BIULETYN - Otwarte Klatki
Transkrypt
BIULETYN - Otwarte Klatki
BIULETYN #2 Od Frances Cobbe do ECEAE /s.4/ CZY ROZDAWANIE ULOTEK MA SENS? /s.6/ Na ile to jest wegańskie? /s.9/ AKTYWIZM NA PEŁEN ETAT /s.12/ Rozmowa z Jo-Anne McArthur /s.15/ AKTYWISTA ŚLEDCZY DZIELI SIĘ SWOJĄ HISTORIĄ /s.19/ Jak to możliwe, że ludzie jedzą zwierzęta? /s.26/ Vegan as F***/s.29/ Świnie na Bahamy /s.32/ WSTÊPNIAK Z radością prezentujemy Wam drugi numer naszego biuletynu. Tak jak obiecaliśmy, staramy się, by jego zawartość była wartościowa – dlatego też w Biuletynie #2 możecie poczytać o wprowadzonym w marcu zakazie handlu kosmetykami testowanymi na zwierzętach w UE, poznać historię kampanii SHAC, dowiedzieć się o przeprowadzaniu śledztw od aktywisty Mercy For Animals, czy przeczytać inspirujący wywiad z Jo-Anne McArthur, bohaterką filmu „Duchy naszego systemu” oraz autorką książki „We Animals”. Ale to nie wszystko – oprócz interesujących artykułów w biuletynie możecie także przeczytać recenzje ciekawych DROGIE czytelniczki, DRODZY czytelnicy! według nas książek. Od ostatniego wydania biuletynu Otwarte Klatki miały ręce pełne pracy – zorganizowaliśmy w Poznaniu kongres mieszkańców kilkunastu miejscowości protestujących przeciwko budowaniu w ich sąsiedztwie ferm futrzarskich, aktywnie uczestniczyliśmy i uczestniczymy w proteście przeciwko budowie fermy norek w Żórawinie k/Wrocławia, zostaliśmy także partnerem festiwalu Planete Doc +, na którym prezentowany był film „Duchy naszego systemu”. Cały czas dbamy też o rozwój naszego stowarzyszenia – na stronie Otwartych Klatek pojawił się formularz członkowski, więc każdy, kto ma ochotę i chęć do działania może się zapisać do stowarzyszenia. Chcielibyśmy także podziękować za miłe słowa kierowane w naszą stronę oraz liczne wyrazy poparcia dla naszych działań. Jest to dla nas bardzo budujące i utwierdza w przekonaniu, że to, o co walczymy ma sens! Po tym krótkim wstępie zapraszamy do lektury. Monika Gawlik Stowarzyszenie Otwarte Klatki Dopóki naturalne zachowania i przyjemności zwierząt hodowlanych nie otrzymają więcej miejsca w naszej retoryce, trudno będzie nam indywidualizować zwierzęta hodowlane i naprawdę przekazać ich cierpienie. Jeśli przygotowujesz prezentację, ulotkę czy film na temat chowu przemysłowego, postaraj się zawrzeć w nim również obrazy zwierząt hodowlanych w ich naturalnym środowisku i podkreślić ich poziom inteligencji ŚWINIE NA BAHAMY S.32 www.facebook.com/otwarteklatki Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań [email protected] Skład biuletynu: Emil Stanisławski MISJA P rzemoc wobec zwierząt odbywa się z reguły w ukryciu, schowana za grubymi murami i drutem pod napięciem. Niekiedy w mediach pojawiały się obrazy z miejsc, w których to się dzieje: ferm przemysłowych, rzeźni, laboratoriów, cyrków, ogrodów zoologicznych czy hodowli. Za każdym razem ludzie wrażliwi reagowali złością, smutkiem i poczuciem bezradności. Stowarzyszenie Otwarte Klatki powstało po to, żeby te uczucia zamienić w wolę działania. Chcemy uczynić mury ferm i rzeźni przezroczystymi – żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy, został oszukany. Chcemy, by te obrazy zagościły na stałe w społecznej świadomości, tak by decyzje podejmowane przez ludzi były rzeczywiście świadome. Naszym celem jest przeciwdziałanie okrucieństwu wobec zwierząt i budowa społeczeństwa, w którym zwierzęta są traktowane z należytym współczuciem i szacunkiem. Nie mamy złudzeń, że zmiany nadejdą z dnia na dzień. Są jednak możliwe, choć na pewno nie przyjdą same. Wymagają informowania na temat prawdziwych warun- ków tzw. „produkcji zwierzęcej”, szczególnie poprzez publikowanie materiałów ze śledztw na fermach przemysłowych i prowadzenie kampanii opartych o te materiały. Wymagają wywierania presji na organy ustawodawcze, jako że to one mogą – poprzez zmianę prawa – skutecznie położyć kres cierpieniu zwierząt. Wymagają promowania weganizmu jako sprzeciwu wobec wykorzystywania zwierząt. Wierzymy też, że to różnorodność taktyk doprowadzi nas do celu. To wszystko nie uda się jednak bez Twojej pomocy. Możesz nas wesprzeć finansowo poprzez przelew na nasze konto. Działanie Stowarzyszenia opiera się obecnie głównie na prywatnych środkach członków i członkiń, dlatego każda kwota jest ważna i mile widziana. 81 2030 0045 1110 0000 0257 1960 Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań Tytuł przelewu: DAROWIZNA Zachęcamy jednak przede wszystkim do członkostwa wspierającego w naszym Stowarzyszeniu (www.otwarteklatki.pl/wstap). Pozwoli Ci to być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami, oraz uzyskiwać najbardziej aktualne informacje. Przyczynisz się też do budowania silnego środowiska, któremu los zwierząt nie jest obojętny. Razem możemy dzia- łać skutecznie i osiągać realne zmiany. Historia dzieje się teraz. Możemy dopisać swój rozdział. OD FRANCES COBBE DO ECEAE czyli krótka historia wprowadzenia w UE zakazu obrotu kosmetykami testowanymi na zwierzętach 11 marca 2013 r. to dzień, który na stałe zapisze się w historii ruchu prozwierzęcego. Właśnie wtedy na terenie UE zaczął obowiązywać całkowity zakaz obrotu kosmetykami testowanymi na zwierzętach. Ale zanim do tego doszło… Początków działań na rzecz zakończenia testów na zwierzętach należy szukać już pod koniec XIX wieku. Frances Power Cobbe, znana wówczas filantropka i działaczka praw kobiet, podczas swojej podróży po Europie zetknęła się z eksperymentami dla celów naukowych. Poruszona tym zaczęła pisać artykuły i wygłaszać przemówienia opisujące kulisy tego typu doświadczeń. W swoich poglądach nie była odosobniona, dlatego wkrótce narodził się w Wielkiej Brytanii ruch antywiwisekcyjny z jego naczelną organizacją, założoną w Bristolu, British Union. W roku 1940 r. Unia liczyła już 4 otwarteklatki.pl ponad 150 organizacji i była uznaną w całej Europie grupą rzeczniczą. Trudnym momentem dla organizacji w niej skupionych był rok 1947, kiedy utraciły one status organizacji charytatywnych, co tłumaczone było tym, że nie przynoszą pożytku interesom publicznym. Od 1949 r. Unia działa pod zmieniona nazwą - BUAV (British Union for the Abolition of Vivisection). W 1990 r., z inicjatywy BUAV, powstała Europejska Koalicja na rzecz Zakończenia Testów na Zwierzętach (ECEAE – European Coalition to End Animal Experiments). Skupia ona organizacje z całej Europy i łączy ich doświadczenie oraz wiedzę w celu jak najbardziej efektywnego działania na poziomie całego kontynentu. Oprócz prowadzenia kampanii i publikowania materiałów, jednym z ważniejszych działań ECEAE była współpraca z posłami Parlamentu Europejskiego. Tymczasem, jeśli chodzi o prawodawstwo unijne, pierwsze kroki w kwestii jego regulacji w zakresie produkcji kosmetyków zostały podjęte już w latach 70., co zaowocowało powstaniem tzw. Dyrektywy kosmetycznej 76/768/ EEC. W roku 1993 wprowadzono szóstą poprawkę do dyrektywy dotyczącą m.in. zakazu sprzedaży testowanych na zwierzętach składników i ich kombinacji. Zakaz miał obowiązywać od początku 1998 r. jednakże z zastrzeżeniem, że w przypadku braku alternatywnych metod Komisja Europejska będzie mogła opóźnić wprowadzenie zakazu. Komisyjny raport z ’96 r. stwierdzał, że dla pewnych przypadków nie istnieją odpowiednie metody alternatywne, w związku z czym zakaz został przesunięty na 30.06.2000, a później o kolejne dwa lata. W 2003 r. w życie weszła kolejna, siódma poprawka, która w zasadzie powtórzyła zasady wprowadzone wcześniej. Przemysł kosmetyczny robił wszystko, aby zmodyfikować zakaz na swoją korzyść. Powoływano się np. na regulacje WTO (Światowa Organizacja Handlu), według których zakaz ten byłby dyskryminacją pewnych (w tym przypadku testowanych na zwierzętach) produktów, a tym samym naruszeniem zasad obowiązujących w wolnym handlu. W tym czasie można było wyraźnie zauważyć rozdźwięk pomiędzy Parlamentem Europejskim, który był zdecydowanie za wprowadzeniem zakazu a Komisją Europejską, będącą pod wpływem lobby kosmetycznego. Kompromisem towarzyszącym wprowadzeniu 7. poprawki było ustalenie dwóch osobnych zakazów: • całkowitego zakazu testowania kosmetyków (od września 2004 r.) i ich składników na terytorium UE oraz • zakazu wprowadzania testowanych kosmetyków i składników na rynek od 11.03.2009. Wcześniejsze regulacje nie obejmowały jednak produktów sprowadzanych spoza UE, których składniki bądź receptury mogły być poddawane takim testom. Wyjątek od tychże regulacji stanowiły też trzy rodzaje testów: związane z toksycznością dawki powtarzalnej, badań toksykokinetycznych oraz toksycznego wpływu na reprodukcję i zostały zniesione dopiero przez tegoroczne rozporządzenie, które zastępuje Deklarację kosmetyczną. Co to oznacza w praktyce? Otóż na terenie UE nie będą mogły być sprzedawane produkty albo ich składniki, które były testowane na zwierzętach. Dotyczy to jednak nowych produktów i nie znaczy, że te, które testowane były wcześniej znikną ze sklepowych półek. Zakaz nie obejmuje również środków chemii gospodarczej. Warto więc wciąż wspierać firmy, które od zawsze deklarowały, że są wolne od okrucieństwa wobec zwierząt. Pomaga w tym system oznaczeń i certyfikatów, np. symbol skaczącego królika przyznawany przez BUAV firmom, które spełniają surowe kryteria. Aby uzyskać certyfikat nie tylko nie wolno używać testowanych składników, ale trzeba też zgodzić się na niezapowiedziane kontrole organizacji prozwierzęcych; automatycznie wyklucza to również wejście na rynek chiński, gdzie testowanie kosmetyków jest obligatoryjne. Rozporządzenie przewiduje również wyjątki. W sytuacji pojawienia się obaw co do bezpieczeństwa danego produktu, może być zgłoszony wniosek o odstępstwo od zakazu. Może to także dotyczyć składnika, który jest w powszechnym użyciu i nie może być zastąpiony innym oraz w innych uzasadnionych przypadkach dotyczących problemu zdrowia ludzi. Warto również wspomnieć, że oprócz zmian legislacyjnych jednym z sukcesów kampanii ECEAE były prace przy okazji wprowadzanego przez Europejską Agencję ds. Chemikaliów (ECHA) systemu rejestracji, oceny, udzielania zezwoleń oraz stosowania ograniczeń dla substancji chemicznych (REACH). Od 2006 roku naukowcy współpracujący z Koalicją wyszukali luki prawne w systemie i nie dopuścili do powielania się podobnych testów; pozwoliło to uratować ok. 4,5 mln zwierząt. Dzięki działaniom ECEAE jednym z celów REACH stało się promowanie metod alternatywnych do testów na zwierzętach oraz obowiązek dzielenia się informacjami na temat wyników testów. Niestety, pomimo dotychczasowych sukcesów można oszacować, że do 2018 r. nawet do 54 mln zwierząt będzie użytych do testowania ok. 30 tys. substancji chemicznych. Joanna Stiller Skuteczność to obowiązek każdego aktywisty i każdej aktywistki. Dzięki badaniom takim jak The Powerful Impact of College Leafleting i stronie HumaneSpot.org nie musimy opierać się jedynie na własnej intuicji planując kolejne działania. Możemy zdać się również na naukę. WYNIKI BADAŃ NA AMERYKAŃSKICH KAMPUSACH U lotki są jednymi z najchętniej stosowanych narzędzi w ruchu prozwierzęcym. Rozdaje się je na wszystkich akcjach i rozkłada na wszystkich stoiskach. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy rozdawanie ulotek w ogóle ma sens? Takie pytanie zadał sobie Nick Cooney – autor książki Change of Heart: What Psychology Can Teach Us About Spreading Social Change i założyciel organizacji The Humane League. Zadał sobie 6 otwarteklatki.pl Czy rozdawanie ma sens? ULOTEK również trud, żeby na to pytanie odpowiedzieć. W celu zbadania skuteczności broszur promujących wegański styl życia, Nick Cooney zaprojektował badanie, które odbyło się na kampusach uniwersyteckich w Delaware i Maryland. W celach badawczych wykorzystane zostały materiały Vegan Outreach (broszura Compassionate Choices), oraz powiązanej z Farm Sanctuary grupy Compassionate Communities (broszura Something Better). Warto więc pamiętać, że wyniki badania dotyczą tylko tych materiałów, a nie jakichkolwiek ulotek na temat diety wegańskiej. Na początku jesiennego semestru studentom na obu uniwersytetach rozdawano broszury obu organizacji. Dwa miesiące później badacze wrócili w te same miejsca, aby sprawdzić, w jaki sposób zmieniła się dieta studentów, którzy otrzymali wcześniej materiały. Osoby prowadzące badanie pytały studentów wychodzących ze stołówki o chęć wypełnienia ankiety, nie informując czego będzie ona dotyczyła. Następnie pytano o to czy dana osoba otrzymała wcześniej broszurę o weganizmie i jeśli odpowiedź była twierdząca, przystępowano do wypełniania ankiety. W ten sposób zebrano prawie 500 wyników. Okazało się, że na każde 50 studentów, jedna osoba przeszła na dietę wegetariańską lub pescatariańską (dopuszczającą spożywanie ryb). Oprócz tego, 7% studentów (1 osoba na 14) stwierdziło, że je teraz „dużo” mniej mięsa drobiowego, oraz dużo mniej jajek i mleka. Ponadto, 6% studentów zaczęło jeść dużo mniej ryb, a 12% dużo mniej czerwonego mięsa. 1 na 5 osób powiedziała również, że po przeczytaniu przekazała broszurę jakiejś innej osobie, która później z kolei również zdecydowała się jeść mniej mięsa. Cooney podjął się jednocześnie oszacowania, na ile zwierząt potencjalnie wpływ może mieć rozdawanie ulotek. Jego wyliczenia brały pod uwagę m.in. średnią długość życia oraz ilość zwierząt zjadanych przeciętnie rocznie przez obywateli Stanów Zjednoczonych. 