Elity nie rozumieją, czym jest niedostatek

Transkrypt

Elity nie rozumieją, czym jest niedostatek
Elity nie rozumieją, czym jest niedostatek
Reakcja elit na decyzje rodziców, dotyczące tego, na co wydać pieniądze z 500+ pokazuje, w jak różny
sposób zarządza się budżetami domowymi na górze i na dole drabiny społecznej, jak odmienne
znaczenia przypisuje się określonym wydatkom.
Odkąd zaczęto wypłacać pieniądze z programu 500+, publicyści podnieśli alarm: „miało być na
dziecko, a jest na zachcianki rodziców! Ojcowie kupują sobie nowe buty, matki nowe sukienki, spłacają
swoje długi”. Nawet minister Morawiecki niepokoi się zwiększonym importem używanych samochodów
z zagranicy. Czy 500+ to faktycznie marnotrawstwo publicznych pieniędzy?
Abstrahując już od tego, że z oceną programów socjalnych trzeba poczekać przynajmniej kilka lat,
załóżmy, że komentatorzy mają rację: są rodziny, które otrzymane 500 zł w całości wydają na potrzeby
rodziców, a nie dzieci. Jak świadczy to o ich uczciwości? Czy nie okradają własnych dzieci?
Reakcja publicystów pokazuje tylko jedno: że zupełnie nie rozumieją, czym jest niedostatek. Nie
można ich wprawdzie winić za to, że nie doświadczyli go na własnej skórze, ale za to, że niezdolni są do
analitycznego myślenia – już tak. Przecież to za im płacimy, żeby potrafili wczuć się w sytuację innego
człowieka, żeby potrafili całościowo opisać i zrozumieć pewne procesy. W przypadku 500+ wychodzi na to,
że są zwyczajnie kiepscy w swojej pracy.
To, że w wyniku 500+ rodzice wydają więcej pieniędzy na siebie, nie znaczy jeszcze, że zaniedbują
dzieci. Może to oznaczać, że przed uruchomieniem programu odbierali sobie od ust, bo najpierw myśleli
o dzieciach: o tym, żeby nie były głodne, żeby nie chodziły do szkoły w dziurawych butach. Przez to sami
nie kupowali sobie ubrań, butów, nie zmieniali samochodu. Dla osób z klasy średniej zakup nowych butów
to kaprys: można sobie przecież odmówić nowego modelu Nike’a albo trekkingów do chodzenia po górach.
Ale dla biednych rodzin wymiana obuwia to często nie jest kaprys, tylko poważny problem, powracający
wraz ze zmianą pory roku. Biedni zazwyczaj kupują tanie buty niskiej jakości, które szybko się znoszą. Stąd
co sezon mają do wyboru: albo będą chodzić z dziurami w podeszwie, albo będą musieli zaoszczędzić na
czym innym, żeby pozwolić sobie na nowe buty.
Nie inaczej jest z sukienkami. Dla Pań, którym nie doskwiera niedostatek, kupno sukienki kojarzy
się z wyjściem na ciuchy, buszowaniem po galerii handlowej i szukaniem okazji. Dla biednych ludzi zakup
nowej sukienki, pary spodni czy butów często jest inwestycją: oznacza to, że mogą pójść na rozmo wę
kwalifikacyjną, ubiegać się o pracę, która wymaga eleganckiego stroju, albo spotykać się ze znajomymi,
którzy mogą ich jakoś wesprzeć.
Nawet zakup nowego, używanego samochodu da się obronić. Sam jestem zagorzale antysamochodowy, ale potrafię zrozumieć, że czteroosobowa rodzina, która mieszka na prowincji, gdzie kuluje
transport publiczny, albo nawet w mieście, gdzie bilety komunikacji miejskiej są drogie, szuka oszczędności
i wygody w wymianie rozklekotanego, 25-letniego samochodu, którego naprawy i wysoki poziom zużycia
paliwa drenują domowy budżet.
Ze wszystkimi tymi piętnowanymi wydatkami wiąże się jeszcze jedna rzecz, której klasa średnia
nigdy nie zrozumie: kwestia uznania. Uznanie, o jakie zabiegają osoby aspirujące do wysokich stanowisk
społecznych jest zupełnie innego typu niż uznanie, którego brakuje osobom biednym. Dla klasy średniej
konsumpcja jest wyznacznikiem wysokiego statusu – regularna wymiana zawartości garderoby i garażu to
odpowiedź na zazdrosne spojrzenie sąsiadów, dalszej rodziny czy znajomych z pracy: ma pokazywać, że
nadąża ona za trendami, modą, że dobrze jej się powodzi. Dla klasy niższej zaspokojenie podstawowych
potrzeb rodzinnych – ubrania czy mobilności – sprawia, że może wyzwolić się ona z piętnującego spojrzenia,
które tak bardzo może paraliżować, podcinać skrzydła.
Wyzwolenie się z tego piętnującego spojrzenia jest niezwykle istotne w przypadku dzieci. To, że
one same – ale TEŻ ich rodzice – nie chodzą w dziurawych butach, w wytartych spodniach, nie jeżdżą
zardzewiałym samochodem dodaje im pewności siebie, uwalnia od wstydu za niezawinioną degradację.
Tym, co zdecydowanie zwiększa szanse rozwojowe biednych jest także spłata długów. Znowuż, dla
klasy średniej dług to synonim nieumiarkowania, rozrzutności, lekkomyślności, niepo hamowanej
konsumpcji z kart kredytowych. Ale biedni zadłużają się najczęściej po to, żeby pokryć nagłe wydatki,
zaspokajające podstawowe potrzeby: wizytę u dentysty z bolącym zębem, zakup niezbędnych lekarstw, spłatę
innego zadłużenia (np. mieszkaniowego). Spłata długów i uwolnienie się od odsetek, niekiedy lichwiarskich
(chwilówki) wpływa również – choć pośrednio – w bardzo dużym stopniu na sytuację dzieci. Nie tylko
oznacza to więcej pieniędzy w budżecie domowym, ale też mniej nieustannego stresu wśród do mowników –
stresu, który przekłada się na przemoc domową, alkoholizm, depresje.
Reakcja elit na decyzje rodziców, dotyczące tego, na co wydać pieniądze z 500+ pokazuje w jak
różny sposób zarządza się budżetami domowymi na górze i na dole drabiny społecznej , jak odmienne
znaczenia przypisuje się określonym wydatkom. Nowe buty dla taty, nowa sukienka dla mamy, nowy
samochód dla całej rodziny i spłata długów – to inwestycje, które mogą walnie przyczynić się do poprawy
warunków, w jakich są wychowywane dzieci. Często przysłużą się znacznie lepiej niż zwiększenie wydatków
na bieżącą konsumpcję dzieci, kiedy samemu wygląda się jak lump, do baku wlewa się tyle paliwa, co do
odrzutowca i na domiar złego, na to wszystko trzeba zapożyczyć się u lichwiarza. To kolejna różnica, która
dzieli klasę niższą od średniej: ta druga nie rozumie, że do rozwoju dziecka można się przyczynić inaczej niż
poprzez inwestowanie w kursy języków obcych, posyłanie na zagraniczne wakacje czy realizowanie
kolejnych zachcianek. Klasa niższa też by tego chciała, ale potrzeby układają się w piramidę. Ci, którzy są
na jej wierzchołku mogliby wreszcie przestać zaglądać do portfela tym, którzy stoją na dole. Niech cieszą
się, że ci z dołu nie są równie zuchwali w zaglądaniu w ich koryta.

Podobne dokumenty