Żabno leżące w dolinie ujścia Dunajca, z dala od głównych szlaków
Transkrypt
Żabno leżące w dolinie ujścia Dunajca, z dala od głównych szlaków
Strona 1 z 8 Karta z historii Żabna Część 1 Żabno, leżące w dolinie ujścia Dunajca z dala od głównych szlaków handlowych, zmierzających ze wschodu na zachód, czy z południa w głąb kraju, małe miało szanse na rozwój gospodarczy w wieku XVII z racji takiego położenia. Polska tego okresu to olbrzymie problemy polityczne i społeczne. Powstanie Bohdana Chmielnickiego, z jego tragiczną konsekwencją dla terytorialnej integralności kraju. Potop szwedzki obnażył słabości Rzeczypospolitej i prawdziwe oblicze magnatów. Rokosz Jerzego Lubomirskiego marszałka wielkiego koronnego podzielił społeczność szlachecką. Ciągłe wojny z Turcją, wspomagane łupieżczymi najazdami Tatarów, pustoszyły skarb i kresy Rzeczypospolitej. Nie można pisać historii nawet tak małej miejscowości jak Żabno w oderwaniu od faktów odległych terytorialnie, czy odległych znaczeniowo. Wiatr historii roznosi szeroko wymowę wydarzeń. Tworzy procesy, przewartościowuje stosunki polityczne, gospodarcze, czy demograficzne. Żabno jako mała miejscowość szlachecka, bez politycznego znaczenia, leżąca na peryferiach działań militarnych, z dala od płonącej Ukrainy, gdzie Turka i Tatara nikt nie widział, nie uchroniło się od zniszczeń, a ludność od cierpień. Mówi o tym relacja naocznych świadków wydarzeń z lat 1655-1657. Piotr Zięcik, woźny sądowy oraz mieszczanie Marcin Kępski i Hiacynt Czarny w sądzie grodzkim Krakowskiem zeznali, że już w 1655 roku w miesiącach letnich, tuż po żniwach, ucierpiało Żabno i wsie okoliczne od wojsk kwarcianych tj. stałego wojska zaciężnego, które szło pod Kraków, a natknąwszy się na większe siły wojsk szwedzkich na powrót zahaczyły o Żabno. W owych czasach politycznego rozprężenia, kiedy król schronił się poza granicami kraju, wojsko od miesięcy, a może i lat nie opłacane żołdem, żyło z wojny. Ogołocili żołnierze mieszczan i dwory okoliczne, i ludność wsi ze zboża, pasz, trzody, bydła, koni i ptactwa. Zagrabili wozy i wszelkiego rodzaju sprzęty. Stosowali przemoc wobec ludności, doprowadzając ją do nędzy i rozpaczliwego położenia. Rok ten naznaczony był jakimś fatum tragicznym. Ślad za tym żołdactwem przyszli Szwedzi, bezlitośnie rekwirując resztki bydła i zbóż. Przed ludnością wsi i miasteczka stanęło widmo głodu, bo z braku zboża i siły pociągowej nie byli w stanie obsiać pól. W tak beznadziejnym położeniu były również dwory i folwarki Powiśla. Około roku 1655 klucz żabnieński z miastem Żabno, wsiami Konary, Zelanka (najprawdopodobniej chodzi o Żelazówkę), Nieczajna, Odporyszów, Sieradza oraz folwark Piaski koło Konar nabył, od starosty Jana Dębińskiego, Gabriel Ochocki. Pochodził on ze szlacheckiej rodziny herbu Ostoja osiadłej w Krakowie. Był rajcą krakowskim tak jak jego ojciec i dziad ze strony matki. Z wykształcenia lekarz, profesor medycyny i rektor Akademii Krakowskiej. Człowiek wybitny w swojej profesji, niezłomny obrońca praw i przywilejów Akademii. W pierwszych tygodniach oblężenia Krakowa(1-15. X) przez wojska szwedzkie kierował przygotowaniami do ewakuacji i zabezpieczenia majątku Akademii Krakowskiej. Dnia 31 X został aresztowany na ratuszu przez szwedzkie władze wojskowe za odmowę zapłacenia kontrybucji. Gdy bronił uczelni i mieszczan krakowskich, kontrybucje z jego dóbr wybierał okupant. Siedząc w areszcie nie był w stanie obronić własności