A L K R

Transkrypt

A L K R
A L
K   R.
P  
     „S”,
–
Pod koniec sierpnia 1980 r., na kilka dni przed podpisaniem przez zbuntowanych robotników i przedstawicieli władzy porozumień, które zakończyły strajki w Gdańsku i Szczecinie, a także de facto spowodowały uznanie przez komunistyczny rząd istnienia niezależnego ruchu związkowego, polscy telewidzowie
zostali poddani pewnej charakterystycznej manipulacji propagandowej. 26
sierpnia odczytano w telewizji artykuł Ryszarda Wojny, znanego reżymowego
publicysty, zatytułowany „Linia podziału”.
„Na IV plenarnym posiedzeniu Komitetu Centralnego stwierdziliśmy, że sytuacja w naszym kraju rozwija się w niebezpiecznym kierunku” – pisał Wojna,
oczywiście mając na myśli strajki, chociaż nie użył tego słowa. „Ten kierunek
niestety wciąż się utrzymuje. Mimo wszystkich wysiłków nie można jeszcze powiedzieć, że udało się powstrzymać bieg wydarzeń mogących doprowadzić kraj
do narodowej katastrofy. W tym stwierdzeniu nie ma żadnej przesady ani nic
ze «straszaka», o co pomawiają nas nasi przeciwnicy. Takie są realia współczesnego świata przeciętego głębokim konfliktem” (Wojna 1980).
Żeby nikt z milionów Polaków oglądających w tym momencie telewizję nie
miał wówczas wątpliwości, jaką „narodową katastrofę” ma na myśli czołowy publicysta głównego partyjnego dziennika, Wojna w dalszej części swojego tekstu
zbudował historyczną analogię pomiędzy robotniczymi strajkami a anarchią panującą w Polsce w XVIII w., która skończyła się rozbiorami i upadkiem państwa.
Wszystko było jasne – członek KC PZPR i poseł na sejm groził własnemu narodowi interwencją Związku Radzieckiego i innych „bratnich krajów”, czyli tragedią
podobną do tej, która spotkała Węgrów w 1956 r., a Czechów i Słowaków w 1968.
Michał Głowiński, językoznawca studiujący język propagandy komunistycznej Polski, zanotował wówczas: „artykuł Wojny (…) stanowi rodzaj szantażu,
ma sparaliżować działania strajkujących, a także – wywołać społeczne przerażenie” (Głowiński 1993: 163). Bardziej dosadnie skomentował to Krzysztof
Mętrak, znany krytyk filmowy. „Wojna groził przyjaciółmi, że nas znowu rozbiorą” – zapisał w swoim dzienniku. „Mówią, że się podłożył. Ciekawe, co na to
Rosjanie?” (Mętrak 1998: 63).
Kosmopolici przeciw pachołkom Rosji.
| 73
Mętrak miał pewnie rację mówiąc, że Wojna przedobrzył także z punktu widzenia swoich mocodawców. Z tekstu opublikowanym następnego dnia w Trybunie Ludu zniknął akapit o rozbiorach. Mimo to ta sytuacja dobrze ilustruje jeden z ciekawszych paradoksów publicznej retoryki okresu „Solidarności”:
podstawowym zabiegiem legitymizującym narodową władzę partii miał być
powszechny strach przed obcym mocarstwem, albo też, jak wówczas eufemistycznie mówiono, „argument geopolityczny”.
Nie był to jedyny paradoks nacjonalistycznej retoryki lat 1980–1981. W poszukiwaniu społecznego poparacia zarówno partia komunistyczna, jak i opozycja nie wahały się odwoływać do nacjonalistycznych uczuć i lęków Polaków,
ale obie – z bardzo różnych względów – często nie mogły tego robić wprost
i musiały posługiwać się bardzo charakterystycznym „kodem” złożonym z aluzji i niedomówień. Opozycja zmagała się z gorsetem cenzury i strachem przed
sprowokowaniem obcej inwazji, partia zaś z obawą o to, „co pomyślą w Moskwie”, a także ze swoim własnym kompleksem władzy narzuconej z zewnątrz
i powszechnie postrzeganej jako obca (nie rozstrzygam tutaj, do jakiego stopnia rzeczywiście jako taką ją postrzegano).
