Christine - Copernicus Securities SA
Transkrypt
Christine - Copernicus Securities SA
GRUPA COPERNICUS NUMER 6/2011 str. 5 Maciej Samcik Czy Polacy wreszcie dojrzeli do funduszy? str. 8 Asset Management Banki w kłopotach? Czas na indywidualne strategie inwestycyjne Christine Lagarde SIĘ NIE BOI %_3_2011.indb I 11-12-13 12:29 edytorial Fot. na okładce: Corbis; fot.: materiały prasowe Grupy Copernicus, Shutterstock Warto trzymać się obranej i przemyślanej wizji Z acznę poważnie, bo sytuacja tego wymaga. Europa potrzebuje wizjonerów, którzy przeprowadzą ją przez wyzwania, jakie stoją przed nami wszystkimi. Jestem przekonany, że na bieżąco śledzą Państwo wydarzenia na rynkach finansowych, więc nie będę przedstawiał faktów. Zastanówmy się, czy Merkozy jest (są?) w stanie zaproponować rozwiązania, które pozwolą Staremu Kontynentowi uporać się z problemami. Mam obawy. Mój zwyczajowy optymizm jest obecnie utemperowany przez nowomowę, która wydobywa się z ust europejskich polityków przyzwyczajonych do luksusu i rozrywek. Zamiast zdefiniować problem i szybko zaaplikować lekarstwo, politycy usiłują grać na zwłokę i przekonują rynki, że nie mają się czego obawiać. A czas ucieka. Jak w związku z tym inwestować? Ostrożnie, biorąc pod uwagę wiele możliwych scenariuszy. W szczególności proszę pamiętać o tym, że nie ma już aktywów wolnych od ryzyka. Przekornie powiem, że bardzo mi się to podoba, ponieważ wymaga wysiłku intelektualnego od wszystkich uczestników życia finansowego – zarządzających, doradców finansowych i… klientów. Nawet lokaty bankowe są obarczone ryzykiem! Klienci wpłacają środki na lokaty, ale banki niechętnie pożyczają innym bankom i obecnie wolą lokować nadwyżki w… Europejskim Banku Centralnym. Warto trzymać się obranej i przemyślanej wizji. Z pewnością pomysł na Europę ma Christine Lagarde, która gości na naszej okładce i wewnątrz numeru. Tych, którzy trzymają się jeszcze starych przekonań o sobie, zachęcam do przeczytania wywiadu z Wojciechem Eichelbergerem. Początek roku będzie dobrą okazją do wyznaczenia sobie nowych celów, również inwestycyjnych. Mam nadzieję, że w przyszłości przyniosą one same profity – czego sobie i Państwu z całego serca życzę. Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Marcin Billewicz Prezes Zarządu Copernicus Securities SA % | 6/2011 1 spis treści Finanse&Biznes Zarabianie pieniędzy jest ekscytujące temat kwartału: WIZJA 28 14 LIDER 30 postać 28 coaching 36 ostatnie słowo Wizja, czyli przeczucie celu Finanse&Biznes Osho – guru bogatych Jakub Żulczyk roztacza senne wizje Po godzinach 4 % z kwarTału 20 5 Subiektywnie o finansach 22 extrema 6 % z wydarzeń 24 w drodze 8 asset management 26 obyczaje 32 kadr na smak 34 klub gentlemana 10 12 Co słychać w Grupie Copernicus? Czy Polacy wreszcie dojrzeli do funduszy? Sukces funduszu obligacji korporacyjnych Czas na indywidualne strategie inwestycyjne z branży Nie czas na bankową panikę pomysł na inwestycje Twardo stąpaj po ziemi. Inwestuj w nieruchomości 16 półka z książkami 18 gadające głowy Lektura na czas kryzysu. Konkurs! Co rząd obiecuje przedsiębiorcom? % na mapie Zima pełna wydarzeń Skok w nieznane Pawła Farona Kilometry na talerzu Elastyczne igreki. Zmień podejście do etatu Jedzenie w roli głównej, czyli kamerą prosto w talerz Dbaj o siebie, dbaj o swój wizerunek Magazyn „%”; Właściciel: Grupa Copernicus, Salzburg Center, ul. Grójecka 5, 02-019 Warszawa, tel.: +48 22 44 00 100 Redakcja, projekt graficzny, reklama, produkcja: Novimedia Content Publishing (Novimedia jest częścią Grupy Wydawniczej Zwierciadło) www.novimedia.pl [Zespół - Dyrektor Wydawniczy: Leszek Mielczarek, Szef Redakcji: Angelika Kucińska, Wydawca: Basia Starecka, Szef Studia Graficznego: Diana Borowska, Senior Art Graphic: Paweł Rygol, Mateusz JANKOWSKI, Piotr Śliwiński, Korekta: Elżbieta Woźniak, Fotoedycja: Piotr W. Bartoszek, Oktawian Górnik, Produkcja: Michał Seredin, Administracja: Barbara ZIĘCIK, Reklama: Tomasz KACPRZAK, Wioletta POCZĄTEK – [email protected]] Jeśli nie chcą Państwo znajdować się na liście dystrybucyjnej magazynu „%”, prosimy o informację zwrotną na adres: [email protected]. 2 % | 6/2011 Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne; rys. Paweł Rygol/Novimedia CP Christine Lagarde się nie boi Lektury na czas kryzysu Asset Management Christine Lagarde się nie boi Sukces funduszu obligacji Uwaga! Mamy dla ciebie książki pod choinkę! Banki w kłopotach? Czas na indywidualne strategie inwestycyjne I przeciera na szczytach władzy szlak do tej pory niedostępny dla kobiet Grupa Copernicus nie ma powodów do zmartwień % z kwartału subiektywnie o finansach Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych polecany przez specjalistów rynku kapitałowego „Milion w portfelu” to program emitowany w biznesowej stacji TVN CNBC. Zaproszeni goście, na co dzień aktywni uczestnicy rynku kapitałowego, inwestują wirtualny 1 milion złotych w realne instrumenty finansowe. Goście spotykają się w studio raz na ok. 2 miesiące aby omówić uzyskaną stopę zwrotu oraz ewentualnie przemodelować swój portfel. Portfel jest tworzony w taki sposób, aby nie było konieczności zarządzania nim na bieżąco. Jego zadaniem jest zachować bezpieczeństwo inwestycji, nie jest tu priorytetem osiągnięcie najwyższej stopy zwrotu. Zaproszeni goście docenili zarządzany przez nas Subfundusz Dłuż- nych Papierów Korporacyjnych i umieszczają go w swoich wirtualnych portfelach. Wśród nich znalazł się m.in. pan Mariusz Pawlak z Family Office Lorek, Pawlak i Wspólnicy. W swoim portfelu rekomenduje Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych jako produkt dający możliwość uzyskania wyższej stopy procentowej niż obligacje skarbowe. Fundusz w podsumowywanym 2-miesięcznym okresie przyniósł, zgodnie z przewidywaniami, dodatnią stopę zwrotu w wysokości +1,55 proc., co powinno zapewnić docelowe 8-9 proc. w skali roku. W kolejnym okresie Subfundusz przyniósł stopę zwrotu +1,93 proc. Czy Polacy wreszcie dojrzeli do funduszy? Produkty Copernicus Capital TFI w ofercie A-Z Finanse S.A. i Goldenegg S.A. Copernicus Capital TFI podpisało umowę dystrybucyjną z A-Z Finanse S.A. i Goldenegg S.A. W efekcie nawiązania współpracy w sieci oddziałów A-Z Finanse i Goldenegg dostępne będą trzy nowe subfundusze: Copernicus Akcji, Copernicus Akcji Dywidendowych i Copernicus Dłużnych Papierów Korporacyjnych. „Podjęcie współpracy z Copernicus Capital TFI jest wynikiem rozwoju i uzupełniania oferty inwestycyjnej dla naszych klientów. Szczególnie cieszymy się z wprowadzenia do naszej oferty Subfunduszu Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Będzie on ważnym składnikiem w budowie portfeli inwestycyjnych dla klientów” – powiedział Paweł Haręcki, Dyrektor ds. Rozwoju Produktów Inwestycyjnych w A-Z Finanse i Goldenegg. Od początku istnienia Copernicus FIO Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych odnotowuje największy wzrost aktywów – obecnie wynoszą one już około 190 mln zł i ciągle rosną. Dzieje się tak za sprawą ogromnego zainteresowania zarówno wśród inwestorów indywidualnych, jak i wielu doświadczonych inwestorów instytucjonalnych, którzy powierzyli swoje środki w zarządzanie Zarządzającym z Copernicus Capital TFI . Maciej Samcik Bloger finansowy, dziennikarz „Gazety Wyborczej” K Nowy dystrybutor funduszy Copernicus Po trzech kwartałach 2011 r. grupa kapitałowa Copernicus odnotowała skonsolidowane przychody na poziomie 23,6 mln zł, co oznacza wzrost o 40 proc. względem przychodów osiągniętych w analogicznym okresie roku ubiegłego. Raportowany zysk netto wyniósł 5,2 mln zł, o 52 proc. więcej niż w roku ubiegłym w analogicznym okresie. Tylko w trzecim kwartale bieżącego roku Grupa osiągnęła przychody ze sprzedaży o wartości 9,2 mln zł, zatem wyższe o 62 proc. niż w trzecim kwartale 2010 r. Zysk netto w okresie od 1 lipca do 30 września 2011 r. wyniósł 1,8 mln zł. Copernicus Capital tfi sa: nowy rok z nowym funduszem 16 listopada br. Copernicus Capital TFI SA złożyło do Komisji Nadzoru Finansowego wniosek o zarejestrowanie nowego funduszu. Dzień wcześniej do Zespołu Zarządzających dołączył Tomasz Glinicki, który będzie odpowiedzialny za zarządzanie tym funduszem. 4 % | 6/2011 „Nowy fundusz będzie adresowany głównie do inwestorów instytucjonalnych oraz zamożnych osób fizycznych, dla których bardzo istotny jest liniowy wzrost wartości jednostki przy zachowaniu maksimum bezpieczeństwa lokat. Fundusz będzie miał niższy profil ryzyka niż nasz flagowy Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Przy dzisiejszych warunkach rynkowych fundusz będzie celował w roczną stopę zwrotu na poziomie 6-6,5 proc.” – mówi Marcin Billewicz, Prezes Grupy Copernicus. Tomasz Glinicki, który dołączył do Zespołu Zarządzających Towarzystwa, będzie pełnił funkcję w ostatnich tygodniach najlepsze wyniki inwestycyjne. Fundusze akcyjne, które Copernicus Capital TFI ma w swojej ofercie – Copernicus Akcji Dywidendowych i Copernicus Akcji – najlepiej chroniły inwestycje swoich klientów na spadkowym rynku w porównaniu z innymi funduszami z kategorii akcji polskich uniwersalnych. Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych po raz kolejny przyniósł swoim klientom najwyższą stopę zwrotu z inwestycji – za ostatnie 12 miesięcy wyniosła ona 8,96 proc. Samo Towarzystwo zostało uznane za najlepsze TFI we wrześniowym Rankingu TFI „Dziennika Gazety Prawnej” i Expandera. Zastępcy Dyrektora Departamentu Zarządzania Aktywami. Tomasz jest związany z rynkiem kapitałowym od ponad 20 lat. Przez ostatnie 16 lat zatrudniony był w Grupie PZU. Ostatnio w PZU Asset Management na stanowisku Zastępcy Dyrektora Biura Papierów Dłużnych i Instrumentów Pochodnych. Towarzystwo przewiduje, że nowy subfundusz zostanie uruchomiony w połowie lutego 2012 r. Subfundusz będzie czwartym już produktem wchodzącym w skład parasola Copernicus FIO. Będzie dostępny we wszystkich kanałach sieci dystrybuującej fundusze z Copernicus FIO. Fot.: archiwum prywatne, Shutterstock Wyniki finansowe Grupy Copernicus po trzecim kwartale 2011 r. Od połowy października fundusze Copernicus są dostępne w około 40 placówkach Domu Maklerskiego PKO BP. Copernicus Capital TFI zgodnie z przyjętą strategią konsekwentnie rozszerza dystrybucję swoich produktów otwartych o podmioty spoza swojej grupy kapitałowej. „Rosnące zainteresowanie naszymi produktami skłoniło nas do poszerzenia sieci sprzedaży. Obecnie subfundusze z Copernicus FIO są już dostępne w ponad 50 placówkach naszych partnerów biznesowych. Jesteśmy w trakcie rozmów z kolejnymi dystrybutorami” – mówi Marcin Billewicz, Prezes Grupy Copernicus. Wszystkie subfundusze wchodzące w skład Copernicus FIO odnotowują ończy się najbardziej dramatyczny rok na giełdach od słynnego 2008 r., czyli od czasu porównywanego przez ekonomistów do początku wielkiego kryzysu 1929 r. W ciągu kilkunastu miesięcy następujących po spektakularnej plajcie amerykańskiego banku Lehman Brothers główne indeksy warszawskiej giełdy straciły na wartości jakieś 60 proc. Teraz, w 2011 r., kiedy światu zagroziła dużo groźniejsza katastrofa – bankructwo dużego kraju należącego do strefy euro i ryzyko niewypłacalności kilku innych potęg gospodarczych Starego Kontynentu – inwestorzy zachowują godny podziwu spokój. Zachowują go zarówno na rynkach globalnych, jak i na naszym lokalnym podwórku. WIG20 od stycznia do końca listopada 2011 r., kiedy piszę te słowa, stracił na wartości raptem 25 proc. Być może straty są ograniczone, dlatego że inwestorzy znieczulają się powoli na coraz gorsze wiadomości i nie reagują na nie tak histerycznie jak kiedyś. A być może dlatego, że pracujące pełną parą drukarki z pieniędzmi, zainstalowane w Europejskim Banku Centralnym i amerykańskiej Rezerwie Federalnej, dostarczają na rynek płynność i zapewniają giełdom względnie miękkie lądowanie. Przynajmniej do tej pory. Ale najbardziej zadziwia mnie co innego – stoicki spokój, jaki zachowują klienci polskich funduszy inwestycyjnych. W gazetach co drugi dzień na pierwszych stronach krzyczą kryzysowe tytuły, w telewizji co rusz reporterzy zastanawiają się, czy pieniądze zdeponowane w polskich bankach są bezpieczne, rząd przygotowuje cięcia ulg podatkowych i podwyżki podatków, a ekonomiści ogłaszają, że tylko przejęcie banków znajdujących się pod kontrolą inwestorów zagranicznych może ocalić naszych przedsiębiorców przed odcięciem od kredytów. W tych dramatycznych okolicznościach klienci polskich funduszy mogliby stracić głowę i ruszyć do banków, by wycofać od powierników pieniądze. Ale nic z tych rzeczy: według danych na koniec października ciułacze utrzymują w funduszach inwestycyjnych 110 mld zł swoich oszczędności. To więcej niż latem 2010 r., kiedy indeksy giełdowe były na porównywalnym poziomie do tego, na którym goszczą teraz. Wtedy mieliśmy w funduszach mniej więcej 100 mld zł. Niby kryzys, niby coraz wyższe oprocentowanie konkurujących z funduszami lokat bankowych – niektóre banki dają już na antypodatkowych lokatach 6,5 proc. w skali roku! – a pieniędzy w funduszach nie ubywa, jak bywało w złych dla giełdy latach, a przybywa. Cieszy zwłaszcza to, że nie panikują ci, którzy mają w portfelach ryzykowne fundusze akcji. Owszem, wycofują część udziałów, ale nie ma mowy o exodusie. Półtora roku temu w akcyjnych funduszach mieliśmy 28,5 mld zł, dziś mamy 24,5 mld. W funduszach mieszanych było 26 mld, teraz jest 23,5 mld. A poza tym pieniądze wycofywane z funduszy akcji i mieszanych najprawdopodobniej zostają u powierników. Biorąc pod uwagę wzrost ogólnego salda pieniędzy zgromadzonych w funduszach, można postawić tezę, że są po prostu konwertowane do funduszy bezpiecznych. Czy to oznacza, że po prawie dwóch dekadach działania na naszym rynku powiernicy doczekali się wreszcie grona lojalnych klientów? Może o tym świadczyć jeszcze jedno porównanie. Nawet w najczarniejszym dla giełdy sierpniu, kiedy ogólne saldo aktywów wyniosło w funduszach minus 7 mld, inwestorzy trzymali się dzielnie. Aż dwie trzecie tego spadku wynikało ze spadku wartości akcji w portfelach funduszy, a tylko jedna trzecia – z ujemnego salda wpłat i umorzeń. Dla porównania przypomnę, że w październiku 2008 r., kiedy wybuchła panika