Li - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
Transkrypt
Li - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
listopad 2013 MOC SŁABEJ WIARY Tonący statek i jego Zbawiciel WIARA W DZIAŁANIU Nieustanna reformacja Spis treści: s. 3 Moc słabej wiary – Konstanty Wiazowski s. 5 Rozmowa – Aneta Nowak s. 6 Kobieta według Bożego serca 2013! – Urszula Lis s. 8 Konferencja Okręgowa w Katowicach 11 maja 2013 ,,Ducha nie gaście” s. 9 Liczy się każdy z nas! – Paulina Górnicka s. 10 Rozesłane Ziarno – Urszula Lis s. 11 Tonący statek i jego Zbawiciel. Rozmowa z Billy’m Grahamem s. 13 Sprawiedliwość, ale jaka? – Ryszard Tyśnicki s. 16 Walka w modlitwie – Krzysztof Osiecki s. 19 Duchowi grubasi – Bogdan Pszczoła s. 21 Nieustanna reformacja – Mateusz Wichary s. 24 Filozofujący chrześcijanie – Janusz Kucharczyk s. 26 Chrześcijanie, którzy zmienili świat – Glenn Sunshine s. 28 Znane opowieści innej nieco treści – Beata JaskułaTuchanowska s. 29 Kobieta kobiecie: Mam prawo do... – Alina Woźniak s. 31 Dla dzieci – Nela i Zbyszek Kłapa s. 32 Bardzo ważna książka – Konstanty Wiazowski s. 32 Przy wspólnym stole – Weronika Mazurkiewicz i Tomek Bogowski s. 34 Wiadomości ze świata – Konstanty Wiazowski MIESIĘCZNIK SŁOWO PRAWDY - ORGAN PRASOWY KOŚCIOŁA CHRZEŚCIJAN BAPTYSTÓW W RP Ukazuje się od 1925 r. Rocznik LXXXVIII: 2013 r. Nr 11 (listopad) • ISSN 0239-4413 KOLEGIUM REDAKCYJNE: Mateusz Wichary (Redaktor Naczelny), Dawid Breuer, Aneta Krzywicka, Paweł Krzywicki, Danuta Marcyniak, Agnieszka Nadolna, Ryszard Tyśnicki, Konstanty Wiazowski. Adres redakcji i administracji: ul. Waliców 25, 00-865 Warszawa, tel./fax: 022 624 27 83 e-mail: [email protected], www.dlajezusa.pl (dział Materiały) Kontakt w sprawach reklamy: [email protected] Ofiary za pismo prosimy kierować na konto Kościoła Chrześcijan Baptystów: ING Bank Śląski 20105010541000002317496905. Materiałów nie zamawianych Redakcja nie zwraca i zastrzega sobie prawo dokonywania zmian w treści i w tytule nadesłanych tekstów. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń. SKŁAD I OPRACOWANIE GRAFICZNE: Aneta i Paweł Krzywiccy (Projekt okładki z wykorzystaniem fotografii z kolekcji Fotolia) DRUK I OPRAWA: KOMPAS II, Waliców 25, Warszawa Numer zamknięto: 18 listopada 2013 r. KAZANIE OD REDAKCJI Życie z wiary Wiara to nie tylko konieczny element nawrócenia, ale i chrześcijańskiego życia. „Bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11:6); „sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Hab 2:4/Gal 3:11). Mamy wstępować w ślady wiary Abrahama sprzed czasów obrzezania (Rz 4:12). To czas, gdy ten wbrew okolicznościom opierał się na obietnicach Bożych. Gdy pielgrzymował nie w oglądaniu, ale w wierze właśnie (2 Kor 5:7). Gdy oparciem dla jego działań nie była obserwacja spełniających się obietnic, ale same obietnice. I tym jest wiara. To doczesna inwestycja w wieczność ze względu na Boże Słowo. Ale to również wszelka teraźniejsza inwestycja w przyszłość, również doczesną ze względu na ufność Bogu. Uznawanie Go za wiarygodnego. Przekonanie, że warto żyć dla Niego i z Nim, choć jeszcze nie widzimy tego skutków. Oto wiara. Wokół życia wiary, jego dynamiki i zasad krąży większość artykułów tego numeru Słowa Prawdy. Recenzja książki prof. Zielińskiego zachęca do poznania podstawowych zasad naszej wiary. Kazanie o słabej wierze przekonuje, że ona ma sens i moc. Wywiad z Billy’m Grahamem pokazuje, że warto biec, by tak pięknie móc świadczyć swym życiem o naszym Panu. Podobnie zachęca do wiary świadectwo o Benjaminie Rushu. Artykuł o wartości modlitwy i rozważanie nad sprawiedliwością również dowodzą znaczenia praktycznej wiary, podobnie jak rozważanie o nieustannej potrzebie zmian, oparte o hasła XVI wiecznej Reformacji. Wiarę widać również w relacji z Konferencji Kobiet, świadectwie kończącym cykl „Wspólnego stołu” i opisie naszej inicjatywy wysłania Biblii 100 ważnym Polakom. Przed ospałością w wierze przestrzega artykuł o „Duchowych grubasach”, zaś przed postawą roszczeniową rozważanie „Mam prawo do...”. W końcu, zarówno wybór wiadomości, rozważanie o „Dziwaku”, jak i przedstawienie tego, czego można uczyć się od niektórych myślicieli prawosławnych zachęca do poszerzania zakresu inspiracji do wiary w naszym życiu. W końcu, przypominam o prenumeracie. Część Zborów już ją zamówiła, i za te wczesne decyzje, pierwociny, które traktujemy jako zapowiedź przyszłych zbiorów bardzo dziękujemy. Jednocześnie zachęcamy do organizowania się do prenumeraty możliwie najszybciej. Przypominam, że osoby, które nie zapłacą jej w tym roku ryzykują nie otrzymaniem numeru styczniowego. Drogi Panie, który dajesz i podtrzymujesz swą mocą wiarę w naszych sercach, daj nam wiernie trwać przy Tobie i żyć dla Ciebie w sposób przynoszący Tobie chwałę. Duchu Święty, pobudzaj nasze serca i myśli, aby nasze ręce i nogi służyły Bożemu Królestwu. Ojcze, który stałeś się nam bliski w swoim Synu, ze swej miłości zdarz nam wszelkich łask, abyśmy kochali Ciebie i w tej miłości w wierze pielgrzymowali przez wszystkie dni, aż do końca, i aby żadnego z nas przy Tobie nie zabrakło, Amen. W Imieniu Redakcji, pastor Mateusz Wichary Konstanty Wiazowski MOC SŁABEJ WIARY „Pewna kobieta(...) gdy usłyszała o Jezusie, podeszła w tłumie z tyłu i dotknęła Jego szaty. Pomyślała bowiem: Jeśli dotknę choćby Jego szaty, wyzdrowieję” (Mk 5,25.27-28). J est to dobry przykład mocy słabej wiary i pełnej miłości reakcji Jezusa, który wzmacnia taką wiarę. Oto chora i załamana, bojaźliwa i uboga kobieta nie odważa się, aby zatrzymać przechodzącego obok Jezusa, który w towarzystwie bogatego dygnitarza religijnego udaje się do jego domu, by uzdrowić jego córkę. Przeciska się przez zebrany na drodze tłum i chce chociaż dotknąć szaty Uzdrowiciela. Boi się pokazać publicznie, pochyla głowę, unika wzroku innych ludzi. A Jezus nagle zatrzymuje się, odwraca i pyta: Kto się dotknął szat moich? Chodziło Mu nie o siebie, lecz o nią, o jej słabą, niepełną wiarę. Zwróćmy zatem uwagę na wynikające dla nas lekcje. Bardzo słaba wiara może być szczerą wiarą Kobieta ta szczerze wierzyła w uzdrowicielską moc Jezusa i bardzo pragnęła swego uzdrowienia. A Pan Jezus uznał, że jej wiara spełnia warunki uzdrowienia. Oczywiście jej wiara i wszystkich tych, którzy pragnęli uzdrowienia nie była tzw. zbawczą wiarą, ale to zaufanie do Niego i pragnienie Jego czasowego błogosławieństwa jest bliskie pełnemu zaufaniu Jezusowi jako Panu. Wiara tej kobiety nie była oparta o poznanie. Nie bardzo wiedziała, kim jest Jezus, ale wierzyła w Jego moc, traktowała Go jak jakiegoś magika, którego nawet szaty posiadają uzdrawiającą moc! Nie miała pojęcia o miłości Jezusa, myślała tylko o sobie i starała się jakby ukraść Jego błogosławieństwo. Jakże ogromna niewiedza, jakże zabobonne przekonanie! A z drugiej strony, jakże wielkie pragnienie uzdrowienia! Jak często zdarza się tak i w naszych czasach: brak poznania prawdy, wiara zmieszana z zabobonem, a mimo to głębokie pragnienie uzdrowienia, szukanie pomocy, rozpaczliwe wołanie do Boga! Żyjemy w kraju, gdzie poznanie woli Bożej jest bardzo małe, ale w chwilach choroby i śmierci wszyscy szukają pociechy i pomocy u Boga. Jak trwoga to do Boga – mówi nasze przysłowie. Wiara tej kobiety była samolubna, egoistyczna. Pragnęła uzdrowienia, ale nie interesował ją uzdrowiciel. Dużo myślała o swoim zdrowiu, nie oczekiwała od Jezusa czegokolwiek innego, nawet nie miała na myśli, aby Mu za to uzdrowienie podziękować! Po prostu przygotowała się na kradzież tego błogosławieństwa. Jakże często zdarza się to i dzisiaj. Interesuje nas przede wszystkim dar, a nie jego Dawca. Pragniemy tego, co nam osobiście odpowiada a potem o wszystkim zapominamy. Widać to na przykładzie naszych modlitw. Jakże wiele w nich próśb o zdrowie, o powodzenie w życiu, o pomyślne zdanie egzaminów. A jeżeli już wykaraskamy się z choroby, mamy jako takie SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 3 powodzenie w życiu, dobrze zdamy egzaminy – wtedy cisza, nie ma podziękowań. Zapomnieliśmy, komu to wszystko zawdzięczamy. A tak na marginesie należałoby dodać, że istnieje pewne niebezpieczeństwo samotności życia w wierze. Wśród niektórych chrześcijan panuje przekonanie, aby nie „afiszować się” – jak oni to nazywają – ze swoją wiarą. Wiara jest dla nich sprawą indywidualną, dlatego wierzą „po cichu”, nikomu o tym nie mówią, uważają, że to ich osobista tajemnica, o której nie należy mówić publicznie. O ich wierze w Chrystusa nikt nie wie w ich pracy czy sąsiedztwie, wstydzą się przyznać do swego nowego stylu życia. Brakuje im odwagi do zdecydowanego opowiedzenia się po stronie Jezusa. Choć prawdą jest, że wiara jest sprawą osobistą, to jednak Jezus oczekuje od nas odważnego świadectwa o niej. Przynajmniej od czasu do czasu powinniśmy się publicznie pomodlić. Po wyzdrowieniu pamiętajmy o lekarzu Po otrzymaniu Jego wielkiego daru całe nasze życie powinno stać się ofiarą wdzięczności. Wielka zmiana w naszym życiu przesuwa ośrodek naszego zainteresowania z siebie samych na Chrystusa. Jego dary nie są oddzielone od Niego, dlatego trzeba bardziej kochać Niego, niż Jego dary. Wiara może zacząć się od pragnienia bardziej błogosławieństwa niż samego Chrystusa. Zaczyna się od „Panie, ratuj”, a kończy się „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Nasza kobieta unika wzroku Jezusa, ale wyciąga ku Niemu swoją rękę. Wątpi, ale wierzy, boi się rzucić do Jego nóg i prosić o litość, a jednak coraz bardziej zbliża się do Niego. Często bywa tak i z naszą wiarą. Byłoby idealnie, gdyby nie nawiedzały nas żadne wątpliwości. Ale rzeczywistość często taka nie jest. Jesteśmy kuszeni do kwestionowania swojej wiary i wiary innych ludzi. Dlaczego? Czasem ta nasza wiara jest podobna do małego ziarnka gorczycy, które może wyrosnąć i stać się wielkim drzewem. Podobno wiara nigdy nie 4 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 jest w pełni doskonała i czysta. Nasze słabe serca mogą jak wąż podszeptywać nam: „Zwodzisz samego siebie. Spójrz na swoje wątpliwości, na swoje życie, swoją obojętność, bierność. Ty w ogóle nie masz wiary!”. Na wszystkie te niepokojące nas myśli, które osłabiają naszego ducha możemy odpowiedzieć tą wielką lekcją słabej wiary, odwróceniem się od zastanawiania się nad swoimi słabościami i wyciągnięciem ręki do Chrystusa, jako źródła naszej duchowej mocy. On nie zgasi tlącego się lnu, a modlitwa ze łzami „Panie, wierzę, pomóż niedowiarstwu memu”, zawsze będzie wysłuchana. Chrystus odpowiada na słabą wiarę Czy między dotknięciem szaty Jezusa a uzdrowieniem był jakiś związek? Kobieta uważała, że tak, dlatego Jezus odwraca się do niej i mówi: „Córko, wiara twoja uzdrowiła cię” (w. 34). Nie zganił jej fałszywych przekonań, nie powiedział: „Odrzuć myśl o tym, że samo dotknięcie moich szat mogło cię uzdrowić, inaczej cię nie uzdrowię”. Nie, tak nie powiedział. Okazał łaskę, dostosowując ją do poziomu tej kobiety. Jego łaska jak woda dostosowuje swój kształt do naczynia, w którym się znajduje. „Każdemu z nas została dana łaska według miary daru Chrystusa” (Ef.4,7). Chrystus ma tej łaski nieograniczoną ilość, ale udziela jej nam według naszych ograniczonych możliwości. „Otwórz szeroko twe usta, a napełnię je” (Ps 81,11). Słaba wiara to też wiara. Moneta pięciogroszowa jest tak samo wartościowa, jak moneta pięciozłotowa. Obydwie – choć posiadają różną wartość – mają to samo godło państwowe, napis i rok wydania. Dlatego choć różnią się wartością, są tak samo ważne. Starajmy się o to, aby nasza wiara była wytrwała, silna i stanowcza! Błędne przekonania zablokują nam błogosławieństwa wypływające z prawdy, którą źle rozumiemy, czy odrzucamy. Czasem patrzymy na słońce Bożej łaski przez ciemne szkło swoich błędnych przekonań. Stojąc przy głębokiej studni Bożej łaski, dostosujmy wiadro do jej głębokości: niech linka, na której jest ono zawieszone będzie stosunkowo mocna, niech to wiadro nie przecieka. A z drugiej strony, nie ma tak słabej wiary, na którą Chrystus by nie zareagował. Człowiek mało obeznany ze Słowem Bożym, bojaźliwy, pełen wątpliwości, ale mający pragnienie poznania Chrystusa może skorzystać z Jego wody życia. Chrystus pochyli się nad nim i udzieli mu swojej łaski. Często w czasie ewangelizacji jest apel, aby ci gotowi na przyjęcie Jezusa Chrystusa jako Pana podnieśli rękę lub wstali. Wielu ma takie pragnienie, ale brakuje im odwagi, ma wątpliwości, zadaje sobie pytania: ale czy wytrwam na tej drodze? Czy w starszym wieku warto taki krok podejmować? Co powie na to moja rodzina i znajomi? Drogi przyjacielu, jeżeli brakuje ci, jak tej kobiecie odwagi do publicznego wyznania swojej słabej wiary, wtedy nie musisz tego robić. Możesz w zaciszu swojej sypialni pochylić się przed Bogiem i ze łzami wyznać Mu swoją słabą wiarę, powiedzieć, dlaczego zabrakło ci odwagi, by publicznie stanąć po Jego stronie. Możesz podzielić się swoimi wątpliwościami i obawami, swoją słabą wiarą. Pamiętaj o tym, że Jezus to zrozumie i przyjmie cię, da ci pragnienie twego serca. Nawrócenie w samotności, w zaciszu swego domu też jest nawróceniem autentycznym, prawdziwym. Chrystus koryguje i umacnia słabą wiarę Wspomniana przez nas kobieta uważała, że uzdrawiająca moc Jezusa nie zależy od Jego wiedzy i woli. Dlatego Jezus od razu zapytał: Kto się mnie dotknął? Zauważmy: tłum napierał na Niego ze wszystkich stron, a kobieta tylko dotknęła skraju Jego szaty. Dlatego uczniowie ze zdziwieniem mówią Mu: Tłum napiera na Ciebie ze wszystkich stron, a Ty pytasz, kto się mnie dotknął? Ale w tym ścisku Jezus zauważył małe dotknięcie słabej wiary! Oto stała za Nim kobieta, która cierpiała przez 12 lat, cały swój majątek wydała na lekarzy, którzy nie poradzili sobie z jej chorobą. Cierpiąca, biedna, rozpaczliwie szukająca pomocy. Czy ktoś z nas znajduje się w takiej sytuacji? Twój cichy głos, drogi przyjacielu, w hałasie i ścisku tłumu zostanie przez Niego usłyszany. Kobieta ta nie interesowała się Jezusem, a jedynie swoim zdrowiem. Nie chciała Go poznać, chciała tylko Jego daru uzdrowienia. Ale był On kimś więcej, niż Jego dary. Dlatego zmusza ją do spojrzenia Mu w twarz, by nie kradła, lecz łaskawie otrzymała Jego dar uzdrowienia. By nawiązała z Nim osobistą więź. Tak bywa też i z nami. Najpierw szukamy własnych korzyści, ale potem nie skrywamy już Jego daru, ponieważ jest on darem Jego miłości. Jego odpowiedź na naszą wiarę jest naszym prawdziwym uzdrowieniem, gdyż rozprasza wszelkie nasze wątpliwości, pozwala radośniej spojrzeć na świat, a nasze życie czyni żywą ofiarą ku Jego chwale. I w końcu, kobieta ta bała się pokazać publicznie. Jej kobieca skromność, jej podupadłe zdrowie, jej wstyd z powodu długotrwałej choroby skłaniały do zamykania się w sobie, unikania publicznego pokazywania się. Szczególnie unikała wzroku mężczyzn, bała się ich pogardy i odrzucenia. Wszystko czyniła ukradkiem, z dala od ciekawskich oczu. Ale teraz Jezus kazał jej podnieść wzrok i spojrzeć Mu w oczy. Wtedy, jak czytamy „kobieta przestraszona i drżąca, świadoma tego, co się z nią stało, podeszła, upadła przed Nim i wyznała całą prawdę” (w. 33). Odpowiedź na jej wiarę uczyniła ją odważną. W jednej chwili nastąpiła w niej zmiana: z bojaźliwej stała się odważną. Teraz mogła powiedzieć, co się z nią stało. Często dyskutuje się w zborach, czy domagać się od nowo nawróconych przed chrztem, aby wszystkim opowiedzieli o dokonanej w ich życiu zmianie. Jeżeli ta zmiana nastąpiła, to na pewno będą mieć odwagę, aby o niej opowiedzieć. Zresztą, Chrystus domaga się takiego świadectwa. Nie zgadza się na to, abyśmy po cichu kradli Jego błogosławieństwo zasłaniając się swoją nieśmiałością. Jego odpowiedź wzmacnia naszą słabą wiarę i obdarza odwagą do publicznego świadectwa o Nim. Teraz ważny jest dla nas już Uzdrowiciel, a nie samo zdrowie. Wydawanie świadectwa o otrzymanej od Chrystusa łasce umacnia naszą wiarę, wzbogaca ją. Wiara pozbawiona publicznego wyznawania jest podobna do rośliny rosnącej w cieniu, która nie kwitnie i nie rodzi owoców. Dając nam swoje życie Chrystus sprawia, że niemi mówią i śpiewają. Gdy wiara wzrasta, rośnie również odwaga wydawania świadectwa o Chrystusie. Końcowe błogosławieństwo W końcu Jezus powiedział tej kobiecie: „Córko, twoja wiara – a nie dotknięcie mojej szaty – uzdrowiła cię. Idź w pokoju i bądź wolna od swojej dolegliwości” (w. 34). Jezus potwierdza swoim autorytetem dane jej błogosławieństwo i odsyła w pokoju. Być może nigdy już się nie spotkali ze sobą, ale na pewno pamiętała o otrzymanym od Niego darze w odpowiedzi na swoją słabą wiarę. Drogi przyjacielu, kobieta ta reprezentuje nas wszystkich. Wszyscy bowiem chorujemy, chodzimy do lekarzy, wydajemy dużo pieniędzy na leki, które wcale nam nie pomagają. Nasza sytuacja raczej się pogarsza. Czyż nie warto udać się do Uzdrowiciela, do którego poszła? Nie bój się, że z powodu tłumu twoja ręka Jego nie dosięgnie. Niech nic i nikt ci w tym nie przeszkodzi. Nie bój się tego, że wiele jeszcze nie wiesz, że twoje poznanie Pisma Świętego jest jeszcze tak małe. Obawiaj się tylko jednego: możesz przegapić odpowiednią chwilę, On przejdzie obok a ty nie odważysz się zrobić ku Niemu najmniejszego kroku! Twoje zwlekanie może obrócić się przeciwko tobie. Stale odkładasz swoją decyzję oddania swego życia Chrystusowi, czekasz, aż staniesz się silniejszy w wierze. Nie patrz na siebie, spojrzyj na tego, za kim tęsknisz, a On ci odpowie! Pamiętaj, nawet słaba wiara może doprowadzić duszę do zbawienia. A zwlekanie może doprowadzić do zatraty życia. Skorzystaj z tego, że jeszcze słyszysz głos Zbawiciela, który mówi: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a ja wam dam ukojenie” (Mat.11,28). Niech Bóg ci w tym dopomoże. Aneta Nowak Rozmowa To był zwyczajny dzień, Taki jak każdy inny. Ona siedziała w pokoju gościnnym, I czekała na ważny telefon. Gdzieś obok Grała muzyka, Której tak bardzo nie lubiła. I nawet nie zdawała sobie sprawy, Że ten wiosenny poranek Na zawsze zmieni jej życie... Spojrzała na zegarek, Nadszedł czas na poważną rozmowę, Czas, gdy zadzwonił telefon: - Spróbuj na Mnie spojrzeć, A zobaczysz Me oblicze, Pozwolę, byś zrozumiała Moje plany, Pokażę ci prawdę I już nigdy nie zostaniesz sama. Zaufaj mi. Odłożyła słuchawkę I poszła na spacer, Musiała przemyśleć wszystkie ważne sprawy. To była niezwykle Ważna rozmowa Ale w tych słowach Krył się uśmiech Boga. Były kluczem do bram Niebios, Drzwiami do lepszego życia. I ona nagle obudziła się Ze snu, w którym tak długo trwała. Patrzyła w niebo, Prosto na słońce, I biegła w kierunku tego światła, Całym sercem szukała prawdy, A w uszach wciąż dźwięczały słowa: - Już nigdy nie będziesz sama... I ona wciąż biegnie, Nie oglądając się za siebie. Cały czas dąży do pięknej krainy, Nie zmienia kierunku I wcale się nie boi, W pamięci brzmią słowa: - Zaufaj mi. W tym zwyczajnym dniu Aż tyle się zmieniło. Ta rozmowa Pomalowała jej szary świat, Otarła z oczu łzy, Przerwała melodię, Której nie lubiła, A złe chwile, Zamieniła w piękny sen. - Spróbuj na mnie spojrzeć, A zobaczysz Me oblicze, Pozwolę, byś zrozumiała Moje plany, Pokażę ci prawdę, I już nigdy nie zostaniesz sama. Zaufaj mi... Z ŻYCIA KOŚCIOŁA Kobieta według Bożego serca 2013! Urszula Lis W dniach 27-29 września 2013 r. w Warszawie– Radości odbyła się po raz kolejny coroczna konferencja kobiet, tym razem pod tytułem „Kobieta według Bożego serca”. Tematem przewodnim tej konferencji był 12 werset z Psalmu 51: „Serce czyste stwórz we mnie o Boże, a Ducha prawego odnów we mnie”. Konferencja została zorganizowana przez Służbę Kobiet przy KCHB. Do Radości przyjechało ponad 120 kobiet z około 40 miejscowości w Polsce! Konferencję rozpoczął w piątkowe popołudnie wykład oparty na historii spotkania Pana Jezusa z kobietami: Martą i Marią – w zaprzyjaźnionym domu w Betanii oraz Samarytanką przy studni. Wieczorem ciepła sala kominkowa zamieniła się w salę kinową. Mogłyśmy wspólnie obejrzeć przejmującą opowieść o trudnych przeżyciach i przebaczeniu w filmie pt. „October baby”. 