Li - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP

Transkrypt

Li - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
listopad 2013
MOC SŁABEJ
WIARY
Tonący statek
i jego Zbawiciel
WIARA W DZIAŁANIU
Nieustanna reformacja
Spis treści:
s. 3 Moc słabej wiary
– Konstanty Wiazowski
s. 5 Rozmowa – Aneta Nowak
s. 6 Kobieta według Bożego serca
2013! – Urszula Lis
s. 8 Konferencja Okręgowa
w Katowicach 11 maja 2013
,,Ducha nie gaście”
s. 9 Liczy się każdy z nas!
– Paulina Górnicka
s. 10 Rozesłane Ziarno – Urszula Lis
s. 11 Tonący statek i jego Zbawiciel.
Rozmowa z Billy’m Grahamem
s. 13 Sprawiedliwość, ale jaka?
– Ryszard Tyśnicki
s. 16 Walka w modlitwie
– Krzysztof Osiecki
s. 19 Duchowi grubasi
– Bogdan Pszczoła
s. 21 Nieustanna reformacja
– Mateusz Wichary
s. 24 Filozofujący chrześcijanie
– Janusz Kucharczyk
s. 26 Chrześcijanie, którzy zmienili
świat – Glenn Sunshine
s. 28 Znane opowieści innej
nieco treści – Beata JaskułaTuchanowska
s. 29 Kobieta kobiecie: Mam prawo
do... – Alina Woźniak
s. 31 Dla dzieci – Nela i Zbyszek Kłapa
s. 32 Bardzo ważna książka
– Konstanty Wiazowski
s. 32 Przy wspólnym stole – Weronika
Mazurkiewicz i Tomek Bogowski
s. 34 Wiadomości ze świata
– Konstanty Wiazowski
MIESIĘCZNIK SŁOWO PRAWDY
- ORGAN PRASOWY KOŚCIOŁA CHRZEŚCIJAN BAPTYSTÓW W RP
Ukazuje się od 1925 r. Rocznik LXXXVIII: 2013 r.
Nr 11 (listopad) • ISSN 0239-4413
KOLEGIUM REDAKCYJNE: Mateusz Wichary (Redaktor Naczelny),
Dawid Breuer, Aneta Krzywicka, Paweł Krzywicki, Danuta Marcyniak,
Agnieszka Nadolna, Ryszard Tyśnicki, Konstanty Wiazowski.
Adres redakcji i administracji: ul. Waliców 25,
00-865 Warszawa, tel./fax: 022 624 27 83
e-mail: [email protected], www.dlajezusa.pl (dział Materiały)
Kontakt w sprawach reklamy: [email protected]
Ofiary za pismo prosimy kierować na konto Kościoła Chrześcijan
Baptystów: ING Bank Śląski 20105010541000002317496905.
Materiałów nie zamawianych Redakcja nie zwraca i zastrzega sobie prawo
dokonywania zmian w treści i w tytule nadesłanych tekstów.
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń.
SKŁAD I OPRACOWANIE GRAFICZNE: Aneta i Paweł Krzywiccy
(Projekt okładki z wykorzystaniem fotografii z kolekcji Fotolia)
DRUK I OPRAWA: KOMPAS II, Waliców 25, Warszawa
Numer zamknięto: 18 listopada 2013 r.
KAZANIE
OD REDAKCJI
Życie z wiary
Wiara to nie tylko konieczny element nawrócenia, ale i chrześcijańskiego życia.
„Bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11:6); „sprawiedliwy z wiary żyć
będzie” (Hab 2:4/Gal 3:11). Mamy wstępować w ślady wiary Abrahama sprzed
czasów obrzezania (Rz 4:12). To czas, gdy ten wbrew okolicznościom opierał się
na obietnicach Bożych. Gdy pielgrzymował nie w oglądaniu, ale w wierze właśnie (2 Kor 5:7). Gdy oparciem dla jego działań nie była obserwacja spełniających
się obietnic, ale same obietnice.
I tym jest wiara. To doczesna inwestycja w wieczność ze względu na Boże Słowo.
Ale to również wszelka teraźniejsza inwestycja w przyszłość, również doczesną
ze względu na ufność Bogu. Uznawanie Go za wiarygodnego. Przekonanie, że
warto żyć dla Niego i z Nim, choć jeszcze nie widzimy tego skutków. Oto wiara.
Wokół życia wiary, jego dynamiki i zasad krąży większość artykułów tego numeru Słowa Prawdy. Recenzja książki prof. Zielińskiego zachęca do poznania podstawowych zasad naszej wiary. Kazanie o słabej wierze przekonuje, że ona ma
sens i moc. Wywiad z Billy’m Grahamem pokazuje, że warto biec, by tak pięknie móc świadczyć swym życiem o naszym Panu. Podobnie zachęca do wiary
świadectwo o Benjaminie Rushu. Artykuł o wartości modlitwy i rozważanie nad
sprawiedliwością również dowodzą znaczenia praktycznej wiary, podobnie jak
rozważanie o nieustannej potrzebie zmian, oparte o hasła XVI wiecznej Reformacji. Wiarę widać również w relacji z Konferencji Kobiet, świadectwie kończącym
cykl „Wspólnego stołu” i opisie naszej inicjatywy wysłania Biblii 100 ważnym
Polakom. Przed ospałością w wierze przestrzega artykuł o „Duchowych grubasach”, zaś przed postawą roszczeniową rozważanie „Mam prawo do...”. W końcu,
zarówno wybór wiadomości, rozważanie o „Dziwaku”, jak i przedstawienie tego,
czego można uczyć się od niektórych myślicieli prawosławnych zachęca do poszerzania zakresu inspiracji do wiary w naszym życiu.
W końcu, przypominam o prenumeracie. Część Zborów już ją zamówiła, i za
te wczesne decyzje, pierwociny, które traktujemy jako zapowiedź przyszłych
zbiorów bardzo dziękujemy. Jednocześnie zachęcamy do organizowania się do
prenumeraty możliwie najszybciej. Przypominam, że osoby, które nie zapłacą jej
w tym roku ryzykują nie otrzymaniem numeru styczniowego.
Drogi Panie, który dajesz i podtrzymujesz swą mocą wiarę w naszych sercach,
daj nam wiernie trwać przy Tobie i żyć dla Ciebie w sposób przynoszący Tobie
chwałę. Duchu Święty, pobudzaj nasze serca i myśli, aby nasze ręce i nogi służyły Bożemu Królestwu. Ojcze, który stałeś się nam bliski w swoim Synu, ze swej
miłości zdarz nam wszelkich łask, abyśmy kochali Ciebie i w tej miłości w wierze
pielgrzymowali przez wszystkie dni, aż do końca, i aby żadnego z nas przy Tobie
nie zabrakło, Amen.
W Imieniu Redakcji,
pastor Mateusz Wichary
Konstanty Wiazowski
MOC
SŁABEJ
WIARY
„Pewna kobieta(...) gdy usłyszała
o Jezusie, podeszła w tłumie
z tyłu i dotknęła Jego szaty.
Pomyślała bowiem: Jeśli dotknę
choćby Jego szaty, wyzdrowieję”
(Mk 5,25.27-28).
J
est to dobry przykład mocy słabej
wiary i pełnej miłości reakcji Jezusa,
który wzmacnia taką wiarę. Oto chora i załamana, bojaźliwa i uboga kobieta nie odważa się, aby zatrzymać
przechodzącego obok Jezusa, który
w towarzystwie bogatego dygnitarza
religijnego udaje się do jego domu,
by uzdrowić jego córkę. Przeciska się
przez zebrany na drodze tłum i chce
chociaż dotknąć szaty Uzdrowiciela.
Boi się pokazać publicznie, pochyla głowę, unika wzroku innych ludzi.
A Jezus nagle zatrzymuje się, odwraca
i pyta: Kto się dotknął szat moich? Chodziło Mu nie o siebie, lecz o nią, o jej
słabą, niepełną wiarę. Zwróćmy zatem
uwagę na wynikające dla nas lekcje.
Bardzo słaba wiara może być
szczerą wiarą
Kobieta ta szczerze wierzyła w uzdrowicielską moc Jezusa i bardzo pragnęła
swego uzdrowienia. A Pan Jezus uznał,
że jej wiara spełnia warunki uzdrowienia. Oczywiście jej wiara i wszystkich
tych, którzy pragnęli uzdrowienia nie
była tzw. zbawczą wiarą, ale to zaufanie do Niego i pragnienie Jego czasowego błogosławieństwa jest bliskie pełnemu zaufaniu Jezusowi jako Panu.
Wiara tej kobiety nie była oparta o poznanie. Nie bardzo wiedziała, kim jest
Jezus, ale wierzyła w Jego moc, traktowała Go jak jakiegoś magika, którego
nawet szaty posiadają uzdrawiającą
moc! Nie miała pojęcia o miłości Jezusa, myślała tylko o sobie i starała się
jakby ukraść Jego błogosławieństwo.
Jakże ogromna niewiedza, jakże zabobonne przekonanie! A z drugiej strony,
jakże wielkie pragnienie uzdrowienia!
Jak często zdarza się tak i w naszych
czasach: brak poznania prawdy, wiara
zmieszana z zabobonem, a mimo to
głębokie pragnienie uzdrowienia, szukanie pomocy, rozpaczliwe wołanie do
Boga! Żyjemy w kraju, gdzie poznanie
woli Bożej jest bardzo małe, ale w chwilach choroby i śmierci wszyscy szukają
pociechy i pomocy u Boga. Jak trwoga
to do Boga – mówi nasze przysłowie.
Wiara tej kobiety była samolubna, egoistyczna. Pragnęła uzdrowienia, ale nie
interesował ją uzdrowiciel. Dużo myślała o swoim zdrowiu, nie oczekiwała
od Jezusa czegokolwiek innego, nawet
nie miała na myśli, aby Mu za to uzdrowienie podziękować! Po prostu przygotowała się na kradzież tego błogosławieństwa. Jakże często zdarza się to
i dzisiaj. Interesuje nas przede wszystkim dar, a nie jego Dawca. Pragniemy
tego, co nam osobiście odpowiada
a potem o wszystkim zapominamy. Widać to na przykładzie naszych modlitw.
Jakże wiele w nich próśb o zdrowie,
o powodzenie w życiu, o pomyślne
zdanie egzaminów. A jeżeli już wykaraskamy się z choroby, mamy jako takie
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
3
powodzenie w życiu, dobrze zdamy
egzaminy – wtedy cisza, nie ma podziękowań. Zapomnieliśmy, komu to
wszystko zawdzięczamy.
A tak na marginesie należałoby dodać,
że istnieje pewne niebezpieczeństwo
samotności życia w wierze. Wśród
niektórych chrześcijan panuje przekonanie, aby nie „afiszować się” – jak oni
to nazywają – ze swoją wiarą. Wiara
jest dla nich sprawą indywidualną, dlatego wierzą „po cichu”, nikomu o tym
nie mówią, uważają, że to ich osobista
tajemnica, o której nie należy mówić
publicznie. O ich wierze w Chrystusa
nikt nie wie w ich pracy czy sąsiedztwie, wstydzą się przyznać do swego
nowego stylu życia. Brakuje im odwagi
do zdecydowanego opowiedzenia się
po stronie Jezusa. Choć prawdą jest,
że wiara jest sprawą osobistą, to jednak Jezus oczekuje od nas odważnego
świadectwa o niej. Przynajmniej od
czasu do czasu powinniśmy się publicznie pomodlić.
Po wyzdrowieniu
pamiętajmy o lekarzu
Po otrzymaniu Jego wielkiego daru
całe nasze życie powinno stać się ofiarą wdzięczności. Wielka zmiana w naszym życiu przesuwa ośrodek naszego
zainteresowania z siebie samych na
Chrystusa. Jego dary nie są oddzielone
od Niego, dlatego trzeba bardziej kochać Niego, niż Jego dary. Wiara może
zacząć się od pragnienia bardziej błogosławieństwa niż samego Chrystusa.
Zaczyna się od „Panie, ratuj”, a kończy
się „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie
Chrystus”.
Nasza kobieta unika wzroku Jezusa, ale
wyciąga ku Niemu swoją rękę. Wątpi,
ale wierzy, boi się rzucić do Jego nóg
i prosić o litość, a jednak coraz bardziej
zbliża się do Niego. Często bywa tak
i z naszą wiarą. Byłoby idealnie, gdyby
nie nawiedzały nas żadne wątpliwości.
Ale rzeczywistość często taka nie jest.
Jesteśmy kuszeni do kwestionowania swojej wiary i wiary innych ludzi.
Dlaczego? Czasem ta nasza wiara jest
podobna do małego ziarnka gorczycy,
które może wyrosnąć i stać się wielkim
drzewem. Podobno wiara nigdy nie
4
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
jest w pełni doskonała i czysta. Nasze
słabe serca mogą jak wąż podszeptywać nam: „Zwodzisz samego siebie.
Spójrz na swoje wątpliwości, na swoje
życie, swoją obojętność, bierność. Ty
w ogóle nie masz wiary!”.
Na wszystkie te niepokojące nas myśli,
które osłabiają naszego ducha możemy
odpowiedzieć tą wielką lekcją słabej
wiary, odwróceniem się od zastanawiania się nad swoimi słabościami i wyciągnięciem ręki do Chrystusa, jako źródła
naszej duchowej mocy. On nie zgasi
tlącego się lnu, a modlitwa ze łzami
„Panie, wierzę, pomóż niedowiarstwu
memu”, zawsze będzie wysłuchana.
Chrystus odpowiada
na słabą wiarę
Czy między dotknięciem szaty Jezusa
a uzdrowieniem był jakiś związek? Kobieta uważała, że tak, dlatego Jezus odwraca się do niej i mówi: „Córko, wiara
twoja uzdrowiła cię” (w. 34). Nie zganił
jej fałszywych przekonań, nie powiedział: „Odrzuć myśl o tym, że samo dotknięcie moich szat mogło cię uzdrowić,
inaczej cię nie uzdrowię”. Nie, tak nie
powiedział. Okazał łaskę, dostosowując ją do poziomu tej kobiety. Jego łaska
jak woda dostosowuje swój kształt do
naczynia, w którym się znajduje. „Każdemu z nas została dana łaska według
miary daru Chrystusa” (Ef.4,7). Chrystus
ma tej łaski nieograniczoną ilość, ale
udziela jej nam według naszych ograniczonych możliwości. „Otwórz szeroko
twe usta, a napełnię je” (Ps 81,11). Słaba wiara to też wiara. Moneta pięciogroszowa jest tak samo wartościowa,
jak moneta pięciozłotowa. Obydwie
– choć posiadają różną wartość – mają
to samo godło państwowe, napis i rok
wydania. Dlatego choć różnią się wartością, są tak samo ważne.
Starajmy się o to, aby nasza wiara była
wytrwała, silna i stanowcza! Błędne
przekonania zablokują nam błogosławieństwa wypływające z prawdy,
którą źle rozumiemy, czy odrzucamy.
Czasem patrzymy na słońce Bożej łaski
przez ciemne szkło swoich błędnych
przekonań. Stojąc przy głębokiej studni
Bożej łaski, dostosujmy wiadro do jej
głębokości: niech linka, na której jest
ono zawieszone będzie stosunkowo
mocna, niech to wiadro nie przecieka.
A z drugiej strony, nie ma tak słabej
wiary, na którą Chrystus by nie zareagował. Człowiek mało obeznany ze
Słowem Bożym, bojaźliwy, pełen wątpliwości, ale mający pragnienie poznania Chrystusa może skorzystać z Jego
wody życia. Chrystus pochyli się nad
nim i udzieli mu swojej łaski.
Często w czasie ewangelizacji jest apel,
aby ci gotowi na przyjęcie Jezusa Chrystusa jako Pana podnieśli rękę lub wstali. Wielu ma takie pragnienie, ale brakuje im odwagi, ma wątpliwości, zadaje
sobie pytania: ale czy wytrwam na tej
drodze? Czy w starszym wieku warto
taki krok podejmować? Co powie na to
moja rodzina i znajomi? Drogi przyjacielu, jeżeli brakuje ci, jak tej kobiecie
odwagi do publicznego wyznania swojej słabej wiary, wtedy nie musisz tego
robić. Możesz w zaciszu swojej sypialni
pochylić się przed Bogiem i ze łzami
wyznać Mu swoją słabą wiarę, powiedzieć, dlaczego zabrakło ci odwagi,
by publicznie stanąć po Jego stronie.
Możesz podzielić się swoimi wątpliwościami i obawami, swoją słabą wiarą.
Pamiętaj o tym, że Jezus to zrozumie
i przyjmie cię, da ci pragnienie twego serca. Nawrócenie w samotności,
w zaciszu swego domu też jest nawróceniem autentycznym, prawdziwym.
Chrystus koryguje
i umacnia słabą wiarę
Wspomniana przez nas kobieta uważała, że uzdrawiająca moc Jezusa nie
zależy od Jego wiedzy i woli. Dlatego
Jezus od razu zapytał: Kto się mnie
dotknął? Zauważmy: tłum napierał na
Niego ze wszystkich stron, a kobieta
tylko dotknęła skraju Jego szaty. Dlatego uczniowie ze zdziwieniem mówią
Mu: Tłum napiera na Ciebie ze wszystkich stron, a Ty pytasz, kto się mnie dotknął? Ale w tym ścisku Jezus zauważył
małe dotknięcie słabej wiary! Oto stała
za Nim kobieta, która cierpiała przez
12 lat, cały swój majątek wydała na lekarzy, którzy nie poradzili sobie z jej
chorobą. Cierpiąca, biedna, rozpaczliwie szukająca pomocy. Czy ktoś z nas
znajduje się w takiej sytuacji? Twój cichy głos, drogi przyjacielu, w hałasie
i ścisku tłumu zostanie przez Niego
usłyszany.
Kobieta ta nie interesowała się Jezusem, a jedynie swoim zdrowiem. Nie
chciała Go poznać, chciała tylko Jego
daru uzdrowienia. Ale był On kimś
więcej, niż Jego dary. Dlatego zmusza ją do spojrzenia Mu w twarz, by
nie kradła, lecz łaskawie otrzymała
Jego dar uzdrowienia. By nawiązała
z Nim osobistą więź. Tak bywa też
i z nami. Najpierw szukamy własnych
korzyści, ale potem nie skrywamy już
Jego daru, ponieważ jest on darem
Jego miłości. Jego odpowiedź na naszą wiarę jest naszym prawdziwym
uzdrowieniem, gdyż rozprasza wszelkie nasze wątpliwości, pozwala radośniej spojrzeć na świat, a nasze życie
czyni żywą ofiarą ku Jego chwale.
I w końcu, kobieta ta bała się pokazać
publicznie. Jej kobieca skromność, jej
podupadłe zdrowie, jej wstyd z powodu długotrwałej choroby skłaniały do
zamykania się w sobie, unikania publicznego pokazywania się. Szczególnie unikała wzroku mężczyzn, bała się
ich pogardy i odrzucenia. Wszystko
czyniła ukradkiem, z dala od ciekawskich oczu. Ale teraz Jezus kazał jej
podnieść wzrok i spojrzeć Mu w oczy.
Wtedy, jak czytamy „kobieta przestraszona i drżąca, świadoma tego, co się
z nią stało, podeszła, upadła przed
Nim i wyznała całą prawdę” (w. 33).
Odpowiedź na jej wiarę uczyniła ją
odważną. W jednej chwili nastąpiła
w niej zmiana: z bojaźliwej stała się
odważną. Teraz mogła powiedzieć,
co się z nią stało.
Często dyskutuje się w zborach, czy
domagać się od nowo nawróconych
przed chrztem, aby wszystkim opowiedzieli o dokonanej w ich życiu
zmianie. Jeżeli ta zmiana nastąpiła,
to na pewno będą mieć odwagę, aby
o niej opowiedzieć. Zresztą, Chrystus
domaga się takiego świadectwa. Nie
zgadza się na to, abyśmy po cichu kradli Jego błogosławieństwo zasłaniając
się swoją nieśmiałością. Jego odpowiedź wzmacnia naszą słabą wiarę
i obdarza odwagą do publicznego
świadectwa o Nim. Teraz ważny jest
dla nas już Uzdrowiciel, a nie samo
zdrowie. Wydawanie świadectwa
o otrzymanej od Chrystusa łasce
umacnia naszą wiarę, wzbogaca ją.
Wiara pozbawiona publicznego wyznawania jest podobna do rośliny
rosnącej w cieniu, która nie kwitnie
i nie rodzi owoców. Dając nam swoje
życie Chrystus sprawia, że niemi mówią i śpiewają. Gdy wiara wzrasta,
rośnie również odwaga wydawania
świadectwa o Chrystusie.
Końcowe błogosławieństwo
W końcu Jezus powiedział tej kobiecie: „Córko, twoja wiara – a nie dotknięcie mojej szaty – uzdrowiła cię.
Idź w pokoju i bądź wolna od swojej
dolegliwości” (w. 34). Jezus potwierdza swoim autorytetem dane jej błogosławieństwo i odsyła w pokoju.
Być może nigdy już się nie spotkali ze
sobą, ale na pewno pamiętała o otrzymanym od Niego darze w odpowiedzi
na swoją słabą wiarę.
Drogi przyjacielu, kobieta ta reprezentuje nas wszystkich. Wszyscy bowiem
chorujemy, chodzimy do lekarzy, wydajemy dużo pieniędzy na leki, które
wcale nam nie pomagają. Nasza sytuacja raczej się pogarsza. Czyż nie
warto udać się do Uzdrowiciela, do
którego poszła? Nie bój się, że z powodu tłumu twoja ręka Jego nie dosięgnie. Niech nic i nikt ci w tym nie
przeszkodzi. Nie bój się tego, że wiele
jeszcze nie wiesz, że twoje poznanie
Pisma Świętego jest jeszcze tak małe.
Obawiaj się tylko jednego: możesz
przegapić odpowiednią chwilę, On
przejdzie obok a ty nie odważysz się
zrobić ku Niemu najmniejszego kroku! Twoje zwlekanie może obrócić
się przeciwko tobie. Stale odkładasz
swoją decyzję oddania swego życia
Chrystusowi, czekasz, aż staniesz się
silniejszy w wierze. Nie patrz na siebie, spojrzyj na tego, za kim tęsknisz,
a On ci odpowie! Pamiętaj, nawet
słaba wiara może doprowadzić duszę
do zbawienia. A zwlekanie może doprowadzić do zatraty życia. Skorzystaj
z tego, że jeszcze słyszysz głos Zbawiciela, który mówi: „Przyjdźcie do mnie
wszyscy, którzy jesteście spracowani
i obciążeni, a ja wam dam ukojenie”
(Mat.11,28). Niech Bóg ci w tym dopomoże.
Aneta Nowak
Rozmowa
To był zwyczajny dzień,
Taki jak każdy inny.
Ona siedziała w pokoju gościnnym,
I czekała na ważny telefon.
Gdzieś obok
Grała muzyka,
Której tak bardzo nie lubiła.
I nawet nie zdawała sobie sprawy,
Że ten wiosenny poranek
Na zawsze zmieni jej życie...
Spojrzała na zegarek,
Nadszedł czas na poważną rozmowę,
Czas, gdy zadzwonił telefon:
- Spróbuj na Mnie spojrzeć,
A zobaczysz Me oblicze,
Pozwolę, byś zrozumiała Moje plany,
Pokażę ci prawdę
I już nigdy nie zostaniesz sama.
Zaufaj mi.
Odłożyła słuchawkę
I poszła na spacer,
Musiała przemyśleć wszystkie ważne sprawy.
To była niezwykle
Ważna rozmowa
Ale w tych słowach
Krył się uśmiech Boga.
Były kluczem do bram Niebios,
Drzwiami do lepszego życia.
I ona nagle obudziła się
Ze snu, w którym tak długo trwała.
Patrzyła w niebo,
Prosto na słońce,
I biegła w kierunku tego światła,
Całym sercem szukała prawdy,
A w uszach wciąż dźwięczały słowa:
- Już nigdy nie będziesz sama...
I ona wciąż biegnie,
Nie oglądając się za siebie.
Cały czas dąży do pięknej krainy,
Nie zmienia kierunku
I wcale się nie boi,
W pamięci brzmią słowa:
- Zaufaj mi.
W tym zwyczajnym dniu
Aż tyle się zmieniło.
Ta rozmowa
Pomalowała jej szary świat,
Otarła z oczu łzy,
Przerwała melodię,
Której nie lubiła,
A złe chwile,
Zamieniła w piękny sen.
- Spróbuj na mnie spojrzeć,
A zobaczysz Me oblicze,
Pozwolę, byś zrozumiała Moje plany,
Pokażę ci prawdę,
I już nigdy nie zostaniesz sama.
Zaufaj mi...
Z ŻYCIA KOŚCIOŁA
Kobieta według Bożego serca 2013!
Urszula Lis
W
dniach 27-29 września 2013 r.
w Warszawie– Radości odbyła
się po raz kolejny coroczna konferencja kobiet, tym razem pod tytułem „Kobieta według Bożego serca”. Tematem
przewodnim tej konferencji był 12 werset z Psalmu 51: „Serce czyste stwórz
we mnie o Boże, a Ducha prawego odnów we mnie”. Konferencja została zorganizowana przez Służbę Kobiet przy
KCHB. Do Radości przyjechało ponad
120 kobiet z około 40 miejscowości
w Polsce!