100 broszur oszczędzi cierpienia, będzie rosła. Osoby zainteresowane bardziej szczegółowymi wyliczeniami mogą zapoznać się z wynikami badania m.in. na stronie www.HumaneSpot.org. Można tam przeczytać o tym, jak badacze poradzili sobie z takimi zjawiskami jak błąd braku odpowiedzi (non-response bias) oraz efekt społecznych oczekiwań (social desirability bias), a także obejrzeć ankietę, którą wypełniali studenci. Badanie dotyczące skuteczności ulotek to tylko jedno z setek badań dotyczących rozmaitych aspektów związanych Wynika z nich, że w pierwszym roku po rozdawaniu ulotek, na każde 100 rozdanych broszur, 50 zwierzętom oszczędzone będzie życie w koszmarze fermy przemysłowej. z aktywizmem na rzecz zwierząt, które zostały zamieszczone na stronie www.HumaneSpot.org. Jeśli jej jeszcze nie znacie, to musicie szybko nadrobić zaległości. Na początek trzeba się zarejestrować i napisać parę słów o sobie i o tym, w jaki sposób chcemy wykorzystywać wiedzę zdobytą na HumaneSpot. Rejestracja jest oczywiście darmowa i da nam dostęp do bazy danych, którą przeszukiwać możemy działami (np. Advocacy Strate- Jeśli studenci utrzymają później nowy sposób żywienia, z każdym kolejnym rokiem ilość zwierząt, którym każde gies, Animal Experimentation, Companion Animals, Diet and Nutrition). Każda osoba zarejestrowana na stronie ma tam również swój profil, dzięki temu może dostawać powiadomienia o nowych badaniach. Uszczegółowienie pola zainteresowań sprawia, że będziemy dostawać tylko powiadomienia o badaniach na interesujące nas tematy. Wiedząc już, że rozdawanie ulotek może być całkiem sensowne, warto poświęcić jeszcze chwilę uwagi na to, jak zabrać się do tego zadania. Oto 5 podstawowych rad: 1. Po prostu to zrób Nawet jeśli myśl o zagadywaniu nieznajomych może wydać się przerażająca, najtrudniej podejść tylko do pierwszej osoby lub wręczyć pierwszą broszurę – później jest już coraz łatwiej, aż w końcu trudno będzie wyobrazić sobie łatwiejsze zadanie.Ty również zyskujesz – kiedy nabierzesz doświadczenia, nawiązywanie kontaktu z obcymi osobami nie będzie już więcej przerażać. otwarteklatki.pl 7 jest na ulotkach to absolutne minimum. Nie musisz jednak mieć encyklopedycznej wiedzy na każdy temat. Jeśli nie znasz odpowiedzi na pytanie, możesz po prostu przyznać, że nie potrafisz w tej chwili na nie odpowiedzieć i poprosić o e-mail lub numer telefonu, aby móc dać odpowiedź później lub też odesłać do znanej Ci organizacji, która zajmuje się danym tematem i z pewnością będzie w stanie udzielić fachowej odpowiedzi. Warto pamiętać również, że pytania które ludzie zadają z reguły powtarzają się i jeśli kilka razy sprawdzisz odpowiedź lub też przemyślisz sobie, co możesz w takiej sytuacji odpowiedzieć, z czasem będziesz radzić sobie coraz lepiej. 2. Wyglądaj profesjonalnie Odbiór materiałów zależy w dużej mierze od osoby, która je rozprowadza. Całkowicie ludzką rzeczą jest wydawanie błyskawicznych opinii i dlatego często od pierwszego wrażenia zależy, czy nasze postulaty zostaną przyjęte czy odrzucone. Zwykły uśmiech świetnie przełamuje lody i skutecznie zachęca ludzi do zainteresowania się tym, co mamy do przekazania. 3. Nie wdawaj się w długie dyskusje Jeśli zdarzy się jakaś osoba w nastroju mocno konfrontacyjnym – najlepszym 8 otwarteklatki.pl rozwiązaniem jest pogodny uśmiech i niewdawanie się w zażarte debaty. Nawet jeśli długa debata jest kusząca, z reguły nie wynika z niej nic konstruktywnego i stracisz jedynie czas i humor. Często najlepiej po prostu stwierdzić, że jest nam przykro, że mamy tak odmienne zdanie na ten temat i życzyć miłego dnia. Jeśli zdecydujesz się podjąć dyskusję, pamiętaj dlaczego stoisz w tym miejscu i nie pozwól, żeby rozmowa schodziła na zbyt abstrakcyjne manowce. 4. Nie bój się trudnych pytań Kiedy rozdajesz materiały na jakiś temat, musisz się przygotować – zapoznanie się z tym co 5. Rób przerwy Pamiętaj, że ludzie w swoim działaniu mocno sugerują się tym co robią inni. Jeśli jakaś osoba odmówi Ci wzięcia ulotki, jest duża szansa, że ta idąca za nią też jej od Ciebie nie weźmie – i tak dalej. Aby uniknąć tego efektu, możesz po każdej rażącej odmowie zrobić chwilę przerwy i rozpocząć rozdawania ulotek po ominięciu jednej lub kilku osób. Takie przerwy możesz też wykorzystać na zebranie z ziemi ulotek, które ktoś wyrzucił – jeśli ludzie będą widzieć Twoje ulotki leżące na ziemi, będą traktować je mniej poważnie i będą bardziej skłonni również je wyrzucić. Staraj się mieć ulotki przy sobie. Nigdy nie wiesz, kiedy trafi się ktoś zainteresowany tematem. Dobrusia Karbowiak SKŁADNIKI A AKTYWIZM G dy po raz pierwszy zaangażowałem się w ruch obrony praw zwierząt około 1990 roku, na pytanie ,Na ile to jest wegańskie?’ odpowiedź była prosta: albo dany produkt jest wegański, albo nie jest. Rozróżnienia można było dokonać poprzez porównanie wszystkich składników, które znajdowały się w danym produkcie ze specjalną listą wszystkich składników odzwierzęcych. Lista ta w końcu ewoluowała do postaci książki pod nazwą: ,,Składniki odzwierzęce od A do Z” będącej przez wiele lat największym bestsellerem dostępnym w serwisie Vegan. com . Ten niewyszukany sposób odróżnienia ,,dobra” od ,,zła” przemawiał do wielu z nas poprzez swoją prostotę. Ale jeszcze zanim lista zaczęła przybierać wielkość encyklopedii, okazała się niekonsekwentna. Przy produkcji miodu zabijana jest pewna ilość owadów, lecz podobnie rzecz się ma w przypadku jazdy samochodem (a czasem nawet chodzenia pieszo). Wiele mydeł zawiera w sobie stearyniany, ale też opony samochodowe czy rowerowe zawierają podobne odzwierzęce składniki. Część cukru jest przetwarzana przy użyciu węgla kostnego, ale tego samego składnika używa się do filtrowania wody w miejskich wodociągach. Co więcej, dodanie określenia ,,nie testowane na zwierzętach” do definicji produktu wegańskiego skomplikowało sprawę jeszcze bardziej. A jednak porzucenie biało czarnych zasad postępowania może być trudne. Przez wiele lat ludzie dodawali “wyjątki”, definiowali to co jest “konieczne”, dodawali twierdzenia o ,,dobrych intencjach”, byle tylko za- chować podejście bazujące na ustalonej liście produktów, których po prostu należy unikać. Jednak próba definitywnego określenia tego, co jest “wegańskie” jest zawsze arbitralna. Nawet w produkcji organicznych warzyw zabijane są zwierzęta podczas sadzenia, zbierania plonów oraz transportu. Oczywiście, aby “nie czynić krzywdy” żadnej istocie, wszyscy moglibyśmy popełnić samobójstwo i pozwolić, by nasze martwe ciała uległy rozkładowi w lesie. Nie idąc jednak tak daleko, najlepiej będzie zrobić krok wstecz i zastanowić się dlaczego, tak naprawdę martwimy się o to, czy coś jest wegańskie, czy nie. Pytanie ,,Na ile to jest wegańskie?” jest ważne ponieważ zabijanie zwierząt dla pożywienia jest dziś zdecydowanie najistotniejszą przyczyną cierpienia, zarówno pod względem ilości cierpiących istot jak również skali okrucieństwa, któremu są one poddawane. Ilość cierpiących istot W ramach samego przemysłu spożywczego w USA hoduje się i zabija rok rocznie o wiele więcej zwierząt, niż w jakiejkolwiek innej formie eksploatacji. Z każdych 100 10 otwarteklatki.pl zwierząt zabijanych rocznie w USA, 99 to zwierzęta zarzynane dla celów ludzkiej konsumpcji. To jest dziesięć miliardów zwierząt, więcej istot, niż wynosi cała ludzka populacja na Ziemi. Cierpienie Zwierzęta hodowane dla przemysłu spożywczego przeżywają niewyobrażalne cierpienia. Prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem dla osób walczących o prawa zwierząt jest rzeczywiste przedstawienie tego, czego po prostu słowami opisać się nie da. Ogromny ścisk, izolacja od otoczenia, smród, hałas, skrajne temperatury, atakowanie się zwierząt nawzajem, a nawet kanibalizm, choroby, koszmar każdego dnia ich życia. Tak, każdego roku setki milionów zwierząt – o wiele więcej, niż suma zwierząt zabijanych na fermach futrzarskich, w schroniskach i w laboratoriach – nie przeżywa nawet do dnia uboju. One po prostu umierają wcześniej z cierpienia. Skuteczne promowanie praw zwierząt Posiadając taką wiedzę, myślący i współczujący ludzie nie powinni zadawać sobie pytania: ,,Czy to jest wegańskie?” Ważniejszą kwestią jest raczej ,,Który wybór przyczyni się do zmniejszenia cierpienia?” Nasz przewodnik nie powinien być niekończącą się listą składników, powinien raczej przyczyniać się jak najlepiej do zaprzestania okrucieństwa wobec zwierząt. Weganizm jest ważny nie jako cel sam w sobie, lecz jako potężne narzędzie sprzeciwu wobec horroru współczesnych przemysłowych ferm i rzeźni. W ten sposób zmieniamy tory dyskusji od wyszukiwania definicji oraz unikania pewnych produktów do tego, jak na prawdę skutecznie promować prawa zwierząt. Innymi słowy, skupiamy się nie tyle na swoich osobistych przekonaniach lub szczegółowych wyborach, lecz raczej na zwierzętach i ich cierpieniu. Jeżeli uważamy, że bycie weganinem jest ważne, to skuteczne działanie w promowaniu praw zwierząt musi być dla nas jeszcze ważniejsze. Wpływ naszego osobistego weganizmu – kilkaset uratowanych zwierząt w ciągu naszego życia – blednie w porównaniu z tym, co możemy osiągnąć dając dobry przykład innym. Z każdą osobą, którą zainspirujemy do zmiany nawyków, nasz wpływ na zmianę świata znacznie się zwiększy. Z drugiej strony, każdej osobie, którą przekonamy, że weganizm jest zbyt wymagający, obsesyjnie zajmując się wciąż rosnącą listą składników, robimy rzecz gorszą, niż gdybyśmy nie zrobili nic: zniechęcamy człowieka, który mógł się przyczynić do polepszenia sytuacji zwierząt, gdyby tylko nie spotkał nas na swojej drodze. Obecnie znaczna większość ludzi w naszym społeczeństwie nie ma problemu ze zjedzeniem nogi kurczaka. Nie wydaje się więc dziwne, że wiele osób uważa wegan za ludzi nierozsądnych i nieracjonalnych, kiedy dają oni taki przykład, jak wypytywanie kelnerów o składniki dań, niespożywanie wegeburgerów przygotowanych na tym samym grillu, co mięso, rezygnacja z używania klisz filmowych, czy leków, itp. Zamiast wykorzystywać nasze ograniczone środki i czas martwiąc się o szczegóły (produkcja cukru trzcinowego, filmów, lekarstw, itd.), powinniśmy skoncentrować się na codziennym zwiększaniu naszego wpływu na zmiany. Pomagając nawet jednej osobie zmienić nawyki, prowadzimy do ocalenia życia setkom zwierząt cierpiących na fermach przemysłowych. Decyzja, by propagować dietę opartą na współczuciu sprawia, że każda napotkana na naszej drodze osoba to potencjalne ważne zwycięstwo. wygrać dyskusję z mięsożercą, lecz by otworzyć serca i umysły ludzi i wskazać im drogę do życia, w którym dla współczucia jest więcej miejsca. Aby to osiągnąć musimy być przeciwieństwem Jak powinienem wydawać stereotypu weganina. Pomimo lub poświęcać moje ograniczone zasoby finansowe skądinąd zrozumiałego smutku i oburzenia jakie czujemy oraz czas? Sytuacje bywają bardzo delikatne, a sposobności widząc wszechobecne zrobienia czegoś pożytecznego okrucieństwo wobec zwierząt, musimy robić wszystko, rzadkie. Dlatego nie ma że weganizm może innym wydać się zbyt drobiazgowy i niewykonalny? Trudne pytania i rezultaty Prawdę mówiąc, ten zorientowany na wyniki obraz weganizmu nie jest tak prosty, jak przestrzeganie wypunktowanej listy. Zagadnienia, co do których musimy się ustosunkować zaczynają się na przykładzie, jaki powinniśmy dawać innym, a kończą na sposobach wykorzystania naszych zasobów. Powinniśmy zadać sobie pytania: Czy mam się zapytać o listę składników danego produktu będąc w towarzystwie rodziny bądź przyjaciół, którzy nie są wege, być może nic w rezultacie nie jedząc, i ryzykując jednego zestawu odpowiedzi na powyższe pytania. Ale jeżeli podejmując decyzje kierujemy się tym, aby dokonać jak najwięcej dobrego, wtedy każdy z nas ma olbrzymi potencjał do realizacji zmian. Nie wystarczy być prawomyślnym weganinem, ani nawet poświęconym sprawie, wyedukowanym promotorem weganizmu. Zwierzęta nie potrzebują, abyśmy mieli rację. Dla nich liczy się, byśmy byli skuteczni w działaniu. Inaczej mówiąc, nie chodzi o to, aby aby być tym, kim chcą być inni ludzie: radosnymi, szanowanymi osobami, których spełnione życie będzie dla innych inspiracją. Tylko wtedy możemy w pełni wykorzystać nasz potencjał dla zwierząt. Matt Ball z organizacji Vegan Outreach (veganoutreach.org/) Tłumaczenie: Adam Gac ze Stowarzyszenia Empatia (empatia.pl/) Artykuł w oryginale: “How Vegan? Ingredients vs. Activism” otwarteklatki.pl 11 R uch wyzwolenia zwierząt pod wieloma względami różni się od wszystkich innych ruchów społecznych. Poszerzenie granicy podmiotowości tak, że mieszczą się w niej również zwierzęta jest jednym z najtrudniejszych wyzwań współczesnych społeczeństw. Niestety wiele ruchów wolnościowych czy lewicowych nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu, czego efektem jest marginalizowanie i trywializowanie ruchu wyzwolenia zwierząt. AKTYWIZM na pełen etat Widać jednak również wiele pozytywnych skutków tej sytuacji – postawiony w takiej sytuacji ruch wypracował wiele własnych metod działania, które okazały się wyjątkowo skuteczne i inspirują dziś inne ruchy. Jednym z najlepszych przykładów jest prowadzona od lat kampania Stop Huntington Animal Cruelty (w skrócie SHAC). Przez długi czas SHAC, organizowany oddolnie, pojawiał się regularnie w największych brytyjskich i amerykańskich mediach, zdołał wpłynąć na losy największych światowych giełd, a służby specjalne w USA przeprowadziły jedno z największych dochodzeń w tamtym czasie, aby wsadzić najważniejszych aktywistów SHAC do więzienia. Jest wiele punktów, które wyróżniają tę kampanię na tle innych działań społecznych, ale cofnijmy się 12 otwarteklatki.pl do początku tej historii. Dwie kampanie przygotowały solidne fundamenty pod działalność SHAC. Były to: Consort beagles (1996 r.), kampania na rzecz zamknięcia Consort Kennels, gdzie hodowano beagle dla laboratoriów oraz Save the Hill Grove Cats (1997 r.), kampania wymierzona w Hill Grove Farm, jedynego w Wielkiej Brytanii hodowcy kotów dla laboratoriów. Obie po wielu miesiącach działania doprowadziły do zamknięcia tych firm. W kampaniach tych wykorzystywano wszelkie możliwe metody, aby doprowadzić do osiągnięcia zamierzonego celu: codzienne protesty pod tymi firmami, ogólnokrajowe