6 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 W sobotni poranek powitała nas Danuta Maternicka wykładem pt. „Kobieta według Bożego serca”. W ciekawy sposób przedstawiła różne role kobiet – jako matki, żony, kobiety w społeczeństwie i Kościele. Kobiety z reguły są bardzo wrażliwe i często kierują się sercem w dokonywaniu wyborów, podejmowaniu decyzji. Kobieta, która ufa Bogu i w Nim pokłada nadzieję to kobieta według Bożego serca. Przygotowane zostały również seminaria podzielone na przedpołudniowe i popołudniowe sesje. Do wyboru miałyśmy tematy: - „Kobieta nie dość... kobieta zbyt… poszukiwanie równowagi” – na podstawie historii, m.in. Dawida i Miriam. Alina Woźniak szukała odpowiedzi na pytanie, czego możemy się od nich uczyć. Jakie postawy mogą być dla nas przestrogą? Zachęcała, abyśmy poszukiwały w życiu równowagi osadzonej na Słowie Bożym, by być jak „góry lodowe”. - „Pełno nas a jakoby nikogo nie było…” – seminarium oparte głównie na historiach ze Starego Testamentu, prowadzone przez Agnieszkę Niemasik traktowało o problemie samotności w relacjach. Jeśli pojawia się takie poczucie, np. w rodzinie, małżeństwie, to dlaczego? Jaki może być tego powód? Jak sobie z tym radzić? Na ile jesteśmy w stanie się otworzyć na relacje, czy pozwolimy i czy chcemy sobie pomóc? - „Finanse z Bożej perspektywy”. Magdalena Czerwińska wspólnie z uczestniczkami rozmawiała o Bożej ekonomii. Na czym ona polega, czym się charakteryzuje. Czy potrafimy w pełni zaakceptować Boże zasady zarządzania finansami? Czy jesteśmy w stanie zaufać obietnicy, że Pan się zatroszczy o każdą naszą potrzebę? - „Osobowość plus – temperament i Duch święty” – seminarium o tajemnicy dojrzałego charakteru prowadzone przez Klaudię Wiazowską – było próbą odpowiedzi na pytania: Czy znasz swoje mocne i słabe strony? Jak je wykorzystujesz w domu, pracy, kościele? Czy możemy mówić: „taka już jestem, nic się nie da z tym zrobić”? A gdzie w tym wszystkim działanie Ducha świętego? W czasie wolnym mogłyśmy swobodnie korzystać z uroków terenu przy Ośrodku w Radości, jak również wziąć udział np. w warsztatach rękodzielnictwa pod nazwą „Wiklina z papieru” zaproponowanych przez Ulę Przybylską. Aneta Gruchała natomiast zachęcała nas do zadbania o swój kręgosłup. Było także kilka stoisk z literaturą – raj dla czytelniczek. - „Kobiety, które zmieniają świat” – na seminarium prowadzonym przez Danutę Longić uczestniczki mogły podyskutować o tym, czy jako kobiety mogą mieć wpływ. Jeśli tak, to w jakich sferach życia, w jaki sposób może ten wpływ się ujawniać? Dla kobiet zainteresowanych swoim zdrowiem Danuta Longić, psycholog na co dzień pracująca w warszawskim Centrum Onkologii przygotowała ciekawy wykład na temat prewencji – „Zdążyć przed rakiem”. - „Budżet domowy w praktyce” – ciekawe warsztaty zaproponowane przez Monikę Sikorską były kontynuacją tematu finansów z porannego seminarium. Kobiety mogły porozmawiać o praktycznym zastosowaniu Bożych zasad w prowadzeniu budżetu domowego. Jeśli mamy ufność w zaspokajaniu naszych potrzeb przez Pana Boga, to jak traktujemy nasze zachcianki? Jak zawsze zwieńczeniem sobotnich przeżyć był niezapomniany wieczór świadectw, podczas którego wiele kobiet dzieliło się tym, co przeżywają, jak wzrastają, jak Pan Jezus zaskakuje ich swoją opieką. Opowiadały o swoich spełnionych marzeniach, o planach, również trudnościach, z którymi się zmagają, zachęcały się wzajemnie do życia w pełnym zaufaniu do Pana Jezusa. W niedzielny poranek Grażyna MiroszMotyka przygotowała warsztaty, jak można skutecznie dzielić się ewangelią o Panu wykorzystując narzędzie, jakim są Cztery prawa duchowego życia. Konferencję zakończyło niedzielne nabożeństwo, podczas którego kazanie pt. „Człowiek według Bożego serca” wygłosił pastor Marek Budziński. Rada Służby Kobiet przedstawiła kalendarz modlitw na przyszły rok, przygotowany przez kobiety ze zboru w Chojnicach, jak również przypomniały o Światowym Dniu Modlitwy Kobiet, który może być dobrą okazją do zaproszenia swoich przyjaciółek, aby porozmawiać o sytuacji kobiet na całym świecie i pomodlić się w ich intencji. Konferencja w całej swej różnorodności okazała się wydarzeniem, które głęboko zapadło w pamięć wielu kobietom. Zostałyśmy zapewnione, że jeśli Pan Bóg pozwoli, w przyszłym roku spotkamy się znowu, aby mieć po raz kolejny czas na wspólne rozmowy, budowanie się i uczenie bycia kobietami, których postępowanie jest miłe Bogu. Zapraszamy Ciebie za rok! SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 7 Refleksje po konferencji: nne Dla mnie bardzo ce do cie da jest to, że zaglą ż cie ze Pr y. wnętrza kobiet łe ca st je s w każdej z na przeżybogactwo uczuć, utków, sm i, śc wania rado uszę M .. ń. wa rozczaro , aby to o ać db bardziej był m gie Bo z mój czas „moich czasem wymiany wolciężarów na Jego Jego ność, frustracji na i na pokój, dolegliwośc enia, sz Jego balsam pocie go Je na mojej marności sia. nu Da wspaniałość...” – Bóg może działać przez nas, ale warunkiem jest nasza wewnętrzna przemiana poprzez modlitwę, czytanie Biblii, wierność Bogu i Jego obietnicom. Mamy stawać się podobne do Jezusa Chrystusa. Jest to możliwe, gdy każdego dnia siadamy pełne pokory i gotowości u Jego stóp. Te słowa zapadły mi głęboko w sercu i będę się starała o nich pamiętać rozpoczynając kolejny dzień mojego życia – Ania. nad pytaNadal rozmyślam iły się po niami, które pojaw at finanm te na wykładach ektywy. sów z Bożej persp życiem. d na ę Bóg ma władz władzę Czy oddaję Bogu ystko, sz W ? em nad portfel do Boga. co mamy, należy szaCzy jestem dobrym na ga Bo u tk farzem mają oam es ni y m yś ziemi? Miał do tw ec iad św wity wieczór ały iad ow op y str północy. Sio niu, o Bożym prowadze ści, iło m ej łn pe o opiece my ze er bi y ór kt o krzyżu, ania. na swoje barki – H Dziękuję za wspaniale spędzony czas na Konferencji. To wspaniale, że Słowo Boże nas zachęca do przemienienia, do modlitwy, która zmienia nas a nie okoliczności, do tego aby wołać o uświęcenie przez Ducha Świętego. My kobiety mamy wpływ na swoją rodzinę, na to, co zasiewamy i co wzrośnie. Kobiety delikatne duchem i pełne szacunku mają wpływ na swoich mężów i tak naprawdę na cały świat.- Agnieszka. Więcej świadectw i informacji na stronie www.baptysci.pl/sluzba-kobiet Rada Służby Kobiet Konferencja Okręgowa w Katowicach 11 maja 2013 ,,Ducha nie gaście” J ednodniowa konferencja rozpoczęła się o godzinie 10:00 i trwała do godziny 16:00. Podczas kilku godzin spędzonych z siostrami z Okręgu Śląskiego, jak i bratnich wspólnot w spotkaniu uczestniczyły też zaproszone siostry z Rady Służby Kobiet. Podczas rozpoczęcia spotkania kilka ciepłych słów skierował do nas Prezbiter Okręgu Śląskiego, brat Jerzy Rogaczewski. Zachęcał Radę Służby Kobiet do wytrwałości w służbie ogólnopolskiej, która wymaga niejednokrotnie przechodzenia przez trudne sytuacje. Ostatecznie służba ta prowadzi do szczęścia i radości w błogosławieństwie. Źródło pocieszenia zostało nam przedstawione na podstawie fragmentu z Listu Jakuba (5:11), gdzie czytamy, że za błogosławionych uważamy tych, którzy wytrwali, a nie zniechęcili się w służbie. Następnie mogłyśmy posilić się wykładem Danuty Maternickiej (członkini Rady Służby Kobiet), która przygotowała wykład o starotestamentowej mądrej Deborze – duchowej przywódczyni prowadzonej Duchem Świętym. W czasie konferencji towarzyszyła nam muzyka i śpiew oraz świadectwo połączonych węzłem małżeńskim Piotra i Teresy. Małżeństwo to, mimo dużej różnicy wieku złączył nierozerwalnie Bóg i muzyka. Specjalnym gościem konferencji była siostra Urszula Nowak (Przewodnicząca RSK w latach 20042012 r.), która podzieliła się z nami swoimi przemyśleniami na 8 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 temat: ,,Ducha nie gaście – zbadajcie, jak się rzeczy mają”. Na zakończenie Przewodnicząca RSK Klaudia Wiazowska przedstawiła nam Słowo z Listu do Rzymian (6:3), gdzie poruszana jest kwestia zrozumienia dnia swojego nawrócenia, chrztu w wieku świadomym i zdarcia starego człowieka. Siostra Klaudia posłużyła się animacją, w której przedstawiła 7 głównych grzechów na podstawie Starego i Nowego Testamentu. Są to tzw. główne „gaśnice” Ducha Świętego. Rada Służby Kobiet podzieliła się planami zorganizowania jeszcze w tym roku konferencji specjalistycznej wg projektu napisanego przez poprzednią kadencję RSK w Polsce. Projekt ten został zatwierdzony przez Unię Kobiet zrzeszoną przy BWE. Z opisem projektu z Polski będzie można się zapoznać w materiałach Światowego Dnia Modlitwy Kobiet 2013, który jak co roku, mamy nadzieję będzie organizowany przez zbory w listopadzie. Projekt dotyczy tematu kobiet w związkach współuzależnionych. Realizacja tego projektu będzie możliwa dzięki środkom pozyskanym ze Światowego Dnia Modlitwy Kobiet na całym świecie. Rada Kobiet wspomniała także o celach Rady na najbliższe cztery lata. Paulina Górnicka Liczy się każdy z nas! W iele biednych dzieci chodzi po ulicach i prosi o fundusze na jedzenie. Wyłudzają pieniądze czy faktycznie są głodne? Są zmuszane przez rodziców do żebractwa czy walczą o przetrwanie? Chcąc wyjść naprzeciw biedzie i krzywdzie najmłodszych powstała Fundacja „Liczy się każdy z nas”. Celem naszej organizacji jest niesienie pomocy najsłabszym i najbardziej pokrzywdzonym. Fundacja rozpoczęła swoją działalność od pracy na rzecz przeciwdziałania wykluczenia społecznego i zaczęła organizować spotkania dla ubogich rodzin z dziećmi, zajęcia kulturalne, integracyjne, turystyczne, a także edukacyjne, takie jak korepetycje z języka angielskiego, matematyki i programy rozwojowe. Celem tych przedsięwzięć jest zmniejszanie zaległości w nauce podopiecznych dzieci. Ponadto członkowie organizacji podejmują się wielu inicjatyw mających na celu dostarczanie żywności, materiałów dydaktycznych i odzieży. Z upływem czasu Fundacja zaczęła organizować coraz większe projekty, angażować coraz więcej ludzi i wydawać coraz wię- cej owoców. Fundacja jest prowadzona i nadzorowana przez członków Kościoła Chrześcijan Baptystów w Gdyni, którzy angażują się w jej dalszy rozwój, aby mogła służyć jeszcze większej liczbie osób potrzebujących. Następnym krokiem było stworzenie przestrzeni dla przedsiębiorców, ukazanie im korzyści z działalności charytatywnej i zaangażowanie ich do wspierania działań dobroczynnych w ramach Społecznej Działalności Biznesu. W ten sposób powstał projekt dla właścicieli firm odpowiedzialnych społecznie – biznespark.org.pl, prowadzony i nadzorowany przez członków Fun- dacji. Na stronie BiznesParku jest możliwość zapoznania się z video reportażem, który krzewi wartości moralne i etyczne w Internecie. Obecnie organizacja przygotowuje się do realizacji projektu „Dobry Mikołaj”, który ma na celu zorganizowanie spotkań rodzinnych będących namiastką Świąt Bożonarodzeniowych. Gdyby ktokolwiek chciał zapoznać się z całą dotychczasową działalnością Fundacji „Liczy się każdy z nas”, dołączyć do pracy na rzecz potrzebujących lub przekazać darowiznę wspierającą zadania statutowe, to zapraszamy na stronę Fundacji www.liczysiekazdyznas.blogspot.com. Razem możemy zrobić więcej, a uśmiech dziecka to największa zapłata! Na zakończenie spotkania mogłyśmy biesiadować przy bogatym śląskim poczęstunku razem z braćmi uczestniczącymi w tym czasie w swoim zjeździe okręgowym. SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 9 INICJATYWY WYWIAD Urszula Lis Rozesłane Ziarno W ostatnim liście Rady Kościoła skierowanym do zborów z okazji Święta Żniw, była mowa o sianiu, które jest indywidualnym obowiązkiem każdego z nas jak i Kościoła jako całości. W tym roku po raz pierwszy jako KCHB postanowiliśmy zasiać w nietypowy sposób wysyłając Biblię do liderów środowisk, które mają realny wpływ na nasze Państwo i społeczeństwo. Pod koniec października do kluczowych polskich polityków i przedstawicieli mediów trafiło 100 egzemplarzy Nowego Przymierza i Psalmów w przekładzie Ewangelicznego Instytutu Biblijnego wraz z załączonym obok listem przewodnim. Świetną okazją do wysyłki Biblii była kolejna rocznica Święta Reformacji, które to wydarzenie ponownie zwróciło uwagę chrześcijan na centralną rolę Słowa Bożego w ich życiu. Celem akcji jest upowszechnienie Słowa Bożego jako podstawy rozwoju i indywidualnej przemiany człowieka, ale również źródła praw i wartości, które mają moc budować ład społeczny. Chcemy również, aby w ten sposób Kościół Chrześcijan Baptystów stał się widoczny w przestrzeni publicznej jako Kościół otwarty i żywo zainteresowany losem naszego kraju i Polaków, bez względu na to, czy są oni chrześcijanami skupionymi wokół innych wyznań, czy też ateistami. Dlatego naszą szczególną uwagę skierowaliśmy na polityków i dziennikarzy, którzy w bardzo mocny sposób oddziałują na sposób myślenia, wartości ludzi i całego społeczeństwa. Tydzień od momentu rozpoczęcia akcji mamy już kilka bardzo pozytywnych reakcji od jej adresatów zarówno po stronie polityków jak i mediów. Pragniemy aby tegoroczna akcja nie była jednorazowym wydarzeniem, ale stała się coroczną tradycją naszego Kościoła. Mamy nadzieję, że z Bożą pomocą w przyszłym roku będziemy mogli przesłać 100 kolejnych egzemplarzy Tonący statek i Jego Zbawiciel Rozmowa z Billy’m Grahamem o jego nowej, ostatniej książce, The Reason for My Hope: Salvation (Powód mojej nadziei: Zbawienie). Biblii do nowej grupy odbiorów w tym m.in. sędziów, przedsiębiorców. Przeprowadzenie tegorocznej akcji było możliwe dzięki ofiarności członków naszego Kościoła. Zakup 100 egzemplarzy Biblii został sfinansowany dzięki wsparciu zboru z Chojnic i siostry z Zelowa. Łącznie na ten cel uzbieraliśmy 3 060 zł. Dziękujemy również wszystkim, którzy pomogli w organizacji akcji w tym Lidze Biblijnej, która jest wydawcą nowego przekładu oraz studentom Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Radości. Szczególny jest również fakt, że w imieniu naszego Kościoła mogliśmy przekazać pierwsze ewangeliczne wydanie Nowego Przymierza i Psalmów w przekładzie Ewangelicznego Instytutu Biblijnego pod kierownictwem pastora Piotra Zaremby. Jeśli Bóg pozwoli, w przyszłym roku wyślemy pełne już wydanie Biblii wraz z nowym tłumaczeniem ksiąg Starego Testamentu. Siejmy trwając w modlitwie, aby Bóg pomnożył nasze ograniczone możliwości i ożywił Słowo Boże w sercach adresatów tegorocznej akcji! 10 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 Źródło: Christianity Today. Kopia listu wysłanego do Prezydenta RP W okresie rozkwitu jego misyjnych krucjat, Billy Graham podróżował po całym świecie, by głosić kazania ludziom, którzy licznie gromadzili się na stadionach. Obecnie, choć przywiązany do swojego domu w górach Północnej Karoliny, ewangelista wciąż jest w stanie, korzystając ze współczesnej technologii, kontynuować głoszenie ewangelii. Listopad oznacza miesiąc rozpoczynający kampanię „My Hope America with Billy Graham”, której celem jest ewangelizacyjny kurs video przeznaczony do użytku dla osób indywidualnych, jak i dla małych grup. Wraz z wprowadzeniem kampanii My Hope America Graham wydał książkę, która być może będzie jego ostatnią – The Reason for My Hope: Salvation (Powód mojej nadziei: Zbawienie). Christian Today zapytał Grahama o jego przemyślenia dotyczące obecnego stanu chrześcijaństwa oraz o jego przekonania pośród teologicznego i kulturowego zamieszania, jeśli chodzi o sedno przesłania ewangelii. Nazywasz siebie samego przede wszystkim ewangelikałem, czy chrześcijaninem? Dlaczego? Tłum. Paulina Barańska Billy Graham: To, co naprawdę ma znaczenie to przede wszystkim to, jak postrzega mnie Bóg. Jego nie obchodzą etykietki. To, co go natomiast interesuje, to stan duszy człowieka. Biblia przede wszystkim mówi mi, że jestem grzesznikiem: „Ponieważ wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rz 3:23). Jednak zbawiająca łaska Jezusa, która została mi udzielona oraz opamiętanie z grzechu sprawiły, że zostałem jego dzieckiem – zostałem zbawiony dzięki krwi mojego Zbawiciela przelanej na krzyżu. Właśnie wtedy nawiązałem z Nim relację, która zmieniła moje życie. Ci, którzy przeczytają The Reason for My Hope będą w stanie zobaczyć na podstawie Pisma, jak można być zbawionym i jak żyć chrześcijańskim życiem. Zrozumiałem wtedy, że Chrystus może zmienić życie tych ludzi, którzy nie tylko wyznają Jego imię, ale także są posłuszni jego Słowu. Jeśli nie następuje żadna zmiana w życiu człowieka, to osoba taka powinna zadać sobie pytanie, czy aby na pewno posiada zbawienie, które głosi ewangelia? Wielu ludzi, którzy uczęszczają do kościoła nie są odnowieni w Chrystusie. Ci, którzy są poza kościołem, oczekują od uczniów Chrystusa, by ich życie różniło się, a mimo to obecnie mamy wielu ludzi w kościele, którzy gonią za światem. I nie po to, by pozyskać zgubionych, ale po to, by się do tego świata upodobnić. Jest to bardzo niebezpieczne i Biblia pokazuje tragiczne rezultaty, które mogą z tego wyniknąć. Jezus Chrystus jest moim Panem i Mistrzem. Żałowałem moich grzechów, przyniosłem swoje życie Chrystusowi i codziennie szukam sposobności, by być posłusznym Jego Słowu. Jestem jego uczniem. Zanim się nawróciłem 1 listopada 1934 roku, o czym opowiadam w mojej książce, zawsze myślałem o sobie, że jestem chrześcijaninem. Jednak naprawdę stałem się nim dopiero, gdy uświadomiłem sobie swój grzech. W Nowym Testamencie, kiedy ludzie słyszeli prawdę nauczaną przez Jezusa i przyjmowali jego wspaniały dar przebaczenia oraz nadzieję na życie wieczne w Niebie, inni, którzy obserwowali zmianę zachodzącą w ich życiu, nazywali ich chrześcijanami – uczniami Chrystusa (Dzieje Ap. 11:26). Tak jak Jezus chętnie przybył, by uratować ludzkość od grzechu, ja także chętnie służę Jemu i szukam sposobu, by odSŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 11 dawać Mu chwałę moim życiem, ponieważ jestem dzieckiem Króla. Bycie nazwanym chrześcijaninem powinno utożsamiać nas z wymaganiami, jakie stawia Chrystus tym, którzy do Niego należą. On nam mówi, byśmy obliczyli koszty, jakie trzeba ponieść Go naśladując. Moje nauczanie to nauczanie ewangelisty, który całym swoim sercem wierzy w fundamentalne nauczanie Pisma Świętego. To właśnie jest podstawą mojej książki. Mam nadzieję, że ludzie ją przeczytają. Pragnę, by czytelnicy pojęli, że chrześcijańskie życie niesie ze sobą zarówno zaszczyty, jak i odpowiedzialność. Kiedy Jezus staje się naszym Mistrzem, odkładamy na bok naszą drogę i zaczynamy podążać Jego drogą. To nie zawsze jest łatwe, ale na pewno niezmiernie owocne i niosące za sobą wiele wyzwań. Ci, którzy za Nim podążają, stają się jasnym światłem dla pogrążonego w ciemności świata. To właśnie dlatego chrześcijanie posiadają nadzieję. Powodem mojej nadziei, którą żywię dla świata jest fakt, że Chrystus umarł za niego i wzywa każdego, kto jest zgubiony i utrudzony, by przyszedł do Niego. Jezus powiedział, że „przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łuk 19:10). Dlaczego, jak mówi tytuł twojej książki, zbawienie jest powodem twojej nadziei? Kiedy zbliżały się moje 95 urodziny, odczuwałem swego rodzaju ciężar, by napisać książkę adresującą problem epidemii „łatwej wiary.” Istnieje obecnie taki sposób myślenia, według którego ludzie, którzy wierzą w Boga i spełniają dobre uczynki, idą do Nieba. Jednak wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Wszyscy ludzie mają dwie podstawowe potrzeby: potrzebę nadziei i potrzebę zbawienia. Nie dziwi mnie fakt, że ludzie łatwo są w stanie uwierzyć w Boga, który niczego nie wymaga. Jednak to nie jest Bóg przedstawiony w Biblii. Szatan sprytnie zwodzi ludzi poprzez szeptanie im kłamstw, które głoszą, że mogą uwierzyć w Jezusa Chrystusa bez wprowadzania jakichkolwiek zmian do swojego życia. Jeśli twierdzisz, że możesz mieć Chrystusa bez poświęcenia czegokolwiek oznacza to, że szatan cię zwodzi. I chociaż nie jestem już w stanie stanąć za pulpitem, by wy- 12 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 głosić kazanie z Biblii, to Bóg włożył w moje serce palące pragnienie, by umieścić to przesłanie w książce – przesłanie, które rozbrzmiewa we mnie za każdym razem, gdy włączę wiadomości. Za każdym razem, gdy spotykam różnych ludzi, zadają oni pytanie: „co się dzieje na tym świecie?”