(23) Życiowe burze (Ew. Marka 6:45-56)
Transkrypt
(23) Życiowe burze (Ew. Marka 6:45-56)
Pozwalamy i zachęcamy do kopiowania i rozprowadzania tego materiału w dowolnej formie, pod warunkiem, że nie zmienia się tekstu w żaden sposób i nie pobiera opłaty poza kosztem reprodukcji. Wszelkie wyjątki muszą być zatwierdzone przez autora i Zbór Ewangeliczny „Agape” w Poznaniu. Życiowe burze (23) Ewangelia Marka 6:45-56 Piotr Słomski (Peter Slomski) Seria: Ewangelia Marka – Dobra nowina o Jezusie 29 listopada, 2015 r. Burze, których doświadczamy Kilka tygodni temu, czytaliśmy o tym, jak uczniowie znaleźli się na wzburzonym morzu, kiedy to wydawało im się, że zatoną wraz ze swoją łodzią. Zaraz po tym, jak uczniowie wybudzili Jezusa ze snu, Ten – jednym słowem – uciszył morze. W tekście, który mamy dzisiaj przed sobą, Jezus znów przychodzi do uczniów w czasie burzy. Te dwa oddzielne wydarzenia skłoniły pierwszych chrześcijańskich artystów do zobrazowania Kościoła jako dwunastu uczniów w maleńkiej łodzi na wzburzonym morzu. Przedstawiana przez nich łódź wygląda niepozornie, a w niej widać jedynie brodatych uczniów, którzy szeroko otwartymi oczami spoglądają na rozjuszone morze. Wielu uczonych wierzy, że Marek właśnie tak postrzegał Kościół i chciał, by tak postrzegali go jego czytelnicy – w samym sercu szalejącej burzy. Myślę, że jest to symbol, do którego wszyscy możemy się odnieść, ponieważ życie jest jak podróż; podróż pełna burz i stresów. Być może niektórzy z nas właśnie w tej chwili przechodzą przez straszną burzę w życiu. Ten mały statek w czasie burzy jest symbolem, który uczy nas mądrości w nawigacji przez niepewne morza życia. Ta historia jest obrazem tego, przez co przechodzą wszyscy wierzący i pokazuje pociechę, którą możemy znaleźć w czasie życiowych burz. Mam nadzieję, że to kazanie okaże się pomocne dla nas wszystkich, niezależnie od tego, czy przechodzimy przez jakąś burzę właśnie teraz, czy też będziemy się musieli zmagać z tymi, które nadejdą. Wysłani w burzę Historia ta ma miejsce zaraz po wspaniałym cudzie nakarmienia pięciu tysięcy. W Ewangelii Marka 6:45 czytamy: „I zaraz kazał uczniom swoim wsiąść do łodzi i wyprzedzić go na drugą stronę w kierunku Betsaidy, podczas gdy On sam odprawiał lud”. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że Jezus zrobił coś bardzo dziwnego. Czy bardziej sensownym nie byłoby zatrzymanie uczniów przy sobie, aby mogli wykorzystać możliwości, które pojawiły się po dokonanych cudach? Istniał jednak dobry powód, dla którego Jezus odesłał uczniów; czytamy o tym w Ewangelii Jana 6:14-15: „Wtedy ludzie ujrzawszy cud, jaki uczynił, rzekli: Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Jezus zaś poznawszy, że zamyślają podejść, porwać go i obwołać królem, uszedł znowu na górę sam jeden.” Ekscytacja i bunt wisiały w powietrzu. Mesjanistyczny ferwor niebezpiecznie napędzał tłumy, po tym jak widzieli cud nakarmienia tysięcy ludzi. Siłą chcieli uczynić z Jezusa króla. Jezus miał świadomość, że musi wydostać stamtąd siebie jak i uczniów, gdyż ci, prawdopodobnie przyłączyliby się do buntu. Najwidoczniej nie było łatwo Jezusowi nakłonić uczniów do wejścia do łodzi, bo czytamy: „I zaraz kazał uczniom swoim wsiąść do łodzi”; jest to mocne określenie wskazujące na pilność sytuacji i presję. Dwunastka uczniów niechętnie odpłynęła. Byli jak dzieci, które tak dobrze się bawią, że nie 1 chcą wejść do samochodu i wracać do domu. Jezus musiał nalegać by weszli do łodzi. Być może nawet wypchnął tę łódź na morze. Musimy pamiętać, że