demonstracje, akcje bezpośrednie, w których wyzwalano hodowane tam zwierzęta. Kluczem do sukcesu była nieustająca presja na zwierzętarnie. Kiedy w lipcu 1997 r. Consort Kennels zostało zamknięte, około 200 beagli znalazło nowe domy. Pozostałe zostały odkupione przez Huntington Life Sciences. Huntington Life Sciences to największe w Europie laboratorium badawcze, gdzie rocznie przeprowadza się testy na ok. 75 000 zwierząt. Opinia publiczna wielokrotnie mogła przekonać się, jak w rzeczywistości wyglądają badania w tym laboratorium. Pierwsze materiały zebrała Sarah Kite z antywiwisekcyjnej organizacji BUAV w 1989 r., pracując przez 8 miesięcy w ośrodku HLS. W roku 1997 Zoe Broughton ujawniła materiały video, na których widać m.in. pracowników HLS bijących szczeniaki, a w tym samym roku Michael Rokke z organizacji PETA upublicznił nagrania z amery- kańskiego laboratorium HLS. Wielokrotnie udostępniano również w mediach dokumenty potwierdzające codzienne okrucieństwo badań prowadzonych przez HLS. Wszystkie te dochodzenia sprawiły, że HLS stało się jedną z najbardziej znienawidzonych instytucji w Wielkiej Brytanii, a kampania na rzecz jej zamknięcia miała potężne wsparcie opinii publicznej. Pod wieloma względami kampania SHAC stała się najbardziej innowacyjną kampanią społeczną, co zaowocowało wieloma sukcesami, ale niestety również potężną skalą represji wobec jej aktywistów i aktywistek. Obrano trzy kierunki działania: klienci HLS, zapewniający laboratorium rentowność, wszelacy dostawcy HLS (od dostawców narzędzi laboratoryjnych do pralni) oraz podmioty powiązane finansowo z HLS – akcjonariusze, udziałowcy, banki. Przekaz był prosty: jeśli robisz interesy z HLS, wspierasz okrucieństwo wobec zwierząt i tym samym zadzierasz z nami. Presja wywierana na HLS miała doprowadzić do biznesowej izolacji i ekonomicznego upadku firmy. Nacisk na każdy podmiot związany mniej lub bardziej z HLS sprawił, że żadna firma nie chciała im oferować np. usług cateringowych, żadna pralnia nie chciała czyścić ich fartuchów, firmy transportowe bały się pokazywać pod ich siedzibą. Demonstracje przeciwko HLS odbywały się w najróżniejszych miejscach w całej Europie i USA. Każda firma, która w jakikolwiek sposób związała się z HLS, mogła się spodziewać protestów pod swoją siedzibą, niekończących się telefonów i maili, a nawet wizyt pod prywatnymi domami. Ważne w tej kampanii jest to, że SHAC nie jest właściwym organizatorem działań. SHAC informował i nadal informuje o bieżących działaniach HLS, o aktualnych powiązaniach finansowych, czy firmach i osobach biznesowo związanych z HLS. Rolą SHAC-u miała być dystrybucja informacji o potencjalnych celach. W ten sposób, mimo że liczba aktywistów i aktywistek nie była duża, możliwe było działanie na bardzo szeroką skalę. Począwszy od roku 2000 HLS popadał w coraz większe problemy finansowe. Uzyskanie pożyczki stało się nagle zadaniem prawie niemożliwym. W finansowym świecie HLS spychano na bok, nikt nie chciał robić z nimi interesów. Royal Bank of Scotland anulował HLS spłatę kredytu, aby tylko jak najszybciej zdystansować się od laboratorium. Na londyńskiej giełdzie akcje HLS spadły najniżej, jak tylko było to możliwe. Potrzebna była rządowa interwencja, aby Bank of England pozwolił HLS prowadzić u siebie konto bankowe. Na przełomie lat 2000/2001 HLS wypadło z giełdy w Nowym Jorku oraz Londynie. Powoli działania finansowe przenoszono do USA, gdzie zapewniona jest większa anonimowość akcjonariuszy i udziałowców. Reakcją na to było powołanie SHAC USA. Od samego początku SHAC USA była równie sprawną kampanią jak jej europejski odpowiednik. Stephens Inc., instytucja finansowa, która uratowała HLS przed bankructwem, zerwała kontrakt zaledwie po roku, ulegając presji aktywistów i aktywistek. 14 beagli zostało wyzwolonych z laboratorium HLS w New Jersey. W USA odbywały się małe, ale skuteczne protesty, tak jak wcześniej działo się w Anglii. Miały miejsce również liczne akcje bezpośrednie, m.in. zatopienie jachtu należącego do dyrektora Bank of New York. W 2006 r. liczne demonstracje i akcje bezpośrednie uniemożliwiły HLS pojawienie się na giełdzie nowojorskiej. Łącznie około 250 firm porzuciło HLS, wśród nich liczne potężne światowe korporacje finansowe. Wszystkie te sukcesy niestety pociągnęły za sobą liczne represje po obu stronach oceanu. FBI przeprowadziło jedno ze swoich największych śledztw, aby ostatecznie aresztować sześć osób odpowiedzialnych za kampanię SHAC USA. Oskarżenia oparte były o złamanie Animal Enterprise Terrorism Act, prawa stworzonego wyłącznie do obrony przemysłu wykorzystującego zwierzęta przed aktywistami i aktywistkami praw zwierząt. Dwuletni proces zakończył się wyrokami od 1 do 6 lat więzienia dla osób prowadzących kampanię. W roku 2007, w Europie, przeprowadzona została akcja z udziałem 700 policjantów, głównie w Wielkiej Brytanii, w wyniku której aresztowano 32 osoby powiązane z SHAC. Siedem osób otrzymało wyroki od 4 do 11 lat więzienia. Mimo tych wszystkich otwarteklatki.pl 13 represji SHAC działa dalej, choć znacznie osłabiony. Zamknięcie HLS dalej jest celem, o którym aktywiści i aktywistki nie przestają myśleć. Kampania SHAC wyznaczyła całkiem nową ścieżkę działania dla ruchu praw zwierząt oraz innych ruchów społecznych. Główny nacisk położony został nie na samego wroga, ale na wszystkie podmioty powiązane z nim finansowo. Demonstracje pod HLS były bezcelowe, ale powolne odcinanie go od partnerów biznesowych prawie doprowadziło do jego bankructwa. W swoich działaniach SHAC nie dbał o dobry wizerunek, nigdy nie odżegnywał się od akcji bezpośrednich bez względu na ich charakter. Zła prasa tworzyła obraz niebezpiecznych aktywistów i aktywistek, a to jeszcze bardziej działało na wyobraźnię HLS i jego współpracowników. Kampania SHAC podkreślała, że każdy, nawet samotnie, może przyczynić się do zamknięcia laboratorium. Czy to jednoosobową demonstracją pod domem udziałowca, czy to przez akcję bezpośrednią. W ten sposób powstała sieć działań, które nie były prowadzone przez SHAC sam w sobie, ale SHAC umożliwiał ich zaistnienie. Zainteresowane osoby otrzymywały gotowe informacje o tym, kto jest osobiście odpowiedzialny za cierpienia zwierząt w HLS. Szerokie spektrum akcji podejmowanych pod sztandarem SHAC sprawiło, że łatwiej było się w nie zaangażować – zainteresowani mogli sami wybierać, jaka taktyka jest dla nich najbardziej odpowiednia. Żadna forma aktywizmu nie została 14 otwarteklatki.pl wykluczona z kampanii, ponieważ liczyła się przede wszystkim skuteczność akcji i ostateczny cel – zamknięcie HLS. Ważny jest również fakt, że kampania SHAC wybrała sobie konkretny cel. HLS jest namacalnym wrogiem, zdjęcia i filmy torturowanych zwierząt wielokrotnie szokowały opinię publiczną. Jednocześnie zamknięcie HLS jest celem osiągalnym. W kampanii tej nie chodziło o podnoszenie społecznej świadomości na temat wiwisekcji, lecz zamknięcie konkretnego, działającego laboratorium. Pewne jest jednak to, że cała kampania przyczyniła się wzrostu społecznej niechęci do testów na zwierzętach. Trudną lekcją dla kampanii SHAC było dobitne przekonanie się, że skuteczność działań pociąga za sobą zwiększone represje. Osoby najbardziej zaangażowane w tworzenie kampanii zostały aresztowane w jej szczytowym momencie, kiedy wydawało się, że zamknięcie HLS jest już naprawdę blisko. Istotne jest więc, aby wcześniej przygotować się na możliwe represje oraz nie obciążać jednej osoby zbyt dużą odpowiedzialnością za kampanię. Kampania SHAC, choć znacznie osłabiona licznymi aresztowaniami, trwa nadal. HLS wciąż ma problemy finansowe, wciąż mało kto ma ochotę współpracować z tym laboratorium, lecz niestety nadal w laboratorium przetrzymuje się i eksperymentuje na tysiącach zwierząt. Dla aktywistów i aktywistek powinno być ważne to, jak wiele można się nauczyć z historii tej kampanii: obranie namacalnego, osiągalnego celu, różnorodność akcji, szerokie spektrum działań, aktywizm na pełen etat, wytrwałość w działaniach przez wiele lat, umiejętne wykorzystywanie wiedzy o drugoplanowych aktorach, czyli biznesowych partnerach HLS. Tej taktyki nie da się dokładnie przełożyć na każdą kampanię społeczną czy animalistyczną, ale z pewnością warto wzorować się na jej skutecznych elementach. SHAC pokazał, że można walczyć o wyzwolenie zwierząt – rzecz bardzo abstrakcyjną, poprzez obieranie konkretnych, osiągalnych w ciągu kilku lat, celów. Najogólniejszą lekcją z historii SHAC powinno być to, że nasza uwaga musi być skupiona na skuteczności. To właśnie skuteczność powinna decydować o obieranej taktyce, ponieważ głównie od niej uzależniony jest los zwierząt w laboratoriach, na fermach i w innych miejscach eksploatacji zwierząt. Paweł Rawicki Każdy i każda z nas może użyć swych umiejętności, jakiekolwiek by one nie były, by uczynić świat lepszym zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt pozaludzkich wywiad z Jo-Anne McArthur Niedawno miała miejsce premiera filmu „The Ghosts In Our Machine” („Duchy naszego systemu”). Czy możesz powiedzieć coś więcej o tym filmie? Film zadaje pytanie o to, czym lub kim są zwierzęta – przedmiotami, czyjąś własnością, czy też świadomymi istotami, którym przynależą pewne prawa. Obecnie na całym świecie zwierzęta uznawane są za własność, ale to się zmieni. „The Ghosts In Our Machine” ma być częścią tej zmiany. Jak to się stało, że zostałaś główną bohaterką filmu? Przyjaźnię się z Loreną Elke od ponad 10 lat, połączyła nas miłość do zwierząt, aktywizm i idea praw zwierząt. Gdy Lo- rena związała się z reżyserką Liz Marshall, również i ja ją poznałam. Liz swój kolejny film chciała poświęcić zwierzętom i potrzebowała bohaterki, która opowiedziałaby tę historię. Prawie 3 lata temu zapytała mnie, czy nie chciałabym nią zostać, a reszta, jak to się mówi, to już historia. Oprócz Ciebie bohaterem filmu są duchy, bezimienne i niewidzialne zwierzęta na fermach na całym świecie. Jak to możliwe, że ich nie widzimy? Co musi się stać, byśmy wreszcie zaczęli je dostrzegać? Dostrzeżenie ich wymagałoby dużych zmian w naszym codziennym postępowaniu i nie byłoby dla nas wygodne. Z punktu widzenia emocji, przez pryzmat których je postrzegamy, zwierzęta możemy podzielić na trzy kategorie: zwierzęta, które nam towarzyszą – kochamy je i doceniamy; zwierzęta, które widzimy na plakatach organizacji broniących dzikiej natury – słonie, tygrysy itd., które są zagrożone, żyją daleko od nas i które chcemy chronić; i jest jeszcze cała reszta, duchy właśnie: zwierzęta, które uczyniono niewidzialnymi, zwierzęta, które jemy, których skóry nosimy, na których przeprowadzamy eksperymenty, których używamy w celach rozrywkowych. Wydaje mi się, że potrzebna jest edukacja na masową skalę, by zwierzęta z tej trzeciej otwarteklatki.pl 15 kategorii stały się widoczne. Musimy wiedzieć, skąd pochodzi nasze jedzenie, w jaki sposób się je produkuje i zabija. Tego typu informacje powinny być częścią programu nauczania na wszystkich etapach edukacji, poczynając od tych najniższych. Możemy zrobić bardzo wiele, by unaocznić ten problem. Ja sama robię to za pomocą projektu “We Animals” i poprzez program edukacyjny “We Animals Humane Education Program”. Liz Marshall robi to za pomocą swojego filmu „The Ghosts In Our Machine”. Sądzę, że jeśli już raz nauczymy się dostrzegać te zwierzęta, nigdy nie będziemy w stanie przestać tego robić. Będziemy je zauważali wszędzie. Spowodowanie, by również inne osoby zaczęły je dostrzegać i zachęcanie ich do działania (które może przyjąć różne formy) jest kolejnym krokiem. Czy możesz powiedzieć coś więcej o samej maszynie? Jak ona działa? Maszyna istnieje naprawdę, lecz jest również metaforą. Była budowana przez dziesięciolecia w służbie ludzkiej konsumpcji, kapitalizmu i wciąż rosnącej populacji, która domaga się ogromnych ilości mięsa. Myślę, że dzieje się tak dlatego, iż uczy się nas takiego sposobu odżywiania, w myśl którego posiłek nie może obyć się bez mięsa. Dlatego powstaje „potrzeba” wytwarzania tego produktu – żywych zwierząt przerabianych na tanie mięso. Zarówno konsumpcja mięsa, jak i jakichkolwiek produktów spożywczych to kwestia statusu. Na przykład wraz z rozwojem Chin i Indii spożycie mięsa w tych krajach 16 otwarteklatki.pl rośnie. Powstaje tam również coraz więcej ferm przemysłowych. Myśląc o „maszynie”, myślę o industrializacji, potrzebach i chciwości, ale przede wszystkim o fermach wielkoprzemysłowych. Opowiedz, proszę, o swojej pracy. Jak trafiłaś do ruchu praw zwierząt? Ponad 10 lat temu zrozumiałam, że mogę połączyć swoje dwie pasje: fotografię i moją wielką potrzebę pomagania zwierzętom. Mogę opowiadać historie zwierząt poprzez obiektyw mojego aparatu. W ten sposób pokazuję innym ludziom mój punkt widzenia, mianowicie, że bardzo ważne jest zwracanie uwagi na cierpienie, cierpienie zwierząt, i że trzeba starać się im pomóc. Idea praw zwierząt była mi bliska od zawsze, ale gdy byłam mała nie nazywałam tego w ten sposób. Po prostu odczuwałam ogromną empatię dla zwierząt. Nieważne jakie zwierzę spotykałam, zawsze zastanawiałam się nad tym, jak by było nim być, cieszyć się i cierpieć jak ono. Zastanawiałam się też, co czują zwierzęta. Później poznałam kilka kur i od tego momentu nie byłam już w stanie jeść mięsa. Zrozumiałam bardziej dogłębnie niż dotychczas, że są to małe jednostki z własnymi pragnieniami i osobowościami, które, tak jak ja, potrafią odczuwać radość i cierpienie. Co po 10 latach pracy wciąż daje Ci motywację i siłę, by w tym trwać? Projekt “We Animals” zawsze spotykał się z pozytyw- nym odbiorem. Wiele osób pisze mi, ile nauczyło się dzięki mojej pracy i w związku z tym postanowiło zmienić swoje postępowanie. Ludzie wciąż mi mówią, bym nie przestawała robić tego, co robię. I nie przestaję. Jakie są dobre i złe strony Twojej pracy? Na pewno do pozytywnych rzeczy zaliczyłabym wspaniałych ludzi, z którymi pracuję na całym świecie. Czasami mam wrażenie, że mam wszędzie rodzinę, małe i duże społeczności, które mnie przyjmują i wspierają w mojej pracy. Daje mi to dużo energii i przypomina o tym, że nie jestem sama w walce o zwiększenie świadomości dotyczącej zwierząt. Na pewno złą stroną mojej pracy jest bycie na pierwszej linii frontu, bycie bezpośrednio konfrontowaną z najbardziej okropnymi formami okrucieństwa, jakie można sobie wyobrazić. Sama świadomość ich istnienia jest straszna, zobaczenie ich na własne oczy pozostawia emocjonalne blizny, z którymi muszę sobie radzić. Opuszczanie miejsc, które dokumentuję jest trudne. Chciałabym uwolnić te zwierzęta lub pomóc znaleźć kochający dom dla nich wszystkich. Przez te wszystkie lata spotkałam setki tysięcy zwierząt. Wiele z nich pamiętam, noszę je w sercu wykonując moją pracę. Dużo podróżujesz i spotykasz wiele osób. Jak oceniasz stan ruchu praw zwierząt? Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy aktywistki, która uczestniczy w tym ruchu dłużej niż dekadę. Wtedy miałabym więcej informacji. Ruch rośnie od dziesięcioleci. W pewnym stopniu nawet od XVIII wieku. Wydaje mi się, że sprawy rzeczywiście nabierają tempa, że prawa zwierząt są coraz bardziej widoczne, ale muszę zaznaczyć, że żyję w pewnego rodzaju bańce. Jem, śnię i oddycham tym tematem, istotą mojego życia jest wprowadzanie tych zmian, uczestniczenie w ruchu. Wydaje mi się, że temat praw zwierząt idzie do przodu. Jeśli tylko wszyscy i wszystkie potrafilibyśmy ze sobą żyć... Istnieje głęboki podział pomiędzy welfarystyczną i abolicjonistyczną częścią ruchu. Ja staram się wspierać obie. Niestety, ze względu na to część osób mnie nie lubi, ale rzeczywistość jest taka, że zmiany nie nadejdą dziś czy jutro. W związku z tym musimy dążyć do stopniowych zmian. Czy uważam, że powiększenie klatki o grzędę czy o kilka centymetrów jest dobre? Uważam, że nie. Ale to lepsze niż nic. To smutne, że trzeba o tym wspominać. Stopniowe zmiany oznaczają również, że aktywiści i aktywistki muszą wkładać pracę w to, by konsumenci nie spoczęli na laurach i nie byli szczęśliwi z wprowadzenia tych małych zmian. Konsumenci muszą wiedzieć, co te zmiany oznaczają (a co nie). To ogrom pracy. Jaką rolę pełnią Twoim zdaniem dla ruchu śledztwa? Są absolutnie konieczne. Śledztwa ukazują to, co zwykle odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Nie tylko pokazują problemy, lecz przede wszystkim dają ludziom powody do zmiany swych zachowań konsumenckich. Wiele osób odczuwających empatię wobec zwierząt może wprowadzić zmiany, gdy zobaczy wyniki śledztwa. Wiele osób nie wprowadzi takich zmian i istnieje wiele badań dotyczących powodów, dla których tak się dzieje – nawet, jeśli widzą to okrucieństwo i wiedzą, że są jego częścią. Istnieje wiele przyczyn – przyczyny ekonomiczne, otępienie uczuciowe, dorastanie w kulturze, która uczy dbania tylko o siebie samego. Osoby empatyczne nie wierzą w to, że ich działania zmienią cokolwiek na lepsze. otwarteklatki.pl 17 Wydawnictwo Lantern Books wyda pierwszy nakład. Miałam to szczęście, że współtworzę ten projekt z naprawdę mądrymi ludźmi. Jesteśmy w trakcie kampanii crowdfundingowej. Chodzi o to, że poprzez możliwość zamówienia książki w przedsprzedaży będziemy w stanie sfinansować jej wydanie. To bardzo fajny pomysł. Osiągnęliśmy już konieczną sumę, ale ludzie wciąż zamawiają książki, co jest motywujące i wspaniałe. Ale to tylko dywagacje. Należy wykonać bardzo wiele pracy na bardzo wielu polach, by zmienić straszliwe warunki, w których zwierzęta znalazły się z naszej winy. Czy możesz udzielić kilku wskazówek, jak zrobić dobre zdjęcie zwierzęcia? Mam kilka wskazówek. Najważniejsze jest, by zbliżyć się do zwierzęcia. Często robimy zdjęcia nie ustawiając się w lepszej pozycji. Większość zdjęć robionych jest z wysokości oczu i z odległości kilkudziesięciu centymetrów. Postaraj się stanąć bliżej. Uklęknij. Stwórz więź. Czasami nie pokazuj twarzy czy kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem, lecz warunki, w jakich się znajdują. 18 otwarteklatki.pl Czasami kadr może nie być najlepszy, lecz gdy przesuniesz się kilka centymetrów w lewo lub w prawo zmienia się tło i masz świetne zdjęcie. Używaj światła (i cienia), by eksponować interesujące cię szczegóły. Piszesz książkę na temat swojej pracy. Opowiedz o niej. Od dawna chciałam napisać książkę, ale zawsze miałam poczucie, że moje zdjęcia będą lepiej wykorzystane w kampaniach i na tym się skupiałam. Wydanie książki to tylko kolejny sposób na dotarcie do nowej grupy odbiorców, kolejny sposób na poszerzenie zasięgu mojej pracy, na zwiększenie wiarygodności jako dziennikarki i fotografki. Skończyłam pierwszą wersję. Obecnie razem z moim wydawcą, Martinem Rowem, redagujemy ją, by była jak najlepsza. Współpracuję również z dwoma niesamowitymi osobami: Paulem Shoebridgem i Michaelem Simmonsem, którzy zajmują się stroną graficzną książki. Jeśli miałabyś podzielić się jedną historią ze wszystkich lat pracy, jaka by to była historia? Tych historii było tak wiele... Wieloma z nich podzieliłam się na stronie “We Animals”, inne opowiadam w ramach “We Animals Humane Education Programs”. Nie chciałabym kończyć historią czegoś, co doświadczyłam, ale czymś, co jest bardzo ważne dla ruchu praw zwierząt. Nauczyłam się, że każdy i każda z nas może użyć swych umiejętności, jakiekolwiek by one nie były, by uczynić świat lepszym zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt pozaludzkich. Nie wiem, kiedy przestano uczyć nas, by pomagać sobie nawzajem, by protestować, gdy dzieje się coś złego. Staliśmy się obojętni. Problemy tego świata znikną tylko wtedy, jeśli poświęcimy więcej i mam na myśli naprawdę WIĘCEJ czasu na pomaganie sobie nawzajem. Jeśli będziemy pielęgnowali w sobie empatię, uda nam się zmienić świat na lepsze, jestem tego pewna. Rozmawiał i tłumaczył: Paweł Brzeziński Aktywista śledczy dzieli się swoją HISTORIĄ U kryte kamery i rejestratory dźwięku przyklejone do ich ciał. Wiedzą, że jedno źle wypowiedziane do innego pracownika słowo może zakończyć się wpadką. Oglądają zwierzęta, które żyją i umierają w najgorszych warunkach, jakie można sobie tylko wyobrazić, ale nie mogą pozwolić sobie na wyrażenie choćby najmniejszych oznak współczucia wobec nich. Aktywiści śledczy, czyli osoby przeprowadzające śledztwa na fermach przemysłowych, żyją w samotności, odcięci od wszystkich znajomych, otoczeni ludźmi, którzy bardzo często czerpią przyjemność z torturowania zwierząt. Żyjąc w ciągłym poczuciu zagrożenia, muszą stawić czoła wyczerpującym godzinom pracy. Dlaczego ktokolwiek podejmuje się tego okropnego zadania? Otóż dlatego, że dokumentowanie okrucieństwa wpływa na zmianę sposobu, w jaki ludzie postrzegają zwierzęta mające stać się ich posiłkiem. A to z kolei ratuje setki tysięcy z nich. Przeprowadzane potajemnie śledztwa ocenia się jako największe zagrożenie dla funkcjonowania chowu przemysłowego, ale życie i motywacje ludzi, którzy się tego podejmują, wciąż pozostają tajemnicą. Ludzie, którzy zawodowo zajmują się przenikaniem otwarteklatki.pl 19 do firm wykorzystujących zwierzęta opisywani byli przez większość osób jako poszukujący prawdy dziennikarze czy oddani aktywiści. Inni przedstawiali ich jednak jako pozbawionych skrupułów propagandzistów, a nawet „terrorystów walczących o prawa zwierząt”. Zgodnie z projektem ustawy “ag-gag” (nowe prawo na szczeblu stanowym, na mocy którego dokumentowanie warunków na fermie przemysłowej bez pozwolenia właściciela zyskałoby status czynu zabronionego) jest utrzymanie w tajemnicy wszelkich okrucieństw dnia powszedniego w przemysłowym systemie produkcji zwierzęcej. W obliczu tego konieczne jest zrozumienie osób przeprowadzających śledztwa, jak również tego, co robią. Pracowałem pod przykrywką przez dwa lata. Oto moja historia. Początki Miałem 25 lat, kiedy rozpocząłem pracę dla Mercy For Animals. Wcześniej byłem analitykiem w prywatnej agencji detektywistycznej na Środkowym Manhattanie, gdzie większość moich dni upływała przy biurku na przekopywaniu baz danych. W tamtym czasie nie byłem w ogóle zaangażowany w ruch obrony zwierząt, aczkolwiek byłem weganinem od czasu, kiedy jako nastolatek dowiedziałem się o chowie przemysłowym. Pewnego dnia, po obejrzeniu w wiadomościach szokujących informacji o śledztwie przeprowadzonym przez MFA, pomyślałem, że sam weganizm to za mało. Skontaktowałem się z Nathanem Runklem z MFA 20 otwarteklatki.pl i zgłosiłem się jako ochotnik do przeprowadzania badań i wyszukiwania informacji na poczet przyszłych śledztw. Zamiast tego Nathan zaproponował mi od razu, abym dołączył do ekipy i zaczął przeprowadzać śledztwa samodzielnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nienawidzę wykorzystywania zwierząt i nie byłem pewny, jak zareaguję w konfrontacji z nim w tak bezpośredni sposób. Co więcej, wiedziałem, że jeżeli zdecyduję się działać w ukryciu, będę musiał zniknąć również z życia w Nowym Jorku i na nieokreślony bliżej czas poświęcić karierę, związek, a nawet kontakty z rodziną i przyjaciółmi na rzecz niepewnego, niełatwego i potencjalnie niebezpiecznego życia w ukryciu. Jednocześnie dręczyło mnie sumienie, bo wiedziałem, że zaproponowano mi niepowtarzalną szansę zrobienia czegoś dobrego. Przede wszystkim garstka aktywistów śledczych stanowiła jedną z sił napędowych wciąż rosnącego ruchu obrony zwierząt. Ich nagrania skłaniały coraz więcej konsumentów do bojkotu produktów pochodzących z ferm przemysłowych i przekonywały ich do humanitarnej, roślinnej diety. Śledztwa wpływały również na politykę korporacji i przesądzały o przegłosowaniu takich inicjatyw, jak chociażby kalifornijska Proposition 2, wskutek czego zrealizowano najpotrzebniejsze zmiany w prawie chroniącym zwierzęta gospodarskie. W kilku wypadkach śledztwa przyczyniły się nawet do ujawnienia przypadków łamania prawa i w konsekwencji zamknięcia takich miejsc. Myślałem nad tym przez kilka tygodni i rozmawiałem z ojcem oraz kilkoma zaufanymi przyjaciółmi. Nie potrafiąc podjąć jednoznacznej decyzji, zaproponowałem układ przeprowadzę jedno śledztwo. Jeżeli jego wyniki nie potwierdzą moich obaw i sytuacja na fermie nie będzie taka zła, jak się spodziewam, powrócę do normalnego życia. Jednak jeśli ustalenia potwierdzą moje podejrzenia na temat tego, że garść skandalicznych zaniedbań udokumentowanych podczas poprzednich śledztw to coś więcej niż odstępstwa od normy - odłożę na bok moje plany i poświęcę się ukazywaniu rzeczywistości chowu przemysłowego. W następnych tygodniach złożyłem w pracy wymówienie, ogoliłem włosy maszynką, zostawiłem całe swoje życie i udałem się do Kalifornii, aby uczyć się od Pete'a doświadczonego aktywisty śledczego, który wystąpił w produkcjach dokumentalnych HBO „Dealing Dogs” („Handel psami”) i „Death on a Factory Farm” („Śmierć na fermie przemysłowej”). Zabrał mnie na targi zwierząt, gdzie uczył mnie, jak posługiwać się ukrytą kamerą i pokazał mi zachowanie i sposób mówienia charakterystyczny dla osób z branży. Kiedy wróciłem do domu, u sympatyzującego wojskowego z East Village zaopatrzyłem się w ukrytą kamerę najnowszej generacji, przepuściłem kupę forsy na strój roboczy Carhartta i skrzynkę z narzędziami z K-Martu oraz podreperowałem półciężarówkę, która od czasów studiów zalegała w garażu mojego ojca. Z mapą regionów ferm przemysłowych w moim laptopie ruszyłem na północ stanu. Przed końcem tygodnia podjąłem swoją pierwszą pracę. Odpowiedziałem na ogłoszenie w Internecie. Było to stanowisko konserwatora na największej fermie mleczarskiej w północno-wschodniej części kraju, Willet Dairy. Aplikowałem tam posługując się moim prawdziwym nazwiskiem, numerem ubezpieczenia i innymi informacjami na temat mojego życia. Powiedziałem im, że mam doświadczenie w obsłudze maszyn i jestem gotowy podjąć tę pracę. Po rozmowie kwalifikacyjnej zaproponowali mi posadę i rozpocząłem karierę jako pracownik fermy przemysłowej. O ile było mi wiadomo, nikomu wcześniej nie udało się dowli kur niosek, świń i drobiu. Być może przemysł mleczny nie jest jeszcze do końca przesiąknięty tymi okrutnymi praktykami. Jednak pod koniec pierwszego dnia zdałem sobie sprawę, że moje nadzieje były złudne. Podczas pracy na fermie dowiedziałem się, że 5000 krów wszystkie swoje dni spędza stłoczone w jałowych, wypełnionych gnojem betonowych oborach. Utrzymuje się je w ustawicznej ciąży poprzez następujące po sobie kolejne sztuczne zapłodnienia i rutynowo faszeruje antybiotykami i hormonami, jak chociażby rBST (rekombinowana somatotropina bydlęca, czyli syntetyczny hormon wzrostu podawany krowom celem zwiększenia mleczności, kontrowersyjny ze względu na negatywny wpływ na stan zdro- pracować pod przykrywką na fermie mleczarskiej, zatem nie byłem do końca pewien, czego mogę się spodziewać. Może, pomyślałem, nie będzie to takie złe jak to, co widziałem na zdjęciach z przemysłowej ho- wia zwierząt; jego stosowanie jest zakazane m.in. w UE i Kanadzie). Co więcej, u krów powszechne są stany zapalne i opuchlizna stawów, gdyż ich nogi nieustannie ocierają się o beton. Zwierzęta te cierpią Pierwszy raz również z powodu ciężkich infekcji wymion. Każdego dnia widziałem jak krowy padają w wieku czterech lub pięciu lat - czyli przeżywszy zaledwie ułamek czasu, który mogłyby przeżyć w naturze - są zostawiane tam aż umrą lub wywozi się je do rzeźni. To samo dzieje się z cielętami, które traktowane są jako produkt uboczny produkcji mleka. Jeżeli nie zamarzną pozostawione bez opieki w blaszanych szopach, trafiają do rzeźni już kilka dni po przyjściu na świat. Krowy są maltretowane, zaniedbywane i wykorzystywane do granic ich możliwości jako maszyny do produkcji mleka, których po