. Wielu polityków i przywódców państwowych zadawało mi to pytanie. Niezliczona liczba studentów błagała, by poznać prawdę. Zawsze wyjaśniam, że Wszechmogący Bóg jest architektem całej ziemi, Stworzycielem ludzkości, i że to On uformował duszę. On jest Początkiem i Końcem, Sprawcą i Dokończycielem wiary. Wszystkie odpowiedzi mieszczą się w objawionym Słowie Boga. Zbawienie to Boży dar dla świata, ale ten dar Bożej miłości i przebaczenia należy przyjąć na Jego warunkach – a nie na naszych. Daru nigdy się nie narzuca; oferuje się go i przyjmuje. Niektórzy w dzisiejszych czasach twierdzą, że idea odkupienia jest staroświecka. Tymczasem w swojej książce przedstawiam wspaniałe historie odkupienia z Hollywood, czy profesjonalnych piłkarzy. Dlaczego? Pewien krytyk filmowy stwierdził, że ludzie chcą pokonać to, co dręczy ich od wewnątrz. Chrystus jako jedyny może usunąć rozpacz z naszych serc. To właśnie powód mojej nadziei, że ludzie na całym świecie będą otwierać swoje serca dla zbawienia Chrystusa – daru odkupienia, który zapewnia pokój i pewność życia wiecznego. Jak myślisz, dlaczego Bóg uznał za stosowne, by obdarzyć cię dodatkowym czasem na ziemi, zanim wezwie cię do domu? Podróżowanie wokół świata i głoszenie kazań przez ponad 70 lat nie pozostawiło mi wiele czasu na refleksję. Nie ważne jednak, gdzie na świecie się znajdowałem, kiedy wracałem do domu, Ruth zawsze na mnie czekała. Cieszyliśmy się tymi chwilami i razem znajdowaliśmy czas dla Pana ciesząc się, gdy odpowiadał na nasze modlitwy. Tęsknię za społecznością z nią. Ona była modlitewnym wojownikiem i kochała rozmowy o Biblii. Teraz jest w Niebie od 6 lat i wierzę w to, że Bóg obdarował mnie tym okresem życia, bym mógł rozważyć jeszcze te rzeczy, które pozostały do zrobienia i bym był wierny przesłaniu Chrystusa, dopóki jeszcze oddycham. Nie ważne, czy głosimy kazania z pulpitu, czy trwamy w cichym rozważaniu – zawsze można wiele się nauczyć, kiedy szukamy oblicza Pana. Kiedy spoglądam w przeszłość widzę, że nie byłem tak silny, jak być powinienem, ale moje serce i moja służba zawsze były zakorzenione w Bożym Słowie. Przesłanie, które głoszę jest zakotwiczone „w tym, co mówi Boże Słowo”. Staram się spędzać moje dni na zachęcaniu innych, by służyli Jezusowi Chrystusowi całym swoim sercem, modląc się za tych, którzy pracują dla Jego imienia i prosząc, by wielu innych odpowiedziało na Boże wezwanie, by głosić prawdę ewangelii ogłaszając słowa Biblii. To właśnie prawda. Jego słowo jest życiem. W jaki sposób dobierasz tematy i przykłady, które tak dokładnie trafiają w potrzeby ludzi? Ta książka dotyka wielu kwestii i dotyczy tego, co leżało mi na sercu. Napisałem ponad 30 książek i jestem przekonany, że ta konkretna książka skupia się na sprawach, które chodzą po głowie ludziom na całym świecie. Istnieje tak wiele religii na świecie, a ja nigdy wcześniej nie byłem świadkiem tak wielkiego zamieszania z powodu prób odnalezienia prawdy. Możemy spotkać ludzi, którzy nauczają, że Bóg jest Bogiem miłości, ale nie gniewu. Są ludzie, którzy głoszą, że Niebo jest realne, podczas gdy Piekło to tylko wytwór wyobraźni. Podczas przygotowywania materiału do tej książki moje serce cierpiało słysząc historie ludzi szczycących się tym, że Piekło będzie niekończącą się zabawą; dobrego gustu komicznym żartem i dlatego cieszą się, że pewnego dnia tam właśnie się znajdą. przyszedł w ludzkiej postaci, by uratować nas przed uściskiem Szatana. Pewnego razu profesor seminarium oświadczył swoim studentom: „Nigdy nie głoś Piekła bez łez w twoich oczach”. Moim przesłaniem jest, by głosić to, że jesteśmy grzesznikami, którzy potrzebują Zbawiciela i by zadawać każdemu człowiekowi następujące pytanie: czy kiedykolwiek zostałeś zbawiony? W swojej książce stawiasz pytanie: Kto odmówiłby ratunku w chwili tragedii? Dlaczego? Wydaje się to nierozsądne, że człowiek odmówiłby ratunku, gdyby jego statek tonął. Jednak w rzeczywistości tak się właśnie dzieje, ponieważ wielu ludzi nie wierzy w możliwość utonięcia. Można to przyrównać do sytuacji, w której świat jest pełen ludzi, którzy nie wierzą, że umierając w swoich grzechach trafią do Piekła. Odmawiają więc ratunku w postaci krzyża Pana Jezusa Chrystusa. Znam wielu intrygujących ludzi, i o niektórych z nich napisałem w tej książce. Na przykład amerykański bohater wojenny, Louis Zamperini, który został ocalony z Oceanu Spokojnego tylko po to, by znów stać się więźniem wroga podczas II Wojny Światowej. Jednak później odkrył, że większym wrogiem był władca jego duszy i został ocalony dzięki zbawiającej miłości Boga. Książka ta została napisana, by przekazać ostrzeżenie – pełne miłości ostrzeżenie z Nieba – że Niebo jest stworzone tylko dla tych, którzy uniżają siebie przez Bogiem, a Piekło dla Szatana i tych, którzy jemu służą. Kiedy rozpocząłem pracę nad książką, statek Costa Concordia poszedł na dno u wybrzeża Włoch. Tego rodzaju strach, który dotyka ludzkich serc jest nie do opisania. Nagle ludzie zaczęli sobie uświadamiać fakt, że dobre życie nie ma mocy zbawczej. Wołali o ratunek, jednak ludzie wokół nich również znajdowali się w rozpaczy, nie mogąc im pomóc. Do kogo w takiej sytuacji można się zwrócić? To właśnie opis naszego świata a jedynym, który może zbawić jest ten, który narodził się dla tego jedynego celu. Dziewica Maria urodziła Syna poczętego z Ducha Świętego, którego nazwano Jezus, „albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego” (Mat 1:21). Chrystus przyszedł, by wyrwać ludzkość z sideł Szatana. Jezus Chrystus jest odpowiedzią dla świata – On jest kotwicą dla duszy, jest Bogiem nadziei, który Biblia to wciąż najlepiej sprzedająca się książka wszechczasów, a mimo to ludzie nie chcą jej wierzyć. Odrzucają największy dar, jaki kiedykolwiek został ofiarowany ludzkości. Dlaczego? Ponieważ wzywa On do wyznania grzechów i do absolutnego wyrzeczenia się swoich egoistycznych pobudek. Wzywa do odwrócenia się od grzechów popełnionych wobec Boga. Wielu ludzi woli żyć na całego z nadzieją, że nie istnieje Piekło, w którym się cierpi. Wierzą w kłamstwa Szatana, że nie ma żadnego życia po śmierci. A przecież Jezus mówił o Piekle i to o wiele więcej niż mówił o Niebie. To właśnie dlatego spędziłem moje życie nawołując ludzi całego świata: Przyjdźcie do Jezusa, takimi jakimi jesteście, a On przyjmie was i da wam siły na każdy krok tej nowej drogi. W książce piszesz: „grzech pozostaje grzechem”. Co masz na myśli? W XXI wieku ludzie, społeczeństwo, przerobili koncepcję grzechu nazywając go po prostu błędem. Bóg nazywa go niegodziwością. Jest on chorobą dla duszy. Społeczeństwo prowadzi kampanię przeciwko chorobom, zbiera pieniądze, by je wyeliminować. Jednak choroba grzechu jest wysławiana i wychwalana przez to samo społeczeństwo. W dzisiejszej erze popkultury szczególnie ignorowane są rezultaty grzechu, zarówno w sferze psychicznej, emocjonalnej, jak i duchowej. Społeczeństwo może nawet szczycić się tym, że „grzech pozostaje grzechem”, jednak prawdą jest, że grzech jest w tobie i we mnie, i w każdym człowieku. Świeckie media prezentują często historie o kobietach i mężczyznach, którzy dopuszczają się przerażających przestępstw i ludzie domagają się, by za swój czyn ponieśli karę. Mimo to ludzkość oburza się na Boga, który domaga się kary za grzechy, które ludzie popełnili przeciwko Stworzycielowi. Bóg ukazuje siebie, jako kochającego Ojca, kiedy posyła własnego jedynego Syna, by ten umarł w miejsce człowieka płacąc za grzech, o którym Biblia mówi, że „nas usidla” (Heb 12:1). Wielu ludzi, którzy przekraczają Boże prawo oburza się, że ich grzech ma być osądzony przez sprawiedliwego Boga. Odrzucamy myśl o naszych własnych przewinieniach, jednak kiedy dochodzi do wykroczeń np. w sporcie, to przyznajemy rację zasadom, a nawet je kochamy. Jeśli dopingujemy naszej drużynie, a przeciwnicy popełnią wykroczenie, wiwatujemy. Takie właśnie jest serce człowieka, jednak mogę cię zapewnić, że Bóg nie będzie wiwatował stojąc z boku, kiedy posuniemy się za daleko, nie stosując Jego prawa i popełniając wykroczenie (grzech) wobec Niego. Jego serce jest zmartwione. Grzech to trucizna, która niszczy. Zbawienie to antidotum, które oczyszcza. Dzisiejsze społeczeństwo ma obsesję na punkcie technologii – o czym zresztą szczegółowo piszesz. Czy istnieje jakiś biblijny pogląd na technologię? Biblia oznajmia, że „nie ma nic nowego pod słońcem” (Kazn 1:9). Nic Boga nie zaskoczy. On pozwala swojemu stworzeniu sięgać po wszelkie zasoby, które są dane nam na ziemi. Z pewnością zaobserwowaliśmy mrowie możliwości komunikacyjnych, które pojawiły się, kiedy wkroczyliśmy w XXI wiek. Zawsze kochałem sztukę komunikacji i nie ma żadnych wątpliwości, że moja kaznodziejska służba niezwykle skorzystała z możliwości użycia wzmocnienia dźwięku, czy powiększenia obrazu na arenach i stadionach na całym świecie. Telewizja i radio umożliwiły ewangelii dosięgnięcie najdalszych zakątków świata, tak jak przewidziała to Biblia. Bóg pozwala korzystać z błogosławieństw, które pochodzą z tych niesamowitych wynalazków, jak na przykład z bezprzewodowych i telefonicznych urządzeń. Musimy jednak pamiętać, że Szatan także używa technologii, by sprytnie czynić postępy w swoim zwiedzeniu. Istnieją obecnie pokolenia, które szczycą się z możliwości natychmiastowej komunikacji poprzez takie portale, jak Facebook czy Twitter. A jednak prawdą jest i to, że nie są w stanie rozmawiać ze sobą twarzą w twarz. Ludzie odnajdują pocieszenie siedząc naprzeciwko ekranu komputera, chętnie zwierzając się kompletnym nieznajomym, a wszystko to dzięki komunikacji elektronicznej. Ludzie ci jednak nie wierzą, że Bóg słyszy ich wołanie pełne tęsknoty, żalu i bólu. Na Uniwersytecie w Harvardzie jeden z jego przywódców powiedział mi raz, że to, czego młodzi ludzie najbardziej dziś pragną, to „gdzieś przynależeć”. Rzesze ludzi są w stanie przynależeć do czegokolwiek, byleby nie do Boga. Rasa ludzka od zawsze poszukiwała SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 13 TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU prawdy i akceptacji, a mimo to mężczyźni i kobiety nie są chętni, by zaakceptować tego, który jest prawdą. Zamiast tego zwracają się do nowego trendu tworzenia religii – łączenia różnych wiar – mieszają trochę chrześcijaństwa z odrobiną buddyzmu i ruchem New Age. To właśnie jedna ze sztuczek Diabła, który uwielbia mieszać odrobinę prawdy z kłamstwami. Biblia ostrzega przed tym i mówi nam, że musimy mocno trzymać się prawdy i walczyć za wiarę. „W późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich (...) będąc naznaczonymi w sumieniu piętnem występku”. Technologia to dar od Boga, kiedy używamy jej, by głosić ewangelię. To właśnie dlatego jestem tak podekscytowany kampanią My Hope (Moja Nadzieja), programem ewangelizacyjnym rozwiniętym przez naszą służbę działającą na całym świecie. Używając każdego rzetelnego środka komunikacji głosimy Dobrą Nowinę, że Bóg kocha grzeszników i wzywa mężczyzn i kobiety na całym świecie do opamiętania i zwrócenia się do Niego oraz do otrzymania prawdziwej nadziei, która pochodzi od Boga. Przez kilka miesięcy przygotowywałem się, by wygłosić tę wiadomość poprzez My Hope America podczas specjalnego programu telewizyjnego, który będzie można zobaczyć w domach całego kraju w czasie tygodnia moich 95 urodzin. Nie jestem w stanie wymyślić lepszego sposobu świętowania kolejnego roku życia, jak głoszenie Bożej prawdy. Modlę się, by wszyscy chrześcijanie otworzyli swoje domy dla swoich rodzin i sąsiadów, którzy potrzebują Chrystusa i nastawili swoje odbiorniki tak, by można było zobaczyć, czego Bóg dokonuje w obecnych czasach, które wydają się ciemne, a mimo to pełne nadziei. To właśnie przesłanie tej książki. Hasła „nadzieja i zmiana” (Hope and Change) stały się w Ameryce zwykłymi frazesami w przeciągu ostatnich lat. W książce piszę także na temat rozczarowań Amerykanów, jakich doświadczyli, gdy nadzieja i zmiana obiecane przez człowieka nie spełniły się. W Bogu nadziei nie istnieją rozczarowania. Biblia mówi, że to właśnie w Jezusie, Bożym Synu świat może mieć nadzieję, i że „Bóg nadziei może nas napełnić wszelką radością i pokojem w wierze” dzięki swojej mocy (Rz 15:12-13). Ryszard Tyśnicki Sprawiedliwość, ale jaka? Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. (Mt 5:6) M arzenie o sprawiedliwości dotyka każdego człowieka i każdej epoki historycznej. Jest to niestety marzenie niespełnione, zawsze w fazie oczekiwania na realizację. Od wieków udaje nam się jedynie stworzyć mniej lub bardziej sprawiedliwe warunki, a do ideału zawsze jest bardzo daleko. Pewnie w tym niedosycie sprawiedliwości przyjdzie nam egzystować aż do dnia naszego spotkania z Bogiem. Wydaje się, że marzenie o sprawiedliwości absolutnej to marzenie o nowym życiu w Królestwie Jezusa Chrystusa po zmartwychwstaniu. To marzenie musi więc jak na razie pozostać jedynie w sferze oczekiwania. Z drugiej strony, czy aby na pewno chcielibyśmy żyć w świecie absolutnie sprawiedliwym? Może wtedy nasz komfort życia uległby znacznemu pogorszeniu? Może wtedy wiele musielibyśmy zmienić w swoim życiu i postawie? Jakże często nasze marzenie o sprawiedliwości oddala się, gdyż to my sami nie jesteśmy zainteresowani jego realizacją! Bo czy jesteśmy sprawiedliwi, gdy obijamy się w pracy? Gdy przekraczamy przepisy ruchu drogowego? Wymuszamy na innych działania korzystne dla nas, a nie korzystne dla innych? Przecież każdy z nas od czasu do czasu korzysta na niesprawiedliwych rozwiązaniach. Jedynie wtedy, gdy brak sprawiedliwości nas dotknie, gdy utrudni nam życie pojawia się nasz bunt i wołanie o sprawiedliwość. Czy jednak jest to szczere i obiektywne wołanie? Błogosławieni, którzy łakną... Jezus błogosławionymi nazywa tych, którzy pragną sprawiedliwości. Przenosi więc tę sferę z realizacji na pragnienie realizacji. Ukazuje sprawiedliwość w sferze niespełnienia, oczekiwania, nienasycenia. Tu tkwi istota tego wezwania Jezusowego. Musi- 14 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 przykładem podwyżki wynagrodzenia w zakładzie pracy. Oto dwóch pracowników wykonuje podobną pracę i jeden z nich otrzymuje podwyżkę wynagrodzenia, a drugi nie. Natychmiast ten, który jej nie otrzymał uważa, że postąpiono z nim niesprawiedliwie. Ten drugi będzie szukał argumentów uzasadniających sprawiedliwość decyzji. Już nie mówiąc, że ich szef też niekoniecznie zastosował sprawiedliwe kryteria przyznania tej podwyżki. Trudno zresztą w tym przykładzie podać w pełni obiektywne kryteria oceny postępowania każdej ze stron. Przykład ten jest prosty, ale sprawa nie ulega wcale poprawie w poważniejszych zdarzeniach. Jakże często wyroki sądów są komentowane jako niesprawiedliwe przez stronę przegraną i jako spełnienie oczekiwań przez stronę wygraną! A prawda jest jedna i sprawiedliwość ma jeden wymiar. my w sobie budować mocne pragnienie sprawiedliwości i stosować je obiektywnie nie tylko do innych, ale przede wszystkim do siebie samego. Dopiero, gdy pojawi się to głębokie pragnienie możemy mieć nadzieję na spełnienie, na doświadczenie tejże oczekiwanej sprawiedliwości. wewnętrznego i zewnętrznego życia duchowego, prostując nasz charakter i nasze wybory. Czasami nas to łaknienie sprawiedliwości oskarża wewnętrznie i wtedy jest czas na poprawę, zmianę. I czym wcześniej do tej wewnętrznej refleksji dojdzie, tym łatwiej jest naprawić to, co zepsuliśmy. To łaknienie sprawiedliwości musi się rozegrać w nas, w naszym sumieniu, planach i decyzjach. Gdy tkwi w nas głębokie łaknienie sprawiedliwości o wiele skuteczniej potrafimy siebie badać i naprawiać. To ciągłe kontrolowanie nas samych jest niezmiernie istotne, gdyż pomimo naszego nawrócenia i wyrzeczenia się grzechu pozostaje on nadal atrakcyjną ofertą. Musimy prowadzić w sobie walkę o tę sprawiedliwość, aby nasze życie można było uznać w jakimś sensie za spełnione w świetle tego błogosławieństwa. To błogosławieństwo zawiera w sobie pułapkę, gdyż nasze pragnienie sprawiedliwości zostanie zaspokojone, jak mówi Jezus. A co, gdy to my okażemy się niesprawiedliwi? Gdy to łaknienie zostało w sferze oczekiwania z mojej jedynie winy? Wtedy to błogosławieństwo może być MOIM poważnym problemem a nie ICH problemem. Czy wtedy będziemy takimi gorliwymi zwolennikami tegoż Jezusowego błogosławieństwa? Warto nad tym się zastanowić. Łaknienie sprawiedliwości prowadzi do rezygnacji z atrakcyjnych pokus i pragnień. Prowadzi do przewartościowania swojego spojrzenia na bliźniego, na sytuację, w jakiej jesteśmy. Ten osobisty aspekt łaknienia sprawiedliwości uwrażliwia nas na wszystkie aspekty naszego Sprawiedliwość obiektywna i subiektywna Jednym z problemów wcielenia w życie pragnienia sprawiedliwości jest trudność w obiektywizacji pojęcia. Co dla jednych jest sprawiedliwe, dla innych niekoniecznie. Możemy się tutaj posłużyć Jak więc osiągnąć obiektywną sprawiedliwość? Moim zdaniem jedyną metodą jest sięgnięcie do Tego, który jest zawsze prawdą. Jedynie, gdy punktem odniesienia dla sprawiedliwości będzie sam Bóg, nasze poszukiwania sprawiedliwości znajdą obiektywne kryterium odniesienia. Przyjęcie jako wyznacznika sprawiedliwości sądów Bożych, etyki biblijnej, zasad wyrażonych w Piśmie Świętym może nas uchronić przed brakiem obiektywności sprawiedliwości, jaka pojawia się bez tych kryteriów. Dlatego też dla nas, chrześcijan sprawiedliwość wyraża się w głębi naszej wiary i zaufania Jezusowi. To wiara, w której buduję swoje życie na Jezusie i na stałym poznawaniu jego woli jest jedynym sposobem, aby to łaknienie sprawiedliwości stało się sprawiedliwością w nas i naszym życiu. Wzrost duchowy jest metodą, która może nas przybliżyć do spełnienia naszego marzenia o sprawiedliwości. Warunek jest jeden: ten wzrost duchowy musi mieć miejsce realnie w naszej codzienności. Jeśli chcesz więc żyć w sprawiedliwości, to musisz nawrócić się do Jezusa, oddać mu swoje życie pod kontrolę i stale kroczyć za jego wskazówkami i radami w życiu codziennym. Nie jest to łatwe zadanie, ale konieczne. Łaknij sprawiedliwości w swym życiu, bo inaczej jej nie zaznasz. SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 15 TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU Modlitwa również nie jest religijnym rytuałem, ale często duchową pracą, aby była skuteczna. Jak się modlisz? Czy się łatwo poddajesz? Pamiętaj, że Bożą wolą jest, abyś walczył. Nie ustępuj więc i nie poddawaj się! To twoje modlitewne powołanie. WALKA Taka modlitwa posiada również dwa wymiary: osobisty i publiczny. Omówmy je po kolei. W MODLITWIE Modlitwa osobista: Mój czas przed Bogiem Modlitwa osobista powinna zawierać elementy: uwielbienia, wyznawania grzechów, wstawiennictwa za innych, strategicznych próśb o rozszerzenia Królestwa Bożego; szczere prośby odnośnie naszych potrzeb. Krzysztof Osiecki „Proszę was tedy bracia, przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa i przez miłość Ducha, abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach, zanoszonych za mnie do Boga, bym został wyrwany z rak niewierzących w Judei i by posługa moja dla Jerozolimy została dobrze przyjęta przez świętych, tak iżbym za wolą Bożą z radością przyszedł do was i wśród was zaznał odpoczynku. A Bóg pokoju niech będzie z wami wszystkimi.Amen.” (Rz 15:30-33) M odlitwa jest czymś, co można znaleźć w niemal każdej religii świata. Modlitwa to wylewanie serca przed Bogiem. Jednak dla wielu modlitwa jest tylko pewnym religijnym rytuałem. Dlatego ludzie nie oczekują szczególnej odpowiedzi lub myślą, że skoro zwracają się do Boga, będą z tego tytułu mieli u Niego jakieś względy. Na przykład w islamie modlą się pięć razy dziennie. Jest to pusty rytuał: biją pokłony i powtarzają pewne formułki, i niby ich Allah ich słucha. Nie wiem, jaki faktyczny pożytek mają z tego. U nas w Polsce ludzie często modlą się na różańcu i powtarzają modlitwy bez zastanawiania się nad słowami. Nie jest to refleksja serca lub jakaś rozmowa z Bogiem, tylko rytuał odprawiany dla uzyskania jakiejś często nieokreślonej łaski. Ludzie myślą, że z powodu wielu słów Bóg ich wysłucha. Szkoda, ponieważ modlitwa naprawdę jest czymś cudownym i poprzez nią możemy mieć kontakt z żywym Bogiem. Bóg naprawdę odpowiada na modlitwę konkretnie, kiedy zwracamy się do Niego z naszymi prośbami 16 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 w imieniu Jezusa Chrystusa. W dzisiejszym fragmencie zobaczymy między innymi, że modlitwa wymaga duchowego wysiłku. Skuteczna modlitwa nie wychodzi naturalnie. Trzeba wytrwać w modlitwie, żeby doświadczyć Bożego błogosławieństwa. Więcej: mówi też o tym, czym jest walka w modlitwie oraz jak Paweł zachęcił wiernych do szczególnej modlitwy o niego. I. Walka w modlitwie Zwróćmy uwagę na słowa: „Abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach zanoszonych za mnie do Boga” (Rz 15:30). Nie oznacza to, że mamy w jakimś sensie walczyć z Bogiem. Oznacza jednak, że powinniśmy modlić się całym sercem, żarliwie i gorąco, walcząc z własną słabością i znużeniem! Modlitwa wymaga wysiłku duchowego i dlatego jest pewną walką. Często nie wychodzi naturalnie, trzeba zachęcać się i motywować, aby w niej trwać. Słowo tłumaczone tutaj jako „walczyć” jest określeniem, którego używano w kontekście sportowców na zawodach. Chodzi o ich wysiłek w walce o nagrodę – upór, wytrwałość i zdecydowanie. Podobną myśl znajdujemy w Liście do Kolosan (4:12): „Pozdrawia was Epafras, który pochodzi spośród was, sługa Chrystusa Jezusa, który nieustannie toczy za was bój w modlitwach, abyście byli doskonali i trwali we wszystkim, co jest wolą Bożą”. Tutaj apostoł Paweł określa modlitwę jako bój. Chodzi o to, że Epafras długo i stanowczo modlił się o wierzących w Kolosach. Poza sensem walki z samym sobą widać tu też pewną nieustępliwość w zanoszeniu próśb; wytrwałą uporczywość w przedstawianiu Bogu dobra Kolosan. Paweł wzywa wiernych w Rzymie do takiego samego stylu modlitwy. Jest to wzór dla nas. Mamy toczyć bój w modlitwie za innych. A więc, modlitwa wymaga wysiłku i czasu. Modlitwa nie jest jakąś dekoracją chrześcijańską do wiary, ale wyraża naszą zależność od Boga. Owszem, są różne formy modlitwy, ale nie lekceważmy owej zdecydowanej i oddanej, o której mówi do nas Bóg przez Pawła. Te wszystkie elementy widać w modlitwie „Ojcze Nasz” (Łk 11:1-4). Z kontekstu można wyczytać, że modlitwa „Ojcze Nasz” nie jest tajną formułką, która ma być powtarzana, żeby osiągnąć jakiś duchowy cel, lecz jest formą nauczania nas na temat modlitwy, jako takiej. To modlitwa wzorcowa; ucieleśnienie zasad: „A gdy... skończył modlitwę ktoś z uczniów rzekł do niego: Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył uczniów swoich. Wtedy rzekł do nich: Gdy się modlicie mówcie...”