Pięć ustaw minister Ewy Kopacz ma uzdrowić służbę zdrowia
Transkrypt
Pięć ustaw minister Ewy Kopacz ma uzdrowić służbę zdrowia
To były czasy Ratownik na Wiejskiej Największego P Polaka PONTYFIKAT Nr 15 październik 2008 egzemplarz bezpłatny ISSN: 1897-936X OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ PO K LUDZIE PLATFORMY OBYWATELSKIEJ iedy w dniu pogrzebu Jana Pawła II stałem na placu św. Piotra, myślałem o tym, co przygnało mnie, setki tysięcy ludzi, królów, prezydentów, premierów, biskupów na to miejsce, by pożegnać Człowieka, którego Biała Postać pozostanie jednym ze znaków naszych czasów. Pomyślałem wtedy, że możemy się czuć narodem szczęśliwym, skoro zapisujemy się w dziejach nazwiskiem Papieża Karola Wojtyły. Refleksja Donalda Tuska – str. 8 Zapiski Jerzego Fedorowicza – str. 9 oruszam sprawy, które z Warszawy słabo widać. Do polityki trafiłem wbrew ostrzeżeniom mamy, dla której najważniejsze było wychowanie dzieci. To mi się udało: mam dwóch synów, którzy przejęli mój zawód, a jeden został wybrany po mnie na naczelnika Jurajskiej Grupy GOPR. Marzyłem o córce, i mam ją, ale żebym bardziej ją kochał, Pan Bóg uczynił ją niepełnosprawną. Piotr Van den Coghen o sobie i o sprawach, które go pasjonują. Czytaj na str. 15 Reforma Rostowskiego BUDŻET Pięć ustaw minister Ewy Kopacz ma uzdrowić służbę zdrowia Nie podzielamy powszechnej w Polsce opinii, że realizacja każdego wielkiego zadania wymaga wielkich ofiar. Taka romantyczna wizja reform jest nam obca, bo jesteśmy nade wszystko praktyczni, powiedziałbym nawet – do bólu praktyczni – powiedział w Sejmie minister Jacek Rostowski, prezentując rządowy projekt reformy finansów publicznych. PiS, tworząc jedynie atrapy reform, sugerowało, że reforma finansów publicznych może być całkiem bezbolesna dla wszystkich i od zaraz. Prawdziwe reformy, eliminując to, co szkodzi gospodarce polskiej i jej rozwojowi, czasem wymagają także niepopularnych decyzji. I ten rząd przed takimi decyzjami się nie cofnie. str.4 Pacjent osią reform Trybunał dla polityków PRAWO Ujawnia się zeznanie informujące o popełnieniu przestępstwa przez najważniejsze w państwie osoby. I nic się nie dzieje. To jest skandal! Czytaj na str. 3 Chcę, żeby pieniądz rzeczywiście szedł za pacjentem FOTO EN Z PRASY PREZYDENT Historia ma być jedynie słuszna IPN musi mieć dokumenty na temat zbrodni komunistycznych na Mazurach, Kaszubach, Ślązakach. Byłaby z tego fascynująca książka. Ale czy kogoś to interesuje? Historycy z IPN wyraźnie wolą inne tematy. I nic dziwnego, bo mogłoby się okazać, Dorn zdradza tajemnice PiS że Niemka, domagająca się praw do własnego majątku, jest w większym stopniu ofiarą komunizmu, niż połowa PiSowskich bohaterów. I co wtedy? Kim straszyć wyborców, przed kim obiecywać im ochronę? Przemysław Gosiewski zabronił mi występu w mediach po udanych obradach w Sejmowej Komisji Zdrowia. Powiedział: – W świat nie może iść informacja, że zgadzamy się na pomysł PO. str. 13 Anatomia niusa, Polityka 13.09.2008 Polemika Andrzeja Kołaczkowskiego Bo albo człowiek, który to powiedział, idzie do więzienia na długie lata za fałszywe oskarżanie, albo do więzienia idą ci, przeciw którym on zeznaje. Czyli musi być albo akt oskarżenia przeciwko temu, kto oskarżył, albo akt oskarżenia przeciwko tym, których on oskarża. A to do tej to pory jest nierozstrzygnięte! – alarmuje mec. Maciej Bednarkiewicz. str.6 RANKING WWW – najlepsze strony polityków PO Na stronach internetowych Sejmu i Senatu parlamentarzyści mają te same prawa: paszportowa fotka, data i miejsce urodzenia, wykształcenie, staż parlamentarny, komisje, interpelacje, wystąpienia. Schemat, zza którego nie widać człowieka. Ale jest szansa – mały symbol www prowadzący do własnej internetowej strony posła czy senatora. Tu już można się wyróżnić. Przedstawiamy pierwszy ranking stron internetowych posłów i senatorów PO ! str. 10 2 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej październik 2008 Z PRASY Maria Peszek uwielbia Radka Sikorskiego T eraz, kiedy widzę ludzi, którzy są u władzy, uśmiecham się, lubię ich. Uwielbiam Radka Sikorskiego. Kocham się w nim potajemnie. Uważam, że jest fantastyczny. Groźny, inteligentny, obezwładniający. Donald Tusk. Może ma złe oczy, jak twierdzi Jarosław Kaczyński, ale co mnie to obchodzi, jeśli budzi moje zaufanie. Sławomir Nowak, szef gabinetu premiera, atrakcyjny, dowcipny. To są mądrzy, dobrze wyglądający mężczyźni. Wcześniej byli wściekli, źli, spięci, zażarci. Teraz słucham ludzi, których rozumiem. Szalona Pitera. Też lubię. Niska, ale sympatyczna. Zadziorna, drapieżna, bardzo kobieca. Nie jestem pewna minister Kopacz, bo niestety, tembr głosu może ją dyskwalifikować. Jesteśmy na wojnie. Trzeba by jej zmienić głos, żeby była skuteczna. Ale jest dzielna. Z góry na straconej pozycji, bo jak, biedna, nagle ma zmienić coś, co zostało spieprzone przez lata. Powierzchowne są moje oceny. Ale jak wygląda prezydent? Jak wygląda jego doradca Kamiński? Jak wygląda Przemysław Gosiewski? Nie przypominam sobie ani jednej osoby z tamtych szeregów, która budziłaby sympatię, a nie zdziwienie lub poczucie wstydu czy też współczucia. Albo mają wąsy, które im przesłaniają świat. Albo są dziwnie ubrani. Albo robią miny. Po przeciwnej stronie są ludzie, którzy budzą respekt, bo mają poczucie własnej wartości. Maria Peszek, Wysokie Obcasy, 20.09.2008 P Po takich brawach to już tylko wypada powiedzieć „Amen” rzychylam się do tezy, że to Rosja jest bardziej uzależniona od Unii niż odwrotnie. Nie jest to proste, ale ropę i gaz możemy kupować gdzie indziej. A Rosja poza UE nie ma za bardzo komu sprzedać swoich surowców, gdyż wbrew enuncjacjom nie ma sieci ropociągów i gazociągów do Chin. Jacek Saryusz-Wolski, Super Express, 11.09.2008 – powiedział z właściwym sobie humorem Lech Wałęsa po koncercie z okazji 25 lecia Nagrody Nobla i 65 rocznicy jego urodzin. FOTO EN A TVP: „P jak PiS” zamiast „W jak Wałęsa” ndrzej Urbański, prezes telewizji, nie wiadomo dlaczego ciągle nazywanej publiczną, odmówił transmisji koncertu na cześć jedynego polskiego laureata pokojowej nagrody Nobla. Prawda, jaki prezes jest niezależny? Tej „niezależności” zagraża – zdaniem prezesa - projektowana ustawa medialna. O tym bowiem co i kiedy pokaże TVP będzie decydowała – według założeń – rada powiernicza, wybierana przez Sejm. Jak prezes pracuje na telefon od szefa, to zależności nie ma. Bogata wyobraźnia prezesa podpowiada mu, że rada powiernicza będzie nakazywała produkowanie filmów o „Słoneczku Peru”, a zamiast „M jak miłość” będzie „P jak premier”. Wprawdzie trudno byłoby prezesowi znaleźć choć ślad ingerencji premiera w programy telewizyjne teraz i w przeszłości, kiedy premierem był J.K. Bielecki, ale i tak lepsze „P jak premier” niż „Gwiazdy na głodzie”. Ważniejszą sprawą są jednak pieniądze. Jak będzie nimi zarządzała rada powiernicza, to będzie – według prezesa Urbańskiego – czysta polityka i jak w PRL. A kto teraz zarządza ściąganymi od emerytów abonamentowymi pieniędzmi? Kto decyduje o czasie emisji? Nie jest to przypadkiem urzędnik zależny od Urbańskiego, któremu można przypisać wszystko, oprócz apolityczności? Rada wyłoniona przez Sejm byłaby be, cacy są nieznani i nie powoływani przez żadne ciało urzędnicy, którzy robią, co chcą, za nic nie odpowiadają, a o porach emisji lepiej w dobrym towarzystwie nie wspominać. E. M-B Projekt całkiem dobrego budżetu P rzełomu brak, ale mamy całkiem spory krok w dobrym kierunku. Tak trzeba ocenić projekt przeszłorocznego budżetu. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że państwo samo potrafi się ograniczyć. Przestaje rozdawać pieniądze na prawo i lewo w rytm politycznych zamówień. Po drugie, obniża podatki, choć trzeba dodać, że jest to realizacja projektu Zyty Gilowskiej. Po trzecie, wreszcie zwiększa wydatki tam gdzie trzeba: na edukację, naukę i infrastrukturę. Minister Rostowski skonstruował więc budżet obliczany nie na stagnację i trwanie, ale na rozwój. Najważniejsze jest, by się tego trzymać także w następnych latach, niezależnie od szczelnie wypełnionego wtedy kalendarza kampanii wyborczych. W sumie dobra wiadomość. Teatr Wielki: to był już drugi taki koncert Wolno nas przedrukować LISTY DO REDAKCJI Chinom ropy nie puszczą Marcin Piasecki, Dziennik, 10.09.2008 C zy można zamieszczać artykuły z gazety „Pogłos” w lokalnej gazecie PO w Jastrzębiu-Zdroju? Wydajemy raz w kwartale gazetkę „Pomost” jastrzębskiej Platformy oraz Klubu Radnych PO w Jastrzębiu-Zdroju. Pewne informacje chcielibyśmy zamieszczać również na naszej stronie internetowej www.jastrzebie.platforma.org. Z poważaniem Roman Foksowicz Sekretarz Koła Powiatowego PO RP w Jastrzębiu-Zdroju Redakcja: Wszystkie artykuły „POgłosu” można przedrukowywać i umieszczać w internecie w publikacjach i na stronach PO, pod warunkiem podania źródła. Numer bieżący „Pogłosu” i numery archiwalne (od 4) są dostępne na stronie Platformy www.platforma.org w postaci pliku PDF. Prosimy uprzejmie o nadesłanie nam egzemplarza publikacji, w której wykorzystane zostały materiały „POgłosu”: Nasz adres niżej. Cieszymy się, że macie własną gazetę i pozdrawiamy serdecznie. P POgłos w Pałacu!? an Bogdan Żyto z Konina poskarżył się w liście skierowanym do nas na złe potraktowanie go przez urzędnika Kancelarii Prezydenta. Z przykrością stwierdzamy, że nie mamy żadnego wpływu na pracowników kancelarii Pana Prezydenta, choć cieszy nas, że Pana zdaniem ci pracownicy czytają „POgłos”. FELIETON J uż kiedyś Teatr Wielki przeżył taki koncert, w czasie którego – jak powiedział potem Zbigniew Zapasiewicz – sufit unosił się nad widownią. Wtedy, po rejestracji „Solidarności” w listopadzie 1980 roku, do teatru przyszli ludzie z komisji zakładowych młodziutkiego wówczas związku. Tak młodego, że jeszcze nie obrósł w etatowych nadętych działaczy. Widać było, że wielu z publiczności pierwszy raz było w tym gmachu, a może w ogóle w teatrze. Pierwszy raz też widzieli Lecha Wałęsę, wmieszanego w tłum, bez ochroniarzy. Ze sceny padały słowa z „Kwiatów polskich” Juliana Tuwima: „Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”, a Krystyna Janda śpiewała, prorocze niestety słowa „…a ich tak wielu, wielu, a nas tak łatwo podzielić”. Wtedy oczywiście państwowa telewizja nie pokazała koncertu, dziennikarzy chyba w ogóle tam nie było, a niezwykły zupełnie nastrój, skurcz gardła i prawdziwe łzy pozostały jedynie w pamięci uczestników. Szczytem szczęścia wydawała się zgoda na rejestrację „Solidarności”. Ponad rok później szczytem nieszczęścia stał się dla nas stan wojenny. A po kolejnych dwóch latach Lech Wałęsa dostał Pokojową Nagrodę Nobla! I już cały, calusieńki świat wiedział, że Poland to Waleza. Jak my się wtedy cieszyliśmy! Nie minęła nawet dekada, jak „drgnęły te kamienie”, jak ruszyła lawina, która zmiotła to, co wydało się nie do ruszenia. Tę lawinę, która zmieniła nie tylko Polskę, nie tylko Europę, bo przecież zmieniła świat, ruszyły dwa wydarzenia, których rocznice zbiegają się w tym październiku 2008 roku. Minęło trzydzieści lat od chwili, kiedy nad Kaplicą Sykstyńską uniósł się biały dym, a z okna nad placem św. Piotra pokazała się uśmiechnięta twarz Papieża Polaka. I dwadzieścia pięć lat od chwili, kiedy komitet noblowski uznał polską rewolucję bez rewolucji za godną swojej pokojowej nagrody. Spotkanie z okazji tej rocznicy, zorganizowane w Teatrze Wielkim przez Warszawę dla Lecha Wałęsy, Człowieka Wolności, było pełnym wzruszeń wyrazem uznania dla niego i wielkości jego dokonań. Rzadko kiedy oficjalny bardzo koncert odbywał się w tak miłej, rodzinnej można rzec atmosferze, a jednocześnie pełen elegancji bez nadęcia i wysokiego poziomu artystycznego. Nie jakaś składanka przypadkowych kawałków a całość skomponowana według zamysłu w spójną wizję, ilustrującą naszą trudną, a jakże wspaniałą historię ostatnich dziesięcioleci. Przybyli, jak to się zwykło mówić w takich okolicznościach „wszyscy”. Wydawało się, że wszyscy się znają, wszyscy ze wszystkimi witają, wymieniają uśmiechy, serdeczności, całusy. Na scenie Krystyna Janda i Jerzy Radziwiłowicz, bohaterowie z marmuru i z żelaza, po zapewnieniu, że udział w tym koncercie dla prezydenta Lecha Wałęsy to dla nich zaszczyt, odczytywali sierpniowe postulaty. Niektóre wywoływały dzisiaj śmiech, niektóre gorzką refleksję, a postulat wprowadzenia kartek na żywność i pokazanie na telebimach pustych sklepów wywołało żywe zdziwienie młodej widowni. „Dziadku, ty chcesz mi powiedzieć, że w całym Tesco był tylko ocet?” A do kin wejdzie