Konferencję rozpoczął w piątkowe popołudnie wykład oparty na historii spotkania Pana Jezusa z kobietami: Martą
i Marią – w zaprzyjaźnionym domu
w Betanii oraz Samarytanką przy studni. Wieczorem ciepła sala kominkowa
zamieniła się w salę kinową. Mogłyśmy
wspólnie obejrzeć przejmującą opowieść o trudnych przeżyciach i przebaczeniu w filmie pt. „October baby”.
6
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
W sobotni poranek powitała nas Danuta Maternicka wykładem pt. „Kobieta według Bożego serca”. W ciekawy
sposób przedstawiła różne role kobiet
– jako matki, żony, kobiety w społeczeństwie i Kościele. Kobiety z reguły
są bardzo wrażliwe i często kierują się
sercem w dokonywaniu wyborów, podejmowaniu decyzji. Kobieta, która ufa
Bogu i w Nim pokłada nadzieję to kobieta według Bożego serca.
Przygotowane zostały również seminaria podzielone na przedpołudniowe
i popołudniowe sesje. Do wyboru miałyśmy tematy:
- „Kobieta nie dość... kobieta zbyt…
poszukiwanie równowagi” – na podstawie historii, m.in. Dawida i Miriam. Alina Woźniak szukała odpowiedzi na pytanie, czego możemy się od nich uczyć.
Jakie postawy mogą być dla nas przestrogą? Zachęcała, abyśmy poszukiwały
w życiu równowagi osadzonej na Słowie
Bożym, by być jak „góry lodowe”.
- „Pełno nas a jakoby nikogo nie było…”
– seminarium oparte głównie na historiach ze Starego Testamentu, prowadzone przez Agnieszkę Niemasik traktowało o problemie samotności w relacjach.
Jeśli pojawia się takie poczucie, np.
w rodzinie, małżeństwie, to dlaczego?
Jaki może być tego powód? Jak sobie
z tym radzić? Na ile jesteśmy w stanie
się otworzyć na relacje, czy pozwolimy
i czy chcemy sobie pomóc?
- „Finanse z Bożej perspektywy”. Magdalena Czerwińska wspólnie z uczestniczkami rozmawiała o Bożej ekonomii. Na czym ona polega, czym się
charakteryzuje. Czy potrafimy w pełni
zaakceptować Boże zasady zarządzania
finansami? Czy jesteśmy w stanie zaufać
obietnicy, że Pan się zatroszczy o każdą
naszą potrzebę?
- „Osobowość plus – temperament
i Duch święty” – seminarium o tajemnicy dojrzałego charakteru prowadzone
przez Klaudię Wiazowską – było próbą
odpowiedzi na pytania: Czy znasz swoje mocne i słabe strony? Jak je wykorzystujesz w domu, pracy, kościele? Czy
możemy mówić: „taka już jestem, nic
się nie da z tym zrobić”? A gdzie w tym
wszystkim działanie Ducha świętego?
W czasie wolnym mogłyśmy swobodnie
korzystać z uroków terenu przy Ośrodku w Radości, jak również wziąć udział
np. w warsztatach rękodzielnictwa pod
nazwą „Wiklina z papieru” zaproponowanych przez Ulę Przybylską. Aneta
Gruchała natomiast zachęcała nas do
zadbania o swój kręgosłup. Było także
kilka stoisk z literaturą – raj dla czytelniczek.
- „Kobiety, które zmieniają świat” – na
seminarium prowadzonym przez Danutę Longić uczestniczki mogły podyskutować o tym, czy jako kobiety
mogą mieć wpływ. Jeśli tak, to w jakich
sferach życia, w jaki sposób może ten
wpływ się ujawniać?
Dla kobiet zainteresowanych swoim
zdrowiem Danuta Longić, psycholog
na co dzień pracująca w warszawskim
Centrum Onkologii przygotowała ciekawy wykład na temat prewencji – „Zdążyć przed rakiem”.
- „Budżet domowy w praktyce” – ciekawe warsztaty zaproponowane przez
Monikę Sikorską były kontynuacją tematu finansów z porannego seminarium.
Kobiety mogły porozmawiać o praktycznym zastosowaniu Bożych zasad
w prowadzeniu budżetu domowego.
Jeśli mamy ufność w zaspokajaniu naszych potrzeb przez Pana Boga, to jak
traktujemy nasze zachcianki?
Jak zawsze zwieńczeniem sobotnich
przeżyć był niezapomniany wieczór
świadectw, podczas którego wiele kobiet
dzieliło się tym, co przeżywają, jak wzrastają, jak Pan Jezus zaskakuje ich swoją
opieką. Opowiadały o swoich spełnionych marzeniach, o planach, również
trudnościach, z którymi się zmagają, zachęcały się wzajemnie do życia w pełnym zaufaniu do Pana Jezusa.
W niedzielny poranek Grażyna MiroszMotyka przygotowała warsztaty, jak
można skutecznie dzielić się ewangelią
o Panu wykorzystując narzędzie, jakim
są Cztery prawa duchowego życia.
Konferencję zakończyło niedzielne nabożeństwo, podczas którego kazanie
pt. „Człowiek według Bożego serca”
wygłosił pastor Marek Budziński.
Rada Służby Kobiet przedstawiła kalendarz modlitw na przyszły rok, przygotowany przez kobiety ze zboru w Chojnicach, jak również przypomniały o Światowym Dniu Modlitwy Kobiet, który
może być dobrą okazją do zaproszenia
swoich przyjaciółek, aby porozmawiać
o sytuacji kobiet na całym świecie i pomodlić się w ich intencji.
Konferencja w całej swej różnorodności
okazała się wydarzeniem, które głęboko
zapadło w pamięć wielu kobietom. Zostałyśmy zapewnione, że jeśli Pan Bóg
pozwoli, w przyszłym roku spotkamy
się znowu, aby mieć po raz kolejny czas
na wspólne rozmowy, budowanie się
i uczenie bycia kobietami, których postępowanie jest miłe Bogu.
Zapraszamy Ciebie za rok!
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
7
Refleksje po konferencji:
nne
Dla mnie bardzo ce
do
cie
da
jest to, że zaglą
ż
cie
ze
Pr
y.
wnętrza kobiet
łe
ca
st
je
s
w każdej z na
przeżybogactwo uczuć,
utków,
sm
i,
śc
wania rado
uszę
M
..
ń.
wa
rozczaro
, aby
to
o
ać
db
bardziej
był
m
gie
Bo
z
mój czas
„moich
czasem wymiany
wolciężarów na Jego
Jego
ność, frustracji na
i na
pokój, dolegliwośc
enia,
sz
Jego balsam pocie
go
Je
na
mojej marności
sia.
nu
Da
wspaniałość...” –
Bóg może działać przez nas,
ale warunkiem jest nasza
wewnętrzna przemiana
poprzez modlitwę, czytanie
Biblii, wierność Bogu i Jego
obietnicom. Mamy stawać
się podobne do Jezusa Chrystusa. Jest to możliwe, gdy
każdego dnia siadamy pełne
pokory i gotowości u Jego
stóp. Te słowa zapadły
mi głęboko w sercu i będę
się starała o nich pamiętać
rozpoczynając kolejny dzień
mojego życia – Ania.
nad pytaNadal rozmyślam
iły się po
niami, które pojaw
at finanm
te
na
wykładach
ektywy.
sów z Bożej persp
życiem.
d
na
ę
Bóg ma władz
władzę
Czy oddaję Bogu
ystko,
sz
W
?
em
nad portfel
do Boga.
co mamy, należy
szaCzy jestem dobrym
na
ga
Bo
u
tk
farzem mają
oam
es
ni
y
m
yś
ziemi? Miał
do
tw
ec
iad
św
wity wieczór
ały
iad
ow
op
y
str
północy. Sio
niu,
o Bożym prowadze
ści,
iło
m
ej
łn
pe
o opiece
my
ze
er
bi
y
ór
kt
o krzyżu,
ania.
na swoje barki – H
Dziękuję za wspaniale
spędzony czas na Konferencji. To wspaniale, że
Słowo Boże nas zachęca
do przemienienia, do
modlitwy, która zmienia
nas a nie okoliczności, do
tego aby wołać o uświęcenie przez Ducha Świętego.
My kobiety mamy wpływ
na swoją rodzinę, na to, co
zasiewamy i co wzrośnie.
Kobiety delikatne duchem
i pełne szacunku mają
wpływ na swoich mężów
i tak naprawdę na cały
świat.- Agnieszka.
Więcej świadectw i informacji na stronie www.baptysci.pl/sluzba-kobiet
Rada Służby Kobiet
Konferencja Okręgowa w Katowicach 11 maja 2013
,,Ducha nie gaście”
J
ednodniowa konferencja rozpoczęła się o godzinie 10:00
i trwała do godziny 16:00. Podczas kilku godzin spędzonych
z siostrami z Okręgu Śląskiego, jak i bratnich wspólnot w spotkaniu uczestniczyły też zaproszone siostry z Rady Służby Kobiet.
Podczas rozpoczęcia spotkania kilka ciepłych słów skierował
do nas Prezbiter Okręgu Śląskiego, brat Jerzy Rogaczewski. Zachęcał Radę Służby Kobiet do wytrwałości w służbie ogólnopolskiej, która wymaga niejednokrotnie przechodzenia przez
trudne sytuacje. Ostatecznie służba ta prowadzi do szczęścia
i radości w błogosławieństwie. Źródło pocieszenia zostało
nam przedstawione na podstawie fragmentu z Listu Jakuba
(5:11), gdzie czytamy, że za błogosławionych uważamy tych,
którzy wytrwali, a nie zniechęcili się w służbie.
Następnie mogłyśmy posilić się wykładem Danuty Maternickiej (członkini Rady Służby Kobiet), która przygotowała wykład o starotestamentowej mądrej Deborze – duchowej przywódczyni prowadzonej Duchem Świętym.
W czasie konferencji towarzyszyła nam muzyka i śpiew oraz
świadectwo połączonych węzłem małżeńskim Piotra i Teresy.
Małżeństwo to, mimo dużej różnicy wieku złączył nierozerwalnie Bóg i muzyka. Specjalnym gościem konferencji była
siostra Urszula Nowak (Przewodnicząca RSK w latach 20042012 r.), która podzieliła się z nami swoimi przemyśleniami na
8
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
temat: ,,Ducha nie gaście – zbadajcie, jak się rzeczy mają”.
Na zakończenie Przewodnicząca RSK Klaudia Wiazowska
przedstawiła nam Słowo z Listu do Rzymian (6:3), gdzie poruszana jest kwestia zrozumienia dnia swojego nawrócenia,
chrztu w wieku świadomym i zdarcia starego człowieka.
Siostra Klaudia posłużyła się animacją, w której przedstawiła
7 głównych grzechów na podstawie Starego i Nowego Testamentu. Są to tzw. główne „gaśnice” Ducha Świętego.
Rada Służby Kobiet podzieliła się planami zorganizowania
jeszcze w tym roku konferencji specjalistycznej wg projektu
napisanego przez poprzednią kadencję RSK w Polsce. Projekt
ten został zatwierdzony przez Unię Kobiet zrzeszoną przy
BWE. Z opisem projektu z Polski będzie można się zapoznać
w materiałach Światowego Dnia Modlitwy Kobiet 2013, który
jak co roku, mamy nadzieję będzie organizowany przez zbory w listopadzie. Projekt dotyczy tematu kobiet w związkach
współuzależnionych. Realizacja tego projektu będzie możliwa dzięki środkom pozyskanym ze Światowego Dnia Modlitwy Kobiet na całym świecie. Rada Kobiet wspomniała także
o celach Rady na najbliższe cztery lata.
Paulina Górnicka
Liczy się każdy z nas!
W
iele biednych dzieci chodzi po ulicach i prosi o fundusze na jedzenie. Wyłudzają pieniądze czy faktycznie
są głodne? Są zmuszane przez rodziców
do żebractwa czy walczą o przetrwanie?
Chcąc wyjść naprzeciw biedzie i krzywdzie najmłodszych powstała Fundacja
„Liczy się każdy z nas”. Celem naszej
organizacji jest niesienie pomocy najsłabszym i najbardziej pokrzywdzonym.
Fundacja rozpoczęła swoją działalność
od pracy na rzecz przeciwdziałania wykluczenia społecznego i zaczęła organizować spotkania dla ubogich rodzin
z dziećmi, zajęcia kulturalne, integracyjne, turystyczne, a także edukacyjne,
takie jak korepetycje z języka angielskiego, matematyki i programy
rozwojowe. Celem tych przedsięwzięć jest zmniejszanie zaległości
w nauce podopiecznych dzieci.
Ponadto członkowie organizacji
podejmują się wielu inicjatyw mających na celu dostarczanie żywności, materiałów dydaktycznych
i odzieży. Z upływem czasu Fundacja zaczęła organizować coraz
większe projekty, angażować coraz
więcej ludzi i wydawać coraz wię-
cej owoców. Fundacja jest prowadzona
i nadzorowana przez członków Kościoła
Chrześcijan Baptystów w Gdyni, którzy
angażują się w jej dalszy rozwój, aby
mogła służyć jeszcze większej liczbie
osób potrzebujących.
Następnym krokiem było stworzenie
przestrzeni dla przedsiębiorców, ukazanie im korzyści z działalności charytatywnej i zaangażowanie ich do
wspierania działań dobroczynnych w ramach Społecznej Działalności Biznesu.
W ten sposób powstał projekt dla właścicieli firm odpowiedzialnych społecznie – biznespark.org.pl, prowadzony
i nadzorowany przez członków Fun-
dacji. Na stronie BiznesParku jest możliwość zapoznania się z video reportażem, który krzewi wartości moralne
i etyczne w Internecie.
Obecnie organizacja przygotowuje się
do realizacji projektu „Dobry Mikołaj”,
który ma na celu zorganizowanie spotkań rodzinnych będących namiastką
Świąt Bożonarodzeniowych. Gdyby ktokolwiek chciał zapoznać się z całą dotychczasową działalnością Fundacji „Liczy się każdy z nas”, dołączyć do pracy
na rzecz potrzebujących lub przekazać
darowiznę wspierającą zadania statutowe, to zapraszamy na stronę Fundacji
www.liczysiekazdyznas.blogspot.com.
Razem możemy zrobić więcej,
a uśmiech dziecka to największa
zapłata!
Na zakończenie spotkania mogłyśmy biesiadować przy bogatym śląskim poczęstunku razem z braćmi uczestniczącymi
w tym czasie w swoim zjeździe okręgowym.
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
9
INICJATYWY
WYWIAD
Urszula Lis
Rozesłane Ziarno
W
ostatnim liście Rady Kościoła
skierowanym do zborów z okazji
Święta Żniw, była mowa o sianiu, które
jest indywidualnym obowiązkiem każdego z nas jak i Kościoła jako całości.
W tym roku po raz pierwszy jako KCHB
postanowiliśmy zasiać w nietypowy
sposób wysyłając Biblię do liderów
środowisk, które mają realny wpływ na
nasze Państwo i społeczeństwo. Pod
koniec października do kluczowych
polskich polityków i przedstawicieli
mediów trafiło 100 egzemplarzy Nowego Przymierza i Psalmów w przekładzie
Ewangelicznego Instytutu Biblijnego
wraz z załączonym obok listem przewodnim. Świetną okazją do wysyłki
Biblii była kolejna rocznica Święta Reformacji, które to wydarzenie ponownie
zwróciło uwagę chrześcijan na centralną rolę Słowa Bożego w ich życiu.
Celem akcji jest upowszechnienie Słowa Bożego jako podstawy rozwoju i indywidualnej przemiany człowieka, ale
również źródła praw i wartości, które
mają moc budować ład społeczny.
Chcemy również, aby w ten
sposób Kościół Chrześcijan Baptystów stał się widoczny w przestrzeni publicznej jako Kościół
otwarty i żywo zainteresowany
losem naszego kraju i Polaków,
bez względu na to, czy są oni
chrześcijanami skupionymi wokół innych wyznań, czy też ateistami. Dlatego naszą szczególną
uwagę skierowaliśmy na polityków i dziennikarzy, którzy w bardzo mocny sposób oddziałują na
sposób myślenia, wartości ludzi
i całego społeczeństwa.
Tydzień od momentu rozpoczęcia
akcji mamy już kilka bardzo pozytywnych reakcji od jej adresatów
zarówno po stronie polityków jak
i mediów.
Pragniemy aby tegoroczna akcja nie
była jednorazowym wydarzeniem, ale
stała się coroczną tradycją naszego Kościoła. Mamy nadzieję, że z Bożą pomocą w przyszłym roku będziemy mogli przesłać 100 kolejnych egzemplarzy
Tonący statek
i Jego Zbawiciel
Rozmowa z Billy’m Grahamem o jego nowej, ostatniej książce,
The Reason for My Hope: Salvation (Powód mojej nadziei: Zbawienie).
Biblii do nowej grupy odbiorów w tym
m.in. sędziów, przedsiębiorców.
Przeprowadzenie tegorocznej akcji
było możliwe dzięki ofiarności członków naszego Kościoła. Zakup 100 egzemplarzy Biblii został sfinansowany
dzięki wsparciu zboru z Chojnic i siostry z Zelowa. Łącznie na ten cel uzbieraliśmy 3 060 zł. Dziękujemy również
wszystkim, którzy pomogli w organizacji akcji w tym Lidze Biblijnej, która
jest wydawcą nowego przekładu oraz
studentom Wyższego Baptystycznego
Seminarium Teologicznego w Radości.
Szczególny jest również fakt, że
w imieniu naszego Kościoła mogliśmy
przekazać pierwsze ewangeliczne wydanie Nowego Przymierza i Psalmów
w przekładzie Ewangelicznego Instytutu Biblijnego pod kierownictwem pastora Piotra Zaremby. Jeśli Bóg pozwoli, w przyszłym roku wyślemy pełne
już wydanie Biblii wraz z nowym tłumaczeniem ksiąg Starego Testamentu.
Siejmy trwając w modlitwie, aby Bóg
pomnożył nasze ograniczone możliwości i ożywił Słowo Boże w sercach
adresatów tegorocznej akcji!
10
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
Źródło: Christianity Today.
Kopia listu wysłanego do Prezydenta RP
W
okresie rozkwitu jego misyjnych
krucjat, Billy Graham podróżował po całym świecie, by głosić kazania ludziom, którzy licznie gromadzili
się na stadionach. Obecnie, choć przywiązany do swojego domu w górach
Północnej Karoliny, ewangelista wciąż
jest w stanie, korzystając ze współczesnej technologii, kontynuować głoszenie ewangelii. Listopad oznacza miesiąc rozpoczynający kampanię „My
Hope America with Billy Graham”,
której celem jest ewangelizacyjny kurs
video przeznaczony do użytku dla
osób indywidualnych, jak i dla małych
grup. Wraz z wprowadzeniem kampanii My Hope America Graham wydał
książkę, która być może będzie jego
ostatnią – The Reason for My Hope:
Salvation (Powód mojej nadziei: Zbawienie). Christian Today zapytał Grahama o jego przemyślenia dotyczące
obecnego stanu chrześcijaństwa oraz
o jego przekonania pośród teologicznego i kulturowego zamieszania, jeśli chodzi o sedno przesłania ewangelii.
Nazywasz siebie samego przede
wszystkim ewangelikałem, czy chrześcijaninem? Dlaczego?
Tłum. Paulina Barańska
Billy Graham: To, co naprawdę ma
znaczenie to przede wszystkim to, jak
postrzega mnie Bóg. Jego nie obchodzą
etykietki. To, co go natomiast interesuje,
to stan duszy człowieka. Biblia przede
wszystkim mówi mi, że jestem grzesznikiem: „Ponieważ wszyscy zgrzeszyli
i brak im chwały Bożej” (Rz 3:23). Jednak zbawiająca łaska Jezusa, która została mi udzielona oraz opamiętanie z grzechu sprawiły, że zostałem jego dzieckiem – zostałem zbawiony dzięki krwi
mojego Zbawiciela przelanej na krzyżu.
Właśnie wtedy nawiązałem z Nim relację, która zmieniła moje życie. Ci, którzy
przeczytają The Reason for My Hope
będą w stanie zobaczyć na podstawie Pisma, jak można być zbawionym
i jak żyć chrześcijańskim życiem.
Zrozumiałem wtedy, że Chrystus może
zmienić życie tych ludzi, którzy nie tylko wyznają Jego imię, ale także są posłuszni jego Słowu. Jeśli nie następuje
żadna zmiana w życiu człowieka, to
osoba taka powinna zadać sobie pytanie, czy aby na pewno posiada zbawienie, które głosi ewangelia? Wielu ludzi,
którzy uczęszczają do kościoła nie są
odnowieni w Chrystusie. Ci, którzy są
poza kościołem, oczekują od uczniów
Chrystusa, by ich życie różniło się,
a mimo to obecnie mamy wielu ludzi
w kościele, którzy gonią za światem.
I nie po to, by pozyskać zgubionych,
ale po to, by się do tego świata upodobnić. Jest to bardzo niebezpieczne i Biblia pokazuje tragiczne rezultaty, które
mogą z tego wyniknąć.
Jezus Chrystus jest moim Panem i Mistrzem. Żałowałem moich grzechów,
przyniosłem swoje życie Chrystusowi
i codziennie szukam sposobności, by
być posłusznym Jego Słowu. Jestem
jego uczniem. Zanim się nawróciłem
1 listopada 1934 roku, o czym opowiadam w mojej książce, zawsze myślałem
o sobie, że jestem chrześcijaninem. Jednak naprawdę stałem się nim dopiero,
gdy uświadomiłem sobie swój grzech.
W Nowym Testamencie, kiedy ludzie
słyszeli prawdę nauczaną przez Jezusa
i przyjmowali jego wspaniały dar przebaczenia oraz nadzieję na życie wieczne w Niebie, inni, którzy obserwowali
zmianę zachodzącą w ich życiu, nazywali ich chrześcijanami – uczniami
Chrystusa (Dzieje Ap. 11:26). Tak jak
Jezus chętnie przybył, by uratować
ludzkość od grzechu, ja także chętnie
służę Jemu i szukam sposobu, by odSŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
11
dawać Mu chwałę moim życiem, ponieważ jestem dzieckiem Króla. Bycie
nazwanym chrześcijaninem powinno
utożsamiać nas z wymaganiami, jakie
stawia Chrystus tym, którzy do Niego
należą. On nam mówi, byśmy obliczyli
koszty, jakie trzeba ponieść Go naśladując. Moje nauczanie to nauczanie
ewangelisty, który całym swoim sercem
wierzy w fundamentalne nauczanie
Pisma Świętego. To właśnie jest podstawą mojej książki. Mam nadzieję, że
ludzie ją przeczytają. Pragnę, by czytelnicy pojęli, że chrześcijańskie życie
niesie ze sobą zarówno zaszczyty, jak
i odpowiedzialność. Kiedy Jezus staje
się naszym Mistrzem, odkładamy na
bok naszą drogę i zaczynamy podążać Jego drogą. To nie zawsze jest łatwe, ale na pewno niezmiernie owocne
i niosące za sobą wiele wyzwań. Ci, którzy za Nim podążają, stają się jasnym
światłem dla pogrążonego w ciemności
świata. To właśnie dlatego chrześcijanie
posiadają nadzieję. Powodem mojej nadziei, którą żywię dla świata jest fakt,
że Chrystus umarł za niego i wzywa
każdego, kto jest zgubiony i utrudzony,
by przyszedł do Niego. Jezus powiedział, że „przyszedł szukać i zbawić to,
co zginęło” (Łuk 19:10).
Dlaczego, jak mówi tytuł twojej książki, zbawienie jest powodem twojej nadziei?
Kiedy zbliżały się moje 95 urodziny, odczuwałem swego rodzaju ciężar, by napisać książkę adresującą problem epidemii „łatwej wiary.” Istnieje obecnie
taki sposób myślenia, według którego
ludzie, którzy wierzą w Boga i spełniają dobre uczynki, idą do Nieba. Jednak
wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi.
Wszyscy ludzie mają dwie podstawowe
potrzeby: potrzebę nadziei i potrzebę
zbawienia. Nie dziwi mnie fakt, że ludzie łatwo są w stanie uwierzyć w Boga,
który niczego nie wymaga. Jednak to
nie jest Bóg przedstawiony w Biblii.
Szatan sprytnie zwodzi ludzi poprzez
szeptanie im kłamstw, które głoszą, że
mogą uwierzyć w Jezusa Chrystusa bez
wprowadzania jakichkolwiek zmian do
swojego życia. Jeśli twierdzisz, że możesz mieć Chrystusa bez poświęcenia
czegokolwiek oznacza to, że szatan
cię zwodzi. I chociaż nie jestem już
w stanie stanąć za pulpitem, by wy-
12
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
głosić kazanie z Biblii, to Bóg włożył
w moje serce palące pragnienie, by
umieścić to przesłanie w książce – przesłanie, które rozbrzmiewa we mnie za
każdym razem, gdy włączę wiadomości. Za każdym razem, gdy spotykam
różnych ludzi, zadają oni pytanie: „co
się dzieje na tym świecie?”.
Wielu polityków i przywódców państwowych zadawało mi to pytanie.
