Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003

Transkrypt

Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Kilimandżaro jest najwyższym szczytem Afryki i najpotężniejszą samotnie stojącą górą. Ale
okazuje się, że wyprawa na jej wierzchołek leży w zasięgu możliwości zwykłego śmiertelnika.
Najlepszym tego dowodem jest fakt, że co roku szczyt zdobywa kilka tysięcy turystów.
Groźnie piękno Kilimandżaro opisywał słynący z zamiłowania do ekstremalnych wyczynów
Ernest Hemingway. Wydawałoby się, że o wejściu na jego szczyt mogą marzyć tylko wytrawni
himalaiści, ale to absolutna nieprawda. Góra uważana jest za najłatwiejszy do zdobycia
fragment Korony Ziemi. Aby na nią wejść, wystarczy być zdrowym i dobrze zaplanować wyjazd.
I oczywiście mieć silną wolę, która nie pozwoli zrezygnować w połowie drogi. Wyprawę na
Kilimandżaro najlepiej zorganizować jeszcze przed wyjazdem. Nie obejdziemy się bez
pośrednictwa tanzańskiej agencji turystycznej, bo nikt nie wejdzie na teren Parku Narodowego
Kilimandżaro bez przewodnika. Biur organizujących wyprawy jest kilka. Ceny w nich są bardzo
zróżnicowane, wahają się od 550 USD (2200 zł) do ponad tysiąca USD (ponad 4000 zł). Zależą
zarówno od jakości usługi, jak i od naiwności płacącego. Można jednak samemu zdecydować o
długości marszu oraz o tym, czy będziemy sami gotować, czy też chcemy jadać na przykrytym
obrusem stoliku - jest to możliwe nawet na wysokości 4600 m n.p.m.! A także o tym, czy
chcemy jeść metalowymi sztućcami i mieć ciepłą wodę do mycia, czy też wystarczą nam
bardziej prowizoryczne warunki za niższą cenę.
Ale uwaga! Do ceny którą uzgodnimy z biurem turystycznym, należy doliczyć napiwki dla ekipy,
bo wszyscy się ich głośno domagają. Zwyczajowo każdy z tragarzy dostaje za dzień pracy 5
USD (20 zł), a przewodnik nawet 10 USD (40 zł), ale stawki można negocjować. Nie powinno
się dawać żadnych pieniędzy przed dotarciem do ostatniej bazy, bo może się okazać, że dalej
bagaże będziemy musieli dźwigać sami!
1/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Którędy na Kilimandżaro?
Odpowiednio przygotowani możemy wyruszyć w drogę. Którędy? Najprostszym rozwiązaniem
jest bezpośredni lot do Arushy na lotnisko Kilimandżaro. Poszukiwaczom przygód polecam
jednak przelot do stolicy Kenii - Nairobi i przejazd autobusem do Tanzanii. Dzięki takiej podróży
zyskamy możliwość zakosztowania autentycznego afrykańskiego folkloru. Jest to co prawda
opcja trochę droższa, bo na lotnisku trzeba kupić wizę kenijską, która kosztuje 50 USD (200 zł),
ale naprawde warto spróbować. Przejazd niewielkim autobusem pełnym rdzennej ludności po
drodze o nawierzchni pozostawiającej wiele do życzenia jest bardzo ciekawym
doświadczeniem. Dodatkowo czekają na nas niezapomniane widoki, a nawet spotkania z
dzikimi zwierzętami, które wylegują się tuż przy asfalcie. Przejazd kosztuje ok 25 USD (110 zł).
Warto skorzystać z linii Riverside Shuttle, bo są najtańsze, dlatego tak chętnie korzystają z nich
miejscowi. W liniach Davanu Shuttle za przejaz na tej samej trasie zapłacimy dwa razy tyle!
Gdy już dotrzemy do Arushy lub Moshi, możemy zamieszkać w jednym z tanich hoteli. Pokój
dwuosobowy kosztuje już od 10 USD (40 zł), ale trzeba być przygotowanym na "bliskie
spotkania" z karaluchami i jaszczurkami. Jest to jednak zjawisko powszechne w większości
miejsc noclegowych, więc "skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać"? I tak w wielu hotelach
prąd i woda są wyłączane kilka razy dziennie, nie działają telefony i Internet. Jeśli ktoś woli
lepsze warunki, może zamieszkać w Novotelu. Hotel ma ładny basen i restaurację z niezłą
kuchnią. Novotel Mount Meru Hotel, Moshi Road, Arusha, tel. (00 255 27) 250 27 12. Dwójka
kosztuje 120-145 USD (480-580 zł).
