czytac fragment bezplatnie

Transkrypt

czytac fragment bezplatnie
Wprowadzenie
Co to za książka i dlaczego warto ją przeczytać?
Ta książka to autobiografia. To odzwierciedlenie mojego własnego doświadczenia z kupna nieruchomości
w Londynie.
W grudniu 2004 roku znalazłam się na dworcu autobusowym Victoria z £ 14 w kieszeni. Cała Anglia
była przede mną.
W maju 2009 roku kupiłam własne mieszkanie. W lutym 2013 roku kupiłam swoją pierwszą
nieruchomość inwestycyjną. Od tamtych czasów staram się kupować, przynajmniej, jedną nieruchomość
w roku. W tym roku podniosłam się do następnego poziomu gry komputerowej pod tytułem „inwestycje
w nieruchomości”. Nie tylko napisałam tę książkę, która stała się podstawą mojej akcji kształceniowej
wśród ludności rosyjsko-, litewsko-, polsko-, bułgarsko- i rumuńskojęzycznej Wielkiej Brytanii, ale też
pracuję z inwestorami w zakresie finansowania i budowy obiektów.
Początkowo ta książka została wydana w postaci wydania elektronicznego jako ciąg dalszy oraz rozwój
moich artykułów w Pulsie - jednej z gazet rosyjskojęzycznych, które są wydawane w Wielkiej Brytanii.
Przy całkowitym braku reklamy, sprzedaliśmy koło 200 egzemplarzy książki w formacie pdf w ciągu
pierwszych trzech miesięcy. Reakcja czytelników była po prostu nieadekwatną - nikt nawet i nie
pomyślał, aby poskarżyć się na krzywy format i wszyscy jednomyślnie uznali moją książkę za motywację
roku. Oto co napisała u mnie na Facebook’u Olga Sołowjowa z Londynu: „Napisane jest bardzo dobrze i
miejscami ostro. Myślącym o kupnie nieruchomości - must read. Nierozmyślającym - po prostu jako
powieść, aby zrozumieć, o czym wszyscy naokoło stale mówią. No a „obytym” – aby nacieszyć się stylem.
Przypomnieć sobie swoje tarapaty przy filiżance herbaty oraz czekać na wydanie obiecanych nowych
książek”. Chodzą pogłoski, że po przeczytaniu tej książki, ludzie dosłownie odrzucają kule i idą do pracy,
święcie wierząc, że przyszedł ich czas na kupowanie. Tak stałam się mesjaszem dzisiejszych i
jutrzejszych właścicieli domu.
Pochwały czytelników, oczywiście, są rzeczą przyjemną, ale gdy dowiedziałam się, że moją książkę
nielegalnie kopiują, zrozumiałam – przyszedł sukces i trzeba iść dalej. Następnym przystankiem był
Piccadilly Circus, gdzie odwiedziłam rosyjski oddział Waterstone's, gdzie u mnie odbyła się rozmowa,
która skierowała moje życie na inne tory - postanowiłam wyjść do Moskiewskich dystrybutorów oraz
drukować się na rynku rosyjskim.
Niniejsze wydawanie to pierwsze z mojej serii książek, adresowane one jest, przede wszystkim, first time
buyers, do żyjących i pracujących w Wielkiej Brytanii, to znaczy do ludzi, którzy marzą o nabyciu
własnych mieszkań. Oprócz tego, po opracowaniu treści i dodania kilku rozdziałów specjalnie dla rynku
rosyjskiego, ta książka będzie także pożyteczną dla przedstawicieli średniej klasy mieszkającej w Rosji,
którzy z jakichś przyczyn rozmyślają się nad kupnem nieruchomości w Anglii. Pewnym z was motywacją
będzie kupno mieszkania dla waszych dzieci, które uczą się czyż będą uczyć się w Anglii, dla innych bezpieczna inwestycja oraz utrzymanie kapitału.
Kupno nieruchomości, a szczególnie (dla moich Rosyjskich czytelników) za granicą to zawsze
potencjalne ryzyko, ponieważ powinieneś polegać na ludziach z obcego kraju, których nie kontrolujesz.
Ponieważ w swojej książce wykorzystuję jako pokazowe historie z życia wzięte, zobaczycie, jakie są
skutki nieprawidłowego wyboru pomocnika. Także w tej książce podam praktyczne rady, przytoczę
konkretne przykłady oraz opowiem jak można uniknąć nieprzyjemności.
Ta książka NIE JEST przekładem jednego z licznych dzieł, napisanych przez amerykańskich autorów. Ta
książka to osobiste doświadczenie oraz owoc licznych błędów, przed którymi chcę Państwa ostrzec.
1
Kupować albo wynajmować?
W Wielkiej Brytanii, a szczególnie w Londynie nieruchomość trzeba kupować przy jakichkolwiek
okolicznościach. Jeżeli Państwo wynajmujecie mieszkanie, trzeba kupować, aby wykorzystać dynamikę
rynku na swoją korzyść oraz obniżyć poziom kosztów zamieszkania. Jeżeli już macie własną
powierzchnię mieszkaniową, kupować trzeba, aby zarabiać oraz zarabiać. W pierwszym przypadku pobierając opłatę za wynajem, a w drugim - w razie sprzedaży albo przerejestrowania hipoteki. Jeśli
jesteście inwestorem zagraniczny to inwestujecie do jednego (potencjalnie) z najbezpieczniejszych
rynków, gdzie wszyscy czynniki grają Państwu na rękę.
Ludzi, którzy żyją w Anglii i nie kupują tu nieruchomość, podzielam na następujące kategorie: trolle,
leniwce i marudy. Bez krzywd, jeśli jednak postanowiliście czytać moją książkę i potem nic nie
poczynicie w odpowiednim kierunku, to należycie do jednej z tych kategorii.
Trolle - to ludzie, którzy po prostu całą swoją energię wydają na zazdrość i nawet nie próbują zrozumieć
albo poznać, jak tym, komu oni zazdroszczą, udało się osiągnąć tego, czego osiągnęli.
Leniwce - to ci, komu już dobrze. Zazwyczaj to ludzie, którzy ciepło i wygodne siedzą na Housing
Benefit, i dla nich, w zasadzie, już całkiem nic nie trzeba.
Marudy - w zasadzie to hybryda trolla i leniwca, lecz ze szlachetnym wyjaśnianiem: zazwyczaj to „ci
poszczęściło (u ciebie dobry angielski, płaca, mózg i t.d.), natomiast mnie nigdy nie dadzą hipoteki (nigdy
nie uda się zarobić depozytu, mam dzieci i t.d.)”.
Trolle, leniwce i marudy mają rację. Transakcje z nieruchomością, szczególnie w Londynie, to bardzo
surowy świat oraz najszybszy sposób stracić mozolnie zarobione pieniądze, jeżeli popełnić błąd. A
błędów przy każdej transakcji można dokonać wielu. Kupiec nieruchomości to najbardziej zagrożona i
bezbronna istota, które ponadto opłaca wszystkie rachunki. Dlatego jeżeli jesteście gotowi zajmować się
nieruchomością, to trzeba stawić się do temu poważnie oraz mieć żelazne nerwy.
Jak powiedziałam, moja książka oparta jest na własnym doświadczeniu oraz piszę o własnych błędach.
Będę podawać konkretne rady, oparte na własnej opinii, oraz początkowo pogodzę się, że moja opinia
może nie zgadzać się z opinią innych ludzi, dlatego będę podawać konkretne argumenty. Dlatego mam
dużą prośbę do trollów, leniwców i marud nie czytać mojej książki. A dla pozostałych - zaczynamy.
2
Co jest początkiem transakcji z nieruchomością? Poszukiwanie nieruchomości? Kontakt ze
sprzedawcą/agentem? Wstępna umowa z bankiem o hipotece?
Nie, początek transakcji z nieruchomością to, po pierwsze, Państwa decyzja kupić, a po drugie planowe
badanie rynku. Słowo kluczowe – „planowe”. Powinniście twardo postanowić, że jesteście gotowi i
chciejcie kupować. Potem po prostu szukacie odpowiednich wariantów.
W zasadzie, całkiem nie jestem przeciwko ludziom, którzy nie kupują nieruchomości, dlatego że
wynajmuje im swoje mieszkania. Jestem przeciwko ludziom, którzy demotywują tych, którzy zamierzają
coś poczynić w tym kierunku.
W końcu kilka słów o polityce. W maju 2015 roku odbyły się wybory do parlamentu. Teraz u nas
parlament z dominującym ugrupowaniem albo konserwatystów, albo laburzystów. To doprowadzi do
tego, co benefity, w tym Housing Benefit, bardzo gwałtownie oraz znacznie obetną. Podstawowa figura,
która zmuszała councils (zarządy miasta, rady lokalne) przydzielać ziemię oraz dawać pieniądze na
budownictwo domów, Boris Johnson, on zaś Boria Iwanow, faktycznie już nie jest merem miasta, lecz
jednym z wielu członków parlamentu. Z jednej strony, myślę, banki bardziej chętniej będą dawać
kredyty, a konserwatyści będą i dalej rozgrzewać ekonomikę, ale w Wielkiej Brytanii ogólnie rzecz
biorąc, a w Londynie w szczególności, ilość budowli prawdopodobnie zmaleje. To znaczy z jednej strony
lżej będzie otrzymać finansowanie na kupno nieruchomości, a z drugiej strony, wzrost cen także jest
przewidywalny, jako i ten fakt, że konserwatystom bez Borisa będzie bardzo trudno utrzymać Londyn.
Prawdziwa historia
Kiedy miałam po dziurki w nosie landlord’ów oraz postanowiłam kupować, zwęziłam
kryteria poszukiwania do określonego rejonu Londynu, ponieważ tam były dobre szkoły, i
findaproperty po prostu wydał mi jeden jedyny wariant shared ownership. Następnego dnia
umówiłam się z agentem na obejrzenie mieszkania. Mieszkanie, które mi pokazał, było show
fiat, to jest lepsze (wzorowe) mieszkanie w bloku, rozmieszczone na lepszym piętrze i w
lepszym miejscu. Ponieważ do końca nie wierzyłam, że rzeczywiście mogę kupić
nieruchomość, to postanowiłam kusić los i powiedziałam agentowi, że jeżeli coś i kupuję,
to tylko show fiat. „To niemożliwe! To mieszkanie będziemy sprzedawać tylko w ostatniej
kolejności!” – wykrzyknął agent. „Nie, to nie” - westchnęłam z ulgą. Za dwie godziny do
mnie zadzwonił ten agent oraz powiedział, że Housing Association zgodna jest sprzedać
show fiat. Był to rok 2009, i po raz pierwszy w londyńskiej historii ceny na nieruchomości
spadły tak, że wszyscy jeśli nie panikowali, to byli w lekkim zdumieniu. Rozumiejąc sytuację
natychmiast obniżyłam początkową cenę o 5%. A potem już nie miałam wyjścia i musiałam
kupować.