Niezliczona liczba studentów błagała,
by poznać prawdę. Zawsze wyjaśniam,
że Wszechmogący Bóg jest architektem całej ziemi, Stworzycielem ludzkości, i że to On uformował duszę. On
jest Początkiem i Końcem, Sprawcą
i Dokończycielem wiary. Wszystkie odpowiedzi mieszczą się w objawionym
Słowie Boga. Zbawienie to Boży dar
dla świata, ale ten dar Bożej miłości
i przebaczenia należy przyjąć na Jego
warunkach – a nie na naszych. Daru
nigdy się nie narzuca; oferuje się go
i przyjmuje. Niektórzy w dzisiejszych
czasach twierdzą, że idea odkupienia
jest staroświecka. Tymczasem w swojej
książce przedstawiam wspaniałe historie odkupienia z Hollywood, czy profesjonalnych piłkarzy. Dlaczego? Pewien
krytyk filmowy stwierdził, że ludzie
chcą pokonać to, co dręczy ich od wewnątrz. Chrystus jako jedyny może usunąć rozpacz z naszych serc. To właśnie
powód mojej nadziei, że ludzie na całym świecie będą otwierać swoje serca
dla zbawienia Chrystusa – daru odkupienia, który zapewnia pokój i pewność
życia wiecznego.
Jak myślisz, dlaczego Bóg uznał za stosowne, by obdarzyć cię dodatkowym
czasem na ziemi, zanim wezwie cię do
domu?
Podróżowanie wokół świata i głoszenie kazań przez ponad 70 lat nie pozostawiło mi wiele czasu na refleksję.
Nie ważne jednak, gdzie na świecie
się znajdowałem, kiedy wracałem do
domu, Ruth zawsze na mnie czekała.
Cieszyliśmy się tymi chwilami i razem
znajdowaliśmy czas dla Pana ciesząc
się, gdy odpowiadał na nasze modlitwy. Tęsknię za społecznością z nią.
Ona była modlitewnym wojownikiem
i kochała rozmowy o Biblii. Teraz jest
w Niebie od 6 lat i wierzę w to, że Bóg
obdarował mnie tym okresem życia,
bym mógł rozważyć jeszcze te rzeczy,
które pozostały do zrobienia i bym był
wierny przesłaniu Chrystusa, dopóki jeszcze oddycham. Nie ważne, czy
głosimy kazania z pulpitu, czy trwamy
w cichym rozważaniu – zawsze można
wiele się nauczyć, kiedy szukamy oblicza Pana. Kiedy spoglądam w przeszłość widzę, że nie byłem tak silny,
jak być powinienem, ale moje serce
i moja służba zawsze były zakorzenione w Bożym Słowie. Przesłanie, które
głoszę jest zakotwiczone „w tym, co
mówi Boże Słowo”.
Staram się spędzać moje dni na zachęcaniu innych, by służyli Jezusowi Chrystusowi całym swoim sercem, modląc
się za tych, którzy pracują dla Jego
imienia i prosząc, by wielu innych odpowiedziało na Boże wezwanie, by głosić prawdę ewangelii ogłaszając słowa
Biblii. To właśnie prawda. Jego słowo
jest życiem.
W jaki sposób dobierasz tematy
i przykłady, które tak dokładnie trafiają w potrzeby ludzi?
Ta książka dotyka wielu kwestii i dotyczy tego, co leżało mi na sercu. Napisałem ponad 30 książek i jestem przekonany, że ta konkretna książka skupia
się na sprawach, które chodzą po głowie ludziom na całym świecie. Istnieje
tak wiele religii na świecie, a ja nigdy
wcześniej nie byłem świadkiem tak
wielkiego zamieszania z powodu prób
odnalezienia prawdy. Możemy spotkać
ludzi, którzy nauczają, że Bóg jest Bogiem miłości, ale nie gniewu. Są ludzie,
którzy głoszą, że Niebo jest realne,
podczas gdy Piekło to tylko wytwór
wyobraźni. Podczas przygotowywania materiału do tej książki moje serce
cierpiało słysząc historie ludzi szczycących się tym, że Piekło będzie niekończącą się zabawą; dobrego gustu komicznym żartem i dlatego cieszą się, że
pewnego dnia tam właśnie się znajdą.
przyszedł w ludzkiej postaci, by uratować nas przed uściskiem Szatana. Pewnego razu profesor seminarium oświadczył swoim studentom: „Nigdy nie głoś
Piekła bez łez w twoich oczach”. Moim
przesłaniem jest, by głosić to, że jesteśmy grzesznikami, którzy potrzebują
Zbawiciela i by zadawać każdemu
człowiekowi następujące pytanie: czy
kiedykolwiek zostałeś zbawiony?
W swojej książce stawiasz pytanie: Kto
odmówiłby ratunku w chwili tragedii?
Dlaczego?
Wydaje się to nierozsądne, że człowiek odmówiłby ratunku, gdyby jego
statek tonął. Jednak w rzeczywistości
tak się właśnie dzieje, ponieważ wielu
ludzi nie wierzy w możliwość utonięcia. Można to przyrównać do sytuacji,
w której świat jest pełen ludzi, którzy
nie wierzą, że umierając w swoich
grzechach trafią do Piekła. Odmawiają
więc ratunku w postaci krzyża Pana Jezusa Chrystusa.
Znam wielu intrygujących ludzi, i o niektórych z nich napisałem w tej książce. Na przykład amerykański bohater
wojenny, Louis Zamperini, który został
ocalony z Oceanu Spokojnego tylko po
to, by znów stać się więźniem wroga
podczas II Wojny Światowej. Jednak
później odkrył, że większym wrogiem
był władca jego duszy i został ocalony
dzięki zbawiającej miłości Boga.
Książka ta została napisana, by przekazać ostrzeżenie – pełne miłości ostrzeżenie z Nieba – że Niebo jest stworzone tylko dla tych, którzy uniżają siebie
przez Bogiem, a Piekło dla Szatana
i tych, którzy jemu służą.
Kiedy rozpocząłem pracę nad książką, statek Costa Concordia poszedł na
dno u wybrzeża Włoch. Tego rodzaju
strach, który dotyka ludzkich serc jest
nie do opisania. Nagle ludzie zaczęli
sobie uświadamiać fakt, że dobre życie
nie ma mocy zbawczej. Wołali o ratunek, jednak ludzie wokół nich również
znajdowali się w rozpaczy, nie mogąc
im pomóc. Do kogo w takiej sytuacji
można się zwrócić? To właśnie opis
naszego świata a jedynym, który może
zbawić jest ten, który narodził się dla
tego jedynego celu. Dziewica Maria
urodziła Syna poczętego z Ducha Świętego, którego nazwano Jezus, „albowiem On zbawi lud swój od grzechów
jego” (Mat 1:21).
Chrystus przyszedł, by wyrwać ludzkość z sideł Szatana. Jezus Chrystus jest
odpowiedzią dla świata – On jest kotwicą dla duszy, jest Bogiem nadziei, który
Biblia to wciąż najlepiej sprzedająca
się książka wszechczasów, a mimo to
ludzie nie chcą jej wierzyć. Odrzucają
największy dar, jaki kiedykolwiek został
ofiarowany ludzkości. Dlaczego? Ponieważ wzywa On do wyznania grzechów
i do absolutnego wyrzeczenia się swoich egoistycznych pobudek. Wzywa do
odwrócenia się od grzechów popełnionych wobec Boga. Wielu ludzi woli
żyć na całego z nadzieją, że nie istnieje Piekło, w którym się cierpi. Wierzą
w kłamstwa Szatana, że nie ma żadnego życia po śmierci. A przecież Jezus
mówił o Piekle i to o wiele więcej niż
mówił o Niebie. To właśnie dlatego spędziłem moje życie nawołując ludzi całego świata: Przyjdźcie do Jezusa, takimi
jakimi jesteście, a On przyjmie was i da
wam siły na każdy krok tej nowej drogi.
W książce piszesz: „grzech pozostaje
grzechem”. Co masz na myśli?
W XXI wieku ludzie, społeczeństwo,
przerobili koncepcję grzechu nazywając go po prostu błędem. Bóg nazywa
go niegodziwością. Jest on chorobą
dla duszy. Społeczeństwo prowadzi
kampanię przeciwko chorobom, zbiera
pieniądze, by je wyeliminować. Jednak choroba grzechu jest wysławiana
i wychwalana przez to samo społeczeństwo. W dzisiejszej erze popkultury szczególnie ignorowane są rezultaty
grzechu, zarówno w sferze psychicznej,
emocjonalnej, jak i duchowej. Społeczeństwo może nawet szczycić się tym,
że „grzech pozostaje grzechem”, jednak
prawdą jest, że grzech jest w tobie i we
mnie, i w każdym człowieku.
Świeckie media prezentują często historie o kobietach i mężczyznach, którzy
dopuszczają się przerażających przestępstw i ludzie domagają się, by za
swój czyn ponieśli karę. Mimo to ludzkość oburza się na Boga, który domaga
się kary za grzechy, które ludzie popełnili przeciwko Stworzycielowi. Bóg
ukazuje siebie, jako kochającego Ojca,
kiedy posyła własnego jedynego Syna,
by ten umarł w miejsce człowieka płacąc za grzech, o którym Biblia mówi,
że „nas usidla” (Heb 12:1). Wielu ludzi,
którzy przekraczają Boże prawo oburza się, że ich grzech ma być osądzony
przez sprawiedliwego Boga. Odrzucamy myśl o naszych własnych przewinieniach, jednak kiedy dochodzi do
wykroczeń np. w sporcie, to przyznajemy rację zasadom, a nawet je kochamy. Jeśli dopingujemy naszej drużynie,
a przeciwnicy popełnią wykroczenie,
wiwatujemy. Takie właśnie jest serce
człowieka, jednak mogę cię zapewnić,
że Bóg nie będzie wiwatował stojąc
z boku, kiedy posuniemy się za daleko,
nie stosując Jego prawa i popełniając
wykroczenie (grzech) wobec Niego.
Jego serce jest zmartwione. Grzech to
trucizna, która niszczy. Zbawienie to
antidotum, które oczyszcza.
Dzisiejsze społeczeństwo ma obsesję
na punkcie technologii – o czym zresztą szczegółowo piszesz. Czy istnieje
jakiś biblijny pogląd na technologię?
Biblia oznajmia, że „nie ma nic nowego pod słońcem” (Kazn 1:9). Nic Boga
nie zaskoczy. On pozwala swojemu
stworzeniu sięgać po wszelkie zasoby,
które są dane nam na ziemi. Z pewnością zaobserwowaliśmy mrowie możliwości komunikacyjnych, które pojawiły
się, kiedy wkroczyliśmy w XXI wiek.
Zawsze kochałem sztukę komunikacji
i nie ma żadnych wątpliwości, że moja
kaznodziejska służba niezwykle skorzystała z możliwości użycia wzmocnienia dźwięku, czy powiększenia obrazu na arenach i stadionach na całym
świecie. Telewizja i radio umożliwiły
ewangelii dosięgnięcie najdalszych zakątków świata, tak jak przewidziała to
Biblia. Bóg pozwala korzystać z błogosławieństw, które pochodzą z tych
niesamowitych wynalazków, jak na
przykład z bezprzewodowych i telefonicznych urządzeń. Musimy jednak
pamiętać, że Szatan także używa technologii, by sprytnie czynić postępy
w swoim zwiedzeniu. Istnieją obecnie
pokolenia, które szczycą się z możliwości natychmiastowej komunikacji poprzez takie portale, jak Facebook czy
Twitter. A jednak prawdą jest i to, że nie
są w stanie rozmawiać ze sobą twarzą
w twarz. Ludzie odnajdują pocieszenie
siedząc naprzeciwko ekranu komputera, chętnie zwierzając się kompletnym
nieznajomym, a wszystko to dzięki komunikacji elektronicznej. Ludzie ci jednak nie wierzą, że Bóg słyszy ich wołanie pełne tęsknoty, żalu i bólu.
Na Uniwersytecie w Harvardzie jeden
z jego przywódców powiedział mi raz,
że to, czego młodzi ludzie najbardziej
dziś pragną, to „gdzieś przynależeć”.
Rzesze ludzi są w stanie przynależeć
do czegokolwiek, byleby nie do Boga.
Rasa ludzka od zawsze poszukiwała
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 • 13
TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU
prawdy i akceptacji, a mimo to mężczyźni i kobiety nie są chętni, by zaakceptować tego, który jest
prawdą. Zamiast tego zwracają się do nowego trendu
tworzenia religii – łączenia różnych wiar – mieszają
trochę chrześcijaństwa z odrobiną buddyzmu i ruchem New Age. To właśnie jedna ze sztuczek Diabła,
który uwielbia mieszać odrobinę prawdy z kłamstwami. Biblia ostrzega przed tym i mówi nam, że musimy mocno trzymać się prawdy i walczyć za wiarę.
„W późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary
i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać
nauk szatańskich (...) będąc naznaczonymi w sumieniu piętnem występku”.
Technologia to dar od Boga, kiedy używamy jej, by
głosić ewangelię. To właśnie dlatego jestem tak podekscytowany kampanią My Hope (Moja Nadzieja),
programem ewangelizacyjnym rozwiniętym przez naszą służbę działającą na całym świecie.
Używając każdego rzetelnego środka komunikacji
głosimy Dobrą Nowinę, że Bóg kocha grzeszników
i wzywa mężczyzn i kobiety na całym świecie do opamiętania i zwrócenia się do Niego oraz do otrzymania
prawdziwej nadziei, która pochodzi od Boga. Przez
kilka miesięcy przygotowywałem się, by wygłosić tę
wiadomość poprzez My Hope America podczas specjalnego programu telewizyjnego, który będzie można zobaczyć w domach całego kraju w czasie tygodnia moich 95 urodzin. Nie jestem w stanie wymyślić
lepszego sposobu świętowania kolejnego roku życia,
jak głoszenie Bożej prawdy. Modlę się, by wszyscy
chrześcijanie otworzyli swoje domy dla swoich rodzin
i sąsiadów, którzy potrzebują Chrystusa i nastawili
swoje odbiorniki tak, by można było zobaczyć, czego
Bóg dokonuje w obecnych czasach, które wydają się
ciemne, a mimo to pełne nadziei. To właśnie przesłanie tej książki. Hasła „nadzieja i zmiana” (Hope
and Change) stały się w Ameryce zwykłymi frazesami
w przeciągu ostatnich lat. W książce piszę także na temat rozczarowań Amerykanów, jakich doświadczyli,
gdy nadzieja i zmiana obiecane przez człowieka nie
spełniły się. W Bogu nadziei nie istnieją rozczarowania. Biblia mówi, że to właśnie w Jezusie, Bożym Synu
świat może mieć nadzieję, i że „Bóg nadziei może nas
napełnić wszelką radością i pokojem w wierze” dzięki
swojej mocy (Rz 15:12-13).
Ryszard Tyśnicki
Sprawiedliwość,
ale jaka?
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. (Mt 5:6)
M
arzenie o sprawiedliwości dotyka każdego człowieka i każdej epoki historycznej. Jest to niestety marzenie niespełnione, zawsze w fazie oczekiwania na realizację. Od wieków udaje
nam się jedynie stworzyć mniej lub bardziej sprawiedliwe warunki, a do ideału zawsze jest bardzo daleko. Pewnie w tym niedosycie sprawiedliwości przyjdzie nam egzystować aż do dnia
naszego spotkania z Bogiem.
Wydaje się, że marzenie o sprawiedliwości absolutnej to marzenie o nowym życiu w Królestwie Jezusa Chrystusa po zmartwychwstaniu. To marzenie musi więc jak na razie pozostać jedynie
w sferze oczekiwania. Z drugiej strony, czy aby na pewno chcielibyśmy żyć w świecie absolutnie sprawiedliwym? Może wtedy
nasz komfort życia uległby znacznemu pogorszeniu? Może wtedy wiele musielibyśmy zmienić w swoim życiu i postawie? Jakże
często nasze marzenie o sprawiedliwości oddala się, gdyż to my
sami nie jesteśmy zainteresowani jego realizacją! Bo czy jesteśmy
sprawiedliwi, gdy obijamy się w pracy? Gdy przekraczamy przepisy ruchu drogowego? Wymuszamy na innych działania korzystne dla nas, a nie korzystne dla innych? Przecież każdy z nas od
czasu do czasu korzysta na niesprawiedliwych rozwiązaniach.
Jedynie wtedy, gdy brak sprawiedliwości nas dotknie, gdy utrudni
nam życie pojawia się nasz bunt i wołanie o sprawiedliwość. Czy
jednak jest to szczere i obiektywne wołanie?
Błogosławieni, którzy łakną...
Jezus błogosławionymi nazywa tych, którzy pragną sprawiedliwości. Przenosi więc tę sferę z realizacji na pragnienie realizacji.
Ukazuje sprawiedliwość w sferze niespełnienia, oczekiwania,
nienasycenia. Tu tkwi istota tego wezwania Jezusowego. Musi-
14
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
przykładem podwyżki wynagrodzenia
w zakładzie pracy. Oto dwóch pracowników wykonuje podobną pracę i jeden
z nich otrzymuje podwyżkę wynagrodzenia, a drugi nie. Natychmiast ten,
który jej nie otrzymał uważa, że postąpiono z nim niesprawiedliwie. Ten drugi
będzie szukał argumentów uzasadniających sprawiedliwość decyzji. Już nie
mówiąc, że ich szef też niekoniecznie
zastosował sprawiedliwe kryteria przyznania tej podwyżki. Trudno zresztą
w tym przykładzie podać w pełni obiektywne kryteria oceny postępowania
każdej ze stron. Przykład ten jest prosty,
ale sprawa nie ulega wcale poprawie
w poważniejszych zdarzeniach. Jakże
często wyroki sądów są komentowane
jako niesprawiedliwe przez stronę przegraną i jako spełnienie oczekiwań przez
stronę wygraną! A prawda jest jedna
i sprawiedliwość ma jeden wymiar.
my w sobie budować mocne pragnienie
sprawiedliwości i stosować je obiektywnie nie tylko do innych, ale przede
wszystkim do siebie samego. Dopiero,
gdy pojawi się to głębokie pragnienie
możemy mieć nadzieję na spełnienie,
na doświadczenie tejże oczekiwanej
sprawiedliwości.
wewnętrznego i zewnętrznego życia
duchowego, prostując nasz charakter
i nasze wybory. Czasami nas to łaknienie sprawiedliwości oskarża wewnętrznie i wtedy jest czas na poprawę, zmianę. I czym wcześniej do tej wewnętrznej refleksji dojdzie, tym łatwiej jest
naprawić to, co zepsuliśmy.
To łaknienie sprawiedliwości musi się
rozegrać w nas, w naszym sumieniu,
planach i decyzjach. Gdy tkwi w nas
głębokie łaknienie sprawiedliwości
o wiele skuteczniej potrafimy siebie
badać i naprawiać. To ciągłe kontrolowanie nas samych jest niezmiernie istotne, gdyż pomimo naszego nawrócenia
i wyrzeczenia się grzechu pozostaje on
nadal atrakcyjną ofertą. Musimy prowadzić w sobie walkę o tę sprawiedliwość,
aby nasze życie można było uznać w jakimś sensie za spełnione w świetle tego
błogosławieństwa.
To błogosławieństwo zawiera w sobie
pułapkę, gdyż nasze pragnienie sprawiedliwości zostanie zaspokojone, jak
mówi Jezus. A co, gdy to my okażemy
się niesprawiedliwi? Gdy to łaknienie
zostało w sferze oczekiwania z mojej
jedynie winy? Wtedy to błogosławieństwo może być MOIM poważnym
problemem a nie ICH problemem.
Czy wtedy będziemy takimi gorliwymi
zwolennikami tegoż Jezusowego błogosławieństwa? Warto nad tym się zastanowić.
Łaknienie sprawiedliwości prowadzi do
rezygnacji z atrakcyjnych pokus i pragnień. Prowadzi do przewartościowania swojego spojrzenia na bliźniego, na
sytuację, w jakiej jesteśmy. Ten osobisty
aspekt łaknienia sprawiedliwości uwrażliwia nas na wszystkie aspekty naszego
Sprawiedliwość obiektywna i subiektywna
Jednym z problemów wcielenia w życie
pragnienia sprawiedliwości jest trudność
w obiektywizacji pojęcia. Co dla jednych jest sprawiedliwe, dla innych niekoniecznie. Możemy się tutaj posłużyć
Jak więc osiągnąć obiektywną sprawiedliwość? Moim zdaniem jedyną metodą jest sięgnięcie do Tego, który jest
zawsze prawdą. Jedynie, gdy punktem
odniesienia dla sprawiedliwości będzie
sam Bóg, nasze poszukiwania sprawiedliwości znajdą obiektywne kryterium
odniesienia. Przyjęcie jako wyznacznika sprawiedliwości sądów Bożych, etyki biblijnej, zasad wyrażonych w Piśmie
Świętym może nas uchronić przed brakiem obiektywności sprawiedliwości,
jaka pojawia się bez tych kryteriów.
Dlatego też dla nas, chrześcijan sprawiedliwość wyraża się w głębi naszej
wiary i zaufania Jezusowi. To wiara,
w której buduję swoje życie na Jezusie
i na stałym poznawaniu jego woli jest
jedynym sposobem, aby to łaknienie
sprawiedliwości stało się sprawiedliwością w nas i naszym życiu. Wzrost
duchowy jest metodą, która może nas
przybliżyć do spełnienia naszego marzenia o sprawiedliwości. Warunek jest
jeden: ten wzrost duchowy musi mieć
miejsce realnie w naszej codzienności.
Jeśli chcesz więc żyć w sprawiedliwości, to musisz nawrócić się do Jezusa,
oddać mu swoje życie pod kontrolę
i stale kroczyć za jego wskazówkami
i radami w życiu codziennym. Nie jest
to łatwe zadanie, ale konieczne. Łaknij
sprawiedliwości w swym życiu, bo inaczej jej nie zaznasz.
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
15
TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU
Modlitwa również nie jest religijnym rytuałem, ale często duchową pracą, aby
była skuteczna. Jak się modlisz? Czy
się łatwo poddajesz? Pamiętaj, że Bożą
wolą jest, abyś walczył. Nie ustępuj
więc i nie poddawaj się! To twoje modlitewne powołanie.
WALKA
Taka modlitwa posiada również dwa
wymiary: osobisty i publiczny. Omówmy je po kolei.
W MODLITWIE
Modlitwa osobista:
Mój czas przed Bogiem
Modlitwa osobista powinna zawierać
elementy: uwielbienia, wyznawania
grzechów, wstawiennictwa za innych,
strategicznych próśb o rozszerzenia Królestwa Bożego; szczere prośby odnośnie
naszych potrzeb.
Krzysztof Osiecki
„Proszę was tedy bracia, przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa i przez miłość
Ducha, abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach, zanoszonych za mnie
do Boga, bym został wyrwany z rak niewierzących w Judei i by posługa moja
dla Jerozolimy została dobrze przyjęta przez świętych, tak iżbym za wolą Bożą
z radością przyszedł do was i wśród was zaznał odpoczynku. A Bóg pokoju niech
będzie z wami wszystkimi.Amen.” (Rz 15:30-33)
M
odlitwa jest czymś, co można znaleźć w niemal każdej religii świata. Modlitwa to wylewanie serca przed
Bogiem. Jednak dla wielu modlitwa jest
tylko pewnym religijnym rytuałem. Dlatego ludzie nie oczekują szczególnej
odpowiedzi lub myślą, że skoro zwracają się do Boga, będą z tego tytułu mieli
u Niego jakieś względy. Na przykład w
islamie modlą się pięć razy dziennie. Jest
to pusty rytuał: biją pokłony i powtarzają pewne formułki, i niby ich Allah ich
słucha. Nie wiem, jaki faktyczny pożytek mają z tego. U nas w Polsce ludzie
często modlą się na różańcu i powtarzają modlitwy bez zastanawiania się nad
słowami. Nie jest to refleksja serca lub
jakaś rozmowa z Bogiem, tylko rytuał
odprawiany dla uzyskania jakiejś często nieokreślonej łaski. Ludzie myślą, że
z powodu wielu słów Bóg ich wysłucha.
Szkoda, ponieważ modlitwa naprawdę jest czymś cudownym i poprzez
nią możemy mieć kontakt z żywym
Bogiem. Bóg naprawdę odpowiada na
modlitwę konkretnie, kiedy zwracamy się do Niego z naszymi prośbami
16
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
w imieniu Jezusa Chrystusa. W dzisiejszym fragmencie zobaczymy między
innymi, że modlitwa wymaga duchowego wysiłku. Skuteczna modlitwa nie
wychodzi naturalnie. Trzeba wytrwać
w modlitwie, żeby doświadczyć Bożego błogosławieństwa. Więcej: mówi
też o tym, czym jest walka w modlitwie
oraz jak Paweł zachęcił wiernych do
szczególnej modlitwy o niego.
I. Walka w modlitwie
Zwróćmy uwagę na słowa: „Abyście
wespół ze mną walczyli w modlitwach
zanoszonych za mnie do Boga” (Rz
15:30). Nie oznacza to, że mamy w jakimś sensie walczyć z Bogiem. Oznacza jednak, że powinniśmy modlić się
całym sercem, żarliwie i gorąco, walcząc z własną słabością i znużeniem!
Modlitwa wymaga wysiłku duchowego
i dlatego jest pewną walką. Często nie
wychodzi naturalnie, trzeba zachęcać
się i motywować, aby w niej trwać.
Słowo tłumaczone tutaj jako „walczyć”
jest określeniem, którego używano
w kontekście sportowców na zawodach.
