Kacper Boczkowski

Transkrypt

Kacper Boczkowski
Jeden dzień z życia Rodziny Ulmów
Był piękny, słoneczny ranek. Przez szparki w drzwiach zaglądało zaciekawione
światło, wesoło przeskakując z miejsca na miejsce. Na zewnątrz było słychać pierwsze
oznaki życia. Ptaki wesoło śpiewały. Basia, Franuś, Stasia i Władziu, którzy mieli
wspólny pokój, mocno spali. Nagle do pomieszczenia weszła mama.
-Pobudka! Pora wstawać!- powiedziała swoim wesołym głosem.
Gdy wszystkie dzieci były już na nogach, okazało się, że w domu nie ma Józefa.
-Mamo? Gdzie jest tata?- zapytał zaniepokojony Władziu.
-Tata poszedł zrobić zdjęcia rodzinie Szylarów.
-A kiedy wróci?- zapytał już bardziej wesoły chłopiec
-Za około pół godzinki. Obiecał, że weźmie cię na spacer.
-Świetnie, już nie mogę się doczekać!
Po upływie godziny ojciec był w domu i miał bardzo dobry humor. Na stole
znajdowało się niezbyt bogate jedzenie, ponieważ Ulmowie żyli skromnie. Po posiłku
wzięto się do codziennych robót. Wiktoria poszła zakupić żywność na obiad i kolację.
Dzieci udały się na strych pobawić z mieszkającą tam żydowską dziewczynką, z którą
znały się już całkiem nieźle. Józef poszedł z Władziem na obiecany spacer, choć ciągle
myślał o skutkach ukrywania Żydów. Lecz nie mógł też narzekać, ponieważ pomagali
mu oni w takich pracach jak garbowanie skór, uprawianie lnu itp.
Wiktoria też była zaniepokojona ich obecnością na strychu, szczególnie dlatego,
że w okolicy kręciło się mnóstwo patrolów niemieckiej żandarmerii.
Po powrocie do domu z pomocą Stasi zaczęła przyrządzać obiad. Chciała, aby
dziewczynka dokładnie poznała sztukę kucharską.
Gdy tylko Józef wrócił ze spaceru, poszedł zajrzeć do swojej hodowli
jedwabników. Było to jego hobby, więc w przeciwieństwie do pomagających mu
Żydów, praca ta sprawiała mu ogromną przyjemność. Reszta pomocników zajmowała
się garbowaniem skór, co nie należało do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych zajęć,
jakie były do zrobienia w gospodarstwie Ulmów.
Podczas gdy rodzice zajęci byli pracą, dzieci nazrywały sobie owoców z sadu,
rozłożyły na ziemi podarty koc i zaczęły jeść jabłka, śliwki, porzeczki, maliny i
wszystko, co znalazły do jedzenia, a co im smakowało.
W końcu nastało upragnione dla wszystkich południe. Cała rodzina zasiadła do
stołu oprócz Stasi i Wiktorii, które zaniosły jedzenie Żydom. U rodziny Ulmów obiad
był uwielbiany, ponieważ wszyscy najadali się wówczas do syta. Po posiłku nastąpił
czas na mały odpoczynek. Dzieci spędziły go, wylegując się w ciepłym słońcu.
Wiktoria, zamiast odpoczywać, zaczęła myć naczynia. Nagle do kuchni wtargnął
Józef.
-Wiktorio, czemu nie odpoczywasz, tylko męczysz się myciem garnków?
-Nie mam chęci na odpoczynek.
-Dlaczego?- spytał zaciekawiony.
-Przeczuwam, że za kilka dni stanie się coś bardzo złego.
-Na przykład co?
-Nie wiem, ale wydaje mi się, że coraz więcej osób wie o Żydach.
Zasmucony Józef poszedł zobaczyć, co słychać u dzieci. Zastał je drzemiące na
trawie.
-Dzieciaki!- zawołał.
Pierwszy zbudził się Władziu.
-Tak, tatku? O co chodzi?
-Chcecie pójść ze mną w pole i porobić kilka zdjęć?
-Pewnie! Stasia, Franuś, Basia wstawajcie! Szybko!
-Co się dzieje?- zapytał drugi chłopiec.
-Idziemy robić zdjęcia z tatą!
-Świetnie!
Po chwili byli w polach. Wokoło rosło mnóstwo ślicznych kwiatów, które
przepięknie pachniały.
-Ach, tu jest pięknie- zachwycał się Stasiu.
-Antosiu, choć zrobić zdjęcie!- zawołał rozpromieniony tata.
Gdy każdy samodzielnie wykonał zdjęcie, udali się do domu. Zastała ich tam
nieprzyjemna cisza. Zaczęli szukać mamy, lecz oprócz Żydów w domu nie było
nikogo.
Pomysłowa Basia pobiegła zobaczyć, czy jej mamy nie ma u sąsiadów. Dopiero u
dalekich znajomych znalazła ją rozmawiającą z pewną kobietą.
-Mamo! Mamo! Tak długo cię szukałam- krzyknęła dziewczynka.
-Witaj Basiu! Po co przybiegłaś tu za mną? – mama była zdziwiona.
-Myśleliśmy, że się zgubiłaś.
-Och, ty głuptasku. Zawsze wpadnie ci coś do głowy.
-A ciekawe co ty byś zrobiła, gdybyś w domu nie ujrzała nikogo oprócz Żyd..., to
znaczy oprócz nikogo- Basia w ostatniej chwili ugryzła się w język.
-No dobrze, wracam już do domu. Do widzenia – krzyknęła do znajomej.
Gdy już trochę oddaliły się od domu sąsiadki, Wiktoria zwróciła się do
dziewczynki:
-Czy ty nie wiesz, że ta kobieta to straszna plotkarka! Gdyby się dowiedziała, że
przetrzymujemy Żydów, pewnie nie szłabyś tu ze mną!
-Przepraszam. Przejęzyczyłam się- odpowiedziała ze skruchą Basia.
Zapadał już wieczór. Słońce chowało się za horyzont. Księżyc zaczął powolną
wędrówkę po swojej gwiaździstej drodze. Mimo zmroku w małym domku Wiktorii
i Józefa życie nadal wrzało pełną parą. Wiktoria ścieliła łóżka najmłodszym członkom
rodziny. Józef sprzątał narzędzia, które były mu potrzebne do garbowania skóry.
Dzieci bawiły się w teatrzyk cieni przy świecach. Żydzi układali się spać, co było
bardzo wyraźnie słychać w całym domu.
-Dzieci, pora do łóżek!- zaczęła jak codziennie mama.
-Nie, jeszcze nie- odpowiedziały chórem.
-Mam zawołać tatę, czy pójdziecie spać? – zagroziła Wiktoria.
Po tych słowach wszystkie dzieci wskoczyły do łóżek i zasnęły.
W domu nastała cisza. Wiktoria próbowała jeszcze haftować, ale świece dawały
bardzo mało światła, więc zrezygnowała. Zmęczona położyła się spać.
Na odpoczynek nie udał się jeszcze tylko Józef, który usiadłszy na ławce przed
domem, zaczął do późna rozmyślać o niebezpieczeństwie grożącym jego rodzinie.
Doskonale wiedział, jaka kara spotyka Polaków za przechowywanie Żydów.
Niepokoiła go szczególnie myśl o tym, co stanie się z jego dziećmi i żoną, gdy ich
tajemnicę wykryją Niemcy. Zmęczony rozmyślaniem w końcu udał się do łóżka.
Kacper Boczkowski
klasa VIa