3
Rozdział 1. Kiedy kupować nieruchomość
oraz kiedy pęknie bańka londyńska
Patrząc na bachanalie wzrostu cen na nieruchomość w Londynie, wielu ludzi pytają mnie, czy warto teraz
kupować nieruchomości, czyż warto zaczekać kiedy ta bańka pęknie. Takie pytanie szczególnie często
zadają ludzie z krajów bałtyckich, którzy pamiętają kryzys pierwszego dziesięciolecia XXI wieku.
Zgódźcie się, że mogę napisać trzy tomy teorii i praktyki o kupnie nieruchomości, jeśli jednak to
doprowadzi do negatywnych następstw, to moje bazgranie nikomu nie będzie potrzebne. Moja odpowiedź
na pytanie, podane w nagłówku: uważam, że bańka nie pęknie, dlatego nieruchomości sobie albo jako
inwestycje w Londynie kupować trzeba.
Uczta w czasie dżumy?
Osobiście uważam, aby w Londynie spadły albo chociażby przestały rosnąć ceny na nieruchomość,
powinno odbyć się następne:
1. Tutaj powinni przestać przyjeżdżać ludzie, którzy wynajmują pokoje, mieszkania i domy. To
znaczy ci, którzy za te przyjemności płacą. Istnieje możliwość, że Wielka Brytania oddzieli
się od Unii Europejskiej oraz granice się zamkną. Czy to znacznie wpłynie na ilość
mieszkających w Londynie? Chyba że nie. Statystycznie większość imigrantów jest z krajów
WNP, a nie z Unii Europejskiej, i realnie kontrolować ich liczebność można tylko po
wprowadzeniu systemu zameldowania oraz sprawdzania dokumentów na ulicach, a na to w
Anglii nie zezwolą nigdy. Karta Wolności, proszę Państwa. A w swojej następującej książce
„Inwestycje w Wielką Brytanię. Motywacje”, rozwijam swoją teorię ekonomiczną
kolorowych papierków od cukierka, która tłumaczy, dlaczego w tym kraju NIGDY nie
zmaleje ilość imigrantów, szczególnie nielegalnych. Możecie poczytać.
2. Rynek w Wielkiej Brytanii powinien przestać być rynkiem inwestorów oraz stać się rynkiem
właścicieli. To znaczy, że obecnie jest sytuacją taka, że grupa ludzi, którzy posiadają większą
ilość nieruchomości, niż ci, którzy posiadają tylko jedną nieruchomością - w której
mieszkają. Wielka Brytania obecnie jest Mekką dla bardzo bogatych ludzi z Chin, Bliskiego
Wschodu, Rosji i innych krajów, którzy kupują nieruchomości paczkami, co doprowadza do
ogólnego podniesienia cen. Podobna sytuacja obecnie jest w Dubai, o czym napiszę
oddzielną książkę.
To znaczy wniosek jest następujący: inwestorzy powinni stracić zainteresowanie do rynku dzierżawionej
nieruchomości. Od razu powiem: inwestorzy stracą zainteresowanie tylko wtedy, gdy znikną ludzie,
którzy kupują i wynajmują nieruchomości (według statystyki, 14 400 domów brakuje w Londynie
każdego roku, to znaczy, że ilość ludności miasta rośnie bardziej szybkimi tempami, niż nadążają
budować domy pomnożone o ilość wyjeżdżających z miasta) albo ją dzierżawią. Albo gwałtownie
wzrosną stawki na hipotekę, które są przywiązane do stawek Banku Centralnego. Jeśli Państwo śledzicie
nowości, to wiecie: ten rok zaczął się od tego, że Bank Centralny znowu obniżył stawki, a to doprowadzi
do zmniejszenia propozycji nieruchomości na rynku. Dlaczego tak odbywa się?
4
Realny przykład
Mam studio w 6 - j strefie, które wynajmuję za £ 700 miesięcznie, a hipotekę mam £ 230. Po
opłacie service charge i ground rent u mnie zostaje „czystymi” jak minimum £ 400, które mogę
wydać na swoje zachcianki. Wynajem mieszkania to, w zasadzie, ból głowy: trzeba obserwować,
aby najemca lokalu wszystko miał dobrze, sporządzić sprawozdanie do inspekcji podatkowej i t.d.
Ale jeżeli otrzymuję £ 400 w gotówce, to taki ból głowy jestem gotowa znosić z zadowoleniem.
Jednak, jeżeli stawki Banku Centralnego wzrastają, powiemy, do 7%, moja hipoteka będzie w
okolicach £ 700 funtów, to za ból głowy (u inwestorów zawodowych to jeszcze nazywa się
ryzykiem) niczego nie otrzymuję. To po prostu sprzedam to studio oraz zarobiź na wzro cie cen
na nieruchomo ę.
W takiej sytuacji włączy się czynnik dużych liczb, ponieważ większość inwestorów dojdą do takiego
samego wniosku i zaczną sprzedawać swoje portfolio. W wyniku propozycja wzrośnie, i ceny spadną,
ponieważ ilość kupujących gwałtownie nie wzrośnie, a nawet zmaleje, przecież przy wysokich stawkach
o wiele trudniej jest otrzymać hipotekę, i ona będzie dostępna tylko wybranym. To jest w jednej
propozycji: niskie stawki - wielu kupujących, mało nieruchomości, lekko otrzymać hipotekę, ceny
wzlatują do niebios, wysokie stawki - to samo, ale z przeciwległym znakiem.
Realny przykład
Jeden z najbardziej gorących punktów w Londynie - Canning Town. To poligon
śmiertelnego starcia nawet nie inwestorów, lecz światowych kapitałów. Obecnie
obserwujemy arabski i chiński kapitały, które próbują przekupić nawet nie realne, lecz
przyszłe inwestycje w tym rejonie. Dochodzi do surrealizmu: fundusze kupują nieistniejące
mieszkania w projektach na papierze oraz momentalnie odsprzedają ich w ten sam dzień,
czasem po prostu dodając jedno zero. Przyczyna? Plany Londynu na rozszerzanie strefy
biznesowej a ia Cunary Wharf oraz rozszerzanie 2 - j strefy transportowej na ten rejon.
Podobne rzeczy dzieją się w rejonach wzdłuż powstającej trasy Crossrail.
Te gorące punkty mają wpływ na ogólne ceny na nieruchomości w Londynie. Na przykład, jeżeli ceny w
trzech rejonach wzlatują do niebios, ludzie przenoszą się do sąsiednich rejonów, i tam ceny także
podnoszą się, ponieważ ludzie proponują duże pieniądze za nieruchomości. Tak zwany efekt kół na
wodzie.
5
Trochę statystyk
Pogrzebałam trochę w statystykach Land Registry, tzn. Państwowego Rejestru Transakcji z
Nieruchomością.
Styczeń to tradycyjne miesiąc podsumowania. Jakie były wyniki w Wielkiej Brytanii i w Londynie (jak
zawsze, stolica różni się od kraju)?
1. Jeżeli średnio w kraju ceny wzrosły o 6,7%, to w Londynie - o całe 12%.
2. Tak, cena średnia nieruchomości w Londynie ustaliła się na poziomie £ 458.283 w porównaniu
do średniej w kraju £ 179.492.
3. Jeżeli Londyn tradycyjnie i klasycznie to najdroższy region kraju, to najtańsze - North East
(średnia wartość nieruchomości £ 97, 974) oraz North West (odpowiednio do £ 113, 861).
Ceny na nieruchomości w Anglii w latach 1967-2014
Mam znajomego, który kupił 3-sypialny dom w 1970 roku w Londynie za £ 3000. Brzmi to jak bajka...
Interesująca statystyka w samym Londynie.
6
1. Największy wzrosły ceny jest w rejonie Newham - o całe 23,4%. To jest zrozumiałe: tradycyjnie
rejon imigrancki plus efekt igrzysk olimpijskich.
2. Ciekawie, że najmniej w ciągu roku ceny wzrosły w Kensignton i Chelsea – „tylko” o 7,2%.
Mam wyjaśnianie i tego: po pierwsze, nawet 7% to średnio poł miliona funtów, to jest
zadowolenie dla bogatych, a po drugie obecnie władze tego rejonu przenoszą imigrantów, którzy
siedzą na Housing Benefit, do tańszych rejonów, albo nawet za miasto - na przykład, do
Basildon. Dlatego wiele ludzi sprzedają domy i mieszkania w Kensington, i to wpływa na cenę.
3. W ogóle „milionowe” to są domy, które kosztują ponad £ 1, 000, 000, mają coraz mniejszy
popyt. W 2014 roku ich sprzedano o 24% mniej, niż rokiem wcześniej.
4. Mniej domów było sprzedane przez repossession, to jest na licytacji. To, prawdopodobnie,
związane z niskimi stawkami procentowymi oraz poprawą dobrobytu ludności. Chociaż myślę,
odgrywa rolę także inny czynnik: obecnie jest tak mało nieruchomości, że, jeżeli nie jesteście w
stanie utrzymać wasz dom, to nie trzeba doprowadzać sprawy do sądu - spokojnie i bardzo
szybko możecie sprzedać dom, jeżeli on, oczywiście, jest w dobrym rejonie. U mnie jest znajomy
agentem ds. nieruchomości, który pracuje w rejonie Stratford w Londynie (jak możecie zobaczyć
w punkcie 1, Stratford znajduje się w rejonie Newham, to znaczy ceny podniosły się tam do
niebios). Myślicie, że on rozkwita? Całkiem odwrotnie: nieruchomości jest tak mało, że on z
trudem wiąże koniec z końcem. Tak, ją lekko sprzedać, ale przecież to można zrobić tylko raz...
Kupować albo wynajmować?
Odpowiedź bardzo prosta: skoro mieszkacie w kraju /regionie, gdzie ceny na nieruchomości rosną, to
kupować. Jeżeli padają albo nie rosną, lub rosną mniej, niż o 5% rocznie, - prawdopodobnie,
wynajmować, jeśli tylko Państwo nie postanowiliście na 100% osiedlić się właśnie w tym kraju.
