Rewalacje - nr 6/2013
Transkrypt
Rewalacje - nr 6/2013
ISSN 1508-2776 Cena 2,50 zł Rewal, 17 sierpnia 2013 - lipiec 2014 ROK XVI, nr 6 (120) Robert Janowski odwiedził Rewal c z y t . s t r. 1 4 FOT.: MARTYNA PIAŚCIK CO SŁYCHAĆ? Za nami piąty w tym roku numer Rewalacji, połowa III turnusu Potęgi Prasy i wiele niezapomnianych wrażeń. Nasz obóz powoli dobiega końca, ale ilość zadań wcale nie maleje. By nikt nie wyjechał stąd z żalem, że czegoś nie zdążył zrobić – pracujemy od rana do późnego wieczora. Podczas naszego pobytu w Rewalu mieliśmy okazję spotkać się z wieloma gwiazdami polskiej estrady, m.in. Eleni i Kabaretem Skeczów Męczących. Z zaciekawieniem słuchaliśmy ich piosenek i ciekawych opowieści, by następnie przelać je na papier. W tym wydaniu Rewalacji będzie można przeczytać też o wakacyjnej miłości, celu kupowania poszczególnych pamiątek, rybołówstwie i wielu innych ciekawych sprawach. Zanurzyliśmy się także w głębię problemów gminy Rewal, rozmawiając z zawsze życzliwym młodym dziennikarzom wójtem Robertem Skraburskim m.in. na temat zadłużenia gminy, inwestycji komarów, których... nie ma. Przepytywaliśmy też o różne sprawy związane z bezpieczeństwem wczasowiczów ratowników, zapoznając się z tajnikami ich niełastwej pracy na plaży. Mamy nadzieję, że artykuły zawarte w ostatnim numerze tego sezonu umilą Państwu czas spędzony w Rewalu. Do zobaczenia za rok!. MARYSIA SPIRIN REDAKTOR NACZELNA WIKTORIA MAKOWSKA (SEKRETARZ REDAKCJI) Redaktor naczelna: Marysia Spirin Zastępca redaktor naczelnej: Mateusz Skóra Sekretarz: Wiktoria Makowska Opieka merytoryczna: Grażyna Bożyk (gazeta), Adam Owczarek, Blanka Pietrzak (radio), Marek Nowak (telewizja) Skład: Piotr Wasiak Reklama: Michalina Bijak, Martyna Piaścik, Kinga Marzec 2 KIT (Krótkie Informacje Tekstowe) Mistrzostwa Polski w Siatkówce Plażowej już trzeci rok z rzędu odbędą się w Niechorzu. Największa impreza sportowa w gminie Rewal w tym sezonie rozpocznie się 23 sierpnia, w sobotę rozstrzygnie się, do której kobiecej pary trafią złote medale. W niedzielę (25 bm.) turniej zakończy rozgrywki mężczyzn. Na niechorskich boiskach będzie można zobaczyć najlepszych graczy w Polsce. ● Szachiści opanują Rewal. Międzynarodowy Festiwal Szachowy „Konik Morski” rozpocznie się w poniedziałek i potrwa do 30 sierpnia. To już osiemnasta edycja tej imprezy. ● Aleja Partytur będzie nową atrakcją gminy Rewal. Ulicę Klifową w Trzęsaczu uświetnią umieszczone tam partytury wielkich twórców. Podczas koncertu IX Międzynarodowego Festiwalu „Sacrum Non Profanum” wójt gminy Rewal Robert Skraburski, odebrał pierwszy spis nut. To dzieło prof. Krzysztofa Pendereckiego – pieśń „Powiało na mnie morze snów”, z podpisem samego twórcy. Wcześniej na deptaku na ul. Klifowej pojawił się zarys pięciolinii. Wkrótce w Alei będzie można zobaczyć dzieła kolejnych twórców. ● Obchody Dnia Latarni Morskich w Niechorzu wzbogacą tzw. długi weekend sierpniowy w gminie Rewal. W najbliższa sobotę o godz. 20 będzie można uczestniczyć w nocnym zwiedzaniu latarni. W niedzielę odbędzie się piknik rodzinny oraz najważniejszy punkt wydarzenia – Bieg Latarnika. Aby dotrzeć na taras widokowy latarni, ścigający się będą musieli pokonać 208 schodków. W imprezie może wziąć udział każdy chętny. ● Hydrant za kościołem w Rewalu cieknie już piąty rok. Gmina zbiera na uszczelkę. KAROLINA MIKOŁAP Zmarł Sławomir Mrożek Wybitny polski pisarz umarł nad ranem 15 sierpnia br. w Nicei. Napisał takie dzieła jak „Tango” czy „Półpancerze praktyczne”. Sławomir Mrożek to najczęściej grywany polski dramaturg. Miał 83 lata. Dział foto: Michalina Bijak, Martyna Piaścik Korekta: Karolina Dułak, Marta Sak, Karolina Mikołap, Marysia Spirin, Anna Rasek, Martyna Paul Pozostali redaktorzy: Aleksander Kiryłów, Anna Paliga, Aleksandra Kaźmierczak, Agata Cieślak, Michalina Bijak, Kinga Marzec, Artur Mrówczyński, Kalina Wasiak, Maciej Wójcik, Kacper Golański, Zbyszek Różycki, Karolina Liczbińska Opiekunowie pedagogiczni: Małgorzata Wągrowska i Edyta Makowska Adres redakcji: Hotel California, 72-344 Rewal, ul. Saperska 3, tel. 607650742 e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl Druk: PHU JAKLEWICZ 70-322 Szczecin ul. Kazimierza Pułaskiego 4/4 AKTUALNOŚCI Zadłużenie gminy Od czasu wybrania na stanowisko wójta Roberta Skraburskiego, strategia gminy uległa zmianie. Pojawiły się inwestycje. Ćwierćmolo i plac z wielorybami w Rewalu, ulica Klifowa w Trzęsaczu, kolejka wąskotorowa. Jednak zadłużenie gminy wynosi już ponad 80%. Dlaczego? – Nasza gmina zajmuje drugie miejsce pod względem najlepszego wykorzystywania funduszy unijnych – powiedział na konferencji prasowej wójt gminy Rewal Robert Skraburski. Jednak do każdej inwestycji gmina musi dołożyć z własnej kieszeni. Chcąc nie chcąc, zadłużenie rośnie. – To jest tylko zadłużenie inwestycyjne – mówi wójt. Jednak widowiskowe wieloryby nie zwrócą pieniędzy. Mało tego, tworzą dodatkowe koszty: oświetlenie, woda, sprzątanie. Deptak i aleje także nie pomogą. Jedną z niewielu inwestycji, która mogłaby przysłużyć się do poprawy sytuacji finansowej gminy jest rewalska wąskotorówka. Niestety jest wciąż zamknięta. Ciągłe opóźnienia czy brak zgody na remont dworca w Niechorzu to chleb powszedni. Niedawno zbankrutowała firma układająca torowisko. Dlaczego? Wójt sam przyznał, że gmina nie zapłaciła kilku faktur na czas. Zapytaliśmy także, dlaczego tak wielu ludzi zatrudnionych jest w gminnej biurokracji. – Teraz trzeba było zatrudniać nowe osoby do wprowadzenia w życie ustawy śmieciowej. Nie będziemy zwalniać ludzi. Byłyby to dramaty rodzinne. Dlatego gdy ktoś idzie na emeryturę, likwidujemy etat – powiedział wójt. Mimo zapowiedzi zwolnienia tempa inwestycji, plan gminy się nie zmieni. W najbliższych latach wyremontowane zostanie centrum Niechorza i teren dookoła miejscowej latarni morskiej. Poza tym, w Rewalu na skwerze przy ulicy Sikorskiego powstanie gigantyczny pomnik śledzia – w tym miejscu renowacja już trwa. Według zapowiedzi dług powinien ustabilizować się na przestrzeni 3 lat. Wójt zaznaczył, że tegoroczne lato jest naprawdę wyjątkowe. Pogoda dopisuje, a turyści chętnie odwiedzają Rewal. Czy szczęście nareszcie uśmiechnie się do wójta? MACIEJ WÓJCIK (WARSZAWA) Gdzie jest Nemo?! Nożowce, płaszczki, jesiotry, pyszczaki – nigdy nie uda nam się ich zobaczyć w Bałtyku. Oceanarium jest idealnym rozwiązaniem dla wielbicieli egzotyki. W szczególności dla dzieci, które zauroczone kolorami krążą wokół akwariów, ciągnąc za sobą lekko już znudzonych rodziców. Szczególną sympatią darzony jest pływający samotnie rekin. Jednak burzy on wykreowane przez media wyobrażenia młodych obserwatorów, którzy liczą na spotkanie wielkiego krwiożercy, a w zamian otrzymują miniaturowego osobnika. Niezainteresowani potworem z głębin, próbują znaleźć swojego filmowego ulubieńca – Nemo – pośród mnóstwa wielokolorowych rybek. Rekin rozczarowuje dzieci. A mnie rozczarowała ostatnia sala, w której zamiast spodziewanych organizmów morskich, ujrzałam między innymi legwana, warana i boa dusiciela. Pracownik spytany, skąd wzięły się w oceanarium, tłumaczy, że jest to związane z zamiłowaniem właściciela do tego typu zwierząt. Pomimo tej niespodzianki myślę, że warto odwiedzić rewalskie oceanarium dla samej tajemniczej atmosfery tam panującej. Sprawia ona, że czujemy się, jakbyśmy naprawdę byli w mrocznych odmętach oceanu. INFORMATOR TURYSTYCZNY WOPR 601-100-100 Ośrodek Zdrowia ul. Warszawska 31, tel. 91 38 625 88 – poniedziałek-piątek: 8 - 18 – soboty, niedziele i święta: nieczynne Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 528 61 Straż Gminna ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 629 74 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel.: 91 387 76 20 Urząd Gminy ul. Mickiewicza 19, [email protected] Urząd Pocztowy ul. Sikorskiego 3, tel.: 91 386 25 50 czynny: – poniedziałek-piątek: 8 - 18 – sobota: 8 -13 Bankomaty – SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok Urzędu Gminy) – Euronet, ul. Westerplatte (przy restauracji Robinson Crusoe) – Euronet, ul. Kamieńska (przy Polo Market) – Gold Cash, ul. Westerplatte 16 – Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3 – PKO BP, ul. Westerplatte (przy klubie California) Apteka ul. Mickiewicza 25, tel.: 91 386 27 02 czynna: – poniedziałek-piatek: 8-21 – sobota: 10-20 – niedziela: 10-18 Dworzec PKS ul. Westerplatte (obok oceanarium) Amfiteatr ul. Parkowa 4 Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, [email protected] Place zabaw ul. Słoneczna, ul. Szkolna 1 ul. Rybacka Kantory ul. Mickiewicza 19a ul. Saperska Kompleks sportowo-turystyczny ul. Szkolna tel. 91 386 36 84 KAMIL BARTLEWSKI MICHALINA BIJAK (NIEMCE) 3 W SPRAWIE GRANIC Na straży Niepozorny budynek w głębi Rewala, zwykle zamknięty dla szarych obywateli, otworzył dla nas swe progi. Odwiedziliśmy placówkę Straży Granicznej w Rewalu i porozmawialiśmy z jej komendantem Krzysztofem Sosnowskim. Karolina Mikołap: Jakie są główne zadania Morskiego Oddziału Straży Granicznej? Ppłk Krzysztof Sosnowski: Naczelnym zadaniem naszej formacji jest ochrona granicy państwowej, którą realizujemy tu na odcinku granicy morskiej, czyli zewnętrznej. K.M.: Straż Graniczna zajmuje się też zapobieganiem i wykrywaniem przemytu ludzi lub nielegalnych substancji. Jak często zdarzają się takie akcje? K.S.: Biorąc pod uwagę specyfikę Morskiego Oddziału nie zdarzają się zbyt często, aczkolwiek mają miejsce. Doświadczyliśmy w Rewalu takich sytuacji – kilkakrotnie ujawniliśmy znaczące przemyty narkotyków w ilościach od 12 do nawet 40 kilogramów. K.M.: Kiedy ostatnio była taka sytuacja? K.S.: Przemyt 40 kilogramów narkotyków, o którym wspomniałem, miał miejsce ponad rok temu. K.M. Poza działaniami przeciwko poważnym przestępstwom, jak wygląda dzień strażnika granicznego w Rewalu? K.S.: To zależy od stanowiska. Jeśli jednak mówimy o funkcjonariuszu bezpośrednio chroniącym granicę, to musi on stawić się rano w pełni wypoczęty i gotowy. Wtedy pobiera broń i sprzęt oraz otrzymuje zadanie, po czym udaje się we wskazany rejon celem pełnienia służby. Zależnie od typu zadania, może wykorzystać pojazd, motocykl, quada lub lekką łódź. K.M.: Ilu funkcjonariuszy liczy ta jednostka? K.S.: W placówce w Rewalu pracuje około czterdziestu osób. K.M.: Które urządzenie jest najbardziej cenione przez strażników? 