swojej i swoich poddanych przed bezprawnym wymuszaniem Jana Dębińskiego. Zeznają na sądzie świadkowie, że Dębiński trzykrotnie wymusił od poddanych klucza żabnieńskiego podatek Strona 2 z 8 łanowy od kmieci wskutek czego owi poddani „…nie mogąc ścierpieć ciężarów i nie mogąc się utrzymać, doprowadzeni do ostatecznej ruiny i nędzy, pouciekali z tych dóbr i rozproszyli się tak dalece, że zebrać ich i odzyskać już nie było możliwe.” Jeszcze w roku 1657 zajechał Dębiński dobra Ochockiego, spuścił wodę ze stawów rybnych powodując straty na cztery tysiące złotych. Jako, że nieszczęścia chodzą parami, to jeszcze w tym samym roku najechali „wrogowie sławnego tego królestwa, a mianowicie Szwedzi, Węgrzy, Rakoczanie, Wołosi, Mołdawianie i Kozacy…na wspomniane dobra miasta Żabna i wsi doń należących, które najpierw doszczętnie ogołocili, następnie zaś doszczętnie spalili, zabili znaczną liczbę mieszkańców płci obojga, a innych porwali i poturbowali,… zabrali wreszcie żywność, bydło, drób należące do dworów, mieszczan, włościan, zarazili bydło, pospuszczali stawy rybne.” Działo się to 22 marca, w którym to dniu nieszczęsnym kozacy z oddziałów Rakoczego kościół żabnieński ze wszystkich sprzętów okradli i podpalili. Szczęściem było, że wśród pożogi ostał się kościółek św. Krzyża, o którym Jan Długosz wspomina, z przyległem doń przytułkiem dla ubogich. Za miastem stała również drewniana kaplica św. Anny i ona szczęśliwie uniknęła pożogi. Inne oddziały Rakoczego splądrowały miasto powtórnie 27 marca. Szły te watahy w głąb Powiśla znacząc łunami pożarów swój pochód, rabując i mordując po drodze. W sąsiednim Otfinowie spalili starodawny około 400 letni kościół. Cała ta niesforna hałastra licząca w sumie 35 tysięcy wojska przemierzała południową Polskę wzdłuż i wszerz, kierując się na poleskie i mazowieckie równiny. Jerzy Lubomirski właściciel Dąbrowy, Otfinowa i wielu wsi Powiśla, otrzymał od króla Jana Kazimierza w Częstochowie buławę hetmana polnego koronnego. Książę Lubomirski dzielnie walczył z najazdem szwedzkim, a gdy dyplomatyczne jego zabiegi nie odwróciły zamiaru Rakoczego od połączenia się ze Szwedami, najechał ziemię siedmiogrodzką, a powróciwszy do Polski „samego Rakoczego różnymi podjazdami i bitwami do pokoju zmusił.” Do walnej rozprawy z wojskami Rakoczego doszło 11 lipca pod Magierowem niedaleko Lwowa. Stefan Czarniecki rozgromił armię siedmiogrodzką, zdobywając 2 tysiące wozów z bogatymi łupami zrabowanymi w Polsce. Wśród tych zdobytych łupów były zapewne sprzęty i naczynia liturgiczne z naszej świątyni, jednak do Żabna już nie powróciły. Część 2 Cierpiał i walczył z najeźdźcą chłop polski, walczył i cierpiał chłop Powiśla. Echem tych odległych wydarzeń jest legenda. W okolicy Żabna, na terenie dzisiejszych pól pomiędzy Targowiskiem, a rzeczką Żabnicą w kierunku Odporyszowa rozegrała się bitwa. Okoliczna ludność obwarowała się w miejscu dzisiejszej studzienki, odpierając zaciekłe ataki wojsk szwedzkich. Utrudzeni obrońcy padając z głodu i pragnienia z widmem śmierci w oczach zaczęli się żarliwie modlić. Wówczas stał się cud. Nad wieżą odporyszowskiego kościoła objawiła się Matka Boża. Jednemu z obrońców wskazała miejsce gdzie należy szukać wody. Po chwili kopania wytrysnęło źródło krystalicznie czystej wody. Obrońcy zaspokoili pragnienie i z głęboką wiarą w Bożą pomoc natarli na obóz wroga. Nie pomogły Szwedom okopy, strzelby, rusznice, muszkiety. Pod razami kos, siekier i