Dana rada oparta jest na prostej matematyce. Roczna inflacja w większości państw europejskich (mam na
myśli, szybciej Niemcy i Anglię, niż Grecję i Włochy) wynosi około 3%. Jeżeli zarabiacie tyle, że po
zwyczajnych miesięcznych wydatkach u Państwa jeszcze coś zostaje w banku, to przy takim poziomie
inflacji, jeżeli Państwa bank daje 3 % rocznych, to szczęście. To znaczy, jeżeli wkładacie pieniądze w
nieruchomość, która rośnie więcej niż o 5% rocznie, - zarabiacie. Naturalnie, normalna formuła
inwestycji w nieruchomości jest bardziej złożona, ale w tym zorientujecie się stopniowo podczas
przeczytania moich artykułów, gdzie Państwu rozwałkuję każdy element transakcji z nieruchomością. Po
prostu w tej chwili podstawowa myśl: londyńczykom lepiej od razu przyzwyczaić się do myśli
„Kupujcie!”.
7
Rozdział 2. Specjalnie inwestorom i kupcom
zagranicznym
W tym rozdziale chcę Państwa maksymalnie nastraszyć, szokować, demotywować oraz odwrócić od
myśli kupna nieruchomości w Wielkiej Brytanii. Opowiem rzeczywiste historie Rosyjskich inwestorów,
którzy stracili wiele pieniędzy, ale natomiast zdobyli wiele hemoroidów na transakcjach z
nieruchomością. Potem dokonam analizy ich błędów i w końcu podam Państwu rady, za które ci
inwestorzy zapłacili swoją krwawicą, a znajdziecie się w unikatowej sytuacji - opłacając tę książkę,
bezpłatnie otrzymacie bezcenne doświadczenie biednych (w wielu znaczeniach) rodaków. Po takim
treningu desantu morskiego, decyzja o kupnie nieruchomości w Wielkiej Brytanii dla Państwa już nie
będzie trudną, ponieważ poznacie i zrozumiecie, jak to wszystko się robi. A więc, zaczynamy!
Jak (nie) stracić pieniądze w Wielkiej Brytanii
Najbardziej rozpowszechnione sposoby to - 1. Znaleźć wiarygodnego partnera angielskiego, 2. Nie
zorganizować zapasowego lotniska, 3. Ufać sprawozdaniom prawników i księgowych, 4. Wariacje na te
ogłoszone tematy oraz, najpopularniejsze 5. Koktajl ze wszystkich wymienionych składników.
W zasadzie, myślę, że napisałam tę książkę dla przedstawicieli średniej klasy tu oraz w Rosji, ponieważ z
super-bogatymi mieszkańcami nieba (na razie) nie pracuję. Ale ponieważ przez wiele lat pracuję
troubleshooterem, to jest asenizatorem sytuacji beznadziejnych dla firm i osób prywatnych, ilość historii,
które mogę opowiedzieć jest zdumiewającą. Zwyczajni uczestnicy takich historii to angielskie firmy
konsultingowe, prawne i buchalteryjne, a także „obrotni” finansiści i biznesmeni, którzy z
niezrozumiałych dla mnie przyczyn tępo podprowadzili swoich klientów. Tego, co opowiem, proszę nie
uważać za nienawiść do Anglików - niezawodowców wszystkich kategorii, narodowości i wyznań
nienawidzę jednakowo, a ilość niezawodowców w takich zawodach jak prawnik i księgowy w Londynie
po prostu przekracza wyobrażenie. Możliwie po prostu nie poszczęściło osobiście albo jako
troubleshooter przyciągam przygody, ale fakt pozostaje faktem, ilość smutnych historii, z których
wyciągam zazwyczaj (ale czasem pacjent jednak umiera na stole) swoich klientów, rośnie z każdym
rokiem.
Anglicy to genialni sprzedawcy i szykownie sprzedają z dużym zyskiem swoje towary i usługi, często
bardzo wątpliwej jakości, swojej ludności oraz przyjezdnym. I właśnie w tej jakości należy nimi się
zachwycać i cenić. A jeszcze Anglicy to piraci, którzy bardzo lubią rabować oraz kraść, i robią to z
miłym uśmiechem Jacka Sparrow. No, i jak ich potem nie kochać?
Wyobraźmy sobie, że chcecie Państwo realizować projekt lub kupić nieruchomość w Wielkiej Brytanii
oraz znaleźliście wiarygodnego angielskiego partnera (to takiż nonsens, jak i gorący estoński chłopak).
Teraz wasze kontakty będą rozwijać się według następującego schematu:
8
„Oh, my darling! Tak Pan zmęczył się drogą! Nie - nie, pozwoli mi Pan, całkowicie nie orientuje się Pan
w naszej zamglonej stolicy. Pozwoli mi Pan zawieźć na moim ferrari, wyprodukowanym ręcznym
montażem, do najlepszego klubu miasta, założonego przez jednego z potomków Sherlocka Holmesa.
Ach, Pan słyszał o Sherlocku? Pan jest takim mądrym! Panu nie sprawi kłopotu zapłacić za parkowanie?
Będę bardzo wdzięczny, zapomniałem swojej portmonetki z milionami w trzynastej sypialni swojej
dziesiątej rezydencji. Tu podają piękny angielski stek, po prostu powinniście go spróbować. Jak nie
wpuszczacie do naszego klubu? To mój bardzo ważny rosyjski gość! On jest doradcą samego Plutina! Jak
to moje członkowskie wpłaty nie zapłacone od 2013 roku? Nie może być! Zwolnię swojego starszego
lokaja! Pan będzie łaskaw, nie sprawi to Panu kłopotu zapłacić moje wpłaty, żeby mogliśmy nacieszyć się
lepszym stekiem w Anglii? Co mówicie? Jeżeli mój najlepszy rosyjski przyjaciel zapłaci moje wpłaty, to
otrzyma członkostwo tego klubu na 3 miesiąca całkowicie bezpłatnie! Mój najdroższy, to cud! Oni nigdy
tego nie robili, tylko dla mnie i dla Pana! Myślę, dlatego, że Pan jest doradcą Plutina! Mówicie Putina?
Popracuję nad swoją rosyjską wymową, mój dobry przyjaciel, mi tak podobają się Rosjanie, u was taka
szeroka rosyjska dusza, po prostu podobna do waszej narodowej rzeki Dunaj. O, rany boskie, Pan spadł,
proszę podnieść się! Jak, nie możecie, Pan złamał nogę? Jakie nieszczęście, że to nie szyja, wtedy
moglibyśmy otrzymać kompensację! Ale proszę się uspokoić, zaraz szybciutko rozwiążemy ten problem.
Mam wspaniałego chirurga, który szybciutko i równiutko obetnie Pana złamaną nóżkę. Pan nie zgadza się
na operację?! Pana będzie operować członek izby lordów! Pana dzieci z dumą będą opowiadać o tym
swoim wnukom! Proszę uspokoić się, my friend, wszystko kontroluję... (przez jakiś czas)... Nie mogę
uwierzyć w to! Ten oszust chirurg obciął Panu zdrową nogę. Nie uwierzycie, ale okazał się całkiem nie
lordem, lecz prostym rzeźnikiem z East Enda. Ale Pan się niech nie denerwuje, zaraz organizuję Panu
operację na drugą nogę. Nie, czas minął, drugą nóżkę wypada tylko amputować. Wszystko przez tego
cwaniaka, przecież Pan rozumie jak Panu byłoby trudno bez takiego niezawodnego partnera jak ja?
Przecież dookoła wszyscy oszuści!... (przez jakiś czas…). Oto widzi Pan, bez nóżek Panu o wiele lepiej wszystko równiutko i wygodnie, bo inaczej skakalibyście tu na jednej nodze, jak debil. Widzicie jak Panu
poszczęściło, że Panu obcięli nie tą nogę? Jeżeli by nie ja, Pan musiałby teraz kule kupować. A teraz
Panu dobrałem piękny i wygodny wózek inwalidzki, tylko za £ 10, 000, co już z 90% zniżką. Jak drogie,
to zaś ze zniżką, którą dostałem tylko dla Pana jako dla doradcy Plutina oraz wykorzystując swoje
związki z rodziną królewską! Nie bądźcie niewdzięczni! Z Panem spędzam więcej czasu, niż z własnymi
dziećmi. Niech Pan kupuje wózek inwalidzki i nie zapiera się, i jeszcze Panu pielęgniarka, bez niej Pan
nie poradzi sobie, a ja jestem bardzo-bardzo zajęty. I w ogóle to moja rada, lepiej Pan z tą babą niech się
ożeni, bo jak teraz inaczej Panu, kalece beznogiemu. Ona i Pana finansów dopilnuje, i pupę wytrze, kiedy
trzeba... Oto Panu, à propos faktura, za moje usługi...”
9
Jeżeli myślicie, że to kpina, posłuchajcie rzeczywistej i smutnej historii.
Prawdziwa historia. Żył sobie (a zresztą i teraz żyje) taki uroczy angielski cwaniak, nazwiemy go w
stylu rosyjskim, wujkiem Paszą. Jeździł (i dotychczas jeździ) ten wujek Pasza sportowym autkiem
ręcznego montażu oraz opowiadał wszystkim o tym, jakim on jest bogatym, ważnym i mądrym. O
Oligarsze rosyjskim, z którym wujek Pasza prowadzi OLBRZYMI (mówić z przydechem) biznes, po raz
pierwszy usłyszałam 3 lata temu, od swojego męża, który był przywódcą miejscowych psów
podwórzowych , tzn. liderem miejscowego zarządu miasta. O wujku Paszy wtedy jeszcze niezbyt wiele
wiedziałam, ponieważ jego ofiary do mnie podciągnęły się o wiele później. Ale coś mi pchnęło w pierś,
i powiedziałam wtedy swojemu mężowi: „Daję tej szajce maksymalnie 3 lata istnienia, a potem ten
Rosjanin będzie żalić się na tego wujaszka Paszę na moich rozległych mężnych piersiach”. Czy to
gwiazdy ułożyły się odpowiednio w Halloween mojego urodzenia, czy to u mnie rzeczywiście dar
wróżbiarki... No, zrozumieliście. Kilka tygodniowi temu, spotkałam się z Oligarchą w Moskwie oraz
szczegółowo przedstawiła mu fakty - z jego 3 projektów z wujaszkiem Paszą, 2 były w umierającym
stanie, a trzeci już praktycznie nie poddawał się reanimacji. Pierwszy projekt zdechł w miejscu, kiedy
prawnik, polecony przez wujaszka Paszę po prostu zabił na pniu pozwolenie na otwarcie biznesu potem okazało się, że jego specjalizacja nawet blisko nie odpowiadała potrzebnej kwalifikacji. A jak
wszyscy wiedzą, zasada nauczania w Anglii to kiedy cię bardzo dobrze uczą wbijania gwoździ tylko
obliczonej formy i rozmiaru. Drugi projekt zdechł, ponieważ wujaszek Pasza, starannie dojąc
Oligarchę z opłacaniem kosztów biurowych, po prostu przegapił termin złożenia podania o udział w
tenderze na projekt w wysokości 3,5 miliarda funtów. Trzeci projekt zdychał na rękach, ponieważ
trzeba było... no, to już nie ważne, on też w końcu zdechł. Jak teraz pamiętam oczy Oligarchy, który
prawie ze łzami tłumaczył mi swoją koncepcję kontaktów z piratami: „Ale przecież wujaszek Pasza to
niezawodny angielski partner! Jeżeli my jesteśmy partnerami, to musimy mieć zaufanie do siebie
nawzajem oraz oczekiwałem , że on zrobi swoją sprawę!” Całe jajo w tej smutnej sytuacji polegało na
tym, że wujaszek Pasza „zgubił” po drodze £ 7 milionów pieniędzy oligarchowych, ale ż nie mizernie
podniósł się na łapówkach „odkatach” od prawników i księgowych. O tym, że 3 projekty zdechły,
biedny Rosjanin dowiedział się ode mnie – według wersji wujaszka Paszy, wszystko kwitło i pachniało.
