Biuletyn_TPNH - Towarzystwo Przyjaciół Nauk Historycznych
Transkrypt
Biuletyn_TPNH - Towarzystwo Przyjaciół Nauk Historycznych
BIULETYN TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ NAUK HISTORYCZNYCH Numer 1 (2) 2014 ISSN 2300-7923 Biuletyn Towarzystwa Przyjaciół Nauk Historycznych Nr 1 (2) 2014 Poznań 2014 Poznań 2014 Redakcja: Redaktor naczelny: Paweł Głuszek Zastępca redaktora naczelnego: Maciej Kościuszko Zespół redakcyjny: Marcin Jankowiak, Bartosz Mikołajczak, Paweł Skrzypalik Korekta: Karolina Małolepsza Wydawca: Towarzystwo Przyjaciół Nauk Historycznych http://www.tpnh.pl Poznań 2014 NH OD REDAKCJI. Oddajemy w Państwa ręce drugi numer „Biuletynu Towarzystwa Przyjaciół Nauk Historycznych”. Autorami publikacji w tym numerze są członkowie zwyczajni i wspierający nasze stowarzyszenie oraz sympatycy Towarzystwa. Numer ten, tak jak i poprzedni, został podzielony na pięć bloków tematycznych : „Artykuły”, „Omówienia i recenzje”, „Felieton _T P historyczny”, „Ludzie” i „Wywiady”. Cel „Biuletynu” i naszego stowarzyszenia wciąż pozostaje ten sam: popularyzacja wiedzy historycznej m.in. poprzez publikowanie artykułów naukowych i popularnonaukowych, felietonów, recenzji itd. Mamy nadzieję, że „Biuletyn” stanie się miejscem publikacji i wymiany poglądów dla wszystkich zainteresowanych historią i szeroko pojętą humanistyką. Drugi numer „Biuletynu” otwiera artykuł Piotra Orzechowskiego na temat ewangelickiego cmentarza w Junikowie (dzielnica Poznania) i jego historycznych losów. Następnie Adam Jan Skowroński przedstawia dzieje kolbuszowskiego dworu i jego tyn właścicieli. Tomasz Sanecki przybliża nam postać hetmana Stefana Czarneckiego, który mógł… zostać królem Polski, a Piotr Orzechowski pisze o wyborach do Sejmu w 1946 r. i zwycięstwie w Junikowie… Stanisława Mikołajczyka. W kolejnym artykule Paweł Głuszek odnosi się do zbioru polskich i niemieckich dokumentów z lat 30. ubiegłego stulecia, ujawnionych kilka lat temu przez Rosjan i mających być dowodem na paktowanie Polski z Hitlerem. ule W kolejnym artykule pióra Tomasza Saneckiego przedstawiono bitwę pod Batohem i jej wpływ na losy Polski i Ukrainy w II połowie XVII wieku. Tematem budowy meczetu na warszawskiej Ochocie w XIX i XX stuleciu zajął się natomiast Arkadiusz Piotrowski. Ostatni artykuł autorstwa Agnieszki Wiśniewskiej przedstawia dzieje twierdzy Świnoujście od momentu jej powstania, aż do dnia dzisiejszego. W dziale „Omówienia i recenzje” autorzy – Paweł Głuszek i Maciej Kościuszko zrecenzowali dwie prace. Pierwsza z nich dotyczy działalności papieskiej inkwizycji w Bi Europie Środkowo-Wschodniej, a druga to wspomnienia rosyjskiego żołnierza z frontu wschodniego podczas drugiej wojny światowej. „Felieton historyczny” to artykuł Pawła Głuszka na temat odwiecznego sporu w polskiej historiografii i publicystyce odnośnie pierwszej stolicy Polski. Które miasto było 4/79 pierwsze i najważniejsze? Dział „Ludzie” to tym razem druga część cyklu o patronkach poznańskich ulic autorstwa Hanny Budzyńskiej. kierownikiem Muzeum Powstania Poznańskiego Głydą. NH „Biuletyn” zamykają „Wywiady”, gdzie prezentujemy rozmowę Pawła Głuszka z Czerwiec 1956, panem Krzysztofem Redakcja „Biuletynu Towarzystwa Przyjaciół Nauk Historycznych”. - Maciej Kościuszko - Karolina Małolepsza - Paweł Skrzypalik - Marcin Jankowiak Bi ule tyn - Bartosz Mikołajczak _T P - Paweł Głuszek 5/79 ARTYKUŁY Piotr Orzechowski, Ewangelicki cmentarz w Junikowie. Adam Jan Skowroński, Zawód: dworzanin, dwórka. NH SPIS TREŚCI Tomasz Sanecki, Stał się legendą za życia. Gdyby żył, mógłby zostać królem. _T P Piotr Orzechowski, W Junikowie zwyciężył Mikołajczyk. Paweł Głuszek, „Sekrety polskiej polityki”. Tomasz Sanecki, Ta rzeź przypieczętowała los Polski i Ukrainy – bitwa pod Batohem w 1652 roku. Arkadiusz Piotrowski, Na meczet była już Ochota. Agnieszka Wiśniewska, Pozostałości umocnień u brzegu Świny – Twierdza Świnoujście (Festung Swinemunde). tyn OMÓWIENIA I RECENZJE „Inkwizycja papieska w Europie Środkowo-Wschodniej” pod redakcją dr. Pawła Krasy – recenzja Pawła Głuszka. Nikołaj Nikulin "Sołdat" – recenzja Macieja Kościuszko. ule FELIETON HISTORYCZNY Paweł Głuszek, Pierwsza stolica – Poznań, czy Gniezno? LUDZIE Bi Hanna Budzyńska, Patronki poznańskich ulic, część 2. WYWIADY Paweł Głuszek, Wywiad z Krzysztofem Głydą – kierownikiem Muzeum Powstania Poznańskiego – Czerwiec 1956. 6/79 Piotr Orzechowski NH Ewangelicki cmentarz w Junikowie. W dniu 26 stycznia 1906 r. uzyskano grunt położony u zbiegu ulic Jawornickiej i Bełchatowskiej, i na działce liczącej blisko dwa tysiące metrów wytyczono cmentarz ewangelicki (Friedhof). Teren otoczono solidnym żelaznym płotem z bramą wjazdową umiejscowioną od strony Jawornickiej, która wówczas niczym nie różniła się od polnej drogi. Centralne miejsce cmentarza zajmowała studnia. Wokół studni zaczęły pojawiać się, _T P skierowane na północ groby i przybywało ich w miarę osiedlania się w Junikowie kolejnych Niemców. W 1907 r. w Junikowie mieszkało 61 ewangelików, a w 1911 r. ich liczba zwiększyła się do 330. Dziś trudno ustalić, kiedy na cmentarzu odbył się pierwszy pogrzeb. Pierwszy okres istnienia cmentarza związany był bezsprzecznie z niemiecką akcją osiedleńczą. Sytuacja zmieniła się z chwilą odzyskania przez Polskę niepodległości i wejściu w jej skład, po powstaniu wielkopolskim, także ziem zaboru pruskiego. Zgodnie z „prawem opcji” można było wybrać kraj zamieszkania. Wtedy niemal wszyscy Niemcy sprzedali swoje tyn nieruchomości i opuścili Polskę. Nie ulega wątpliwości, że wówczas załamaniu uległ rozwój społeczności ewangelickiej w Junikowie, co odbiło się bezpośrednio na wykorzystaniu tutejszego cmentarza. 20 stycznia 1920 r. właścicielem obiektu została ewangelicka parafia (gmina kościelna) w Żabikowie. W latach dwudziestych i trzydziestych cmentarzem opiekowali się bodaj jedyni ewangelicy, którzy nie wyjechali do Niemiec. Emil Schulz i Karl Holz. Prawdopodobnie należąc do wspólnoty luterańskiej w Żabikowie, z jej nadania, ule sprawowali wspomniane funkcje. Pierwszy z nich prowadził gospodę, drugi posiadał gospodarstwo ogrodnicze. Jest mało prawdopodobne, aby w latach międzywojennych miały miejsce pochówki. Cmentarz zarastał trawą. Nieużywana od lat studnia wyschła. Czas powodował niwelacje uformowanych jedynie z ziemi grobów, poza kilkoma, umiejscowionymi za studnią posiadającymi betonowe obramowanie. Te jednak także niszczały. Cmentarz wrastał Bi w miejscowy krajobraz. Poprzez swoją tajemniczość wzbudzał ciekawość, intrygował. Ze względu na swoje niewielkie rozmiary nazywany był zdrobniale “Cmentarkiem”. Polacy niejednokrotnie oczyszczali groby i zapalali na nich świeczki. Czyniła tak m.in. Genowefa Knach. Również Helena Knak (Barańska) pamięta niewielką ilość grobów oraz to, że często 7/79 przy cmentarzu pasły się kozy. Wspomina też Schulza, często patrolującego okolice NH cmentarza, pilnującego, by uszanować miejsce spoczynku i go nie dewastować. Pewnego letniego dnia 1937 r. zniknął ogromny betonowy właz przykrywający nieczynną od lat studnię. Informacja o tym dotarła do księdza Skórnickiego. Proboszcz na najbliższej niedzielnej mszy świętej powiedział, że zaginiony przedmiot powinien znaleźć się na swoim miejscu, przemawiając jednocześnie do rozsądku i sumienia. Najdalej dwa tygodnie po tym _T P właz pojawił się z powrotem na studni. Nieznane są losy cmentarza w okresie okupacji niemieckiej. Nowe władze nie poczyniły żadnych istotnych zmian dotyczących cmentarza. Nie ma wiadomości o nowych pochówkach po 1939 r. Po opuszczeniu miasta przez administrację niemiecką w styczniu i lutym 1945 r. otworzyły się prawne możliwości odzyskania cmentarza przez gminę ewangelicką w Żabikowie, lecz ta po wojnie przestała istnieć. Działalność zakończył też Ewangelicki Kościół Unijny w Polsce. Zborem protestanckim opiekowali się miejscowi katolicy. Wyremontowali budynek i od wiosny sprawowano w nim ofiarę. tyn Po wojnie o cmentarzu zapomniano. Z pewnością swoje piętno pozostawiły działania zbrojne. Opór wojsk niemieckich łamano przy pomocy czołgów i artylerii. Tuż za cmentarzem znajdował się olbrzymi rów przeciwpancerny “Pancergrab”, w którym pogrzebano zabitych Niemców, tworząc w pobliżu kolejną mogiłę wojenną. Ciała żołnierzy spoczywają w rowie do dnia dzisiejszego. Po wojnie większość cmentarzy ewangelickich przejęło państwo ule polskie. Tak stało się również z cmentarzem przy ulicy Jawornickiej. Łupem ciężkich lat komunizmu niewątpliwie padło ogrodzenie cmentarza, pod warunkiem, że przetrwało okupację. Później zniwelowane przez czas i wojnę groby stały się niewidoczne, może poza kilkoma betonowymi. Większość cmentarza podzieliło losy sąsiednich pól, co widać wyraźnie na zachowanych fotografiach z połowy lat pięćdziesiątych. 8 lipca 1948 r. minister zdrowia podjął decyzję o zamknięciu nieużywanego od lat cmentarza, zamykając formalnie przeznaczenie terenu. Pozostała kwestia faktycznych grobów, które Bi prawdopodobnie, mimo zlikwidowania nagrobków, znajdują się po dziś dzień w ziemi. Dokładnie w tych samych miejscach, gdzie zostały złożone. W ziemi znajduje się również betonowy krąg dawnej studni z lekka tylko przykryty warstwą gruntu. 8/79 Nie wiadomo dokładnie od którego roku, ale w latach sześćdziesiątych miejsce to było w posiadaniu Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, które urządziło tam NH pracownicze ogródki działkowe „Tramwajarz I”. Działki te istnieć mogły najwyżej do czasu przekazania posesji kombinatowi budującemu osiedle im. Mikołaja Kopernika, a więc do końca lat siedemdziesiątych. W takim charakterze teren ten występował do niedawna, będąc zapleczem budowy. Dziś miejsce to jest częścią parkingu. Równolegle do założenia cmentarza przy ulicy Junikowskiej, z tzw. „pruskiej” czerwonej _T P cegły, zbudowano niewielką kostnicę. Był to bardzo mały budyneczek, jednoizbowy. Kryty był dwuspadowym dachem. Z frontu posiadał drzwi, a w tyle zaopatrzony był w jedno niewielkie okno. Budynek ten nazywany przez mieszkańców “Śmiertelnicą” w końcu lat trzydziestych już od dawna nie był używany zgodnie ze swoim przeznaczeniem. W 1936 r. rada gromadzka w Junikowie wydzierżawiała go na warsztat. W następnym roku usadowiła się w nim Ochotnicza Straż Pożarna. Straż nie posiadała samochodu, który i tak nie zmieściłby się w tak niewielkiej remizie, za to miała kilku chętnych do gaszenia pożaru. Dawna kostnica służyła po wojnie doraźnie jako mieszkanie później jako harcówka. Pod koniec klat siedemdziesiątych lub nawet w początkach osiemdziesiątych została rozebrana. tyn Dziś próżno szukać jej wizerunku. Za rok, może dwa cały ten obszar zostanie przekopany i zlikwidowany na zawsze. Przez historyczny cmentarz ma przebiegać wewnętrzna arteria komunikacyjna tzw. „trzecia rama” miejska. Można mieć tylko nadzieję, że przyszłe prace budowlane nie przejdą brutalnie przez miejsce wiecznego spoczynku, lecz groby, jeżeli rzeczywiście znajdują się w ziemi, zostaną ule w sposób cywilizowany ekshumowane, zadokumentowane i przeniesione na nowe miejsce. Kwestią otwartą pozostaje nadal sprawa spoczywających tam osób. Ich nazwiska widniały w księdze cmentarza, lecz tej najprawdopodobniej nie ma na terenie Polski. Być może żyją gdzieś jeszcze rodziny pochowanych tu osób.” Niniejszy tekst ukazał się w wersji rozszerzonej w „Gazecie Junikowskiej”, nr 15, czerwiec Bi 2008. Streszczenie w języku niemieckim: Der evangelische Friedhof in Junikowo – ein kleiner Friedhof, der zwischen 1906 und 1913 in der Nähe von der Kreuzung Jauer Weg (ulica Jawornicka) und Strehlener Weg (ulica 9/79 Wołowska später Bełchatowska) von Der Königlich Preußische Staat (Ansiedlungs Kommision für Westpreußen und Posen) gegründet worden ist. Stadtbezirk Posens namens Grunwald) niederließen. NH Er war für den Gebrauch von deutschen Familien zugedacht, die sich in Junikowo (heute Seit 1920 gehörte er zu der evangelischen Kirchen gemeinde Żabikowo (Lenzingen). Im Jahre 1948 wurde der Friedhof geschlossen, wahrscheinlich ohne vorherige Exhumation. Auf diesem Friedhof wurden nicht mehr als 20 Personen begraben, alle wahrscheinlich noch vor dem Jahr 1920. (ulica Junikowska) befand. Piotr Orzechowski übersetzung von Lucjan Moros Bibliografia: _T P Bei dem Friedhof funktionierte auch die Leichenhalle, die sich bei dem Tarnowitzer Weg E. Czabański, Junikowskie cmentarze, “Głos Junikowski” 1990, nr 11; A. Małyszka, Ewangelickie pozostałości w poznańskiem, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2004, nr 3; tyn R. Witkowski, Zarys monografii Junikowa, Poznań 2002; Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 3, Warszawa 1882; Archiwum parafii ewangelicko-augsburskiej w Poznaniu, ul. Obozowa 5 (Orzeczenie dyrektora Wydziału do Spraw Wyznań z 5 V 1967 r.); Archiwum Sądu Rejonowego w Poznaniu (Księga wieczysta Junikowo, tom. 6, k. 134); ule Archiwum Zakładowe Urzędu Miasta Poznania, Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, sygnatura 1435/106, Były cmentarz przy ulicy Jawornickiej (GKM.VIII423/9/65); Archiwum Zarządu Geodezji i Katastru Miejskiego Geopoz (Mapa katastralna z 1948 r. obręb Bi Junikowo, arkusz 4). 10/79 Adam Jan Skowroński NH Zawód: dworzanin, dwórka. Dwory budowano w pobliżu rzek, dróg i traktów, co umożliwiało dogodny dojazd, handel, przywóz różnych towarów, budulca, wywóz płodów rolnych, opłatę myta. Niekiedy droga wiodła przez środek folwarcznego podwórza, co uniemożliwiało podróż nocą. Podróżni wjeżdżając na taki dziedziniec, byli zatrzymywani przez folwarcznego stróża lub milicję dworską. W Kolbuszowej było podobnie, zamek/pałac, jak i folwark „Podsobnie”, okolone _T P wodami, stały obok traktu Rzeszów-Tarnobrzeg i był oddział pałacowej milicji, który mógł zatrzymać nieproszonych gości. W tym krótkim artykule nie będę jednak opowiadał o tym przepięknym obiekcie i jego historii1, lecz o jego właścicielach i sługach. Interesuje mnie, w jakim stopniu wpływali oni na tuż obok leżące prywatne miasteczko Lubomirskich. Dostrzegam bowiem zadziwiające zjawisko, występowało tam ponad 50% nazwisk szlacheckich wśród „pnioków kolbuszowskich”(najstarsi mieszkańcy): na 66 nazwisk (nabór z 3 źródeł)2,3,4, naliczyłem 36 pochodzenia szlacheckiego. Opiszę 150 lat rozkwitu Kolbuszowej, od utworzenia do osłabienia rozwoju miasta, czyli tyn okres 1616–1769. W 1616 roku Stanisław Lubomirski za 240.000 złp nabył klucz kolbuszowski. Obejmował on wówczas: 9 wsi (9 folwarków i 2 kuźnie) w Kolbuszowej, Świerczowie i Weryni oraz wsie z folwarkami: Cmolas, Dubas, Kosowy, Siedlankę, Trzęsówkę i Zarębki. Pół wieku później klucz liczył już 10 wsi i 12 folwarków. Nieco później już nazywany był Państwem Kolbuszowa i jednym z największych obszarów dworskich w cyrkule tarnowskim. Oprócz miasta, obejmował 11 wsi, a dwór posiadał w kluczu obszar ule 5002 morgi 239 sążni, z czego: 3173 morgi 173 sążnie przypadało na lasy, a 1776 mórg 1355 sążni na role, łąki i pastwiska w 7 folwarkach. Przemysł folwarczny obejmował: 2 tartaki i 3 młyny wodne, 1 gorzelnię i 5 browarów, z których wódkę i piwo sprzedawano w 15 karczmach na terenie klucza. Upadek nastąpił w 1769 roku w czasie konfederacji barskiej, w której uczestniczył Jerzy Marcin Lubomirski, zdemolowany wówczas pałac zamiera. Kolejni właściciele Tyszkiewiczowie, decydują się przenieść rezydencję do pobliskiej Weryni, okres Bi dominacji pałacu nad miastem i jego na miasto oddziaływanie ustaje. Przejrzyjmy funkcje dworskie właścicieli Kolbuszowej, bowiem świadczą o ich znaczeniu.5 11/79 Stanisław Lubomirski (1583–649) to: wojewoda krakowski (1638), ruski (1629–1638), marszałek Trybunału Głównego Koronnego (1625), podczaszy wielki koronny (1620), NH krajczy wieli koronny (1619), starosta generalny krakowski (1638–1646), starosta spiski (1605), starosta sandomierski (1613), starosta lelowski (1620), starosta białocerkiewski (1620), starosta zatorski (1633), starosta krzepicki (1634), starosta niepołomicki (1635), starosta grybowski (1638). Zasłużył się, jako obrońcą Chocimia przed Turkami (1621), był regimentarzem dowodzącym wojskami koronnymi i litewskimi po śmierci Jana Karola Chodkiewicza, wojewoda ruskim (1625), krakowskim (1638). Jeden z najbardziej _T P wpływowych ludzi w Polsce, właściciel 18 miast, 313 wsi i 163 folwarków, za swe zasługi (1647) otrzymał od cesarza Ferdynanda III tytuł książęcy. Zofia Ostrogska była jego żoną, ich dzieci: Jerzy Sebastian (1616–1667), marszałek wielki koronny i hetman polny, Konstanty Jacek (1620–1663), krajczy i podczaszy koronny oraz Aleksander Michał (1614–1677), wojewoda krakowski. Córki: Konstancja i Anna Krystyna, którą poślubił Albrecht Stanisław Radziwiłł. Prace nad rezydencją i klucz kolbuszowski, od schorowanego ojca (1642), przejął jego syn Aleksander Michał Lubomirski (1614–1677), następnie jego wnuk (1676) Józef Karol tyn Lubomirski (1638–1702), który uzyskał dla niej, „za zasługi poniesione pod Wiedniem”, przywilej Jana III Sobieskiego z 13 czerwca 1690 roku na 5 jarmarków dorocznych (na św. Józefa, na Niedzielę Palmową, na św. Stanisława w maju, na św. Annę oraz we Wszystkich Świętych) i cotygodniowe targi w każdą niedzielę (Kolbuszowa jest już miastem). Józef Karol Lubomirski 12 stycznia 1700 roku wydał dokument, uważany czasami za akt lokacyjny, w którym podkreślił m.in. ścisły związek rezydencji z miastem i sprecyzował prawa i obowiązki ule mieszczan. Kolbuszowa była miastem zdominowanym przez dwór, dla którego potrzeb istniała. Józef Karol Lubomirski ożenił się z Teofilą Ludwiką Zasławską-Ostrogską, siostrzenicą króla Jana III Sobieskiego, która wniosła mu w posagu ogromną ordynację Ostrogskich. Odtąd jego latyfundium liczyło około 1000 osad. Dobra te odziedziczył jego syn (1702), Aleksander Dominik Lubomirski (1693–1720). Ponieważ miał wówczas 9 lat, to zarządzała Bi majątkiem (do 1709) jego matka, Teofila Ludwika z Zasławskich-Ostrogska. Aleksander Dominik Lubomirski przejął majątek dopiero 13 czerwca 1713 roku, potwierdzając podpisem dokument ojca z 1700 roku. 12/79 Aleksander Dominik Lubomirski, starosta sandomierski i ordynat ostrogski, zmarł w 1720 roku bezdzietnie, całą fortunę, przejęła jego siostra Marianna Lubomirska (1693–1729), NH żona Pawła Karola Sanguszki (1680–1750). Sanguszko to książę na Białym Kowlu, Smolanach i Rakowie, podskarbi nadwornym litewskim (1711), marszałek nadworny (1713), marszałek wielki litewski (1734). Mieli syna Janusza Aleksandra Sanguszko (1712–1775), który dziedziczył po śmierci matki 12 stycznia 1729 roku całe jej wiano włącznie z ordynacją Ostrogskich. Dobrami zarządzał przez pewien czas jego ojciec, który 12 grudnia 1738 roku _T P zawarł z nim umowę (prawa te odzyskał w 1750 roku, po śmierci ojca). Janusz Aleksander Sanguszko zrzekł się Kolbuszowej (1760), na rzecz Antoniego Lubomirskiego, starosty kazimierskiego, barskiego i miecznika korony, w dowód wdzięczności za poparcie podczas transakcji kolbuszowskiej.6 Nowy dziedzic nie cieszył się długo nabytkiem, gdyż zmarł rok później. Kolejnym właścicielem był jego syn Jerzy Marcin Lubomirski, liczył sobie wówczas 27 lat i w tym czasie odsiadywał wyrok w więzieniu na Węgrzech w Budzie. W więzieniu zakochał się w córce komendanta twierdzy Andrzeja Hadika, młodziutkiej Annie Marii (miała 16 lat). Dzięki staraniom stryja, Franciszka Lubomirskiego, odzyskał w 1765 roku wolność, a 5 czerwca odbył się ich ślub w tyn Siedmiogrodzie. Rok później, po urodzeniu córki Łucji Franciszki, młodzi przyjechali do Kolbuszowej celem oficjalnego przejęcia dóbr, ok. 12–18 czerwca 1766 roku. Małżeństwo z Anną Marią Hadik przetrwało zaledwie 12 lat i zakończyło się rozwodem. Dwa lata później 29 lutego 1768 roku w Barze na Ukrainie zawiązała się konfederacja barska, w której Jerzy Marcin Lubomirski, pan na Barze i dziedzic Kolbuszowej, a także przyjaciel ule Kazimierza Pułaskiego, odegrał znaczącą rolę. Między innymi koło Majdanu Królewskiego 21 czerwca 1771 roku stoczyła się największa, zwycięska potyczka Pułaskiego z dużym oddziałem Rosjan, dowodzonym przez płk Palinowowa. Niestety zaangażowanie Kolbuszowej, jako bazy wypadowej i zaopatrzeniowej Jerzego Marcina Lubomirskiego, w trwające kilka lat wojnie, przyniosło w rezultacie dotkliwe zniszczenie dóbr i ich zadłużenie (przyczynił się do tego i książę). Bi Książę był też posądzony o zdradę i sprzedanie Rosjanom Krakowa, którego miał być obrońcą. Po wielu przygodach i po kolejnym małżeństwie z córką Jakuba Franka, Ewą, osiadł w Warszawie i stał się wielkim mecenasem sztuki. W końcu sprzedał dużą część swoich dóbr i wyjechał do Frankfurtu nad Menem, gdzie przystąpił do sekty swojego teścia, Jakuba 13/79 Franka. Zgodnie z małżeńska umową przekazał Kolbuszową swojej pierwszej żonie Annie NH Marii z Hadików, przebywającej w Warszawie i bywalczyni na królewskim dworze. Właściciele Kolbuszowej, jak i inni magnaci, nie zajmowali się zarządzaniem dóbr, robili to dworscy urzędnicy, nazywani oficjalistami. Oficjaliści zazwyczaj wywodzili się ze zubożałej wykształconej szlachty, a byli to: zarządca (administrator) odpowiadający za całość dóbr, ekonom prowadzący buchalterię oraz karbowy, który wyznaczał ludzi do prac polowych i sprawował nadzór nad ich wykonaniem. Ważną rolę spełniały służby leśne, odpowiadające za _T P lasy i zwierzynę. Oficjaliści mieszkali w budynkach o wyższym standardzie niż miała służba folwarczna. Z polecenia Aleksandra Dominika Lubomirskiego wykonano szczegółowy spis służby, wraz