują
przedmioty ogólnoekonomiczne, na ogół mało atrakcyjne dla studentów. WSB oferuje jednak również przedmioty specjalizacyjne, dzięki
którym uzupełniam wiedzę z licencjatu. Dodatkowo Biuro Karier WSB
pomogło mi znaleźć pracę już na pierwszym roku studiów uzupełniających magisterskich. Z pewnością nie żałuję, że zostałem w WSB.
Przemysław, student I roku SUM: Minusy – stara szkoła, to stare
nawyki i przyzwyczajenia. Ale z drugiej strony, czy warto zmieniać coś,
co sprawdzało się przez 3 lata? Plusy - znajome struktury, wykładowcy
i harmonogram studiów. Sensowna kontynuacja i uzupełnienie wiedzy,
którą zdobyłem na licencjacie – m.in. dlatego zdecydowałem się na
SUM w WSB.
Anna, studentka II roku SUM: Wybrałam WSB, bo moja poprzednia
uczelnia nie posiadała uprawnień magisterskich. Kierowałam się rankingami, w których w Wielkopolsce Wyższa Szkoła Bankowa wypada najlepiej. Na SUM-ie nie odpowiada mi mało praktyczny charakter części
przedmiotów. Ale taka jest cena dyplomu akademickiego. Największa
zaleta WSB to moim zdaniem elastyczność – możliwość wyboru specjalności już w trakcie nauki oraz wybory i zmiany sposobu opłat za
studia.
Karolina, studentka I rok SUM: Nie mam porównania z ofertą innych szkół. Zaraz po skończeniu studiów licencjackich złożyłam papiery
na SUM w WSB. Dzięki temu miałam spokojną głowę podczas wakacji,
nie musiałam martwić się czy przyjęto mnie na studia, czy też będę
musiała na ostatnią chwilę szukać innej szkoły. W WSB są wszyscy
moi znajomi i pewnie dzięki temu, decyzja o kontynuowaniu tu nauki
przyszła mi naturalnie.
Angelika, studentka II roku SUM: Co mogłoby być lepiej?
Dostępność informacji o datach i godzinach egzaminów i wpisów,
szczególnie tych zmienianych na ostatnia chwilę. Zdarzyło mi się,
że przyjechałam na ustaloną godzinę, a ta została w ostatniej chwili
zmieniona i wpisu nie dostałam. Co mi się podoba w WSB to możliwość
skorzystania ze stypendiów zagranicznych, na które szansę ma każdy
ze studentów. Ja dziei pomocy Uczelni przez jeden semestr studiowałam w Berlinie.
E-learning
– nowoczesne
studiowanie
Zajęcia z marketingu o północy w Twoim domu? Obecnie nikogo już nie dziwi, że za pomocą Internetu można na przykład
robić zakupy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że można w ten sposób również zdobyć wykształcenie. Największą zaletą nauki za
pośrednictwem komputera jest to, że uczysz się wtedy, kiedy
masz czas.
W WSB e-learning, czyli nauczanie na odległość dzięki wykorzystaniu
możliwości komputera, dostępny jest na studiach uzupełniających
magisterskich. Studenci grupy zaocznej z wykorzystaniem Internetu
po 2 przedmioty w każdym z semestrów realizują przez Internet. Wraz
z wykładowcami tworzą internetową społeczność współpracującą ze
sobą. Razem rozwiązują ćwiczenia i wymieniają się opiniami, również
na temat formuły swojej nauki. Oto wybrane wypowiedzi:
Nauka przez Internet jest bardzo dogodnym rozwiązaniem. O
dowolnej porze, przez siedem dni w tygodniu mogę zapoznać się
z materiałami dydaktycznymi, uwagami od wykładowców i zadaniami
do realizacji. Dzięki temu mogę bardziej dokładnie przygotować się do
zajęć.
Wydaje mi się, iż czas jaki poświęcam na naukę przez Internet to
tylko część tego, który poświęciłbym na uczestnictwo w normalnych
wykładach. Bardzo dużo podróżuję zawodowo i taka forma studiów
daje mi możliwość pogodzenia pracy z nauką. Naprawdę nie jest trudno kilka razy w tygodniu przez kilkanaście czy kilkadziesiąt minut online
uczestniczyć w zajęciach.
Mieszkam w małej miejscowości, z której mam nienajlepsze połączenia. Dojeżdżanie na zajęcia zawsze było dla mnie problemem. Nie
chciałam jednak by ograniczało to mój wybór i uniemożliwiło mi studiowanie na renomowanej uczelni. Dzięki zajęciom w grupie zaocznej
z wykorzystaniem Internetu mogę się uczyć w dogodny sposób w prestiżowej szkole wyższej.
Podejrzewam, iż wiele osób nabierze innego stosunku do tej formy studiów po przeczytaniu uwagi, iż dzięki aktywności w sieci istnieje
możliwość zwolnienia z egzaminu. W moim przypadku system punktacji
działa bardzo mobilizująco. Co do intensywności nauki, sądzę że program jest napięty, ale nie uciążliwy. Łączę pracę zawodową ze studiami
i wystarcza mi czasu na oba te zajęcia.
Wydaje mi się, że ten tryb nauki jest bardziej praktyczny i jednocześnie pozwala na lepsze poznanie danej dziedziny. Zauważyłam, że
podchodzę do nauki z większą pasją i zaangażowaniem. Każdy kogo
wciągnie „studiowanie przez Internet” z pewnością wyniesie z omawianej dziedziny dużo więcej, niż z tradycyjnych wykładów.
Dzięki takiej formie nauki naprawdę zainteresowałem się tematyką
podatków. Nauka na tradycyjnych wykładach to raczej wsłuchiwanie
się w to co jest nam przedstawiane. W Internecie wygląda to inaczej.