Mity o Anglikach oraz błędy kontaktów z aborygenami
1. Anglicy i dżentelmeni to jedno i to samo.
I obok nie stało. Wszystkim, kto jeszcze wierzy w Santa Claus i Sherlocka Holmesa, radzę w
Wielkiej Brytanii nie kupować / inwestować. Mam podejrzenie, że ten mit bierze swój pierwiastek w
tym fakcie, że angielscy policjanci, którzy na oczach u wszystkich są tacy uprzejmi, a to jest tym,
czego od policjantów najmniej spodziewa się turysta z Rosji. Uwierzcie człowiekowi, który
przepracował 9 lat dla policji Wielkiej Brytanii - uprzejmość policjantów to skrajne zahukanie
własnymi prawami i zaleceniami pomieszane ze względnym brakiem niebezpieczeństwa fizycznego.
No, nie wytwarzają oni wystarczającej ilości adrenaliny.
2. Angielscy prawnicy, księgowi i konsultanci są lepsi na świecie.
Aha, a potwór z Loch Ness to najbardziej straszny w Szkocji. Może być, ale na razie nie spotykałam
ani pierwszych, nie drugiego. O błędach angielskich konsultantów, prawników i księgowych z
najbardziej znanych angielski firm, można napisać książkę. Co, à propos i robię, jako ilustracje do
mojego następnego wielkiego dzieła – „Inwestycje w Wielkiej Brytanii. Motywacje”. Małe
sprostowanie, kiedy mówię „angielski”, także mam na myśli amerykańskie, kulturę anglosaską,
krótko mówiąc. Nie bez podstawy Andersen i Leman Brosers pękły w jednej chwili, te i podobne
firmy zarabiają tylko na łapówkach „otkatach” i cornach.
10
Prawdziwa historia albo jak w ciągu 6 miesięcy stracić 7 milionów funtów. Jak? - spytacie.
Bardzo prosto. Wynająć wujaszka Paszę, aby dobrał dobry obiekt z post-Olimpijskiego
dziedzictwa (Oiympic Legacy). Wujek Pasza wynajmuje prawników i księgowych, którzy pitraszą
papierki według których członkostwo danego kompleksu sportowego przekracza 30, 000 rocznie.
Kupić to podskakując z entuzjazmu, że udało się dokonać takiego wspaniałego deal. Obdarować
wujaszka Paszę wszelkimi dobrami, ażeby przyjaźń rosyjsko-brytyjska wzmacniała się, kwitła i
pachniała oraz jego niezłomny związek (jak mówi wujek Pasza) z Borisem Johnsonem został
niepodzielnym jak Związek Radziecki. Przyjechać do Londynu i przekonać się, że realnie
członkostwo a znaczy dochody kompleksu sportowego nie 30, 000, a 3, 000 (oops, ktoś zero
zgubił). Wpaść w panikę oraz sprzedać wszystko do diabłów o £ 7 milionów taniej, nie
zapomniawszy obdarować wujaszka Paszę za to, że znalazł kupca.
3. Łapówka „otkat” to rosyjski wynalazek.
A to jest absolutnym mitem. Łapówkę „otkat” wynaleźli Anglicy, a nawet ją zalegalizowali, według
metody jednego z sułtanów Turcji w 18 wieku (tam prawdopodobnie pracowali angielscy doradcy), która
pozwoliła urzędnikom brać łapówki oficjalnie, ale oni powinni byli płacić od nich podatki. W Anglii
„otkat” nosi nazwę referral fee, i to rzecz święta. Tu całe firmy konsultacyjne mogą żyć tylko z łapówek
„otkatów” nie świadcząc żadnych usług. Szczególnie w sferze nieruchomości. „Otkat” to bardzo ważna,
jeśli nie pierwotna część każdego biznesu. Nie przypadkowo wujaszek Pasza wolał zakopać cały projekt,
ale wziąć swoją część łapówki „otkat” z prawnika. „Otkat” zmienia się w granicach od 10% do 70% od
całej sumy kontraktu / zarobionych przez konsultanta pieniędzy (uczcie się, rosyjscy doradcy). Pewnego
razu musiałam daleko i na długo wysłać firmę, która poleciła mi pobierać tylko jedną trzecią część od
mojego honorarium, a dwie trzecie części poszłyby do kieszeni człowieka, który po prostu przedstawił mi
tę firmę jako potencjalnego partnera.
Na ile Anglicy z drżeniem odnoszą się do pytań „otkata”, może zademonstrować jedna historia, która
zdarzyła się ze mną niedawno.
Prawdziwa historia. Jedna znajoma przedstawiła mnie firmie, która kupowała pewną ilość
mieszkań od inwestora oraz odsprzedawała ich detalicznie wg bardziej wysokich cen. Mnie
zainteresowała ich propozycja oraz oddzwoniłam do nich i umówiłam się o spotkanie, żeby lepiej
zapoznać się z ich nieruchomością oraz omówić warunki współpracy. Wiedziałam, że ze znajomą,
która mnie przedstawiła, mi wypada podzielić się, ale początkowo chciałam poznać pierwotne
warunki, aby otrzymać informację, czy w ogóle wypada z nimi coś nawiązywać. Wysłałam ankietę,
według której oni uznali mnie potencjalnie za ciekawego partnera oraz wyznaczyli spotkanie z
konsultantem na drugi dzień. O godzinie 5 wieczorem, otrzymałam e-mail od kierownika (!) całej
firmy z gniewną wypowiedzią, że spotykać się ze mną nikt z jej firmy nie będzie, aż nie omówię
warunku „otkata”, oj przepraszam, referrai fee, ze znajomą, która mnie polecała. Ponieważ
uważam, takie pytania za intymne oraz dotychczas myślę, że z tą znajomą to były tylko moje oraz
jej wyjaśniena (nawet nie wzmiankując o tym, że omawiać-to z nią bez spotkania z konsultantem i
nie poznawszy wstępnie warunków nie miało sensu), uznałam taką reakcję szefa firmy po prostu za
obraźliwą oraz wysłałam wszystkich jak najdalej.
11
4. Angielski system wymiaru sprawiedliwości - najsprawiedliwszy.
Teoretycznie angielski system wymiaru sprawiedliwości buduje się na common sense, to znaczy na
zwykłej logice, lecz ta logika bardzo rożni się od naszej. Moim zdaniem angielski wymiar
sprawiedliwości bardzo dokładnie odzwierciedlił Lewis Carroll w „Alicji w Krainie Czarów”, pamiętacie
jak tam, na równym miejscu, sądzili to mysza, to waleta kierów? Tak, jeżeli macie problemy, to możecie
podać do sądu bez problemów oraz, jako wariant, nawet go wygrać, ale ten zaś system może być
wykorzystany przeciwko wam. Możecie stracić biznes albo pieniądze na równym miejscu.
Prawdziwa historia. Żył sobie Grisza, tak warunkowo nazwiemy tego wujaszka, którego nielekka rzuciła
do mnie na drodze życia. Tak żył sobie ten Grisza i nie smucił się, ponieważ był local celebrity oraz miał
powodzenie u kobiet. Zajmował się Grisza dziwnym biznesem - jako założyciel dobroczynnej konsultacji
prawnej z powodzeniem prał pieniądze rodzinnemu biznesowi - portfolio nieruchomości i salonowi
samochodowemu. Jak zwykłe w Anglii, w końcu końców, jego za to poparli na poziomie politycznym miejscowe zrzeszenie Konserwatystów powołało go do swoich szeregów i Griszę wybrano kaunsillerem
do miejscowego zarządu miasta. Ale w roku 2010, Grisza wziął się za łby z powodu kobiety (jasne) z
innym kaunsillerem, a ponieważ na poziomie kobiecym został odrzucony, to bardzo obraził się i
spróbował dziewczynę przycisnąć w publicznym miejscu. Szczęśliwy rywal, nazwiemy go Bobikiem, odbił
dziewczynę oraz zawołał policję, która po przybyciu na miejsce aresztowała Griszę oraz wsadziła go za
kraty za pobicie kobiety. Grisza momentalnie przypomniał sobie, że u niego jest swoja konsultacja
prawną oraz rzucił do walki o swój powrót do rzeszy swobodnych obywateli wszystkich swoich
konsultantów, co w końcu nawet skończyło się powodzeniem, ponieważ policja go zwolniła, a nawet
umorzyła dochodzenie. Wściekły Grisza wczepił się w gardło Bobika oraz opublikował w miejscowej i
ogólnokrajowych gazetach szczegółowy opis swojego i cudzego życia intymnego. Sprawa toczyła się
przed wyborami oraz rada miejscowych Konserwatystów jednomyślnie postanowiła skreślić Griszę z listy
towarzyszy partyjnych. Grisza został poza sprawami, bez płacy i bez kobiety. Dusza, wzmocniona przez
rodzinne finanse, żądała zemsty - Grisza rzucił się w kontratak oraz podał na Bobika do sądu, przy tym
do Najwyższego. Naturalnie prawnicy jego organizacji dobroczynnej udzielili wszelkiej pomocy i
naturalnie bezpłatnie. W ciągu 4 lat Bobik wygrał (a Grisza przegrał) niezliczoną ilość dużych i małych
powództw, które momentalnie stanęły przedmiotem apelacji w instancjach początkowych, tak chociaż
formalnie Bobik wygrał, ale realnie od Griszy nie wyegzekwował ani pensa od kosztów prawnych.