z kosztami utrzymania dworu kolbuszowskiego: „Regestry sług dworu kolbuszowskiego 1716– 1717”. Koszta, te z zakwaterowaniem, wyżywieniem i opłaceniem w gotówce pochłaniały olbrzymią kwotę ponoszoną z tytułu utrzymania rezydencji. W 1716 roku służba liczyła 174 osób i dzieliła się na: szlachecką 33 osoby, nieszlachecką 71 osób, a także najemnych żołnierzy (ok. 70 dragonów, wśród których też była zubożała szlachta). Służbę szlachecką tyn tworzyli tzw. słudzy rękodajni: p. Głębocki, podstoli inflancki; p. Wronowski, skarbnik urzędowski; p. Siedlecki, sekretarz księcia pana; p. Huciński, kasztelanic gostyński; p. Gawroński, rezydent znaku pancernego i inni), „młódź”, to p. Strzeszkowski koniuszy polny, pokojowi: 2 paziów i łowczy (ok. 7 osób). Panicze przebywali jakiś czas na dworze i byli wykorzystywani do załatwiania różnych spraw i tworzyli orszak w licznych podróżach właściciela klucza kolbuszowskiego. Utrzymywali oni z własnych pieniędzy swoją czeladź i ule dworzan. Służbę nieszlachecką stanowili: lokaje (15 osób), czeladź kuchenna (4 kucharzy) i 4 kuchcików, czeladź to 32 osoby, w tym: stajenni, konował, 8 masztalerzy, 10 stangretów, 10 forysiów i 4 kowali oraz cyrulik, 2 muzykantów 5 rzemieślników, byli też zatrudnieni na stałe inni rzemieślnicy, kołodziej, rymarz, stolarz i ogrodnicy. Do służby pałacowej zaliczani też byli: lokaj, bona (nauczycielka ucząca dzieci dziedzica), pokojówka, kamerdyner, kucharz, Bi odźwierny (bramny) oraz stangret, który w liberii (specjalnym stroju i kapeluszu), przewoził dziedzica i jego rodzinę karetą, bryczką lub saniami. Mieli oni lepsze mieszkania, przywileje i większe uposażenie niż pozostała służba. Wojskiem (milicją) w tym okresie byli „dragoni nawojowscy": 3 oficerów, wachmistrz, 3 kaprali, 3 trębaczy i 60 dragonów, za Jerzego 14/79 Marcina Lubomirskiego i jego pierwszej żony byli też hajducy i sabaci. Służby te wnosiły duże wydatki, tylko „strawne tygodniowe" dla służby wynosiło w 1717 roku 1810,90 złp, co NH w roku daje znaczną kwotę około 90.000 złp. Świadczą o wydatkach również kwoty wypłacone rzemieślnikom za różnorodne prace na rzecz Pałacu na Gazonie. Najniższą kastą stanowili folwarczni chłopi, później tzw. służba folwarczna. Mieszkali oni w najlichszych budynkach tzw. czworakach murowanych, bądź drewnianych, bo zazwyczaj w domach takich mieszkały po cztery rodziny. Niekiedy jednak domy te zamieszkiwało od _T P sześciu do ośmiu rodzin, takie czworaki do dziś jeszcze są w folwarku Podsobnie. Wśród służby folwarcznej istniały funkcje: stajenny, oborowy, stróż polowy oraz pastuch. Liczebność dworu ulegała wahaniom, inny był, gdy właściciele przebywali w Kolbuszowej, inny, gdy wyruszał, np. na sejmik do Opatowa, lub sejm do stolicy, a inny podczas wojen. Na stan milicji pałacowej i wojska wpływały przewidywane i zmieniające się potrzeby wojenne. Orszak sług pańskich też był zmienny, w zależności od powodu wyjazdu i pełnionych funkcji. W 1681 roku (podczas nieobecności dziedzica) dwór liczył 35 osób i dzielił się na: czeladź pałacową (ogrodnik, szklarczyk, bramny, 2 tokarzy, cieśla i malarz); czeladź dworską tyn (kucharz, piekarz z pomocnikiem, 2 myśliwców, 2 strzelców, praczka, która również opiekowała się szczeniętami); czeladź stajenną (4 stangretów, 4 forysiów, stelmach, rymarz i kowal); czeladź służebną (koniuszy, łowczy, pisarz i inni). Nadzór nad służbę sprawował Franciszek Zaorlicz, zwany starostą kolbuszowskim. Obok świadczeń „in natura” (strawnego) i na „barwę” (jednakowego koloru i jednakowego kroju ubiory dla służby), pobierali oni płacę w gotówce, czyli tzw. „suche dni” (w tradycji Kościoła katolickiego dni postu obejmujące Bi ule środę, piątek i sobotę, obchodzone na początku każdej z czterech pór roku. 15/79 Bogata szlachta nie wiązała się z mieszczanami, robiła to biedota szlachecka, także NH mieszczanki unikały związków z chłopstwem a wybierały „dworusów”, stąd brały się nazwiska szlacheckie w mieście. Nazwisko i rodowy znak (herb), był prawnie i zwyczajowo chroniony przez odpowiednie urzędy najczęściej zwane heroldiami, w Polsce taki urząd nie był powołany, za króla Jagiełły było np. dwóch heroldów. Herold, urzędnik królewski, sprawdzał podczas turnieju rycerskiego zgodność nazwisk, poprawność i legalność wizerunku (herbu), tzw. role herbowe. W Polsce _T P rzadkością są też przechowane dokumenty nobilitacyjne, które najczęściej spłonęły podczas pożarów drewnianych dworków, lub ginęły podczas wojen. Heroldie w Polsce powołano jedynie pod zaborami, jednakże ochrona nazwisk szlacheckich i Bi ule tyn herbów obowiązywała. 16/79 W wypadku podważenia szlacheckiego pochodzenia stosowano potwierdzenie przez zaprzysiężonych świadków: rodzinę po mieczu i po kądzieli oraz sąsiadów7. Proces NH odbywał się na sejmikach ziemskich lub wojewódzkich, a fałszywe świadectwo było surowo karane. Oskarżony, który się nie wybronił tracił swój majątek w połowie na rzecz państwa iw połowie na rzecz osoby, która to doniosła. Pośrednim dowodem były urzędy i funkcje piastowane przez przodków, posiadane majątki ziemskie, uczestnictwo w sejmikach i sejmach, dyplomy oficerskie, odciski pieczęci. Prawo nobilitacji od XVI w. miał nie sam król, lecz sejm, a więc „naród”, co było _T P charakterystyczne dla Polski. Dokonywano też naboru szlachty XVII–XVIII w. z innych warstw społecznych, nie przez bogactwo i wpływy, lecz przez służbę rycerską, dostępną nawet najuboższym (żołnierze i milicja pałacowa). Niekiedy uszlachcano nawet gromadnie całą wieś za czyny wojenne. Tak uczynił hetman Zamoyski po zwycięstwie pod Wielkimi Łukami, przyjmując do swego herbu znaczną część żołnierzy, co zresztą parokrotnie powtarzał. Szczególnie wielu włościan uszlachcono po wyparciu Szwedów z Polski za króla Jana Kazimierza, za pomoc w oswobodzenie kraju od nieprzyjaciela. Za króla Zygmunta Augusta wielu mieszczan otrzymało szlachectwo, w tym profesorowie krakowscy. Do stanu rycerskiego za czyny wojenne tyn dopuszczeni byli też Tatarzy osadzeni na Litwie, w czym nie przeszkadzały różnice wyznaniowe. Rzecz jeszcze bardziej niewiarygodna, dopuszczano też do klejnotu szlacheckiego ochrzczonych Żydów, w tym wiele rodzin żydowskich z tzw. sekty Frankistów, z którą był związany Jerzy Marcin Lubomirski. Zdarzały się przypadki potwierdzenia nieprawdy przez przekupnych świadków, umożliwiających wyrokiem sądowym przejście z niższego stanu do szlacheckiego, ule była to czwarta droga dojścia do „szlachectwa”. Proces nielegalnego przechodzenia plebejów do stanu szlacheckiego występował i u nas, nawet silniej niż na Zachodzie, na co wpływał brak urzędów heraldycznych i liczebność szlachty (ok. 10% ogólnej liczby społeczeństwa). Starały się o to rzutkie jednostki, dysponujące wcześniej zdobytym kapitałem i sprytem, które chciały awansować społecznie. Nie planowali oni obalenia ustroju feudalnego i rządów szlachty, chcieli tylko dostać się do Bi środowiska mającego największe wpływy w państwie. Niektórzy z nich za te swoje pragnienia zapłacili głową, tak jak sławna Kolbuszowianka Agnieszka Machówna, której historia dostępna jest w Internecie. 17/79 Z powyższego wynika, że na występowanie nazwisk szlacheckich w Kolbuszowej miało wpływ wiele czynników: liczny dwór w Pałacu na Gazonie, domy i izby dla części NH dworzan w mieście, pałacowa milicja zmieniająca swój stan osobowy, zwyczaj nagradzania żołnierzy za zasługi ziemią i nobilitacją, „przenikanie” mieszczan do milicji pałacowej, częste targi umożliwiające spotkania dworzan i mieszczan, dążenie mieszczek do stanu szlacheckiego, a nie mozołu chłopskiego, dobra sytuacja bytowa przedsiębiorczych rzemieślników, liczne wojny i stoczone walki koło tej miejscowości, upadek kolbuszowskiego dworu i przeniesienie rezydencji do Weryni, a _T P także uprawnienia sekty Frankistów do nobilitacji szlacheckich. Sprawa zaniku ochrony nazwisk szlacheckich i mody na nazwiska szlacheckie, to okres późniejszy niż przedział lat 1616–1769, który opisuję. Moim zdaniem i w innych miastach prywatnych w Polsce podobne zjawisko nadmiaru nazwisk szlacheckich występowało i warto by je dokładniej zbadać, poddając księgi metrykalne w tych miejscowościach komputerowej analizie. BIBLIOGRAFIA: tyn 1. http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/25863,kolbuszowa-kolbuszowski-zamek.html 2. „Kolbuszowa 300 lat miasta”, Materiały z sesji naukowej 6-7X 2000r., Kolbuszowa 2001 r. 3. Halina Dudzińska: Katoliccy mieszkańcy Kolbuszowej z 1832 r., Przegląd Kolbuszowski nr 64. Październik 1997 r. 4. http://biblioteka.kolbuszowa.pl/Content/143/biuletyn_Nr_8_(1966).pdf 5. http://kolbuszowiak.info/historia.php ule 6. http://pl.wikipedia.org/wiki/Transakcja_kolbuszowska Bi 7.Walerian Nekandy Trepka, „Liber chamorum”, Ossolineum 1995. 18/79 Tomasz Sanecki NH Stał się legendą za życia. Gdyby żył, mógłby zostać królem. Pogromca Szwedów, Rosjan i Kozaków. Święcił triumfy na polach bitewnych, stając się już za życia legendą. Jego nazwisko utrwalono za sprawą ogromnej literatury pamiętnikarskiej już w XVII wieku, a później twórczości pisarzy epoki Oświecenia oraz XIX wieku z Henrykiem Sienkiewiczem na czele. Zyskał sławę, o której mogli marzyć inni polscy naszej ojczyzny. _T P dowódcy. Mowa o Stefanie Czarnieckim, jednym z najwybitniejszych wodzów w dziejach Hetman Stefan Czarniecki swoją pozycję, a przede wszystkim nazwisko w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wyrobił dzięki udziałowi w licznych wojnach, które przynosiły mu za każdym razem sławę. Swoje pierwsze kroki na wojnie Czarniecki stawiał w chorągwi lisowczyków, jednej z najbardziej krwawych, a jednocześnie mobilnych jednostek wojskowych. Już jako dwudziestokilkulatek brał udział w wyprawie przeciwko Kozakom, wojnie chocimskiej czy konflikcie ze Szwecją. Z biegiem lat dzięki służbie w wojsku tyn cesarskim zdobył kolejne cenne doświadczenie wojskowe. Po powrocie do kraju ustatkował się i powiększał swoje dobra ziemskie. Już wkrótce miało się okazać, że rolą Czarnieckiego nie jest gospodarka, lecz wojaczka. Nazwisko Czarnieckiego rozbrzmiało w całej Rzeczypospolitej w 1644 roku. Wówczas po raz kolejny ziemie ukraińskie nawiedzili Tatarzy na czele z Tuhaj-bejem, którzy starli się z ule wojskami polskimi 30 stycznia pod Ochmatowem. Wspaniałe zwycięstwo Polaków rozsławiło nie tylko hetmana Koniecpolskiego, ale także Stefana Czarnieckiego. Jego nazwisko stało się sławne w całym kraju, głównie wśród żołnierzy, którzy kilkakrotnie występowali o nagrodę dla niego, popierali go na sejmikach oraz powierzali mu obronę swoich interesów na sejmie. Historia sławy Czarnieckiego miała jednak nadejść już wkrótce. Cztery lata po zwycięstwie pod Ochmatowem na Rzeczpospolitą spadł kataklizm – powstanie Chmielnickiego na Ukrainie i wojna domowa, która spustoszyła nasz kraj, osłabiając go Bi wewnętrznie i zewnętrznie. Dla Kozaków prowadzonych przez Bohdana Chmielnickiego powstanie rozpoczęło się od dwóch zwycięstw: pod Żółtymi Wodami i Korsuniem. Po przegranej pod Żółtymi Wodami 19/79 Polacy skorzystali z propozycji Tuhaj-Beja i przystąpili do rokowań. Niefortunnie jednak wśród wysłanników wojsk koronnych był Stefan Czarniecki, pogromca Tuhaj-Beja spod NH Ochmatowa. Ten na jego widok odmówił prowadzenia rozmów i uwięził go. To prawdopodobnie uratowało życie Czarnieckiemu, bowiem nie brał on udziału w jednej z największych porażek w historii polskiego oręża – bitwie pod Korsuniem 25 maja 1648 roku. Wolność Stefan Czarniecki odzyskał dopiero po ugodzie zborowskiej w 1649 roku. W czasie niewoli po Rzeczpospolitej rozlała się fałszywa informacja o śmierci Czarnieckiego, który jednak przebywał pod strażą najpierw w Bużynie, a następnie w monasterze w _T P Trechtymirowie. Po raz kolejny jednak Czarniecki niezbyt długo cieszył się powrotem do domu. W 1651 roku ponownie narosło napięcie w stosunkach polsko-kozackich. I po raz kolejny Czarniecki wykazał się geniuszem wojskowym i odwagą, biorąc udział w jednej z największych bitew lądowych XVII wieku – bitwie pod Beresteczkiem, będącą wspaniałym, lecz niewykorzystanym zwycięstwem wojsk polskich. Dla Czarnieckiego ta bitwa okazała się przełomem. Zasłużył się w niej, otrzymując stosowną do tego nagrodę, którą było stanowisko chorążego sandomierskiego. Dzięki kolejnym sukcesom uzyskał stanowisko oboźnego tyn wielkiego koronnego oraz kasztelanie kijowską, dzięki czemu stał się dożywotnim członkiem wyższej izby parlamentu. Wkrótce Stefan Czarniecki miał zostać nie tylko bohaterem narodowym, ale jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób nie tylko w Rzeczypospolitej, ale w całej Europie. Połowa XVII wieku to dla Rzeczypospolitej pasmo wojen, konfliktów wewnętrznych i ule początek upadku. Na Ukrainie wciąż trwał nierozstrzygnięty konflikt, w 1654 roku Rosja uderzyła na wschodnie granice Polski, zaś w 1655 roku na Polskę uderzyli Szwedzi. Wojska Karola X Gustawa dosłownie zalały Rzeczpospolitą, niszcząc i grabiąc nasz kraj, doprowadzając go do upadku gospodarczego i wyludnienia wielu regionów Polski. „Potop” szwedzki to kolejny okres, w którym Stefan Czarniecki wykazał się swoim kunsztem wojskowym. Brał udział, m.in.: w potyczkach ze Szwedami pod Kaliszem, Kutnem, Jarosławiem, Przemyślem, Radomiem, Strzemesznem, uczestniczył w obronie Krakowa, a Bi także w bitwach pod: Gołębiem, Warką, Kłeckiem koło Gniezna i Warszawą. Razem z wojskami Lubomirskiego armia Czarnieckiego przebyła 12 tysięcy kilometrów, wyzwalając 11 miast, odbijając 4 zamki i likwidując panowanie szwedzkie z większości ziem Wielkopolski, części Mazowsza, Kujaw i Prus Królewskich. Podczas wojny ze Szwecją 20/79 Stefan Czarniecki walczył także z sojusznikami Karola X Gustawa. Rozbił m.in. wojska Rakoczego – księcia Siedmiogrodu pod Magierowem. Niestety sukcesy sławnego NH Czarnieckiego nie przełożyły się na buławę hetmańską, którą otrzymał Jerzy Sebastian Lubomirski. Ten afront ze strony Jana Kazimierza, który na osłodę dał Czarnieckiemu godność wojewody ruskiego i tytuł „generała lejtnanta zastępcy wodza wojsk JKM”, nie miał wpływu na jego dalsze zaangażowanie w sprawy obrony Rzeczypospolitej. Podczas wjazdu do Lwowa 7 sierpnia 1657 roku na powitanie Czarnieckiego, jak pisze Leszek Podhorodecki w biografii wielkiego wodza „Hetman Stefan Czarniecki”, w imieniu kapituły ksiądz _T P Wojciech Piegłowski tak wysławiał wielkiego wodza: „Ty jesteś mężem wojny – mówił w uniesieniu. – Ty jesteś skałą, Królestwa podstawy fundamentem i samej ojczyzny opiekunem, która tobie dzisiaj gratuluje…” Podobne opisy sławiące i wychwalające Stefana Czarnieckiego były wówczas na porządku dziennym. Wielki wódz był u szczytu sławy, a kolejne jego poczynania przysporzyły mu sławy w całej Europie. W październiku 1657 roku Czarniecki na czele pięciotysięcznego wojska uderzył na szwedzkie Pomorze, a rok później wyprawił się na ziemie duńskie w rejon Szlezwiku, gdzie wsławił się zdobyciem między innymi: Koldyngi – dawnej rezydencji tyn królów duńskich. Wkrótce Czarniecki, mimo że nadal trwała wojna ze Szwecją, został przerzucony na inny, wschodni front wojny, gdzie czekał kolejny wróg Rzeczypospolitej – Rosja. Tam w bitwie pod Połonką 28 czerwca 1660 roku kunszt wojenny Czarnieckiego osiągnął apogeum. W bitwie Rosjanie stracili od 3 do 4 tysięcy żołnierzy, Polacy – zaledwie 200! Po bitwie, jak pisze Podhorodecki, w uwolnionych od oblężenia Lachowiczach tak witano wodza: ule „Witaj! – wołali – zawitaj niezwyciężony wodzu, niezwyciężony wojenniku, od Boga nam zesłany obrońco!” Po powrocie do kraju w Warszawie na Zamku Królewskim również czekały honory na wielkiego wodza. W imieniu Jana Kazimierza powitał go kanclerz wielki koronny Michał Prażmowski, a samego Czarnieckiego porównywano do starożytnych wodzów rzymskich. Hojnie wynagradzany przez króla Jana Kazimierza, Stefan Czarniecki był potrzebny Bi polskiemu królowi w rozgrywkach politycznych. Wówczas Rzeczpospolita po wojnach na Ukrainie, ze Szwecją i Rosją miała jedyną, niepowtarzalną okazję do zmian ustrojowych, które mogły uzdrowić system polityczny w naszym kraju. Ograniczenie liberum veto, elekcja vivente rege – elekcja za życia króla, powołanie Rady Nieustającej – ciała doradczego u boku 21/79 króla, czy uchwalenie stałych podatków, mogło zmienić naszą ojczyznę i uratować ją przed zbliżającą się niechybnie katastrofą. Tak się jednak nie stało, wciąż mocna opozycja wobec NH króla, bojąca się zmian ustrojowych, utrzymała status quo w Rzeczypospolitej. I nawet tak silna pozycja Czarnieckiego, legendy wojskowej za życia, pogromcy Tuhaj-Beja, Szwedów, Rosjan, Kozaków i Rakoczego na nic się zdała. Po załamaniu się próby wprowadzenia reform drogą legalną, Ludwika Maria, królowa Polski i żona Jana Kazimierza, postanowiła złamać opozycję siłą, przy pomocy wiernych królowi wojsk, a na ich czele miał stanąć właśnie Stefan Czarniecki. Niestety plany te szybko się załamały. Opozycja antykrólewska wszelkimi siłami _T P uniemożliwiała przeprowadzenie jakichkolwiek reform, a ponadto nieopłacone wojska dość szybko zawiązywały konfederacje, stając się plagą Rzeczypospolitej. Czarniecki angażując się w sprawę dworu, dość szybko został zaatakowany przez warchołów, którzy zarzucali mu zdradę, atak na „złotą wolność narodu szlacheckiego” i popieranie francuskiej kandydatury na tron polski. Za osobą Czarnieckiego wstawił się dwór królewski, który podjął szeroko zakrojoną akcję propagandową za pomocą pamfletów celem obrony wielkiego wodza Rzeczypospolitej. Już wkrótce wszyscy mieli się przekonać, jak potrzebny był im Czarniecki. Trwająca wojna z Rosją wciąż zagrażała naszemu państwu. I ponownie błysnął w niej geniusz przyszłego hetmana wojsk koronnych. Pod Kuszlikami 3 listopada 1661 roku Czarniecki tyn odniósł bodaj swe największe w życiu zwycięstwo i jedno z najwspanialszych zwycięstw w historii oręża polsko-litewskiego nad wojskami rosyjskimi. W kolejnych latach Czarniecki wiernie służył Janowi Kazimierzowi, odbywając kolejną kampanię rosyjską, w trakcie której został ranny, co miało istotny wpływ na zdrowie już 66-letniego wodza. Wodza, który u schyłku swego żywota, otrzymał upragnioną nagrodę, jaką była buława ule hetmańska wojsk koronnych. Jej otrzymanie było możliwe w związku ze skazaniem na banicję i pozbawieniem wszelkich stanowisk Jerzego Sebastiana Lubomirskiego. Niemniej jednak jej otrzymanie wiązało się z otrzymaniem dowództwa nad armią, mającą stłumić wojnę domową i stanąć naprzeciwko Lubomirskiego, który uchodził obok Czarnieckiego za jednego z najlepszych wodzów, jakich miała w XVII wieku Rzeczpospolita. Nominację na hetmana dla Czarnieckiego, Jan Kazimierz podpisał 2 stycznia 1665 roku. Już Bi wkrótce z rozkazu króla nowy hetman wyruszył do Lwowa. Odniesiona w ostatniej kampanii rana nadszarpnęła jego zdrowie. Po drodze do Lwowa Czarniecki ponownie się rozchorował i mimo chwilowej poprawy nigdy do Lwowa nie dotarł. Zmarł 16 lutego 1665 roku, 22/79 pozostawiając buławę hetmańską i Rzeczpospolitą w opłakanym stanie, która musiała stoczyć NH kolejną wojnę, tym razem domową. Dla króla Jana Kazimierza śmierć Czarnieckiego była ciosem. Był on jedynym wodzem, który mógł rywalizować z Lubomirskim o wpływy w wojsku i szlachcie oraz stawić mu opór w trwającym konflikcie wewnętrznym. Po śmierci Czarnieckiego buławę hetmańską otrzymał mało doświadczony Jan Sobieski i w konflikcie z Lubomirskim nie sprostał doświadczonemu _T P wodzowi. Efektem tego była porażka wojsk królewskich pod Mątwami. Stefan Czarniecki całe życie poświęcił się wojaczce. Jego geniusz wojskowy objawił się w czasach, kiedy Rzeczpospolitą nawiedziły największe w dziejach konflikty zbrojne: powstanie Chmielnickiego, wojna z Rosją i Szwecją. Wojny te zmieniły Rzeczpospolitą nie do poznania. Upadek gospodarczy, warcholstwo, spadek liczby ludności i powolne chylenie się ku całkowitemu upadkowi. To najważniejsze skutki wojen w połowie XVII wieku. Podczas nich oprócz geniuszu wojskowego, Czarniecki wykazał się wieloma zaletami – wiernością, odwagą, wytrzymałością na trudy życia żołnierskiego, żelazną wolą, przebiegłością i talentem organizacyjnym. Nie był jednak człowiekiem pozbawionym wad. tyn Nie patrzył na ludzkie życie, był zachłanny na zdobycze wojenne, ale także cechowało go okrucieństwo i zbytnia brawura. Mimo to został bohaterem narodowym już za życia. Jego zwycięstwa przyniosły mu rozgłos w Polsce i za granicą, ponadto jako prosty żołnierz wyrósł na wojewodę, senatora, a w końcu, praktycznie na łożu śmierci, otrzymał upragnioną buławę hetmańską. Okrzyknięty po szwedzkim „potopie” zbawcą ojczyzny, był noszony na rękach i wysławiany w całej Rzeczypospolitej. Stał się dla późniejszych pisarzy wzorem cnoty ule rycerskiej i prawdziwym obrońcą Polski. Józef Wybicki ujął jego nazwisko i rolę jaką odegrał w naszej historii w Mazurku Dąbrowskiego, który dziś jest naszym hymnem narodowym. Jego legenda była tak wielka, że można rzec, mógłby być murowanym kandydatem do korony polskiej po abdykacji Jana Kazimierza. Niestety wielki wódz zmarł trzy lata przed abdykacją ostatniego z Wazów na tronie polskim. Jego pozycja w kraju, otrzymana buława hetmańska, rola jaką odegrał podczas wojen Bi prowadzonych przez Rzeczpospolitą, sława i poważanie wśród szlachty i magnaterii mogły mu zapewnić tron po abdykacji Jana Kazimierza. Oczywiście, należy tą sprawę rozważać jako przypuszczenie, bowiem istniała dość poważna opozycja wobec Stefana Czarnieckiego, niewątpliwie również i nasi sąsiedzi, a zwłaszcza Habsburgowie za wszelką cenę nie 23/79 chcieliby dopuścić do takiego obrotu sprawy. Silny władca na tronie polskim, jakim niewątpliwie mógłby być Czarniecki, doprowadziłby do możliwych zmian ustrojowych. A NH tego nasi sąsiedzi – Rosja, Prusy i Austria, jak pokazała historia, nie chciały za wszelką cenę. Niestety, Stefan Czarniecki zmarł przedwcześnie. Całe życie poświęcił ojczyźnie, broniąc ją do końca swoich dni. Do dziś uchodzi za jednego z największych wodzów w historii naszego kraju. Stając się legendą za życia, na zawsze wpisał się w karty historii Rzeczpospolitej. Rzeczpospolitej, która gdyby Czarniecki został królem, miałaby szansę na zmiany i być może nie poniosłaby klęsk w kolejnej wojnie, tym razem z Turcją. Tak się jednak nie stało. Jego _T P śmierć w 1665 roku zamknęła pewien okres w historii polskiej wojskowości. Rzeczpospolita utraciła wodza i polityka, który mógł odmienić losy naszego kraju. Artykuł przygotowany w oparciu o następujące publikacje: Bazylow Ludwik, Siedmiogród a Polska, Warszawa 1967. Bazylow Ludwik, Historia Rosji, wyd. 3, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Łódź 1985. Jasienica Paweł, Rzeczpospolita Obojga Narodów – Dzieje agonii, Warszawa 1998. Kaczmarczyk Janusz, Bohdan Chmielnicki, wyd. 2, Wrocław – Warszawa – Kraków 2007. Kersten Adam, Historia Szwecji, Wrocław 1973. tyn Markiewicz Marek, Historia Polski 1492-1795 wyd. 2, Kraków 2002. Piwarski Kazimierz, Osłabienie znaczenia międzynarodowego Rzeczypospolitej w drugiej połowie XVII wieku, Roczniki Historyczne, XXIII, 1957. Podhorodecki Leszek, Hetman Stefan Czarniecki, Warszawa 2009. Romański Romuald, Wojny kozackie. Od Zbaraża do ugody w Perejesławiu, Warszawa 2013. Wereszycki Henryk, Historia Austrii, wyd. 2, Warszawa 1986. ule Wójcik Zbigniew, Zmiana w układzie sił politycznych w Europie środkowo-wschodniej w drugiej połowie XVII wieku, Kwartalnik Historyczny, LXVII, 1, 1960. Wójcik Zbigniew, Jan Kazimierz Waza, wyd. 2, Wrocław 2004. Bi Wójcik Zbigniew, Historia Powszechna XVI−XVII wieku, Warszawa 2002. 