Szczególnie chwalę sobie fora dyskusyjne. Studenci są bardzo różni, także
ich poglądy są często odmienne. Na wykładach nie zawsze jest się dopuszczonym do głosu. Na forum wchodzi każdy kto chce poznać poglądy
innych. Może zastanowić się nad nimi, a także wygłosić swoje zdanie na
dany temat.
Ta forma nauki ma duży plus: prowadzący są do naszej dyspozycji.
Dzięki temu czuję się, jakbym był „osobistym” studentem danego wykładowcy, a on ma wpływ na kształtowanie mojej ścieżki nauki.
Studia w takim trybie bardzo mi odpowiadają choć przyznam
się iż początkowo byłam pełna obaw. Teraz z całą pewnością mogę
stwierdzić, że otrzymuję więcej korzyści niż studiujący zwykłym trybem.
Uczestnicząc w tradycyjnych wykładach często siedzę znudzona patrząc
na zegarek. Tutaj uczę się, kiedy mam na to ochotę, czuje się indywidualnym studentem i mam tę świadomość, iż w każdej chwili mogę
się zwrócić z problemem czy pytaniem do wykładowcy. Intensywność
nauki jest spora, czasem trudno znaleźć czas i siły po pracy na wykonanie zadania czy udzielanie się na forum. Jednak chęć aktywnego
udziału w dyskusjach sprawia, że sięgam do podręcznika bez przymusu i w chwili dla mnie odpowiedniej. Często też z czystej ciekawości
sama doszukuje się w Internecie innych wiadomości na dany temat.
Wszystkim moim znajomym polecam tą formę nauki.
W moim przypadku system punktacji i ocen jest bardzo mobilizujący i mimo tego, że wszystko zostawiam na ostatnią chwilę, to staram
się wykazać choćby najmniejszą aktywnością na kursie. Nie wyobrażam
sobie dalszej edukacji bez możliwości korzystania z takiej formy nauki.
Studia w grupie z wykorzystaniem
Internetu
Po zalogowaniu się na platformie widzisz, kto wraz z Tobą bierze
udział w kursie i z kim będziesz mógł porozmawiać na jego temat. Jest
to możliwe dzięki profilowi uczestnika, który zawiera informacje
o studencie. W swoim profilu możesz zmieścić nie tylko adres mailowy,
ale i swoje zdjęcie, krótką charakterystykę, itp.
Po wejściu do kolejnego bloku materiału widzisz np. że prowadzący
zajęcia pozostawił uczestnikom decyzję co do terminu kolejnego czatu
z wykładowcą. Oddajesz swój głos i oglądasz zbiorcze wyniki – wraz
z innymi uczestnikami decydujesz, iż wirtualne konsultacje odbędą się
w przyszły czwartek.
Przechodzisz do merytorycznej części kursu. Tu czekają na Ciebie
materiały przygotowane przez dydaktyka, linki do innych
serwisów, odwołania do podręcznika. Po opanowaniu materiału
– w czym pomocne są konsultacje na czacie - czytasz opis pierwszego ćwiczenia. Twoim zadaniem jest np. przygotowanie dokumentu według wymogów omawianych na poprzednim wykładzie. Gotowy projekt
przesyłasz prowadzącemu. Wkrótce otrzymasz ocenę Twojej pracy
wraz z uwagami wykładowcy.
Przystępujesz do kolejnego ćwiczenia. Tym razem musisz rozwiązać
test. Wynik otrzymujesz automatycznie. Widzisz, gdzie popełniłeś
błędy i jakie powinny być prawidłowe odpowiedzi.
Tymczasem na forum toczy się zainicjowana przez prowadzącego dyskusja uczestników kursu, omawiających materiał z ostatniego wykładu.
Bierzesz udział w rozmowie wymieniając opinie ze studentami.
Na koniec sprawdzasz swoje oceny i uwagi, jakie przesyła Ci prowadzący, który monitoruje Twoje postępy w nauce i aktywność na kursie.
W opisany powyżej sposób realizujesz po dwa przedmioty w semestrze.
Wykładowca weryfikuje Twoją wiedzę na podstawie zadań i testów rozwiązywanych na odległość oraz egzaminu końcowego, który odbywa się
w tradycyjny sposób, w siedzibie Uczelni.
Studiując w grupie z wykorzystaniem Internetu masz dokładnie takie
same prawa jak inni studenci. Dostajesz indeks, legitymację studencką,
możesz korzystać z programu VIS i bazy dydaktycznej WSB.
SUM
w Bankowej
Rozmowa z dr Grażyną Nowaczyk
„Żebyś wiedział”: Dla kogo są przeznaczone studia uzupełniające magisterskie w WSB?
dr Grażyna Nowaczyk: Są to studia dla wszystkich, którzy chcą uzupełnić swoje wykształcenie o magisterium i jednocześnie są zainteresowani kierunkiem Finanse i Bankowość.
„ŻW”: Jak długo trwa nauka na studiach uzupełniających i jak
wygląda na nich organizacja nauki?
GN: Nauka trwa dwa lata. Pierwszy semestr jest wspólny dla wszystkich. Oznacza to, że studenci mają te same przedmioty. Jest to szansa
na wyrównanie wiedzy ogólnej, niezbędnej przed rozpoczęciem nauki
przedmiotów specjalnościowych. Jest to także czas na zastanowienie
się, jaką wybrać specjalność. Warto w tym czasie obserwować rynek
pracy, czytać ogłoszenia pracodawców i firm zajmujących się doborem personelu zarówno w prasie, jak i na stronach internetowych
oraz rozmawiać ze znajomymi i rodziną. Sytuacja na rynku pracy jest
w tej chwili bardzo trudna, warto zatem uważnie obserwować wszelkie
zmiany i rozważyć, jaką specjalność wybrać i na jakie seminarium się
zapisać. Decyzję należy podjąć pod koniec pierwszego semestru. Od
drugiego semestru rozpoczyna się już praca w grupach seminaryjnych
i nauczanie przedmiotów specjalnościowych. Nadal jednak realizowane
są także przedmioty ogólne i kierunkowe.