Prawnicy, którzy reprezentują interesy osób fizycznych w sądzie, nazywane są barristers i ich usługi
kosztują co najmniej £ 500 doba. Przez 4 lata i £ 50 tysięcy funtów wydanych przez Bobika na obrotnych
prawników z Chancery Lane (jest taki rejon w Londynie, gdzie zamieszkują najbardziej znani prawnicy),
całe to marudztwo dotoczyło się i do mojego skromnego domu - ponieważ Grisza przegrał Bobikowi
wszystkie powództwa, wypadło mu zacząć nowe przedmiotowe powództwo przeciwko Bobikowi, mojego
męża oraz 9 innych polityków w skali miejscowej i krajowej, żeby zamrozić decyzje do przegranych
sprawach na czas rozpatrzenia bieżącej sprawy (à propos, wspaniała strategia, jeżeli chcecie zrujnować
rywala). Siebie zrujnować nie mogłam pozwolić, i mi wypadło wstąpić w walkę z Griszynym systemem.
Początkowo zaproponowałam Griszy zniknąć z oczu po dobremu, za co sprawiedliwie otrzymałam po
nosie, i wtedy rozpaliła się bitwa Stalingradzka według wszystkich zasad sztuki wojennej. Rozpoczęłam
od wywiadu – nazbierałam na Griszę takich materiałów kompromitujących, o których on już całkowicie
zapomniał. Kiedy otrzymałam przedmiotowe dowody, że Grisza przez swoją dobroczynną organizację
przeprowadzał niemałe pieniążki z rodzinnych biznesów, tzn. starannie uchylał się od podatków,
zaczęłam zwiad bojowy tzn. doniosłam tę informację do (jak myślałam) osób zainteresowanych - Sądu
Najwyższego, Charity Commission (Komisja ds. Organizacji Dobroczynnych) oraz, naturalnie, inspekcji
podatkowej. Moje przesłanie było bardzo proste - dokąd? Dokąd prosty lud będzie cierpieć z powodu
parszywca-oszusta, który znęca się nad system wymiaru sprawiedliwości kosztem niezapłaconych
podatków?
12
Wiecie, jaką reakcję otrzymałam od powyższych organizacji? Żadną, nic a nic. Tzn, i w Sądzie
Najwyższym i w innych organizacjach moje zawiadomienia i czytali, i rozumieli sedno przedstawionych
dowodów, ale kroków żadnych nikt nie śpieszył się poczynić. Grisza, czując gęstniejącą mgłę nad głową,
podwoił ruchy oraz mój mąż otrzymał wezwanie do sądu, które udało się mi anulować. Ale rozumiałam,
że Grisza naciera jak czołg i nie zatrzyma się, dopóki nie zatknie swój sztandar nad Kremlem, dlatego
wypadało zastosować środki nadzwyczajne. Tak, wojna przybrała charakter konfrontacji transzejowej.
Każdy dzień, zamiast pracy, pisałam listy i dzwoniłam do różnych
departamentów trzech
zainteresowanych organizacji, żeby chociaż ktoś zainteresował się tym faktem, że system pozwala
oszustowi nacierać na porządnych obywateli. Dostukawszy się do Prezydenta Sądu Najwyższego, Pana
Leversona, który nakrył skandalem News of the World, sprawa ruszyła z martwego punktu. W lipcu
zeszłego roku, Sąd Najwyższy w trybie grupowym rozpatrzył wszystkie bieżące i przegrane powództwa
Griszy, wzmocnione przez dane z Charity Commission oraz inspekcji podatkowej, o tym że Grisza przez
kilka lat wykorzystywał angielski wymiar sprawiedliwości do dogodzenia swoim przeciętnym ambicjom.
Griszy kazali zabrać wszystkie sprawy oraz wydano zakaz na jakiekolwiek powództwa w przyszłości,
najwyżej ze specjalnego pozwolenia Sądu Najwyższego. Reichstag został zdobyty, a zwycięstwo było za
nami. Po 6 miesiącach mi udało się raz i na zawsze rozsypać sprawy, nad którym Chancery Lane
czarowały przez 4 lata. Ta historia mówi o tym, że jeżeli myślicie, że angielskie prawo was broni,
przypomnijcie sobie tę historię, przeczytajcie jeszcze raz oraz zrozumcie, co was mogą wykorzystać na
równym miejscu, przy czym nie tylko Bieriezowski, ale też wasi właśni prawnicy, którzy was będą doić
przez lata. I jeżeli coś podobnego z Państwem się stanie, wynajmijcie rosyjski zespół specjalny, który was
uratuje bez udziału prawników, którzy będą doskonale rozumieć, że przelewają z pustego w próżne za
Państwa setki funtów w dzień.
5. Rosjanin brzmi dumnie
Zauważyłam, że stosunek do Rosjan dzieli się na 2 kategorie: albo uważają ich za super bogatych, i wtedy
wszyscy naokoło takich ludzi skaczą, ale wtedy cena tej samej nieruchomość podnosi się jak minimum o
20%. Mam wiele domów w prestiżowych rejonach centralnych, właściciele których chcą sprzedać tylko
bogatemu Rosjaninowi. No, myślę, że to powinien być i bardzo głupi Rosjanin, ponieważ cena na te
domy nie poddaje się żadnym obliczeniom ekonomicznym. Druga kategoria, to kiedy do
rosyjskojęzycznym, szczególnie stale mieszkających w Anglii, odnoszą się z pewną wyrozumiałością. Na
tym można pobawić się oraz udać tępą krowę, że to czasem doprowadza do niespodziewanej zalety,
ponieważ nikt nie odbiera cię na poważnie (szczególnie to pomaga w pertraktacjach), ale czasem zdarzają
się absurdalne sytuacje - w zeszłym tygodniu rozmawiałam z jedną firmą, która sprzedaje domy od
inwestora. Kiedy spytałam, jaką komisje mogę dostać za sprzedany dom, dla mnie powiedzieli cyfrę... £
60 (słownie - sześćdziesiąt) funtów. Myślę, że rosyjskojęzycznych zaczną odbierać adekwatnie, jesli
tylko organizujemy się w silne inwestorskie / profesjonalne koło oraz w sposób zorganizowany będziemy
robić duży i słodki biznes. A dotąd musimy po prostu przyjmować rzeczy jakimi one są. Kupno
nieruchomości w Anglii od Anglików oraz z doradcami angielskimi opisuję przez następującą analogię to jak pływać w wannie z krokodylem, bardzo wzbudza, ale w czasie i wg następstw to jest bardzo
kłopotliwe. Przeznaczanie tej książki - ostrzec Państwa przed tym, że w łazience jest krokodyl, oraz
wspólnymi wysiłkami otrzymać ze wszystkiego tego piękną torebkę.
13
Rozdział 3. 10 złotych rad albo szkolenie
młodego nabywcy
1. Przywieź albo zaprowadź psa strażniczego.
Robert T. Kiyosaki w jednej ze swoich książeczek powiedział genialną frazę - jeżeli nie troszczysz się o
swoich pieniądzach, dlaczego myślisz, że inni będą lepiej o nich troszczyć się, niż ty? A dlatego, że im
płacę za to, aby troszczyli się! - odpowiecie. Moi drodzy, płaczę i płacę różnią się tylko jedną literką. W
języku rosyjskim jest genialne powiedzonko – ufaj, ale sprawdzaj. Skoro macie biznes w Rosji, to na
pewno macie także psa strzegącego, który go sterze - to weźcie go do Anglii do zwiadu bojowego. Nigdy
niczego nie kupujcie, jeżeli nie widzieliście na własne oczy, nawet jeśli jest to na etapie budowy. Chyba
że u Państwa na miejscu jest miejscowy pies strzegący, który służy wiarą i prawdą. Specyfika Anglii jest
taka, że tu dotychczas nie ma dobrych jakościowych usług konsultingowych dotyczących nieruchomości
dla rosyjskiej średniej klasy. Wszyscy nadal polują na rosyjskich oligarchów. Powiemy, chcecie kupić
nieruchomość w Londynie, do kogo realnie można zwrócić się? W Londynie jest para-trójka tak zwanych
poradni prawniczych, ale one żyją z tego, że pomagają w otrzymywaniu paraf inwestora, gdzie transakcje
z nieruchomością są wtórne. A co to jest parafa inwestora? To sytuacja, kiedy przyjeżdżacie do Anglii z
workiem pieniędzy w wysokości jak minimum £ 1 miliona. W zeszłym roku takich paraf dla inwestorów
z Rosji otrzymano koło 85. A co robić średniakom? Oni przyjeżdżają do Anglii na własną
odpowiedzialność oraz wpadają w łapy cwaniaków, czytaj poprzednie i dalsze rzeczywiste historii.
2. Postaraj się o lotnisko zapasowe.
To oznacza oblicz wszystkie warianty oraz poproś swojego psa strzeżącego o sprawdzenie wszystkiego.
Ten punkt od razu zilustruję rzeczywistą historią.
Prawdziwa historia. Żyła sobie średnia klasa w osobie jednego restauratora z Moskwy, który także
miał (a zresztą i ma) kilka nieruchomości w Dubaju. Żył sobie ten restaurator i nie smucił się, dopóki
nielekka nie zarzuciła go na wystawę angielskiej nieruchomości w Emiratach. Jak już mówiłam,
Anglicy to wspaniali sprzedawcy, i z tej wystawy pan restaurator wyszedł szczęśliwym posiadaczem
3 mieszkań w angielski ekwiwalencie Uchriupińska - to jest w pięknym mieście Gillingham. Nabyte
mieszkania jeszcze były budowane, co oznacza, że ten pan kupił ich ze zniżką oraz płacił częściami w
miarę jak szła budowa. Completion to jest oddanie obiektu oraz spłacenie pozostałych 35% od ceny
mieszkań powinno było nastąpić dnia 1 maja bieżącego roku. I, jak w powieści Raya Bradbury,
rozległ się piorun. Restauracje pana, chociaż i miały taki sam obrót jak i rokiem wcześniej, ale w
związku z załamaniem się rubla, bieżący ekwiwalent funtowy był bardzo daleki od tej sumy, którą
należało zebrać na opłatę wpłaty ostatecznej. Kiedy do 1 maja zostało kilka dni, restaurator poprosił
mnie o pomóc. Dlaczego nie pomóc dobremu człowiekowi? Zaczęłam grzebać w jego sytuacji.