Jezus zmusił uczniów, aby wypłynęli. Nie rozumieli oni jeszcze, podobnie jak reszta ludzi, po co przyszedł. Jasne jest, że ludzie chcieli siłą zmusić Jezusa, by został ich królem. Mieli już dość rzymskiego panowania i wierzyli, że kiedy Mesjasz przyjdzie, zapoczątkuje fizyczne królestwo, a wszystkie ich problemy znikną. Podobnie wierzą ludzie i dzisiaj. Głoszą „ewangelię” według której, problemy znikają. Nie głoszą Mesjasza, który może przysporzyć nam kłopotów. Chcą „zbawiciela”, który przyniesie dobrobyt, zwłaszcza w wymiarze materialnym. Jezus nie po to jednak przyszedł. Przyszedł, aby pokonać grzech w naszym życiu, abyśmy mogli żyć dzięki Jego sile i obecności na tym burzliwym świecie. To oznacza, że choć czasami wyśle nas na wzburzone morza, zawsze będzie się nami opiekował, będzie się troszczył o nas i nas kochał. Nie ma niczego w naszym życiu, czego Bóg nie zaplanował. Jeśli jesteśmy Jego dziećmi, to Bóg zawsze robi wszystko dla naszego dobra, nawet kiedy wysyła nas na najgłębsze wody. Modlitwa przed burzą Z wersetu 46 dowiadujemy się, „A gdy ich odprawił, odszedł na górę, aby się modlić”. Cały wschodni obszar Morza Galilejskiego był terenem górzystym. Kiedy więc Jezus odesłał swoich uczniów i odprawił tłum, wszedł na wzgórze, aby się modlić. Jezus potrzebował czasu ze Swoim Ojcem. Był świadom tego, że właśnie miał się zmierzyć z poważnym zwrotem zdarzeń. Potrzebował siły i rady przed tym, co Go czekało. To, co oferował Mu tłum było tym samym, co szatan proponował Mu na pustkowiu. Była to pokusa ominięcia krzyża, pokusa korony bez cierpienia. Odsyłając uczniów i uciekając od tłumów, Jezus odwrócił się od pokusy. Potrzebował też społeczności z Ojcem, bo dawało Mu to siłę by dalej przejść przez pokusy i próby. I potrzebował modlitwy o swoich uczniów, aby nie ulegli fałszywym oczekiwaniom mesjanistycznym. Pewien nieobeznany z Alpami turysta wyruszył na swoją pierwszą wyprawę w Alpy w towarzystwie dwóch doświadczonych przewodników. To było strome, niebezpieczne podejście. Czuł się jednak pewnie mając jednego przewodnika przed sobą, a drugiego za. Wspinaczka trwała godzinami. I w końcu, z trudem łapiąc oddech, sięgnęli po wystające spod śniegu skały – byli na szczycie. Przewodnik, który szedł z przodu chciał pozwolić przybyszowi pierwszemu zobaczyć ten wspaniały widok nieba i ziemi, odsunął się więc na bok i przepuścił turystę. Zapominając o wichurach, które szalały wśród skał na szczycie, młody człowiek podniósł się. Główny przewodnik jednak szybko ściągnął go w dół. „Na kolana!” krzyknął. „Tutaj możesz być bezpieczny jedynie na kolanach”. Musimy iść za przykładem naszego Pana. On wierzył w nieustającą modlitwę, a w czasie kryzysu udawał się w góry lub do ogrodu i spędzał czas na kolanach. Mówiąc przenośnie, jedynie na kolanach Jezus był bezpieczny i tak samo jest w naszym przypadku. Życiowe burze nas nie miną tylko dlatego, że jesteśmy chrześcijanami. Niektórzy z nas być może teraz przechodzą przez burzę, która nie ma nic wspólnego z grzechem. Musimy się przygotować na takie chwile. Musimy być ludźmi modlitwy. Musimy być jak nasz Pan. Musimy odnaleźć to bezpieczne miejsce – „na kolanach”. Obserwowani w czasie burzy Kiedy Jezus się modlił, księżyc w niemalże całej swojej pełni, jak to zwykle bywa w okresie Paschy, pojawił się na rozgwieżdżonym niebie i oświetlił postać modlącego się Jezusa. A poniżej na Morzu Galilejskim, dwunastka uczniów rozpoczynała swoją walkę z burzą. Jest to obraz, który powinien być 2 bliski naszym sercom, bo przedstawia duchową prawdę o