Chodzi o ich wysiłek w walce o nagrodę
– upór, wytrwałość i zdecydowanie.
Podobną myśl znajdujemy w Liście do
Kolosan (4:12): „Pozdrawia was Epafras,
który pochodzi spośród was, sługa
Chrystusa Jezusa, który nieustannie toczy za was bój w modlitwach, abyście
byli doskonali i trwali we wszystkim, co
jest wolą Bożą”. Tutaj apostoł Paweł określa modlitwę jako bój. Chodzi o to,
że Epafras długo i stanowczo modlił się
o wierzących w Kolosach. Poza sensem
walki z samym sobą widać tu też pewną nieustępliwość w zanoszeniu próśb;
wytrwałą uporczywość w przedstawianiu Bogu dobra Kolosan. Paweł wzywa wiernych w Rzymie do takiego samego stylu modlitwy. Jest to wzór dla
nas. Mamy toczyć bój w modlitwie za
innych.
A więc, modlitwa wymaga wysiłku
i czasu. Modlitwa nie jest jakąś dekoracją chrześcijańską do wiary, ale wyraża
naszą zależność od Boga. Owszem, są
różne formy modlitwy, ale nie lekceważmy owej zdecydowanej i oddanej,
o której mówi do nas Bóg przez Pawła.
Te wszystkie elementy widać w modlitwie „Ojcze Nasz” (Łk 11:1-4). Z kontekstu można wyczytać, że modlitwa „Ojcze Nasz” nie jest tajną formułką, która
ma być powtarzana, żeby osiągnąć jakiś
duchowy cel, lecz jest formą nauczania
nas na temat modlitwy, jako takiej. To
modlitwa wzorcowa; ucieleśnienie zasad: „A gdy... skończył modlitwę ktoś
z uczniów rzekł do niego: Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył
uczniów swoich. Wtedy rzekł do nich:
Gdy się modlicie mówcie...”.
Modlitwy osobistej trzeba się więc nauczyć. Raczej nie potrafimy się modlić
przez pół godziny lub godzinę, tuż po
nawróceniu. To przyjdzie z czasem, gdy
regularnie będziemy zwracać się do Boga z modlitwą. Wtedy pojawi się tendencja przedłużania naszej modlitwy. Będzie więcej nowych osób, sytuacji i intencji, o które powinniśmy się modlić.
Modlitwa jest pewnym znakiem prawdziwego ucznia Jezusa Chrystusa. Ten,
który szuka Boga w modlitwie jest
prawdziwym uczniem naszego Pana.
Paweł pisze: „abyście wespół ze mną
walczyli w modlitwach zanoszonych
za mnie do Boga”. Apostoł chce, żeby
wierzący razem z nim modlili się trwale
i gorliwie. To zaczyna się od naszej modlitwy do Boga.
Człowiek, który modli się regularnie
trwa w Chrystusie. Jezus powiedział:
„Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie a Ja
w nim, ten wydaje wiele owocu; bo
beze mnie nic uczynić nie możecie.”
(J 15:5). Modlitwa wyraża naszą totalną
zależność od Boga. Ten, który nie ma
czasu na modlitwę myśli, że sobie „radzi” bez Boga.
Potrzebujemy regularnego czasu modlitwy. Najczęściej tym czasem na
modlitwę jest poranek, kiedy wstajemy
i zaczynamy nasz dzień. Dobrze mieć
nawet dzienniczek lub zeszyt, w którym
zapisujesz prośby zanoszone do Boga.
Kiedy Bóg odpowiada na modlitwę,
można wrócić do tego tematu i podziękować Mu. Walczmy indywidualnie
w modlitwie!
Modlitwa publiczna:
w zborze albo w grupie
Jest wiele sytuacji, w których mamy się
modlić z innymi wierzącymi. Czasami
robimy to w domach, na spotkaniach
modlitewnych lub również w zborze.
Kiedy modlimy się publicznie, często
prosimy o wspólne sprawy, nie tylko
o swoje osobiste kwestie. Nieraz nowi
wierzący potrzebują trochę czasu, żeby
przyzwyczaić się do publicznej modlitwy. Krępują się i nie wiedzą, co mają
z tym zrobić. Należy przełamać takie
bariery.
Modlitwa publiczna nie ma być „na pokaz”. Jezus nauczał o tym w Kazaniu na
Górze: „A gdy się modlicie, nie bądźcie
jak obłudnicy, gdyż oni lubią modlić
się stojąc w synagogach i na rogach
ulic aby pokazać się ludziom; zaprawdę powiadam wam: Otrzymali zapłatę
swoją. Ale ty, gdy się modlisz wjedź do
komory swojej, a zamknąwszy drzwi
za sobą, módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który
widzi w ukryciu, odpłaci tobie.” (Mt
6:5-6). Oraz: „Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie, którzy chętnie chodzą
w długich szatach i lubią pozdrowienia
na rynkach i pierwsze krzesła w synagogach i pierwsze miejsca w ucztach; którzy pożerają domy wdów i dla pozoru
długo się modlą; tych spotka szczególnie surowy wyrok.” (Mk 12:38-40). Nauczanie i ostrzeżenie Jezusa odnośnie
publicznej modlitwy nie oznacza, że
w ogóle nie można modlić się publicznie. Ważne jednak są intencje. Chodzi
o to, żeby ta modlitwa nie była „aby pokazać się ludziom” (na pokaz). Nie modlimy się w zborze albo w grupie, żeby
inni ludzie zwrócili na nas uwagę, jacy
jesteśmy pobożni lub jak blisko Boga jesteśmy. Taka modlitwa jest obłudna i niewysłuchana przez Boga. Jednak czasem
są ludzie w kościele, którzy takie rzeczy
czynią. Chcą, żeby inni zobaczyli, że
oni są blisko Boga albo, że są bardziej
duchowi. Nie ma w tym nic pobożnego.
Modlitwa w grupie lub w zborze jest
jednak potrzebna. Jezus przecież powiedział: „Jeśliby dwaj z was na ziemi
uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek
rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18:20). Powinniśmy
więc modlić się z innymi. Wspólna modlitwa uzgodniona z innymi wierzącymi
ma moc! Tak więc problem z modlitwą
„na pokaz” nie powinien nas zniechęcić
do modlitwy w grupie jako takiej.
A jak jest z tobą? Czy uczyłeś się modlić
publicznie? Czy boisz się czegoś? Kiedy
Duch Święty cię pobudza, by otworzyć
swoje usta, aby uwielbić Boga lub wyrazić swoją wdzięczność czy zależność
od Niego, nie bój się. Kiedy jednak
modlitwa krąży wokół ciebie i Bożego
działania w tobie, zastanów się, kogo
tak naprawdę uwielbiasz?
Ogólne zasady modlitwy
W podstawowej formie modlitwa jest
rozmową z Bogiem. Rozmawiamy z Bogiem tak, jak rozmawiamy z naszym
ziemskim ojcem. Czujemy respekt i oddajemy hołd osobie Boga, ale On chce
także, żebyśmy wylali przed Nim troski
naszego życia i chce, żebyśmy walczyli
w modlitwie o innych.
W Psalmie 62, wers 9 czytamy: „Ufaj mu,
narodzie w każdym czasie. Wylewajcie
przed nim serca wasze: Bóg jest ucieczką naszą.” Jest napisane: „wylewajcie
przed Nim serca wasze.” Mamy własnymi słowami powiedzieć Bogu to, co
się dzieje w naszych sercach, w naszym
życiu. To jest prawdziwa modlitwa.
Poza tym, w modlitwie mamy być
zwięźli, a nie wielomówni. Bóg nie słucha nas z powodu naszej wielomówności. Myśl nad słowami. Nie ma nic
pobożnego w słowotoku. Modlenie się
długo wcale nie musi być bardziej pobożne od krótkiego westchnienia. Jezus
powiedział: „A modląc się nie bądźcie
wielomówni jak poganie; albowiem oni
mniemają, że dla swej wielomówności
będą wysłuchani. Nie bądźcie do nich
podobni, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
17
TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU
czego potrzebujecie, przedtem zanim
go prosicie.” (Mt 6:7-8). Tak więc, mamy
się modlić o nasze intencje, ale bez wielu słów odnośnie całej sytuacji i okoliczności. Przecież Bóg już wie to wszystko!
Nasz fragment z Listu do Rzymian zachęca nas do wytrwałej modlitwy –
żebyśmy nie ustawali. Mamy walczyć
w modlitwie często przeciwko własnej
cielesności, która nie ma ochoty modlić
się długo. Siła i wytrwałość w modlitwie przychodzi z czasem, z doświadczeniem i praktyką. Podobne jest to do
wysiłków sportowych: kiedy ćwiczymy,
mamy coraz więcej siły.
Poza tym, Duch Święty pomaga nam
w modlitwie. Jest napisane: „Podobnie
i Duch wspiera nas w niemocy naszej:
nie wiemy bowiem o co się modlić jak
należy, ale sam Duch wstawia się za
nami w niewysłowionych westchnieniach.” (Rz 8:26). Takiego działania Ducha Świętego trzeba po prostu doświadczyć. Zazwyczaj widać coś takiego,
kiedy modlimy się przez jakiś długi czas
i nie bardzo wiemy, o co powinniśmy się
dalej modlić. Duch Święty przypomina
nam o sytuacjach i osobach potrzebujących naszego wstawiennictwa. Czasami
można tego doświadczyć w modlitwie
grupowej. Chodzi o to, że jakaś prośba
przychodzi do głowy i zanim zacznę się
o to modlić, mój brat lub moja siostra
wznosi taką samą prośbę ku Bogu. Jest
to ciekawe zjawisko. Werset ten mówi,
że „nie wiemy bowiem o co się modlić
jak należy...”, ale kiedy modlimy się,
często Duch Święty współdziała z nami
i jest to rzecz wspaniała.
W imieniu Jezusa Chrystusa
Kiedy się modlimy do Boga, mamy się
modlić w imieniu Jezusa Chrystusa.
Chodzi o to, że przychodzimy do Boga
w autorytecie Syna Bożego i Jego pozycji przed Bogiem Ojcem. Przychodzimy
na podstawie Jego relacji z Ojcem. Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę
powiadam wam: O cokolwiek byście
prosili Ojca w imieniu moim, da wam.
Dotąd o nic nie prosiliście w imieniu
moim; proście, a weźmiecie, aby radość
wasza była zupełna.” (J 16:23-24).
Modlimy się więc do Ojca w imieniu Jezusa Chrystusa. Tu pojawia się różnica
między protestantami a rzymsko-katolikami. Katolicy modlą się w imię Ojca,
Syna i Ducha Świętego. Jednak nigdzie
18 • SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
w Biblii nie znajdziemy potwierdzenia
takiej praktyki. Ten zwrot „w imię Ojca,
Syna i Ducha Świętego” dotyczy chrztu
i znajdziemy go w Ewangelii Mateusza
(28:19). Jest to stwierdzenie, które jasno
określa Trójcę Świętą, jednak dotyczy
chrztu wiary, a nie modlitwy. Kiedy
uwielbiamy Boga, z pewnością możemy Go w ten sposób określić: „a za
wszystko bądź uwielbiony, jako Ojciec,
Syn i Duch Święty.” Jednak nie wtedy,
gdy prosimy. Dlaczego mamy się modlić do Ojca w Jego własnym imieniu?
Jaki to ma sens? Jezus powiedział, żebyśmy modlili się do Ojca w Jego imieniu
i wtedy Ojciec nas usłyszy.
Jeśli chodzi o przeżegnanie się i znak
krzyża, Pismo Święte nic nie mówi na
ten temat. Z historii Kościoła wiemy,
że podobny znak był praktykowany
przy chrzcie. Tertulian napisał o znaku
krzyża na głowie. Natomiast uczynienie znaku krzyża w żaden sposób nie
wzmacnia modlitwy i nie powoduje, że
modlitwa jest wtedy lepiej wysłuchana.
Reformatorzy Kościoła w XVI wieku nie
zakazali tej praktyki, ale również nie nauczali jego konieczności. To adiafora,
dodatek. Skoro tego nie było w Biblii,
uważali, że jest to rzecz drugorzędna
i wśród większości protestantów wierni
nie czynią znaku krzyża przy modlitwie. Jednak przede wszystkim trzeba
pamiętać, że modlitwa do Boga Ojca
ma być w imieniu Jezusa.
Skuteczność modlitwy
Skuteczna modlitwa powinna dotyczyć
konkretnych spraw. Apostoł Paweł, kiedy zachęcił zbór do walki w modlitwie
miał również wyszczególnione prośby.
Zobaczmy, co mówi tekst. Paweł prosił
o modlitwę o to, by:
• Został wyrywany z rąk niewierzących w Judei.
• Posługa jego została dobrze przyjęta
przez świętych.
• Aby przyszedł z radością do Rzymu.
• Aby zaznał odpoczynku wśród wierzących w Rzymie (Rz 15:31-32).
Modlitwa powinna więc dotyczyć konkretów. Paweł nie napisał, żeby modlili
się o niego ogólnie, lecz szczególnie,
o ważne dla niego sprawy. Mógł napisać
„módlcie się o mnie, żeby było dobrze”,
jednak napisał „proszę o modlitwę o...”.
Nasza modlitwa powinna być podobna.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że chrześcijanie piszą dzienniki modlitewne pomyślałem, że to
przesada. Ale spróbowałem i myślę, że
jest to wspaniała rzecz. Kiedy modlimy
się o konkretne sprawy, możemy radować się z Bogiem, gdy odpowiada na
nasze prośby.
Trzeba jednak podkreślić, że nie na każdą modlitwę otrzymamy odpowiedź
według naszego życzenia i rozumienia.
Widać to nawet w prośbach apostoła
Pawła, na przykład, kiedy prosił o to,
by „przyjść z radością do Rzymu” (Rz
15:32). Z Dziejów Apostolskich wiemy,
że trafił do Rzymu, jednak jako więzień
(Dz 28:16). Bóg odpowiedział na modlitwę wiernych, choć nie w taki sposób,
jaki przewidywali. Z nami bywa podobnie. Modlimy się o konkretną rzecz
i mamy jakieś wyobrażenia, jak Bóg ma
odpowiedzieć. Tymczasem Bóg odpowiada, tylko w inny sposób niż sobie
wyobrażaliśmy. Natomiast, jeśli nie
modlimy się w konkretnych sprawach,
w ogóle nie wiemy, że Bóg odpowiada
a nawet, że nas prowadzi. Nie mamy
żadnych oczekiwań, a przez to modlitwa zaczyna być pustym rytuałem.
Zakończenie
Mamy walczyć w modlitwie. Mamy
wytrwać, a to często wymaga wysiłku
duchowego. Dzięki Bogu mamy Ducha Świętego, który współdziała z nami
i daje nam siłę przez modlitwę, oraz nas
prowadzi. Modlitwa jest prostą rozmową z Bogiem a nie ćwiczeniem religijnym. Wyraża naszą zależność od Boga.
Modlitwa może być prywatna albo publiczna. Sądzę, że we właściwej formie
obydwa sposoby są bardzo skuteczne.
Ten, który „mieszka pod osłoną Najwyższego” (Ps 91:1) doznaje siły i mocy.
Tak jak ci, którzy uzgodnią swoje prośby
na ziemi i doświadczają potęgi Boga żywego. Modlitwa powinna być w imieniu
Jezusa Chrystusa, w konkretnych intencjach. Wtedy możemy dziękować Bogu
za Jego konkretną interwencję w sprawach naszego życia i Jego królestwa.
Na koniec przyjmijmy wspaniałą Bożą
obietnicę, która może być oparciem dla
naszych modlitw: „Wzywać mnie będzie, a Ja go wysłucham. Będę z nim
w niedoli. Wyrwę go i czcią obdarzę,
długim życiem nasycę go i ukażę mu
zbawienie moje” (Ps 91:15-16).
Bogdan Pszczoła
DUC HOWI
GRUBASI
M
ija 30 i ostatni dzień próby. Morgan
ma trudności z wejściem po schodach, wątroba na wykończeniu, waga
95 kg (przyrost o 12% w ciągu miesiąca),
ilość tkanki tłuszczowej w organizmie
podskoczyła z 11 do 18%. Przez prawie
cały czas próby czuł się przygnębiony
i wyczerpany.
Zanim nadszedł pierwszy dzień próby
dziennikarz zostaje gruntownie przebadany przez trzech lekarzy: kardiologa,
gastroenterologa, internistę oraz dietetyczkę i fizjologa. Możemy zobaczyć, ile
waży (84 kg), jak działa jego serce, jakie
jest jego samopoczucie. Wszystko jest
w jak najlepszym porządku.
bach z ich otoczenia i raczej nie były one
pozytywne. Mieli niskie poczucie wartości. Chętnie mówili o czasach, kiedy byli
młodzi. Życie przestało być dla nich radością i przygodą a stało się przykrą koniecznością. Długo myślałem o tym, co
ich spotkało i wydaje mi się, że stali się
„duchowymi grubasami”.
Przez kilka lat spotykaliśmy się z kilkoma przyjaciółmi w restauracji innej niż
wszystkie, na porannym studium biblijnym. Zdaję sobie sprawę, że miejsce jest
dość nietypowe, ale to jedno z niewielu
miejsc, które o 6 rano są dostępne dla
zabieganych poszukiwaczy Prawdy. Nie
chciałbym wypowiadać się za pozostałych, ale naprawdę trudno jest dotrzeć
na szóstą. Trzeba wyrwać się ze snu pilnując, by nie wyłączyć budzika, kiedy
dzwoni. Ochlapać twarz. Kawy pić nie
trzeba, bo tam gdzie się spotkamy podają ją w papierowych kubkach po 3,50 zł
w promocji. Śniadanie też tam sprzedają.
Któregoś dnia w czasie pośpiesznej konsumpcji jeden z przyjaciół spytał mnie,
czy oglądałem film dokumentalny „Super Size Me”? Nie oglądałem. Kilka dni
później wypożyczyłem go i obejrzałem.
Byłem wstrząśnięty!
Czas zacząć próbę. Dziennikarz wchodzi do restauracji i zamawia to, na co
ma ochotę. Dzieje się tak przez kolejne
kilkanaście dni. Po 16 dniach kontrolne
ważenie. Główny bohater filmu „Czy
wiesz co jesz” przytył 8 kilogramów.
Zaczął mieć problemy z wątrobą, cholesterol wzrósł o ponad 30%. Lekarz poleca przerwanie eksperymentu. Jednak
badacz jest niezmordowany – będzie
kontynuował swoją misję. Pojawiają się
pierwsze symptomy uzależnienia. Popada też w przygnębienie.
Jak się zostaje
duchowym grubasem?
Producentem i głównym bohaterem filmu jest dziennikarz Morgan Spurlock,
który poruszony procesem, jaki dwie
amerykańskie nastolatki wytoczyły firmie McDonald o odszkodowanie za
ich otyłość, postanowił zbadać na własnej skórze co wydarzy się, jeśli przez
30 dni stosowałby „McDietę” (jadł tylko
w McDonaldzie) i poruszał się tyle, ile
średnio poruszają się Amerykanie.
Oglądałem ten film z mieszanymi uczuciami. Nie byłem obojętny. Muszę przyznać się z lekkim rumieńcem, że za często
korzystam z „uroków” takiego jedzenia.
Właściwie większość naszych podróży
samochodem z dziećmi (lub bez) kończy
się na parkingu przy charakterystycznym
budynku z brązowym dachem. Wiem, że
to nie jest zbyt zdrowe jedzenie, ale jest
szybkie, nie wymaga zaangażowania, nie
wymaga pracy, jest tanie i łatwo dostępne. Zmęczonym i zabieganym ludziom
wydaje się, że to jest to.
Ostatnio w różnych miejscach spotykałem osoby, które nie miały siły iść dalej
z Bogiem. Ścieżka wydawała im się zbyt
trudna. Czuli się zmęczeni i przygnębieni. Mieli całą masę różnych opinii o oso-
Po pierwsze, każdy „duchowy grubas”
kiedyś był szczupły. Kiedy poznał Prawdę
(czyt. Jezusa), zachwycił się nią. Wcześniej próbował wielu rzeczy. Umartwiał
swoje ciało, starał się żyć według różnych
zasad lub praktyk, ćwiczył jogę, chodził
na pielgrzymki do różnych miejsc, dbał
o rzeźbę swojego ciała itp. Jednak spotkanie z Jezusem wszystko zmieniło – nie
musiał już walczyć o to, aby przypodobać się Bogu.
A Bóg pokochał go takim, jakim był. To
wspaniałe wiedzieć, że ktoś nie kocha cię
za to, co możesz mu dać, ale kocha cię
pomimo twoich wad. Człowiek ten chciał
lepiej poznać swojego Boga i zaczął chodzić do kościoła i czytać Słowo Boże.
Dość szybko zorientował się, że Bóg kocha go zbyt mocno, aby go takim, jakim
jest zostawić. Ucieszył się: „To wspaniale!
Teraz to dopiero się będzie działo!”. Prawdziwy duchowy pokarm dał mu siłę do
życia. Zaczął rozkwitać. To, jaki jest Bóg
i to, co dla niego zrobił, zaczyna wylewać się z niego. Jak strumienie wód. Nie
można tego powstrzymać. Ludzie mówią
mu: „ty jesteś jakiś inny”. To moment
dość trudny dla jego otoczenia, bo człoSŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
19
TEMAT NUMERU: WIARA W DZIAŁANIU
wiek ten zaczyna zadawać masę kłopotliwych pytań: co ten fragment Słowa znaczy? Dlaczego tak nie robimy? Dlaczego
w Biblii jest napisane to, a ty postępujesz
w taki sposób? Dlaczego w naszym kościele nie ma tego, czy tamtego? Ludzie
dość szybko tracą cierpliwość i zaczynają
go unikać. On zaczyna zauważać, że różni się od innych.
Mija czas. Pytania pytaniami, a życie życiem. Nasz szczupły duchowy człowiek
obserwuje dużych, sytych i silnych braci
z sąsiednich ławek i zaczyna myśleć –
chyba coś ze mną jest nie tak. Może rzeczywiście powinienem wyluzować? Oni
już od tylu lat chodzą z Bogiem, więc
pewnie wiedzą lepiej. Spróbuję ich naśladować. Będę szczęśliwy. Będę syty. Kupię dom, samochód. Pojadę na wakacje
zagranicę. Niestety to wszystko kosztuje.
Trzeba się poduczyć w zaocznej szkole,
dostać lepszą pracę, pracować trochę
dłużej, może na dwóch etatach. Nie ma
już czasu/siły na zagłębianie się w Biblię,
która leży w skrytce kupionego na kredyt
samochodu (w niedzielę trzeba się z nią
koniecznie pokazać w kościele, a tak to
przynajmniej jej nie zapomnę).
Zamiast prawdziwego duchowego pokarmu pojawia się przetworzone jedzenie – książki chrześcijańskie, kasety,
płyty DVD, CD. Na tematy, które mi
się podobają i mnie interesują. Żadnych
konfrontacji z rzeczywistością na swój
własny temat i trudnych pytań. Chcę być
spełniony, kochany i szczęśliwy. Zamiast
mozolnej zmiany charakteru – kilka przydatnych technik. Zamiast rozważania
i badania Słowa – walka na autorytety
autorów książek. Ten napisał tak, a ten
tak. Rośnie wiedza o różnych poglądach
chrześcijańskich, zamiast praktycznego
doświadczania Boga w Słowie, w modlitwie, świadectwie, wspólnocie z wierzącymi. Duchowy fast food. Płytkie relacje,
sztuczny uśmiech na twarzy, powierzchowna uprzejmość: musimy pogadać,
zdzwonimy się, wszystko w porządku,
Pan błogosławi!
Z czasem okazuje się, że: za dużo wiedzy, za mało ruchu; za dużo duchowego
fast foodu a za mało prawdziwego pokarmu; za dużo rzeczy, które są przyjemne
(o których lubimy słuchać) a za mało
tych, które są potrzebne/konieczne (konfrontacji z prawdą); naśladowanie ludzi
20
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
zamiast Chrystusa; nasycenie tym, co pokazuje TV, Internet, gazety, reklamy czy
koła opiniotwórcze (np. znajomi, sąsiedzi); folgowanie ciału i jego pragnieniom
– tworzą „duchowego grubasa”.
Jego serce jest ociężałe. Nie chce zmian.
Chce świętego spokoju i wygody. Chce
dobrze zjeść i troszczy się głównie
o swój byt (por. Łk 23,34). Chce przyjemnego nauczania i dobrego uwielbienia.
„Duchowy grubas” nie lubi rozmawiać
z młodymi wierzącymi – ich pytania nazywa dziecinnymi. Mówi: „też taki byłem
kiedyś – wyrośniesz z tego”.
„Duchowy grubas” mówi o tym, że nie
należy ludzi napominać, tylko kochać.
Nie należy im niczego narzucać – każdy
może mieć swoje zdanie, a Bóg przyszedł
przecież po to, aby nas uszczęśliwić. Dać
nam to, czego pragniemy. „Duchowy
grubas” wycofuje się z lokalnej społeczności, bo jego zdaniem ma ona za ciasne
horyzonty. Chce być niezależny od nikogo. Jedzie tam, gdzie akurat ma ochotę.
Gdzie mówią akurat coś „fajnego”. Myśli,
że teraz jest wielki, ale jest jedynie otyły.