. Modlitwy osobistej trzeba się więc nauczyć. Raczej nie potrafimy się modlić przez pół godziny lub godzinę, tuż po nawróceniu. To przyjdzie z czasem, gdy regularnie będziemy zwracać się do Boga z modlitwą. Wtedy pojawi się tendencja przedłużania naszej modlitwy. Będzie więcej nowych osób, sytuacji i intencji, o które powinniśmy się modlić. Modlitwa jest pewnym znakiem prawdziwego ucznia Jezusa Chrystusa. Ten, który szuka Boga w modlitwie jest prawdziwym uczniem naszego Pana. Paweł pisze: „abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach zanoszonych za mnie do Boga”. Apostoł chce, żeby wierzący razem z nim modlili się trwale i gorliwie. To zaczyna się od naszej modlitwy do Boga. Człowiek, który modli się regularnie trwa w Chrystusie. Jezus powiedział: „Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie.” (J 15:5). Modlitwa wyraża naszą totalną zależność od Boga. Ten, który nie ma czasu na modlitwę myśli, że sobie „radzi” bez Boga. Potrzebujemy regularnego czasu modlitwy. Najczęściej tym czasem na modlitwę jest poranek, kiedy wstajemy i zaczynamy nasz dzień. Dobrze mieć nawet dzienniczek lub zeszyt, w którym zapisujesz prośby zanoszone do Boga. Kiedy Bóg odpowiada na modlitwę, można wrócić do tego tematu i podziękować Mu. Walczmy indywidualnie w modlitwie! Modlitwa publiczna: w zborze albo w grupie Jest wiele sytuacji, w których mamy się modlić z innymi wierzącymi. Czasami robimy to w domach, na spotkaniach modlitewnych lub również w zborze. Kiedy modlimy się publicznie, często prosimy o wspólne sprawy, nie tylko o swoje osobiste kwestie. Nieraz nowi wierzący potrzebują trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do publicznej modlitwy. Krępują się i nie wiedzą, co mają z tym zrobić. Należy przełamać takie bariery. Modlitwa publiczna nie ma być „na pokaz”. Jezus nauczał o tym w Kazaniu na Górze: „A gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy, gdyż oni lubią modlić się stojąc w synagogach i na rogach ulic aby pokazać się ludziom; zaprawdę powiadam wam: Otrzymali zapłatę swoją. Ale ty, gdy się modlisz wjedź do komory swojej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie.” (Mt 6:5-6). Oraz: „Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie, którzy chętnie chodzą w długich szatach i lubią pozdrowienia na rynkach i pierwsze krzesła w synagogach i pierwsze miejsca w ucztach; którzy pożerają domy wdów i dla pozoru długo się modlą; tych spotka szczególnie surowy wyrok.” (Mk 12:38-40). Nauczanie i ostrzeżenie Jezusa odnośnie publicznej modlitwy nie oznacza, że w ogóle nie można modlić się publicznie. Ważne jednak są intencje. Chodzi o to, żeby ta modlitwa nie była „aby pokazać się ludziom” (na pokaz). Nie modlimy się w zborze albo w grupie, żeby inni ludzie zwrócili na nas uwagę, jacy jesteśmy pobożni lub jak blisko Boga jesteśmy. Taka modlitwa jest obłudna i niewysłuchana przez Boga. Jednak czasem są ludzie w kościele, którzy takie rzeczy czynią. Chcą, żeby inni zobaczyli, że oni są blisko Boga albo, że są bardziej duchowi. Nie ma w tym nic pobożnego. Modlitwa w grupie lub w zborze jest jednak potrzebna. Jezus przecież powiedział: „Jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18:20). Powinniśmy więc modlić się z innymi. Wspólna modlitwa uzgodniona z innymi wierzącymi ma moc! Tak więc problem z modlitwą „na pokaz” nie powinien nas zniechęcić do modlitwy w grupie jako takiej. A jak jest z tobą? Czy uczyłeś się modlić publicznie? Czy boisz się czegoś? Kiedy Duch Święty cię pobudza, by otworzyć swoje usta, aby uwielbić Boga lub wyrazić swoją wdzięczność czy zależność od Niego, nie bój się. Kiedy jednak modlitwa krąży wokół ciebie i Bożego działania w tobie, zastanów się, kogo tak naprawdę uwielbiasz? Ogólne zasady modlitwy W podstawowej formie modlitwa jest rozmową z Bogiem. Rozmawiamy z Bogiem tak, jak rozmawiamy z naszym ziemskim ojcem. Czujemy respekt i oddajemy hołd osobie Boga, ale On chce także, żebyśmy wylali przed Nim troski naszego życia i chce, żebyśmy walczyli w modlitwie o innych. W Psalmie 62, wers 9 czytamy: „Ufaj mu, narodzie w każdym czasie. Wylewajcie przed nim serca wasze: Bóg jest ucieczką naszą.” Jest napisane: „wylewajcie przed Nim serca wasze.” Mamy własnymi słowami powiedzieć Bogu to, co się dzieje w naszych sercach, w naszym życiu. To jest prawdziwa modlitwa. Poza tym, w modlitwie mamy być zwięźli, a nie wielomówni. Bóg nie słucha nas z powodu naszej wielomówności. Myśl nad słowami. Nie ma nic pobożnego w słowotoku. Modlenie się długo wcale nie musi być bardziej pobożne od krótkiego westchnienia. Jezus powiedział: „A modląc się nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani. Nie bądźcie do nich podobni, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 17 TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU czego potrzebujecie, przedtem zanim go prosicie.” (Mt 6:7-8). Tak więc, mamy się modlić o nasze intencje, ale bez wielu słów odnośnie całej sytuacji i okoliczności. Przecież Bóg już wie to wszystko! Nasz fragment z Listu do Rzymian zachęca nas do wytrwałej modlitwy – żebyśmy nie ustawali. Mamy walczyć w modlitwie często przeciwko własnej cielesności, która nie ma ochoty modlić się długo. Siła i wytrwałość w modlitwie przychodzi z czasem, z doświadczeniem i praktyką. Podobne jest to do wysiłków sportowych: kiedy ćwiczymy, mamy coraz więcej siły. Poza tym, Duch Święty pomaga nam w modlitwie. Jest napisane: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej: nie wiemy bowiem o co się modlić jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach.” (Rz 8:26). Takiego działania Ducha Świętego trzeba po prostu doświadczyć. Zazwyczaj widać coś takiego, kiedy modlimy się przez jakiś długi czas i nie bardzo wiemy, o co powinniśmy się dalej modlić. Duch Święty przypomina nam o sytuacjach i osobach potrzebujących naszego wstawiennictwa. Czasami można tego doświadczyć w modlitwie grupowej. Chodzi o to, że jakaś prośba przychodzi do głowy i zanim zacznę się o to modlić, mój brat lub moja siostra wznosi taką samą prośbę ku Bogu. Jest to ciekawe zjawisko. Werset ten mówi, że „nie wiemy bowiem o co się modlić jak należy...”, ale kiedy modlimy się, często Duch Święty współdziała z nami i jest to rzecz wspaniała. W imieniu Jezusa Chrystusa Kiedy się modlimy do Boga, mamy się modlić w imieniu Jezusa Chrystusa. Chodzi o to, że przychodzimy do Boga w autorytecie Syna Bożego i Jego pozycji przed Bogiem Ojcem. Przychodzimy na podstawie Jego relacji z Ojcem. Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam. Dotąd o nic nie prosiliście w imieniu moim; proście, a weźmiecie, aby radość wasza była zupełna.” (J 16:23-24). Modlimy się więc do Ojca w imieniu Jezusa Chrystusa. Tu pojawia się różnica między protestantami a rzymsko-katolikami. Katolicy modlą się w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Jednak nigdzie 18 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 w Biblii nie znajdziemy potwierdzenia takiej praktyki. Ten zwrot „w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego” dotyczy chrztu i znajdziemy go w Ewangelii Mateusza (28:19). Jest to stwierdzenie, które jasno określa Trójcę Świętą, jednak dotyczy chrztu wiary, a nie modlitwy. Kiedy uwielbiamy Boga, z pewnością możemy Go w ten sposób określić: „a za wszystko bądź uwielbiony, jako Ojciec, Syn i Duch Święty.” Jednak nie wtedy, gdy prosimy. Dlaczego mamy się modlić do Ojca w Jego własnym imieniu? Jaki to ma sens? Jezus powiedział, żebyśmy modlili się do Ojca w Jego imieniu i wtedy Ojciec nas usłyszy. Jeśli chodzi o przeżegnanie się i znak krzyża, Pismo Święte nic nie mówi na ten temat. Z historii Kościoła wiemy, że podobny znak był praktykowany przy chrzcie. Tertulian napisał o znaku krzyża na głowie. Natomiast uczynienie znaku krzyża w żaden sposób nie wzmacnia modlitwy i nie powoduje, że modlitwa jest wtedy lepiej wysłuchana. Reformatorzy Kościoła w XVI wieku nie zakazali tej praktyki, ale również nie nauczali jego konieczności. To adiafora, dodatek. Skoro tego nie było w Biblii, uważali, że jest to rzecz drugorzędna i wśród większości protestantów wierni nie czynią znaku krzyża przy modlitwie. Jednak przede wszystkim trzeba pamiętać, że modlitwa do Boga Ojca ma być w imieniu Jezusa. Skuteczność modlitwy Skuteczna modlitwa powinna dotyczyć konkretnych spraw. Apostoł Paweł, kiedy zachęcił zbór do walki w modlitwie miał również wyszczególnione prośby. Zobaczmy, co mówi tekst. Paweł prosił o modlitwę o to, by: • Został wyrywany z rąk niewierzących w Judei. • Posługa jego została dobrze przyjęta przez świętych. • Aby przyszedł z radością do Rzymu. • Aby zaznał odpoczynku wśród wierzących w Rzymie (Rz 15:31-32). Modlitwa powinna więc dotyczyć konkretów. Paweł nie napisał, żeby modlili się o niego ogólnie, lecz szczególnie, o ważne dla niego sprawy. Mógł napisać „módlcie się o mnie, żeby było dobrze”, jednak napisał „proszę o modlitwę o...”. Nasza modlitwa powinna być podobna. Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że chrześcijanie piszą dzienniki modlitewne pomyślałem, że to przesada. Ale spróbowałem i myślę, że jest to wspaniała rzecz. Kiedy modlimy się o konkretne sprawy, możemy radować się z Bogiem, gdy odpowiada na nasze prośby. Trzeba jednak podkreślić, że nie na każdą modlitwę otrzymamy odpowiedź według naszego życzenia i rozumienia. Widać to nawet w prośbach apostoła Pawła, na przykład, kiedy prosił o to, by „przyjść z radością do Rzymu” (Rz 15:32). Z Dziejów Apostolskich wiemy, że trafił do Rzymu, jednak jako więzień (Dz 28:16). Bóg odpowiedział na modlitwę wiernych, choć nie w taki sposób, jaki przewidywali. Z nami bywa podobnie. Modlimy się o konkretną rzecz i mamy jakieś wyobrażenia, jak Bóg ma odpowiedzieć. Tymczasem Bóg odpowiada, tylko w inny sposób niż sobie wyobrażaliśmy. Natomiast, jeśli nie modlimy się w konkretnych sprawach, w ogóle nie wiemy, że Bóg odpowiada a nawet, że nas prowadzi. Nie mamy żadnych oczekiwań, a przez to modlitwa zaczyna być pustym rytuałem. Zakończenie Mamy walczyć w modlitwie. Mamy wytrwać, a to często wymaga wysiłku duchowego. Dzięki Bogu mamy Ducha Świętego, który współdziała z nami i daje nam siłę przez modlitwę, oraz nas prowadzi. Modlitwa jest prostą rozmową z Bogiem a nie ćwiczeniem religijnym. Wyraża naszą zależność od Boga. Modlitwa może być prywatna albo publiczna. Sądzę, że we właściwej formie obydwa sposoby są bardzo skuteczne. Ten, który „mieszka pod osłoną Najwyższego” (Ps 91:1) doznaje siły i mocy. Tak jak ci, którzy uzgodnią swoje prośby na ziemi i doświadczają potęgi Boga żywego. Modlitwa powinna być w imieniu Jezusa Chrystusa, w konkretnych intencjach. Wtedy możemy dziękować Bogu za Jego konkretną interwencję w sprawach naszego życia i Jego królestwa. Na koniec przyjmijmy wspaniałą Bożą obietnicę, która może być oparciem dla naszych modlitw: „Wzywać mnie będzie, a Ja go wysłucham. Będę z nim w niedoli. Wyrwę go i czcią obdarzę, długim życiem nasycę go i ukażę mu zbawienie moje” (Ps 91:15-16). Bogdan Pszczoła DUC HOWI GRUBASI M ija 30 i ostatni dzień próby. Morgan ma trudności z wejściem po schodach, wątroba na wykończeniu, waga 95 kg (przyrost o 12% w ciągu miesiąca), ilość tkanki tłuszczowej w organizmie podskoczyła z 11 do 18%. Przez prawie cały czas próby czuł się przygnębiony i wyczerpany. Zanim nadszedł pierwszy dzień próby dziennikarz zostaje gruntownie przebadany przez trzech lekarzy: kardiologa, gastroenterologa, internistę oraz dietetyczkę i fizjologa. Możemy zobaczyć, ile waży (84 kg), jak działa jego serce, jakie jest jego samopoczucie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. bach z ich otoczenia i raczej nie były one pozytywne. Mieli niskie poczucie wartości. Chętnie mówili o czasach, kiedy byli młodzi. Życie przestało być dla nich radością i przygodą a stało się przykrą koniecznością. Długo myślałem o tym, co ich spotkało i wydaje mi się, że stali się „duchowymi grubasami”. Przez kilka lat spotykaliśmy się z kilkoma przyjaciółmi w restauracji innej niż wszystkie, na porannym studium biblijnym. Zdaję sobie sprawę, że miejsce jest dość nietypowe, ale to jedno z niewielu miejsc, które o 6 rano są dostępne dla zabieganych poszukiwaczy Prawdy. Nie chciałbym wypowiadać się za pozostałych, ale naprawdę trudno jest dotrzeć na szóstą. Trzeba wyrwać się ze snu pilnując, by nie wyłączyć budzika, kiedy dzwoni. Ochlapać twarz. Kawy pić nie trzeba, bo tam gdzie się spotkamy podają ją w papierowych kubkach po 3,50 zł w promocji. Śniadanie też tam sprzedają. Któregoś dnia w czasie pośpiesznej konsumpcji jeden z przyjaciół spytał mnie, czy oglądałem film dokumentalny „Super Size Me”? Nie oglądałem. Kilka dni później wypożyczyłem go i obejrzałem. Byłem wstrząśnięty! Czas zacząć próbę. Dziennikarz wchodzi do restauracji i zamawia to, na co ma ochotę. Dzieje się tak przez kolejne kilkanaście dni. Po 16 dniach kontrolne ważenie. Główny bohater filmu „Czy wiesz co jesz” przytył 8 kilogramów. Zaczął mieć problemy z wątrobą, cholesterol wzrósł o ponad 30%. Lekarz poleca przerwanie eksperymentu. Jednak badacz jest niezmordowany – będzie kontynuował swoją misję. Pojawiają się pierwsze symptomy uzależnienia. Popada też w przygnębienie. Jak się zostaje duchowym grubasem? Producentem i głównym bohaterem filmu jest dziennikarz Morgan Spurlock, który poruszony procesem, jaki dwie amerykańskie nastolatki wytoczyły firmie McDonald o odszkodowanie za ich otyłość, postanowił zbadać na własnej skórze co wydarzy się, jeśli przez 30 dni stosowałby „McDietę” (jadł tylko w McDonaldzie) i poruszał się tyle, ile średnio poruszają się Amerykanie. Oglądałem ten film z mieszanymi uczuciami. Nie byłem obojętny. Muszę przyznać się z lekkim rumieńcem, że za często korzystam z „uroków” takiego jedzenia. Właściwie większość naszych podróży samochodem z dziećmi (lub bez) kończy się na parkingu przy charakterystycznym budynku z brązowym dachem. Wiem, że to nie jest zbyt zdrowe jedzenie, ale jest szybkie, nie wymaga zaangażowania, nie wymaga pracy, jest tanie i łatwo dostępne. Zmęczonym i zabieganym ludziom wydaje się, że to jest to. Ostatnio w różnych miejscach spotykałem osoby, które nie miały siły iść dalej z Bogiem. Ścieżka wydawała im się zbyt trudna. Czuli się zmęczeni i przygnębieni. Mieli całą masę różnych opinii o oso- Po pierwsze, każdy „duchowy grubas” kiedyś był szczupły. Kiedy poznał Prawdę (czyt. Jezusa), zachwycił się nią. Wcześniej próbował wielu rzeczy. Umartwiał swoje ciało, starał się żyć według różnych zasad lub praktyk, ćwiczył jogę, chodził na pielgrzymki do różnych miejsc, dbał o rzeźbę swojego ciała itp. Jednak spotkanie z Jezusem wszystko zmieniło – nie musiał już walczyć o to, aby przypodobać się Bogu. A Bóg pokochał go takim, jakim był. To wspaniałe wiedzieć, że ktoś nie kocha cię za to, co możesz mu dać, ale kocha cię pomimo twoich wad. Człowiek ten chciał lepiej poznać swojego Boga i zaczął chodzić do kościoła i czytać Słowo Boże. Dość szybko zorientował się, że Bóg kocha go zbyt mocno, aby go takim, jakim jest zostawić. Ucieszył się: „To wspaniale! Teraz to dopiero się będzie działo!”. Prawdziwy duchowy pokarm dał mu siłę do życia. Zaczął rozkwitać. To, jaki jest Bóg i to, co dla niego zrobił, zaczyna wylewać się z niego. Jak strumienie wód. Nie można tego powstrzymać. Ludzie mówią mu: „ty jesteś jakiś inny”. To moment dość trudny dla jego otoczenia, bo człoSŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 19 TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU wiek ten zaczyna zadawać masę kłopotliwych pytań: co ten fragment Słowa znaczy? Dlaczego tak nie robimy? Dlaczego w Biblii jest napisane to, a ty postępujesz w taki sposób? Dlaczego w naszym kościele nie ma tego, czy tamtego? Ludzie dość szybko tracą cierpliwość i zaczynają go unikać. On zaczyna zauważać, że różni się od innych. Mija czas. Pytania pytaniami, a życie życiem. Nasz szczupły duchowy człowiek obserwuje dużych, sytych i silnych braci z sąsiednich ławek i zaczyna myśleć – chyba coś ze mną jest nie tak. Może rzeczywiście powinienem wyluzować? Oni już od tylu lat chodzą z Bogiem, więc pewnie wiedzą lepiej. Spróbuję ich naśladować. Będę szczęśliwy. Będę syty. Kupię dom, samochód. Pojadę na wakacje zagranicę. Niestety to wszystko kosztuje. Trzeba się poduczyć w zaocznej szkole, dostać lepszą pracę, pracować trochę dłużej, może na dwóch etatach. Nie ma już czasu/siły na zagłębianie się w Biblię, która leży w skrytce kupionego na kredyt samochodu (w niedzielę trzeba się z nią koniecznie pokazać w kościele, a tak to przynajmniej jej nie zapomnę). Zamiast prawdziwego duchowego pokarmu pojawia się przetworzone jedzenie – książki chrześcijańskie, kasety, płyty DVD, CD. Na tematy, które mi się podobają i mnie interesują. Żadnych konfrontacji z rzeczywistością na swój własny temat i trudnych pytań. Chcę być spełniony, kochany i szczęśliwy. Zamiast mozolnej zmiany charakteru – kilka przydatnych technik. Zamiast rozważania i badania Słowa – walka na autorytety autorów książek. Ten napisał tak, a ten tak. Rośnie wiedza o różnych poglądach chrześcijańskich, zamiast praktycznego doświadczania Boga w Słowie, w modlitwie, świadectwie, wspólnocie z wierzącymi. Duchowy fast food. Płytkie relacje, sztuczny uśmiech na twarzy, powierzchowna uprzejmość: musimy pogadać, zdzwonimy się, wszystko w porządku, Pan błogosławi! Z czasem okazuje się, że: za dużo wiedzy, za mało ruchu; za dużo duchowego fast foodu a za mało prawdziwego pokarmu; za dużo rzeczy, które są przyjemne (o których lubimy słuchać) a za mało tych, które są potrzebne/konieczne (konfrontacji z prawdą); naśladowanie ludzi 20 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 zamiast Chrystusa; nasycenie tym, co pokazuje TV, Internet, gazety, reklamy czy koła opiniotwórcze (np. znajomi, sąsiedzi); folgowanie ciału i jego pragnieniom – tworzą „duchowego grubasa”. Jego serce jest ociężałe. Nie chce zmian. Chce świętego spokoju i wygody. Chce dobrze zjeść i troszczy się głównie o swój byt (por. Łk 23,34). Chce przyjemnego nauczania i dobrego uwielbienia. „Duchowy grubas” nie lubi rozmawiać z młodymi wierzącymi – ich pytania nazywa dziecinnymi. Mówi: „też taki byłem kiedyś – wyrośniesz z tego”. „Duchowy grubas” mówi o tym, że nie należy ludzi napominać, tylko kochać. Nie należy im niczego narzucać – każdy może mieć swoje zdanie, a Bóg przyszedł przecież po to, aby nas uszczęśliwić. Dać nam to, czego pragniemy. „Duchowy grubas” wycofuje się z lokalnej społeczności, bo jego zdaniem ma ona za ciasne horyzonty. Chce być niezależny od nikogo. Jedzie tam, gdzie akurat ma ochotę. Gdzie mówią akurat coś „fajnego”. Myśli, że teraz jest wielki, ale jest jedynie otyły. Dlatego pomimo zachowywania pozorów, powoli w serce „duchowego grubasa” wkrada się niepewność: czy Bóg mnie kocha? Czy jestem dla niego ważny? Przychodzi zwątpienie i zniechęcenie. O kim tu mowa? Kiedy czytasz te słowa, możliwe, że przychodzą ci na myśl różne osoby z twojego otoczenia. Myślisz: X powinien to przeczytać! Ale Jezus mówi: zbadaj najpierw siebie (Mt 7:5). A może to ty jesteś Duchowym Grubasem? Czym się karmisz? Ile czasu standardowego dnia zajmuje ci skupienie nad Biblią? Jak długo się modliłeś w tym tygodniu? Kiedy ostatni raz opowiedziałeś komuś swoje świadectwo? Czy z radością byłeś we wspólnocie z innymi wierzącymi? Któremu z nich ostatnio pomogłeś? O kogo się modlisz? Z drugiej strony: ile czasu spędziłeś na oglądaniu filmów? Telewizji? Chodzeniu po sklepach? Dbaniu o wygląd zewnętrzny? Miesiąc żywienia się w McDonaldzie był kosztowny dla zdrowia Morgana Stanlock’a. W ciągu 30 dni przytył 11 kg. Zaczę- ła mu szwankować wątroba, jego mózg nie pracował już tak sprawnie, nie mówiąc już o wysiłku fizycznym. Był przygnębiony i zniechęcony. Ale był w tym filmie element nadziei: jak tylko skończy się próba, wyjdę na światło. Chcę, aby było znowu tak jak kiedyś. Nie chcę żyć wspomnieniami – chcę żyć dzisiaj. Zmienię dietę. Będę ćwiczył. Poradzę się innych, co mogę zrobić, by odzyskać zdrowie i sylwetkę. Mateusz Wichary Nieustanna reformacja Zmiany! „Tylko od ciebie zależy, czy coś się zmieni”. mówi Morgan Spurlock. Pokusy nie znikną. Nie zamkną restauracji, nie przestaną nadawać programów TV, nie przestaną wydawać książek, nie zlikwidują Internetu. Ty decydujesz o zmianie! Ty decydujesz, na co przeznaczysz swoje siły i czas. Masz moc żyć innym życiem – ona nie jest z ciebie, ale jest z Boga (2 P 1:3). Jeśli pragniesz zmiany – zrób to teraz. Pamiętaj, że jeśli nie zaplanujesz czasu z Bogiem – nie będziesz go miał. Więc zaplanuj go! (Mk 6:46). Nie wystarczy zaplanować – trzeba być konsekwentnym w realizacji (Mk 1:35). Chleb z wędliną – niech Biblia będzie podstawowym produktem – książki jako dodatek. Najlepsze jest wrogiem dobrego! (2 Tym 3:16; J 6:35). Jeśli nie chcesz czegoś konkretnego kupić, nie odwiedzaj galerii handlowych ani salonów samochodowych (tylko się „nakręcisz”). Nie karm swojej pożądliwości – napełniaj się Duchem (Ef 5:18)! Mniej czasu przed TV i Internetem to więcej duchowego zdrowia dla ciebie – zaangażuj się w życie ludzi! Więcej czasu z głodnymi Boga ludźmi – więcej możliwości „jedzenia” dla ciebie – znajdź osoby, z którymi będziesz poznawał Słowo Boże. Musisz planować odpoczynek – przemęczony nie będziesz miał sił na duchowe rzeczy (Mk 6:31). Dobra praca to dobry odpoczynek. Jedno i drugie ma wielkie znaczenie! Jezus powiedział: Przez to uwielbiony będzie Ojciec mój, jeśli obfity owoc wydacie i staniecie się moimi uczniami (J 15:8). Może dobrym pomysłem będzie to zrobić? Zmień przyzwyczajenia żywieniowe, sięgnij po Słowo Boże i pozwól Bogu zmienić ciebie! 