R :   
Sytuacja władzy obfitowała w paradoksy. Pierwszy z nich wynikał z oficjalnie
wyznawanej ideologii uniwersalnej przyjaźni między narodami. Chociaż oficjalnie ruch komunistyczny głosił hasła międzynarodowego braterstwa i internacjonalizmu, a klasycy marksizmu przewidywali zniesienie podziałów narodowych, ruchy komunistyczne – zarówno te, które już sprawowały władzę, jak
i te, które do niej tylko aspirowały – musiały liczyć się z narodowymi sentymentami, a także chętnie je wykorzystywały. Historycznych przykładów można przytoczyć wiele. Sławna odezwa Stalina do obywateli ZSRR, wygłoszona
wkrótce po rozpoczęciu inwazji niemieckiej, w której odwoływał się do patriotycznych uczuć Rosjan, należy do najbardziej znanych. Także komunistyczne
ruchy azjatyckie często stosowały jawnie nacjonalistyczną retorykę, która ostro
kontrastowała z głoszonymi równocześnie hasłami o „uniwersalnej przyjaźni
między narodami”. Najbardziej chyba skrajnym przykładem komunistyczno-najconalistycznej propagandy jest apel Pol Pota, przywódcy Demokratycznej
Kampuczy, wzywający do walki na śmierć i życie z Wietnamczykami. Pol Pot
obliczył, że każdy z 2 mln żołnierzy Kampuczy musi zabić 30 Wietnamczyków,
aby wyrównać szanse w walce pomiędzy tymi dwoma komunistycznymi wówczas narodami. W oficjalnej propagandzie Demokratycznej Kampuczy Wietnamczycy byli nazywani „pożeraczami naszego terytorium”, a ponad 300 tys.
74 |
Nacionalismus v současných dějinách střední Evropy
obywateli Kampuczy zamordowano za prawdziwe lub wyimaginowane związki
z Wietnamem – za to, że mieli „khmerskie ciała, ale wietnamskie umysły”, jak
mówili przywódcy Kampuczy (Chanda 1988: 254).
Także polskim komunistom nieobce było wykorzystywanie nacjonalistycznych sentymentów. W odróżnieniu jednak od towarzyszy z Azji czy Jugosławii,
którzy doszli do władzy przede wszystkim własnymi siłami, polską partię zainstalowały u władzy radzieckie czołgi. Jak dowodzi historyk Marcin Zaremba,
to „dziedziczne obciążenie”, bardzo utrudniało Polakom uznanie władzy komunistycznej za własną – i w momentach kryzysu zawsze partii o nim przypominano (Zaremba 2001). Władza odczuwała więc nieustanną i nigdy niezaspokojoną potrzebę udowadniania Polakom, że jest narodowa – i robiła to odwołując
się do starannie wyselekcjonowanego zestawu narodowych symboli (takich jak
np. zwycięstwo nad Krzyżakami pod Grunwaldem).
Swoboda działania propagandy była jednak znacznie ograniczona wymaganiami strategicznymi. Tradycyjnie głównymi wrogami polskiego nacjonalizmu
byli Rosjanie i Niemcy. O Niemcach Wschodnich nie można było mówić źle, bo
należeli do „rodziny bratnich krajów”. „Rewizjonistami” z Niemiec Zachodnich
dało się już straszyć łatwiej, chociaż i tutaj propagandyści byli skrępowani, ponieważ władzom PRL desperacko zależało na zachodnioniemieckich kredytach.
O ZSRR oczywiście można było mówić tylko dobrze.
Wybrano więc technikę zastraszania, posługując się aluzjami, które były dla
każdego umiarkowanie inteligentnego Polaka aż nadto czytelne. Dobrze ilustruje ją artykuł Wojny, ale przykładów było oczywiście więcej. Ten sam argument występował też np. w wersji zracjonalizowanej. Wywodzono, że ZSRR
trzeba kochać, bo inaczej nie tylko przejadą po Polakach czołgi Armii Czerwonej, ale również dlatego, że ZSRR jest jedynym gwarantem pozycji międzynarodowej Polski i jej zachodnich granic. Liberalny publicysta partyjny Mieczysław
Rakowski pisząc w tym duchu nazwał sojusz z ZSRR „wartością najcenniejszą”
(Rakowski 1980). Zagrożenie niemieckie pozostawało tutaj również niedopowiedzeniem, ale takim, które musiało nasuwać się każdemu czytelnikowi.