po bankructwie amerykańskiego banku Lehman Brothers, Polacy wycofali z funduszy netto 6,4 mld zł. Czy to oznacza, że dojrzeliśmy do spokojnego, konsekwentnego, długoterminowego inwestowania w fundusze? Jak to jest, że blisko 2,5 mln osób inwestujących w fundusze miało w tym roku żelazne nerwy? Uważam, że przyczyny są trzy. Po pierwsze mało w funduszach akcji jest inwestorów, którzy nie przeżyli w swojej karierze żadnego załamania. Ci, którzy sparzyli się w latach 2007-2008, albo do funduszy nie wrócili, albo mają dziś twardą skórę. Wiedzą – bo przeżyli to na własnych pieniądzach – że jak ceny spadają o 30 proc., to nic nie stoi na przeszkodzie, by za rok były o 50 proc. wyższe. Po drugie, z poprzedniego załamania wnioski wyciągnęli sami funduszowcy. Pracowali nie tylko nad efektywnością swoich sprzedawców, lecz także nad ich potencjałem edukacyjnym. I wielu z tych sprzedawców teraz, kiedy przychodzą do nich spanikowani klienci, potrafi im wytłumaczyć, że warto się wstrzymać z decyzjami o umorzeniu jednostek i poczekać na ustabilizowanie sytuacji. W fundusze z udziałem akcji lokują dziś przede wszystkim inwestorzy skłonni zaakceptować podwyższone ryzyko tej formy inwestowania. Sprzedawcy – to być może zasługa unijnej dyrektywy MIFiD, która nakazuje badanie preferencji każdego inwestora zainteresowanego funduszami – nie wciskają ryzykownych funduszy każdemu, kto się nawinie. Wiedzą, że ta winda jeździ w obu kierunkach i raz wpuszczony w maliny klient już drugi raz do niej nie wsiądzie. Po trzecie – fundusze stały się wreszcie równoprawną formą oszczędzania jak lokaty bankowe, a nie inwestycją drugiej kategorii, dobrą tylko w czasie hossy. Ci Polacy, którzy postanawiają mimo wszystko wycofać pieniądze z funduszy akcji, coraz rzadziej przenoszą je z powrotem do banku. Często zostają w funduszach, konwertując pieniądze do bezpieczniejszych rodzajów funduszy. Kiedyś Polacy po prostu obrażali się na fundusze i wiali od nich, gdzie pieprz rośnie. Być może czekają nas kolejne zawirowania. Życzę wszystkim klientom funduszy, żeby egzamin z długoterminowego inwestowania zdawali w dalszym ciągu tak dobrze, jak robią to do tej pory. % | 6/2011 5 % Z WYDARZEŃ % Z WYDARZEŃ Nagrodę przyznano za to, że Copernicus Akcji Dywidendowych i Copernicus Akcji lepiej niż konkurencyjne fundusze tej samej klasy chroniły oszczędności klientów podczas przeceny na giełdzie. Do przyznania Copernicus Capital TFI palmy pierwszeństwa mocno przyczyniły się też wyniki Subfunduszu Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Przez kolejne miesiące 2011 r. osiągał on w swojej kategorii najwyższe wyniki. Według danych na koniec listopada 12-miesięczna stopa zwrotu z funduszu obligacji przedsiębiorstw Copernicus wyniosła 8,95 proc. Kompetencje zarządzających Subfunduszem Dłużnych Papierów Korporacyjnych zostały również docenione przez Analizy Online. Firma ta wyróżniła fundusz czterema gwiazdkami na pięć możliwych, oceniając go jako „jeden z najbardziej wyjątkowych funduszy dłużnych w Polsce”. W ciągu 2011 r. subfundusz papierów dłużnych przedsiębiorstw wyrósł na flagowy produkt oferowany w ramach Copernicus FIO. Od stycznia do końca listopada wartość jego aktywów wzrosła przeszło dwukrotnie. Plan funduszu na 2012 r.? 9 proc. zysku w skali roku, podobnie jak dotychczas. Zaostrzenie polityki kredytowej przez banki tylko to ułatwi obligacji korporacyjnych Światowy rynek finansowy z mieszanymi nastrojami podsumowuje 2011 r., ale powodów do zmartwień nie ma grupa kapitałowa Copernicus. Dla niej ostatni rok był wyjątkowo udany. Prawdziwym hitem inwestycyjnym okazał się Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Co zdecydowało o jego powodzeniu? Tekst: Halina Białokozowicz 6 % | 6/2011 Fot.: Shutterstock.com; materiały prasowe Grupy Copernicus Sukces funduszu Co przesądziło o sukcesie? W 2011 r. rosła zarówno aktywność Grupy na rynku emisji obligacji, jak i w charakterze animatora na platformach NewConnect i Catalyst. Największym sukcesem w wykonaniu ekspertów Copernicus okazało się jednak zarządzanie funduszami inwestycyjnymi. Na pozytywne reakcje rynku nie trzeba było długo czekać. Zarówno w lipcu, jak i w październiku Copernicus Capital TFI SA zdobyło nagrodę dla najlepszego Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych w rankingu „Dziennika Gazety Prawnej” i Expandera. Fundusz obligacji firm powstał w połowie 2010 r. Od tego czasu w pełni potwierdziły się przewidywania ekspertów Copernicus, że gdy giełda nie daje stabilnych stóp zwrotu, warto przyjrzeć się rynkowi długu korporacyjnego. Dzięki temu możliwe jest uzyskanie stopy zwrotu wyższej niż z obligacji skarbowych czy lokat bankowych, ale przy umiarkowanym poziomie ryzyka. – Nasz fundusz jest unikalny w skali rynku krajowego. Realizujemy zadeklarowaną od początku zasadę, że inwestujemy wyłącznie w obligacje przedsiębiorstw. Tylko czasem w naszym portfelu pojawia się niewielka, 2-3-procentowa domieszka dłużnych papierów banków spółdzielczych. Inne fundusze w Polsce, nawet jeśli mają mix zbliżony do naszego, to jednocześnie w sporym stopniu sięgają po aktywa z zupełnie innych klas – wyjaśnia Artur Bobołowicz, zarządzający w ramach Copernicus FIO Subfunduszem Dłużnych Papie- Inwestujemy wyłącznie w obligacje przedsiębiorstw rów Korporacyjnych. – Fundusz jest skonstruowany tak, by dawać stabilną stopę zwrotu – wyjaśnia. I rzeczywiście. Od początku jego historii wynik funduszu ani razu się nie obniżył i cały czas utrzymuje się powyżej benchmarku. Zdaniem Artura Bobołowicza w przyszłym roku, podobnie jak w 2011 r., realne będzie osiągnięcie 9-procentowej stopy zwrotu z zainwestowanych pieniędzy. Dobre perspektywy na cały 2012 rok A jeżeli sprawdzą się obawy pesymistów i polska gospodarka zacznie spowalniać? To mogłoby zaszkodzić również przedsiębiorstwom, które emitują obligacje. – Nasz fundusz zainwestował w papiery dłużne blisko 60 firm, a w miarę zwiększania się jego środków spółek tych będzie przybywać. To prawda, niebezpiecznie byłoby zakładać, że żadna z tych firm nie będzie miała kłopotów. Ale nawet w przypadku niewypłacalności którejś z nich wpływ na wynik całego funduszu jest bardzo mały – podsumowuje Artur Bobołowicz. Zaznacza, że ewentualne problemy sektora finansowego mogą wpływać korzystnie na działalność funduszu. Jak to możliwe? – Jest oczywiste, że jeśli giełda słabo się zachowuje, to banki zaostrzają politykę kredytową. Wówczas firmy bardziej interesują się tym, by finansować bieżącą działalność z emisji obligacji. Co więcej, jeżeli porównamy krajowy rynek długu z tymi w innych krajach, to widać, że ma on jeszcze bardzo duży potencjał rozwoju – wyjaśnia zarządzający. Procentuje gruntowna znajomość rynku długu Co więcej, Copernicus, selekcjonując spółki, których obligacje nabędzie, stawia na wysoką jakość. Każda z emisji przechodzi gruntowną weryfikację – sprawdzane są zarówno sytuacja finansowa spółki emitenta, jak i jej perspektywy. Pod kontrolą pozostają też inne parametry, np. zabezpieczenia obligacji. Dodatkowym atutem Copernicus jest to, że grupa, jeszcze zanim uruchomiła fundusz obligacji przedsiębiorstw, miała już duże doświadczenie po stronie obsługi przyszłych emitentów. Wartość emisji Inne fundusze w Polsce, nawet jeśli mają mix zbliżony do naszego, to jednocześnie w sporym stopniu sięgają po aktywa z zupełnie innych klas obligacji uplasowanych dotychczas przez specjalistów Copernicus równa się 1,7 mld zł. Ręka na pulsie, by reagować na zmiany rynkowe Działalność funduszu obligacji korporacyjnych podlega ścisłym regułom. Recepta na sukces nie jest jednak niezmienna. Specjaliści Copernicus cały czas trzymają rękę na pulsie, by dostosowywać politykę funduszu do zmian w otoczeniu makroekonomicznym. – Bieżąca sytuacja w gospodarce realnej wskazuje, że w 2012 r. wzrośnie prawdopodobieństwo obniżki stóp procentowych przez NBP. Dlatego przygotowując się na ewentualne zmiany, zamierzamy tak kształtować skład portfela, by dominowały w nim obligacje o oprocentowaniu stałym. Dotychczas dominowały w nim papiery o oprocentowaniu zmiennym, co jest wskazane, gdy stopy procentowe są relatywnie wyższe – mówi Artur Bobołowicz. Wskazuje on, że fundusz Copernicus dzięki swojej specyfice jest w stanie w płynny sposób zmienić udział poszczególnych typów papierów w portfelu. – Duracja, czyli średni czas do wykupu obligacji, którymi dysponuje dziś fundusz, wynosi półtora roku. To z jednej strony zapewnia płynne przepływy środków pieniężnych, gdyby inwestorzy chcieli umarzać jednostki uczestnictwa, a z drugiej pozwala na redukcję m.in. ryzyka zmian stóp procentowych – wyjaśnia ekspert. Jego zdaniem w przyszłości Copernicus będzie musiał dostosować się również do większej konkurencji. O ile dzisiaj jego fundusz obligacji firm jest unikalny w skali kraju, o tyle sukcesy mogą zachęcić innych do tworzenia podobnych form inwestowania. Artur Bobołowicz Zarządzający Copernicus Capital TFI SA % | 6/2011 7 asset management asset management udziałowcy niekoniecznie muszą być zainteresowani sprzedażą polskich aktywów, które przynoszą im stabilne zyski. Tak czy inaczej, atmosfera wokół sektora bankowego coraz bardziej się zagęszcza. Wizerunek bankierów na całym świecie jest tym gorszy, że pojawiają się protesty społeczne. Jedną z najbardziej spektakularnych inicjatyw w tej dziedzinie jest Occupy Wall Street. Ta rozpoczęta w Nowym Jorku akcja polega na serii burzliwych demonstracji, których uczestnicy podnoszą postulaty walki z ekonomiczną nierównością i protestują m.in. przeciwko chciwości i ekspansywnej postawie bankierów. Banki dotknięte kryzysem strefy euro mają kłopoty? Bezpieczną alternatywą dla ich produktów mogą być usługi Banki zacisną pasa, gdzie szukać alternatyw? Banki w Polsce mogą ponieść konsekwencje problemów, które dotykają ich europejskie spółki matki. Specjaliści asset management są w stanie dla swoich klientów dobrać indywidualne strategie inwestycyjne, które wyeliminują ryzyko wynikające z zawirowań w strefie euro Tekst: Halina Białokozowicz 8 % | 6/2011 Z aczęło się od Grecji. Później były Irlandia i Portugalia. Potem sprawa zaczęła dotyczyć także Włoch i Hiszpanii. Tak miesiąc po miesiącu kryzys w strefie euro z krajów nazywanych peryferiami rozszerzył się na państwa stanowiące trzon Unii Europejskiej. Nieufność rynków zaczęła przeradzać się wręcz w panikę, kiedy niemiecki rząd na listopadowej aukcji nie zdołał uplasować wszystkich przeznaczonych na sprzedaż obligacji skarbowych. Nabywców nie znalazła około jedna trzecia z wartej 6 mld euro emisji. Analitycy wspominali wówczas o prawdziwej katastrofie – nerwowość inwestorów sięgnęła apogeum, skoro nie byli oni skłonni inwestować w papiery dłużne najbardziej stabilnej gospodarki w Europie. Kryzys strefy euro pogrążył głównie banki. Agencja ratingowa Moody’s zagroziła na koniec listopada, że rozważa obniżenie ocen wiarygodności 87 z nich, łącznie w 15 krajach. Ratingi mogą spaść, gdyż istnieje ryzyko, że państwa przestaną wspierać sektor bankowy. Nasz kraj w tym wykazie reprezentuje tylko PKO BP. Zdaniem polskich ekspertów znalazł się na liście ostrzegawczej tylko dlatego, że jest istotnym graczem na europejskim rynku finansowym. PKO BP, podobnie jak inne polskie banki, ma wysokie Fot.: Shutterstock.com; materiały prasowe Grupy Copernicus asset management kapitały i dobrze wypadł w stress testach. Nie kupował też „toksycznych” zagranicznych obligacji skarbowych, które przyprawiają o ból głowy takich gigantów europejskiej bankowości jak BNP Paribas czy Deutsche Bank. Sektor bankowy w kłopotach, traci wizerunek Komisja Nadzoru Finansowego przypomina, że krajowe banki są całkowicie bezpieczne. Nie ma co jednak liczyć na to, że na ich położenie nie wpłyną tarapaty, w których znalazły się ich europejskie spółki matki. Co więcej, coraz częściej mówi się o renacjonalizacji, czyli „udomowieniu” niektórych banków działających w Polsce. To znaczy, że kontrolę w nich miałyby przejmować banki krajowe. Nie wiadomo, czy w obecnych realiach jest to możliwe. Zagraniczni Eksperci asset management w zależności od bieżącej sytuacji Czy w tej sytuacji warto korzystać z form oszczędzania oferowanych przez banki? Im dłużej będą trwały turbulencje w strefie euro i spekulacje co do wspólnoty walutowej, tym bardziej banki naszego kontynentu będą musiały zaciskać pasa. Nie ominie to również ich oddziałów działających w Polsce. Dla inwestorów dysponujących większymi oszczędnościami nie są to dobre wiadomości. Alternatywą dla produktów bankowych mogą się jednak okazać usługi asset management. – Powierzenie zarządzania aktywami specjalistom jest korzystne z dwóch powodów. Po pierwsze, zamożnych klientów interesuje bezpieczeństwo. Tymczasem jak pokazują ostatnie miesiące, ani państwa, ani banki nie są dziś stuprocentowo zabezpieczone przed ryzykiem niewypłacalności. Specjaliści od asset management są w stanie wskazać takie instrumenty, które wyeliminują zagrożenie – mówi Marcin Billewicz, prezes Copernicus Securities. Przypomina on, że nawet jeśli lokaty bankowe dają stosunkowo wysokie oprocentowanie, rzędu nawet 7 proc. rocznie, to usługa asset management w długim okresie pozwala osiągnąć wyższą stopę zwrotu. obligacjach skarbowych, na nieruchomościach, a nawet na gotówce, jeżeli uwzględnimy stopę inflacji – mówi prezes Copernicus Securities. Wyjaśnia on, że gdy sytuacja inwestorów jest trudna, tym bardziej słusznym rozwiązaniem jest współpraca z ekspertami asset management, którzy w zależności od bieżącej sytuacji ekonomicznej i indywidualnych preferencji klientów są w stanie wyszukiwać dostępne na rynku możliwości i tak dopasować skład portfela, by jednocześnie chronić oszczędności i je pomnażać. Marcin Billewicz przypomina, że chociaż asset management może kojarzyć się głównie z portfelami akcyjnymi, to obecnie rynek giełdowy przestaje być głównym wyznacznikiem benchmarków. Dzieje się tak dlatego, że wydłużają się okresy, w których przynosi on ujemną stopę zwrotu. Lepiej radzą sobie mniej agresywne portfele, za to uważnie wyselekcjonowane. Rosnącym zainteresowaniem na rynku cieszą się strategie asset management polegające np. na skupianiu się na poszczególnych branżach, coraz