Kozaczek od pisania
Transkrypt
Kozaczek od pisania
Kozaczek od pisania Z ulicznego plakatu można się było dowiedzieć, że do Legionowa zawita Marek Nowakowski. Będzie to spotkanie z czytelnikami, część imprezy o nazwie „Szał czytania”. Postanowiłem przyjść na ten poranek autorski i jąłem się do tego przygotowywać. Polegało to oczywiście na czytaniu. Zgromadziłem wszystko, co tylko dało się wyszperać u siebie i na półce biblioteki publicznej, wszystkie dostępne opowiadania Nowakowskiego, po czym zabrałem się do lektury. Prawdziwy szał czytania. Łowienie tematów do rozmowy z pisarzem. Przyjemność i podziw towarzyszyły lekturze opowiadania Busio, ze zbioru Benek Kwiaciarz. Busio, włamywacz marzący o laurach literackich, opisujący złodziejskie życie i wysyłający swe próby do krytyków, do tych zwykłych i do największych specjalistów, zwanych przez Busia kozaczkami od pisania; więzień mający pecha, gdyż jego pisanina jest przez kamratów z celi uważana za donosy i naraża autora na dintojrę. Tragedia Busia: przez swoich uznany za donosiciela, a przez recenzentów za grafomana. Zabieram głos podczas spotkania i nie wyczerpuje się na tym moja aktywność. Nie kończy się wraz ze spotkaniem; trwa dalej. Przyczepiam się do słynnego literata, a gęba mi się nie zamyka. Odprowadzam go do samochodu, jego i kierowcę, który jest jednym z organizatorów imprezy. Stoimy we trzech na chodniku, tuż obok auta; jestem przygotowany na to, że za chwilę nastąpi pożegnanie. A tu kierowca pyta mnie, gdzie mieszkam. Bo jeśli droga do mego domu pokrywa się z jego trasą, to on mógłby mnie podwieźć. Nie daję się długo prosić. W jadącym samochodzie nie ustaje rozmowa o literaturze. O niczym innym nie gadam, a tylko raz odbiegłem od literackiego tematu, mówiąc do kierowcy: – Niech pan się nie zatrzymuje, pojadę z wami, panowie, do Warszawy. Wrócę autobusem. Samochód zostaje zaparkowany na Marszałkowskiej, w pobliżu kawiarni. Nowakowski zaprasza nas na kawę. Gdy usiedliśmy, na stoliku oprócz kawy pojawia się wódeczka. Fundowana przez pisarza. Mój ruch sięgania po portfel jest przezeń stanowczo powstrzymany. Niezręcznie mówić komuś w oczy, że jest geniuszem, toteż swoje rozanielone spojrzenie przenoszę z twarzy Nowakowskiego na twarz kierowcy, młodego chłopaka: – Czy to nie zdumiewające? – zaczynam swój panegiryk. – Miliony Polaków mówi „usteczka”. I nic. Wyraz jak wyraz. I oto zjawia się mistrz pióra, który zamiast „usteczka” pisze „usteczko”. Litera „o” na końcu. „Usteczko maleńkie w tej mordzie.” Tak to brzmi w genialnym opowiadaniu Święta. I brzmi o niebo lepiej niż gdyby było napisane „usteczka”. Poprawnie, ale bez ekspresji. Trunek pijemy tylko my dwaj, pisarz i ja. Kierowca siłą rzeczy musi się zadowolić samą kawą. Czeka go jeszcze jazda do Pruszkowa, do mieszkającej tam poetki, Anny Piwowskiej. Trzeba ją stamtąd zabrać i przywieźć do naszego miasta na kolejne spotkanie pod hasłem „Szał czytania”. – Znam Pruszków – oznajmiam kierowcy – to moje miasto rodzinne, mogę panu służyć jako pilot. Pożegnanie: Nowakowski oddala się ku swemu domowi na Śniadeckich. Jazda do Pruszkowa, już we dwójkę. Postój przed domem poetki. I droga powrotna, na drugą stronę Wisły, znów we trójkę, tym razem w towarzystwie poetki. Kobieta młoda, lecz z długim poetyckim stażem. To dzisiejsze spotkanie autorskie nie będzie dla niej pierwszyzną. Opowiada o swych poprzednich występach przed czytelnikami, także o tym ostatnim, niedawnym, które zgromadziło sporo młodzieży, a przeważały dziewczyny. Po co przyszły? Żeby posłuchać czyichś wierszy? No tak, niewątpliwie. Ale głównie po to, żeby poetce pokazać własne wiersze. Przyszły nie tyle jako czytelniczki, ile jako autorki spragnione debiutu, liczące na to, że znana poetka zainteresuje się ich poezją i zajmie się nimi, zaproteguje je, pomoże wypłynąć na szersze wody. Poetka opowiada o tym z nie pozbawionym kpiny uśmiechem, a ja czuję się głupio, jakby to ze mnie śmiano się w tym momencie. Bo ja też miałem to samo na sumieniu. Moje uczepienie się Nowakowskiego, całe owo emablowanie prominentnego literata nie miało innego celu, jak tylko: znaleźć protektora. Mój szał czytania był zasłoną dymną kryjącą szał pisania. Byłem po prostu Busiem, któremu uśmiechała się znajomość z kozaczkiem od pisania, i który wiele sobie po tej znajomości obiecywał.