31 października protestancki świat obchodził Święto Reformacji. To przypomnienie ruchu przemian w Europie Zachodniej, wskutek którego powstało trzecie historyczne skrzydło chrześcijaństwa, czyli protestantyzm, obecnie rozwijające się w skali globalnej, w XX wieku najmocniej spośród pozostałych. Jednym z często zapominanych haseł Reformacji jest zdanie: ecclesia reformata semper reformanda est. Czyli: Kościół Reformacji (reformowany) jest Kościołem nieustającej, ciągłej reformacji. Zmiana dla Boga, to więc zadanie w każdym pokoleniu. Nie ma drogi na skróty: zmiany, która raz wprowadzona działa jak perpetum mobile chroniąc Kościół przed odstępstwem w kolejnych wiekach, choć wielu tak postrzega samą XVI wieczną Reformację właśnie. Może dlatego, że z drugiej strony ta sama reformacja wskazała jedno, niezmienne źródło, które jest nieustającym, spolegliwym punktem odniesienia. W którym ufnie patrząc pielgrzymujący i potrzebujący zmiany Kościół może znaleźć pomoc. Oto więc mamy zarówno zadanie – zmianę, jak i źródło dla poprawy. Zasady Reformacji, znane jako „protestanckie sola” w wyjątkowy sposób ujmują podstawowe zasady reformy Kościoła; to tory, po których Kościół powinien się posuwać, aby bezpiecznie zmierzać do Bożego celu. Przyjrzyjmy się im w kontekście wieku XVI, a następnie zasta- nówmy nad ich współczesnym odniesieniem. Sola Scriptura Po pierwsze, reformacja protestancka postawiła na nowo, jako rozstrzygające pytanie apostoła Pawła: a co mówi Pismo? (Rz 4:3). To pytanie zmuszające Kościół do uznania swych źródeł za autorytet. Źródeł, które w toku historii, szczególnie poprzez nieznajomość języka stały się odległe, obecne jedynie w podaniach z drugiej ręki oraz formułach liturgicznych, z całym bagażem zmian i naleciałości różnorodnych tradycji i interpretacji. Zasada ta, znana jako sola Scriptura (tylko Pismo ostatecznym autorytetem) nie zaprzecza Bożemu głosowi w historii, ale poddaje go Bożemu głosowi w Starym i Nowym Testamencie. Podobnie nie zaprzecza osobistemu prowadzeniu Ducha Świętego, ale i owo doświadczenie poddaje obiektywnemu i obowiązującemu cały Kościół autorytetowi Bożej Księgi. To zasada wciąż aktualna współcześnie, w obu wymiarach. Wciąż grozi nam uznanie rozporządzeń kościelnych, naszych tradycji za jedyne trafne pojmowanie Pisma Świętego. Choć jestem daleki od postulowania anarchii, jaką wprowadza brak szacunku do dorobku przeszłych pokoleń, a szczególnie wyznań wiary, które zyskały aprobatę zasadniczej części Bożego Kościoła to jed- nak uważam, że Kościół musi nieustannie pytać o to, w co wierzy i co czyni. Świat bowiem stawia Kościół wobec coraz to nowych wyzwań. Prawda, która nas wyzwala dotyczy coraz to nowych aspektów naszego życia. Obraz uczonego w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebios jest wciąż aktualny: ciągle musimy wartościować, choć już wobec pełni objawienia to, co nas spotyka i dobywać z Bożego skarbca prawdy „nowe i stare rzeczy” (Mt 13:52). Po drugie, wciąż grozi nam zsubiektywizowanie wizji Boga w świetle prywatnych objawień. Choć Bóg na pewno czasami prowadzi swoje dzieci w ponadnaturalny sposób, nie kazał nam na nich budować ani swojej pobożności, ani doktryny. To tak, jakby budować małżeństwo na miłosnych uniesieniach. To droga na manowce. Choć jest to wyjątkowy i istotny aspekt małżeństwa, uważanie go za najważniejszy jego wymiar bądź ciągły wymagany stan ostatecznie prowadzi do poszukiwania owych uniesień poza danymi przez Boga ramami. Małżeństwo bowiem to bycie razem, które jest znacznie głębsze i szersze, niż owe szczególne chwile. Ewa została dana Adamowi jako towarzysz życia (Rdz 2:18), a nie dla zaspokojenia jego popędu. Podobnie życie z Bogiem – to „chodzenie z Nim” jak Henoch (Rdz 5:24) czy Jezus, który nie szukał w relacji z Ojcem jakichś szczególnych doznań, jakichkolwiek by ich SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 21 nie miał. Najważniejsza dla Niego była obecność i aprobata Ojca. Twardym, niewzruszonym fundamentem Kościoła ma być więc jedno, spajające cały ów organizm na całej ziemi Słowo; Słowo Biblii, w oparciu o które budujemy więź z Bogiem w całym jej bogactwie różnorodności doznań i doświadczeń. Sola fide i sola gratia Po drugie, doniosłość Reformacji widzę we wskazaniu na najważniejszą rolę wiary i powiązanie jej z odpowiedzialnością za siebie jednostki. To zasada sola fide. Chrześcijanin, choć jest częścią Bożego ludu i jest to istotny wymiar jego istnienia, jest też odpowiedzialną za siebie jednostką. Nie obrzezanie, czy jakaś jego współczesna wersja, która pomija całkiem świadomość i wolę rozstrzyga o zbawieniu. „Bez wiary” bowiem „nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają” (Hbr 11:6). Niewątpliwie, są różne dary łaski i nie każdy taki sam ciężar poniesie. W szczególności dar i urząd nauczycielski w Bożym Kościele wiąże się z większą odpowiedzialnością niż inne. Ale chrześcijanin nie może zdać się bezmyślnie na Kościół. W szacunku do tej Chrystusowej instytucji, której bramy piekielne nigdy nie przemogły (Mt 16:18) musi jednak „badać Pisma, czy tak się rzeczy mają” (Dz 17:11). Musi, bo ostatecznie stanie przed Bogiem nie w grupie, ale osobiście, zdając z siebie sprawę. Ów osobisty wymiar wiary stworzył szczególną, osobistą, ale społecznie się wyrażającą odpowiedzialność, która stała się w końcu etycznym dobrem całej naszej zachodnio-europejskiej cywilizacji. Dobrem pchającym nas do przodu, zmuszającym do poszukiwań, tworzenia nowych konstruktów kościelnych i społecznych, ale również i ekonomicznych. To nieustępliwy impuls do samodzielności i odpowiedzialności, motor postępu technologicznego, rozwoju nauki, który nieprzypadkowo zrodził się właśnie w łonie naszej cywilizacji. Warto dodać, że w ostatnim wieku przez socjalizm i inne totalitaryzmy traktujące ludzi jako bezkształtną, tępą masę został stłumiony. Obecnie tłumi go również 22 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 etyka konsumpcjonizmu, wedle której najwyższym obowiązkiem jest zaspokajać swe potrzeby bez zahamowania, bowiem przez to stajemy się dla innych rynkiem zbytu. Zwróćmy uwagę, że choć dostarczają poczucie bezpieczeństwa w tłumie i skądinąd przyjemny hedonizm, kryje się za nimi niewola. Prawdziwa wolność zawsze łączy się z odpowiedzialnością, podejmowaniem wyzwania rozwoju, ryzykiem, którym naznaczone jest życie wiarą; tworzenia Bożego Królestwa w różnych dziedzinach rzeczywistości, dla Jego chwały. Ta odpowiedzialność paradoksalnie nie kłóci się w żaden sposób z inną zasadą Reformacji – mianowicie wskazaniem na łaskę, jako jedyną przyczynę zbawienia (zasada sola gratia). Łaska Boża bowiem nie neguje ludzkiej odpowiedzialności. Również w ujęciu predestynacji, czyli wiecznego przeznaczenia, w którym wybór Ojca i dzieło odkupienia Bożego Syna doskonale współgrają z działaniem Ducha Świętego, który nie tyle zmusza człowieka do wiary, co ową wiarę skutecznie w nim wzbudza, tak iż staje się ona cechą chrześcijanina. To Bóg przecież sprawia w człowieku „i chcenie i wykonanie” (Flp 2;13), tak iż faktycznie ową wolę Boga chce i wykonuje już człowiek, a nie Bóg. Podobnie to Galacjanie „poznali Boga”, choć apostoł Paweł dodaje: „a raczej, kiedy zostaliście przez Boga poznani” (Gal 4:19) pokazując, że inicjatywa jest po Bożej stronie. Łaska dotyczy więc całego życia. Tak usprawiedliwienia, jak uświęcenia. Dlatego apostoł Paweł mówi o „przeznaczeniu” do dobrych uczynków (Ef 2:10) tych, którzy z łaski przez wiarę, a nie z uczynków zostali zbawieni (Ef 2:8-9). Owo pytanie o łaskę wydaje się wciąż aktualne. Z jednej strony pojawia się niebezpieczeństwo „taniej łaski”. To przekonanie o tym, że osoba nawrócona nie musi wierzyć, ani się uświęcać, aby zostać ostatecznie zbawiona. To rozdzielenie nowej natury od zyskania przebaczenia grzechów – coś, czego Biblia nie zna. W Biblii dzieło Syna i Ducha, jako pochodzące wspólnie od Ojca idą razem. A więc, przebaczenie grzechów mocą krwi Syna jest połączone z przemianą życia mocą Ducha. Kto jest usprawiedliwiony, uświęca się i na odwrót. Łaska więc, choć daje zbawienie za darmo, wywołuje jednocześnie w grzeszniku nową naturę, która stawia przed nim zadanie świętości, które ma swoją wysoką cenę. Darmowe zbawienie i kosztowna przemiana życia są więc nierozerwalnie związane. Z drugiej strony, istnieje ciągle niebezpieczeństwo obłudy, którą nasz Pan widział w ówczesnych faryzeuszach. Ktoś nazwał je „cieniem świętości”; to niebezpieczeństwo pojawia się zawsze tam, gdzie grzesznicy podejmują wysiłek zmiany dla Boga. I jest to niebezpieczeństwo nieuniknione. Każdy bowiem, kto się zmienia, może w pewnym momencie zacząć owymi zmianami się chełpić. Ze względu na nie uważać się za lepszego, niż inni. Pogarda słów „tylko ten motłoch, który nie zna zakonu, jest przeklęty” (J 7:49) może łatwo zmienić się we współczesną pogardę wyznania „tylko ten motłoch, który nie zna ewangelii, jest przeklęty”. W żaden sposób znajomość ewangelii owej pogardy nie uświęca. Lekceważenie i wyniosłość są tak samo złe u chrześcijan, jak bezbożników. Nie uświęcajmy własnych grzechów Bożymi darami! Świadomość łaski jest nam w końcu potrzebna dla misji i ewangelizacji. Poczucie niezasłużonego wyróżnienia wywołuje wdzięczność, która popycha do posłuszeństwa. Stwarza również autentyczną radość i motywuje do podzielenia się tym, co mamy z innymi, którzy również mogą z tego skorzystać. Taki więc zarówno posłuszeństwo woli Chrystusa, jak współczucie i życzliwość wobec ludzi wokół dzięki świadomości łaski owocuje w ewangelizacji i misji. Nieprzypadkowo przechodząc do części praktycznej w Liście do Rzymian Paweł pisze: „Wzywam was tedy bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą” (12:1). Przez miłosierdzie Boże. Ze względu na okazaną mi łaskę – oto biblijna motywacja dla ofiarnej pracy nad sobą. Solo Christo Po trzecie, znaczenie protestanckiej reformacji widać we wskazaniu na chrystocentryzm biblijnego przesłania. To zasada solo Christo (tylko Chrystus jako ośrodek naszej wiary). Warto tu podkreślić, że była to zasada nie tylko teologiczna, ale również liturgiczna. Z teologii – wskazania tylko na Chrystusa jako pośrednika, drogę do Ojca – wynikały zmiany w nabożeństwie. Skoro Chrystus jest jedynym pośrednikiem między Bogiem Ojcem a nami, to nabożeństwo musi ulec zmianom. Jestem przekonany, że ta zasada ma również i dziś swe zastosowanie. Czy Chrystus jest w centrum nabożeństwa, tak jak w centrum naszej teologii? A może te dwie sztucznie rozszczepiamy? O czym śpiewamy? O czym głosimy? Często mam wrażenie, że w centrum jest człowiek, jego uczucia, emocje i oczekiwania. Często, wbrew deklaracjom zarówno pieśni jak kazania są bardziej o ludziach, niż Chrystusie. Wydaje nam się bowiem błędnie, że to zaspokoi duszę osób zgromadzonych w kościele. Wydaje nam się, że szukanie w Biblii człowieka jest ciekawsze i bardziej zajmujące dla słuchaczy niż szukanie w niej Chrystusa. Że pytanie: co Biblia mówi o mnie? – jest ciekawsze niż: co Biblia mówi o Chrystusie? Z pozoru faktycznie tak jest. Ludzie przecież rzeczywiście są „żądni tego, co ucho łechce” (2 Tm 4:3). Tylko, że to płytka i całkowicie nie apostolska nauka i strategia rozwoju Kościoła. Oni bowiem wszędzie widzieli Chrystusa i mam wrażenie, że w pełni ich to satysfakcjonowało. Bowiem to Chrystusowi, a nie sobie ufali i ich serca „pałały w nich” (Łk 24:32), gdy otwierając przed nimi Pisma „wykładał im co – uwaga! – o nim było napisane we wszystkich Pismach” (Łk 24:27). Kiedyś usłyszałem zdanie, że jeśli twoje kazanie można by wygłosić w Sali Królestwa, to czegoś istotnego w nim brakuje. Myślę, że tak jest. Mówmy o Chrystusie i śpiewajmy o Chrystusie, a serca wszystkich, którzy Mu ufają będą uspokojone i zadowolone. Sprawić, by słuchacze pokochali Chrystusa i mówić im o Nim – oto strategia Nowego Testamentu. Oto sedno przesłania, które głosili apostołowie. I to działa. Znacznie lepiej niż schlebianie słuchaczom. Bowiem karmienie miłości własnej nic z Bogiem wspólnego nie ma i ludzie instynktownie to czują. Jeśli mają autentyczny, duchowy głód, pójdą dalej. Choć „Bóg jest dla mnie” brzmi miło, nie wystarczy jako fundament życia. Okazuje się bowiem szybko, że nie jestem centrum świata, a więc albo ten Bóg nie zna się na byciu Bogiem, albo przesłanie to jest kłamstwem. „Ja jestem dla Boga” brzmi trudniej, ale kiedy człowiek się w tym odnajdzie okazuje się, że znajduje w tym i Bożą miłość i łaskę. A zasada ta wystarcza na całe życie. W końcu, zasada „solo Christo” stoi na straży naszej uległości względem ducha czasów, który od nas wymaga, byśmy zgodzili się na innych zbawicieli obok Jezusa. „Tak, Jezus jest Chrystusem (zbawicielem), no ale nie tylko On przecież. Podobnie Budda, czy Mahomet. Też może być Chrystusem. Też prowadzi do Boga. Przecież on jest miłością – czy to nie wy, chrześcijanie o tym mówicie?”. Oto przesłanie świata do nas. Czasem delikatne. Czasem natarczywe. Czasem odwołujące się do potrzeby posiadania szerokich horyzontów (patrzcie szerzej), czasem poczucia winy (jak możecie odmawiać innym prawa do zbawienia?), a zazwyczaj po prostu sugerujące, że myśląc inaczej skazujemy się na bycie religijnymi fanatykami bądź ciemniakami. Pamiętajmy, że zawsze w jakimś wymiarze prawda Boża konfrontuje przyjęte w świecie przekonania i nigdy nie było to dlań przyjemne. Czyli, możemy spodziewać się różnorodnych strategii obronnych, wśród których powyżej wymienione i tak należą do nie najbardziej dotkliwych. Pomyślmy o naszych braciach i siostrach w krajach, gdzie prześladowanie oznacza bicie czy nawet śmierć. I pamiętajmy, że trzymając się Chrystusa jesteśmy błogosławieni bez względu na cenę (Mt 5:11). Soli Deo gloria W końcu, po czwarte, w ukierunkowaniu życia – kolejny raz – ku Bogu. Tylko Bogu chwała – soli Deo gloria. W strukturze feudalnej Bóg jawił się jako ostatni suweren, w owej hierarchii bardzo od człowieka oddalony. Pomiędzy nim a chrześcijaninem były całe rzesze aniołów i świętych, a w perspektywie ziemskiej – cała hierarchia kościelna z jej sakramentami, względnie król z jego książętami i panami. Chrześcijanin pouczony wszystkimi powyższymi zasadami reformacji odnajdywał pierwotną bezpośredniość więzi z Bogiem. Oto serce poruszone łaską, wypełnione wiarą w Chrystusa, nakarmione dostępnym i zrozumiałym Słowem Bożym – stoi wobec samego Boga i z owym Bogiem może wejść w zażyłość. Bogiem, który jest bezpośrednim Panem nad wszystkimi dziedzinami życia, nad pracą, rodziną, kościołem, polityką, wszystkim. Oczywiście, była to na pewno intuicja bliska wielu chrześcijanom przed Reformacją. Niemniej została ona w różny sposób zaciemniona. Reformacja ów pełen chwały zaszczyt bezpośredniej więzi z Bogiem każdego, najmniej nawet docześnie znaczącego chrześcijanina wydobyła w całej okazałości: „to, co jest niskiego rodu u świata i to, co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle, to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym” (1 Kor 1:28-29). To zasada ważna również dziś. Wszyscy mamy ten sam dostęp do Ojca. Różnorodność darów nie dowodzi różnej jakości więzi z Bogiem. Przeciwnie. Ostatni będą pierwszymi, i na odwrót. Uważajmy w pochopnych sądach i bądźmy wdzięczni za szczególne wyróżnienie, jakie jest naszym udziałem w Chrystusie. Soli Deo gloria to również zasada niszcząca podział rzeczywistości na świecki i duchowy. To poddanie wszelkich porządków i funkcji społecznych Chrystusowi. On ma wszelką władzę nie tylko nad niebem, ale i nad ziemią (Mt 28). Dlatego niewolnik służący swemu ziemskiemu panu może zostać pouczony, by widział swoją dolę szerzej: „cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie, jako dla Pana, a nie dla ludzi wiedząc, że od Pana otrzymacie dziedzictwo, gdyż Chrystusowi panu służycie” (Kol 3:23-24). Praca niewolnika jest zdobywaniem wiecznego dziedzictwa. Jest służbą Wszechmocnemu, która spotka się z chwalebną odpłatą. Soli Deo gloria! Czy mamy dziś tę samą wizję? Myślę, że nie zawsze. Oddzielamy dość ostro rzeczywistość wiary i pracy; Kościoła i społeczeństwa. Nie wierzymy, że Bóg może przemienić struktury firm czy władz. Zadowalamy się zmianami w osobistej etyce. Patrząc na historię myślę, że możemy liczyć na więcej. Semper reformanda! Podsumowując więc, zmiana jest konieczna i to konieczność ciągła. Nie wolno nam nigdy owej zmiany zaniechać. Ale jednocześnie mamy stały punkt odniesienia. To Słowo Boże, w którym możemy się przeglądać, bo jest niezmienne. Bądźmy Jego wykonawcami, aby nie oszukiwać samych siebie (Jak 1:22). SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 23 Janusz Kucharczyk Z CYKLU Filozofujący chrześcijanie Słowiańscy spadkobiercy Orygenesa czyli ZŁOTY WIEK ROSYJSKIEJ MYŚLI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ Źródła i charakterystyka filozofii rosyjskiej Do tej pory mówiliśmy o różnych narodowych tradycjach myśli chrześcijańskiej: starogreckiej, niemieckiej, angielskiej, nawet duńskiej. Nic jednak nie było o Rosjanach. Nie kojarzą nam się oni ani specjalnie z chrześcijaństwem (choć niby wiemy, że wielkie znaczenie dla ich kultury ma prawosławie) ani z filozofią, prędzej już z literaturą czy muzyką. W istocie jednak ten największy słowiański naród wydał wielu wybitnych filozofów, w dużej części chrześcijańskich, acz pozostających często poza głównym nurtem myśli europejskiej. Na ukształtowanie się tej rosyjskiej miało wpływ prawosławie, które zachowało w swoich tradycjach wiele cech chrześcijańskiej myśli greckiej. Tak jak na Zachód wpłynęła ta Augustyna z Hippony, tak na Wschód bardziej (jakkolwiek ta też w koncepcji duszy jako obrazu Boga) owa nieco starsza, wywodząca się z prac Orygenesa, potem Ojców kapadockich, przetworzona przez Maksyma Wyznawcę w VI w. W Europie zachodniej taki sposób myślenia obecny był w okresie renesansu karolińskiego, potem w jakiejś mierze w odrodzeniu i romantyzmie, ale nie wpłynął trwale na naszą mentalność. Inaczej niż augustynizm traktował on świat jako pewną całość pochodzącą od Boga i do Niego wracającą, w której wszystko ze sobą się łączy: wiara i rozum, dusza i ciało, Kościół i państwo, Bóg, ludzie, aniołowie i demony. Człowiek jest wolny i musi do Stwórcy powrócić w procesie przebóstwienia całego stworzenia. Państwo i filozofia są narzędziem działania Boga, tak samo jak Kościół i wiara, wszystko z Niego wypływa i do Niego prowadzi. Człowiek jako część owego procesu nie ma znaczenia jako jednostka, ale jedynie jako fragment dochodzenia w wolności do swego eschatologicznego