częściej mówi się też o portfelach alternatywnych. Ze względu na to, że zasobni klienci – głównie instytucjonalni – zgłaszają zainteresowanie produktami, które są nakierowane przede wszystkim na ochronę zgromadzonego kapitału, Copernicus Capital uruchamia w lutym 2012 r. nowy fundusz inwestycyjny o niższym profilu ryzyka i zakładanej rocznej stopie zwrotu w granicach 6-6,5 proc. Zgodnie z indywidualnymi potrzebami – Żyjemy w czasach, kiedy realizują się scenariusze jeszcze kilka lat temu niewyobrażalne. Można stracić na ekonomicznej i indywidualnych preferencji klientów są w stanie wyszukiwać dostępne na rynku możliwości i tak dopasować skład portfela, by jednocześnie chronić oszczędności i je pomnażać Marcin Billewicz Prezes Zarządu Copernicus Securities SA % | 6/2011 9 z branży z branży Z Nie czas daniem agencji spowolnienie gospodarcze doprowadzi do pogorszenia jakości aktywów i zwiększenia konkurencji, co ograniczy zdolność banków do podnoszenia akcji kredytowej i będzie miało negatywny wpływ na ich przychody w najbliższych 12-18 miesiącach. Z oceną tą nie zgadzają się KNF i NBP, jednak gołym okiem widać, że banki już teraz chętniej sięgają po rozwiązania typowe dla defensywnych pozycji, kładąc nacisk na instrumenty zarządzania ryzykiem i monitoringu kosztów. Dość wymowny jest również poziom depozytów, który pod koniec listopada sięgnął rekordowego poziomu 225,7 mld zł i przebił sumę gotówki zgromadzonej na rachunkach bieżących. na bankową panikę Pomimo doskonałych wyników w końcówce 2011 r. polskie banki chętniej niż marżą odsetkową chwalą się działaniami mającymi na celu budowę narzędzi zabezpieczających je przed ryzykiem. Mają z czego tworzyć rezerwy, bo według szacunków w tym roku uda im się zarobić rekordowe 15 mld zł i byłyby pewnie największymi wygranymi, gdyby nie obniżona przez agencję Moody’s w połowie listopada perspektywa dla całego sektora ze „stabilnej” do „negatywnej” Tekst: Piotr Książek 10 % | 6/2011 Fot.: Shutterstock.com PKO na widelcu Kolejną niespodziankę Moody’s sprawił, publikując w ostatnich dniach listopada listę europejskich instytucji, wobec których rozważa obniżenie ratingu. Pośród 87 pozycji znalazł się bank PKO BP. Agencja wyraziła obawę, że w przypadku pogłębienia kryzysu rządy poszczególnych państw nie będą miały wystarczająco dużo środków, by ratować posiadaczy bardziej ryzykownego długu. Na liście agencji znalazły się m.in. takie banki jak BNP Paribas i Societe Generale, największe instytucje we Francji, szwajcarskie Credit Suisse i UBS oraz włoski UniCredit. Zdaniem zarządu banku ocena agencji jest niesłuszna. – Na liście obserwacyjnej umieszczone zostały ratingi obligacji podporządkowanych na rynkach europejskich, a bank takich papierów w ramach otwartego programu EMTN nie emitował. PKO Bank Polski jest silny i stabilny finansowo. W III kwartale 2011 r. zysk netto banku po raz pierwszy w historii przekroczył 1 mld zł – tłumaczy Zbigniew Jagiełło, prezes zarządu PKO BP. Jego zdaniem polski sektor bankowy, pomimo sytuacji w niektórych krajach strefy euro, pozostaje odporny na obecne zawirowania rynkowe. Na podobnym stanowisku stoi minister Jacek Rostowski, który jeszcze na niespełna dwa tygodnie przed publikacją listy Moody’s przekonywał, że wątpi, jakoby PKO BP miał się znaleźć na unijnej liście banków wyznaczonych do przeprowadzenia testów obciążeniowych. Wyraził jednocześnie przekonanie, że nawet gdyby tak się stało, to bank posiada na tyle wysokie depozyty, że nie będzie potrzebował dokapitalizowania. Tylko w trzecim kwartale bank zarobił ponad 1 mld zł. Wyrażony w ten sposób brak zaufania do największego polskiego banku i jednocześnie spółki ze ścisłej czołówki GPW może jednak niepokoić, tym bardziej że poza PKO BP w rękach Skarbu Państwa znajduje się jedynie kilka zdecydowanie mniejszych instytucji. Polski kapitał stanowi również większość w przypadku grupy Getin Leszka Czarneckiego, jednak nadal ponad 70 proc. sektora stanowią banki z finansowaniem zagranicznym. A ich spółki matki w niektórych przypadkach już odczuwają bolesne skutki zawirowań w Europie. jeszcze w lutym z planowanej na ten cel specjalnej emisji akcji. UniCredit dementuje plotki, utrzymując, że Polska ma wciąż pozostać dla niego jednym ze strategicznych rynków. O ewentualnych przejęciach nie chce wypowiadać się również BRE Bank, którego niemiecki właściciel zanotował w trzecim kwartale 680 mln euro straty w konsekwencji odpisania strat z tytułu greckich obligacji. Wkrótce po publikacji wyników Commerzbank zapewnił, że nie zamierza pozbywać się polskiej spółki i nadal traktuje ją jako należącą do głównego obszaru swojej działalności. W trzecim kwartale zysk netto BRE Banku sięgnął 307 mln zł, przebijając oczekiwania rynku o 16 proc. Nie do końca pewna wydaje się również przyszłość BZ WBK. W drugiej połowie roku głośno mówiło się o tym, że hiszpański Santander, który przejął bank w pierwszym kwartale 2011 r., Bank (125 mln zł zysku w trzecim kwartale) i Kredyt Bank (prawie 283 mln zł). Belgowie wciąż szukają kupca również na działającą na polskim rynku ubezpieczeń Wartę. Spekulacje wokół ewentualnych akwizycji trwają od kilku miesięcy. Jednak żaden z kilku zainteresowanych pierwotnie zakupami zagranicznych graczy nie zdecydował się na złożenie odpowiedniej oferty. Pod koniec listopada pojawił się więc scenariusz, według którego akwizycji i połączenia obydwu instytucji miałyby dokonać wspólnie PKO BP i PZU, przy jednoczesnym wsparciu NBP, które może okazać się niezbędne, jako że oderwanemu od spółki matki KB na finansowanie bieżącej akcji kredytowej mogłoby zabraknąć nawet 10 mld zł. Poza wspomnianymi instytucjami w repolonizacji Millennium i Kredyt Banku mógłby uczestniczyć również Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Moody’s opublikował ostatnio listę europejskich instytucji, wobec których rozważa obniżenie ratingu. Pośród 87 pozycji znalazł się bank PKO BP oraz takie banki jak BNP Paribas i Societe Generale, największe instytucje we Francji czy szwajcarskie Credit Suisse i UBS oraz włoski UniCredits Bez zbędnych komentarzy Instytucje niechętnie odpowiadają na pytania związane z przygotowaniami do spowolnienia i ewentualnymi akwizycjami w sektorze. Na rynku pojawiają się co jakiś czas plotki o możliwej sprzedaży wycenianego na 8,5 mld euro Pekao SA przez posiadający w nim prawie 60 proc. udziałów UniCredit. W polskiej spółce trudno o komentarz w tej sprawie. Łatwiej o zapewnienie, że bank nie potrzebuje pomocy Włochów, aby utrzymać wskaźniki na bezpiecznych poziomach. Po trzech pierwszych kwartałach 2011 r. włoski bank notował 9,3 mld euro strat. Jego władze zapewniają, że 7,4 mld euro niezbędne do podniesienia kapitału do poziomu, który będzie wymagany w Europie od połowy przyszłego roku, uda się pozyskać miałby go wzmocnić, doprowadzając do zakupu i połączenia z nim Kredyt Banku, wystawionego na sprzedaż przez posiadający w nim ponad 80 proc. udziałów belgijski KBC. Na początku listopada pojawiły się jednak wątpliwości, czy transakcja dojdzie do skutku. Hiszpanie złożyli bowiem ofertę słabszą od pierwotnie deklarowanej. Zysk netto BZ WBK wzrósł w trzecim kwartale o 344,9 mln zł i był o 15 proc. wyższy od oczekiwań. Według niektórych ekspertów dobre wyniki banków mogą stanowić zachętę dla ich potencjalnych nabywców. Konsolidacja pod okiem banku centralnego Na sprzedaż wystawiony jest od kilku miesięcy należący w 65 proc. do Banco Comercial Portugues Millennium W tym przypadku niezbędne byłyby jednak zmiany w prawie. Dziś bowiem BFG nie może inwestować nawet w akcje banków, które popadły w kłopoty. Biorąc pod uwagę wysokość zgromadzonych przez polskie banki depozytów i uspokajające deklaracje zagranicznych spółek matek, mimo niekorzystnych ocen jednej z agencji ratingowych gwałtowny spadek zaufania do sektora finansowego nie wydaje się być dziś zagrożeniem. Tym bardziej że bank centralny jasno wyraził gotowość do wsparcia transakcji mających na celu udomowienie banków i zwiększenie bezpieczeństwa systemu finansowego. Jednak, jak to w czasach kryzysu, sytuacja może okazać się bardzo dynamiczna. Warto więc trzymać rękę na pulsie. % | 6/2011 11 POMYSŁ NA INWESTYCJE POMYSŁ NA INWESTYCJE Twardo stąpaj po ziemi przewidziane są 4 apartamenty. Na ostatnich, położonych najwyżej poziomach budynku – 43 i 44 – powstaną dwa wyjątkowe, dwupoziomowe penthouse’y z tarasami, których niezaprzeczalnym atutem będzie fantastyczny widok na panoramę Warszawy z poziomu 160 m. Łącznie powstanie 250 wyjątkowych mieszkań, których nabywcy będą mieli do dyspozycji 262 miejsca parkingowe. Każde z 232 mieszkań będzie dysponować jednym miejscem w podziemnym garażu (mieszkania z poziomów 8-37), a do pozostałych 18 mieszkań przyporządkowanych zostanie 30 miejsc parkingowych. Kryty wjazd na czteropoziomowy parking będzie usytuowany od strony budynku biurowego, przy wschodniej granicy działki. Mieszkania będą zarządzane przez nowoczesne narzędzia informatyczne, sterowane zdalnie za pośrednictwem komputerów osobistych lub urządzeń mobilnych (smartfonów i tabletów). Inwestuj w nieruchomości Po ostatnich nerwowych zwrotach na giełdach, w czasach niepewnej waluty i zamieszania wokół strefy euro ryzyko inwestycyjne wzrasta. Dobrym pomysłem na dywersyfikację portfela może być uzupełnienie go o nieruchomości. Zwłaszcza te, które zawsze będą atrakcyjne. Inwestycja w tego typu aktywa może przynieść dodatkowe dochody, szczególnie jeśli właściciel zdecyduje się na ich wynajem 12 % | 6/2011 Wieża Cosmopolitan będzie się wznosić nad czterokondygnacyjnym podium, w którym znajdą się sklepy, restauracje i biura. Lokale użytkowe zajmą łącznie około 5 tys. m kw. na poziomach 1-3. Obok wieżowca stoi mniejszy budynek przeznaczony na kawiarnie, galerie, w tej części także mieścić się będą biura. Zostanie on połączony z podium szklanym dachem, dzięki czemu powstanie tu fragment przestrzeni publicznej, której w Warszawie tak bardzo brakuje. Od ulicy Twardej mieszkańców budynku witać będzie wytworne lobby z recepcją. Na kondygnacjach 8-33 powstanie 208 mieszkań, po 8 na piętrze. Im wyżej, tym mieszkań będzie mniej – rosnąć będą za to ich metraże. Na poziomach 34-37 powstaną 24 mieszkania – po 6 na każdym piętrze; na piętrach 38-40 zaprojektowano 12 mieszkań, po 4 na każdym poziomie; na kondygnacjach 41-42 Helmut Jahn Twórca projektu Cosmopolitan Twarda 2/4. Jego nazwisko znawcy sztuki wymieniają obok Daniela Libeskinda, Zahy Hadid czy Normana Fostera Fot.: materiały prasowe Z początkiem 2012 r. rusza sprzedaż mieszkań w Cosmopolitan Twarda 2/4. To wyjątkowa inwestycja w samym centrum stolicy – widoki z 44 pięter na całą Warszawę, 160 m wysokości, 252 mieszkania pod klucz w trzech różnych stylach wykończenia wnętrz. Pierwsi lokatorzy wprowadzą się tu w drugiej połowie 2013 r. Po wybudowaniu podziemnego garażu z 299 miejscami parkingowymi kompleks przy Twardej osiągnął właśnie poziom plus 4. Powstaje w miejscu, które jest idealne do mieszkania. To ścisłe centrum Warszawy, skąd wszędzie blisko – w okolicy jest Ogród Saski, Park Mirowski, niedaleko też do Złotych Tarasów i placu Grzybowskiego, jednego z powstałych niedawno salonów Warszawy. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że to miejsce na uboczu tętniącej życiem metropolii, spokojne i ciche. Highlight Munich Business Towers, portu lotniczego w Monachium czy State of Illinois Center w Chicago. Projekt warszawskiego budynku to jego pierwsze dzieło w Polsce. Za realizację inwestycji oraz sprzedaż odpowiedzialna jest spółka Tacit Development Polska, kierowana przez Michała Borowskiego, który zrealizował około 100 projektów deweloperskich w Polsce, Szwecji, Portugalii, Niemczech i we Francji. Spółka ma w planach pozyskanie kolejnych nieruchomości, które zasilą portfolio realizowanych inwestycji. Do tych działań firma wykorzysta doświadczenia zdobyte w czasie realizacji zakończonych już inwestycji nadzorowanych przez grupę kapitałową, w której skład wchodzi Tacit. Z najważniejszych przypomnieć należy warszawskie: hotel Rialto, ekskluzywny klub sportowy Sinnet czy apartamentowiec przy ulicy Podchorążych. Fundusze niezbędne do realizacji pochodzą z środków finansowych Do dyspozycji mieszkańców niebanalnego budynku przy ulicy Twardej będzie fitness oraz business club – to na poziomie 4. Z tej kondygnacji przewidziane zostało wyjście na taras z widokiem na plac Grzybowski, ulicę Emilii Plater i cztery strony świata. Tu również będzie można organizować nieformalne spotkania prywatne lub biznesowe. Cosmopolitan Twarda 2/4 jest atrakcyjna inwestycyjnie nie tylko dlatego, że oferuje światową jakość, ale również ze względu na minimalistyczną architekturę autorstwa uznanego na świecie projektanta Helmuta Jahna. Jego nazwisko znawcy sztuki wymieniają obok Daniela Libeskinda, Zahy Hadid czy Normana Fostera. Jahn jest autorem wielu prestiżowych projektów architektonicznych, m.in. Sony Center w Berlinie, One Liberty Place – najwyższego budynku w Filadelfii, grupy kapitałowej, w której skład wchodzi spółka Tacit Development Polska. Udziałowcami grupy są Grzegorz Jankilewicz i Sławomir Smołokowski, współwłaściciele firmy energetycznej Mercuria Energy Group. Do MEG należy znana w Polsce spółka J&S Energy. To powoduje, że jakiekolwiek ryzyko bankowe, obecne przy realizacji innych tego typu projektów deweloperskich, w przypadku tej inwestycji nie występuje. Co więcej, taki mechanizm finansowy znacznie obniży jej koszty, co z kolei przełoży się na finalną cenę za metr kwadratowy budynku. Inwestor kontakt: 535-10-10-10 % | 6/2011 13 lider lider Christine Lagarde Aix-en-Provence. Zrobiła dyplom i znów wyjechała do Stanów na staż do Waszyngtonu, gdzie pracowała w Kongresie jako asystentka Williama Cohena, przyszłego sekretarza obrony. Gdy powróciła do Francji, wybrała się na kolejne studia – prawo na Uniwersytecie Paris X – Nanterre. W 1981 r. nadeszła propozycja pracy od Baker & McKenzie – jednej z największych kancelarii na świecie, z siedzibą w Chicago, specjalizującej się w prawie gospodarczym. Christine Lagarde podjęła wyzwanie i – jak miał pokazać czas – była to bardzo słuszna decyzja. się nie boi Choć stanowisko dyrektora generalnego