Próbowano dezawuować jako „niepolską” opozycję – zwłaszcza zyskujący
wpływy w powstającej „Solidarności” Komitet Obrony Robotników. W państwowych mediach często pojawiały się informacje o pieniądzach, które miały
płynąć szerokim strumieniem do kieszeni opozycyjnych działaczy i zapewniać
im standard życia znacznie wyższy od tego, o jakim mógł marzyć przeciętny
Polak. Niekiedy odwoływano się, najczęściej również za pomocą aluzji, do sentymentów antysemickich. Oto cytat z takiej typowej denuncjacji, która ukazała się w poczytnym dzienniku po aresztowaniu kilku przywódców KOR (jak się
wkrótce miało okazać – krótkotrwałym). Tekst był zatytułowany „Treści wspólne i obce”: „Prawdziwi Polscy, nawet najbardziej rozgoryczeni i zapiekli w naKosmopolici przeciw pachołkom Rosji.
| 75
rosłych żalach, nie mogą obojętnie przyjmować treści wypowiadanych przez
A. Michnika czy J. Kuronia wobec przedstawicieli prasy burżuazyjnej, a dotyczących często najważniejszych naszych spraw narodowych” (Markowski
1980). W ślad za tym szły oskarżenia o wyprzedawanie przez opozycję Polski
Niemcom (Głowiński 1993: 171). W przemówieniach „twardogłowych” z Biura
Politycznego pojawiały się też takie określenia jak „V kolumna” i „kosmopolici”,
które w kodzie partyjnej nowomowy zwykły wcześniej oznaczać przedstawicieli mniejszości narodowych. „Kosmopolitami” nazywano przede wszystkim
Żydów, ale już „V kolumną” mogli być Ukraińcy i Białorusini1. Wkrótce po powstaniu „Solidarności” władze udzieliły zgody na powstanie Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”, przybudówki partii o wyraźnie nacjonalistycznym
charakterze. Stowarzyszenie wydawało dwa czasopisma, finansowane oczywiście przez państwo, i w kilka miesięcy po powstaniu liczyło już – według własnych statystyk – ok. 250 tys. członków (Zaremba 2001: 385).
Władza uciekała się także do prowokacji. Niekiedy graniczyły one z groteską:
26–29 marca 1981 r. w Poznaniu, Elblągu, Wrocławiu, Lesznie, Gdańsku i Bydgoszczy kolportowane były ulotki po niemiecku sygnowane przez AKON (Akcja Odra – Nysa) i GOG (Związek Posiadaczy Ziemskich na Dawnych Ziemiach
Wschodnich). Obie ulotki wyrażały poparcie dla „Solidarności” „w walce o demokratyczne wolności na wschodnio-niemieckich obszarach znajdujących się
przejściowo pod polskim zarządem”, deklarowały udzielenie wszelkiej pomocy
i zapewniały, że tylko Niemcy są w stanie wyciągnąć polską gospodarkę z kryzysu2.
S:   
Co dały rządzącym te wszystkie zabiegi? Niewiele. Wiarygodność „Solidarności”
jako „prawdziwie polskiego” ruchu okazała się nie do podważenia. Perspektywa
radzieckiej interwencji – którą uznawano wówczas za bardzo realną – sprawiała, że oficjalne stanowisko zarówno samego związku, jak i KOR – najbardziej
wpływowej grupy opozycyjnej – było jednoznaczne: Polska zamierza honorować swoje sojusznicze zobowiązania wobec Związku Radzieckiego i innych
krajów socjalistycznych. Dopiero w obliczu narastającego paraliżu władzy niektórzy działacze „Solidarności” zaczęli mówić o przejęciu rządów, ale nawet
wówczas podkreślano, że nikt nie zamierza godzić w sojusz ze ZSRR. Najod-
1
2
Te motywy pojawiały się m. in. w przemówieniach Albina Siwaka.
IPN, sygn. 185n/9, k. 92.
76 |
Nacionalismus v současných dějinách střední Evropy
ważniejsi wspominali o neutralności3. Nacjonalistyczne sentymenty bardzo starano się trzymać na wodzy. Pod tym względem rzeczywiście „Solidarność”, jak
chce Alain Touraine, była samoograniczającą się rewolucją (Touraine, Strzelecki, Dubet, Weviorka 1989).
Wiarygodność związku budowała nie tylko jego liczebność – w szczytowym
okresie należało do niego 10 mln Polaków. Równie istotne były rocznice, które
pod patronatem „Solidarności” świętowano, przeszłość, o której dzięki związkowi zaczęto otwarcie mówić, i symbole, do których się odwoływał. Każdy
strajk zaczynał się od wywieszenia flag narodowych. Związek przyznał także
uprzywilejowane miejsce w publicznej przestrzeni katolicyzmowi, drogiemu
ogromnej większości Polaków, a spychanemu w sferę życia prywatnego przez
Partię. Msza stanowiła kulminacyjny punkt niemal każdej uroczystości związkowej. Podczas wielotysięcznych wieców biskupi święcili związkowe sztandary.