„ŻW”: Czym różni się studiowanie na SUM-ie od nauki na studiach licencjackich?
GN: Studia uzupełniające magisterskie wymagają niewątpliwie dużego
wysiłku. Studenci sporo czasu muszą poświęcić nauce. Wiele osób spodziewa się, że SUM będzie kontynuacją studiów licencjackich, pogłębieniem ich wiedzy specjalistycznej. W praktyce wygląda to trochę inaczej.
Na studiach licencjackich proponujemy studentom dużo przedmiotów,
które gwarantują dobre przygotowanie zawodowe oraz specjalistyczną
wiedzę. Zaś na SUM-ie kładziemy nacisk na przedmioty o charakterze
ogólnym i kierunkowym. Jest to konieczne, gdyż naukę podejmują nie
tylko absolwenci kierunku Finanse i Bankowość, ale także Zarządzania
i Marketingu oraz Ekonomii. Program jest tak przygotowany by nie tylko
dawać studentom gruntowne podstawy, ale umożliwiać także pogłębianie tej wiedzy i zdobywanie nowych umiejętności.
„ŻW”: Jak powstaje program studiów?
Każda wyższa uczelnia zobowiązania jest do spełnienia wymogów
programowych, które ustala Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Proponowany przez Wyższą Szkołę Bankową program nauczania
na uzupełniających studiach magisterskich składa się w dużej części
z przedmiotów wyznaczonych przez Ministerstwo. Jednak ze swojej
strony uczelnia dodaje przedmioty, które urozmaicają i uatrakcyjniają
program. Są to przede wszystkim ciekawe przedmioty specjalizacyjne
oraz przedmioty do wyboru. Ich dobór uzależniony jest od potrzeb
studentów i praktyki gospodarczej. Dbamy o to by proponowane przez
Uczelnię przedmioty do wyboru były interesujące a zarazem przydatne
w przyszłej pracy zawodowej. Dlatego też wśród naszych propozycji
jest miejsce zarówno dla „Komunikacji w biznesie”, „Innowacyjności,
konkurencyjności i przedsiębiorczości polskiej gospodarki” czy też „Jak
inwestować inaczej?”.
„ŻW”: Jak studenci mogą pogłębiać swoją wiedzę specjalistyczną?
GN: Wyższa Szkoła Bankowa stwarza kilka możliwości. Pierwszą z nich
jest wybór specjalności. W tej chwili studenci SUM-u mogą wybierać
spośród dziewięciu specjalności, wśród których największym zainteresowaniem wśród studentów pierwszego roku cieszyły się: Rachunkowość,
Zarządzanie i Finanse Przedsiębiorstw oraz Finanse Publiczne i Podat-
ki. Następnym ze sposobów na pogłębienie wiedzy są proponowane
przedmioty do wyboru i seminaria magisterskie. Uważam, że atutem
naszej uczelni są jej wykładowcy, specjaliści w swoich dziedzinach
i często znakomici praktycy. Studenci, którym rzeczywiście zależy na
pogłębianiu wiedzy oraz na zdobywaniu praktycznych umiejętności
uważnie dobierają swoich promotorów, wiedzą bowiem, iż są bezcennym źródłem wiedzy, z którego warto czerpać dobrze wykorzystując
czas na studiach.
„ŻW”: Co wyróżnia studia uzupełniające magisterskie w Wyższej Szkole Bankowej?
GN: Wyróżnia nas wszystko co wykracza poza rozporządzenia
Ministerstwa. Są to: oferta specjalności, co roku modyfikowane propozycje przedmiotów do wyboru oraz coroczna ocena kadry dydaktycznej. Wszystko to ma służyć celom podnoszenia jakości kształcenia.
Wyróżnia nas także przyjazna studentom obsługa zaczynając od Biura
Rekrutacji, Dziekanatu, Biblioteki wykładowców a na Biurze Karier
skończywszy. Od przyszłego roku pragniemy także ułatwić studentom
kontakt z Uczelnią poprzez wprowadzenie ekstranetu studenckiego.
Doktor Grażyna Nowaczyk jest Prodziekanem Wydziału Finanse i Bankowość Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu
„Czy warto
mieć dyplom
magistra ?”
O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy Magdalenę Gracz, dyrektora
Biura Karier WSB w Poznaniu.
M.G.: Oczywiście, że warto. Jednakże teraz, aby znaleźć pracę to już
niestety nie wystarczy. Ważne jest umiejętne poruszanie się na rynku
pracy – staranne przygotowanie dokumentów aplikacyjnych i „przejście
rozmowy kwalifikacyjnej” oraz doświadczenie zawodowe.
„ŻW”: Absolwent studiów licencjackich decydujący się na
kontynuowanie nauki staje przed dylematem, jaki wybrać kierunek. Czy biorąc pod uwagę wymagania rynku pracy, lepiej
kontynuować naukę na specjalności zdobytej podczas studiów
licencjackich, czy też wybrać nową specjalność?