Międzynarodowego Funduszu Walutowego wydaje się wisienką na torcie jej kariery, nie pierwszy raz jest o niej głośno. I nie pierwszy raz Christine Lagarde przeciera na szczytach władzy szlak do tej pory niedostępny dla kobiet Biznes i polityka Tekst: Hanna Zielińska Zawsze elegancka 14 % | 6/2011 (wzrost 180 cm, rozmiar buta 42, ulubione marki: Chanel, Ventilo, Austin Reed), ze świetnym angielskim (podobno używała go nawet w ministerstwie, uznawszy, że lepiej od francuskiego nadaje się do pracy) i talentem do negocjacji, na stanowisku dyrektora MFW zarabia o 11 proc. więcej od swojego poprzednika i rodaka Dominique’a Strauss-Kahna świata. W kontrakcie z MFW jej pensja opiewa na 551 700 dolarów rocznie i jest wyższa o 11 proc. od wynagrodzenia jej poprzednika i rodaka Dominique’a Strauss-Kahna. Pierwsze sukcesy, pierwsze porażki Urodziła się 1 stycznia 1956 r. w Paryżu jako Christine Madeleine Odette Lallouette. Pod okiem rodziców – profesora literatury angielskiej i nauczycielki – dorastała z trzema młodszymi braćmi w przemysłowo-portowym mieście Hawr na północy Francji. Pierwsze pieniądze przyszła minister zarabiała czyszcząc ryby w porcie. Po śmierci ojca wychowanie dzieci spadło na barki pani Lallouette. Lagarde podkreśla, że niezależności nauczyła się właśnie od matki. W młodości należała do harcerstwa, z sukcesami uprawiała pływanie synchroniczne – w wieku 15 lat zdobyła brązowy medal na mistrzostwach Francji. Zrobiła maturę i wyjechała na stypendium do organizacji Field Service w USA. Nie wszystko jednak układało się zawsze po jej myśli. Porażką wydawało się dwukrotne niedostanie się do prestiżowej Narodowej Szkoły Administracji (École Nationale d’Administration), kształcącej elity polityczne i biznesowe Francji. Dziś jednak Lagarde mówi, że wyszło jej to na dobre. Po powrocie z Ameryki podjęła studia na Wydziale Nauk Politycznych na Uniwersytecie Fot.: Corbis, rys. Paweł Rygol/Novimedia CP M imo że była faworytką w tym wyścigu, to i tak informacja o jej wyborze zelektryzowała media na całym świecie. Kobieta na czele Międzynarodowego Funduszu Walutowego? Tego jeszcze nie było! Christine Lagarde jest pierwszą, od czasu powstania tej instytucji w 1944 r., kobietą, której powierzono szefowanie. Wcześniej zasłynęła na arenie światowej jako prezeska międzynarodowej korporacji prawniczej Baker & McKenzie, potem zaś jako minister handlu zagranicznego, a następnie finansów we francuskim rządzie. Niedawno magazyn „Forbes” umieścił ją na 9. miejscu na liście najbardziej wpływowych kobiet Christine Lagarde umacnia rolę MFW i wygłasza bezkompromisowe komentarze bieżącej sytuacji. Jej zdaniem, ostrzeżenia wysyłane przez MFW nie wystarczą, jeśli najważniejsze instytucje europejskie nie zgodzą się z pesymistycznymi ocenami. MFW i Europa muszą dogadać się w sprawie dalszych działań antykryzysowych W Baker & McKenzie Christine Lagarde spędziła 24 lata, o których mówi, że były niezwykłym darem niezależności zawodowej. Jej karierę w firmie trzeba uznać za błyskotliwą. Specjalizowała się w fuzjach i prawie pracy, sześć lat po przyjęciu do zespołu została szefową biura w Paryżu. W 1991 r. dołączyła do zarządu firmy, a w 1995 r. weszła w skład dyrekcji międzynarodowej. Dwa lata później, w wieku 43 lat, objęła stanowisko prezesa – jako pierwsza kobieta w niemal 50-letniej historii firmy. Pod jej kierownictwem zyski firmy (3,7 tys. prawników, 40 oddziałów na całym świecie) wzrosły o ponad 30 proc. Swoje pierwsze kroki na rynku pracy wspomina jednak jako rozczarowujące: „W 1980 r. złożyłam podania o pracę do francuskich i międzynarodowych kancelarii prawniczych. We Francji przyjęta zostałam średnio, przede wszystkim dlatego, że jestem kobietą. Jedna z kancelarii powiedziała, że mogę dla nich pracować, ale nigdy nie będę partnerem, bo jestem kobietą. Inna chciała, bym miesiącami zajmowała się porządkowaniem teczek. W Baker & McKenzie rozmowę kwalifikacyjną przeprowadziła ze mną kobieta i zostałam zatrudniona”. O równości szans, zbyt małej liczbie kobiet na stanowiskach kierowniczych i nowej jakości, jaką wnoszą one do zarządzania, Lagarde często wypowiada się publicznie: „Moje doświadczenie zawodowe pokazuje, że kobiety w biznesie potrafią wyjść poza swoje ego, mają inne podejście do negocjacji, nie gubią w nich partnera”. Sama mając dwóch synów z pierwszego małżeństwa, Pierre’a Henriego (25) i Thomasa (23), mówi: „Starałam się wychować ich na samowystarczalnych, by nie polegali na kobiecie jak na służącej. Potrafią sami uprasować sobie koszule i ugotować obiad. Więcej matek powinno wychowywać swoich synów tak, żeby lubili i szanowali kobiety”. Z korporacji do francuskiego rządu trafiła w 2005 r. na zaproszenie premiera Dominique’a de Villepina. Objęła tekę ministra handlu zagranicznego. Dwa lata później została ministrem finansów. W 2009 r. „Financial Times” uznał ją za najlepszego ministra finansów strefy euro, doceniając jej rolę w przeprowadzeniu francuskiej gospodarki przez światowy kryzys (minus 2,6 proc. PKB w 2009 r., podczas gdy średnia dla strefy euro wyniosła minus 4,1 proc.). Choć nie obyło się bez wpadek i kontrowersji – takich jak publiczny komentarz o „skomplikowanym” i „zniechęcającym do zatrudniania” francuskim kodeksie pracy czy ogłoszenie końca kryzysu we wrześniu 2008 r., gdy ten właśnie się rozpoczynał. Podobno Nicolas Sarkozy był bliski jej zdymisjonowania, jednak ostatecznie doświadczenie i kompetencje Lagarde przemówiły na jej korzyść. Pani minister zaprezentowała prezydentowi plan ratowania francuskich banków, brała udział w posiedzeniach G7, organizowała spotkania G20. Zawsze elegancka (wzrost 180 cm, rozmiar buta 42, ulubione marki: Chanel, Ventilo, Austin Reed), ze świetnym angielskim (podobno używała go nawet w ministerstwie, uznawszy, że lepiej od francuskiego nadaje się do pracy) i talentem do negocjacji godnie reprezentowała Francję na arenie międzynarodowej. Jej wybór na szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla ekspertów nie był zaskoczeniem. Cieniem na jej sukcesie kładzie się jednak sprawa sporu między Bernardem Tapie a bankiem Crédit Lyonnais. Aby rozwiązać konflikt, Lagarde jeszcze jako minister finansów powołała sąd arbitrażowy, który przyznał biznesmenowi gigantyczne odszkodowanie. Socjaliści zarzucają jej działanie na szkodę państwa. Sprawę bada prokuratura. Ona sama nie przyznaje się do winy. Prywatnie Mówi, że z okazji nominacji na szefową MFW pozwoliła sobie na lampkę szampana, choć z reguły nie pije alkoholu. Nie je też mięsa. Prywatnie od pięciu lat związana jest z Xavierem Giocantim, kolegą z czasów studiów, którego na nowo odkryła przy okazji służbowej kolacji z przedsiębiorcami. To właśnie ze względu na niego w umowie z MFW ma zakontraktowany zwrot kosztów podróży na trasie Nowy Jork – Marsylia. Przez jej napięty grafik zawodowy i życie w podróży nie zdążyli wziąć ślubu – na razie pozostaje im codzienna rozmowa przez telefon. Przed nią 5-letnia kadencja pełna nie lada wyzwań, ale tych Christine Lagarde się nie boi. Podkreśla, że sukcesy w pracy, tak jak kiedyś w sporcie, odnosi dzięki pracy zespołowej: „Nigdy nie działam samotnie” – deklaruje. % | 6/2011 15 półka z książkami Chcesz lekturę pod choinkę? Wyślij maila na adres: [email protected]. Mamy do rozdania egzemplarze książek: „Świat do przeróbki” oraz „Ekonomię kryzysu”. Adam LeBor Wyznawcy. Jak Ameryka dała się naciągnąć Bernardowi Madoffowi na 65 miliardów dolarów Ekonomia kryzysu Oficyna Wolters Kluwer business Warszawa 2011 Obiecywał im pewność, bezpieczeństwo i możliwość udziału w grupie wybrańców. To dlatego bogaci biznesmeni i renomowane banki weszły w największą piramidę finansową ostatnich lat W Książkę ekonomisty, który przewidział globalny kryzys, trzeba przeczytać. Poza opisem wydarzeń z ostatnich kilku lat znajdziemy tu przegląd nowożytnej historii gospodarczej świata ze szczególnym uwzględnieniem kryzysów N ouriel Roubini to ekonomista, który trafnie przewidział załamanie na amerykańskim rynku finansowym, co doprowadziło do globalnego kryzysu. On sam w książce wymienia jeszcze kilku innych, którzy ostrzegali przed bańką na rynku nieruchomości i zbyt wieloma ryzykownymi operacjami prowadzonymi przez instytucje działające na rynkach finansowych. Najważniejsza teza – kryzysy się zdarzają, i to wcale nierzadko. Najistotniejsze to odpowiednio się przygotować, przede wszystkim przez dobre regulacje. Choć autorzy sami przyznają, że niektóre z proponowanych rozwiązań mogą być trudne do wprowadzenia, chociażby ze względu na polityczny lobbing firm z sektora finansowego. Świetnie napisana książka, która nawet laikowi dokładnie wyjaśni przyczyny ostatniego kryzysu. Roubini i Mihm stawiają diagnozę i proponują rozwiązania,przekonując, że wciąż możemy się rozwijać. Kryzys nie jest końcem kapitalizmu, ale szansą na jego reformę. Na naszej półce znajdziesz lektury według klucza 16 Warszawa 2011 Nouriel Roubini, Stephen Mihm % | 6/2011 edług LeBora najważniejszy był kult. Madoff potrafił sprawiać wrażenie niedostępnego. Nie każdy mógł u niego zainwestować, nikomu nie zdradzał szczegółów swojej strategii inwestycyjnej, a tym, którzy zadawali zbyt wiele pytań, groził „wyrzuceniem” z funduszu. – Krążyły pogłoski, że jest taki specjalny fundusz i jeśli komuś uda się do niego dostać, to ma już wszystkie problemy z głowy – mówi jeden z rozmówców autora, pokazując, jak istotna była aura tajemniczości i poczucie przynależności do ekskluzywnego klubu. W końcu wyszło na jaw, że żadnych inwestycji nie było, a ci, którzy chcieli pobrać zyski, byli spłacani z pieniędzy nowych inwestorów. Gdyby nie kryzys finansowy, interes Madoffa mógłby prawdopodobnie nadal działać w najlepsze. LeBor śledzi historię Madoffa i jego rodziny od samego początku ich działalności w Stanach Zjednoczonych. Przytacza wypowiedzi przyjaciół, których Madoff oszukał, a także pokazuje, jak nieudolnie działały instytucje nadzorcze. Jedyny mój zarzut wobec książki – momentami autor skupia się na zbyt wielu szczegółach, przez co narracja traci płynność. Ale i tak czyta się ją niemal jak powieść sensacyjną. Witold Orłowski Świat do przeróbki Agora SA Warszawa 2011 Globalny kryzys gospodarczy to nasz największy problem – niestety niejedyny E poka „wielkiej stabilizacji” nas rozleniwiła. Przed wybuchem kryzysu mało kto przypominał sobie o tym, że istotne spadki na giełdach i wyraźne spowolnienia tempa wzrostu są wbudowane w kapitalizm. I że na przeszkodzie w dalszym stałym wzroście gospodarczym mogą stanąć m.in. czynniki demograficzne, niezbadane do końca czynniki klimatyczne czy problem wykorzystania zasobów surowców naturalnych. Orłowski po kolei analizuje te zagrożenia, o których – mam wrażenie – część z nas, uśpiona stałym wzrostem gospodarczym, zdążyła już zapomnieć. Robi to bardzo lekkim, bardziej publicystycznym niż naukowym językiem, dzięki czemu książkę czyta się naprawdę dobrze. I choć trochę brakuje recept dla świata – Orłowski pisze jedynie o konieczności stworzenia bliżej nieokreślonego „nowego ładu ekonomicznego”, oczywiście na poziomie globalnym – to i tak zdecydowanie warto przeczytać. W godzinach szczytu – warto spóźnić się na spotkanie, by ją przeczytać, wartościowa, dobra lektura Po lunchu – w sam raz do popołudniowej kawy, nie trzeba się spieszyć, ale też nie należy czekać z lekturą do wieczora Do poduszki – skutecznie usypia i wycisza umysł, polecamy jedynie jako środek nasenny Fot.: materiały prasowe Przeczytał i zrecenzował: Jerzy Jezierowicz muza gadające głowy Po godzinach Co rząd obiecuje przedsiębiorcom? Życie toczy się gdzie indziej Tekst: Jerzy Jezierowicz W exposé premiera Tuska udało mi się znaleźć tylko jeden fragment, który można odnieść do warunków prowadzenia działalności gospodarczej. Dotyczy on ulubionych obiecanek wszystkich polityków, którzy dość regularnie wspominają o konieczności „deregulacji”: Donald Tusk, premier RP: Mówię tu o odchudzaniu administracji i czynieniu jej coraz bardziej przyjaznej i służebnej. […] Chcemy usprawnić pracę sądów, co powinno w tej kadencji przynieść efekt skrócenia średniego czasu postępowania o jedną trzecią. […] Co najmniej połowę do dzisiaj regulowanych zawodów chcemy uwolnić od wszelkiej regulacji, które czynią te zawody typowo regulacyjnymi. 