dodatek - Mała Literatura
Transkrypt
dodatek - Mała Literatura
Nr 6 Dodatek do Strzału w Dziesiątkę Maj 2015 Czytanie to najpiękniejsza przygoda, jaką wymyśliła ludzkość Adrian Kasperek Na imię mam Adrian i opowiem wam moją historię. Na wstępie powiem, że kocham książki, są moją ulubioną rozrywką. Dzięki każdej książce przeżywam nową przygodę. Jedną z nich do tej pory wspominam z biciem serca… Wszystko się zaczęło od tego, że pojechałem z rodziną na działkę. Gdyby nie książka, którą zabrałem, byłoby nudno. Późnym wieczorem zobaczyłem spadającą gwiazdę. Pomyślałem sobie życzenie – fajnie by było, żeby ludzie kochali czytanie książek tak jak ja. Miałbym z kim rozmawiać o tym, co czytam. Dlaczego takie życzenie? Bo akurat miałem książkę na kolanach, w domu wszyscy byli zdrowi, moja wredna siostra wreszcie usnęła i mnie nie denerwowała, więc o czym mogłem marzyć? Potem poszedłem spać. Oczywiście pod poduszkę włożyłem mo- jego ulubionego Eragona. Gdy się obudziłem, coś mi nie pasowało. Mówiąc dokładniej – całe moje łóżko tonęło w książkach. Rozejrzałem się po pokoju i zaniemówiłem. Wszędzie wisiały moje portrety z napisami: Chwalmy imperatora czytelników! Niemal przy każdej ścianie stał ogromny regał, a w nim – miliardy książek. Tam, gdzie nie było regałów, stały dziwne przedmioty. Były to stojaki na książkę, a pod nimi napis: Czyściciel książek 2000. To mnie bardzo zaintrygowało. Nagle drzwi w moim pokoju się otworzyły i wbiegł przez nie szczupły mężczyzna. Ubrany był w płaszcz koloru czerwonego. Miał ogromne kieszenie pełne książek. Na głowie nosił kapelusz w kształcie… książki. Spytał: - Jak ekscelencja się czuje? Czy wszystko dobrze? Ekscelencja wygląda na przestraszonego. - Nie, nie – odpowiedziałem – dobrze się czuję, ale przypo- mnij mi, jak się nazywasz i kim jesteś. - Nazywam się Czytalus i jestem twoim doradcą w sprawach polityki kraju, ekscelencjo. Czy przynieść witaminy lub inny środek wzmacniający? - Nie, to chwilowa amnezja. Jeszcze jedno pytanie - czym ja rządzę? - Nie pamiętasz? Rządzisz wielką Rzeczczytelniczą Polską, największym państwem i najbardziej postępowym. Rzeczczytelnicza Polska jest mocarstwem od czasu, kiedy nauczyłeś nas czytać i dlatego jesteś największym i najwspan i a l s zy m i m p er at o r e m . - Aha, możesz odejść. - Do twoich usług, ekscelencjo – powiedział, wychodząc z pokoju. - Dobra – powiedziałem sam do siebie, żeby usłyszeć realny głos – wystarczy że się uszczypnę i się obudzę. Ciąg dalszy na str. 2 Mała literatura 2 Czytanie to…. Adrian Kasperek Zacząłem gadać do siebie, nawet śpiewać, żeby dodać sobie otuchy. Poszczypałem się tak, że sam siebie miałem rąbnąć w nos, ale się opamiętałem. Co się dzieje? Przecież się poszczypałem niemal do krwi, a sen nie mijał. Wyszedłem na mój balkon. Gdy zobaczyłem moje państwo, zaniemówiłem – wszędzie były biblioteki i pisarnie. Domki były cudowne! Wyglądały jak książki. Po ulicach krążyli ludzie czytający literaturę, a na bilbordach umieszczono reklamy nowych książek. Raj! Nagle ktoś mnie szturchnął. Był to mój kolega Dominik (skąd się wziął w moim śnie na jawie?), a obok niego stał Mateusz (i ten też tutaj?). Byli dziwnie ubrani, mieli na sobie płaszcze jak wszyscy, ale ich okrycia były w kolorze żółci, głowy mieli przykryte książkami. - Cześć Adrian, co u ciebie, to znaczy imperatorze? - spytał z szacunkiem, jednak bardzo przyjaźnie Dominik. - No właśnie, ekscelencjo – dodał z przyjaznym uśmiechem, pełnym uznania, Mate- usz. - Chłopaki, imperator i ekscelencja to zbyt poważne określenia dla kolegów – mrugnąłem okiem. - Czy idziesz z nami na mecz czytelnictwa? Nasza drużyna startuje w zawodach Mol Lublina – powiedział Dominik. - Pamiętasz naszą