4 K.S.: Przedmiotem, które doskonale ułatwia nam służbę, jest terminal mobilny do sprawdzania tożsamości. Za pomocą czytnika strażnik łączy się z bazami i dzięki temu może szybciej sprawdzić, czy dana osoba jest poszukiwana, czy są wobec niej rozpoczęte jakieś czynności. To urządzenie zdecydowanie ułatwia pełnienie służby w terenie. K.M.: Co dają punkty obserwacyjne w formie wież, z których najbliższy Rewalowi jest w Niechorzu? K.S.: Nasza placówka ma trzy takie punkty. Zainstalowane są tam główne elementy zautomatyzowanego systemu radarowego nadzoru, jak anteny, radary (to właśnie je możemy zauważyć, kiedy się kręcą), są też kamery termowizyjne i serwery niezbędne do sprawnego funkcjonowania sprzętu oraz dużo innych przydatnych sprzętów. Wszystkie urządzenia odgrywają znaczącą rolę w systemie ochrony granicy państwowej. K.M.: Pan jest w Straży Granicznej od samego początku, od 1991 roku. Co się przez ten czas poprawiło lub pogorszyło? K.S.: Jestem w zasadzie rówieśnikiem tej formacji, jeśli chodzi o staż pracy. Zmieniło się bardzo wiele, ale przede wszystkim sprzęt i jego jakość. Początki mojej służby to pojazdy marki WSK, radiotelefony, które właściwie nie za bardzo spełniały swoją funkcję. Oprócz tego zmieniły się też struktury i zadania, które trzeba było dostosować do obecnych zagrożeń. Po zmianie jesteśmy właściwie formacją o charakterze migracyjnym z uprawnieniami niemal policyjnymi. K.M.: Wcześniej był Pan komendantem placówki w Międzyzdrojach, a teraz już od trzech lat jest nim Pan w Rewalu. Jakie różnice, a może podobieństwa dostrzega Pan między tymi miejscowościami? K.S.: Trudno ocenić różnicę, bo obie miejscowości są podobne. Poza sezonem dzieje się tu dość mało, lecz zarówno Rewal, jak i Międzyzdroje radykalnie się zmieniają. W obydwu miejscowościach szybko przybywa mieszkańców. K.M.: Proszę jeszcze powiedzieć, jakie było największe wyzwanie, na jakie natrafił Pan podczas swojej pracy zawodowej. K.S.: Myślę, że było to przejście do placówki w Rewalu. Nastąpiła wtedy zmiana mentalności i podejścia ludzi do służby, innego postrzegania obowiązków. To było chyba największe wyzwanie i odnoszę wrażenie, że mu sprostałem. K.M.: Dziękuję za rozmowę. KAROLINA MIKOŁAP (BYDGOSZCZ) FOT.: ARCHIWUM LUDZIE MORZA Pomoc w żółtym kolorze Nad polskim morzem znajdziesz ich wielu. Są charakterystycznie ubrani i rzucają się w oczy. Czatują bez względu na pogodę i pomagają, gdy ktoś jest w niebezpieczeństwie. Bez dwóch zdań, są niezastąpieni. Mowa tutaj, oczywiście, o ratownikach Ratownictwa Wodnego Asekuracja z Sosnowca. Postanowiliśmy zapytać ich, jak często zdarzają się akcje ratownicze. Udało nam się dowiedzieć od Krzysztofa Jendrysika, że wszystko zależy od warunków atmosferycznych i liczby turystów na plaży. Interwencje ratownicze, nad którymi czuwa Krzysztof Olkuszewski, prezes Asekuracji, w Rewalu nie zdarzają się zbyt często, ponieważ większość plażowiczów zachowuje zdrowy rozsądek, a poza tym w gminie prowadzona jest sprawna akcja prewencyjna. Ratownik Jendrysik opowiedział nam o przebiegu interwencji. – Każda pomoc jest zróżnicowana w zależności od dostępnego w tym czasie sprzętu. Najważniejsza czynność początkowa to jak najszybsze dopłynięcie do poszkodowanego. Zazwyczaj jeden z ratowników trzyma w ręku bojkę, dobrze znaną wszystkim ze słonecznego patrolu, kolejny zabiera ze sobą linkę asekuracyjną. Do pomocy poszkodowanym używa się również łodzi ratowniczych. W typowej akcji bierze udział kilka osób. Ważna jest wspópraca zespołu i jak najszybsze ściągniecie poszkodowanego na brzeg. Pomoc medyczna i reanimacja, jeśli są konieczne, wykonywane są od razu na plaży. Biała flaga - można się kąpać Czerwona flaga - zakaz kąpieli Zapytaliśmy Krzysztofa Jendrysika o karę, której podlega osoba wchodząca do wody gdy wisi czerwona flaga. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że w Polsce za takie zachowanie przewidziana jest kara grzywny. Ratownicy nie mogą, co prawda, wypisywać mandatów, ale zazwyczaj dzwonią po służby porządkowe: policję lub straż gminną, które zajmują się delikwentem i wyciągają odpowiednie konsekwencje finansowe. Jak widać, na plaży mogą czekać na nas niebezpieczeństwa. Jak się przed nimi uchronić? Najważniejsze to wybierać strzeżone kąpieliska i przede wszystkim zachować zdrowy rozsądek. Ratownicy są i wiele od nich zależy, ale to my jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny. WIKTORIA MAKOWSKA (RAWA MAZOWIECKA) ALEKSANDER KIRYŁÓW (KRAKÓW) FOT.: ALEKSANDER KIRYŁÓW, ALEKSANDRA MICHALSKA TELEFON ALARMOWY RATOWNICTWA WODNEGO 601 100 100 5 LUDZIE MORZA Zawód rybak Jesteś nad morzem. Wczesnym rankiem idziesz na plażę. Chcesz kupić świeżą rybę prosto z kutra. Jest piąta. Pierwsze łodzie pojawiają się na horyzoncie i po dłuższej chwili dobijają do brzegu. Kupujesz ryby i odchodzisz. Dla Ciebie to jeszcze noc, dla nich środek dnia. Jak żyją i pracują poławiacze? Jakimi są ludźmi? Czego się boją? Wiedza o codziennej pracy rybaka, jego obowiązkach dawno zniknęła. Jest niewiele osób, które mogą powiedzieć coś więcej na ten temat. Postanowiłam to zbadać. W tym celu spotkałam się z panem Jerzym Jasickim, człowiekiem, który jest rybakiem od 50 lat. O swojej codzienności mówi jak o pasji, nie pracy. Zwykły szalony dzień Rybacy chodzą spać około godziny 20, bo pobudka jest o 1:30. Wypływają w morze, wracają około 7 rano. Sprzedają ryby z burty chętnym kupcom. Około 9 rozganiają nieco wczasowiczów i płyną złowić przynętę – małe rybki, tobiasz i dobijak. Raz trwa to trzydzieści minut, kiedy indziej cztery godziny. Po złowieniu przynęty należy nabić ją na haczyki, których pan Jasicki, w porównaniu z rybakami ze Świnoujścia czy Dziwnowa, używa niewiele, tylko 3600. Każdą żywą rybkę należy nabić ręcznie na osobny haczyk. Wystawienie 600 haczyków to 40 minut pracy, zatem na przygotowanie 3600 są potrzebne cztery godziny. Czas pracy zależy również od pogody – im większe fale tym dłużej wykonuje się tę czynność. Rybacy wracają do domu w okolicach 18. Przed pójściem spać mają czas tylko na kolację, gdyż następnego dnia muszą znowu wstać w środku nocy. Pomoc Unii Europejskiej Unia stawia wymagania, ale też pomaga rybakom poprzez wiele programów. Niektóre stawiają na modernizację prowadzonej działalności, inne na przekwalifikowanie. Rybołówstwo jest wymagającą, niebezpiecz- 6 ną i trudną pracą, dlatego osoby, którym przestał odpowiadać taki tryb życia, mają alternatywę. W poprzednich latach UE utworzyła projekt, w którym za złomowanie kutra otrzymywało się około 2,5 mln zł. Pieniądze te rybak może przeznaczyć na dowolny cel – roztrwonienie, zbudowanie czegoś dla siebie albo przekwalifikowanie się. Osoby, które nie wyobrażają sobie życia bez codziennego wypływania w morze, mają szansę na uzyskanie środków na modernizację. Wielu rybaków z tego skorzystało i kupiło nowy sprzęt, np. samochody z chłodnią. Sposobów pomocy jest wiele. W czasie gdy łowienie zostaje zupełnie wstrzymane, ze względu na tarło, Unia Europejska wypłaca rybakom pieniądze za ten postój. W dodatku dostają tak wysokie kwoty, że prawie niemożliwe byłoby uzyskanie ich podczas zwykłej pracy. Poziom wykształcenia rybaków Kiedyś powszechne były szkoły zawodowe i technika kształcące młodych ludzi, którzy kochali morze. Upływ czasu spowodował, że zawód ten stał się przestarzały i niemodny, więc nabór ustał. Obecnie istnieją dwie szkoły wyższe, gdzie można zdobyć wykształcenie w tym zakresie – Akademia Morska w Szczecinie i Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie oraz jedno technikum – w Sierakowie. Nie jest to jedyna droga, żeby zostać poławiaczem. Tak naprawdę można ją mocno skrócić – wystarczy znaleźć miejsce na łodzi pracującego już rybaka albo po prostu kupić swoją i zacząć pracę. Powoduje to, że wiedza rybaków jest bardzo mała – często rozróżniają oni tylko pospolite gatunki. Nie znają nazw rzadko występujących ryb, nie wiedzą jaką funkcję pełnią w ekosystemie, do jakiej wielkości rosną. Potrzebny sprzęt Najczęściej stosowane są dwie metody łowienia – haczykowe i sieciowe. Ten pierwszy wymaga większego nakładu pracy – każda wcześniej złapana przynęta musi być umieszczona na osobnym haczyku. Do drugiego natomiast jest potrzebna bardzo duża liczba sieci. Wiąże to się z przełowieniem Bałtyku. Do złowienia tej samej liczby kilogramów ryb potrzebne było kiedyś 100 sieci, dzisiaj należy ich mieć 200. Wielkość, do jakiego dorasta gatunek, wpływa na to, jakich sieci będziemy potrzebować. Korzystny dla rybaków jest materiał, z jakiego teraz wytwarza się siatki. Kiedyś była to bawełna i produkt mógł wytrzymać rok, najdłużej dwa lata. Dzisiaj są to bardzo wytrzymałe tworzywa sztuczne. Należy je chronić przed działaniem promieni słonecznych i dbać o nie, gdyż niszczą się mechanicznie, ale ich naprawa jest możliwa. Smutna przyszłość Obecnie w Polsce rybołówstwem trudni się około 2 tysięcy osób. Są to w większości ludzie w średnim wieku lub starsi. W ciągu najbliższych kilkunastu, kilkudziesięciu lat liczba ta może znacznie zmaleć. Optymistyczne jest, że reaktywowano kształcenie rybackie na poziomie technikum, ale jest to dopiero jedna szkoła. Ludzie morza nie są wieczni i może się okazać, że nasze wnuki nie będą miały możliwości kupienia w Polsce świeżej ryby prosto z kutra. „Rybaczenie” nie jest łatwe, wymaga zaangażowania i poświęcenia, ale przy dobrej gospodarce jest opłacalne. W dodatku przystanie morskie są dziedzictwem kulturowym i chyba nikomu nie podoba się wizja starych, zardzewiałych, nieużywanych kutrów stojących na polskich plażach i straszących turystów. TEKST: KAROLINA DUŁAK (BIAŁA) FOT. ARCHIWUM REWAL RÓWNA SIĘ RELAKS Świątynia wypoczynku W Rewalu znajdziemy wiele obiektów rozrywkowych. Wiedzą