Dla amatorów i dla fachowców
2/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Na Kilimandżaro prowadzi kilka dróg trekkingowych. Najpopularniejszą z nich jest Marangu,
zwana także Coca-Cola Route. Ponieważ wybiera ją aż 90 procent turystów, jest zatłoczona i
ma komercyjny charakter. Przy trasie stoi pełno budek z napojami i toalet, co przyprawia o
mdłości miłośników dzikiej przyrody. Ma ona jednak również zalety, bo śpi się w schroniskach, a
marsz na szczyt jest łatwy i mało wyczerpujący. Wejście tą drogą zajmuje 5 dni.
Do wyboru są także inne trasy: Umbwe, Mweka, Shira. Na pokonanie każdej z nich potrzeba
5-8 dni, w zależności od pogody i naszej kondycji. Machame uchodzi za najbardziej atrakcyjną,
bo jest najładniejszą, najciekawszą, ale i najtrudniejszą z dróg trekkingowych. Liczy 100 km,
biegnie od zachodniej strony strony Kilimandżaro, można ją pokonać w 6 dni.
Na szczyt prowadzi również kilka tras wspinaczkowych. Jedna z trudniejszych wiedzie przez
lodowiec Heima - podejście nią to wspinaczka w stromym terenie, na niektórych fragmentach
trzeba pokonać kruchy lód i pionowe ściany skalne. Trasa Western Breach staje się trudna po
opadach śniegu. Natomiast droga ścianą Breach wprost przez lodowiec jest uważana za bardzo
trudną technicznie. Jej kluczowym odcinkiem jest 90-metrowa pionowa kolumna lodowa.
Pierwszy pokonał tę trasę znany himalaista Reinhold Messner. I uznał ją za jedną ze swoich
najbardziej niebezpiecznych wspinaczek! Po nim ścianę Breach udało się przejść już tylko
jednej osobie. Ze względu na erozję skał i zmieniający się klimat (lodowiec na Kilimandżaro
kurczy się w zastraszającym tempie) niektóre trasy zupełnie "wyszły z użycia".
Choroba na wysokości
3/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Wejście na Kilimandżaro jest trudne, bo oprócz wysiłku związanego z wchodzeniem pod górę
dochodzą problemy zdrowotne wynikające z choroby wysokogórskiej. Cierpi na nią właściwie
każdy turysta, chyba że poświęci wiele czasu na zaaklimatyzowanie się w nowych warunkach.
Z jej powodu na szczyt Kilimandżaro dociera zaledwie 25 procent chętnych! Żródła medyczne
podają, że choroba wysokogórska pojawia się po przekroczeniu 3000 m n.p.m. i że zapada na
nią większość turystów.
Uśpiony wulkan
Kilimandżaro jest uśpionym wulkanem o trzech odrębnych wierzchołkach: Shira, Mawenzi i
nawyższym Kibo o wysokości 5895 m n.p.m. Leży na terenie Tanzanii, 400 km na południe od
równika.
W 1886 roku królowa Wiktoria sprezentowała górę swojemu niemieckiemu wnukowi, dlatego
pierwsi zdobywali ją niemieccy koloniści.
4/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Od końca I wojny światowej aż do 1961 roku Kilimandżaro należało do Brytyjczyków, potem
stało się główną atrakcją niepodległej Tanzanii.
Zbocza góry obejmują wiele stref klimatycznych, co dodaje wspinaczce uroku.
Najlepsza pora na zdobywanie Kilimandżaro przypada od grudnia do początku marca lub od
czerwca do października, bo unika się wtedy pór deszczowych.
Uwaga! Temperatura na szczycie wynosi zaledwie - 15 stopni Celsjusza! Temperatury w
Tanzanii od grudnia do marca wahają się pomiędzy 25 a 27 stopni Celsjusza, a od czerwca do
października pomiedzy 22 a 24 stopniami Celsjusza.
Przed wyjazdem
Przed wyjazdem do Tanzanii obowiązkowe są szczepienia przeciwko żółtaczce typu A,
żółtaczce typu B, żółtej gorączce, błonicy, tężcowi, polio, durowi brzusznemu i gruźlicy. Warto
5/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
też wykonać dodatkowe szczepienia: przeciwko wściekliźnie i zapaleniu mózgu.
dzień 1
Rejestrujemy się w Machame Gate na wysokości 1900 m n.p.m. i wynajmujemy tragarzy.
Maszerujemy przez las tropikalny. Na szczęście nie jest gorąco, ale droga jest śliska i stroma.
Przydają się kijki i dobre buty. Kiedy drepczemy pod górę, czarnoskórzy tragarze w klapkach
mijają nas jak torpedy, dźwigając na głowach bagaże trzy razy większe od nich samych! Po 5
godzinach wychodzimy na przełęcz (2980 m n.p.m.), gdzie znajduje się obóz Machame Hut.