celu. Rosyjski myśliciel we wszystkim chce widzieć boskie znamię przemiany świata. Odrzuca zachodni indywidualizm i naturalizm, wierzy w teleologiczną zasadę zmieniającą świat. W Rosji myśl religijna zawsze dominowała nad tą świecką, która rozwijała się słabo, w istocie jeżeli 24 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 nie była chrześcijańska to też była religijna, tyle że skierowana przeciw prawosławiu czy chrześcijaństwu w ogóle, ale pełna nabożnej pasji z tym samym przekonaniem o dochodzeniu w wolności do boskiego celu świata. Boga zastępuje wtedy bezosobowy bóg, jako zasada wszechświata (teozofia Bławackiej), Natura (oświeceniowa myśl Radiszczewa) albo bóg jako Historia (Czadaajew), a wiarę teozoficzna mistyka, hasło praw natury, dążenia do całkowitej anarchii (Bakunin, Kropotkin) albo komunistycznego państwa (Lenin), zawsze coś totalnego opartego co prawda na idei wolności, ale w znaczeniu braku mechanizmu raczej, niż akcentowaniu indywidualnych wyborów, gdyż to całość, a nie zbiór jednostek dąży do boskiego celu. Podział między teologią a filozofią jasny na Zachodzie, tu nie jest akcentowany – wątki obu dziedzin łączą się z zadziwiającą swobodą. Znaczenie filozofii chrześcijańskiej oparte na ludzkim rozumie i tradycji jest tu tak silne jak w katolicyzmie, ale ten oddziela filozofię i teologię, a prawosławna tradycja rosyjska nie. Zbliża ją to do reformowanej, też holistycznej w pojmowaniu rzeczywistości, ale ta wszak redukuje filozofię do swego rodzaju teologii. W Rosji zaś mamy ich równorzędne połączenie. Rzadko spotykana też na tym gruncie jest doktryna predestynacji, a Kościół chętnie poddaje się władzy świeckiej, co jest widocznym podobieńśtwem do koncepcji luterańskiej, która ma jednak charakter dualistyczny, gdy prawosławna raczej monistyczny. Spór okcydentalistów ze słowianofilami Ważnym tłem dla rozwoju filozofii rosyjskiej w XVIII i XIX w. było poczucie zacofania w stosunku do Zachodu, pogłębiało ono jednak jeszcze rosyjski sposób myślenia wpływając na pragnienie doświadczenia wielkiej przemiany kraju. Aleksandr Radiszczew (1749 – 1802) widzący w naturze źródło praw pragnie dokonać gruntownych reform w Rosji, nie spotkał się jednak ze zrozumieniem, uznano je za zbyt radykalne. Ostatecznie po nieudanych próbach zainteresowania władz swoimi ideami popełnił on samobójstwo. Przed Rosją stanęło pytanie, na ile ma się otworzyć na Zachód. W dobie romantyzmu pojawiły się dwa zwalczające się obozy: akceptujących idee Zachodu okcydentalistów (zapadników), za których prekursora uchodzi Piotr Czaadajew (1794 – 1856) oraz podkreślających wartość własnych tradycji słowianofili, których najbardziej znanym sympatykiem jest filozofujący i psychologizujący pisarz mocno osadzony w tradycji i wierze prawosławnej Fiodor Dostojewski (1821 – 1881). Paradoksalnie oba obozy odwoływały się do Zachodu jak i rozwijały myśl rodzimą, inaczej jednak stawiały akcenty. W istocie doprowadziły do twórczej syntezy obu wątków tworząc w efekcie to, co nazywa się złotym wiekiem rosyjskiej myśli chrześcijańskiej. Kontynuował on tradycję rosyjską, jednak w dialogu z filozofią, teologią i nauką Zachodu. Można wyróżnić tu jego trzy okresy: pierwszy kreślący opartą na prawosławiu wizję ewolucji i postępu w duchu pozytywizmu, przypadający na II połowę XIX w, drugi widzący w nawrocie do prawosławia alternatywę dla wizji bolszewickiej rewolucji przypadający na sam początek XX stulecia oraz trzeci, biorący w obronę tę tradycję przed szaleństwem terroru stalinowskiego. Krótko się im przyjrzyjmy. Sołowojow i Fiedorow, czyli myśl prawosławna doby pozytywizmu W II połowie XIX wieku przenikają do Rosji idee pozytywizmu, wiara w ewolucję i naukę. Na Zachodzie prowadzą one w myśl typowego dlań dualizmu do sprowadzenia wiary do osobistych przeżyć lub etyki, filozofia jako rozumowa droga poznania świata pozostaje świecka. Dla ówczesnych myślicieli prawosławnych jednak ewolucja to nic innego, jak dążenie świata do Boga, postęp to droga przebóstwienia, a nauka to narzędzie do jego realizacji. Nie prowadzi to zatem do zachodniego indywidualizmu ale przeciwnie, do osadzonego w tradycji prawosławnej oczekiwania przemiany świata przez Boga. Zatem chrześcijańskiej filozofii (a nie czystej teologii czy nurtów przebudzeniowych) tej epoki szukać należy właśnie w Rosji, gdzie idee pozytywizmu padają na żyzny grunt prawosławia. Za prekursora współczesnego transhumanizmu widzącego w nauce sposób przezwyciężenia ograniczeń ludzkiej natury uchodzi związany z ówczesnym nurtem kosmizmu, czyli interpretacją prawosławia akcentującą znaczenie wszechświata i jego poznania, Nikołaj Fiodorow (1829 – 1903). Zadaje on pytanie, dlaczego właściwie istnieje śmierć? Dla Zachodu to problem albo z domeny czystej wiary albo też ściśle naturalistyczny, naukowy, Fiodorow pyta o to odwołując się do nauki, ale zarazem w kontekście trynitarnym i eschatologicznym. Chce szukać jej przyczyn w naszym otoczeniu tak, by je usunąć i otworzyć ludzkość na zmartwychwstanie, aby w ten sposób doświadczyła przebóstwienia. Dla Fiodorowa naukowa refleksja nad przyczynami śmierci to zarazem teologiczne rozważanie nad upadkiem i powrotem grzesznego świata do Boga. Jako pozytywista odrzuca tradycyjną filozofię pytającą o to, czemu jest to co jest, szuka faktów i postępu, ale pozostaje w tradycji myśli prawosławnej rozwijając ją w kontekście naukowym, czyniąc nadzieję zmartwychwstania problemem nauk społecznych, biologicznych i bioinżynierii. Na Zachodzie coś takiego byłoby nie do pomyślenia! Przeżył on innego filozofa, w myśli którego widać już pewne wątki modernistyczne, ale wierzącego dalej w postęp, też interpretowany w duchu prawosławnej teologii, odwołującej się do faktu wcielenia i miłości do Boga. Władimir Sołowojow (1853 – 1900), o którym mowa jawi nam się jako najwybitniejszy myśliciel rosyjski epoki. Zna dobrze filozofię Zachodu a także katolicyzm i protestantyzm, sam będąc wyznawcą prawosławia pragnie zjednoczenia tych trzech nurtów chrześcijaństwa uznając je wszystkie za zbyt jednostronne. Uważa, że należy dokonać zasadniczej przemiany kultury w duchu chrześcijańskim. Głównym aksjomatem jego myśli jest teologiczny dogmat o wcieleniu interpretowany jednak na wskroś filozoficzny, a zarazem zgodny z ortodoksją sposób – Jezus jest zasadą jedności wszechświata, zarówno jego aspektów przyrodniczych, jak i kulturowych, tak ducha jak materii, w nim wszak Stwórca zjednoczył się ze stworzeniem, duch z materią, człowiek z Bogiem. Bóg-człowiek jest więc celem i zasadą wszechświata, On nadał sens ewolucji, która była wolnym zmierzaniem przyrody do Boga. I jest zasadą jego przemiany. Sołowojow oczekiwał chrystianizacji kultury, co równie dobrze może przypominać zachodni konserwatyzm czy fundamentalizm, jak i liberalizm, social gospel czy teologię wyzwolenia. Oczekiwał rewolucji, ale w duchu i za przywództwem Chrystusa wyruszającego przeciw władzy Antychrysta. Na Zachodzie (neo-)platonizm oddziaływał przez intepretację Augustyna, a więc dualistyczną, prowadzącą często do tendencji ascetycznych czy zmniejszania znaczenia cielesności. Sołowojowa Platon przez takie opiewające Erosa dialogi, jak Uczta czy Faidros inspiruje do apoteozy miłości małżeńskiej, która urasta w jego pismach do rangi eschatologicznej, jako zapowiedź ostatecznego zjednoczenia Boga i człowieka, stanowi przedsmak raju jako coś dalece wznioślejszego niż spełnianie funkcji prokreacji, jak to często ma miejsce w katolicyzmie czy zaspokajanie potrzeb cielesnych jak u Lutra czy emocjonalnych, jak u Kalwina, staje się formą mistycznego zjednoczenia człowieka z Bogiem poprzez miłość do osoby płci przeciwnej. Romantyczne uczucie mężczyzny i kobiety w ujęciu Sołowojowa jawi się jako coś świętego – forma przebóstwienia człowieka przez wyzwolenie w nim miłości usuwającej stający na przeszkodzie w duchowym rozwoju ludzkiego egoizmu. Szestow, Bułgakow, Bierdiajew, czyli rosyjski modernizm między socjalistyczną rewolucją a prawosławną tradycją Lew Szestow (Lejb Szwarcman) (1866 – 1938), Siergiej Bułgakow (1871 – 1944), Nikołaj Bierdiajew (1874 – 1948) (można by tu jeszcze wspomnieć o teologu Pawle Evdokimowie) z powodu przemian zapoczątkowanych przez rewolucję październikową wybrali emigrację, i to na niej rozwijali swoje filozoficzne poglądy. Pierwszy z nich był rosyjskim Żydem zainteresowanym prawosławiem (choć nigdy nie przyjął chrztu), który stworzył filozofię łączącą wątki judaistyczne, starochrześcijańskie (Tertulian), niektóre wschodnio- czy zachodnio-chrześcijańskie średniowieczne (Piotr Damiani, Wilhelm Ockham), protestanckie (Marcin Luter, Soren Kierkegaard), oraz idee pewnych filozofów modernistycznych (Nietzsche) a przeciwstawiającą się tomistycznemu katolicyzmowi i tradycji europejskiego racjonalizmu. Był tylko filozofem a nie teologiem, nie wchodził w kwestie dogmatyczne, stając się jednak radykalnym obrońcą wiary a krytykiem rozumu, co hasłowo wyrażał głosząc wyższość Jerozolimy i jej przeciwstawność w stosunku do Aten. Jako miłośnik Dostojewskiego, Kierkegarda i Nietzschego uważał się za egzystencjalistę. Dla niego jednak to oznaczało wiarę w wolność i brak ograniczeń dla Boskiej wszechmocy. Racjonalista przerażony światem ucieka w logiczne konieczności, wiara zaś jest uznaniem, że Boża i ludzka wolność im nie podlega. Ta śmiało przeciwstawia się logice i zdrowemu rozsądkowi. Był kreacjonistą ale zarazem dopuszczał myśl, że niektórzy pochodzą od małpy, mianowicie wierzący w to. Wiara to dla niego coś silniejszego od logiki i przeszłości – ona tworzy rzeczywistość. Bardziej zgodną ze zdrowym rozsądkiem formę egzystencjalizmu stworzył Nikołaj Bierdiajew, który akcentując w nim wolność stworzenia, do której drogę odnalazł Bóg w cierpieniu Jezusa, opisał parafrazą słynnego powiedzenia Kartezjusza: Cierpię więc jestem. Natura zostanie w końcu poskromiona przez jej poznanie i cały świat poddany Bożej miłości – tak będzie zbawiony. W tym kontynuował myśl wcześniejszych rosyjskich filozofów a zwłaszcza Siergieja Bułgakowa, pod wpływem którego (tak jak i Szestowa) odrzucił marksizm jako agresywną religię wrogą innym wierzeniom, poddając zresztą jego rozwój w Rosji dogłębnej analizie. Bułgakow, choć syn popa też był marksistą do czterdzieste- go roku życia, ale w wyniku studiowania dzieł m. in. Sołowojowa i własnych przeżyć mistycznych wrócił do prawsławnego neoplatonizmu w duchu Orygenesa, jak on głosząc apokatastazę, czyli docelowe odkupienie wszystkich, nawet szatana (nie należy mylić tego poglądu z uniwersalizmem czyli wiarą w to, że nikt nie idzie do piekła, to raczej uznanie ostatecznego wchłonięcia doczesnego jedynie piekła przez naprawdę wieczne niebo). Bóg objawia się w świecie przez swoją mądrość Sofię, przez którą dokonuje jego przebóstwienia, to zaś zachodzi w człowieku przez rozwój Bożego obrazu w sobie. Z komunizmem zaś nie polemizował tylko jako filozof i teolog, ale i jako wybitny ekonomista. Florienski, czyli prawosławny mnich w sprzeciwie wobec stalinowskiego terroru Nie wszyscy jednak myśliciele prawosławni wyjechali na Zachód, co też nie musiało oznaczać kolaboracji z komunistycznym reżimem. Wyjątkową postacią jest tu Pawieł Florienski (1881 – 1937) którego trudno nazwać filozofem, bo szerokością swych zainteresowań wyprzedzał mistrzów renesansu czy Gottfryda Leibniza. Był teologiem, filozofem, matematykiem, fizykiem, biologiem, geologiem, a także poetą. Mimo nacisków ze strony komunistycznych władz zmuszonych do korzystania z jego wiedzy – nie dysponowały bowiem nikim porównywalnym z nim pod względem erudycji – pozostał wierny prawosławiu i jego tradycji, chodził ciągle w mnisiej szacie i okazywał lojalność wobec hierarchów prawosławnych nie akceptowanych przez komunistów. Kiedy przeciwstawił się im broniąc ważnych dla cerkwi relikwii, został zabity przez stalinowskich siepaczy. Zanim się to stało, zostawił godny podziwu dorobek we wszystkich uprawianych przez siebie dziedzinach. Jako filozof za najlepszą drogę do prawdy uważał racjonalną intuicję łączącą mistyczną wrażliwość z logiczną analizą, otwarcie i na Boga i naukowe poznanie świata. Osiągnięcia współczesnej fizyki, jak szczególną teorię względności odbierał w kontekście filozofii a nawet kosmologii neoplatońskiej, widząc w opisywanym przez nią świetle fizyczną najniższą formę duchowej światłości, łącząc tak Einsteina z Platonem i Orygenesem a nawet swego rodzaju neoplatońskim geocentryzmem. Wnioski praktyczne Prawosławie to nie tylko bezmyślny kult ikon, ale i ciekawa myśl teologiczna, która scala wiele wątków biblijnych niejednokrotnie akcentowanych słabiej przez katolików lub protestantów. Czy może być pomocna dla współczesnego baptysty? To pozostawiam decyzji czytelnika, samemu jednak zachęcając do pogłębienia wiedzy na jej temat. SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 25 okazały się skuteczne w leczeniu wielu z tych pacjentów. Rush i reforma społeczna Glenn Sunnshine, tłum. Paulina Barańska BENJAMIN RUSH (1745-1813) Religia i edukacja w początkach Ameryki Tak jak w przypadku Europy, szkoły w koloniach amerykańskich były zakładane przede wszystkim przez Kościoły i różnego rodzaju organizacje. Najbardziej jest to widoczne na szczeblu uniwersyteckim – Harvard, Mary, William, Yale, Princeton i Brown – wszystkie te uniwersytety powstały jako instytucje religijne. Wychodząc poza obszar wyższej edukacji powstawały także szkoły podstawowe, których celem była nauka Biblii. Istniało ku temu kilka powodów. Jak mogliśmy zauważyć w poprzednich artykułach tej serii, chrześcijanie od zawsze uznawali wagę umysłu i co za tym idzie cenili edukację. Następstwem Reformacji była wiara w istotną rolę studiowania Biblii przez aktywnych obywateli republiki. Na przykład, w koloniach Nowej Anglii szkoły publiczne podkreślały znaczenie Biblii z powodu tego, że koloniści nie ufali rządowi. Chcieli więc, by ludzie znali dobrze Biblię tak, aby w celu zapobiegania nadużyć władzy mogli poddawać ocenie proponowane prawo na podstawie standardów Pisma. Bardziej ogólnie rzecz ujmując protestanci utrzymywali, że rozwijanie biblijnego światopoglądu jest niezbędne do stworzenia dobrze prosperującego społeczeństwa, które może osiągnąć sukces. Pomimo tego, że nie uważano, iż Biblia to jedyna Księga, którą wszyscy powinni studiować, to jednak wierzono, że Biblia zapewnia niezbędne podstawy do uczenia się każdej dziedziny życia oraz, że zawar- 26 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 te w niej nauki na temat tego, jak żyć były niezbędne tak dla obywatelskiej jak i indywidualnej moralności. Poglądy te miały wpływ na społeczeństwo w okresie Rewolucji, a także we wczesnej Republice, włączając w to sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości. Jednym z nich był Benjamin Rush. Benjamin Rush Rush był jednym z siedmiorga dzieci Johna i Susanny Rush w Byberry, na obrzeżach Filadelfii. Jego ojciec zmarł, kiedy Rush miał 5 lat. W wieku 8 lat został odesłany, by mieszkać ze swoimi krewnymi. Uczył się w szkole prowadzonej przez wielebnego Samuela Finley’a w Nottingham, w Pensylwanii, a następnie w wieku 10 lat rozpoczął studia w College of New Jersey (obecnie jest to Uniwersytet Princeton). Otrzymał tytuł w 1760 w wieku 15 lat. Następnie Rush rozpoczął szkolenie u Johna Redmana, lekarza z Filadelfii. Uzyskując jego poparcie Rush przeniósł się dna Uniwersytet Edynburski, na którym otrzymał tytuł lekarza. Przez pewien czas praktykował medycynę w Wielkiej Brytanii, lecz w 1769 roku powrócił do kolonii. W wieku 24 lat założył własną praktykę lekarską w Filadelfii i otrzymał tytuł profesora chemii na Uniwersytecie Filadelfijskim (obecnie jest to Uniwersytet Pensylwanii). W tym okresie napisał pierwszy podręcznik do chemii opublikowany w Ameryce i stworzył także kilka traktatów na temat edukacji medycznej. Rush zajmował się pracą medyczną, ale oprócz tego był też żarliwym patriotą. Napisał wiele patriotycznych esejów. Thomas Paine nawet konsultował z nim swoją pracę nad broszurą „Zdrowy rozsądek” (Common Sense) – jednym z bardziej wpływowych, pro-niepodległościowych pamfletów tamtych czasów. Rush został wyznaczony do Kongresu Kontynentalnego i stał się sygnatariuszem Deklaracji Niepodległości. Wkrótce potem został naczelnym lekarzem wojskowym w Armii Kontynentalnej, jednak rok później zrezygnował z powodu konfliktów z innymi lekarzami w wojsku. Nie był również zwolennikiem George’a Washingtona i nawoływał do jego odwołania. Był to czyn, którego później żałował. Po Rewolucji Rush kontynuował swoją pracę w polityce, zwłaszcza jako członek konwencji konstytucyjnej, która ratyfikowała Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Rush kontynuował swoją medyczną karierę po wojnie. Dołączył do zespołu lekarzy w Szpitalu w Pensylwanii, a także nauczał teorii medycznej i medycyny klinicznej na Uniwersytecie Pensylwanii. Podczas swojej kariery wyedukował ponad 300 lekarzy. Co więcej, założył Dickinson College – uniwersytet sztuk wyzwolonych w Carlisle, w Pensylwanii. Jedną z bardziej znaczących dziedzin nauki, którą zajmował się Rush było leczenie chorób umysłowych. Twierdził on, że ludzie cierpiący na tego rodzaju choroby nie powinni być związywani w lochach, ale powinni mieć zapewnione normalne warunki szpitalne. Wierzył także, że zapewnienie im produktywnych zajęć może przysłużyć się ich wyzdrowieniu. Obydwie te propozycje Rush wykazywał zaangażowanie nie tylko w pracy medycznej, ale także społecznej. Był jednym z założycieli Filadelfijskiego Społeczeństwa Poprawy Warunków Publicznych Więzień1. Oprócz tego był także gorliwym abolicjonistą, piszącym pamflety przeciwko instytucji niewolnictwa w 1773 roku i przyłączającym się do ugrupowań abolicjonistów. Nie zgadzał się w szczególności z poglądem popartym rzekomo naukowymi dowodami, który głosił wyższość białoskórych nad czarnoskórymi ludźmi. Jego biografia jest bardzo bogata. Kiedy się z nią zaznajamiamy należy pamiętać przede wszystkim o tym, że wszystkie te działania były wynikiem wiary Rusha. Jego stanowisko odnośnie chorych psychicznie, więzień i niewolnictwa wywodziły się z tego, że postrzegał każdego człowieka jako stworzonego na obraz Boga. Dlatego też każdy z ludzi zasługiwał na to, by być traktowanym z godnością i szacunkiem. Jego poglądy dotyczące znaczenia pracy dla naszego dobrego samopoczucia potwierdzają idee, które możemy znaleźć w biblijnym światopoglądzie. Stanowisko Rusha odnośnie abolicji było historyczną pozycją Kościoła, a w jego czasach było podtrzymywane przez ewangelikałów w Brytanii i Ameryce. Jego zainteresowanie dobrem czarnoskórej populacji sprawiło, że pracował jako doradca Richarda Allena w sprawie założenia Afrykańskiego Kościoła Metodystyczno-Episkopalnego, któremu udzielił swojego publicznego poparcia. Rush i polityka Polityczne poglądy Rusha również były zaczerpnięte z tradycji chrześcijańskiej. Jego pogląd na niezbywalne prawa można zauważyć i u Johna Locke’a, i u średniowiecznych teologów scholastycznych. Jego idee dotyczące wolności i tyranii można było także już zaobserwować i u Locke’a, i w protestanckiej teorii oporu rozwiniętej w reakcji na prześladowania w XVI wieku. Co więcej, cały nastrój Biblii przywiódł Rusha 1 tłum.własne. Oryginalna nazwa: the Philadelphia Society for Alleviating the Miseries of Public Prisons. do takich a nie innych poglądów politycznych. Twierdził, że „chrześcijanin jest republikaninem. Historia stworzenia człowieka, relacja pomiędzy gatunkami, która jest zapisana w Starym Testamencie jest najlepszym zaprzeczeniem boskiego prawa królów, oraz najsilniejszym argumentem używanym na rzecz pierwotnej i naturalnej równości ludzkości. Powtórzę więc – chrześcijanin nie może nie być republikaninem, ponieważ każda zasada ewangelii wręcz wpaja nam pokorę, potrzebę samo-wyrzeczenia, braterskiej dobroci, jak i bezpośrednio wyklucza pychę monarchii i dworski przepych. Chrześcijanin nie może zawieść tak, by nie być przydatnym republice, dlatego, że jego religia uczy go, że żaden człowiek nie żyje dla siebie samego. I co więcej, chrześcijanin nie wyrządza szkody, jako że jego religia naucza, by w każdej sytuacji czynił innym to, czego sam by chciał, by mu uczyniono w podobnych okolicznościach”. sposób ustanowienia i zachowania form republikańskiego rządu; to znaczy, uniwersalną edukację naszej młodzieży zawartą w zasadach chrześcijaństwa, za pomocą Biblii. Ta boska Księga, ponad wszystkie inne promuje równość wśród ludzi, szacunek dla sprawiedliwego prawa, a także wszystkie te trzeźwe i skromne cnoty, które składają się na duszę republikanizmu”. Rush i edukacja