naszej aktualnej sytuacji. Mamy Boga i Zbawiciela, który się o nas głęboko troszczy i jest nam bardzo bliski. Ten, który powiedział do Piotra: „Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę. Ja zaś prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja, a ty, gdy się kiedyś nawrócisz, utwierdzaj braci swoich” (Ew. Łukasza 22:31-32), to ten sam, który troszczy się i zachowuje swoje dzieci na miotanych burzami morzach życia. Jezus nie jest Zbawicielem, który mógłby zaniedbać bądź porzucić swoje dzieci. Jest Królem w królestwie, w którym sam strzeże i ochrania każdego ze swoich poddanych. To jest obecna rzeczywistość. Jest to prawdą dla każdego, kto do Niego należy. Nigdy nie musimy się obawiać, że o nas zapomni bądź że się nas wyprze. Możemy to doskonale zobaczyć w kolejnych wydarzeniach. W Ewangelii Marka 6:47-48 czytamy: „A gdy nastał wieczór, łódź była na pełnym morzu, a On sam był na lądzie. A ujrzawszy, że są utrudzeni wiosłowaniem, bo mieli wiatr przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po morzu, i chciał ich wyminąć”. Tam w dole, na jeziorze, maleńki kościół przeżywał trudne chwile. Uczniowie okazali posłuszeństwo swojemu Mistrzowi i wyruszyli do miejsca przeznaczenia. Jednak wiatr z północnego wschodu zepchnął ich na sam środek jeziora. Pomimo ich siedmio czy ośmio-godzinnych wysiłków, wiatr wypchnął ich daleko od miejsca, do którego mieli dopłynąć na północnym zachodzie. Wiemy, że to tyle trwało, bo czytamy, że działo się to około „czwartej straży nocnej”, czyli po trzeciej nad ranem. Żagle były z pewnością opuszczone, wiosła w gotowości, a oni pracowali z całych sił. Pomimo wyczerpującego wiosłowania, wszystkie ich wysiłki były bezskuteczne. Uczniowie byli w okropnej sytuacji. A jak to się stało, że znaleźli się w tej burzy? Znaleźli się tam, bo byli posłuszni Jezusowi. Cóż za wspaniała lekcja dla nas dzisiaj jako chrześcijan i zbór. Wyobraź sobie, co zyskaliby uczniowie tamtej nocy poprzez nieposłuszeństwo: prawdopodobnie byłby to ciepły posiłek i cieplutkie łóżko. To posłuszeństwo było źródłem ich niedogodności. Jeśli podporządkujemy nasze życie Chrystusowi w posłusznym oddaniu, wystawimy się czasami na różne smutki i trudności. Twoja troska i oddanie się biblijnemu stylowi życia uczyni cię podatnym na rzeczy, których niezaangażowane serce nigdy nie doświadczy. Ta historia, ten statek w czasie burzy, jest zaprzeczeniem „Teologii (Ewangelii) Sukcesu” – idei, że jeśli pójdziesz za Jezusem to będzie ci się powodziło i będziesz wolny od trosk. Trudno wytłumaczyć tę historię zgodnie z takim nauczaniem. Nie słuchaj ludzi, którzy mówią, że jeśli ci się nie powodzi i masz problemy, to, na pewno w twoim życiu musi być grzech. Grzech może przysporzyć nam kłopotów, ale czasami to Bóg nam je zsyła. Trzeba jednak powiedzieć, że pomimo tego iż posłuszeństwo może wywołać przeciwne wiatry w naszym życiu, to może przynieść również pewność i radość. Jeśli nigdy nie będziesz wspinać się po górach to prawdopodobnie nigdy nie posiniaczysz sobie nóg, ale też nigdy nie staniesz na szczycie ciesząc się zwycięstwem i podziwiając wspaniałe widoki. Jeśli nigdy nie okażesz posłuszeństwa Chrystusowi, być może miną cię pewne przeciwności życia, ale nigdy nie zaznasz pokoju i radości ze zbliżania się do Jezusa i doznawania Jego pomocy i miłości. Patrząc wstecz na tę burzę, uczniowie mogli wyraźniej zobaczyć miłość i troskę ich Pana i Zbawiciela. Miłość i troska są widoczne w wersecie 48, gdzie czytamy, że Jezus zobaczył, „że są utrudzeni wiosłowaniem”. Uczniowie