wszystkim łatwo można się pozbyć. Jako pracownik techniczny przede wszystkim wymieniałem długie stalowe liny, które przeciągały zgarniacze obornika rozmieszczone wzdłuż betonowej podłogi. To była ciężka, niebezpieczna i obrzydliwa praca, ale każdy mój dzień rozjaśniały krowy, które bacznie obserwowały jak pracuję. Byliśmy sobie wzajemnie wdzięczni za chwilę oderwania się od codzienności. Pomimo schorzeń, były bardzo społeczne, ciekawskie i skore do zabawy. Niestety, mój przełożony nie miał o nich tak dobrego zdania. Phil pracował w tej branży od 20 lat i był głównym bohaterem sadystycznych historii. Kiedy ciekawskie krowy podchodziły do nas, bardzo często bezlitośnie i bez żadnego powodu bił je, używając tego, co akurat miał pod ręką. Kiedy powiedziałem szefostwu o jego zachowaniu, zaczęli się śmiać, jakby wiedzieli o co chodzi. “On lubi postępować z nimi twardo”, powiedział otwarteklatki.pl 21 jeden z nich, “Wyładowuje na nich swój gniew” Pomimo tego, że właściciele fermy wiedzieli, jak Phil postępuje z krowami, nigdy go nie ukarali. Niestety, jego ataki były tak spontaniczne i nieprzewidywalne, że udało mi się zarejestrować tylko jeden z nich. Po sześciu tygodniach stwierdziłem, że widziałem (i sfilmowałem) już wszystko, co chciałem i rzuciłem tę pracę. Następnie zawiozłem wiele godzin nagrań i spisane raporty do prokuratury rejonowej. Załączone było również czterdziestostronicowe doniesienie do prokuratury przygotowane przez Dyrektora Działu Śledztw w Mercy For Animals i prawnika organizacji Compassion Over Killing, zajmującej się działalnością non-profit na rzecz obrony zwierząt. Fermę oskarżono o nagminne naruszanie prawa stanu Nowy Jork z zakresu ochrony zwierząt. Kiedy śledztwo prokuratury ciągnęło się już kilka miesięcy, przekazaliśmy materiał ekipie Briana Rossa z programu telewizyjnego ABC’s Nightline. Opublikowali oni demaskatorski (i wielokrotnie nagrodzony) materiał na temat przemysłu mleczarskiego pod nazwą “Got Milk? Got Ethics?” („Pijesz mleko? A co z etyką?”), który uświadomił miliony widzów tragiczną sytuację krów mlecznych. Wynikający z tego nacisk opinii publicznej zmusił prokuraturę do podjęcia działań. Phil, mój przełożony, dzięki tej jednej udokumentowanej sytuacji został oskarżony i skazany za znęcanie się nad zwierzętami. Niestety, prokurator, powołując się na “powszechnie akceptowane praktyki na fermach 22 otwarteklatki.pl chciałem, by świat zdał sobie sprawę z ogromu tej niesprawiedliwości. Pragnąłem, aby każdy spojrzał w oczy zamkniętego w klatce zwierzęcia i ujrzał, że czuje ono ten sam strach, przerażenie i potencjalnie nawet radość, jak ty, czy ja. Oglądałem młode jałówki i prosięta walczące między sobą i dokazujące w swoich małych pomieszczeniach z betonu i stali. Widziałem ich instynktowny i niezmienny życiowy entuzjazm, który czasami brał górę nad tym okrutnym otoczeniem. Pewnego razu widziałem lochę, która z rozmysłem przeprowadzała ucieczkę z więzienia – obluzowywała językiem zawiasy w swoim kojcu aż do momentu w którym przednia przegroda odpadła. Po wypuszczeniu swoich dzieci, locha zaczęła otwierać przegrodę u kolejnej świni. Jeden z pracowników powiedział mi, że kilka świń aranżowało już takie “uwolnienia” w przeszłości i wszystkie musiały zostać uśpione. Te słodko-gorzkie momenty były bardzo rzadkie. Głównie byłem świadkiem okropnych Błędne koło scen, w których lochy były bite Tej samej wiosny pracowa- metalowymi prętami, aby zmułem przez dwa miesiące na fer- sić je do powrotu do kojców mie świń w środkowej Pensylpo tym, jak pierwszy raz od wanii. Zaraz po tym spędziłem miesięcy miały okazję chodzić. kilka tygodni pracując w sklepie Oglądałem, jak krzyczały ze zwierzętami, gdzie udało mi w rozpaczy, kiedy ich dzieci się zdobyć niezbędną wiedzę były przemocą odrywane od i dostęp do ok. 50 hodowli sutków i kastrowane na ich w Oklahomie, Teksasie i Kanoczach. Oglądałem niezliczoną sas. Następnej zimy pracowailość kur niosek umierających łem na kilku fermach kur niosek z pragnienia, głodu lub takich, utrzymywanych w systemie które zostały zadeptane przez klatkowym w Iowa. W każinne, po tym jak ich złamane dym z tych miejsc odkryłem to nogi lub skrzydła utknęły mięsamo – miliony zwierząt dziedzy kratami klatek. Oglądałem liły los gorszy niż śmierć. Im również krowy, które spędzały więcej widziałem, tym bardziej całe dnie wołając za swoimi przemysłowych”, nie przystał na postawienie zarzutów właścicielom fermy, niemniej Willett Dairy i tak nie udało się wyjść z tej sytuacji bez szwanku. Ich odbiorca zerwał umowę i zostali zmuszeni do zaprzestania amputacji - czy też „kopiowania” ogonów swoich krów. Ponadto Linda Rosenthal, członkini New York State Assembly (Zgromadzenie Stanu Nowy Jork, niższa izba parlamentu stanu Nowy Jork – tłum.) zaproponowała projekt ustawy, mający na celu wprowadzenie zakazu „kopiowania” ogonów bez znieczulenia. Rozwój sytuacji pokazał, że jestem bardziej potrzebny w terenie niż w domu. Życie pod przykrywką było do bani, nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, ale przynajmniej byłem w tym dobry. Teraz, kiedy poznałem prawdę o samym sobie, mogłem wrócić do pracy przy biurku i powstrzymywać się od opowiadania o tym ludziom. Zdecydowałem jednak podjąć się kolejnego zadania. odebranymi cielętami, jakby to przydarzyło się im po raz pierwszy. Dla mnie te wspomnienia obrazują tragedię współczesnej produkcji zwierzęcej. Musisz tylko spojrzeć, aby zobaczyć, że te inteligentne stworzenia ponoszą niewyobrażalne koszty, by zaspokoić nasze przyzwyczajenie do taniego mięsa, jajek i mleka. Oczywiście pracownicy nie są odpowiedzialni za warunki, jakie tam panują. Uczy się ich ignorowania cierpienia zwierząt, kultura pracy opiera się na apatii, często przyzwala się na okrucieństwo. W każdym miejscu spotykałem przynajmniej jedną taką osobę jak Phil, która torturowała zwierzęta dla zabawy. Ci ludzie mieli kłopoty i nawet nie wkładali zbyt dużo wysiłku, aby kryć się z nimi przed innymi pracownikami. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nikt nie próbował ich zatrzymać lub zrobić czegoś więcej niż wytykanie im tych sadystycznych zachowań. To było dziwne, zwłaszcza że większość pracowników twierdziło, że interesuje ich los i stan zwierząt i przyznało, że musiało „przyzwyczaić się” do pracy w oborach. Niektórzy z nich mówili mi prywatnie o powracających koszmarach sennych i chronicznych problemach ze zdrowiem. Wielu z nich myślało o zmianie pracy w przyszłości, ale tłumaczyło się tym, że utknęli tutaj. W odpowiedzi na zaistniałą sytuację musieli stać się nieczuli na to, co robią w ciągu dnia. Od czasu kiedy zostałem nowym pracownikiem stwierdziłem, że nie zaszkodzi mi, jeżeli okażę odrobinę troski. Oczywiście, kiedy zgłaszałem skargę do szefostwa na okrut- ne traktowanie zwierząt ryzykowałem, że wszystko wyjdzie na jaw. Przy każdej okazji i za każdym razem mówiono mi, że muszę do tego przywyknąć. Ostatecznie nauczyłem się, że lepiej trzymać język za zębami. Jeżeli zgłaszasz głośno wątpliwości wiedz, że możesz się tylko wpakować w tarapaty. Pewnego dnia miałem konfrontację z współpracowniczką na fermie niosek dotyczącą mojej troski o zdrowie zwierząt. Sytuacja ta była związana z kurami, które cierpiały na wypadnięcie macicy (macica tych zwierząt częściowo wypadła na zewnątrz i nie było możliwe przywrócenie jej do normalnego stanu). Organy te zaplątywały się pomiędzy kratami, co powodowało powolną śmierć ptaków. Zapytałem, czy jesteśmy zobligowani do zapewnienia im opieki weterynaryjnej. Bez jakichkolwiek jednoznacznych dowodów pracownica oskarżyła mnie o przeprowadzanie śledztwa. Serce podeszło mi do gardła, udawałem poirytowanego i powiedziałem jej, aby dała mi spokój i pozwoliła dalej wykonywać swoją pracę. Od tego czasu pomagałem zwierzętom tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył. Jako weganin i miłośnik zwierząt praktycznie nie potrafiłem pozostać biernym w obliczu tego okrucieństwa. Jednak tego wymagała moja praca. Moja metoda była prosta – nie rób niczego nielegalnego ani niczego, co mogłoby w przyszłości podważyć twoją wiarygodność jako świadka. Robiłem dokładnie to, czego ode mnie oczekiwano. Byłem wzorowym pracownikiem. Kiedy pracowałem, wciąż miałem na myśli to, że nadużycia miałyby miejsce niezależnie od mojej obecności, ale przynajmniej dzięki mnie mogą zostać udokumentowane. Kiedy udało mi się ująć te zaniedbania i nadużycia na filmie dostawałem nagłego zastrzyku adrenaliny i właśnie na tym się wtedy skupiałem. Jednak te doświadczenia wykańczały mnie. Straciłem na wadze, nie mogłem spokojnie spać i zapomniałem, jak nawiązywać relacje z innymi ludźmi. Moje poprzednie życie w Nowym Jorku było już tylko cieniem, podczas gdy moje nowe życie – pełne samotności i tragedii – pozostawało tajemnicą dla wszystkich, których zostawiłem. To tak, jakbym przestał istnieć. Po dwóch latach nie mogłem już dłużej tego robić. Nathan i Pete całkowicie zrozumieli, kiedy powiedziałem im, że mam już dość. Odejście Moja synchronizacja czasowa była perfekcyjna. Miesiąc po moim zwolnieniu grupy interesu związane z hodowlą szczeniąt i produkcją zwierzęcą wysłały biuletyn do swoich członków ostrzegający przed aktywistami śledczymi. Zamieszczono w nim również moje nazwisko i rysopis. Zdemaskowali mnie, ale MFA było już krok dalej. Pete wyszkolił nowego aktywistę, który pracował teraz w tym zakresie. W następnych miesiącach, kiedy pojawiły się materiały z nowych śledztw, grupy interesu zdały sobie sprawę z tego, że potrzebują czegoś więcej niż spóźniona odpowiedź. Jesienią 2010 roku, cztery stany złożyły projekt ustawy, która miała na celu delegaliotwarteklatki.pl 23 zację tajnych śledztw. W niektórych przypadkach prawo to obciąża odpowiedzialnością nie tylko osoby, które takie śledztwa przeprowadzają, ale także każdego, kto udostępnia te materiały na swoim profilu na Facebooku czy Twitterze. Prawodawcy przyjaźni ustawie ag-gag proponowali szereg rozmaitych argumentów – począwszy od ochrony i bezpieczeństwa produkcji żywności, na zapobieganiu włamaniom i kradzieżom bezwodnego amoniaku, przez osoby uzależnione od amfetaminy kończąc – jednak ich prawdziwe zamiary były jasne. W każdym stanie ustawa była opracowana i lobbowana przez potentatów chowu przemysłowego z jasnym celem uciszenia informatorów.Na szczęście ich plan szybko obrócił się przeciwko nim. Media od razu określiły nowe prawo jako zamach na wolność prasy. Przytoczono nasz przykład uświadamiając miliony Amerykanów na temat brudnej wojny, jaką agrobiznes toczy z prawdą. Wszystkie cztery ustawy ostatecznie utknęły w końcowych fazach procesów legislacyjnych. W tym roku siedem stanów zaczęło ponownie zajmować się ustawą ag-gag. W obliczu rosnącej liczby konsumentów wybierających alternatywy wolne od okrucieństwa i zapowiadanych dużych reform w sektorach produkcji jajek i wieprzowiny wydaje się, że prawo ag-gag jest ostatnią szansą przemysłu na powstrzymanie fali nadchodzących zmian. To tylko jeden z elementów walki o możliwość decydowania o tym, jak wiele społeczeństwo powinno wiedzieć o tym, skąd pochodzi nasze jedzenie i co powinniśmy z tym zrobić. Osobiście wycofałem się z pierwszej linii frontu, ale coraz więcej nowych ludzi na nią wstępuje. Nowi aktywiści kontynuują to dla 9 miliardów zwierząt cierpiących na fermach w Stanach Zjednoczonych. Jestem dumny z tego, że kilku z nich mogę wymienić jako swoich przyjaciół i mogę poświadczyć, że są najodważniejszymi i najbardziej oddanymi ludźmi, jakich kiedykolwiek poznałem. Nikt nie jest lepiej wyposażony, by zmierzyć się z tym, czemu oni stawiają czoła. Mam nadzieję, że będziesz ich wspierał/a publikując te materiały, gdzie tylko możesz, pomagając organizacjom takim jak Mercy For Animals, HSUS i Compassion Over Killing, kontaktując się z przedstawicielami władz, jeżeli zajdzie taka potrzeba i oczywiście kontynuując bojkot przemysłu wykorzystującego zwierzęta. W zamian będą wciąż pracować niestrudzenie, aby utrzymać ten przemysł w garści. Cody Carlson, VegNews.com Tłumaczenie: Agata Wilkowska Cody Carlson studiuje obecnie na drugim roku w Brooklyn Law School, współtworzy tamtejszy Law Review (rodzaj periodyku o tematyce prawniczej – tłum.). Dostał A+ z Animal Rights Law. 24 GODZINY dczego e śl ty is w ty k a ia c y ż z Oto jak wyglądał przeciętny dzień, gdy Cody pracował jako aktywista śledczy zatrudniony w Country View Family Farms w Middletown w stanie Pensylwania. 5.00 Budzę się, zakładam na siebie ciuchy i przypinam do siebie wszystkie kable. Jadę na stację paliw Sheetz, kupuję kawę i gazetę. Robię pierwsze ujęcie tego dnia – krótki najazd kamery na stronę tytułową gazety, na której znajduje się data, co pozwala na identyfikację i późniejszą weryfikację materiału. 6.00 Wjeżdżam na podjazd i podbijam kartę pracy. Biorę prysznic, aby usunąć z siebie „zanieczyszczenia” ze świata zewnętrznego i zakładam sterylny strój. Odmierzam porcje kukurydzy i mączki sojowej dla około 100 loch znajdujących się w kojcach porodowych. Moja praca wymaga też tego, abym wykorzystał ten czas, by poszturchać lochy i zmusić je tym samym, by stanęły na nogi, gdyż w przeciwnym wypadku dostałyby odleżyn od przebywania w tej samej pozycji. 7.00 Podaję zastrzyki z tetracykliny i innych sterydów kilku tuzinom loch i prosiąt, które zostały oznaczone jako chore. Wynoszę wszystkie prosięta, które zmarły od wczoraj i zaznaczam przyczynę zgonu w dziennym rejestrze. Większość z nich to „przygniecione” - zostały zmiażdżone pod ciężarem unieruchomionych matek. 8.00 Oglądam, jak inni pracownicy obcinają ogony i dokonują kastracji u około 300 nowo narodzonych prosiąt. Każdemu z nich robię zastrzyki z żelazem, dzięki czemu rany nie ulegną infekcji. Pracownicy nigdy nie wymieniają ostrzy, dlatego pod koniec są wyszczerbione i tępe. Kilka prosiąt natychmiast dostało przepukliny – ich organy wewnętrzne wypadły po przecięciu, więc zostały wyniesione za jedną nogę do “wózka śmierci” w celu zagazowania. 