wideł padali zabici i ranni. Kto nie zginął w walce, w ucieczce szukał ocalenia. Ci co pogubili się w lasach zostali wyłapani i wzięci do niewoli. Duża część zapędziła się na bagna i tam okrążeni zmarli z ran i głodu. Jakie fakty da się wysupłać z tej legendy osadzonej przecież w miejscach autentycznych i czasie realnych wydarzeń historycznych? Oprócz tej cudowności, z taką wieśniaczą prostotą dotykającej nieba w kulcie Matki Boskiej Odporyszowskiej, zostały nazwy i orzeźwiające źródło wody. Na pamiątkę tych wydarzeń pobliska wieś nosi nazwę Strona 3 z 8 Morzychna, gdyż Szwedów tam umorzono z głodu. Pola koło Targowiska do dziś noszą miano szwedzkich okopów. Umęczona ludność, której liczebność zmalała o ponad 25%, z obawą powracała do swoich miejsc, w których często zastawała często tylko popioły. Te ciągłe wojny, najazdy, rabunki, rzezie i pożary sprawiły, że ludność z obawą i strachem przystępowała do odbudowy gospodarstw. Nikt nie wierzył w czas pokoju, każdy znak na niebie, każda pogłoska o wojnie budziła przerażenie, odbierała nadzieję i wiarę w sens zaczynania wszystkiego na nowo. Tak dotkliwie spustoszony klucz dóbr żabnieńskich nie przynosił i długo jeszcze nie mógł przynosić dochodu swoim właścicielom. Po przejściu wroga, w latach względnego spokoju, ludność liczyła raczej na podatkowe zwolnienia i ulgi w egzekwowaniu powinności. Gabriel Ochocki po tych ciężkich doświadczeniach czasu wojny już rzadziej udzielał się w życiu publicznym Akademii. Był jeszcze wykładowcą na wydziale lekarskim i krótko w 1659 roku pełnił urząd prorektora. Czy często przyjeżdżał do Żabna? Należy wątpić, to człowiek nauki, zarządzał swymi dobrami przez zarządców. Z pewnością chciał podnieść poziom gospodarczy swoich włości i czynił w tym kierunku skuteczne starania. Wyjednał u króla Jana Kazimierza w roku 1666 przywilej na dwa jarmarki i targ w każdy poniedziałek. Król Jan Kazimierz łaskawym okiem patrzył na te strony, gdzie lud tak dzielnie walczył ze Szwedami. Zapewne chcąc mu wynagrodzić te okrutne doświadczenia, król przywilej na dalsze jarmarki rozszerzył „My z troski o większy pożytek i korzyści wspomnianego miasteczka Żabna, tudzież z królewskiej łaskawości naszej uznaliśmy za konieczne pomnożyć i dodać z własnej woli jeszcze cztery jarmarki, jak to niniejszym pismem naszym przydajemy, nadajemy i dodajemy…Dan w Warszawie dnia 2.05 roku pańskiego 1668, dwudziestego pierwszego roku naszego panowania. Jan Król.” Z pewnością jarmarki i targ przyczyniły się do odbudowy gospodarczej regionu. Te kilkanaście lat spokoju dodawało otuchy i budziło nadzieje. Po roku 1660 zaczęły powstawać folwarki nastawione na produkcję towarową. Jarmarki stanowiły ważną instytucję handlu i wymiany towarowej dla całej równiny Powiśla. Część 3 Żabno zmienia swojego właściciela. Prawdopodobnie jeszcze przed swoją śmiercią w marcu 1673 roku, Gabriel Ochocki odsprzedaje klucz żabnieński Rafałowi Makowieckiemu mężowi Teresy Eleonory Dębińskiej. Gdy w 1672 roku padł Kamieniec Podolski broniący południowo- wschodnich rubieży Rzeczypospolitej, Rafał Makowiecki „wyszedł z taborem polskim do kraju i z całego swego bogatego dworu nie wyniósł nic krom trumien z prochami swoich rodziców, które złożył w Krakowie u św. Piotra.” Był to przełom roku 1672/73 i prawdopodobnie wówczas będąc w Krakowie odkupuje od Gabriela Ochockiego dobra żabnieńskie. Rok ten przyniósł nowe nieszczęścia dla miasta i mieszczan. W odpowiedzi na zagrożenie