Dlatego pomimo zachowywania pozorów, powoli w serce „duchowego grubasa” wkrada się niepewność: czy Bóg mnie
kocha? Czy jestem dla niego ważny? Przychodzi zwątpienie i zniechęcenie.
O kim tu mowa?
Kiedy czytasz te słowa, możliwe, że przychodzą ci na myśl różne osoby z twojego
otoczenia. Myślisz: X powinien to przeczytać!
Ale Jezus mówi: zbadaj najpierw siebie
(Mt 7:5). A może to ty jesteś Duchowym
Grubasem?
Czym się karmisz? Ile czasu standardowego dnia zajmuje ci skupienie nad Biblią? Jak długo się modliłeś w tym tygodniu? Kiedy ostatni raz opowiedziałeś komuś swoje świadectwo? Czy z radością
byłeś we wspólnocie z innymi wierzącymi? Któremu z nich ostatnio pomogłeś?
O kogo się modlisz? Z drugiej strony: ile
czasu spędziłeś na oglądaniu filmów? Telewizji? Chodzeniu po sklepach? Dbaniu
o wygląd zewnętrzny?
Miesiąc żywienia się w McDonaldzie był
kosztowny dla zdrowia Morgana Stanlock’a. W ciągu 30 dni przytył 11 kg. Zaczę-
ła mu szwankować wątroba, jego mózg
nie pracował już tak sprawnie, nie mówiąc już o wysiłku fizycznym. Był przygnębiony i zniechęcony. Ale był w tym
filmie element nadziei: jak tylko skończy
się próba, wyjdę na światło. Chcę, aby
było znowu tak jak kiedyś. Nie chcę żyć
wspomnieniami – chcę żyć dzisiaj. Zmienię dietę. Będę ćwiczył. Poradzę się innych, co mogę zrobić, by odzyskać zdrowie i sylwetkę.
Mateusz Wichary
Nieustanna
reformacja
Zmiany!
„Tylko od ciebie zależy, czy coś się zmieni”. mówi Morgan Spurlock. Pokusy nie
znikną. Nie zamkną restauracji, nie przestaną nadawać programów TV, nie przestaną wydawać książek, nie zlikwidują
Internetu. Ty decydujesz o zmianie! Ty
decydujesz, na co przeznaczysz swoje
siły i czas. Masz moc żyć innym życiem
– ona nie jest z ciebie, ale jest z Boga
(2 P 1:3). Jeśli pragniesz zmiany – zrób
to teraz.
Pamiętaj, że jeśli nie zaplanujesz czasu
z Bogiem – nie będziesz go miał. Więc
zaplanuj go! (Mk 6:46). Nie wystarczy zaplanować – trzeba być konsekwentnym
w realizacji (Mk 1:35). Chleb z wędliną
– niech Biblia będzie podstawowym produktem – książki jako dodatek. Najlepsze jest wrogiem dobrego! (2 Tym 3:16;
J 6:35). Jeśli nie chcesz czegoś konkretnego kupić, nie odwiedzaj galerii handlowych ani salonów samochodowych
(tylko się „nakręcisz”). Nie karm swojej
pożądliwości – napełniaj się Duchem
(Ef 5:18)! Mniej czasu przed TV i Internetem to więcej duchowego zdrowia dla
ciebie – zaangażuj się w życie ludzi!
Więcej czasu z głodnymi Boga ludźmi
– więcej możliwości „jedzenia” dla ciebie – znajdź osoby, z którymi będziesz
poznawał Słowo Boże. Musisz planować
odpoczynek – przemęczony nie będziesz
miał sił na duchowe rzeczy (Mk 6:31).
Dobra praca to dobry odpoczynek. Jedno i drugie ma wielkie znaczenie!
Jezus powiedział: Przez to uwielbiony będzie Ojciec mój, jeśli obfity owoc
wydacie i staniecie się moimi uczniami
(J 15:8). Może dobrym pomysłem będzie
to zrobić? Zmień przyzwyczajenia żywieniowe, sięgnij po Słowo Boże i pozwól Bogu zmienić ciebie!
31
października protestancki świat
obchodził Święto Reformacji. To
przypomnienie ruchu przemian w Europie Zachodniej, wskutek którego powstało trzecie historyczne skrzydło chrześcijaństwa, czyli protestantyzm, obecnie
rozwijające się w skali globalnej, w XX
wieku najmocniej spośród pozostałych.
Jednym z często zapominanych haseł
Reformacji jest zdanie: ecclesia reformata semper reformanda est. Czyli: Kościół
Reformacji (reformowany) jest Kościołem
nieustającej, ciągłej reformacji. Zmiana
dla Boga, to więc zadanie w każdym pokoleniu. Nie ma drogi na skróty: zmiany,
która raz wprowadzona działa jak perpetum mobile chroniąc Kościół przed
odstępstwem w kolejnych wiekach, choć
wielu tak postrzega samą XVI wieczną
Reformację właśnie. Może dlatego, że
z drugiej strony ta sama reformacja wskazała jedno, niezmienne źródło, które jest
nieustającym, spolegliwym punktem odniesienia. W którym ufnie patrząc pielgrzymujący i potrzebujący zmiany Kościół może znaleźć pomoc.
Oto więc mamy zarówno zadanie –
zmianę, jak i źródło dla poprawy. Zasady Reformacji, znane jako „protestanckie sola” w wyjątkowy sposób ujmują
podstawowe zasady reformy Kościoła;
to tory, po których Kościół powinien się
posuwać, aby bezpiecznie zmierzać do
Bożego celu. Przyjrzyjmy się im w kontekście wieku XVI, a następnie zasta-
nówmy nad ich współczesnym odniesieniem.
Sola Scriptura
Po pierwsze, reformacja protestancka postawiła na nowo, jako rozstrzygające pytanie apostoła Pawła: a co mówi Pismo?
(Rz 4:3). To pytanie zmuszające Kościół
do uznania swych źródeł za autorytet.
Źródeł, które w toku historii, szczególnie
poprzez nieznajomość języka stały się
odległe, obecne jedynie w podaniach
z drugiej ręki oraz formułach liturgicznych, z całym bagażem zmian i naleciałości różnorodnych tradycji i interpretacji. Zasada ta, znana jako sola Scriptura
(tylko Pismo ostatecznym autorytetem)
nie zaprzecza Bożemu głosowi w historii, ale poddaje go Bożemu głosowi
w Starym i Nowym Testamencie. Podobnie nie zaprzecza osobistemu prowadzeniu Ducha Świętego, ale i owo
doświadczenie poddaje obiektywnemu i
obowiązującemu cały Kościół autorytetowi Bożej Księgi.
To zasada wciąż aktualna współcześnie, w obu wymiarach. Wciąż grozi
nam uznanie rozporządzeń kościelnych,
naszych tradycji za jedyne trafne pojmowanie Pisma Świętego. Choć jestem
daleki od postulowania anarchii, jaką
wprowadza brak szacunku do dorobku
przeszłych pokoleń, a szczególnie wyznań wiary, które zyskały aprobatę zasadniczej części Bożego Kościoła to jed-
nak uważam, że Kościół musi nieustannie
pytać o to, w co wierzy i co czyni. Świat
bowiem stawia Kościół wobec coraz to
nowych wyzwań. Prawda, która nas wyzwala dotyczy coraz to nowych aspektów naszego życia. Obraz uczonego
w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebios jest wciąż aktualny: ciągle
musimy wartościować, choć już wobec
pełni objawienia to, co nas spotyka i dobywać z Bożego skarbca prawdy „nowe i
stare rzeczy” (Mt 13:52).
Po drugie, wciąż grozi nam zsubiektywizowanie wizji Boga w świetle prywatnych objawień. Choć Bóg na pewno
czasami prowadzi swoje dzieci w ponadnaturalny sposób, nie kazał nam na
nich budować ani swojej pobożności, ani
doktryny. To tak, jakby budować małżeństwo na miłosnych uniesieniach. To droga na manowce. Choć jest to wyjątkowy
i istotny aspekt małżeństwa, uważanie go
za najważniejszy jego wymiar bądź ciągły wymagany stan ostatecznie prowadzi
do poszukiwania owych uniesień poza
danymi przez Boga ramami. Małżeństwo
bowiem to bycie razem, które jest znacznie głębsze i szersze, niż owe szczególne
chwile. Ewa została dana Adamowi jako
towarzysz życia (Rdz 2:18), a nie dla zaspokojenia jego popędu. Podobnie życie
z Bogiem – to „chodzenie z Nim” jak
Henoch (Rdz 5:24) czy Jezus, który nie
szukał w relacji z Ojcem jakichś szczególnych doznań, jakichkolwiek by ich
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
21
nie miał. Najważniejsza dla Niego była
obecność i aprobata Ojca. Twardym, niewzruszonym fundamentem Kościoła ma
być więc jedno, spajające cały ów organizm na całej ziemi Słowo; Słowo Biblii,
w oparciu o które budujemy więź z Bogiem w całym jej bogactwie różnorodności doznań i doświadczeń.
Sola fide
i sola gratia
Po drugie, doniosłość Reformacji widzę
we wskazaniu na najważniejszą rolę wiary i powiązanie jej z odpowiedzialnością
za siebie jednostki. To zasada sola fide.
Chrześcijanin, choć jest częścią Bożego
ludu i jest to istotny wymiar jego istnienia, jest też odpowiedzialną za siebie
jednostką. Nie obrzezanie, czy jakaś
jego współczesna wersja, która pomija
całkiem świadomość i wolę rozstrzyga
o zbawieniu. „Bez wiary” bowiem „nie
można podobać się Bogu; kto bowiem
przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że
On istnieje i że nagradza tych, którzy go
szukają” (Hbr 11:6).
Niewątpliwie, są różne dary łaski i nie
każdy taki sam ciężar poniesie. W szczególności dar i urząd nauczycielski w Bożym Kościele wiąże się z większą odpowiedzialnością niż inne. Ale chrześcijanin nie może zdać się bezmyślnie na
Kościół. W szacunku do tej Chrystusowej
instytucji, której bramy piekielne nigdy
nie przemogły (Mt 16:18) musi jednak
„badać Pisma, czy tak się rzeczy mają”
(Dz 17:11). Musi, bo ostatecznie stanie
przed Bogiem nie w grupie, ale osobiście,
zdając z siebie sprawę.
Ów osobisty wymiar wiary stworzył
szczególną, osobistą, ale społecznie się
wyrażającą odpowiedzialność, która stała się w końcu etycznym dobrem całej
naszej zachodnio-europejskiej cywilizacji. Dobrem pchającym nas do przodu,
zmuszającym do poszukiwań, tworzenia
nowych konstruktów kościelnych i społecznych, ale również i ekonomicznych.
To nieustępliwy impuls do samodzielności i odpowiedzialności, motor postępu technologicznego, rozwoju nauki,
który nieprzypadkowo zrodził się właśnie w łonie naszej cywilizacji.
Warto dodać, że w ostatnim wieku przez
socjalizm i inne totalitaryzmy traktujące
ludzi jako bezkształtną, tępą masę został
stłumiony. Obecnie tłumi go również
22
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
etyka konsumpcjonizmu, wedle której
najwyższym obowiązkiem jest zaspokajać swe potrzeby bez zahamowania, bowiem przez to stajemy się dla innych rynkiem zbytu. Zwróćmy uwagę, że choć
dostarczają poczucie bezpieczeństwa
w tłumie i skądinąd przyjemny hedonizm, kryje się za nimi niewola. Prawdziwa wolność zawsze łączy się z odpowiedzialnością, podejmowaniem wyzwania
rozwoju, ryzykiem, którym naznaczone
jest życie wiarą; tworzenia Bożego Królestwa w różnych dziedzinach rzeczywistości, dla Jego chwały.
Ta odpowiedzialność paradoksalnie nie
kłóci się w żaden sposób z inną zasadą
Reformacji – mianowicie wskazaniem na
łaskę, jako jedyną przyczynę zbawienia
(zasada sola gratia). Łaska Boża bowiem
nie neguje ludzkiej odpowiedzialności.
Również w ujęciu predestynacji, czyli wiecznego przeznaczenia, w którym
wybór Ojca i dzieło odkupienia Bożego
Syna doskonale współgrają z działaniem
Ducha Świętego, który nie tyle zmusza
człowieka do wiary, co ową wiarę skutecznie w nim wzbudza, tak iż staje się
ona cechą chrześcijanina. To Bóg przecież sprawia w człowieku „i chcenie
i wykonanie” (Flp 2;13), tak iż faktycznie ową wolę Boga chce i wykonuje już
człowiek, a nie Bóg. Podobnie to Galacjanie „poznali Boga”, choć apostoł Paweł dodaje: „a raczej, kiedy zostaliście
przez Boga poznani” (Gal 4:19) pokazując, że inicjatywa jest po Bożej stronie.
Łaska dotyczy więc całego życia. Tak
usprawiedliwienia, jak uświęcenia. Dlatego apostoł Paweł mówi o „przeznaczeniu” do dobrych uczynków (Ef 2:10) tych,
którzy z łaski przez wiarę, a nie z uczynków zostali zbawieni (Ef 2:8-9).
Owo pytanie o łaskę wydaje się wciąż
aktualne. Z jednej strony pojawia się
niebezpieczeństwo „taniej łaski”. To
przekonanie o tym, że osoba nawrócona
nie musi wierzyć, ani się uświęcać, aby
zostać ostatecznie zbawiona. To rozdzielenie nowej natury od zyskania przebaczenia grzechów – coś, czego Biblia
nie zna. W Biblii dzieło Syna i Ducha,
jako pochodzące wspólnie od Ojca idą
razem. A więc, przebaczenie grzechów
mocą krwi Syna jest połączone z przemianą życia mocą Ducha. Kto jest usprawiedliwiony, uświęca się i na odwrót. Łaska więc, choć daje zbawienie za darmo,
wywołuje jednocześnie w grzeszniku
nową naturę, która stawia przed nim zadanie świętości, które ma swoją wysoką
cenę. Darmowe zbawienie i kosztowna
przemiana życia są więc nierozerwalnie
związane.
Z drugiej strony, istnieje ciągle niebezpieczeństwo obłudy, którą nasz Pan
widział w ówczesnych faryzeuszach.
Ktoś nazwał je „cieniem świętości”; to
niebezpieczeństwo pojawia się zawsze
tam, gdzie grzesznicy podejmują wysiłek zmiany dla Boga. I jest to niebezpieczeństwo nieuniknione. Każdy bowiem,
kto się zmienia, może w pewnym momencie zacząć owymi zmianami się
chełpić. Ze względu na nie uważać się
za lepszego, niż inni. Pogarda słów „tylko ten motłoch, który nie zna zakonu,
jest przeklęty” (J 7:49) może łatwo zmienić się we współczesną pogardę wyznania „tylko ten motłoch, który nie zna
ewangelii, jest przeklęty”. W żaden sposób znajomość ewangelii owej pogardy
nie uświęca. Lekceważenie i wyniosłość
są tak samo złe u chrześcijan, jak bezbożników. Nie uświęcajmy własnych
grzechów Bożymi darami!
Świadomość łaski jest nam w końcu
potrzebna dla misji i ewangelizacji. Poczucie niezasłużonego wyróżnienia
wywołuje wdzięczność, która popycha
do posłuszeństwa. Stwarza również
autentyczną radość i motywuje do podzielenia się tym, co mamy z innymi,
którzy również mogą z tego skorzystać.
Taki więc zarówno posłuszeństwo woli
Chrystusa, jak współczucie i życzliwość
wobec ludzi wokół dzięki świadomości
łaski owocuje w ewangelizacji i misji.
Nieprzypadkowo przechodząc do części
praktycznej w Liście do Rzymian Paweł
pisze: „Wzywam was tedy bracia, przez
miłosierdzie Boże, abyście składali ciała
swoje jako ofiarę żywą” (12:1). Przez miłosierdzie Boże. Ze względu na okazaną
mi łaskę – oto biblijna motywacja dla
ofiarnej pracy nad sobą.
Solo Christo
Po trzecie, znaczenie protestanckiej reformacji widać we wskazaniu na chrystocentryzm biblijnego przesłania. To
zasada solo Christo (tylko Chrystus jako
ośrodek naszej wiary). Warto tu podkreślić, że była to zasada nie tylko teologiczna, ale również liturgiczna. Z teologii – wskazania tylko na Chrystusa jako
pośrednika, drogę do Ojca – wynikały
zmiany w nabożeństwie. Skoro Chrystus jest jedynym pośrednikiem między
Bogiem Ojcem a nami, to nabożeństwo
musi ulec zmianom.
Jestem przekonany, że ta zasada ma
również i dziś swe zastosowanie. Czy
Chrystus jest w centrum nabożeństwa,
tak jak w centrum naszej teologii?
A może te dwie sztucznie rozszczepiamy? O czym śpiewamy? O czym
głosimy? Często mam wrażenie, że
w centrum jest człowiek, jego uczucia,
emocje i oczekiwania. Często, wbrew
deklaracjom zarówno pieśni jak kazania
są bardziej o ludziach, niż Chrystusie.
Wydaje nam się bowiem błędnie, że to
zaspokoi duszę osób zgromadzonych
w kościele. Wydaje nam się, że szukanie w Biblii człowieka jest ciekawsze
i bardziej zajmujące dla słuchaczy niż
szukanie w niej Chrystusa. Że pytanie:
co Biblia mówi o mnie? – jest ciekawsze
niż: co Biblia mówi o Chrystusie?
Z pozoru faktycznie tak jest. Ludzie
przecież rzeczywiście są „żądni tego,
co ucho łechce” (2 Tm 4:3). Tylko, że
to płytka i całkowicie nie apostolska
nauka i strategia rozwoju Kościoła. Oni
bowiem wszędzie widzieli Chrystusa
i mam wrażenie, że w pełni ich to satysfakcjonowało. Bowiem to Chrystusowi,
a nie sobie ufali i ich serca „pałały
w nich” (Łk 24:32), gdy otwierając przed
nimi Pisma „wykładał im co – uwaga!
– o nim było napisane we wszystkich
Pismach” (Łk 24:27). Kiedyś usłyszałem
zdanie, że jeśli twoje kazanie można
by wygłosić w Sali Królestwa, to czegoś
istotnego w nim brakuje. Myślę, że tak
jest. Mówmy o Chrystusie i śpiewajmy
o Chrystusie, a serca wszystkich, którzy
Mu ufają będą uspokojone i zadowolone.
Sprawić, by słuchacze pokochali Chrystusa i mówić im o Nim – oto strategia
Nowego Testamentu. Oto sedno przesłania, które głosili apostołowie. I to
działa. Znacznie lepiej niż schlebianie
słuchaczom. Bowiem karmienie miłości
własnej nic z Bogiem wspólnego nie ma
i ludzie instynktownie to czują. Jeśli mają
autentyczny, duchowy głód, pójdą dalej.
Choć „Bóg jest dla mnie” brzmi miło, nie
wystarczy jako fundament życia. Okazuje się bowiem szybko, że nie jestem
centrum świata, a więc albo ten Bóg nie
zna się na byciu Bogiem, albo przesłanie
to jest kłamstwem. „Ja jestem dla Boga”
brzmi trudniej, ale kiedy człowiek się
w tym odnajdzie okazuje się, że znajduje
w tym i Bożą miłość i łaskę. A zasada ta
wystarcza na całe życie.
W końcu, zasada „solo Christo” stoi na
straży naszej uległości względem ducha
czasów, który od nas wymaga, byśmy
zgodzili się na innych zbawicieli obok Jezusa. „Tak, Jezus jest Chrystusem (zbawicielem), no ale nie tylko On przecież. Podobnie Budda, czy Mahomet. Też może
być Chrystusem. Też prowadzi do Boga.
Przecież on jest miłością – czy to nie wy,
chrześcijanie o tym mówicie?”.
Oto przesłanie świata do nas. Czasem
delikatne. Czasem natarczywe. Czasem
odwołujące się do potrzeby posiadania
szerokich horyzontów (patrzcie szerzej),
czasem poczucia winy (jak możecie odmawiać innym prawa do zbawienia?),
a zazwyczaj po prostu sugerujące, że
myśląc inaczej skazujemy się na bycie
religijnymi fanatykami bądź ciemniakami. Pamiętajmy, że zawsze w jakimś
wymiarze prawda Boża konfrontuje
przyjęte w świecie przekonania i nigdy
nie było to dlań przyjemne. Czyli, możemy spodziewać się różnorodnych
strategii obronnych, wśród których
powyżej wymienione i tak należą do
nie najbardziej dotkliwych. Pomyślmy
o naszych braciach i siostrach w krajach,
gdzie prześladowanie oznacza bicie czy
nawet śmierć. I pamiętajmy, że trzymając się Chrystusa jesteśmy błogosławieni
bez względu na cenę (Mt 5:11).
Soli Deo gloria
W końcu, po czwarte, w ukierunkowaniu życia – kolejny raz – ku Bogu.
Tylko Bogu chwała – soli Deo gloria.
W strukturze feudalnej Bóg jawił się jako
ostatni suweren, w owej hierarchii bardzo od człowieka oddalony. Pomiędzy
nim a chrześcijaninem były całe rzesze
aniołów i świętych, a w perspektywie
ziemskiej – cała hierarchia kościelna
z jej sakramentami, względnie król z jego
książętami i panami.
Chrześcijanin pouczony wszystkimi powyższymi zasadami reformacji odnajdywał pierwotną bezpośredniość więzi z Bogiem. Oto serce poruszone łaską, wypełnione wiarą w Chrystusa, nakarmione
dostępnym i zrozumiałym Słowem Bożym – stoi wobec samego Boga i z owym
Bogiem może wejść w zażyłość. Bogiem,
który jest bezpośrednim Panem nad
wszystkimi dziedzinami życia, nad pracą,
rodziną, kościołem, polityką, wszystkim.
Oczywiście, była to na pewno intuicja
bliska wielu chrześcijanom przed Reformacją. Niemniej została ona w różny sposób zaciemniona. Reformacja ów
pełen chwały zaszczyt bezpośredniej
więzi z Bogiem każdego, najmniej nawet
docześnie znaczącego chrześcijanina
wydobyła w całej okazałości: „to, co jest
niskiego rodu u świata i to, co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle, to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić,
aby żaden człowiek nie chełpił się przed
obliczem Bożym” (1 Kor 1:28-29).
To zasada ważna również dziś. Wszyscy
mamy ten sam dostęp do Ojca. Różnorodność darów nie dowodzi różnej jakości więzi z Bogiem. Przeciwnie. Ostatni
będą pierwszymi, i na odwrót. Uważajmy w pochopnych sądach i bądźmy
wdzięczni za szczególne wyróżnienie,
jakie jest naszym udziałem w Chrystusie.
Soli Deo gloria to również zasada niszcząca podział rzeczywistości na świecki
i duchowy. To poddanie wszelkich porządków i funkcji społecznych Chrystusowi. On ma wszelką władzę nie tylko
nad niebem, ale i nad ziemią (Mt 28).
Dlatego niewolnik służący swemu ziemskiemu panu może zostać pouczony, by
widział swoją dolę szerzej: „cokolwiek
czynicie, z duszy czyńcie, jako dla Pana,
a nie dla ludzi wiedząc, że od Pana
otrzymacie dziedzictwo, gdyż Chrystusowi panu służycie” (Kol 3:23-24). Praca
niewolnika jest zdobywaniem wiecznego dziedzictwa. Jest służbą Wszechmocnemu, która spotka się z chwalebną odpłatą. Soli Deo gloria!
Czy mamy dziś tę samą wizję? Myślę, że
nie zawsze. Oddzielamy dość ostro rzeczywistość wiary i pracy; Kościoła i społeczeństwa. Nie wierzymy, że Bóg może
przemienić struktury firm czy władz. Zadowalamy się zmianami w osobistej etyce. Patrząc na historię myślę, że możemy
liczyć na więcej.
Semper reformanda!
Podsumowując więc, zmiana jest konieczna i to konieczność ciągła. Nie wolno nam nigdy owej zmiany zaniechać.
Ale jednocześnie mamy stały punkt odniesienia. To Słowo Boże, w którym możemy się przeglądać, bo jest niezmienne.
Bądźmy Jego wykonawcami, aby nie
oszukiwać samych siebie (Jak 1:22).
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
23
Janusz Kucharczyk
Z CYKLU
Filozofujący
chrześcijanie
Słowiańscy
spadkobiercy
Orygenesa
czyli ZŁOTY WIEK ROSYJSKIEJ
MYŚLI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
Źródła i charakterystyka
filozofii rosyjskiej
Do tej pory mówiliśmy o różnych narodowych tradycjach myśli chrześcijańskiej: starogreckiej, niemieckiej, angielskiej, nawet duńskiej. Nic jednak
nie było o Rosjanach. Nie kojarzą nam się oni ani
specjalnie z chrześcijaństwem (choć niby wiemy, że
wielkie znaczenie dla ich kultury ma prawosławie)
ani z filozofią, prędzej już z literaturą czy muzyką.
W istocie jednak ten największy słowiański naród
wydał wielu wybitnych filozofów, w dużej części
chrześcijańskich, acz pozostających często poza
głównym nurtem myśli europejskiej. Na ukształtowanie się tej rosyjskiej miało wpływ prawosławie,
które zachowało w swoich tradycjach wiele cech
chrześcijańskiej myśli greckiej. Tak jak na Zachód
wpłynęła ta Augustyna z Hippony, tak na Wschód
bardziej (jakkolwiek ta też w koncepcji duszy jako
obrazu Boga) owa nieco starsza, wywodząca się
z prac Orygenesa, potem Ojców kapadockich,
przetworzona przez Maksyma Wyznawcę w VI w.