24/79 NH Piotr Orzechowski W Junikowie zwyciężył Mikołajczyk. Po przeprowadzeniu referendum w czerwcu 1946 r., co do którego zresztą poważne zastrzeżenia mieli działacze ówczesnej opozycji, władze rozpoczęły przygotowania do zorganizowania pierwszych po wojnie wyborów do Sejmu. 22 września 1946 r., głosami _T P posłów z PPR, PPS, SL, SD, SP oraz posłów bezpartyjnych, wobec sprzeciwu posłów PSL, uchwalono kontrowersyjną ordynację wyborczą, zawierającą zapisy dające możliwość manipulacji oraz wpływania na przebieg i wynik wyborów. Na terytorium państwa polskiego wydzielono okręgi wyborcze, a następnie okręgi podzielono na obwody. Powiat oraz miasto Poznań miały stanowić Okręg Wyborczy nr 31. Składał się on ze 118 obwodów. Osobny Obwód Wyborczy nr 75 utworzono, jeszcze w 1946 r., na terenie Junikowa. Lokal wyborczy zorganizowano w Publicznej Szkole Powszechnej przy ul. Junikowskiej 33. W tym budynku, przez wiele dni, pełnili dyżury członkowie Komisji Obwodowej, w składzie tyn której nie było przedstawiciela opozycyjnego PSL. Byli natomiast członkowie PPR i PPS. Na terenie obwodu działali agitatorzy PPR tworzący tzw. trójkę partyjną, której głównym zadaniem było zebranie wśród mieszkańców podpisów pod listą poparcia dla partii Bloku Demokratycznego oraz uzyskanie przy tej okazji, informacji o nastrojach panujących w społeczeństwie. Przekonywali oni wyborców do wzięcia udziału w tzw. głosowaniu manifestacyjnym, jawnym. Pracę wspomnianych agitatorów, jak również Komisji Wyborczej ule starały się koordynować Urzędy Bezpieczeństwa. Głównym zadaniem funkcjonariuszy urzędów było wspieranie poczynań partii skupionych w Bloku Demokratycznym oraz neutralizowanie i eliminowanie poczynań opozycji, a zwłaszcza PSL. Organy bezpieczeństwa zatem zostały wykorzystane do walki wyborczej. Funkcję przewodniczącego trójki wyborczej pełnił mieszkaniec Junikowa, dawny działacz KPP, a aktualnie zastępca sekretarza PPR, będący komisarzem posterunku Zarządu Bi Miejskiego w Junikowie. Kilku działaczy PPS budziło zastrzeżenia władz w związku z tym, że sprzeciwiali się panującemu ustrojowi. UB interesowało się każdym, kto mógł być, z jakichkolwiek powodów niepewny, a więc przede wszystkim nie popierał kandydatów Bloku Demokratycznego. Starano się w pierwszej kolejności stwierdzić osoby 25/79 o opozycyjnych przekonaniach politycznych, a następnie wykreślić ich z listy wyborczej, pozbawiając prawa głosu. Najczęstszym powodem było oskarżenie o podpisanie tzw. NH Leistungs Pole oraz VD w okresie okupacji hitlerowskiej. W oparciu o takie argumenty, do 27 grudnia, wykreślono z list 24 osoby. W zainteresowaniu byli mieszkańcy Junikowa, figurujący na liście wyborczej, i będący jednocześnie przeciwnikami nowego ustroju, a zwłaszcza, jak stwierdzono: wrogo nastawieni do Związku Radzieckiego Szczególnie interesowano się kilkoma osobami, określanymi jako element niepewny, co do _T P których rozważano nawet zastosowanie aresztu. Jednym z nich był Franciszek Knach, o którym zebrano bliższe dane. Stwierdzono, że był prezesem „Samopomocy Chłopskiej”, a przed wojną miał być członkiem Narodowej Demokracji. Odnotowano, że jego syn Bogdan jest prezesem K. S. M. M., a córka Lucyna prezesem K. S. M. Ż. Przełożonym obydwu kół był proboszcz Feliks Michalski. Na temat Mariana Lipigórskiego uzyskano dane, z których wynikało, że pełnił funkcję prezesa, liczącego 45 osób, założonego przez Jana Talarczyka, koła śpiewaczego „Lutnia”. Uważano go za czynnego agitatora na rzecz PSL. Skrupulatnie odnotowano fakt wynajęcia przez Lipigórskiego kilku chłopców by rozpropagowali ulotki PSL. Z tego powodu, wieczorem 12 stycznia 1947 r., wylegitymowali go, patrolujący teren tyn obwodu, milicjanci. Zainteresowano się również drugim chórem działającym przy parafii. Liczył on 32 osoby, którym kierował Ignacy Walich, a dyrygentem był organista Sylwester Rapior. Zebrano także bliższe informacje na temat Zygmunta Szymańskiego, właściciela cegielni. Przed wojną działacza Narodowej Demokracji, który nie podpisał listy popierającej partie Bloku Demokratycznego. ule Praca agitatorów PPR według danych uzyskanych przez UB nie przebiegała pomyślnie. Cztery dni przed wyborami stwierdzono, że grupa nie wywiązuje się z nałożonych obowiązków i nie odwiedziła jeszcze połowy mieszkańców obwodu. Dotychczasowa działalność tej grupy, pozwoliła na uzyskanie wstępnej oceny sympatii politycznych mieszkańców. Według niej około 60% wyborców miało poprzeć Blok Demokratyczny. Na około 20% szacowano liczbę wahających się lub niezdecydowanych, a 20% określono jako osoby niepewne. Wynik osiągnięty w dniu wyborów 19 stycznia 1947 r. wykazał niewielką Bi wiarygodność takiej prognozy. Rezultat głosowania: na 2308 uprawnionych swoje głosy oddało 2135 osób (92,5%). Głosów nieważnych oddano 28 oraz pustych kopert 11. Głosów ważnych zatem pozostało 2096 (w 26/79 raporcie błędnie podano 2092). Rozkład poparcia był następujący: na listę nr 1 (PSL – Nowe Wyzwolenie) nie oddano żadnego głosu, na listę nr 2 (Stronnictwo Pracy) oddano 30 głosów NH – 1,29%, na listę nr 3 (Blok Demokratyczny) oddano 535 głosów – 23,18%, na listę nr 5 (PSL) oddano 1470 głosów – 63,69%, na listę nr 6 (Lista Katolików) oddano 61 głosów – 2,64%. Z powyższego wynika, że zdecydowane zwycięstwo w obwodzie odniosło Polskie Stronnictwo Ludowe kierowane przez Stanisława Mikołajczyka. Wyniki wyborów w całym kraju uchodzą, już od pierwszego dnia po zakończeniu głosowania, za sfałszowane. Tezy tej współcześni historycy nie kwestionują. Wynik wyborczy z Obwodu nr 75 (w Junikowie) jest _T P jednym z niewielu w okręgu poznańskim, gdzie według oficjalnych danych większość wyborców miała opowiedzieć się za opozycyjnym PSL. Raport SB pozwala poznać przyczynę takiego a nie innego stanu rzeczy. W uwagach do raportu zanotowano: Około godz. 14,00 przyszedł do lokalu wyborczego mąż zaufania z PSL, który obserwował przebieg głosowania i był obecnym przy obliczaniu głosów. Na 118 komisji obwodowych okręgu poznańskiego mężowie zaufania z PSL byli obecni zaledwie w piętnastu lokalach wyborczych. Do obserwowania prac pozostałych komisji nie zostali dopuszczeni i tym bardziej nie uczestniczyli podczas obliczania głosów. tyn Zatem działania PPR i UB w grudniu 1946 r. i styczniu 1947 r. pozwoliły zniwelować ponad 70% poparcie dla polityki Mikołajczyka wyrażone podczas referendum do nieco ponad 60% w dniu wyborów. Nie bez znaczenia było tutaj skreślenie 24 osób z list wyborczych, oraz pozbawienie znacznej części mieszkańców prawa wyborczego. W czasie referendum uprawnionych było 2605 osób, podczas gdy w dniu wyborów do sejmu listy zawierały już tylko 2308, a więc o 297 mniej, co stanowiło 11,4%. Wniosek z tego należy wyciągnąć ule następujący. Listy uprawnionych do głosowania zostały sporządzone z pominięciem olbrzymiej rzeszy, potencjalnie niewygodnych, wyborców. Z tak przygotowanych spisów, jeszcze, drogą dalszej weryfikacji, skreślono kolejne 24 osoby, co jedynie zmniejszyło rozmiary porażki partii komunistycznych. Bi Sporządzono na podstawie następujących materiałów: – Czesław Osękowski, Wybory do sejmu z 19 stycznia 1947 r. w Polsce, Poznań 2000. – Ustawa z dnia 22 września 1946 r. 27/79 – Wola Ludu z 8 czerwca 1946 r., nr 131(207) NH – Ordynacja wyborcza do Sejmu Ustawodawczego, Dz. U. 1946, nr 48, poz. 274 – Dokumenty b. Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu z 1946 i 1947 r. znajdujące się w Archiwum Poznańskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej – Dokumenty dotyczące referendum z 1946 r. i wyborów z 1947 r. znajdujące się w Bi ule tyn _T P Archiwum Państwowym w Poznaniu. 28/79 NH Paweł Głuszek „Sekrety polskiej polityki”. Pięć lat temu, w związku z 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej, 1 września 2009 r. ukazała się książka „Sekrety polskiej polityki. Zbiór dokumentów (1935−1945)” wydana przez Służbę Wywiadu Zagranicznego Rosji. Dokumenty zebrał emerytowany generał SWR, _T P wcześniej funkcjonariusz KGB, L.F. Sockow. Książka została wydana do obiegu wewnętrznego rosyjskiego wywiadu w małym nakładzie. Nie ukazała się natomiast na wolnym rynku w Rosji i nie ma jej polskiego tłumaczenia. Jej pełna wersja w języku rosyjskim (plik PDF) była przez pewien czas dostępna w Internecie. Książka wywołała falę gorących dyskusji w mediach. Rozpętała się „burza w szklance wody”. Głos zabrali dziennikarze, publicyści, historycy i politycy. Dyskutowano o czymś, co tak naprawdę przeczytało zapewne kilkaset osób (a jeszcze mniej zrozumiało). W każdym razie, postanowiłem przebrnąć przez tę lekturę. tyn Książka miała ukazać rzekomo nieznane oblicze polskiej polityki zagranicznej przed wojną i zdemaskować nasz kraj jako sojusznika Hitlera w przededniu wybuchu wojny. Autor chciał także obarczyć Polskę odpowiedzialnością, jeśli nie za wybuch wojny, to przynajmniej za niedopuszczenie do zawarcia antyhitlerowskiego sojuszu w 1939 r. pomiędzy ZSRR, Francją i Anglią. Tak, czy inaczej, II RP miała jakoby przyczynić się do wybuchu wojny, gdyż „od zawsze” paktowała z Niemcami przeciwko ZSRR. Swoje poglądy na temat polskiej polityki ule zagranicznej i roli jaką odegrał nasz kraj przed 1 września 1939 r., generał Sockow wyłożył we wstępie do zbioru dokumentów. Pozwoliłem sobie opublikować obszerne fragmenty tegoż wstępu. Dokonałem tłumaczenia z języka rosyjskiego, ale oczywiście to tylko moje tłumaczenie i każdy z nas, kto zna język rosyjski, może dokonać własnego. Być może wtedy pojawią się pewne rozbieżności i różnice w przekładach. Jednak na dzień dzisiejszy nie mamy jednego „oficjalnego” tłumaczenia. Musimy więc sobie radzić najlepiej jak potrafimy. Bi Oto co generał Sockow pisze we wstępie do „Sekretów polskiej polityki”: „(…) W sierpniu 1939 r. rozpoczęły się w Moskwie rozmowy radzieckiej, angielskiej i francuskiej delegacji, które jak się okazało były ostatnią szansą przeszkodzenia Niemcom w 29/79 rozpoczęciu II wojny światowej. ZSRR nie mając wspólnej granicy z Niemcami, mógł realnie uczestniczyć w takiej koalicji, pod warunkiem przepuszczenia jego armii przez terytorium NH Polski, co pozwalało wejść w bezpośrednie starcie z niemieckimi siłami zbrojnymi. (…) Znajdując się w niewoli historycznych i ideologicznych uprzedzeń, wynosząc własne plany terytorialnych zdobyczy, polski rząd sprzeciwił się temu, nie uświadamiając sobie pełnej groźby dla własnej suwerenności. Iluzoryczne, sformułowane przez polskiego lidera Piłsudskiego i stojącego na czele MSZ Becka, założenia o zbieżności długoletnich interesów _T P Polski i Niemiec na Wschodzie, okazały się fatalne dla polskiego narodu. Warszawa zajęła pozycję wykluczającą możliwość zawiązania układu wojennego między ZSRR, Francją i Anglią przy uczestnictwie strony polskiej. Jest mało prawdopodobne, aby całą polityczną odpowiedzialność za wybuch wojny zrzucić na Polskę, ale jej rząd w kategorycznej formie odrzucił powstanie antyhitlerowskiego frontu w 1939 r. Polskie stanowisko, jak pokazują dokumenty, nie było spontaniczne, formułowało się ono latami. Jeszcze w okresie wizyty Goeringa w Warszawie w 1935 roku i w 1937 roku, państwa podpisały umowę o tym, że Polska wesprze dążenia Niemiec do zdjęcia z nich ograniczeń w tyn części zbrojeń oraz ideę przyłączenia Austrii do Rzeszy. Niemcy z kolei, wyraziły gotowość razem z Polską, przeciwstawienia się polityce ZSRR w Europie. W rozmowie z marszałkiem Rydzem-Śmigłym Goering zaznaczył, że „groźny jest nie tylko bolszewizm, ale Rosja jako taka” i że „w takim względzie interesy Polski i Niemiec są zgodne”. (…) Takie podchody i absolutnie bezpodstawne nadzieje na niemiecko-polski antysowiecki ule alians doprowadziły do tego, że angielsko-francusko-radzieckie rozmowy wojskowych delegacji skończyły się tydzień przed początkiem wojny, pierwszą ofiarą której okazała się Polska. Dlatego też nie takie dziwne wydają się telegramy polskiego ambasadora w Waszyngtonie, który mając zapewnienia swojego rządu, zapewniał Stany Zjednoczone o tym, że Warszawa nie widzi dla siebie zagrożenia ze strony Niemiec. Oprócz tego był rozdrażniony, że niektórzy amerykańscy politycy uważają Związek Radziecki i jego armię za tę siłę, która może przeciwstawić się Wehrmachtowi w przypadku rozpoczęcia wojny Bi (telegramy Potockiego do MSZ z 8 listopada i 15 grudnia 1937 roku). W październiku 1938 roku ambasador w Berlinie – Lipski informował ministra Becka o „bardziej dobrotliwym” stosunku znaczących osób Rzeszy do Polski i o wysokiej ocenie jej polityki osobiście przez fuhrera. 30/79 Likwidacja przez Niemcy Polski jako suwerennego państwa, przekształcenie jej terytorium w NH Generalną Gubernię III Rzeszy – to cena porażającej krótkowzroczności polskich polityków. Przecież istniała realna możliwość zamknięcia Niemiec pomiędzy dwoma frontami, jak to było w czasach Ententy (…). Także w czasie wojny, kiedy służby specjalne zjednoczonych państw trzymały się swojego głównego zadania – walki z Niemcami, polski wywiad zgodnie z ustaleniami swojego _T P „londyńskiego” rządu był zajęty pracą wywiadowczą przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Oddział wywiadowczy armii Andersa, stworzonej na terytorium ZSRR, miał zadanie prowadzić działalność operacyjną związaną nie tylko z prowadzeniem działalności wojennej, ale jak mówi się w instrukcji „z potrzebą przyszłego powstania w Polsce”, a także z potrzebą stworzenia warunków dla prowadzenia wywiadu na Wschodzie po wojnie. Faktem stało się i to, że dla działań poczynionych przez polski rząd na obczyźnie oraz działań, które odbywały się na terytorium Polski, celem były wojska sowieckie przesuwające się w walce w kierunku granicy niemieckiej. Ta działalność stała się przedmiotem spotkania tyn Stalina z Rooseveltem 20 grudnia 1944 roku, na którym okazało się, że akty terrorystyczne polskich bojowników w stosunku do żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej, stawiają ich w gronie nazistowskich pomocników.” To tylko wstęp pióra generała Sockowa. Jeszcze ciekawsze są dokumenty zamieszczone w książce. Mają one wspierać tezy postawione przez autora we wstępie do pracy. Pierwszy z ule dokumentów to notatka o rozmowie Goeringa z Rydzem-Śmigłym w lutym 1937 r. (sporządzona przez polskiego informatora). Autor książki generał Sockow, m.in. na podstawie tego dokumentu wysuwał tezy o rzekomej polsko-niemieckiej współpracy skierowanej przeciwko ZSRR w latach międzywojennych. Czy rzeczywiście z rozmowy Goeringa i Rydza-Śmigłego wynikało, że Polska i Niemcy w 1937 r. prowadziły jakąś wspólną antyradziecką politykę? Bi „Zapis spotkania generała Goeringa z marszałkiem Rydzem-Śmigłym. Posłano: Stalinowi i Mołotowowi. 25/3/1937 31/79 Przesyłam Wam zapis spotkania Goeringa z Rydzem-Śmigłym otrzymany od agenta zajmującego odpowiedzialne stanowisko w MSZ Polski. NH Nie wykluczamy dezinformacji, ponieważ kontakt ze źródłem nawiązano niedawno. Pracujemy z nim tylko w sprawach dokumentów, co daje nam możliwość szybko poznać jego szczerość w stosunku do nas. Narodowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR Generalny Komisarz Bezpieczeństwa Narodowego _T P marzec 1937 Notatka o rozmowie generała Goeringa z marszałkiem Rydzem-Śmigłym odbywającej się 16.02.1937. Uczestniczyli w niej minister Szembek i ambasador von Moltke. [tłumaczenie z polskiego] (…) Ze strony Niemiec nie ma żadnych żądań, by odebrać Polsce część jej terytorium. Niemcy ostatecznie pogodzili się z aktualnym położeniem terytorialnym. Niemcy nie napadną na Polskę i nie mają zamiaru otwierać w Polsce korytarza [Goering]: „Nam korytarz nie jest potrzebny. Informuję o tym z całą stanowczością i zdecydowaniem”. Świadectwa tyn potwierdzającego jego słowa on dać nie może, wszystko zależy od tego, czy wierzyć jego słowom, czy nie. Wiadomo także, że Niemcy wierzą, że Polska nie zamierza odebrać im Wschodnich Prus i części Śląska, wiadomo też, że Polska może w pełni ufać, iż Niemcy nie zamierzają odbierać jej niczego z jej terytorium. Zresztą, w pełni jasne jest, że silna Polska mająca dostęp do morza, z którą Niemcy mogą połączyć swoją politykę, jest Niemcom nieporównanie bardziej potrzebna, niż słaba Polska. Niemcy zdają sobie sprawę, że ule izolowaną Polskę byłoby łatwiej zwyciężyć i wtedy Rosja całą swoją siłę przerzuciłaby bezpośrednio na niemiecką granicę. Do czasu dojścia Hitlera do władzy w polityce niemieckiej był popełniony szereg poważnych pomyłek. W stosunku do Rosji prowadzona była niebezpieczna polityka Rapallo. W rezultacie takiej polityki Niemcy uzbroili Rosję, dali jej przemysł wojenny. W dawnej armii było wielu stronników takiej polityki, ale takie elementy zostały z armii usunięte i tą drogą położono kres Bi podobnym rzeczom. Schleicher chociaż mówił, że chce prowadzić wojnę z komunizmem wewnątrz Niemiec, to na zewnątrz starał się nawiązać kontakt z ZSRR. To były poważne błędy, których powtórzyć w żadnym wypadku nie można. Hitler całkowicie zmienił podejście i bezapelacyjnie wysunął tezę, że jakikolwiek kontakt z komunizmem, a tym samym z ZSRR, 32/79 wyklucza. Swój punkt widzenia jasno podkreślił podczas pobytu w Berlinie marszałka Tuchaczewskiego. On nie tylko go nie przyjął, ale i nie patrząc na propozycje NH Tuchaczewskiego, czuł do niego wstręt. Nie należy zapominać, że dokładnie wtedy, gdy powstała nowa Polska, powstały i nowe Niemcy, które już nigdy nie wrócą do rusofilskiej polityki. Należy zawsze pamiętać, że istnieje duże niebezpieczeństwo zagrażające od wschodu, ze strony Rosji, nie tylko Polsce. Rosja jako taka, niezależnie od tego, czy istnieje w niej monarchiczny, liberalny, albo inny ustrój, zawsze będzie niebezpieczna. W takim znaczeniu, interesy Polski i Niemiec są całkowicie zbieżne. Z punktu widzenia Niemiec, Polska może _T P prowadzić autentyczną, niezależną politykę tylko przy przyjaznych stosunkach z Niemcami. W takich warunkach Polska może liczyć na pomoc Niemiec, które widzą o wiele większe korzyści w prowadzeniu w stosunku do Polski polityki przyjaźni, niż na odwrót. Polskofrancuski sojusz niczym Niemcom nie zagraża. Podpisując styczniową deklarację w 1934 roku, Niemcy były dokładnie powiadomione o znaczeniu i słuszności tego sojuszu. Wiadomo im, że ten sojusz ma wyłącznie obronny charakter, że zadziała w przypadku napaści Niemiec na Francję i Polskę. W takim przypadku Niemcy są spokojne, bo i na Polskę i na Francję tyn napadać nie zamierzają. To co było powiedziane o polsko-francuskim sojuszu, w żadnym razie nie odnosi się do francusko-radzieckiego paktu. Ten pakt mocno utrudnia europejskie stosunki. Można z pewnością powiedzieć, że jeśli by go nie było, łatwiej byłoby naprawić stosunki niemieckofrancuskie. Chociaż nie można przewidzieć, czy Związek Radziecki zamierza teraz wystąpić zbrojnie, to taki moment może kiedyś nastąpić. Goering z oburzeniem zaprzeczył ule rozprzestrzeniającej się w Europie plotce o tym, że niemiecki rząd pomaga trockistom. Chociaż Stalin postawił sobie za cel światową rewolucję, jednak jej przygotowanie nie daje jak na razie oczekiwanych rezultatów. Niemiecki rząd posiada wiadomości o tym, że ZSRR nie weźmie udziału w rewolucji w Południowej Ameryce, a po podpisaniu niemieckojapońskiej umowy – na Dalekim Wschodzie, ale teraz wzmacnia swoją propagandę w Europie. Bi Wszystkie te sprawy mówią o potrzebie zbliżenia polityki Polski i Niemiec. Jeśli istnieją jeszcze jakiekolwiek nieporozumienia to trzeba je