Ten argument jest kluczowy dla poglądów Rusha na temat Biblii i edukacji. Rush uważał, że edukacja była niezwykle ważna, by stworzyć pełne cnót społeczeństwo, jednak edukacja ta powinna być oparta na Biblii. Nauczanie Biblii, poza zyskaniem wiedzy o zbawieniu przyczynia się również do zarówno osobistego, jak i społecznego dobra. Rush był świadomy podstaw dla swojego myślenia i dlatego też bronił edukacji na każdym poziomie. Nie tylko udzielał się na szczeblu akademickim, ale był także uznany za ojca Amerykańskiej edukacji publicznej oraz był głównym stronnikiem Amerykańskiej Unii Szkoły Niedzielnej (The American Sunday School Union). Według niego chrześcijaństwo odgrywało niezbędną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu społeczeństwa. Głęboko wierzył, że właśnie ono powinno stać się sercem edukacji. Ujął to w następujący sposób: „Uważam, że bez religii uczenie się może wyrządzić wiele krzywdy dla moralności i zasad ludzkości”. Rush twierdził w szczególności, że edukacja religijna jest konieczna dla republiki: „Jedyną podstawą dla pożytecznej edukacji w Republice powinna być religia. Bez niej nie istnieje żadna cnota, a bez cnót nie może być wolności, wolność natomiast jest celem życia każdego rządu republikańskiego”. I chociaż w tym eseju Rush twierdzi, że jakakolwiek religia jest lepsza od braku religii w ogóle, jeśli chcemy promować cnoty, to jednak jasno wierzył w wyższość chrześcijaństwa i ważność Biblii: „Utrzymujemy, że jesteśmy republikanami, a mimo to zaniedbujemy jedyny Tak więc, Biblia jest niezbędna, aby republika mogła odnieść sukces. A nawet można powiedzieć więcej – Rush uważał, że wartości, do których zachęca Biblia obejmują całe życie. Ojciec Amerykańskiej edukacji publicznej stwierdził: „(...) jeśliby nawet Biblia nie zawierała nawet jednej wskazówki, jak osiągnąć szczęście wieczne, powinna być czytana w naszych szkołach zamiast innych książek, ponieważ zawiera niesamowitą ilość takiego rodzaju wiedzy, która służy szczęściu doczesnemu tak prywatnemu, jak społecznemu”. Takiego typu poglądy można odnaleźć w całej historii Kościoła, a to dlatego, że biblijny światopogląd prezentuje prawdę. Zrozumienie i jej stosowanie może przynieść dobre rezultaty tak dla jednostki, jak i dla społeczeństwa, a ostatecznie prowadzi też do Nieba. Tak więc, chrześcijaństwo nie jest religią nie z tej ziemi. Wręcz można powiedzieć, że wierzy w dobroć tego świata i wzywa do pracy nad tym, by naprawić to, co w nim złe, a nie jedynie „załatwić” Niebo i czekać na nie. A proces tej przemiany rozpoczyna się wraz z edukacją. Czy jesteś zaangażowany w niesienie pomocy, by edukować kolejne pokolenia uczniów Chrystusa? Jak możesz pomóc? Zapytaj swojego pastora, czy mógłbyś pomóc w nauczaniu dzieci w twoim kościele. Przygotuj się dobrze poprzez stworzenie programu indywidualnego studium biblijnego światopoglądu. SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 27 Kobieta kobiecie Znane opowieści innej nieco treści Mam prawo do … Beata Jaskuła-Tuchanowska J akiś czas temu spędziłam kilka dni na Ukrainie w zaprzyjaźnionej wspólnocie baptystycznej w Borysławiu. Po nabożeństwie, w czasie którego mój mąż przekazywał pozdrowienia i wieści z naszego zboru, podeszła do nas kobieta w podeszłym wieku. Powiedziała do nas poprawną polszczyzną: „Wszystko zrozumiałam. Moja mama była Polką urodzoną w przedwojennej Galicji, w Krakowie. Potem rodzice przenieśli się trochę na wschód. Najpierw do Przemyśla, gdzie ja się urodziłam, a następnie do Borysławia, który był wtedy na terenach polskich”. Dziwak W idziano go w różnych punktach miasta. Dziwak w podartych dżinsach i kraciastej koszuli. Siadał w kucki przy jednym z tych bladych, patrzących w przestrzeń niewidzącymi oczyma. Podawał im rękę i chleb, jabłka, rozmawiał nie zwracając uwagi na kolorowy tłum pędzący, przechodzący, kupujący... Był i przy kobiecie leżącej wprost na chodniku, z dwójką brudnych, brunatnych dzieci. W jakim języku rozmawiali? Któż to wie! Kto by się tam zastanawiał nad dziwakiem. REKLAMY Alina Woźniak A jednak nie mogę zapomnieć tej promiennej radości, która rozświetlała jakby od środka tę jego wcale nie urodziwą twarz. I te dłonie, delikatne, a jednak z jaką siłą poklepywały czy głaskały te kłęby szmat, te skołtunione, brudne włosy, te zarażone ramiona. Widziałem też kiedyś starą prostytutkę, która płakała, bo uśmiechnął się do niej kupując z jej wózka gazetę. Rozmawiał z nią o jej psie. Zwykły kundel, ale dla niej był wszystkim... i On to rozumiał, nie wyśmiewał się z niej jak inni, że uszyła mu kubrak na zimę, bo mar- zły mu łapy. Stara wariatka... płakała z tak błahego powodu! Dlaczego nie rozmawiał ze mną, dlaczego mnie nie poklepał przyjaźnie, nie wsiadł do mojego samochodu?! Poczęstowałbym Go kolacją, pokazałbym Mu nasz dom. Hm... Tylko co by powiedzieli sąsiedzi, gdyby dowiedzieli się, że gościłem tego dziwaka, z którego zachowania śmieje się całe miasto?! Jeszcze by pomyśleli, że ja też taki jestem... więc może lepiej, że odszedł? DOcieraj z informacją tam, gdzie my • moduły reklamowe (1, 1/2, 1/4, 1/3, 1/6 str., inne) • ogłoszenia, zaproszenia, informacje • ulotki dołączane, wspólna przesyłka pocztowa • opracowanie graficzne materiałów Zgłoszenia, informacje, cennik: e-mail: [email protected] Inni nasi rodacy wyjeżdżają z kolei na Zachód, by korzystać z panujących tam praw. Myślę o tej kobiecie i innych Polakach żyjących poza terenem naszego kraju. Jakże inaczej wygląda nasze życie, inne mamy prawa tylko dlatego, że jesteśmy w innym miejscu na ziemi! Mówimy tym samym językiem, w naszych żyłach płynie polska krew, a jednak urodzić się w polskiej rodzinie w Warszawie, w polskiej rodzinie w Londynie, we Lwowie czy Wilnie to nie to samo. Mamy inne prawa i nie mamy na to wpływu. Żyjąc na terenie określonego kraju, pewne prawa nabywamy przychodząc na świat. Inne prawa również nabywamy automatycznie, ale przysługują nam w określonym czasie. Nabywamy je i tracimy w zależności od wieku. Są to prawa dziecka, czy prawa ucznia, prawo do zawarcia związku małżeńskiego, czy prawo do głosowania. Inne zależą od naszej pozycji zawodowej: prawa pracownika, prawa pracodawcy. Jeszcze inne od naszego stanu: prawo do urlopu macierzyńskiego, prawo do renty zdrowotnej. Jednak niektóre prawa nabywamy tylko w określony sposób. Musimy spełnić wymagania, nabyć określone umiejętności, zdać egzamin, by skorzystać z tych praw. Są to między innymi: prawo do prowadzenia samochodu, prawo do nauczania dzieci, prawo do leczenia. Najważniejsze prawo do... W Ewangelii Jana (1:12-13) czytamy o szczególnym prawie, które możemy nabyć: „Tym zaś, którzy go (Jezusa) przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga”. Panuje obiegowa opinia, że wszyscy ludzie jako Boże stworzenie są dziećmi Bożymi i wielu z nas od najmłodszych lat powtarzało słowa modlitwy Pańskiej: Ojcze nasz… Jednak powyższy tekst mówi nam, że jest określona procedura, którą należy spełnić, by stać się dzieckiem Bożym. Nie jest to prawo przysługujące automatycznie z urodzenia. Ktoś zauważył, że Pan Bóg nie ma wnuków, tylko dzieci. Rodząc się w polskiej rodzinie jesteś Polakiem i automatycznie nabywasz prawa przysługujące ci w Polsce. Jednak rodząc się w chrześcijańskiej rodzinie nie nabywasz praw dziecka Bożego. Pan Jezus w jednej z rozmów z Żydami powiedział im, że swoim życiem udowadniają, że nie są dziećmi Abrahama, że Bóg nie jest ich Ojcem (Jan 8:41-45). Prawo dziecka Bożego jest to prawo nabyte na warunkach, które stawia sam Bóg. Gdy stawiamy pytanie: czy jesteś dzieckiem Bożym? – często słyszymy odpowiedź: nie mam pewności; być może tak; wydaje mi się, że nie; czuję, że Bóg jest moim ojcem. Tak jak jednoznacznie możemy odpowiedzieć na pytanie: czy jesteś żoną?, czy masz uprawnienia płetwonurka?, czy masz licencję instruktora narciarskiego?, tak też wymagana jest jednoznaczna odpowiedź na pytanie: czy jesteś dzieckiem Bożym? Nie możesz powiedzieć: wydaje mi się, że jestem ratownikiem wodnym. Nie możesz powiedzieć: czuję, że jestem lekarzem pediatrą. I tak, jak potrzeba spełnić określone warunki, by zdobyć licencję płetwonurka czy żony, czy lekarza, tak też należy poważnie potraktować warunki, jakie stawia Pan Bóg, by stać się Jego dzieckiem. Na jakiej podstawie masz te uprawnienia? Czy na podstawie swoich zasług, odczuć? Czy na podstawie przyjęcia Jezusa i żywej wiary w Niego, na podstawie narodzenia się z Boga? Posiadanie określonych licencji i uprawnień napawa nas dumą, że potrafimy coś zrobić, że mamy talent, że zdaliśmy egzamin, sprostaliśmy wysokim wymaganiom. Jednak uprawnienia dziecka Bożego nie są dawane na podstawie naszej zdolności, umiejętności. Zdobywamy je wiarą, zaufaniem i przyjęciem tego, czego dokonał Bóg w Jezusie. SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 29 opracowanie: Nela i Zbyszek Kłapa „A takie jest to świadectwo, że żywot wieczny dał nam Bóg, a żywot ten jest w Synu jego. Kto ma Syna ma żywot, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota” (1 Jan 5:11-12). Czy posiadając „licencję dziecka Bożego” znam swoje „uprawnienia”? Przysługujące prawo nie zawsze jest przestrzegane w naszym świecie. Dlatego powołanych jest wiele instytucji, by czuwać nad prawami poszczególnych grup społecznych, by informować o przysługujących nam prawach. Istnieją rzecznicy obrony praw dziecka, praw konsumenta, praw pracownika. Czy znam swoje prawa? Czy korzystam z przysługujących mi praw na co dzień? Dobrze jest być świadomym, jakie prawa nam przysługują, aby móc z nich korzystać. Na przykład, nauczyciel ma prawo skorzystania z urlopu płatnego do poratowania zdrowia. Uczeń ma prawo do ubiegania się o warunkowe przejście do następnej klasy, mimo jednej niedostatecznej oceny końcowej. Nieznajomość prawa powoduje, że często nie korzystamy z przywilejów, jakie nam przysługują. Znana jest historia pewnego człowieka, który za wszystkie swoje pieniądze kupił bilet na statek płynący z Europy do Ameryki. Rejs był długi, więc podróżnik zaopatrzył się w suchary na drogę. Po kilku dniach rejsu znudziło mu się jedzenie tylko sucharów i picie wody zwłaszcza, że obserwował innych pasażerów zjadających ciepłe, smaczne posiłki. Zdesperowany zdobył się na odwagę i poszedł do kapitana z prośbą o możliwość korzystania chociaż raz dziennie z ciepłego posiłku w zamian za dowolną pracę na statku. Kapitan zdziwiony uśmiechnął się do pasażera i powiedział: młody człowieku, zgodnie z prawem w ramach biletu na mój statek, masz zapewnione wszystkie posiłki. Czy korzystam z przywilejów dziecka Bożego? Czy raczej moje życie wygląda, jak podróż pasażera statku żywiącego się jedynie sucharami. Pan Jezus porównując siebie do dobrego pasterza zapewnia: „Ja przyszedłem po to, aby /owce/ miały życie i miały je w obfitości” (J 10:10). Jakże ważne jest, by dziecko Boże wiedziało, że jego niebiański Ojciec potrafi przekształcić nawet pozornie niekorzystne okoliczności w ostateczne dobro w życiu pobożnych ludzi (Rzym 8:28). Słowo Boże zapewnia nas, że Bóg ma dla nas dobry plan: „Albowiem ja wiem, jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją” (Jer. 29:11). Czytamy też, że „Jezus wydał samego siebie za grzechy nasze, aby nas wyzwolić z teraźniejszego wieku złego, według woli Boga i Ojca naszego” (Gal. 1:4). Zatem nie o to chodzi, żeby doczołgać się do nieba i zawołać „Chwała Bogu, udało się!”. Możemy żyć zwycięskim życiem tu i teraz dzięki „licencji” dziecka Bożego. Prawa dziecka Bożego są dla każdego jednakowe, niezależnie od czasu i miejsca na ziemi. 30 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 Dzisiaj w świecie mamy wszechobecne współzawodnictwo. Stosowane są różne sposoby eliminowania konkurencji. Niektóre grupy zawodowe tworzą ostre zasady, czy reguły pozwalające na przyłączenie się do danej grupy. Tworzone są urzędowe zezwolenia, licencje na wykonywanie czynności, której nie wolno wykonywać bez tego zezwolenia. Świadomość konkurencji wywołuje wrogie zachowania wśród ludzi. W trakcie przygotowań do egzaminu nie ma szans na wzajemną pomoc. Pomagając koledze, narażasz się na konkurencję. Usłyszałam ostatnio, że młodzi ludzie w szkole w wyścigu o najlepsze miejsca podsuwają sobie nawzajem podpowiedzi z celowo naniesionymi błędami. To dopiero skuteczny sposób na wyeliminowanie konkurentów! Rodzice w domu przestrzegają: nie korzystaj z podpowiedzi kolegów i nie ściągaj na klasówkach, nie dlatego, że to nie uczciwe, ale dlatego, że tam będą celowe błędy. Żyjemy w świecie, gdzie korzystanie z określonych praw stało się podobne do dzielenia się tortem. Im więcej ludzi do podziału, tym mniejszy kawałek tortu nam się trafi. Napływający imigranci z Afryki stają się niewygodnymi gośćmi w Europie. Dyskusja nad przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej często kończy się pytaniem: czy my aby na tym nie stracimy? Im więcej gospodyń zna ten sam świetny przepis na ciasto, tym mniej atrakcyjna i mniej oryginalna jestem z tym ciastem. Czy podam go dalej? Jak jest z konkurencją w Królestwie nie z tego świata, w Bożej rodzinie? Na kartach ewangelii czytamy o wartości każdego dziecka Bożego. Nie jest ona mierzona naszymi zasługami, specjalnymi umiejętnościami. Nasza wartość jest mierzona tym, co Bóg dla nas uczynił. Jesteśmy warci śmierci Jezusa. Dlatego musimy zrozumieć, że wszystko, co możemy od Boga przyjąć zostało już dokonane i nie musi On robić czegoś, co już zrobił. Przywileje dziecka Bożego nie zmniejszają się w miarę, jak przybywa członków Bożej rodziny. Tort jest tak wielki, że na wieczność starczy dla wszystkich! Jezus opowiadając historię o zgubionej owcy, o zgubionej monecie i o marnotrawnym synu podkreśla wartość każdej osoby w Bożych oczach. Prawo bycia dzieckiem Bożym jest dla każdego, nie ma ograniczonej liczby możliwych członków Bożej rodziny, bo „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny”. S.C Lewis powiedział: „Chrześcijaństwo to twierdzenie, które, jeśli jest fałszywe, nie ma żadnego znaczenia, a jeśli jest prawdziwe, ma nieskończenie wielkie znaczenie. Jedynie czym chrześcijaństwo nie jest, to twierdzeniem, mającym umiarkowane znaczenie”. Czy zadbasz o najważniejszą licencję w swoim życiu, o licencję dziecka Bożego? Nie przestawaj zapoznawać się ze swoimi prawami. Korzystaj z nich w pełni, tak jak Ojciec dla każdego zaplanował. Nie zapominajmy jednak, że zawsze z prawami nierozerwalnie łączą się również określone obowiązki. Ale to już inny temat. STACJA OBSŁUGI TECHNICZNEJ Każdy właściciel samochodu musi raz do roku dokonać obowiązkowego przeglądu technicznego. Przeprowadza się go w stacji obsługi technicznej. Dzięki temu można wyłapać usterki zagrażające bezpieczeństwu na drogach. Jednakże każdy mądry kierowca regularnie dogląda swego pojazdu, czy wszystko dobrze w nim działa. Sprawdza żarówki, poziom płynu chłodniczego, poziom oleju i wiele innych rzeczy. Zepsute bądź zużyte części i płyny trzeba wymienić na nowe lub uzupełnić. Znak „stacja obsługi technicznej” przypomina mi ważne kwestie z życia chrześcijanina. Nie wystarczy cieszyć się życiem z Bogiem tylko w czasie świąt, takich jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc i radośnie świętować, a przez cały rok żyć byle jak. Codzienne życie chrześcijanina wymaga tego, by „wymieniać” złe rzeczy na dobre. Musimy „wymieniać” złe zachowania, pragnienia, myśli i słowa na dobre. Jak to robić? Potrzebne jest do tego „źródło części zamiennych”. Chyba domyślasz się, że chodzi o Biblię! Kiedy czytasz Boże Słowo i odkrywasz, że robisz coś, co nie podoba się Bogu, to mądrze postąpisz, gdy zmienisz to, co złe, na to, co dobre. „Naprawą” będzie twoja modlitwa, gdy przeprosisz Boga za to, co złe i poprosić o siłę do wymiany na dobre. Stacją obsługi będzie dla Ciebie miejsce, w którym czytasz Biblię albo szkółka niedzielna, nabożeństwo w kościele lub inne miejsce, gdzie możesz słuchać Słowa Bożego. Wymiana części Przeczytaj uważnie zdania. Które wyrazy według ciebie są złe i należałoby je wymienić? Wymień je korzystając z wyrazów włożonych do pojemnika na części zamienne. Oto instrukcja jak dokonać wymiany: 1. przekreśl zły wyraz 2. zakreśl w pojemniku na części zamienne poprawny wyraz 3. połącz linią oba te wyrazy Słowo Boże pokazuje nam wiele złych rzeczy w naszym życiu, które mamy wymieniać na dobre. Połącz liniami w pary pasujące do siebie fragmenty wersetów. Sprawdź, czy dobrze zrobiłeś to zadanie: Ef. 4:25; Ef. 4:29; Rzym. 12:9; Rzym. 12:19, Kol. 3:2; Piotra 3:9; Rzym. 12:21 Czy warto zdobywać wszystkie uprawnienia? Nie wszyscy ubiegają się o licencję nurka, ratownika, nauczyciela śpiewu, instruktora tańca czy licencję tłumacza języka japońskiego, czy o prawo jazdy na traktor bądź wózek widłowy. Da się żyć bez wielu uprawnień. Zdobywamy tylko te, które związane są z naszą pracą, z naszą pasją. Da się żyć bez karty pływackiej czy prawa jazdy na motocykl, ale czy da się żyć bez „uprawnień” dziecka Bożego? Wyścigi SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 31 RECENZJA O statnio nakładem Wydawnictwa Naukowego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej ukazała się bardzo ważna książka pt. „Protestantyzm ewangelikalny”. Jej autor, prof. Tadeusz Zieliński, dziekan tej uczelni przedstawił solidne opracowanie dotyczące powstania i rozwoju ruchu ewangelikalnego, ze swojej natury należącego do protestantyzmu. Starał się opisać to, czego w zasadzie nie da się opisać kalnego chrześcijanina, biblizm – rola Pisma Świętego w jego dalszym trwaniu w wierze i konwentyklizm – wspólnotowe życie odrodzonych chrześcijan. W części poświęconej nawróceniu znajdujemy sześć opisów nawróceń poddanych szczegółowej analizie. Jeżeli chodzi o Pismo Święte, to ewangelikalni protestanci nie różnią się zbytnio od ewangelikalnych fundamentalistów, swoje chrześcijańskie przekonania czytelnik z tych kręgów będzie tu mógł znaleźć coś dla siebie i ewentualnie podjąć próbę weryfikacji niektórych stwierdzeń. N o i stało się. Informowaliśmy Was ostatnio o tym, jakie zmiany zaszły w naszym układzie przez ostatni rok przygotowywania Wspólnego Stołu. Doszliśmy także do wniosku, że cykl zakończymy już nie merytorycznymi rozważaniami na temat różnic pomiędzy naszymi denominacjami, lecz świadectwem. Konstanty Wiazowski Opracowanie to składa się z dwóch głównych części. Pierwsza z nich przedstawia dzieje ewangelikalnego protestantyzmu na świecie. Ruch ten zrodził się na terenie Wielkiej Brytanii, by następnie szerzyć się w Ameryce Północnej i w końcu objąć cały świat. Najpierw był to ruch zamknięty w sobie, hołdujący zasadzie oddzielenia od świata, zwany fundamentalizmem, z którego przejawami mamy do czynienia i dziś. Jednak dzięki Bogu w połowie ubiegłego wieku powstał nowy ewangelikalizm – wierzący wyszli ze swoich kościelnych „twierdz”, by głosić poselstwo ewangelii grzesznemu światu, za co byli surowo krytykowani przez tych pierwszych. Jednym z tych odważnych był ewangelista Billy Graham. W rozdziale tym autor omawia też początki i rozwój ruchu ewangelikalnego w Polsce. I to od jego początków aż po czasy obecne. Są tam takie tematy, jak relacje wolnych Kościołów z państwem, pojawienie się nowych instytucji ewangelikalnych, ewangelizacja, zaangażowanie społeczne, szkolnictwo i działalność wydawnicza. To solidny fragment naszej wspólnej historii, przy tym bardzo dobrze udokumentowany. W drugiej, głównej części tej rozprawy autor skupia się na trzech zagadnieniach takich jak: konwertyzm – przełomowy moment w życiu ewangeli32 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 opierają na solidnej interpretacji Pisma Świętego. I wreszcie organizacja zborów i Kościołów krajowych – najwyższą władzą w tym nurcie protestantyzmu jest w zasadzie zgromadzenie wiernych, które powołuje ze swego grona ludzi na różne urzędy. Praktykuje się tu dwa ustanowienia Pana Jezusa – chrzest i Wieczerzę Pańską pod dwiema postaciami. W zakończeniu Autor powiada: „Systematyczne wywody na temat ewangelikalnego konwertyzmu, biblizmu i konwentyklizmu zostały przygotowane z myślą o zapewnieniu czytelnikowi wglądu w ośrodkowe elementy specyfiki religijnej przebudzeniowego protestantyzmu. W oparciu o węzłowe enuncjacje doktrynalne instytucji tej proweniencji oraz reprezentatywnych teologów i innych autorów, ukazano szczegółowe aspekty przyjętej w tym środowisku percepcji nawrócenia, Biblii i małej, urzeczywistniającej się w duchu braterstwa wspólnoty nawróconych chrześcijan” (s.290). Książka kończy się bogatą bibliografią i pięcioma aneksami, zawierającymi wykazy postaci ewangelikalizmu globalnego i polskiego oraz podstawowe założenia doktrynalne aliansów