wkrótce „Mała Moskwa” i przypomni, że żołnierzy sowieckich też już nie ma. Warto pamiętać, kto i jak – ach, ta biesiada z Jelcynem! – ich wyprowadził. Aleśmy drogę przebyli! Elżbieta Misiak-Bremer PO OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ Biuletyn przeznaczony do użytku wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie. Wydawca: Platforma Obywatelska RP ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa Redakcja: Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna) Adam Wiewiorowski (dystrybucja) Projekt i opracowanie graficzne: Jacek Gałązka, exPress www.ex-press.com.pl Adres do korespondencji: ul. Marszałkowska 87 m. 85 00-683 Warszawa e-mail: [email protected] październik 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Konsylium na życzenie 3 Komu zależy, żeby te kolejki były? Na pewno nie pacjentom... czątku roku w całej Polsce monitorujemy, jak przedstawia się czas oczekiwania na endoprotezę stawu biodrowego. To są zaniechania kilkudziesięcioletnie. Świadczeniodawca będzie miał zapłacone za każdy przypadek, który zoperuje u siebie, bo pieniądz nareszcie musi pójść za pacjentem. Zrobisz więcej – dostaniesz za to pieniądze. Tym samym skrócisz kolejkę, masz dobrych specjalistów, powinni u ciebie więcej zarabiać. Będą chcieli w 90 proc. wykorzystać sale operacyjne, to za każdą dodatkową operację, którą zrobią, będą mieli zapłacone. Ewa Kopacz: – Nie wyobrażałam sobie, że tu może być tak ciężko. Byłam pełna optymizmu, nadziei, napakowana taką dobrą energią. - A już nie ma Pani tej energii? - Ooo, jest. Ja jestem zdeterminowana, jak już sobie coś założę, to będę to robić wbrew wszelkim trudnościom. - Czy ten pakiet ustaw, który będzie głosowany w październiku to jest dokładnie to, co Pani założyła? - To komplet ustaw reformujących wreszcie w sposób kompleksowy ochronę zdrowia. Założyłam, że reforma jest dla pacjenta, że to pacjent jest osią reformy. Drugim założeniem była troska o poszanowanie pieniędzy przez zarządzających placówkami ochrony zdrowia. Żeby wreszcie ktoś ponosił odpowiedzialność karną i osobistą za niegospodarność w swoim zakładzie. To jest nie tylko sprawa przekształcenia ZOZ-u w spółki prawa handlowego. W pakiecie tych pięciu ustaw jest określona rola pacjenta, jego prawa i obowiązki. Okresowe badania są nie tylko po to, by podpisać sobie książeczkę, ale pójść do lekarza i te badania zrobić. – Nie będą mogli powiedzieć pacjentowi: ja cię nie przyjmę, bo nie mam kontraktu. – Hasło: „Pieniądz idzie za pacjentem”, dotychczas puste, chcę zmienić tak, żeby te pieniądze rzeczywiście za nim poszły. – A co będzie, jeżeli płatnik nie będzie miał pieniędzy? – Płatnik będzie miał pieniądze. Płatnik ma w tym roku blisko dziesięć miliardów więcej niż miał jeszcze rok temu. – To skąd ten krzyk i lament o braku pieniędzy na służbę zdrowia? – Jest większa ściągalność, jest wzrost gospodarczy. W ramach tych pieniędzy możemy doprowadzić do skrócenia czasu oczekiwania na procedury, możemy zacząć myśleć o wprowadzaniu nowocześniejszych metod leczenia w Polsce. Proszę pamiętać również o tym, że w roku 2010 składka wzrośnie o jeden punkt procentowy. – Jak ktoś dostaje zaproszenie na badania i z nich nie skorzysta, to co mu grozi? – Nic mu nie grozi, ale chcemy zmieniać mentalność pacjentów. Pacjent ma prawo zakwestionować decyzję lekarza i zwołać konsylium. Ponad interesami korporacji zawodowych będzie dominować prawo pacjenta. – A co z ubezpieczeniami? – Ubezpieczenia będziemy mogli ruszyć, kiedy będzie ustawa koszykowa, która już jest w konsultacjach międzyresortowych. Jeśli będziemy mieli już przyjętą przez rząd tę ustawę, to otwieramy pracę nad ustawą o dodatkowych ubezpieczeniach dobrowolnych. Nie ukrywam, że chciałabym, aby wszedł projekt rządowy, a nie poselski. Musimy przede wszystkim zadbać o to, by dobrowolnie ubezpieczający się pacjent miał zagwarantowany konkretny pakiet świadczeń. – Pan prezydent wycofuje się z zapowiedzi weta. – Liczę na odpowiedzialność pana prezydenta, bo te ustawy wreszcie spowodują, że system opieki zdrowotnej będzie dla pacjenta. – Opozycja straszy ludzi, że w tych prywatyzowanych szpitalach trzeba będzie płacić za usługi.. – Opozycja będzie używać wszelkich, nawet nieeleganckich metod, żeby represjonować pracę resortu. Nie jest ważne, jaka tabliczka wisi na szpitalu czy na przychodni – ważne jest kto płaci, ważne, kto leczy i w jakich warunkach. W tych zakładach niepublicznych, które już funkcjonują w formie spółek i korzystają z kontraktów z NFZ, pacjent ma nieodpłatną opiekę zdrowotną i to na dużo wyższym poziomie. Dlatego, że tam się – A są jeszcze dodatkowe ubezpieczenia. – Niech one wniosą pięć miliardów więcej, a to nie są małe pieniądze. Finał reformy to podział jednego płatnika na sześć części. To pozwoli złożyć składkę w wybranym funduszu, który będzie o mnie zabiegał, i który ja uznam za najlepszy. Pacjent ma prawo zakwestionować decuje lekarza i zwołać konsylium racjonalnie dysponuje pieniędzmi. – Zmniejszą się kolejki? – Gdybyśmy zadali dzisiaj pytanie komu tak naprawdę zależy na tym, żeby te kolejki były… Na pewno nie pacjentom. – Prywatnej służbie zdrowia? – Można by powiedzieć, że lekarzom, bo dzięki temu pacjent z kolejki przyjdzie do jego prywatnego gabinetu, żeby tę kolejkę ominąć. – Jeżeli szpital ma kontrakt 300 zabiegów i zgłasza się pacjent 301, 302 – to szpital nie może go przyjąć. – W polskich szpitalach sale operacyjne są wykorzystane w mniej niż połowie siły przerobowej. – Tylko nie mają pieniędzy? – Nie, to nie jest tak. – A jak pacjent ma zrozumieć, o co chodzi w tej reformie? – Pacjent ma zrozumieć, że jak “ Prawo pacjenta będzie dominować ponad interesami korporacji zawodowych trafi do szpitala to wreszcie nikt go nie będzie wysyłał z receptą do apteki. Ma spać w czystej pościeli, ma mieć opiekę wykwalifikowanej siły, jaką jest lekarz, ma mieć przyjazną pielęg- FOTO EN niarkę przy swoim łóżku. – A jeżeli tego nie ma? – To znaczy, że ten szpital nie zasługuje na to, żeby podpisać z nim kontrakt i dać mu pieniądze, bo on oszukuje ludzi, a nie ich leczy. – Co będzie z długością tych kolejek? – Długi czas oczekiwania wynika również z tego, że mamy nieuporządkowaną historię identyfikowania pacjenta. Co robi pacjent, kiedy dostaje skierowanie do specjalisty albo na dany zabieg? Na wszelki wypadek zapisuje się w pięciu różnych szpitalach. Potem zapomina wypisać się z kolejki w czterech, gdzie nie przychodzi. W sytuacji, kiedy przejdzie nasza ustawa o informatyzacji, to klikając na PESEL pacjenta będziemy dokładnie wiedzieli, gdzie pacjent się zapisał, do której kolejki. Wtedy będziemy mogli powiedzieć: „Proszę pana, tu jest pan pięćdziesiąty, ale jeśli zapisze się pan w Katowicach czy w Kielcach, za trzy dni może pan mieć zabieg”. Od po- – Jak Pani godzi pracę ministra z rolą przewodniczącej mazowieckiej PO? Praca partyjna jest na drugim planie? – Trudno pogodzić prace w takim strategicznym miejscu, jak resort zdrowia w czasie reform z aktywnością polityczną w regionie. Mam dwoje zastępców – Andrzeja Halickiego i Małgorzatę Kidawa-Błońską. Wyręczają mnie w pracy politycznej, choć ja nie uciekam od posiedzeń zarządu. Cieszę się z takiej współpracy, pewne strategiczne decyzje są ze mną konsultowane. – Czy po tym doświadczeniu, jeżeli zostaną przeprowadzone reformy, czy Pani uważa, że ministerstwo zdrowia jest potrzebne? – Dopóki w konstytucji jest zapis, że rząd odpowiada za bezpieczeństwo zdrowotne obywateli, ten resort jest strategiczny i powinien funkcjonować. Możliwa jest sytuacja, w której tylko i wyłącznie płatnik przyjmuje rolę kreowania polityki zdrowotnej. Wtedy pewnie byśmy zastanawiali się, czy to ministerstwo jest bezwzględnie konieczne. Dziękuję za rozmowę Elżbieta Misiak-Bremer 4 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Po wojnie w Gruzji wschód bliżej Unii Jaka polska prezydencja Wojna na Kaukazie uzmysłowiła nam wszystkim jak dalekie spory i nacjonalizmy mogą stać się zarzewiem wielkiego niepokoju, który może dotyczyć nas wszystkich. Z pozoru lokalny konflikt stał się nagle pretekstem do zimnowojennej retoryki, którą podjęli najważniejsi politycy świata. Właśnie ta reakcja paradoksalnie daje szansę na pozytywny przebieg kolejnej dekady rozwoju Europy i to z wiodącą rolą Polski i polskich polityków. Dlaczego? W czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej przy dużej inspiracji i zaangażowaniu rządu polskiego narodziła się światowa potęga polityczna – Unia Europejska. Nawet sceptycy i przeciwnicy Unii muszą docenić rolę negocjacji upoważnionego legitymacją 27 państw prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. To nie Rada Bezpieczeństwa ONZ, która nie była w stanie wydać oświadczenia, nie OBWE, nie Stany Zjednoczone, ale Unia Europejska zatrzymała wojnę w Gruzji. Mobilizacja ze strony Polski, nacisk na zorganizowanie szybkiego szczytu szefów państw Unii oraz stanowcza, jednolita reakcja państw członkowskich udowodniła, że Unia Europejska nie jest już tylko ważnym porozumieniem państw o znaczeniu gospodarczym, ale stała się właśnie światowym liderem politycznym. Wielu komentatorów całą swoją uwagę koncentrowało na skali sankcji wobec atakującej świat zachodni Rosji. A czyż największą sankcją dla Rosji nie jest niezgoda Zachodu na nowy podział wpływów? Wielkie znaczenie polityczne ma jednoznaczne poparcie wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej dla polsko-szwedzkiego planu Partnerstwa Wschodniego. I znów Polska i spektakularny sukces polskiego rządu. Idea szybszego otwarcia na wschód, kontestowana jeszcze podczas czerwcowego szczytu państw Unii, staje się dziś jej politycznym priorytetem. Nie tylko Unia wsłuchuje się w głos Warszawy. Czyż minister spraw zagranicznych Rosji Siergej Ławrow przyjeżdżając tuż po unijnym szczycie do Warszawy na rozmowy z ministrem Radosławem Sikorskim i premierem Donaldem Tuskiem nie potwierdza, że to Polska może i powinna odegrać znaczącą rolę w budowaniu pomostu pomiędzy osamotnioną Rosją a budującą potęgę polityczną Europą? Eskalacja konfliktu nie leży w interesie żadnej ze stron. Iluzoryczny sukces militarny Rosji nie powstrzymał gwałtownego kryzysu finansowego w Moskwie, co musi spowodować kryzys gospodarczy. Nawet taka potęga surowcowa jak Rosja nie jest gospodarką autarJest Partnerstwo Wschodnie kiczną, samowystarczalną, która może odizolować się od reszty świata. Włodarze Kremla, którzy tak hardo oczekiwali politycznych sankcji, otrzymali najboleśniejszą karę – stratę setek miliardów rubli na skutek utraty wiarygodności rynku. Za trzy lata polska prezydencja w Unii. Warto już dziś zastanowić się, co powinno stać się priorytetem Unii Europejskiej w roku 2011. Być może w Polsce będziemy już używać europejskiej waluty, co zamknie 20-letni cykl integracji ze światem zachodu. Tak – aż ponad 20 lat zajmie nam przejście całego procesu od wyzwolenia z gospodarki socjalistycznej i rosyjskiego jarzma, do pełnej rynkowej swobody, demokracji, dobrobytu i finansowego bezpieczeństwa. Rok 1989 uruchomił w Europie nową erę – pierwszą dekadę prawdziwej wolności od Gibraltaru po Bug. W tym procesie pełnej asymilacji, którego zwieńczeniem jest zniesienie szlabanów granicznych i wspólna waluta, wyprzedzili nas co prawda Słoweńcy i Słowacy, ale przecież nie o wyścig tu chodzi. Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby w roku 1989 nie Warszawa i Polska, gdyby nie „Solidarność” z Lechem Wałęsą w roku 1980 i gdyby nie nasz polski papież Jan Paweł II - nie byłoby NOWEJ EUROPY. Bez nas i bez kilkunastu innych narodów i państw Europa byłaby zupełnie inna. Czy rok 2011 może być równie brzemienny jak rok 1989? Konflikt na Kaukazie podpowiada, że tak. Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że Unia Europejska musi przygotować plan ofensywnego otwarcia. Nie tylko południowe Bałkany czekają na rozwój i stabilizację. Macedończycy, Albańczycy, Czarnogórcy, Bośniacy i Serbowie marzą o pokoju i normalności. W 2011 przewodzimy Unii Wszyscy mają prawo, by zamieszkać we wspólnym europejskim domu, z pełnym poszanowaniem prawa do odrębności i tożsamości, bo na tych wartościach opiera się przecież Unia. Ale dziś nikt nie ma też wątpliwości, że Unia Europejska musi także przekroczyć Bug. Ukraińcy, Białorusini także mają prawo do życia w pokoju i dostatku, jak wszyscy inni Europejczycy. A wraz z nimi dziesiątki innych narodów Wschodu. „Partnerstwo Wschodnie” to nasz, polski plan. To może być wizytówka rządu Donalda Tuska. Rok prezydencji polskiej może być rokiem rozpoczęcia drugiej dekady nowej Europy – wielkiego, politycznego otwarcia na Wschód, konsekwentnej budowy rynkowego prosperity i pokojowego współistnienia wszystkich narodów Europy.Andrzej Halicki październik 2008 Ta reforma zmieni Plan ministra Rostowskiego: budżet „Nie podzielamy powszechnej w Polsce opinii, że realizacja każdego wielkiego zadania wymaga wielkich ofiar. Taka romantyczna wizja reform jest nam obca, bo jesteśmy nade wszystko praktyczni, powiedziałbym nawet – do bólu praktyczni” – te słowa ministra finansów Jacka Rostowskiego dobrze charakteryzują rządowy projekt reformy finansów publicznych. „Koncepcja ta nie polega więc na odpowiedzi na pytanie, komu zabrać. Musi ona prowadzić do stworzenia warunków, w których ocenia się zadania rządu i związane z tym wydatki z punktu widzenia ich społecznej i ekonomicznej efektywności. Eliminuje się zadania i wydatki zbędne lub przynoszące nikłe efekty na rzecz zadań w najwyższym stopniu wspierających rozwój gospodarczy i społeczny. PiS, tworząc jedynie atrapy reform, sugerowało, że reforma finansów publicznych może być całkiem bezbolesna dla wszystkich i od zaraz. Prawdziwe reformy, eliminując to, co szkodzi gospodarce polskiej i jej rozwojowi, czasem wymagają także niepopularnych decyzji. I ten rząd przed takimi decyzjami się nie cofnie” – mówił w Sejmie minister finansów przedstawiając swój projekt. Likwidacja gospodarstw pomocniczych Jacek Rostowski akcentował wzmocnienie i poprawę przejrzystości finansów publicznych oraz ograniczenie niezliczonych i najrozmaitszych form organizacyjno-prawnych tego sektora. Zaproponował likwidację wszystkich państwowych zakładów budżetowych oraz państwowych gospodarstw pomocniczych i samorządowych jednostek budżetowych. Gospodarstwa pomocnicze mają długą historię, mocno zakorzenioną w Peerelu. Zaczęto je powoływać w 1952 roku. W 2007 r. funkcjonowało 407 gospodarstw pomocniczych państwowych jednostek budżetowych i 67 państwowych zakładów budżetowych, a także 637 gospodarstw pomocniczych samorządowych jednostek budżetowych i około 2 tysięcy samorządowych zakładów budżetowych. Zatrudniały łącznie ponad 100 tysięcy osób, w tym ok. 14 tys. w państwowych, a ok. 88 tys. w samorządowych zakładach budżetowych. Gospodarstwa pomocnicze wciąż istnieją w rolnictwie, oświacie, administracji publicznej, obronie narodowej. Są to przyszkolne gospodarstwa rolne, kasyna, piekarnie i pralnie, warsztaty szkolne, stołówki, ośrodki informatyczne i wojewódzkie bazy danych, zakłady remontowo-budowlane, szkoleniowe, wydawnicze, laboratoryjne. Świadczą na rzecz jednostek macierzystych usługi, które dziś można swobodnie kupić na wolnym rynku. Projekt przewiduje pozostawienie samorządowych zakładów budżetowych jedynie w gospodarce mieszkaniowej, usługach komunalnych, cmentarzach i zaopatrzeniu w energię i gaz. Dla wykonywania kluczowych zadań państwa powstaną agencje wykonawcze posiadające osobowość prawną. Ich zadania, zasady działania i procedury określi ustawa. Przestaną też istnieć samorządowe fundusze celowe, a inne – będą tylko rachunkami bankowymi. W samorządowej oświacie stworzone będą wydzielone rachunki bankowe dla gromadzenia dochodów określonych w uchwale odpowiedniego organu samorządowej władzy. Spowoduje to ujawnienie środków publicznych, którymi dysponują te jednostki, oraz zwiększenie kontroli nad nimi. Likwidacja zakładów i gospodarstw zakończy się 31 grudnia 2009 r. Pracownicy będą zatrudniani w innych jednostkach albo zwolnieni z pracy. Zadania gospodarstw pomocniczych i zakładów budżetowych przejmą jednostki macierzyste albo będą one wykonywane przez zakup usług w sektorze prywatnym. Konkurencja wpłynie na spadek cen. Budżetowe dzwonki alarmowe Projekt Jacka Rostowskiego przewiduje nowe progi ostrożnościowe, czyli takie relacje długu publicznego do produktu krajowego brutto, które będą dzwonkiem alarmowym skłaniającym rząd do oszczędności: I tak, gdy relacja kwoty państwowego “ PiS tworząc atrapy reform, sugerowało, że reforma finansów publicznych może być bezbolesna i od zaraz długu publicznego do produktu krajowego brutto będzie pomiędzy 47 proc. a 52 proc., planowany deficyt budżetu nie będzie mógł być wyższy niż ten z roku bieżącego. Gdy ta relacja będzie między 52 a 55 proc., przewidywany na koniec roku budżetowego stosunek długu Skarbu Państwa do PKB będzie musiał być niższy od tej relacji za poprzedni rok budżetowy ogłoszonej do 31 maja. Nie będzie także możliwe planowanie inwestycji powyżej 500 mln zł o okresie realizacji dłuższym niż 2 lata. Oznaczać to będzie mocne zaciśnięcie pasa. Gdy natomiast relacja długu Skarbu Państwa do PKB przekroczy 55 proc., wprowadzone będą dodatkowe zaostrzenia: brak wzrostu wynagrodzeń pracowników państwowej sfery budżetowej oraz wydatków na nowe inwestycje. Dla relacji powyżej 60 proc. normy ostrożnościowe pozostały bez zmian. Te bardziej restrykcyjne progi minister Jacek Rostowski tłumaczył tym, że relacja długu publicznego do PKB w ostatnich latach malała. Ponadto dzięki takiej zmianie możliwe będzie zmniejszenie kosztów obsługi długu publicznego, co mogłoby dać nawet 500 mln zł oszczędności. W poprzednich latach politycy chętnie zapomi- Cztery założenia ministra Rostowskiego Unia musi przekroczyć Bug Podczas debaty sejmowej 30 czerwca minister Jacek Rostowski mówił, że koncepcja rządu w sprawie reformy finansów publicznych opiera się na czterech filarach. - Finanse publiczne nie są wyspą odizolowaną od reszty państwa, są one spoiwem łączącym wszystkie sfery aktywności państwowej. Reforma finansów publicznych jest więc reformą sposobu funkcjonowania państwa i cały rząd musi w niej uczestniczyć, nie tylko minister finansów. Reforma finansów publicznych musi godzić potrzeby stabilności makroekonomicznej gospodarki polskiej z umacnianiem zachęt do efektywnego działania podmiotów gospodarczych i zapewnieniem koncentracji wydatków publicznych na celach kluczowych dla rozwoju społecznego. Reforma finansów publicznych musi opierać się na zasadach wynikających ze współczesnej wiedzy ekonomicznej i nowoczesnej organizacji, zapewniających maksymalną efektywność wykorzystania środków publicznych. Żadna reforma finansów publicznych nie może być skuteczna, jeśli rząd nie będzie w stanie przeciwstawić się presji na podejmowanie różnych nerwowych i ekonomicznie nieracjonalnych działań, nastawionych wyłącznie na doraźne korzyści polityczne uzyskiwane kosztem pogorszenia długookresowych perspektyw rozwoju Polski. październik 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej myślenie o finansach państwa 5 wieloletni, z częścią unijną, bez gospodarstw pomocniczych “ Prawdziwe reformy czasem wymagają także niepopularnych decyzji. I ten rząd przed nimi się nie cofnie Finanse publiczne nie są wyspą... FOTO EN nali, że deficyt finansów publicznych to nie tylko prosta różnica między wydatkami (a te mnożono łatwo i chętnie) a wpływami, ale także koszt państwowych papierów dłużnych. Każdy, kto zaciągał kredyt wie, że zwrócić bankowi trzeba sporo więcej, niż nam on przyznał. Zawsze intrygowało mnie, czemu tak wielu populistycznie nastawionych polityków gdy przychodzi rozstrzygnąć o deficycie publicznej kasy, o tej zasadzie zapomina. Jakby w tej mierze obowiązywały inne reguły niż przy planowaniu wydatków domowych. Planowanie długofalowe ...odizolowaną od reszty państwa... FOTO EN Przez ostatnie 19 lat finanse państwa były planowane w perspektywie jednego roku budżetowego. Co 12 miesięcy uchwalano od nowa wydatki państwa, jakby nie dostrzegając, że i gospodarka, i cały organizm państwowy rozwija się w cyklach znacznie dłuższych: inwestycje mają przecież cykle kilkuletnie, instytucje finansowe planują operacje na wiele lat, decyzje gospodarcze skutkują po kilku latach. Projekt ministra Rostowskiego proponuje wprowadzenie Wieloletniego Planu Finansowego Państwa (WPFP) przyjmowanego uchwałą Sejmu na cztery lata budżetowe. Co roku 30 kwietnia WPFP będzie aktualizowany na dany rok i trzy następne lata. Przygotowując ustawę budżetową Rada Ministrów będzie musiała przyjąć poziom deficytu ustalony w WPFP. Wieloletniemu Planowi ma towarzyszyć Wieloletnia Prognoza Finansowa (także z horyzontem 4-letnim), przyjmowana uchwałą organu stanowiącego jednostek samorządu terytorialnego. WPF nie będzie mogła być sporządzana na okres krótszy niż rok budżetowy i na trzy kolejne lata. Okres sporządzania prognozy będzie obowiązkowo wydłużony o okres, na jaki WPF przewiduje limity wydatków wieloletnich. Na razie reforma budżetu ...są spoiwem łączącym wszystkie sfery aktywności państwowej FOTO EN Eksperci podkreślają, że na razie jest to reforma budżetu, a nie finansów publicznych, jednak pozytywnie oceniają wprowadzenie WPFP i WPF. Są to elementy budżetu zadaniowego, który jako budżet równoległy do budżetu tradycyjnego ma być wdrożony w 2013 roku. Pozwoli to zaplanować zadania, takie jak na przykład wybudowanie drogi, które wymagają wieloletniego finansowania. Dzięki zadaniowemu układowi budżetu każdy obywatel będzie wiedział, ile kosztuje 1 km planowanej drogi, kiedy inwestycja ma się zakończyć oraz kto odpowiada za jej realizację. W takim właśnie układzie będzie sporządzany WPFP i WPF, budżet środków europejskich, a także plany finansowe funduszy celowych, agencji wykonawczych i państwowych osób prawnych. Kolejną nowością będzie podzielenie budżetu państwa na dwie części – krajową i unijną, co oznacza rozdzielenie środków krajowych od pochodzących z UE. Państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego SA będzie przekazywał środki z budżetu Unii Europejskiej na realizację projektów i zadań współfinansowanych. To rozwiązanie da rękojmię lepszej – bankowej, a nie urzędniczej – i profesjonalnej kontroli wydatków, ponoszonych wspólnie z Unią Europejską. Bez fikcyjnych oszczędności „Ta ustawa często jest błędnie utożsamiana z pełną reformą finansów publicznych. Prawdziwa reforma to stałe działanie tego rządu i ministerstwa pod moim kierownictwem. Chciałbym odmitologizować tę ustawę, to nie jest ustawa, która da znaczące oszczędności w pierwszych latach” – powiedział minister Rostowski, prezentując propozycje zmian. Dodał, że 10 mld zł, o których mówiła poprzednia minister finansów Zyta Gilowska, jest fikcją. „My na takie oszczędności nie liczymy”. Dr Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. A. Smitha uważa, że propozycje ministra Rostowskiego to „humbug i mydlenie oczu”. Dla niego wzorem jest reforma finansów w Australii, gdzie premier rządu na koniec każdego dnia może dostać informację o stanie finansów państwa i może odpowiednio i doraźnie reagować. Krytycy projektu ministra Rostowskiego, jak A. Sadowski, chętnie analizują sytuacje modelowe. Podejmując działania reformatorskie polski rząd musi jednak brać pod uwagę okoliczności społeczne i polityczne. Planu Balcerowicza powtórzyć się nie da. Dziś efektywne będą zmiany ewolucyjne, a pierwszym krokiem w dziedzinie finansów jest właśnie projekt ministra Jacka Rostowskiego. Głównym celem ustawy jest uporządkowanie i racjonalizacja sfery finansów publicznych. I widać gołym okiem, że po jej wprowadzeniu ta sfera stanie się bardziej przejrzysta, zniknie gąszcz instytucji, zwiększy się odpowiedzialność administracji państwowej i samorządowej. Dopiero kiedy utrwali się wprowadzana tą ustawą kontrola wydatków będzie można dokonać takiego ich ograniczenia, by zredukować deficyt finansów publicznych do zera. Raz na zawsze. Piotr Rachtan 6 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej październik 2008 Mecenas Maciej Bednarkiewicz o odpowiedzialności Trybunał Stanu musi trzymać Są w państwie takie osoby, wymienione w ustawie o Trybunale Stanu, które nie mogą tłumaczyć się niewiedzą i brakiem zdolności przewidywania. One powinny odpowiadać za wszystkie złe skutki swoich decyzji i zaniechań – mówi były sędzia Trybunału Stanu, mecenas Maciej Bednarkiewicz. – Czy Trybunał Stanu wypełnia należycie ustrojową rolę, skoro w ciągu 26 lat istnienia wydał jedno tylko prawomocne orzeczenie? – Przez Trybunał Stanu powinna być przekazywana informacja, że życie polityczne jest pod kontrolą. O takim Trybunale Stanu trzeba mówić, trzeba zwiększać jego rolę po to, żeby zwiększać poczucie odpowiedzialności osób podlegających Trybunałowi. W 1998 roku skład Trybunału Stanu, w którym miałem zaszczyt pracować, rozpatrywał akt oskarżenia przeciwko Dominikowi Jastrzębskiemu w tak zwanej aferze alkoholowej. Po zapoznaniu się z treścią oskarżenia Trybunał uznał, że konieczne jest