tureckie sejm uchwalił podatki na wystawienie 60 tysięcznej armii. Uchwały sobie, a życie sobie, i tak zmobilizowanie sił wojskowych w liczbie 37 tysięcy było sukcesem. Kraj żył kampanią anty turecką. Żabno, choć odległe od głównego teatru militarnych zmagań wojsk Sobieskiego pod Chocimiem, ucierpiało od grabieży i ognia wznieconego przez żołnierzy ciągnących na punkty zborne. Spłonęły domostwa, zajazd, drewniana dzwonnica i drewniana część kościelnego budynku, który po kozackim najeździe odbudował w 1663 roku wojewoda krakowski Jan Wielopolski. Nowy właściciel miasta Rafał Kazimierz z Borzymia Jarand Makowiecki herbu Pomian był zajęty wojną na Kresach. Od lat w orbicie wielkiej polityki, w młodości dworzanin króla Władysława IV, później wierny stronnik Jana Kazimierza. Poseł na sejmy. Za zasługi obdarowany wieloma nadaniami królewskimi w województwach Bracławskim i Strona 4 z 8 Ruskim. Osiadły od pradziada na ziemi halickiej, dostał starostwo trembowolskie. W latach rozprawy z Bohdanem Chmielnickim opowiadał się za stronnictwem wojennym reprezentowanym przez Jeremiego Wiśniowieckiego (stąd przy jego nazwisku przydomek Wiśniowczyk). Jak wielkie miał poparcie na dworze króla Jana Kazimierza niech zaświadczy anegdota. Gdy Marcin Kalinowski hetman polny koronny wrócił w 1650 roku z tatarskiej niewoli spodziewał się za swoje cierpienia nagrody. Liczył na wakujące starostwo trembowolskie, a popierał go i zabiegał w jego sprawie człowiek na dworze owego czasu wpływowy i w kraju potężny, bo sam kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński, prywatnie teść syna Kalinowskiego. Gdy król starostwem obdarzył Rafała Makowieckiego, kanclerz padł martwy, mówiono, że rażony apopleksją ze złości. Starostwo to przynosiło olbrzymie dochody, dlatego tak o nie zabiegano. Rafał Makowiecki w każdej wojennej potrzebie dzielnie i aktywnie uczestniczył. Tak w czasie tłumienia powstania kozackiego, jak i w czasie kampanii anty szwedzkiej wystawił własną chorągiew. Od pokoleń wielki patriota i mąż rycerski. Jego rodzina wywodziła się z Kujaw, już jednak w połowie XVI wieku pradziad Rafała przeniósł się na Ruś Czerwoną i Podole. Dziad jego Jan Makowiecki, człowiek wielkiej fantazji, mając lat 80 „na weselu syna swego z kopią do pierścienia biegał, ale gdy go koń z siebie zrzucił, życie stracił.” Syn Jana Wojciech podkomorzy halicki pod Cecorą zginął. Rafał Kazimierz, syn brata jego Mikołaja, osiągnął w rodzie najwyższe tytuły i nadania, oprócz starostwa w Trembowli pełnił godność kasztelana sanockiego i kamienieckiego. Choć to godności tylko tytularne, to jednak przynoszące wielki zaszczyt i znaczenie, gdyż kasztelan, z racji urzędu, zasiadał w senacie. Przytoczę opinie jaką o Rafale Makowieckim napisał w Herbarzu Korony Polskiej Kacper Niesiecki „…w kozackich, tatarskich, moskiewskich, tureckich expedycyach rotmistrz doświadczonego męstwa, przy Janie Kazimierzu Królu, nie przełamaną wiarą dostawał, na podupadłych i ubóstwo szczodrobliwy.” Część 4 W tych latach ciągłych wojen i niepokojów przebywał Makowiecki również na Powiślu. Łączył sprawy publiczne ze sprawami osobistymi. W roku 1655 wziął ślub z Teresą Eleonorą Dębińską. Ślub odbył się najprawdopodobniej w Gręboszowie, rodzinnej wsi panny młodej, w nowo wybudowanym kościele ufundowanym przez jej ojca Franciszka z Dębian Dębińskiego. Teresa Eleonora wniosła w posagu Rafałowi Makowieckiemu dobra Żelichowskie. Do tego klucza należały