z uwagą rozważyć, tak jak to miało miejsce ze sprawą gdańską, którą udało się ostatecznie uregulować. Należy ustanowić bliższą 33/79 współpracę między armiami, a także w dziedzinach: ekonomicznej i kulturalnej. Taką drogą, NH w ciągu krótkiego okresu czasu, będzie można w pełni uregulować obustronne relacje. Marszałek Rydz-Śmigły podkreślił, że postanowił kontynuować politykę rozpoczętą przez marszałka Piłsudskiego. Według niego, polsko-niemieckie stosunki niezmiennie rozwijają się w dobrym kierunku. (…) Co do stosunków z ZSRR to naród polski nie jest skory do poddania się wpływom komunistycznym. On tak jak Goering uważa, że ZSRR w najbliższym czasie nie planuje wojny, jednak nie wątpi, że ZSRR w przypadku pojawienia się w Europie _T P jakichkolwiek trudności, wykorzysta je po to, aby wywołać zmiany i rewolucję. W przypadku konfliktu, Polska nie zamierza stanąć po stronie ZSRR i w stosunkach z ZSRR będziemy bardzo czujni (…)” Ale to nie wszystko. Warto przyjrzeć się jeszcze innym dokumentom z książki Sockowa. Są to: notatka z rozmowy ministra Szembeka z ambasadorem von Moltke z kwietnia 1937 r. oraz informacja o polsko-niemieckich konsultacjach z tego samego roku. tyn „Zapis rozmowy ministra Szembeka z ambasadorem von Moltke z 6.04.1937 r: (…) Potem ambasador zapytał, czy otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie informacji opublikowanej przez PAT, o tym, że ZSRR jakoby wyraził gotowość do przyznania zwierzchności Rumunii nad Besarabią. Taka propozycja byłaby bardzo zgrabnym manewrem ze strony ZSRR, który w zamian za to potrzebowałby rekompensaty w formie przyznania mu ule prawa do przejścia jego wojsk przez rumuńskie terytorium. Poinformowałem ambasadora, że nie otrzymaliśmy żadnego potwierdzenia informacji opublikowanej przez PAT. Jugosławia od samego początku przyjęła negatywny stosunek do francusko-czeskich propozycji, by rozszerzyć obowiązki Małej Ententy. Rumunia, chociaż z wahaniami, ale także postanowiła iść w ślady Belgradu i póki co respektuje ograniczenia w stosunku do francusko-czeskiej propozycji. Jednocześnie nie wiadomo, czy będzie potrafiła zachować swoją pozycję w przypadku otrzymania propozycji ze strony ZSRR dotyczących Bi Besarabii. Rozmowy o francuskich projektach ostatnio przystopowały, jednak należy liczyć się z tym, że w każdym momencie mogą być wznowione. Sęk w tym, że Czesi na tym nie poprzestaną i z pewnością w przyszłości będą nadal próbować naciskać na Bukareszt używając dwóch argumentów: będą łudzić Rumunów możliwością uregulowania sprawy 34/79 Besarabii i odnosić się do słów prasy europejskiej, która donosi, że w rezultacie pogodzenia NH się kanclerza Hitlera z Ludendorfem, polityka niemiecka pójdzie po linii zbliżenia z ZSRR. Ambasador mi przerwał i kategorycznie zaprzeczył słuchom o rzekomym zbliżeniu w stosunkach Berlina z Moskwą. Miał nadzieję, że nie wierzę wszystkim głupim plotkom rozpowszechnianym w związku z rozmowami kanclerza Hitlera z generałem Ludendorfem. Odpowiedziałem, że faktycznie nie jestem skłonny im wierzyć, jednak nie wykluczam możliwości, że mogą stać się one dobrym argumentem dla taktycznych manewrów _T P Czechosłowacji w stosunku do Rumunii. Potem ambasador zadał mi pytanie, jaką pozycję byśmy zajęli w przypadku przyznania ZSRR prawa do przeprowadzenia ich wojsk przez terytorium rumuńskie i jak wyglądałby wtedy nasz sojusz z Rumunią. Odpowiedziałem mu, że zgoda Rumunii na taką kombinację stworzyłaby zupełnie nową sytuację, która wymagałaby uważnego przeanalizowania i rozpatrzenia (…)” „Informacja z Warszawy o polsko-niemieckich konsultacjach [1937 r.] tyn (…) Rozmowy o mniejszościach narodowych nie spotkały się ze strony Berlina z żadnymi trudnościami. Pojawiły się one przy sformułowaniu decyzji dotyczących Gdańska. Niemcy bali się takiego sformułowania, które w prosty lub pośredni sposób potwierdzałoby wersalską umowę. Dlatego w oficjalnym tekście była przyjęta ogólna formuła, a w tym czasie w tajnej deklaracji napisanej przez Hitlera, Lipskiego i von Moltke dla prezydenta, było kategoryczne zapewnienie, że zasada „wolnego miasta” nie będzie przez Niemców naruszana i że interesy ule polskiego państwa i polskiej ludności w Gdańsku będą w pełni przestrzegane. Takie zapewnienia były ocenione przez Becka i Śmigłego jako w pełni satysfakcjonujące. Oprócz tego Hitler obiecał wstrzymać wystąpienia przedstawicieli narodowosocjalistycznej partii w Gdańsku, w rodzaju Forstera, ciągle niepokojące obywateli polskich (…)” Czy te dokumenty świadczą o polsko-niemieckiej współpracy skierowanej przeciwko ZSRR? Bi Czy na ich podstawie możemy wnosić, że w latach 30. ubiegłego stulecia, II RP i III Rzesza współpracowały przeciwko Moskwie? Zamieszczenie w książce „Sekrety polskiej polityki” tych i podobnych im dokumentów polskich, nie wskazuje na żaden „flirt” polsko-niemiecki. Nie jest to też żadna tajemnica, którą jakoby autor w swojej książce ujawniał. Ten, kto choć 35/79 trochę interesuje się historią międzywojenną, wie, że toczyły się wówczas polsko-niemieckie rozmowy polityczne na różne tematy, tak jak toczyły się też rozmowy polsko-francuskie i NH polsko-brytyjskie. Nie ma w tym nic dziwnego, że Polacy próbowali ułożyć sobie stosunki ze swoimi zachodnimi sąsiadami. „Rewelacje” Sockowa były i są więc „niewypałem”. Trzeba tutaj jednak zauważyć, że wydanie tej książki w określonym momencie, nie było przypadkiem. Historia po raz kolejny została użyta jako narzędzie w rozgrywkach politycznych. Jak widać, wciąż można pisać ją na nowo, według własnego uznania, nie Bi ule tyn _T P oglądając się na fakty… 36/79 NH Tomasz Sanecki Ta rzeź przypieczętowała los Polski i Ukrainy – bitwa pod Batohem w 1652 roku. „Batoh to bezwzględnie najtragiczniejsza z klęsk Rzeczpospolitej w XVII wieku. W gruncie rzeczy nie tylko dlatego, że zginęła tam większość dowódców armii koronnej, ale także _T P najlepsi, najbardziej doświadczenie żołnierze” Tak o bitwie pod Batohem pisał Romuald Romański. Bitwa ta bez wątpienia stanowiła przełomowe znaczenie dla losów Polski i Ukrainy w XVII wieku. Rzeź, jakiej dokonali Kozacy na polskich żołnierzach i dowódcach, przeraziła nawet Tatarów, bowiem z jeńców wziętych pod Batohem uratowało się kilku ludzi. Tak krwawe postępowanie z wrogiem nie było niczym nowym w trwającej od 1648 roku wojnie domowej, bo tak należy mówić o Powstaniu Chmielnickiego. Była to bowiem bratobójcza wojna, która wyczerpała nasz kraj, doprowadzając go do poważnego osłabienia politycznego i gospodarczego. Ponadto w konflikt wmieszali się nie tylko Tatarzy, ale przede wszystkim Rosjanie, czego efektem tyn było oderwanie trzech wschodnich województw ukraińskich na rzecz państwa carów. Konflikt ten bez wątpienia miał wpływ na pozycję i sytuację międzynarodową Rzeczpospolitej. Wojna z Rosją, potop szwedzki w 1655 roku, konflikty z Turcją były następstwem osłabienia naszego państwa. Wykorzystali to bezlitośnie nasi wrogowie, zaś Rzeczpospolita nigdy już z nich się nie podniosła. ule Krwawe rzezie dokonywane zarówno przez wojska polskie, jak również Kozaków i Tatarów, były chlebem powszednim Powstania Chmielnickiego. Wbijanie wrogów na pal, gwałty, morderstwa dzieci i kobiet, palenie wsi i miast stosowały obie strony z zawziętością. Nikt wówczas nie przejmował się tym, że mordy dokonywano na niewinnych ludziach. Tak było między innymi po bitwie pod Beresteczkiem. Jedno z najwspanialszych zwycięstw wojsk polskich w dziejach naszego kraju zostało przysłonione jedną z najbrutalniejszych rzezi na Kozakach i ludności cywilnej, wśród której nie brakowało niewinnych kobiet i dzieci. Jak Bi pisze Romuald Romański: „Parafrazując znanego napoleońskiego ministra Taleyranda, można by rzec, że masowy mord popełniony w obozie kozackim, to coś więcej niż zbrodnia, to kardynalny błąd, za który 37/79 Rzeczpospolita miała wkrótce drogo zapłacić. Taki był bowiem rezultat owej masowej rzezi, do jakiej doszło po bitwie w taborze kozackim, gdzie zdaniem historyków zginęło około NH trzydziestu tysięcy ludzi, w tym kobiety i dzieci...” Dokonanie takiej rzezi na niewinnej ludności, choć już samo morderstwo wziętych do niewoli żołnierzy należy uznać ze zbrodnie, musiało wywołać wśród Kozaków nienawiść i chęć odwetu na Lachach. Już niebawem Kozacy mieli nam odpłacić pięknym za nadobne – _T P w bitwie pod Batohem. Jej przyczyny związane są przede wszystkim ze zlekceważeniem królewskiego rozkazu przez hetmana Marcina Kalinowskiego. Po wielkim zwycięstwie wojsk polskich pod Beresteczkiem, pozycja Bohdana Chmielnickiego wśród Kozaków wyraźnie słabła. Nie chcąc dopuścić do utraty władzy zdecydował się na śmiały krok – uderzenie na Mołdawię. O planach Chmielnickiego bardzo dobrze rozeznany był król Polski Jan Kazimierz. Mołdawia była kondominium (terytorium zarządzane wspólnie przez dwa lub więcej państw) polskotureckim. Hospodar mołdawski obawiając się ataku kozacko-tatarskiego zwrócił się do króla polskiego o pomoc. Jan Kazimierz nie chciał jednak wobec wciąż niezakończonego konfliktu tyn z Chmielnickim decydować się na interwencję, obawiając się wzmożenia wojny na Ukrainie. Król Polski podejmując taką decyzję zakazał hetmanowi Marcinowi Kalinowskiego podejmowanie jakichkolwiek działań, mających na celu powstrzymanie Chmielnickiego przed uderzeniem na Mołdawię. Hetman nie wykonując rozkazu króla nie tylko sprzeciwił się woli Jana Kazimierza, co było jawnym nieposłuszeństwem, ale podejmując taką decyzję ule przypieczętował los Rzeczpospolitej na kolejne lata. Kalinowski decydując się na starcie z siłami Chmielnickiego wybrał na miejsce koncentracji wojsk miejscowość Batoh, leżącą bezpośrednio na drodze sił kozackich idących na Mołdawię. Fatalne rozeznanie Polaków w liczebności sił Chmielnickiego i wspomagających go czambułów tatarskich miało kluczowe znaczenie. Hetman Marcin Kalinowski w trakcie marszu naprzeciw siłom Chmielnickiego popełniał kolejne błędy. Nakazanie wojskom koronnym przejścia pod Batoh zanim zakończyły się koncentracja, wadliwa lokalizacja Bi obozu, brak rozeznania wśród nastrojów swych żołnierzy, którzy nie otrzymywali żołdu miało fatalne skutki dla polskiej armii. Kalinowski lekceważąc rozkaz Jana Kazimierza przekreślał możliwość zawarcia pokoju na Ukrainie, ponadto fatalnie rozeznał siły nieprzyjaciela, myśląc, że przeciwko niemu będą walczyć niewielkie siły wroga, a tymczasem pod Batoh 38/79 zmierzała armia licząca 24 tysięcy żołnierzy, w tym 17 tysięcy Kozaków i około 7 tysięcy Tatarów. Armia Kalinowskiego – nieufna wobec swego wodza, pozbawiona żołdu i przede najkrwawszych bitew w XVII wiecznej historii Polski. NH wszystkim prawie dwukrotnie mniej liczna od przeciwnika miała stoczyć jedną Jak pisze Romuald Romański w publikacji „Wojny Kozackie. Od Zbaraża do ugody w Perejesławiu” pisze: „To bowiem, co działo się pod Batohem, to raczej tragiczne w skutkach kuriozum... _T P Marcin Kalinowski zebrał liczący pięciuset żołnierzy oddział piechoty i na ich czele uciekł do lasu. Tam zorientował się, że jego syn Samuel dostał się do niewoli tatarskiej, wobec czego zawrócił i podjął próbę odbicia go. W konsekwencji tych rozpaczliwych i nieudanych działań hetman zginął, a towarzyszący mu żołnierze dostali się do niewoli” Z kolei Janusz Kaczmarczyk w biografii „Bohdan Chmielnicki” napisał: „...Prawdziwy dramat rozegrał się w ciągu następnych dwóch dni: Chmielnicki dał zaraz Nuradyn Sołtanowi pięćdziesiąt tysięcy talerów; Kamienic mu obiecał był poddać, żeby tyn niewolnika wszystkiego ścinać pozwolił. Po rozgromieniu wojsk w poniedziałek i we wtorek wszystkich niewolników ścinano...” Dwudniowa bitwa pod Batohem między 1 a 2 czerwca 1652 roku dla Rzeczpospolitej zakończyła się totalną klęską. Przeważające siły wroga zgniotły wojska polskie, które od samego początku bitwy stały na przegranej pozycji. To jednak, co się stało po bitwie jest ule jedną z najczarniejszych kart w historii naszego państwa. Tysiące polskich żołnierzy, którzy dostali się do niewoli tatarskiej zostało sprzedanych Kozakom, żądnych zemsty za to, co Polacy zrobili pod Beresteczkiem oraz za krwawe pacyfikacje miejscowości na Ukrainie. Masowe mordy na polskich żołnierzach wstrząsnęły nawet Tatarami. W czasie lub po bitwie pod Batohem zginął kwiat polskiego wojska – hetman Marcin Kalinowski, jego syn Samuel, Marek Sobieski – brat przyszłego króla Jana Sobieskiego oraz około 8 tysięcy żołnierzy. Bi Klęska pod Batohem i wydarzenia bezpośrednio po niej odbiły się szerokim echem nie tylko w Rzeczpospolitej, ale w całej Europie. Przekreśliła ona opinię o armii polskiej, która w Europie uchodziła za jedną z najlepszych, a o jej zwycięstwach krążyły legendy. Batoh to również pewna cezura jeśli chodzi o kolejne wydarzenie, jaki miało już wkrótce miejsce. 39/79 Ugoda w Perejesławiu podpisana 18 stycznia 1654 roku pomiędzy Bohdanem Chmielnickim a przedstawicielami cara Rosji oznaczała kres panowania polskiego na Ukrainie. Kolejna NH wojna z Rosją, która poważnie osłabiła nasz kraj, ostatecznie zakończyła się oderwaniem wschodnich województwa Ukrainy od Rzeczpospolitej. Wydarzenie to można nawet uznać za I rozbiór Polski, bo jak inaczej uznać oderwanie prawie połowy Ukrainy od Rzeczpospolitej! Artykuł powstał w oparciu o następujące publikacje: _T P Bazylow Ludwik, Historia Rosji, wyd. 3, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Łódź 1985; Ciesielski Tomasz. Od Batohu do Żwańca. Wojna na Ukrainie i w księstwach naddunajskich 1652-1653. Warszawa 2008; Długołęcki Wojciech Jacek, Batoh 1652, Warszawa 2008; Jasienica Paweł, Rzeczpospolita Obojga Narodów – Dzieje agonii, Warszawa 1998; Kaczmarczyk Janusz, Bohdan Chmielnicki, wyd. 2, Wrocław–Warszawa–Kraków 2007; Markiewicz Marek, Historia Polski 1492-1795 wyd. 2, Kraków 2002; Piwarski Kazimierz, Osłabienie znaczenia międzynarodowego Rzeczypospolitej w drugiej połowie XVII wieku, Roczniki Historyczne, XXIII, 1957; tyn Podhorodecki Leszek, Kozacy Zaporoscy, Warszawa 2011; Podhorodecki Leszek, Chanat Krymski, Warszawa 2012; Romański Romuald, Wojny Kozackie. Od Zbaraża do ugody w Perejesławiu, Warszawa 2013; Romański Romuald, Wojny Kozackie. Powstanie Chmielnickiego. Wielkie klęski wojsk Rzeczypospolitej, Warszawa 2012; ule Wójcik Zbigniew, Zmiana w układzie sił politycznych w Europie środkowo-wschodniej w drugiej połowie XVII wieku, Kwartalnik Historyczny, LXVII, 1, 1960; Wójcik Zbigniew, Jan Kazimierz Waza, wyd. 2, Wrocław 2004; Wójcik Zbigniew, Historia Powszechna XVI-XVII wieku, Warszawa 2002; Bi Wójcik Zbigniew, Wojny kozackie w dawnej Polsce, Kraków 1989. 40/79 Arkadiusz Piotrowski NH Na meczet była już Ochota. Spór o budowę meczetu w Warszawie każe przypomnieć, że inicjatywę budowy okazałej świątyni podjęła w dwudziestoleciu międzywojennym muzułmańska kolonia w stolicy Polski. Wiązało się to z wielowiekową obecnością wyznawców Allaha na ziemiach polskich. _T P Na sztychu Tomasza Makowskiego z ok. 1600 r., przedstawiającym panoramę Trok, nad jedną z budowli widnieje łaciński napis Synagogea Tartarorum (Bożnica Tatarska). Jest to najstarszy znany wizerunek meczetu na ziemiach przedrozbiorowych. Pierwszy drewniany meczet w granicach Rzeczpospolitej powstał we Lwowie. Tamtejsza kolonia muzułmańska osiedliła się w pobliżu Zamku Dolnego w połowie XIII w. Anonimowy Tatar litewski, autor relacji z 1558 r. sporządzonej dla dworu sułtańskiego pt. „Risale-i Tatar-i Leh” (Traktat o Tatarach polskich), wymienia istniejące meczety tatarskie, głównie wokół Trok i Wilna, na terenach osadnictwa tatarskiego z przełomu XIV i XV w., zapoczątkowanego przez wielkiego księcia Witolda, oraz w obrębie dzisiejszej Ukrainy: w Czehryniu i Ostrogu. Przeprowadzone tyn pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX w. prace badawcze zakończyły się skatalogowaniem architektury sakralnej muzułmanów. Spis, odnoszący się do ziem Rzeczpospolitej, autorstwa Andrzeja Drozda, Marka M. Dziekana i Tadeusza Majdy, obejmuje 70 meczetów, domów modlitwy oraz siedzib parafii, odnotowanych w literaturze i źródłach drukowanych do 1939 r. Warszawa aż do XIX w. stanowiła peryferia na mapie osiedleńczej ludności muzułmańskiej. ule Wśród czasowo przebywających w stolicy byli gońcy, posłowie i tłumacze, wykorzystywani do kontaktów ze Złotą Ordą, Krymem i Portą Otomańską przez królów polskich. Muzułmanie służący w prywatnych chorągwiach odwiedzali Warszawę podczas sejmów i elekcji królewskich. W warszawskich pałacach magnackich wraz z oświeceniową modą na orientalizm pojawili się tatarscy i tureccy jeńcy, których wykorzystywano do różnych posług. Nie zrodziła się wówczas w stolicy potrzeba budowy islamskiego miejsca kultu. Sytuację zmieniło przybycie w sierpniu 1777 r. posła tureckiego Numan-beja, dla którego, w ogrodach Bi niezachowanego do dnia dzisiejszego Pałacu Czerwonego przy ul. Mazowieckiej, wybudowano namiastkę meczetu z minaretem. Czy turecki dyplomata udostępnił go muzułmanom spoza poselstwa? Nie wiemy. Pewne natomiast jest, że moda na Orient nie ustawała, czego wyrazem były budowle w magnackich ogrodach. Nie pełniły one jednak 41/79 funkcji sakralnych. Np. w utworzonym dla Kazimierza Poniatowskiego w latach 1776–1779, według projektu Szymona Bogumiła Zuga, Parku na Książęcem wzniesiono tzw. domek NH imama, służący za kuchnię. Jako stali mieszkańcy Warszawy muzułmanie pojawili się w czasie rozbiorów. Według „Opisania historyczno-statystycznego miasta Warszawy” z 1827 r., mieszkało tu ich ośmiu. Po upadku powstania listopadowego na teren Królestwa Kongresowego napłynęły jednostki złożone z muzułmanów, poddanych cara. Od 1835 r. częścią garnizonu warszawskiego była _T P Brygada Nieregularna i Pułk Konno-Muzułmański. W Skierniewicach i Sochaczewie stacjonował Dywizjon Konno-Górski. Przeprowadzony w 1852 r. spis muzułmanów, w związku z ich petycją o ustanowienie cywilnego duchownego, wykazał jednak jedynie 15 Tatarów nadwołżańskich – kupców mieszkających w Warszawie. Powiększająca się liczba muzułmanów w latach następnych związana była m.in. z uzyskaniem bezpośredniego połączenia kolejowego Warszawy z Petersburgiem i Terespolem. Blisko 600-osobowa kolonia muzułmańska u schyłku XIX w. nadal jednak nie posiadała centrum życia religijnego. Duża liczba wiernych dawała podstawę do ubiegania się o zezwolenie na budowę meczetu, ale z nieznanych przyczyn warszawscy muzułmanie z takim postulatem nie wystąpili. tyn „Ilustrowany przewodnik po Warszawie na rok 1892” odnotowuje istnienie muzułmańskich domów modlitwy, które mieściły się przy ul. Nowolipie 53 oraz pod koniec stulecia przy ul. Podwale 10. Być może korzystali z nich również tatarscy handlarze, których bójkę, wynikającą ze sporu o podział zysków, odnotował styczniowy numer „Kuriera Warszawskiego” z 1902 r. ule W niepodległej Polsce, 13 grudnia 1923 r., MSW zarejestrowało Związek Muzułmański Miasta Stołecznego Warszawy. Jego prezesem został Abduł-Hamid Churamowicz. Na nabożeństwa wierni zbierali się przy ul. Nowy Świat 72 m 2. Mieszkał tam pochodzący z Powołża Sinatułła Chabibulin, który w latach 1919–1921 pełnił obowiązki imama w wojsku polskim. Do posługi religijnej wykorzystywano w latach następnych inne lokale prywatne, m.in. kolejnych imamów: Mirsaida Chafizowa, mieszkającego w oficynie Pałacu Staszica, i Asfandjara Fazlejewa. Problem pojawiał się przy okazji ważnych świąt, w których Bi uczestniczyła większa część wiernych. Rozwiązaniem czasowym było wynajmowanie sali w Instytucie Wschodnim przy ul. Miodowej 7. Dla blisko 100-osobowej społeczności muzułmańskiej, do której należeli, obok mieszkających w stolicy Tatarów polskich, pracownicy placówek dyplomatycznych oraz emigranci – muzułmanie z Rosji, budowa 42/79 meczetu stała się więc sprawą prestiżową. W 1928 r. powołano Komitet Budowy Meczetu w Warszawie. Na prezesa wybrano Wassana-Girej Dżabagiego, północnokaukaskiego Churamowicza i Mieczysława NH działacza politycznego, redaktora pism „Przegląd Islamski” i „Orient”, na wiceprezesów zaś Kowalewskiego. W skład komitetu weszli również, popierający tę inicjatywę mieszkańcy Warszawy wyznania rzymskokatolickiego, m.in. prof. Olgierd Górka, sekretarz Instytutu Wschodniego. Członkiem honorowym został ówczesny Mufti RP dr Jakub Szynkiewicz, którego autorytet miał pomóc w gromadzeniu środków finansowych. Wydano stosowne odezwy do Tatarów oraz niemuzułmańskiej części polskiego _T P społeczeństwa. W jednej z nich komitet podkreślał sympatie, jakimi cieszyła się Polska w świecie islamskim. Nadmieniano, że budowa meczetu w stolicy kraju, będącego łącznikiem świata zachodniego i wschodniego, jest sprawą nie tylko słuszną, ale i konieczną. Podawano przykład Londynu i Paryża, gdzie dzięki poparciu władz i społeczeństwa powstały muzułmańskie świątynie. Przypominano znane rody Radziwiłłów, Zamoyskich, Rejtanów, Łąskich, Koziełł-Poklewskich i innych, które w przeszłości łożyły na budowę meczetów w różnych częściach Rzeczpospolitej. Teraz należało ustalić lokalizację przyszłej świątyni. W trakcie konsultacji komitetu, tyn magistratu Warszawy i Ministerstwa Robót Publicznych rozważano kilka miejsc. Pierwszym, odrzuconym ze względu na spodziewane duże koszty, był plac należący do ogrodów belwederskich. Kolejnym – miejsce obok szpitala św. Łazarza przy Książęcej. O tę lokalizację bezskutecznie zabiegał komitet. Proponowany przez magistrat teren przy ul. Tureckiej na Sielcach, oddalony od Śródmieścia, nie spełniał jednego z podstawowych założeń przyświecających budowie, mianowicie reprezentacyjnego charakteru świątyni. ule Komitet odrzucił także lokalizacje przy ulicach Klonowej, Książęcej i Zygmuntowskiej na Pradze. Impas zakończyło przekazanie nieodpłatnie, w kwietniu 1934 r., przy akceptacji Ministerstwa Robót Publicznych, placu pomiędzy ulicami Dantyszka, Krzyckiego i Reja (na warszawskiej Ochocie, na której także powstaje oprotestowany niedawno Ośrodek Kultury Muzułmańskiej). Rozpisano więc konkurs na projekt budowli. Koordynatorem przedsięwzięcia został oddział warszawski Stowarzyszenia Architektów Rzeczpospolitej Polskiej, który wraz z Prezydium Komitetu oraz Muftim Szynkiewiczem przedstawił Bi założenia dotyczące meczetu i określił zasady rozpatrywania prac konkursowych. Budowla miała pomieścić do 400 wiernych. W pobliżu głównego gmachu przewidziano osobny budynek, w którym zlokalizowano bibliotekę, salę konferencyjną, kancelarię Muftiatu oraz jego mieszkanie. Całość, wraz ze skwerem i fontanną, ogrodzono. 