o tym doskonale nawet nastoletni wczasowicze spędzający tutaj wakacje. To właśnie oni stali się dla nas przewodnikami po rewalskich rozrywkach. – Najchętniej chodzę do salonu gier – mówi Adam z Łodzi, który do nadmorskiego miasteczka przyjechał wraz z kolegami kilka dni temu. Redakcja „Rewalacji” postanowiła sprawdzić, czy wiele osób spędza tak wolne chwile. Naszym oczom ukazał się niespodziewany obraz. Mnóstwo młodzieży poświęcało się bez reszty grze na automatach, co w widoczny sposób sprawiało im przyjemność. Każdy gość salonu znajduje coś dla siebie, bowiem tematyka gier jest bardzo różnorodna. Jak nas poinformowała jedna z rewalskich plażowiczek Ewa z Warszawy, najlepsze na towarzyskie spotkania są kawiarenki. – Popijając tam pyszną kawę (niestety, nawet w cenie 9 czy 10 zł) można porozmawiać w miłej atmosferze – twierdzi nasza rozmówczyni. W kawiarniach wakacje spędzają nie tylko nastolatkowie, ale i dorośli, szukający chwil wytchnienia i regeneracji sił. – Jestem typem imprezowicza. Od zawsze lubiłam balować, tańczyć, śpiewać oraz przebywać w towarzy- stwie rówieśników, dlatego najchętniej wybieram kluby lub dyskoteki, w których naprawdę wiele się dzieje – taki wakacyjny tryb życia fascynuje Olę z Poznania, która odpoczywa w Rewalu od dziewięciomiesięcznej nauki na uniwersytecie. Muzykę z tutejszych klubów można usłyszeć także na deptaku, ponieważ DJ-e nie oszczędzają głośników. Na naszej drodze spotkałyśmy również pary, m.in. Anię i Pawła z województwa mazowieckiego. – Zdecydowanie naszym ulubionym miejscem jest Aleja Zakochanych, a szczególnie pomnik Romea i Julii oraz Aleja Róż – mówi Ania, a Paweł dodaje, że w Rewalu panuje niesamowity klimat i jest wspaniale: – Wracamy tutaj co roku nieprzerwanie od 4 lat. Przechadzając się rewalskim deptakiem, miałyśmy okazję porozmawiać z Sebastianem ze Śląska. – Bardzo lubię klimat morza. Wielką przyjemność sprawia mi możliwość spędzenia czasu na plaży, wsłuchiwanie się w charakterystyczne dla wybrzeża dźwięki, takie jak szum wody, obijanie się fal o brzeg lub śpiew ptaków. W mojej miejscowości, ze względu na liczne zanieczyszczenia, nie mam możliwości oddychania świeżym powietrzem. Tutejsze ma bardzo dobry wpływ na zdrowie. To prawda. Sprzyjający klimat jest przecież ważnym powodem napływu turystów do Rewala. Tak jest od dawna. Ten nadmorski kurort to miejsce, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie, miło spędzi czas z rodziną i na pewno do niego wróci. Tutaj nie ma miejsca na nudę. Szczególnie, gdy słońce grzeje bez umiaru... WIKTORIA MAKOWSKA ALEKSANDRA KAŹMIERCZAK (RAWA MAZOWIECKA) FOT.: ALEKSANDRA KAŹMIERCZAK 7 PASJE Eleni znana od lat Helena Tzoka – czyli Eleni. Od lat jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej sceny muzycznej. Jej piękne piosenki o życiu i miłości czarują fanów wokalistki tak, jak jej grecka uroda i niezwykła osobowość. Eleni, mimo olbrzymiej popularności i trudnych życiowych doświadczeń pozostała bowiem ciepłą, bardzo sympatyczną i skorą do pomocy innym osobą. Redaktorce „Rewalacji” opowiedziała o swojej nowej, pierwszej od 12 lat płycie, greckich akcentach w tworzonej muzyce i o tym, co stara się poprzez nią przekazać. Marta Sak: Jest Pani w Rewalu po raz pierwszy? Eleni: Nie, już po raz kolejny. Bardzo często tu bywam, szczególnie w okresie letnim. M.S.: Dlaczego powraca Pani tutaj? E.: Mam bardzo miłe wspomnienia związane z tym miejscem. Cenię sobie tutejszą publiczność, mam z nią bardzo dobry kontakt. Nigdy nie spędzałam tu jednak wakacji, zawsze wyjeżdżałam stąd albo w dzień koncertu, albo nazajutrz. Odbyłam tu jednak kilka spacerów i zauważyłam, że Rewal w ostatnich latach bardzo się rozwinął. M.S.: Grała Pani w młodości w zespołach młodzieżowych „Ballada” i „Niezapominajka”. Czy był to dla Pani istotny przystanek w życiu, pomógł Pani w rozwoju dalszej kariery? E.: Nie. To były zespoły szkolne, lubiłam udzielać się w ruchach tego typu. Należałam także do chóru szkolnego. Bardzo lubiłam śpiewać i sprawiało mi to ogromną przyjemność, ale nie myślałam o karierze piosenkarki. W tamtym okresie chciałam być nauczycielką wychowania muzycznego. M.S.: Prowadzi Pani warsztaty wokalne dla młodzieży? E.: Warsztatów nie, ale często spotykam się z młodzieżą. Prowadzę z nimi pogadanki, udzielam młodym dziennikarzom wywiadów, czasem trochę sobie z nimi śpiewam. 8 M.S.: Została Pani nagrodzona za swoje działania Orderem Uśmiechu i Czerwoną Kokardką. Czy mogłaby Pani powiedzieć, czym jest ta nagroda i za co ją Pani otrzymała? E.: Otrzymałam Czerwoną Kokardkę wiele lat temu. Była to nagroda przyznawana przez księdza Arkadiusza Nowaka. Otrzymywały ją osoby zaangażowane w działalność na rzecz ludzi uzależnionych. Pomagałam w przeprowadzeniu pewnej bardzo dużej akcji, która miała na celu ustrzec młodych ludzi przed sięganiem po używki. M.S.: Niedawno wydała Pani nową płytę „Miłości ślad”. Ostatnia ukazała się na rynku dwanaście lat temu. Co spowodowało tak dużą przerwę? E.: Stało się tak niezależnie ode mnie. Czas bardzo szybko płynie i dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że ostatnią płytę wydawałam kilkanaście lat temu. Wówczas podjęłam decyzję o nagraniu kolejnej, która powstała w rok. Została wydana w marcu tego roku, z czego bardzo się cieszę. Znajduje się na niej siedemnaście nowych piosenek. M.S.: Czy podczas dzisiejszego koncertu będzie Pani promować nową płytę, czy dominować będą na nim starsze kawałki? E.: Podczas dzisiejszego koncertu zaprezentuję kilka nowych utworów, ale skupię się na starszych piosenkach, które wielu widzów zna ze swojej młodości. Podczas kon- certu często śpiewają je razem ze mną, co jest bardzo miłe. M.S.: Jest Pani z pochodzenia Greczynką. Czy w związku z tym pojawiają się w Pani utworach jakieś motywy greckie? E.: Tak, oczywiście. Pojawiają się one bardzo często, a piosenki, w których się znajdują, śpiewam na każdym moim koncercie. Nie ma czegoś takiego, jak koncert Eleni bez piosenek greckich. M.S.: Wrócę jeszcze na chwilę do Pani najnowszej płyty. Jej tytuł „Miłości ślad” bierze się z tego, że główną tematyką zawartych na niej piosenek jest właśnie to niezwykłe uczucie? E.: To są piosenki przede wszystkim o życiu. Jest w nich wiele refleksji, ale także optymizmu, radości i nadziei. Na tej płycie jest Eleni, którą ludzie znają od wielu, wielu lat. MARTA SAK (WARSZAWA) FOT.: MARTYNA PIAŚCIK (GIŻYCKO) PASJE Młody, zdolny, nieznany Nazywają go „jednoosobowym Coldplay’em”, ma 22 lata, zadebiutował niespełna rok temu i na tegorocznym rozdaniu prestiżowych nagród BRIT zdobył statuetkę „Wybór Krytyków”. Młody artysta obecnie koncertuje w Wielkiej Brytanii ze swoim debiutanckim albumem „Long Way Down”. Poznajcie Toma Odella. Rewal bez komarów do pierwszego miejsca zestawienia Ultratop 50 singles w Belgii, a w swoim rodzinnym kraju zamykał pierwszą dziesiątkę UK Single Chart. Co ciekawe, Odell nie spodziewał się, że piosenka będzie tak popularna, nie tylko w Europie, ale też na świecie. Pisząc album „Long Way Down”, był „ogromnie zainspirowany”. Jak podkreśla, ma „tendencję do pisania muzyki cały czas”. Zaczął komponować utwory już w wieku 13 lat, a jeden z jego pierwszych tekstów dotyczył pająka, żyjącego na parapecie. Od dziecka wiedział, że chce być muzykiem i właśnie to marzenie podtrzymywało go na duchu w trudnych chwilach. Młody muzyk zawita do Polski 13 listopada br., by zagrać w warszawskim Klubie Basen. Z pewnością zaprezentuje swoją nową piosenkę „See If I Care” i pokocha polską publiczność. A ona jego! Ile ich jest? Czy każdemu przeszkadzają? Dlaczego nie ma ich w Rewalu? – znamy już odpowiedzi na te pytania. Komary to małe owady, które niezmiernie uprzykrzają nam życie. Ich ukąszenia mogą doprowadzić niektórych do szału. Jak się od nich uwolnić, by mieć spokój? Wójt gminy Rewal Robert Skraburski znalazł sposób, by uchronić mieszkańców i turystów od natrętnego „bzyku”. Co o tym myślą osoby spędzające czas w Rewalu w czasie wakacji? Większość ankietowanych nie zauważyła nadmiaru komarów. Ludzie się często dziwili i odpowiadali: „Nie wiem”. Byli i tacy, którzy się zastanawiali długo i odchodzili, wzruszając ramionami jakby problem ich nie dotyczył. Postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się tej sprawie i zapytać wójta Rewala, jak można pozbyć się uciążliwych komarów. Usłyszeliśmy, że prace nad odkomarzaniem nadmorskiego kurortu trwają zwykle już od lutego. Wtedy następuje czyszczenie rowów i zakładanie pułapek na komary. Zawierają one środki chemiczne, które zabijają natrętne owady. Cały proces kończy się pod koniec sierpnia, podczas ostatniego wylęgu. Takie zabezpieczenie powoduje dużo mniejsze natręctwo komarów i jest stosowane od kilku lat. Ile kosztuje gminę taka operacja? Około 100 tysięcy złotych. To sporo, ale się opłaci, bo brak komarów sprzyja rozwojowi turystyki w Rewalu, przyciąga wczasowiczów. Czy zabiegów odkomarzania nie można by przeprowadzać w całej Polsce? Pewnie tak... Potrzeba tylko chęci i... pieniędzy. O ile przyjemniej spędzać wakacje bez towarzystwa skrzydlatych krwiopijców. MARTYNA PAUL (BYDGOSZCZ) AGATA CIEŚLAK (RAWA MAZOWIECKA) Fot.: internet Na scenie indie popu pojawiła się nowa twarz. Florence + the Machine czy zespół fun. mają się kogo obawiać – Tom Odell wspina się po muzycznych stopniach kariery w zawrotnym tempie i już planuje kolejny album. Kim jest ten młody artysta, skąd się wziął i z czego czerpie inspiracje? Część swojego dzieciństwa spędził w Nowej Zelandii, potem razem z rodziną wrócił do Anglii. Dorastał, słuchając, m.in., Eltona Johna czy Davida Bowiego. W szkole zamiast grać w piłkę nożną, Odell zamykał się w pokoju i grywał na pianinie coraz trudniejsze utwory. Brytyjczyk uczęszczał do liverpoolskiej uczelni muzycznej, lecz dopiero w Brighton zaczął zdobywać doświadczenie. Ciągłe podróże, w końcu przeprowadzka do Londynu sprawiły, że zauważyła go wytwórnia pracująca, m.in., z Lily Allen. W październiku 2012 roku wydał minialbum zatytułowany „Songs from Another Love”. Singiel „Another Love” dotarł A jednak można! 