M.G.: Ważne jest, aby wybór specjalności nie był przypadkowy. Studia
mają ułatwić start do kariery zawodowej. Pracodawcy coraz częściej
zatrudniają osoby, które oprócz dobrych wyników na studiach, prezentują prawdziwą pasję do pracy. Pasja nieoderwanie łączy się z naszymi
zainteresowaniami, dlatego ważne jest, aby dokonać wyboru specjalności właśnie pod tym kątem. Tylko taka praca będzie sprawiała nam
satysfakcję. Decydując się na konkretną specjalność studiów powinno
brać się pod uwagę nie tylko obecną, ale i przyszłą sytuację na rynku
pracy. Jeśli obecnie poszukiwani są specjaliści z danej dziedziny to nie
jest to jednoznaczne z tym, że taka sama sytuacja będzie miała miejsce
za kilka lat. Należy próbować przewidzieć (np. śledząc codzienną prasę,
czytając opracowania instytucji powołanych do badania rynku pracy),
które gałęzie gospodarki będą się dynamicznie rozwijać, a absolwenci, jakich kierunków będą poszukiwani przez pracodawców. Kolejnym
czynnikiem wpływającym na wybór specjalności powinny być predyspozycje do wykonywania określonego zawodu (stopień komunikatywności, zdolność rozumienia biznesu i wolnego rynku oraz zdolności takie
jak: techniczne, liczbowe, abstrakcyjno – logiczne itp.).
„ŻW”: Coraz częstsze jest przekonanie, że na rynku pracy dość
już jest ekonomistów. Czy to prawda?
M.G.: Ekonomiści mogą liczyć na duże zainteresowanie ze strony pracodawców, jednakże zmieniająca się rzeczywistość wymusza ciągłą
aktualizację wiedzy i podnoszenie kwalifikacji zawodowych. W ocenie
specjalistów z Międzyresortowego Zespołu do Prognozowania Popytu
na Pracę pojawią się nowe zawody w sektorze usług finansowych związane z rozwojem techniki i technologii informatycznych. Wzrost znaczenia produktów bankowych elektronicznych na rynku będzie rodził
zapotrzebowanie na określone kwalifikacje pracowników, którzy będą
się zajmowali sprzedażą tych produktów.
„ŻW”: Jakie jest główne kryterium stawiane przyszłym pracownikom przez pracodawców?
M.G.: Coraz częściej pracodawcy poszukują osób, które oprócz wyższego wykształcenia mogą się „pochwalić” doświadczeniem zawodowym,
czyli osób, które umieją wykazać się nie tylko znajomością zagadnień
teoretycznych, ale również praktyki gospodarczej. Praktyki zawodowe
(obowiązkowe na studiach licencjackich) to pierwszy krok w tym kierunku. Zachęcam również do odbywania staży podnoszących kwalifikacje zawodowe.
Udogodnienia
dla
absolwentów
licencjatu
WSB
w Poznaniu
Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu dla swych tegorocznych absolwentów studiów licencjackich przygotowała pakiet udogodnień ułatwiających przejście na studia uzupełniające magisterskie w WSB.
Jeśli do 31 lipca zdecydujesz się na kontynuowanie nauki na SUM – ie
w WSB zyskasz:
• zwolnienie z opłaty rekrutacyjnej,
• zwolnienie z opłaty dyplomowej,
• możliwość zatrzymania legitymacji studenckiej do momentu odbioru
dyplomu ukończenia studiów licencjackich, najpóźniej 1 października
2004 r.,
• możliwość uczestniczenia w kursach językowych na preferencyjnych
warunkach – tylko 3 złote za godzinę lekcyjną zajęć.
Jeśli po 1 sierpnia podejmiesz decyzję o kontynuowaniu nauki na studiach uzupełniających magisterskich w WSB otrzymujesz:
• zniżkę w opłacie rekrutacyjnej - płacisz tylko 50 zł,
• zwolnienie z opłaty dyplomowej,
• możliwość zatrzymania legitymacji studenckiej do momentu odbioru
dyplomu ukończenia studiów licencjackich, najpóźniej 1 października
2004 r.,
• możliwość uczestniczenia w kursach językowych na preferencyjnych
warunkach – tylko 3 złote za godzinę lekcyjną zajęć.
Powyższe zasady dotyczą wyłącznie tegorocznych absolwentów studiów
licencjackich (którzy ukończą naukę w roku akademickim 2003/2004),
a którzy ponadto przystąpią do obrony pracy licencjackiej w czerwcu
lub lipcu 2004.
Przyjaciel
– Gej
Robert był dzisiaj zupełnie inny niż zwykle. Zadzwonił rano i przywitał
mnie słowami „Cześć Agnieszko”. „Cześć Agnieszko”?? Nigdy tak do
mnie nie mówił. Zawsze jego powitanie brzmiało: „Witaj Maleńka”,
„Cześć Królewno” lub inne temu podobne. Już to powinno dać mi do
myślenia.
Robert zadzwonił i powiedział, że koniecznie musi się ze mną spotkać,
że potrzebuje pobyć przez chwile z kimś. Hmm…
Umówiliśmy się jak zwykle w „naszym” pubie na 17. Zaczęliśmy rozmawiać o niczym ważnym. O pogodzie, o tym, że idzie wiosna i trzeba
się wybrać na zakupy, odwiedzić fryzjera, pójść do Empiku po nowe
płyty. Takie normalne „babskie rozmowy”. Dopiero po 3 piwie zaczął
mówić o tym co się stało. Ania zrobiła to samo co Iza, a wcześniej
Kasia i Dorota.
kolejny się zawiódł. Ania żyła obok Roberta, słuchała jego zwierzeń,
jego intymnych spraw, cały czas myśląc, że pewnego dnia spojrzy na
nią jak „zdrowy” mężczyzna patrzy na kobietę.
Robert… Czy będzie znów umiał zaufać? Czy po raz kolejny zaryzykuje
i znów podejmie kolejną próbę zaprzyjaźnienia się z kobietą? Jak teraz
patrzy na mnie? Czy myśli, że jestem kolejną „uzdrowicielką”?
Przyjaźń kobiety z gejem jest bardzo trendy ostatnio. Tak jak wypada
nosić bluzeczki zakupione w Starym Browarze, tak też wypada mieć
znajomych w środowisku gejowskim!