9.00 Dołączam do mojej zwierzchniczki i idziemy wzdłuż kojców porodowych, aby zidentyfikować te prosięta, które nie rosną wystarczająco szybko. Przerzuca kilka z nich do młodszych grup, aby dać im parę dodatkowych tygodni na przybranie masy. Pozostałe wyrzuca do “wózka śmierci”, ruchomego kontenera, w którym uśmierca się prosięta przy pomocy tlenku węgla. Wydaje się, że zabiera to zaledwie parę chwil, ale szybko nadchodzi godzina dziesiąta. “To jest niewiarygodnie okrutne”, mówi do mnie, “ale mówili, że tak mamy robić”. 10.00 Podaję antybiotyki setkom młodych prosiąt, które zostały zaatakowane przez ciężką postać biegunki. 11.00 Przerwa na lunch. W Clif Bar jem kanapkę z sałatą, pomidorem i wegetariańskim kotletem, podczas gdy rozmawiamy o organizacjach prozwierzęcych i prowadzimy spekulacje, który z nas jest tajnym agentem. Kiedy przychodzi moja kolej na oskarżenia, przyznaję się i wszyscy się śmieją. 12.00 Powrót do kojców z pracownikiem, który niesie pistolet ogłuszający. Jedna z loch na „porodówce” od kilku tygodni cierpi z powodu wypadnięcia macicy. Country View nie leczy takich przypadków, dlatego nakazano nam poczekać, aż odchowa małe i potem ją uśmiercić. Macica zmieniła kolor na czarny i przeraźliwie śmierdzi. Już trzeci raz w tym tygodniu okazuje się, że pracownik musi wykonać więcej niż jeden strzał, aby zabić biedną świnię. Nasza zwierzchniczka zaczęła nazywać go “Dwustrzałowiec Jimmy.” 13.00 Zgłosiwszy się jako ochotnik do pomocy w części z kojcami ciążowymi, przyglądam się, jak pracownicy tatuują numery identyfikacyjne lochom. Oglądam, jak maltretują lochy narzędziami do tatuowania zanurzonymi w zielonym tuszu. Kiedy przychodzi moja kolej, udaję że boję się wierzgających loch i wracam do „porodówki”, gdzie daję zwierzętom jedzenie. 14.00 Jak codziennie, pod koniec dnia wszyscy gromadzą się w części z kojcami ciążowymi, aby przeprowadzić sztuczną inseminację. Dzisiaj zapłodnionych zostało około 150 loch. Po skończonej robocie myję się i odbijam kartę pracowniczą. 15.00 Podczas powrotu do domu dzwonię do mojego koordynatora w MFA aby powiedzieć mu, że wszystko ze mną ok i że prześlę mu raport z dzisiejszego dnia. 16.00 Wracam do motelu, ściągam z siebie wszystkie kable i biorę trzeci prysznic tego dnia, podczas gdy materiał wgrywa się na komputer. Poświęcam chwilę na relaks, piwo i obejrzenie wiadomości w telewizji. 17.00 Oglądam materiał z całego dnia i piszę notatki objaśniające, co się dzieje na ekranie, a potem tekst w dzienniku opisujący wydarzenia dzisiejszego dnia. Robię to po to, aby pomóc MFA i prawnikom w zrozumieniu kontekstu materiału wideo. 20.00 Wychodzę na kolację, stolik dla jednej osoby w lokalnej meksykańskiej knajpce. Znajomy z ligi koszykówki siada naprzeciwko mnie, zaczynamy rozmawiać o muzyce i polityce. Kiedy temat schodzi na pracę znajduję wymówkę i idę do domu. 22.00 Podłączam cały sprzęt do ładowania, pakuję jedzenie, ustawiam budzik i idę spać. Jak to możliwe, że ludzie JEDZĄ zwierzęta? O POSTRZEGANIU ZWIERZĄT PRZEZ OSOBY JEDZĄCE MIĘSO W poprzednim numerze biuletynu pisałem o dysonansie poznawczym w kontekście spożywania produktów odzwierzęcych. Dysonans poznawczy to nieprzyjemny stan napięcia wywołany niezgodnością dwóch elementów poznawczych np. zachowania i przekonań. Większość osób uważa się za dobre, nie akceptuje krzywdzenia zwierząt, a jednocześnie jada ich ciała. Ta oczywista niespójność nazywana jest w psychologii „paradoksem mięsa”. W poprzednim numerze omówiłem istniejące w naszej kulturze oddzielenie finalnego produktu od zwierzęcia i jego marnego życia. Oddzielenie umożliwiające ludziom, w społeczeństwie, które potępia krzywdzenie zwierząt, na bycie konsumentami produktów okupionych niewyobrażalnym cierpieniem oraz śmiercią. Równolegle, oprócz unikania konfrontacji z niewygodną prawdą o hodowli zwierząt, w umysłach ludzi działają pewne mechanizmy, które pomagają zmniejszyć uczucie wewnętrznej niespójności. Jednym ze sposobów radzenia sobie z sytuacją krzywdzenia kogoś jest umniejszanie jego 26 otwarteklatki.pl zdolności do odczuwania cierpienia. Wiele przykładów stosowania tej strategii znamy z historii. W czasach kolonizacji niewyobrażalnej brutalności wobec rdzennych mieszkańców towarzyszyło przekonanie, że nie są oni ludźmi. Żyjący w XVI wieku papież Leon X twierdził, że ciężko w pełni zaliczyć mieszkańców nowego świata do gatunku ludzkiego. Dyskusja w obrębie Kościoła na temat tego, czy Indianie mają duszę, trwała do końca XVIII wieku. Podobny schemat odnajdziemy w przypadku niewolnictwa. Przekonanie, że osoby czarnoskóre są w mniejszym stopniu ludźmi, oraz że mają mniejszą zdolność do odczuwania, było jednym z elementów umożliwiających istnienie niewolnictwa. W USA panowało przekonanie, że czarni mają niższy próg bólu. “Co wywołuje u białego ból nie do wytrzymania, Murzyn prawie nie zauważa”, pisał jeden z XVIII-wiecznych autorów1. Umniejszaniu zdolności do odczuwania towarzyszy zazwyczaj porównanie do zwierzęcia. Nazistowska propaganda przedstawiała Żydów jako szczury, które należy wytępić. Dehumanizacja odgrywała kluczową rolę w usankcjonowaniu masowych mordów. Odczłowieczenie może ułatwiać zadawanie cierpienia tylko w przypadku, gdy mniej ludzki, mniej podobny do mnie znaczy mniej istotny. Dlatego też wymaga posiadania antropocentrycznej hierarchii, z człowiekiem na szczycie jako najważniejszym gatunkiem na ziemi. Jest to niestety nadal powszechne, często nieświadome przekonanie. Konsekwencją takiej sytuacji jest to, że symboliczne przeniesienie danego człowieka do kategorii zwierząt mniej ważnych (nie homo sapiens) umożliwia moralne odcięcie się od zadawanej mu krzywdy. Odczłowieczenie usuwa z kręgu moralnej podmiotowości. Przesuwa daną jednostkę w obszar bytów mniej ważnych, których krzywdzenie w mniejszym stopniu „brudzi” sumienie. W ciągu ostatnich kilku lat pojawiły się interesujące badania poruszające kwestię relacji człowieka ze zwierzętami w kontekście jedzenia mięsa. Badania te używają tych samych narzędzi i teorii, które są wykorzystywane w badaniach nad relacjami międzygrupowymi, uprzedzeniami czy dyskryminacją. Dr Michał Bilewicz z Uniwersytetu Warszawskiego wraz z zespołem badaczy przeprowadził badania na wegetarianach, weganach i osobach jedzących mięso na temat stopnia, w jakim przypisują oni zwierzętom zdolność do przeżywania emocji. Pierwsze z serii badań dotyczyło przekonania na temat tego, które emocje są unikalne dla ludzi. Zgodnie z oczekiwaniami osoby jedzące mięso uważały, że istnieje więcej emocji, które tylko ludzie są w stanie przeżywać. W kolejnym badaniu wegetarianie/weganie i osoby jedzące mięso oceniały, jakie emocje mogą przeżywać: w jednej grupie świnie, w drugiej – psy. Wśród wyników istniała tylko jedna różnica – osoby jedzące mięso przypisywały świniom mniejszą zdolność do odczuwania niż wegetarianie i weganie. Różnica nie wystąpiła w przypadku psów, których się w naszej kulturze nie je. Osoby jedzące mięso przypisywały im tyle samo zdolności do odczuwania, co wegetarianie i weganie oraz tyle samo, co ci drudzy świniom. To, że ludzie jedzą świnie wydaje się więc wpływać na ich postrzeganą zdolność do przeżywania emocji, zgodnie z założeniem, że łatwiej je się kogoś/coś, kto/co mniej odczuwa2. W innym badaniu wywoływano negowanie zdolności do odczuwania w warunkach eksperymentalnych, czyli takich, w których badacze manipulują jedną zmienną, a wszystkie inne czynniki pozo- stają jednakowe we wszystkich grupach. Dzięki temu możliwe jest wnioskowanie o istnieniu relacji przyczynowo-skutkowej między zmienną, którą badacze manipulują i drugą, której pomiaru dokonują. W tym eksperymencie pokazywano badanym zdjęcie krowy lub owcy, poprzedzając je różnymi opisami: ta krowa/ owca zostanie przeniesiona na inne pastwisko oraz w drugiej grupie: ta krowa/owca trafi do rzeźni, a następnie do supermarketu jako produkt mięsny dla ludzi. Następnie badani musieli ocenić, na ile krowa lub owca są zdolne do przeżywania 15 stanów umysłowych. Zgodnie z oczekiwaniami przypomnienie badanym o tym, że zwierzęta są hodowane dla pozyskania mięsa sprawiło, że przypisywali im mniejszą zdolność do przeżywania stanów psychicznych3. W innym eksperymencie badani jedli kiełbaski wołowe w jednej grupie, a orzechy nerkowca w drugiej. Następnie zaznaczali spośród wielu zwierząt te, wobec których czują się moralnie zobowiązani. Odpowiadali też na pytanie, jak bardzo krowa zasługuje na moralne traktowanie oraz jak bardzo nieprzyjemne byłoby skrzywdzenie tej krowy. Grupa jedząca wołowinę rzadziej zaznaczała krowę jako zasługującą na moralną troskę oraz uznawała krowę za mniej istotną moralnie. Widać więc, że sam akt zjedzenia mięsa wywołuje zmianę stosunku do zwierzęcia – zmianę, którą, jak się wydaje, najlepiej można tłumaczyć w kategoriach mechanizmu ułatwiającego poradzenie sobie z tym, że właśnie je się część czyjegoś ciała4. Jak pokazało następne badanie, nie trzeba krzywdzić zwierzęcia, by negować jego zdolność do odczuwania. Wystarczy tylko zaliczyć je do kategorii pokarmu. W eksperymencie, który doprowadził do takiej konkluzji, badani oceniali zdolność do cierpienia mało znanego gatunku kangura (Drzewiak Benetta z Papui-Nowej Gwinei). Przedtem czytali jeden z 4 krótkich tekstów o tych zwierzętach. Pierwszy tekst traktował po prostu o życiu kangurów; drugi o tym, że kangury od czasu do czasu umierają na skutek burz z piorunami, które niszczą drzewa; w trzecim tekście ludzie zbierali i zjadali kangury, które umarły na skutek burzy, a w czwartym polowali na nie i zjadali je. Mimo że zbieranie martwych ciał nie wiąże się z zadawaniem cierpienia zwierzętom przez człowieka, to wystąpił taki sam efekt negowania zdolności do odczuwania bólu, jak w grupie, w której ludzie polują na te zwierzęta. W grupie, w której po prostu opisano życie kangurów oraz w tej, w której kangury umierały w trakcie burzy, ale nie były jedzone, badani przypisywali zwierzętom taką samą zdolność do odczuwania. Ludzie nie muszą więc krzywdzić zwierząt, by myśleć o nich jako istotach odczuwających mniej. Wystarczy, by zostały one uznane za pokarm5. Badania te rzucają trochę światła na ludzką irracjonalność w kwestii stosunku do zwierząt i kotletów. Opisane zjawisko z całą pewnością otwarteklatki.pl 27 czyni uczestnictwo w hodowli zwierząt łatwiejszym. Łatwiej jeść kogoś, kto czuje mało bólu oraz niewiele emocji. Ktoś, kto bardziej jest czymś niż kimś, wzbudza mniej emocji, mniej współczucia. Ktoś taki zaczyna stawać się bardziej przedmiotem niż osobą. Analogiczne zjawisko zaobserwowano w stosunku do bezdomnych oraz narkomanów, włącznie z zaobserwowaniem obniżonej aktywności obszaru mózgu odpowiedzialnego za przypisywanie stanów umysłu innym. Badanie z wykorzystaniem fMRI (funkcjonalny Magnetyczny Rezonans Jądrowy) technologii umożliwiającej precyzyjne badanie zmian w aktywności mózgu pokazało, że u wegetarianie i wegan, w przeciwieństwie do osób jedzących mięso, aktywizują się obszary mózgu związane z empatią. U osób jedzących mięso dochodziło za to do aktywizacji ciała migdałowatego związanego ze strachem i obrzydzeniem. Wyższy poziom empatii został równolegle potwierdzony u tych samych badanych za pomocą kwestionariusza6. Co więc możemy zrobić, by ułatwić ludziom postrzeganie czujących istot jako czujących istot? Badania pokazują, że kluczowe znaczenie dla naszej reakcji na cierpienie innych ma ich podobieństwo do nas. Pomiar zmian przewodnictwa skóry pod wpływem wydzielania się potu (reakcja skórno-galwaniczna), będący fizjologicznym wskaźnikiem przeżywania emocji, wykazał istnienie najsilniejszej reakcji na widok cierpiącej małpy, na drugim miejscu znalazł się szop pracz, potem bażant, 28 otwarteklatki.pl a najmniej badani reagowali na przemoc wobec żaby7. W świetle tego badania staje się jasne, dlaczego tak wielu wegetarian, jak się czasem nazywają, je ryby. Duża różnica między nami a rybami zmniejsza ludzką zdolność do współodczuwania. Nauczenie ludzi, by uszanowali to, że można być bardzo innym i nadal być istotnym moralnie, nauczenie ludzi objęcia swoją empatią zwierząt tak różnych od nich może niestety okazać się trudne, w związku z tym może powinniśmy pokazywać ludziom, jak bardzo jesteśmy do innych zwierząt podobni? Na to pytanie spróbował odpowiedzieć Brock Bastian wraz z zespołem naukowców. Badanie unaoczniło, że pokazywanie podobieństw zwierząt do ludzi ma pozytywny wpływ na stosunek ludzi do zwierząt mierzony ilością zwierząt, co do których czują się moralnie zobowiązani oraz ilością przypisywanych zwierzętom stanów umysłu. Warto jednak zauważyć, że pozytywnego rezultatu nie uzyskano przy wskazywaniu na podobieństwo człowieka do zwierząt. Jak się więc okazuje subtelna różnica między "zwierzęta czują ból tak, jak ludzie" a "ludzie czują ból tak, jak zwierzęta" jest istotna jeśli chodzi o wpływ na stosunek ludzi do innych zwierząt8 . Badacze wykazali również, że wraz ze wzrostem pozytywnego stosunku do zwierząt nastąpiła poprawa pod tym względem wobec emigrantów i mniejszości etnicznych. Rezultat ten jest zgodny z wynikami innych badań, które wykazały, że im bardziej ludzie postrzegają zwierzęta jako podobne do człowieka, tym ich stosunek do grup, z którymi się nie identyfikują (emigranci, inne nacje itp.) jest lepszy, tzn. w mniejszym stopniu grupy te są dehumanizowane9. Widać więc, że ludzki umysł rządzi się swoimi prawami, które musimy uwzględniać podczas prób zmiany postępowania innych. Dysonans poznawczy jest jednym z tych obszarów, w których ujawnia się irracjonalność ludzkiego postępowania. Nie jesteśmy komputerami zaprojektowanymi do ciągów poprawnych logicznie operacji. Dynamika funkcjonowania ludzkiej psychiki wynikła w toku milionów lat ewolucji, podczas której liczyła się zdolność do przetrwania i reprodukcji. Ludzie przypisują mniejszą zdolność do odczuwania zwierzętom, które jedzą, bo jest to dla nich korzystne. Chroni przed myślą niebezpieczną dla obrazu siebie jako dobrej osoby, że może jednak postępuję niewłaściwie, może krzywdzę kogoś, kto jest zdolny do odczuwania? Jako społeczeństwo z całą pewnością powinniśmy uczyć o dysonansie poznawczym już w podstawówkach, bo świadomość istnienia takich procesów może uchronić nas przed byciem ofiarą ich dynamiki, a przede wszystkim może uchronić ofiary wszystkich tych, którzy swój dysonans poznawczy rozwiązują w sposób omówiony w tym artykule. W następnym numerze biuletynu omówię zagadnienia związane z psychologią wpływu społecznego. Będą to praktyczne, oparte na empirycznych badaniach, rady dla aktywistów na temat tego, co robić, by skutecznie wpływać na postawy i zachowania innych. Mikołaj Szulczewski Winchell, 1880, p. 178 za. Plosu 2003 s.523 2. Bilewicz, M., Imhoff, R. & Drogosz, M., The humanity of what we eat. Conceptions of human uniqueness among vegetarians and omnivores. European Journal of Social Psychology, 2011, 2, 201–209 3. Bastian B, Loughnan S, Haslam N, Radke HR. Don’t mind meat? The denial of mind to animals used for human consumption. Pers Soc Psychol Bull. 2012 4. Loughnan S, Haslam N, Bastian B. The role of meat consumption in the denial of moral status and mind to meat animals. Appetite. 