18 % | 6/2011 Władysław Kosiniak-Kamysz, szef resortu pracy: To jest dla mnie priorytet, zadanie, żeby walczyć z bezrobociem szczególnie wśród osób młodych. Niestety, żadnych szczegółów nie zdradził – oprócz jednego. Bardzo ważne jest to, co premier mówił, że w czasach trudnych, w czasach kryzysu, musimy dbać o sprawiedliwość społeczną. I znów moglibyśmy błogo się uśmiechnąć i pełni nadziei patrzeć w przyszłość, gdyby nie jedno zdanie z tego samego akapitu: Dlatego ministrowie niezależnie od dziedziny, jaką się będą zajmowali, będą musieli precyzyjnie planować i zdawać raporty, jak wygląda efekt deregulacyjny w każdym kluczowym projekcie, jakim dany minister będzie się zajmował. I czar pryska. Zamiast lepszych przepisów będziemy mieli jeszcze więcej rządowych dokumentów, bo przecież najlepszy sposób walki z biurokracją, jaki wymyślili politycy i urzędnicy, to komisje, narady i dokumenty – czyli więcej biurokracji. Tuż po exposé ciekawie wypowiedział się najmłodszy minister, wywodzący się z PSL nowy szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz: Cóż, takie sformułowania nigdy nie oznaczały niczego dobrego dla biznesu. Tu wydają się wskazywać, że choć minister deklaruje chęć walki z bezrobociem, to z konieczności realizacji tego zadania poprzez wspieranie przedsiębiorczości zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy. Jarosław Kaczyński, prezes PIS: Trzeba odnowić polski system podatkowy. On jest teraz nieużyteczny. Trzeba go odnowić w ten sposób, by wielkie sfery nieopodatkowane zostały opodatkowane. Jeśli trzeba, trzeba sięgnąć do zasobów wielkich instytucji: finansowych i supermarketów. Trzeba repolonizować polskie banki. Również tuż po exposé mieliśmy okazję wysłuchać wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. W swoim wystąpieniu kilka zdań poświęcił gospodarce: Zaciskanie pasa przez pracowników, przez drobnych i średnich przedsiębiorców jest niedopuszczalne. Co szef największej partii opozycyjnej proponuje w zamian? Szczegółów nie podał. Ale to chyba nawet lepiej… Ilustracje: Paweł Rygol/Novimedia CP, Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne, Attilio Maranzano / dzięki uprzejmości artysty; MIA Nowa kadencja rozpoczęta. Sejm, w bardzo podobnym składzie do poprzedniego, zdążył już udzielić wotum zaufania poddanemu niewielkiemu liftingowi rządowi Donalda Tuska. I tylko warunki ekonomiczne zmieniły się radykalnie. Premier w exposé nie mówił już – jak cztery lata temu – o wielkich nadziejach i szansach rozwojowych, a o konieczności zaciskania pasa. Sprawdźmy, co politycy w tej trudnej sytuacji mówią o przedsiębiorcach – bo w końcu kto, jeśli nie oni, ma zatrudniać, produkować i wyciągnąć nas z kryzysu? EXTREMA Skok w nieznane Pawła Farona, mistrza paralotni KILOMETRY NA TALERZU KADR NA SMAK % na mapie Sprawdź co jesz. Kupuj i jedz odpowiedzialnie Jedzenie w roli głównej, czyli kamerą prosto w talerz Retrospektywa kontrowersyjnego włoskiego artysty % na mapie 31.12.2011 Sylwester % na mapie Do 22.01.2012 15-16.02.2012 Maurizio Cattelan: All Sting Muzeum Guggenheima, Nowy Jork Sala Kongresowa, Warszawa Rio de Janeiro, Brazylia 28.01-04.02.2012 Rallye Monte-Carlo Historique Nowy rok obchodzi się równie tanecznie co karnawał, tyle że… na plaży, a dokładnie na słynnej i jednej z najpiękniejszych – Copacabanie. Przybywają tu tłumy, więc hotel rezerwujcie z dużym wyprzedzeniem. To idealna propozycja dla tych, których polskie zimy i słoty dostatecznie już wymęczyły. Festa de Iemanjá odbywa się również na plaży. To obchody na cześć bogini morza. Roztańczony tłum składa jej w prezencie koraliki, perfumy, lusterka, kwiaty. Dwa polskie koncerty Stinga odbędą się w ramach dużej międzynarodowej trasy Back to Bass Tour, celebrującej 25. rocznicę obecności muzyka na scenie. Stąd w repertuarze numery starsze, te, od których zaczynał, i nowsze. Jak zapewnia sam Sting – wszystkie wykona w oryginalnych wersjach, do których przyzwyczaiły fanów płyty. Podobno nie zabraknie piosenek z dorobku The Police, macierzystego zespołu Stinga. Monte Carlo, Monaco Pierwsza retrospektywa kontrowersyjnego włoskiego artysty, który w naszym kraju zasłynął rzeźbą Jana Pawła II przygniecioną meteorytem. Wśród innych dzieł będzie można zobaczyć legendarną martwą wiewiórkę, klęczącego Hitlera i wielką dłoń pokazującą środkowy palec mediolańskiej giełdzie. Klasykami na podbój Alp wyruszą załogi startujące w 15. Rallye Monte-Carlo Historique. Organizowany kilka dni po tradycyjnym Monte Carlo rajd gromadzi najpiękniejsze i najbardziej legendarne oldtimery, których właściciele wcale nie oszczędzają na śliskich i zdradzieckich odcinkach specjalnych. W rajdzie można pojechać tylko samochodami, które startowały w RMC w latach 1955-1980. Wśród śmiałków mierzących się z Alpami nie zabraknie też Polaków i polskich samochodów (m.in. Fiatów 125p). Zgodnie z zasadami rajdów sprzed lat impreza rozpocznie się zlotem gwiaździstym. Do Monte Carlo załogi wyruszą z Warszawy, Barcelony, Glasgow, Oslo, Reims i Turynu. 24.01.2012 Dropkick Murphys Klub Stodoła, Warszawa 11.02.2012 Peter Hook And The Light Perform „Unknown Pleasures” – A Joy Division Celebration 19.02.2012 Klub Stodoła, Warszawa 20.02.2012 SQ, Poznań M83 Jednoosobowy projekt o sile rażenia pełnej armii. Anthony Gonzalez aka M83 – samowystarczalny kompozytor, autor, tekstów i producent – przyjedzie do Polski na dwa koncerty promujące ostatni, wydany przed kilkoma miesiącami dwupłytowy album. „Hurry Up, We’re Dreaming” to rzecz wyjątkowa w dyskografii M83 – świetnie przyjęta przez publiczność, przebojowa i wszechstronna. Syntetyczny pop w różnych odsłonach – od najbardziej chwytliwej, bezpośrednio kojarzącej się z hitami z lat 80., po tę bardziej konceptualną i plastyczną. 9-22.01.2012 North American International Auto Show Detroit, USA W tych dniach Detroit będzie motoryzacyjną stolicą świata – oczy wszystkich zainteresowanych motoryzacją będą obserwować wydarzenia 2012 North American International Auto Show. Organizowany od 1907 r. salon w Detroit to obok targów w Genewie, Paryżu, Frankfurcie i Tokio jedna z najważniejszych imprez motoryzacyjnych na świecie. To, co zobaczymy w największym mieście stanu Michigan, pokaże, jak poszczególni producenci radzą sobie z kryzysem. 20 % | 6/2011 Punk rock w kiltach? Ci starsi panowie z Irlandii nie tracą werwy – podobnie ich wybuchowa mieszanka klasycznego, głośnego rock and rolla i celtyckiego folku. Dropkick Murphys – już legendarni – tradycyjne instrumentarium poszerzają o dudy, akordeon czy banjo. Uwaga, ta energia łatwo się udziela. I by dopełnić formalności – na warszawskim koncercie Dropkick Murphys z pewnością będzie można usłyszeć nagrania z ostatniej płyty zespołu, wydanej w marcu 2011 r. – „Going Out In Style”. Fot.: materiały promocyjne, Attilio Maranzano / dzięki uprzejmości artysty Klub Proxima, Warszawa Wydarzenie, które powinno zelektryzować wszystkich fanów Joy Division, legendy muzyki niezależnej z przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Peter Hook – założyciel i basista zespołu, którego karierę przerwała samobójcza śmierć wokalisty Iana Curtisa – wraz z formacją The Light wykonuje utwory z debiutanckiej płyty Joy Division. Inauguracja projektu miała miejsce w ubiegłym roku w reaktywowanym manchesterskim i równie kultowym jak te piosenki klubie Factory. 11-21.02.2012 Karnawał w wenecji wenecja, włochy Życie to teatr. A szczególnie w Wenecji. Tutaj rzeczywistość wygląda jak sceniczna dekoracja, a przez 10 dni karnawału można grać każdego i bez konsekwencji zmieniać swoją tożsamość. Zabawę kończy wybór najpiękniejszego stroju, warto więc przemyśleć kreacje. Taki sen na jawie zdarza się tylko raz do roku. % | 6/2011 21 extrema extrema nocowałbym w leśnej ambonie. Na szczęście dotarłem do schroniska. Ale się odnalazłeś. Tak. O poranku spotkałem jednego z uczestników, Francuza, a potem pomocnika. Dalsze kilometry to były na zmianę marsz i lot, utrudniony złymi warunkami pogodowymi. Po drodze miałem mnóstwo przygód, np. nie zauważyłem znaku drogowego na wysokości głowy, uderzyłem w niego i na chwilę mnie zamroczyło. W pierwszej chwili myślałem, że złamałem nos i wybiłem zęby, ale skończyło się na siniaku. Później próbowałem nadrobić straty i wystartowałem w bardzo ciężkich warunkach. Turbulencje okazały się jednymi z silniejszych, jakie przeżyłem. Koledzy też startowali w ekstremalnych warunkach, by przegonić resztę. To wszystko było bardzo emocjonujące, również dla setek ludzi, którzy śledzili wyścig na bieżąco w internecie. Dostałem wiele SMS-ów z pytaniem czy wszystko ze mną ok. Jak mówili mi potem, niejedna firma stała i śledziła, co się dzieje. Skok w nieznane Rozmawiała: Zuza Burska 22 % | 6/2011 T wój pierwszy skok? Z garażu. Okazał się bardzo niebezpieczny. Po uderzeniu o ziemię przez kilka tygodni nie mogłem ruszać głową. Ale to mnie nie zniechęciło. Już jako dziecko konstruowałem lotnie. Pierwszą zrobiłem z tyczek do fasoli, którą babcia uprawiała w ogródku, i folii z namiotu foliowego. Paralotnia to moja wielka miłość – od samego początku. Jak przebiegała droga od ogródkowej tyczki do najbardziej prestiżowej imprezy paralotniowej Red Bull X-Alps? Uczestniczyłem w wielu zawodach w Europie i w Australii. W 2006 r.zostałem najlepszym zawodnikiem w Polsce. W 2007 r. byłem drugi w jednej edycji Paralotniowego Pu- charu Świata. W 2009 r. wygrałem zawody XC Open Australia i zająłem trzecie miejsce w Polish Open w Sopocie w Bułgarii. W 2010 r. zająłem drugie miejsce w mistrzostwach Polski. O tym, że zakwalifikowałem się do tego morderczego wyścigu, dowiedziałem się w październiku ubiegłego roku. Trenowałem wtedy codziennie, a trzy razy w tygodniu pokonywałem dystans ponad 30 km w górach – marszobiegiem z 10-kilogramowym plecakiem. Na czym polegają zawody? Trzydziestu zawodników z całego świata musi pokonać trasę z Salzburga do Monako przez kilka punktów zwrotnych.: Gaisberg, Dachstein, Gros Glockner, Tre Cime di Lavaredo, Piz Palü, Matterhorn, Mont Blanc. Na paralotni lub na nogach, cały czas niosąc swój sprzęt ze sobą (mój plecak ważył 11 kg). Każdy zawodnik ma jednego pomocnika, który zaopatruje go w jedzenie i baterie, jak również pomaga w wyborze trasy, analizuje prognozy pogody i generalnie jest takim kontaktem ze światem. Fot.: archiwum prywatne O tym, jak pasja do górskiej wspinaczki i latania przerodziła się w mistrzostwo w paralotni, opowiada nam Paweł Faron, jedyny Polak, któremu udało się wystartować w zawodach Red Bull X-Alps Miałeś jakieś problemy zdrowotne po drodze? Ścięgna Achillesa miałem mocno opuchnięte. Ratował mnie ketonal. W pewnym momencie totalnie wysiadłem i zostałem przez to na szarym końcu (za mną był tylko Czech). W rezultacie skończyłem na siedemnastej pozycji. Nie jest źle, to i tak najlepszy wynik Polaka na tych zawodach. Podczas rozdania nagród w Monako widziałem, że każdy z nas dostał strasznie w kość. Ten wyścig to walka nie tylko ze swoim organizmem, ale i z psychiką. Jak wspominasz start? Szło mi całkiem nieźle. Leciałem jak po sznurku. Niestety po około 30 km zaczął wiać silny wiatr, co znacznie spowolniło dalszy lot. Doleciałem do Dachstein na trzeciej pozycji. Potem było niestety gorzej, o mały włos nie Red Bull X-Alps Najtrudniejszy i najbardziej ekstremalny wyścig górski. Celem jest pokonanie w jak najkrótszym czasie odległości 864 km z Salzburga do Monako. Pierwsze miejsce w tym roku obronił wielokrotny mistrz Christian Maurer. Kolejny wyścig przez Alpy w 2013 r.! Masz sobie coś do zarzucenia? Popełniłem wiele błędów, ale startowałem po raz pierwszy, prawie nie znając trasy. W Alpach inaczej się lata niż u nas, w dolinach często wieją zdradliwe wiatry. Trzeba znać pory, w których można je pokonywać, i wiedzieć, na jakiej wysokości to robić. Trzeba również znać miejsca najlepsze na start przy danym kierunku wiatru. Mój sprzęt ważył prawie 11 kg, a najlepszych mieścił się w 7 kg, to też jest spora różnica. W takim przedsięwzięciu nie ma mowy o żadnych ustępstwach i kompromisach – jeśli chce się wygrać, wszystko musi grać i być na najwyższym poziomie. Chciałbym ogromnie podziękować firmom: SWING, Red Bull, Fadrog, The North Face, PSP oraz wszystkim, którzy swoją pomocą umożliwili mi start. % | 6/2011 23 w drodze w drodze kilometry na talerzu Degradacja środowiska, ginące gatunki oraz problemy lokalnych społeczności to sprawy, których czasem nie da się rozwiązać podczas zjazdów głów państw rozwiniętych ekonomicznie. Walka rozgrywa się także na naszych talerzach! Sprawdź, jakie globalne skutki miała twoja wczorajsza kolacja. Przyszedł czas na odpowiedzialne decyzje konsumenckie! 3500 km Pomidory, Hiszpania 13 000 km okoń morski i Dorada, pacyfik 2000 km Są zdrowe i smaczne. Pod warunkiem że kupi się je na wybrzeżu Pacyfiku i od razu zje. Jedzenie ich w Polsce ma działanie odwrotne. Odławiane na przemysłową skalę zabierają źródło utrzymania lokalnym rybakom. Podczas odławiania kutrami wybierane są ładne sztuki, które można sprzedać. Reszta – już martwych ryb – wyrzucana jest z powrotem do wody. Masowe odłowy to jedno z najbardziej destruktywnych działań wpływających na ekosystem Pacyfiku. Łosoś, Norwegia Polska jest trzecim co do wielkości importerem tej ryby w Europie. Uwielbiamy jeść łososia, tymczasem nie zdajemy sobie sprawy, że przyczyniamy się bezpośrednio do zaburzenia ekosystemu. Do pasz, którymi są karmione ryby hodowlane, odławia się wielkie ilości małych rybek będących naturalnym pokarmem dla innych dziko żyjących gatunków. Przemysłowa skala połowów powoduje deficyt jednego gatunku na koszt drugiego, hodowanego na farmach. Tak zaburzony ekosystem cierpi, a jedyną nadzieją na jego odbudowę są nasze chęci i świadome decyzje konsumpcyjne. 11 000 km Krewetki, Tajlandia Gdy nastąpił wzrost konsumpcji, farmerzy zaczęli stosować antybiotyki i pestycydy oraz intensywnie eksplorować wybrzeże Tajlandii. Niszczą bezcenne lasy namorzynowe, pozostawiając nieużytki po starych basenach oraz budując coraz to nowe akweny do hodowli tak popularnego u nas przysmaku. 20 000 km Jagnięcina to zwycięzca w kategorii największej liczby kilometrów przebytych na twój stół. Mimo że nieświeża, to pozostaje wyrafinowanym specjałem, za który restauratorzy i dystrybutorzy mięsa każą płacić sobie krocie. Warto zastąpić ją polskim mięsem z Podhala, świeższym i smaczniejszym. 24 % | 6/2011 12 000 km Panga, Wietnam Inaczej ryba konsumpcyjna. Pod tym określeniem kryje się kilka gatunków ryb hodowanych w ekstremalnych warunkach w odległej południowo-wschodniej Azji. Aby hodowla i tak odległy transport były opłacalne, przyspiesza się przyrost masy ryb, szczepiąc je hormonami i antybiotykami. 1500 km 13 500 km Rukola, Włochy Tuńczyk, Japonia Ekolodzy alarmują! W niedługim czasie ten gatunek zniknie z wód Pacyfiku i innych, gdzie ryba bez żadnej kontroli jest odławiana w ilościach przekraczających ludzką wyobraźnię. Może zamiast kolejnego sushi warto zamówić naszego śledzika z cebulką? Fot.: Shutterstock.com Jagnięcina, Nowa Zelandia Zamiast wybierać produkty z odległych miejsc na świecie, kupuj rodzime. Zyskają na tym wszyscy Wybierajmy polską rukolę albo hodujmy ją sami na kuchennym parapecie! Zaoszczędzimy trochę pieniędzy i przy okazji przyłożymy się do ochrony środowiska oraz zmniejszenia liczby tirów na naszych drogach. Są piękne, czerwone i lśniące nawet zimą! Jak to możliwe? Bo w większości pochodzą z importu z drugiego końca Europy. Tak jest taniej i wygodniej. Te pomidory nie dotykają nigdy ziemi, są hodowane na sztucznych podłożach, ładnie opakowane i przywiezione do sklepu. Nie pachną tak słodko i soczyście jak nasze polskie pomidory gruntowe, nie mają tyle smaku i wartości odżywczych. Dlatego warto wybrać się na bazar i kupić pomidory gruntowe – trochę brudne, krzywe, ale zaskakująco smaczne – a na zimę zrobić przetwory. 