ostatnią wygraną, 2-0? - spytał z dumą Matusz. - Pewnie – odpowiedziałem zdecydowanie, ale na wszelki wypadek dodałem przypomnijcie mi te cudowne chwile. - Z zaangażowaniem czytaliśmy książki, później każdy z nas zachęcał sędziwego do przeczytania swojej lektury. Co to był za turniej! Emocje, argumenty, piękne słownictwo, pomysły, doskonałe książki, wymiana poglądów. Chcę to jeszcze raz przeżyć! - Dobrze, chodźmy jak najszybciej. Idziemy czy jedziemy ? - Oczywiście, że jedziemy. Czytalusie przygotuj, proszę, dla nas limuczytynę na turniej! – z uśmiechem krzyknął rozentuzjazmowany Mateusz. Po paru sekundach przyszedł Czytalus i zaprowadził nas do limuczytyny. Była piękna: złotego koloru, na drzwiach rysunki książek. Gdybym był w realnym świecie pomyślałbym, że to pewnie służbowy samochód przedstawiciela handlowego jakiegoś wydawnictwa. Gdy wsiadłem, o mało nie zemdlałem – w środku było mnóstwo miejsca i stał mały regał wypełniony moimi ulubionymi książkami. Gdy usiadłem, automatycznie wysunął się uchwyt na książkę. - Czytalusie, czy podczas jazdy mogę czytać? Nie zemdli mnie? – zapytałem, ponieważ w realnym świecie nie mogłam czytać książek w czasie jazdy samochodem. Szybko mnie mdliło. Dziwiło mnie, że w XXI wieku były świetne leki na chorobę lokomocyjną, ale nikt nie wymyślił sposobu umożliwiającego czytanie książki w podróży. Właśnie wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałem, nie mogłem jej mieć, bo zwymiotowanie na książkę potraktowałbym jako świętokradztwo! Ciąg dalszy na str. 3 Mała literatura 3 Czytanie to…. Adrian Kasperek - Imperatorze, w autach można spokojnie czytać. Nagle limuczytyna uruchomiła silnik i ruszyła. Przez okno widziałem wielu kolorowych, uśmiechniętych ludzi i mnóstwo barwnych rzeczy, które mnie zachwyciły. W centrum miasta stał ogromny pomnik książki z podpisem: Książka to wiedza i władza. Po mniej więcej 10 minutach dotarliśmy do hali sportowej. Na jej fasadzie wisiał wielki napis, informujący o turnieju: Mol Lublina. Z zewnątrz hala była zielona i ogromna. Przy wejściu stał sprzedawca biletów. Uśmiechnął się i po wiedział: - Ach to ty, imperatorze, to zaszczyt, proszę, oto bilety – podał mi z szacunkiem i uśmiechem bilety dla mnie i towarzyszy. - Dziękuję. Bardzo podobało mi się to, że zwracano się do mnie: ekscelencjo, imperatorze, ale bez strachu, zakłamania, zawsze z szacunkiem okazywanym nie władzy, tylko po prostu drugiemu człowiekowi. Czytelnictwo wprowadziło piękny zwyczaj – każdy jest partnerem, któremu należy się poszanowanie. W hali było kolorowo, stało już dwudziestu zawodników, po dziesięciu w każdej drużynie. Na początku drużyny zaczęły czytać Przygody Tomka Sawyera. Zdziwiło mnie to, że lektura zajęła im dwadzieścia minut, a samo pisanie zachęty – kolejne dwadzieścia. Ileż było przy tym emocji, dopingu, zabawy i śmiechu. Kto wygrał? A czy to ważne? Wygrała literatura, czytelnicy i kibice. Tego dnia szczególną grupę widzów stanowili uczniowie piątych klas, którzy mieli niedługo omawiać tę lekturę w szkołach. Wszyscy wychodzili z hali z wypiekami na policzkach, zaczytani w Przygody Tomka Sawyera. Oto spełnienie moich marzeń…? - Imperatorze Adrianie, świetny mecz! Chodźmy teraz do teleportu – zaproponował Dominik. - Do czego? – zapytałem. Właściwie chętnie zostałbym na kolejnym turniejowym meczu. - Co, zapomniałeś już? Chodź, byłeś pewnie tak zaczytany, że zapomniałeś – powiedział Mateusz. Wsiedliśmy do limuczytyny i w ciągu pięciu minut staliśmy już pod dziwnym budynkiem z napisem Teleporter. Cały gmach był w kształcie różowej książki – to jak lektura dla mojej siostry, ale niech tam, nie zniechęciłem się. Gdy weszliśmy do środka, było pełno ludzi otaczających