wsie: Żelechów, Wola Żelichowska, Kłyż, Niwki, Pilcza, Zalipie, Kozubiec i Skrzynka. W czasie wojny polsko tureckiej w latach 1672-1676, gdy w roku 1672 padł główny szaniec Rzeczypospolitej Kamieniec Podolski, broniący dostępu z południowego wschodu, mało było miast i grodów, które mogły się oprzeć nawale turecko- tatarskiej. Kto nie zdążył w porę schować się za murami zbrojnej warowni, przeważnie ginął. Tak było pod Buchaczem, Turcy od niego odstępując dali upust złości „miasta atoli większa część spalili i Żydów pod samą furtką zamkową niemało pościnali.” Poszło teraz uderzenie na Trembowolę, twierdzę, której znaczenie po stracie Kamieńca bardzo wzrosło. W zamku gromadziły się niejednokrotnie wojska polskie, by z niego „na wszystkie szlaki i przechody nieprzyjacielskie mieć oko.” Rok wcześniej zamek gruntownie odnowiono. Rafał Makowiecki osobiście dozorował naprawy umocnień. Zaopatrzył go w działa (w tym 3 własne i 1 moździerz) i amunicję, nie żałując przy tym wydatków z własnej kiesy. Mieszczanie trembowolscy ufni w te umocnienia spowodowali wycofanie załogi, skarżąc się, że żadną miarą wyżywić ich nie mogą. Po paru tygodniach ludność zatrwożyły hiobowe wieści o pochodzie turecko- Strona 5 z 8 tatarskim. Z całej okolicy napływali uciekinierzy: szlachta, mieszczanie z okolicznych miast, Żydzi i chłopi. W czasie tej największej próby nie było na zamku starosty Rafała Makowieckiego, przebywał wówczas w swoich dobrach na Powiślu. W jego zastępstwie dowództwo objął tymczasowo podstarości Tomasz Kozłowski. Dnia 13 lipca 1675 zaczął się szturm na zamek. Twierdza broniła się bohatersko przez blisko 3 miesiące i pozostała niezdobyta. Po wojnie sejm uwolnił starostwo trembowolskie na 10 lat od wszystkich podatków na rzecz państwa, a król Jan III Sobieski wyraził zgodę na przejęcie starostwa przez syna Rafała, Łukasza Makowieckiego. Przez blisko 30 lat płonęły Kresy. Zniszczone miasta, spalone wsie, wyludnione całe okolice, pola od lat nie uprawiane. Upadło rzemiosło, zatracił się handel, drżał każdy o życie. Spotkać starca z posiwiałą brodą była to wielka osobliwość i zdziwienie jak i gdzie przeżył przy tych wojnach, najazdach, głodzie, mrozach i tatarskich corocznych pochodach pędzących w jasyr tysiące pojmanych. Przeniósł się Rafał Makowiecki w głąb Polski, gdzie po potopie szwedzkim i najeździe Rakoczego kraj złupiony, to jednak w porównaniu z sytuacją na Kresach stanowił oazę spokoju i dawał nadzieję na rozwój. Do jego dóbr na Powiślu doszło w roku 1673 miasto Żabno z pięcioma wsiami: Niecieczą, Konarami, Odporyszowem, Sieradzą i Targowiskiem. Przez wiele lat województwo świętokrzyskie ulegało gospodarczej i demograficznej degradacji. Jak ten okres wojen zniszczył żabnieńskie rzemiosło i handel, pokazuje tabela sporządzona przez Feliksa Kiryka w monografii „Dąbrowa Tarnowska - Zarys dziejów miasta i powiatu”. Wystarczy tylko zaznaczyć iż przed rokiem 1673 było w Żabnie 60 rzemieślników i kramarzy, to po 1673 roku pozostało zaledwie 23 osoby trudniące się tym zajęciem. Nadszedł czas odbudowy zniszczonego rzemiosła i handlu do stanu sprzed najazdu szwedzkiego. Pierwszym przedsięwzięciem nowego właściciela Żabna było zatwierdzenie cechu łącznego miejskich rzemieślników. Nadanie przywilejów dla cechu odbyło się w Żelichowie dnia 7 lutego 1675 roku, na prośbę przybyłych sławetnego Marcina Winniczka i Wojciecha Malinkiewicza oraz założycieli „zgromadzenia sztukmistrzów: garncarzy, bednarzy, złotników, mieczników, kotlarzy i innych pospolicie szychterzami zwanych.” Część 5 Żabno było jedynym miastem w nowych dobrach Makowieckiego, tu skupiał się handel i rzemiosło zaopatrujące wsie okoliczne. W tym czasie w Żabnie od kilku lat odbywały się liczne jarmarki. Czy wpłynęły na rozwój rzemiosła? Raczej nie, o czym świadczy malejąca liczba rzemieślników i kramarzy. Był to czas stagnacji. Bardzo zniszczone i wyludnione wsie nie miały siły nabywczej zdolnej poruszyć zastałe tryby gospodarki, nawet w tak lokalnym wymiarze. Podjęta próba zorganizowania rzemiosła w cech budziła nadzieję na rozwój. Bycie w cechu nakładało wiele obowiązków, niejednokrotnie pod karą pieniężną. Członkostwo dawało też pewne prawa: do zakupu surowców, sprzedaży wyrobów, prawo przemieszczania się i podejmowania pracy w swoim rzemiośle. Rodzina zmarłego członka cechu była otaczana opieką i pomocą finansową. Bycie w cechu nobilitowało, dawało wyższą pozycję i znaczenie w społeczności miejskiej. Choć Makowiecki na swoją siedzibę wybrał dwór w Żelichowie, to dobro miasta było celem jego nieustannych zabiegów. Również w roku 1675 ma miejsce doniosły akt prawny zmieniający oblicze miasta Żabna na następne stulecia pod względem gospodarczym, demograficznym i kulturowym. Tym doniosłym wydarzeniem było sprowadzenie Żydów oraz nadanie im praw i przywilejów. Strona 6 z 8 Nie ma informacji w tekstach źródłowych skąd przybyła do Żabna ta grupa Żydów. Badając stosunki demograficzne, czy zapoznając się z położeniem ludności żydowskiej na ziemiach Ukrainy, Podola, Wołynia i całego pasa ziem południwo-wschodnich ówczesnej Korony Polskiej, należy przypuścić, że Makowiecki przeprowadzając się z tych niespokojnych Kresów zabrał grupę kilkudziesięciu osób wyznania mojżeszowego celem osiedlenia ich w Żabnie. Było to ostatnim lokalnym wydźwiękiem historycznego procesu wojennych przemian lat 1648-1676 łączącym zgliszcza rodowych dóbr Rafała Makowieckiego na wschodzie Rzeczypospolitej z posiadłościami na Powiślu. Makowiecki osiedlając Żydów w Żabnie, znając zapewne bardzo dobrze ich wrodzone predyspozycje do handlu, liczył, że wniosą nową energię i pewien element konkurencji, że jarmarki żabnieńskie zaczną pozytywnie oddziaływać na szeroką krainę Powiśla. Przywilej nadany Żydom zwalniał ich od wszelkich miejskich prac, oprócz naprawy wałów nad Dunajcem. Otrzymali Żydzi prawo handlu na jarmarkach, targu cotygodniowym, codziennie na rynku w mieście i po wsiach okolicznych. Mieli prawo; warzyć piwo, palić wódkę i sycić miody. Wolno im było: arendować karczmy, trudnić się wypiekiem chleba, wyrobem mięs i wędlin z bydła rzeźnego, zakładać kramy i budować domy, kupować wreszcie wszelkie nieruchomości od mieszczan chrześcijańskich. Uzyskali prawo osiedlania się w wydzielonej części miasta, korzystając ze zwolnień podatkowych przez lat siedem. Całkowicie zwolnieni byli od płacenia podatków na rzecz miasta. Rzemieślnicy żydowscy nie podlegali chrześcijańskiemu cechowi w Żabnie. Obciążeni byli symboliczną opłatą dla właściciela Żabna w kwocie sześciu złotych i funt pieprzu, za przywileje gospodarcze, natomiast od prawa propinacji, tj. wytwarzania trunków i ich sprzedaży, płacili rocznie na rzecz dworu 800 złotych. Te szerokie uprawnienia spowodowały, że w Żabnie zaczęła organizować się gmina żydowska. Część 6 Po latach zniszczeń i zastoju gospodarczego chłopi i dwory Powiśla stanowili duże zapotrzebowanie na wyroby