7000 km Fasolka szparagowa, kenia To najbardziej kontrowersyjny produkt, choć niestety – cieszący się ostatnio wielką popularnością. Ogromne uprawy zielonej fasolki usytuowane są w górnych partiach rzek Kenii – ich naturalny bieg jest zmieniany tak, aby móc je nawadniać. Producenci mają świadomość, że dając Europejczykom śliczną fasolkę, pozbawiają życia Kenijczyków mieszkających w dolnych partiach rzek, gdzie woda już nie dopływa, a koryto jest wysuszone. Najbliższa studnia z wodą pitną znajduje się czasem 10 km od miejsca zamieszkania. A mimo to proceder trwa dalej. % | 6/2011 25 obyczaje obyczaje A opcji na tym polu, zarówno dla chcących się rozwijać, jak i dla tych, którzy zdecydują się na rodzicielstwo, jest mnóstwo. Alterpraca (lub flexipraca) z definicji obejmuje alternatywne formy zatrudnienia, inne niż standardowa praca wykonywana na pełnym etacie na podstawie umowy zawartej na czas nieokreślony, w stałym miejscu pracy i w regularnych godzinach. Do alterpracy zalicza się przede wszystkim elastyczne formy zatrudnienia, tj. pracę w elastycznym lub częściowo elastycznym czasie pracy, w skróconym wymiarze czasu pracy czy na zasadach tzw. dzielenia pracy (gdy jeden etat dzieli się na dwie osoby), ale także pracę na czas określony, pracę tymczasową oraz pracę w domu (telepraca, praca na własny rachunek lub na podstawie umowy cywilnoprawnej). Problem w tym, że nieprzyzwyczajone do nich polskie firmy nie dają się tak łatwo przekonać. Tymczasem „igreki”, zwłaszcza młode Elastyczne igreki Alterpraca, czyli elastyczne formy zatrudnienia – sprawdzające się od lat m.in. w Wielkiej Brytanii – to marzenie większości pracowników z pokolenia Y. Szczególnie dobrze system ten działa w przypadku tych, którzy w Polsce postrzegani są jako „niepewni” – matek i ich świadomych partnerów chcących dzielić się obowiązkami wychowawczymi Patrycja Dołowy wiceprezeska Fundacji MaMa Tekst: Aga Kozak/Novimedia CP Udogodnienia dla pracujących matek w polskich firmach: 26 % | 6/2011 IBM Firma próbuje wyjść naprzeciw potrzebom młodych matek wynikającym z poczucia wyobcowania w firmie czy niepewności powrotu do pracy. Pracownica po urlopie macierzyńskim może skorzystać z pomocy koleżanki, która też ma dzieci, a która dba, aby młoda matka była na bieżąco ze wszelkimi zmianami w firmie. Jest to szczególnie ważne, kiedy na rynek wchodzą nowe produkty czy aktualizowane są aplikacje komputerowe wykorzystywane przez firmę. IBM dba o to, aby kobiety (matki) powracające do pracy po półrocznym urlopie nie czuły się obco w firmie. Kobieta do sześciu miesięcy po porodzie może używać służbowego telefonu, komputera i samochodu, dostaje też informacje o tym, co się dzieje w firmie. Po powrocie do firmy może pracować w niepełnym wymiarze pracy lub część zadań wykonywać w domu (tzw. home office). Hewlett-Packard Polska W firmie jest specjalny pokój dla karmiących mam. Rodzicom małych dzieci umożliwia się elastyczny czas pracy lub pracę w domu. Kobiety z co najmniej rocznym stażem mogą przedłużyć sobie urlop macierzyński do sześciu miesięcy (za to wolne wynoszące więcej niż ustawowe 16 tygodni firma płaci 80 proc. pensji). Hewlett-Packard zachęca także przyszłe mamy do wzięcia urlopu do sześciu tygodni przed urodzeniem dziecka. Umożliwia też stopniowy powrót do pracy przez zatrudnienie w niepełnym wymiarze godzin. Motorola W stosunku do kobiet, które urodziły dzieci, firma stosuje elastyczne formy zatrudnienia. Każda młoda matka może mieć indywidualnie ustalany czas pracy, może pracować w domu lub na część etatu. PricewaterhouseCoopers Kobiety, które pracują w audycie, mogą na czas ciąży i tuż po niej przenieść się do spokojniejszego działu. Kobiety w ciąży i z małymi dziećmi mogą zmienić dział lub dostać klientów blisko biura. Mogą też pracować na część etatu. Przynosi to pozytywne efekty, ponieważ nawet w mniejszym wymiarze czasu pracy młode matki są w stanie zrobić tyle, ile wcześniej na pełnym etacie. W razie potrzeby (np. choroby dziecka) matki mogą pracować w domu. Źródło: pracujacyrodzice.pl Fot.: Shutterstock.com; archiwum prywatne P okolenie Y to nowa grupa pracowników, z którymi musi mierzyć się aktualnie każdy pracodawca. Dla wychowanych na internecie i komórkach „igreków” nie liczą się wartości wyznawane przez poprzednie pokolenia pracoholików, lecz zrobienie dobrze tego, czym mają się zająć, satysfakcja z wykonanej pracy, a przede wszystkim to, co mogą robić po godzinach lub w wynegocjowanym elastycznym czasie pracy. Zdolni, wykształceni, twórczy – robią wszystko szybciej niż ich poprzednicy, bo tym, co ich interesuje, jest wyjście z pracy i realizowanie swoich pasji po godzinach, spędzanie czasu z rodziną i pielęgnowanie więzi przyjacielskich. Chcemy pracować, lecz nie chcemy, by praca była całym naszym życiem – mówią. Właśnie weszli w fazę rodzicielską i – wraz z trendami świadomego rodzicielstwa – zmieniają struktury zatrudnienia. matki z tego pokolenia, warte są takich ustępstw. W zamian za zapewnienie im bezpieczeństwa czy gwarancję pracy w stałym zespole, ale na innych – elastycznych – zasadach, świadomi pracodawcy zyskują pracowników lojalnych, których nie trzeba na nowo szkolić ani wdrażać w projekty, ponieważ znają już charakter pracy, zasady panujące w firmie i rynek. Jeśli uzupełnić to o naturalne uzdolnienia „igreków”, alterpraca wydaje się idealnym rozwiązaniem dla nieufnych pracodawców, którzy od dawna zmagają się z problematycznym przypadkiem matek w pracy. Matki (lub ojcowie), wypełniając obowiązki domowe, mogą spełniać się w tej roli, ale nie muszą porzucać swoich ambicji zawodowych. Alterpraca wydaje się idealnym rozwiązaniem dla nieufnych pracodawców, którzy od dawna zmagają się z problematycznym przypadkiem matek w pracy Na świecie model flexi – elastycznych form pracy – bardzo dobrze się przyjął. Dla kobiet (zwłaszcza, ale nie tylko) jest to możliwość pogodzenia pracy z wychowywaniem dzieci. Dla pracodawców to duży zysk, bo nie tracą dobrych, wykwalifikowanych pracowników. Wspieranie i inwestowanie w pracowników, przywiązywanie ich do siebie jest opłacalne, jak pokazują europejskie i amerykańskie badania nie tylko w przypadku menedżerek. Lojalny pracownik lubiący swoją pracę, swojego pracodawcę i miejsce pracy oraz mający poczucie bezpieczeństwa oznacza unikanie kosztów związanych z koniecznością ciągłego zatrudniania i wdrażania nowych pracowników. W Polsce na razie się tego nie docenia. To powoduje też, że i druga strona (pracownicy), nie mając poczucia bezpieczeństwa i zadbania, ucieka z pracy, gdy tylko może. Ciąża i czas po urodzeniu dziecka to okres przewartościowań, zastanawiania się nad swoimi możliwościami, priorytetami itd. Pracownica, która nie ma poczucia bezpieczeństwa, chętniej wykorzysta okazję wzięcia zwolnienia. Dokładnie odwrotnie jest (jak pokazują badania) w sytuacji, gdy firma prowadzi politykę przyjazności i daje możliwość godzenia życia zawodowego z rodzinnym, w tym możliwość pracy w trybie flexi. Korzyści dla pracodawców to lojalni pracownicy, którym zależy na dobru firmy i jej rozwoju, którzy wiążą z firmą swoją przyszłość, czują się w niej pewnie i działają z przekonaniem na jej rzecz. Flexipraca i wspieranie work-life balance pracowników to po prostu dobra inwestycja w ludzi, a co za tym idzie – w rozwój i bezpieczeństwo firmy. W Polsce zbyt rzadko dostrzega się korzyści płynące ze wspierania pracowników. Inna historia to systemy flexicurity, gdy państwo/land/komuna instytucjonalnie wspiera pracodawców i pracowników, dając zabezpieczenie i możliwość elastycznych zmian, co jest szczególnie istotne w sytuacjach kryzysowych. % | 6/2011 27 coaching coaching Fot.: rys. Shutterstock; materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca Jednak ci, którzy nigdy nie widzieli morza, mogą wyśmiać tego, kto pragnie je zobaczyć. Dlatego kolejną cnotą Questu, córką wizji, jest odwaga. Ona pojawia się, em świadomość a ag w ia r a % | 6/2011 Czym więc jest wizja? Wizja to intuicyjny model, przeczucie celu naszej misji, poszukiwanego rozwiązania. Gdy chodzi o projekt krzesła, domu, projekt biznesowy czy naukowy, to jest dla nas oczywiste, A więc idąc za wizją, niekoniecznie osiągniemy to, co ona przedstawia, ale na pewno możemy poznać i rozwinąć swoje talenty? Dobrze jest zobaczyć swoje życie w kategoriach poszukiwawczej misji, podążania w określonym kierunku. Trafnie opisuje to Coelho w „Alchemiku”, twierdząc, że każdy z nas nosi w sobie skarb, własną legendę, która czeka na odkrycie i realizację, aż w końcu staje się drogowskazem i organizatorem naszych poczynań. Pomaga nie zagubić się w błahostkach. Ale gdy taka wizja dojdzie do głosu, przechodzimy przez trudny okres zakwestionowania naszego status quo, naszej w pocie czoła wypracowanej sfery komfortu i bezpieczeństwa. Możemy mieć pokusę, by zwątpić w naszą wizję – uznać, że prowadzi Ale nas od dziecka uczy się lekceważyć swoje wizje, słyszymy np.: zostaw to malowanie, idź, poucz się słówek. Jako rodzice w imię szczęścia i bezpieczeństwa dzieci staramy się im zaprogramować życie. Często zapominamy, że dzieci to odrębne istoty, że będą żyły w świecie, którego nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić, że nie możemy im planować podróży, bo nie wiemy, gdzie potrzebują dojechać. Wszystko, co możemy sensownego zrobić dla naszych dzieci, to dostarczać im wielu różnych doświadczeń i perspektyw – nie zamykać w jednym wzorcu. w 28 w sobie, do samodzielnego podejmowania nowatorskich, mogących mieć strategiczne znaczenie decyzji, wiarę w siebie i we własną drogę. Dopiero z autonomii rodzi się trzecia cnota Questu, czyli wizja. Twórczy, wizjonerski element jest nieodzowną składową wszystkich śmiałych projektów. Wizja jest niezbędna, abyśmy znajdowali w sobie odwagę i determinację konieczną do zmian, by nam się chciało ruszyć w drogę nieprzetartym szlakiem, nawigując według gwiazdy świecącej gdzieś na firmamencie naszego umysłu. od Z atrudnieni w korporacjach mają cele biznesowe. Bywalcy plotkarskich portali konsumują wizję szczęścia stworzoną przez media. Są też tacy, którzy medytują, ćwiczą jogę i nie jedzą mięsa. Taka jest ich wizja dobrego życia. Ale kto z nich może być wizjonerem? Każdy człowiek posiada wrodzoną zdolność do generowania wizji, bo każdy ma marzenia, tęsknoty i głęboko ukryte w nieświadomości potrzeby i przeczucia. Dlatego wizja jest trzecim etapem twórczego procesu, który opisuje program Quest. Pamiętajmy, że odnosi się on do wszelkiego rodzaju poszukiwań. Zarówno tych dotyczących materii, jak i tych, które rozgrywają się w wymiarze mentalnym i duchowym. Niezależnie od tego, czy chcemy zaprojektować krzesło, zbudować dom, zmodernizować firmę lub państwo, zmienić swoje życie, musimy zacząć od pokory. Pokora to jak wytarcie tablicy. Wykasowanie wszystkiego, co do tej pory wiedzieliśmy i czego się nauczyliśmy, oraz odwaga i cierpliwość w obcowaniu z „nie wiem”. Tak możemy zobaczyć na nowo to, co znane. Wtedy przychodzi kolej na autonomię, która oznacza zdolność do znajdowania oparcia a zj Rozmawiała: Beata Pawłowicz Co zagraża wizji? Jej przeciwnikiem jest zaślepienie: nadmierne przywiązanie do realistycznej, konwencjonalnej i logicznej oceny zamiarów, do bezpieczeństwa i rutyny, niechęć do stawiania sobie ambitnych celów, wyzwań, konserwatyzm. Zaślepienie sprawia, że nasze życie staje się nudne i jałowe, że nic nowego, prócz znanych trosk i nieszczęść, nie może się w nim wydarzyć – ponieważ zachowujemy się tak jak ktoś, kto usiłuje jechać do przodu, patrząc we wsteczne lusterko. W tym kontekście wizje jawią się jako cenne i zasługujące na troskliwą ochronę przed zakusami przebranego za cnotę rozsądku zaślepienia. Wizja rzadko daje nam całkowitą pewność co do końcowego rezultatu podróży. Każe w siebie uwierzyć i zrezygnować ze złudzenia, że możemy mieć pełną kontrolę nad życiem. Wymaga poświęceń i często prowadzi przez krainy bólu, smutku i rozstań – aż w końcu pokazuje, że wszystko to, co przeżyliśmy po drodze, było niezbędne, byśmy mogli doświadczyć spełnienia, radości i wolności. autonomia Miewali je święci, poeci i obłąkani. Objawiały przyszłość, były jak e-maile od Boga, a nawet leczyły. Dziś jesteśmy raczej podejrzliwi wobec wszelkich widzeń. Tymczasem wizja jest trzecim, po pokorze i autonomii, etapem programu rozwoju Quest. Skąd się biorą wizje i do czego są nam niezbędne, wyjaśnia Wojciech Eichelberger po k tia pa wi Może dlatego, że swoich wizji nie traktujemy poważnie, a nawet się ich obawiamy. Przestaliśmy słuchać wizjonerów i wyroczni. Dlatego słowo „wizja” dla wielu nabrało negatywnego odcienia. Wizjoner to ktoś bujający w obłokach, nieliczący się z okolicznościami romantyk – co go w naszych oczach dyskwalifikuje. Tymczasem dobra wizja ma to do siebie, że właśnie nie liczy się z okolicznościami i każe mierzyć siły na zamiary, a nie zamiary podług sił. Dodatkowa trudność z wizją polega na jej interpretacji. Bo wizje przemawiają do nas często językiem symboli. Są jak znaczące prorocze sny. Trzeba umieć je odczytać i na ogół nie należy traktować dosłownie. Mogą też przyjmować formę przeczuć, nieokreślonych tęsknot i niejasnych marzeń. A czymże jest tęsknota? Przecież to uczucie związane ze stratą czegoś cennego, co pragniemy odzyskać. Pracując z tęsknotą jako zwiastunem wizji, pamiętajmy, że to, co się jawi jako obiekt tęsknoty, jest w istocie symbolem naszych wewnętrznych utraconych lub jeszcze niezrealizowanych atrybutów. Śmiało wygenerowana i dobrze odczytana wizja zawsze wyraża nasze najistotniejsze aspiracje, potrzeby, marzenia i co bardzo ważne – możliwości. w o ln o ś ć czyli przeczucie celu nas na manowce. Ale wtedy pod koniec życia możemy żałować, że nie zaryzykowaliśmy. Dlatego – by mieć szanse na realizację – wizja przybiera często postać niemalże obsesyjnej, ale akceptowanej przez otoczenie potrzeby, np. podróżowania czy bogactwa. I dopiero w trakcie zaspokajania tej potrzeby wizja zrzuca przebranie i odkrywamy, że tak naprawdę coś innego stanowi dla nas prawdziwą wartość. a or Wizja, że wizję poszukiwanego rozwiązania musimy stworzyć. Mniej oczywiste i trudniejsze do wygenerowania są wizje dotyczące naszego życia, przyszłości, relacji z innymi. To nie tak łatwo narysować czy policzyć. Proces dochodzenia do wizji celów związanych z samorealizacją bywa żmudny i długotrwały. Koło etapów/cnót Questu gdy poczujemy, jak bardzo wizja jest nasza i jak bardzo dla nas ważna. Wtedy nic nas nie zatrzyma. Możemy gdzieś zboczyć, ale