byli wyraźnym obiektem Jego troski. Czy Jezus swoimi ludzkimi oczami widział ich z dala na tym morzu, czy też była to manifestacja Jego boskości? Jeden z komentatorów mówi: „Nawet pełnia księżyca przypadająca na okres Paschy nie jest wystarczającym uzasadnieniem tego, jak mógł to zobaczyć”. Ostatecznie nie wiemy. Jednak sens tego jest jasny: Jezus skupia się na tych, którzy przechodzą przez trudności. A jednak zwykle, w trudnościach, zachowujemy się tak, jakby Bóg niczego nie widział i się 3 nie troszczył. Niepokoimy się, martwimy i panikujemy. Ten tekst jednak uczy nas czegoś wprost przeciwnego. Jezus widzi swoich naśladowców w czasie burzy i troszczy się o nich. Tekst podaje, że Jezus zobaczył, „że są utrudzeni wiosłowaniem”. Słowo „utrudzeni” dosłownie oznacza „torturowani”. Sugeruje ono poważny ból fizyczny i cierpienie psychiczne, przez które przechodzili uczniowie. Utrzymanie łodzi na powierzchni w obliczu przeciwnych wiatrów i fal wymagało wysiłków ponad ich siły. Jezus widzi twoje głębokie fizyczne cierpienie. Jezus widzi twoją psychiczną udrękę. Być może czujesz, że już nie masz sił. Jezus o tym wie i się troszczy. Być może nie przyjdzie ci z pomocą w najdogodniejszym dla ciebie momencie, ale nigdy nie pozwoli ci całkowicie upaść. Przychodzi we właściwym czasie, aby wesprzeć swoich ludzi. Jezus widzi i nas nie zostawi. Jego przyjście w czasie burzy Jezus widzi, wie i się troszczy. Przyjdzie do nas w czasie burzy. O tym właśnie mówi nam werset 48: „około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po morzu, i chciał ich wyminąć”. Kiedy Jezus zbliżał się do łodzi, celowo zmienił kierunek tak by móc ustawić się obok łodzi i iść równolegle do niej. Chciał by uczniowie Go rozpoznali i zaprosili Go do łodzi. Wydaje się, że zamierzał przetestować ich wiarę. Wiedząc o jego cudownej mocy, czy mieliby wystarczająco dużo wiary, aby Go rozpoznać, kiedy przyszedł do nich w tak niezwykły sposób? Czy rozumieli i wierzyli, że Jezus był Synem Bożym, Panem w ciele? Jeśli mamy przetrwać burze, musimy w to wierzyć. Jeśli nie uwierzyliśmy, że On jest Synem Bożym, to jest dla nas tylko martwym człowiekiem, który nie może nam pomóc. W wersetach 49-50 widzimy reakcję uczniów: „Ale oni, ujrzawszy go, chodzącego po morzu, mniemali, że to zjawa, i krzyknęli, bo wszyscy go widzieli i przelękli się…” Słowo „krzyknęli” dosłownie oznacza: „krzyknęli z przerażenia”. Ten sam termin jest użyty odnośnie opętanego w świątyni z Ewangelii Marka 1:23. Byli przerażeni. Krążyło wówczas powszechne przekonanie, że duchy nocne sprowadzały katastrofy. Po siedmiu godzinach zmagań, byli wyczerpani i zdezorientowani. I nagle, w samym środku nocy, widzą postać idącą po wodzie. Nie powinniśmy ich zbyt surowo oceniać. Jakże często baliśmy się, byliśmy zestresowani czy niespokojni w o wiele łatwiejszych okolicznościach? Jak często zdarzyło się nam zapomnieć kim jest Jezus? Jak często nie ufaliśmy? Bardzo nam łatwo osądzać innych, podczas gdy nie zawsze znamy ich okoliczności. Często zapominamy, jak my reagowaliśmy w przeszłości. Sam wiem, jak szybko mi osądzzać innych, a później przypominam sobie, że i ja zawiniłem brakiem wiary. Pocieszenie w czasie burzy Jezus nie osądził uczniów surowo i my nie powinniśmy osądzać surowo innych. Spójrz na końcówkę wersetu 50: „A On zaraz przemówił do nich tymi słowy: Ufajcie, Jam jest, nie bójcie się”. Cóż za piękne, pocieszające słowa. Jezus mógł zareagować inaczej. Mógł być poirytowany. Mógł powiedzieć: „Nigdy nie zrozumiecie. Lepiej, żebyście odeszli. Nie