2010 5. Bratanova B, Loughnan S, Bastian B. The effect of categorization as food on the perceived moral standing of animals. Appetite. 2011 Aug 6. Filippi, M., Riccitelli, G., Falini, A., Di Salle, F., Vuillemeumier, P., Comi, G., et al. (2010, May). The Brain Functional Networks Associated to Human and Animal Suffering Differ among Omnivores, Vegetarians and Vegans. PLoS ONE, 5(5), 1-9. 7. Plous, S., Psychological mechanisms in the human use of animals. Journal of Social Issues 49, 1993, 11-52. [Updated 2003 version] 8. Bastian B., Costello K., Steve Loughnan & Hodson G.(2011). When Closing the Human-Animal Divide Expands Moral Concern: The Importance of Framing. Social Psychological and Personality Science 9. Costello, K., & Hodson, G. (2010). Exploring the roots of dehumanization: The role of animal human similarity in promoting immigrant humanization. Group Processes & Intergroup Relations. 1. O brazek (albo logo, jeśli wolicie tak je nazywać) towarzyszący temu wpisowi reprezentuje etyczną filozofię, która została wyrażona wizualnie. Został stworzony niedawno, na bazie projektu t-shirtu promowonego dawno temu (czyli w późnych latach 80.) przez pewien popowy zespół. Projekt przedstawiał krowę, nad którą widniał napis o treści "cool as fuck". Wielu ludziom ten t-shirt się wtedy naprawdę podobał i mnóstwo osób chętnie go nosiło. Ten obrazek tworzy ze swojego poprzednika coś innego. Jest gotowy do użytku w tym sensie, w jakim rozumiał to Marcel Duchamp1. Właśnie dlatego "podpisałem" go jako R Nott – ponieważ my (w sensie zbiorowego "ja") nie "naśladujemy" czegokolwiek, ale tworzymy coś nowego. Jest to transformacyjne, symboliczne z punktu widzenia siły sztuki – tworzenie z jednej rzeczy nowej za pomocą subwersji. To jest nowe, ponieważ mówię, że jest. Ten obrazek celowo stworzono po to, by prowokował. Można stwierdzić, że swobodne przeklinanie w taki sposób jest obraźliwe. Więc po co to wszystko i co w zasadzie znaczy "vegan as fuck"? Chciałbym, aby zarówno weganki i weganie, jak i nieweganki i nieweganie to zrozumieli. Zajmijmy się jednak najpierw tymi drugimi. To stwierdzenie jest celowo prowokujące – ma uderzać prosto w twarz tak bardzo, jak to tylko możliwe. Prawdę mówiąc mam gdzieś to, czy ludzie poczują się dotknięci z jego powodu. Powiem więcej – z radością urażam nim niewegan i nieweganki. Dlaczego? No cóż, to tylko słowa, tylko wyrażenie, tylko logo, tylko obrazek. Jeśli ludzie czują się tym dotknięci, to czeotwarteklatki.pl 29 mu w takim razie nie dotyka ich całe okrucieństwo, rozlew krwi i śmierć – to, co w ich imieniu spotyka zwierzęta pozaludzkie w każdym momencie każdego dnia każdego roku? Jeśli ktoś nie jest weganinem lub weganką (a smutna prawda jest niestety taka, że przeważająca większość społeczeństwa nie jest), to tym samym konsumuje produkty, którymi tak bardzo gardzę. Wspiera praktyki, przez które gotuje się we mnie krew. To właśnie ci ludzie umożliwiają zarabianie firmom i osobom bezpośrednio robiącym rzeczy, które tak bardzo wstrząsają moją wrażliwością. Jeśli ktoś nie jest weganinem lub weganką, to jest tym samym za przemocą w rzeźniach, za brutalnością przemysłu mleczarskiego, za grozą przemysłu drobiarskiego, za niewyobrażalną przemocą mającą miejsce na fermach przemysłowych. Za dewastacją mórz i pustoszeniem oceanów, za niszczeniem lasów tropikalnych, za zanieczyszczaniem lądów i wód. A także za potwornym marnotrawieniem ograniczonych zasobów wody i żywności – w czasie, kiedy miliard ludzi jest spragnionych i niedożywionych, na skraju śmierci głodowej. I w końcu jest też za bezwzględnym zabijaniem rok po roku miliardów jednostek pogrążonych w cierpieniu, bólu i strachu. I właśnie tym czuję się dotknięty. Kiedy chodzę między półkami w supermarkecie i widzę równe rzędzy niedawno zapakowanych, pokrojonych w plastry martwych ciał, doskonale zdaję sobie sprawę z tragedii i cierpienia, strachu i bólu prze- 30 otwarteklatki.pl żywanych przez te zwierzęta w czasie ich celowo skróconych żyć i pełnego przemocy umierania. I kiedy patrzę na ludzi, którzy z roztargnieniem przepatrują te czyste opakowania, tak swobodnie, tak obojętnie, wybierając dla siebie kawałki "mięsa", to właśnie tym czuję się dotknięty. Kiedy idę na najbliższą mojego domu stację londyńskiego metra, pierwszą rzeczą, jaką widzę rano w drodze do pracy, jest sklepik z kanapkami oznaczonymi jako: szynka, ser, szynka z serem, kurczak, indyk i krewetki. Następną są znudzeni podróżni leniwie kupujący kawałki martwych ciał i pochodzące z nich płyny. To właśnie tym czuję się dotknięty. Kiedy czytam w porannej gazecie, że pięć najpopularniejszych kanapek w tym cholernym kraju zawiera "kurczaka" jako składnik, to właśnie tym czuję się dotknięty. Pozwolilem sobie na zdobycie wiedzy o niewiarygodnym okrucieństwie stojącym za tymi wszystkimi ładnie zapakowanymi produktami, tak wszechobecnymi i łatwo dostępnymi, z nazwami ("szynka", "wieprzowina", "ser", "jagnięcina", "wołowina", "cielęcina") i obrazkami nonszalancko pokazywanymi wszędzie, gdzie się nie spojrzy – w sklepach, gazetach, telewizji. I kiedy widzę tak wielu ludzi, którzy dali się do tego przekonać i którzy każdym swoim zakupem podtrzymują i wzmacniają niewiarygodne okrucieństwo wobec niewinnych zwierząt – to właśnie tym czuję się dotknięty. Więc tak naprawdę nawet mnie cieszy bycie po tej "obraźliwej" stronie i celowe prowokowanie; naprawdę mam to gdzieś, że nieweganie i nieweganki czują się dotknięci tym obrazkiem... Jestem już zmęczony chodzeniem na palcach dookoła tych problemów, siedzeniem cicho, byciem potulnym i łagodnym w kwestii tego, dlaczego jestem weganinem. Mam dość starań o to, by przypadkiem nie obrazić delikatnej wrażliwości jakiegoś mięsożercy. Mam też dość przepraszania za mój weganizm, traktowania go jako pomyłki czy osobistego dziwactwa. Już wystarczy, nigdy więcej. Wykorzystywanie, torturowanie i zabijanie miliardów zwierząt pozaludzkich jest horrorem o przerażających rozmiarach, obrzydliwym i szokującym. Jestem po prostu przerażony tym, że jest tak wiele cholernie obojętnych wobec tego ludzi, zachowujących się tak, jakby problem w ogóle nie istniał. Ludzi, którzy wydają się w ogóle nie być tym dotknięci, zupełnie, nawet odrobinę. No tak. Łącząc słowo "ve- gan" ze słowem "fuck", chcę szokować ludzi. Chcę nimi potrząsnąć, aby wypadli ze swojego sennego samozadowolenia, chcę wybudzić ich z bezczynnej uległości, w której się pogrążyli. Wiem, że nie powinni mnie dziwić ludzie obojętni wobec ogromnego okrucieństwa, bestialstwa i strat związanych z tak zwaną "produkcją zwierzęcą". I nie dziwią mnie – takich ludzi było już zbyt wielu. W zupełnie innej sytuacji, ale z podobnego powodu, Wilfred Owen poczuł się zmuszony do napisania następujących słów: But cursed are dullards whom no cannon stuns, That they should be as stones. Wretched are they, and mean With paucity that never was simplicity. By choice they made themselves immune To pity and whatever mourns in man (Wilfred Owen, Insensibility2, 1918) Poczuł się zmuszony do napisania tego, bo był zszokowany i głęboko urażony pod względem moralnym tym, że ludzie "powracający do domu", jakim była Wielka Brytania, byli całkowicie obojętni wobec rzezi, koszmaru i strat spowodowanych przez wojnę na froncie zachodnim. Szokujący fakt, że wielu ludzi pozostało beztroskich, nieczułych i obojętncych wobec nieszczęść, przemocy i piekła znoszonego przez mężczyzn w okopach był dla Owena niczym innym, jak tylko dowodem na kompletny upadek wartości i człowieczeństwa. Teraz, w zupełnie innej sytuacji, ale z bardzo podobnego powodu, zmuszony jestem stwierdzić prosty i okrutny fakt, że nieweganie i nieweganki w naszym społeczeństwie z własnego wyboru uczynili siebie samych odpornymi na tą całą niewiarygodną, podłą przemoc, której ofiarami są codziennie miliony zwierząt pozaludzkich. A to wszystko w imię zysku, przyjemności ("Nie mógłbym żyć bez kotleta”!) i rzekomego postępu nauki (barbarzyństwo naszych instytucji zajmujących się "badaniami biomedycznymi"). Aby zaspokoić pragnienie czegoś do jedzenia, nowych butów, płaszcza lub ulepszonej wersji starego leku, ludzie postanawiają pozostać głupcami. Niczym kamienie, nawet w zderzeniu z krzykiem agonii pozostają niewzruszeni. Nie rozumiem systemu wartości ludzi odpornych na cierpienie niewinnych i bezbronnych zwierząt, które są dosłownie na naszej łasce i niełasce. A my, zamiast im tę łaskę okazać, dajemy im kopniaka w twarz i wbijamy nóż w gardło. Nie rozumiem, w jaki sposób ludzie ci mogą usprawiedliwiać ten horror i być z niego zadowoleni. A więc: jeśli ktokolwiek ma zobaczyć ten obrazek i poczuć się dotknięty, to naprawdę mnie to nie obchodzi. Ale obrazek mają zobaczyć także weganie i weganki. Jaką wiadomość im przekazuje? Mam nadzieję, że da do zrozumienia, kim jako weganie i weganki jesteśmy i co sobą reprezentujemy. W mediach i w głowach wielu ludzi już od dawna jest zakorzeniony stereotyp weganina czy weganki - kogoś nieco roztrzepanego, prawdopodobnie typowego osobnika z klasy średniej, albo też kogoś trochę "alternatywnego": czarne ubrania, farbowane włosy, za dużo wolnego czasu, który można tracić na takie błahostki jak tworzenie tysiąca i jeszcze jednego przepisu na kotlety sojowe. Patrząc z punktu widzenia ogółu społeczeństwa, weganie i weganki są trochę problematyczni - nieco dziwni, najlepiej zostawić ich w spokoju; są zbyt nudni, by dobrze czuć się w ich towarzystwie. Wciąż myślą o małych, puszystych króliczkach, z uporem maniaka psują imprezy i piją tylko sok marchwiowy lub pomarańczowy. Stojąc w kącie i podpierając ściany, uśmiechają się blado i tęsknie rozmyślają o szaroburych ubraniach z naturalnych tkanin. Jednak w rzeczywistości wygląda to zupełnie na odwrót. Jesteśmy fajniejsi. O wiele, wiele fajniejsi. Nie wspieramy rozlewu krwi na światową skalę, pełnego przemocy więzienia, bicia i kopania niewinnych istot. Nie akceptujemy i nie kiwamy głową ze zrozumieniem, gdy widzimy podrzynanie gardeł, gotowanie i mielenie żywcem świadomych istot wrażliwych na ból. Jesteśmy zbyt fajni, by brać udział w czymś takim. Nie rozsiadamy się wygodnie i nie pozwalamy się udobruchać litanią kłamstw na temat tego, jak to niby hodowla zwierząt jest dla nich dobra. Nie łykamy bajek, od których robi nam się niedobrze - bajek na temat szczęśliwych zwierząt i ich dobrostanu na fermach ekologicznych. otwarteklatki.pl 31 Nie przekonują nas kłamstwa firm i lobbystów przemysłu spożywczego, że powinniśmy jeść mnóstwo ryb albo innego "mięsa", pić dużo mleka i obżerać się jajkami, bo niby jest to dla nas takie zdrowe. Ale ci, którzy nam mówią to wszystko, napychają sobie kieszenie pieniędzmi, podczas gdy ludzie napychają swoje żołądki cholesterolem. Nie jesteśmy tacy głupi, by dać się na to nabrać. Nie karmimy swoich ciał jedzeniem, o którym wiemy, że jest największą przyczyną zmian klimatycznych i głównym powodem, dla którego ścinamy lasy deszczone, wypalamy je i obracamy w nicość całe życie, które do tej pory w nich kwitło. Nie kieruje nami obsesja wydzierania z dna każdej żyjącej istoty, pływającej i pełzającej w odmętach, po czym zostaje tylko pustynia, zupełnie pozbawiona bogactwa i wspaniałości życia, które kiedyś na niej tętniło, a teraz go już po prostu nie ma – ani tu, ani nigdzie indziej. Jesteśmy o wiele za mądrzy, by zaśmiecać jedyną planetę, jaką mamy. Nie popijamy płynów laktacyjnych przeżuwaczy, nie ślinimy się na widok mleka przeznaczonego dla noworodków, które są zarzynane na tanie mięso, a których zrozpaczona matka jest ponownie zapładniana w niekończącycym się cyklu macierzyńskiej niedoli. Zbyt wcześnie wysysa ona z niej wszelkie życie, aż wreszcie następuje śmierć w imię białego płynu w misce płatków albo filiżance kawy. Nie robimy tego, bo po prostu nie jesteśmy na tyle okrutni i bez serca, by kraść jedzenie, od którego zale- 32 otwarteklatki.pl ży życie noworodka i by odrywać młode od ich matek, a matki od młodych. Nawet przez minutę nie wierzymy w oburzające kłamstwa, rozpowszechniane przez przemysły medyczne i farmaceutyczne, które zarabiają miliardy dzięki podtrzymywaniu starych mitów na temat tego, jak bardzo te miliony eksperymentów na zwierzętach są przydatne dla ludzi. Nie zważają przy tym na