Jeśli chcemy to robić na siłę, to Drogie Panie, darujmy sobie. Prędzej
czy później bardzo się rozczarujemy. Możemy się przecież bardzo szybko zakochać w takiej osobie, która będzie nas doskonale rozumiała
jako kobieta, a jednocześnie będzie cudownie pachnącym, zadbanym
mężczyzną. Pamiętajmy tylko, że ta osoba nigdy nie odwzajemni naszych uczuć. Nigdy nas nie pokocha, nie pożąda. Zranimy w ten sposób
siebie i jego!
Jeśli zaś chcemy przyjaźnić się z kimś, kto z jednej strony będzie umiał
nam pomóc w doborze makijażu na sobotnie wyjście, a z drugiej bę-
Robert mówi: „Czuję, że nigdy do końca nie będę mógł być sobą.
Nikt w pełni nie zaakceptuje mnie takim, jakim jestem”. Myślę sobie:
„Chwileczkę, a ja?!”, jednak nie mówię nic.
dzie umiał naprawić nam cieknący w domu ciągle kran, to przyjaciel
– homoseksualista spełni nasze oczekiwania. Będzie bratem i siostrą
w jednym!!
Ania, Iza, Kasia, Dorota – każda z tych dziewczyn uważała Roberta za
przyjaciela. Kogoś, kto zawsze ma czas, kto zawsze jest, gdy go potrzeba, kto poda pomocną dłoń, okryje kocem gdy zimno, poda Aspirynę,
gdy męczy ją kac, kto pomoże dobrać bluzkę do spodni i wybierze
odpowiedni lakier do paznokci do koloru torebki! Tak przynajmniej
uważał Robert.
Dlaczego więc ja przyjaźnię się z Robertem? No cóż, nie wiem czy lepiej
mi w różu, czerni czy w błękicie. No i kran w moim domu co jakiś czas
wymaga naprawy…
One miały chyba jednak inny pogląd na tę „przyjaźń”. Może za cel obrały sobie wyrwanie Roberta z „choroby” i sprowadzenie go na „dobrą
ścieżkę”. Tak niestety w naszym nadal bardzo ograniczonym społeczeństwie traktuje się homoseksualizm. Jako chorobę, zboczenie, coś, co
można wyleczyć, wyprostować… Robert po raz kolejny zaufał i po raz
Agnieszka Paciorkowska
Jestem na TAK
Oddał za mnie życie... „Bo nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś życie
oddaje, bym ja mógł żyć”...
Tyle mówię o przyjaźni i miłości moim znajomym, a tak naprawdę chyba gdzieś zagubiłam jej prawdziwy sens.
Tak sobie myślę, kierując swoje kroki w stronę Olszynek (plac w moim
rodzinnym mieście).
Dobrze, że nie poszłam do baru na kolejne piwo. Dobrze, że nie
wybrałam kolejnego filmu o niczym. Dobrze, że jestem tu. Może coś
zrozumiałam. Może już wiem, że nie jestem sama, że ktoś mnie jednak
kocha... Może...
Ma się tutaj odbyć Misterium Męki Pańskiej.
Jestem na TAK!!!
Jestem na NIE...
Wroniecka młodzież wraz z braćmi zakonnymi przygotowała inscenizację, która ma przedstawiać ostatnie godziny z życia Chrystusa.
Jestem na NIE...
Jest piątek wieczorem. Wszystkie wronieckie bary świecą pustkami. TV
wieje nudą. Myślę sobie, pójdę. A co mi szkodzi. Ciepło się ubiorę. Może
spotkam jakiś znajomych, później pójdziemy na piwo. A co mi tam...
Nadal jestem na NIE...
Tak jak w przypadku „Pasji”. „Kolejne przedsięwzięcie nastawione na
zysk” - myślę sobie mijając rozpadające się kamienice i odnowiony
most nad Wartą.
W Olszynkach ciemno i zimno. Też wieje nudą.
Podchodzę i widzę w ciemnościach tłumy ludzi. Spotykam znajome
twarze. W większości starszyzna mojego miasta, kilku księży i dyrektorów ważniejszych urzędów.
Amfiteatr wypełniony po brzegi. Z tyłu tłum młodzieży. Wielu znajomych. Zastanawiam się, po co tu przyszli. Czy tak jak ja szukają tu
towarzystwa na resztę wieczoru?
Nadal jestem na NIE...
Siadam jednak z przodu - żeby lepiej widzieć.
Zaczyna się. Pojawia się blade światło. Muzyka w tle. Ciepły głos
Chrystusa kontrastuje z bardzo zimną temperaturą powietrza. Jest
około 0o C. Wieje zimny wiatr od Warty.
Na scenie amfiteatru coś się dzieje... Zaczyna się ruch. Widzę te same
twarze, które spotykam na ulicy każdego dnia. Te same, ale jakże
inne. Nie śmieją się, nie gadają jak najęte. Są poważne. Zasmucone.
Skupione. Zziębnięte.
Nie wiem czy jestem na NIE...
Ostatnia wieczerza. Łamanie chleba, lodowata woda obmywające
zmarznięte nogi, peruki na głowach, sztuczne brody... Światło, muzyka.
To robi wrażenie.
Jezus w Ogrójcu... Rozmawia z Tatą. Boi się? Chce się wycofać? „Ojcze,
jeśli możliwe oddal ode mnie ten kielich, ale jeżeli trzeba chcę Twoją
wolę wypełnić”.
Jezus pojmany, zdradzony przez „przyjaciela”. Szturchany, popychany,
znieważony...
Jezus u Kajfasza i Annasza... Czy oni nie rozumieją, kogo mają przed
sobą? Czyżby byli ślepi? Ogłupieni?
Jezus u Piłata. Zapada wyrok. „Ukrzyżuj”...