W Europie zachodniej taki sposób myślenia obecny był w okresie renesansu karolińskiego, potem
w jakiejś mierze w odrodzeniu i romantyzmie, ale
nie wpłynął trwale na naszą mentalność. Inaczej niż
augustynizm traktował on świat jako pewną całość
pochodzącą od Boga i do Niego wracającą, w której
wszystko ze sobą się łączy: wiara i rozum, dusza i ciało, Kościół i państwo, Bóg, ludzie, aniołowie i demony. Człowiek jest wolny i musi do Stwórcy powrócić
w procesie przebóstwienia całego stworzenia. Państwo i filozofia są narzędziem działania Boga, tak samo jak Kościół i wiara, wszystko z Niego wypływa
i do Niego prowadzi. Człowiek jako część owego procesu nie ma znaczenia jako jednostka, ale jedynie jako fragment dochodzenia w wolności do swego
eschatologicznego celu. Rosyjski myśliciel we wszystkim chce widzieć boskie znamię przemiany świata. Odrzuca zachodni indywidualizm i naturalizm,
wierzy w teleologiczną zasadę zmieniającą świat.
W Rosji myśl religijna zawsze dominowała nad tą
świecką, która rozwijała się słabo, w istocie jeżeli
24
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
nie była chrześcijańska to też była religijna, tyle
że skierowana przeciw prawosławiu czy chrześcijaństwu w ogóle, ale pełna nabożnej pasji z tym
samym przekonaniem o dochodzeniu w wolności
do boskiego celu świata. Boga zastępuje wtedy bezosobowy bóg, jako zasada wszechświata (teozofia
Bławackiej), Natura (oświeceniowa myśl Radiszczewa) albo bóg jako Historia (Czadaajew), a wiarę
teozoficzna mistyka, hasło praw natury, dążenia
do całkowitej anarchii (Bakunin, Kropotkin) albo
komunistycznego państwa (Lenin), zawsze coś totalnego opartego co prawda na idei wolności, ale
w znaczeniu braku mechanizmu raczej, niż akcentowaniu indywidualnych wyborów, gdyż to całość,
a nie zbiór jednostek dąży do boskiego celu. Podział
między teologią a filozofią jasny na Zachodzie, tu
nie jest akcentowany – wątki obu dziedzin łączą się
z zadziwiającą swobodą.
Znaczenie filozofii chrześcijańskiej oparte na ludzkim
rozumie i tradycji jest tu tak silne jak w katolicyzmie,
ale ten oddziela filozofię i teologię, a prawosławna
tradycja rosyjska nie. Zbliża ją to do reformowanej,
też holistycznej w pojmowaniu rzeczywistości, ale
ta wszak redukuje filozofię do swego rodzaju teologii. W Rosji zaś mamy ich równorzędne połączenie.
Rzadko spotykana też na tym gruncie jest doktryna
predestynacji, a Kościół chętnie poddaje się władzy
świeckiej, co jest widocznym podobieńśtwem do
koncepcji luterańskiej, która ma jednak charakter
dualistyczny, gdy prawosławna raczej monistyczny.
Spór okcydentalistów
ze słowianofilami
Ważnym tłem dla rozwoju filozofii rosyjskiej
w XVIII i XIX w. było poczucie zacofania w stosunku
do Zachodu, pogłębiało ono jednak jeszcze rosyjski
sposób myślenia wpływając na pragnienie doświadczenia wielkiej przemiany kraju. Aleksandr Radiszczew (1749 – 1802) widzący w naturze źródło praw
pragnie dokonać gruntownych reform w Rosji, nie
spotkał się jednak ze zrozumieniem, uznano je za
zbyt radykalne. Ostatecznie po nieudanych próbach
zainteresowania władz swoimi ideami popełnił on
samobójstwo. Przed Rosją stanęło pytanie, na ile
ma się otworzyć na Zachód. W dobie romantyzmu
pojawiły się dwa zwalczające się obozy: akceptujących idee Zachodu okcydentalistów (zapadników),
za których prekursora uchodzi Piotr Czaadajew
(1794 – 1856) oraz podkreślających wartość własnych tradycji słowianofili, których najbardziej
znanym sympatykiem jest filozofujący i psychologizujący pisarz mocno osadzony w tradycji i wierze
prawosławnej Fiodor Dostojewski (1821 – 1881). Paradoksalnie oba obozy odwoływały się do Zachodu
jak i rozwijały myśl rodzimą, inaczej jednak stawiały
akcenty. W istocie doprowadziły do twórczej syntezy obu wątków tworząc w efekcie to, co nazywa
się złotym wiekiem rosyjskiej myśli chrześcijańskiej.
Kontynuował on tradycję rosyjską, jednak w dialogu z filozofią, teologią i nauką Zachodu. Można
wyróżnić tu jego trzy okresy: pierwszy kreślący
opartą na prawosławiu wizję ewolucji i postępu
w duchu pozytywizmu, przypadający na II połowę
XIX w, drugi widzący w nawrocie do prawosławia
alternatywę dla wizji bolszewickiej rewolucji przypadający na sam początek XX stulecia oraz trzeci,
biorący w obronę tę tradycję przed szaleństwem
terroru stalinowskiego. Krótko się im przyjrzyjmy.
Sołowojow i Fiedorow,
czyli myśl prawosławna
doby pozytywizmu
W II połowie XIX wieku przenikają do Rosji idee
pozytywizmu, wiara w ewolucję i naukę. Na Zachodzie prowadzą one w myśl typowego dlań
dualizmu do sprowadzenia wiary do osobistych
przeżyć lub etyki, filozofia jako rozumowa droga
poznania świata pozostaje świecka. Dla ówczesnych
myślicieli prawosławnych jednak ewolucja to nic
innego, jak dążenie świata do Boga, postęp to droga przebóstwienia, a nauka to narzędzie do jego
realizacji. Nie prowadzi to zatem do zachodniego
indywidualizmu ale przeciwnie, do osadzonego
w tradycji prawosławnej oczekiwania przemiany
świata przez Boga. Zatem chrześcijańskiej filozofii (a
nie czystej teologii czy nurtów przebudzeniowych)
tej epoki szukać należy właśnie w Rosji, gdzie idee
pozytywizmu padają na żyzny grunt prawosławia.
Za prekursora współczesnego transhumanizmu
widzącego w nauce sposób przezwyciężenia ograniczeń ludzkiej natury uchodzi związany z ówczesnym
nurtem kosmizmu, czyli interpretacją prawosławia
akcentującą znaczenie wszechświata i jego poznania, Nikołaj Fiodorow (1829 – 1903). Zadaje on
pytanie, dlaczego właściwie istnieje śmierć? Dla
Zachodu to problem albo z domeny czystej wiary
albo też ściśle naturalistyczny, naukowy, Fiodorow pyta o to odwołując się do nauki, ale zarazem
w kontekście trynitarnym i eschatologicznym. Chce
szukać jej przyczyn w naszym otoczeniu tak, by je
usunąć i otworzyć ludzkość na zmartwychwstanie,
aby w ten sposób doświadczyła przebóstwienia.
Dla Fiodorowa naukowa refleksja nad przyczynami śmierci to zarazem teologiczne rozważanie nad
upadkiem i powrotem grzesznego świata do Boga.
Jako pozytywista odrzuca tradycyjną filozofię
pytającą o to, czemu jest to co jest, szuka faktów
i postępu, ale pozostaje w tradycji myśli prawosławnej rozwijając ją w kontekście naukowym, czyniąc
nadzieję zmartwychwstania problemem nauk społecznych, biologicznych i bioinżynierii. Na Zachodzie
coś takiego byłoby nie do pomyślenia!
Przeżył on innego filozofa, w myśli którego widać
już pewne wątki modernistyczne, ale wierzącego
dalej w postęp, też interpretowany w duchu prawosławnej teologii, odwołującej się do faktu wcielenia
i miłości do Boga. Władimir Sołowojow (1853 –
1900), o którym mowa jawi nam się jako najwybitniejszy myśliciel rosyjski epoki. Zna dobrze filozofię
Zachodu a także katolicyzm i protestantyzm, sam
będąc wyznawcą prawosławia pragnie zjednoczenia tych trzech nurtów chrześcijaństwa uznając je
wszystkie za zbyt jednostronne. Uważa, że należy
dokonać zasadniczej przemiany kultury w duchu
chrześcijańskim. Głównym aksjomatem jego myśli
jest teologiczny dogmat o wcieleniu interpretowany jednak na wskroś filozoficzny, a zarazem zgodny
z ortodoksją sposób – Jezus jest zasadą jedności
wszechświata, zarówno jego aspektów przyrodniczych, jak i kulturowych, tak ducha jak materii,
w nim wszak Stwórca zjednoczył się ze stworzeniem, duch z materią, człowiek z Bogiem. Bóg-człowiek jest więc celem i zasadą wszechświata, On nadał sens ewolucji, która była wolnym zmierzaniem
przyrody do Boga. I jest zasadą jego przemiany.
Sołowojow oczekiwał chrystianizacji kultury, co
równie dobrze może przypominać zachodni konserwatyzm czy fundamentalizm, jak i liberalizm, social
gospel czy teologię wyzwolenia. Oczekiwał rewolucji, ale w duchu i za przywództwem Chrystusa
wyruszającego przeciw władzy Antychrysta.
Na Zachodzie (neo-)platonizm oddziaływał przez
intepretację Augustyna, a więc dualistyczną, prowadzącą często do tendencji ascetycznych czy
zmniejszania znaczenia cielesności. Sołowojowa
Platon przez takie opiewające Erosa dialogi, jak
Uczta czy Faidros inspiruje do apoteozy miłości
małżeńskiej, która urasta w jego pismach do rangi
eschatologicznej, jako zapowiedź ostatecznego
zjednoczenia Boga i człowieka, stanowi przedsmak raju jako coś dalece wznioślejszego niż spełnianie funkcji prokreacji, jak to często ma miejsce
w katolicyzmie czy zaspokajanie potrzeb cielesnych
jak u Lutra czy emocjonalnych, jak u Kalwina, staje się formą mistycznego zjednoczenia człowieka
z Bogiem poprzez miłość do osoby płci przeciwnej.
Romantyczne uczucie mężczyzny i kobiety w ujęciu Sołowojowa jawi się jako coś świętego – forma przebóstwienia człowieka przez wyzwolenie
w nim miłości usuwającej stający na przeszkodzie
w duchowym rozwoju ludzkiego egoizmu.
Szestow, Bułgakow,
Bierdiajew, czyli rosyjski
modernizm między
socjalistyczną rewolucją
a prawosławną tradycją
Lew Szestow (Lejb Szwarcman) (1866 – 1938), Siergiej Bułgakow (1871 – 1944), Nikołaj Bierdiajew
(1874 – 1948) (można by tu jeszcze wspomnieć
o teologu Pawle Evdokimowie) z powodu przemian
zapoczątkowanych przez rewolucję październikową
wybrali emigrację, i to na niej rozwijali swoje filozoficzne poglądy. Pierwszy z nich był rosyjskim Żydem zainteresowanym prawosławiem (choć nigdy
nie przyjął chrztu), który stworzył filozofię łączącą
wątki judaistyczne, starochrześcijańskie (Tertulian),
niektóre wschodnio- czy zachodnio-chrześcijańskie
średniowieczne (Piotr Damiani, Wilhelm Ockham),
protestanckie (Marcin Luter, Soren Kierkegaard),
oraz idee pewnych filozofów modernistycznych
(Nietzsche) a przeciwstawiającą się tomistycznemu katolicyzmowi i tradycji europejskiego racjonalizmu. Był tylko filozofem a nie teologiem, nie
wchodził w kwestie dogmatyczne, stając się jednak
radykalnym obrońcą wiary a krytykiem rozumu,
co hasłowo wyrażał głosząc wyższość Jerozolimy
i jej przeciwstawność w stosunku do Aten. Jako miłośnik Dostojewskiego, Kierkegarda i Nietzschego
uważał się za egzystencjalistę. Dla niego jednak to
oznaczało wiarę w wolność i brak ograniczeń dla
Boskiej wszechmocy. Racjonalista przerażony światem ucieka w logiczne konieczności, wiara zaś jest
uznaniem, że Boża i ludzka wolność im nie podlega.
Ta śmiało przeciwstawia się logice i zdrowemu rozsądkowi. Był kreacjonistą ale zarazem dopuszczał
myśl, że niektórzy pochodzą od małpy, mianowicie
wierzący w to. Wiara to dla niego coś silniejszego
od logiki i przeszłości – ona tworzy rzeczywistość.
Bardziej zgodną ze zdrowym rozsądkiem formę
egzystencjalizmu stworzył Nikołaj Bierdiajew, który akcentując w nim wolność stworzenia, do której
drogę odnalazł Bóg w cierpieniu Jezusa, opisał parafrazą słynnego powiedzenia Kartezjusza: Cierpię
więc jestem. Natura zostanie w końcu poskromiona
przez jej poznanie i cały świat poddany Bożej miłości – tak będzie zbawiony. W tym kontynuował myśl
wcześniejszych rosyjskich filozofów a zwłaszcza
Siergieja Bułgakowa, pod wpływem którego (tak
jak i Szestowa) odrzucił marksizm jako agresywną
religię wrogą innym wierzeniom, poddając zresztą
jego rozwój w Rosji dogłębnej analizie. Bułgakow,
choć syn popa też był marksistą do czterdzieste-
go roku życia, ale w wyniku studiowania dzieł m.
in. Sołowojowa i własnych przeżyć mistycznych
wrócił do prawsławnego neoplatonizmu w duchu
Orygenesa, jak on głosząc apokatastazę, czyli docelowe odkupienie wszystkich, nawet szatana (nie
należy mylić tego poglądu z uniwersalizmem czyli
wiarą w to, że nikt nie idzie do piekła, to raczej
uznanie ostatecznego wchłonięcia doczesnego jedynie piekła przez naprawdę wieczne niebo). Bóg
objawia się w świecie przez swoją mądrość Sofię,
przez którą dokonuje jego przebóstwienia, to zaś
zachodzi w człowieku przez rozwój Bożego obrazu
w sobie. Z komunizmem zaś nie polemizował tylko
jako filozof i teolog, ale i jako wybitny ekonomista.
Florienski, czyli prawosławny mnich w sprzeciwie wobec
stalinowskiego terroru
Nie wszyscy jednak myśliciele prawosławni wyjechali na Zachód, co też nie musiało oznaczać kolaboracji z komunistycznym reżimem. Wyjątkową
postacią jest tu Pawieł Florienski (1881 – 1937)
którego trudno nazwać filozofem, bo szerokością
swych zainteresowań wyprzedzał mistrzów renesansu czy Gottfryda Leibniza. Był teologiem,
filozofem, matematykiem, fizykiem, biologiem,
geologiem, a także poetą. Mimo nacisków ze
strony komunistycznych władz zmuszonych do
korzystania z jego wiedzy – nie dysponowały
bowiem nikim porównywalnym z nim pod względem erudycji – pozostał wierny prawosławiu i jego
tradycji, chodził ciągle w mnisiej szacie i okazywał
lojalność wobec hierarchów prawosławnych nie
akceptowanych przez komunistów. Kiedy przeciwstawił się im broniąc ważnych dla cerkwi relikwii,
został zabity przez stalinowskich siepaczy. Zanim
się to stało, zostawił godny podziwu dorobek we
wszystkich uprawianych przez siebie dziedzinach.
Jako filozof za najlepszą drogę do prawdy uważał
racjonalną intuicję łączącą mistyczną wrażliwość
z logiczną analizą, otwarcie i na Boga i naukowe
poznanie świata. Osiągnięcia współczesnej fizyki,
jak szczególną teorię względności odbierał w kontekście filozofii a nawet kosmologii neoplatońskiej,
widząc w opisywanym przez nią świetle fizyczną
najniższą formę duchowej światłości, łącząc tak
Einsteina z Platonem i Orygenesem a nawet swego
rodzaju neoplatońskim geocentryzmem.
Wnioski praktyczne
Prawosławie to nie tylko bezmyślny kult ikon, ale
i ciekawa myśl teologiczna, która scala wiele wątków biblijnych niejednokrotnie akcentowanych
słabiej przez katolików lub protestantów. Czy może
być pomocna dla współczesnego baptysty? To
pozostawiam decyzji czytelnika, samemu jednak
zachęcając do pogłębienia wiedzy na jej temat.
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
25
okazały się skuteczne w leczeniu wielu
z tych pacjentów.
Rush i reforma społeczna
Glenn Sunnshine, tłum. Paulina Barańska
BENJAMIN RUSH
(1745-1813)
Religia i edukacja w początkach Ameryki
Tak jak w przypadku Europy,
szkoły w koloniach amerykańskich były zakładane przede
wszystkim przez Kościoły i różnego rodzaju organizacje. Najbardziej jest to widoczne na szczeblu
uniwersyteckim – Harvard, Mary,
William, Yale, Princeton i Brown –
wszystkie te uniwersytety powstały jako instytucje religijne.
Wychodząc poza obszar wyższej edukacji powstawały także szkoły podstawowe, których celem była nauka Biblii. Istniało ku temu kilka powodów.
Jak mogliśmy zauważyć w poprzednich artykułach tej serii, chrześcijanie
od zawsze uznawali wagę umysłu
i co za tym idzie cenili edukację.
Następstwem Reformacji była wiara
w istotną rolę studiowania Biblii przez
aktywnych obywateli republiki. Na
przykład, w koloniach Nowej Anglii
szkoły publiczne podkreślały znaczenie Biblii z powodu tego, że koloniści nie ufali rządowi. Chcieli więc,
by ludzie znali dobrze Biblię tak, aby
w celu zapobiegania nadużyć władzy
mogli poddawać ocenie proponowane prawo na podstawie standardów
Pisma. Bardziej ogólnie rzecz ujmując
protestanci utrzymywali, że rozwijanie biblijnego światopoglądu jest niezbędne do stworzenia dobrze prosperującego społeczeństwa, które może
osiągnąć sukces. Pomimo tego, że nie
uważano, iż Biblia to jedyna Księga,
którą wszyscy powinni studiować, to
jednak wierzono, że Biblia zapewnia
niezbędne podstawy do uczenia się
każdej dziedziny życia oraz, że zawar-
26
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
te w niej nauki na temat tego, jak żyć
były niezbędne tak dla obywatelskiej
jak i indywidualnej moralności. Poglądy te miały wpływ na społeczeństwo
w okresie Rewolucji, a także we wczesnej Republice, włączając w to sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości.
Jednym z nich był Benjamin Rush.
Benjamin Rush
Rush był jednym z siedmiorga dzieci
Johna i Susanny Rush w Byberry, na
obrzeżach Filadelfii. Jego ojciec zmarł,
kiedy Rush miał 5 lat. W wieku 8 lat
został odesłany, by mieszkać ze swoimi krewnymi. Uczył się w szkole prowadzonej przez wielebnego Samuela
Finley’a w Nottingham, w Pensylwanii,
a następnie w wieku 10 lat rozpoczął
studia w College of New Jersey (obecnie jest to Uniwersytet Princeton).
Otrzymał tytuł w 1760 w wieku 15 lat.
Następnie Rush rozpoczął szkolenie
u Johna Redmana, lekarza z Filadelfii.
Uzyskując jego poparcie Rush przeniósł się dna Uniwersytet Edynburski,
na którym otrzymał tytuł lekarza. Przez
pewien czas praktykował medycynę
w Wielkiej Brytanii, lecz w 1769 roku
powrócił do kolonii. W wieku 24 lat
założył własną praktykę lekarską w Filadelfii i otrzymał tytuł profesora chemii
na Uniwersytecie Filadelfijskim (obecnie jest to Uniwersytet Pensylwanii).
W tym okresie napisał pierwszy podręcznik do chemii opublikowany
w Ameryce i stworzył także kilka traktatów na temat edukacji medycznej.
Rush zajmował się pracą medyczną, ale
oprócz tego był też żarliwym patriotą.
Napisał wiele patriotycznych esejów.
Thomas Paine nawet konsultował z nim
swoją pracę nad broszurą „Zdrowy rozsądek” (Common Sense) – jednym z bardziej wpływowych, pro-niepodległościowych pamfletów tamtych czasów.
Rush został wyznaczony do Kongresu
Kontynentalnego i stał się sygnatariuszem Deklaracji Niepodległości. Wkrótce potem został naczelnym lekarzem
wojskowym w Armii Kontynentalnej,
jednak rok później zrezygnował z powodu konfliktów z innymi lekarzami
w wojsku. Nie był również zwolennikiem George’a Washingtona i nawoływał do jego odwołania. Był to czyn,
którego później żałował. Po Rewolucji
Rush kontynuował swoją pracę w polityce, zwłaszcza jako członek konwencji
konstytucyjnej, która ratyfikowała Konstytucję Stanów Zjednoczonych.
Rush kontynuował swoją medyczną karierę po wojnie. Dołączył do zespołu lekarzy w Szpitalu w Pensylwanii, a także
nauczał teorii medycznej i medycyny
klinicznej na Uniwersytecie Pensylwanii. Podczas swojej kariery wyedukował
ponad 300 lekarzy. Co więcej, założył
Dickinson College – uniwersytet sztuk
wyzwolonych w Carlisle, w Pensylwanii.
Jedną z bardziej znaczących dziedzin
nauki, którą zajmował się Rush było leczenie chorób umysłowych. Twierdził
on, że ludzie cierpiący na tego rodzaju
choroby nie powinni być związywani
w lochach, ale powinni mieć zapewnione normalne warunki szpitalne. Wierzył
także, że zapewnienie im produktywnych zajęć może przysłużyć się ich
wyzdrowieniu. Obydwie te propozycje
Rush wykazywał zaangażowanie nie
tylko w pracy medycznej, ale także społecznej. Był jednym z założycieli Filadelfijskiego Społeczeństwa Poprawy Warunków Publicznych Więzień1. Oprócz
tego był także gorliwym abolicjonistą,
piszącym pamflety przeciwko instytucji
niewolnictwa w 1773 roku i przyłączającym się do ugrupowań abolicjonistów.
Nie zgadzał się w szczególności z poglądem popartym rzekomo naukowymi
dowodami, który głosił wyższość białoskórych nad czarnoskórymi ludźmi.
Jego biografia jest bardzo bogata. Kiedy
się z nią zaznajamiamy należy pamiętać
przede wszystkim o tym, że wszystkie
te działania były wynikiem wiary Rusha. Jego stanowisko odnośnie chorych
psychicznie, więzień i niewolnictwa
wywodziły się z tego, że postrzegał każdego człowieka jako stworzonego na
obraz Boga. Dlatego też każdy z ludzi
zasługiwał na to, by być traktowanym
z godnością i szacunkiem. Jego poglądy
dotyczące znaczenia pracy dla naszego
dobrego samopoczucia potwierdzają
idee, które możemy znaleźć w biblijnym światopoglądzie.
Stanowisko Rusha odnośnie abolicji było
historyczną pozycją Kościoła, a w jego
czasach było podtrzymywane przez
ewangelikałów w Brytanii i Ameryce.
Jego zainteresowanie dobrem czarnoskórej populacji sprawiło, że pracował
jako doradca Richarda Allena w sprawie założenia Afrykańskiego Kościoła
Metodystyczno-Episkopalnego, któremu
udzielił swojego publicznego poparcia.
Rush i polityka
Polityczne poglądy Rusha również były
zaczerpnięte z tradycji chrześcijańskiej.
Jego pogląd na niezbywalne prawa można zauważyć i u Johna Locke’a, i u średniowiecznych teologów scholastycznych. Jego idee dotyczące wolności
i tyranii można było także już zaobserwować i u Locke’a, i w protestanckiej
teorii oporu rozwiniętej w reakcji na
prześladowania w XVI wieku. Co więcej, cały nastrój Biblii przywiódł Rusha
1 tłum.własne. Oryginalna nazwa: the Philadelphia Society
for Alleviating the Miseries of Public Prisons.
do takich a nie innych poglądów politycznych. Twierdził, że „chrześcijanin
jest republikaninem. Historia stworzenia
człowieka, relacja pomiędzy gatunkami,
która jest zapisana w Starym Testamencie jest najlepszym zaprzeczeniem boskiego prawa królów, oraz najsilniejszym
argumentem używanym na rzecz pierwotnej i naturalnej równości ludzkości.
Powtórzę więc – chrześcijanin nie może
nie być republikaninem, ponieważ każda zasada ewangelii wręcz wpaja nam
pokorę, potrzebę samo-wyrzeczenia,
braterskiej dobroci, jak i bezpośrednio
wyklucza pychę monarchii i dworski
przepych. Chrześcijanin nie może zawieść tak, by nie być przydatnym republice, dlatego, że jego religia uczy go, że
żaden człowiek nie żyje dla siebie samego. I co więcej, chrześcijanin nie wyrządza szkody, jako że jego religia naucza,
by w każdej sytuacji czynił innym to,
czego sam by chciał, by mu uczyniono
w podobnych okolicznościach”.
sposób ustanowienia i zachowania form
republikańskiego rządu; to znaczy, uniwersalną edukację naszej młodzieży zawartą w zasadach chrześcijaństwa, za
pomocą Biblii. Ta boska Księga, ponad
wszystkie inne promuje równość wśród
ludzi, szacunek dla sprawiedliwego
prawa, a także wszystkie te trzeźwe
i skromne cnoty, które składają się na
duszę republikanizmu”.