Okazało się, że nie ma żadnych związków z Anglią na tym poziomie, na którym Anglicy odróżniają
ludzi od tubylców - to znaczy żadnej historii kredytowej. A to oznacza, że w ciągu roku od dnia
kupna mieszkania (exchange of contracts) do ostatecznego terminu, nie raczył sobie nawet otworzyć
prostego rachunku bankowego, nie mówiąc już o tym, żeby obliczyć możliwe warianty hipoteki. Z
wielkim skrzypieniem znalazłam mu propozycję bridging fnance w wysokości 1,4% miesięcznie, co w
jego sytuacji graniczyło z cudem. Wujek odmówił się. Powstała świetlana idea, żeby sprzedać jedno z
mieszkań, aby na wyciągnięte pieniądze sfinansować kupowanie dwóch pozostałych. Do gry wstąpiły
prawa rynku. Ponieważ obiekt już został oddany do użytku, naturalnie wuj zechciał sprzedać
mieszkanie za pełną cenę rynkową, którą podał inwestor. W zasadzie, wszystko jest poprawnie.
Problem był po prostu taki, że rynek najmu w Uchriupinsku na tyle jest zdechły, że kupowanie tego
mieszkania za taką cenę było po prostu nie ciekawe dla inwestorów. A jak mówiłam wcześniej, rynek
w Anglii dyktują i kontrolują inwestorzy oraz one zgodnie odmówili się od takiej „transakcji
tysiąclecia”. Zostali prywatni amatorzy Uchriupinska, to znaczy miejscowi mieszkańcy, ale też ich
coś nie było widoczne, żeby dusili się oraz zabijali się za posiadanie jakiejkolwiek z proponowanych
mieszkań. W dniu dzisiejszym sytuacja jest taka: restaurator żyje pod groźbą niemałej kary za
niewykupienie mieszkań, nikt nie chce ich kupować, wykupić bez finansowania on nie może, a jako
wynik, dzierżawić on ich też nie może, ponieważ nie może wstąpić w posiadanie prawa własności.
Morał jest taki: nawet jeśli kupiliście gówienko, obliczcie wszystkie warianty jak z tej sytuacji
14
będziecie wydostawać się, zwłaszcza jeśli wiatr polityczny nie wieje w należytym kierunku dla waszej
fregaty. Nawet jeżeli myślicie, że będziecie kupować za gotówkę, zapłaćcie parę setek funtów
specjaliście, aby zawczasu obliczył warianty finansowania oraz stworzył dla Państwa podstawę, jaką
jest otwarcie konta w banku.
3. Sprawdzaj cyfry.
Wariacja na poprzedni temat. Sprawdzać należy wszystko i wszystkich, ale sprawdzając cyfry, można lżej
poznać, czy oszukują Państwa albo nie. Fakty to rzecz uparta. Na przykład, gdyby nasz restaurator
sprawdził poziom średniej dzierżawy w Uchriupinsku oraz porównał z cyframi, które podawał
sprzedawca, to być może nie doszło by do tej transakcji. Jak zbierać informację analityczną oraz
sprawdzać cyfry, opowiem w następujących rozdziałach. Druga przyczyna, dlaczego trzeba sprawdzać
cyfry, to po prostu zespół „świeżego spojrzenia”. Nawet, jeżeli Państwo nie macie kwalifikacji, jesteście
w stanie zauważyć to, czego nie zauważy fachowiec. Całkiem spokojnie radzę klientom sprawdzić
ponownie moje obliczania oraz, jeżeli oni znajdują błędy, zupełnie się nie obrażam. Humanum errarum
est, mówili starożytni. Tak, zacznijcie od tego, żeby sprawdzić ponownie wszystkie moje obliczania w tej
książce - i dla Państwa to będzie dobrą praktyką, i dla mnie jest spokojniej, że Państwa nie wprowadzam
w duży błąd.
4. Sprawdź niezawodnego angielski partnera „na wszawicę”.
Niezależnie od tego, jakiej narodowości jest „ angielski niezawodny partner”, zawsze sprawdzajcie, czy
on jest tym, za kogo się podaje. Jeżeli to człowieczek w charakterze wuja Paszy z opowiadania o
oligarchu, oni zazwyczaj mają małe firmy. Na wuja Griszę podstawowe materiały kompromitujące
wykopałam z głównych źródeł, takich jak http://companycheck.co.uk/. Na tych portalach można
sprawdzić historię spółki i potem porównać fakty z tym, co mówi o sobie rozmówca. Na przykład,
dopiero dzisiaj spotykałam się z inwestorem, który z upojeniem mówił o tym, że on już przez 20 lat
buduje, natomiast według danych jego firmy, ona została założona tylko 3 miesiące temu. Nie zawsze to
oznacza, że człowiek Państwa chce nabrać, całkiem możliwe mój inwestor rzeczywiście buduje przez 20
lat, lecz dopiero teraz z przyczyn całkowicie obiektywnych postanowił ograniczyć odpowiedzialność.
Rosyjskim inwestorom, którym proponują kupić część spółki / zostać założycielem albo dyrektorem,
polecam prześledzić tę spółkę w tej bazie, ponieważ czasem zdarza się, że towarzystwo spóźnia się ze
złożeniem sprawozdania do inspekcji podatkowej albo izby rejestracyjnej. To nie jest śmiertelne, ale
jednak jeśli chcecie otrzymać wizę albo zmieniać status imigracyjny, mogą powstać pytania. A jeśli
Państwa partner mówi, że jego spółka zarejestrowana w jednym miejscu, a wyskakuje całkowicie inny
adres - można i trzeba zadać pytanie. A oto jeżeli, jak w historii z wujkiem Paszą, Państwa niezawodny
angielski partner jeździ na Ferrari, ale nie ma pieniędzy na kawę, gońcie takiego w szyję - aferzyści
zazwyczaj zawsze mają problemy z gotówką, jak i z czasem zresztą, ponieważ oni są zajęci obracaniem
milionami.
5. Zawsze i wszędzie podpisujcie kontrakty.
Proszę wyobrazić, że bierzecie kredyt w banku. Pytanie – jaką macie szansę, żeby Państwu bank dał
swoje pieniążki niekrwawicowe bez żadnych papierków? Poprawnie - zerową. A oto my, ludzie,
spokojnie oddajemy krwawicowo zarobione pierwszemu lepszemu, tylko dlatego, że on nam się podoba.
Państwu powiem pełną prawdę: z kontraktem trudno jest otrzymać swoje pieniążki z powrotem, ale
powiem jeszcze więcej - bez kontraktu tego w ogóle prawie nie uda się. Czytacie tę książkę, ponieważ
Państwa interesuje kupno nieruchomości dla siebie albo jako inwestycję. Wcześniej albo później
spotkacie różnorodne problemy - od otrzymania hipoteki do remontu, i stale Państwo będzie chcieli
zrobić to wśród swoich. Na litość boską, róbcie, tylko podpisujcie kontrakty. Jeszcze jeden plus kontraktu
- wszystkie strony mają jednakową informację. Mam przyjaciela - zawodowego inwestora i drobnego
inwestora budowlanego. Jestem im zauroczona. Mało tego, że jest mądry i piękny, także uwielbiam jak
on prowadzi sprawy. Kupuje nieduże domy albo działki, a potem ich opracowuje. Pracować z nim to
same zadowolenie. Do najmniejszego projektu przygotowuje bardzo szczegółową broszurę, a zespołowi
naprawczemu albo budowlanemu należy po prostu tępo wykonać wszystkie prace, bardzo szczegółowo
oznaczone w tej broszurze według wskazanego standardu. Ten człowiek jest genialny w tym, że nawet w
15
takim trudnym zakresie jak inwestycje w nieruchomości potrafił zachować piękne przyjacielskie stosunki
ze wszystkimi, nawet z ludźmi, które na niego pracują. Szacunek!
6. Jeżeli potrzebny jest prawnik albo księgowy, wykorzystuj tylko chartered albo certified.
W zasadzie, myślę, jeżeli mój czytelnik jeszcze nie zrozumiał, że niezbyt zachwycam się poziomem
profesjonalizmu angielskich księgowych i prawników, kiedy oni przeczytają całą książkę, moja osobista
opinia o tych zawodach stanie się bardziej niż jasna. Nie wykluczam, że gdzieś tam, na księżycu, są
dobrzy fachowcy w tych zakresach. Czy miałam dotychczas pecha w tym zakresie, czy już mam
uprzedzenia do tego, że w ostatnich 5 latach jako troubleshooter wygrzebywałam dla najróżniejszych
klientów różne doły na śmieci, które powstały z bardzo głupich błędów, natomiast osobowości
świetlanych wśród tych zawodów w tym kraju na razie nie spotkałam. Ponieważ posiadam chartered
profession, które dostałam w Wielkiej Brytanii, zrozumiałam jedno - tu dają piękne wykształcenie z
określonej dyscypliny, po czym wychodzi wspaniały specjalista w dziedzinie dziurek w nosie, który
pojęcia nie ma o funkcji oddechowej ostatniego. Ale wrócimy do rozmowy, czym się różni autoryzowany
specjalista od nieautoryzowanego. Co do jakości - nic nie mogę powiedzieć, ponieważ ona w każdym
moim przypadku była poniżej zera, a co do możliwości późniejszego najechania na winnego, mogę z
pewnością opartą na własnym doświadczeniu powiedzieć, że na autoryzowanego specjalistę „najechać” o
wiele łatwiej, niż na tego, który nie ma kwalifikacji. Jeżeli oczywiście są ważkie podstawy. Po prostu
autoryzowani specjaliści należą do gildii sobie podobnych, na przykład autoryzowany księgowy ACCA
jest członkiem tej instytucji księgowych oraz oni mają poszczególną dyscyplinarną dyscyplinę. Anglicy
to piraci, to znaczy, że reputacja jako taka ich nie obchodzi, ale groźba kary dyscyplinarnej przez
instytucję staje się rzeczywistą szansą straty dobrych klientów, a tego Anglicy dosłownie pozwolić sobie
nie mogą .
16
Prawdziwa historia. Miałam klienta, w zaraniu mojej działalności troubleshooterskiej. W marcu
2013 otrzymał od inspekcji podatkowej rachunek na 20 tysięcy miejscowych tugrików.