Zabierają Go. Biczują, na głowę wkładają cierniową koronę, plują na
Niego… szydzą… okrywają purpurą nagiego Człowieka. Zabierają Go
w ostatnią drogę. Idzie dźwigając na ramionach ciężki krzyż. Pod jego
ciężarem upada. Trzykrotnie. W końcu jest tylko Człowiekiem. Na swojej ostatniej drodze spotyka ukochaną Matkę, Weronikę, Szymona...
Umęczony, na wpół przytomny dociera na Golgotę. Jego ręce i stopy
przybijają do krzyża. Z zimna i bólu trzęsie się całe ciało Jego.
„Wykonało się”... Jezus umiera. Bok przebija włócznia. Kości zostają
nietknięte...
Agnieszka Paciorkowska
POMIESZANIE
Prostym językiem
Zadziwiające jak wiele w naszym kraju się dzieje. Rząd się rozpada,
Lepper cichcem po władzę się skrada. Media wyją na alarm. Wszyscy
oskarżają się wzajem. Doprawdy, w tej dziedzinie mamy już prawdziwie
wybitnych specjalistów. Działających na zasadzie, którą dobrze obrazuje pewna anegdota. Na łożu śmierci Chruszczow przekazał Breżniewowi
dwie koperty z zastrzeżeniem, iż ten ma zachować je na czarną godzinę. Przy czym pierwszą może otworzyć, jeśli sytuacja nie pozostawi
mu innego wyjścia. Drugiej natomiast nie powinien w ogóle otwierać,
chyba że zrobi się już gorzej niż być może. W jakiś czas później sprawy
obierają naprawdę zły obrót, Breżniew otwiera kopertę i czyta: zgoń
wszystko na swojego poprzednika. Efekt okazuje się zadowalający,
bunt przycicha. Oczywiście nie na długo. W końcu wszystko zaczyna
się walić, na łeb, na szyję. Zdesperowany Breżniew w poczuciu ślepego
zaułka decyduje się na otwarcie drugiej i czyta: weź dwie koperty...
Bynajmniej, demagogia w polityce nie stanowi o niespójności poglądów, lecz zwyczajnie jest jednym ze sposobów sięgania po władzę.
Bowiem samo ukierunkowanie naszej myśli nie jest przyczynowo zależne od wyznaczników naszego postępowania. Co mniej więcej oznacza,
iż myślimy jedno, a robimy drugie. Nie jest tajemnicą, że ludziom mówi
się tyle, ile są w stanie zrozumieć i zaakceptować. Wiedziano już o tym
w starożytności – mundus vult decipi, ergo decipiatur (łac., świat chce
być oszukiwany, niechże będzie) i po dziś dzień nie zapomniano. Że aż
pozwolę sobie zacytować pana, który udowodnił nam już kiedyś „własną rację”: „Szerokie masy ludu łatwiej ulegają większemu kłamstwu
niż małemu”. Tak, Adolf Hitler znał się na tym. W niespełna kilka lat
zdołał „uświadomić” naród niemiecki, iż jest „Lepszą Rasą”, „Narodem
Panów”, i że jako taki zasługuje na wszystko – czego on (czyt. Adolf,
nie naród) potrzebuje. Ludzkie niedowidzenie wespół z ulotną pamięcią
i przemożną chęcią słuchania tylko tego, co się chce usłyszeć, zapoczątkowało fale terroru, jakiego nie widział świat. To przecież za jego
chorych rządów przerabiano tysiące ludzi na mydło! Na mydło, i co?
Dalej mydlić oczy sobie dajemy!
Praktyka rodem zza wschodniej granicy. Rosjanie bardzo sprawnie
potrafili uśmierzać bolączki ludu przezroczystym trunkiem i zdaje się,
nadal doskonale potrafią. Prosta zasada – napij się, a zapomnisz.
Będzie ci łatwiej. Prędzej pogodzisz się z losem. Zaakceptujesz spotykające ciebie i twoich rodaków niesprawiedliwości. Koniec końców
uśmierzysz ból, jaki niesie ze sobą życie w świecie, gdzie na śniadanie
serwuje się informacje o niegodziwości, skorumpowaniu i aferach najrozmaitszych. Nawet przegryźć dobrze nie zdążysz, a już pora obiadowa, relacji kilka o szerzącym się zewsząd zagrożeniu, falach terroru
wypełniających jeszcze podwieczorek. Nadchodzi kolacja, kolejna polityczna deprawacja, jakiś drobny wypadek z paroma śmiertelnymi personami i oczywiście apel do narodu, żebyśmy kierowali się strachem,
gdyż wtedy będziemy bardziej czujni – to tak na dokładkę. Teraz, na
zakończenie, możemy napić się z czystym sumieniem – przecież to tylko
na lepsze trawienie. Paranoja? Ciebie to nie dotyczy? Możliwe, że nie
bezpośrednio. Lecz zdaj sobie sprawę, w jakim kraju żyjesz. Nie trzeba
się upijać, żeby poczuć narodowe więzi. Zresztą picie nie jest tutaj największym dylematem. Picie jest tylko pochodną eskapizmu – ucieczki
od problemów współczesności. Ucieczki, której prędzej czy później
podejmują się wszyscy.