Rush i edukacja
Ten argument jest kluczowy dla poglądów Rusha na temat Biblii i edukacji.
Rush uważał, że edukacja była niezwykle ważna, by stworzyć pełne cnót społeczeństwo, jednak edukacja ta powinna
być oparta na Biblii. Nauczanie Biblii,
poza zyskaniem wiedzy o zbawieniu
przyczynia się również do zarówno osobistego, jak i społecznego dobra.
Rush był świadomy podstaw dla swojego myślenia i dlatego też bronił edukacji na każdym poziomie. Nie tylko
udzielał się na szczeblu akademickim,
ale był także uznany za ojca Amerykańskiej edukacji publicznej oraz był
głównym stronnikiem Amerykańskiej
Unii Szkoły Niedzielnej (The American
Sunday School Union). Według niego
chrześcijaństwo odgrywało niezbędną
rolę w prawidłowym funkcjonowaniu
społeczeństwa. Głęboko wierzył, że
właśnie ono powinno stać się sercem
edukacji. Ujął to w następujący sposób: „Uważam, że bez religii uczenie
się może wyrządzić wiele krzywdy dla
moralności i zasad ludzkości”.
Rush twierdził w szczególności, że edukacja religijna jest konieczna dla republiki: „Jedyną podstawą dla pożytecznej
edukacji w Republice powinna być religia. Bez niej nie istnieje żadna cnota,
a bez cnót nie może być wolności, wolność natomiast jest celem życia każdego rządu republikańskiego”. I chociaż
w tym eseju Rush twierdzi, że jakakolwiek religia jest lepsza od braku religii
w ogóle, jeśli chcemy promować cnoty, to jednak jasno wierzył w wyższość chrześcijaństwa i ważność Biblii:
„Utrzymujemy, że jesteśmy republikanami, a mimo to zaniedbujemy jedyny
Tak więc, Biblia jest niezbędna, aby republika mogła odnieść sukces. A nawet
można powiedzieć więcej – Rush uważał, że wartości, do których zachęca Biblia obejmują całe życie. Ojciec Amerykańskiej edukacji publicznej stwierdził:
„(...) jeśliby nawet Biblia nie zawierała
nawet jednej wskazówki, jak osiągnąć
szczęście wieczne, powinna być czytana w naszych szkołach zamiast innych książek, ponieważ zawiera niesamowitą ilość takiego rodzaju wiedzy,
która służy szczęściu doczesnemu tak
prywatnemu, jak społecznemu”.
Takiego typu poglądy można odnaleźć
w całej historii Kościoła, a to dlatego,
że biblijny światopogląd prezentuje
prawdę. Zrozumienie i jej stosowanie
może przynieść dobre rezultaty tak
dla jednostki, jak i dla społeczeństwa,
a ostatecznie prowadzi też do Nieba. Tak więc, chrześcijaństwo nie jest
religią nie z tej ziemi. Wręcz można
powiedzieć, że wierzy w dobroć tego
świata i wzywa do pracy nad tym, by
naprawić to, co w nim złe, a nie jedynie „załatwić” Niebo i czekać na nie.
A proces tej przemiany rozpoczyna się
wraz z edukacją.
Czy jesteś zaangażowany w niesienie
pomocy, by edukować kolejne pokolenia uczniów Chrystusa? Jak możesz
pomóc? Zapytaj swojego pastora, czy
mógłbyś pomóc w nauczaniu dzieci
w twoim kościele. Przygotuj się dobrze
poprzez stworzenie programu indywidualnego studium biblijnego światopoglądu.
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
27
Kobieta kobiecie
Znane opowieści innej nieco treści
Mam prawo do
…
Beata Jaskuła-Tuchanowska
J
akiś czas temu spędziłam kilka dni na Ukrainie w zaprzyjaźnionej wspólnocie baptystycznej w Borysławiu. Po nabożeństwie, w czasie którego mój mąż przekazywał pozdrowienia i wieści z naszego zboru, podeszła do nas kobieta
w podeszłym wieku. Powiedziała do nas poprawną polszczyzną: „Wszystko zrozumiałam. Moja mama była Polką
urodzoną w przedwojennej Galicji, w Krakowie. Potem rodzice przenieśli się trochę na wschód. Najpierw do Przemyśla,
gdzie ja się urodziłam, a następnie do Borysławia, który był
wtedy na terenach polskich”.
Dziwak
W
idziano go w różnych punktach
miasta. Dziwak w podartych
dżinsach i kraciastej koszuli. Siadał
w kucki przy jednym z tych bladych,
patrzących w przestrzeń niewidzącymi
oczyma. Podawał im rękę i chleb, jabłka, rozmawiał nie zwracając uwagi na
kolorowy tłum pędzący, przechodzący,
kupujący...
Był i przy kobiecie leżącej wprost na
chodniku, z dwójką brudnych, brunatnych dzieci. W jakim języku rozmawiali? Któż to wie! Kto by się tam zastanawiał nad dziwakiem.
REKLAMY
Alina Woźniak
A jednak nie mogę zapomnieć tej
promiennej radości, która rozświetlała jakby od środka tę jego wcale nie
urodziwą twarz. I te dłonie, delikatne,
a jednak z jaką siłą poklepywały czy
głaskały te kłęby szmat, te skołtunione,
brudne włosy, te zarażone ramiona.
Widziałem też kiedyś starą prostytutkę,
która płakała, bo uśmiechnął się do niej
kupując z jej wózka gazetę. Rozmawiał
z nią o jej psie. Zwykły kundel, ale dla
niej był wszystkim... i On to rozumiał,
nie wyśmiewał się z niej jak inni, że
uszyła mu kubrak na zimę, bo mar-
zły mu łapy. Stara wariatka... płakała
z tak błahego powodu!
Dlaczego nie rozmawiał ze mną, dlaczego mnie nie poklepał przyjaźnie,
nie wsiadł do mojego samochodu?!
Poczęstowałbym Go kolacją, pokazałbym Mu nasz dom. Hm... Tylko co
by powiedzieli sąsiedzi, gdyby dowiedzieli się, że gościłem tego dziwaka,
z którego zachowania śmieje się całe
miasto?! Jeszcze by pomyśleli, że ja
też taki jestem... więc może lepiej, że
odszedł?
DOcieraj
z informacją
tam, gdzie my
• moduły reklamowe (1, 1/2, 1/4, 1/3, 1/6 str., inne)
• ogłoszenia, zaproszenia, informacje
• ulotki dołączane, wspólna przesyłka pocztowa
• opracowanie graficzne materiałów
Zgłoszenia, informacje, cennik:
e-mail: [email protected]
Inni nasi rodacy wyjeżdżają z kolei na Zachód, by korzystać
z panujących tam praw. Myślę o tej kobiecie i innych Polakach żyjących poza terenem naszego kraju. Jakże inaczej
wygląda nasze życie, inne mamy prawa tylko dlatego, że
jesteśmy w innym miejscu na ziemi! Mówimy tym samym
językiem, w naszych żyłach płynie polska krew, a jednak urodzić się w polskiej rodzinie w Warszawie, w polskiej rodzinie
w Londynie, we Lwowie czy Wilnie to nie to samo. Mamy
inne prawa i nie mamy na to wpływu.
Żyjąc na terenie określonego kraju, pewne prawa nabywamy przychodząc na świat. Inne prawa również nabywamy
automatycznie, ale przysługują nam w określonym czasie.
Nabywamy je i tracimy w zależności od wieku. Są to prawa
dziecka, czy prawa ucznia, prawo do zawarcia związku małżeńskiego, czy prawo do głosowania. Inne zależą od naszej
pozycji zawodowej: prawa pracownika, prawa pracodawcy.
Jeszcze inne od naszego stanu: prawo do urlopu macierzyńskiego, prawo do renty zdrowotnej.
Jednak niektóre prawa nabywamy tylko w określony sposób.
Musimy spełnić wymagania, nabyć określone umiejętności,
zdać egzamin, by skorzystać z tych praw. Są to między innymi: prawo do prowadzenia samochodu, prawo do nauczania
dzieci, prawo do leczenia.
Najważniejsze prawo do...
W Ewangelii Jana (1:12-13) czytamy o szczególnym prawie,
które możemy nabyć: „Tym zaś, którzy go (Jezusa) przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą
w imię Jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej
woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga”.
Panuje obiegowa opinia, że wszyscy ludzie jako Boże stworzenie są dziećmi Bożymi i wielu z nas od najmłodszych
lat powtarzało słowa modlitwy Pańskiej: Ojcze nasz… Jednak powyższy tekst mówi nam, że jest określona procedura, którą należy spełnić, by stać się dzieckiem Bożym. Nie
jest to prawo przysługujące automatycznie z urodzenia. Ktoś
zauważył, że Pan Bóg nie ma wnuków, tylko dzieci. Rodząc
się w polskiej rodzinie jesteś Polakiem i automatycznie nabywasz prawa przysługujące ci w Polsce. Jednak rodząc się
w chrześcijańskiej rodzinie nie nabywasz praw dziecka Bożego. Pan Jezus w jednej z rozmów z Żydami powiedział im, że
swoim życiem udowadniają, że nie są dziećmi Abrahama, że
Bóg nie jest ich Ojcem (Jan 8:41-45). Prawo dziecka Bożego
jest to prawo nabyte na warunkach, które stawia sam Bóg.
Gdy stawiamy pytanie: czy jesteś dzieckiem Bożym? – często słyszymy odpowiedź: nie mam pewności; być może tak;
wydaje mi się, że nie; czuję, że Bóg jest moim ojcem. Tak
jak jednoznacznie możemy odpowiedzieć na pytanie: czy
jesteś żoną?, czy masz uprawnienia płetwonurka?, czy masz
licencję instruktora narciarskiego?, tak też wymagana jest
jednoznaczna odpowiedź na pytanie: czy jesteś dzieckiem
Bożym? Nie możesz powiedzieć: wydaje mi się, że jestem
ratownikiem wodnym. Nie możesz powiedzieć: czuję, że jestem lekarzem pediatrą. I tak, jak potrzeba spełnić określone
warunki, by zdobyć licencję płetwonurka czy żony, czy lekarza, tak też należy poważnie potraktować warunki, jakie
stawia Pan Bóg, by stać się Jego dzieckiem. Na jakiej podstawie masz te uprawnienia? Czy na podstawie swoich zasług,
odczuć? Czy na podstawie przyjęcia Jezusa i żywej wiary
w Niego, na podstawie narodzenia się z Boga?
Posiadanie określonych licencji i uprawnień napawa nas
dumą, że potrafimy coś zrobić, że mamy talent, że zdaliśmy
egzamin, sprostaliśmy wysokim wymaganiom. Jednak uprawnienia dziecka Bożego nie są dawane na podstawie naszej
zdolności, umiejętności. Zdobywamy je wiarą, zaufaniem
i przyjęciem tego, czego dokonał Bóg w Jezusie.
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
29
opracowanie: Nela i Zbyszek Kłapa
„A takie jest to świadectwo, że żywot wieczny dał nam Bóg,
a żywot ten jest w Synu jego. Kto ma Syna ma żywot, a kto nie
ma Syna Bożego, nie ma żywota” (1 Jan 5:11-12).
Czy posiadając „licencję dziecka Bożego” znam
swoje „uprawnienia”?
Przysługujące prawo nie zawsze jest przestrzegane w naszym
świecie. Dlatego powołanych jest wiele instytucji, by czuwać
nad prawami poszczególnych grup społecznych, by informować
o przysługujących nam prawach. Istnieją rzecznicy obrony praw
dziecka, praw konsumenta, praw pracownika. Czy znam swoje
prawa? Czy korzystam z przysługujących mi praw na co dzień?
Dobrze jest być świadomym, jakie prawa nam przysługują, aby
móc z nich korzystać. Na przykład, nauczyciel ma prawo skorzystania z urlopu płatnego do poratowania zdrowia. Uczeń ma
prawo do ubiegania się o warunkowe przejście do następnej
klasy, mimo jednej niedostatecznej oceny końcowej. Nieznajomość prawa powoduje, że często nie korzystamy z przywilejów,
jakie nam przysługują. Znana jest historia pewnego człowieka,
który za wszystkie swoje pieniądze kupił bilet na statek płynący
z Europy do Ameryki. Rejs był długi, więc podróżnik zaopatrzył
się w suchary na drogę. Po kilku dniach rejsu znudziło mu się
jedzenie tylko sucharów i picie wody zwłaszcza, że obserwował
innych pasażerów zjadających ciepłe, smaczne posiłki. Zdesperowany zdobył się na odwagę i poszedł do kapitana z prośbą
o możliwość korzystania chociaż raz dziennie z ciepłego posiłku w zamian za dowolną pracę na statku. Kapitan zdziwiony uśmiechnął się do pasażera i powiedział: młody człowieku,
zgodnie z prawem w ramach biletu na mój statek, masz zapewnione wszystkie posiłki.
Czy korzystam z przywilejów dziecka Bożego? Czy raczej moje
życie wygląda, jak podróż pasażera statku żywiącego się jedynie sucharami. Pan Jezus porównując siebie do dobrego pasterza zapewnia: „Ja przyszedłem po to, aby /owce/ miały życie
i miały je w obfitości” (J 10:10). Jakże ważne jest, by dziecko
Boże wiedziało, że jego niebiański Ojciec potrafi przekształcić
nawet pozornie niekorzystne okoliczności w ostateczne dobro
w życiu pobożnych ludzi (Rzym 8:28). Słowo Boże zapewnia
nas, że Bóg ma dla nas dobry plan: „Albowiem ja wiem, jakie
myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją” (Jer.
29:11). Czytamy też, że „Jezus wydał samego siebie za grzechy nasze, aby nas wyzwolić z teraźniejszego wieku złego,
według woli Boga i Ojca naszego” (Gal. 1:4). Zatem nie o to
chodzi, żeby doczołgać się do nieba i zawołać „Chwała Bogu,
udało się!”. Możemy żyć zwycięskim życiem tu i teraz dzięki
„licencji” dziecka Bożego. Prawa dziecka Bożego są dla każdego jednakowe, niezależnie od czasu i miejsca na ziemi.
30
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
Dzisiaj w świecie mamy wszechobecne współzawodnictwo. Stosowane są różne sposoby eliminowania konkurencji. Niektóre grupy zawodowe tworzą ostre zasady, czy
reguły pozwalające na przyłączenie się do danej grupy.
Tworzone są urzędowe zezwolenia, licencje na wykonywanie czynności, której nie wolno wykonywać bez tego
zezwolenia. Świadomość konkurencji wywołuje wrogie
zachowania wśród ludzi. W trakcie przygotowań do egzaminu nie ma szans na wzajemną pomoc. Pomagając
koledze, narażasz się na konkurencję. Usłyszałam ostatnio, że młodzi ludzie w szkole w wyścigu o najlepsze
miejsca podsuwają sobie nawzajem podpowiedzi z celowo naniesionymi błędami. To dopiero skuteczny sposób na wyeliminowanie konkurentów! Rodzice w domu
przestrzegają: nie korzystaj z podpowiedzi kolegów i nie
ściągaj na klasówkach, nie dlatego, że to nie uczciwe,
ale dlatego, że tam będą celowe błędy.
Żyjemy w świecie, gdzie korzystanie z określonych praw
stało się podobne do dzielenia się tortem. Im więcej ludzi do podziału, tym mniejszy kawałek tortu nam się trafi.
Napływający imigranci z Afryki stają się niewygodnymi
gośćmi w Europie. Dyskusja nad przystąpieniem Ukrainy
do Unii Europejskiej często kończy się pytaniem: czy my
aby na tym nie stracimy? Im więcej gospodyń zna ten sam
świetny przepis na ciasto, tym mniej atrakcyjna i mniej
oryginalna jestem z tym ciastem. Czy podam go dalej?
Jak jest z konkurencją w Królestwie nie z tego świata,
w Bożej rodzinie? Na kartach ewangelii czytamy o wartości
każdego dziecka Bożego. Nie jest ona mierzona naszymi
zasługami, specjalnymi umiejętnościami. Nasza wartość
jest mierzona tym, co Bóg dla nas uczynił. Jesteśmy warci
śmierci Jezusa. Dlatego musimy zrozumieć, że wszystko, co
możemy od Boga przyjąć zostało już dokonane i nie musi
On robić czegoś, co już zrobił. Przywileje dziecka Bożego
nie zmniejszają się w miarę, jak przybywa członków Bożej rodziny. Tort jest tak wielki, że na wieczność starczy dla
wszystkich! Jezus opowiadając historię o zgubionej owcy,
o zgubionej monecie i o marnotrawnym synu podkreśla
wartość każdej osoby w Bożych oczach. Prawo bycia dzieckiem Bożym jest dla każdego, nie ma ograniczonej liczby
możliwych członków Bożej rodziny, bo „Bóg tak umiłował
świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto
w niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny”.
S.C Lewis powiedział: „Chrześcijaństwo to twierdzenie,
które, jeśli jest fałszywe, nie ma żadnego znaczenia, a jeśli jest prawdziwe, ma nieskończenie wielkie znaczenie.
Jedynie czym chrześcijaństwo nie jest, to twierdzeniem,
mającym umiarkowane znaczenie”.
Czy zadbasz o najważniejszą licencję w swoim życiu,
o licencję dziecka Bożego? Nie przestawaj zapoznawać się
ze swoimi prawami. Korzystaj z nich w pełni, tak jak Ojciec dla każdego zaplanował. Nie zapominajmy jednak, że
zawsze z prawami nierozerwalnie łączą się również określone obowiązki. Ale to już inny temat.
STACJA OBSŁUGI TECHNICZNEJ
Każdy właściciel samochodu musi raz do roku dokonać obowiązkowego przeglądu technicznego. Przeprowadza się go w stacji obsługi technicznej. Dzięki
temu można wyłapać usterki zagrażające bezpieczeństwu na drogach.
Jednakże każdy mądry kierowca regularnie dogląda swego
pojazdu, czy wszystko dobrze w nim działa. Sprawdza żarówki, poziom płynu chłodniczego, poziom oleju i wiele innych
rzeczy. Zepsute bądź zużyte części i płyny trzeba wymienić
na nowe lub uzupełnić.
Znak „stacja obsługi technicznej” przypomina mi ważne kwestie z życia chrześcijanina. Nie wystarczy cieszyć się życiem
z Bogiem tylko w czasie świąt, takich jak Boże Narodzenie
czy Wielkanoc i radośnie świętować, a przez cały rok żyć
byle jak. Codzienne życie chrześcijanina wymaga tego, by
„wymieniać” złe rzeczy na dobre. Musimy „wymieniać” złe
zachowania, pragnienia, myśli i słowa na dobre. Jak to robić?
Potrzebne jest do tego „źródło części zamiennych”. Chyba domyślasz się, że chodzi
o Biblię!
Kiedy czytasz Boże Słowo i odkrywasz, że robisz coś, co
nie podoba się Bogu, to mądrze postąpisz, gdy zmienisz to,
co złe, na to, co dobre. „Naprawą” będzie twoja modlitwa,
gdy przeprosisz Boga za to, co złe i poprosić o siłę do wymiany na dobre. Stacją obsługi będzie dla Ciebie miejsce,
w którym czytasz Biblię albo szkółka niedzielna, nabożeństwo
w kościele lub inne
miejsce, gdzie możesz
słuchać Słowa Bożego.
Wymiana części
Przeczytaj uważnie zdania. Które wyrazy według ciebie są złe i należałoby je wymienić? Wymień je korzystając z wyrazów włożonych do pojemnika na części zamienne.
Oto instrukcja jak dokonać wymiany:
1. przekreśl zły wyraz
2. zakreśl w pojemniku na części
zamienne poprawny wyraz
3. połącz linią oba te wyrazy
Słowo Boże pokazuje nam wiele złych rzeczy w naszym życiu, które mamy wymieniać na dobre. Połącz liniami w pary
pasujące do siebie fragmenty wersetów.
Sprawdź, czy dobrze zrobiłeś to
zadanie: Ef. 4:25; Ef. 4:29; Rzym.
12:9; Rzym. 12:19, Kol. 3:2; Piotra
3:9; Rzym. 12:21
Czy warto zdobywać wszystkie uprawnienia? Nie wszyscy
ubiegają się o licencję nurka, ratownika, nauczyciela śpiewu,
instruktora tańca czy licencję tłumacza języka japońskiego, czy
o prawo jazdy na traktor bądź wózek widłowy. Da się żyć bez
wielu uprawnień. Zdobywamy tylko te, które związane są z naszą pracą, z naszą pasją. Da się żyć bez karty pływackiej czy
prawa jazdy na motocykl, ale czy da się żyć bez „uprawnień”
dziecka Bożego?
Wyścigi
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
31
RECENZJA
O
statnio nakładem Wydawnictwa Naukowego Chrześcijańskiej
Akademii Teologicznej ukazała się bardzo ważna książka pt. „Protestantyzm
ewangelikalny”. Jej autor, prof. Tadeusz
Zieliński, dziekan tej uczelni przedstawił solidne opracowanie dotyczące
powstania i rozwoju ruchu ewangelikalnego, ze swojej natury należącego
do protestantyzmu. Starał się opisać
to, czego w zasadzie nie da się opisać
kalnego chrześcijanina, biblizm – rola
Pisma Świętego w jego dalszym trwaniu
w wierze i konwentyklizm – wspólnotowe życie odrodzonych chrześcijan.
W części poświęconej nawróceniu
znajdujemy sześć opisów nawróceń
poddanych szczegółowej analizie. Jeżeli chodzi o Pismo Święte, to ewangelikalni protestanci nie różnią się zbytnio
od ewangelikalnych fundamentalistów,
swoje chrześcijańskie przekonania
czytelnik z tych kręgów będzie tu mógł
znaleźć coś dla siebie i ewentualnie
podjąć próbę weryfikacji niektórych
stwierdzeń.
N
o i stało się. Informowaliśmy Was
ostatnio o tym, jakie zmiany zaszły w naszym układzie przez ostatni
rok przygotowywania Wspólnego Stołu. Doszliśmy także do wniosku, że
cykl zakończymy już nie merytorycznymi rozważaniami na temat różnic
pomiędzy naszymi denominacjami,
lecz świadectwem.
Konstanty Wiazowski
Opracowanie to składa się z dwóch
głównych części. Pierwsza z nich
przedstawia dzieje ewangelikalnego
protestantyzmu na świecie. Ruch ten
zrodził się na terenie Wielkiej Brytanii,
by następnie szerzyć się w Ameryce
Północnej i w końcu objąć cały świat.
Najpierw był to ruch zamknięty w sobie, hołdujący zasadzie oddzielenia
od świata, zwany fundamentalizmem,
z którego przejawami mamy do czynienia i dziś. Jednak dzięki Bogu w połowie ubiegłego wieku powstał nowy
ewangelikalizm – wierzący wyszli ze
swoich kościelnych „twierdz”, by głosić
poselstwo ewangelii grzesznemu światu, za co byli surowo krytykowani przez
tych pierwszych. Jednym z tych odważnych był ewangelista Billy Graham.
W rozdziale tym autor omawia też początki i rozwój ruchu ewangelikalnego
w Polsce. I to od jego początków aż
po czasy obecne. Są tam takie tematy,
jak relacje wolnych Kościołów z państwem, pojawienie się nowych instytucji ewangelikalnych, ewangelizacja, zaangażowanie społeczne, szkolnictwo
i działalność wydawnicza. To solidny
fragment naszej wspólnej historii, przy
tym bardzo dobrze udokumentowany.
W drugiej, głównej części tej rozprawy
autor skupia się na trzech zagadnieniach takich jak: konwertyzm – przełomowy moment w życiu ewangeli32
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
opierają na solidnej interpretacji Pisma
Świętego. I wreszcie organizacja zborów i Kościołów krajowych – najwyższą
władzą w tym nurcie protestantyzmu
jest w zasadzie zgromadzenie wiernych, które powołuje ze swego grona
ludzi na różne urzędy. Praktykuje się tu
dwa ustanowienia Pana Jezusa – chrzest
i Wieczerzę Pańską pod dwiema postaciami.
W zakończeniu Autor powiada: „Systematyczne wywody na temat ewangelikalnego konwertyzmu, biblizmu
i konwentyklizmu zostały przygotowane z myślą o zapewnieniu czytelnikowi wglądu w ośrodkowe elementy
specyfiki religijnej przebudzeniowego
protestantyzmu. W oparciu o węzłowe enuncjacje doktrynalne instytucji
tej proweniencji oraz reprezentatywnych teologów i innych autorów, ukazano szczegółowe aspekty przyjętej
w tym środowisku percepcji nawrócenia, Biblii i małej, urzeczywistniającej
się w duchu braterstwa wspólnoty nawróconych chrześcijan” (s.290).
Książka kończy się bogatą bibliografią
i pięcioma aneksami, zawierającymi
wykazy postaci ewangelikalizmu globalnego i polskiego oraz podstawowe
założenia doktrynalne aliansów i Kościołów ewangelikalnych. Na 387 stronach autor zdaje się zgromadził wszystko, co odnosi się do ewangelikalnego
czy przebudzeniowego protestantyzmu. Jest to chyba pierwsza tego rodzaju próba ogarnięcia tak obszernego
i tak skomplikowanego tematu. Każdy
Weronika Mazurkiewicz i Tomasz Bogowski
Świadectwo Weroniki
Bardzo ważna książka
i szczegółowo przedstawić. Dlatego
skoncentrował się tylko na trzech cechach tego ruchu.