należycie do mnie”. Zamiast tego jednak, pociesza ich w ich strachu i dezorientacji. Jedyny powód, dla którego mają wierzyć i się nie bać to, jak podaje: „Jam jest”. Tylko tyle trzeba: wiedzieć, że Jezus jest z nami. On widzi; On wie; On się troszczy. Jezus jest Synem Bożym, więc może tak obiecać. Łagodnie upewnia swoich zdezorientowanych i niedowierzających uczniów. W ten sam sposób łagodnie zapewnia nas, że jest blisko. Widzimy też, że robi o wiele więcej. W wersecie 51 czytamy: „I wszedł do nich do łodzi, i wiatr ustał; a oni byli wstrząśnięci do głębi”. W chwili kiedy wszedł do łodzi, wiatr ustał. Jezus 4 zademonstrował im, kim był – Boskim Mesjaszem. Oni jednak wciąż się zdumiewali. Werset 52 mówi nam dlaczego: „Nie rozumieli bowiem cudu z chlebami, gdyż serce ich było nieczułe”. Wcześniej, poprzez wielki cud z chlebem, Jezus pokazał im kim był. To samo robił poprzez wcześniejsze cuda, łącznie z poprzednią burzą na Morzu Galilejskim. Jednak oni wciąż nie mogli w pełni pojąć kim jest. Jezus jednakże nie okazał im zniecierpliwienia. Nie było w tym śladu irytacji. Zamiast tego, wciąż na nowo pokazuje im kim jest. Chodzenie po wodzie i uciszenie burzy, było nawiązaniem do tego co zostało wcześniej napisane w Starym Testamencie, w Księdze Joba 9:8-11: „On sam rozpościera niebiosa i kroczy po falach morskich. On stworzył Niedźwiedzicę, Oriona, Plejady i Gwiazdozbiór Południa. Czyni wielkie, niezbadane rzeczy i cuda, którym nie ma miary. Oto przechodzi koło mnie, a nie widzę go, mija, a nie zauważam go”. Czy nie jest to opisem tego, co wydarzyło się w tej historii? Czy to nie opisuje też naszych okoliczności? Czasami nie udaje się nam zobaczyć kim jest Jezus i czego dokonał. Uczniowie dopiero później zrozumieli duchowe znaczenie tego. Jezus przyszedł w najciemniejszym momencie nocy, kiedy byli wyczerpani i pogrążeni w najgłębszej rozpaczy. Tak też często przychodzi do nas, abyśmy mogli nauczyć się daremności naszych własnych wysiłków i byśmy mogli na Nim polegać. Te same fale, które były źródłem ich rozpaczy, stały się ścieżką dla Jego stóp. To, co stanowi nasze największe obawy, jest podłożem dla Jego stóp. Właśnie tak jest wielki. Kiedy uwierzyliśmy w Jezusa jako Zbawiciela, również uwierzyliśmy w Niego jako naszego Boga. Niezależnie od tego przez jakie burze przechodzisz, Jezus jest od nich większy. On ci pomoże. Zaufanie w czasie burzy Ta krótka historia łodzi na wzburzonym morzu jest zachętą dla nas, aby pamiętać kim jest Jezus. Widzimy jak ciągle pokazuje swoją miłość i moc. Chociaż uczniowie się boją, Jezus okazuje im cierpliwość i pociesza ich. Pokazuje również jak jest potężny i że tylko On może pomóc. Myślę, że to właśnie dlatego zaraz po tej historii mamy wersety 53-56. Wydarzenia, które są tam opisane, miały pomóc uczniom. Spójrz na to, co mówią te wersety: „A gdy się przeprawili na drugą stronę, przyszli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. A gdy wyszli z łodzi, zaraz go poznali. I rozbiegli się po całej tej krainie, i poczęli na łożach znosić chorych tam, gdzie, jak słyszeli, przebywał”. Ludzie zewsząd przybiegali do Jezusa. Pomimo, że nie rozumieli kim jest, On nie odwraca się od nich. Uzdrawia ich. Czytamy o tym w wersecie 56: „A gdziekolwiek przyszedł do wsi albo do miast, albo do osad, kładli chorych na placach i prosili go, by się mogli dotknąć choćby kraju szaty jego; a ci, którzy się go dotknęli, zostali uzdrowieni”. Jezus udziela swoim uczniom kolejnej lekcji. Jest to swojego rodzaju jakby epilog do tego, co działo się