Przyjacielsko poszłam wyjaśnić z jego księgowym (wtedy jeszcze nie miałam doświadczenia z
audytu księgowego) i po trzech pytaniach naprowadzających zrozumiałam, że wujek „pływa”,
przy czym w sztormie. Nawet taki zielony specjalista, jakim byłam, zrozumiał, że wujek
delikatnie mówiąc, nie jest księgowym. Po powrocie do domu sprawdziłam go i okazało się, że
mam rację – do żadnej z gildii buchalteryjnych wujaszek nigdy nie należał. Ale natomiast
SIEDZIAŁ za ścianką od autoryzowanych księgowych oraz nazwa jego firmy była zaskakująco
podobna do nazwy jego znakomitych kolegów. Kto z tej kury miał rosół - tak i nie zrozumiałam,
ale doniosłam tą informację klientowi. Ten wpadł w przerażenie, ponieważ korzystał z usług
tego „księgowego” przez 12 lat (później zrobiłam szczegółową analizę lotów działalności tego
tak zwanego księgowego w ciągu tych 12 lat. W ciągu 12 lat tylko w jednym roku oddał roczne
sprawozdanie bez błędów. Nawet bez tego bila na dwadzieścia tysięcy wrobił klienta na £ 9000
na łączną sumę grzywny i odsetek). Jakoś opowiem pełną historię, ale w tym momencie ta
historia to ilustracja różnicy między certified i nie certified. Krótko mówiąc, klient wpadł w
ciche (na razie) przerażenie oraz wynajął ACCA quaiified firm of accountants, żeby dokopali się
do prawdy, dlaczego on otrzymał ten rachunek na 20 tysięcy. W celu wyjaśnienia - mój klient był
typowym przedstawicielem średniej klasy - wujaszek, który przez całe życie pracował jako
employee, możliwości kantowania z podatkami u niego po prostu nie było. Żeby nie męczyć
czytelnika, po prostu powiem tak – „kwalifikowani” księgowi rozebrali mojego na razie
przyszłego klienta na całego - przedstawili rachunek na 7 tysięcy funtów, za co zwrócili mu 400
funtów NICS (opłaty ubezpieczenia socjalnego), co zazwyczaj zajmuje koło 20 minut absolutnie
niewykwalifikowanej pracy. Do słowa o kontrakcie, w porozumieniu z tymi księgowymi nie było
nawet słowa o tym, że oni zwracają NICS, oni po prostu zrobili to, żeby dodać £ 3000 do
rachunku (do tego wrócimy w punkcie „Posyłaj ich w długą podróż o charakterze seksualnym”).
Jak zaczynacie podejrzewać, w jakimś momencie wtrąciłam się do procesu rozbierania klienta
oraz wystawiłam tych księgowych do wiatru. Ale pierwotny problem nie został rozwiązany obowiązek przed podatkową wisiał. Przyznaję się od razu - zrobiłam błąd. Zadzwoniłam do
podatkowej i umówiłam się o rozłożeniu spłacenia tego obowiązku na raty. Teoretycznie,
problem został rozwiązany. Ale, moja istota wiedźmowata nie dawała mi spać po nocach. W
2014roku u mnie powstało okno w bazie klientów oraz postanowiłam pozabawiać się w puzzle.
Wzięłam od klienta wszystkie jego papiery za 14 lat, według metody Kamienskiej rozłożyłam ich
na podłodze, oraz uważnie spojrzałam na cyferki. Naturalnie cyferki nie zgodziły się. Cyferki po
prostu krzyczały z papierków o błędach wszystkich stron, oprócz mojego klienta. Gdy tylko
rozłożyłam papierki, momentalnie znalazłam odpowiedź na pytanie, za które mój klient prawie
zapłacił £ 7000 autoryzowanym księgowym - skąd wziął się rachunek na dwadzieścia tysięcy (i
na które nigdy nie odpowiedzieli). Sytuacja była najbardziej kretyńska z możliwych. W 2006 mój
klient pracował na 2 robotach. Podatkowa wysłała jednemu z pracodawców kod podatkowy i
oni po prostu go nie zauważyli, to znaczy, że w ciągu roku „nie dozbierali” około 10 tysięcy
podatku. W tym zaś samym roku, mój klient przyniósł wszystkie papierki po swoich
pracodawców swojemu niewykwalifikowanemu księgowemu, który po prostu nie zauważył tego
błędu. Podatkowe sprawozdanie z błędem zostało wysłane do podatkowej, która nie sprawdziła
tego sprawozdania do… 2013, to znaczy, kiedy sprawdzili i znaleźli błąd, to zażądali nie tylko £
10000 niedopłaconego podatku, ale też £ 10000 grzywien i odsetek w ciągu ostatnich 7 lat!
Problem polegał na tym, że autoryzowani księgowi w tym momencie już mieli podpisany
kontrakt z klientem, i po prostu byli zobowiązani znaleźć ten błąd. A ponieważ po prostu tępo
wystawili rachunek i nawet nie dotknęli do przekazanych dokumentów, naturalnie oni niczego
nie zauważyli i dlatego możliwość apelacji została stracona. Anno domini 2014 spędziłam po
prostu z pieśnią - do zgrzytu zębów biłam się z podatkową argumentując, że winny w danej
sytuacji wszyscy, oprócz podatnika. Nadzwyczaj niepomyślne - pieniądze zostały zapłacone, i w
Anglii jest taka sama zasada, jak i w całym świecie - kto nie zdążył, ten spóźnił się. Ponieważ nie
zrobiłam pracy za kwalifikowanych księgowych na czas, żeby znaleźć błąd, klient przegapił
możliwość apelacji. Werdykt podatkowej był niepocieszający - teraz bawię się tym, że
wystosowałam pretensje i do niewykwalifikowanego księgowego, i do ACCA quaiified.
Powracając do podstawowego tematu - realnie mam szansę otrzymać jakąkolwiek kompensację
tylko od ACCA quaiified. Po pierwsze, dla nich nie wszystko jedno czy wybiją ich z instytutu czyż
nie, a po drugie powinni mieć ubezpieczenie zawodowe, z którego, jako wariant, mój klient
otrzyma odszkodowanie.
17
7. Zaskarżaj ich do ich instytucji.
Teoretycznie, instytucje, do których należą tak zwani specjaliści, to alternatywna
sądowi dźwignia wpływu - w wielu sytuacjach, udawało się mi rozwiązać problem po
prostu przez kanały dyscyplinarne. Szczególnie to dobre wychodzi, jeżeli macie
problemy z bankami albo firmami ubezpieczającymi. Ponieważ nie chodzi tu o pytania,
związane z nieruchomością, to nie będę męczyć czytelnika opowiadaniami
rzeczywistych historii, których zebrało się nie mało w ciągu ostatnich 10 lat. Powiem
tylko, że w ciągu 10 lat wydrapałam w ten sposób od różnych organizacji ponad £
20.000. Myśl przewodnia książki - to możliwe, ponieważ to odbyło się w
rzeczywistości. Chociaż, muszę przyznać, że w tym roku postawiono mnie na miejsce w tej książce opowiem trochę później historię o tym jak mnie podprowadzili prawnicy
sprzedającej strony i poskarżyłam się do Law Society. Jak za zwyczaj, szybko wyszłam
na poziom prezydenta, który odchylił moją skargę, ponieważ „sumą kontraktu była za
mała, żeby rozpatrywać moją skargę” (niby 130 tysięcy funtów to kopiejki). Kiedy
przeczytacie, w jaki sposób mnie zrobili prawnicy, zrozumiecie, że z poważnie
naruszyli wszystkie podstawowe zasady prowadzenia sprawy. To znaczy, jeżeliby Law
Society wzięło moją skargę do rozpatrzenia, im wypadłoby wyrzucić tą firmę na bruk
kopniakiem. Problem w tym, że ta firma jest członkiem schematów Excellence in
Conveyancing i Excel oraz płaci Law Society kilka tysięcy funtów rocznie składek
członkowskich. Jeżeli moja skarga po prostu wskazywałaby niedociągnięcia, a nie na
pełny brak fachowości, wtedy mogliby po prostu skarcić winnych, oraz wszyscy byliby
zadowoleni - i wilki, i owce, i pasterz. Ale, ponieważ prawnicy realnie wpadli w
tarapaty, Law Society powinno być po ich stronie, ponieważ w przypadku, gdy ich
wyrzucić ze schematów, naturalnie oni przestaną płacić składki członkowskie, a na
zasadzie angielskiego prawa precedensowego zacznie się wodospad podobnych skarg i
Law Society po prostu zbankrutuje. To znaczy rada jest taka: należy skarżyć się, ale nie
entuzjazmować .
18
8. Czytaj drobną czcionkę .
To - bez długich komentarzy. Nie wiem, kto pisze drobną czcionkę angielskim bankom
i firmom, ale to dziurka na dziurce. Jeżeli naprawdę chcecie wrobić angielską firmę, z
którą macie podpisany kontrakt, weźcie ten kontrakt i pokażcie dobremu
Europejskiemu specjaliście - on zawsze znajdzie błąd, na którym zbuduje całą sprawę
na Państwa korzyść. Jako przykład mogę opowiedzieć jakoś prawdziwą historię, kiedy
wydrapałam około 3 tysięcy funtów ze spółki zabezpieczającej, tylko na podstawie ich
własnych błędów w drobnej czcionce ubezpieczenia.
9. Posyłaj ich w długą podróż o charakterze seksualnym.
W zasadzie, to ciąg dalszy historii o księgowych.
Prawdziwa historia, a dokładniej dwie. Zacznę od historii przyjaciółki, też
księgowej. Klient zamówił audyt, który mogą robić tylko odpowiednie
wykwalifikowani rewidenci księgowi. Ona dostała go z 2 zastrzeżeniami, po
pierwsze, sprawozdanie mówiło „że dla przeprowadzenia audytu za mało
udzielonych danych, po drugie, sprawozdanie zostało podpisane nie przez
kwalifikowanego rewidenta księgowego, lecz jego ucznia, trainee ». Do
sprawozdania dumnie załączono rachunek na £ 3000, to jest na sumę,
omówioną w kontrakcie. Moja przyjaciółka, człowiek pozaziemskiej
uprzejmości, wyjęła z szerokiej torby kontrakt oraz przeczytała te jego punkty,
które specyficznie omawiali, że po pierwsze, kontrakt był zawarty na
przeprowadzenie audytu, a po drugie, dana „celebra” powinna zostać
przeprowadzona przez kwalifikowanego rewidenta księgowego. Norton kontra
Kaspersky. Po krótkiej pauzie, partner firmy audytorskiej z uśmiechem
spróbował jeszcze raz wręczyć rachunek na audyt, który nie został zrobiony.