Panuje w nim ożywiona atmosfera i międzynarodowy gwar. Kucharze gotują posiłki, ale ich
improwizowana kuchnia działa na wyobraźnię: średnie warunki higieniczne, w pobliżu gryzonie i
smażenie potraw przez tydzień na tym samym oleju. A jednak pycha! W nocy jest zimno.
Zaczynamy brać aspirynę, która ma łagodzić skutki choroby wysokościowej.
dzień 2
Pobudka ok. 7 rano, szybkie śniadanie. Wszystko robię w biegu. Ze zdziwieniem wpatruję się w
lusterko - nie widziałam swojego odbicia od kilku dni! Po 7 godzinach wspinaczki rozbijamy
obóz w Shira. Wokół skalisto-trawiaste krajobrazy, ale widok ośnieżonego szczytu Kilimandżaro
jest cudowny i wydaje się być bardzo odległy... Idziemy wolniej, żeby się aklimatyzować. Z
równikowym słońcem nie dają sobie rady nawet kremy z najsilniejszymi filtrami. Każdy ma na
ciele ślady poparzeń i wieczorem cierpi.
6/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
dzień 3
Noc była bardzo zimna, na namiocie jest szron. Odczuwamy pierwsze objawy choroby
wysokościowej: bóle głowy i obrzęki. Trzeba się ubrać cieplej i dużo pić, nawet 4 l wody. Po
kilku godzinach marszu we mgle osiągamy Lava Tower. To ważny moment z powodów
aklimatyzacyjnych, bo wchodzi się na wysokość 4630 m n.p.m., po czym, po kilku godzinach
marszu schodzi się do obozu położonego na 3950 m n.p.m. nauczona doświadczeniem
okładam namiot głazami, by mniej wiało. Ubieram się we wszystkie ciepłe rzeczy i przesypiam
noc.
dzień 4
Budzimy się spuchnięci i zniechęceni, ale piękna pogoda szybko nas mobilizuje. Skończył się
zapas wody, więc za pomocą tabletek uzdatniamy tę ze strumienia. Jest wstrętna, więc
zaparzamy z niej herbatę, która zabija chemiczny smak. Wyruszamy stromym skalnym
podejściem. Po godzinie mijamy ekipy, które idą coraz wolniej; mają problemy z oddychaniem i
krążeniem. Nasza trójka czuje się wyjątkowo dobrze. Wędrówka w zamglonym wulkanicznym
krajobrazie przywodzi na myśl spacer po księżycu. Po wyczerpującym marszu docieramy do
ostatniego obozu przed szczytem Barafu (4550 m n.p.m.). Dziś obłożenie namiotu kamieniami
wydaje się katorżniczą pracą, a napompowanie maty do spania zadaniem niewykonalnym.
Usiłuję zasnąć, ale serce wali jak oszalałe próbując przepompować zgęstniałą krew. Męczę się
do północy.
dzień 5
7/8
Przez śniegi Kilimandżaro, lipiec 2003
Wstajemy w nocy i ruszamy na szczyt. Mijamy grupy, które zawracają z trasy. Faceci płaczą,
dziewczyny wodzą błędnym wzrokiem, ledwo oddychaja i wymiotują. Wyprzedzamy Francuzów
i Amerykanów. Dalej niewiele pamiętam. Za sprawą zmęczenia i wysokości 5000 m n.p.m.
przestaję kojarzyć co się dzieje. Nie wiem jak pokonuję droge do Stella Point. Czuję tylko, że
jest mi zimno, a bagaż waży tonę. Niemal zasypiam idąc. Moi towarzysze mieli podobne
odczucia, a dodatkowo halucynacje i problemy żołądkowe. Kolejny obraz, jaki pamiętam, to
wschód słońca i piękny widok lodowca. I nagle jakbym się narodziła na nowo - wstępuje we
mnie wigor i błyskawicznie pokonuję drogę brzegiem krateru do Uhru Peak (5895 m n.p.m.).
Jest 7.22. Udało się! Na szczycie Kilimadżaro nikt nie krzyczy z radości - nie mamy siły. Po
godzinnym pobycie na górze rozpoczynamy schodzenie. Tym razem droga wygląda zupełnie
inaczej - z nocnego marszu nie pamiętam, że była tak stroma. Z trudem się schodzi, co tu
mówić o wchodzeniu! Po kilku godzinach docieramy do bazy, gdzie padamy ze zmęczenia. nie
mogę nic jeść, wypijam tylko trochę budyniu i zasypiam na 3 godziny. Gdy się budzę, jak
najszybciej schodzimy w dół. Dobrze, że nie wiedziałam, co mnie czeka. Ale w górach głowa
pracuje jak u robota. Jeden krok i jeszcze jeden...
8/8

Podobne dokumenty