9 KULTURA Sacrum Non Profanum Po raz dziewiąty w kościele w Trzęsaczu gościł Międzynarodowy Festiwal Muzyczny „Sacrum Non Profanum”. Wydarzenie zebrało zarówno koneserów muzyki klasycznej jak i zwykłych jej entuzjastów. Tegoroczny festiwal był poświęcony Krzysztofowi Pendereckiemu – kompozytorowi i dyrygentowi, Kawalerowi Orderu Orła Białego i doktorowi honoris causa m.in.: Uniwersytetu Jagiellońskiego i Yale. Jego tytuł to „Muzyka Naszych Czasów”. Od 12 do 17 sierpnia utalentowani i cenieni twórcy grali w Szczecinie, Trzęsaczu i Świnoujściu. Otwarcie festiwalu odbyło się 12 sierpnia w Szczecinie. Gościł na nim sam prof. Penderecki – który 23 listopada skończy 80 lat. Zagrano wtedy dzieło „Powiało na mnie morze snów” – jeden z nowszych utworów artysty. Główna część festiwalu odbyła się w Trzęsaczu. Od 13 do 16 sierpnia w kościele pw. Miłosierdzia Bo- żego w Trzęsaczu można było usłyszeć muzykę poważną. 13 sierpnia podczas pierwszego koncert w trzęsackim kościele na organach grał Michał Markuszewski, a na smyczkach litewska grupa NI&CO – New Ideas Chamber Orchestra. Reporterzy Potęgi Prasy mieli przyjemność wysłuchania koncertu 14 sierpnia. Grano nie tylko muzykę Krzysztofa Pendereckiego, ale też Jana Sebastiana Bacha i Wolfganga Amadeusza Mozarta. Na organach zagrał Krzysztof Władysław Latal, a na smyczkach Baltic Neopolis Quartet, a na instrumentach dętych Krakowskie Trio Stroikowe. Koncert rozpoczął się o godz. 20 i trwał ponad dwie godziny. Muzyka grana przez instrumentalistów wprawiała w zadumę i na długo zapisała się w pamięci potęgowiczów. Pani prowadząca koncert ciekawie przedstawiała kolejne utwory, jednocześnie opowiadając ciekawostki z życia kompozytorów. Przegląd „Sacrum non Profanum” od lat jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych imprez kulturalnych Pomorza Zachodniego – i na pewno nie bez powodu. Umiejętności muzyczne artystów są na najwyższym poziomie, a organizacja koncertu nie ma sobie nic do zarzucenia. Już drugi raz miałem przyjemność gościć na festiwalu i wiem, że za rok z chęcią tu wrócę. Słuchając Patory Do redakcji „Rewalacji” przyjechał Tomasz Patora, reporter TVN Uwaga, autor i współautor reportaży, np. o aferze solnej. Pokazał potęgowiczom reportaże (między innymi odcinek o sędziach piłkarskich z cyklu Zawodowcy), na przykładzie których omawiał zawód dziennikarza śledczego. Dowiedzieliśmy się, że do programu TVN Uwaga drogą mailową trafia dziennie około 400 zgłoszeń. Udzielił nam też rad, m.in. że dziennikarz musi być przyjaźnie, a jednocześnie krytycznie nastawiony do ludzi. Nasz gość mówił o ulubionych miejscach, w których spędza wakacje (Włochy, był już chyba w każdym możliwym regionie), ulubionej potrawie kuchni włoskiej (Coda alla Vaccinara, czyli… koński ogon ugotowany i podany z warzywami), pasji do sportu (uprawiał kolarstwo, jest zapalonym narciarzem), a także opowiedział nam o swoich pierwszych kro- 10 kach w dziennikarstwie: – To było pod koniec lat osiemdziesiątych, „Glizda” była pismem przeznaczonym dla licealistów, czyli moich ówczesnych rówieśników. Co więcej, była pismem nielegalnym, drugoobiegowym. Trafiały tam głównie teksty o charakterze publicystycznym, niestety, żywot gazety nie trwał długo, wyszły dwa numery „Glizdy”. Niedługo później zostałem dziennikarzem „Gazety Wyborczej”. Tomasz Patora, jako dwukrotny laureat nagrody MediaTorów, został uznany przez studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego za autorytet i jest nim również dla potęgowiczów. Każdego roku na Potędze Prasy przekazuje doświadczenie przyszłym dziennikarzom, za co jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni i za co serdecznie dziękujemy. KAROLINA LICZBIŃSKA (SZCZECIN) FOT.: ADAM OWCZAREK MATEUSZ SKÓRA (CZĘSTOCHOWA) WCZORAJ I DZIŚ „Na kolonii życie płynie…” „Na kolonii życie płynie, jak choremu po łysinie. Już o 7 jest pobudka, potem gimnastyka krótka. Po gimnastyce śniadanie, głodomory śpieszą na nie. Po śniadaniu, ani śladu, a my chcemy już obiadu” – głosi stara wakacyjna piosenka. Jak dzieci spędzały na koloniach czas kiedyś, a jak spędzają teraz? Co wspominają dobrze, a co źle? Jak to jest być kolonijnym wychowawcą? Niegdyś kolonie były organizowane przede wszystkim przez instytucje państwowe i zakłady pracy rodziców, np. przez Fundusz Wczasów Pracowniczych. Wyjazdy te trwały na ogół trzy tygodnie, czasem nawet dłużej. Koloniści mieszkali w domach wczasowych albo szkołach, zajmując wspólnie jedną, wielką salę. Dzisiaj kolonie są najczęściej organizowane przez prywatne biura podróży. Organizatorzy proponują dzieciakom zakwaterowanie w przyzwoitych pod względem standardu domach wczasowych. Zmienił się także czas trwania kolonii – przeciętna ich długość to dwanaście dni. Kolonia letnia stacjonująca w Domu Wczasowym „Adria” przebywała w Rewalu od 3 do 15 sierpnia. Dwie dziewczynki z najmłodszej grupy zgodnie stwierdziły, że na wakacjach najbardziej podobały im się plaża i basen. Wylegiwanie się na plaży było obowiązkowym punktem codziennego programu, który ulegał zmianie tylko w przypadku deszczu. Młode kolonistki nie narzekały na brak zajęć także w dni, kiedy na rewalskim wybrzeżu brakło pogody. – Wtedy mamy różne zabawy i konkursy, na przykład plastyczne – opowiadały z przejęciem. Pani wychowawczyni też jest, ich zdaniem, fajna. Na pytanie, czy kolonijny plan dnia jest przestrzegany, uśmiechają się z zakłopotaniem. – To zależy... Przestrzegają ciszy nocnej? Przyznają bez bicia, że w łóżkach lądowały tak naprawdę najwcześniej w okolicach dwudziestej trzeciej. Dziewczęta i chłopcy z najstarszych grup także zapewniają, że są zadowoleni ze spędzonego w Rewalu czasu. Podobnie jak młodsze koleżanki są amatorami ośrodkowego basenu. Mają natomiast inny stosunek do plażowania. Ich zdaniem, codzienne przesiadywanie i gra w siatkówkę nad morzem jest na dłuższą metę nudna. Nie podobał im się także brak swobody: praktycznie wszędzie chodzili grupą, rzadko dostawali zgodę na zwiedzanie Rewala na własną rękę, a kiedy już otrzymywali pozwolenie, musieli trzymać się zwartą grupą. Byli również niezadowoleni z tego, że wychowawcy zmuszali ich do udziału w dyskotekach. Chwalili dobrze zorganizowane wycieczki do okolicznych miejscowości, wychowawców i – podobnie jak wcześniejsze rozmówczynie – koleżanki i kolegów, których poznali na koloniach. Stwierdzili także, że chętnie zostaliby w Rewalu jeszcze przez kilka dni. Krążą słuchy, że w grupie starszych chłopców doszło do incydentu z „napojami wyskokowymi”. Pytani o to zajście zapewniają, że nic nie pamiętają i, oczywiście, to nie oni pili. Wychowawcy także są zadowoleni z przebiegu kolonii. Pan Tomek, wychowawca grupy najstarszych chłopców, na co dzień student AWF, uważa, że grupa była bardzo zgrana. Twierdzi, że wychowankowie stosowali się do jego poleceń i mieli z nim dobre relacje. Nie ma także problemu z organizacją czasu podopiecznym w deszczowe dni: organizowane są konkursy, festiwale piosenki i – podobnie jak u nas na Potędze – zabawy taneczne. Incydent z alkoholem? Owszem, był, ale problem został szybko zażegnany. Słowa kolegi potwierdza 19-letni Dastin, wychowawca grupy najstarszych dziewcząt. – Daję sobie radę z dyscypliną i zarazem mam dobry kontakt z podopiecznymi. Niedawno sam jeździłem na kolonie, wiem, co dzieciaki robią i próbują robić, na co można im pozwolić, na co zwracać uwagę. Myślę, że niewielka różnica wieku pomiędzy mną a podopiecznymi pomogła mi zbudować autorytet i nawiązać z nimi dobre relacje – tłumaczy. Kolonie letnie w ośrodku „Adria” odbywają się po raz pierw- szy, choć pewnie nie ostatni. Do malowniczego Rewala powraca bowiem wielu młodych wczasowiczów. Kolonie letnie organizowane przez Centrum Kultury w Żyrardowie przybywają do tego pięknego miasteczka już od ponad dwudziestu lat. Tak na koloniach jest teraz. Jak było kiedyś? Na to pytanie odpowiedziała pani Małgorzata, kierownik naszego obozu. Jeździła przez wiele lat w góry na kolonie organizowane przez zakład pracy jej mamy. Warunki panujące w ośrodku wczasowym były, jak na tamte czasy, bardzo dobre. Zakład pracy, który organizował kolonie, starał się, aby zostały one zapamiętane przez ich uczestników jak najlepiej. – Odwiedzali nas przedstawiciele firm sponsorujących wczasy i zawsze przywozili prezenty. Dużą atrakcją była również loteria, która odbywała się ostatniego dnia turnusu. Można było wylosować wielkiego, białego misia. Wszystkich bardzo to ekscytowało – wspomina pani Małgosia. Dobrze wspomina dyskoteki i zawierane podczas nich przyjaźnie. Uważa, że niegdyś na koloniach panowała większa dyscyplina, wychowankowie byli bardziej dopilnowani, w efekcie czego przestrzegali ciszy nocnej i nie próbowali łamać regulaminu. Podczas zielonej nocy ulegało to jednak zmianie – śpiochów przyszywano do łóżka albo smarowano pastą do zębów, co często kończyło się dermatologicznymi problemami. Kolonie mają swój niepodważalny urok. Ich uczestnicy i dawniej, i dziś narzekają na dyscyplinę, ściśle przestrzegany plan dnia albo obowiązkowe dyskoteki. Nie bez powodu jednak zapisują wspomnienia z nich na całe życie. Codzienne plażowanie, potajemne przemykanie z pokoju do pokoju, słynna zielona noc czy nawet ukłucie tęsknoty za domem i uściskiem mamy – o tym wszystkim myśli się po latach z dużym sentymentem. Myślę, że niejeden czytelnik chciałby wrócić do czasów, kiedy sam był uczestnikiem młodzieżowych wczasów. MARTA SAK (WARSZAWA) 11 NASZE ROZMOWY Niemęczący Kabaret Czterech mężczyzn. Każdy z innym, specyficznym poczuciem humoru. Intrygująca nazwa. Umiejętność znalezienia riposty w kilka sekund. Plastyczność twarzy, znakomite wyrażanie emocji mimiką, a szczególnie oczami. Tak można krótko scharakteryzować Kabaret Skeczów Męczących – Karola, Marcina, Jarka i Michała. Karolina Dułak: Czy zdarzyło się kiedyś Panom zacytować w życiu prywatnym wypowiedzi granych przez siebie bohaterów? Jarosław Sadza: Ja robię to notorycznie. Często mówię, na przykład, cały czas do przodu. Karol Golonka: Chcemy