rzemiosła. Żydzi mając przyznane prawo lichwy pożyczali pieniądze, sprzedawali na kredyt. Ruszyła wymiana towarowa, folwarki sprzedawały swoją produkcje poprzez pośredników żydowskich. W zderzeniu z rzemiosłem i handlem chrześcijan, kramarze i rzemieślnicy wyznania mojżeszowego stworzyli dość dużą konkurencję, co obniżało ceny i powodowało większy popyt. Jarmarki żabnieńskie w tym okresie cieszyły się dużą sławą od Wisłoki po Wisłę. Nastąpił znaczny rozwój miasta i regionu. Zabudowywały się place wokół rynku pełnego kramów rzemieślniczych w dni targowe. Była to zabudowa drewniana, kryta strzechą, tak bardzo podatna na niebezpieczeństwo pożaru, które wzniecane przez nieuwagę, czy od iskier wylatujących z kominów często pastwiły się nad miastem. Od 1673 roku drewniana część kościoła Św. Ducha czekała na odbudowę. Fundatorem kolejnej już odbudowy był Rafał Makowiecki. Osobiście doglądał prac budowlanych, gdyż w tym okresie od roku 1676 aż do roku 1686 przebywał przeważnie na Powiślu. Odbudowany z ruin kościół przyjął swoich parafian w roku 1684. Do wnętrza świątyni zaprasza po dziś dzień ozdobny portal drzwi głównych. Dwie kolumny zakończone kapitelami zdobnymi w rzeźbę liści akantu i barokowe zawijasy podtrzymują występy gzymsu. Nad nim z lica ściany występują dwa łuki przylegające do ostrosłupów imitacji wieżyczek. Pomiędzy nimi umieszczony jest owal tablicy erekcyjnej z łacińskim napisem o treści „Dla powiększenia chwały Bożej ta świątynia została postawiona. Rafał z Borzemia Makowiecki Jarand kasztelan Kamieńca Podolskiego i starosta Strona 7 z 8 trembowolski. Roku Pańskiego 1684” . Nad tablicą widnieje wąsata twarz fundatora wyłaniająca się z ozdobnego splotu kartusza okalającego herb rodowy Makowieckich „Pomian”? Godło herbu przedstawia żubrzą głowę przebitą mieczem. W klejnocie, nad hełmem w koronie szlacheckiej, ramię zbrojne z mieczem. Dzielny żołnierz i dowódca własnych chorągwi w wielu wojnach, rok 1686 Rafał Makowiecki spędził przy królu Sobieskim. Gdy zmarł w roku 1689 Żabno straciło nie tylko rządnego właściciela, ale również ofiarnego dobrodzieja, który całym swoim działaniem wydobył je z upadku i nadał kierunek rozwoju na dalsze lata. Dzięki niemu Żabno nigdy nie straciło waloru głównego ośrodka rzemiosła i handlu w tej części regionu. Z powodzeniem oparło się wzrastającej dominacji Dąbrowy, która musiała oprzeć się na potencjale gospodarczym miejscowości w swoim otoczeniu. Powiśle żegnało wielkiego patriotę, człowieka ogromnego zaufania u królów tej epoki. Pochowany został w kościele Jezuitów św. Piotra i Pawła w Krakowie, obok swoich rodziców. W bocznej nawie tej świątyni umieszczone jest epitafium z czarnego marmuru ku jego pamięci. Złocone litery łacińskiego tekstu mówią o Makowieckim: „Panu Najlepszemu i Najwyższemu. Najprzedniejszemu w ludzkich sprawach, Najjaśniejszemu Panu, Panu Rafałowi z Borzymia Makowieckiemu, Kasztelanowi Kamienieckiemu. Godne wychowanie Jaranda, dzięki czemu Janowi Kazimierzowi raz osobiście za granicą oraz zawsze zbrojnie towarzyszył. Głowie, którą miecz odciął ale ukazał siłę ducha i wrodzone zdolności. W sprawiedliwości i pod innym względem bardzo stały, dopóki nie spłacił długu śmiertelności. Męża, prawdziwie godnego swego imienia - Lekarstwo Boże, doświadczało zło publiczne i osób prywatnych. Ponieważ podczas śmierci rodziców był nie obecny , złączony z nimi duchowo ich prochy sprowadził z nieprzyjacielskiego kraju do tej budowli. Nie