43/79 Napływające prace, w sumie 67 projektów, w tym jeden z Londynu, oceniali profesorowie NH architektury: Aleksander Bojemski, Tadeusz Tołwiński i inż. arch. Jan Najman. Pierwszą nagrodę przyznano koncepcji architektów warszawskich: Stanisława Kolendo i Tadeusza Miazka. W ich zamyśle formy nowoczesne łączyły się z tradycyjnie opracowaną bryłą. Ponad narastającą centralnie budowlą górować miała kopuła. W narożnikach architekci przewidywali cztery minarety – wysokie na 20 m. Sale miały otaczać krużganki. Budowę opóźniał brak pieniędzy. Niewiele dały starania muftiego, jak również akcja prowadzona _T P przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w krajach muzułmańskich. Tatarzy polscy, ludność uboga, w blisko 70 proc. zajmująca się garbarstwem, ogrodnictwem i rolnictwem, przekazywali symboliczne kwoty. Nie bez znaczenia jest również fakt, że część tatarskich środowisk inteligenckich traktowała inicjatywę budowy reprezentacyjnego meczetu w Warszawie z niechęcią, gdyż to Wilno miało pełnić funkcję centralnego ośrodka muzułmańsko-tatarskiego. Ostatecznie inicjatywę pogrzebał wybuch drugiej wojny światowej. Po jej zakończeniu nowy podział Europy Wschodniej rozproszył kilkutysięczną społeczność polskich muzułmanów. tyn Warszawska gmina muzułmańska została reaktywowana, jednak głównym skupiskiem tatarskim były Podlasie i, w wyniku przesiedleń, Gdańsk i tzw. Ziemie Odzyskane. Wiernym służyły istniejące od XVIII w. meczety w Bohonikach i Kruszynianach na Podlasiu. Dzięki staraniom członków gminy i zagranicznemu finansowaniu w latach 1984–1990 wybudowano murowany meczet w Gdańsku Oliwie. W 1993 r., w warszawskim Wilanowie, zaadaptowano willę na potrzeby wyznawców Allaha mieszkających w stolicy. I wreszcie na przełomie 2009 ule i 2010 r. działająca w Polsce Liga Muzułmańska, przy finansowym poparciu saudyjskiego sponsora, rozpoczęła budowę Ośrodka Kultury Muzułmańskiej, o czym stało się głośno w wyniku protestów. Bi Tekst ukazał się w „Polityce” nr 17 (2753) 24 kwietnia 2010 r. 44/79 Agnieszka Wiśniewska NH Pozostałości umocnień u brzegu Świny – Twierdza Świnoujście (Festung Swinemunde). Świnoujście to nie tylko plaża, hotele i miejsce do letniego wypoczynku. To miasto o bogatej historii militarnej z licznymi pozostałościami w postaci dziewiętnastowiecznych pruskich fortów oraz umocnień, zbudowanych w XX w. zarówno przez Niemców, jak i później przez _T P Rosjan. Pierwsze fortyfikacje, które pojawiły się u ujścia Świny były drewniane. Zostały wzniesione na początku XVII w. w trakcie wojny trzydziestoletniej. Podczas wojen napoleońskich system fortyfikacji został rozbudowany. Zbudowano w tym czasie dwa drewniane forty: Osterkopf i Kronprinz, które później zniszczone zostały przez sztorm. Drewniane umocnienia budowano w Świnoujściu aż do 1848 r. Rok 1846 przyniósł przełom w kwestii umocnień fortyfikacyjnych u ujścia Świny. Wtedy to została wydana decyzja rządu pruskiego o budowie twierdzy Świnoujście. Wybuch pierwszej wojny z Danią w latach 1848–1849 spowodował, iż budowy nie rozpoczęto. W celu obrony miasta przed duńską flotą, ówczesny kapitan saperów tyn von Eickstadt, przy pomocy wojska i ludności, kierował prowizorycznymi pracami obronnymi. Usypano wtedy wały ziemne, które częściowo wykorzystano do późniejszej budowy twierdzy w 1848 r. Te prace dały początek twierdzy Świnoujście. Pierwszy z fortów, Werk I, powstał w latach 1849–1856. Na początku, przed rozpoczęciem budowy trwały prace miernicze w miejscach, gdzie miały powstać budowle, a także zostały ule wytyczone rejony obronne. W tych rejonach wszelkie inne budownictwo cywilne było zabronione. W grudniu 1871 r. weszła w życie ustawa Reichstagu pod nazwą Rayongesetz. Spowodowała ona liczne spory sądowe pomiędzy wojskiem a właścicielami budynków, znajdujących się w tzw. „rejonach obronnych”. Zgodnie z postanowieniami tej ustawy zostały one zakwalifikowane do rozbiórki. Przepisy zostały złagodzone dopiero w 1911 r. Rok 1854 był rokiem przełomowym dla powstania twierdzy. W kanale portowym Świny, na Bi zachodnim brzegu rozpoczęto budowę Fortu Anioła – redutowego fortu dla piechoty. W 1856 r. ruszyły prace związane z budową Ostbatterie i Westbatterie – dwóch fortec przeznaczonych dla artylerii nadbrzeżnej. Łącznie z Fortem Werk I powstał u ujścia Świny murowany kompleks umocnień, w skład którego weszły dwa forty obrony lądowej, dwa nadmorskie oraz 45/79 system lunet i szańców dla piechoty. W 1853 r. sformowano w Szczecinie batalion morski, który stał się pierwszym garnizonem miasta. Żołnierze do niego należący obsadzili nowo NH wybudowane fortyfikacje. W styczniu 1964 r. wybuchła kolejna wojna z Danią. Duńskie wojska zablokowały port. W fortach zarządzono gotowość do obrony; wygaszono światła na falochronach i zamykano port na noc za pomocą żelaznych łańcuchów. Garnizon pruski był w o wiele lepszej sytuacji niż w trakcie pierwszej wojny z Danią z 1848 r. Świnoujście chronione już było przez murowane i solidne fortyfikacje ze stanowiskami artyleryjskimi oraz duży kontyngent wojska. W porcie _T P stacjonowały okręty wojenne (port był wówczas główną bazą pruskiej floty na Bałtyku). Twierdza Świnoujście posiadała połączenie telegraficzne z Berlinem. 17 marca 1864 r rozegrała się bitwa koło przylądka Jasmund, z udziałem okrętów pruskich i duńskich, zakończona zwycięstwem pruskiej floty. Spokój nie trwał jednak długo, gdyż już w 1870 r. po raz kolejny ogłoszono alarm w twierdzy. Tego roku, w lipcu wybuchła wojna francusko-pruska. W mieście pojawiły się dodatkowe oddziały wojska. Wejście do portu zablokowano, zatapiając między falochronami cztery małe żaglowce. W sierpniu na Bałtyku pojawiły się francuskie okręty. W celu lepszej obrony miejscowi cieśle zbudowali przy tyn wejściu do portu zaporę z belek. Mieszkańcy miasta także włączyli się w przygotowania do obrony, pracując na rzecz garnizonu w składnicy artylerii. 18 sierpnia 1870 r. cztery francuskie okręty wojenne zakotwiczyły w porcie i rozpoczęły blokadę. Pruskie władze ewakuowały archiwum miejskie do Anklamu. Świnoujście szykowało się do obrony. Pruskie okręty z portu przeniosły się na wody Starej Świny. Forty ule artyleryjskie Ostbatterie i Westbatterie miały w gotowości ciężkie działa, natomiast wojsko wraz ze strażą obywatelską pilnowały wybrzeża. Blokada zakończyła się po ponad pół rocznej obecności w porcie francuskich okrętów wojennych. Nie doszło do walki; skończyło się tylko na demonstracji sił. Wojna zakończyła się zwycięstwem Prus. W 1871 r. został zawarty pokój pomiędzy Prusami i Francją. Wtedy też powstała Rzesza Niemiecka. Francja, jako pokonany kraj musiała płacić reparacje wojenne, które posłużyły m.in. do dalszej budowy twierdzy. W grudniu 1871 r. parlament Rzeszy wprowadził ustawę regulującą Bi modernizację wszystkich fortów. Dzięki tej ustawie umocnienia w Świnoujściu przystosowano do nowej broni i znacznie powiększono. Prace modernizacyjne trwały do roku 1887. W 1876 r. do Świnoujścia została doprowadzona kolej, natomiast w 1894 r. miasto połączono linią telefoniczną z resztą kraju. 46/79 Jeszcze w XIX w. rozpoczął się kolejny etap rozbudowy twierdzy. W 1898 r. admirał Alfred von Tirpitz wprowadził program zbrojeń morskich. Wiek XX przyniósł wiele nowatorskich NH rozwiązań w rozbudowie umocnień. W 1902 roku na kanale portowym pojawiła się pływająca zagroda, którą zamykano w razie niebezpieczeństwa. Lata 1905 do 1914, a więc okres przed wybuchem I wojny światowej to czas najbardziej intensywnych prac w twierdzy. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się w fortach stalowe i betonowe elementy architektoniczne. Zainstalowano także wyrzutnię torpedową na wschodnim brzegu rzeki Świny. Lata 1908– 1911 to czas powstawania potężnych betonowych bunkrów dla pięciu ciężkich baterii _T P nadbrzeżnych. Forty artyleryjskie zaopatrzone zostały w ciężkie armaty pozycyjne, ustawione w kierunku morza. Zbudowano także nowe budynki koszarowe dla wojska, które dotąd zakwaterowane było w pomieszczeniach fortecznych lub w mieście. Również rozbudowany został port dla ciężkich okrętów wojennych. W przededniu wybuchu I wojny światowej w twierdzy stacjonował 2. Regiment Artylerii wraz z piechotą z 34. Regimentu Fizylierów. Oprócz wojska twierdza posiadała już sześć baterii artylerii nadbrzeżnej z 33 działami i moździerzami. W czasie wojny zainstalowano nową baterię na wschodnim falochronie, a cztery baterie nadbrzeżne przebudowano. Po raz tyn pierwszy wokół fortów zbudowano baterie przeciwlotnicze kaliber 88 mm i 105 mm. Po zakończeniu wojny umocnienia w Świnoujściu posiadały już dziewięć baterii nadbrzeżnych i przeciwlotniczych, pięć stanowisk reflektorów, poza tym osiem ufortyfikowanych stanowisk dla piechoty i siedem stanowisk kierowania ogniem. Rozwinięta była sieć elektryczna wraz z łącznością telefoniczną, rozbudowane koszary i dobrze ule zaopatrzone składy magazynowe. W trakcie działań wojennych Świnoujście nie brało bezpośrednio udziału w walkach. Jedyny alarm bojowy ogłoszono, kiedy w listopadzie 1918 r. pojawił się krążownik. Jego zbuntowana załoga próbowała wzniecić rewoltę wśród miejscowych żołnierzy. Załoga krążownika poddała się po tym jak, w ciężkich bateriach nadbrzeżnych oddziały broniące portu i miasta przygotowały działa do strzelania. Bi Po przegranej wojnie, postanowieniem traktatu wersalskiego Niemcy nie mogły posiadać ciężkiej artylerii oraz sporych zapasów broni i amunicji. Komisja aliancka dokonała inwentaryzacji twierdzy i jej arsenału. Forty Świnoujścia zostały częściowo rozbrojone. 47/79 W 1926 r. został podpisany układ paryski, który gwarantował Niemcom prowadzenie ograniczonych prac w fortyfikacjach na wschodzie kraju, a więc m.in. w świnoujskiej NH twierdzy. Miejscowe forty zajął garnizon składający się z jednostek niemieckich wycofanych z Kurlandii. Później utworzono tam III Oddział Artylerii Morskiej. Rok 1920 to powstanie Komendantury Portu Wojennego w Świnoujściu, podlegającej Dowództwu Marynarki na Bałtyku, którego siedziba mieściła się w Kilonii. W tym garnizonie komendantem twierdzy był admirał Wilhelm Canaris. Służył tu także Karl Donitz, który później został twórcą floty podwodnej III Rzeszy. _T P Okres międzywojenny i sama wojna były ostatnim okresem modernizacji twierdzy. Utworzono wówczas nowoczesne punkty dowodzenia, powstał nowoczesny system obserwacji i łączności, a także zainstalowano nowoczesną broń. Bezpośrednio przed wybuchem II wojny światowej zamontowano również radary. W pobliżu miasta zostały zbudowane nowe koszary, ogromne bunkry magazynowe i łączności, nowe stanowiska dla okrętów, dzięki czemu port stanowił największą bazę Kriegsmarine na morzu bałtyckim. Przed wojną w okolicach Świnoujścia powstała też nowoczesna ciężka bateria nadbrzeżna kaliber 280 mm, a oprócz niej kilka fortecznych baterii przeciwlotniczych. tyn Przed atakiem na Westerplatte pancernik Schleswig Holstein wypłynął z portu w Świnoujściu po marynarzy z kompanii szturmowej 3. Oddziału Artylerii stacjonujących w Kłajpedzie, którzy walczyli we wrześniu przeciwko Polakom, obrońcom Westerplatte. Po wybuchu II wojny światowej port w Świnoujściu stał się dla Niemców ważną bazą. Stąd wypływały okręty wojenne i U-Booty walczące przeciwko Polsce, Norwegii, Danii, a później ule także przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Port służył też jako baza zaopatrzeniowa i naprawcza dla okrętów. Tutaj szkolono nowych marynarzy. Twierdza i port w Świnoujściu były miejscem do prowadzenia prac doświadczalnych nad nową bronią. Działania wojenne nie dotykały bezpośrednio tego miejsca. Zagrożenie powodowały dopiero od 1943 r. alianckie samoloty. 12 marca 1945 r. amerykańskie bombowce atakujące port i miasto spowodowały ogromne zniszczenia, szczególnie w dzielnicach mieszkalnych. Zginęło wtedy tysiące ludzi; najwięcej ofiar było wśród uchodźców z Kurlandii i Prus Wschodnich, którzy koczowali Bi wtedy w parku, niedaleko Basenu Północnego. W marcu 1945 r. wojska radzieckie były już blisko Świnoujścia. W końcu kwietnia otoczone zostały już wyspy Wolin i Uznam. Żołnierze niemieccy broniący twierdzy i miasta okrążani 48/79 przez wroga znaleźli się w ciężkim położeniu. Zdając sobie sprawę z poważnej sytuacji, 4 maja 1945 r. admirał Donitz wydał rozkaz opuszczenia twierdzy. Wycofały się niemal NH wszystkie oddziały Wehrmachtu ( żołnierze wojsk lądowych, marynarki i lotnictwa). Oszczędziło to ciężkich i krwawych walk w trakcie zdobywania twierdzy. Ci żołnierze, którzy pozostali, wykorzystując wiele obiektów fortyfikacyjnych, brali udział w walkach osłonowych wokół Świnoujścia. Miasta broniła zwłaszcza forteczna artyleria przeciwlotnicza i nadbrzeżna. 5 maja armia czerwona zajęła miasto. Od tego czasu Rosjanie stacjonowali w Westbatterie do roku 1961 a w Forcie Anioła aż do roku 1992. Fort Werk I _T P Główne forty Festung Swinemunde od powstania do współczesności Realizację planów budowy fortu rozpoczęto w 1849 r., po zakończeniu pierwszej wojny z Danią. Same plany powstały wcześniej, w epoce, kiedy do walki wykorzystywana była artyleria i broń ładowana odprzodowo. Broń ta miała niewielki zasięg i siłę rażenia. Dlatego, kiedy doszło do budowy, plany okazały się już nieco przestarzałe. Pierwotnie zakładały także, iż ciężar obrony portu spoczywał będzie właśnie na forcie Werk I i leżącym po drugiej stronie tyn brzegu Świny Forcie Anioła. Forty Ostbatterie i Westbatterie były wtedy tylko redutami artyleryjskimi wysuniętymi w kierunku morza. Ta koncepcja też była już przestarzała i należało zmienić plany. Pokazała to druga wojna z Danią w 1864 r. Widoczny był postęp techniczny w dziedzinie artylerii okrętowej, pojawiły się karabiny i działa wyposażone w zamki iglicowe i ładowane odtylcowo. Ów postęp wymusił na pruskich architektach unowocześnienie fortyfikacji. Zarówno fort Werk I jak i Fort Anioła zwieńczone były ule blankami i basztami obserwacyjnymi. Fort Anioła pozostał prawie niezmieniony do czasu II wojny światowej. Werk I w latach 1877–1878 przebudowano. Zabezpieczono stropy przed przebiciem nowymi pociskami. Blok koszarowy przykryto ziemią. Miało to osłabić skutki trafienia pocisku armatniego. Na placu broni, za północnym fragmentem wału ziemnego zrealizowano budowę jednego magazynu amunicyjnego (w planach były dwa). W remizach artyleryjskich umieszczono działa polowe, które wraz z piechotą miały chronić fort od strony Bi lądu. Bardziej obawiano się zagrożenia ataku od strony morza. W roku 1871, po zakończeniu wojny francusko – pruskiej dokonano zmian w koncepcji rozwoju umocnień fortyfikacyjnych, czyniąc tym samym Werk I zapleczem aprowizacyjnym i sztabem twierdzy. Przestał pełnić rolę samodzielnej budowli obronnej; został włączony do 49/79 wschodniego kompleksu placów ćwiczeń dla żołnierzy i koszar. Ciężar walk z nieprzyjacielską flotą miały przejąć nadbrzeżne forty Ostbatterie i Westbatterie wraz z NH umiejscowionymi tam bateriami artyleryjskimi. Kontrybucje płacone przez Francję po przegranej wojnie, pozwoliły rządowi pruskiemu na kosztowne inwestycje. Królewski Departament Wojny w sierpniu 1872 r. zakwalifikował Świnoujście do twierdz morskich II rangi. W latach 1877–1878 prowadzono kolejne przebudowania. Fort Werk I był piękną i okazałą budowlą obronną. Swym wyglądem i stylem architektonicznym nawiązywał do _T P wiktoriańskich zamków. Po tej przebudowie jego wygląd zmienił się zupełnie. Stał się dwukondygnacyjną, masywną bryłą, do tego ukryto go pod grubą warstwą ziemi. Był to prawdopodobnie jego ostateczny kształt i wygląd. Tak też prawdopodobnie wyglądał w 1964 roku, kiedy to przeprowadzono jego inwentaryzację. Wykazała ona, iż grubość ochronnej warstwy ziemi na stropie wynosiła aż cztery metry. Fort posiadał ściany grubości od 80 do 190 centymetrów, miał 8,2 metrów wysokości, a jego powierzchnia wynosiła 3 392 m2. Werk I posiadał około 130 pomieszczeń, a ich kubatura wynosiła 28 208 m3. Za pieniądze uzyskane dzięki wygranej wojnie Prusacy zbudowali na wschodnich tyn przedpolach fortu dwa wysunięte poza obiekt szańce obronne, tzw. lunety. Lunety miały chronić fort i jego załogę przed nowoczesną na tamte czasy bronią ręczną i armatami, których zasięg i skuteczność znacznie się zwiększyły. Planowano budowę kolejnych takich szańców obronnych jednak trzecia planowana luneta prawdopodobnie nie powstała, pozostał po niej tylko zarys na planie. W odległości kilkunastu metrów od fortu nieprzyjaciel miał zostać ostrzelany przez artylerię i piechotę obsadzającą szańce. Na przełomie XIX i XX w., kiedy na ule wyposażeniu wojska pojawił się karabin maszynowy zostały zlikwidowane stanowiska ogniowe dział na szańcach obronnych. W tym samym okresie zbudowano czwartą lunetę, pełniącą funkcję szańca artyleryjskiego dla baterii portowej. Dlatego zwrócona była w kierunku wejścia do portu. Luneta powstała w miejscu zlikwidowanego północnego fragmentu fortu, który znajdował się pomiędzy blokiem koszarowym a Basenem Trymerskim (dawna nazwa Nathafen). Basen Trymerski wykopano Bi w XVIII wieku. Dał początek portowi Świnoujście. Na początku służył jako port schronienia, lecz szybko stracił na znaczeniu, prawdopodobnie otoczony był fosą wodną. 50/79 Przełom XIX i XX w. przyniósł zaniechanie rozbudowy inżynieryjnej budowli obronnej Werk I. Zmieniła się jego główna rola, z bojowo-obronnej stał się zapleczem nowoczesnych NH fortyfikacji i portu wojennego. Rolę tę pełnił aż do końca II wojny światowej. Znajdował się w nim węzeł łączności dla części twierdzy, leżącej na prawym brzegu Świny ( Fort Gerharda ). W forcie działała też rozdzielnia energetyczna, mieściły się pomieszczenia sztabowe, oraz magazyny uzbrojenia i sprzętu. Obiekt przetrwał II wojnę światową. W maju 1945 r. zajęły go wojska rosyjskie. Po zakończeniu działań wojennych fort Werk I jako jedyny obiekt Festung Swinemunde był _T P użytkowany przez Wojsko Polskie ( stacjonowały w nim: jednostka Obrony Terytorialnej Kraju, oddział Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jednostka zaopatrzenia, oraz kolumna transportowa). Później obiekt przekazano administracji cywilnej. W latach sześćdziesiątych został wpisany do rejestru zabytków i objęty opieką konserwatorską. Na początku lat siedemdziesiątych, w związku z rozbudową portu handlowego cofnięto decyzję o opiece konserwatorskiej. W latach 1972–1973 fort został wysadzony; uznano bowiem, iż nowy terminal portowy jest ważniejszy niż stary, zabytkowy pruski obiekt fortyfikacyjny. Do dziś port jest słabo wykorzystywany, a miasto pozbyło się zbyt pochopnie tyn najpiękniejszej a zarazem największej pruskiej budowli obronnej. Fort Anioła Powstał w latach 1854–1858. Wyglądem bardzo różnił się od trzech pozostałych fortów. Jego nazwa Engelsburg (Zamek Anioła), którą bardzo szybko nadali mu Niemcy też nie jest przypadkowa. Swoją architekturą przypominał bowiem Zamek św. Anioła w Rzymie, będący ule mauzoleum cesarza Hadriana, później stał się siedzibą papieży. Fort Anioła zbudowano w celu obrony portu zachodniego i ujścia Świny. Miał też ochraniać umocnienia od strony lądu. Miała w nim stacjonować piechota oraz lekka artyleria polowa. Z czasem obiekt przekształcono w punkt obserwacji i dowodzenia, a jego rolę – ciężkiej baterii nadbrzeżnej przejęła Westbatterie czyli Fort Zachodni. Po zmianach otrzymał po forcie Werk Bi I numer II. Budowla składa się z trzech kondygnacji, ma kształt rotundy i posiada taras otoczony krenelażem. Na tarasie znajdowała się baszta obserwacyjna. Pod tarasem znajdował się szyb transportowy, służący do przenoszenia dział na wyższe kondygnacje, a także klatka schodowa. Wokół klatki schodowej i szybu umieszczono sale mieszkalno-bojowe. Na 51/79 wszystkich piętrach budowli, po zewnętrznej stronie umiejscowione były strzelnice zarówno dla broni ręcznej jak i dla dział. W sumie fort wyposażono w 12 strzelnic, przeznaczonych dla NH dział znajdujących się na drugim piętrze, 2 strzelnice strzeleckie, oraz 12 artyleryjskich na piętrze, i w końcu 22 strzelnice, przeznaczone dla broni ręcznej umiejscowione na parterze. Fort Anioła przeszedł modernizację trwającą dziesięć lat; począwszy od roku 1870 i trwający do 1880. W tym czasie rozbudowano obiekty zewnętrzne, znajdujące się w wałach ziemnych wokół fortu takie jak: magazyny broni i amunicji, oraz remizy artyleryjskie. _T P Budowla posiadała wewnętrzną fosę wodną, którą zasypano na przełomie XIX i XX w. W jej miejscu w okresie I wojny światowej widoczne były już zabudowania mieszkalne i gospodarcze, przeznaczone dla rodzin podoficerów. Także w tym okresie, aby wzmocnić obronę, zbudowano przed fortem stanowisko dla karabinu maszynowego. Było ukryte w drewnianym schronie, którego strop wzmocniono szynami kolejowymi. Natomiast od strony parku zbudowano betonowy schron obserwacyjny. W czasie I wojny światowej Fort Anioła nie brał udziału w walkach. Ochraniał za to od strony lądu Fort Zachodni pełniąc rolę punktu obserwacyjnego. Zainstalowano w nim prąd, doprowadzono kable telefoniczne i telegraficzne, centralne ogrzewanie, a także tory kolejki. Na rzece, obok fortu cumowały tyn okręty marynarki cesarskiej. Lata trzydzieste XX w. przyniosły ostatnią modernizację Fortu Anioła. Stał się punktem dowodzenia i stanowiskiem obserwacyjnym obrony przeciwlotniczej. W roku 1937 zainstalowano na baszcie obiektu stację radarową, aby śledziła przestrzeń powietrzną, strzegąc w ten sposób port. W czasie II wojny światowej przebywała tu 9. Kompania 233 ule Oddziału Artylerii Przeciwlotniczej Kriegsmarine, natomiast pod koniec wojny miejsce to stało się wojskowym punktem szpitalnym. Warto dodać, że w Forcie Anioła służyły też dziewczyny, należące do służby pomocniczej marynarki. 