tworzyć takie teksty, które wejdą do języka potocznego. Michał Tercz: Posługuję się tylko takimi tekstami. Marcin Szczurkiewicz: Porozumiewam się tylko tym, bo tylko to umiem. K.G.: Uczymy się naszych kwestii, swoich ról. Nie wiemy nic więcej. K.D.: Czy dostają Panowie listy miłosne od fanek? K.G.: Dostajemy. Nawet od fanów. M.T.: Ostatnio dostałem list miłosny do Karola... M.S.: ...z wrocławskiego zoo. 12 J.S.: Ja nie dostaję w ogóle, więc bardzo bym prosił. K.G.: Lama wysłała do mnie ten list. M.T.: To jest Dalajlama. M.S.: Jedyna piśmienna lama w Europie i jest zakochana w Karolu. K.G.: Zakochała się, prawdopodobnie jestem do niej podobny. M.S.: Polamiony jest. K.D.: Czy byli kiedyś Panowie świadkami, jak ktoś próbował naśladować Panów skecz? K.G.: Byłem świadkiem na ślubie kolegów – Marcina i Michała. M.S.: Tak, bo my jesteśmy małżeństwem i nie mówiliśmy o tym, bo lama by się wkurzyła, ale jesteśmy małżeństwem. M.T.: Wyskoczyliśmy kiedyś na weekend do Holandii. M.S.: I udało nam się! J.S.: Tak na poważnie to zdarzało nam się obserwować takie sytuacje. M.S.: Wystarczy w youtube wpisać, chwilkę pogrzebać. Jest tego dość dużo. Czasem śmieszne, czasem dramatyczne, ale podoba nam się, że ludzie chcą nas naśladować. J.S.: Dwunastoletni chłopcy podchodzą do mnie i mówią: hy, hy, hy, ty Rydzu, ty Rydzu. To jest zabawne, bo czasem nawet robią to dobrze! Cały czas do przodu – to też często słyszę, jak stoję w kolejce w sklepie. Miałem taką sytuację w Mrągowie, że pani przede mną klęknęła i mówiła tekst z naszego MOPS-u. Chciałem ją bardzo serdecznie pozdrowić, jeśli będzie to czytała. K.G.: Chcielibyśmy, żeby powtórzyła to pani kiedyś na trzeźwo! K.D.: Jaka była najdziwniejsza sytuacja z udziałem fanów? M.T.: Kiedyś w Lublinie zabrali nas na mecz Zagłębia Lublin. NASZE ROZMOWY Skeczów Męczących J.S.: Nie poznałem rano chłopaków. K.G.: Mieliśmy różne dziwne sytuacje z fanami, długo by wymieniać. W Ustroniu Morskim mieliśmy fana, który oglądał na drzewie nasz występ. M.S.: Potem gałąź się złamała i już nie oglądał. K.G.: To była dziwna sytuacja. M.S.: Dla nas dziwna, dla niego być może traumatyczna. Ale pół występu się bawił. K.D.: Jakie mają Panowie plany na przyszłość? M.S.: Jutro mamy dzień wolny, więc ja dalej nie wybiegam. K.G.: Mamy 10-lecie, więc chcielibyśmy zakończyć ten rok w jakiś spektakularny sposób. Być może ciekawym występem podsumowującym ze wspaniałymi gośćmi w telewizji. M.S.: Zamierzamy na nasze 10-lecie zaprosić, między innymi, Michała, Jarka, Karola. Może ja się pojawię. M.T.: Nie wiem czy będę miał wolny termin. K.G.: Ja na pewno nie będę miał terminu, ponieważ jestem bardzo zajętym człowiekiem. M.S.: Mogę mieć chałturkę jako klaun akurat albo będę odwiedzał lamę. K.G.: Na pewno chcemy się rozwijać. To jest nasz plan na przyszłość. J.S.: Cały czas do przodu! K.G.: Właśnie! K.D.: Czy pojawią się nowe skecze ze Śrubą? K.G.: Myślę, że ten etap już za nami. J.S.: Ale mówiliśmy tak wiele razy, dokładnie sześć. K.G.: Tak, a Jarek ma w zanadrzu dużo ciekawych postaci, stwarzających wiele nowych możliwości. J.S.: Szesnaście! Jedną z nich jest Pleśniak. M.S.: Czas pokaże! K.D.: Bardzo dziękuję. KAROLINA DUŁAK (BIAŁA) MICHALINA BIJAK (NIEMCE), WIKTORIA MAKOWSKA (RAWA MAZOWIECKA) FOT.: 13 CIEKAWI LUDZIE O programie „Jaka to melodia” i jak to się stało, że weterynarz został aktorem opowiada gość Potęgi Prasy Robert Janowski Palec Boży P.P.: Dlaczego z takimi zdolnościami i zainteresowaniami zdecydował się Pan na studia weterynaryjne? R.J.: Kiedy przyszło mi wybierać studia, kompletnie nie wiedziałem, co chcę robić w życiu. Moja mama (którą bardzo pozdrawiam) powiedziała mi: Po co ci studia aktorskie czy humanistyczne, lepiej jest mieć jakiś konkretny zawód. A konkretny zawód to albo lekarz, albo prawnik. I... wybrałem weterynarię. Dzisiaj kompletnie mi się to nie przydaje. P.P.: Jak to się stało, że trafił Pan do profesjonalnych mediów? R.J.: Wiele osób trafiło do tej branży przez przypadek. Moja historia nie jest więc oryginalna. Syn miał trzy lata, kiedy znajoma, która pracowała w katolickiej telewizji Ziarno, poprosiła mnie, bym zaśpiewał tam wraz z nim piosenkę Jonasza Kofty. To była poetycka audycja, poświęcona jego piosenkom. Tam ktoś mnie zauważył. Akurat miałem długie włosy, więc proponowano mi role hipisów, narkomanów albo homoseksualistów. P.P.: Czy po tylu latach pracy w programie „Jaka to melodia” nie czuje Pan pewnej rutyny? R.J.: Myślę, że goście zauważyliby, gdyby w moim programie pojawiła się rutyna. A moja praca mnie nie nudzi, ponieważ lubię rozmawiać z ludźmi. Uważam, że każdy człowiek ma ciekawą, medialną historię do opowiedzenia. Poza tym „Jaka to melodia” to program związany z muzyką, która przecież wypełnia całe moje życie. Nie ma w nim też lanserki i sztucznej kreatywności. P.P.: Jest Pan kojarzony głównie z jednym programem. Nie przeszkadza to Panu? R.J.: Czasem próbuję wymyślić coś nowego. A potem dochodzę do wniosku, że zawsze może być gorzej. Mogę trafić na coś, co kompletnie mnie nie interesuje. Po co zmieniać pracę na coś niepewnego, skoro w „Jaka to melodia” jest mi dobrze. 14 P.P.: Tęskni Pan za teatrem? A może warto zagrać w serialu? R.J.: Z przyjemnością wróciłbym do teatru. Ale w serialu nie zagrałbym, nawet jeśli nie miałbym pracy. Mimo to rozumiem kolegów aktorów, którzy kończąc szkołę teatralną, marzą o stałym zajęciu i decydują się na podjęcie pracy w telenowelach. A tam gra się po kilkanaście lat, mówiąc teksty o niczym. Stwierdziłem też kiedyś, że skończę się jako artysta, jeśli zgodzę się chociaż raz zagrać koncert „do taśmy”, a miałem dużo takich propozycji. Na koncercie musi być żywa muzyka – żywi ludzie. P.P.: Jakie ma Pan wspomnienia z filmem i tytułową piosenką „Kto nigdy nie żył...”? Przyznaję, że jest jedną z moich ulubionych. R.J.: Spotkałem się z Andrzejem Sewerynem na planie filmu. To reżyser, który patrzył ci głęboko w oczy i rozmawiał z tobą na zupełnie błahe tematy. Wyczuwał wtedy twoją wrażliwość, obserwował, jak się wypowiadasz... I dopiero po tej trwającej dziesięć minut rozmowie mówił: Graj tak, jak czujesz. Po prostu mnie nie oszukuj. Nuty do tytułowej piosenki wysłał nam Jan Kaczmarek, ja zająłem się aranżacją tego utworu. Nie jestem zachwycony filmem. Rola księdza, w którą wcielił się Michał Żebrowski, wydaje mi się zbyt mentorska i nierealna. To wymyślony obraz – alegoria życia. A ja chciałbym zagrać w filmie, który odno- siłby się do rzeczywistości. P.P.: Czy nagranie pierwszej płyty było dla Pana trudne? R.J.: Miałem wtedy próby ze swoim zespołem Sekcja Zwłok. Obok była taka malutka knajpeczka, gdzie przypadkiem, co kilka dni na małego drinka przychodził Jonasz Kofta. A my rzępoliliśmy za drzwiami. Pewnego dnia zajrzał do naszej sali prób i spytał, czy nie chciałbym zaśpiewać bluesa. Później przynosił mi różne teksty i poprosił o skomponowanie muzyki. Wtedy wydawało mi się, że mieszkam w niebie i spotkałem samego archanioła, który otworzył mi nieznane drzwi do krainy wiecznej szczęśliwości. Napisałem mu osiemnaście piosenek. Oprócz tego miałem w zanadrzu kilka swoich utworów. Stworzyłem z nich spójną kompozycję i nagrałem płytę. P.P.: Czy czuje się Pan wokalistą? R.J.: Raczej – interpretatorem. Mam zdolność przykuwania uwagi, kiedy wykonuję utwór. Widziałem kiedyś na starej czarno-białej kasecie VHS, jak śpiewa Jacques Brel – francuski pieśniarz, bard. I wiesz co? I patrzę na ten francuski materiał, nie znam ani słowa w tym języku, a wszystko rozumiem. Rozumiem każdą emocję, którą chce mi sprzedać. I to jest właśnie ta artystyczna iskra. Ten palec Boży. ANNA PALIGA (RZESZÓW) FOT.: KAROLINA MIKOŁAP (BYDGOSZCZ) SUBKULTURA PUNK – pragnienie wolności Dookoła nas świat rozwija się bardzo szybko. Nie dotyczy to jednak stereotypów i zabobonów. Przyglądając się dokładniej subkulturom, można dojrzeć to, czego gołym okiem nie widać. Poznajmy świat zbuntowanych nastolatków, którzy pragną odnaleźć swoją drogę życia. Doskonałym przykładem młodych, zagubionych ludzi są punki. Powszechna opinia o owej subkulturze jest negatywna. Postrzegani są oni jako osoby nienawidzące świata i ludzi o innych poglądach. Nie szczędzą im krytyki osoby starszego pokolenia, które, o dziwo, wychowały się na podobnych wzorcach. Kim zatem są? Punk to ruch młodzieżowy, który powstał w latach 70. ubiegłego wieku. Ośrodkami i miejscami ekspresji artystycznej intrygujące środowisko punkowe są kluby promujące tworzenie międzynarodowej sieci wspierającej inicjatywy służące popularyzacji. Zasadniczym powodem buntu młodych ludzi stał się problem braku pracy, który wywołuje otwartą agresję. Dorastająca młodzież zwątpiła w sprawiedliwe życie. Takie sprawy jak miłość, pokój i zabawa straciły na znaczeniu. Odrzucenie rzeczywistości jest dla nich priorytetem. Ideologia punkowa zawiera się w hasłach: „nie ma przyszłości”, „anarchia”, „nie ma reguł”. Ważne jest także eksponowanie nieakceptowanych symboli, takich jak np. swastyka. Specyficzna ideologia punkowa, która jest zbiorem zasad charakterystycznych dla tego ruchu, powstała nieco później. Punk to dość pojemny termin. To nie tylko muzyka, również moda i obszerne spojrzenie na świat. Odnosząc się do punkowej sztuki muzycznej, podkreśla się prostotę i szczerość tekstów piosenek. Utwory w niepowtarzalny sposób ukazują problemy miłosne czy polityczne. Negatywny stosunek społeczeństwa do tej muzyki potwierdzają publiczne wystąpienia, koncerty. Z czego to wynika? Przede wszystkim z braku jakiegokolwiek pohamowania: rzucanie ze sceny wyzwisk, niszczenie instrumentów, specyficzny taniec zwany pogo. Nie podoba się to wielu obserwatorom i krytykom. Podobnie sprawa wygląda ze śmiałą modą punkową. Styl tej subkultury jest bardzo zróżnicowany, począwszy od charakterystycznej biżuterii, kończąc na dziwnych modyfikacjach ciała, takich jak tatuaże, przekuwanie wielu części ciała. Odzież punkowa tworzona jest najczęściej ręcznie, dzięki czemu jest jedyna w swoim rodzaju. Młodzi gniewni, aby wyróżniać się z tłumu szarej rzeczywistości na