jasne określenie granic odpowiedzialności, czyli dokonanie wykładni pojęcia: naruszenie konstytucji. Czy odpowiedzialność konstytucyjna wiąże się wyłącznie z działaniem lub zaniechaniem samego oskarżonego, czy też ponosi on odpowiedzialność za działania (zaniechania) swoich podwładnych? Czy wiąże się z pojęciem winy w prawie karnym, czy też w ujęciu prawa cywilnego? Byłem jednym z inicjatorów podjęcia uchwały przez pełny skład Trybunału. Istota odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu opiera się na tym, że od osób wymienionych w tej ustawie należy wymagać więcej, niż od innych obywateli. wania przez nich funkcji zdarzyły się rzeczy złe, to ci ludzie powinni odpowiadać za skutek. Za fakt, że taki negatywny efekt nastąpił, że wyrządzona została szkoda. Obowiązkiem tych osób jest przewidywać wszystkie możliwe skutki. Sam brak negatywnego zamiaru nie może ich usprawiedliwiać “ Zbigniew Ziobro ujawnił tajemnice śledztwa, co jest przestępstwem. Ale jest jeszcze ważniejszy aspekt tej sprawy. – Więcej niż tylko przestrzeganie prawa? – Więcej aniżeli przestrzeganie prawa, stąd sposób oceniania podejmowanych przez nie decyzji też musi być nieco inny. Osoby, pociągane do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, nie mogą bronić się według zasady, że coś nie należało do ich kompetencji, że to kto inny zrobił. Wychodziliśmy z założenia, że osoby wymienione w ustawie, czyli prezydent, prezes rady ministrów, członkowie rady ministrów, prezes NBP i prezes NIK, członkowie KRRiT i osoby, którym prezes rady ministrów powierzył kierowanie ministerstwem, dowódcy sił zbrojnych, posłowie i senatorowie, w zakresie określonym w art. 107 Konstytucji – mają określone kompetencje i zadania, ale również z mocy ustawy mają środki i taki duży zakres możliwości, że nie mogą tłumaczyć się niewiedzą. Jeżeli w okresie sprawo- – Dziecko się może tłumaczyć, że ja nie chciałem, ale minister nie ma prawa? – Mało tego, w definicji pojęcia działania nieumyślnego, czyli niezachowania ostrożności w wymaganych okolicznościach przy zachowaniu należytej staranności, wprowadzony jest jeszcze element staranności przewidywania. To jest coś takiego, co dla przeciętnego człowieka powinno nieść informację, że każda z osób pełniących funkcje publiczne ma wysoko podniesioną poprzeczkę odpowiedzialności za swoje czyny. Żeby budować kulturę działania publicznego i przede wszystkim kulturę sprawowania władzy. Z położeniem nacisku na staranność, na poczucie odpowiedzialności i na ostrożność wymaganą w danej sytuacji. FOTO EN Maciej Bednarkiewicz Znany obrońca w procesach politycznych przed 1989 r., oskarżyciel posiłkowy w procesie generała Czesława Kiszczaka, pełnomocnik rodzin pomordowanych górników z kopalni Wujek, poseł OKP, sędzia Trybunału Stanu w dwu kadencjach Sejmu. – A jaka była konsekwencja tej uchwały Trybunału? – Wydaliśmy wyrok skazujący. Błąd w akcie prawnym spowodował, że przez jakiś czas nie obowiązywało cło przy wwozie alkoholu. Po to w ministerstwie jest departament prawny jeden, drugi, trzeci, departament kontrolny, żeby akty prawne starannie sprawdzać. Wszędzie na świecie ludzie podają się do dymisji za niechciany efekt. Według mnie takim typowym przykładem godnego zachowania było złożenie urzędu przez byłego ministra szkolnictwa prof. Mirosława Handke. Kiedy w akcie prawnym popełniono błąd, on powiedział: – Jeżeli nie jestem w stanie zapano- FELIETON Co ma Styka do filmu o Westerplatte? Producent chciał nim powalić arę miesięcy temu podrzucono mi scenariusz filmu autorstwa Pawła Chochlewa. Nie wiedziałam kto zacz, ani nie przypuszczałam, że oto mam przed sobą przedmiot gigantycznej awantury medialnej z polityką w tle. Scenariusz jak scenariusz. Przekartkowałam, uznając, że momentami jest rozwlekły, momentami pretensjonalny, ale na pewno jakiś, i właściwie chciałabym zobaczyć film według tego scenariusza. Skończony film mógłby nadać tej opowieści wymiar pozbawionej sztampowego patosu tragedii i bohaterstwa bądź – niestety – płaskiej wojennej łomotaniny. Drugi raz przeczytałam scenariusz już bardzo dokładnie, zresztą w znacznie poprawionej P „Westerplatte” Stanisława Różewicza (1967) FOTO YOUTUBE wersji, gdy naczytałam się i nasłuchałam, iż film obraża Polskę i Polaków, szarga świętości, kpi z patriotyzmu i fałszuje historię. A ja po raz drugi zapałałam chęcią zobaczenia tego filmu. Nie chciałabym natomiast wyrabiać sobie opinii o nim na podstawie wybranych scen (wyjątkowo „smacznych” – jak rozumiem – zdaniem redakcji) opublikowanych przez jedną z gazet codziennych. Kiedyś takie zabiegi nazywano manipulacją. Dziś pewnie posłannictwem. Obronie Westerplatte od lat towarzyszy dyskusja publiczna i jej uczestnicy zdołali podzielić się na dwa obozy – majora Sucharskiego i kapitana Dąbrowskiego. Rozumiem te emocje, rozumiem racje rodzin, rozumiem historyków, a nawet publi- cystów. Tym bardziej chciałabym zobaczyć ten film, bo być może byłby on pierwszą próbą wzniesienia się ponad te emocje i zbudowania zupełnie nowych relacji pomiędzy pokoleniem, które jeszcze pamięta, czym dla Polski był 1 września 1939 roku a pokoleniem, dla którego są to czasy równie odległe jak potop szwedzki. Pech chciał, że otrzymawszy bardzo dobre recenzje i w ślad za tym obietnicę dotacji z Instytutu Sztuki Filmowej, producent zamarzył sobie, iż tym filmem powali świat na kolana. Inaczej trudno zrozumieć pomysł udania się po patronat do Kancelarii Premiera. Był to najgorszy z możliwych pomysłów. Ale do Kancelarii Premiera też mam pretensje. Należało październik 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 7 za słowa wypowiadane do wyborców polityków pod kontrolą wać nad tworzonym aktem prawnym, to przepraszam i rezygnuję. – Ale w Polsce problem polega na tym, że tacy honorowi zwykle są mądrzejsi od tych niehonorowych. To będzie selekcja negatywna, bo wtedy będą rezygnowali lepsi. – Jedni rezygnują, a innych trzeba zdjąć przy pomocy Trybunału. Godny człowiek, mając poczucie odpowiedzialności, rezygnuje, a niegodnemu Trybunał musi przypomnieć, gdzie jest jego miejsce. Przez długi czas mówiło się o tym, że w ustawie o Trybunale Stanu powinny być przepisy, które by również definiowały odpowiedzialność polityczną. Nie ma, jak dotychczas, instrumentu, za pomocą którego można kogokolwiek pociągnąć do odpowiedzialności za decyzje podejmowane w życiu politycznym. Uważam, że pewne decyzje o charakterze politycznym stanowią naruszenie konstytucji. – Może pan podać przykład takiej decyzji? – Uważam, że naruszeniem konstytucji jest składanie w trakcie kampanii wyborczej deklaracji lub zapewnień, skierowanych do obywateli, ze świadomością, że są niemożliwe do wykonania. Życie gospodarcze w Polsce odbywa się według standardów światowych po zdefiniowaniu tak zwanych zasad dobrych praktyk życia gospodarczego. A dlaczego nie mamy kodeksu dobrych praktyk życia politycznego? – Potrafiłby Pan takie zasady sformułować. – Gdyby w tej sprawie rozesłać ankietę do wszystkich partii, to otrzymalibyśmy ciekawy kodeks życia politycznego, bo wszyscy pisaliby normy z myślą o przeciwnikach, ale ze świadomością, że mogliby w nie wpaść sami. Posługiwanie się nieprawdą w życiu politycznym powinno być w jakiś sposób napiętnowane. Nie “ Ujawnia się zeznanie informujące o popełnieniu przestępstwa przez najważniejsze w państwie osoby. I nic. To jest skandal! można na użytek swojego ugrupowania politycznego bez żadnych konsekwencji publicznie mówić oczywistych nieprawd. Jeszcze przed 1989 rokiem był przepis karny przeniesiony sprzed wojny, który mówił o karnej odpowiedzialności za składanie w ramach kampanii wyborczej nieprawdziwych informacji. – Co się z tym przepisem stało? – Już go nie ma. – A jak udowodnić nieprawdziwość deklaracji wyborczych? – W Anglii każda deklaracja składana w czasie kampanii wyborczej jest oceniana przez lorda stanu, kanclerza, który bardzo precyzyjnie określa, czy realizacja składanych obietnic mieści się w możliwościach ekonomicznych państwa. – Trzymając się naszych przykładów: jeżeli Platforma składa w swojej kampanii obietnice uproszczenia prawa, a to nie wychodzi, to co? – Obietnica uproszczenia prawa jest deklaracją, a nie zobowiązaniem. Jak mówimy: zabierzemy tym, którzy mają, a damy tym, którzy nie mają, to nie jest tylko deklaracja, to zobowiązanie. Pan Kurski wygłasza tekst na temat rodziny Donalda Tuska. Tę informację można zweryfikować czy jest prawdziwa, czy nie. Ale za słowa „ciemny lud to kupi” powinien ponosić odpowiedzialność, bo to jest ocena wyborców, którym można „wcisnąć lipę”. – My wiemy, że to nieprawda, ale wszyscy to kupią? – Poseł, który mówi takie zdanie, powinien być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, bo sprawuje politykę w sposób oparty na kłamstwie i na nieposzanowaniu elektoratu. To jest typowy przykład poczucia bezkarności, braku odpowiedzialności za użyte słowa. – Czy można odnieść to, co teraz mówimy, do sprawy byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który polecił pokazanie materiałów ze śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, kiedy ten nie był jeszcze premierem? – Zbigniew Ziobro ujawnił tajemnice śledztwa, co jest przestępstwem. Ale jest jeszcze ważniejszy aspekt tej sprawy. Chodzi o odpowiedzialność polityczną osoby, która te materiały dostała. Bo nie to jest najważniejsze, że akta zostały przekazane, tylko to, że po przekazaniu tych dokumentów przez półtora roku nikt nie zamknął śledztwa i nie skierował do sądu aktu oskarżenia. To jest problem. Ujawnia się zeznanie informujące o popełnieniu przestępstwa przez najważniejsze w państwie osoby. I nic. To jest skandal! Bo albo człowiek, który to powiedział, idzie do więzienia na długie lata za fałszywe oskarżanie, albo do więzienia idą ci, przeciw którym zeznaje. Albo akt oskarżenia przeciwko temu, kto oskarżył, albo akt oskarżenia przeciwko tym, których on oskarża. A to do tej pory jest nierozstrzygnięte! Jeżeli szef konkurencyjnej partii dostaje taką wiadomość i nikt niezwłocznie nie podejmuje żadnych czynności zmierzających do wyjaśnienia tych oskarżeń, to istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że on te wiadomości wykorzystuje w swoim interesie politycznym dla przeróżnych negocjacji i przetargów w życiu politycznym. Jeśli ktoś takie fakty ukrywa, to jest podstawa do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Przecież Trybunał Stanu nie wsadza do więzienia. Trybunał Stanu może pozbawić funkcji na jakiś czas, może pozbawić mandatu. Sankcja Trybunału Stanu jest sankcją polityczną. Trybunał Stanu, gdyby zaczął pracować pełną parą i stosować taką właśnie sankcję, zdejmował z urzędu, wydawał zakaz pełnienia funkcji publicznej przez jakiś czas, to bardzo wzrosłoby poczucie odpowiedzialności. Być może skończyłyby także się gry: ujawnimy – nie ujawnimy, powiemy – nie powiemy, będziemy wyjaśniali – nie będziemy, umorzymy nie umorzymy. A minister sprawiedliwości odpowiadałby nie za przekazanie materiałów ze śledztwa, ale za brak rozstrzygnięć. Zakończę przedwojenną anegdotą. Minister transportu w lipcu 1939 roku jadąc do Gdańska wziął ze sobą żonę, za którą nie zapłacił. On miał prawo do salonki, miał cały wagon dla siebie, ale za to, że nie zapłacił za żonę, miał sprawę przed Trybunałem Stanu. Dziś ktoś miałby płacić za żonę w służbowym samochodzie? A to przecież nie chodzi o względy ekonomiczne, ale o poziom szanowania publicznego grosza. Rozmawiała Elżbieta Misiak-Bremer Dla kogo Trybunał Stanu Trybunał Stanu jest organem władzy sądowniczej (konstytucyjnym sądem szczególnym orzekającym o odpowiedzialności konstytucyjnej). Jest on odrębny i niezależny od innych władz, choć pozostaje w określonych powiązaniach z Sejmem. W Polsce funkcję organu orzekającego o odpowiedzialności konstytucyjnej pełni Trybunał Stanu. Istniał on w okresie międzywojennym, a po drugiej wojnie światowej został przywrócony dopiero ustawą z 26 marca 1982r. O zakresie odpowiedzialności Odpowiedzialności konstytucyjnej podlegają osoby wymienione w Ustawie o Trybunale Stanu, które naruszyły Konstytucję lub inną ustawę zarówno umyślnie jak i nieumyślnie tzn. nie mając zamiaru naruszenia Konstytucji lub ustawy dokonały takiego naruszenia na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danej okoliczności mimo, że możliwość dokonania tego naruszenia przewidywały lub mogły przewidzieć przy zachowaniu należytej staranności. Uchwała pełnego składu Trybunału z 1998 roku. FESTIWAL POLSKICH FILMÓW W GDYNI świat grzecznie odmówić (to oczywiste) i