to, że pomimo owych milionów eksperymentów, czwartą najczęstszą przyczyną śmierci w tym kraju jest faszerowanie się testowanymi na zwierzętach lekami. Wybaczcie, ale nie: sięgnęliśmy po badania, przeanalizowaliśmy dane, przeliczyliśmy szokującą ilość zwierzęcych i ludzkich ofiar. Sami wiemy, gdzie leży prawda. a n e i n i w Ś y m a h a B N iedawno przez przypadek zobaczyłem poruszające zdjęcia świń odpoczywających na tropikalnych plażach na Bahamach. Warunki, w których żyły te zwierzęta, były dla mnie oburzające. Gdy ja siedzę w czytelni zakurzonej, pozbawionej słońca biblioteki w pokrytym mgłą San Francisco, one kąpią się w ciepłym, karaibskim morzu. Cóż za niesprawiedliwość! Odkładam na bok słabe żarty przelotne spojrzenie na tą świńską utopię skłoniło mnie do myślenia o tym, jaką rolę w naszej retoryce zajmują pojęcia bólu i przyjemności Myślimy zbyt niezależ- (gdy mówię o retoryce, mam na nie, jesteśmy zbyt mą- myśli wszystko, co wykorzystujemy do zakomunikowania drzy, zbyt świadome, zbyt etyczni, zbyt mo- naszego przekazu - czy to słowa, ulotki czy filmy). Retoryka ralne. ruchu przeciwko hodowaniu zwierząt w celach żywnościowych jest przepełniona cierpieZa bardzo nam zależy, mamy w sobie za dużo współ- niem, podczas gdy zwierzęca czucia. Jesteśmy zbyt porząd- radość jest boleśnie nieobecna. Uważam, że usuwając przyni, zbyt radykalne, zbyt rewojemność zwierząt z naszej lucyjni, i po prostu zbyt fajne, retoryki przegapiamy szansę by dać się nabrać na to całe na ukazanie zwierząt hodowlagówno. Jesteśmy weganami nych jako jednostek i - co może i wegankami i mamy ku temu cholernie dobre powody. Jeste- być zaskakujące - dzięki temu lepiej wyrazić ich cierpienie. śmy weganami i wegankami Gdy ludzie widzą materiały w pełnym znaczeniu hasła "veprzedstawiające zwierzęta hogan as fuck". Tłumaczenie dowlane, ściśnięte w mikroskoNatalia Kołodziejska pijnych klatkach lub okaleczane bez znieczulenia, zazwyczaj są mniej poruszeni, niż gdyby ofiaPoniższy tekst pochodzi ze rami były psy lub koty. Wydaje strony http://www.richarddemi się, że dzieje się tak w dużej boo.com. mierze dlatego, że nie postrzegają zwierząt hodowlanych jako jednostek. Jednostki mają osobowości, preferencje i potrzeby. W oczach przeciętnego człowieka zwierzęta hodowlane po prostu jedzą i poruszają się w tą i z powrotem. Moje doświadczenie sugeruje, że efektywnym sposobem na indywidualizowanie zwierząt jest pokazywanie ich szczęścia oraz zachowań w naturalnym dla nich środowisku. Gdy opisujemy cierpienie zwierząt hodowlanych, koncentrujemy się na tym, co ktoś im robi. Gdy natomiast opisujemy przyjemność zwierząt, koncentrujemy się na tym, co robią lub co lubią robić, zmieniając je z obiektów na podmioty, z rzeczy na jednostki. Inną efektywną metodą na indywidualizowanie zwierząt hodowlanych jest koncentrowanie się na ich inteligencji1. Badanie przeprowadzone w 2012 roku przez psychologów z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej koncentrowało się na postrzeganych cechach różnych gatunków zwierząt, które zniechęcały ludzi do ich spożywania. Badacze odkryli, że postrzegana inteligencja silniej decydowała o zniechęceniu do zjedzenia danego gatunku zwierzęcia, niż jakakolwiek inna cecha, w tym intensywność cierpienia2. To przekonanie nie zmieniało się w zależności od regionu, w którym przeprowadzano badanie. Ponieważ ludzie generalnie nie wiedzą o tym, że większość zwierząt hodowlanych jest tak samo inteligentna, jak psy czy koty, musimy w naszej retoryce kłaść większy nacisk na inteligencję. Większość cierpienia zwierząt hodowanych przemysłowo wynika z tego, czego nie mogą robić. Zwierzęta hodowlane regularnie pozbawia się podstawowych potrzeb, które – jeśli zaspokojone – przynoszą zadowolenie, a jeśli zwierzęta są ich pozbawiane – cierpienie. Problem polega na tym, że jeśli większość ludzi nie wie o tych potrzebach, nie porusza ich fakt, że zwierzęta hodowlane są ich pozbawiane. Przyjrzyjmy się kurom w hodowli klatkowej: nie mogą dziobać, muskać piór, budować gniazd, chodzić, czy nawet rozprostować skrzydeł. Mimo to, ich naturalne popędy nie zanikają. Kura hodowana klatkowo czasami będzie próbowała kąpać się w kurzu, którego brak powoduje ocieranie podbrzusza o ostre krawędzie klatki i tworzenie się ran. Kilka lat temu, po opublikowaniu wyników tajnego śledztwa przeprowadzonego na fermach jaj, United Egg Producers (UEP), stowarzyszenie producentów jaj, zareagowało opublikowaniem własnych materiałów. Ich film prezentował nieskazitelnie czyste klatki, bez kur uwięzionych w drucianych oczkach klatek i tonących w balach z odchodami3. Aby taki film mógł wywrzeć wrażenie na opinii publicznej, nie może ona mieć pojęcia o najbardziej podstawowych potrzebach kur. Tylko wtedy okrucieństwo wobec zwierząt, wbudowane w ten system – uwięzienie kur w klatkach tak małych, że nie mogą nawet rozprostować skrzydeł – pozostaje niezauważone. Wyobraźmy sobie film przedstawiający ludzi poupychanych w mikroskopijnych klatkach, tak małych, że nie mogą oni wstać, ani się obrócić. Równocześnie lektor o głosie przepełnionym entuzjazmem zachwala ich życie przepełnione luksusem: „Klatki są nieskazitelnie czyste, a ludzie mają dostęp do nielimitowanego źródła pokarmu”. Gdyby ludzie byli świadomi podstawowych potrzeb zwierząt hodowlanych, filmy PR-owe dotyczące chowu klatkowego czy kojców porodowych byłyby odbierane przez opinię publiczną jako równie absurdalne. Szkody, jakie powoduje nieświadomość dotycząca potrzeb zwierząt to nie tylko skuteczne uwodzenie filmami PR-owymi produkowanymi przez przemysł; nieświadomość ułatwia również bagatelizowanie odkryć dokonywanych na fermach przez aktywistów. Na filmach przedstawiających te odkrycia nierzadko widać pracowników znęcających się fizycznie nad zwierzętami oraz zwierzęta z poważnymi uszkodzeniami ciała, spowodowanymi warunkami życia odbiegającymi od naturalnych. Widzowie czasami zakładają, że materiał filmowy został specjalnie dobrany i że tego typu sytuacje są rzadkie. Gdyby jednak rozumieli okrucieństwo wpisane w uwięzienie, uznaliby warunki panujące na fermach przemysłowych jako skandaliczne, niezależnie od tego, jak często dochodziłoby do tortur czy urazów fizycznych (na przykład: rutynowe i zamierzone okaleczanie wrażliwych części ciała bez środków znieczulających zasługuje na miejsce w naszej retoryce). Nasza kolektywna cisza dotycząca zwierzęcego szczęścia oddaje przemysłowi wyłączność na prezentowanie opinii publicznej tego, co zwierzęta hodowlane chcą i potrzebują. Ich przyjemność jest często ograniczana do jedzenia i to wyłącznie w sensie ilościowym – tak jakby spożycie tony jedzenia było wyłącznym determinantem dobrego życia4. Wiele osób jest przekonanych, że jedyne, czego potrzebują zwierzęta hodowlane – w szczególności świnie – to nieograniczony dostęp do jedzenia. Gdyby jednak fakt, że świnie są zwierzętami z silną potrzebą eksploracji i na wolności przemierzają dziennie około dziesięć kilometrów, był powszechnie znany, ludzie dostrzegliby niesprawiedliwość w więzieniu maciory w kojcu o szerokości 60 centymetrów 34 otwarteklatki.pl - tak małym, że nie jest ona w stanie się nawet obrócić. Gdyby ludzie wiedzieli, że naturalna dieta świń jest bogata i składa się z aż 50 rodzajów owoców, byliby zniesmaczeni tym, że świnie karmi się kwaśnym, wzbogacanym o hormony śrutem kukurydzianym – i niczym więcej. Gdyby ludzie wiedzieli, że dzikie świnie żyją w małych, zgranych grupach i na noc budują grupowe gniazda, byliby zszokowani tym, że świnie utrzymywane są w pojedynczych kojcach czy zagrodach razem z setkami innych świń. Dopóki naturalne zachowania i przyjemności zwierząt hodowlanych nie otrzymają więcej miejsca w naszej retoryce, trudno będzie nam indywidualizować zwierzęta hodowlane i naprawdę przekazać ich cierpienie5. Jeśli przygotowujesz prezentację, ulotkę czy film na temat chowu przemysłowego, postaraj się zawrzeć w nim również obrazy zwierząt hodowlanych w ich naturalnym środowisku i podkreślić ich poziom inteligencji6. To pozwoli ukazać zwierzęta jako jednostki oraz – na zasadzie kontrastu – uwypuklić poziom ich cierpienia. Polecam również, abyście spędzili trochę czasu ze zwierzętami hodowlanymi, w szczególności w sanktuarium dla zwierząt hodowlanych. Dzięki temu poznacie, jak się zachowują i jakie są na wolności. Przywołując osobiste doświadczenia ze zwierzętami hodowlanymi zwiększycie waszą wiarygodność, gdy mówicie o tym, kim są i czego potrzebują. Ben Davidow (oryginalnie tekst ukazał się w e-booku Uncaged: Top Ac- tivists Share Their Wisdom on Effective Farm Animal Advocacy, który można kupić tutaj.) Tłumaczenie: Marta Paciorkowska Tłumaczenie przypisów: Natalia Kołodziejska Nawet jeśli przyjąć pogląd, że inteligencja nie ma znaczenia dla statusu moralnego (z czym ja zdecydowanie się zgadzam), to inteligencja zwierząt wciąż jest częścią naszej retoryki, ponieważ mówienie o niej działa to na ludzi. 2. Ruby, Matthew B., and Steven J. Heine. “Too Close to Home: Factors Predicting Meat Avoidance.” Appetite (2012). 3. Tutaj znajduje się podobny film. 4. Nie wydaje mi się, by ten mit powstał tak po prostu, albo przede wszystkim, dzięki wysiłkom przemysłu mięsnego. Prawdopodobnie tworzył się przez całe pokolenia osób jedzących mięso, które musiały uprzedmiotawiać zwierzęta, aby łatwiej im było je jeść. Jednak bez względu na jego pochodzenie, mit ten idealnie współgra z interesami przemysłu, którego celem jest produkowanie jak największej ilości mięsa w jak najkrótszym czasie. 5. Inną korzyścią płynącą z pozytywnych obrazów jest to, że łagodzą one siłę obrazowania. Może to sprawić, że więcej osób będzie od razu otwartych na przekaz Moje doświadczenie pokazuje, że jeśli ludzie są obciążeni przerażającymi obrazami, to raczej zamykają się na to, co widzą. Jednak jeśli te ponure obrazy przedstawi się obok pozytywnych, to mogą one zostać lepiej odebrane. 6. Jedną z prezentacji na temat chowu przemysłowego, które wywarły na mnie największe wrażenie, była prezentacja Nathana Runke’a, założyciela Mercy for Animals. Przed pokazaniem jakiegokolwiek drastycznego obrazu przytoczył on badania dotyczące inteligencji zwierząt wykorzystywanych w hodowli. Zacytował na przykład badanie, z którego wynikało, że świnie umieją grać w proste gry wideo i w niektórych przypadkach osiągać tak dobre wyniki jak szympansy. Patrz: Helft, Miguel. „Pig Video Arcades Critique Life in the Pen.” Wired 6 czerwca 1997 1. DLACZEGO KOCHAMY PSY, JEMY ŚWINIE I NOSIMY KROWY? Już sam tytuł książki "Why We Love Dogs, Eat Pigs and Wear Cows. An Introduction to Carnism – the Belief System That Enables Us to Eat Some Animals and Not Others." autorstwa Melanie Joy bardzo dużo mówi o poruszanej w niej problematyce. Autorka wprowadza pojęcie karnizmu – przeciwieństwa weganizmu, niewidzialnej ideologii umożliwiającej ludziom traktowanie pewnych zwierząt jako pożywienia, a innych jako przyjaciół. Książka przedstawia problem wykorzystywania zwierząt przez człowieka z innego punktu widzenia niż zwykle się to robi. Nie mówi bowiem o tym, dlaczego ludzie wybierają (lub powinni wybrać) wegetarianizm czy weganizm, a raczej o tym, dlaczego tego nie robią. "Why we Love Dogs..." próbuje odpowiedzieć na to pytanie, patrząc na nie z punktu widzenia psychologii społecznej. Autorka opisuje mechanizmy występujące w relacjach między człowiekiem a resztą zwierząt, a także rolę autorytetów i presji społecznej w podtrzymywaniu obecnej sytuacji. "Why we Love Dogs..." można polecić wszystkim, którzy chcą spojrzeć krytycznie na rzeczywistość i zrozumieć, dlaczego czasami przekonywanie ludzi do zaprzestania jedzenia mięsa jest takie trudne. Jeśli chcemy traktować obecnych karnistów jako potencjalnych sprzymierzeńców, którzy mogą przecież przestać jeść mieso, dobrze jest rozumieć mechanizmy rządzące ich zachowaniami. W tym właśnie książka Melanie Joy sprawdza się doskonale. Natalia Kołodziejska Strona o karnizmie: http://www.carnism.org/ LIFEHACKER. JAK ŻYĆ I PRACOWAĆ Z GŁOWĄ. Aktywiści i aktywistki działają pod dużą presją. Zawsze jest za dużo rzeczy do zrobienia, za mało czasu, za mało rąk do pomocy. Do tego, działanie na rzecz zwierząt w obecnych czasach polega w dużej mierze na spędzaniu godzin przed komputerem. Pisanie maili, planowanie, tłumaczenia, wyszukiwanie informacji, aktualizacja strony... Jednocześnie półki księgarni pełne są książek, które obiecują nam rozwiązanie wszystkich problemów związanych z produktywnością i robienie wszystkiego w krótkim czasie. Na tle tego typu pozycji Lifehacker jest pozycją dość wyjątkową. Nie ma tutaj żadnego spójnego systemu, który trzeba wcielić w życie od A do Z. Mamy za to prezentację całej serii tzw. lifehacków – prostych rozwiązań związanych z używaniem komputerów. Pomysły dotyczące konfiguracji popularnych programów albo obsługi aplikacji mają na celu usprawnienie codziennych czynności i bardziej sensowne uporządkowanie danych lub wiadomości. Każda „sztuczka” opatrzona jest informacją na temat systemu operacyjnego w którym może być zastosowana oraz poziomem trudności. Oba tomy książki dotyczą na tyle różnorodnych kwestii, że na pewno każdemu uda się coś wygrzebać dla siebie i – mamy nadzieję – zastosować nowe umiejętności w praktyce, aby jeszcze efektywniej działać na rzecz zwierząt. Dobrusia Karbowiak 1 http://helion.pl/ksiazki/lifehacker-jak-zyc-i-pracowac-zglowa-wydanie-iii-adam-pash-gina-trapani,lifeha.htm 2 http://helion.pl/ksiazki/lifehacker-jak-zyc-i-pracowac-zglowa-kolejne-wskazowki-adam-pash-gina-trapani,lihakw. htm otwarteklatki.pl 35 a kiedy mówimy boimy się że nasze słowa nie będą wysłuchane ani dobrze przyjęte jednak kiedy jesteśmy cicho nadal się boimy dlatego lepiej jest mówić pamiętając że nigdy nie było nam przeznaczone przetrwać Audre Lorde „Czarny Jednorożec”