czarnych koszulkach tworzyli samodzielnie robione szablony, przetarcia i dziury. Można ich także rozpoznać poprzez T-Shirty z nadrukami ulubionych zespołów lub wokalistów. Starają się przez to wyrazić niezależność i lekceważący stosunek do społeczeństwa. Co do dodatków punkowcy gustują w ciężkich, ćwiekowanych kurtkach, marynarkach z naszywkami i innymi detalami, a także w spodniach i koszulach w kratę. Charakteryzuje ich częste zmienianie fryzur, np. kolorowy irokez. Dzisiaj punk raczej chce być słuchany niż słucha kogokolwiek. Zamysłem buntowników jest obalenie rządu i zniszczenie władzy. Twierdzą, że rząd wykazuje się brakiem tolerancji. Ruch punkowy cechuje się brakiem zaufania. Jego przedstawiciele są przygotowani do ciężkiego i samodzielnego życia. Wychowani, m.in., na przestępstwach i w trudnych warunkach, wychodzą z założenia, że każdy może ich okraść czy skrzywdzić, dlatego starają się trzymać na uboczu. Motywacją każdego punka jest pragnienie zmiany społeczeństwa. Stara się on nie odcinać całkowicie od populacji. I co ważne – kształci się, ponieważ według niego, aby zmienić świat, trzeba poznać jego prawa. MARTYNA PIAŚCIK (GIŻYCKO) MARYSIA SPIRIN (CZAPLINEK) FOT.: MARTYNA PIAŚCIK 15 ERA KONSUMPCJONIZMU Szmelc na pamiątkę Wyrastają jak grzyby po deszczu. Sprzedają wszystko: lampiony szczęścia, plastikowe miecze, pistolety i figurki, które służą bardziej do zbierania kurzu niż dekorowania domu. Skąd bierze się taka popularność sklepów z pamiątkami? I dlaczego ludzie wydają na nie tak wiele z trudem zarobionych pieniędzy? Nurem w komercję Wychodzę około godziny 17 na deptak. Pomimo nieco niepewnej pogody, ulice są wypełnione ludźmi. Siedzą na ławeczkach, piją kawę, a przede wszystkim kupują. Chodzą od sklepu do sklepu, oglądają czapki, figurki, pluszaki jeżdżące na kółkach i wiele, wiele innych przedmiotów zalegających sklepowe półki. – Ludzie kupują bardzo dużo – mówi pani ze straganu. – Sprzedaje się naprawdę wszystko – zarówno rzeczy praktyczne, jak i typowe bibeloty, które się później wyciera z kurzu. Co znajduje się na straganach? Widzę oscypki – z pewnością najpopularniejszy ser produkowany nad morzem! Im bardziej wgłębiam się w bezmiar straganów, tym coraz ciekawsze rzeczy znajduję. Tradycyjnie sprzedawane koszulki wiszą w co drugim większym sklepiku. Wszędzie stoją figurki: statków, niedźwiadków lub delfinów. Nie potrafiłem uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyłem wielkie plastikowe ryby wieszane przez ogon na ścianie. – Jestem bardzo ciekawa, jak wyglądają domy kupujących te bibeloty – mówi pani ze sklepu z pamiątkami. – Czy to im wszystko pasuje do wystroju wnętrza? W poszukiwaniu pocztówki W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że trzeba pokazać znajomym gdzie się było. Wtedy zazwyczaj kupuję pocztówki. Okazuje się jednak, że nie zawsze można je znaleźć. A nawet jeśli są, to rzadko znajdują się na wierzchu, częściej leżą schowane gdzieś głębiej, pośród kapeluszy i koszulek. 16 Oczywiście na pocztówce trzeba zarobić jak najwięcej! Jeśli jeszcze jest oprawiona w rameczkę, kosztuje siedmiokrotnie drożej. Prawdziwe zdzierstwo! Chiny polecają Skąd pochodzi większość pamiątek znad polskiego morza? Z Chin! To refleksja dołująca polskiego patriotę. Większość pamiątek zawiera znany napis: Made in China lub PRC (co jest anglojęzycznym skrótem od wyrażenia Chińska Republika Ludowa) lub w ogóle nie jest opisywana, co niepokoi jeszcze bardziej. – Chińska tandeta jest tania – mówi pani ze stoiska z pamiątkami. – Nic dziwnego, że ludzie to ku- pują. Próbuję im wytłumaczyć, że lepiej kupić jedną pamiątkę, wyprodukowaną przez polskich producentów. Czasem udaje mi się ich przekonać. Jednak na razie chińszczyzna wygrywa. Mówi się, że podróże kształcą. Czego nauczyłem się z mojej krótkiej wyprawy po Rewalu, który w jakimś sensie jest reprezentatywny dla kurortów naszego wybrzeża? Z pewnością tego, że ludzie podczas urlopu zapominają o wartości pieniądza. Zaoszczędzone na wakacje złotówki wydają często na niepotrzebne przedmioty, które potem obrastają kurzem. W efekcie mają badziewne… wspomnienia z wakacji. TEKST I FOT.: MATEUSZ SKÓRA (CZĘSTOCHOWA) PO SEZONIE Z czego żyje się w Rewalu? W sezonie to miasteczko tętni życiem. Restauracje, kawiarnie, punkty z lodami i goframi, sklepy z biżuterią i ubraniami są oblegane niemal bez przerwy. Można sprzedawać, wypożyczać gokarty i słynne koniki, wynajmować turystom pokoje. Jaką częścią całorocznego dochodu są wpływy z prowadzonych w wakacje interesów? Z czego żyją mieszkańcy gminy Rewal i okolic, kiedy turyści opuszczają nadmorski deptak? Zdecydowana większość punktów handlowych w Rewalu funkcjonuje sezonowo. Duża część z nich otwiera się w tym samym miejscu co roku. Sklep znanej marki odzieżowej Cropp Town ma swoją siedzibę w samym centrum i działa od maja do końca października. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku punktu sprzedaży wyrobów z „żywicznego złota” „Bursztynowa Komnata”, czy jednego ze stoisk z tanią książką. Sklepy te mają swoich stałych właścicieli, którzy przybywają nad morze późną wiosną i prowadzenie interesu w wakacyjnej miejscowości traktują jako dodatkowe zajęcie. Nie jest on jednak bez znaczenia dla stanu całorocznego budżetu. Moi rozmówcy zgodnie twierdzą, że w czasie wakacji w Rewalu można zarobić niemal na wszystkim. Do popularnych nadmorskich miejscowości w celach zarobkowych przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Polski, także z pobliskich, mniej popularnych pod względem turystycznym miasteczek. 16-letni Grzesiek pochodzi z sąsiedniej gminy, pracuje dorywczo w sklepie spożywczym „Marta”. Jego mama też szuka zarobku poza rodzinną miejscowością, zarabiając na życie za granicą. Do punktów otwartych przez cały rok należą m.in.: „Galeria Siedem”, która specjalizuje się w biżuterii autorskiej, ceramice i malarstwie. Sklep działa przez cały rok, ale większe zyski ze sprzedaży detalicznej przynosi od maja do początku listopada. Okres od listopada do kwietnia został przez właścicielkę nazwany „martwym półroczem”. Dochód ze sprzedaży detalicznej jest wówczas bardzo niski, klienci pojawiają się sporadycznie. Głównym źródłem zarobku właścicielki „Galerii Siedem” jest wtedy sprzedaż przez Internet i produkcja biżuterii dla sklepów współpracujących. Jeden z rewalskich domów wczasowych, Jantar, oprócz zakwaterowania oferuje wykonywane na miejscu zabiegi, basen i odnowę biologiczną. Pensjonat działa od Wielkanocy do końca października, otwiera się także na czas Bożego Narodzenia i Sylwestra. Recepcjonista przyznaje, że główną klientelą ośrodka poza sezonem letnim są niemieccy emeryci, którzy o istnieniu ośrodka Jantar dowiadują się za pośrednictwem współpracujących z nim niemieckich biur podróży. Kierownik domu wczasowego to także właściciel umiejscowionego w Alei Róż sezonowego ośrodka „Amber”. Prowadzenie tych dwóch pensjonatów jest dla niego jedynym źródłem dochodu. Oprócz prowizorycznych punktów funkcjonujących sezonowo, na deptaku można znaleźć również tradycyjne sklepy, czynne jednak tylko w okresie letnim. Jeden z nich to „Wakacyjne Pamiątki” na ulicy Warszawskiej. Należy do pana Macieja, mieszkańca Niechorza. Właściciel na co dzień podejmował się przez wiele lat prac dorywczych. Obecnie jest kierownikiem działu w jednej z firm w Jeleniej Górze. Prowadzonego od dawna w Rewalu sklepu nie zamierza jednak zamykać, bo jest on dla niego istotnym źródłem dochodu. Jedna z moich rozmówczyń, studentka z pobliskiej miejscowości, zapytana o to, co mieszkańcy nadmorskich miasteczek robią poza sezonem, odpowiada krótko: Pobierają zasiłek dla bezrobotnych. Jej zdaniem jedynym źródłem dochodu większości mieszkańców są sezonowe punkty sprzedaży. Inna z mieszkanek Rewala twierdzi, że pieniądze z tego płynące są wystarczające do życia na zadowalającym poziomie przez pozostałą część roku – Spora część rewalskich tubylców przez wiele miesięcy zbiera siły na wysiłek związany z pracą w sezonie – żartuje. Jej zdaniem w najgorszej sytuacji finansowej są mieszkańcy Rewala w marcu i kwietniu, kiedy kończy się „martwe półrocze”, a turystów jeszcze nie ma. Sytuacja finansowa jest wówczas naprawdę trudna, ale ludzie pomagają sobie wzajemnie – dodaje. Marzeniem wielu tubylców jest zatrudnienie na poczcie, w Urzędzie Gminy czy Ośrodku Zdrowia. Jak dowiaduję się od Agaty Smoczek i Łukasza Tylki, pracowników Referatu Turystyki i Promocji Urzędu Gminy Rewal, w urzędzie i poza sezonem praca wre, np. w grudniu organizowana jest impreza dla dzieci uczących się w szkołach gminy Rewal. Z kolei większość pracowników poczty to tutejsi, którzy cenią sobie to zatrudnienie, przynoszące ok. 2000 zł miesięcznie. Ponadto mieszkańcy Rewala znajdują pracę w całorocznych domach wczasowych i dwóch restauracjach, banku, otwartym przez cały rok Polo Markecie i sklepach spożywczych. Mieszkać nad morzem – to marzenie wielu osób. Wieczne wczasy, codzienne plażowanie... To stereotyp. Rzeczywistość nie jest taka różowa – w Rewalu trudno znaleźć stałą pracę i nigdy nie wiadomo, czy dochód z wakacyjnej sprzedaży wystarczy, aby utrzymać się przez pozostałą część roku. Powiedzenie, że pieniądze leżą na ziemi i trzeba się tylko po nie schylić, zawiera jednak w sobie nieco prawdy – przedsiębiorczy, kreatywny człowiek źródło dochodu znajdzie zawsze. Szczególnie, gdy do Rewala zjadą tabuny turystów i wczasowiczów gotowych zostawić tu sporo grosza... MARTA SAK (WARSZAWA) 17 RELACJE MIĘDZYLUDZKIE Z sąsiadem za pan brat Planując wakacje, marzymy o długim wypoczynku spędzonym w ulubiony sposób. Naszym celem jest relaks, regeneracja sił i nabranie energii na kolejne dni pracy. O ile dzień jest dla nas zachwycający, to wieczór i noc pozostawiają wiele do życzenia. Powodem tego są często sąsiedzi – ich styl bycia, nieprzystosowanie do sytuacji, brak kultury osobistej. Czy taka jest polska natura, że jadąc na wakacje stajemy się zbyt pewni siebie, przekonani o swojej nietykalności wśród obcych osób i uprzykrzamy życie otoczeniu? Postanowiłam