jakieś dziwne fotele. - Siadaj, imperatorze w fotelu i wybierz książkę - powiedział Dominik. Wszyscy zwrócili na nas uwagę. Poczułem ciążącą na sobie odpowiedzialność, ale jednocześnie olbrzymią otwartość i przyjaźń wszystkich zgromadzonych. Usiadłem w fotelu i nagle przede mną pojawił się dotykowy ekran z listą książek. Wybrałem Eragona, zacząłem czytać i w tym samym momencie to, co czytałem, pojawiało się przed słuchaczami. Cała Rzeczczytelnicza Polska czyta dzieciom! Zawsze o tym marzyłem. Przede mną i słuchaczami pojawili się Eragon i Galbatorix podczas walki. Rzuciłem lekturę i próbowałem pomóc Eragonowi. Skoczyłem na Galbatorixa, ale przeniknąłem przez niego. Nagle… znów pojawiłem się na fotelu obok Mateusza i Dominika. Wszyscy siedzieli z otwartymi ustami, zauroczeni lekturą, którą im czytałem. Zaraz zaczęły się rozmowy o Eragonie. Mała literatura 4 Czytanie to….. Adrian Kasperek Pomyślałem, że zostawię słuchaczy samych, skoro już zaszczepiłem w ich głowach miłość do mojej ukochanej powieści. Niech rozmawiają o książce. W realnym świecie nikt nie rozmawia o książkach, to takie smutne. Gdy wychodziliśmy, było bardzo ciemno. Szybko ze mnie kołdrę. Już miałem na nią krzyknąć, ale… Przyszła, żebym poczytał jej lubelskie legendy. I jak tu krzywróciłem do pałacu imperatora czeć na taką Ninkę? i poszedłem spać. Przed zaśnięciem pomyślałem, że stworzyUznałem, że ja jako łem idealne państwo – pełne imperator i mój kraj, to był szacunku, szczęśliwych, mądrych ludzi, elokwentnych. tylko sen, ale gdy włożyłem Dzięki l i t e r a t u r z e ! ręce pod poduszkę, wyjąłem Gdy się obudziłem, leża- bilet z napisem: Mol Lublina. łem w swoim łóżku na działce. Wielkie zawody w czytaniu Moja wredna siostra ściągała książek… Magiczne zdolności Bler Alicja Zachwatowicz Za lasem przy łące stało sobie małe miasteczko, w którym mieszka dziewczynka o imieniu Bler. Często wraz ze swoją przyjaciółką Hanią chodziła do lasu zbierać jagody i maliny. Gdy wracały z lasu nigdy nie brakowało im energii na zabawę. Niestety, kiedy nadeszła sroga zima, dziewczynki nie mogły już wychodzić na dwór, żeby się pobawić. Ale pewnego dnia, gdy Bler wyszła na spacer opatulona jak bałwanek , spadł na jej głowę kawałek chmurki. Ta uniosła się dwa metry do góry, a z jej rąk i nóg zaczęły wylatywać kawałki lodu, śniegu i strumień wody. Kiedy wylądowała i stanęła na śniegu stopami, zamroziła go. Dziewczynka była zaskoczona tym zdarzeniem. Nigdy nie myślała, że kiedykolwiek będzie umiała zrobić coś takiego. O tym wydarzeniu wiedziała tylko jej rodzina. Kiedy znów nadeszła wiosna, Hania i Bler ponownie zaczęły chodzić do lasu. Pewnego dnia Bler postanowiła sama pójść na polanę. Akurat wtedy, gdy Bler wchodziła do lasu, Hania wyszła na dwór i zobaczyła ją. Pomyślała, że za nią pójdzie. Szła aż do polany. Tam Bler zaczęła ćwiczyć swoje niezwykłe zdolności magiczne. Kiedy Hania zobaczyła to wszystko, wystraszyła się okropnie i wyszła zza drzewa. Bler zaczęła się tłumaczyć: - Haniu, ja umiałam to od końca zimy ale nie mówiłam ci, bo bałam się twojej reakcji. -Ale mimo wszystko byłoby miło, gdybyś mi jednak to powiedziała. Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? - Tak, ale bałam się reakcji. - Zgoda, przepraszam po prostu trudno mi jest to zrozumieć. - W porządku, idziemy do domu. Za dużo tego jak na jeden dzień - Tak, chodź już. Kiedy wróciły do domów na kolację, wszystkie talerze szybko były puste, a rodzice zdziwieni, skąd u ich córek taki apetyt. Gdy przyszła pora na sen żadna nie mogła spać, myślały o tym co stało się na łące. Następnego dnia znowu poszły do lasu na grzyby. I wszystko skończyło się dobrze, dziewczynki się pogodziły i znów było jak dawniej.