4 maja Niemcy ewakuowali się z fortu i udali się drogą morską na zachód, a obiekt został przejęty przez wojska radzieckie. Po wojnie Fort Anioła nadal pełnił funkcje punktu obserwacji powietrznej. Służył też do prognozowania skażeń radioaktywnych i chemicznych. Bi Zmienili się tylko gospodarze. Po Niemcach stacjonowali tu żołnierze z marynarki sowieckiej. Budowla funkcjonowała w takim charakterze aż do końca 1992 r. Wtedy dopiero wojska rosyjskie wyjeżdżające z Polski opuściły to miejsce. 52/79 W 2003 r. Fort Anioła został wydzierżawiony i stał się atrakcją turystyczną. Opiekuje się nim Towarzystwo Miłośników Fortu Anioła w Świnoujściu. Dzięki temu obiekt odzyskuje swój NH dawny blask i coraz to nowe jego części są udostępniane turystom oraz wycieczkom szkolnym. Obiekt stał się zarówno muzeum jak i miejscem kulturalnym. Na zwiedzających czekają m.in. wystawy fotografii, malarstwa i rzeźby, wystawa szkła artystycznego i porcelany, a także biżuterii z bursztynu. Fort Anioła to również miejsce odbywania się koncertów, wieczorów poetyckich i pokazów walk rycerskich. Zwiedzający mogą udać się do Sali Wikingów, gdzie można obcować z żywą historią ( przymierzać sprzęt bojowy i _T P elementy ubioru z różnych epok), a Sala Kominkowa zaprasza na spotkania w blasku świec przy wyśmienitych miodach pitnych lub winach. Można też zamówić herbaty lub czekolady na gorąco i kawy. Budowla jest jedną z większych atrakcji Świnoujścia. Jest miejscem spacerów mieszkańców; często odwiedzanym też przez turystów. Towarzystwo Miłośników Fortu Anioła organizuje dla zwiedzających imprezy plenerowe, festyny, ogniska i grille. Fort ten należy do najciekawszych architektonicznie budynków militarnych. Jest także jednym z najlepiej zachowanych. To tutaj styka się historia trzech epok funkcjonowania fortu: pruska, niemiecka i radziecka. A teraz członkowie Towarzystwa wraz z gośćmi odwiedzającymi to miejsce tworzą czwartą epokę; zupełnie inną od tych, do których Fort Anioła był zbudowany i tyn przeznaczony. Fort Gerharda – Bateria Wschodnia Został zbudowany w latach 1856–1863. Miał bronić wejścia do portu przed okrętami nieprzyjaciela. Początkowo był samodzielną budowlą, przeznaczoną dla piechoty i lekkiej artylerii polowej. Z czasem został przekształcony w ufortyfikowaną siedzibę, przeznaczoną ule dla ciężkiej artylerii nadbrzeżnej. Obiekt powstał w wyniku połączenia baterii portowej Ostbatterie z nowym pentagonalnym budynkiem Werk II. Obie te budowle forteczne złączono dwukondygnacyjną redutą. Do 1877 r. Bateria Wschodnia posiadała tylko lekką artylerię ładowaną odtylcowo, umieszczoną na wałach obronnych w polowych działobitniach. Dzięki ręcznie napędzanej windzie, służącej do transportowania armat na piętro, a także otworom strzelniczym w ścianach, część dział mogła być używana wewnątrz reduty ( bloku Bi koszarowo-bojowego). Stanowiska artyleryjskie, umieszczone na wałach chroniły obszar pomiędzy falochronami i wschodni odcinek wybrzeża. Po 1877 r. wprowadzono zmiany. Konstrukcja fortu została zmodernizowana. Oba dzieła forteczne otoczone zostały wspólną fosą. Wtedy fort został przeznaczony do obrony przeciwdesantowej wybrzeża i walki z wrogą 53/79 flotą. Północny wał obronny wyposażono w ciąg dziesięciu murowanych działobitni, przeznaczonych dla ciężkiej artylerii, którą skierowano w stronę morza. Stanowiska te NH zbudowano na galerii artyleryjskiej, pod którą znajdowały się kazamaty. W dawnej Ostbatterie także zbudowano działobitnie. Lecz umieszczono je niżej. Oddzielone zostały schronami pogotowia dla obsługi działobitni oraz komorami przeznaczonymi na amunicję. Szybki rozwój techniki wojennej końca XIX wieku spowodował, że Bateria Wschodnia stała się zintegrowaną baterią nadbrzeżną. Uzbrojona została w cztery działa kalibru 210 mm Krupp, wzór z 1869 r. Także całkowicie został zmieniony system ogniowy z obszarowego w _T P sektorowy, ukierunkowany w stronę morza. Na początku XX wieku polowa artyleria została ograniczona na rzecz karabinów maszynowych, które weszły w skład uzbrojenia fortu. W tym czasie także doprowadzono do fortu tory kolejki wąskotorowej, linię telefoniczną i elektryczność. Ceglana konstrukcja została wzmocniona betonem. W drugiej wojnie z Danią z 1864 r., oraz w trakcie wojny francusko-pruskiej z roku 1870 wykorzystano Baterię Wschodnią, lecz jej rola zakończyła się tylko na demonstracji siły pruskiego wojska. W czasie pierwszej wojny światowej fort również nie uczestniczył w walkach zbrojnych. Okres międzywojenny to czas rozbrojenia obiektu i przeznaczenie go do tyn funkcji zaplecza koszarowo – magazynowego Twierdzy Świnoujście. Taką właśnie rolę pełnił w okresie II wojny światowej. W 1945 r. został zdobyty przez wojska radzieckie, które stacjonowały w nim do 1961 r. Kolejne dziesięciolecia był nieużytkowany i stopniowo popadał w ruinę. Przełom przyniósł dopiero rok 2000. Wtedy obiekt został wydzierżawiony, a następnie stopniowo odnawiany, zagospodarowany i udostępniony dla zwiedzających. Dzierżawca ule przywrócił mu dawny blask i w tym właśnie okresie dopiero nadał mu nazwę Fort Gerharda chcąc w ten sposób uczcić pamięć pruskiego generała Gerharda Corneliusa von Wallrave, który był wybitnym budowniczym fortyfikacji w XVIII wieku. Fort Gerharda należy obecnie do najpopularniejszych atrakcji turystycznych na Pomorzu. Na jego terenie często odbywają się pokazy żywej historii. W forcie mieści się siedziba historycznego Komendanta Twierdzy Morskiej, a po całym obiekcie oprowadzają przewodnicy przebrani w pruskie mundury. Bi Od roku 2004 w Forcie Gerharda rezyduje grupa rekonstrukcyjna 34. Pułku Fizylierów im. Królowej Szwedzkiej Wiktorii ( Fizylierzy służyli w fortach Świnoujścia do 1918 r.). 54/79 Od 2010 r. w forcie funkcjonuje Muzeum Obrony Wybrzeża, które zlokalizowane jest w Redicie. Muzeum posiada eksponaty związane z historią i rozwojem fortyfikacji obrony NH wybrzeża. Placówka publikuje „Zeszyty Muzealne Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu”, a także organizuje imprezy edukacyjne i popularyzujące historię. Włącza się też w działania mające na celu rewitalizację nadbrzeżnych fortyfikacji w Świnoujściu. Osobowość prawną Muzeum Obrony Wybrzeża uzyskało w 2010 r., ale istnieje już od roku 2001. Na początku było małą ekspozycją tematyczną, a eksponaty związane były z historią Twierdzy Świnoujście. Większość z tych eksponatów to darowizny pochodzące z prywatnych _T P kolekcji. Oprócz zbiorów prywatnych Placówka posiada depozyty m.in. depozyt Muzeum Narodowego w Szczecinie (Panterthrum jeden z dwóch zachowanych egzemplarzy na świecie). Fortowa kolekcja liczy sobie ponad tysiąc eksponatów. Zwiedzając Fort Gerharda można obejrzeć znajdującą się tam wystawę przedmiotów, które zostały znalezione w fortyfikacjach Świnoujścia. Zabytkowy obiekt oferuje wiele atrakcji zwiedzającym. Poza pokazami rekonstrukcyjnymi na gości czekają m.in. nocne zwiedzanie fortu, pokazy musztry i strzelania z XIX-wiecznej armaty. tyn Jak już wspomniałam, przewodnicy przebrani są w historyczne mundury pruskich żołnierzy. Dzięki nim i inscenizacjom przez nich organizowanym, możemy poznać najważniejsze wydarzenia z życia fortu, a także zwiedzić kazamaty. Historyczny fort jest też gospodarzem wielu imprez takich jak: turniej o szablę komendanta, nocne manewry, czy dni morskiej twierdzy. Fort Gerharda stanowi wraz z dwoma pozostałymi fortami i późniejszymi obiektami architektury militarnej Szlak Fortyfikacji. ule Warto wspomnieć, iż Fort Gerharda uznany został w plebiscycie czytelników National Geographic Traveller jednym z 27 nowych Cudów Polski 2012. Jako ciekawostkę dodam, że 20 lipca 2013 r. odbyła się rekonstrukcja bitwy z okresu I wojny światowej pod nazwą „Piekło Okopów”, a wydarzenia przebiegu inscenizacji komentował chyba wszystkim znany Bogusław Wołoszański. Bi Fort Reduta (Fort IV) – Bateria Zachodnia Fort został zbudowany w latach 1856–1861 w celu obrony wejścia do portu. Miał też prowadzić walki z wrogimi okrętami na morzu. Na początku była to murowana reduta 55/79 artyleryjska, jednokondygnacyjna na planie kwadratu. Umożliwiało to strzelanie z dział i broni ręcznej we wszystkich kierunkach. Z czasem budowlę otoczono fosą wypełnioną wodą NH oraz wałem ziemnym. Otrzymała nazwę Werk IV. Po tych zmianach zmieniło się jego przeznaczenie. Stał się fortem redutowym Batterie A. Ostatecznie utworzono z niego Westbatterie – ufortyfikowaną baterię ciężkiej artylerii nadbrzeżnej. Na wałach pierwotnie wykopano stanowiska dla dział i strzelców. Po zwycięstwie Prus nad Francją nastąpiła kolejna modernizacja, w trakcie której w wałach ziemnych zbudowano remizy artyleryjskie, a także magazyny na amunicję i broń. Po roku 1863 powstały plany rozbudowy, modernizacji i _T P przeróbek architektonicznych fortu. Jednak istotne zmiany dotyczące wyglądu zewnętrznego oraz uzbrojenia nastąpiły w latach 1878–1887. Do tej pory mały fort redutowy zmienił się w dużą ufortyfikowaną budowlę – baterię artylerii nadbrzeżnej. Wydłużono kompleks w kierunku zachodnim i uformowano go na kształt pięcioboku spłaszczonego i symetrycznego. Taki jego wygląd zachował się do dziś. Przeprowadzono też prace projektowe w celu umieszczenia w Forcie IV stacjonarnych armat nadbrzeżnych o kalibrze 150 mm. Plan zakładał, że będzie ich siedem, gdyż tyle stanowisk posiadała nowo wybudowana galeria artyleryjska. Ostatecznie zdecydowano, że dział będzie mniej, za to cięższego kalibru. Przed wybuchem I wojny światowej fort posiadał wyprodukowane przez Kruppa cztery ciężkie tyn działa nadbrzeżne 210 mm Ringkanone. Działa te zamocowane były na obrotowych łożach stacjonarnych z przednim zaczepem. Fort wyposażony był także w działa kalibru 150 mm i 90 mm, które służyły do obrony lądu. W północnej przeciwskarpie znajdowała się kaponiera i tradytor strzelecki, nie zachowane niestety do dziś. W początkach XX w. załoga posiadała już karabiny maszynowe. Walki I wojny światowej ominęły Baterię Zachodnią, a po jej zakończeniu uzbrojenie Fortu ule IV zostało zdemontowane. Okres międzywojenny to powstanie w obiekcie dwudziałowej baterii przeciwlotniczej z armatami okrętowymi 88 mm, która została w drugiej połowie lat trzydziestych przekształcona w cztery działa nadbrzeżne kalibru 150 mm. Działa te funkcjonowały tam do 1942 r. Zostały zainstalowane powyżej galerii artyleryjskiej na koronie północnego wału Bi obronnego. Aby je tam umiejscowić, wylano specjalne ośmiokątne betonowe fundamenty. Działa ustawione były w kierunku do morza w płaszczyźnie horyzontalnej. Do 1941 r. ogniem kierowano z prowizorycznej drewnianej wieży. Następnie w tymże roku zbudowano betonowy bunkier dowodzenia, liczący kilka kondygnacji, posiadający stanowisko dla 56/79 dalmierza optycznego na szczycie budynku, a także liczne pomieszczenia socjalne, oraz techniczne i łączności. Bateria Zachodnia stała się także miejscem, gdzie oficerowie i NH marynarze szkoleni byli do obsługi baterii nadbrzeżnych. W 1939 r. patronem baterii nadbrzeżnej w Forcie Zachodnim został porucznik Wilhelm Henningsen. Przed wybuchem II wojny światowej służył on w forcie. Został dowódcą kompanii szturmowej Kriegsmarine, z którą popłynął pancernikiem Schleswig Holstein do Gdańska. Kompania brała udział w ataku na Westerplatte, gdzie porucznik Henningsen zginął pierwszego dnia wojny. Bateria posiadała około stuosobowy personel, który do 1941 r. kwaterował w starej reducie _T P fortowej. Następnie został przeniesiony do drewnianych baraków znajdujących się za fosą w zachodniej części fortu. W kazamatach znajdowała się kuchnia oraz magazyny prowiantu i amunicji. Od roku 1942 obiekt ponownie został przezbrojony otrzymawszy działa kalibru 150 mm S.K.C/28. Jak już wcześniej wspomniałam bateria była wyposażona w dalmierz optyczny. Posiadała także stację radarową i korzystała też z noktowizora pasywnego. W 1945 r., od marca do maja bateria ostrzeliwała cele na lądzie w okolicach wyspy Wolin. Artylerią małokalibrową 37 mm i 20 mm umieszczoną na drewnianych wieżach ostrzeliwała tyn samoloty atakujące miasto. Wydanym 4 maja 1945 r. rozkazem, dowodzący baterią porucznik Richter podjął decyzję o ewakuacji załogi. Nakazał zniszczyć armaty i wszystkie inne urządzenia bojowe. Podobnie jak Fort Anioła również ten w 1945 r. zajęli Rosjanie. Marynarka sowiecka stacjonowała w Forcie Zachodnim do 1961 r. W tym czasie wojsko zbudowało obok niemieckiego, betonowego bunkra stalową wieżę kierowania ogniem, do dziś już niestety nie zachowane ule bunkry wartownicze na wałach fortu a także trzy bunkry z działobitniami dla nadbrzeżnych armat wieżowych. Te ostatnie były jednak źle wykonane; konstrukcja zaczęła pękać, co w konsekwencji spowodowało likwidację baterii. W 1961 r. wojska radzieckie opuściły obiekt, który następnie przekazano miastu. Do 1964 r. wykorzystywany był do celów wojskowych. Od końca lat sześćdziesiątych do początku lat dziewięćdziesiątych w forcie mieściły się hurtownie owoców i warzyw PSS Społem. W kolejnym dziesięcioleciu obiekt niszczał i był Bi schronieniem dla bezdomnych. W 2001 r. Fort IV wydzierżawiony został Stowarzyszeniu Miłośników Fortów w Świnoujściu „Reduta”. Od tego momentu trwa rewitalizacja. Bateria Zachodnia udostępniana jest dla zwiedzających. Znajduje się w niej Muzeum Historii Twierdzy. Magazyny pruskiego fortu 57/79 przerobiono na restaurację „Konstelacja” z kuchnią europejską i polską. Można tu zjeść zarówno obiad jak i deser. Podawane są też drinki. Na dziedzińcu możemy zobaczyć NH zabytkową broń, która jest atrakcją szczególnie dla dzieci. Po większej części terenu fortowego można się swobodnie poruszać i zwiedzać indywidualnie. Widać, że nadal trwają prace porządkowe i rewitalizacyjne w miejscach niedostępnych jeszcze dla turystów i wszystkich chętnych do zobaczenia tej wspaniałej budowli architektury militarnej. Trzy duże forty, które przetrwały zawirowania historii, dotrwały do naszych czasów w całkiem dobrym stanie. Na szczęście każdy z nich obecnie ma swojego gospodarza, _T P dbającego nie tylko o jego wygląd ( porządkowanie terenu, rewitalizacja i konserwacja). Grupy i Towarzystwa dzierżawiące te obiekty tchnęły w nie nowe życie, sprawiając, iż stare zabytkowe, pruskie dzieła architektury wojskowej stały się obecnie ośrodkami muzealnymi, kulturalnymi, edukacyjnymi, a także miejscami rozkwitu żywej historii i rekonstrukcji bitew ( szczególnie Fort Gerharda ). Fortyfikacje Świnoujścia przez lata niszczały, ale dobrze, że znaleźli się pasjonaci, którzy uczynili z nich miejsca chętnie odwiedzane przez turystów. Dawna Festung Swinemunde jest teraz ozdobą miasta i sporą atrakcją turystyczną. Odwiedzając Świnoujście można odpoczywać na plaży i korzystać z atrakcji typowo tyn nadmorskich, lecz w ramach aktywnego wypoczynku warto wybrać się w miejsca jeszcze nie tak dawno zapomniane a w ostatnich latach tętniące życiem. Miejsca nie tylko dla zainteresowanych historią, pasjonatów fortyfikacji i wojskowego oręża. Szkoda tylko, że zniszczono tak potężny i piękny obiekt jakim był niewątpliwie Werk I. Rozbudowany port w Świnoujściu nie uzyskał rangi na jaką liczono. Nie stał się konkurencyjny dla wielu portów Europy Zachodniej. Miasto natomiast straciło bezpowrotnie ule bodajże największy zabytek – dobrze zachowaną twierdzę o grubych murach, która teraz z pewnością przyciągałaby turystów i amatorów kunsztu architektonicznego dawnych wojskowych budowniczych. Do napisania powyższego artykułu skłoniło mnie ogromne wrażenie, jakie wywarła na mnie Twierdza Świnoujście w swej obecnej postaci, którą miałam możliwość zwiedzić na Bi wakacjach spędzonych w ww. mieście. Bibliografia: Newsweek Historia extra nr 1/2013 58/79 Jarosław Chorzępa, Fortyfikacje, Warszawa 2007 Piotr Laskowski, Fortyfikacje Świnoujścia, Warszawa 2013 Twierdza Świnoujście 1848–2012, INFORT, Gliwice 2013 Bi ule tyn Źródła własne _T P Zp.pl ZACHODNIOPOMORSKIE NH Alicja Biranowska-Kurtz, Świnoujście Fort Reduta ( Fort IV ), Szczecin 2004 59/79 Paweł Głuszek – recenzja NH „Inkwizycja papieska w Europie Środkowo-Wschodniej” pod redakcją dr. Pawła Krasy – Dzięki krakowskiemu wydawnictwu „Esprit” na rynku księgarskim pojawiła się bardzo interesująca publikacja pt. „Inkwizycja papieska w Europie Środkowo-Wschodniej”. To kolejny tom Studiów i Źródeł Dominikańskiego Instytutu Historycznego w Krakowie. Jest to zbiór piętnastu artykułów dotyczących powstania i działalności inkwizycji papieskiej m.in. na Węgrzech, w Polsce i Czechach. Dwanaście artykułów zawartych w zbiorze to wynik _T P konferencji, która odbyła się w listopadzie 2008 r. w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. Trzy pozostałe artykuły to przekłady obcojęzycznych tekstów autorów zajmujących się organizacją i funkcjonowaniem średniowiecznej inkwizycji. Są one uzupełnieniem i poszerzeniem zagadnień omawianych podczas konferencji w Lublinie. Artykuły zamieszczone w publikacji dotyczą działalności papieskich inkwizytorów m.in. w Polsce, w Czechach i na Węgrzech, ale także w Niemczech i Hiszpanii. Mają one najczęściej charakter podsumowujący i źródłoznawczy. Większość kwestii poruszanych przez Autorów artykułów (mamy tutaj dwa teksty w języku czeskim), to głosy w toczących się tyn dyskusjach i naukowych dysputach na temat udziału, roli i działalności papieskich inkwizytorów w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie są to opracowania syntetyczne. Tematy podejmowane przez Autorów nie zostały wyczerpane i ostatecznie zakończone. Musimy mieć tego świadomość czytając poszczególne artykuły. Zbiór tekstów zawartych w niniejszej publikacji w jakimś stopniu porządkuje naszą wiedzę o poruszanych tutaj zagadnieniach i pogłębia ją. Tak jak pisze Paweł Kras we wstępnym artykule, praca ta z pewnością będzie ule też „źródłem inspiracji dla dalszych badań” na temat inkwizycji papieskiej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Dużą zaletą publikacji jest jej nacisk na analizę źródeł przeprowadzoną przez Autorów. Opierają oni swoje tezy na dogłębnych i szczegółowych studiach źródłoznawczych. Każdy z artykułów bazuje na źródłach pisanych, w wielu przypadkach nowych, jeszcze nie zbadanych przez historyków. To decyduje o wartości publikacji: nowe, interesujące źródła do Bi tematu i ich analiza. Żaden z artykułów nie jest tylko odtwórczy, powtarzający znane już ustalenia nauki historycznej odnośnie inkwizycji papieskiej w naszej części Europy. Wszystkie teksty wnoszą coś nowego do tematu. Utrudnieniem dla czytelnika jest 60/79 specjalistyczny, naukowy język wykładu. Może być on mało zrozumiały dla tych NH czytelników, którzy na co dzień nie mają do czynienia z nauką historyczną. Publikacja składająca się z 15 naukowych artykułów nie jest pracą łatwą w odbiorze. Artykuły napisane są naukowym językiem historyka – mediewisty. Dużo w nich terminów i pojęć związanych ze średniowieczem, dużo łacińskich wyrażeń i zwrotów. Czytelnik nie obcujący z historią średniowiecza będzie musiał posłużyć się słownikami i encyklopedią. Teksty wymagają bowiem od czytających minimalnej choćby wiedzy historycznej z zakresu zrozumiane. _T P historii średniowiecza i podstaw języka łacińskiego. Bez tego nie będą one w pełni Język Autorów jest więc hermetyczny, trudny, specjalistyczny. To z pewnością utrudnia odbiór, ale mamy tutaj do czynienia z pozycją naukową. Inaczej w takim wypadku być nie mogło. Poszczególne artykuły czyta się powoli, trzeba czynić to z uwagą, będąc skoncentrowanym. Autorzy częstokroć piszą o rzeczach trudnych, skomplikowanych, używając przy tym specjalistycznego słownictwa. Trzeba dużo spokoju i cierpliwości, wielkiego skupienia, aby zrozumieć o czym piszą. Nie ułatwia zadania pojawiający się tyn w dwóch artykułach język czeski. Wbrew pozorom, nie jest on wcale taki łatwy do zrozumienia. Wydanie pracy jest dobre. Miękkie okładki ze skrzydełkami, klejony grzbiet, w miarę dobrej jakości papier i czytelna czcionka to standard dla wydawnictw naukowych. Wszystko byłoby wspaniale (jest indeks osób i nazw geograficznych, krótkie streszczenia każdego artykułu ule w języku angielskim, przypisy pod artykułami, wykaz skrótów oraz spis treści również w języku angielskim), gdyby nie liczne błędy tzw. „literówki” w tekście np.: s. 13, 19, 29, 50, 74, 89, 109, 110, 189, 270. Szkoda, że wydawnictwo „Esprit” nie dołożyło wszelkich starań, aby kolejny tom Studiów i Źródeł Dominikańskiego Instytutu Historycznego był bezbłędny. W podsumowaniu należy stwierdzić, że publikacja pt. „Inkwizycja papieska w Europie Środkowo-Wschodniej” to praca na wysokim poziomie naukowym. Niełatwa w odbiorze, ale Bi sprawiająca satysfakcję po jej lekturze. To duża dawka fachowej i rzetelnej wiedzy na najwyższym poziomie, wiedzy podanej w sposób naukowy i profesjonalny, a zatem i wymagający od czytelnika uwagi, skupienia, czytania ze zrozumieniem i przede wszystkim samodzielnego i krytycznego myślenia. Z tych m.in. względów warto polecić tę publikację 61/79 wszystkim, którzy interesują się historią, zwłaszcza średniowieczem i dziejami Kościoła. Nie tylko historycy znajdą tutaj interesujące i nowe rzeczy, również pasjonat i miłośnik historii NH dowie się wiele o dziejach inkwizycji i Kościoła. To interesująca i inspirująca lektura, skłaniająca do przemyśleń i prowadząca do ciekawych wniosków. Warto się nad nią pochylić Bi ule tyn _T P i poświecić trochę czasu oraz wysiłku, aby wiedzieć i zrozumieć więcej. 