skorzystać z faktu, że Rewal to miejscowość turystyczna i przeprowadziłam sondę uliczną. Pytałam o relacje z sąsiadami na wczasach: czy są dobre, czy złe. Już pierwsze odpowiedzi okazały się dla mnie zaskakujące – znaczna część turystów nie zna osób mieszkających za ścianą! Często nawet nie rozpoznają ich twarzy. Jednym słowem – panuje zupełna anonimowość. Później pojawiła się malutka iskierka nadziei – kilku ankietowanych powiedziało, że kojarzy sąsiadów z widzenia, wymienia z nimi zwroty grzecznościowe. Po kilkunastu kolejnych minutach iskierka przerodziła się w mały płomyczek – nasi sąsiedzi są sympatyczni, kulturalni, otwarci i życzliwi. Wiedziałam jednak, że rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Młode małżeństwo przyznało, że starsza pani za ścianą jest dość kapryśna i wiele rzeczy jej nie odpowiada. Z kolei inna para stwierdziła, że trafili im się nieco głośni współlokatorzy. Szybko jednak zorientowali się, że przesadzają z ilością decybeli i ich kolejne spotkania towarzyskie były spokojniejsze. Z kolei przesympatyczni starsi ludzie z uśmiechem przyznali, że z sąsiadami nie mają żadnych problemów. Za ścianą wypoczywają młodzi ludzie, którzy czasami nabierają w nocy ochoty na śpiew. Jednak moim rozmówcom nie przeszkadza to zupełnie – współlokatorzy są młodzi, więc mają prawo się bawić, a oni – starzy 18 – to szanują. W ich przypadku określenie „starzy”, którego sami użyli wobec siebie, jakby do nich nie pasowało, bo w głębi duszy nadal są nastolatkami („nie zapomniał wół, jak cielęciem był”). Okazuje się, że obie strony starają się utrzymać zdrowe relacje – wielu wczasowiczom nie przeszkadzają zakrapiane spotkania, odbywające się za ścianą, o problemach z krzyczącymi dziećmi nikt nie wspomniał. Anonimowość ludzi mieszkających w jednym ośrodku, na jednym polu namiotowym czy campingowym z pewnością martwi. Społeczeństwo jest zróżnicowane, sytuacje też. Może ktoś w wakacje chce odpocząć, nie pragnie poznawać nowych ludzi i nie zamierza angażować się w nie swoje sprawy. Zdarzają się również osoby nieśmiałe z natury, mające problem z nawiązywaniem kontaktów i nie chcą zastanawiać się, co można powiedzieć, a czego nie wypada, jak poprowadzić rozmowę, żeby nie zapadła niezręczna cisza. Jednak zwroty grzeczno- ściowe takie jak „dzień dobry” czy „do widzenia” nie wymagają dużego wysiłku i zażyłości. Przyjazny uśmiech, kilka zdań zamienionych podczas przypadkowego spotkania, np. na korytarzu, ociepli atmosferę, na pewno nie przyniesie żadnych strat. Chyba minęły już czasy, kiedy to zupełnie nieznani sobie ludzi potrafili rozmawiać kilka godzin. Jednak i dziś próbujmy nawiązać bliższe relacje z współlokatorami, oczywiście jeśli oni tego chcą. Nie warto od początku zakładać, że nam się nie uda. Każdy człowiek, niezależnie od typu osobowości, potrzebuje drugiej osoby. Polacy są życzliwym i sympatycznym narodem. Zatem jaka jest recepta na udany wypoczynek? Należy liczyć się z obecnością innych, być wyrozumiałym, pamiętać o szaleństwach swojej młodości i starać się nawiązać chociaż grzecznościowy kontakt. Warto pamiętać o znanym polskim powiedzeniu „Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. KAROLINA DUŁAK (BIAŁA) FOT.: ANNA PALIGA (RZESZÓW) PRACA Wakacyjny wyzysk Spacerując po deptaku w Rewalu, na każdym kroku widzę drewniane stoiska z oscypkami (sic!), budki z ociekającymi starym tłuszczem kręconymi frytkami, watą cukrową w kolorach tęczy i smakach rodem z tablicy Mendelejewa, kramiki z żelkami... Łakomi turyści zatrzymują się to przy jednym, to przy drugim stoisku i opróżniają kieszenie z drobnych. Jednak to nie rozrzutni przyjezdni czy wątpliwej jakości przekąski mnie zainteresowały. To osoby obsługujące obskurne kramiki zwróciły moją uwagę. Same młode twarze, od razu widać, że są w wieku licealnym. Od rana do wieczora stoją i cierpliwie nadziewają ziemniaczane talarki na patyczek albo ważą karmelowe krówki. Zdeterminowana, żeby dowiedzieć się o ich pracy czegoś więcej, zaczepiam dziewczynę, sprzedającą gumy do żucia. – Całe wakacje tu pracuję. Wcześniej też pracowałam nad morzem, tylko na gadżetach, ale umowa mi się skończyła. Zagadałam do dziewczyny z gum, dostałam od niej numer, zadzwoniłam i jestem – wzrusza ramionami. – To praca ciężka fizycznie i psychicznie, ale daję radę. Jestem zadowolona, bo da się zarobić. Mieszkam w miejscu o wysokim bezrobociu, więc taki zarobek to jest dla mnie spoko opcja – uśmiecha się po chwili. – W przyszłym roku zdaję maturę, fajnie byłoby odłożyć sobie coś na studia. Nie tylko stanowiska w biznesie garmażeryjnym są oblężone przez młodych pracowitych. Dwie nastolatki, obsługujące kasę na kiermaszu taniej książki, też lubią swoją pracę. Udało mi się porozmawiać z nimi w trakcie ich przerwy obiadowej. Nie mówią dużo, chyba speszone faktem, że trzymam w dłoni dyktafon, ale ich nieliczne wypowiedzi są nacechowane pozytywnie. – Jesteśmy zadowolone z pensji – mówi pulchna brunetka. – Ma- my mało pracy, zwłaszcza w słoneczne dni, kiedy wszyscy są na plaży. Tylko kiedy pada deszcz, zdarza się większy ruch. Pytane, dlaczego zatrudniły się na wakacje, zgodnie odpowiadają, że oszczędzają na studia na kierunku finanse i rachunkowość. Zastanawia mnie, czy wszyscy pracujący małoletni są tacy usatysfakcjonowani swoją wakacyjną pracą. Okazuje się, że niekoniecznie. – Byłam pokojówką, szef zlecał mi prace, wykraczające poza zakres moich obowiązków. Pensję dostawałam na czas, ale co z tego, skoro zapłacił mniej, niż się umawialiśmy. W porównaniu z tamtym ta praca jest o niebo lepsza. Nigdy więcej nie zostanę pokojówką – dziewczyna ze stanowiska z watą cukrową, szatynka o stuwatowym uśmiechu, dodaje też, że potrzebuje pieniędzy na samochód, dlatego chwyciła się pierwszej możliwej pracy. Mój następny rozmówca, szesnastolatek ze sklepiku z pamiątkami, dorabia sobie do kieszonkowego. Przyznaje, że na co dzień jest monotonnie. Może nie licząc jednego razu, kiedy banda punków groziła mu pobiciem… Ale to wszystko wydaje się mi kaszką z mlekiem w porównaniu do opowieści siedemnastoletniej M., którą mama namawiała do podjęcia pracy. – Mówiła mi, że jestem w takim wieku, że nie powinnam od niej brać pieniędzy. Zaczęło się od tego, że moja koleżanka chciała iść na imprezę, a następnego dnia miała pracować w jadłodajni od szóstej rano. Powiedziałam, że ją zastąpię na jeden dzień… Wszystko było oczywiście na czarno. Ja się bardzo jej szefowej spodoba- łam, powiedziała, że nie spodziewała się, że tak dobrze mi pójdzie za pierwszym razem, więc zostałam na kolejny dzień. Na początku mi się podobało, chociaż byłam wykończona po pracy, ale potem stwierdziłam, że to przesada, co ja tam robię za te śmieszne pieniądze. Cały czas tylko zbieranie talerzy, zmywanie podłogi, polerowanie naczyń… Jak kiedyś zobaczyła, że piję kawę na zapleczu, to tak mnie objechała, że mi się odechciało. Nie mogłam mieć nawet jednej porządnej przerwy na obiad! Niby pozwalała mi jeść te resztki ze szwedzkiego stołu, których nie zjedli klienci, ale po trzech godzinach od przygotowania, to jedzenie było takie obrzydliwe, że chyba wolałabym już nic nie jeść… Jak my się zaharowywałyśmy na pusty żołądek, to ona sobie siedziała i żarła jakieś ciastka i tylko nas poganiała. To przerażające, ale wiele młodych ludzi jest wyzyskiwanych przez swoich przełożonych. Czasami dzieje się tak, gdyż młodzi są zbyt onieśmieleni, by domagać się swoich praw, a czasami po prostu ich nie znają! Praca na czarno to kiepskie wyjście, bo zachęca pracodawców do swobodnego stosowania się do praw małoletnich albo wręcz kompletnego ich lekceważenia. To, co przytrafiło się M., jest najlepszym przykładem. – Któregoś dnia było dużo do zrobienia, miałam iść do domu o szesnastej, ale powiedziałam, że zostanę dłużej i pomogę. Wyszłam dopiero o dwudziestej trzeciej, a byłam tam od szóstej rano. I ona nie chciała mi zapłacić za nadgodziny! Sześć godzin pracowałam za darmo! Wtedy się wściekłam i już więcej tam nie wróciłam. KAROLINA LICZBIŃSKA (SZCZECIN) 19 KILOMETRY W NOGACH Ptak lata, ryba pływa, człowiek biega To jedna z tych rzeczy, które można albo pokochać, albo znienawidzić. Wstań z kanapy, wyjdź na zewnątrz i zatrać się w bieganiu – twoje ciało i umysł podziękują ci później. Większości z nas wakacje kojarzą się z wypoczynkiem, leżeniem na plaży i pasywnym spędzaniem czasu. Urlop traktuje się jako czas na lenistwo i „słodkie nicnierobienie”. Jednak zdarza się, że po powrocie z wczasów, podczas których naszym głównym zajęciem było wylegiwanie się przed telewizorem, czujemy się jeszcze bardziej ociężali i znużeni. Jest bardzo prosty sposób, by temu zaradzić. Pobyt nad morzem to świetna okazja, by zmienić trochę swoje nawyki. Co da nam leżenie „brzuchem do góry” i narzekanie na wszystko? Trochę uśmiechu i ruchu – to właśnie to, czego nam trzeba! Nie musimy od razu zabierać się za przenoszenie gór i przepływanie mórz, za to krótki jogging to naprawdę świetny pomysł. Bieganie jest przez wielu ludzi nazywane najtańszym spor- tem, ponieważ potrzebne są właściwie tylko dobre buty. A jeżeli jesteśmy nad morzem, to nawet to możemy pominąć i wybrać się na krótką przebieżkę po plaży boso. Wzmacnia to mięśnie stóp, Jeżeli brak wam motywacji albo nie macie wsparcia innych, zaangażujcie się w akcję „Pomoc mierzona kilometrami”. To wspólna inicjatywa T-Mobile i bezpłatnej aplikacji Endomondo. Wystarczy zainstalować program na swoim smartfonie i… ruszyć w drogę! Każdy przebiegnięty, przejechany na rowerze czy przewędrowany kilometr to pomoc dla dzieci pod opieką Fundacji TVN „Nie jesteś sam”. Instrukcje i więcej informacji o akcji dostępne są na stronie www.kilometrami.pl. Serdecznie polecamy! 