milczeć. Stało się inaczej. Trudno. Pozostaje mieć nadzieję, że Instytut Sztuki Filmowej nie wycofa się z obietnicy dotacji, realizatorzy ukrócą nieco swoje apetyty finansowe (za 14 mln złotych można i dwa filmy nakręcić), sponsorzy ochłoną i powrócą, a my tajemnice Westerplatte kiedyś jednak zobaczymy. Oby to był dobry film. Bo pierwszy człon anegdotycznej rozmowy Pana Boga z malarzem Styką – Styka, ty mnie nie maluj na kolanach… – jest w scenariuszu Pawła Chochlewa spełniony. Pozostaje wypełnić drugi: – Ty mnie maluj dobrze. Iwona Śledzińska-Katarasińska posłanka PO D Dlaczego krytycy kręcą nosem na film dla masowej widowni? „Mała Moskwa” w reżyserii Waldemara Krzystka otrzymała w Gdyni główną nagrodę FOTO WWW.FESTIWALGDYNIA.PL wa są powody, dla których warto być na Festiwalu Polskich Filmów- jeden to kino, drugi to Gdynia, najsłuszniej uznana za najlepsze w Polsce miejsce do mieszkania. Przez wrześniowy tydzień festiwalowy Gdynia żyje kinem, a plakietka akredytacyjna festiwalu czyni człowieka Bardzo Ważnym Gościem. Choć i bez tego uprzejmość i życzliwość gdynian przywołuje wrażenie rajskich klimatów. Zaskakuje czystość miejsc publicznych, wprawia w zachwyt uroda krajobrazu i podziw, jak mądrze tę urodę wykorzystano. Najkrótsza i całkowicie nieobiektywna recenzja tegorocznego festiwalu: więcej dobrych filmów, mniej bankietów. Wygrał film, na który krytycy kręcą wyrafinowanymi nosami, a na który widzowie będą walili drzwiami i oknami. Widocznie krytycy uważają, że film, jaki ludzie lubią oglądać, nie może być godny wysokiej oceny. „Mała Moskwa” określona przez ślepych i głuchych krytyków łzawym melodramatem, jest przejmującym obrazem czasów pogardy dla wszystkiego, co w życiu człowieka najważniejsze. Jest pięknie i sprawnie opowiedzianą i znakomicie zagraną historią, która wydarzyła się naprawdę. Polecam gorąco. Polecam także „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta – film bardzo ważny w naszej kulturze, w której starość staje się czymś niepożądanym, wręcz nieprzyzwoitym, jakąś winą. A film jest o tym, że życie jest zawsze piękne, zawsze jest czas na zerwanie się do lotu. Zawsze też jest czas na przebudzenie, o czym opowiada niedoceniona „Senność” Magdaleny Piekorz. W pamięci zostaje przejmująca do bólu Jadwiga Jankowska- Cieślak w filmie „Rysa”, urocza Alina Janowska w roli drobnej hazardzistki w „Systemie doskonałym”, interpretacja „Braci Karamazow” w nowohuckiej scenerii. Dziwnie nie poruszyły mnie wychwalane „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej i równie wysoko oceniane „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego. Oglądałam te znakomite filmy z pełną świadomością, że oglądam znakomity film, świetnie wyreżyserowany, ale ani trochę nie uczestniczę w życiu bohaterów. Nie podobały mi się „Lekcje pana Kuki”, ponoć „zgrabnie wycyzelowane”, choć nie pojęłam istoty tej cyzelyzacji. Bez zachwytu, acz ze zmęczeniem obejrzałam „Boisko bezdomnych”, pełne niepotrzebnych dłużyzn, typowych w polskim kinie, zgodnie z receptą: im więcej latających ptaków, tym bardziej autorski i ambitny film. Jeśli chodzi o bankiety, to bardzo nie lubię. A już najbardziej nie lubię obżerania się i upijania za pieniądze pochodzące na przykład z abonamentu telewizyjnego. Nie widzę żadnego pozytywnego aspektu tego rodzaju kontaktów międzyludzkich. Elżbieta Misiak-Bremer 8 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej październik 2008 Tamtego wieczoru, przed trzydziestu laty, było zaskoczenie i radość Dla świata, Europy i Polski Donald Tusk FOTO PO Spełniła się Jego modlitwa z placu Zwycięstwa w Warszawie W tedy, tamtego wieczoru przed trzydziestu laty, było zaskoczenie i radość. I jeszcze poczucie, że historia spłatała komunistom niezły żart. Ale, czy mogłem się wtedy spodziewać, że na naszych oczach rodzi się największa postać XX wieku, która będzie budować polską chwałę, inną – może większą? – niż ta spod Wiednia czy Monte Cassino? Papież Polak zmienił Polskę i Europę. Jego pontyfikat wpłynął najistotniej na nasze życie. To przecież w dużej mierze dzięki niemu żyjemy dziś w wolnej Polsce, która powróciła do europejskiej rodziny narodów. Spełniła się jego modlitwa z placu Zwycięstwa w Warszawie, w której przyzywał Ducha Świętego, by zstąpił i odnowił oblicze tej ziemi. Kiedy w dniu pogrzebu Jana Pawła II stałem na placu św. Piotra, myślałem o tym, co przygnało mnie, setki tysięcy ludzi, królów, prezydentów, premierów, biskupów na to miejsce, by pożegnać Człowieka, którego Biała Postać pozostanie jednym ze znaków naszych czasów. Pomyślałem wtedy, że możemy się czuć narodem szczęśliwym, skoro zapisujemy się w dziejach nazwiskiem Papieża Karola Wojtyły. Pomyślałem, że stoję na placu, który jest sercem Europy i wszystko mi mówi, że nie jestem tutaj obcy, ba, jestem zakorzeniony. Że mogę mówić o Europie również jak o swojej Ojczyźnie. A kiedy gwałtowny podmuch wiatru zamykał księgę ewangeliarza, która leżała na papieskiej trumnie, uświadomiłem sobie, że w ten sposób zamyka się księga dziejów naszego pierwszego tysiąclecia. Kiedyś nad głową Mieszka misjonarz otworzył księgę i udzielił mu chrztu, który przesądził o naszym narodowym losie. 8 kwietnia 2005 roku ten los dopełnił się w przedziwnie symbolicznym złożeniu ewangeliarza. Kiedyś działo się to na obrzeżach cywilizowanego świata, dziś w sercu Europy. Kiedy gwałtowny podmuch wiatru zamykał księgę ewangeliarza, która leżała na papieskiej trumnie, uświadomiłem sobie, że w ten sposób zamyka się księga dziejów naszego pierwszego tysiąclecia FOTO EN październik 2008 Czy pięćdziesiąt lat temu, kiedy Karol Wojtyła, ówczesny biskup krakowski udzielał mi sakramentu bierzmowania, mogła mi przyjść do głowy myśl o tym, co będzie za dwadzieścia lat? Należę do tego grona szczęśliwców, któremu dane było żyć w czasach Największego Polaka. Miałem też wielkie szczęście kilka razy przebywać w Jego bliskości. Tych zdarzeń dotyczą fragmenty dziennika pisanego dla wnuków. Kościół Bożego Ciała w Krakowie. Stoimy z chłopakami po sakrament bierzmowania. Mam otrzymać imię Stanisław, na cześć Stanisława Kostki – to był mój bohater. Kościół pełny. Lekkie napięcie, bo ma przybyć nowy biskup pomocniczy. Nie bardzo wiemy, co to znaczy. Nie jesteśmy specjalnie grzeczni, nawet można powiedzieć, że są z nami kłopoty, ale przed biskupem lekko drżymy. Wiadomo, biskup w kościele to naprawdę ktoś. Podchodzi do nas jakiś młody gość w wysokiej czapce, w oczach ma iskierki. Dotyka twarzy, nadaje mi imię i wręcza obrazek: Jezusa z barankiem na ramionach. Chowam obrazek w modlitewnik. Czekam, kiedy wreszcie się skończy ta msza i będzie można podymić z chłopakami. Październik 1958 roku Mam 20 lat – Ojciec choruje na raka. Nie ma nadziei. Jest nam bardzo ciężko, ojciec to twardy gość – były oficer AK, jednak jeszcze taki młody (rocznik 1919). Kardynał, rocznik 1920, obiecał, że przyjedzie pożegnać ojca i przygotować go do wyprawy na tamten świat. Grudzień 1967 roku Czekam przed bramą na ulicy Szerokiej 26-27, by zaprowadzić Eminencję na górę. Serce mi wali. Spotkanie Kardynała z ojcem bez świadków. Rozmawiają godzinę. Ksiądz i żołnierz – aktor. Potem Kardynał wzywa mnie i brata do drugiego pokoju. Daje nam wskazówki na przyszłość. Jeszcze czas dla matki i odprowadzam Go do samochodu, słuchając po drodze. Nie da się opowiedzieć! 18 grudnia 1967 Po śmierci ojca przychodzi osobisty list od Kardynała z wyrazami żalu oraz błogosławieństwem dla matki i dla nas. Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Z dziennika Jerzego Fedorowicza pisanego dla wnuków Biskup Karol Wojtyła bierzmował mnie pół wieku temu. W oczach miał iskierki. Rodzi się mój młodszy syn Jurek. Następnego dnia o północy gramy „Dziady” w kościele Dominikanów. Tylko jeden spektakl przed wyjazdem do Londynu. Kardynał jest na widowni. Trela – Gustaw Konrad, wadzi się z Bogiem pod gotyckim sklepieniem świątyni, a w konfesjonale czeka pępkówka. Pijemy po spektaklu. Grzeszę. Wracam z Katowic, gdzie kręciłem jakiś film. Tę wiadomość usłyszałem przez samochodowe radio. Zamurowało mnie, bo przecież nikt z nas niczego nie oczekiwał. Może w Kurii coś przewidywali, ale my? Stanu, w jakim się znalazłem, nie jestem w stanie opowiedzieć, nie potrafiłbym też go przekazać, jako reżyser, aktorom, żeby mogli to zagrać. Mogę porównać do tego, co słyszałem od matki, która opowiadała mi o 11 listopada 1918 z punktu widzenia 5-letniej dziewczynki, jak to ludzie całowali się i tańczyli na ulicach. 16 października 1978 Jesteśmy u prymasa Wyszyńskiego na Miodowej w Warszawie. 13 sierpnia 1979 „Jak nie wręczysz, nie wracaj!” Środa, idziemy na Plac Św. Piotra. Wtedy dopiero zobaczyłem, jak świat Go kocha. Wszyscy połączeni jakimś niewidzialnym węzłem miłości, sympatii, przyjaźni. Po mszy św. czekamy przy ogrodzeniu. Podchodzi ksiądz Dziwisz. Wita nas. „Proszę dać ten medal Ojcu Świętemu” – mówię. Uśmiecha się zagadkowo. „Synu, a może sam go wręczysz?” – odchodzi. Po dziesięciu minutach przychodzi wiceszef Gwardii Papieskiej - w hełmie i stroju renesansowym. „Grupa Starego Teatru, proszę za mną!”. Policzyli nas, otoczyli halabardnikami i przeprowadzili przez tłum wiernych z całego świata. „Gdzie idziecie?” – krzyczą. „Do naszego Papy!” Pycha to grzech. Trudno. Znowu grzeszę. Czekamy na podworcu Watykanu. „Szwajcar” mówi, że zostały złamane wszystkie zasady bezpieczeństwa, obowiązujące po zamachu. Nadchodzi Ojciec Święty z księdzem Dziwiszem. Nie da się opowiedzieć! Wręczam medal. Ojciec Święty zatrzymuje go przy sobie. Po latach dowiaduję się, że to coś bardzo wyjątkowego, iż nie oddał daru księdzu asystentowi. Arturo Mari robi zdjęcia. Nie stać nas na wykupienie fotografii, bo mamy tylko 10 dolarów dziennie diety. Okazuje się, że dostajemy odbitki w prezencie. Dzięki, Ojcze Święty! Stulecie urodzin babci Apolonii. Przychodzi list z Watykanu z błogosławieństwem dla niej i całej rodziny, podpisany przez Papieża. Proboszcz czyta z ambony. Nie da się opowiedzieć! 9 lutego 1986 roku Babcia ma 102 lata. Wieczorem, w dniu urodzin zasypia i odchodzi. 9 lutego 1988 roku Mam przygotować widowisko pasyjne na Wielkanoc 2005. Na kanwie utworu L. A. Moczulskiego i J. K. Pawluśkiewicza „Przez tę ziemię przeszedł Pan”. Razem z moją Elą – scenografem – postanawiamy ożywić postaci z małopolskiej gotyckiej sztuki tablicowej. Pomaga nam ś.p. Franciszek Stolot z Muzeum Narodowego. Rezultat półrocznej pracy, nagrany na nośniku dvd, chcemy zawieźć Ojcu Świętemu w prezencie. Już w styczniu kupuję bilety na samolot. Październik 2004 roku 8 stycznia 1968 roku 11 marca 1975 roku 9 Ten obrazek zawsze noszę przy sobie Poseł PO Jerzy Fedorowicz FOTO EN W latach 90. w starym modlitewniku mama odnalazła mój obrazek z bierzmowania z faksymile podpisu biskupa Karola Wojtyły. Od tamtej pory noszę go zawsze przy sobie. Wielka Sobota, godz. 21.00 – 50 000 ludzi na Rynku. Misterium robi wrażenie, ale czas jest smutny. Po spektaklu kardynał Franciszek Macharski i ja otrzymujemy prezent od mieszkańców Lipnicy Murowanej: trzymetrowe palmy wielkanocne. Jest noc. Odprowadzam Eminencję do Kurii. Idziemy ulicą Bracką. Pusto. Cisza. Dzierżymy w rękach te palmy. Pytam: „Co dalej?” „Życie, synu” – odpowiada spokojnie Eminencja. 26 marca 2005 roku Ela, ośmioletni Filip, mały Jurek i ja. Msza św. i śniadanie. Dostajemy podziękowanie za pomoc w przygotowaniu pierwszej wizyty Ojca Świętego. Prymas nosi czteroletniego Jurka na rękach przez pół godziny. Warto żyć!! marca 1981 roku przez Półwysep Apeniński mknie tylko jeden autobus, a w nim zespół Starego Teatru. To prezent Związku Zawodowego Transportowców dla „Papy” i pielgrzymów z Krakowa. rzyć. Później całą noc tylko: „Una grappa per favore”. Skończyła się forsa. W kraju tylko ocet na półkach, a facet przepija dolarowe diety. Grzech! Bóg pomógł, choć nie zasłużyłem. Chwila wolności. Od kilku dni gramy Wajdowskie „Biesy” w Genui, potem w Mediolanie. 