PRZY WSPÓLNYM STOLE
TB: Jak nasza relacja, jako grupy przyjaciół wpłynęła na twoją decyzję świadomego pójścia za Bogiem? Nikt z nas
przecież cię nie naciskał do zmiany
i szanowaliśmy twoje poglądy nawet
w spornych kwestiach.
Mnie osobiście zastanowiło zdanie:
„Równe ćwierćwiecze dzieli obecny
rok od 300. rocznicy powstania ewangelikalnego protestantyzmu. Za jego
symboliczny początek należy bowiem
uznać doświadczenie „dziwnego rozgrzania serca” doznane przez anglikańskiego duchownego Johna Wesley’a”
(s.71). Czy rzeczywiście należy pominąć anabaptystów, mennonitów, baptystów, którzy dużo wcześniej opierali
pojęcie Kościoła na zasadach Pisma
Świętego i domagali się, aby należeli do
niego tylko ludzie nawróceni? Ponieważ stale byli prześladowani, nie mieli
rozbudowanej organizacji kościelnej,
ale podstawową jednostką Kościoła
w ich rozumieniu zawsze był zbór,
zgromadzenie odrodzonych przez Ducha Świętego i zbawionych przez Jezusa Chrystusa świętych. Ale to już temat
na inną rozprawę.
Bratu Tadeuszowi Zielińskiemu należą
się słowa uznania za to pionierskie, solidnie uzasadnione licznymi przypisami opracowanie. To dowód znajomości
tematu i próba jego globalnego ujęcia.
Praca ta na pewno stanie się tematem
szerokiej dyskusji i zachętą do dalszych
opracowań w tym zakresie.
WM: Widzisz, wchodząc w jakąś grupę w końcu zaczynasz myśleć tak,
jak większość. Czasem jest to dobre,
czasem nie. W tym przypadku, jak
mówisz denominacja nie miała tak
wielkiego znaczenia. W Kościele katolickim dzieje się obecnie dużo fajnych
rzeczy. Ludzie zaczynają szukać Boga
na własną rękę, czytają Słowo. Sam
wiesz, że powstają tam nawet grupy
I Am Second, a mądrzy księża przypatrują się Zachodowi i szukają metod,
które działają, szczególnie, jeśli chodzi
o pozyskiwanie młodzieży. Ja też właśnie w katolicyzmie po raz pierwszy
znalazłam Boga.
Wy, jako moi przyjaciele pokazaliście
mi po prostu codzienność z Bogiem.
Nie musi, a nawet nie może być On
najważniejszy jedynie w niedzielę.
Musi przepełniać każdy dzień i noc
naszego życia. Poza tym to bardziej
Słowo Boże, które razem rozważamy
i teologiczne tematy, które nieraz były
przedmiotem naszej dyskusji sprawiły,
że moje poznanie wzrastało. Tak było,
chociażby jeśli chodzi o chrzest. Początkowo przecież zupełnie nie chciałam go przyjmować, przecież byłam
ochrzczona. Potem jednak Bóg zrobił
swoje i jak to się zakończyło, wiemy
wszyscy. To niesamowite, jak Bóg przekonuje człowieka od wewnątrz, nie argumentami, ale przez zmianę serca.
TB: Czyli teraz określasz siebie jako...?
WM: Właśnie pytanie, czy te określenia są ważne? Przyjęłam świadomie
chrzest, jestem członkiem protestanckiego zboru. Jeśli to czyni ze mnie
protestantkę, to nią jestem. Ważniejsze jednak jest dla mnie chodzenie
z Bogiem, więc po prostu jestem jego
dzieckiem.
TB: Jaka zatem jest historia twojego życia?
WM: Wiesz, że w ramach I Am Second uczymy się opowiadania swojego świadectwa, o to chodzi? Wszystko
zaczęło się, gdy zmarł mój brat. Jego
życie było krótkie i niespełnione. Nie
zostawił po sobie nic wartościowego
i to dało mi do myślenia. Nie chciałam,
aby moje życie skończyło się podobnie, bez osiągnięcia jakiegokolwiek
dobrego celu, bez pozostawienia po
sobie czegoś cennego. Tym bardziej,
że w tamtym czasie korzystałam
z życia, jak mogłam. Dziś wiem, że
żyłam w grzechu, mimo że uważałam
się za osobę wierzącą. To tragiczne
wydarzenie sprawiło, że stałam się
bardziej religijna. Potrafiłam chodzić
do kościoła kilka razy w tygodniu. Nie
zmieniało się jednak moje życie. Życie
trwało dalej a ja nie potrafiłam sobie
z nim poradzić. Z pewnych powodów
wpadłam w depresję, którą musiałam
leczyć. Ciągle jednak wiedziałam, że
Bóg gdzieś jest i że jest nadzieja... .
Pewnego dnia do mojej pracy przyszedł nasz wspólny przyjaciel Dawid.
Mimo, że przyjechał w interesach powiedział mi także o Bogu. Nawet jeśli
nie powiedział nic nowego, przyciągające dla mnie było to, że z taką łatwością przyznaje się do swojej wiary. Tak
zaczęła się nasza znajomość a przez
Dawida poznałam także całą ekipę
IAS. To, co przyciągnęło mnie do was
to autentyczność i pasja. Nikt z was
przecież nie był wyjątkowy, święty ani
bez wad. Jednak spędzając z wami
więcej czasu zapragnęłam jeszcze bardziej indywidualnie poznać Boga. Dziś
wiem, że to możliwe.
Ciekawa była też decyzja o chrzcie.
Moje obawy jednak nie powstrzymały
mnie przed jego przyjęciem. Moi rodzice nadal nie wiedzą o tym, że się
ochrzciłam ale czekam na odpowiedni moment nie tylko na to, żeby ich
o tym poinformować ale też, żeby powiedzieć im, jak bardzo przez ostatni rok zmieniło się moje życie. Przez
ten chrzest chciałam przypieczętować
to, że nikt i nic nie będzie dla mnie
ważniejsze, niż Bóg. To jest właśnie
świadectwo życia jako druga Weronika. Jestem druga, bo Bóg jest pierwszy
i tylko On ma prawo do tronu mojego
życia. Wszystkie problemy nie znikły
wraz z decyzją pójścia za Nim, nawet
tego nie oczekiwałam. Teraz jednak
wiem, że mam wsparcie w moich przyjaciołach a przede wszystkim w Bogu.
Z Nim jednak żyje się łatwiej.
TB: To fakt, a ja tym bardziej cieszę
się, że zarówno nasze rozważania, jak
i relacja mogły w jakiś sposób pomóc
ci w podjęciu tej decyzji. Najbardziej
jednak cieszy mnie to, że siadając
przy wspólnym stole możemy uznać,
że najważniejsze jest to, co nas łączy.
Chciałbym zatem zachęcić Was, drodzy Czytelnicy do dzielenia się swoją
wiarą. Nigdy nie wiemy, do kogo Bóg
nas pośle dając możliwość świadczenia
o tym, który zmienił nasze życie.
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
33
Opracował: Konstanty Wiazowski
Austria – misja wśród uchodźców
Baptyści austriaccy organizują regularne wizyty
w ośrodku dla uchodźców „Oaza”, położonym na
przedmieściach Wiednia. Amerykańska misjonarka Julia prowadzi tam kawiarnię, którą odwiedzają
uchodźcy, by pograć w gry planszowe, porozmawiać, obejrzeć chrześcijańskie filmy na video. Pomagają jej chrześcijańscy wolontariusze. Codziennie kawiarnię odwiedza od 30 do 40 uchodźców.
Głównym animatorem tej pracy jest Meksykanin
Cesar, żonaty z Niemką Simone. Od 10 lat są oni misjonarzami wśród ludzi posługujących się językiem
farsi. Zachęcają oni Austriaków do gościnności,
pracują nad organizacją zboru afgańskiego. Cesar
mówi: „Regularnie odwiedzamy obóz uchodźców,
gdzie jest wiele Afgańczyków i Irańczyków. Cieszymy się, gdy przychodzą oni do Chrystusa. Wozimy
ich na nabożeństwa do zborów, wspieramy materialnie, a wierzący zapraszają ich na domowe obiady. Nawróceni Afgańczycy, ze względu na sprzeciw
swoich rodzin, przenoszą się do innych części kraju
i tam przyłączają się do zborów. Podobna służba
dobrze rozwija się w Gratzu i Salzburgu. Austriaccy baptyści oczekują na duchowe przebudzenie
w swoim kraju” (IMP, 10/2013).
Stany Zjednoczone – 95-lecie
Billy Grahama
W dniu 7 listopada tego roku ewangelista Billy Graham świętował 95-lecie swoich urodzin.
W tym miesiącu Ewangelizacyjne Stowarzyszenie
jego imienia przygotowuje dla USA i Kanady specjalny program ewangelizacyjny. Telewizyjny program Moja nadzieja z Billy Grahamem ma dotrzeć
do wszystkich mieszkańców USA i Kanady. Już
we wrześniu ponad 24.000 zborów postanowiło
włączyć się do tej ewangelizacji. Wierzący, zwani
„Mateuszami”, za przykładem apostoła Mateusza,
będą zapraszać przyjaciół i krewnych do swoich
domów na skromny poczęstunek, by następnie
wspólnie obejrzeć program telewizyjny „Moja nadzieja”. Kulminacyjnym punktem tej ewangelizacji
był dzień 7. listopada. Podeszły wiekiem ewangelista zwrócił się do społeczeństwa z poselstwem
ewangelii, by zapobiec jego dalszemu upadkowi
moralnemu. Był to również czas odważnego świadectwa ludzi wierzących o swoim Zbawicielu. Organizatorzy tego przedsięwzięcia proszą wszystkich, aby szczególnie w listopadzie zanosili modlitwy o Boże błogosławieństwo dla tego ważnego
wydarzenia (Decision, 9/2013).
34
• SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013
Rosja – 150-lecie baptyzmu w Nowogrodzie
Główne uroczystości odbyły się w „Kościele Chrystusa”, centralnym zborze
baptystów tego miasta. W czasie tego jubileuszu odbyła się naukowo-historyczna konferencja pt „Rosyjski protestantyzm”. Wzięli w niej udział historycy, teolodzy, filolodzy i pracownicy zborów baptystycznych z Rosji, Łotwy
i USA oraz profesor Nowego Testamentu – luterański arcybiskup Józef Baron.
Ruch baptystyczny na terenie Nowogrodu został zapoczątkowany przebudzeniem, które ogarnęło kraje nadbałtyckie i sięgało do Uralu. 150 lat temu, po
zniesieniu w Rosji pańszczyzny, przybyli tu Łotysze i zaczęli głosić ewangelię. Dlatego honorowymi uczestnikami tego jubileuszu byli baptyści łotewscy.
Z zainteresowaniem wysłuchano wystąpienia Eduarda Henricha, wiceprezydenta rosyjskich baptystów i rektora Biblijnego Seminarium Teologicznego
w Nowogrodzie. Odbyła się też prezentacja książki pt.”Via Sacra, święta droga”, poświęconej pamięci męczenników XIX i XX wieków. Uroczyste nabożeństwo końcowe trwało pięć godzin. Kazania pastorów i licznych gości, występy
miejscowego chóru i orkiestry oraz chórów z Sank Petersburga i Rygi, uświetniły tę uroczystość i pozostawiły niezatarte wrażenia. Stanie się ona częścią
historii ruchu ewangelicznego w okręgu nowogrodzkim (baptist.ru).
Ghana – spontaniczne założenie jednego zboru
Prezydent Światowego Związku Baptystów, John Upton, opowiada, jako to pewnego razu z przedstawicielem baptystów Ghany odwiedzał północną, najbardziej
ubogą, część tego kraju, która w 87 procentach jest muzułmańska. Jechali przez
bezdroża, w każdej wiosce musieli pytać jej wodza o prawo do wjazdu. Ale jeden
wódz był wyjątkowy: nie tylko zezwolił na wjazd, ale też poprosił o założenie
w jego wiosce kościoła. Dlaczego? Ponieważ chrześcijanie są ludźmi nadziei
i są ludźmi dobrymi. Bardzo nalegał, aby stało się to natychmiast. Zgromadzeni
pod drzewem mieszkańcy przez 15 minut słuchali z ust przybyłych poselstwa
ewangelii. Na pytanie, kto chce przyjąć Jezusa, podniosło ręce ponad sto osób.
Później wybrali oni spośród siebie pięć osób jako swoich przewodników, którym przybyli wręczyli Pismo Święte w ich języku i skontaktowali z najbliższym
zborem, skąd raz w tygodniu miał przyjeżdżać ich opiekun i nauczyciel. Po nabożeństwie, gdy jeden z tubylców zapytał, od jak dawna ta dobra nowina jest
znana, w odpowiedzi usłyszał, że od 2000 lat. Wtedy ze zdziwieniem powiedział:
„To dlaczego tak długo do nas nie przyjeżdżaliście?” (Baptist World,2/2013).
Egipt – początki i rozwój ruchu baptystycznego
Egipt liczy ponad 80 mln mieszkańców, z których przynajmniej 90% to muzułmanie. Chrześcijanie stanowią tam tylko 10 procent i są to przede wszystkim
koptowie. Ewangeliczni wierzący stanowią „mniejszość wśród mniejszości”.
Początki baptystów w tym kraju wiążą się z osobą Saddika Gergesa, który studiował teologię w USA i wrócił do Egiptu na początku lat 1930-tych. Obecnie
Egipska Konwencja Baptystów składa się z 19 zborów liczących 2250 członków.
Są tam też inne grupy baptystyczne, którym przewodzi Nabil Karam. Sekretarz
generalny Europejskiej Federacji Baptystów, Tony Peck, prosi wszystkich o modlitwę o pokój w Egipcie. Jeden z misjonarzy tak pisze o swojej pracy w Egipcie: „Pomagamy prawie 50 rodzinom, Pan otwiera nam nowe drzwi. Regularnie
spotykam się z ok. 200 osobami, daję im Biblie, traktaty i kasety. Niektórzy
z nich postanowili pójść za Jezusem. Ze względu na bezpieczeństwo zawiesiliśmy wspólne nabożeństwa, ale odwiedzamy ludzi po domach (ebf.org).
Wietnam – Nick Vujicic wspomniał o Bogu
Baptystyczna Konwencja Gujany
25.000 ludzi zebrało się na stadionie narodowym w Hanoi w komunistycznym
Wietnamie, by wysłuchać wykładu motywacyjnego Nicka Vujicica. Podczas
spotkania, w którym uczestniczyli państwowi dygnitarze, mówca nawiązywał
do Boga. Nguyen Dat An, jeden z organizatorów wydarzeń powiedział, że to
cud, że państwowy nadawca telewizyjny nie przerwał programu w momentach
wzmianki o wierze. „Bóg jest dyrektorem generalnym tego spotkania” – podsumował. Swoje wystąpienie Nick Vujicic zaczął w motywacyjnym stylu. Poruszył temat szacunku dla rodziny, potrzeby przebaczenia i wyraził się na temat
alkoholizmu oraz nękania. Później jednak zwrócił się do dziewczynki, która tak
jak Nick urodziła się bez górnych i dolnych kończyn: „Wiesz dlaczego kocham
Boga?”- zapytał. „Ponieważ niebo jest prawdziwe. Pewnego dnia, kiedy tam
trafimy, będziemy mieć ręce i nogi. Będziemy biegać, grać i się ścigać” – kontynuował. Wietnam jest 21. na liście krajów, które najbardziej prześladują chrześcijan. (chn24.pl).
Powstała ona w 1973 roku i obecnie składa się
z 20 zborów i 15 placówek, liczących wspólnie
około 3000 ochrzczonych członków. Uroczystości 40-lecia odbyły się w dniach 14-20 października. Ich przewodnim hasłem były słowa:
„Wierna służba wiernemu Bogu w czasie budowania zboru”. Misją Konwencji jest „przygotowanie baptystów do wzmocnienia duchowego
poznania i siły zborów; rozwoju i wykorzystania
siły do harmonijnej współpracy, by mogli oni
realizować Wielkie Posłannictwo naszego Pana
Jezusa Chrystusa”. Konwencja poprzez ewangelizację, chrześcijańską edukację, kształcenie
pastorów i obozy dziecięce i młodzieżowe, rozwija służbę wśród mężczyzn, kobiet, młodzieży
i dzieci. „Cieszymy się współpracą z baptystami
z Karaibów i całego świata i dlatego należymy do
Światowego Związku Baptystów” (BWA Connect,
10/2013).
Słowacja – stać się obrońcami sprawiedliwości
Na posiedzeniu Rady Europejskie Federacji Baptystów w Bratysławie przyjęto
rezolucję wzywającą członkowskie Kościoły do konstruktywnego wspierania
prześladowanych chrześcijan szczególnie w takich krajach jak Syria, Egipt i cały
Bliski Wschód, gdzie „wielkie ludzkie cierpienie daje możliwość do okazywania
konkretnej pomocy”. Rezolucja wzywa Kościoły baptystyczne do współpracy
z obrońcami praw człowieka, a szczególnie obrońcami małych wspólnot chrześcijańskich. Przedstawiciele baptystów z Egiptu, Libanu, Jordanii i Syrii zapoznali
zebranych z sytuacją na Bliskim Wschodzie i służbą baptystów w tym regionie.
Syryjski pastor opowiedział o swoich podróżach między Syrią a Libanem, niosąc
pomoc prawie 1600 syryjskim rodzinom. Bóg powoli zmienia życie tych ludzi, jest
ich coraz więcej w kościołach. Nabil Costa z Libanu mówił o możliwościach służby i zachęcał do obrony mniejszości w swoim regionie. Tony Peck, sekretarz generalny EBF, powiedział: „Na tym posiedzeniu Rady EBF wiele uwagi poświęcamy
wspieraniu modlitwą i działaniem Bliskiego Wschodu, szczególnie Syrii. Będziemy
realizować naszą rezolucję, zachęcając do nowego partnerstwa z naszymi braćmi
i siostrami na Bliskim Wschodzie. Mając wśród siebie przedstawicieli z Libanu,
Syrii, Egiptu i Jordanii, możemy lepiej poznać codzienne życie w tych krajach
i życie naszych zborów, gdy niosą one poselstwo pokoju w Chrystusie” (ebf.org).
Rumunia – rozwój kościoła baptystycznego
Ruch baptystyczny w Rumunii sięga swoimi korzeniami roku 1856, gdy z Węgier przybył do Bukaresztu Karl Scharschmidt, ochrzczony przez Gerharda Onckena w Hamburgu 1845 roku. W 1863 powstał tam pierwszy zbór, do obsługi
którego Oncken wysłał Augusta Liebiga. W 1869 roku powstał inny zbór w Dobrogea, założony przez rosyjskich emigrantów z południa Ukrainy. Węgierscy
baptyści w 1875 roku założyli zbór w Transylwanii. Pierwszy rumuński zbór
w Bukareszcie, zorganizowany przez Rumuna Constantina Adoriana, powstał
w 1912 roku, a kościół baptystyczny pod jego przewodnictwem – w 1919 roku.
W latach 1942-1943 wszystkie organizacje religijne w Rumunii zostały rozwiązane. W 1948 roku Kościół Baptystów w Rumunii otrzymał prawne uznanie.
Obecnie jest to jeden z największych kościołów baptystycznych w Europie.
Liczy on 98.672 członków w 1722 zborach. Drugim Kościołem jest Węgierska
Konwencja Baptystów w Rumunii – 8.954 członków w 247 zborach. Kościoły
te rozwijają wszechstronną działalność, organizują obozy dla ojców z dziećmi,
obozy rodzinne, wyprawy w góry dla nastolatków oraz obozy międzynarodowe. Niektóre ich zbory usługują Romom, grupie etnicznej, rozpowszechnionej
w wielu europejskich krajach, jak również w Brazylii i Stanach Zjednoczonych.
Wyemigrowali oni prawie 1500 lat temu z północnozachodnich Indii. W Rumunii liczą oni ponad 600.000 osób, stanowią 3,5 procent mieszkańców tego
kraju. Pastorzy zborów baptystycznych są przygotowywani do swojej służby
w Baptystycznym Instytucie Teologicznym w Bukareszcie oraz na Uniwersytecie Emmanuela w Oradei (BWA Connect, 5/2013).
Hongkong – praca baptystów
Ruch baptystyczny pojawił się tam w latach
1830-tych. Baptystyczna Konwencja Hongkongu
powstała w 1938 roku, 75 lat temu. Gdy w 1949
roku powstała Chińska Republika Ludowa, wielu chrześcijan, w tym baptystów, przeniosło się
do Hongkongu. Przez to wzrosła ilość członków
w tamtejszych zborach baptystycznych. Obecnie Konwencja ta liczy ponad 88.000 członków
w ponad 150 zborach. Prowadzi ona kształcenie
teologiczne, kształcenie ogólne oraz w zakresie
zdrowia i uczestniczy w niesieniu pomocy ofiarom klęsk żywiołowych. Prowadzi Baptystyczny
Uniwersytet Hongkongu, osiem szkół średnich
i siedem podstawowych. Posiada też jeden szpital i dom opieki (BWA Connect, 9/2013).
Jordania – pomoc dla
poszkodowanych Syryjczyków
W tym roku baptyści Południowej Korei odwiedzili obóz dla przesiedleńców Zaatari w Jordanii.
Przebywa tam ponad 76.000 Syryjczyków, którzy uciekli ze swego kraju z powodu trwającej od
2011 roku wojny domowej.. Delegacji ponad 200
Koreańczyków przewodniczył Billy Kim, były prezydent Światowego Związku Baptystów. Baptyści
koreańscy przekazali uciekinierom syryjskim ponad 400 domków kempingowych i 1100 koców.
Dary te bardzo się przydały, ponieważ akurat
w tym czasie spadł tam śnieg i obniżyła się temperatura. Koreańscy goście zostali przyjęci przez
króla Jordanii, Abdullaha II. Koreańscy baptyści
planują zwiększyć swoją pomoc do 1000 domków o wartości prawie 3 mln dolarów (Baptist
World, 2/2013).
SŁOWO PRAWDY • Numer 11 / listopad 2013 •
35
2014
prenumerata
Słowo Prawdy to pismo od 1925 roku wydawane przez
Polski Kościół Chrześcijan Baptystów. Towarzyszy nam
nieprzerwanie – z wyjątkiem czasu II wojny światowej
i najczarniejszego okresu stalinizmu – przez owe 86 lat.
W tym czasie nie tylko dla baptystów, ale i naszych sąsiadów,
znajomych, wszystkich, którzy szukali drogi do pojednania się
i głębszej relacji z Bogiem, było wielką pomocą i zachętą.
To pragnienie pozostało wciąż takie samo. Świat się
zmienia, pojawiają się nowe problemy, ale Boża mądrość
niezmiennie uczy nas, jak stawiać im czoła. Daje łaskę,
przebaczenie, siły, zachętę. Inspiruje, kieruje, motywuje. Stawia
wyzwania. Przynagla do dobra i zmusza do pozostawienia
grzechu. Dlatego w Słowie Prawdy poświęcamy dużo wysiłku,
aby Boże Słowo przybliżać w całym jego bogactwie odniesień
do naszego życia.
Wierzymy również, że moc Słowa Bożego jest widoczna
w przemienionym życiu zarówno jednostek, rodzin, jak
i kościołów. Stąd w Słowie Prawdy świadectwa nawrócenia,
Bożej pomocy, ale również tworzenia nowych inicjatyw
z przekonania, które rodzi się z Bożego działania w sercach
Jego dzieci.
W końcu, Słowo Prawdy to również skuteczna platforma
społeczności między zborami. Znajdziesz tu relacje, które
sprawiają, że się poznajemy; że wspólnota w zborach
w różnych miastach jest żywa i autentyczna. Bez niej stajemy
się sobie obcy, nieznani. A przecież to, że jesteśmy w tak
wielu miejscach, może być wielką zachętą i wsparciem.
Przez świadectwo Bożego działania my stajemy się
błogosławieństwem dla innych, a inni dla nas!
PRENUMERATA DOSTĘPNA W WERSJI TRADYCYNEJ LUB ELEKTRONICZNEJ (plik pdf)
Słowo Prawdy 2014: prenumerata ruszyła!
Zamów dla siebie i bliskich!
(Warunki prenumeraty wraz z przekazem zapłaty znajdują się wewnątrz czasopisma.)
i
c
ś
o
d
a
R
w
y
k
e
i, młodzież
c
d
ie
z
d
o
la
r
d
Oś • konferencje • obozy okoje dla studentów
l
p
:
.baptysci.p
a
•
k
k
e
e
d
d
e
o
o
jn
r
r
w
ś
li
s
o
O
ib
.o
g
b
w
a
le
a ww
Ofert
• spotkania
miejsca noc
•
a
formacji n i 35, 502-212-514
r
e
in
io
w
j
n
e
io
e
c
c
S
ś
ię
o
y
n
w
s
4
cz
• Wcza
rszawa tel. 22 615 50 76 wb.a3ptysci.pl
ystości okoli
a
z
c
o
W
r
,
u
9
e
3
n
in
a 35
rodek@
• śluby i
e-mail: os
ytnowsk
ul. Szcz

Podobne dokumenty