Krecia mentalność
Społeczeństwo polskie, o zgrozo, ze swoimi średniowiecznymi przyzwyczajeniami, prehistorycznymi fobiami i niezmierzonymi pokładami ślepej
wiary we własną rację – objawiającą się wszędzie tam, gdzie albo nikt
nas o zdanie nie pyta, albo gdzie zwyczajnie być nie może żadnej, przynajmniej zdroworozsądkowej racji – nie jest, gdyż naturalnie, tak jak
naturalnym jest zjawisko umysłowej tępoty w każdej bramie, świadome
całej gammy narodowych słabości i (bez)kulturowych niepoprawności,
ujawniających się indywidualnie, u każdej jednostki na swój wyjątkowy
sposób. Jednakże, w ujęciu tego osobliwego zjawiska, z konieczności
poprzez tożsamość grupową, cechy charakterystyczne u jednostek
tworzą odbicie w miarę spójnej całości, której oblicze w swym ubogim
kolorycie niejako tłumaczy dzieje naszego narodu zapisane w kartach
historii, zarówno tej zamierzchłej, jak i współczesnej. Smutnej historii
narodu, który identyfikuje się w chwilach skrajnego kryzysu. Kiedy
zagrożenie zaczynamy odczuwać na własnej skórze, kiedy w niebezpieczeństwie staje zacisze naszego domowego ogniska, przypominamy
sobie nagle o wspólnocie, narodowej przynależności. Wtedy biada tym,
co chcą odebrać nam spokój. Gdy już dojdzie do powstańczego zrywu
pękną najtwardsze mury i opadną wszelkie dogmatyczne kurtyny.
Nigdy jednak wcześniej. Jeśli nad naszymi głowami nie zawisną czarne
chmury, nikt nie wystawi nosa z własnej dziury.
Czas najwyższy
Defekt krajobrazu
Problem tkwi jednak nie tylko w politykach i ich rozgrywkach. Tu
rozchodzi się o znacznie więcej. Tu chodzi o rzeczywistość i nasze jej
postrzeganie. Ostatecznie wszystko jest wiadome, ponieważ chcemy
wierzyć, że wiemy. I tak, jak kiedyś dawno temu w Ameryce, dla świętego spokoju zamkniętych w rezerwatach Indian upijano niemiłosiernie,
zalewając ich ogromną ilością alkoholu – przecież nikt nie kazał im pić,
tak i u nas nikt nikomu nic nie każe, tylko się zalewa. Nic nie mówi, nic
nie robi, ach, ja roztargniony zapomniałem, ceny alkoholu się obniża
– przecież jesteśmy humanitarni – tym co piją, musi starczyć jeszcze
na jedzenie. Co znaczy fakt, iż od momentu kiedy państwo obniżyło
akcyzę na alkohole spirytusowe, ich spożycie wzrosło bagatela o 30%?
Buddyści uważają, że jeśli problem jest do rozwiązania, nie należy się
nim przejmować, a jeśli rozwiązanie jest nie możliwe, tym bardziej
nie należy się nim przejmować. My jednak przejmowanie się mamy
we krwi. Przejmowanie się jest naszą zasadniczą cechą, dziedziczoną
niejako z pokolenia na pokolenie, a objawiającą się w formie gorzkiej
krytyki. Krytykujemy wszystkich i narzekamy na wszystko. Sama krytyka natomiast może przynieść jak najbardziej pożądane skutki, lecz
dopiero wówczas, gdy będzie krytyką konstruktywną, niosącą ze sobą
rozwiązania, a nie gdy jest jedynie krytyką dla samej krytyki, sposobem na odreagowanie i podtrzymanie babcinej rozmowy. I właśnie
teraz, w obliczu kampanii głupoty z jednej strony i nadchodzących
szans w związku z przystąpieniem do europejskiej wspólnoty z drugiej,
nadszedł najwyższy czas, ażeby przystanąć na chwilę w tym niekończącym się pędzie, prowadzącym do nikąd właściwie. Gdyż gdzie jest
to miejsce, do którego wszyscy zmierzają? Czyż od samego początku
nie jesteśmy na miejscu? A cel nie jest w zasięgu ręki? Ostatecznie
przyszliśmy na świat w tym kraju, a nie w innym i od nas zależy czy
będziemy się wszystkiemu biernie przyglądać, czy, zaryzykuję, przeciwstawimy się wszelkim przejawom prymitywizmu społecznego. To nasze
działania kształtują rzeczywistość, w której egzystujemy. Może zamiast
nakręcania rozdmuchanych pragnień zastanówmy się, co tak naprawdę
jest niezbędne w naszym życiu. Bez czego życie traci sens i kogo do
pełni szczęścia nam potrzeba.
Marcin Czyrko
AMERYKA ACH
AMERYKA
Nasza kultura ma już ponad tysiącletnią tradycję. Wieki temu
odgrywała znaczącą rolę w ówczesnej Europie. Dzisiaj naszej obyczajowości zagrażają kultura masowa oraz wpływy
amerykańskie. Czy potrafimy jednak się przeciwstawić tej
tendencji?
Po roku 1989 załamał się, wraz systemem komunistycznym, model rozpowszechniania kultury. Czy model ten był lepszy czy gorszy, można by
nad tym dyskutować, ale jakiś był. Na jego miejscu nie został wykształcony żaden nowy. Wiele instytucji kulturalnych upadło, wiele znalazło
się w trudnej sytuacji finansowej. Przez cały ten czas, aż do dzisiaj,
w Polsce praktycznie nie było ani partii, ani rządu, które uczyniłyby
z kwestii kultury sprawę priorytetową. Po przeszło 10 latach wolności
forma naszej kultury uległa znacznej poprawie, ale cały czas pozostawia wiele do życzenia.
Dbajmy o słowo
Bardzo dobrze da się zauważyć jak media kreują i szerzą zachodnie typy
zachowań, które objawiają się między innymi w potocznym słownictwie.