wcześniej. Tak jakby mówił do nich: „Zobaczcie kim jestem. Jestem tym, który się naprawdę troszczy. Jestem tym, który ma moc, by się o was zatroszczyć. Jestem Synem Boga. Możecie mi zaufać w czasie burz, przez które przechodzicie w swoim życiu. Pomogę wam przez to przejść, pomimo bólu. Mam moc zatroszczyć się o was i kochać was do samego końca”. Im bardziej zbliżamy się do Jezusa, tym lepiej to zrozumiemy. Tym bardziej będziemy Mu ufać, tym więcej pokoju doświadczymy w czasie burz. Musimy zaufać Jezusowi, że wie co robi, nawet jeśli my sami nie wiemy dlaczego znaleźliśmy się w samym środku burzy. Możemy Mu zaufać. To dlatego najważniejszą rzeczą w czasie burzy jest by nie stracić wiary. Nigdy nie powinniśmy tracić wiary w Boga, nawet jeśli wokół nas będą się działy rzeczy, których nie będziemy w stanie zrozumieć. 5 Bóg nie tylko zajmuje się okolicznościami, które są wokół nas. Zajmuje się też nami w czasie najgłębszych, najpotworniejszych, niezrozumiałych wydarzeń w naszym życiu. Oznacza to, że najbardziej pełne udręki okoliczności, których wielu z nas tutaj doświadczało, doświadcza i będzie doświadczać, są częścią Bożego celu dla nas. Chciałbym w tym miejscu powiedzieć, że jest to jedna z rzeczy, w które najtrudniej jest Bożym ludziom uwierzyć. Uczniowie nie widzieli tego w czasie burzy. Było to przerażające doświadczenie. Jednak w takiej sytuacji nie potrzebujesz kazań typu: „Głowa do góry, to może ci się nigdy nie przydarzyć!” Ale to się zdarza, a wtedy niewierzący nie mają na to odpowiedzi. Ich przesłanie jest jak igła w zepsutym barometrze – wciąż wskazuje na „bardzo dobrą” pogodę. Nawet pośród burz z piorunami, można usłyszeć: „Głowa do góry! To może się nigdy nie zdarzyć!” Słowo Boże z kolei mówi: „To może się przydarzyć”. A jeśli tak się stanie – to co wtedy? Wtedy musimy pamiętać słowa Jezusa: „Ufajcie, Jam jest, nie bójcie się”. Diabeł zrobi wszystko byś w to nie wierzył. Będzie cię atakował i dręczył – tak jak uczniów na łodzi – tak aby ogarnęła cię podstawowa wątpliwość w dobroć Boga wobec Jego ludu. To dlatego w Piśmie zapisano te rzeczy. Tak abyśmy przez cierpliwość, pociechę i przez pewność z Pism, mogli mieć nadzieję. W Starym Testamencie wciąż czytamy o Panu, który jest ponad morzami, rzekami, burzami i wiatrami. Jako Stwórca mórz, Bóg czyni je sobie poddanymi i kroczy po falach demonstrując swój majestat i moc. Ponieważ On jest Panem, nie musimy się bać ani szalejącego morza ani dących wiatrów. Pojawienie się Jezusa na Morzu Galilejskim jest obrazem i znakiem, że żywy Bóg zbliżył się do ludzi w objawieniu swojego Syna. Jezus nie zamierzał po prostu minąć swoich uczniów. Przyszedł by z nami być. Oto ten, który jest godny całego twojego zaufania. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie do ciebie pokusa by w to zwątpić, to pójdź za Jezusem na krzyż Golgoty. Tam zobaczysz ostateczny dowód dobroci Boga dla swoich dzieci. To tam Jezus przyszedł by stać się jednym z nas, by wziąć na siebie całą burzę Bożego sądu. Ta burza przyszła na Niego i powaliła Go na ziemię. Właśnie taką miłość okazał swoim ludziom. I dzięki tej miłości i mocy, powstał z grobu, zwyciążając diabła i potępienie, które na nas czekało. Biblia mówi nam, że „umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, umiłował ich aż do końca” (Ew. Jana 13:1). Możesz Mu zaufać w czasie swoich burz. Nie bój się. On jest z tobą w czasie burzy, jest zawsze i pozostanie do samego końca. © Peter Slomski i Zbór Ewangeliczny „Agape” w Poznaniu. Strona internetowa: www.agape-poznan.org 6