wizja i odwaga już nas nie opuszczą. Jak w bajce bez wahania ruszymy przez siedem gór i siedem rzek, by odnaleźć nasz prawdziwy skarb. Budzenie odwagi i determinacji to właśnie cecha dojrzałej, uświadomionej wizji. Ale kultura, w której żyjemy, narzuca własną wizję szczęścia. To prawda, że zaczyna obowiązywać jedna popwizja właściwego życia, sukcesu, a nawet marzeń. Musimy uważać, żeby nie dać się zunifikować. Bo choć jak płatki śniegu wszyscy jesteśmy zrobieni z tej samej wody, to jednak krystalizujemy się w sposób jedyny i niepowtarzalny. Każdy też ma własną drogę do przejścia. Dlatego tylko nasza indywidualna wizja może nam wskazać właściwą drogę. To, żeby nie podążać za popwizjami, jest szczególnie ważne dla młodych, którzy coraz wcześniej muszą decydować o tym, jak będzie wyglądała ich praca, życie. A jeśli zdecydujemy się ruszyć za wizją wbrew innym, wbrew swoim lękom i intelektowi, to co wtedy się wydarzy? Przede wszystkim poczujemy ogromny przypływ energii. Jeśli zaufamy wizji, to świat zacznie nam pomagać. Świadczą o tym losy wielu wizjonerów, którzy mieli odwagę swoje wizje realizować do końca. Projekty latających machin rysował już Leonardo da Vinci. I choć jemu wznieść się w powietrze nie udało, dziś już mamy samoloty, szybowce, lotnie, a nawet kombinezony, w których możemy latać prawie jak ptaki. Ale czy w tej wizji chodziło tylko o to, by unosić się w powietrzu? Czy nie potraktowaliśmy jej zbyt dosłownie? Czy głębszym przekazem nie jest coś ważniejszego – np. pragnienie odzyskania duchowej, wolnej od wszelkich ograniczeń tożsamości? Rozwiązanie zagadek skrywanych przez nasze wizje zawsze tkwi w nas samych, w naszych jeszcze niepoznanych aspiracjach, możliwościach i talentach. Wojciech Eichelberger psychoterapeuta, trener i doradca biznesowy % | 6/2011 29 postać postać Osho samodzielnie nie napisał żadnej książki, za to jego uczniowie skrzętnie rejestrowali i publikowali wszystkie jego wykłady. Dzięki temu ukazało się około 700 tytułów sygnowanych jego imieniem i przetłumaczonych na 55 języków Osho się jakiemukolwiek autorytetowi. Wolał sam się nim stać. Przez swoją kłótliwą naturę zostaje wyrzucony z kolegium. W jego życiu następuje mroczny czas – cierpi na bóle głowy, anoreksję, brak wiary w siebie. Zaniepokojeni rodzice podejrzewają chorobę psychiczną, jeden z lekarzy diagnozuje „ważny kryzys osobowości”. W marcu 1953 r. Radżnisz przeżywa ekstatyczne oświecenie. Niektórzy badacze twierdzą, że guru cierpiał na depresję. W późniejszym okresie jego działalności zdarzało się, że wycofywał się z życia publicznego i milczał przez dłuższy czas – być może skrywał swoją niedyspozycję, która, z oczywistych względów, nie pasowała do wizerunku mistrza. Guru bogatych Głosił, że seks i wolna miłość to droga do oświecenia, a medytować lepiej jest w rolls-roysie niż na grzbiecie osła. Swoją koncepcją bezreligijnej religijności i bogactwa jako powołania uwiódł tysiące poszukujących sensu. Chyba żaden duchowy lider nigdy wcześniej nie zarobił na swojej wizji tyle, co Rajneesh Chandra Mohan Jain, powszechnie znany jako Bhagwan Śri Radżnisz lub po prostu – Osho Mistrz i uczniowie Tekst: Hanna Zielińska 30 % | 6/2011 Droga do oświecenia Był raczej dziwnym dzieckiem, wyalienowanym, skupionym na sobie, ale oczywiście – błyskotliwym. Dużo chorował, bez przerwy dokuczał mu ból pleców, cierpiał na liczne alergie i astmę – kilkakrotnie zajrzał śmierci w oczy. Od małego zaczytywał się w książkach, w ciągu swojego życia przestudiował święte pisma Wschodu, ale też klasyczne dzieła zachodnich filozofów. Jego lektura pozostawała niezmiennie krytyczna, nigdy nie zgodził się z żadną ideologią, która wymagałaby podporządkowania Im więcej gromadzi się rzeczy, tym bardziej marnuje się życie, ponieważ wszelkie dobra kupowane są za cenę życia Fot.: materiały promocyjne; Getty Images R adżnisz urodził się w 1931 r. w niewielkim miasteczku Kuchwada w Indiach jako najstarszy syn handlarza suknem i odzieżą. Pierwsze lata życia spędził w domu dziadków, którzy zachwyceni urodą i wdziękiem wnuka uwierzyli, że w jednym z poprzednich wcieleń był on królem. Stąd wzięło się jego imię Radża (przekształcone później w Radżnisz; swoje imiona zmieniał jeszcze kilka razy, by w końcu nazwać się Osho – z japońskiego „mnich”, „nauczyciel”). Po skończeniu studiów filozoficznych i uzyskaniu profesury Radżnisz wykłada na uniwersytecie w Jabalpurze. Jednocześnie podróżuje po kraju z kontrowersyjnymi wykładami. Szokuje opinię publiczną podważaniem tradycyjnych hinduskich wartości i szkalowaniem autorytetów (dostało się i Gandhiemu, i Matce Teresie). Pierwszy obóz medytacyjny prowadzi w 1964 r., wkrótce porzuca uczelnię i wraz z kilkoma uczniami zamieszkuje w apartamencie w Bombaju, który staje się centrum jego działalności do 1974 r. By dołączyć do grona jego uczniów, którzy nazywają siebie sannjasinami, trzeba rozpocząć medytację, ubierać się na pomarańczowo lub czerwono, nosić malę – naszyjnik składający się ze 108 koralików i portreciku Radżnisza (sic!), a także odrzucić przeszłość i uznać władzę guru: „Wszystkie religie opierają się na wierze, że istnieje życie po śmierci i należy poświęcić obecne dla przyszłego. Twierdzę, że trzeba poświęcić przyszłe dla obecnego, bo to jest wszystko, co masz: tu i teraz”. Lukratywna wizja Naukę, którą głosił Osho, trudno nazwać spójną, nie można też zarzucić swoje wywody obscenicznymi historyjkami. Najważniejsze postulaty jego wizji szczęścia to: zachowanie religijnej postawy bez przynależności do któregokolwiek z kościołów, odrzucenie przeszłości, pogłębiona świadomość, życie chwilą i kochanie siebie. Do oświecenia, a nawet boskości, miał prowadzić seks pozbawiony wszelkich zahamowań, „Jestem mesjaszem, którego przybycia oczekiwała Ameryka”, oświadczył po wylądowaniu. Za cenę 5,75 mln dol. zostało zakupione ranczo w stanie Oregon, gdzie powstał nowy ośrodek prowadzony od 1981 r. – Radżniszpuram. Tutaj gromadzili się kolejni adepci nauk Osho (ok. 4,5 tys. osób). Zwolennicy Osho argumentują, że powstał raj na ziemi; przeciwników zadziwia fakt, że w komunie znaleźli się ludzie z wyższym wykształceniem (36 proc.). Niemal wszyscy byli biali, 80 proc. członków i członkiń wywodziło się z klasy średniej, proporcje między płciami rozłożyły się mniej więcej po równo, a średnia wieku wynosiła nieco ponad 30 lat. Na samo utrzymanie rancza przez 4 lata wydano 120 mln dol. Interes kwitł. Upadek kolosa Są tacy, którzy upadek Osho tłumaczą amerykańskim spiskiem przeciwko radykalnemu i niewygodnemu dla władz wizjonerowi. Guru coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Krążyły plotki, że od czasu do czasu upija się do nieprzytomności, zażywa valium, haszysz i inne narkotyki, w tym Wszystkie religie opierają się na wierze, że istnieje życie po śmierci i należy poświęcić obecne dla przyszłego. Twierdzę, że trzeba poświęcić przyszłe dla obecnego, bo to jest wszystko, co masz: tu i teraz jej nadmiernej oryginalności, czemu zresztą sam mistrz nie zaprzeczał, podkreślając, że walorem jego ujęcia jest przede wszystkim współczesna interpretacja. Bez skrępowania sięgał do dorobku wybitnych mistyków i przywódców duchowych – Jezusa, Buddy, Mahometa, Gurdżijewa – by ze skrawków ich poglądów zszywać swój własny, eklektyczny przekaz. Samodzielnie nie napisał żadnej książki, za to jego uczniowie skrzętnie rejestrowali i publikowali wszystkie jego wykłady. Do tej pory ukazało się około 700 tytułów sygnowanych jego imieniem i przetłumaczonych na 55 języków, wśród nich m.in. „Seks się liczy. Od seksu do nadświadomości” czy „Wielka księga sekretów”. Jego siła oddziaływania opierała się w dużej mierze na charyzmie i erudycji. Osho wykładał bez notatek, z pamięci cytując rozmaite dzieła, okraszając przekraczający normy i konwenanse oraz dynamiczna medytacja. Osho gardził biedą i sam siebie nazywał guru bogatych, z upodobaniem kolekcjonował luksusowe auta (93 rolls-royce’y) i roleksy. Jego nauki przyciągały rocznie do założonej w 1974 r. aśramy w Poonie 30 tys. gości z całego świata. Na co dzień na terenie kilkuakrowej posiadłości Fundacji Radżnisza mieszkało 6 tys. uczniów. Do kasy Poony spływały darowizny, tantiemy z publikacji, opłaty za wstęp na terapie indywidualne i grupowe oraz wykłady prowadzone w aśramie – miesięcznie od 100 do 200 tys. dol. Obyczaje panujące w komunie zyskały jednak złą sławę jako pełne agresji i kontrowersyjnych praktyk seksualnych. Kiedy rząd indyjski spróbował ściągnąć od Fundacji zaległy podatek, Radżnisz przeniósł swój biznes do Stanów Zjednoczonych: podtlenek azotu (gaz rozweselający). Kiedy aresztowano Sheelę, jego uczennicę i administratorkę rancza, lista oskarżeń objęła: wyłudzanie pieniędzy, zakładanie podsłuchów, fałszerstwa i otrucia… Radżnisz wpadł w ręce policji w czasie próby ucieczki na Bermudy, okazało się, że ma przy sobie 35 platynowych i złotych zegarków wartych blisko 400 tys. dol. i dodatkowe 58 tys. w gotówce. W 1985 r. uznany za winnego pogwałcenia prawa imigracyjnego został wydalony ze Stanów. Po kilkumiesięcznej tułaczce po świecie, kiedy 21 państw odmówiło mu gościny, wrócił do Indii, gdzie zmarł 5 lat później. W jednym z wykładów powiedział kiedyś: „Im więcej gromadzi się rzeczy, tym bardziej marnuje się życie, ponieważ wszelkie dobra kupowane są za cenę życia”. Tej przestrogi nie zastosował do siebie. % | 6/2011 31 kadr na smak kadr na smak Jedzenie w roli głównej Trend świadomego jedzenia wdarł się również do kinematografii – twórcy i producenci filmowi wymierzyli obiektyw kamery prosto w nasze talerze Kwestia smaku Tekst: Piotr Bruś-Klepacki Ś wiat zwrócił w końcu uwagę na znaczenie edukacji kulinarnej, bo każdy z nas, podejmując codziennie kilka – świadomych bądź nie – decyzji żywieniowych, wpływa bezpośrednio na swój stan zdrowia, samopoczucie i estetykę życia czy otaczające nas środowisko. Rośnie również rola i prestiż zawodu kucharza – uznani szefowie kuchni stają w szranki z celebrytami o pierwsze strony tabloidów. Powstaje coraz więcej obrazów zarówno kulinarno-dokumentalnych, jak i fabularnych, w których jedzenie jest jednym z głównych wątków. Rozmiar tego zjawiska można oszacować na festiwalach filmowych odbywających się corocznie w różnych zakątkach świata. Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie – Berlinale – wydzielono oddzielną sekcję poświęconą jedynie filmom kulinarnym. W Polsce to zjawisko także nabiera tempa. Od trzech lat na ekranach naszych kin gości zrzeszający coraz większą liczbę fanów Food Film Fest. Filmy kulinarne można także zobaczyć na Planete Doc Review, Warszawskim Festiwalu Filmowym czy Festiwalu Pięciu Smaków. Nietypowe i nieco kontrowersyjne połączenia smaków, jakie proponuje Paul Liebrandt, poruszyły nowojorskim światem kulinarnym. Połączenie węgorza, czekolady oraz kwiatów fiołka wzbudziło wielkie emocje zarówno u konsumentów, jak i krytyków kulinarnych. Innowacyjny szef kuchni natychmiast stał się obiektem uwielbienia i nienawiści z ich strony. W pokazywanym na Warszawskim Festiwalu Filmowym filmie „Kwestia smaku” Sally Rowe towarzyszy mu ze swoją kamerą przez 10 lat, skrupulatnie nagrywając jego wzloty i upadki w obsesyjnym dążeniu do perfekcji w haute cuisine. Dokument ukazuje ciężką pracę Paula Liebrandta pod ogromną presją restauratorów. Wytrwałość się opłaca, w wieku 24 lat zostaje on najmłodszym kucharzem, który otrzymuje wyróżnienie trzech gwiazdek od „New York Timesa”. Czy dalej trzyma poziom, można sprawdzić w nowojorskiej restauracji Corton na Manhattanie, gdzie Paul obecnie jest szefem kuchni. Chiński bulion z pierożkami wonton (Dla 4 osób) Bulion: 1 duża marchewka 1 korzeń pietruszki ½ bulwy selera 1 mały por 2 obrane ząbki czosnki 2 skrzydełka z kurczaka ½ cebuli 2,5 l wody 2 łyżki sosu sojowego 1 łyżeczka oleju sezamowego sól i pieprz 32 % | 6/2011 W dużej misce wymieszać wszystkie składniki i doprawić solą i pieprzem. Na desce do krojenia rozłożyć ciasto na pierożki i nałożyć na każdy listek po jednej łyżce farszu. Brzegi ciasta posmarować ciepłą wodą i zawinąć pierożki. Tak przygotowane pierożki gotować w uprzednio przygotowanym bulionie około 6-7 minut. Następnie wyłożyć do misek ugotowane wonton i zalać niewielką ilością bulionu. Udekorować posiekaną kolendrą i szczypiorkiem. Fot.: Shutterstock.com; materiały promocyjne W Europie Ang Lee zasłynął takimi filmami jak „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, „Ostrożnie, pożądanie” czy kontrowersyjną „Tajemnicą Brokeback Mountain”. Uczestnicy tegorocznego Festiwalu Pięciu Smaków jako jedni z niewielu mieli możliwość docenić wcześniejszą twórczość reżysera i obejrzeć powstały w 1994 r. film „Jedz i pij, mężczyzno i kobieto”. Odbiega on znacznie tematyką od i tak zróżnicowanych późniejszych obrazów. To ciepła historia wdowca, emerytowanego mistrza sztuki kulinarnej Chu. Kiedyś szef kuchni największej i najbardziej cenionej chińskiej restauracji w Tajpej, dziś stara się nauczyć życia bez kuchennego zgiełku i stresu, który towarzyszył mu codziennie w pracy. Jednak spokojne życie w samotności okazuje się nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza gdy przychodzi do skonfrontowania się z trzema wymagającymi córkami. Jednak fabuła w tym filmie to jedynie tło do pokazania tradycyjnych chińskich wartości, a przede wszystkim sztuki kulinarnej. Sceny pokazujące, jak Chu przygotowuje tradycyjne potrawy, są niemal instruktażem, który powinien zelektryzować wszystkich marzących kiedyś o kursie gotowania chińszczyzny. Na bardzo małym ogniu zagotować barszcz. Gdy zacznie wrzeć, dodać agar i zamieszać. Na powierzchni zacznie pojawiać się piana, którą należy zdjąć łyżką cedzakową. Nabrać ciepłego barszczu do strzykawki. Do wysokiego, wąskiego naczynia wlać oliwę, po czym wpuścić do niej po kropli barszczu z agarem. Po wstrzyknięciu całego barszczu odcedzić powstałe kulki na durszlaku i przełożyć do plastikowego pojemnika. W przeciwieństwie do Paula Liebrandta 85-letni Jiro Ono jest najstarszym mistrzem kuchni mogącym poszczycić się trzema gwiazdkami Michelin. Jiro opanował sztukę robienia sushi do perfekcji. Sztukę prostoty, smaku, doboru najświeższych, najwyższej jakości produktów oraz minimalizmu. Sushi