i Kościołów ewangelikalnych. Na 387 stronach autor zdaje się zgromadził wszystko, co odnosi się do ewangelikalnego czy przebudzeniowego protestantyzmu. Jest to chyba pierwsza tego rodzaju próba ogarnięcia tak obszernego i tak skomplikowanego tematu. Każdy Weronika Mazurkiewicz i Tomasz Bogowski Świadectwo Weroniki Bardzo ważna książka i szczegółowo przedstawić. Dlatego skoncentrował się tylko na trzech cechach tego ruchu. PRZY WSPÓLNYM STOLE TB: Jak nasza relacja, jako grupy przyjaciół wpłynęła na twoją decyzję świadomego pójścia za Bogiem? Nikt z nas przecież cię nie naciskał do zmiany i szanowaliśmy twoje poglądy nawet w spornych kwestiach. Mnie osobiście zastanowiło zdanie: „Równe ćwierćwiecze dzieli obecny rok od 300. rocznicy powstania ewangelikalnego protestantyzmu. Za jego symboliczny początek należy bowiem uznać doświadczenie „dziwnego rozgrzania serca” doznane przez anglikańskiego duchownego Johna Wesley’a” (s.71). Czy rzeczywiście należy pominąć anabaptystów, mennonitów, baptystów, którzy dużo wcześniej opierali pojęcie Kościoła na zasadach Pisma Świętego i domagali się, aby należeli do niego tylko ludzie nawróceni? Ponieważ stale byli prześladowani, nie mieli rozbudowanej organizacji kościelnej, ale podstawową jednostką Kościoła w ich rozumieniu zawsze był zbór, zgromadzenie odrodzonych przez Ducha Świętego i zbawionych przez Jezusa Chrystusa świętych. Ale to już temat na inną rozprawę. Bratu Tadeuszowi Zielińskiemu należą się słowa uznania za to pionierskie, solidnie uzasadnione licznymi przypisami opracowanie. To dowód znajomości tematu i próba jego globalnego ujęcia. Praca ta na pewno stanie się tematem szerokiej dyskusji i zachętą do dalszych opracowań w tym zakresie. WM: Widzisz, wchodząc w jakąś grupę w końcu zaczynasz myśleć tak, jak większość. Czasem jest to dobre, czasem nie. W tym przypadku, jak mówisz denominacja nie miała tak wielkiego znaczenia. W Kościele katolickim dzieje się obecnie dużo fajnych rzeczy. Ludzie zaczynają szukać Boga na własną rękę, czytają Słowo. Sam wiesz, że powstają tam nawet grupy I Am Second, a mądrzy księża przypatrują się Zachodowi i szukają metod, które działają, szczególnie, jeśli chodzi o pozyskiwanie młodzieży. Ja też właśnie w katolicyzmie po raz pierwszy znalazłam Boga. Wy, jako moi przyjaciele pokazaliście mi po prostu codzienność z Bogiem. Nie musi, a nawet nie może być On najważniejszy jedynie w niedzielę. Musi przepełniać każdy dzień i noc naszego życia. Poza tym to bardziej Słowo Boże, które razem rozważamy i teologiczne tematy, które nieraz były przedmiotem naszej dyskusji sprawiły, że moje poznanie wzrastało. Tak było, chociażby jeśli chodzi o chrzest. Początkowo przecież zupełnie nie chciałam go przyjmować, przecież byłam ochrzczona. Potem jednak Bóg zrobił swoje i jak to się zakończyło, wiemy wszyscy. To niesamowite, jak Bóg przekonuje człowieka od wewnątrz, nie argumentami, ale przez zmianę serca. TB: Czyli teraz określasz siebie jako...? WM: Właśnie pytanie, czy te określenia są ważne? Przyjęłam świadomie chrzest, jestem członkiem protestanckiego zboru. Jeśli to czyni ze mnie protestantkę, to nią jestem. Ważniejsze jednak jest dla mnie chodzenie z Bogiem, więc po prostu jestem jego dzieckiem. TB: Jaka zatem jest historia twojego życia? WM: Wiesz, że w ramach I Am Second uczymy się opowiadania swojego świadectwa, o to chodzi? Wszystko zaczęło się, gdy zmarł mój brat. Jego życie było krótkie i niespełnione. Nie zostawił po sobie nic wartościowego i to dało mi do myślenia. Nie chciałam, aby moje życie skończyło się podobnie, bez osiągnięcia jakiegokolwiek dobrego celu, bez pozostawienia po sobie czegoś cennego. Tym bardziej, że w tamtym czasie korzystałam z życia, jak mogłam. Dziś wiem, że żyłam w grzechu, mimo że uważałam się za osobę wierzącą. To tragiczne wydarzenie sprawiło, że stałam się bardziej religijna. Potrafiłam chodzić do kościoła kilka razy w tygodniu. Nie zmieniało się jednak moje życie. Życie trwało dalej a ja nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Z pewnych powodów wpadłam w depresję, którą musiałam leczyć. Ciągle jednak wiedziałam, że Bóg gdzieś jest i że jest nadzieja... . Pewnego dnia do mojej pracy przyszedł nasz wspólny przyjaciel Dawid. Mimo, że przyjechał w interesach powiedział mi także o Bogu. Nawet jeśli nie powiedział nic nowego, przyciągające dla mnie było to, że z taką łatwością przyznaje się do swojej wiary. Tak zaczęła się nasza znajomość a przez Dawida poznałam także całą ekipę IAS. To, co przyciągnęło mnie do was to autentyczność i pasja. Nikt z was przecież nie był wyjątkowy, święty ani bez wad. Jednak spędzając z wami więcej czasu zapragnęłam jeszcze bardziej indywidualnie poznać Boga. Dziś wiem, że to możliwe. Ciekawa była też decyzja o chrzcie. Moje obawy jednak nie powstrzymały mnie przed jego przyjęciem. Moi rodzice nadal nie wiedzą o tym, że się ochrzciłam ale czekam na odpowiedni moment nie tylko na to, żeby ich o tym poinformować ale też, żeby powiedzieć im, jak bardzo przez ostatni rok zmieniło się moje życie. Przez ten chrzest chciałam przypieczętować to, że nikt i nic nie będzie dla mnie ważniejsze, niż Bóg. To jest właśnie świadectwo życia jako druga Weronika. Jestem druga, bo Bóg jest pierwszy i tylko On ma prawo do tronu mojego życia. Wszystkie problemy nie znikły wraz z decyzją pójścia za Nim, nawet tego nie oczekiwałam. Teraz jednak wiem, że mam wsparcie w moich przyjaciołach a przede wszystkim w Bogu. Z Nim jednak żyje się łatwiej. TB: To fakt, a ja tym bardziej cieszę się, że zarówno nasze rozważania, jak i relacja mogły w jakiś sposób pomóc ci w podjęciu tej decyzji. Najbardziej jednak cieszy mnie to, że siadając przy wspólnym stole możemy uznać, że najważniejsze jest to, co nas łączy. Chciałbym zatem zachęcić Was, drodzy Czytelnicy do dzielenia się swoją wiarą. Nigdy nie wiemy, do kogo Bóg nas pośle dając możliwość świadczenia o tym, który zmienił nasze życie. SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 33 Opracował: Konstanty Wiazowski Austria – misja wśród uchodźców Baptyści austriaccy organizują regularne wizyty w ośrodku dla uchodźców „Oaza”, położonym na przedmieściach Wiednia. Amerykańska misjonarka Julia prowadzi tam kawiarnię, którą odwiedzają uchodźcy, by pograć w gry planszowe, porozmawiać, obejrzeć chrześcijańskie filmy na video. Pomagają jej chrześcijańscy wolontariusze. Codziennie kawiarnię odwiedza od 30 do 40 uchodźców. Głównym animatorem tej pracy jest Meksykanin Cesar, żonaty z Niemką Simone. Od 10 lat są oni misjonarzami wśród ludzi posługujących się językiem farsi. Zachęcają oni Austriaków do gościnności, pracują nad organizacją zboru afgańskiego. Cesar mówi: „Regularnie odwiedzamy obóz uchodźców, gdzie jest wiele Afgańczyków i Irańczyków. Cieszymy się, gdy przychodzą oni do Chrystusa. Wozimy ich na nabożeństwa do zborów, wspieramy materialnie, a wierzący zapraszają ich na domowe obiady. Nawróceni Afgańczycy, ze względu na sprzeciw swoich rodzin, przenoszą się do innych części kraju i tam przyłączają się do zborów. Podobna służba dobrze rozwija się w Gratzu i Salzburgu. Austriaccy baptyści oczekują na duchowe przebudzenie w swoim kraju” (IMP, 10/2013). Stany Zjednoczone – 95-lecie Billy Grahama W dniu 7 listopada tego roku ewangelista Billy Graham świętował 95-lecie swoich urodzin. W tym miesiącu Ewangelizacyjne Stowarzyszenie jego imienia przygotowuje dla USA i Kanady specjalny program ewangelizacyjny. Telewizyjny program Moja nadzieja z Billy Grahamem ma dotrzeć do wszystkich mieszkańców USA i Kanady. Już we wrześniu ponad 24.000 zborów postanowiło włączyć się do tej ewangelizacji. Wierzący, zwani „Mateuszami”, za przykładem apostoła Mateusza, będą zapraszać przyjaciół i krewnych do swoich domów na skromny poczęstunek, by następnie wspólnie obejrzeć program telewizyjny „Moja nadzieja”. Kulminacyjnym punktem tej ewangelizacji był dzień 7. listopada. Podeszły wiekiem ewangelista zwrócił się do społeczeństwa z poselstwem ewangelii, by zapobiec jego dalszemu upadkowi moralnemu. Był to również czas odważnego świadectwa ludzi wierzących o swoim Zbawicielu. Organizatorzy tego przedsięwzięcia proszą wszystkich, aby szczególnie w listopadzie zanosili modlitwy o Boże błogosławieństwo dla tego ważnego wydarzenia (Decision, 9/2013). 34 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 Rosja – 150-lecie baptyzmu w Nowogrodzie Główne uroczystości odbyły się w „Kościele Chrystusa”, centralnym zborze baptystów tego miasta. W czasie tego jubileuszu odbyła się naukowo-historyczna konferencja pt „Rosyjski protestantyzm”. Wzięli w niej udział historycy, teolodzy, filolodzy i pracownicy zborów baptystycznych z Rosji, Łotwy i USA oraz profesor Nowego Testamentu – luterański arcybiskup Józef Baron. Ruch baptystyczny na terenie Nowogrodu został zapoczątkowany przebudzeniem, które ogarnęło kraje nadbałtyckie i sięgało do Uralu. 150 lat temu, po zniesieniu w Rosji pańszczyzny, przybyli tu Łotysze i zaczęli głosić ewangelię. Dlatego honorowymi uczestnikami tego jubileuszu byli baptyści łotewscy. Z zainteresowaniem wysłuchano wystąpienia Eduarda Henricha, wiceprezydenta rosyjskich baptystów i rektora Biblijnego Seminarium Teologicznego w Nowogrodzie. Odbyła się też prezentacja książki pt.”Via Sacra, święta droga”, poświęconej pamięci męczenników XIX i XX wieków. Uroczyste nabożeństwo końcowe trwało pięć godzin. Kazania pastorów i licznych gości, występy miejscowego chóru i orkiestry oraz chórów z Sank Petersburga i Rygi, uświetniły tę uroczystość i pozostawiły niezatarte wrażenia. Stanie się ona częścią historii ruchu ewangelicznego w okręgu nowogrodzkim (baptist.ru). Ghana – spontaniczne założenie jednego zboru Prezydent Światowego Związku Baptystów, John Upton, opowiada, jako to pewnego razu z przedstawicielem baptystów Ghany odwiedzał północną, najbardziej ubogą, część tego kraju, która w 87 procentach jest muzułmańska. Jechali przez bezdroża, w każdej wiosce musieli pytać jej wodza o prawo do wjazdu. Ale jeden wódz był wyjątkowy: nie tylko zezwolił na wjazd, ale też poprosił o założenie w jego wiosce kościoła. Dlaczego? Ponieważ chrześcijanie są ludźmi nadziei i są ludźmi dobrymi. Bardzo nalegał, aby stało się to natychmiast. Zgromadzeni pod drzewem mieszkańcy przez 15 minut słuchali z ust przybyłych poselstwa ewangelii. Na pytanie, kto chce przyjąć Jezusa, podniosło ręce ponad sto osób. Później wybrali oni spośród siebie pięć osób jako swoich przewodników, którym przybyli wręczyli Pismo Święte w ich języku i skontaktowali z najbliższym zborem, skąd raz w tygodniu miał przyjeżdżać ich opiekun i nauczyciel. Po nabożeństwie, gdy jeden z tubylców zapytał, od jak dawna ta dobra nowina jest znana, w odpowiedzi usłyszał, że od 2000 lat. Wtedy ze zdziwieniem powiedział: „To dlaczego tak długo do nas nie przyjeżdżaliście?” (Baptist World,2/2013). Egipt – początki i rozwój ruchu baptystycznego Egipt liczy ponad 80 mln mieszkańców, z których przynajmniej 90% to muzułmanie. Chrześcijanie stanowią tam tylko 10 procent i są to przede wszystkim koptowie. Ewangeliczni wierzący stanowią „mniejszość wśród mniejszości”. Początki baptystów w tym kraju wiążą się z osobą Saddika Gergesa, który studiował teologię w USA i wrócił do Egiptu na początku lat 1930-tych. Obecnie Egipska Konwencja Baptystów składa się z 19 zborów liczących 2250 członków. Są tam też inne grupy baptystyczne, którym przewodzi Nabil Karam. Sekretarz generalny Europejskiej Federacji Baptystów, Tony Peck, prosi wszystkich o modlitwę o pokój w Egipcie. Jeden z misjonarzy tak pisze o swojej pracy w Egipcie: „Pomagamy prawie 50 rodzinom, Pan otwiera nam nowe drzwi. Regularnie spotykam się z ok. 200 osobami, daję im Biblie, traktaty i kasety. Niektórzy z nich postanowili pójść za Jezusem. Ze względu na bezpieczeństwo zawiesiliśmy wspólne nabożeństwa, ale odwiedzamy ludzi po domach (ebf.org). Wietnam – Nick Vujicic wspomniał o Bogu Baptystyczna Konwencja Gujany 25.000 ludzi zebrało się na stadionie narodowym w Hanoi w komunistycznym Wietnamie, by wysłuchać wykładu motywacyjnego Nicka Vujicica. Podczas spotkania, w którym uczestniczyli państwowi dygnitarze, mówca nawiązywał do Boga. Nguyen Dat An, jeden z organizatorów wydarzeń powiedział, że to cud, że państwowy nadawca telewizyjny nie przerwał programu w momentach wzmianki o wierze. „Bóg jest dyrektorem generalnym tego spotkania” – podsumował. Swoje wystąpienie Nick Vujicic zaczął w motywacyjnym stylu. Poruszył temat szacunku dla rodziny, potrzeby przebaczenia i wyraził się na temat alkoholizmu oraz nękania. Później jednak zwrócił się do dziewczynki, która tak jak Nick urodziła się bez górnych i dolnych kończyn: „Wiesz dlaczego kocham Boga?”- zapytał. „Ponieważ niebo jest prawdziwe. Pewnego dnia, kiedy tam trafimy, będziemy mieć ręce i nogi. Będziemy biegać, grać i się ścigać” – kontynuował. Wietnam jest 21. na liście krajów, które najbardziej prześladują chrześcijan. (chn24.pl). Powstała ona w 1973 roku i obecnie składa się z 20 zborów i 15 placówek, liczących wspólnie około 3000 ochrzczonych członków. Uroczystości 40-lecia odbyły się w dniach 14-20 października. Ich przewodnim hasłem były słowa: „Wierna służba wiernemu Bogu w czasie budowania zboru”. Misją Konwencji jest „przygotowanie baptystów do wzmocnienia duchowego poznania i siły zborów; rozwoju i wykorzystania siły do harmonijnej współpracy, by mogli oni realizować Wielkie Posłannictwo naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Konwencja poprzez ewangelizację, chrześcijańską edukację, kształcenie pastorów i obozy dziecięce i młodzieżowe, rozwija służbę wśród mężczyzn, kobiet, młodzieży i dzieci. „Cieszymy się współpracą z baptystami z Karaibów i całego świata i dlatego należymy do Światowego Związku Baptystów” (BWA Connect, 10/2013). Słowacja – stać się obrońcami sprawiedliwości Na posiedzeniu Rady Europejskie Federacji Baptystów w Bratysławie przyjęto rezolucję wzywającą członkowskie Kościoły do konstruktywnego wspierania prześladowanych chrześcijan szczególnie w takich krajach jak Syria, Egipt i cały Bliski Wschód, gdzie „wielkie ludzkie cierpienie daje możliwość do okazywania konkretnej pomocy”. Rezolucja wzywa Kościoły baptystyczne do współpracy z obrońcami praw człowieka, a szczególnie obrońcami małych wspólnot chrześcijańskich. Przedstawiciele baptystów z Egiptu, Libanu, Jordanii i Syrii zapoznali zebranych z sytuacją na Bliskim Wschodzie i służbą baptystów w tym regionie. Syryjski pastor opowiedział o swoich podróżach między Syrią a Libanem, niosąc pomoc prawie 1600 syryjskim rodzinom. Bóg powoli zmienia życie tych ludzi, jest ich coraz więcej w kościołach. Nabil Costa z Libanu mówił o możliwościach służby i zachęcał do obrony mniejszości w swoim regionie. Tony Peck, sekretarz generalny EBF, powiedział: „Na tym posiedzeniu Rady EBF wiele uwagi poświęcamy wspieraniu modlitwą i działaniem Bliskiego Wschodu, szczególnie Syrii. Będziemy realizować naszą rezolucję, zachęcając do nowego partnerstwa z naszymi braćmi i siostrami na Bliskim Wschodzie. Mając wśród siebie przedstawicieli z Libanu, Syrii, Egiptu i Jordanii, możemy lepiej poznać codzienne życie w tych krajach i życie naszych zborów, gdy niosą one poselstwo pokoju w Chrystusie” (ebf.org). Rumunia – rozwój kościoła baptystycznego Ruch baptystyczny w Rumunii sięga swoimi korzeniami roku 1856, gdy z Węgier przybył do Bukaresztu Karl Scharschmidt, ochrzczony przez Gerharda Onckena w Hamburgu 1845 roku. W 1863 powstał tam pierwszy zbór, do obsługi którego Oncken wysłał Augusta Liebiga. W 1869 roku powstał inny zbór w Dobrogea, założony przez rosyjskich emigrantów z południa Ukrainy. Węgierscy baptyści w 1875 roku założyli zbór w Transylwanii. Pierwszy rumuński zbór w Bukareszcie, zorganizowany przez Rumuna Constantina Adoriana, powstał w 1912 roku, a kościół baptystyczny pod jego przewodnictwem – w 1919 roku. W latach 1942-1943 wszystkie organizacje religijne w Rumunii zostały rozwiązane. W 1948 roku Kościół Baptystów w Rumunii otrzymał prawne uznanie. Obecnie jest to jeden z największych kościołów baptystycznych w Europie. Liczy on 98.672 członków w 1722 zborach. Drugim Kościołem jest Węgierska Konwencja Baptystów w Rumunii – 8.954 członków w 247 zborach. Kościoły te rozwijają wszechstronną działalność, organizują obozy dla ojców z dziećmi, obozy rodzinne, wyprawy w góry dla nastolatków oraz obozy międzynarodowe. Niektóre ich zbory usługują Romom, grupie etnicznej, rozpowszechnionej w wielu europejskich krajach, jak również w Brazylii i Stanach Zjednoczonych. Wyemigrowali oni prawie 1500 lat temu z północnozachodnich Indii. W Rumunii liczą oni ponad 600.000 osób, stanowią 3,5 procent mieszkańców tego kraju. Pastorzy zborów baptystycznych są przygotowywani do swojej służby w Baptystycznym Instytucie Teologicznym w Bukareszcie oraz na Uniwersytecie Emmanuela w Oradei (BWA Connect, 5/2013). Hongkong – praca baptystów Ruch baptystyczny pojawił się tam w latach 1830-tych. Baptystyczna Konwencja Hongkongu powstała w 1938 roku, 75 lat temu. Gdy w 1949 roku powstała Chińska Republika Ludowa, wielu chrześcijan, w tym baptystów, przeniosło się do Hongkongu. Przez to wzrosła ilość członków w tamtejszych zborach baptystycznych. Obecnie Konwencja ta liczy ponad 88.000 członków w ponad 150 zborach. Prowadzi ona kształcenie teologiczne, kształcenie ogólne oraz w zakresie zdrowia i uczestniczy w niesieniu pomocy ofiarom klęsk żywiołowych. Prowadzi Baptystyczny Uniwersytet Hongkongu, osiem szkół średnich i siedem podstawowych. Posiada też jeden szpital i dom opieki (BWA Connect, 9/2013). Jordania – pomoc dla poszkodowanych Syryjczyków W tym roku baptyści Południowej Korei odwiedzili obóz dla przesiedleńców Zaatari w Jordanii. Przebywa tam ponad 76.000 Syryjczyków, którzy uciekli ze swego kraju z powodu trwającej od 2011 roku wojny domowej.. Delegacji ponad 200 Koreańczyków przewodniczył Billy Kim, były prezydent Światowego Związku Baptystów. Baptyści koreańscy przekazali uciekinierom syryjskim ponad 400 domków kempingowych i 1100 koców. Dary te bardzo się przydały, ponieważ akurat w tym czasie spadł tam śnieg i obniżyła się temperatura. Koreańscy goście zostali przyjęci przez króla Jordanii, Abdullaha II. Koreańscy baptyści planują zwiększyć swoją pomoc do 1000 domków o wartości prawie 3 mln dolarów (Baptist World, 2/2013). SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 35 2014 prenumerata Słowo Prawdy to pismo od 1925 roku wydawane przez Polski Kościół Chrześcijan Baptystów. Towarzyszy nam nieprzerwanie – z wyjątkiem czasu II wojny światowej i najczarniejszego okresu stalinizmu – przez owe 86 lat. W tym czasie nie tylko dla baptystów, ale i naszych sąsiadów, znajomych, wszystkich, którzy szukali drogi do pojednania się i głębszej relacji z Bogiem, było wielką pomocą i zachętą. To pragnienie pozostało wciąż takie samo. Świat się zmienia, pojawiają się nowe problemy, ale Boża mądrość niezmiennie uczy nas, jak stawiać im czoła. Daje łaskę, przebaczenie, siły, zachętę. Inspiruje, kieruje, motywuje. Stawia wyzwania. Przynagla do dobra i zmusza do pozostawienia grzechu. Dlatego w Słowie Prawdy poświęcamy dużo wysiłku, aby Boże Słowo przybliżać w całym jego bogactwie odniesień do naszego życia. Wierzymy również, że moc Słowa Bożego jest widoczna w przemienionym życiu zarówno jednostek, rodzin, jak i kościołów. Stąd w Słowie Prawdy świadectwa nawrócenia, Bożej pomocy, ale również tworzenia nowych inicjatyw z przekonania, które rodzi się z Bożego działania w sercach Jego dzieci. W końcu, Słowo Prawdy to również skuteczna platforma społeczności między zborami. Znajdziesz tu relacje, które sprawiają, że się poznajemy; że wspólnota w zborach w różnych miastach jest żywa i autentyczna. Bez niej stajemy się sobie obcy, nieznani. A przecież to, że jesteśmy w tak wielu miejscach, może być wielką zachętą i wsparciem. Przez świadectwo Bożego działania my stajemy się błogosławieństwem dla innych, a inni dla nas! PRENUMERATA DOSTĘPNA W WERSJI TRADYCYNEJ LUB ELEKTRONICZNEJ (plik pdf) Słowo Prawdy 2014: prenumerata ruszyła! Zamów dla siebie i bliskich! (Warunki prenumeraty wraz z przekazem zapłaty znajdują się wewnątrz czasopisma.) i c ś o d a R w y k e i, młodzież c d ie z d o la r d Oś • konferencje • obozy okoje dla studentów l p : .baptysci.p a • k k e e d d e o o jn r r w ś li s o O ib .o g b w a le a ww Ofert • spotkania miejsca noc • a formacji n i 35, 502-212-514 r e in io w j n e io e c c S ś ię o y n w s 4 cz • Wcza rszawa tel. 22 615 50 76 wb.a3ptysci.pl ystości okoli a z c o W r , u 9 e 3 n in a 35 [email protected] • śluby i e-mail: os ytnowsk ul. Szcz