zaniedbał obowiązku, by na grobie był Anioł Rafał. Dokonał wielu rzeczy sławnych i szlachetnych. Duszę oddał 13 grudnia roku 1688, mając lat 66. Czynami, bardziej niż latami, swój wiek wydłużył.” Adam Tomczyk Kolorowe jarmarki Jarmarki w Żabnie, to instytucja o rodowodzie starodawnym, gdyż pierwszy przywilej datowany jest na rok 1487. Następnie Król Jan Kazimierz również łaskawym okiem patrzył na te strony, gdzie Szwedów umorzono, skoro na prośbę właściciela Gabriela Ochockiego obdarzył miasto dwoma jarmarkami, wybierając im szacownych patronów: św. Jacka i św. Pawła Apostoła oraz cotygodniowym targiem. Dołożył Król Jan Kazimierz w dwa lata później „z królewskiej łaskawości naszej…popierając wysiłki i prace naszych poddanych” kolejne cztery jarmarki. Gdy okrutny Mars – bóg wojny w końcu XVII w. stępił miecz, przyszedł czas na odbudowę gospodarczą zniszczonego kraju. Ożywili handel i wprowadzili element konkurencji sprowadzeni do Żabna Żydzi, którzy całym swoim sprytem oddali się pośrednictwu i handlu pomni maksymy „Lepiej deko handlu jak kilo roboty”. Rosła sława żabieńskich jarmarków i w czasie zaborów. Ściągali tu tłumnie handlarze, faktorzy i kupcy. Miasteczko, które miało kilkudziesięciu rzemieślników (najwięcej szewców i stolarzy) odwiedzała w czas jarmarku ludność wsi całego Powiśla. Żabieńskie jarmarki tych czasów, to nie takie, o których mówiono „Cztery gęsi, dwie niewieście uczyniły jarmark w mieście”. Wszystkimi drogami ciągnęły wozy, szli ludzie z koszykami, z tobołkami na plecach. Strona 8 z 8 Zapełniał się rynek kolorową ciżbą. Gwar tłumu, kwik wieprzków, porykiwanie krów, gdakanie przeróżnego domowego ptactwa i odgłosy wszelkiej żyjącej gadziny, oznajmiały z daleka miejsce wydarzeń niecodziennych. To ogromny hipermarket owych czasów ,gdzie kołodziej sprzedawał koła, kowal przemyślne zawiasy, okucia, skoble i zamki, bednarz beczki, rymarz zachwalał chomąta, uzdy, lejce i kantary, stolarze konkurowali w wyrobach skrzyń wiannych, które zamawiały panny na wydaniu od Wisłoki po ujście Dunajca. Wiejskie baby sprzedawały jaja, śmietanę i osełki masła. Spośród tego zgiełku, wrzawy i tumultu przebijał się piskliwy jazgot przekupek, czy natarczywe nakłaniania i lamentowania brodatych kramarzy w jarmułkach. Te kilka corocznych jarmarków to festiwal obyczaju, małomiasteczkowego handlu i żebraczego stanu. Na czas jarmarku z okolic ściągały osobliwe figury wędrownych dziadów, żebraków, kalek i wszelkiej maści niespokojnego ludu. Rozsiadł się ten żebraczy tłum w pobliżu przejść i karczmy wrośniętej od wieków w żabnieński rynek. Przeganiany przez handlarzy arendujących kramy przycupnięte do południowej ściany owej karczmy zwanej tutaj propinacją. Ten lud bezdomny znał dużo modlitw, legend, pieśni i ciekawości ze świata. Znał zastosowanie różnych ziół na dolegliwości, umiał je zaklęciem czy modłami zamawiać. Sypał się grosz czy słodka bułka do torby żebraczej. Cieszył jarmark oczy dzieci swoim kolorytem, zadziwiał wielością zdarzeń, smakował kukiełką, a czasem radował pierwszymi w życiu butami. Gdy targ poszedł po myśli, gdy strony handlu już „przybili rękę”, przepijał gospodarz rogowe, uzdne czy kopytne w propinacji, a w drodze powrotnej spał w półkoszkach znużony zgiełkiem i siwuchą. Koń sam wybierał drogę do wsi popasając w koniczynach i lucernach. Niech więc nie dziwi nikogo mnogość zakrętów dróg okolicznych skoro pijany woźnica i głodny koń wytyczał gościńce. Adam Tomczyk