5 marca mamy być przyjęci przez Ojca Świętego w Bibliotece Watykańskiej. Tymczasem Włochy ogarnął strajk kierowców autobusów. Nie mamy kasy na pociąg. Staszek Radwan, nasz dyrektor, rozmawia nocą z księdzem Stanisławem Dziwiszem. Dzięki tej rozmowie 4 Wieczorem idziemy przez Spiżową Bramę. Potwornie przejęci. Wajda, Jarocki, Radwan, Stuhr i reszta – cały zespół, dla Ojca Świętego wszyscy jesteśmy równi. Papież mówi, ale bardziej słucha. Potem chwila z każdym z osobna. Radwan przedstawia nas, próbuję przez grzeczność Mu się przypomnieć. Nie trzeba. Pamiętał. Nie mogę w to uwie- 13 maja 1981 – zamach … 2 kwietnia 2005 roku Gramy „Hamleta” w Teatrze Argentina w Rzymie. Nie ma zaplanowanej audiencji, bo trwa stan wojenny i wyjazd nie był do końca pewny. Jednak jesteśmy. Mam medal Matki Boskiej Leśniańskiej przekazany mi od partyzantów z rozkazem: Modlimy się z moją żoną przy Jego grobie w pierwszy dzień otwarcia podziemi Watykanu dla pielgrzymów. Zostawiamy rysunek od najstarszej wnuczki Oli. Za nami górale z Gutem – Mostowym i Zośką Karpielową. Nie ma łez. Marzec 1981 5 marca 1981 Wrzesień 1982 … nie zdążyliśmy z prezentem. Środa, 13 kwietnia 2005 roku 10 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej październik 2008 Zasada nr 1: W internecie Nasz pierwszy ranking osobistych stron internetowych posłów Na stronach internetowych Sejmu i Senatu parlamentarzyści mają te same prawa: paszportowa fotka, data i miejsce urodzenia, wykształcenie, staż parlamentarny, komisje, interpelacje, wystąpienia. Schemat, zza którego nie widać człowieka. Ale jest szansa – mały symbol www prowadzący do własnej internetowej strony posła czy senatora. Tu już można się wyróżnić. Będziemy sprawdzać jak korzystają z tej szansy parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej, oceniając ich sieciowe strony według szkolnej skali od 1 do 6 pod względem: treści, formy graficznej, aktualności, innowacyjności i internetowości, czyli umiejętności pełnego korzystania z możliwości nowoczesnego medium. Bezkonkurencyjny Tadeusz Aziewicz Prym wiedzie poseł Tadeusz Aziewicz, przewodniczący PO w Gdyni, członek Rady Krajowej i wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Pomorskiego. Zarezerwował sobie najlepszą, najkrótszą domenę (www.aziewicz.pl), która pojawia się jako pierwsza po wpisaniu jego imienia i nazwiska w Google. Stronę otwiera wyborcze hasło „Dla Polski i Gdyni”. Graficznemu, dynamicznemu wstępowi, na który składa się fleszowa prezentacja czarno-białych dokumentalnych fotografii (bohater z młodym Tuskiem, Balcerowiczem, Buzkiem, przed Kapitolem itd.) towarzyszą wokalnie bracia Cugowscy w piosence „Dotknąć nieba” („Ta droga nie kończy się…”) i kolejne hasło „Wierzę w twórczą siłę wolności”, stosowne dla byłego szefa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Strona czytelna, z łatwą, intuicyjną nawigacją. W „Galerii” dobrze opisane zdjęcia. W „Aktualnościach” rzeczywiście aktualne materiały, ze zdjęciami i linkami do sygnalizowanych tytułami informacji, co sprawia, że strona mimo bogactwa treści jest lekka, szybko się ładuje. Jest dział „Multimediów” ze spotem telewizyjnym, grą na gitarze, a nawet grą (Aziewicz walczy z korupcją, mafią i białoruską agenturą), wszystko spakowane na zipach. Są także spakowane dwa zdjęcia (sylwetka w Sejmie i portret) do wykorzystania przez media, choć przydałoby się odpowiednie ich oznaczenie. Jest dużo informacji z okresu pracy w UOKiK, skromniej – z innych okresów. Dobry formularz kontaktowy. Brakuje rysu osobistego – bloga, informacji rodzinnych, poza zdjęciem z synem Dominikiem w intro (podobny) i w „Galerii” oraz fotografią Wilna, miasta ojca posła Aziewicza. W „Galerii” za dużo nieopisanych, a ciekawych zdjęć z podróży sejmowej do Korei – nawet nie wiadomo której. Nie ma licznika odwiedzin. OCENY: Tadeusz Aziewicz Treść Forma Aktualność Innowacyjność Internetowość Średnia 5 6 6 6 6 5,8 Aktualna, rzeczowa, bez fajerwerków Strona warszawskiej posłanki PO Joanny Fabisiak (www.joannafabisiak.pl) jest na pierwszym miejscu w Google. Nie nęci multimediami, ale ma czytelną, prostą stronę graficzną. Wyróżnia się podany na wejściu adres biura poselskiego i rzeczywiste „Aktualności”, choć ciągną się one za daleko w dół – przydałoby się przeniesienie tego co już nieaktualne do archiwum. Dobre relacje z dyżurów poselskich – ile osób, jakie sprawy. Dział „O mnie” – konkretny, informacyjny, szkoda że nieilustrowany. Zwarta, rzeczowa relacja z „Pracy w Sejmie” z opiniami osób zainteresowanych („Dziękujemy bardzo za cenną poprawkę do ustawy o rzemiośle, umoż- MŁODZI DEMOKRACI Ekologiczni na Europejskim Szczycie Letni Europejski Szczyt Młodzieży w Marsylii zorganizowany został z poszanowaniem dla ochrony środowiska: 150 delegatów przez trzy dni mieszkało i dyskutowało na tyle blisko, by nie korzystać z samochodów czy autobusów. Uczestnicy Europejskiego Szczytu młodzieży w Marsylii. Mateusz Komorowski jest przewodniczącym Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN FOTO PO Organizatorzy szczytu - przedstawiciele Prezydencji Francuskiej Unii Europejskiej - przyjechali pociągiem TGV, a nie samochodami. Napoje podawane były w dzbankach i szklankach, by nie używać plastikowych butelek i kubków, a dokumenty drukowano na papierze biodegradowalnym. Jednym z dwóch delegatów z Polski był przewodniczący Rady Dzieci i Młodzieży przy ministrze edukacji narodowej, Mateusz Komorowski. W spotkaniu uczestniczyła młodzież (1830 lat) z 27 państw UE, krajów EFTA (Norwegia, Islandia, Liechtenstein), krajów bałkańskich oraz państw regionu śródziemnomorskiego. Litwini mówili o swoich problemach z ludnością romską, która pomimo starań rządu i obywateli o jej zintegrowanie alienuje się od społeczeństwa. Reprezentacja Norwegii twierdziła, że umieszczenie w prasie karykatury październik 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 11 www.joannafabisiak.pl 4,4 www.aziewicz.pl 5,8 www.leszczyna.info Warto się Wyróżnić 4,8 i senatorów Platformy Obywatelskiej liwiającą zatrudnienie wielu naszym dzieciom upośledzonym umysłowo” – Bożena Wścisły-Kandybowicz, prezes Bielańskiego Stowarzyszenia Rodzin Osób Niepełnosprawnych). Osobna zakładka o działaniu warszawskiego Biura Poselskiego Joanny Fabisiak i jej „Pracy z Młodzieżą”. Dobra, szczegółowa statystyka odwiedzin na stronie głównej. Ciekawe linki do sejmowych zapytań na stronie głównej, na przykład o finanse Komisji Fulbrighta: „Na administrację przeznaczono w tym roku blisko 1400 tys. zł, a na realizację zadań, na stypendia - 5600 tys. zł. Te proporcje wydają mi się niekorzystne, stąd wynika pytanie o pomysł na inną organizację obsługi projektu”. Niestety, zakładki: Interpelacje, Oświadczenia, Zapytania, Odpowiedzi prowadzą do tej samej głównej strony sejmowej posłanki. W „Galerii” zdjęć dużo: z młodzieżą, w pracy, czas wolny, ale żadne niepodpisane, nie wiemy czy w Rzymie to z mężem? ( w „O mnie” jest schowana informacja: „Jestem mężatką, mam troje dzieci i jedną wnuczkę”, to pewnie to małe dziecko na rękach). Brak jest też bloga. OCENY: Joanna Fabisiak Treść Forma Aktualność Innowacyjność Internetowość Średnia 5 4 6 4 3 4,4 Młodzieży w Marsylii Mahometa mieściło się w granicach wolności słowa i wypowiedzi i nie było profanacją. Minister Edukacji Francji wskazała, że przykładem dialogu międzykulturowego wśród ludzi młodych może być popularny wolontariat europejski oraz praca czy nauka w różnych krajach Europy. Komisarz UE Jan Figel rozpoczął dyskusję dotyczącą rad młodzieżowych. Zdaniem uczestników szczytu powinny one istnieć w każdym państwie UE na szczeblu lokalnym, narodowym i europejskim. Rady te muszą być wybrane przez młodzież w sposób demokratyczny, tylko wtedy bowiem będą reprezentatywne. W kuluarach szczytu dyskutowano o losach Traktatu z Lizbony. Nas pytano o ratyfikację traktatu w Polsce, której braku młodzi Europejczycy nie rozumieją. Rozważano skutki wejścia Turcji do UE. Przedmiotem ożywionej dyskusji była także tarcza antyrakietowa. Delegacja Czech przedstawiła sytuację swojego kraju, gdzie ponad 70 proc. Czechów sprzeciwia się budowie tarczy. Mateusz Komorowski Stowarzyszenie Młodzi Demokraci Szczecin Częstochowska posłanka PO Izabela Leszczyna ma stronę o adresie www.leszczyna.info Dobry, bo krótki, ale nietypowy. Na szczęście w Googlach „Izabela Leszczyna” jest na pierwszym miejscu. Aktualny, mądry blog z politycznym i osobistym wpisem: „…Pamiętając reformę sprzed prawie 10 lat, mam przede wszystkim jedną obawę: czy na pewno „eksperci” odchudzą programy nauczania, bo jeśli ciągle będziemy musieli nauczyć wszystkich wszystkiego, to nie damy rady:((. To pytanie zadałam w czasie debaty – zrozumienie, jakie dostrzegłam w oczach Pani Minister i jej trzech wiceministrów daje naSympatyczne Gadu-Gadu dzieję:))”. Polonistka po Jagiellonce – to się czuje! W dziale „O mnie” sympatyczna uwaga: „Uwielbiam jeździć samochodem, nawet niechętni kobietom za kierownicą przyznają, że to potrafię. Latem lubię morze, oczywiście polskie i najlepiej, żeby było to gdzieś na Helu”. Dowcipny fotoreportaż „Mój dzień” z godzinami zajęć, 14 linków edukacyjnych, przekierowanie na stronę Młodych Demokratów w Częstochowie (a tam szaleństwo formy przy ubogiej treści), ciepłe zdjęcia rodzinne z podaną liczbą odsłon, choć to niepotrzebne, i miłymi podpisami („Kasia – najmniej kłopotów sprawia po przebudzeniu”, „Kuba – jak syn, bo chrześniak”). Są jeszcze „Wiersze”, których nie odważymy się recenzować i za- sadniczy „List w sprawie (opluwania) Wałęsy”. Jawny licznik odwiedzin, podany numer Gadu-Gadu do posłanki. W sumie – osobista, treściwa, komunikatywna, prosta w formie i nieco za skromna internetowo strona, ale po jej odwiedzinach aż chce się poznać autorkę. OCENY: Izabela Leszczyna Treść Forma Aktualność Innowacyjność Internetowość Średnia Integracyjni: miasto Kalisz bardziej przyjazne dla niepełnosprawnych C złonkowie Stowarzyszenia Młodzi Demokraci w Kaliszu. W odpowiedzi na sygnały od niepełnosprawnych mieszkańców Kalisza opisywali dostępność, a raczej brak dostępności, obiektów publicznych. Zrobili to na podstawie ustalonych wspólnie z Fundacją Inwalidów i Osób Niepełnosprawnych „Miłosierdzie” kryteriów, takich jak: liczba progów do pokonania, podjazdy dla wózków inwalidzkich, poręcze, windy, podnośniki. Ankiety i kryteria oceny opracowali Paweł Czubak i Arkadiusz Wieczorek, pracami kierował Remigiusz Baranowski, raport zredagował Juliusz Kowalczyk. Inicjator akcji, radny PO Dariusz Grodziński, złożył następnie projekt uchwały o dofinansowanie z budżetu miasta budowy lub przebudowy 6 4 6 4 4 4,8 obiektów publicznych w Kaliszu. Na 15-20 takich inwestycji przeznaczono początkowo 30 000 zł. Radni PO złożyli Pełnomocnikowi Prezydenta Miasta ds. Osób Niepełnosprawnych, Rafałowi Walczakowi projekt apelu do przedsiębiorców o dostosowanie ich lokali do potrzeb osób niepełnosprawnych, obiecując wsparcie finansowe miasta dla budowy takich udogodnień. 12 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej październik 2008 „Sobieski pod Wiedniem” Jana Matejki w muzeach watykańskich cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem polskich pielgrzymów FOTO EN Rzecz nie tylko o Odsieczy Wiedeńskiej Piękne spotkania z królem Janem III Sobieskim Ten wierszyk towarzyszył mi od dzieciństwa. Przewagi oręża polskiego opowiadane każdego wieczoru po pacierzu przed zaśnięciem były podstawą mojej historycznej edukacji: Biały koń się prze pod Janem Na tem polu krwią zalanem Strzał tatarskich iskry chwyta Na wzniesione swe kopyta. Nasza babka, Janina z Plewako primo voto Kłopotowska, secundo voto Jałowska, pseudonim AKowski z Powstania Warszawskiego „Wiktoria”, opowiadała bratu i mnie o wojach Chrobrego, obronie Głogowa, bitwie pod Płowcami, Grunwaldzie, bitwie pod Chocimiem, Kircholmie i oczywiście o Odsieczy Wiedeńskiej. Teraz myślę, że dla niej była to terapia po klęsce Powstania Warszawskiego, śmierci jej syna Jerzego, po którym noszę imię, ucieczce i wygnaniu na ziemie zachodnie. Gdy umieliśmy już mówić, przygotowywała z nami półgodzinne spektakle historyczne. Raz w miesiącu, o godzinie 17.00, w poniemieckiej willi „Miś” w Polanicy-Zdroju, zaczynała się tak zwana „szara godzina”. Schodzili się ujawnieni akowcy i rodzina, babka siadała do fortepianu i intonowała pieśń „Somosierra”: „To konnica polska, sławne szwoleżery, Zdobywają szturmem wąwóz Somosierry”. Następnie były chóralne śpiewy i nadchodził czas występów wnuków: Macieja i Jerzego. Na rozgrzewkę „Paweł i Gaweł”, potem polityczna szopka. Niewiele z tego pamiętam, ale z relacji mojej śp. matki wynikało, że jako młodszy grywałem postaci podlejsze, na przykład brat był Stalinem, a ja Berią, brat – Bierutem, a ja Gomułką, brat – Sobieskim, a ja Kara Mustafą. Gdy poszliśmy do pierwszej klasy, przedstawienia polityczne z naszym udziałem skończyły się. Obawiano się, że moglibyśmy coś „chlapnąć” w szkole, a ujawnieni akowcy nie mogli sobie pozwolić na takie ryzyko. Do Jana III wróciłem dopiero w latach osiemdziesiątych za czasów pierwszej „Solidarności” i potem w stanie wojennym. Byłem już od dawna aktorem Starego Teatru, a