62/79 Maciej Kościuszko – recenzja NH Nikołaj Nikulin "Sołdat". Front wschodni zapisał się krwawymi literami na kartach historii drugiej wojny światowej. Związek Radziecki swoje zwycięstwo w 1945 roku okupił morzem krwi, jednak w wielu książkach poświęconych tej tematyce fakt ten uzasadniany jest różnymi statystykami. Nikołaj Nikulin, autor książki „Sołdat” frontową rzeczywistość ukazał z perspektywy zwykłego szeregowca, o czym świadczy tytuł, który należy tłumaczyć po prostu jako „Żołnierz”. Nie _T P ukrywam, że to właśnie tytuł stanowi o medialności tejże książki, bowiem wiele książek wspomnieniowych poświęconych tematyce drugiej wojny światowej było pisanych, mówiąc kolokwialnie, w sztabie na biurku. Autor „Sołdata” proponuje inne spojrzenie. Właśnie ta perspektywa spojrzenia na front wschodni zachęciła mnie najbardziej do kupna tejże książki. Nikołaj Nikulin jako szeregowy żołnierz najpierw Pułku Artyleryjskiego, a później 311. Dywizji Strzeleckiej, z uwagi na wykształcenie przedstawił naprawdę wyjątkowe świadectwo tamtych czasów. Jako absolwent Wydziału Historii Leningradzkiego Uniwersytetu Państwowego, wieloletni pracownik Państwowego Muzeum Ermitażu oraz członek- tyn korespondent Rosyjskiej Akademii Sztuk Pięknych poczynił wiele publikacji, głównie z zakresu historii sztuki. Swoje wspomnienia postanowił spisać trzydzieści lat po wojnie, co wbrew pozorom nie pozbawiło jego zapisków ostrości obrazu. Fakt, iż tak szacowna instytucja jak Ermitaż opublikowała je w 2007 roku również nie jest bez znaczenia. Autor podkreśla, że spisując swoje „Wspomnienia o wojnie” (pod takim tytułem jego książka ukazała się na rynku czytelniczym Federacji Rosyjskiej) nie myślał o publikacji, dlatego też ule książka poza wspomnieniami pełna jest nie tylko zabawnych scen, ale również wielu ostrych słów pod adresem ówczesnych radzieckich sztabowców a nawet władz. W Związku Radzieckim książka ta nie mogła być wydana ponieważ jej treść mogłaby przysporzyć autorowi wielu kłopotów. Ironią losu jest, iż jej publikacja w 2007 roku poprzedziła rosyjską ustawę o ochronie pamięci Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, nad którą prace rozpoczęto w 2009 roku. Fakt ten w połączeniu z wyrazistością obrazu przedstawionego w „Sołdacie” dodaje tej Bi książce szczególnego uroku. Niewątpliwie losy drugiej wojny światowej rozstrzygały się na wschodzie. Wojna niemieckoradziecka z lat 1941–1945 była konfliktem o ogromnej skali. Od Morza Barentsa aż po Morze Czarne. Od owianej legendą twierdzy brzeskiej aż po Stalingrad i przedpola Kaukazu. 63/79 Konflikt o losy Europy nie miał sobie równych w historii świata. Nikołaj Nikulin w krótkim wstępie do swojej książki stwierdził, że zapisane w niej wspomnienia są osobistą, pozbawioną NH autocenzury refleksją. Jeżeli weteran Armii Czerwonej przyznaje, że zapis jego wspomnień nie będzie „upiększony” na potrzeby czytelnika, oznaczać to może jedynie bardzo interesujące świadectwo przeszłości. Służba w Armii Czerwonej nie była usłana różami i każdy kto interesuje się historią Związku Radzieckiego o tym wie. Jednak niezmiernie rzadko, biorąc pod uwagę źródła z epoki, można zapoznać się ze wspomnieniami weteranów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej nieskalanymi korektą cenzorską. Autor z zaskakującą _T P szczerością opisuje chaos pierwszych dni wojny. Czytelnik niemal natychmiast pozbawiany jest obrazów uporządkowanych na sztabowych mapach, symboli korpusów i dywizji. Co autor oferuje w zamian? Obraz absolutnego chaosu, niepewności i nieświadomości. Autor bardzo plastycznie przeszedł od elementów wprowadzenia, rozpoczęcia wojny, do wydarzeń osadzonych we frontowych okopach. Ten zabieg ma niewątpliwą zaletę w postaci wciąż rosnącego tempa wydarzeń. Życie na froncie, a szczególnie na froncie wschodnim, nie było proste. Nikołaj Nikulin bardzo wyraziście ukazał „uroki” żołnierskiego życia na froncie. Głód, brak snu, choroby i tyn wszechobecna śmierć to nie jedyny aspekt życia żołnierza. Autor w swojej książce wielokrotnie ukazuje beznadziejny los radzieckich żołnierzy, wysyłanych na pewną śmierć. A jakie jest uzasadnienie? Bynajmniej nie jest nim przypis do statystyk. Autor opisuje makabryczny widok tysięcy poległych. Obraz nieprzejednanej rżewsko-syczewskiej „maszynki do mięsa”. Autor „Sołdata” był naocznym świadkiem nieudanych radzieckich operacji ofensywnych w rejonie Rżewa. W wielu pracach poświęconych wojnie na wschodzie ule w latach 1941–1945, rejon rżewsko-syczewski opisywany jest jako miejsce niezwykle krwawych walk. Subtelna różnica pomiędzy profesjonalnym, naukowym opracowaniem historycznym, a dziełem Nikołaja Nikulina opiera się na przykładach. Na makabrycznych opisach pobojowisk, okrucieństw własnych przełożonych oraz wszechobecnej śmierci, widzianych okiem obdartego i głodnego żołnierza. Jest to obraz pozbawiony aktów heroizmu oraz innych upiększeń. Bi W Polsce wspomnienia Nikołaja Nikulina ukazały się nakładem Ośrodka Karta przy współpracy z Państwowym Wydawnictwem Naukowym. Po zapoznaniu się z tą publikacją, odniosłem wrażenie, że nie ma ona wielu minusów. Autor we wstępie podkreślił, że pierwotnie jego zapiski nie miały być opublikowane, więc nie były pisane z myślą o 64/79 czytelniku. Jest to zaleta, ale w pewnym sensie też i wada. W książce wielokrotnie autor nie trzyma się chronologii zdarzeń. Cofa się w swoich wspomnieniach, przerywając narrację, co NH niekiedy bywa frustrujące. Czytelnika niezaznajomionego z wojskową terminologią oraz specyfiką Armii Czerwonej niejednokrotnie mogą zaskoczyć liczne skróty oraz potoczny język. Problem ten został zniwelowany przez przypisy rzeczowe. Czytając wspomnienia szeregowego Nikulina, można odnieść wrażenie, że „nie pasował” do powszechnie uznanego profilu czerwonoarmisty. Był dobrze wykształcony, posiadał dobre maniery i był bardzo ufny. Opisując proceder gwałtów, jakich dopuszczali się żołnierze Armii Czerwonej na _T P bezbronnych kobietach, autor podkreśla, że była to zbrodnia. Potępia te haniebne wydarzenia. Czy faktycznie „nie pasował” do Armii Czerwonej? Odpowiedź jest prostsza niż się może nam wydawać. Każda armia, która bierze udział w działaniach wojennych ma coś na sumieniu. Nikołaj Nikulin wykazał, że armia radziecka, jak każda inna, nie była ludzkim monolitem. Wielu czerwonoarmistów dopuściło się zbrodni, ale czy wszyscy? Autor ukazał inny, bardziej złożony, bardziej realny obraz żołnierza Armii Czerwonej. Książka, choć jak już podkreśliłem w swojej treści chronologicznie niestała, ma logiczny i czytelny układ. Jej wspomnieniowy charakter doskonale oddają tytuły kolejnych rozdziałów. tyn Bardzo dobrze odzwierciedlają ich treść i zapadają w pamięć czytelnika. Książka została wydana w miękkiej oprawie. Wielkość oraz jakość czcionki nie budzi żadnych zastrzeżeń. Układ tekstu jest bardzo przejrzysty i czytelny. Czytelnik chcący zagłębić się w szczegóły licznych zagadnień poruszanych w książce, bez trudu zaspokoi swoją ciekawość dzięki bogatemu aparatowi krytycznemu. ule Wojna widziana zza biurka generała to niekończące się statystyki i analizy. Wojna z perspektywy szeregowego żołnierza jest pełna emocji, wyrazista i żywa. Jest to niewątpliwie największa zaleta wspomnień Nikołaja Nikulina. Szczery, niejednokrotnie bardzo brutalny opis losów żołnierza na najkrwawszym froncie drugiego konfliktu na skalę światową, zapadnie każdemu w pamięć. Wspomnienia Nikołaja Nikulina polecam wszystkim osobom Bi zainteresowanym wojskowością, w szczególności historią drugiej wojny światowej. 65/79 Paweł Głuszek NH Pierwsza stolica – Poznań, czy Gniezno? Od lat ten sam problem. Co było pierwszą stolicą Polski: Poznań czy Gniezno? A może Giecz? Na te pytania zapewne nigdy nie znajdziemy odpowiedzi satysfakcjonującej wszystkich. A może żadnej stolicy, przynajmniej do XIII/XIV w. nie było? Ilu badaczy, tyle hipotez. Spróbujmy prześledzić dyskusję toczącą się w ostatnich latach wśród historyków i _T P archeologów na temat pierwszej stolicy Polski. Czy w ogóle możemy mówić o istnieniu stolicy w państwie pierwszych Piastów? Stolica w dzisiejszym tego słowa rozumieniu, czyli miejsce stałego przebywania władz państwa (w tamtym czasie: księcia lub króla), według mnie wówczas nie istniała. Mediewiści twierdzą, że jednego, stałego i centralnego ośrodka władzy w państwie pierwszych Piastów nie było. Tak też twierdził Gall Anonim: „(…) stację swoją przenosił [książę] z jednego miejsca do drugiego (…)”. Stolicą, ośrodkiem władzy centralnej był wówczas ten gród, w którym aktualnie przebywał władca i jego dwór. Książę czy król, podróżował po kraju, aby doglądać wszystkiego osobiście, sprawować sądy, dzielić urzędy i stanowiska, nadawać przywileje, tyn pozyskiwać sojuszników, utrzymywać i zacieśniać relacje z ludźmi mu podległymi. Poza tym, dwór książęcy nie mógł przebywać stale w jednym miejscu z tego prostego powodu, że żaden gród wraz z okolicą nie był w stanie przez dłuższy czas żywić i utrzymywać licznego dworu władcy. Książę przemieszczał się „objadając” kraj i żyjąc „w gościnie” u swoich poddanych. Czy więc dyskusja na temat tego, który gród był stolicą w państwie Mieszka I ma sens? Okazuje się, że ma i to ogromny. Głównie propagandowy. Są badacze, których taka dyskusja ule „rozpala do czerwoności”. Przyjrzyjmy się teraz polemikom i dyskusjom. Archeolog, pani prof. Hanna Koćko-Krenz uważa, że centralnym grodem państwa pierwszych Piastów i stolicą Polski w X w. był Poznań. Wnioskuje tak na podstawie m.in. odkryć archeologicznych poczynionych w ostatnich latach na Ostrowie Tumskim. To tutaj znajdowało się książęce palatium i kaplica (najstarsze murowane budynki w Polsce), to Poznań otoczony był największymi fortyfikacjami drewniano-ziemnymi spośród wszystkich Bi grodów Wielkopolski, tutaj zbudowano też katedrę. W tym czasie w Gnieźnie była tylko kamienna rotunda z aneksem grobowym dla św. Wojciecha. Tak twierdzi pani archeolog. Przychodzi jej w sukurs prof. Przemysław Urbańczyk z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Twierdzi on, że dominującą rolę Gniezna, o której wspominają źródła pisane, 66/79 „wymyślili” w celach propagandowych późniejsi kronikarze. Pan profesor uważa, że Piastowie pochodzili z Giecza, mieszkali w Poznaniu, a Gniezno (dopiero pod koniec X w.) NH uczynili swoim ośrodkiem religijnym. Przeciwnikiem tych tez i zwolennikiem tezy o stołeczności Gniezna był z kolei prof. Gerard Labuda. Według profesora należy zwrócić uwagę na źródła pisane (mamy w nich do czynienia z „państwem Mieszka” lub „państwem gnieźnieńskim” – druga połowa X w.). Ważny jest przede wszystkim dokument „Dagome iudex” (990/991 r.). Mówi on o stolicy _T P państwa Mieszka I − „Schignesne”. Mieszko i jego przodkowie według prof. Labudy nie pochodzili wcale z Poznania, jak chcą tego archeolodzy. Poza tym, w Gnieźnie złożono w 997 r. zwłoki św. Wojciecha, a w 1000 r. odbył się tutaj słynny zjazd i spotkanie Chrobrego z cesarzem Ottonem III. Samo powstanie i zabudowę Gniezna, podobnie jak Ostrowa Tumskiego, można datować na lata czterdzieste X w. Według Labudy nie może też być mowy o chrzcie Mieszka w Poznaniu na Ostrowie Tumskim. Profesor zwraca uwagę, iż wielkie obwarowania Poznania nie były oznaką stołeczności, ważności grodu, ale pełniły funkcję ochrony, zabezpieczenia od zachodu Gniezna – prawdziwej stolicy państwa pierwszych Piastów. Także Gniezno, a nie Poznań, dostarczało w czasach Chrobrego większej ilości tyn wojska: Poznań – 1300 pancernych i 3000 tarczowników, Gniezno – 1500 pancernych i 5000 tarczowników (według Galla Anonima). Siła militarna również mogła świadczyć o znaczeniu i ważności ośrodka. W tym kontekście, ciekawe wydają się wyniki badań dendrochronologicznych przeprowadzonych w ostatnim czasie w kilku miejscowościach Wielkopolski. Okazuje się, że ule spośród piastowskich grodów, najstarszy był ten w Gieczu, zbudowany w latach 860−870, gród w Grzybowie w latach 915−922, w Gnieźnie zbudowany około 940 r., w Bninie około 938−940 r. i w Poznaniu około 940−941 r. Wydaje się, że z naukowego punktu widzenia nie ma sensu toczyć sporów o to, czy Gniezno, czy Poznań był pierwszą stolicą Polski. Taka dyskusja i „spór” ma jedynie sens propagandowy. Jest to ważne dla miast i ich władz, które mogą w ten sposób „promować się” poprzez historię i starać się przypisać sobie status Bi stołeczności i kolebkę państwowości. 67/79 Hanna Budzyńska NH Patronki poznańskich ulic, część 2. Kolejny cykl artykułów Patronki ulic miasta Poznania poświęcony jest dwóm kobietom, które były związane z dworem królewskim. Mimo wygód i przyjemności, jakie się z tym wiązały, nie było to życie usłane różami, gdyż jak mówi przysłowie nie ma róży bez kolców. Wiadomo również, że pozycja kobiety w średniowieczu nie należała do znaczących. Jednak historia odnotowuje przypadki pań, które odcisnęły swoje piętno w dziejach Polski. Jadwiga _T P zapisała się na kartach historii jako pierwszy król kobieta, Ludgarda wskutek swojej tajemniczej śmierci. Obie znacząco różniły się od siebie, przede wszystkim pod względem możliwości, jakimi dysponowały. Jadwiga miała okazję objąć władzę w Rzeczpospolitej po swoim ojcu Ludwiku Andegaweńskim, posiadając realny wpływ na politykę wewnątrz kraju. Nie tylko była żoną Władysława Jagiełły, ale władczynią, od której jej mąż był uzależniony. Z kolei historia Ludgardy, której imię nosi krótka ulica przy zamku Przemysła, okryta jest nimbem tajemnicy. Mało jest świadectw przybliżających nam życie księżnej. Ludgarda praktycznie była pozbawiona wpływów politycznych i społecznych, więc trudno stwierdzić, jakimi talentami dysponowała. Niewiadomo, czy było to spowodowane odsunięciem jej od tyn męża, czy może zbyt małym zaangażowaniem w życie kraju. Pomimo różnic w sferach wpływów politycznych, monarchinie połączył tragiczny los. Przede wszystkim borykały się z problemami małżeńskimi. Jadwiga została zmuszona do małżeństwa z Jagiełłą, z kolei Ludgarda cieszyła się szczęśliwym związkiem zaledwie kila lat. Obydwie miały duże trudności z zajściem w ciążę, co na tamte czasy było warunkiem koniecznym dla przedłużenia linii rodu zasiadającego na tronie. Zmarły bardzo młodo, mając niewiele ponad 20 lat. ule Jadwiga wskutek powikłań poporodowych, Ludgarda niewyjaśnioną śmiercią. Ludgarda Meklemburska – z perspektywy czasu trudno ustalić datę narodzin księżniczki Ludgardy. Szacuje się ją w przedziale od 1259 do 1261 r. Ludgarda była jedyną córka Henryka I z Wismaru, zwanego później Pielgrzymem oraz Anastazji Gryfit. Swoje imię zawdzięczała babce, hrabiance Ludgardzie z Hannebergu. Kiedy dziewczynka miała ok. 10 lat, jej ojciec wyruszył na krucjatę do Jerozolimy. Pechowo dostał się do niewoli Bi saraceńskiej, gdzie spędził 27 lat – stąd też przydomek Pielgrzym. Najprawdopodobniej rodzina nie dysponowała odpowiednią sumą pieniędzy, by wykupić księcia z rąk Saracenów. Władza nad Meklemburgią została podzielona pomiędzy Anastazję oraz stryjów Ludgardy. Sytuacja w księstwie z dnia na dzień stawała się coraz bardziej niestabilna. Chcąc zapewnić 68/79 córce bezpieczeństwo, księżna postanowiła wysłać ją pod opiekę dziadka Branima I, księcia szczecińskiego, a sama wraz z dwoma synami Henrykiem Lwem i Janem III pozostała w NH Meklemburgii. W tym okresie Szczecin uchodził za bardzo wykwintny dwór, odwiedzany przez wiele znakomitych rodów. Tym samym dawało to duże szanse na korzystny mariaż, co również brała pod uwagę matka Ludgardy. Źródła podają, że księżniczka wyrosła na piękną dziewczynę, pobożną i skromną. Swoją urodą oczarowała bawiącego w Szczecinie księcia Przemysła II. Podobno książę zakochał się w młodziutkiej Ludgardzie od pierwszego wejrzenia i postanowił niezwłocznie ją poślubić. Decyzja Przemysła była czymś _T P niespotykanym na tamte czasy. W średniowieczu małżeństwa starannie aranżowano, a przyszli małżonkowie najczęściej mieli okazje spotkać się dopiero na ślubie, w niektórych przypadkach nawet po. Jednak w tej romantycznej historii nie brak wątków politycznych. Dziadek Ludgardy sprzyjał małżeństwu wnuczki nie tylko ze względu na jej szczęście i bezpieczeństwo. Zależało mu na zawarciu pomyślnych sojuszy, chroniących politykę książąt pomorskich. Mariaż miał zapewnić Wielkopolsce sojusz z Pomorzem i Meklemburgią, ochraniając ją od najazdów brandenburskich, co również było na rękę Bolesławowi Pobożnemu, stryjowi Przemysła, który był bezdzietny i myślał o bratanku jako swoim następcy. Jednak nie należy zapominać, że młody książę pragnął uwolnić się spod kurateli tyn stryja i sam podjął decyzję o małżeństwie dopiero po spotkaniu z Ludgardą. Ślub odbył się w 1273 r. w Szczecinie. Ludgarda miała wówczas ok. 14 lat. Branim wyprawił młodej parze huczne wesele w swoim dworze. Nowożeńcy długo nie zabawili na Pomorzu. Przemysł chciał jak najszybciej udać się do Poznania, żeby odebrać należną mu dzielnicę po stryju. Ludgarda została przyjęta w Poznaniu ze wszystkimi honorami. Na jej powitanie wyjechał książę Bolesław wraz z żoną Jolantą. W asyście wspaniałego orszaku młoda para udała się do ule katedry poznańskiej, gdzie biskup Mikołaj konsekrował zawarty związek małżeński. W tym czasie stosunki między małżonkami układały się bardzo dobrze. Niestety po kilku latach pożycia nastąpił nieoczekiwany kryzys. Stopniowo Przemysł odsuwał od siebie Ludgardę. W żadnych dokumentach wystawianych przez kancelarię księcia nie ma wzmianki o księżnej. Fakt ten jest znaczący, tym bardziej, że małżonki nawet mniej przywiązanych mężów były uwzględnianie w różnego rodzaju nadaniach i fundacjach. Z niektórych źródeł wiadomo, że Ludgarda posiadała w Poznaniu swój własny dwór, którym zarządzał podkomorzy Przedpełek Bi z rodu Łodziów, jednak o większych jej wpływach na politykę nie ma żadnych informacji. Ostatni zapisek o Ludgardzie pojawia się dopiero po jej śmierci w roczniku kaliskim, gdzie kronikarz zanotował, że księżna Ludgarda została pochowana 25 grudnia 1283 r. w Gnieźnie. Temperaturę podgrzewa stwierdzenie kronikarza, że o okoliczności śmierci księżnej nie 69/79 można było się dopytywać. Na pewno śmierć Ludgardy nie nastąpiła gwałtownie, wskutek choroby czy powikłań ciążowych. Księżna najprawdopodobniej była bezpłodna, co mogło NH być przyczyną separacji. Przemysł II miał ambitne plany zjednoczenia dzielnic jednak potrzebował do tego celu potomka, który przejmie po nim tron. Ponadto bezpłodna żona uznawana była za karę bożą oraz przyczynę niepowodzeń. Śmierć Ludgardy nie wyprawiła księcia w wielki smutek, o czym świadczy brak miejsc kultu. Wszystkie te czynniki stawiają Przemysła w kręgu podejrzanych śmierci Ludgardy. Pierwsze wzmianki o zabójstwie księżnej zaczęły pojawiać się pół wieku później. Część z nich jest fałszywa i łatwa do zweryfikowania. _T P Ludgarda rzekomo miała zostać otruta, czy też zmiażdżona kamieniami młyńskimi. Bardziej prawdopodobne podania sugerują uduszenie. Istnieją sprzeczności co do tego czy Przemysł dokonał tego sam, czy też zlecił to służbie. Na pewno jeden z dokumentów poświadcza, że w czasie śmierci Ludgardy książę przebywał poza dworem. W niektórych podaniach można znaleźć informacje, że Przemysł od dłuższego czasu planował usunięcie Ludgardy z dworu. Chciał uzyskać rozwód i odesłać ją do rodziny lub klasztoru, ale bogobojna księżna nie wyraziła zgody. Wówczas Przemysł miał udusić lub jak niektóre wersje podają zasztyletować a potem dodusić żonę. Kolejna teza mówi o tym, że książę zlecił dokonać morderstwa dominikanom. Przed śmiercią Ludgarda miała przyjąć sakrament spowiedzi, a później tyn zamknięto ją w komnacie, gdzie została uduszona. Dla wielu Ludgarda stała się symbolem męczennicy, porównywanej do świętych, na cześć której układano pieśni. Jednak co naprawdę było przyczyną jej śmierć do dziś jest tajemnicą. Jadwiga Andegaweńska – przyszła na świat ok. 1374 r. jako najmłodsza córka króla Węgier, Ludwika Andegaweńskiego i Elżbiety Bośniaczki. Dynastia Andegawenów od zawsze dbała ule o interesy rodzinne, wpajając młodym latoroślom przywiązanie do rodu i posłuszeństwo rodzicom. Istotny element w wychowaniu dzieci stanowiła staranna edukacja. Od najmłodszych lat Jadwiga pobierała lekcje łaciny i niemieckiego. Niektóre źródła podają, że prawdopodobnie władała biegle pięcioma językami. Po ojcu odziedziczyła wrodzony talent dyplomatyczny, a po matce urodę (Elżbieta