serwowane w polskich restauracjach niestety nie ma nic wspólnego z ucztą w Sukiyabashi. Restauracja Jiro Ono jest niekwestionowanym fenomenem kulinarnym nawet w samym Tokio. Polega on nie tylko na jedzeniu, ale także na tym, że restauracja znajduje się w piwnicy biurowca i mieści jedynie 10 gości! Jiro Ono w odróżnieniu od zachodnich szefów kuchni nie bierze udziału w żadnym wyścigu o sławę. Nie ubiegał się także o tak prestiżowe wyróżnienie. Cały czas poświęca się tylko jednemu: robieniu sushi, przekazywaniu wiedzy swojemu synowi oraz dbaniu o to, aby każde sushi robione jego rękami stawało się małym, niebiańsko smacznym dziełem sztuki. Pierożki wonton: Jedz i pij, mężczyzno i kobieto 300 ml bardzo klarownego czerwonego barszczu 3 g agaru (naturalna substancja żelująca pozyskiwana z krasnorostów dostępna w sklepach internetowych) ½ l oliwy z oliwek strzykawka Jiro śni o sushi Warzywa umyć. Wszystkie składniki, oprócz sosu sojowego i oleju sezamowego, wrzucić do garnka. Zalać wodą i wstawić na mały ogień. Gotować około 3 godz. Następnie wyjąć łyżką cedzakową ugotowane składniki, a bulion przecedzić przez sitko. Wlać sos sojowy, olej sezamowy i doprawić delikatnie do smaku solą i pieprzem. opakowanie ciasta do pierożków wonton 250 g mielonej wieprzowiny 1 łyżeczka startego świeżego imbiru 3 łyżki posiekanego szczypiorku 1 posiekany ząbek czosnku 2 łyżki sosu sojowego ½ łyżeczki oleju sezamowego 1 żółtko sól i pieprz Kawior z barszczu czerwonego ryż do sushi 4 szklanki krótkoziarnistego ryżu do sushi 4 szklanki wody ½ szklanki octu ryżowego 1 łyżka soli ½ łyżki sosu sojowego Ryż płukać pod zimną wodą przez około 30 min., przez cały czas mieszając i pocierając o siebie ziarna. Umyty ryż przełożyć do garnka i zalać zimną wodą. Pozostawić na kilka godzin. Następnie wstawić ryż na duży ogień i zagoto- wać. Potem zmniejszyć ogień i przykryć garnek. Gotować przez 10 min. Po upływie tego czasu wyłączyć ogień pod garnkiem i pozostawić na 20 min. Ocet do sushi przygotować w oddzielnym garnku: mieszać ze sobą wszystkie składniki na małym ogniu, aż ocet się podgrzeje, a sól się rozpuści. Gotowy ryż przełożyć do dużego porcelanowego lub drewnianego naczynia i dolewać ocet, mieszając delikatnie drewnianą szpatułką. Trzeba uważać, aby nie naruszyć struktury ziaren ryżu. Japończycy wachlują ryż do momentu, aż uzyska temperaturę pokojową. Tak przygotowany ryż będzie wyśmienitą bazą do przyrządzenia każdego rodzaju sushi. % | 6/2011 33 klub gentlemana klub gentlemana dbaj o swój wizerunek Oczywiście są jeszcze mężczyźni, którzy uważają, że prawdziwe samce używają tylko wody, ale rośnie też grupa panów, szczególnie licznie reprezentowana przez dzisiejszych trzydziestolatków, którzy pielęgnację twarzy i dbałość o urodę traktują jako konieczny element wizerunku Tekst: Sergiusz Osmański Sergiusz Osmański Dyrektor artystyczny Sephora Z roku na rok wśród klientów rynku kosmetycznego przybywa mężczyzn. Jeśli porównać badania z początku lat 90., gdy mężczyźni stanowili około 0,5 proc. klientów drogerii, ze współczesnymi statystykami, które pokazują wynik około 5-6 proc., widać znaczną zmianę w mentalności. Kosmetyki po ciężkiej nocy Pojawiła się potrzeba inwestowania w wygląd. Kiedy w latach 90. z magazynem „Twój Styl” zaczynaliśmy pierwsze warsztaty wizerunku, rozmowy z mężczyznami kończyły się chichotem zażenowania. Dziś na warsztatach panowie chętnie rozmawiają o pielęgnacji. Oczywiście numerem jeden pod względem sprzedaży jest dezodorant w sztyfcie, koniecznie bezzapachowy, ale na drugim miejscu są też już i kremy 34 % | 6/2011 pod oczy, balsamy po goleniu czy kremy do twarzy. Współczesny mężczyzna zaczyna się także interesować kosmetykami specjalistycznymi – np. pan, który pracuje w korporacji. Ma ważne spotkanie, prezentacje, chce dobrze wypaść, a wczorajszy wieczór albo spędził w pracy i jest zmęczony, albo na imprezie, na której za dużo wypił. Sięga wtedy po kosmetyki zadaniowe, które zlikwidują opuchliznę wokół oczu, zneutralizują czerwone spojówki, sprawią, że będzie wyglądać na wypoczętego. Te potrzeby zaczynają dostrzegać producenci męskich kosmetyków, sukcesywnie powiększając gamę produktów o te specjalistyczne. Garnitur, krem pod oczy i manikiur Kosmetyki kolorowe to wciąż ekstremalna abstrakcja dla Polaka. Lansowana cztery lata temu przez Jeana Paula Gaultiera linia nie została nawet w całości wprowadzona na polski rynek. Dystrybutor miał świadomość, że męski odbiorca nie jest na to jeszcze gotowy. Na półce znalazły się tylko korektory i pudry brązujące, które jak się później okazało, kupowały… wyłącznie kobiety. Natomiast gabinety kosmetyczne czy estetyczne są coraz chętniej odwiedzane przez panów. Nie dziwią też nikogo mężczyźni u manikiurzystki. Ci panowie nie mają problemu z męskością, oni po prostu wiedzą, że dzisiaj pielęgnacja to konieczność, element budowania wizerunku, co szczególnie istotne w kręgach biznesowych. Dzisiaj nie wystarczą wizyty u fryzjera, perfumy i dobrze skrojony garnitur. Liczy się każdy detal. Osoby, które wykonują zawody publiczne, mają coraz częściej tzw. biurową kosmetyczkę. Uważam, że każdy prezes powinien ją mieć w biurku. Powinny znaleźć się w niej puder transparentny i płatki matujące. Przecież zawsze istnieje ryzyko, że nagła sytuacja będzie wymagać stanięcia przed kamerą czy przed obiektywem aparatu fotograficznego. Panowie, którzy mają problemy z przetłuszczającym się naskórkiem, naczynkami, workami pod oczami czy starzeniem się, powinni wybrać się do gabinetu dermatologicznego i dobrać odpowiednie kosmetyki do pielęgnacji. Podbieranie kremu żonie nie ma sensu. Męska skóra jest inna i wymaga innej pielęgnacji. Zapachy dla indywidualistów Zapachy powracają do lat 80. Widać to po sukcesie sprzedażowym starych linii Hermesa. Popularne stają się wonie oferowana przez perfumerie Sephora trwa 1,5 godz. W jej trakcie panowie poddają się analizie naskórka. Na podstawie wyników dobierany jest indywidualny zestaw kosmetyków, który każdy z uczestników otrzymuje na koniec. Na lekcję można zapisać się na miejscu lub telefonicznie 2. AnnaYake 1 2 Korygujący krem pod oczy. Redukuje cienie pod oczami, działa przeciwstarzeniowo, wzmacnia funkcje ochronne skóry, działa antybakteryjnie, zwalcza wolne rodniki 249 zł 3 3. Payot Emulsja nawilżająco-wygładzająca. Opóźnia pojawianie się pierwszych zmarszczek, neutralizując działanie wolnych rodników 143 zł ciężkie, charakterystyczne, kolońskie. Ten trend zapoczątkował Tom Ford, który przy projektowaniu perfum powrócił do korzeni, czyli XIX-wiecznych perfum dla mężczyzn. Nagle panowie przestali się interesować tym, co jest uniseks – świeżymi, cytrusowymi zapachami, a zaczęli wybierać bardziej charakterystyczne wonie. Chcą być bardziej zindywidualizowani. Obserwuję rosnącą sprzedaż perfum 7 marki Loewe – stworzonych na bazie tylko siedmiu składników (perfumy, czy to męskie, czy damskie, komponuje się zwykle ze 150-200 składników), wśród których są tak zdecydowane, jak kadzidło i piżmo. Charakterystyczne zapachy znajdują się na szczytach rankingów sprzedażowych w postaci perfum Armaniego, Fahrenheita, Thierry’ego Muglera i wspomnianego wcześniej Loewe’a. 6 Zapach prażonych przypraw i słodkiego absyntu, a następnie nuty: olejek petitgrain, kardamon, absynt, skóra, jałowiec, kastoreum 565 zł/ 100 ml 6. Refinery, GaliLu 4 Olejek do golenia – najlepszy produkt do golenia dla panów według angielskiej prasy. Odżywia skórę, ma właściwości antyoksydacyjne, chroni i nawilża skórę 151 zł 5 7. Rene Furterer Szampon stymulujący wzrost włosów na bazie olejków eterycznych. Forticea przedłuża efekty kuracji przeciw wypadaniu włosów. Włosy są puszyste, pełne blasku i wigoru 80 zł Zima na stoku i w biurze. Trzy niezbędne kosmetyki Wszystko zależy, jak będziemy spędzać zimę. Jeśli na nartach, na stoku, to potrzebny będzie oczywiście krem z wysokim filtrem ochronnym oraz kremy nawilżające zostawiające filtr ochronny. Ci, którzy zostaną w biurach, będą pracować przy komputerze i nagrzewać się centralnym ogrzewaniem, muszą zaopatrzyć się w kremy głęboko nawilżające i antyoksydanty. Jedni i drudzy powinni używać balsamów do ust, bo zimą usta nam pierzchną. Półka współczesnego mężczyzny A na niej antyoksydanty. Są to kremy miejskie przeznaczone dla panów, którzy pracują w pomieszczeniach z klimatyzacją w mieście pełnym spalin. W takich warunkach uaktywniają się wolne rodniki, które postarzają skórę i źle wpływają na jej funkcjonowanie. Pomogą produkty: Skeen+, dr Brandt, Eisenberg 4. Loewe, Sephora Perfumy „7” stworzone na bazie tylko siedmiu składników. Główne tony grają: piżmo, kadzidło i czerwone jabłko 100 ml 329 zł 5. Mona Di Orio, GaliLu 10 8. Eisenberg, Sephora Eliksir młodości. Brad Pitt oficjalnie przyznał, że jest uzależniony od tego produktu 299 zł 9. Dr Brandt, Sephora Fot.: materiały promocyjne, arch. prywatne Dbaj o siebie, 1. Aesop, GaliLu Lekki, nawilżający i łagodzący krem do wszystkich rodzajów skóry. Ekstrakt z kwiatu neroli, sandałowca i rumianku łagodzi skórę, przy czym nie daje uczucia tłustości lub zatkania porów 150 zł Lekcja wizerunku biznesowego 9 Krem na szyję i dekolt. Połączenie wygładzającego kwasu glikolowego z ujędrniającą skórę i wspomagającą odbudowę kolagenu witaminą C 279 zł 10. Skeen+, Sephora Pielęgnujący Puder Rozświetlający. Dzień po dniu kosmetyk napina skórę i dostarcza jej dawki przeciwutleniaczy oraz przeciwdziałającej starzeniu – czystej i aktywnej witaminy C 199 zł 7 8 % | 6/2011 35 OSTATNIE SŁOWO O wizjach wody w proszku Pisarz, autor m.in. „Zrób mi jakąś krzywdę”, „Zmorojewa” i „Świątyni”. Publicysta „Wprost”, „Elle”, „Exklusiva” i „Machiny”. Wbrew temu co mówią, miły i młody człowiek Z awsze zwracałem dużą uwagę na swoje sny. Zacząłem zwracać jeszcze większą, gdy dowiedziałem się, że Mendelejew zobaczył we śnie swoją tablicę, Robert Louis Stevenson „Dr Jekylla i Mr. Hyde’a”, a niejaki Jeff Johnson nazwę swojej, mającej produkować pepegi, firmy. Zainspirowany snem, nazwał ją Nike, i jak wszyscy zapewne wiemy, chłopina zarobił parę talarów na tych antycznie ochrzczonych trampkach. Legenda o snach ma swój urok, sugeruje istnienie jakiejś zewnętrznej siły, która raz w naszym życiu zwraca na nas uwagę, aby wstrzyknąć nam do czerepu ten jeden genialny błysk; nie czytałem jeszcze biografii Steve’a Jobsa, ale nie zdziwię się, jeśli jej autor będzie twierdził, że śp. Steve’owi któryś z jego genialnych pomysłów po prostu się przyśnił. Na przykład ten, aby zarobić kolejne miliardy dolców na powiększonym czterokrotnie telefonie z usuniętą funkcją dzwonienia. Zbędna dygresja – do rzeczy. Ja również czekam na tę jedną wizję, która objawi mi tajemny kod rzeczywistości, co pozwoli mi rozgryźć ją na tyle, aby wydobyć z niej wodospad szczęścia i forsy. Niestety, jak na razie są to marzenia dosyć płonne. Moje sny oscylują pomiędzy fantazją a głupotą. Ostatnio śniło mi się na przykład, że miałem syna, a jego matką była Amy Winehouse, a jeszcze wcześniej, że znajduję na swoim progu paczkę, w której są wszystkie komiksy z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. No cóż, z tak piramidalnych bzdur nie ukujesz planu zdobycia, bądź zmiany świata nawet za pomocą najlepszego sennika i dzieł zebranych Żaden ze współczesnych wielkich wizjonerów nie polegał na samych li tylko wizjach. Jobs i Zuckerberg nie byli żadnymi św. Janami, ale inteligentnymi, cwanymi graczami, którzy swoje i cudze pomysły oraz niebywałą umiejętność przewidywania i kojarzenia faktów zaklęli w wielki sukces 36 % | 6/2011 Freuda. Ale dzielnie się nie poddaję i naprawdę wierzę w to, że jeszcze w wieku produkcyjnym przyśni mi się ta powieść, ten wynalazek, ten sposób na wyciągnięcie PIN-ów od Kulczyka i Solorza. Ale jest jeszcze jedna sprawa – nie należy biec za każdym białym królikiem. Czasami spadające na nas wizje geniuszu, stawiające na baczność wszystkie włosy na ciele eureki zsyłane są przez tę drugą siłę – nie tę, która chce nas uczynić przekaźnikiem swojej kosmicznej mądrości, ale tę, która chce po prostu zrobić nam i bliźnim durny kawał. Kultura masowa, biznes, nauka codziennie podsuwają nam ludzkie idee na granicy blamażu i katastrofy, które w głowach swoich pomysłodawców musiały się jawić jako najgenialniejsze przebłyski ich krótkiego żywota. Co więcej, wydaje mi się, że trochę żyjemy w świecie wytworzonym przez wizje, które lepiej, gdyby nie zostały zapamiętane po przebudzeniu – stroje Lady Gagi, spekulacje finansowe, filmy Michaela Baya, dodrukowywanie euro, kolejne płyty U2, 90 proc. sztuki współczesnej czy okulary kujonówki. Żyjemy w kulturze zdominowanej przez nietrafione olśnienia, a na jej peryferiach dogorywają zdradzone przez te olśnienia rzesze bankrutów. No właśnie – na każdego Zuckerberga, który dzięki zgrabnej asymilacji własnych wizji i cudzych pomysłów obecnie smacznie chrapie na miliardach, przypadają tysiące anonimowych Andrzejów, którzy próbowali zawojować świat marynarkami z trzema rękawami i wodą w proszku. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i nikt nie powiedział, że to akurat nasz pomysł będzie najgenialniejszy. Co więcej – jak pokazuje historia, niektóre pomysły bywają tak radykalne, że otępiała ludzkość pochyli się nad nimi dopiero po kilkuset latach, przedtem skracając żywot takiego delikwenta, na przykład paląc go na stosie. Dlatego bycie wizjonerem to sprawa ryzykowna i nie obarczona żadną gwarancją zysku. Przemyślcie to, zanim zaczniecie praktykować jogę i pić napary z jaśminu, aby oczyścić umysł przed wiszącym nad wami boskim przebłyskiem. A na koniec, mówiąc szczerze – wydaje mi się, że żaden ze współczesnych wielkich wizjonerów nie polegał na samych li tylko wizjach. Jobs i Zuckerberg nie byli żadnymi św. Janami, ale inteligentnymi, cwanymi graczami, którzy swoje i cudze pomysły oraz niebywałą umiejętność przewidywania i kojarzenia faktów zaklęli w wielki sukces. Słowem, wizja zawsze jest wtórna wobec ciężkiej harówy i wrodzonych predyspozycji. Pozbawiona tychże, zawsze pozostaje omamem albo głupim snem o dziecku z Amy Winehouse. Nie dajmy się nabrać na gusła. Do następnego razu. Fot.: Zbigniew Szarzyński/Novimedia CP Jakub Żulczyk Świętuj z Moët & Chandon