Napisać miasto
Transkrypt
Napisać miasto
fernando bravo garcia napisać miasto moderniści w labiryntach ulic Na przełomie XIX i XX w. rozpoczyna się jeden z najważniejszych procesów społecznych: napływ ludzi pochodzących ze wsi do wielkich i mocno uprzemysłowionych miast. Proces ten w znaczący sposób wpływa na kształt współczesnego życia. Dawny model utożsamienia człowieka ze środowiskiem zanika i nigdy potem nie zostanie przywrócony. Ulice zapełniają się ludźmi zagubionymi, starającymi się odnaleźć swoje miejsce. Czy to wina samych ulic? Ukształtowano je przecież według racjonalnego planu. Widać pęknięcie między zracjonalizowaniem życia, a nieukształtowanym społeczeństwem, które tego wzorca nie poznaje – w nowym otoczeniu nie uznaje „swojego”, własnego środowiska. Powszechna alfabetyzacja jest późniejsza od procesu migracji do miasta. Obowiązujące w nowym świecie sztywne rygory okazują się dla większości ludzi nie do ogarnięcia. W takich miastach, jak Petersburg, Nowy Jork, rozbudowany Paryż, Berlin pod koniec XIX w., a w Polsce Łódź (ta z „Lalki” i „Ziemi Obiecanej”) musiało wyrosnąć jedno lub dwa pokolenia, zanim sytuacja się ustabilizowała. Wizja miasta, w którym człowiek gubi się w wielkiej sieci ulic, miasta jako Jeden dzień z życia bohatera, spędzony we współczesnym mieście, to w „Ulissesie” Joyce’a obraz ludzkiego istnienia. Współczesna rzeczywistość jest rzeczywistością fragmentów i to naznacza charakter poruszających się w niej postaci. W przeciwieństwie do dawnego bohatera Homera, Ulisses Joyce’a jest więc szary i przeciętny. A jednak, jeśli Joyce zatytułował swoją powieść imieniem herosa, wyraził tym sposobem pewną hierarchię wartości: to nie miasto, ale człowiek pozostaje w centrum uwagi. Inaczej kształtuje te relacje Andriej Bieły: w jego „Petersburgu” miasto stanowi oś powieści. Jest wielką szachownicą, na której bohaterowie są jedynie pionkami. Jak w „Grze w klasy” Cortázara, tak i tutaj gra ma swoje zasady, których nie można przekroczyć. Czym są jej granice? To krańce miasta, do których jeden z bohaterów się zbliża, by poczuć wielki strach przed pustką: pozamiejską przestrzenią, gdzie rozciąga się pole. Czyste horyzonty, brak sygnałów granicznych, krótko mówiąc: anarchia. Dla niego, wyższego oficera wojska carskiego, miasto oznacza ład, pokój, miejsce, które porządkuje i samo w sobie jest porządkiem. znakiem zapytania. Tu się nie idzie, tu się skacze po liniach czasu i przestrzeni, a zanegowanie tych wymiarów podważa cały racjonalny wzór tłumaczenia rzeczywistości. Paryż to „miasto-świat” i takim światem może być każda wielka metropolia, jako istota zamknięta w sobie, funkcjonująca w swoim własnym, odrębnym czasie. Wreszcie ulice chaosu, choroby i zła – te z „Poety w Nowym Jorku” Lorci czy „Pamiętników Malte Lauridsa Brigge” R. M. Rilkego. U Lorci są pełne barbarzyństwa, zamieszkane przez dzikie zwierzęta, o każdej porze wypełnione pędzącymi gdzieś ludźmi, którzy spotykają się na identycznych skrzyżowaniach. Owa identyczność doprowadza do szaleństwa i dezorientacji: te same ulice, te same twarze, te same tragedie, ta sama anonimowość. Rilke wszędzie wokół widzi śmierć. Każda ulica pełna jest chorych, ulice nie prowadzą do zielonych parków Paryża (pokazanych pięknie przez impresjonistów w ich pierwszych miejskich plenerach), ale do szpitali. Uśmiercają jak macki wielkiej ośmiornicy. Paryż Rilkego zabija swoją potęgą. Lorca ukazuje i małe miasta. Stanowią one opozycję centrów, pozwalają człowiekowi być sobą, być ludzkim w najprostszych czynnościach. Tu chodzi się małymi uliczkami, poznaje się własnego sąsiada przystając bez wyraźnej, pragmatycznej potrzeby. Pod koniec książki tytułowy poeta wyjeżdża z Nowego Jorku i płynąc w stronę Kuby, cieszy się z powrotu do cywilizacji… Do cywilizacji naturalnej, tak odmiennej od stworzonej sztucznie, dzikiej i niepokojącej cywilizacji wielkich metropolii. Nie tylko w literaturze, ale i w życiu zmienia się z czasem kierunek wędrówki człowieka: nie podąża on już do miasta, ale ucieka od niego jak najdalej. Jak jeden samowystarczalny świat racjonalnej dżungli, jest zasadniczo różna od obrazu miast rozwijających się zgodnie z potrzebami mieszkańców w trakcie kilku wieków. Różni się też od koncepcji miasta bliskiej futurystom: przenikniętej fascynacją maszyną, symbolem nowej, zmodernizowanej rzeczywistości. Kolejne wersje miasta-labiryntu znajdziemy w dziełach literatury, w których życie bohaterów znacznie wykracza poza sferę domu. Wychodzą oni na podwórko (jeszcze część samego domu) i dalej, na ulice. Te zaś są symetrycznie rozmieszczonymi scenami, gdzie pozbawieni klasycznego pathos współcześni herosi wpadają w sidła codzienności i powtarzalności. Ulice okazują się lustrem życia zmechanizowanego, opartego na zasadzie repetycji jednej sekwencji. Jak życie przeciętnego człowieka. stworzony przez wielkiego architekta (w wypadku Petersburga to Rossi, a za jego pośrednictwem – car Piotr I). Jedyny możliwy ruch to ten, który wyznaczają ulice miasta: długie, szerokie, prostopadłe i równoległe, przewidywalne, doskonałe. Inni bohaterowie powieści doświadczają miasta jako przestrzeni chaosu, śmierci i dekadencji, symbolu zepsutego społeczeństwa, które (jak głosili futuryści i rewolucjoniści) trzeba burzyć i odbudowywać. Bohaterowie wędrują, spacerują, „flanują” po ulicach Petersburga, gubią się w nim i odnajdują. Sytuując swoją grę na ulicach Paryża, Julio Cortázar proponuje takim wędrowcom nieco inne reguły: ustalają je wspólnie autor i czytelnik, prowadząc przez obce miasto grupę bohaterówcudzoziemców. Miasto zmienia się w magiczne miejsce, w którym logika i chronologia staje pod fernando bravo garcia – wykłada język i literaturę hiszpańską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się miastem z perspektywy literatury pięknej, co jest głównym zagadnieniem jego pracy doktorskiej. 31