Moja przyjaciółka, człowiek pozaziemskiej uprzejmości, powiedziała czarowną
frazę po angielsku, która zaczyna się i kończy się na literę f, więcej nic nie
mówiąc poszła do domu. Nikt jej więcej nie ruszał.
Historia numer dwa. ACCA quaiified księgowi z poprzedniej historii
próbowali wręczyć mi rachunek na £ 7000. Po moim krótkiego, ale treściwym
emailu, gdzie przekonywująco udowodniłam im, że wyświadczyli usługę na £
3000, przez 10 minut otrzymałam od nich wiadomość, w której pogodzili się
obciąć rachunek o 2 razy.
Morał taki - jeżeli rzeczywiście uważacie, że Państwu nie wyświadczono
usługę, nie bójcie się wprost posłać firmę dalej albo proponować im zapłacić
tyle, ile uważacie za stosowne. Całkiem nie boję się, że mój czytelnik może to
wykorzystać przeciwko mnie. Dobrzy konsultanci to rzadkość, i ja też
wybieram klientów. Jeżeli robię pracę dobrze, która przynosi mojemu
klientowi milionowy zysk, naturalnie nie będę pracować z nim, jeżeli on
zacznie na mnie oszczędzać w ten sposób oraz następnym razem już nie będzie
mógł wykorzystać moje bezcenne doświadczenie. Ale jeżeli uważacie, że
Państwa źle obsłużyli, nie drżyjcie przed eleganckimi biurami firm angielskich
oraz ich partnerami, które na fotoshopowych zdjęciach witają się z królową
Elżbietą - poślijcie ich dalej.
19
10. Procesuj się.
Jeżeli Państwa realnie naciągnięto oraz ani instytucja zawodowa, ani inna metoda alternatywna
rozwiązania sporu nie miała powodzenia - należy pomyśleć o rozwiązaniu konfliktu w sądzie. Zawsze
radzę to jako ostateczny środek, ponieważ w Anglii podać do sądu może każdy intelektualista z
ograniczonymi zdolnościami umysłowymi i to bardzo tanio, dlatego procesować się można w
nieskończoność. Jeżeli suma pytania jest mniejsza niż £ 10000, to powództwo można składać przez small
claims court, jest to bardzo szybko, tanio i efektywnie. Czy warto wynajmować adwokata? Patrzcie sami
- trzymam się tej logiki, że jeżeli u mnie nie ma 100% dowodów, że prawda po mojej stronie, to i do sądu
nie warto iść. A jeżeli mam 100% dowodów, to po co mi adwokat? W tej chwili u mnie (na razie) jedno
powództwo, które złożyłam przeciwko prawnikom, którzy rozwalili jedną z moich transakcji z
nieruchomością. Prawnika zasadniczo nie wynajmowałam. Gdy proces się skończy - podzielę się
nowościami. Życzcie mi powodzenia!
20
Rozdział 4. Od czego zaczynać kupno domu,
jeżeli macie £ 10, 000 w zanadrzu
Jeżeli macie w zanadrzu jak minimum £ 10, 000, warto zaczynać myśleć o tym, jak zaś kupić swoje
mieszkanie. Czego nie mówiłyby marudy i trolle, jeżeli potrafiliście zebrać £ 10, 000, możecie kupić
mieszkanie wcześniej albo później. Do tego potrzebne są trzy rzeczy:
1) motywacja,
2) uparta praca,
3) wykształcenie.
Nie obiecuję, że gdy tylko przeczytacie moją książkę, to od razu kupicie Państwo sobie dom, ale to
będzie pierwszy krok w tym kierunku.
Prawdziwa historia
Swoje pierwsze £ 10, 000 zaoszczędziłam w 2008 roku oraz dziękując bardzo histerycznej
gospodyni domu i jej agentowi, którzy urządzili nagonkę na mnie, aktywnie zaczęłam
interesować się możliwościami nabycia swojego mieszkania. Zajęło to u mnie równie 1 rok. W
ciągu tego czasu przeczytałam setki książek (niestety, po angielsku i, niestety, bez rad
praktycznych), przesiedziałam tysiące godzin w internecie, zarejestrowałam się we wszystkich
Housing Associations oraz odwiedziłam dziesiątki seminariów i wystaw, w tym wystawę
shared ownership properties, która, pamiętam jak dziś, odbyła się w kwietniu 2009 roku w
Newham Town Hall, gdzie i znalazłam swoje przyszłe mieszkanie. Dlatego nie leńcie się:
oprócz tej książki na Państwo jeszcze czeka kupa pracy i nad sobą, i nad własną bazą danych,
nie mówiąc już o tym, że należy zebrać finanse, niezbędne do nabycia Państwa powierzchni
mieszkaniowej, oraz wypełnić odpowiednią dokumentację. Oprócz moich książek i
seminariów, odwiedzajcie i czytajcie wszelkie źródła - informacji za dużo nie bywa.
Czy kupicie swoje pierwsze mieszkanie jako shared ownership, przez help to buy albo klasycznie - to
nieważne. Załóżcie konto w banku, połóżcie Państwa £ 10, 000 na dobry procent oraz zaczynajcie
obliczać warianty.
Podstawowe możliwości poszukiwania nieruchomości
1. Shared Ownership.
2. Kupno nieruchomości z depozytem subsydiowanym - Help to buy, NewBuy Scheme.
3. Agencje nieruchomości oraz ogłoszenia prywatne.
4. Aukcje.
5. Informacja, ukryta od prostych śmiertelników, to jest ekskluzywna dla inwestorów.
Shared Ownership
21
Zaczynałam od partycypowania w udziałach - tak tłumaczę Shared Owneship, konkretny przekład to
„podzielone posiadanie”. Dla ludzi, którzy pamiętają Związek Radziecki, mogę zaproponować inny
termin - spółdzielnia. W Związku można było kupić mieszkanie, podczas gdy większość stała przez
dziesięciolecia w kolejce. Żeby to zrobić, trzeba było wstąpić do spółdzielni i płacić bardzo duże
pieniądze. Ponieważ w Związku Radzieckim nie było własności prywatnej, faktycznie mieszkanie
należało do spółdzielni, to jest skoro chcieliście go sprzedać, to potrzebna była zgoda spółdzielni,
ponieważ było jej własnością. Zawsze nazywałam Anglię krajem rozwiniętego socjalizmu. Shared
ownership to oczywisty plagiat radzieckiej idei. Jeżeli kupujecie nieruchomość przez ten schemat, to na
razie jej w całości nie wykupicie, nawet za pomocą hipoteki, Housing Association (nazwiemy to dla
zwięzłości spółdzielnią) będzie kontrolować Państwa ruchy, co uważam za najważniejszy brak tego
schematu. Ale po kolei. Spółdzielnia to idealny schemat dla niezamożnych rodzin i/lub samotnych ludzi,
którym sprzykrzyło się wynajęcie mieszkania, z następujących przyczyn:
1) kapitał początkowy, niezbędny do nabycia mieszkania, może być w wysokości 10, 000 funtów
(powtórzę się: opowiadam o Londynie);
2) nabywacie procent wartości mieszkania - powiedzmy, 35%, pozostałe należy do spółdzielni. Z
jednej strony, faktycznie oni posiadają większą część mieszkania, dlatego istnieją określone
prawne kłopoty, z drugiej strony, na tę dużą część mieszkania oni niosą swoje ryzyka finansowe.
Za udział, należący do spółdzielni, płacicie dzierżawę, którą subsydiuje państwo. Ona wynosi od
0,5% do 2% od wartości udziału, to jest taniej niż wziąć i wypłacać hipotekę. Oprócz tego, jeżeli
macie problemy finansowe - na przykład, straciliście pracę, to siadacie na zasiłek dla
bezrobotnych i śmiało otrzymujecie Housing Benefit na dzierżawę części. To znaczy, że ryzyko
stracenia mieszkania jest minimalne;
3) możecie wykupić całe mieszkanie w każdej chwili - naraz albo częściami, to znaczy, że
kontrolujecie swoje życie;
4) procent shared ownership properties na rynku wtórnym minimalny, to znaczy, jeżeli kupujecie
nieruchomość według tego schematu, to zazwyczaj to nowe mieszkanie, wykończone według
dobrych standardów, gotowe do natychmiastowego użycia:
5) obsługa prawna kupowania takich mieszkań jest bardzo tania i szybka, ponieważ spółdzielnia
posiada umowę z jedną firmą, która po prostu rozmnaża umowy, ponieważ spółdzielnia sprzedaje
mieszkania blokami.
Chyba zauważyliście, że stale mówię „mieszkania” - domy według tego schematu powstają bardzo
rzadko, co jest jeszcze jednym minusem.
Minusy
Oprócz tego, że większość budującej się nieruchomości według shared ownership - mieszkania
dwupokojowe, trzeba jeszcze uwzględniać ten fakt, że zanim nie wykupiliście mieszkania w całości,
teoretycznie Państwa kontroluje spółdzielnia - na przykład, jeżeli chcecie zmienić podłogę,
wydzierżawić albo sprzedać mieszkanie, to powinniście uzyskać pozwolenie spółdzielni, ponieważ
to jest zapisane w umowie dzierżawy. Praktycznie remont i oddanie do wynajęcia można dokonać
bez spojrzenia na spółdzielnię - w odróżnieniu od Związku Radzieckiego, w Anglii nie przyjęto
wtrącać się do życia osobistego za zamkniętymi drzwiami. A w razie sprzedaży albo wykupienia
mieszkania na własność - tak, trzeba pytać o pozwolenie, ale spółdzielnia, jak to przyjęte jest w
Anglii, częściej pomaga, niż przeszkadza w procesie, tak że minusy są nieznaczne.
Największy plus
22
Mimo na to, że realnie mieszkanie do was należy w małej części, Państwo gwałtownie polepszacie
swój status kredytowy, zwłaszcza jeśli kupiliście swoją część na hipotekę - na przykład, kiedy
składacie podanie na unsecured loan, to znaczy normalny kredyt, śmiało piszecie w odpowiedniej
linijce „home owner”, w rezultacie czego otrzymujecie kredyt szybciej oraz z lepszym procentem.
Znowu zaś, wypłacając nawet małą hipotekę na czas, generujecie historię kredytową (o czym
przeczytacie bardziej szczegółowo dalej), oraz gdy będziecie chcieli kupować dom albo
nieruchomość w celu dzierżawy, otrzymywanie hipoteki stanie się formalnością. A największy plus:
zarabiacie pieniądze dosłownie kiedy śpicie - Państwa udział rośnie.
Jak znaleźć nieruchomość według shared ownership scheme
23

Podobne dokumenty