moja matka, Alina Fedorowiczowa, kontynuowała dzieło babki, wystawiając patriotyczne misteria w Sanktuarium Maryjnym w Leśnej Podlaskiej. Patronował temu przeor Paulinów, ojciec Eustachy Rakoczy, kapelan 34 pp. 9. dywizji podlaskiej AK. Kombatanci spotykali się co roku w lipcu, by oddać hołd Patronce Podlasia, a po sumie uczestniczyć w misterium ku pokrzepieniu serc. Król Jan III Sobieski rycerz... FOTO POLONIKA.AT ...i władca FOTO WILANOW-PALAC.ART.PL W roku 1983, w trzechsetną rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej, przed spodziewaną wizytą Ojca Świętego Jana Pawła II na wzgórzach Kahlenbergu, mama przygotowała misterium o szlachcicu z Leśnej, który walczył pod Wiedniem. Postać tę kreował Marek Perepeczko – „Janosik”, ja zaś byłem Sobieskim. Kombatanci mieli do mnie żal, uważając, że jako syn ich „Starego” i „Marty”, powinienem być większy i grubszy od Marka, który miał 2 metry wzrostu. To fakt, że przy Marku wyglądałem mizernie, ale miałem niższy głos i to choć trochę wyrównywało moje szanse. Nie śniło mi się wtedy, że w 25 lat później, jako przedstawiciel Sejmu RP, na Kahlenbergu, z którego przed wiekami dowodził Jan III Sobieski, będę odbierał defiladę wojsk polskich i austriackich: „W niedzielę 7 września 2008 roku odbyły się główne uroczystości z okazji 325 rocznicy Odsieczy Wiedeńskiej i 25 rocznicy obecności Ojca Świętego Jana Pawła II w Kahlenbergu. O godzinie 10.00 msza św. pontyfikalna, celebrowana przez J. Em. Ks. Biskupa Józefa Zawitkowskiego. Następnie odegranie hymnów Polski i Austrii, wciągnięcie flag narodowych, uroczysta odprawa wart. Defiladę kompanii honorowych polskich i austriackich wojsk lądowych odebrali generał major Diter Heidecker z Austrii i generał broni, dowódca polskich wojsk lądowych Waldemar Skrzypczak, w obecności ambasadora RP w Austrii Jerzego Margaryńskiego oraz mojej skromnej osoby. Kolejnym punktem programu były dożynki: poświęcenie chleba oraz występy zespołów ludowych z Nowego Sącza i z Lipiec Reymontowskich. W uroczystości wzięło udział kilka tysięcy osób z Polski i Austrii, wśród nich uczniowie z II LO im. Jana III Sobieskiego w Krakowie.” Tydzień później byliśmy w Krakowie świadkami pamiętnej inscenizacji Odsieczy Wiedeńskiej, gdzie Janem III był Daniel Olbrychski, Karę Mustafę kreował Wiktor Zborowski, a Marysieńką była Grażyna Wolszczak. Pomysł, który wyszedł od naszego radnego Pawła Bystrowskiego, choć wzbudził kontrowersje, wpisał się na listę obchodów 300-lecia tego wielkiego zwycięstwa. Krakowianie oddali hołd królewskiej parze. A moje spotkania z królem Janem? Janek Fedorowicz, mój czteroletni wnuk i jego siostry – Ola i Zuzia – w trakcie naszych rodzinnych wypraw wysłuchują opowieści dziadka o przewagach oręża polskiego. Obawiam się, że to je lekko nudzi, ale kiedyś może docenią… Jerzy Fedorowicz październik 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Eurowybory za osiem miesięcy PARLAMENT EUROPEJSKI Zaledwie 7 procent Polaków ma świadomość, iż już za osiem miesięcy - od 4 do 7 czerwca 2009 roku - odbędą się eurowybory, a w cytowanym badaniu Eurobarometru 41 proc. Polaków uznało swoją wiedzę o Parlamencie Europejskim za zbyt małą. Prawie połowa obywateli nie zdaje sobie sprawy z faktu, iż eurodeputowani wybierani są w wyborach powszechnych. Tyleż samo sądzi, że Parlament Europejski (PE) to instytucja unijna o największych uprawnieniach decyzyjnych, a już mało kto wie, że w Europarlamencie zasiada 17 polskich posłów. Platforma Europejska jest członkiem najliczniejszej w Parlamencie Europejskim frakcji EPLED (Europejskiej Partii Ludowej-Europejskich Demokratów), liczącej 288 deputowanych, jedynej grupy politycznej zrzeszającej parlamentarzystów ze wszystkich 27 państw członkowskich. W rankingu najlepszych polskich europarlamentarzystów sporządzonym w „Rzeczpospolitej” na podstawie opinii jedenastu korespondentów polskich mediów, pracujących w Brukseli i Strasburgu, aż pięciu reprezentantów PO znalazło się w pierwszej dziesiątce, a dwa pierwsze miejsca zajęli także nasi posłowie (patrz ramka). Europarlament jest postrzegany pozytywnie przez dużą część Polaków. 80 proc. ankietowanych przez „Rzeczpospolitą” stwierdziło, że PE jest instytucją potrzebną; w badaniach Eurobarometru 44 proc. respondentów zadeklarowało, iż PE wzbudza w nich pozytywne uczucia. Nasz program polityczny powinien uwzględniać oczekiwania, które polscy wyborcy mają wobec instytucji europejskich. A według nich najważniejszym zadaniem PE jest ochrona praw człowieka. Jako priorytet wskazało ją 59 proc. Polaków i 58 proc. obywateli Unii. Odpowiedzi na te oczekiwania dostarcza program PO i frakcji. „Dekalog Grupy EPL-ED. Strategia polityczna 2008–2009” kreśli wizję Europy, której podstawą jest dzie- sięć priorytetów, zgrupowanych w cztery filary: wartości, wzrostu gospodarczego i siły nabywczej, bezpieczeństwa i solidarności. Już w pierwszym akapicie „Dekalogu EPL-ED” wolność, demokracja, równość, państwo prawa oraz szacunek dla praw człowieka, obejmujący również szacunek dla praw osób należących do grup mniejszościowych, wymienione są jako wartości Unii Europejskiej. „Te wartości są wspólne dla państw członkowskich w społeczeństwie charakteryzującym się pluralizmem, brakiem dyskryminacji, tolerancją, sprawiedliwością, solidarnością oraz równością kobiet i mężczyzn” – czytamy. W kolejnych akapitach podkreślone zostało zaangażowanie EPL-ED w ujawnianie przypadków łamania praw człowieka w wielu miejscach świata, a także fakt, że zdaniem naszej frakcji w kwestii przestrzegania tych praw nie może być kompromisów, nie ma przyzwolenia na stosowanie podwójnych standardów. Obronę solidarności między państwami członkowskimi Unii odzwierciedla stwierdzenie: „Grupa EPL-ED uznaje wewnętrzną spójność za fundamentalną dla Unii Europejskiej”. Solidarność europejska to również istotny punkt w programie PO. „Chcemy, by zasada solidarności pozostała podstawą wewnętrznej spoistości Unii. Prawdziwa wspólnota nie może istnieć bez solidarności” – czytamy w rozdziale „Polska w Europie solidarnej”, w którym mowa jest zarówno o solidarności ekonomicznej, jak i politycznej oraz o wsparciu dla biedniejszych regionów i państw Unii jako „niezbywalnym warunku kontraktu integracyjnego”. Deklaracje programowe EPL-ED i PO spełniają także pozostałe oczekiwania wyborców. Informując o eurowyborach i naszym podejściu do spraw Unii Europejskiej mamy szansę przyciągnąć do urn jak najwięcej wyborców i zdobyć jak najwięcej mandatów w czerwcu 2009 roku. Bogusław Sonik Poseł do Parlamentu Europejskiego Sala obrad Parlamentu Europejskiego Pierwsza dziesiątka europosłów wg „Rzeczpospolitej” 1.JerzyBuzek(PO) 2.JacekSaryuszWolski(PO) 6.JanuszLewandowski(PO) 3. Marcin Libicki (PiS) 8.BogusławSonik(PO) 4.JanOlbrycht(PO) 9. Genowefa Grabowska (SdPl) 10. Wojciech Roszkowski (PiS) 5. Dariusz Rosati (SdPl) 7. Konrad Szymański (PiS) FOTO UE 13 Czyja jest historia Prezydent: nie będzie Ślązak decydował Pan Prezydent zapowiedział weto wobec ustawy o oświacie. Z uzasadnieniem, że nie będą Ślązacy uczyć w szkołach własnej wersji historii, a tylko tej, której chce mieszkaniec Pałacu Namiestnikowskiego. W latach 60. pochodzący z Grodzieńszczyzny, zakochany w Białorusinach przyjaciel, pokazał mi wydane na Zachodzie wspomnienia lekarza – Białorusina, dotkliwie krytykujące polską politykę wobec jego rodaków. Na całe życie zapamiętałem zdanie z tej książki: „Panowie polscy przez 20 lat próbowali z nas zrobić Polaków i im się nie udało. Przyszli bolszewicy i w dwa dni z nas Polaków zrobili”. Lech Kaczyński tej książki być może nie zna. Mógł jednak – choć komuniści przez wiele Wańkowicza nie wydawali – a nawet powinien był przeczytać „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza, opowieść o losach Polaków i Niemców na Mazurach. Ta akurat książka była im wyjątkowo nie na rękę. PPR-owskie tałatajstwo obsiadło bowiem jak szarańcza ziemie odzyskane, więc utrzymywanie nieufności w stosunku do „autochtonów” leżało w żywotnym interesie partyjnych lokalnych bonzów. Nasyłani przez nich administratorzy, im gorzej czytali i pisali, tym bardziej byli godni zaufania, tym bardziej zależni od partii. Mieli jeszcze jedną wspólną cechę: żaden nie pochodził z tych ziem. We władzach lokalnych trudno więc było takiemu konkurować z wykształconym i znającym miejscowe stosunki Mazurem, ale wyrugować „Niemca” było mu dziecinnie łatwo. Dlatego tysiącami produkowało się „Niemców” z bohaterów wieloletniej walki o polski charakter Śląska, Mazur czy Kaszub. Znajdowało się im dziadków z Wehrmachtu, z przymusowych obywateli Rzeszy robiło się etnicznych Niemców. Prześladowani, rugowani z ziemi, a w najlepszym razie lżeni przez „prawdziwych” Polaków, autochtoni przestali się czuć u siebie i gdy tylko otworzyła się taka możliwość, emigrowali tam, gdzie byli wprawdzie jeszcze bardziej obcy, ale przynajmniej nikt nie robił im z tego zarzutu. IPN musi mieć dokumenty na temat tych zbrodni komunistycznych na Mazurach, Kaszubach, Ślązakach. Byłaby z tego fascynująca książka. Ale czy kogoś to interesuje? Historycy z IPN wyraźnie wolą inne tematy. I nic dziwnego, bo przecież mogłoby się na przykład okazać, że Niemka, domagająca się praw do własnego majątku, jest w większym stopniu ofiarą komunizmu niż połowa PiS-owskich bohaterów. I co wtedy? Kim straszyć wyborców, przed kim obiecywać im ochronę? A jeżeli jeszcze okaże się, że broniony z taką werwą obywatel siedzi na tym majątku, gdyż zadenuncjował, okłamał, zniszczył? Że był jednym z komunistycznych zbrodniarzy tamtych czasów? Mało kto został za te zbrodnie ukarany, co tak lubi podnosić PiS. Albo już nie żyją, albo – jak osławiony Salomon Morel, strażnik w obozie w Świętochłowicach, gdzie po wojnie przetrzymywano Niemców, Ślązaków i „wrogów ludu”– nie podlegają ekstradycji. Ale Morelów były tysiące. Niekoniecznie w obozach. Morel czaił się w punkcie skupu, w urzędzie, pod budką z piwem. I zawsze miał rację, bo on był przedstawicielem Polski, a ci inni tylko „podejrzanymi autochtonami”. Za sprawą prezydenckiego weta dziś znowu wraca podział na Polaków i tych „podejrzanych”. Prezydent zaniepokoił się „zagrożeniem polskości” przez nową ustawę o oświacie. „Chodzi o ewentualną nadmierną swobodę programową w regionach. Można sobie wyobrazić, że w jakimś regionie treści historyczne byłyby przekazywane nie z punktu widzenia polskiej, lecz na przykład niemieckiej racji” słyszymy z Kancelarii Prezydenta. Ale czemu z niemieckiej, a nie na przykład ze śląskiej? A śląska racja to prześladowanie w imieniu Niemiec i w imieniu Polski. To zamach na działacza polskiego nazwiskiem Rymer i działacza niemieckiego nazywającego się Kupka. To prawda o tym, że na górze św. Anny stryjek atakował, a wujek się bronił, o brutalnych prześladowaniach Polaków na terenach przyznanych Niemcom, ale także o Salomonie Morelu, który był przedstawicielem polskiej władzy. Ślązacy dadzą sobie radę ze swoją trudną historią. Dadzą sobie z nią radę tym lepiej, im mniej będzie się im z zewnątrz dyktować, jak powinna ona wyglądać. A już najgorsze, co można zrobić to zacząć im teraz wmawiać, że są wprawdzie Polakami, ale takimi, którym nie za bardzo można ufać. Od czasu do czasu przez różne niemieckie miasta przemaszerowują neonaziści, czyli socjaliści o zabarwieniu narodowym. Zwykle żądają wyrzucenia z Niemiec cudzoziemców. Te wszechniemiecke łysole, tak uwrażliwione nawet na cień obcego akcentu, tych ledwie dukających po niemiecku Ślązaków, traktują zawsze jak rodowitych Niemców. U skina niby móżdżek mały, a przecież i on swój rozum ma. Andrzej Kołaczkowski Z REGIONU: MAŁOPOLSKA Nasze gazety każdemu prosto do domu We wrześniu po raz pierwszy dotarł do członków i sympatyków Platformy Obywatelskiej w Małopolsce dotarł miesięcznik „Małopolska”. „Mam nadzieję, że „Małopolska” sprosta Państwa oczekiwaniom i będzie miłym gościem w Państwa domach” – zwrócił się do swoich Czytelników jej redaktor naczelny, Mateusz Drożdż. Numer „Małopolski” poświęcony jest głównie ludziom Platformy- samorządowcom, posłom i europosłom. Wielu z nich opowiada o sobie. Krakowski poseł Łukasz Gibała, mimo zaledwie 31 lat zrobił już i zarobił sporo. Filozof z wykształcenia, stypendysta amerykańskiego Uniwersytetu Notre Dame, autor pracy doktorskiej „Semantyka światów możliwych a modalność metafizyczna”, czego wyjaśnienie wymaga „chwili rozmowy”, jest także właścicielem internetowego biura podróży i firmy oprogramowania dla branży turystycznej. Do tego autor kampanii senackiej Jarosława Gowina