„Solidarność” otwarcie mówiła także o przeszłości – obchodzono m. in. rocznice powstań robotniczych przeciwko komunistycznej władzy, a tym, którzy w
nich zginęli, wznoszono pomniki. Wydawnictwa ukazujące się poza cenzurą pisały prawdę o historii stosunków polsko-radzieckich, w tym m. in. o masakrze
polskich oficerów internowanych przez Rosjan w Katyniu, którą oficjalna propaganda przypisywała Niemcom.
Na fali narastającej radykalizacji związku w 1981 r. względy taktyczne powoli przestawały mieć znaczenie – i o podległości wobec ZSRR zaczęto mówić
otwarcie. Podczas pierwszego zjazdu „Solidarności”, który odbył się we wrześniu 1981 r. w atmosferze euforii delegaci uchwalili „posłanie do robotników
Europy Wschodniej”, w którym ogłaszali swoją solidarność z robotnikami innych krajów socjalistycznych. Wkrótce potem Biuro Polityczne KPZR ogłosiło
list otwarty do rządu i społeczeństwa polskiego, pełen dyskretnie tylko zawoalowanych gróźb.
Reakcją był natychmiastowy i spontaniczny protest. Raporty Służby Bezpieczeństwa cytują dziesiątki wypowiedzi działaczy „Solidarności” i zwykłych robotników, oraz przynajmniej kilkanaście rezolucji uchwalanych przez załogi fabryk w całej Polsce. Jeden z agentów zanotował taką wypowiedź anonimowego
działacza związkowego z Wałbrzycha: „Nie boimy się konfrontacji, a jako związek poradzimy sobie z tymi, którzy będą interweniować. To, co się dzieje w Polsce, dotyczy naszych polskich problemów i żadne państwo nie ma prawa się w
nie mieszać. Rząd, który straszy własny naród konfrontacją, nie jest godny być
rządem, reprezentantem narodu”4. Znani z radykalizmu robotnicy z kombinaNp. Jacek Kuroń podczas spotkania z robotnikami FSM w Bielsku-Białej 8 lipca 1981 r.
Informacja oparta o sprawozdanie agentów SB. IPN, sygn. 185n/18, k. 26.
4
IPN, sygn. 185n/20, k. 73.
3
Kosmopolici przeciw pachołkom Rosji.
| 77
tu produkującego ciągniki w Ursusie pod Warszawą byli bardziej dosadni: „Z oburzeniem przyjęliśmy totalną bolszewicką ingerencję w sprawy Rzeczypospolitej.
Rząd i partia potulnie przyjęli pogróżki moskiewskiego imperializmu”5. Równocześnie po kraju błyskawicznie rozeszła się plotka, że od wschodu wjeżdżają już
radzieckie czołgi (powtórzył ją nawet serwis prasowy „Solidarności”).
Pogróżki płynące z Moskwy zniszczyły ostatecznie pretensje PZPR do narodowej legitymacji. Stan wojenny – jak powiedział generał Jaruzelski na posiedzeniu Biura Politycznego 15 grudnia 1981 r. – był haniebną porażką partii po
36 latach sprawowania władzy. Wprowadzenie rogatywek – narodowego nakrycia głowy dla żołnierzy, nieobecnego przez długie lata w armii umundurowanej na wzór radziecki – pozostało w tej sytuacji tylko pustym gestem.
B:
Głowiński, M. (1993): Peereliada. Warszawa.
Chanda, N. (1988): Brother Enemy: A History of Indochina since the fall of Saigon. New York.
Markowski, J. (1980): Treści wspólne i obce, Trybuna Ludu 30. 8.
Mętrak, K. (1998): Dziennik 1979–1983. Warszawa.
Rakowski, M. F. (1980): Wartość najcenniejsza, Życie Warszawy 21. 10.
Wojna, R. (1980): Linia podziału, Trybuna Ludu, 27. 8.
Touraine, A., Strzelecki, J., Dubet, F., Weviorka, M. (1989): Solidarność: analiza ruchu
społecznego 1980–81. Warszawa.
Zaremba, M. (2001): Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Warszawa.
5
IPN, sygn. 185n/21, k. 31.
78 |
Nacionalismus v současných dějinách střední Evropy