Wystarczy przejść się ulicą, aby usłyszeć jak naszą bogatą polszczyznę
kaleczą nie wyrafinowane zwroty w języku angielskim. Możemy mieć
tylko nadzieję, że doczekamy się kiedyś kultu dobrego wychowania. Taki
kult mógłby zrobić wiele pożytecznego. Mógłby na przykład nauczyć
Polaków poprawnego wysławiania się, a przede wszystkim ludzi młodych, których język jest niesłychanie plastyczny i stanowi podatny grunt
na naleciałości amerykańskie. Na ostudzenie tych obaw, warto jednak
podkreślić, że nie wszyscy w tym dostrzegają zło społeczne. Liberałowie
twierdzą, że w tym zjawisku nie ma nic niepokojącego, ponieważ każdy
język jest formą dynamiczną i musi czerpać, żeby się rozwijać. Poloniści
natomiast uspakajają faktem, że w niedalekiej przeszłości w języku polskim były już mody na zapożyczenia z rosyjskiego (i nie wcale dlatego,
że komuniści rządzili), a także na zapożyczenia z języka francuskiego
i niemieckiego. Pomimo tego, że mody te bardzo głęboko tkwiły w słownictwie Polaków, okazały się być przejściowe. Sam profesor Miodek
oznajmił, że ma zaufanie do języka polskiego, który na pewno poradzi
sobie z naleciałościami amerykańskimi. Jednak te wszystkie
optymistyczne prognozy nie zaprzeczają faktowi, że stan naszego języka jest poważnym problemem, a jego pielęgnacja,
dla dobra naszej kultury, jest niezwykle potrzebna.
Sztuka filmowa
Tradycja
Nasza obyczajowość od długiego czasu stoi przed zagrożeniem płynącym ze strony niezwykle komercyjnej kultury amerykańskiej, która
przejawia się między innymi w zachowaniach międzyludzkich, szeroko
rozumianym stylu życia, słownictwie, czy także sztuce, przede wszystkim filmowej. Wiele osób zgodziłoby się z faktem, że obyczajowość
amerykańska, tak odmienna od naszej, nie jest dobrym źródłem, z którego moglibyśmy czerpać „wysokie” korzyści. Państwowość amerykańska istnieje zaledwie ponad 200 lat. Rzeczą więc nie racjonalną jest
wypieranie naszej niezwykle bogatej tradycji, przez mniej doświadczoną, bardziej powierzchowną i płytką kulturę amerykańską. Oczywiście
nie chodzi o to, żeby zamknąć polskie granice na zachodnie wpływy
i odrzucać wszystko to, co niepolskie. Według mnie należy jednak weryfikować to, co do nas napływa, a jeżeli coś już mamy czerpać z obcej
kultury, to niech czerpane będą jedynie jej pozytywne aspekty.
Inną sprawą, na którą należałoby również zwrócić uwagę
to hollywoodzkie produkcje, które są głównym i niepodważalnym motorem rozpowszechniania kultury amerykańskiej.
Nie da się ukryć, że są to filmy znakomite, skutecznie przyciągające liczne rzesze widzów, czy to przed telewizory, czy
też do sal kinowych. Ale gdzie w tym wszystkim znajduje się
kino polskie? Oczywiście na chwile obecną nie możemy mieć
już tyle pretensji o brak naszych rodzimych produkcji, jak to
miało miejsce jeszcze parę lat temu, tym bardziej, że nasze
ekranizacje coraz bardziej w swojej oprawie przypominają
kino zza oceanu. Nie będzie jednak przesadnym stwierdzenie,
że to właśnie film amerykański ożywił naszą kinematografię
i to właśnie dzięki niemu milionowa publiczność chodzi na
polskie filmy. Produkcje te zrobione są naprawdę dobrze
i konsekwentnie nawiązują do polskiej kultury, ale zarazem
ich twórcy posługują się amerykańskimi środkami. Za przykład
może posłużyć film „Ogniem i mieczem”, co do którego jakości
wykonania zdania są podzielone. Wielu kinomanów zdążyło zauważyć, iż dawne hoffmanowskie produkcje pozbawione były
tej jaskrawości i kolorów, jakie obserwujemy dzisiaj, a twarze
aktorów nie były tak przesadnie wymalowane. Właśnie dzięki
temu, kino sprzed 20 lat znacznie wierniej oddawało historyczne obrazy. Warto też zwrócić uwagę na kadry, które zmieniają
się niezwykle dynamicznie, a przecież to nie jest teledysk.
Pan Hoffman powiedział, że takie są oczekiwania widza i za
takimi oczekiwaniami trzeba nadążać. Należałoby się jednak
zastanowić, o jakim widzu pan Hoffman mówił. Czy o takim,
który przez lata wiernie oczekiwał na pojawienie się w kinach
sienkiewiczowskiej ekranizacji, czy o takim, który o filmie dowiedział w dniu premiery z telewizyjnych fleszów, czy też o takim, który
pierwsze kroki, po zakończonym seansie filmowym, skierował w kierunku
McDonalda. Łatwo dojść do wniosku, że „Ogniem i mieczem” jest owocem kultury masowej, czyli kultury kreowanej przez pieniądz. Niestety.
Takie są wymogi biznesu, a poza rynkiem żyć nie można.
Oczy szeroko otwarte
Dokąd zatem zmierzamy? Wielu socjologów uważa, że stan świadomości narodowej Polaków oraz stan tego, co się dzieje w Polsce to
rewolucyjna faza globalizacji, płytka, która pewnie niewielu się podoba.
Po tym jednak nadejdzie faza odnajdywania własnej narodowości.
Należy zatem oczekiwać reakcji, która przyjdzie, ale już na wyższym
piętrze. Nie będziemy już mieli tego zakorkowanego stosunku do ciała,
do siebie, do życia. Nie należy się martwić zanadto faktem, że nasza
kultura w konkurencji z kulturą światową, w tym amerykańską, teraz
przegrywa, bo to nie znaczy, że za parę lat nie będziemy jej wygrywać.
Wystarczy mieć tylko oczy szeroko otwarte i permanentnie obserwować
to wszystko, co dzieje się wokół nas, aby w porę zareagować, kiedy
przyjdzie czas odnajdywania naszej własnej tożsamości.
Łukasz Ratajczak