i członek-założyciel PO w Krakowie. Na Wiejskiej jest pierwszą kadencję i Okładka miesięcznika „Małopolska” FOTO PO poza wieloma innymi zajęciami, jeździ tam w PGR-ze, czyli w Parlamentarnej Grupie Rowerowej. „Małopolska” przedstawia także europosłankę Urszulę Gacek, która zastąpiła powołanego do rządu Bogdana Klicha i Bogusława Sonika, zawiera kalendarium z życia regionalnej Platformy oraz informuje o stworzeniu elektronicznej bazy członków PO, zwanej tajemniczo CRCiESC, co wykłada się jako: Centralny Rejestr Członków i Ewidencji Składek Członkowskich. Praktyczni i oszczędni MałoPOlanie skorzystali od razu z tej bazy. – Każdy z 2,5 tysiąca naszych działaczy otrzyma już wkrótce miesięcznik do swojej skrzynki pocztowej – informuje redaktor naczelny „Małopolski”, Mateusz Drożdż. – Dodatkowo w kopercie znajdzie wrześniowy numer „POgłosu”. Dystrybucję do skrzynki pocztowej przetestowaliśmy w na sierpniowym „POgłosie” i spotkała się ona z dużą aprobatą. Teraz liczymy na ciepłe przyjęcie „Małopolski” i dynamiczny rozwój sieci stałych korespondentów we wszystkich powiatach naszego regionu. Gratulujemy Małopolsce „Małopolski” i skutecznego kolportażu. Dziękujemy i wzywamy inne regiony do naśladownictwa pomysłowych krakusów. Kontakt do „Małopolski”: [email protected] 14 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej październik 2008 LUDZIE Pro publico bono Dostała najwięcej głosów w Polsce Startowałam z listy PO, bo kościec polityczny PO jest mi najbliższy, ale moim pierwszoplanowym celem jest działanie na rzecz wyborców, pro publico bono. Dostałam prawie 606 tysięcy głosów – rekord w Warszawie i w Polsce, to naprawdę zobowiązuje. Mam sprawne biuro, przyglądam się każdej sygnalizowanej mi sprawie, szukam wyjaśnień, podejmuję interwencje. Korzystam z mojego życiowego dorobku, bo dzięki niemu łatwiej jest mi załatwiać różne sprawy FOTO PO Barbara Borys-Damięcka Urodzona 02.11.1937 w Warszawie. Wykształcenie: Wyższa Szkoła Filmowa w Łodzi. Zastępca przewodniczącego Komisji Kultury i Środków Przekazu, członek Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą. Biuro senatorskie: ul. Puławska 3 lok.2, 02-515 Warszawa, tel. 22 856 5390, fax 22 856 5391 e-mail: [email protected] Strona internetowa: www.barbaraborysdamiecka.pl Finalizuję na przykład otwarcie już trzeciej polskiej biblioteki we Włoszech, które w dobie internetu nadal są potrzebne, choćby mieszanym, polsko-włoskim małżeństwom i dzieciom uczącym się języka polskiego. Tam są nie tylko podręczniki, słowniki, literatura piękna, ale także DVD ze złotą setką polskiej klasyki teatralnej, z zapisami pielgrzymek Ojca Świętego do Polski. To udało mi się załatwić bez kosztów, darami wydawców i dobrymi kontaktami z Macierzą Szkolną, z misjami katolickimi. W Katanii na Sycylii, gdzie działa nowy polski konsulat, we współpracy z ojcami salezjanami ruszy wkrótce polska szkoła podstawowa. Zabiegam o podręczniki i wyposażenie dla niej. Bardzo obchodzi mnie los mediów publicznych. Twierdzę, że odsunięcie od nich polityków jest nie tylko konieczne, ale i możliwe. Zawetowana przez prezydenta ustawa PO zawierała dobre rozwiązania rekomendacji członków KRRiT przez organizacje profesjonalne i wyższe uczelnie. Ja w składzie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji widzę nawet takie autorytety jak Andrzej Wajda, człowiek spełniony w życiu zawodowym, obsypany nagrodami. Kto odważyłby się komuś takiemu sugerować polityczne względy? W KRRiT powinny być podobne autorytety – dziennikarskie, specjaliści od techniki nadawania, historycy. To oni gwarantowaliby apolityczność tego ciała. Niepokoi mnie los ośrodków regionalnych TVP. Mam do nich sentyment, odpowiadałam za nie jako wiceprezes TVP. Obawiam się oddania ich samorządom, choć protestowałam także przeciw robieniu TVP Info kosztem programów regionalnych TVP. Te ośrodki są marginalizowane, od lat trwa tam selekcja negatywna. One powinny być samodzielne, pozostać w strukturze TVP, a nie oddane samorządom. Muszą być konkursy na stanowiska, trzeba zabezpieczyć, by nie było nepotyzmu pleniącego się w TVP. Jako osoba z rodziny aktorskiej wiem coś o tym i zawsze tego przestrzegałam. Popieram też zniesienie abonamentu radiowo-telewizyjnego i powstanie Funduszu Zadań Publicznych. To jest świetny pomysł, bo oznacza, że za zadania publiczne w mediach płaci państwo, a nie obywatele, biedni i bogaci po równo. A państwo z medialnego VAT-u daje na ten Fundusz tym więcej, im lepiej się mają prywatne media, które zresztą też będą ubiegać się o te środki. Na przykład TVN swoimi dokumentami wykonuje misję publiczną. 17 października przypada 50-lecie mojej pracy zawodowej – dobry moment na podsumowanie. Zrezygnowałam już z dyrektorowania w teatrze Syrena, choć okazało się, że można to łączyć z pracą parlamentarzysty. Od stycznia zastąpi mnie Wojciech Malajkat, świetny aktor i organizator, którego od trzech lat szykowałam na to stanowisko. Teraz tym bardziej skupię się na mojej pracy w Senacie. Polityka blisko ludzi „Świadectwo kardynała” w Nowej Hucie „Gazeta Krakowska” uznała go za najlepszego posła ziemi krakowskiej w 2007 roku. Do Sejmu trafił przez samorząd. W 1998 roku, jako 26-letni absolwent historii, animator Ruchu Światło-Życie i tancerz zespołu „Krakowiacy”, wystartował na radnego w Nowej Hucie. Przez dwie kadencje szefował radzie i zarządowi Bieńczyc, był dyrektorem Kancelarii Prezydenta Krakowa. Wyciągam ludzi z blokowisk, daję im poczucie spełnienia i dumy, bo na koncertach bywa także elegancki Kraków. FOTO PO Ireneusz Raś Urodzony: 30.09.1972 w Proszowicach Wykształcenie: mgr historii, Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie. Zastępca przewodniczącego Komisji Kultury Fizycznej i Sportu, członek Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Biuro poselskie: ul. Os. Złotej Jesieni 15B, 31-831 Kraków, woj. małopolskie. Tel. (12) 647-09-41 fax (12) 647-09-41, Strona internetowa: www.ireneuszras.pl Żona: Marta, córki: Weronika (5 lat) i Marta (rok). – Nadal działam w dobrowolnym Porozumieniu Dzielnic Nowohuckich, służącym promocji miasta – mówi. – Pod hasłem „Nowa Huta – dlaczego nie?!” co kwartał organizujemy koncerty. Był Vivaldi, Sojka i Turnau, w różnych, odkrywanych z tej okazji miejscach Nowej Huty, dzielnicy walczącej, i to nie tylko z ZOMO w stanie wojennym, ale i wcześniej, o budowę kościołów. Na osiemnastym koncercie, w kościele Arki Pana w Bieńczycach w trzydziestolecie pontyfikatu Jana Pawła II, po światowej prapremierze watykańskiej odbędzie się polska premiera filmu „Świadectwo kardynała”. Za darmowymi zaproszeniami, rozprowadzanymi przez krakowskie parafie, obejrzy go tysiąc pięćset osób. Trzy podobne koncerty poseł Raś zorganizował także na Podgórzu, kolejnej krakowskiej dzielnicy-sypialni, którą też chce obudzić. – Dla mnie polityka jest wtedy, kiedy jestem blisko ludzi, a najchętniej zajmuję się odrzuconymi – mówi. Przez koncerty wciągam w sferę kultury tych, którzy żyją poza rynkiem, Plantami, Kazimierzem. Posła Rasia interesują także kwestie bezpieczeństwa: w Radzie Miasta Krakowa był przewodniczącym komisji praworządności, zwolennikiem wzmocnienia uprawnień Straży Miejskiej, a także odpowiadania przez policję na lokalne zagrożenia bezpieczeństwa, a nie tylko realizowania przez nią programów ogólnopolskich. – Przez najbliższe pół roku będę pracował nad ustawą o sporcie, bo olimpiada w Pekinie, ale nie tylko, pokazała, jak wiele trzeba w tej dziedzinie zmienić – deklaruje krakowski poseł PO. Dla niego mistrzostwa Euro 2012 powinny oznaczać wielką przemianę w polskim sporcie i na polskich stadionach. – One nie tylko będą nowe, ale sytuacja na nich będzie nowa – deklaruje. – Dzięki nowoczesnej technice nie będzie więcej anonimowego kibica, a kibic nieprzestrzegający zasad zachowania się na stadionie zostanie dożywotnio zdyskwalifikowany, i to nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. To wyeliminuje tych, którzy na stadion przychodzą szukać mocnych wrażeń, ale niesportowych. Bo przecież większość kibiców zachowuje się pozytywnie, chodzi o wyeliminowanie tych, którzy często powiązani są ze zorganizowaną przestępczością, z handlem narkotykami. My ich wyeliminujemy ze stadionów, tak samo jak zrobili to u siebie Anglicy, bo ich kibice są postrachem, ale poza Wielką Brytanią. – I na tych pięknych stadionach, przygotowanych na Euro 2012, będzie można kupić popcorn, napoje, może nawet piwo. Będą tam spędzać czas rodziny z dziećmi, ciesząc się z osiągnięć naszych sportowców – twierdzi poseł Raś. – Rozrabiających kibiców nie będzie, a ludzie, którzy przyjdą, by obejrzeć mecze Euro 2012, już na tych stadionach pozostaną. Znani w PO październik 2008 15 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Ostatnio przedstawiliśmy: Zbigniewa Chlebowskiego, Urszulę Augustyn,Marka Rockiego, Wojciecha Ziemniaka, Magdę Kochan, Andrzeja Persona, Antoniego Mężydło, Sławomira Piechotę, Joannę Muchę, Krystynę Bochenek, Włodzimierza Karpińskiego, Jerzego Fedorowicza, Krzysztofa Liska, Danutę Jazłowiecką, Jarosława Wałęsę, Elżbietę Łukacijewską, Piotra Tomańskiego, Andrzeja Biernata, Beatę Bublewicz, Roberta Tyszkiewicza, Beatę Małecką-Liberę i Marka Trzcińskiego. Wszyscy na: www.platforma.org/multimedia/poglos/ Staram się porządkować Polskę Góry powinny być dla wszystkich, bo kształtują charakter FOTO PO Poruszam sprawy, które z Warszawy trochę słabo widać Jestem człowiekiem spełnionym: mam dwóch synów, którzy przejęli mój zawód, a jeden został wybrany po mnie na naczelnika Jurajskiej Grupy GOPR. Całe życie marzyłem o córce, i mam ją, ale żebym bardziej ją kochał, Pan Bóg uczynił ją niepełnosprawną. Mieszkamy na stacji GOPR. Nicole umie się wspaniale porozumieć z naszymi psami ratownikami. Niedawno widziałem jak siedem psów obsiadło ją kołem, ona z nimi rozmawiała i jednemu kazała się wynieść, bo nie umiał się bawić. Poszedł natychmiast, choć te psy nie powinny słuchać nikogo poza swoim przewodnikiem. Tak są szkolone. Do polityki trafiłem wbrew ostrzeżeniom mamy, dla której naj- ważniejsze było wychowanie dzieci, ze złości na ignorancję, złą wolę lub indolencję kolejnych władz, nękającą zwykłych ludzi. W moim Zawierciu byłem radnym powiatowym, radnym Sejmiku Województwa Śląskiego i stamtąd trafiłem do Sejmu. Tu, jako młody stażem poseł, poruszam sprawy, które z Warszawy słabo widać. Chociażby taką, jak odmowa zabierania przez pogotowie ratunkowe ludzi, którzy na stoku narciarskim złamali rękę. My, ratownicy, opatrujemy ich i zwozimy, ale do szpitala muszą docierać taksówką albo autobusem. Pogotowie po nich nie przyjedzie, bo to nie jest stan zagrożenia życia. A dla mnie to jest stan zagrożenia życia innych, bo ci ludzie, jęcząc i omdlewając z bólu, często jadą do szpitala własnym samochodem. Kolejna sprawa: czterokołowce, które rozjeżdżają nam parki narodowe, tereny zielone, nawet uprawne pola. To są pojazdy nierejestrowane, prowadzone przez anonimowych, ukrytych pod hełmami kierowców, którzy nie potrzebują prawa jazdy. Policja ich nie ściga, bo polskie prawo sięga tylko do końca asfaltu – dalej nie ma go jak egzekwować. Interpelację w tej sprawie wysłałem do trzech ministrów, obiecali zaproponować rozwiązania prawne, dać policji sprzęt i uprawnienia. To może być świetny interes: mamy wyrobiska i nieużytki, gdzie można poszaleć, ale w zgodzie z prawem, które trzeba stworzyć. W Polsce są dwie kategorie dróg publicznych, z których jedne nie istnieją dla urzędników. Chodzi o szlaki turystyczne krzyżujące się z drogami publicznymi, przeważnie na terenach niezabudowanych, gdzie można jechać 90 km, a jeździ się o wiele szybciej. Te skrzyżowania powinny być oznakowane, a prędkość na drodze ograniczona. To także chcę załatwić. Jest dyskutowana od lat sprawa finansowania ratownictwa górskiego: z jednej strony góry powinny być dla wszystkich, bo wyrabiają charakter, z drugiej – ubezpieczenie podczas wędrówek górskich dałoby środki na akcje ratunkowe, sprzęt, helikopter. Może powinniśmy opodatkować na to usługi turystyczne świadczone w górach? Muszę to przemyśleć. Piotr Van den Coghen Urodzony 23.02.1953. Wykształcenie: średnie ogólne. Członek Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich, Członek Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Biuro poselskie: ul. Towarowa 30 42-400 Zawiercie, woj. śląskie tel. (32) 677-60-25 fax (32) 677-60-25. Strona internetowa: [email protected] Żona: Irena, ratownik górski Synowie: Michał (32) i Adam (31), ratownicy górscy, córka Nicole (15). RYS. BARTOSZ BREMER