Bośniaczka uchodziła za wyjątkowo piękną kobietę). Kiedy Jadwiga skończyła cztery lata, Ludwik Węgierski zawarł sojusz polityczny z Leopoldem III księciem Karyntii, Styrii i Tyrolu. Przypieczętowano go zaręczynami i ślubem Bi z synem Leopolda, Wilhelmem Habsburgiem. Małżeństwo miało stać się prawomocne dopiero po consummatio matriomonii. Niespodziewanie w 1382 r. zmarł Ludwik Andegaweński, co wywołało zamieszanie w Polsce i na Węgrzech, gdzie sprawował władzę. Król nie doczekał się męskiego potomka, miał cztery córki, z czego jedna zmarła tuż po 70/79 porodzie. Przed śmiercią chcąc zabezpieczyć przyszłość dziewczynek, rozpoczął starania o sukcesję tronu Węgier i Polski dla córek. Najstarsza, Katarzyna miała władać państwem NH węgierskim, z kolei tron polski miał przypaść w udziale Marii. Wszystko się zmieniło po śmierci Katarzyny. Wówczas Węgrzy powołali na tron królewnę Marię. Natomiast strona polska zdeklarowała, że dochowa wierności tej królewnie, która na stałe zamieszka w Polsce. W 1383 r. doszło do spotkania posłów polskich i węgierskich, na którym ustalono warunki sukcesji tronu polskiego. Obie strony zgodziły się, że władzę w Polsce obejmie Jadwiga. Elżbieta postawiła warunek, że dziewczynka dopiero po ukończeniu dwunastego roku życia _T P zostanie zwolniona spod jej opieki i na stałe zamieszka w Polsce. Z kolei posłowie polscy domagali się utrzymania wszystkich przywilejów oraz wyboru męża dla Jadwigi. Wkrótce po przybyciu Jadwigi do Krakowa, odbyła się uroczysta koronacja w katedrze. Nową władczynię ukoronowano koroną sporządzoną dla Jadwigi Kaliskiej. Pierwsze dwa lata rządów ok. 11letniego króla, który chodził w sukience, upłynął po zwierzchnictwem możnych polskich. Rola monarchini sprowadzał się do podpisywania dokumentów sporządzanych przez dostojników. Poza plecami Jadwigi toczyły się pertraktacje w sprawie wyboru małżonka dla nowej władczyni, ponieważ kandydatura Wielhelma Habsburga nie wchodziła w grę. W 1385 r. swoje poselstwo do Polski przysłał książę litewski, który złożył intratną ofertę małżeńską. tyn W zamian za rękę Jadwigi obiecał przyjąć chrześcijaństwo, połączyć Litwę z Polską oraz zapłacić karę umowną za zerwanie zaręczyn z Wilhelmem Habsburgiem. Młoda monarchini była przerażona, kiedy dowiedziała się o zamiarach panów polskich. Będąc małą dziewczynką nasłuchała się wielu strasznych historii o pogańskich zwyczajach Litwinów. Prawie do samego końca wierzyła, że do ślubu nie dojdzie. Poza tym polubiła Wilhelma, z którym miała okazje bawić się jako dziecko. Zerwanie zaręczyn nie było Habsburgom na ule rękę. Wilhelm, chcąc ratować zawarty sojusz udał się do Krakowa. Tam młodzi dzięki pomocy księcia Władysława Opolczyka spotykali się w klasztorze franciszkanów. Raczej trudno posądzać Jadwigę o wielką miłość do księcia. Spotkania z Wilhelmem były dobrą zabawą dla dziewczynki, która wreszcie mogła oderwać się od nudnych zajęć. Istnieją różne historie o tym, jak to młodzi próbowali zapobiec ślubowi Jadwigi z księciem litewskim. Podobno królowa chciała uciec z Wawelu wyrąbując siekierą zamkniętą bramę. Planowano nawet, że Wilhelm potajemnie zakradnie się do komnaty Jadwigi, gdzie przypieczętują ślub Bi zawarty w dzieciństwie aktem fizycznym. Układ w Krewie ostatecznie rozstrzygnął los Jadwigi, której o zdanie nikt nie zapytał. Strach przed litewskim „dzikusem” koiła w długich modlitwach. Przed zaślubinami, królowa wysłała Władysława Polczyka, aby sprawdził, jak wygląda jej przyszły małżonek. Monarchini bała się, że Jagiełło jako poganin wyglądem 71/79 odbiega od rycerzy chrześcijańskich. W wyobraźni widziała wielkie kosmate monstrum, co oczywiście nie miało potwierdzenia w rzeczywistości. W lutym 1386 r. książę przyjechał z NH wizytą do Krakowa. Złożył dary przyszłej żonie, a następnego dnia przyjął chrzest ze swoim dworem. Od tego momentu zaczął posługiwać się imieniem Władysław nawiązującym do Władysława Łokietka. Przed zaślubinami Jadwiga publicznie ogłosiła swoje dziecięce zaręczyny za nieważne. Jednak dla pewności wysłano do papieża posła, aby wyjednać dyspensę. 18 lutego 1386 r. obyły się uroczystości ślubne Jadwigi i Władysława. Najwięcej problemów młodej parze przysparzali Habsburgowie. Porzucony narzeczony nadal uważał się _T P za prawomocnego męża Jadwigi. Kazał aresztować Mikołaja Trąbę, który przybył do Wiednia, aby wypłacić zadośćuczynienie za zerwane zaręczyny. Rozpoczął również proces kanoniczny przeciwko małżonkom, z którego później się wycofał. Napięte stosunki między Habsburgami a Polską, wykorzystywali Krzyżacy, oskarżając panów polskich o zmuszenie Jadwigi do bigamii oraz poślubienie poganina. Okres panowania Jadwigi na tronie polskim trudno określić jednoznacznie. Wraz z małżeństwem jej rola znowu została ograniczona. Jednak Władysław potrzebował żony jako prawowitej władczyni państwa. Nie ulega wątpliwości, że Jadwiga aktywnie działała na polu politycznym i społecznym. Przykładem tego jest podjęta, pod nieobecność Jagiełły, wyprawa na Ruś halicko-włodzimierską włączoną tyn do Węgier wskutek układów dynastycznych. Zdezorientowani atakiem Węgrzy praktycznie nie stawiali oporu. Po podboju Lwowa, ziemie halicko-włodzimierskie stały się częścią Polski aż do rozbiorów. Królowa wykazała duże talenty dyplomatyczne w kwestii Zakonu Krzyżackiego, z którym Polacy i Litwini toczyli bój o Żmudź. Mediacje prowadzono głównie drogą listowną. Jadwiga wyraźnie dążyła do ugody z Zakonem, uważając, że Polska nie jest dostatecznie przygotowana do rozprawy z Krzyżakami. Innego zdania był Władysław, przez ule co dochodziło do wielu nieporozumień między małżonkami. Dwukrotnie doszło do spotkania Jadwigi z wielkim mistrzem krzyżackim Konradem von Jungingenem we Włocławku. Nie dały one obiecujących rezultatów, ale starania władczyni odroczyły wojnę, która dała czas na stworzenie dogodniejszych warunków. Monarchini miała duże zasługi w utrwalaniu unii polsko-litewskiej. W 1392 r. razem z Jagiełłą wzięła udział w wyborze nowego namiestnika litewskiego. Nieudolnego Skirgiełło zastąpiono Witoldem Kiejstutowiczem. 4 lipca książę ślubował wierność Koronie polskiej i królowej Jadwidze. Od tego czasu monarchini była Bi powszechnie szanowana na Litwie, a deklaracje wierności składano obojgu małżonkom. Mimo to królowa zadbała, aby do Polski spływał czynsz z ziem litewskich i ruskich, chcąc tym samym ukrócić zapędy separatystyczne książąt litewskich. Poddani polscy traktowali królową niemal z czcią. Słynęła z łagodnego charakteru i urody. Jadwiga wyrosła na 72/79 przepiękną kobietę, wysoką, szczupłą z pięknymi, długimi włosami. Dużo czasu spędzała na modlitwie, często pościła i umartwiała się, codziennie wysłuchiwała mszy. Nigdy nie NH żałowała pieniędzy na uposażanie kościołów. W pierwszym okresie panowania przyznała kosztowności na rzecz katedry wileńskiej i rozwój chrześcijaństwa na Litwie. Jan Długosz opisując czyny społeczne monarchini, odnotował fundację kolegium psałterzystów przy katedrze wawelskiej, fundację klasztoru karmelitów na Piasku pod murami karmelitów, fundację benedyktynów słowiańskich na Kleparzu. Kronikarz poświecił wiele uwagi na temat cudów, jakie miały miejsce za wstawiennictwem Jadwigi. Królowa ze szczególna czcią _T P traktowała duchownych. Istnieją świadectwa o jej licznych nadaniach i przywilejach dla kleru. Szczególne miejsce w jej sercu zajmowali dominikanie. Dużą sympatią darzyła też cystersów. Wspierała datkami również fundacje szpitalne, które w średniowieczu stanowiły przytułki dla ludzi chorych i niezdolnych do pracy. Pomimo dewocjonalizmu Jadwiga nie stroniła od dobrego jedzenia, zabaw i pięknych strojów. Potrafiła być apodyktyczna i lubiła stawiać na swoim, czego czasem doświadczył jej dwór. W kwestii sprawowania władzy nie dochodziło do większych zgrzytów pomiędzy Jadwigą a Władysławem. Istnieją dokumenty wystawiane przez obydwoje małżonków, jak i przez każde z osobna. Wskutek częstych wyjazdów Jagiełły, władza w kraju i cały dwór skupiał się wokół władczyni. Mimo iż tyn początki małżeństwa nie były łatwe to z biegiem lat królowa zaczęła doceniać zalety małżonka i po ludzku się do niego przywiązała. Bardzo często wyjeżdżała naprzeciw Jagielle, żeby powitać go po podróży dyplomatycznej. Największym cieniem na związek Jadwigi i Władysława kładł się brak dzieci. Bezdzietność mogła wiele namieszać w unii polskolitewskiej, stawiając ją pod dużym znakiem zapytania. Po dwunastu latach małżeństwa Jadwiga wreszcie zaszła w ciążę, sprawiając radość całemu dworowi królewskiemu, ule szczególnie Jagielle. Niestety przedwczesną. W trakcie porodu doszło do komplikacji. Córka królewska urodziła się przedwcześnie. Na chrzcie, który odbył się tego samego dnia otrzymała imię Elżbieta nawiązujące do tradycji rodu węgierskiego oraz Bonifacja po ojcu chrzestnym papieżu Bonifacym IX. Dziecko okazało zbyt słabe, żeby przeżyć. Niedługo po porodzie mała Elżbieta zmarła. Również Jadwiga odczuwała skutki przedwczesnego porodu. Parę dni po śmierci córki również umarła. Przed śmiercią zdążyła spisać testament, w którym zapisała wszystkie kosztowności na odbudowę podupadającego Uniwersytetu Bi Jagiellońskiego. Jadwiga została pochowana 19 lipca 1399 r. razem z córką. Po śmierci rozpoczęto starania o kanonizację królowej. Proces wznowiono dopiero za pontyfikatu Jana Pawła II. 73/79 Bibliografia: Nowacki B., Przemysł II, Poznań, 1995. Rudzki E., Polskie królowe. Tom 2, Warszawa 1990. NH Klubówna A., Królowa Jadwiga. Opowieść o czasach i ludziach, Toruń 1971. Wyrozumski J., Królowa Jadwiga między epoką piastowską i jagiellońską, Kraków 1997. Wiesiołowski J., Zabójstwo księżnej Ludgardy w 1283 r. [w:] „Kronika Miasta Poznania”, Bi ule tyn _T P 1993, nr 1–2, s. 7–22. 74/79 Paweł Głuszek Wywiad z Krzysztofem Głydą – kierownikiem Muzeum Powstania Poznańskiego – NH Czerwiec 1956. Paweł Głuszek: Panie Krzysztofie, otwarcie muzeum przesuwano w czasie kilka razy, czym było to spowodowane? Krzysztof Głyda: Były problemy natury budowlanej. Znajdujemy się w piwnicach Zamku, w _T P części która w większości była zupełnie niezagospodarowana, albo stanowiła magazyny. Problemy techniczne były bardzo poważne. Co chwilę zmieniały się warunki, na które natrafili budowlańcy. Wzrastały koszty budowy. Wydaje mi się też, że chyba niezbyt przychylny był stosunek władz Zamku do idei powstania w tym miejscu muzeum. P.G.: Kto jest najczęstszym gościem w muzeum? K.G.: Siłą rzeczy są to dwie grupy uczniów: uczniowie klas gimnazjalnych i uczniowie klas licealnych, aczkolwiek coraz częściej mamy wycieczki ze szkół podstawowych. Wiedza tyn historyczna tych dzieci jest bardzo mała, ale muszę powiedzieć, że cudownie odbierają oni opowieść o powstaniu w Poznaniu, o dzieciach, które brały udział w powstaniu poznańskim. Gdy opowiada się im o Romku Strzałkowskim to jest to dla nich bardzo ważna i wzruszająca historia. Uczniowie to główne grupy zwiedzających. Poza tym studenci i dorośli. Jest też duża grupa obcokrajowców, szczególnie Niemcy, którzy są bardzo zainteresowani i porównują poznańskie powstanie do 1953 roku, do swojego czerwca w Berlinie. Porównują wtedy ule wszystko: ilość ofiar, rannych, procesy sądowe i wyroki. Jestem czasem zaskoczony ich znajomością tematu i ich dociekliwością. P.G.: Jednym z najważniejszych eksponatów w muzeum była koszula 13-letniego Romka Strzałkowskiego zastrzelonego podczas demonstracji w Czerwcu 56. W jaki sposób muzeum weszło w jej posiadanie? Bi K.G.: Muzeum otrzymało koszulę Romka Strzałkowskiego w sposób dosyć ciekawy. Mianowicie, koszula ta od 1959 roku znajdowała się w Fawley Court, 30 km od Londynu. Zgromadzenie Księży Marianów miało tam swoją posiadłość. Ksiądz Józef Jarzębowski stworzył wówczas szkołę i muzeum. Muzeum opierało swoją działalność na darach, 75/79 pamiątkach od polonii pochodzących głównie z XVII-XVIII wieku. W 1959 roku pani Anna Strzałkowska wyjechała na zaproszenie brata do Londynu. Prawdopodobnie SB liczyło, że NH pani Strzałkowska wyjedzie, nie wróci i będzie można „przyklepać” sprawę Romka Strzałkowskiego i jego śmierci. Tak się jednak nie stało. Pani Strzałkowska przewidując, że różne rzeczy mogą się stać, wywiozła ze sobą koszulę. Za pośrednictwem parafii polskiej w Londynie, trafiła do Księży Marianów i księdza Jarzębowskiego, który zgodził się przyjąć koszulę do swojego muzeum. Po 2000 roku, najprawdopodobniej kłopoty finansowe spowodowały, że Księża Marianie musieli posiadłość pod Londynem sprzedać. Szkoła i _T P muzeum zostały zlikwidowane. Muszę powiedzieć, że dzięki inicjatywie „Gazety Wyborczej” nawiązaliśmy kontakt z księżmi. W sprawę zaangażował się też arcybiskup Gądecki i Prezydent Miasta Poznania. W ten sposób, w depozyt na 1 rok, otrzymaliśmy koszulę Romka Strzałkowskiego. W sumie była ona u nas przez 4 lata. P.G.: Na które eksponaty w muzeum, Pana zdaniem, zwiedzający powinni zwrócić szczególną uwagę? Które z nich są warte dokładniejszego i bliższego poznania? K.G.: Wymieniłbym tutaj rzecz z „drugiej strony barykady”. Mianowicie, mamy bardzo tyn ciekawą kolekcję plakatów propagandowych z tamtego okresu. Pokazujemy je w sali nazywanej przez nas „salą KW”, czyli Komitetu Wojewódzkiego PZPR, jako przykład typowej propagandy tamtych czasów, indoktrynacji umysłów, a jednocześnie wielkiej sprzeczności pomiędzy propagandą i tym co ona pokazywała, a codziennym życiem jakie wiodła cała Polska w tym czasie. Drugą rzeczą, na którą szczególnie chciałbym zwrócić uwagę zwiedzających to tzw. „okno Paprzyckiego”. Nazywamy tak monitor telewizyjny, na ule którym wyświetlane są zdjęcia zrobione przez pana Leszka Paprzyckiego. W 1956 roku był to świeżo upieczony absolwent matematyki uniwersytetu im. A. Mickiewicza. Mieszkał na ul. Poznańskiej u swojego stryja i w godzinach popołudniowych, 28 czerwca znalazł się w mieszkaniu. Z okna łazienki udało mu się zrobić cykl zdjęć z wydarzeń, które rozgrywały się na rogu ul. Kochanowskiego i Poznańskiej. Jest to przejmujący dokument, bo widać na nim dramaturgię całego wydarzenia. Najpierw pojawia się mała grupka ludzi, potem ta grupa powiększa się, później widać nadjeżdżające czołgi, widać ludzi padających na ziemię, a więc Bi prawdopodobnie rannych albo zabitych, widać karetki, które pojawiły się w tym miejscu. Jest to niezwykły dokument, który został stworzony przez przypadkowego człowieka i co najważniejsze cywila, osobę która nie była związana z reżymem. Trzeba bowiem pamiętać, że najwięcej zdjęć mamy ze zbiorów MSW, z tego co zrobili funkcjonariusze UB. Bardzo mało 76/79 jest zdjęć, które robili uczestnicy powstania. Poza tym bezpieka, a wiem to od bezpośrednich uczestników tych wydarzeń, po 28 czerwca odwiedzała prywatne zakłady fotograficzne i NH konfiskowała wszystkie klisze, które były oddane do wywołania i zrobienia odbitek, a które zawierały zdjęcia z czerwcowych demonstracji. Z tego właśnie powodu zdjęcia pana Paprzyckiego mają wielką wartość. P.G.: Czy można, jeśli ktoś posiada jakieś rzeczy związane z Czerwcem 56, przekazać je do _T P muzeum, a jeśli tak, to jak to zrobić? K.G.: Jak najbardziej. Wystarczy przyjść do muzeum. Można wcześniej zadzwonić, umówić się i przynieść każdą rzecz, która jest związana z Czerwcem 56, latami 50-tymi, ze wszystkim co możemy połączyć z powstaniem poznańskim. Nawet apeluję i zapraszam, aby ponownie nastąpił jakiś nowy rzut tego typu dokumentów. Szczerze mówiąc jest coraz gorzej z pamiątkami. Rozmowy z ludźmi dały dużo do myślenia i dużo wyjaśniły. To w czasie stanu wojennego, gdy sprawa Czerwca 56 wyszła na jaw, ujrzała światło dzienne, wielu rozsądnych i zapobiegliwych poznaniaków poniszczyło bezpowrotnie pamiątki np.: paląc je. Miałem kilka rozmów ze starszymi osobami, które mówiły, że miały pewne rzeczy, jednak stan tyn wojenny, kiedy naprawdę nie było wiadomo, jak to się wszystko potoczy, spowodował, że ludzie poniszczyli pamiątki po Czerwcu 56. P.G.: W muzeum mamy odtworzony m.in. jeden pokój w mieszkaniu poznańskiej rodziny z lat 50-tych, witryny sklepowe z tamtych lat, pomieszczenia UB i ulicę poznańską. Niektórzy z odwiedzających muzeum twierdzą, że niewiele ma to wspólnego z Czerwcem 56, samymi ule wydarzeniami rozgrywającymi się wówczas. Czy można to tak oceniać? K.G.: Już wyjaśniam. Jeśli chodzi o mieszkanie, to chcieliśmy stworzyć klimat, jaki panował w domach wielkopolskich. Na ścianach mieszkania wisiały pamiątki ze zrywów niepodległościowych takich jak powstanie listopadowe, powstanie styczniowe, szczególnie ważne dla Wielkopolski powstanie wielkopolskie. Podkreślamy oprowadzając wycieczki, że w każdej wielkopolskiej rodzinie, bądź w prawie każdej, był ktoś z przeszłości, kto walczył, Bi uczestniczył w walkach niepodległościowych. To właśnie zwiedzający muzeum ma już w tym mieszkaniu zobaczyć. Przecież Czerwca nie byłoby, gdyby w Wielkopolanach nie było woli niepodległości, wolności, chęci walki o godność, o polskość. To wszystko właśnie ma oddać mieszkanie. Co do ulicy, to pokazaliśmy poznański bruk. Ten bruk to była rzeczywistość roku 77/79 1956. Po takim podłożu stąpali robotnicy zmierzając ze swoich zakładów pracy, przede wszystkim z „Cegielskiego”, w stronę Zamku. W jednej z gablot są okuloki, czyli drewniaki, NH obuwie typowe dla robotników. Są jeszcze ludzie, którzy przychodzą tutaj i opowiadają, że do dzisiaj w uszach dźwięczy im ten dźwięk okuloków stukających o bruk. Poza tym pokazujemy na ścianach i słupach fotogramy z robotnikami, manifestacją przed Zamkiem, przed gmachem ZUS-u, z ulicą Kochanowskiego. Mamy też salę KW, do której wchodzi się właśnie z brukowanej ulicy, z szarości ulicy, z szarości tłumu robotników zgromadzonych przed Zamkiem w kolorowy, nierzeczywisty, nierealny świat propagandy. W sali tej takich ludzi jak: Ochab, _T P emitowane są pieśni z lat 50-tych, 60-tych, z mównicy wygłaszane są fragmenty przemówień Cyrankiewicz, Bierut, Wanda Wasilewska. Słychać charakterystyczny język używany w tamtych czasach. Na stole prezydialnym są monitory z wyświetlanymi karykaturami Trumana, Roosevelta. P.G.: Część osób twierdzi, że Czerwiec 56 nie miał wydźwięku politycznego, nie był próbą obalenia istniejącego wówczas systemu politycznego, a jedynie podjętą przez robotników, próbą polepszenia warunków życia. Żądano „chleba”, a nie zmiany ustroju. Jak Pan ocenia tyn tamte wydarzenia? K.G.: Na pewno nikt nie żądał, aby powstał niezależny związek zawodowy. Większość ludzi, którzy brali w tym udział, to byli członkowie „reżymowych” związków zawodowych, było też bardzo dużo członków partii. Pamiętajmy o tym, że było to 11 lat po zakończeniu krwawej wojny. Pamiętajmy o tym, że do Poznania zawitały warunki z którymi to miasto i kraj nie miały nic wspólnego. W wojsku na najwyższych stanowiskach byli z reguły Rosjanie, ule wszędzie w urzędach byli rosyjscy komisarze. Polska była krajem „sterowanym”. Był to okres totalitaryzmu, stalinizmu, najbardziej krwawy czas. Mówienie wtedy o obaleniu ustroju nie wchodziło w grę. To po to był stworzony Urząd Bezpieczeństwa, żeby już wcześniej wyłapywać ludzi, którzy w ten sposób myśleli. Przecież wtedy za opowiadanie dowcipów „antypaństwowych” można się było znaleźć w więzieniu. Obowiązywał też „mały kodeks karny”, w którym większość przestępstw zagrożona była karą śmierci lub wieloletnim więzieniem. Nawet jeżeli robotnicy takiego hasła tj. obalenia ustroju, nie formułowali, to Bi jednak hasła, które widać na fotografiach: „Precz z Ruskimi”, „Precz z komuną” , wyraźnie wskazują na kierunek myśli i działań robotniczych. Można założyć, że październik 1956 roku również nastąpił dzięki temu, że w Poznaniu miało miejsce powstanie 28 czerwca. Trzy procesy jakie były po czerwcu zakończyły się małymi wyrokami, a proces „dziesięciu” wręcz 78/79 umarł śmiercią naturalną i wyroki tam nie zapadły. To jest dowód na to, że coś zaczęło się w Polsce zmieniać. Trzeba pamiętać, że w 1953 roku umarł Stalin, a w Polsce nic się nie NH zmieniło, w 1956 roku z Moskwy przywieziono Bieruta w „drewnianej jesionce” i też się nic nie zmieniło. Ciągle istniał w Polsce mroczny komunizm mimo, że w Związku Radzieckim zmiany już zaczęły się rysować. U nas nic się nie zmieniało. Dopiero wyjście robotników na ulice Poznania, spowodowało pierwsze, nieśmiałe jeszcze zmiany. Większe zmiany nie mogły zajść od razu. Transformacja trwała aż do 1989 roku. W czerwcu 1956 roku nie można było osiągnąć nic więcej, ale i tak było to bardzo dużo. Trzeba też zrozumieć, że to był Poznań, _T P mentalność poznańska, spokój, rozsądek, racjonalizm, a tu nagle na ulicy znalazło się 100 tysięcy ludzi. To była ogromna ilość ludzi, którzy powiedzieli „nie”. P.G.: Czy według Pana jako kierownika muzeum i osoby mającej dużą wiedzę w temacie Czerwca 56, można mówić o „powstaniu poznańskim”, jak chcą tego niektórzy historycy, czy tylko o „wypadkach czerwcowych”? K.G.: Proszę Pana, słowo „wypadki” stosujemy głównie do określenia niemiłych zdarzeń na naszych szosach, to określenie zresztą wymyśliła i stosowała propaganda komunistyczna, aby tyn zdewaluować 28 czerwiec 1956. Musimy zrozumieć, że wyjście na ulice miasta 100 tysięcy ludzi w słusznej sprawie inaczej niż „powstaniem” nazwać nie można. Doszło do regularnych walk ulicznych, użyto różnorakiej broni, padli zabici i ranni. Właśnie ta rozlana krew daje największe prawo do użycia słowa „powstanie”. Tym słowem oddajemy też cześć tym wszystkim, którzy czynnie brali udział w Powstaniu Poznańskim – Czerwiec 1956. Bi ule Dziękuję za rozmowę. 79/79