20 KILOMETRY W NOGACH kostki i stanowi najlepszy peeling dla skóry. Oprócz tego, biegając po plaży przez 15 minut, przyswoimy więcej jodu niż podczas trzygodzinnego plażowania. Nie zapominajmy o pięknych widokach – wzburzone fale o poranku, morska bryza czy spokojne morze o zachodzie słońca motywują do dalszego wysiłku oraz umilają nam bieg. Jaka pora dnia najbardziej sprzyja ruchowi? Zdania są podzielone. Rankiem powietrze jest świeższe, plaże stosunkowo puste, a poranna przebieżka napełnia nas energią na cały dzień. Bieganie w ciągu dnia to raczej kiepski pomysł ze względu na tłumy turystów i prażące słońce. Ciężko jest oddać się przyjemności, kiedy wokół głośno i kręci się mnóstwo ludzi, dlatego wieczory mają również wielu zwolenników. Wieczorne bieganie to idealna okazja do podziwiania zachodów słońca i jest to o wiele lepszy pomysł na rozładowanie niewykorzystanej w ciągu dnia energii niż nocne wędrówki do lodówki. Angielskie przysłowie mówi, że nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie. Podpisujemy się pod tym rękami i... nogami, gdyż zarówno przebieżki w słoneczne dni, jak i przy lekkiej mżawce mają swój urok. Podczas delikatnego deszczu mamy zapewnione orzeźwienie i dużo miejsca na plaży. W pogodny dzień wchłoniemy witaminę D oraz ładnie i równomiernie się opalimy. Wbrew pozorom ruch bardziej sprzyja nabieraniu złocistego koloru skóry niż pasywne leżenie na kocyku. Podczas upału pamiętajcie jednak o czapce, butelce wody, okularach przeciwsłonecznych i kremie z filtrem – udar cieplny to niezbyt przyjemna sprawa, a przezorny zawsze ubezpieczony. Zawsze należy pamiętać o prawidłowej rozgrzewce przed i po wysiłku. Mogą się na nią składać ćwiczenia typu wymachy ramion i około 200 metrów szybkiego marszu. Dobrym sposobem na zapobieganie kontuzjom jest też przerywanie joggingu marszem. Bieganie to najtańszy sport, ale również jedno z najlepszych ćwi- czeń całego ciała. Dzięki niemu wysmuklimy mięśnie, przyspieszymy metabolizm i zrzucimy zbędne kilogramy, czy też po prostu poczujemy satysfakcję z ukończonego biegu. Większość znanych nam biegaczy na pytanie, co najbardziej lubią w tym sporcie, odpowiada, że to specyficzne uczucie, gdy po powrocie do domu w całym ciele czują przyjemne ciepło i wydzielające się endorfiny. Biegacze to bardzo życzliwe środowisko i z chęcią pomogą nowicjuszom. W Internecie znajdziemy wiele blogów i porad, z którymi warto się zapoznać. Wystarczy tylko ruszyć się z domu i wyjść pobiegać raz, potem drugi i kolejny. Julie Isphording, która przebiegła pierwszy maraton dla kobiet podczas Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku, powiedziała kiedyś: Bieganie dało mi odwagę, by zaczynać, determinację, aby wciąż próbować i duszę dziecka, aby mieć z tego wszystkiego zabawę po drodze. Biegaj często i biegaj daleko, ale nigdy nie „zabiegaj” swojej radości z uprawiania tego sportu. KAROLINA MIKOŁAP, MARTYNA PAUL (BYDGOSZCZ) FOT.: KAROLINA MIKOŁAP MIESZKAŃCY ALARMUJĄ Zabójcza promenada Nadmorska promenada Sikorskiego. Sprzedawca w kawiarni Coffee Time pan Radek zwraca uwagę naszej redakcji na z pozoru drobny problem dotyczący owej drogi. – Pracuję tu od 4 lat i już od dawna widzę, że chodnik wymaga remontu. Codziennie sześć, siedem razy nie tylko dzieci ale też dorośli przewracają się. Jest to spowodowane nierównością chodnika, zagłębieniami, wystającymi studzienkami ściekowymi. Myślę, że naprawa nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku i można ją było wykonać choćby przed sezonem. Nie byłoby bolesnych upadków, szczególnie ludzi starszych. Wbrew pozorom problem promenady nie jest banalny. W grę wchodzi bowiem zarówno bezpieczeństwo jak ludzkie zdrowie. Mamy nadzieję, że wójt Rewala nie zapomni o zdradzieckiej promenadzie. Nie tylko pan Radek będzie usatysfakcjonowany... KACPER GOLAŃSKI (ŁÓDŹ) W Rewalu można pozbyć się plastikowych butelek i puszek po napojach, wrzucając je do specjalnego automatu, który stoi obok urzędu gminy. Po wypełnieniu kuponu wydanego przez maszynę KALINA WASIAK (ŁÓDŹ) można wziąc udział w losowaniu nagród. 21 ROZRYWKA Uśmiechnij się – Chciałabym coś praktycznego do pokoju dziennego – mówi kobieta w sklepie z dywanami. – A ile Pani ma dzieci? – Sześcioro. – To najpraktyczniejszy byłby asfalt... ● – Dzieci moje, ja umieram! Przynieście mi szklankę wody! – Ojciec, jest pierwszy stycznia, wszyscy umierają, idź se sam przynieś! ● Jeśli zabłądzisz w nocy w lesie, spójrz na Gwiazdę Polarną... ...jest taka mała w porównaniu z twoim problemem. ● Do apteki wpada blady, drżący chłopiec: – Czy ma pani jakieś środki przeciwbólowe? – A co cię boli, chłopcze? – Jeszcze nic, ale ojciec właśnie ogląda moje świadectwo. ● Na lekcji języka polskiego nauczyciel pyta: – Czym będzie wyraz „chętnie” w zdaniu: „Uczniowie chętnie wracają do szkoły po wakacjach.”? Zgłasza się Jasio: – Kłamstwem, panie profesorze! ● Rozmawiają dwaj starsi panowie. Jeden mówi do drugiego: – Zbliża się wasza rocznica ślubu, nieprawdaż? – Tak – odpowiada drugi – i to spora, bo 20. – Wow i co zamierzasz zrobić z tej okazji dla swojej żony? – Zabiorę ją na wycieczkę do Australii. – Nieźle, a co zrobisz dla żony z okazji 25 rocznicy ślubu? – Pojadę i przywiozę ją z powrotem. ● Konduktor w pociągu pyta podróżującą z psem blondynkę: – Czy pani zapłaciła za tego psa? – Ależ skąd! Dostałam go na urodziny! WYBRAŁA: AGATA CIEŚLAK (RAWA MAZOWIECKA) Piraci w Rewalu! W rewalskim amfiteatrze 15 sierpnia wystąpił kabaret Bzik z programem dla dzieci „Piracka Przygoda”. Młodej publiczności przedstawienie przypadło do gustu. W programie znalazły się m.in.: konkursy, piosenki i skecze. – Bardzo mi się podobało, było śmiesznie i sympatycznie – mówi Kalinka TEKST I FOT.: MATEUSZ SKÓRA (CZĘSTOCHOWA) Wasiak. Sudoku Aby prawidłowo rozwiązać sudoku, należy uzupełnić puste pola diagramu w taki sposób, aby każdy wiersz, każda kolumna oraz każdy kwadrat 3x3 zawierał wszystkie cyfry od 1 do 9. OPR. 22 MACIEJ WÓJCIK (WARSZAWA) ROZRYWKA HOROSKOP BARAN (21.03-19.04) Księżyc w znaku Skorpiona doda przedstawicielom znaku Barana sporo intuicji. Dogodny tydzień na rozpoczynanie nowych przedsięwzięć i projektów. Współdziałania i współpraca z innymi będą układały się pomyślnie. Możliwość zakończenia nieporozumień i kryzysów przed Baranami z 13 – 15 marca. BYK (20.04-20.05) W tym tygodniu spokojna aura planetarna pozwoli Ci promieniować szczególnym urokiem i spokojem. Uwaga, możesz przez ten czas zakochać się niespodziewanie i bardzo udanie. Byki urodzone w okresie od 21 – 15 kwietnia mogą liczyć na ofertę nowej pracy. Możesz podpisywać umowy i zawierać transakcje finansowe. BLIŹNIĘTA (21.05-21.06) Przez ten tydzień postaraj się maksymalnie zmobilizować i załatwić jak najwięcej ważnych spraw, ponieważ kolejne dni mogą okazać się mniej korzystne. Nie nawiązuj nowych flirtów, bo niechybnie skończą się rozczarowaniem. Rozważny i zaufany przyjaciel może stać się niezwykle pomocny. RAK (22.06-22.07) W tym tygodniu układ planet może Ci przynieść ważną znajomość lub spowoduje, że nastąpią poważne wyznania w związkach partnerskich. W związkach z dłuższym stażem mogą nastąpić poważne decyzje na przyszłość. Dobrze będzie się układała współpraca lub współdziałanie z innymi. Dobry tydzień na podróże. LEW (23.07-22.08) Pomyślny tydzień. Koniunkcja Księżyca z Merkurym pomoże Ci w każdej pracy, wymagającej wysiłku intelektualnego, w egzaminach czy ważnych rozmowach. To dobry tydzień na rozmowę z bliską osobą, na wyjaśnienie nieporozumienia lub rozwiązanie poważnego problemu. Jeśli urodziłeś się między 4 a 7 sierpnia, jest bardzo możliwe, że pokłócisz się z partnerem od interesów lub sąsiadem. PANNA (23.08-22.09) Dobre aspekty planetarne z Merkurym większości Panien dają zwyżkę intelektualną, w związku z czym prace wymagające wysiłku intelektualnego będą pozytywne. Będziesz nastawiony przyjaźnie do otoczenia. To dobry tydzień na rozmowę z bliską osobą, na wyjaśnienie nieporozumienia lub rozwiązanie poważnego problemu. WAGA (23.09-22.10) Pogodna, sprzyjająca aura, aby realizować swoje projekty. Współdziałanie z innymi będzie układać się korzystnie. Osoby samotne poczują motyle w brzuchu – czy z wzajemnością, to jeszcze się okaże. Jedynie urodzeni 20 – 21 października niech nie trwonią pieniędzy, nie lekceważą przepisów i ogólnie niech się mają na baczności. SKORPION (23.10-21.11) Tydzień będzie absorbujący, aczkolwiek z niczym na siłę się nie szarp. Jeśli nawet nie zrealizujesz tego, co zaplanowałeś, nie przejmuj się, wszystko w swoim czasie nadrobisz. Koniecznie wygospodaruj trochę czasu dla siebie. Poczytaj, pomedytuj czy też zrób dobrą kolację i zaproś znajomych. Unikaj jałowych dyskusji. STRZELEC (22.11-21.12) Jeśli jesteś samotny, Wenus może Ci przynieść wielką miłość. Nic nie zakłóci spokoju dobranym i szczęśliwym parom, które będą czyniły poważne plany życiowe, może nawet związane z powiększeniem rodziny. Z kolei finansowy dołek szykuje się urodzonym 16 – 17 grudnia. Niewykluczone, że pojawią się jakieś opóźnienia w wypłacie wynagrodzenia. KOZIOROŻEC (22.11-19.01) Masz dobry czas na podejmowanie decyzji, podpisywanie umów i zawieranie transakcji. Planety sprzyjają ustabilizowaniu spraw rodzinnych. Niektórym z Was może trafić się okazja zamiany mieszkania lub też korzystnego zakupu. Szczególnie twórcze okażą się spotkania ze starszymi przedstawicielami rodu. WODNIK (20.01-18.02) W tym tygodniu aspekty planetarne w Twoim horoskopie sprzyjają miłości. Jeśli masz u swego boku osobę bliską sercu, pomyśl o jakimś urozmaiceniu waszej codzienności – może mała niespodzianka? Z kolei związki z długim stażem mogą przechodzić kryzys, a nawet chęć skoków w bok. Urodzeni 1 – 5 lutego niech uważają na zdrowie. RYBY (19.02-20.03) W tym tygodniu planetarna aura będzie podobna do poprzedniej. Jeszcze łatwiej będzie można znaleźć proste rozwiązania. Dla wybierających się w podróż mała uwaga, aby wszystko dokładnie sprawdzić, od dokumentów po zamknięcie drzwi. W sobotę zaplanuj sobie spotkanie w większym gronie ludzi albo wycieczkę rowerową. AGATA CIEŚLAK (RAWA MAZOWIECKA) 23
Podobne dokumenty
Rewalacje - nr 3/2013
– Euronet, ul. Westerplatte (przy restauracji Robinson Crusoe) – Euronet, ul. Kamieńska (przy Polo Market) – Gold Cash, ul. Westerplatte 16 – Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3 – PKO BP, ul. Westerp...
Bardziej szczegółowo